Skocz do zawartości

Spontaniczne\Zorganizowane(niepotrzebne skreślić) Mini meety w Warszawie


KochamChemie

Recommended Posts

Najmłodsze pojawiające się osoby mają ~12 lat, najstarsze ~30. Średnia zbyt wysoka nie jest (trzeba przyznać, że ostatnio liczba osób zaliczających się do tych młodszych rośnie), ale spośród tych starszych osób są i tacy, którzy pojawiają się bardzo regularnie - także generalnie każdy ma z kim pogadać (pomijając już fakt, że panuje względna integracja całej grupy, i może i ci najmłodsi specjalnie dużo z tymi najstarszymi nie gadają, ale jakby tych najmłodszych pominąć to już każdy z każdym jakiś większy bądź mniejszy temat na rozmowę znajdzie).

 

EDIT: Jeśli wiek, jaki masz podany w profilu jest prawdziwy to nie powinieneś mieć problemu ze znalezieniem kompanów do rozmowy w fandomie.

 

EDIT: Dwusetny post :3

Edytowano przez Spring Apricot
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siema, powiem mi ktoś czy zaszła jakaś zmiana ludzi w kręgu spotkań w ciągu ostatniego roku? Bo widzicie, tak się składa że mniej-więcej rok temu byłem na dwóch i ćwierć meet'a(pomiędzy nimi różne odstępy czasu), tylko że granicy lat na karku nie przeskoczysz. W związku z tym pytanie - jak obecnie ze średnią wieku? Bo, nie oszukujmy się, różny wiek -> różne sposoby myślenia, ergo, totalnie różni rozmówcy.

 

Polecam poczekać i przybyć na tego meeta: http://mlppolska.pl/watek/9802-ii-warszawski-ponymeet-dla-nowych-31052014/ Ma być ok 40 osób prawdopodobnie, w różnym przedziale wiekowym i wtedy będziesz miał większe szanse na poznanie kogoś w wieku 20-34 lat, zwłaszcza, że kilka osób z tego przedziału wiekowego już zapowiedziała, że będzie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siema, powiem mi ktoś czy zaszła jakaś zmiana ludzi w kręgu spotkań w ciągu ostatniego roku? Bo widzicie, tak się składa że mniej-więcej rok temu byłem na dwóch i ćwierć meet'a(pomiędzy nimi różne odstępy czasu), tylko że granicy lat na karku nie przeskoczysz. W związku z tym pytanie - jak obecnie ze średnią wieku? Bo, nie oszukujmy się, różny wiek -> różne sposoby myślenia, ergo, totalnie różni rozmówcy.

Mnie np bliżej już do 30 lat niż do 20 i jakoś dawało radę bywać na meetach. A zacząłem około pół roku temu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Kopiuj-wklejka z Facebooka

 

 

MEET ROWEROWY

 

Piękna pogoda, wakacje blisko (albo już są), więc czemu się trochę nie rozruszać i nie wybrać na przejażdżkę rowerową? Tym bardziej za miasto?

Trasa biec będzie przez Wał Zawadowski, położony w malowniczej, południowej, lewobrzeżnej części Warszawy. Tyle z początku, bo później się zobaczy. Ogólnie będzie dużo błądzenia :P 

Z uwagi na to, że w planach jest wyjazd poza teren Warszawy, dodatkowo na spore odludzie, bardzo bym prosił, aby każdy poszperał w swoim "garażu" za przyborami do prostej naprawy roweru - klucze, dętki, łatki, podręczne pompki etc. Kto co ma, niech weźmie ze sobą. Pewnie nie będzie to potrzebne, ale na pewno będziemy czuli się bezpieczniej z nimi, niż bez nich :)

Poza tym polecam wziąć coś do picia i przegryzienia, coby posilić się w trakcie podróży.

 

Zapraszam wszystkich chętnych (prócz Daszki)

 

Data: 14 czerwca 2014r. (sobota)

Godzina: 12:00

Miejsce startu: Patelnia

 

Link do Facebooka: https://www.facebook.com/events/658130184267994/?ref_newsfeed_story_type=regular

Edytowano przez Polonius
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kopiuj-wklejka z Facebooka

Dzięki bo bym zupełnie tego nieznalazł tam w tym śmietniku.

> Miejsce startu: Patelnia

Nie zabardzo mi sie podoba to miejsce, nie ma tam jak dojechać po ścieżkach rowerowych (mocno nieaktualna mapa tutaj).

Już leprzy by był plac 3 krzyży.

EDIT:

> Godzina: 10:00

Trochę wcześnie ale pamiętajcie że jedziemy na cały dzień!

Edit 2:

Zostaje meet przesunięty z powodu deszczu.

Edytowano przez Arpegius
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Wybrałem Patelnię, gdyż każdy wie, gdzie to jest i teoretycznie każdemu byłoby blisko. Wiem, że lepszym miejscem byłby chociażby zjazd z mostu Siekierkowskiego, ale nie będę zmieniał na dzień przed wydarzeniem, żeby nie mieszać ludziom w głowach.
 

Mam dosyć porządnie rozwinięte drzewko mechaniki, ino śrubokręt przy naprawach rowerowych używa się do bardziej zaawansowanych zadań, niż te, które można wykonać w głuszy. Przynajmniej, jeżeli zastosujemy go standardowo  :twilight3:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rowerowy z jednej storny był udany, ale z drugiej przejechałem 80 km, dopadł nas deszcz, chyba będę chory i będę musiał naprawić rower. No i jestem obolały. Poza tym nie nadążałem za resztą. Jestem już za stary na takie wycieczki, a Polonius wybrał zbyt ambitną trasę (Centrum -> Góra Kalwaria -> Most Siekierkowski). Ech powinienem był mądrze odłączyć się wcześniej, ale pierwsze 20-30 km fajnie się jechało (tylko za szybko). 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OK, to czas na dłuższą relację ze spotkania rowerowego.

Na patelnię dotarłem o 13:50 i byłem pierwszy. Polonius pojawił się niedługo później i niestety nie umiał regulować przerzutek. Pokazał mi trasę do góry Kalwarii i z powrotem i powiedział że to tak na 4 godziny. Odpowiedziałem, że nie dam rady i żeby wybrał coś innego, albo odłączę się od nich wcześniej. Chciał czekać do 14:10, ale poradziłem mu że lepiej dłużej, bo zawsze ktoś może się spóźnić. Niedługo potem pojawił się trzeci z nas, którego ksywki niestety nie pamiętam. Doświadczony kolarz, wioślarz i w ogóle sportowiec z szybkim rowerem. Ostatni dołączył Arpegius.

W międzyczasie Greepeace coś od nas chciał, chyba pieniędzy. Nie zdążyłem nawet dowiedzieć się o co im chodzi, bo ta babka jakoś szybko sobie ode mnie poszła. Jak to zresztą zazwyczaj kobiety. Napatoczyła się też jakaś inna kobieta i zwróciła moją uwagę, że jakiś facet śpi pod ścianą i że może trzeba zadzwonić po pogotowie i mu pomóc. Spał mocno i sądząc po zapachu był weteranem miejskiego survivalu, ale wbrew własnemu przeczuciu za jej namową poszedłem po policję. Przyszli po 10 minutach, obudzili go i zaczęli dręczyć. Jak zwykle okazało się że rację miałem ja, a kiedy się coś zrobi tak jak chce kobieta to będzie źle. No i że kolaboracja prowadzi tylko do ludzkiej krzywdy.

Z patelni wyprowadziliśmy rowery na południe i pojechaliśmy ścieżkami rowerowymi na południowy-zachód aż dotarliśmy nad Wisłę w pobliże Mostu Siekierkowskiego. Byłem zaskoczony że tak szybko nam poszło. Pojechaliśmy pod studzienkę wody oligoceńskiej przy kościele, napełniliśmy butelki i pojechaliśmy dalej. Przy czym reszta musiała na mnie czekać, bo dopiero od tygodnia jeżdżę rowerem i ostatnio przytyłem. Zresztą mój rower jest stworzony do  wygodnej jazdy, a nie do jazdy na złamanie karku. Na jakiś kilometr pożyczyłem dla porównania rower Arpegiusa i tam mechanika nie ma oporów i chodzi jak w zegarku, ale było mi niewygodnie.

Myślałem że zmienili trasę. Myślałem też, czy by nie odłączyć się gdzieś po drodze. No ale zwyciężyła myśl, że ja i tak nie wiem gdzie jestem a oni tak. Na początku, żeby mnie przyspieszyć, wyjeżdżali sobie do przodu na jakieś 50-100m, ale tak mi się źle jechało. Później próbowaliśmy jazdy w parach, ale jakoś tak naturalnie wychodziło, że zostawałem z tyłu i poza zasięgiem głosu. Na końcu dali mnie na przód i dostosowywali się do mojego tępa i to działało najlepiej. W każdym razie miło z ich strony, że na mnie czekali (tak jak kucyki czekałyby na najwolniejszą), ale w sumie może lepiej by było, gdybym jakoś w 1/4 drogi dostał instrukcję, żeby się odłączyć i wracać do domu. Wtedy przynajmniej zdążyłbym na spotkanie grupy od RPG która miała grać w planszówki.

Spory odcinek trasy, zwłaszcza w okolicach Willanowa, przejechaliśmy po wale przeciwpowodziowym. Nie wszędzie był asfalt, ale było malowniczo. Było widać rzekę, plaże, pola uprawne, domki z ogrodami, roboczego konia kasztanka i tym podobne. Na polach uprawnych dominowało zboże, kapusta, kukurydza i słoneczniki. 

W pewnym momencie dojechaliśmy do przeprawy promowej, ale była nieczynna. Za to trzeci znalazł okulary przeciwsłoneczne, które mu pasowały do kasku (ale zgubił przypinkę z Luną). To chyba mniej więcej wtedy dałem mu do wiezienia swój plecak, żeby samemu jechać trochę szybciej. Arpegius wytłumaczył mi, że oni normalnie jadą sobie 20 km/h a w porywach ponad 30 km/h a ja jadę 15 km/h a 20 km/h to szczyt moich możliwości. Byłem lekko przestraszony tym, ze często jechaliśmy pół metra od siebie i zdziwiony że doszło do tylko jednego (i niegroźnego) zderzenia.

Za Willanowem jechaliśmy asfaltówką obok willi i poszło szybciej. Chciałem się zatrzymać, żeby kupić owoce, ale mi nie dali. Na tej trasie zdążyłem się zmęczyć, ale kiedy wreszcie ich dogoniłem i powiedziałem "Ja już nie dam rady dalej, powiedzcie mi jak wrócić", okazało się że właśnie dojechaliśmy do Góry Kalwarii. W mieście przypięliśmy rowery do latarni i poszliśmy na obiad. Trafiła nam się elegancka pizzeria "Biesiadowo". Normalnie nie chodzę do knajp z ładnym wystrojem wnętrz i obsługą kelnerską, ale okazało się że tam będąc z grupą ludzi, można sobie podjeść za 10 PLN a najeść się do syta za 15-20, czyli jak na pizzerię jest dosyć tanio. Po dłuższej dyskusji zamówiliśmy pizzę z mięsem i grzybami i okazała się ogromna, tylko miała cienkie ciasto. Każdy dostał po 2 kawałki i jakoś wystarczyło. Tylko sosów było mało. 

W międzyczasie podszedł do nas jakiś człowiek i chciał coś czym można załatać dętkę w rowerze. Niestety nic takiego nie miałem, więc dałem mu taśmę izolacyjną. Trzeci poszedł do sklepu i był wściekły, że jakaś bezczelna baba się przed niego wepchała. Kiedy już wychodziliśmy, leciał teledysk "Radioactive Teddy Bear". Nie dali mi go obejrzeć do końca, mówiąc coś o futrzakach i Lindsie, ale ta piosenka utkwiła mi w głowie i pomogła mi później pedałować. 

Z Góry Kalwarii wyjechaliśmy w niezłych nastrojach i w miarę wypoczęci, więc ku swojemu zdziwieniu (bo nigdy tyle nie jechałem) nawet trzymałem tępo. Niestety obluzowała mi się śrubka podtrzymująca tylny błotnik i dokręcanie niewiele dało, bo w końcu ją zgubiłem, a oni nic mi nie powiedzieli, chociaż jechali z tyłu i widzieli że błotnik mi się majta. Naprawiłem to dopiero dzisiaj za pomocą opaski zaciskowej, starej dętki i kawałków dwóch puszek, bo nie miałem odpowiedniej śrubki. Ciekawe czy to zda egzamin.

Wracaliśmy po wschodniej stronie Wisły, jadąc asfaltówką na której ciągle wyprzedzały nas tiry. To Polonius zdecydowanie źle wymyślił i lepiej by już było wracać tą samą drogą. Samochody są niebezpieczne, a widoki były mniej ciekawe. Do tego po jakiś 15 kilometrach dopadł nas deszcz. Przemokliśmy wszyscy do suchej nitki (włącznie z całą zawartością mojego plecaka) i nawet nie mieliśmy gdzie się schować. Pomogło mi to że miałem długie spodnie i koszulę, a inni mieli tylko krótkie spodnie i podkoszulki. Po drodze jacyś młodzi mężczyźni na przystanku nam pogratulowali i pokazali literę L. Gdyby ktoś z nas miał poważną awarię roweru to też byłby problem przy takim oddaleniu od pierwszej strefy biletowej. 

Deszcz w końcu się skończył i jakoś dowlekliśmy się do mostu Siekierkowskiego. Przy moście byliśmy koło 18, czyli spędziliśmy na jeździe około 7h zamiast planowanych 4h. Kto wie, gdyby nie ja, może zdążyliby przed deszczem, albo chociaż w czasie deszczu mieli się już gdzie schować. Dość tej wycieczki mieli wszyscy, nie tylko ja. To znaczy byli mokrzy i obolali, ale w dobrych nastrojach. Zrobiłem ten błąd, że zamiast zmusić się do przejechania tych 10 km na Ursynów rowerem, wybrałem jazdę autobusem do Centrum i jazdę metrem od Politechniki (bo bałem się sprowadzić rower po ruchomych schodach). Siedziałem ponad godzinę w komunikacji miejskiej i zmarzłem bardziej niż w czasie jazdy.

Po powrocie musiałem wszystko suszyć, miałem wielką ochotę na owoce (ale miałem tylko szarlotkę) i powiedziałem Plothorsowi że nie dam rady z nimi zagrać. Padłem spać o 21. Dzisiaj jestem o dziwo mniej obolały niż się spodziewałem, a 80 km to mój nowy rekord życiowy. EDIT: Właśnie zaczęło boleć. 

 

Jakimś cudem w obie strony mieliśmy pod wiatr. Robi mi to dużą różnicę, tak samo jak nawet niewielkie nachylenie terenu. 

Arpegius miał tu wrzucić jakieś zdjęcia. 

Mimo wszystkich wymienionych niedogodności, fajnie się z nimi jechało. 

Uwagi na przyszłość:
* Proponuję podzielić spotkania rowerowe na (z braku lepszych nazw) "wyczynowe" (czyli jak to wczorajsze, jedziecie szybko, czasami się ścigacie, mało zatrzymujecie się po drodze i trasa to ponad 50 km) oraz "rekreacyjne", czyli 10-15 km/h z zatrzymywaniem się po drodze jeśli będzie coś ciekawego (np. koń, ruiny, palenie ogniska albo sprzedawca owoców). No i wcześniejsze wyraźne ogłoszenie o jaki typ chodzi, wraz z mapą i długością trasy.
* Kurtkę i butelkę wody należy zabrać.
* Najwolniejszych należy dawać z przodu, albo jechać z nimi w parach i jedną kolumną. Mi jechało się wtedy zdecydowanie przyjemniej i chyba tak samo szybko. Zresztą szybkim też chyba łatwiej jechać za kimś / obok kogoś, niż na zmianę przyspieszać, zwalniać i czekać kiedy reszta ekipy do nich dołączy.

Edytowano przez Maklak2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy już wychodziliśmy, leciał teledysk "Radioactive Teddy Bear". Nie dali mi go obejrzeć do końca, mówiąc coś o futrzakach i Lindsie, ale ta piosenka utkwiła mi w głowie i pomogła mi później pedałować. 

 

Aż się zrobiłem ciekaw, co to na mój temat było mówione za plecami, bo jakoś nie opuszcza mnie przeczucie, że ktoś po prostu gadał głupoty (w najlżejszym wypadku) o mnie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj tam Linds, nic ciekawego. W jednym zdaniu ktoś wspomniał że jesteś futrzakiem i że jedziemy dalej. A teledysk masz tutaj, o ile go moderatorzy nie wykasują za gore:

 

A to nie ty sam odpowiedziałeś na żartobliwy tekst o byciu kryptofutrzakiem, że „Linds też był no i co z tego”? Poza tym że jesteś szczery do bólu, to nie których rzeczy nie warto wspominać.

 

A co do zdjęć nie pytałem się kto wyraził zgodę, więc nie będę publikował (tak jestem leniem a to wymówka).

Edytowano przez Arpegius
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

> A to nie ty sam odpowiedziałeś na żartobliwy tekst o byciu kryptofutrzakiem, że „Linds też był no i co z tego”? 

Nie ja. Dobra, zostawmy ten temat, bo się jakiś dziwny offtop zrobił. 

 

> A co do zdjęć nie pytałem się kto wyraził zgodę, więc nie będę publikował (tak jestem leniem a to wymówka). 

W trakcie spotkania mówiłeś co innego, ale trudno. Nie to nie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

żeczy

...;_;

*Rzeczy

 

wraz z mapą i długością trasy

Bardzo popieram. M.in. to zniechęciło mnie do tego meeta - nigdzie nie znalazłam informacji, jak długa jest trasa czy też po jakich drogach wiedzie, a to dość ważny aspekt przy wycieczkach rowerowych.

Edytowano przez Spring Apricot
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj tam Linds, nic ciekawego. W jednym zdaniu ktoś wspomniał że jesteś futrzakiem i że jedziemy dalej.

 

To bardzo ciekawe, zwłaszcza, że pamiętam, że opuszczałem ten fandom jakoś... prawie 2 lata temu. Nie wiem, kto to powiedział i nie będę tego dociekać. Mam tylko nadzieję, że osoba, która to powiedziała czyta to, co piszę, a mianowicie:

 

Człowieku, zanim coś powiesz na czyiś temat, upewnij się, czy aby nie wygadujesz kłamstw lub głupot.

 

Dziękuję za uwagę, można wrócić do tematu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo popieram. M.in. to zniechęciło mnie do tego meeta - nigdzie nie znalazłam informacji, jak długa jest trasa czy też po jakich drogach wiedzie, a to dość ważny aspekt przy wycieczkach rowerowych.

Ciężko jest uzgodnić trasę przed, skoro każdy ma inne możliwości. Ja chciałem trasę tylko po ścieżkach rowerowych. Ale daleko byśmy nie zajechali, co najwyżej pojeździli trochę wokół Warszawy. Druga sprawa to miejsce spotkania, lepszy by był plac Trzech Krzyży, gdyż ścieżka rowerowa prowadząca do niego jest dużo wygodniejsza niż ta na Marszałkowskiej.

Muszę powiedzieć że trasa po zachodniej stronie Wisły do Góry Kalwarii jest bezpieczna pomimo kilku odcinków na zwykłych drogach.  Mieliśmy przejechać kawałek i się wrócić, no ale maklak jakoś dojechał i nie protestował. Szkoda że nie zaczęło się robić pochmurno wcześniej bo po prostu byśmy wrócili autobusem.  Trasa nie była jakaś wyjątkowo męcząca, 40 km w jedną stronę z odpoczynkami to nie jest długa trasa, ja pokonałem zmęczony po całonocnych urodzinach Krzyźwieła i Tosta, gdyby nie ten grad, deszcz i wiatr to nie było by na co narzekać (tak z początku był lodowaty grad a ja zostawiłem kurtkę). 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...