Skocz do zawartości

Pamiętniki Applejack


Panda Hippis

Recommended Posts

Witajcie forumowicze! Z tej strony Hippis! Ja teraz na szybko, bo Applejack odsypia po po pracy, a mi nie pozwala zaczynać tematów bez jej uprzedzenia.. A więc skoro śpi, to przejdźmy do sedna!
Jesteś tego taki pewien?

,>

Okej.. To na czym my to... Ah tak! Nowy temat! I pamiętaj Hippis, beze mnie się nie zaczyna!
Hmphf!
Wezmę to za tak... A więc w tym temacie będę umieszczać swoje wpisy z pamiętnika. Nie będą one długie, bo nie mam czasu na pisanie.. W końcu jabłka same się nie zbiorą, prawda? To tyle z mojej strony! Pa wszystkim!
Mphff!

Edytowano przez Cuddly doggy
Link do komentarza

Znikające Jabłka

Część: Pierwsza

14.10.2012

Drogi Pamiętniku!

Chciałabym ci dzisiaj opisać moją przygodę, która przydarzyła mi się pięć dni temu.

Był wtedy piękny letni dzień. To był wtorek. Pracowałam wtedy w sadzie. Zbierałam jabłka, gdy podbiegła do mnie Apple Bloom i spytała czy może iść do Sweetie Belle. Zgodziłam się oczywiście i wróciłam do swojej pracy.

Gdy już miałam wracać do domu, kątem oka zauważyłam jabłoń na której nie było jabłek. Byłam pewna, że tam nie byłam. Nie przejęłam się tym zbytnio i pomyślałam, że pewnie Big Macintosh potrzebował jabłek do swojego cydru i troszkę zerwał. Z racji tego, że było już ciemno, popędziłam do domu, odstawiłam pełen koszyk i poszłam się umyć. Gdy umyłam zęby poszłam już spać, bo byłam wykończona.

Następnego dnia już z samego rana byłam w sadzie. Spotkałam tam mojego braciszka i spytałam się o tą jabłoń. Odpowiedział mi, że nic o tym nie wie. Trochę mnie to zdziwiło, ale miałam dużo pracy, więc nie zastanawiałam się nad tym długo.

Gdy miałam kończyć, zauważyłam kolejne puste drzewa. Ja tam nie byłam, a Big Mac poszedł do miasta, więc nie mógł zebrać jabłek. Zostawiłam koszyk i poszłam to sprawdzić. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że jabłoń ma powyrywane gałęzie, na ziemi leżało dużo liści, a obok nich odcisk. Nie był to odcisk kopyta, tylko łapy.. Łapy smoka! Od razu pomyślałam o Spike'u. Wtedy było już późno i nie chciałam budzić jego i Twilight, więc postanowiłam, że pójdę ich odwiedzić z samego ranka.

Link do komentarza

Znikające Jabłka

Część: Druga

17.10.2012

Drogi Pamiętniku!

Oto ciąg dalszy mojej przygody ze znikającymi jabłkami....

A więc, gdy wstałam następnego poranka od razu popędziłam do domku Twilight. Akurat zbierało się na deszcz, więc biegłam najszybciej jak mogłam. Omal nie wpadłam na drzwi, bo nie zdążyłam wyhamować. Zapukałam do drzwi. Otworzyła je Twilight. Weszłam do środka i zaczęłam szukać tego małego smoka. Twilight była lekko zmieszana, ale stała cicho. Spike był na górze, w sypialni. Przywitał się grzecznie, ale ja nie uległam temu uśmiechowi i od razu zaczęłam go wypytywać o te jabłka. Powiedział, że nic nie wie, ale nie potrafiłam mu uwierzyć, w końcu tylko on jest smokiem w Ponyville. Gdy widział, że się nie poddaję, Spike podsunął mi pewien trop. Otóż powiedział mi, że te jabłka mogły podprowadzić te smoki co to kiedyś ich poznał.. Pomyślałam, że może mieć rację. Przeprosiłam go i pędem wybiegłam z domu. Twilight ciągle stała przy drzwiach. Nawet się nie poruszyła!

Nieważne.. Biegłam dalej przez całe Ponyville, aż wreszcie zatrzymał mnie Big Mac. Spytał się dokąd się wybieram i kiedy wrócę. Odpowiedziałam, że idę szukać złodzieja naszych jabłek i jeszcze nie wiem kiedy wrócę. Ten zaś wziął mnie na grzbiet i zaczął iść w stronę farmy, tłumacząc, że oprycha poszukam innym razem, bo teraz mam robotę, a poza tym robi się ciemno.. Nie miałam wyjścia. Musiałam się go posłuchać.

Był już wieczór. Została mi ostatnia jabłoń, z której miałam zebrać jabłka. Od niechcenia odwróciłam się za siebie i ujrzałam kawałek czerwonego skrzydła. Zrzuciłam z siebie koszyk z resztą jabłek i pobiegłam w tamtą stronę. Niestety nie zdążyłam go dogonić, ale miałam już pewność, że to te złe smoki, z którymi kiedyś zadawał się Spike. Niemniej jednak wtedy nie miałam już sił ich gonić i szukać, więc chciałam wyruszyć następnego dnia z samego rana i wrócić na czas zbierania jabłek.

Link do komentarza

Znikające Jabłka

Część: Trzecia

19.10.2012

Drogi Pamiętniku!

Dzisiaj dokończę moją przygodę z jabłkami.

Więc wstałam już o czwartej nad ranem. Po cichu wyszłam z domu, a potem z farmy i ruszyłam w stronę wielkiego wulkanu. Było on daleko, a szlak niekiedy się rozchodził. Zawsze strzelałam, którą drogą pójdę dalej. Droga była długa i męcząca, a ja nie wzięłam żadnego prowiantu i już w połowie drogi byłam zmęczona. Wiedziałam, że jeśli chwilę nie odpocznę i nie nabiorę sił, to gdy coś mnie napadnie, nie będę w stanie się obronić. Mimo tego, szłam dalej.

Gdy doszłam do podnóża wulkanu, byłam wykończona. Praktycznie nie miałam już siły się poruszyć, więc usiadłam pod drzewem i chwilkę odpoczęłam. Kiedy poczułam, że robię się śpiąca, szybko wstałam i zaczęłam iść na szczyt wulkanu, by nie zasnąć. Im wyżej się wspinałam, tym było mi goręcej. Myślałam, że się tam zaraz spalę. Wtedy właśnie dotknęłam jakiegoś gorącego kamienia. Szybko zabrałam stamtąd kopyta i poczułam, że tracę równowagę. Jednak szybko stanęłam na swoje cztery kopyta i szłam dalej.

Wreszcie dotarłam na górę. Było tam bardzo gorąco. Wszędzie lawa.. I mnóstwo smoków. Z trudem mogłam dostrzec tego, który mnie interesuje. W końcu po chwili wpatrywania się w smoki różnego rodzaju, wyłonił się ten jeden.. Ten, który podkradał nam jabłka! Czułam, że to on! Wtedy szybko zeszłam na dół. Nie myślałam, że jest tam gorąco, że obok jest dużo złowrogo patrzących się szkarad i nie myślałam, że nie mam z nim szans. Podeszłam do niego i uderzyłam go swoimi kopytami w brzuch. Czerwony smok odwrócił się w moją stronę. Zaczęłam do niego krzyczeć i żądać, żeby więcej nas nie okradał. On zaś zaczął się śmiać i odwrócił się. Wtedy nie wytrzymałam.. Zaczęłam kopać go tak mocno jak tylko mogłam. Wiedziałam, że to czuje, bo zaczął się chwytać za miejsca, gdzie go uderzyłam. Po serii ciosów zaprzestała czynności. Krwistoczerwona szkarada leżała na ziemi poobijana. Ja uśmiechnęłam się i spytałam się czy przestanie nas okradać. Smok leżał przez chwilę w ciszy, po czym powiedział, że to jeszcze nie jest koniec. Zignorowałam go i zaczęłam wracać. Wszystkie inne smoki patrzyły to raz na mnie, raz na swojego przyjaciela. Ja wyszłam z wulkanu i wróciłam na farmę.

Byłam w Ponyville mniej więcej przed dziewiątą. Szybko wślizgnęłam się do swojego pokoju i zasnęłam. Nawet nie zdążyłam zachrapać, a już musiałam wstawać do pracy. Tak czy inaczej, nie przeszkadzało mi to. Ważne, że już nikt nie będzie podbierać naszych jabłek bez pytania.

I tak oto kończy się moja historia!

Link do komentarza
  • 4 weeks later...

Konina

Część: Pierwsza i ostatnia

11.11.2012r.

Drogi Pamiętniku!

Dziś stało się coś strasznego!

Dowiedziałam się, że ludzie jedzą koninę... dowiedziałam się też co to jest konina i , że praktycznie jestem koniną... moje życie nigdy nie będzie takie samo... Chyba, że Twi zna zaklęcie na usuwanie części pamięci. W niej moja jedyna nadzieja!

Mam nadzieje, że znajdę jeszcze kiedyś czas by coś napisać .

NOTATKA NA PRZYSZŁOŚĆ: Nie pytaj Moonlight co to konina.

Link do komentarza

Zabawa

Część: Ostatnia

16.11.2012r.

Drogi Pamiętniku!

Mam dziś ciekawą historyjkę.

Dzisiaj w nocy wzięłam z szafy Hippisa wykrywacz kłamstw. Po cichutku wróciłam do siebie i zaczęłam sprawdzać jak to działa. Pomyślałam sobie, jak takie małe... coś, potrafi wykryć kłamstwo... Ale spróbowałam. Bawiłam się tak chyba dwie godzinki. Gdy po raz kolejny wykrywacz pokazał, że mówię prawdę, pomyślałam, że to zepsułam. Szybko wróciłam do pokoju Hippisa, wrzuciłam wykrywacz do szafy i galopem wróciłam do swojego pokoiku.

NOTATKA NA PRZYSZŁOŚĆ: Nie zabieraj rzeczy Hippisa.

Link do komentarza

Kino

Część: Chyba ostatnia

17.11.2012r.

Drogi pamiętniku!

Spędziłam dziś dziwnie ciekawe popołudnie z moją opiekunką.

Gdy skończyłam dziś pleć grządkę podbiegła do mnie Moonlight. Była dość poddenerwowana, trzęsła jej się ręka. Spytała czy mam trochę wolnego czasu. Gdy odpowiedziałam jej, że dla niej zawsze znajdę czas , bo jest w końcu moim opiekunem, uśmiechnęła się lekko. Wytłumaczyła, że jej starsza siostra poprosiła ją by poszła z nią do kina. Zdziwiło mnie jej zachowanie, ja na jej miejscu cieszyła bym się, a nie stresowała. Dodała jeszcze, że nie chce iść tam sama, a ponieważ Hippis nie mógł, pomyślała o mnie.

A więc poszłyśmy do tego kina, siostra Moon jest całkiem miła, po zakupieniu biletów, przed seansem odwiedziłyśmy biedronkę, gdzie kupiła nam jak to określiła Moonlight "śmieciowe żarcie" . Aż do rozpoczęcia filmu nie wiedziałam co będziemy oglądać. Po zajęciu miejsc na środku sali, rozsiadłam się wygodnie na zielonym rozkładanym fotelu, Moon sprawiło to pewną trudność, narzekała z 2 min , że to coś jest dla niej za twarde. Gdy skończyłyśmy się z niej śmiać nagle zgasło światło i rozpoczął się seans. Zdziwiło mnie lekko, że nie puścili żadnych reklamówek, ale ciekawość mnie tak zżerała, że przymknęłam na to oko. Na początku było jakiś tam śnieg , proces zamarzania lasu w przyśpieszonym tempie, a w tle miła dla ucha muzyka. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy - "Będziemy oglądać film przyrodniczy", ale napis który zobaczyłam na ekranie sprawił, że krew od płynęła mi z pyszczka. Usłyszałam ciche - "przepraszam" ze strony siedzenia Moon.

ZABRAŁA MNIE NA OSTATNIĄ CZĘŚĆ ZMIERZCHU!

Westchnęłam przeciągle i nastawiłam się na najdłuższe 2 godziny mojego życia.

Film był z napisami, więc Moonlight czytała czasem na głos swojej siostrze, bo ta nie wzięła okularów. Na początku filmu dali jakieś napisy które z białych robiły się czerwone, jakby wypełniały się krwią- komentarz Moony. Nie czytałam ich tylko delektowałam się żelkami czekając na rozpoczęcie akcji. Cukiereczek próbował wytłumaczyć mi co było w poprzednich częściach, ale jakaś bardzo niemiła pani z rzędu za nami uciszała ją co chwila. Zdążyłam dowiedzieć się, że to film o wampirach, wilkołakach i ludziach. No bardzo ciekawie się zapowiadało. Na początku była scena pocałunku jakiegoś bladego chłopaka - wampira z jego partnerką, dziwnie mało bladą - świeżo przemieniona wampirką. Na której Moonlight jęczała (ktoś tu nie lubi takich scen). Jak się później okazało nazywali się Edward (czyt. Edłord - kolejna złośliwa uwaga Moonlight )Cullen i Bella z domu Swan po mężu Cullen. Chyba byli głównymi bohaterami w tym filmie, bo strasznie dużo czasu im poświęcali. Kolejnym głównym bohaterem, którego odkryłam, był ten wilczek po solarce - Jacob. Ale to później.... po całowaniu wampirki obiegły na polowanie, nie wiem czemu cukiereczek chichrał się przez cały czas trwania ich łowów. Następnie poznałam córkę owej pary, którą wilczek sobie wpoił...Moony wytłumaczyła mi co to znaczy... ciekawe rozwiązanie, nie muszą sobie szukać partnerów, wystarczy tylko jedno spojrzenie i siedzisz po uszy...hmmm. No więc Bella porzucała trochę Jackiem za to, że nazwał jej dziecko jak potwór z Loch Ness....co to jest też wytłumaczyła mi Moonlight. Później było coś o siłowaniu na rękę i rozwalaniu kamieni...bla bla bla...para dostaje dom...bla bla bla...siostra cukiereczka zasłania mi oczy, wiec nie wiem...bla bla bla... jakiś wampir widzi małą....bla bla bla... afera, chcą zabić Cullenów...bla bla bla... zbieranie świadków...lewe interesy...treningi....wampiry z rosji , którymi ekscytowała się Moon...no i nareszcie bitwa! YAY! Widząc przewagę liczebną wroga zaniepokoiłam się lekko... polubiłam tę rodzinę... głupio by było gdyby zginęli. Jakieś tam zamieszanie palą informatorkę...przychodzi Alice...jest bitwa , którą jednogłośnie nazwałyśmy armagedonem...który okazuje się tylko wizją przyszłości... ktoś tam przychodzi, Ci źli odchodzą...cała sala wstaje i klaszcze w stronę ekranu lecą bukiety róż...no dobra poniosło mnie trochę... No więc Happy End wytrzymałyśmy do końca filmu.

Nie było źle, powiedziałabym, że nawet fajnie. Po wyjściu z kina doznałam kolejnego szoku, bo na zewnątrz panowała ciemność... chyba Luna postanowiła dziś wznieść księżyc trochę szybciej. Najpierw odprowadziłyśmy siostrę Moonlight, potem ona odprowadziła mnie. Przez całą drogę rozmawiałyśmy o wrażeniach z filmu.

Teraz siedzę na fotelu i jem jabłko. Niestety ten dzień za chwilę się skończy, ale zapamiętam go na dłuuuugi czas.

Link do komentarza
  • 2 months later...

Anonimowy wielbiciel

Część: Pierwsza

13.02.2013r.

Drogi pamiętniku!

Przepraszam, ze tak długo nie pisałam, ale miałam mnóstwo pracy i byłam zbyt zmęczona lub zabiegana żeby pisać.

Chciałabym opowiedzieć Ci coś co zaczęło się wczoraj nad ranem.

Wstałam jak zwykle wraz z kogutem i po założeniu mego ukochanego kapelusza, ruszyłam nakarmić zwierzaki. Lecz w drodze do stodoły, moją uwagę przykuła różowa koperta przypięta do jabłonki. Gdy podeszłam bliżej, moje kopyta prawie się pode mną ugięły. Była zaadresowana do mnie i ktoś skropił ją perfumą o bardzo ładnym owocowym zapachu. W środku był wiersz ....wiersz o mnie.

Nigdy wcześniej nikt nie napisał dla mnie wiersza. To było takie....dziwne.

Przykleję go jutro, aktualnie nigdzie nie mogę znaleźć kleju.

Na karteczce widniało kilka serduszek i podkówek. W prawym dolnym rogu widniał podpis. Ten anonimowy wielbiciel- jak nazwała go Apple Bloom, podpisał się jako:

'Twoje jabłko...."

Nie pisałabym Ci o tym, gdyby to była jednorazowa anomalia. Ale było tego więcej.

Dzisiaj rano przed domem stał ogromny bukiet moich ulubionych słoneczników, były przepyszne. W bukiecie znalazłam liścik: "Jesteśmy jak idealna szarlotka, Ty jesteś ciastem."

Bic Mac mnie wyśmiał i stwierdził, że ktoś stroi sobie ze mnie żarty. Na początku też tak myślałam, ale później znalazłam pudełko czekoladek w kształcie serca, jabłko obwiązane złotą wstążką i jeszcze kilka liścików.

Przestraszyłam się, nigdy nic takiego mnie nie spotkało. Kim może być ten anonimowy wielbiciel?

W ostatnim liściku napisał, że nie może dłużej siedzieć w ukryciu i jutro będzie na mnie czekał przy altance, gdy słońce sięgnie zenitu.

Mam zamiar tam pójść i dowiedzieć się co tu jest grane. Mam nadzieję, że to nie jest następny psikus Rainbow Dash. Boję się trochę.

Jutro dzień serc i kopyt..... życz mi powodzenia.

Link do komentarza
  • 1 month later...
  • 1 month later...

Anonimowy wielbiciel


Część: Druga


20.05.2013r.


Drogi pamiętniku!

Miałam bardzo długą przerwę między pisaniem, ale w końcu usiadłam i wzięłam się do wpisu. Miałam dużo pracy, ale to wydarzenie zapamiętam do końca życia.

O wyznaczonej godzinie czekałam już pod altanką. Rozłożony był koc piknikowy i kieliszki z ponczem. Z zaciekawieniem oczekiwałam wielbiciela, trochę się już niecierpliwiąc. Wtem, gdzieś z dołu usłyszałam znaczące chrząknięcie. Spojrzałam na ziemię. Zobaczyłam tam niewielkiego, brązowego króliczka, który trzymał bukiet kwiatków w łapkach. Patrzyłam na niego dziwnie przez chwilę, a potem kilka razy szybko zamrugałam i przetarłam oczy.
Wtem, obok pojawiła się Fluttershy. Dziś była wyjątkowo nieśmiała i skryta. Króliczek pokicał do mnie i wręczył bukiecik. Jeszcze raz przetarłam oczy, jakby im nie wierząc. Ale kto z...? Po chwili żółta pegazica spojrzała na mnie. "Umm... cz-cześć, Apple... jack... bo m-mój króliczek, H-Harry, on... umm, b-bardzo cię l-lubi i..." A potem tylko parsknęłam śmiechem, ku zdziwieniu klaczy i królika, który najwyraźniej się we mnie zakochał. Wytłumaczyłam, że bardzo go lubię, ale po prostu coś takiego jest dziwne... w sumie to trudno było to wytłumaczyć. Potem tylko wszyscy napiliśmy się ponczu, chwilę pogadaliśmy, a potem tylko podziękowałam i każdy rozszedł się w swoją stronę.
Nie powiem, był to dla mnie duży szok, ale było zabawnie, tym bardziej kiedy opowiedziałam to mojej rodzince. Bo przecież coś takiego nie zdarza się często, nie?
Edytowano przez KreeoLe
Link do komentarza
  • 4 months later...

Powrót pamiętnika

 

Część: Pierwsza i ostatnia

12.10.2013r.

 

Drogi pamiętniku!
 
Dosłownie kilka minut temu, przeszukując mój pokój i porządkując książki, znalazłam dziwnie znajomy zeszyt. Zielony z pomarańczowymi wzorami i naszytym po środku czerwonym jabłkiem. Tak, to właśnie to - ten właśnie pamiętnik!
Dawno tu nie pisałam, nawet bardzo dawno. Ostatni wpis pięć miesięcy temu, masa czasu! Ledwie kilka kartek jest zapisanych, mam nadzieję, że teraz uda mi się to nadrobić. Chyba właśnie zdecydowałam, że będę znów regularnie tutaj pisać. To bardzo fajne zajęcie, choć - jak widać - ostatnio je nieźle zaniedbałam. Z pewnością to naprawię, na pewno.
Bardzo dużo się tu dzieje. Hippis odszedł, przyszła KreeoLe, odeszła KreeoLe, przyszedł GreenWave... mam mętlik w głowie od tego wszystkiego, ale zdaje mi się, że KreeoLka wraca, bo bardzo dużo się tu dzieje. Ale tak ogólnie jest dobrze. Podobno moje jabłuszka mają jakieś większe plany, zobaczymy, co mi zgotują.
Ten wpis nie będzie jest długi, ale z kolejnymi będzie inaczej, obiecuję!
 
NOTATKA NA PRZYSZŁOŚĆ: Pamiętaj żeby regularnie wpisywać się do pamiętnika

Link do komentarza
  • 4 weeks later...

Luno - dziękuję!

 

Część: pierwsza i ostatnia

11.05.2013r.

 

Kochany pamiętniku!

 

Nie uwierzysz co się stało! - przez ostatni tydzień miałam koszmary i były naprawdę straszne. Nie miałam siły nawet zrobić wpisu. W każdym śnie była moja najbliższa rodzina - Babcia Smith, Apple Bloom, Big Macintosh. Za każdym razem spadali... ginęli... przeze mnie! Nie potrafiłam im pomóc, opanować strachu - co noc budziłam się spocona i nie mogłam spać. Do stu tysięcy jabłek, przecież ja ganiałam do pokoi sprawdzić czy są cali!

Poprzedniej nocy było inaczej. Gdy znów, raz ponowny - tym razem stojąc na brzegu oceanu - patrzyłam, nie mogąc się ruszyć na tonącą rodzinę. Gdy biegłam oddalali się, płakałam z bezradności. Zauważyłam coś na niebie. Władczyni  i Wielka Pani, Klejnot Nocy, Diament Czarnego Nieboskłonu, Perła Snów - Księżniczka Luna, to była ona! Skarciła mnie wzrokiem i powiedziała że zdziwiona jest zachowaniem Elementu Uczciwości. Wskazała kopytkiem na tonącą rodzinę i powiedziała (cytuję!):

 

"Applejack, farmerko i cudowna opiekunko, spójrz - czy tak zachowałabyś się w świecie prawdziwym gdyby ktoś potrzebował pomocy? Tak nie byłoby, sadowniczko. To twój sen i twoja rodzina. Broń ich i kochaj całym sercem - kucyka, który takim uczuciem darzy swą rodziną, innego w Equestrii nie ma. Zwalcz ten strach, przestań się bać, kochana, a koszmary znikną. Musisz wierzyć że i oni cię kochają. Nie... musisz to czuć, a koszmary znikną."

 

Zrobiłam to. Uwierzyłam w rodzinę, naszą miłość, w to, że nie zostawiłabym ich, a oni zrobiliby wszystko by mnie ratować. Następnego dnia koszmarów nie było - co dziwne noc była jakby nieco bardziej gwieździsta.Na swoją nienaganną szczerość i wierność przyrzekam - to była prawdziwa Luna, patronka naszych snów, wiem to! I...

 

Dziękuję!

Edytowano przez KreeoLe
  • +1 1
Link do komentarza
  • 2 months later...

CUD NA FARMIE APPLE

CZĘŚĆ: PIERWSZA I OSTATNIA

24.12.13r.

 Pamiętniczku, mój kochany!
 

 Trochę mi głupio, że nie pisałam do ciebie tak długi czas. Pewnie tęskniłeś, prawda? Ale nie martw się. To co teraz napiszę jest zapłatą, za te wszystkie milczące dni. Nadal nie mogę uwierzyć, że to się stało! Pytasz się co? Jest już późno, więc postaram się to streścić.


 Więc… O jeju, nie zaczyna się zdania od więc. Przepraszam.


 Była Wigilia Serdeczności. Kiedyś pisałam ci, że to moje ulubione święto! Ale, w tym roku nie miało być szczęśliwe. Moja mała siostrzyczka Apple Bloom tydzień temu spadła ze schodów i złamała kopytko. Wszystkim nam było tak przykro! Bo to oznaczało, że Bloom nie będzie mogła z nami tańczyć wokół choinki i wyjść na wyprawę w poszukiwaniu najczerwieńszego jabłka! Wyprawa po najczerwieńsze jabłko jest bardzo ważna. To przecież tradycja! Tak powiedziała babcia Smith. Apple tak bardzo płakała… i powiedziała, że nie dostanie prezentu, bo nie da Mikołajowi jabłka! Ale Big Macintosh ją pocieszył i powiedział, że ją zaniesie i ona zerwie jabłko.


 No więc malutka się troszkę lepiej poczuła, ale to nie zmieniało faktu, że nie będzie długo chodzić, a już na pewno tańczyć. To takie smutne, prawda pamiętniczku?


 Poszliśmy później na farmę szukać jabłka. Bloom leżała spokojnie na grzbiecie Big Maca. I wtedy zobaczyliśmy je! Było takie piękne! Big Mac uniósł Apple Bloom, tak, że je zerwała. Teraz będzie mogła dać jabłko Mikołajowi i dostanie prezent! My też dla siebie pozrywaliśmy. Moje też było piękne, ale nie tak jak małej. Mimo to cieszyłam się. Położyliśmy jabłka na stoliku w salonie i zatańczyliśmy naokoło choinki śpiewając The Heart Carol. Gdzieś napisałam tą piosenkę, możesz ją sobie przeczytać, pamiętniczku! Apple Bloom oczywiście leżała na grzbiecie Big Maca, ale i tak się cieszyła.


 Później była wigilia. Było pysznie. Babcia Smith upiekła najlepsze ciasto na świecie. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy. W dżemie z Zap Jabłek Big Maca była pestka! To oznacza, że w tym roku będzie szczęśliwy.


Na koniec poszliśmy wszyscy razem do salonu. Czekało nas najlepsze! Prezenty! Od razu dorwałam się do swojego. Dostałam nowe wstążeczki w moim ulubionym kolorze: czerwonym, oraz nowe sanki. Popatrzyłam się na Apple Bloom, chciałam ją spytać co dostała, oczywiście i wtedy zobaczyłam, że ona… stoi!


 Krzyknęłam do babci i Big Maca. Okazało się, że ona zupełnie wyzdrowiała! Wszyscy się tak cieszyliśmy. Kiedy wchodziliśmy po schodach Apple Bloom powiedziała, że właśnie tego sobie życzyła. By wyzdrowieć. I życzenie się spełniło. To dzięki temu jabłku! Czy wspomniałam, że w czasie wigilii wszystkie zniknęły!

Na moje jabłonki, rozgadałam się. Babcia każe mi spać. To dobranoc pamiętniczku! Do następnego napisania!


Tekst by Elizabeth Eden

Link do komentarza
Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...