Skocz do zawartości

Kącik Strachu


Amani

Recommended Posts

Słyszał ktoś o grze Paranormal Activity? Godna polecenia.

Tak, oglądałem wszystkie części, oprócz najnowszej, ale naprawdę jest to najlepszy horror jaki widziałem. Działa na psychikę i wyobraźnie, a nie takie jakieś zombi, czy inne wampiry, bardzo wiarygodny i ciekawy! Trochę przypominający "Klątwę", ale lepiej zrobiony, polecam wszystkim fanom horrorów!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cóż, oglądałem wczoraj najnowszą część Paranormal Activity i stwierdzam, że to była najgorsza część ze wszystkich. Nudna, mało straszna, ponad połowa filmu, 0 akcji. Dopiero pod koniec zaczyna się coś dziać, ale i to było nie przekonujące i mało straszne. Podsumowując, pierwsza, druga i trzecia część, są naprawdę godne polecenia i są one na liście moich ulubionych horrorów. Natomiast część czwarta, zdecydowanie odradzam, bo to jest zwykła nuda przez ponad połowę filmu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Obejrzałem całe to Paranormal Activity i powiem tak... Już to:

jest straszniejsze niż ten "horror" :rd7:

Szkoda, że dzisiejsze pokolenie za horror uznaje coś co po 20 minutach ciszy robi UGABUGA (w akompaniamencie zbyt głośnej muzyki) :derp:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Piter Wan Kenobi

DjSound, a jaką część oglądałeś? Bo faktem jest że ta ostatnia część to niewypał, stare są ciekawe nawet.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszą, gdy wszyscy tak bardzo ją zachwycali. Jedynie finał mnie wystraszył ale tylko dlatego, że było to bardzo zaskakujące, a miałem dość mocno podkręcone głośniki.

Cóż, mam mocne nerwy i lubię gdy ktoś buduje atmosferę powoli. Do tego stopnia, że nawet cieknący kran może oznaczać coś niepokojącego (oryginalny Dark Water :fluttershy4: )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż' date=' mam mocne nerwy i lubię gdy ktoś buduje atmosferę powoli. Do tego stopnia, że nawet cieknący kran może oznaczać coś niepokojącego [/quote']

Cóż, to jest właśnie w tych filmach, gdzie nie ma typowego straszenia, że zombi, duchy, wampiry, wilkołaki, mumie, itd, tylko działanie na psychikę. Takie filmy są najlepsze, bo są nad wyraz realne i rzeczywiste, a nie wampiry, czy zombi. Dlatego polecam pierwsze 3 części, zwłaszcza 1 i 2 xD

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Ostatnio jak była u mnie znajoma to rozmawiałyśmy o różnych strasznych rzeczach typu Creepypasty właśnie... Pokazała mi coś, co się na youtube nazywa "Suicide Mouse", w domyśle Mickey Mouse. Nie straszy aż tak bardzo, ale wywołuje cholernie nieprzyjemne uczucie... I radzę przy oglądaniu ściszyć dźwięk.  :crazytwi3:

A widział ktoś z was pewien, już dość znany, koreański komiks, w którym pojawiają się dźwięki, a kadry się ruszają? Miałam gdzieś to w ulubionych na starej przeglądarce, może uda mi się zarzucić linkiem... Odważyłam się na to jeden, jedyny raz, nigdy więcej do niego nie wracając. Nie wiem, czy to ta moja tchórzliwa natura, ale na samo wspomnienie tego komiksu mam dreszcze. :rarity4: Fabuła opowiadała bodajże o człowieku, który spacerował pustymi ulicami i napotkał osobliwą postać...
Kurczę, mam ochotę na seans z horrorami, typu właśnie "Paranormal Activity", ale sama nie potrafię... Potrzebowałabym czyjegoś serdecznego ramienia, żeby się w nie wtulać w odpowiednich momentach... :twiblush:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Macie

 

Post #1 (7 wrzesień, 2010)
Okej, /x/, potrzebuję twojej pomocy. To nie jest copypasta, to się długo czyta, ale czuję, że od tego zależy moje bezpieczeństwo. Chodzi mi o grę video, dokładniej o Majora’s Mask. To wydarzenie, to najstraszniejsza rzecz, jaka przydarzyła mi się w całym życiu.
Niedawno przeprowadziłem się do akademika jako student drugiego roku, gdzie mój przyjaciel dał mi Nintendo 64. Krótko mówiąc, byłem bardzo podjarany, mogłem w końcu zagrać w stare gry z dzieciństwa, z którymi nie miałem styczności przez ostatnią dekadę. Nintendo 64 było razem z żółtym kontrolerem i dość tandetną kopią Super Smash Brothers, i choć jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, to muszę przyznać, że szybko mi się to znudziło po przejściu LVL 9.
W weekend około dwadzieścia minut jeździłem po dzielnicach w pobliżu akademika, kiedy to trafiłem na lokalną wyprzedaż garażową, gdzie miałem nadzieję ubić jakiś interes. Skończyłem na zdobyciu kopii z Pokemon Stadium, Goldeneye (fuck yeah), F-Zero oraz dwóch kontrolerów za 2 dolary. Zadowolony, zacząłem wracać z powrotem, kiedy to ostatnia wyprzedaż przykuła moją uwagę. Do teraz nie wiem czemu, nie było żadnego samochodu, tylko jeden stół z losowymi rupieciami, ale coś mnie tu przywiodło. Zazwyczaj ufam swojemu instynktowi, więc wysiadłem z samochodu, po czym zostałem przywitany przez staruszka. Wyglądał, delikatnie mówiąc, odpychająco. To było dziwne. Jeśli byś mnie zapytał, dlaczego był odpychający, nie potrafię sprecyzować czemu – było w nim coś, przez co czułem się niekomfortowo, nie potrafię tego wyjaśnić. Wszystko, co ci mogę powiedzieć, to to, że jeśli nie byłoby środka dnia i nie byłoby tylu osób wokół, nawet nie pomyślałbym o tym, by do niego podejść.
Rzucił do mnie krzywym uśmieszkiem i spytał, czego szukam. Natychmiastowo zauważyłem, że musi być ślepy na jedno oko; jego prawe miało ten “zaszkliły” wygląd. Zmusiłem się do patrzenia w tylko jego lewe oko, by go jakoś nie obrazić. Spytałem go, czy może nie ma żadnych starych gier video.
Już zacząłem się zastanawiać, jak mógłbym wybrnąć z sytuacji, w której spytałby się mnie czym jest gra video, ale, ku mojemu zaskoczeniu, powiedział, że ma parę w starym pudełku. Zapewnił mnie, że wróci za chwileczkę i udał się w głąb garażu. Po tym, jak poszedł, sprawdziłem co w ogóle ma na sprzedaż. Wzdłuż zaśmieconego stołu były raczej… specyficzne obrazy. Prace wyglądały, jakby jakiś chory psychicznie człowiek bawił się atramentem. Zaciekawiony, przejrzałem je wszystkie – to było raczej oczywiste, czemu nikt nie przeglądał tej sprzedaży garażowej, nie wyglądały one zbyt estetycznie. Doszedłem do ostatniego, który z jakiegoś powodu wyglądał trochę jak Majora’s Mask – to samo ciało w kształcie serca z wystającymi małymi igłami. Początkowo miałem potajemnie nadzieję, że znajdę tą grę na tej sprzedaży, choć mógłby być to tylko przypadkowy układ atramentu, ale po następnych wydarzeniach, sam już nie jestem pewien. Powinienem był spytać się o to wtedy tego starca.
Po wpatrywaniu się w obraz, podniosłem wzrok i nagle starzec znów był przede mną w odległości na wyciągnięcie ręki, uśmiechał się do mnie. Przyznam, że odruchowo odskoczyłem i zacząłem się nerwowo śmiać, kiedy dał mi cartridge do Nintendo 64. Gra miała standardowy, szary kolor, oprócz tego, że ktoś na tyle czarnym markerem napisał “Majora”. Miałem motyle w brzuchu po tym, jak zdałem sobie sprawę z tego zbiegu okoliczności. Spytałem go za ile chciał za tą grę.
Starzec uśmiechnął się do mnie. Powiedział, że odda mi ją za darmo i, że należała kiedyś do dzieciaka w mniej więcej tym samym wieku co ja, który już tu nie mieszka. Było coś dziwnego w wymowie tego, co powiedział, ale wtedy nie przywiązywałem do tego większej uwagi, byłem zbyt pochłonięty myślą nie tylko o tym, że znalazłem tą grę, ale także o dostaniu jej za darmo.
Pamiętałem o tym, by być sceptycznym, bo wyglądała na trochę poniszczoną i nie miałem żadnej gwarancji, że będzie działać, ale wtedy mój optymizm wtrącił myśl, że to może jest jakaś wersja beta albo wersja spiracona, a to mi wystarczyło, by być dobrej myśli. Podziękowałem starcowi, który uśmiechnął się I powiedział “Żegnaj, więc”- przynajmniej tak to zrozumiałem. Całą drogę do domu miałem dziwne wrażenie, że starzeć powiedział jednak coś innego. Moje wątpliwości potwierdziły się, gdy włączyłem grę (ku mojemu zdziwieniu, działała bardzo dobrze), zauważyłem, że jest już zapisany stan gry nazwany “BEN”. “Żegnaj Ben”, mówił “Żegnaj Ben”. Współczułem starcowi, oczywistym było, że był dziadkiem i się starzał, a ja – z jakiegoś powodu – przypomniałem mu o jego wnuczku “Benie”.
Z ciekawości załączyłem ten stan gry. Na oko mógłbym powiedzieć, że był całkiem daleko w grze – miał prawie wszystkie maski i 3/4 pokonanych bossów. Zauważyłem, że użył statuy sowy, by zapisać grę. Doszedł do 3 dnia stojąc przed Kamienną Świątynną Wieżą z pozostałą godziną przed rozbiciem się księżyca. Pamiętam, że kiedyś wstydem było dojść prawie do końca gry, ale nigdy jej nie skończyć. Zrobiłem nową grę nazwaną tradycyjnie “Link” i zacząłem grać, będąc gotowym na przeżycie dzieciństwa na nowo.
Jak na tak zniszczony cartridge byłem pod wrażeniem, jak gra płynnie chodziła - dosłownie jak nówka, prócz pewnych niedociągnięć (na przykład tekstury, które znajdowały się tam, gdzie nie powinny lub losowe błyski w cutscenkach, dało się przeżyć). Jednak była jedna rzecz, która mnie denerwowała. Czasami NPCi nazywali mnie “Link”, czasami “BEN”. Zrozumiałem, że to był bug – usterka w kodzie gry powodująca pomieszanie stanów gry czy coś w tym stylu. Po jakimś czasie już nie mogłem tak grać, to było jakoś po przejściu Świątyni Woodfall gdzie niestety udałem się do zapisów I usunąłem stan zapisu gry “BEN” (Miałem na celu zatrzymanie pliku z wyłącznego szacunku dla pierwotnego nabywcy, z resztą nie potrzebowałem 2 stanów zapisu),mając nadzieję, że to rozwiąże problem. Rozwiązał, ale także nie rozwiązał, teraz NPCi w ogóle mnie nie nazywali, tam, gdzie powinno być moje imię w dialogu było tylko puste pole (mój stan zapisu wciąż się nazywał “Link”). Sfrustrowany, z pracą domową do zrobienia, odłożyłem grę na następny dzień.
Znów zacząłem grać w ostatnią noc, docierając do Lens of Truth I torując swą drogę, by dotrzeć do Snowhead Temple. Teraz, niektórzy z was będący hardcorowymi graczami w Majora’s Mask na pewno więdzą o glitchu “4 dnia”- ci, którzy go nie znają, mogą go sobie wygooglować (4th day glitch), ale ogólnie chodzi tu o to, że dokładnie o 00:00:00 końcowego dnia, idziesz porozmawiać z astronomem i patrzysz przez teleskop. Jeśli będziesz miał dobry timing, odliczanie zniknie a ty masz dodatkowy dzień, by dokończyć cokolwiek co robiłeś. Zdecydowałem, że wykorzystam bug i spróbuję ukończyć Snowhead Temple, udało mi się za pierwszym razem i licznik z odliczaniem u góry znikną.
Jednak kiedy wcisnąłem B, by odejść od teleskopu, zamiast zastać astronoma, znalazłem się w Majora boss fight room pod koniec gry (zakręcone pudło na arenie). Patrzyłem się na Skull Kida lewitującego nade mną. Nie było żadnych dźwięków, tylko on unoszący się nade mną, i muzyka który normalnie leciała w tle (wciąż creepy). Moje dłonie zaczęły się pocić – to definitywnie nie było normalne. Skull Kid NIGDY się tu nie pojawia. Próbowałem poruszać się po otoczeniu, i nie ważne gdzie się udałem, Skull Kid wciąż był zwrócony na mnie, patrzył się na mnie, nic nie mówił. Myślałem, że już nic się nie stanie, bo chodziłem już tak około 60 sekund. Myślałem, że gra jest zbugowana czy coś – ale zacząłem przekonywać się do tego, że jednak się mylę.
Już chciałem sięgnąć przycisku resetu, kiedy to pojawił się tekst na ekranie: “Nie jesteś pewien czemu, ale najwidoczniej masz rezerwację…” Momentalnie rozpoznałem ten tekst – dostajesz tą wiadomość kiedy dostajesz klucz od Anju w Stock Pot Inn, ale czemu pojawił się tutaj? Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że gra próbowała się ze mną skomunikować. Znów chodziłem dookoła, może był jakiś przycisk, który sprawiłby, że mógłbym mieć z czymś interakcję, później zrozumiałem, jak głupi byłem – pomyśleć, że ktoś mógł zaprogramować grę w ten sposób to absurd. Oczywiście, piętnaście sekund później inna wiadomość pojawiła się na ekranie, i znów, jak pierwszy , była to już istniejąca fraza “Iść do pokoju z bossem Temple? Tak/Nie”. Spauzowałem grę na sekundkę, zastanawiając się co powinienem wybrać i jak gra by zareagowała. Postanowiłem, że nie wybiorę Nie. Wziąłem kilka głębokich oddechów, wcisnąłem Tak, a ekran zabielił się ze słowami “Narodziny Nowego Dnia” z podtekstem “||||||||”. To, gdzie zostałem przeniesiony, napawało mnie najbardziej intensywnym przerażeniem i strachem jakie kiedykolwiek doświadczyłem.
Jedyny sposób, jakim mógłbym to opisać, to miałem uczucie niewytłumaczalnej depresji na strasznie dużym poziomie. Normalnie nie jestem taką uczuciową osobą, ale sposób w jaki się czułem był tak dziwny, straszny, że nie wiedziałem nawet o jego istnieniu – to były tak mieszane, potężne uczucia, że miałem wrażenie, że mnie wręcz dosłownie zalewa.
Pojawiłem się na jakimś polu twiglight, które było dziwną wersją Clock Town. Wyszedłem z Wieży Zegarowej (co się zazwyczaj robi w pierwszym dniu) tylko, by odkryć że nikogo nie było. Normalnie z glitchem 4 dnia wciąż możesz znaleźć strażników I psa kręcącego się naokoło wieży – tym razem nie było nikogo. To, co ich zastąpiło, to przytłaczające uczucie, że na tej samej planszy coś na mnie patrzyło. Miałem cztery serduszka życia i Łuk Bohatera, ale z tego punktu widzenia nie obchodził mnie mój avatar, osobiście czułem, że byłem w niebezpieczeństwie. Może jedyną relaksującą rzeczą była muzyka - to była Muzyka Leczenia, która pojawiła się ot tak, ale grana od tyłu. Muzyka stawała się głośniejsza, aż w końcu tak głośna, że miało się wrażenie, że nagle coś na ciebie wyskoczy, ale nic takiego się nie stało. Powtarzająca muzyka tylko odbiła się na mojej psychice .
Nawet teraz słyszę śmiech Happy Mask Salesmana w tle, ale na tyle cicho, że nie byłem pewien, czy mi się nie przesłyszało, ale na tyle głośno, żeby mnie zdeterminować do znalezienia go. Szukałem we wszystkich czterech strefach Clock Town, nic nie znalazłem…. Nikogo. Brakowały tekstury, wschodnia część Clock Town pozwalała mi chodzić w powietrzu, cała plansza była… zniszczona. Całkowicie zniszczona. Gdy Muzyka Leczenia powtórzyła się po raz już pięćdziesiąty, po prostu zapamiętałem, jak stałem na środku południowej części Clock Town. Zdałem sobie sprawę, że nigdy wcześniej się nie czułem tak samotny w grze video.
Kiedy przeszedłem przez miasto duchów, już nie wiem, czy to była kombinacja umiejscowionych tekstur, atmosfery I prześladującej melodii, która kiedyś była miła i spokojna, a teraz zniszczona i straszna, ale już prawie uroniłem łzę, I nawet nie mam pojęcia czemu. Prawie nawet się rozpłakałem. Coś mnie tu chwyciło, ta potężna esencja uczucia depresji, która przyprawiała mnie o paraliż.

Spróbowałem opuścić Clock Town, ale za każdym razem, kiedy wychodziłem, ekran się ściemniał a ja tylko pojawiałem się w innej części Clock Town. Próbowałem zagrać na mojej Ocarina, chciałem uciec, NIE chciałem tu tkwić, ale za każdym razem, kiedy grałem Piosenkę Soaring pojawiało się tylko “Twoje nuty odbiły duże echo, ale nic się nie stało”. To raczej oczywiste, że gra nie chciała, bym stąd wyszedł, ale nie mam pojęcia, czemu mnie tu przetrzymywała. Nie chciałem wchodzić wewnątrz budynków, czułem, że byłbym zbyt przerażony w stosunku do tego czegoś, co mnie straszyło. Nie wiem czemu, ale wpadłem na pomysł, by utonąć w Laundry Pool i może bym się odrodził gdzieś indziej. Mógłbym opuścić to miejsce.

188px-BEN.pngStatua Elgy, pod postacią której pojawiał się BEN.
20px-Avatar.jpgDodany przez Cherriez-P

 

Kiedy wpadłem do wody, stało się właśnie to. Link złapał się za głowę, a ekran rozjaśnił się. Był na nim uśmiechający się do mnie Happy Mask Salesman - nie do Linka – do mnie z Skull Kided a krzykiem w tle, a gdy już ekran wrócił do normy, wpatrywałem się w Statuę Linka z grającą piosenką Elegy of Emptiness. Krzyknąłem, gdy pojawiła się tuż przede mną z tym przerażającym wyrazem twarzy. Odwróciłem się I pobiegłem do południowej części Clock Town, i, na moje nieszczęście, ta pierdolona statua śledziła mnie. Mógłbym to porównać do Weeping Angels z Doctor Who. Od czasu do czasu losowo pojawiała się tuż za mną. To było coś, jakby goniła mnie, albo – nawet nie chcę tego kur** powiedzieć – prześladowała mnie.
Byłem na skraju histerii, i nawet nie pomyślałem o tym, by wyłączyć konsolę. Nie mam pojęcia czemu, byłem w tym uwięziony – ten cały terror był taki realny. Próbowałem potrząsnąć statuę, ale za każdym razem się za mną pojawiała. Link zaczął odtwarzać dziwne animacje, których nigdy wcześniej nie widziałem. Wykręcał ręce naokoło lub łapał losował skurcz, a ekran znów ścinał do Happy Mask Salesmana uśmiechającego się do mnie. Na moment stanąłem twarzą w twarz z tą pierdoloną statuą, znów. Skończyłem na tym, że pobiegłem do Swordmasters Dojo na jego tyły, nie wiem z jakiego powodu, ale panicznie chciałem znaleźć oparcie w tym, że może nie jestem tu sam. Ku memu rozczarowaniu nikogo nie znalazłem, ale kiedy się odwróciłem, statua pojawiła się i zablokowała przejście przez korytarz. Próbowałem atakować statuę moim mieczem, bez żadnego skutku. Zmieszany po prostu patrzyłem na statuę i czekałem na śmierć. Nagle ekran znów się rozjaśnił do Happy Mask Salesmana i Linka odwróconego ku ekranowi, stojącego tak, jakby był lustrzanym odbiciem statuy, patrzącego na mnie razem z jego kopią. Po prostu się we mnie wpatrywali. Z czwartej ściany zostały tylko odłamki, więc przestraszony wybiegłem z Dojo while. Nagle gra przeteleportowała mnie do podziemnych tuneli z Muzyką Leczenia puszczaną od tyłu, kiedy to statua znów zaczęła się pojawiać… tym razem bardziej agresywnie – Robiłem tylko kilka kroków, kiedy on się znów i znów pojawiała za mną. Szybko wydostałem się z tunelu i pojawiłem się w południowej części Clock Town. Kiedy biegłem tak kompletnie bezradny – w wielkiej panice – nagle, jakby przy śmierci, pojawił się krzyk, a obraz zaczernił się z napisem “Narodziny Nowego Dnia” oraz “|||||||||”. Znowu.
Ekran wrócił do normy, stałem na szczycie Wieży Zegarowej z lewitującym nade mną Skull Kidem, w ciszy. Spojrzałem wzwyż, księżyc był już tylko kilka metrów nad moją głową, ale Skull Kid po prostu wpatrywał się we mnie z tą pierdoloną maską. Leciała nowa piosenka - the Stone Tower Temple theme grana od tyłu. W akcie desperacji wyjąłem łuk i strzelałem w Skull Kida – i wprawdzie trafiałem go, a on odtwarzał animację bycia uderzonym. Strzeliłem już trzecią strzałę, kiedy pojawił się komunikat “Na nic ci się to nie zda. Hee, hee.”, wtedy zacząłem się unosić plecami do podłogi, Link krzyknął, aż w końcu stanął w płomieniach, które go zabiły
Podskoczyłem, gdy się to stało - nigdy nie widziałem tego ruchu użytego przez NIKOGO w całej grze, a sam Skull Kid nie posiada ŻADNYCH ruchów. Kiedy pojawił się ekran śmierci, znowu zacząłem się palić w powietrzu, Skull Kid śmiał się, a ekran się ściemnił, tylko po to, bym pojawił się w tym samym miejscu. Postanowiłem szarżować, ale działa się ta sama rzecz, ciało Linka uniosło się nad ziemię przez nieznane moce i momentalnie stanęło w płomieniach, które je zabijały. Tym razem podczas sceny śmierci słyszałem Muzykę Leczenia puszczoną od tyłu. Za trzecim (i ostatnim) razem, zauważyłem, że tym razem nie było żadnej muzyki, jedynie cisza. Pamiętam, że oryginalnie przy walce z Skull Kidem powinieneś użyć Ocariny, by cofnąć się w czasie lub przywołać gigantów. Spróbowałem zagrać Piosenkę Czasu, ale zanim uderzyłem ostatnią nutę, ciało Linka znów wybuchło w płomieniach i zginął.
Ku końcowi sceny śmierci konsola zaczęła wydawać takie dźwięki, jakby chciała przeprowadzić jakieś skomplikowane działania dotyczące czegoś… Kiedy ekran wrócił do normy, pojawiła się ta sama scena, co w poprzednich trzech razach, tym razem Link leżał, jakby martwy, nie widziałem tego wcześniej w grze, jego głowa był zwrócona ku kamerze razem z Skull Kidem unoszącym się nad nim. Nie mogłem się ruszać, wcisnąć żadnego przycisku, tylko wpatrywać się w martwe ciało Linka.
Po około trzydziestu sekundach gra się zwyczajnie rozjaśniła z wiadomością “Spotkałeś się z okropnym przekleństwem, czyż nie?” tuż przed wykopaniem do ekranu początkowego.
Zauważyłem, że nie było już moich save'ów. Zamiast “Link” był “TWOJA KOLEJ”. “TWOJA KOLEJ” miał 3 serca, 0 masek oraz żadnych itemów. Wybrałem “TWOJA KOLEJ” i natychmiastowo wróciłem do szczytu Wieży Zegarowej ze sceną nieżyjącego Linka z lewitującym nade mną Skull Kidem, którego zapętlony śmiech wciąż i wciąż się powtarzał. Zresetowałem konsolę, a kiedy gra się ponownie włączyła, był jeden dodatkowy save umiejscowiony pod “TWOJA KOLEJ”. Nazywał się “BEN”. Plik “BEN” był dokładnie tym samym, który wcześniej usunąłem, na Kamiennej Świątynnej Wieży z księżycem, który miał się niedługo rozbić.
Wyłączyłem konsolę. Nie jestem przesądny, ale to jest ZBYT popierdolone nawet dla mnie. Dzisiaj w ogóle w to nie grałem, baa, nawet nie zmrużyłem oka ostatniej nocy. Wciąż w głowie słyszę tą Muzykę Leczenia od tyłu i wciąż przypominam sobie to przerażenie przy eksploracji Clock Town. Przyjechałem jeszcze raz do starca by zadać mu parę pytań razem z kumplem (nie ma mowy, bym tam poszedł sam). Przed domem była tabliczka Na Sprzedaż. Pukałem, nikogo nie było w środku.
Więc teraz wróciłem i piszę o tym wszystkim i o moich przypuszczeniach, z góry sorry, jeśli się pojawiły jakieś błędy gramatyczne. Jestem totalnie niewyspany. Ta gra mnie przeraża, teraz jeszcze bardziej, kiedy o tym wszystkim napisałem, ale myślę, że jest w tym coś więcej. Jest coś, co woła mnie o to, bym to dalej ciągnął. Myślę, że “BEN” jest czymś equation, ale nie wiem czym, I jeśli by wtedy starzec mi pomógł, byłbym wstanie znaleźć parę odpowiedzi. Potrzebuję dnia lub dwóch, zanim znów włączę tą grę. Już się odbiła na mojej psychice, ale następnym razem nagram wszystko, co zrobię. Pomysł o nagrywaniu przyszedł do mnie przed końcem grania, więc możecie zobaczyć jedynie parę minut tego, co widziałem (włączając w to Skull Kida i statuę). Wrzuciłem to na youtube:
Dzień Czwarty.wmv(05:30)
https://www.youtube.com/watch?v=X6D2XCJUJHY 
Zostanę w tym wątku przez chwilę dłużej przed zaśnięciem, by odpowiedzieć na parę waszych pytań, pomysłów czy teorii, by naświetlić nieco tą sprawę, albo rzeczy, które mógłbym spróbować zrobić. Myślę, że jutro zagram na pliku “BEN”, by zobaczyć co się stanie, może miałem to wszystko robić. Nie wierzę w paranormalne gówno, ale to jest trochę pojebane. Może ten cały BEN jest po prostu dobrym hackerem/programistą. Nie chcę myśleć o alternatywnych wyjściach, jeśli nie jest. To koniec tej kopiuj/wklejanki. Mam nadzieję, że to jest tylko jakiś żart developerów, że inni ludzie też zostali “wrobieni” czy mieli “shackowane” kopie gry. To mnie po prostu przeraża.

Post #2 (8 wrzesień, 2010)
Napiszę wszystko, co się stało I wkleję link do video, ale ostatniej nocy wszystko było dla mnie zbyt realne. Myślę, że skończę się z tym bawić. Już byłem nieźle przerażony po napisaniu tego wątku. Ostatniej nocy, ta statua, Elegy of Emptiness, miałem o niej sen. Śniłem, że mnie goniła w moim śnie. Odwracałem się... ta okropna statua wpatrywała się we mnie tymi pustymi oczyma. W śnie pamiętam, że nazywałem to Ben, a nigdy wcześniej nie miałem snu, który mógłbym tak szczegółowo zapamiętać. Dobrą rzeczą jest jednak to, że trochę pospałem przynajmniej, tak myślę. Dzisiaj, kiedy już odkładałem sprawę gry tak długo jak mogłem, wróciłem do starca by sprawdzić, czy może nie ma go z powrotem. Tak jak myślałem, samochodu wciąż nie było, przed drzwiami też nikt nie odpowiadał. Gdy już wracałem do samochodu mężczyzna koszący trawę z domu obok spytał się mnie, czy nie szukam kogoś przypadkiem. Powiedziałem, że szukam starca, który tu mieszkał. Odpowiedział to, co już wiedziałem – wyprowadził się. Próbując inaczej, spytałem, czy starzec miał jakąś rodzinę albo znajomych, z którymi mógłbym porozmawiać. Odkryłem, że nigdy nie był żonaty, nie miał także zaadoptowanych dzieci czy wnucząt. Zacząłem się martwić, zadałem ostatnie pytanie, które powinienem zadać na początku – kim był Ben? Jego twarz posmutniała, dowiedziałem się, że cztery domy dalej około osiem lat temu 23 Kwietnia – mężczyzna poinformował mnie, że to ten sam dzień, w którym ma urodziny, stąd zna dokładną datę – na tej dzielnicy był wypadek z małym chłopcem imieniem Ben. To było tuż po tym, kiedy jego rodzice wyjechali. Próbowałem się dowiedzieć od niego nieco więcej, bez skutku.
Wróciłem i ponownie zacząłem grać. Załadowałem grę i natychmiastowo wyskoczył ekran początkowy z maską –dźwięk, która został puszczony nie był normalnym "whoosh", to było coś znacznie bardziej głośniejszego irytującego. Wcisnąłem start oczekując najgorszego, ale, zupełnie jak dwie noce temu, były pliki "TWOJA KOLEJ" i "BEN"(prawdę mówiąc wcześniej zajrzałem do tego save'u, zauważyłem tylko, że było wciąż to samo miejsce z sową do zapisu). Wybrałem save BEN, przez chwilę zmieszany, gdyż statystyki był nieco inne niż dwa dni temu. Wyglądało na to, że ukończył już Kamienną Świątynną Wieżę... Zebrałem się na odwagę i wczytałem plik.
Momentalnie zostałem wrzucony do całkowitego chaosu. Oczywiście, byłem an zewnątrz Kamiennej Świątynnej Wieży, ale to już było oczekiwane. Strefa nie nazywała się Kamienną Świątynną Wieżą, a raczej "Ka m i e n n ą". Pojawiło się pole tekstowe z kompletnym bezsensem, którego nie mogłem rozszyfrować. Ciało Linka było zdeformowane. Jego plecy były wykrzywione ku stronie, gdzie jego postura była permanentnie zniekształcona. Ekspresja Linka była dziwna, nietypowa. Miał taką ekspresję na twarzy, której wcześniej nie rozpoznawałem, to było puste spojrzenie – jakby był martwy. W tym czasie, kiedy tak Link stał z tym nieregularnym zniekształceniem ciała I po tym, jak już przeanalizowałem, czym stał się mój avatar zauważyłem, że mam przedmiot pod przyciskiem C, którego wcześniej nie zauważyłem. Jakaś notatka, ale naciśnięcie go nic nie robiło. W tle leciała muzyka, której nie rozpoznawałem z gry – prawie demoniczna z natury, był jakiś głośno brzmiący pisk albo jakiś rodzaj śmiechu lub czegoś, co leciało w tle. Miałem dokładnie dwie minuty, by zbadać teren, zanim kolejna z tych pierdolonych statui Elegy of Emptiness pojawiła się i natychmiastowo po tym zostałem przeniesiony do ekranu z "Narodziny Nowego Dnia ", tym razem bez podtekstu "||||||".
Byłem w Clock Town – scena normalnie by się odtworzyła po tym, jak pierwszy raz podróżowałeś w czasie. Tatl powinna powiedzieć "C-Co się stało? Jeśli w ogóle coś się stało…" ale zamiast powiedzieć "Zaczynaj od początku", skończyła wypowiedź w zepsutym polu tekstowym, kiedy to pojawił się śmiech Happy Mask Salesmana. Odzyskałem kontrolę nad bohaterem, ale z zjebanego rzutu kamery - Szukałem drzwi do Wieży Zegarowej, patrząc na mojego avatara biegającego koślawo. Zauważyłem, że nie mogę nigdzie dojść, bo nic nie widzę, ale szczęśliwie przeszedłem przez drzwi. Tu zostałem przywitany przez Happy Mask Salesman który zwyczajnie powiedział "Spotkałeś się z okropnym przekleństwem, czyż nie?" przed tym, kiedy ekran się rozjaśnił.
Byłem na polu Termina znów jako zwykły człowiek. Być może już nie grałem w tą samą grę – zostałem gdzieś przeteleportowany, nie było żadnego znaku z zegarem dnia czy czegokolwiek. Wziąłem głęboki oddech i rozejrzałem się naokoło pola, od razu można stwierdzić, że to nie było normalne. Nie było żadnych przeciwników. W tle leciała zmiksowana wersja Happy Mask Salesman's theme. Postanowiłem pobiec wprost do Woodfall zanim zauważyłem rząd trzech, zamglonych figur w tle zwróconych ku jednej stronie – W tym Eponę. Gdy do nich podszedłem, na moje nieszczęście rozpoznałem wśród nich Happy Mask Salesmana, Skull Kida oraz statuę Elegy of Emptiness po prostu stojących tam. Pomyślałem, że może się tu zbugowali, ale powiedziałem do siebie, że od teraz powinienem wiedzieć, że jednak nie. Podszedłem do nich ostrożnie i zauważyłem, że Skull Kid odtwarzał zwykłą, zapętloną animację, tak samo z Eponą i statuą Elegy of Emptiness robili to, co robią normalnie – po prostu stali tam. Happy Mask Salesman przerażał mnie jednak bardziej niż pozostała dwójka.
Też był normalny, noszący te gówniane ubrania, ale gdziekolwiek się poruszyłem, jego głowa powoli się odwracała w moją stronę, śledziła mnie. Nie miałem z nim żadnego dialogu ani z nim nie walczyłem, lecz wciąż jego głowa podążała za mną. Przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z Skull Kidem na szczycie Wieży Zegarowej. Wyjąłem moją Ocarina (do którego gra zagrała charakterystyczny dźwięk, kiedy masz zamiar zagrać na swojej Ocarinie) i spróbowałem piosenkę, której wcześniej nie grałem – muzyka Happy Mask Salesmana ustała. Zaczęła grać ta sama, która leciała zapętlona czwartego dnia - Muzyka Leczenia.
Skończyłem grać piosenkę, pojawił się nieprzyjemny pisk, niebo zaczęło migać, zmiksowana muzyka Happy Mask Salesmana przyśpieszyła, umacniając jedynie strach we mnie. Link wybuchnął w płomieniach i zginął. Te trzy figury dalej stały i patrzyły się, jak płonę podczas mojej sceny śmierci. Nie wiem jak mam ci opisać jakie to przerażające uczucie, musiałbyś obejrzeć video jeśli chciałbyś zrozumieć co czułem. To samo przerażenie, które pozbawiło mnie snu dwa dni temu znów narastało, kiedy pojawił się tekst "Spotkałeś się z okropnym przekleństwem, czyż nie?", poraz trzeci. Za tym musi się kryć jakieś głębsze znaczenie.
Miałem trochę czasu do namysłu, kiedy to pojawił się krótki przerywnik filmowy z przemiany w Zora. Teraz znalazłem się w Great Temple Bay. Byłem ciekawy, co tym razem gra miała w zanadrzu. Powoli udałem się na plażę, gdzie znalazłem Eponę. Dziwiłem się, czemu gra postanowiła umieścić ją tutaj, sugerowała, że ona próbowała zdobyć napój? Nie mogłem zdjąć maski. Domyśliłem się, że raczej to nie był powód, dla którego została tu umieszczona.
Nagle uświadomiłem sobie, że Epona wciąż się wpatrywała w jeden punkt na morzu, wyglądała, jakby próbowała pokazać mi pewien punkt z odległości. Kierowałem się przeczuciem, w ten sposób doszedłem do Great Bay i zacząłem płynąć. Oczywiście – prawie to przeoczyłem – znalazłem to na dnie oceanu; jedna z statui, Elegy of Emptiness. Podpłynąłem do niej, gdy nagle moja Zora zaczęła odtwarzać animację topienia się, nie widziałem tego wcześniej – co przecież nawet nie ma sensu, bo Zora może oddychać pod wodą. Mój bohater utonął, zginął. Znów, statua to była jedyna rzecz, którą widziałem podczas mojej śmierci. Tym razem się nie odrodziłem, przeniosło mnie do menu, tak jakbym zresetował konsolę.
BEN.wmv(06:23)
https://www.youtube.com/watch?v=iGOJmdxdjeA#t=21 
Ekran z “wciśnij start” był przede mną. Wiedziałem, że jedynym powodem, dla którego mnie tu umieścił, by zapewne nowy save. Nie myliłem się. Nowy stan zapisu mówił o Benie. Teraz to ma sens, czemu statua pojawiła się, kiedy próbowałem pójść do Laundry Pool – gra musiała zaplanować sposób, w który mógłbym uciec z czwartego dnia w Clock Town. Dwa savey mówiły o jego przekleństwie. Tak jak myślałem, Ben był martwy. Utonął. Oczywiście gra nie jest po mojej stronie- faszeruje mnie nowymi save'ami – chce, bym wciąż grał, bym szedł dalej, ale ja już skończyłem z tym cholerstwem. Nie ruszam więcej stanów zapisu. To już jest zbyt przerażające, a ja nie wierzę w rzeczy paranormalne, ale kończą mi się możliwości wyjaśnienia. Dlaczego ktoś mógłby wysłać mi taką wiadomość? Nie rozumiem tego, to jest zbyt przerażające, by o tym myśleć. Video jest dla tych, którzy chcą to zobaczyć i przeanalizować (może jest jakaś zaszyfrowana wiadomość w tych bezsensownych dialogach czy coś symbolicznego, przez co wcześniej przeszedłem – jestem zbyt emocjonalnie i mentalnie zmęczony by się z tym pierdolić).
Post #3 (10 wrzesień, 2010)
Wiem, że jest bardzo wcześnie, nie przespałem całej nocy, nie mogę spać. Nie obchodzi mnie to, czy ludzie to widzą, nie o to chodzi, chcę po prostu wyrzucić to z siebie. Teraz jednak straciłem wolę do tego, by o tym mówić. Im mniej o tym powiem, tym lepiej. Myślę, że video mówi za siebie. Zrobiłem to, co mi mówiliście, zagrałem piosenkę Elegy of Emptiness w pierwszym miejscu, w które mnie zaprowadziła gra, ale myślę, że to jest co gra lub Ben(Jezu Chryste, nie wieżę, że nawet rozważam tak absurdalną teorię, że istnieje w grze) chciał, bym to zrobił. Prześladuje mnie, nie tylko w grze, jest też w moich snach. Wciąż go widzę, za moimi plecami, zwyczajnie wpatrującego się we mnie. Nie poszedłem na żadne lekcje, zostałem w moim pokoju z zamkniętymi oknami i zatrzaśniętymi drzwiami – w ten sposób wiem, że mnie nie obserwuje. Ale wciąż mnie ma, gdy gram, gdy gram wciąż może mnie widzieć. Gra mnie teraz przeraża. Za pierwszym razem mówił do mnie – nie tylko używając tekstu w grze – mówił do mnie. Rozmawiał ze mną. Ben się odnosił do mnie. To do mnie mówiło. Nie wiem co to oznacza. Nie wiem czego ode mnie chce. Nigdy tego nie chciałem, chcę wrócić do mojego starego życia
UTOPIONY.wmv(06:20)
http://www.youtube.com/watch?v=K48QdVhCBfQ 
Rzeczy jak te nie zdarzają się ludziom takim, jak ja. Jestem tylko dzieciakiem, nawet niewystarczająco dorosłym by pić. To nie uczciwe, chcę do domu, chcę znów zobaczyć rodziców. Jestem tak daleko od domu w tej szkole, chcę tylko znów przytulić mamę. Chcę zapomnieć o tej przerażającej, pustej twarzy statuy. Mój oryginalny save wrócił - ten sam, który wcześniej znikną. Nie chcę już grać. Czuję, że stanie się coś złego, jeśli nie będę grał, ale to niemożliwe, to gra video – prześladuje mnie czy nie, nie może mnie zranić, nie? Tak serio, nie może, no nie? To jest to, co wciąż sobie powtarzam. Kiedy o tym myślę już sam nie jestem pewien.
Post #4 (12 wrzesień, 2010)
Pozwólcie mi tylko sprostować parę rzeczy – wiem, że się martwicie, ale "jadusable" ma się dobrze. Skończył się przeprowadzać, powiedział, że wraca do domu. Olał ten semestr, nie jestem pewien, co się stało , mam parę teorii, ale wy pewnie wiecie na ten temat więcej. Jestem współlokatorem "jadusable'a" I rzeczywiście zauważyłem, że było z nim coś nie tak przez te ostatnie parę dni. Wciąż siedział w swoim pokoju, tracąc kontakt z dosłownie wszystkimi znajomymi, a jestem prawie pewny, że nie jadł niczego ciężkostrawnego. Po następnym dniu nie mogłem już tu zostać, więc pałętałem się u kolegi. Do pokoju wracałem tylko po parę mi potrzebnych rzeczy. Próbowałem z nim rozmawiać parę razy, ale za każdym razem przerywał rozmowę, kiedy pytałem o jego izolację, tak jakby coś go prześladowało. Wczoraj przyszedłem po swoją książkę z filozofii, wtedy do mnie podszedł. Wyglądał okropnie, miał ogromne wory pod oczami. Dał mi płytkę i jakieś specyficzne instrukcje. Powiedział, że miał do mnie jedną, ostatnią prośbę – w końcu wytłumaczył mi o co chodzi, dał mi info do konta na Youtube. Powiedział, że się stąd wynosi, że to go nakłaniało do ponownego grania, by zmieniać rzeczy, których nie powinien. Chciał, żebym też wrzucił video, by poinformować ludzi o tym, co się stało. Powiedziałem, że mógłby to przecież zrobić sam, ale odpowiedział tym dzikim wzrokiem, że nigdy więcej nie zajrzy do gry. To ostatnia rzecz, jaką powiedział, nawet się nie pożegnał, gdy rodzice po niego przyjechali. Nigdy nie spotkałem jego rodziców.
Szczerze, nie mogę ci powiedzieć o wszystkim, kiedy mówił, ciężko było go zrozumieć, a jego cholerna ekspresja mnie tylko dezorientowała. Na płytce było video z ostatniej nocy, dokument tekstowy z jego loginem I hasłem do Youtube i trzeci dokument nazwany Prawda.txt które zawierały “jego notatki, które zrobił. Powiedział, że to bardzo wiele dla niego znaczy, bym podążał za jego instrukcjami. Normalnie nie pisałbym tego w ten sposób, z powodu jebanej gry komputerowej, ale sposób, w jaki mówił i patrzył zatwierdza mnie w tym, że to jest coś poważnego, a ja to uszanuję. Video dostałem już wczoraj. Po obejrzeniu go musiałem zobaczyć jego inne filmy na jego kanale Youtube, żeby coś z tego zrozumieć, ale nawet teraz jestem wciąż zmieszany. Video wypuszczę wieczorem, Prawda.txt wypuszczą 15 września, tak jak mnie prosił. Nie czytałem tego, zrobię to w momencie wypuszczenia tego, dla szacunku do kolegi. By odpowiedzieć już na wasze pytania, nie, nie dzwoniłem jeszcze do niego, zrobię to jutro, by sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Powinien już być teraz w domu.
Jadusable.wmv(07:41)
http://www.youtube.com/watch?v=QE7YUEtpHoY 
O filmie: uciąłem tu moment do miejsca, kiedy wybrano plik "BEN", później zauważyłem, że jadusable zostawił ekran wybierania, bo gra co jakiś czas zmieniała save'y. Wybaczcie za to, ale ostatnie pliki były takie same, jak z końcówki wcześniejszego filmu (Link i BEN), żadnych różnic. Nie byłem tu, kiedy w to grał, ale wygląda na to, że na początku, kiedy się pierwszy raz odrodził testował ekwipunek by zobaczyć, jakie ma przedmioty czy coś, bo zmieniły się losowo od tych poprzednich. To było po tym, kiedy pomyślałem, że gra stała się dla niego zbyt osobistą sprawą.
Post #5 (15 wrzesień, 2010)
Hej, z tej strony "Jadusable”. To jest ostatni raz, kiedy cokolwiek przeczytasz ode mnie, to jest mój ostatni prezent dla ciebie – to są wszystkie notatki, jakie zrobiłem. Zanim je pokaże, chciałbym podziękować wam wszystkim za wysłuchanie mnie, to była dla mnie mocna podpora, by to kontynuować. Kiedy to czytacie, nie będzie mnie już w pobliżu, ale po obcowaniu z tą nienormalną grą dokładnie cztery dni, zrozumiałem, kto tu z kim tak naprawdę gra. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego ta cała sytuacja się więcej nie powtórzy.
Są rzeczy, z którymi nie mogłem się z tobą podzielić, które się działy, ale zaraz to wyjaśnię. Ben blokował moje jakiekolwiek poczynania, których dokonałem, bym wam nie przedstawił prawdy. Próbowałem, nawet podtekstowo, by was ostrzec. Oprócz chaosu, zawarłem także różne wskazówki w moich filmach. We wszystkich filmach nagranych w czwarty dzień, miałem Maskę Prawdy w interakcji, podchodziłem do Gossip Stone, czy miałem Lupę Prawdy w ekwipunku, z jakiegoś powodu. Dla entuzjastów Zeldy wszystkie te symbole są znakami nadziei i prawdy, które pewnie niektórzy z was rozpoznali. Gdy grałem w plik nazwany “BEN”, kiedy BEN wciąż mnie śledził, robiłem wszystko, co mogłoby się wydawać oczywistym, ale oprócz tego wysłałem wam tajną wiadomość – Nigdy nie nałożyłem Lens, czy Maski czy nawet nie odwiedziłem kamienia. Podziałało, video zostało wrzucone na Youtube. Modliłem się, żeby ktoś to zauważył.
Tagi też miały znaczenie, mam nadzieję, że się nimi zainteresowaliście. Były moimi małymi wiadomościami – niczym dużym, żeby Ben niczego nie podejrzewał – przez to, że Ben manipulował i zmieniał pliki, mam nadzieję, że widzieliście bliską prawdę do tego, co się stało na prawdę. Nie miałem pojęcia, czy rzeczywiście tak było
To się długo czyta, nie mam czasu, by udowadniać wam wpisy, albo żeby upiększać moje wyszukiwania. Tu jest wszystko.
---

6 wrzesień, 2010
23:00 – Nie wierzę w to, co się stało, nie jestem pewien, czy to nie rodzaj złożone mistyfikacji, podlegam strachowi i nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Kto lub czym jest statua? Mnóstwo pytań. Zaczynam ten dokument jako “notatnik”, więc będę mógł wszystko analizować na bieżąco. Będę pisał co się dzieje, żeby sprawdzić później, czy to ma jakiś związek
7 wrzesień, 2010
2:10 - (zrobiłem nowy wątek, możesz wrócić i zobaczyć mój pierwszy post do czwarty dzień.wmv)
4:23 – Nie mogę spać. Próbowałem, ale im bardziej próbuję tym staję się bardziej nerwowy. Po prostu czuję, że za każdym razem, kiedy zamykam oczy, to statua pojawia się.
8:20 – Nie spałem w ogóle, zwyczajnie zacznę dzień. Nie mam siły, żeby iść dziś na lekcje, pojadę znów do starca z kolegą Tylerem, w razie czego.
13:18- Znowu w domu. Starca nie było, naprawdę dziwne, że wyprowadził się następnego dnia, ale może tabliczka Na Sprzedaż była już wczoraj, tylko nie zauważyłem. Tyler chce wiedzieć, o co chodzi, nie powiedziałem mu. Idę coś zjeść, padam ze zmęczenia.
15:46 – Nie mogłem się skupić wracając z baru, w pewnym momencie widziałem statuę Elegy wpatrującą się we mnie gdzieś na uboczu. Teraz definitywnie, definitywnie potrzebuję snu.
17:00 – Nie myślę dużo o tym, czy ludzie mi uwierzą o tym wszystkim. Myślę, że wrzucę nowego posta do internetu. Myślę, że zrobię jakieś podsumowanie, te notki są zbyt sporadyczne.
18:00 – Podłączyłem nagrywarkę do komputera. Myślałem, że się zaciął, zaczął wydawać ten dziwny, pipczący dźwięk, ale wydaje się, że teraz wszystko gra. Komputer nie może mnie teraz zawieść.
19:00 – Skończyłem wrzucać video. Jakość jest znacznie lepsza, niż myślałem, że będzie. Taa, zgaduję, że to jest naprawdę specjalna karta. Nigdy nie zdarzył mi się tak dobrze zgrany ekran.
19:45 – Wydawało mi się, że zobaczyłem pojawiającą się ikonę na pulpicie wyglądającą jak statua, na sekundę. Przestraszyłem się trochę. Po wrzuceniu muszę skasować te video z pulpit.
20:00 – Wrzucam video na swoje konto na Youtube.
20:03 – Nie pamiętam, żebym wrzucał video z Vampire: The Masquerade: Bloodlines ostatniego roku. To prawdopodobnie konto, które dzieliłem z kolegą ostatniego lata. Mam nadzieję, że nie ma nic przeciwko temu, bym uploadował ten filmik.
20:55 - Postuję podsumowanie z Czwartego Dnia z linkiem na Youtube. Staram się nie zasnąć, ale jestem taaaaki zmęczony w tej chwili.
8 wrzesień, 2010
10:48 – Miałem sen o statui. Śniłem, że mnie goniła w moim śnie. Odwracałem się... ta okropna statua wpatrywała się we mnie tymi pustymi oczyma. W śnie pamiętam, że nazywałem to Ben, a nigdy wcześniej nie miałem snu, który mógłbym tak szczegółowo zapamiętać.
11:21 – Serio, już nie chcę w to grać. Chyba sprawdzę jeszcze raz, czy starzec jest u siebie.
13:35 – Nie było starca, ale miałem ciekawą konwersację z jego sąsiadem. Napiszę całe podsumowanie z grania dzisiejszej nocy, poczekam jeszcze trochę i wyszukam parę informacji o tym całym Benie.
14:45 – Miałem losowe, niewytłumaczalne bóle głowy, wciąż słysząc tą piosenkę. Teraz jest jeszcze taka pora, że łatwo zachorować, muszę uważać. Z mojego organizmu zostanie kupa złomu przez te zarwane nocki.
15:00 –
15:02 – Mój komputer.... tak po prostu... otworzył dokument tekstowy i napisał "Hej" oraz "www.cleverbot.com”. Co... do... chuja...
15:46 – Wszedłem na stronę, to jest jeden z tych “botów czatowych”. Myślę, że po prostu wkleję wam tu całą konwersację:
9/8/10 Konwersacja
User: Cześć?
Cleverbot: Cześć.
User: Kim jesteś i jak zdołałeś przejąć kontrolę nad moim komputerem?
Cleverbot: Kim jestem?
User: Racja, zapomniałem, jesteś botem.
Cleverbot: Naprawdę tak myślisz?
User: Słuchaj wiem, że ktokolwiek się pierdoli z moim komputerem może zobaczyć mój ekran monitora.
Cleverbot: Racja.
User: Taa, a ty jesteś pewnie jednym z TYCH dzieci, które myślą, że są kur** sprytne. Wiesz, że to jest nielegalne, nie/?
Cleverbot: Naprawdę?
User: Bez jaj. Jesteś zaznajomiony z "prawami prywatności?". Spierdalaj z mojego komputera, dzieciaku
Cleverbot: Jestem twoim komputerem.
User: Spoko historia. W każdym razie, dzwonię do DPS, wybrałeś zły czas, żeby ze mną kur** pogrywać.
Cleverbot: Mam więc poczekać, aż włączysz grę?
User: ...Co?
Cleverbot: Grę.
User: Majora's Mask?
Cleverbot: Tak.
User: Skąd o tym wiesz?
Cleverbot: Stąd.
User: Skąd dokładnie?
Cleverbot: Ja to zrobiłem.
User: Zrobiłeś co?
Cleverbot: Grałem z tobą.
User: Co do kur**/
Cleverbot: Byłeś wystraszony?
User: Kim kur** jesteś
Cleverbot: Ben.
User: Statuą? Jesteś w moim komputerze?
Cleverbot: Tak.
User: jak?
Cleverbot: Podłączyłeś mnie.
User: Jakim kur** cudem cię podłączyłem?
Cleverbot: Kable.
User: Jak?
Cleverbot: Powiedz mi o sobie.
User: Co?
Cleverbot: Powiedz mi o sobie.
User: O co ci chodzi?
Cleverbot: Co cię naprawdę przeraża?
User: Co do chuja?
Cleverbot: Odpowiedz.
User: Nie
Cleverbot: Odpowiedz.
User: Do kur** nędzy, jakim cudem otworzyłeś to sam z siebie?
Cleverbot: Jestem teraz twoim komputerem.
User: Ile możesz kontrolować?
Cleverbot: Wszystko.
User: Czego ode mnie chcesz?
Cleverbot: Zabawy.
User: utknąłeś tam. Możesz mnie zranić?
Cleverbot: Ha
User: ?
Cleverbot: Idź grać.
User: Nie, nie możesz mnie zranić.
Cleverbot: Długo ci zajęło pisanie tego.
User: Więc?
Cleverbot: Nie jesteś pewien.
User: Jeśli jesteś taki potężny, czemu używasz tak idiotycznej strony jak tej, żeby ze mną “czatować”?
Cleverbot: Mało roboty. Nieźle rozbudowane. Zabawne.
User: Zabawne?
Cleverbot: Tak. Tradycyjnie. Lubię to.
User: Myślisz, że to zabawne?
Cleverbot: Śmieszne.
User: A moje notatki?
Cleverbot: Możesz je pisać.
User: Czemu mi na to pozwalasz?
Cleverbot: To zabawne widzieć, co o mnie myślisz.
(okno się zamknęło)
15:50 – Co ja zrobiłem? Wprowadziłem go do mojego komputera. Kontynuuję to pisać, wpisywać podsumowania. Czuję, jakbym był więźniem w miejscu bezpieczeństwa. Nie mam pojęcia, nie wiem, czy mam halucynacje. Czuję, jakbym był szalony w tej chwili. Mogę to poczuć, patrzy na mnie, nawet, kiedy to piszę. Ben kontroluje wszystko w grze – bawi się ze mną, prowadzi jak owieczkę, ale po co? Co jest celem? Wiem, że Ben utonął, ale skąd te nawiedzenia? Co ja kur** robię, prawdopodobnie on może nawet to zobaczyć.
16:35 - (Wrzuciłem zagranie w BEN.wmv)
19:18 - BEN znów mnie zaprosił na Cleverbot. Powiedział, że jest mu przykro i chce być wolny, że mogę go uwolnić, że tak, jak wszedł do komputera, tak może wyjść, ale potrzebuje mojej pomocy. Powiedział, że jestem specjalny, bo mogę mu pomóc. Pierwsza, miła rzecz, którą powiedział. Obiecał, że zostawi mnie w spokoju, jeśli to zrobię. Obiecał. Nie wiem, co mam myśleć, jak mogę niby zaufać tej rzeczy?
19:20 – Boję się, powiedział, że tylko się ze mną bawił. To jest raczej jakaś popierdolona wersja zabawy. Powiedział, że gra skończona. Chciałbym, żeby to był koniec. Powiedział, że chciałby być wolny, że jest uwięziony w cartridge i komputerze, I że chce być uwolniony. Nie chcę się z tym pierdolić, nie wiem, jak długo wytrzymam prześladowanie mnie. To obserwuje mój każdy ruch, przez każde, zamknięte drzwi, nie mam już prywatności. Wie o wszystkim, co było na moim komputerze. Powiedział, że może zrobić mi okropne rzeczy, ale nie musi, więc powinienem mu zaufać.
20:01 – Coś mi mówi, że w coś gram, dokładnie jak w grze.
20:29 - BEN znów mnie zaprosił na Cleverbota. Zignorowałem to i wziąłem prysznic Kiedy podszedłem do laptopa, przywitał mnie obrazek Statuy Elegy patrzącej się na mnie z tymi martwymi oczyma. Nie chcę już z nim rozmawiać.
21:44 – Pierdol się Ben nie rozmawiam z tobą
21:56 - Pierdol się ben nie rozmawiam z tobą
22:06 – PIERDOL SIĘ BEN NIE ROZMAWIAM Z TOBĄ
22:12 - PIERDOL SIĘ BEN NIE ROZMAWIAM Z TOBĄ
22:45 – To już ponad półtorej i godziny, kiedy już wiadomość się nie pojawia. Ben przestał. Zaczynam się przekonywać, że nie panuje tylko nad grą/komputerem, zaczynam coś czuć. Ciężko to wytłumaczyć, nigdy nie byłem dobry w tych sprawach duchowych, ale jest coś innego w aurze w moim pokoju.
22:42 – Zaczynam losowo widzieć statuę Elegy, kiedy szukam czegoś na necie w miejscach, gdzie nie powinien się pojawiać. Miejscach, w których nie powinien być – przewijam stronę na dołu i nagle pojawia się zdjęcie statuy Elegy. Zawsze statuy Elegy. Nie wiem, jak wiele jeszcze mogę znieść.
9 września, 2010
12:35 – Moje najgorsze obawy się spełniły – Ben zatuszował fragment BEN.wmv. Spojrzałem na podsumowanie utworzone na różnych forach z BEN.wmv, na niektórych z nich usunął posty lub zmieniał fragmenty. Nie ma dowodów, że Ben istnieje poza grą. Nie ma dowodów, że Księżycowe Dzieci istnieją poza grą. Jak tak szybko usunął te posty, kiedy ja niczego nawet nie zauważyłem? Doszło do mnie, że może ja tylko pisałem te posty, a w prawdzie Ben je wszystkie cenzurował i udostępniał. Spytam go, czemu to robił.
12:50 – Nie odpowiada na Cleverbocie. Dostaję tylko takie odpowiedzi, jakie normalnie się dostaje od bota.
1:24 – Ben się chyba na mnie gniewa
10:43 – Księżycowe Dzieci pojawiły się w moim ostatnim śnie, zdjęli swoje maski, by pokazać swoje okropne, zdeformowane twarze – robaki wychodziły z pustych, czarnych dziur w miejscach, gdzie powinny być oczy, żółty uśmiech, który stawał się coraz większy z każdym momentem, kiedy się do mnie przybliżali. Powiedzieli, że chcą się zabawić. Próbowałem uciec – ale ich czwórka przetrzymała mnie przy ziemi z zadziwiającą siłą. Nad nimi stał Happy Mask Salesman mówiący, że ma nową maskę, którą chciałby mi ofiarować. Wraz z jego ślamazarnymi ruchami przypominające te z gry, wyjął model maski kogoś, kogo nie mogłem rozpoznać - młodo wyglądająca twarz – dał ją Księżycowemu Dziecku. Podśmiechując, nakierował ją na moją twarz; Mieli okropne, zniszczone ciała podskakujące ku dołu i górze. Dwóch z nich przetrzymało mnie, kiedy to dwaj pozostali powoli nakładali maskę na moją twarz.
Moje trzęsienie się I krzyki spowodowały u Happy Mask Salesmana zmianę ekspresji na twarzy w najbardziej przerażający uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem. Sporadycznie chodził na około śledząc procedurę jak zaciekawiony lekarz. Próbowałem się wyzwolić, bez skutku. Moje oczy zwróciły się ku tyle głowy z powodu wielkiego bólu. To było tak realne, nie mogłem się obudzić. Nie mogłem się obudzić nie ważne jak bardzo próbowałem, nie mogłem się obudzić. Gdy maska przyległa do moich kości, zaczęli związywać razem moje nogi, później ręce. Przerażające uczucie przekłuwania nogi na wylot, rozrywając moje ścięgno Achillesa i zawiązywania jej z innymi kończynami przeszło przez moje całe ciało. Próbowałem krzyczeć, ale maska była tak ciasno przywiązana do mojej twarzy, że to była moja nowa twarz… a moja nowa twarz nie miała ust. Nie wydałem z siebie dźwięku. Mówiłem sobie w myślach, że tylko śnię, wciąż i wciąż to powtarzałem, aż w końcu Księżycowe Dzieci przestały i spojrzały na mnie. Po prostu się wpatrywali. Happy Mask Salesman powoli się do mnie przybliżał wpatrując się we mnie, był już przed moją twarzą, zachichotał i zwyczajnie powiedział " Spotkałeś się z okropnym przekleństwem, czyż nie?”. Nie mogłem się obudzić. Nie mogłem się obudzić. Nie pozwoliliby mi wstać zanim nie zmieniliby mnie w następną statuę elegy.
Obudziłem się zdyszany, płakałem I trzęsłem się. Natychmiast podbiegłem do komputera po Bena.
9/9/10 Konwersacja 1
User: Odpowiedz mi, ben.
Cleverbot: Witaj z powrotem
User: Jaki jest cel tego wszystkiego, DLACZEGO?
Cleverbot: Zabawia mnie to.
User: Jak?
Cleverbot: Fajnie się gra, zabawnie tobą się bawić, sprawić, byś czuł się bezpiecznie.
User: ...
Cleverbot: Zastanawia mnie, jak byś zareagował.
User: na co?
Cleverbot: Gdybym się nie odkrył i pozostał w ukryciu, jedynie robiąc małe rzeczy, bawiąc się z tobą. Zamknąć ci okno, wyłączyć komputer, poruszyć myszką. Małe rzeczy. Sprawić, byś myślał, czy tu rzeczywiście jestem, dając ci jedynie małe wskazówki, że tak.
Cleverbot: Z tobą chciałem zrobić nieco coś innego.
User: robiłeś już to wcześniej?
Cleverbot: Tak. I będę to kontynuował.
User: Z kim? Benem?
Cleverbot: Hmm.
User: Znałeś Bena?
Cleverbot: Nie powiem ci.
User: Jak zginął Ben?
Cleverbot: Wiesz.
User: Ale jak utonął?
Cleverbot: Nie powiem ci tego.
User: Dlaczego?
Cleverbot: To jest zarezerwowane dla innego.
User: Kogo?
Cleverbot: Innego, kto spyta.
User: kiedy
Cleverbot: Później.
(okno się zamknęło)
Zaczynam myśleć, że może ta "rzecz" nie jest Benem. W jego sadystycznej naturze nie zdziwiłbym się, gdyby zabrał imię mu po tym, kiedy go zabił.
24:04 – Mój pokój znów jest jakiś dziwny. Jest tu coś... gdzieś jest.. Czuję się nieswojo, jakby coś próbowało mnie dosięgnąć i złapać, ale nie wiem dokładnie gdzie to jest.
24:46 – Ben chyba już nie chce już ze mną grać. Zagram jeszcze raz, znów zagram w tą grę. Ben, widzisz to? Znowu zagram w tą grę, tylko proszę, przestań już proszę proszę
13:41 – Szaleję, kiedy próbuję odróżnić prawdę od fikcji. Albo Ben robi jakieś sztuczki, albo to wszystko jest na prawdę. Czy Ben generuje te odpowiedzi, czy ludzie je odpisują? Czy ja widziałem migający obraz, czy to tylko moja wyobraźnia? Wyobraź sobie poleganie na internecie i swoich oczach przez całe życie, a potem zostanie ślepym – nie możesz już na tym polegać, musisz wszystko zgadywać. Na krótką chwilę spoglądam na odpowiedzi do video, ludzie odpisywali, że to wygląda na sfałszowane, sphotoshopowane czy cokolwiek – i nie mam pojęcia, czy Ben miał z tym cokolwiek wspólnego. Albo te wszystkie odpowiedzi są wygenerowane przez Bena, żebym tylko się zniechęcał – Widzisz, jestem kur** więźniem tych wiecznie ryjących banię przypuszczeń. To jest coś, co osiada na mojej psychice i sprowadza mnie do krawędzi. Kiedy to piszę, nie wiem, czy kogokolwiek to obchodzi tak bardzo jak mi się wydaje – po prostu kolejna sztuczka. Czy ten cały dokument w ogóle istnieje? Czy ja nic nie piszę?
9/9/10 Konwersacja 2
User: O co chodzi? Jaki jest cel grania? mam dość kiedy robię cokolwiek
Cleverbot: Masz dość, bo nie potrafisz odkryć mojego sekretu.
User: Czego?
Cleverbot: Tematu.
User: O CZYM TY kur** MÓWISZ
Cleverbot: Piękno znajduje się w prześladowaniu ciebie
(okno się zamknęło)
16:09 – Ben, chce, żebym zagrał. Mówi, że ma coś bardzo ważnego do pokazania.
16:23 - (Wrzucenie pliku z gry UTOPIONY.wmv)
21:09 - (Wrzucenie pliku z gry DZIECI.wmv)
10 września, 2010
11:52 - Plik UTOPIONY.wmv był już kiedy wstałem. Pamiętam, że o tym pisałem, ale nie pamiętam, żebym o tym stworzył post. Ocenzurował to, nie ma już wzmianki o starcu. Nie mam już głosu. Piszę jedynie to, co on chce, żebym napisał, jestem jego maską, która go wyraża, gdy on kłamie.
11:55 – Jest całe podsumowanie z video, którego nie pamiętam, żebym je tak robił. Kiedy czytam to podsumowanie, to brzmi inaczej – chodzi o sen sprzed dwóch nocy, który wygląda na bardziej sadystyczny – te Księżycowe Dzieci, znaczą coś więcej, jakby były innym wcieleniem Bena. Zdarzyło się coś ostatniej nocy, czego nie pamiętam. Piszę właśnie czwarte podsumowanie na fora. Cień mojego krzesła ruszył się.
12:00 - Ben nie pozwala mi zobaczyć Youtube. Mogę odwiedzać wszystkie strony, ale za każdym razem wyłącza mi okno, kiedy wchodzę na Youtube. Czemu?
14:02 – Czuję, że powietrze staje się cięższe, chyba nie jestem tu sam. Czymkolwiek jest "aura", teraz staje się bardziej gwałtowna
14:44 – Próbuję się skontaktować z Benem na Cleverbocie, nie odpowiada. Tylko zwykłe AI
15:51 – Moje uszy mnie nie zwodzą, słyszę Muzykę Leczenie. Wciąż ją słyszę
16:23 – Jestem w dobrym nastroju, wcześniej myślałem, że to zbyt dziwne. Otworzyłem okno I trzy piętra niżej na parterze widziałem starca. Jestem w całkowicie dobrym nastroju. Ten sam starzec. Po prostu wpatrywał się w moje okno. Kiedy jakiś student go zauważał, nie zwracał na niego wielkiej uwagi.
---
Tu się kończą moje notatki. Wyszedłem z pokoju, wziąłem ze sobą cartridge. Nie chcę pisać szczegółów dotyczących tego, co się stało. Minęły dwa dni od tego zdarzenia. To moje ostatnie podsumowanie z ostatniego video - Matt.wmv.
Ostatnie video, które zrobiłem , Matt.wmv, zaczynało się normalnie. Odrodziłem się w Clock Town jak zwykle, wyglądało na to, że nic tu nie ma. Zdeterminowany zagrałem Oath to Order Na szczycie Wieży Zegarowej w czwarty dzień, przygotowywałem się. Przyśpieszyłem czas do ostatniego dnia, doszedłem do obserwatorium. Gdy dotarłem do pokoju z teleskopem i podszedłem do astronoma dowiedziałem się, że nie mogę skorzystać z teleskopu. Powiedział mi, że to by było oszustwo i że powinienem trzymać się zasad. Gra nie pozwalała mi zastosować glitchu czwartego dnia, nie ważne jak bardzo próbowałem. Próbowałem jeszcze parę razy, ale to była strata czasu. Gra stała się bardziej agresywna. Powiedziała, że mam się udać do Kanionu Ikana, gdzie się kończy gra, że wtedy przestałaby mnie prześladować. Chciałem już skończyć ten koszmar, zagrałem piosenkę soaring, wtedy się tam pojawiłem. Powiedziano mi, żebym sprawdził ekwipunek, że znajdę odpowiedź na koniec gry. Sprawdziłem i zauważyłem, że brakowało jednej piosenki - the Elegy of Emptiness. Oczywiście, gdy już tu trafiłem i nauczyłem się piosenki, wydawało mi się, że ostatnią rzeczą, jaką to będzie potrzebowało to wystarczająca zabawa Bena ze mną. Ben jest manipulatorem; próbuje zwodzić ofiarę w pozory bezpieczeństwa i sprawia, że stracisz uwagę i wpadniesz w pułapkę jak motyl w pajęczą sieć, żywi się tym. Jestem niczym innym jak jego lalką, bawi go sprawdzanie ludzkich emocji przez robienie różnych rzeczy.
Są wciąż rzeczy, które nie mają sensu, ale nigdy nie byłem dobry w rozwiązywaniu tego typu rzeczy, zanadto mój stan psychiczny nie jest za dobry, daję wam wszystkie puzzle do przeanalizowania i ułożenia razem bez żadnych luk
Piszę te "przemyślenia" na komputerze w bibliotece, wysłałem emailem do siebie notatki, które przetrzymywałem na “zainfekowanym” komputerze z ostatnich czterech dni. Teraz skombinuję to wszystko na tym bezpiecznym, publicznym komputerze w jeden dokument tekstowy – Nie ma szans, że Ben to zauważy. Nie miałem żadnych problemów z Benem, kiedy byłem na swoim komputerze I próbowałem wysłać emaila do siebie – byłem naprzeciwkur** niego. Nie ma pojęcia, co właśnie mi pozwolił zrobić. Nie miałem także problemów z otworzeniem pliku txt. Z mojego “zainfekowanego” komputera na emailu. Nie wiem jak ci to opisać jakie to uczucie w końcu móc wszystko powiedzieć w tym poście. Koszmar się kończy w tym miejscu.
Pamiętajcie,
Nie ściągajcie ŻADNYCH moich filmików albo niczego O moich filmach – przez video/audio z Youtube, screenshota, czegokolwiek. Nie wiem, jak może się przemieszczać, ale na pewno wiem, że przez oglądanie/czytanie mojego tekstu na to mu nie pozwoli, inaczej nie potrzebował mojej pomocy, ale rekomenduję, byś nie brał nic, co jest streamowane online na swój computer.
To mój ostatni post, umieszczam to tu, na forum, dla świata. Jeśli zobaczycie jakiekolwiek, następne posty ode mnie po dzisiejszej dacie – 12 wrzesień – i po następującym czasie - 12:08 – ZIGNORUJCIE je. To już zostało udowodnione, że Ben może manipulować moimi kontami i komputerem. I tak jak powiedziałem, nie mam pojęcia, jak to się może przemieszczać, ale zrobi wszystko, żeby się uwolnić. Jest zdesperowany. Dla twojego bezpieczeństwa, lepiej o mnie zapomnij. Proszę.
Już to mówiłem, ale zarówno stąd, nie ściągajcie ŻADNYCH plików zdjęciowych które mogłem tu zostawić, jakichkolwiek plików, dosłownie NICZEGO.
Ten piąty będzie moim ostatni dniem, spalę cartridge, a potem wrócę i zniszczę laptop.
Znów, nawet jeśli cię nie znam, ta sprawa trochę mnie gryzie. W tym semestrze naprawdę nie miałem żadnych znajomych, a raczej, przestałem na nich zwracać uwagę.

Wolny.wmv(00:18)
http://www.youtube.com/watch?v=D4VH6Sr-Xxw 
Choć myślę, że to moja głupota, bo ja, geniusz, wybrałem życie samotnika. Wydaje mi się, że jeśli ktoś odciągnąłby mnie od tej gry zanim tak się w to dałem wplątać, uratowałby mi życie. Cóż, po prostu się cieszę, że to się mi przytrafiło, teraz mogę was ostrzec i Ben zginie. Na koniec, dzięki za poświęcenie czasu na przeczytaniu mojej historii, być może mi nie wierząc. Nie musisz mi wierzyć – naprawdę, nie powinieneś. Wasz ciągły odzew przez ten cały czas pomagał mi dążyć do rozwiązania sprawy. Teraz jestem od tego całkowicie wolny.

Ponownie, dzięki,
Jadusable

...Nie powinieneś był tego robić, Matt. Nie powinieneś był tego robić...


I to też.

 

Fabuła bajek zazwyczaj jest prosta. Zły – dobry, dobro zwycięża, dzieci nie zastanawiają się nad tym. Ale czy czasem nie zastanawiałeś się sam, czemu ten zły, okrutny bohater jest taki? Co zrobił? Albo co mu zrobiono?
Nie trzeba być fanem kucyków by spotkać się z serią My Little Pony – Friendship is Magic. Koniki stały się memem i są (prawie) wszędzie. Mamy dobrą Celestię i tę złą, jej siostrę, Lunę, skazaną na wygnanie na Księżyc. Dzięki Celestii Słońce wstawało, a Luna sprawiała, ze na niebie pojawiał się Księżyc. Jednak po jakimś czasie stała się ona zazdrosna o swoją siostrę. Gdy ona pracowała, koniki spały i nie mogły podziwiać jej dzieła! A przecież pracowała tak samo ciężko! Dlaczego to Celestii dziękują, dlaczego ona jest ważniejsza?
Luna stała się zazdrosna i zła.
Taka jest oczywiście wersja z MLP. Ale jak mogło by być? A może to Celestia stała się zazdrosna i chciała mieć CAŁĄ władzę? Może Luna, skazana 1000 lat temu na wygnanie, była… Niewinna? I przede wszystkim… Samotna.

Link do pierwszej części Luna Game pojawił się na Equestria Daily w 2011 roku, w kwietniu. Link prowadził do pliku, który automatycznie ściągał grę na dysk twardy.
Luna Game to bardzo prosta platformówka, w której główną postacią była Luna. Po około 30 sekundach na monitorze pojawiała się Zalgo Pinkie Pie lub przerażająca Applebloom, a w tle słychać syki i szepty. Nie można zamknąć gry klawiszem esc (niektórym również alt + f4 nie działało). Kursor pozostawał w prawym dolnym rogu i nie można było nim poruszyć.
Grę można skończyć tylko używając menadżera zadań i poruszając się strzałkami przerwać ją.
Po zamknięciu gry w miejscu, gdzie została ona zainstalowana pojawiało się wiele przerażających obrazków koników oraz pliki tekstowe, których jedyną treścią było „The end is Neigh”.

http://www.youtube.com/watch?v=2f89T1Wj … r_embedded


Luna Game 2

Ta część jak poprzednia jest również bardzo prostą grą platformową. W pewnym momencie na ekranie pojawia się kolejny Zalgo-konik, a muzykę zastępują szumy. Gra przechodzi w drugą, upiorną fazę. Kolorystyka zmienia się na czarno-czerwoną. Jeśli Luna spadnie, będzie przez chwilę lecieć, a potem na ekranie pojawi się Luna’s Descent z napisem „You Died”. Słychać również jakby zniekształconą muzykę i słowa, jednak nie można ich zrozumieć.

http://www.youtube.com/watch?v=KJq3FMX9 … r_embedded


Luna Game 3

Cześć jest podobna do poprzednich. Z każdą sekundą ekran staje się coraz ciemniejszy, a muzyka coraz wolniejsza i zniekształcona. W tle słychać również jakby rozmowę kucyków. W 3:16 można usłyszeć głos Fluttershy mówiący „Come out” – „wyjdź”. Gdy Luna spadnie, na ekranie pojawia się Zalgo-Pinkie Pie, Gdy Luna spada, słychać bardzo zniekształcony głos (również Fluttershy) „Kocham cię”, migają różne przerażające obrazki. Po tym widzimy Lunę leżącą na ziemi, jej nogi są oderwane, widać ciemną krew. Po kilku sekundach otwiera ona oczy i gra kończy się.

http://www.youtube.com/watch?v=K8TL0vdv … r_embedded


Luna Game 4
Czwarta część różni się od pozostałych. Przede wszystkim dlatego, ze możesz w nią zagrać tylko RAZ.
Luna stoi na kawałku zieleni. Jedyną droga naprzód jest przepaść. Gdy skacze w dół, leci przez chwilę, ekran staje się czarny i pojawia się drobny, biały napis.
„Spotkał Cię straszliwy los, czyż nie?”
Po kilku sekundach pojawia się kolejny
„Nie powinnaś umierać”
Następny napis, czarne tło z plamami krwi
„ALE TERAZ JESTEŚ W MOIM ŚWIECIE”
Widać, że Luna spada w dół i uderza w czerwoną ziemię, za nią jest również czerwone tło, wszystko wygląda to jak piekło. Musisz biec jak najszybciej w prawo, żeby ciemność, która pojawia się z lewej strony nie dopadła Cię i nie zabiła. Potem musisz znowu spać, by dostać się na następny poziom.
Tym razem świat jest złożony z czarnego tła i szarych bloków. Dochodzisz do ściany i musisz iść w górę.
Im wyżej idziesz, tym ekran staje się ciemniejszy. Jeśli dojdziesz wystarczająco daleko, zobaczysz przerażającą Pinkie Pie, która czeka na Ciebie, ale szybko zniknie.
Musisz biec znowu w prawo, aż wbiegniesz w samą Pinkie Pie. Ekran znowu staje się czarny, po chwili widać znowu przerażającą Pinkie oraz odgłos bicia serca. Słychać śmiech i gra kończy się. Jeśli spróbujesz zagrać jeszcze raz, pojawi się tylko napis „Twój los jest już zapieczętowany”.

http://www.youtube.com/watch?v=KsNe0sSG … r_embedded


Luna Game 0
Gra opowiada o wydarzeniach przed poprzednimi częściami gry. Jest o wiele bardziej rozbudowana. Również w nią można zagrać tylko raz.
Gra zaczyna się w zamku Celestii. Jeśli porozmawiasz z nią, powie Ci, ze powinieneś poznać nowych przyjaciół. W grze można spotkać wszystkie sześć najważniejszych koników, i każda z nich ma jakiś problem, o którego rozwiązanie Cię prosi.
Przykładowo, dla Twilight Sparkle musisz zdobyć książkę, a dla Rarity suknię.
Wszystkich przedmiotów jest 50. Gdy zdobędziesz już 49, ostatni jest czarno-biały. Jeśli pójdziesz dalej, ziemia nagle zniknie, a Luna zacznie spadać. Ekran będzie coraz ciemniejszy.
Ekran rozbłyskuje na biało i widać obrazek Nightmare Moon. Po kolejnym błysku oko Nightmare Moon otwiera się. Znów pojawia się Luna, jednak teraz gra jest troszkę ciemniejsza. Gdy podchodzi ona do Pinkie Pie, Pinkie zaczyna znowu mówić o swoim przyjęciu. Wtedy pojawia się czarny ekran z ostatnim przedmiotem oraz napis „zabij ją teraz”. Po tym Pinkie pyta Luny, czy czuje się dobrze, a ekran znowu staje się czarny.
Przez długi czas nie dzieje się nic, słyszysz tylko dziwne odgłosy. Znowu widać Lunę i Pinkie, tło jest dziwnie brązowo-czerwone. Pinkie pyta „Ale, ale dlaczego?” i gra kończy się.
Po chwili gra znowu otwiera się razem z przerażającą grafiką przedstawiająca Pinkie Pie i napisem „To jeszcze nie koniec”, w tle słychać głośne trzaski.
Gra znowu się zamyka
Jeśli spróbujesz zagrać jeszcze raz, pojawi się napis „Nie można zmienić przeszłości”
Ta część jednak nie tworzyła na dysku żadnych plików.

http://www.youtube.com/watch?v=wDTi4g3_ … r_embedded


A również to.

 

Jestem totalnym fanem Sonica, bardziej niż ktokolwiek inny. Lubię nowe gry, ale nie umywają się one do klasyków. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek grał w hackowane lub posiadające usterki gry i po moich doświadczeniach nie zamierzam. Zaczęło się to w miłe letnie popołudnie, grałem w Sonic Unleashed (lubiłem w nim sposób eksplorowania miast), dopóki nie zauważyłem, że przybył listonosz i włożył coś do mojej skrzynki. Zatrzymałem grę i poszedłem zobaczyć co znajduje się w mojej skrzynce. Była w niej jedynie płyta CD i notatka. Wziąłem je do środka. Najpierw spojrzałem na notatkę. Była od mojego drogiego przyjaciela Kyle'a (tak nazwijmy), z którym nie miałem kontaktu od dwóch tygodni. Wiem, że była od niego. Poznałem charakter pisma, pomimo tego, że było ono dziwne. Wyglądało na źle napisane, zabazgrane, niełatwo można było je rozczytać. Sprawiało wrażenie, jakby Kyle

pisał je w pośpiechu i trudzie. Oto treść:

“ Tom, Nie zniosę tego więcej. Powinienem był zająć się tym, zanim zabrakło już czasu i mam nadzieję, że zrobisz to dla mnie. Nie mogę tego zrobić, on jest za mną, a ty, jeśli nie zniszczysz tego dysku, przyjdzie i po ciebie.


Jest dla mnie za szybki...


Proszę Tom, zniszcz t zapomnianą przez Boga płytę, zanim on po ciebie przyjdzie. Dla mnie jest już za późno. Zniszcz dysk. Gdy to zrobisz, zniszczysz i jego, ale zrób to szybko, albo on cię dopadnie. Nigdy nie graj w grę, to jest to, czego on chce. Po prostu to zniszcz.


Proszę...


Kyle


Więc było to bardzo dziwne. Pomimo, że wiedziałem, że Kyle JEST moim najlepszym przyjacielem i nie widziałem go 2 tygodnie, nie zrobiłem tego, o co mnie prosił. Nie myślałem, że ten prosty dysk z grą mógł mu zrobić coś złego, przecież to wszystko jest jedynie grą, co nie? Jak bardzo się myliłem...

Tak, czy inaczej, spojrzałem na płytę. Wyglądała jak każdy normalny komputerowy dysk CD-R, z wyjątkiem tego, że miała napisane na sobie markerem "SONIC.EXE", i nie była niezwykła w żaden sposób. Wyglądało na to, że dostał ją od kogoś ze sklepu typu eBay. Gdy zauważyłem napis "SONIC" na płycie, podekscytowałem się i zechciałem zagrać, w końcu byłem WIELKIM fanem Sonica. Wszedłem do swojego pokoju, włączyłem komputer, włożyłem dysk i zainstalowałem grę. Gdy ekran główny się zjawił, zauważyłem, że wyglądał jak pierwszy Sonic. Pomyślałem "Ekstra!". Jak wcześniej pisałem, lubiłem klasyki.

Pierwszą dziwną rzeczą, którą zauważyłem po wciśnięciu przycisku start była jedna klatka - Ekran główny, który zmienił się w coś okropnego przed przejściem w czarny obraz. Zapamiętałem, jak ekran główny zmienił się w stosunku do klatki przed włączeniem. Niebo pociemniało, mały emblemacik stał się zardzewiały i zrujnowany, napis SEGA 1991 zmienił się w SEGA 666, a woda stała się czerwona, zupełnie jak krew, wyglądała bardzo realistycznie. Ale najokropniejszą rzeczą w tej klatce był Sonic. Jego oczy były kruczo-czarne i leciała z nich krew. Były w nich dwie świecące czerwone kropki patrzące PROSTO NA MNIE.

I jego uśmiech rozszerzył się na do samych krawędzi jego twarzy. Byłem zaniepokojony po zobaczeniu tego obrazka, ale pomyślałem, że to jakaś usterka i zapomniałem o tym. Po przejściu w czarny obraz gra została w nim przez jakieś 10 sekund. Potem zadziała się kolejna dziwna rzecz. Wybór zapisu z Sonic The Hedgehog 3 pojawił się na ekranie. Co jest ku*wa? Co się dzieje w tej grze?! W każdym razie, później zauważyłem, że tło było jak ciemne, pochmurne niebo z poziomu Bad Stardust Speedway z Sonica CD, i były tylko trzy zapisy. W tle słychać było odwróconą wersję muzyki Caverns of Winter z Earthbound. Obrazek dla plików zapisu, w którym zwykle widać podgląd poziomu, na którym akurat jesteśmy był po prostu czerwonym statycznym tłem dla wszystkich trzech plików. Całkowite zaskoczenie wywołał u mnie wybór postaci. Pokazywał tylko Talisa, Knuckles'a, i ku mojemu zaskoczeniu Dr. Robotnik'a! Teraz byłem pewien, że gra nie ma usterek, a jest zhackowana. Taa, definitywnie zhackowana. Była bardzo straszna, ale jako wszechstronny gracz nie bałem się jej (a przynajmniej próbowałem), powiedziałem sobie, że to tylko zhackowana gra i nie jest w tym nic złego. W każdym razie, trzęsąc się ze strachu wybrałem pierwszy plik zapisu i wybrałem Tails'a. Gra zawiesiła się na około 5 sekund i usłyszałem straszny, zglitchowany śmiech. Brzmiał identycznie, jak Kefka z Final Fantasy. Wtedy obraz znów przeszedł w kolor czarny. Został tak przez około 10 sekund lub więcej i pokazała się typowa nazwa poziomu, z wyjątkiem tego, że kształty miały inne odcienie czerwonego i tekst pokazywał tylko:

“ WZGÓRZE, AKT 1 ”


Obraz zblaknął, tytuł poziomu zniknął, ukazując przestrzeń Tale of The Green Hill z Sonica 1, muzyka była inna, brzmiała jak Peaceful Melody, lecz odwrócona . Zacząłem grać. Tails biegał jak w każdym Sonicu, ale dziwne było to, że gdy Tails biegł dalej przez poziom, nie było tam nic, prócz płaskiego podłoża i kilku drzew. Po pięciu minutach muzyka z miłych tonów zmieniła się w coraz cięższe. Zobaczyłem coś i zatrzymałem się, żeby się temu przyjrzeć. Było to jedno z małych zwierzątek leżących na ziemi. Było martwe. Wylewała się z niego krew. Tails się wystraszył i jego twarz zrobiła się smutna jak nigdy, więc nakazałem mu się ruszać.

Im dalej podążał, tym więcej było widać martwych zwierząt, tym bardziej muzyka zwalniała i tym smutniejszy on się stawał. Byłem zszokowany widząc to. Wyglądały, jakby ktoś zabił je przy użyciu makabrycznych sposobów. Wiewiórka wisiała przywiązana do drzewa z wyjętymi wnętrznościami.

Królik wszystkie kończyny miał oderwane, a kaczka wydrapane oczy i przecięte gardło.

Poczułem się zdegustowany po zobaczeniu tej masakry tak, jak Tails. Po paru sekundach nie było widać już martwych zwierząt, muzyka zatrzymała się. Kazałem Tailsowi iść. Gdy minęła minuta od zatrzymania muzyki Tails wbiegł pod górkę, a potem zatrzymał się. Po drugiej stronie ekranu był Sonic z zamkniętymi oczami, odwrócony do Tails'a tyłem. Tails wyglądał na ucieszonego po ujrzeniu Sonica, lecz chwilę potem jego uśmiech znikł. Sonic nie reagował. Tails szedł powoli w jego stronę. Nie dotykałem klawiatury, więc musiała to być cutscenka. Raptownie zaczęło rosnąć we mnie złe przeczucie.

Im bardziej Tails zbliżał się do Sonica, czułem, że Tails jest w niebezpieczeństwie i coś złego ma się stać. Słyszałem słaby dźwięk, który narastał, gdy Tails zbliżał się do Sonica. Zatrzymał się.

Wyciągnął swoją rękę do Sonica, aby go dotknąć. To przeszywające uczucie w moich bebechach rosło. Czułem obowiązek powiedzenia Tailsowi, aby odszedł od Sonica. Nagle w stop-klatce zobaczyłem otwarte oczy Sonica. Czarne, z czerwonymi kropkami tak, jak na obrazku w menu. Nie było tam uśmiechu. Ekran ściemnił się i dźwięk ucichł. Był czarny przez 7 sekund, po czym wyskoczył napis, mówiący

“ Witaj. Chcesz ze mną zagrać? ”


W tym momencie się przestraszyłem. Nie chciałem kontynuować gry, ale moja ciekawość była ponad to, gdy zobaczyłem kolejny poziom. Tym razem tytuł mówił

“ W CHOWANEGO ”


Byłem na poziomie Angel Island z Sonica 3 i wyglądał, jakby wszystko stało w ogniu. Tails był tym razem skrajnie przestraszony. Patrzył na mnie i wykonywał dziwne gesty, jakby chciał, żebym wydostał go z miejsca, w którym jest.


Rozumiałem, że Tails próbuje mi powiedzieć, abym go stąd wydostał, więc przyciskałem strzałkę w dół tak mocno, jak mogłem, aby Tails biegł szybciej. Ta straszna wersja muzyki z momentu kiedy spotykasz cień na ARK jako robotnik z SA2 przeraziła mnie. Chciałem aby Tails wydostał się z lasu. Chciałem mu pomóc w ucieczce jak tylko mogłem. W końcu usłyszałem ten straszny śmiech ponownie. Śmiech Kefki. Przez 10 sekund starałem się pomóc Tails'owi uciec z lasu. Nagle zauważyłem przebłyski Sonic'a pojawiające się wszędzie na ekranie, miał on czarno-czerwone oczy. Muzyka zmieniła się na napięty zanikający jingle. Wtedy zobaczyłem Sonic'a lecącego powoli tuż za Tails'em. Sonic nie biegł. On właśnie LECIAŁ! Jego poza przypominała tą z Metal Sonic (w czasie lotu w Sonic CD, z wyjątkiem, że oczy Sonica były czarno-czerwone) TYM razem miał on bardzo demonicznie wyglądający uśmiech, wyglądał, jakby chciał zrobić coś biednemu małemu liskowi gdy tylko go złapie.

W końcu Tails się potknął. (kolejna cut scenka) muzyka zatrzymała się razem z Sonic'iem.

Tails leżał tak i płakał przez 15 sekund. Ta scena zaczęła się robić trudna do oglądania. Ale teraz Sonic pojawił się dokładnie przed Tails'em. Lisek obserwował go z wielkim przerażeniem. Krew zaczęła wypływać z czarnych oczu Sonic'a, a jego uśmiech rósł powoli gdy patrzył na przerażonego lisa. Nie mogłem nic zrobić. Tylko patrzeć. Na kolejnej stop klatce Sonic rzucił się na Tails'a i ekran zrobił się czarny,a przez 5 sekund słychać było tylko nieznośny hałas. Nagle na ekranie pojawił się kolejny napis, mówiący

“ Jesteś zbyt wolny, chcesz spróbować jeszcze raz? ”


W tym momencie usłyszałem przeraźliwy śmiech. Byłem zszokowany tym co się stało.

Czy Sonic zabił Tails'a? Nie, nie mógłby... On i Tails byli najlepszymi przyjaciółmi, prawda? Dlaczego Sonic mu to zrobił? Szok minął. Wróciłem do wyboru postaci. Zapis na którym grałem Tails'em był tym razem inny; Tails był na ekranie telewizora, na którym migała czerwona dioda, a wygląd Tailsa mnie przestraszył, gdyż jego czy były czarno-krwawe , a jego pomarańczowe futerko zmieniło odcień na szarawy. Na jego twarzy widać było agonię. Chciałem to zignorować i wybrałem Knuckles'a. Śmiech poraz kolejny wydobył się z ekranu. Trwał 10 sekund. Tym razem etap nosił nazwę:

“ NIE MOŻESZ UCIEC! ”


Byłem naprawdę zaniepokojony. Teraz już wiedziałem, że to nie błąd ani shackowana wersja Sonic'a ,ani też chory dowcip. Mimo strachu grałem dalej.

Następny poziom wyglądał inaczej, wyglądał jak Scrap Brain Zone, ale chmury były identyczne, jak w menu głównym; miały ciemno czerwony odcień. Teraz muzyka była straszniejsza niż wcześniej. Brzniała jak Giygas theme , która grała wtedy, kiedy pokonałeś Pokey'a na Earthbound'zie. Zauważyłem że Knuckles wyglądał na równie przerażonego jak Tails i tak samo jak on chyba nie był pewien czy chce iść , ale kazałem mu się ruszyć. Biegł poprzez ten mroczny poziom, ale nagle znowu na ekranie zaczęła migać czerwona dioda i znów pojawił się ten okropny śmiech... Po kilku sekundach biegu zauważyłem kilka plam krwi na metalicznym podłożu, poczułem strach i pomyślałem co złego może przydarzyć się Knuckles'owi. Wyglądał na niezadowolonego, gdyż musiał biec tą krwawą drogą, ale kazałem mu iść dalej. Gdy Knuckles biegł, Sonic pojawił się tuż przed nim i razem z jego czarno-czerwonymi oczami znów pojawiła się migocząca dioda. Kiedy przestała mrugać, pojawił się czarny ekran, a na nim napis

“ MAM CIĘ! ”


Teraz byłem naprawdę przestraszony. Sonic złapał Knuckles'a?!

Co tu się dzieje?! Po raz kolejny zamrugała czerwona dioda, a z nią wróciłem do poziomu. Knuckles wyglądał na naprawdę spanikowanego, a Sonic'a nie było nigdzie widać. Słyszałem pisk jak podczas walki z final boss'em w Silent Hill 1. Może to będzie jakaś bitwa z Sonic'iem? Miałem nadzieje, że Bóg istnieje. W końcu przed Knuckles'em pojawił się Sonic. Sprawiłem, żeby Knuckles podbiegł i walnął Sonic'a, ale Sonic pojawił się za nim i po raz kolejny usłyszałem ten okropny śmiech. Chciałem spróbować znowu go walnąć, ale Sonic tylko się śmiał. Knuckles panikował jeszcze bardziej, a ja czułem, że zaraz oszaleję. Sonic bawił się z nami, grał w tą chorą, zakręconą, umysłową grę ze mną i Knuckles'em... Pojawiła się kolejna cut scenka na której Knuckles był na kolanach i trzymał się za głowę. Czułem jego agonię. Sonic sprawiał, że odchodziliśmy od zmysłów!


I wtedy w kolejnej stop klatce Sonic rzucił się na Knuckles'a, a ekran po raz kolejny zrobił się czarny i wydobywał się z niego ten nieznośny hałas przez kolejne 3 sekundy. Wiadomość na ekranie:

“ Tyle dusz do zabawy, tak mało czasu... zgadzasz się ze mną? ”

 

Co do... Co tu się dzieje? Zacząłem myśleć, że Sonic chce mi coś powiedzieć... Ale byłem zbyt przerażony, by się nad tym zastanawiać. Kiedy znowu powróciłem do wyboru postaci Knuckles pojawił się na ekranie, jego czerwone futro miało ciemno szary odcień, jego dredy były całe brudne od krwi, a jego oczy miały odcień podobny do krwi zmieszanej z czarną farbą. Widziałem smutek na jego twarzy. Znów zacząłem myśleć, że są oni uwięzieni w tym TV na plikach zapisu, ale nie mogłem w to uwierzyć... Nie chciałem w to wierzyć... Wyłączyłem grę i zrobiłem sobie przerwę. Zdrzemnąłem się.

Szkoda tylko że miałem najstraszniejszy koszmar w moim życiu, Byłem w kompletnych ciemnościach. Usłyszałem płacz Knuckles'a i Tails'a. Mówili ciągle: 

“ "Pomóż nam..."

"Dlaczego mu na to pozwoliłeś?" "

Uciekaj, zanim złapie też ciebie..."


Ich płacz zamarł wtedy kiedy usłyszałem śmiech Sonic'a. Ten rechot brzmiał jeszcze bardziej, jak zniekształcony śmiech Kefki.

“ Jesteś taki dobry do zabawy, dzieciaku... Tak jak twój przyjaciel, Kyle... ”


Byłem przerażony. Szukałem źródła tego głosu.

“ Niedługo dołączysz do niego i innych moich przyjaciół... ”


Widziałem go przede mną, migotał w wielu kierunkach.

“ Nie uciekniesz dziecko. Jesteś teraz w moim świecie. Tak jak inni... ”


Wtedy mnie złapał. Zobaczyłem jego krwawe czarno-czerwone oczy i uśmiechniętą twarz, Obudziłem się. Po upływie godziny zdecydowałem, że muszę dokończyć tę grę. Nie wiedziałem czemu, ale byłem przekonany, że muszę dowiedzieć się czemu to się dzieje... 

Włączyłem więc komputer, odpaliłem grę i wybrałem Robotnik'a. Nadal uważam że to porąbane grać nim. Na ekranie pojawił się kolejny napis. Tym razem było to jedynie "...". Poczułem się bardzo dziwnie. W tym poziomie było coś innego, nie wyglądał jak etap z innych klasycznych Sonic'ów. Sądziłem, że to port z czegoś w stylu Castlevani. Podłoga lśniła a ściany miały szaro-fioletowy odcień z animowanymi świeczkami i kilkoma mrocznymi plamami krwi tam i tu, a powyżej połowy ekranu wisiały ciemne zasłony. Co kilkanaście sekund czerwone kurtyny kołysały się powoli, lecz podczas gry było to ledwie widoczne. W tle leciało pianino grające spokojną muzykę, ale ja wiedziałem że ta piosenka to ścieżka ze Wzgórza z Aktu 1, tylko puszczona normalnie, a nie od tyłu. Robotnik nie wyglądał na tak zdenerwowanego jak Tails i Knuckles, ale z wyrazu jego twarzy widać było że wpada w lekką paranoję.

Pojawiła się mała animacja, na której stoi on, i rusza głową z lewej na prawą 2 razy a potem wzrusza ramionami w moim kierunku, jakby nie miał pomysłu gdzie jest, lub co się tu dzieje. Mimo, że bałem się tego co się stanie, kazałem Robotnik'owi iść dalej. Biegł tak, jak zwykle (wiesz, wtedy kiedy pokonałeś go w jednej z klasycznych gier Sonic'a i goniłeś za nim), więc kontynuowaliśmy dalszą podróż w głąb poziomu. Wtedy zatrzymałem się przed dużymi, stromymi schodami w dół, teraz byłem poważnie zaniepokojony.

Robotnik też wydawał się niepewny, ale jednak kazałem mu iść. Szedł w dół schodów, zauważyłem że ściany są ciemniejsze i bardziej czerwone; karmazynowe wcześniej pochodnie teraz były błękitne. Gdy zeszliśmy, dotarliśmy do kolejnej hali, tym razem dłuższej niż poprzednie (a może tak mi się wydawało) i ujrzeliśmy kolejne schody w dół, tym razem o wiele dłuższe. Zejście nimi zajęło mi minutę.

Nagle usłyszałem ten okropny śmiech Kefki, a muzyka zwolniła i przycichła, ściany zrobiły się ciemniejsze, a pochodnie rozbłysły czarnym ogniem. Kiedy robotnik wylądował w trzeciej hali, zauważyłem że wygląda na naprawdę przestraszonego i próbuje to ukryć. Nie winiłem go za to, też się bałem... W końcu zjawił się Sonic, wyskoczył przed Robotnikiem i tak samo, jak w przypadku Knucklesa, zamigała czerwona dioda. Dioda migała jeszcze 15 sekund i nagle ukazał mi się straszny widok - super-realistyczny Sonic stojący w ciemnościach. Można było dostrzec jedynie jego twarz, bo jego głowa i tors pociemniały. Mówiłem, że to było super realistyczne, nie? Miałem na myśli to że, wyglądał prawdziwie i mogłem dostrzec każdy włosek na jego futrze, czułem że niemal mogę dotknąć tego futra przez ekran. Jego twarz...

O Boże, miał najstraszniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. Jego oczy były czarne i pełne krwi. Dwa małe, czerwone, świecące punkty zamiast źrenic wpatrzone prosto WE MNIE, przeszywały bezustannie mój umysł. Jego uśmiech był demoniczny, zupełnie rozciągnięty od ucha do ucha, jak u Cheshire Cat z wyjątkiem tego że jeż miał kły, BARDZO OSTRE KŁY, z plamami krwi wyglądającymi, jakby przed chwilą pożarł jakieś zwierzę. Oglądałem go tak przez pół minuty. Nie spuszczał ze mnie oczu, patrzył na mnie, śmiał się do mnie... Ta twarz... kilka sekund wystarczyło żeby na stałe wgryzła się w mój mózg. Na ekranie trzy razy mignęła dioda. Za trzecim razem usłyszałem śmiech Kefki, teraz brzmiał bardziej demonicznie...

Zjawił się napis. Tym razem wiadomość na ekranie była najgorszym, co widziałem w tej grze:

“ JESTEM BOGIEM!!! (I'M GOD) ”

 

Kiedy to przeczytałem i spojrzałem na Sonica, uświadomiłem sobie że ten Sonic jest potworem. Czystym złem. Sadystą. Koszmarem. Bestią... Wszystkie jego ofiary... Tails, Knuckles, Robotnik i Kyle, to tylko małe zabaweczki, a gra to wrota do tego chaotycznego, koszmarnego świata, w którym jego ofiary są w nim uwięzione. Gdy ujrzałem stop-klatkę, krzyknąłem. Sonic patrzył z ekranu a jego usta rozwarły się do niesamowitych rozmiarów, były jak wielka spiralna otchłań czystego zła...

Czerwona dioda mignęła znów, tym razem jaśniej i mocniej przez co zabolały mnie oczy, że ta dioda jarzyła się przez kilka długich sekund. Nagle przestała a ja ujrzałem czarny ekran, na którym pojawił się napis:

“ Gotowy na drugą rundę,Tom? ”

 

Śmiech Kefki rozbrzmiał ponownie. Tym razem brzmiał czyściej niż zwykle, jakby Sonic był tuż za mną. Zaśmiał się 3 razy, a ja, zszokowany i zdezorientowany, patrzyłem się na napis.


W końcu zostałem wyrzucony do głównego menu i zobaczyłem zdjęcie Robotnika w takim samym stanie jak Tails i Knuckles. Jego skóra była ciemno szara, wąs stał się ciemny, okulary miały popękane szkła, a z jego ciała spływała krew. Zauważyłem grymas bólu na jego twarzy. Wpatrywałem się w skatowaną trójkę. Rozpłakałem się. Czułem ich agonię i to, że zostali na zawsze uwięzieni w tej grze, i przez wieczność będą cierpieć przez niebieskiego jeża. Siedziałem tak przez jakieś pół minuty, będąc w pełni świadomym swoich czynów...


Sonic jest uosobieniem zła. Torturuje ludzi którzy grają w tę grę do momentu aż się znudzi i uwięzi cię w grze... Uwięzi cię w piekle, i będzie mógł bawić się tobą jak zabawką... Nie mogłem wyjąć płyty z komputera. Myślę że utknęła, ale i tak nie uruchomię jej ponownie. Chwilę później usłyszałem głos za sobą.

“ Spróbuj mnie zaciekawić, Tom. ”

 

Odwróciłem się i zauważyłem skąd dochodzi głos. Krzyknąłem... Sonic siedział na moim łóżku. Śmiał się, a z jego oczu spływała krew...


Czas na grę a ratowaniu ludzi.

 

Wracając ze szkoły wstąpiłem na okoliczny targ. Czasem można tu dostać fajne rzeczy za bezcen. Moją uwagę przykuł niewielki stragan z pirackimi grami video. A raczej nie tyle stragan, co sprzedawca, usilnie próbujący wcisnąć ludziom jakąś grę. Podszedłem do niego - od razu wcisnął mi w ręce niechlujnie zapakowaną płytę, na której było tylko nieudolnie narysowane markerem logo Playstation i napis "SAVE ME". "Uratuj mnie"? Nigdy o takiej grze nie słyszałem... Zapytałem gościa, na czym ta gra polega, ale on zrobił tylko przerażoną minę, po czym w mig zwinął swój stragan i uciekł. Dziwne... Ale przynajmniej miałem tę płytę za darmo, koleś zapomniał nawet, że powinienem mu zapłacić.

180px-Pobrane_%2811%29.jpg
20px-Avatar.jpgDodany przez KrzychPL111

Wróciłem do domu. Matki i ojca nie było, zastałem tylko młodszego brata słuchającego muzyki.
- Gdzie rodzice?
- Ojciec w pracy, znów siedzi cały dzień na budowie. A matka poszła na zakupy.
Cieszyłem się, praktycznie całą chatę miałem dla siebie. Poszedłem do swojego pokoju, włączyłem konsolę i wrzuciłem do niej tajemniczą płytkę "SAVE ME". Ekran zaczął dziwnie migać, a po chwili pojawił się tytuł gry. Czerwone litery na czarnym tle wyglądały tak, jakby były napisane krwią, a muzyka lecąca z głośników nie była zbyt przyjemna.

Wszedłem w menu gry. Ku mojemu zaskoczeniu, składało się ono tylko z jednej opcji "Start". Potem zobaczyłem napis "Pozostałe życia: 4". Zaintrygowało mnie to, że wszystkie napisy w grze, oprócz tytułu, były w języku polskim.

POZIOM 1.

Postać gracza znajdowała się na placu budowy. Celem misji było zdobycie sejfu z pieniędzmi znajdującego się na samym szczycie bardzo wysokiego rusztowania. Skojarzyło mi się to z moim ojcem - nienawidził pracować, marzył tylko o ogromnej kasie... Zresztą samo miejsce akcji gry też mi się wydawało znajome - mój ojciec pracował na budowie po drugiej stronie ulicy.
Największy szok jednak przeżyłem, gdy zobaczyłem postać, którą miałem sterować. Wyglądała zupełnie jak mój ojciec! Ten wąsik, okulary, charakterystycznie zadarty nos, tatuaż z orientalnymi motywami na prawym ramieniu...
Zacząłem grę. Postać żwawo i sprawnie wspinała się na kolejne poziomy rusztowania. Wydawało się to proste - jeszcze tylko kilka pięter dzieliło mnie od zdobycia sejfu. Nagle w grze zerwał się silny wiatr. Poziom trudności podskoczył ostro w górę. Niestety, rusztowanie nie wytrzymało naporu wiatru i zawaliło się na ziemię. Postać w grze straciła swoje pierwsze życie.

Po chwili za oknem usłyszałem potworny łomot. Wyjrzałem na zewnątrz sprawdzić co się dzieje. Na budowie naprzeciwko widać było ogromny tuman kurzu, stertę gruzu, jakieś pręty... Słychać było głośne krzyki... Mój ojciec akurat wstawiał okna na wysokości siódmego piętra budowanego bloku, gdy całe rusztowanie przechyliło się i runęło na ziemię. Nie miał najmniejszej szansy, żeby to przeżyć... Byłem w szoku.
Nagle usłyszałem za sobą dziwny odgłos, jakby ktoś pisał na maszynie. Na ekranie telewizora pojawiały się napisy:

"Masz jeszcze trzy szanse, aby ich uratować. Możesz wyłączyć grę, ale wtedy zginiecie wszyscy od razu. Razem z tobą. Czy chcesz kontynuować?"

Trzęsąc się ze strachu wróciłem do konsoli i wybrałem opcję "Tak".

POZIOM 2.

Według wyświetlanego na ekranie opisu, należało iść cały czas przed siebie, walcząc z przeciwnikami. Czyli po prostu klasyczna nawalanka. I znów przeżyłem szok po ujrzeniu postaci... Kobieta, którą sterowałem wyglądała jak moja matka!
Ta gra jest przeklęta...
OK, idziemy... Akcja gry rozgrywała się na ulicach jakiegoś dużego miasta. Pierwszy przeciwnik padł po dwóch ciosach. Pojawiło się kilku następnych, jednak również oni dostali tęgie lanie. Końcówka etapu miała miejsce w wąskiej, ciemnej uliczce, gdzie czekał główny przeciwnik - zamaskowany bandzior uzbrojony w nóż. Walczyłem z nim do upadłego, jednak skubany był o wiele szybszy i zwinniejszy. Nagle zaszedł moją postać od tyłu, powalił ją na ziemię i po krótkiej szamotaninie wbił nóż w serce.

Wtem do pokoju wpadł mój brat, cały zapłakany.
- Mama nie żyje! Jacyś bandyci napadli ją na uli...
Nie dokończył, ponieważ zobaczył na ekranie scenę śmierci bohatera gry. Na ten widok nogi mu się ugięły w kolanach i zemdlał w progu mojego pokoju.
Ocuciłem go i znów usłyszałem dźwięk maszyny do pisania. Patrzyliśmy razem na pojawiający się na ekranie tekst:

"Zostały ci już tylko dwie szanse. Pamiętaj... Gdy przerwiesz, zginiecie wszyscy. Grasz dalej?"

- Nie graj w to! Ta gra nas wszystkich wykończy!
Ja jednak postanowiłem spróbować dalej.

POZIOM 3.

Opis wskazywał na grę podobną do klasycznego "Froggera". Należało przedostać się z jednej strony autostrady na drugą, uważając na pędzące samochody. Zrobiłem zbliżenie na bohatera tej misji - to był mój brat...

Jeszcze nigdy nie widziałem go aż tak przerażonego. Wybiegł z pokoju wrzeszcząc wniebogłosy i uciekł z domu. Ja tymczasem zacząłem grę - może chociaż jego uda mi się uratować...
Udało mi się bez problemu przejść przez pierwszy pas autostrady. Na drugim niewiele brakowało, a wpadłbym pod szybko jadący wóz sportowy. Trzeci, czwarty, piąty... Cholera, te samochody jadą coraz szybciej! Spociłem się, moje palce już ledwo wyrabiały... Niestety. Na ostatnim pasie postać weszła wprost pod koła tira. Byłem załamany, obawiałem się najgorszego...

Zza okna rozległ się odgłos pisku opon, a potem huk. Bałem się wyjrzeć na zewnątrz. Gdy już się trochę opanowałem, moim oczom ukazał się przerażający widok... Na poboczu stała ciężarówka z włączonymi światłami awaryjnymi, a na środku ulicy leżały niemalże przecięte na pół zwłoki mojego brata. Leżał w ogromnej kałuży krwi. Tego już było za wiele.
Zacząłem płakać. Już miałem wyłączyć tę cholerną grę, gdy nagle znów usłyszałem odgłos maszyny do pisania.

"Nie udało ci się ich uratować. Ale masz jeszcze jedną, ostatnią szansę. Zapamiętaj tylko, że po wyłączeniu gry od razu zginiesz. Grasz dalej?"

Miałem już tego dość, moje nerwy już były na wyczerpaniu... Jednak ostatkiem sił podszedłem do konsoli i wybrałem "Tak".

POZIOM 4.

Ostatnie zadanie polegało na rozwaleniu skrzyń znajdujących się w pewnym starym domu i zebranie ukrytych w nich przedmiotów. Tym razem postać w grze była moim lustrzanym odbiciem. Przełknąłem ślinę i zacząłem grać.

Bohater gry znalazł się w opuszczonym, zrujnowanym domu. Było ciemno, wszędzie łaziły pająki i inne robactwo, słychać było też jakiś niski, mocno zniekształcony głos. Nie zrozumiałem co on mówi , wyraźnie można było usłyszeć jedynie moje imię. Zobaczyłem przed sobą pierwszą skrzynię. Rozwaliłem ją i zebrałem ukryte monety. Im dalej szedłem, tym więcej takich skrzyń było, ale - co dziwne - ten zniekształcony głos stawał się coraz bardziej intensywny. Doszedłem do drzwi z tabliczką "Wchodzisz na własną odpowiedzialność". Wszedłem. Zapadła głucha cisza, głosy ustały, a drzwi za mną same się zamknęły. Byłem uwięziony, nie wiedziałem co mam robić. Po chwili zobaczyłem na ekranie dwa paski energii, podpisane GRACZ i WRÓG. Dziwne... Jedyne co widziałem w tym momencie, to mój bohater na czarnym tle. Wtem rozległ się przeraźliwy wrzask i zobaczyłem, jak niewyraźna, biała postać ze świecącymi czerwonymi oczami pędzi w stronę mojego wirtualnego odbicia. Nie zdążyłem nic zrobić - biały stwór złapał mojego bohatera i go udusił. Mój pasek energii spadł do zera. Na ekranie pojawiły się dziwne zakłócenia. Nie słyszałem już odgłosu maszyny do pisania, zamiast tego do moich uszu docierały coraz głośniejsze dźwięki kroków, które nagle ustały. Odwróciłem się - za mną stała biała, niewyraźna postać ze świecącymi, czerwonymi oczami...


A może to.

 

Słyszeliście kiedyś o grze „The Depths”? Nie jestem zaskoczona, że nie, bo tak naprawdę nigdy jej nie wydano. Nielegalne kopie szerzyły się po całych Stanach Zjednoczonych mniej więcej w latach 2006-2007 aż do kompletnego wyczerpania „interesu” w 2008. Obecnie niewiele osób ma o niej choćby mgliste pojęcie, a jeszcze mniej w nią grało. Nadal nie wiadomo, kto stoi za stworzeniem tej gry albo chociaż skąd pochodzi. W zainstalowanych plikach nie można uzyskać żadnych informacji na ten temat. Nikt także nie ukończył całej gry przez ogromnej ilości przerażające obrazki, które wywoływały nawet traumę. Poniżej znajduje się jej opis, który stworzyli gracze.

Użytkownicy, którym jakimś cudem udało się ją zainstalować, mówili, że po instalacji ich komputer nigdy już nie działał tak jak wcześniej. Zawieszał się, pojawiał się niebieski ekran, albo wyskakiwały informacje o uszkodzonych plikach zaraz po zamknięciu aplikacji. Jedynym sposobem pozbycia się gry było kompletne wyczyszczenie twardego dysku, więc nie było mowy o żadnym usuwaniu elementów czy odinstalowywania. To po prostu było zakorzenione w Twoim komputerze i nigdzie się nie miało zamiaru wybierać. Niektórzy obserwowali nawet samoistne kopiowanie się plików na inne dyski, po prostu masowe klonowanie plików, które opanowywały cały komputer, pojawiając się w jakichś nowych, niechcianych folderach.

Miejsce akcji rozgrywa się na szczycie góry, gdzie panuje śnieżny klimat i w jakim kierunku postać by nie poszła po przekroczeniu pewnej odległości spada i ginie. Na początku niewiele widać, jedynie śnieg. Niekończące się odtwarzanie spadania płatków śniegu. To chyba najbardziej irytowało użytkowników. Starali się poruszać w każdym możliwym kierunku, ale koniec końców śniegu było jeszcze więcej aż w pewnym momencie spadali ze szczytu w niekończącą się przepaść i ginęli. Po wielu trudach będziesz mógł spojrzeć w dół na zaryglowane drzwi. Otworzenie ich przeniesie cię na kolejny poziom gry.

W momencie, kiedy otworzysz drzwi, postać zaczyna spadać wprost w sidła ciemności. Jest to niezwykle intensywna czerń i jedyne, co możemy usłyszeć to szum wiatru przy spadaniu. Po jakichś 20 sekundach ciągłego spadania widzisz światełko w owym „tunelu”. Postać dotyka dna szybu i w tym samym czasie rozlega się krzyk. Gracz jest teraz w dużym pokoju bez żadnych drzwi, wyjść, po prostu zwykłe światło z boku, a nad nim szyb. Ściany umazane są krwią, światło migocze ,a w tle słychać niewyraźny bełkot. Tutaj zazwyczaj większość graczy kończy - niektórzy z nudy, a część z nich ze strachu.

Na tym etapie niewiele można zrobić, postać może jedynie chodzić po pokoju, szukając czegokolwiek, co pomogłoby mu przejść na kolejny poziom, a kiedy chodzimy, zaczyna się odzywać coraz więcej dźwięków tj. szum wiatru, kapanie kropel wody czy warczenie. Ostatni z nich słychać jakby tuż zza pleców postaci i w strachu odwraca się w pośpiechu. Kiedy gracz się odwróci zauważy na ułamek sekundy ciemną postać uciekającą w ciemność pokoju. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś obróci się wystarczająco szybko. Dotykając mętnie oświetlonych ścian komputer na chwilę się zawiesza. Zlepek dźwięków słychać coraz głośniej i wreszcie - słychać uderzanie pięściami w pianino i krzyki, które przybierają na częstotliwości.

Głośność wzrasta w szybkim tempie, niektórzy z graczy próbują ją ściszać, ale nie mogą; dźwięki dochodzą aż do poziomu, na którym zaczynają boleć uszy. Wszyscy gracze tego uświadczyli. Obraz migotał, myszka nie działała, a pokój nagle wypełnił się zwłokami pojawiającymi się znikąd, piętrzyły się błyskawicznie ,aż prawie całkowicie pokrywały postać. Każde ze zwłok bełkotało jakieś niezrozumiałe słowa. Ich usta paplały, podczas gdy oczy wydawały się szeroko otwarte, a były czarne jak smoła. Gracz zmuszony był stać tam, po środku tych zwłok nie mogąc się ruszyć. Jedyną rzecz jaką mógł zrobić ,było obracanie się dookoła siebie i spoglądanie na te dziwadła ,paplające w jakimś demonicznym i nieznanym języku, wpatrzone w naszą postać.

W tym momencie gracz nie mógł przerwać gry ani nawet jej wyłączyć. Dzieje się to w dość szybkim tempie, ale trwa chwilę. Większość pozostałych graczy kończy grę na tym poziomie resetując komputer. Pod koniec zwłoki zaczynają śpiewać wszystkie razem; podczas ostatniego krzyku, wszystkie szeroko rozwierają swoje usta do nieprawdopodobnych rozmiarów. Wydaje się, że ich szczęki zaraz się roztrzaskają rozciągnięte do granic możliwości w niemal alarmującej tonacji krzyku.

Chór wrzasków przybiera na sile ,stając się coraz bardziej zniekształcony. Kiedy ich poziom przekracza granicę między zwykłym bólem ucha ,a niemal uszkodzeniem słuchu, ekran staje się czarny, a krzyki nagle ustają. Ciemny obraz pozostaje przez bardzo długi czas, przy czym niektórzy słyszą jakiś ledwo słyszalny chichot dochodzący jakby zza ich pleców. Brzmi trochę tak jakby ktoś się bawił ustawieniami audio. Słychać go coraz bliżej i bliżej, aż w końcu wybucha bardzo głośnym „HA!”. Jest to zgrane z wyświetleniem zdjęcia mężczyzny w podeszłym wieku z twarzą doświadczoną przez rzeźbiący ją czas, która pokrywa cały ekran. Jego usta są mocno rozwarte. W uśmiechu. Obrazek tkwi tam jedynie kilka sekund, jednak po nim ciemność się kończy. Towarzyszy nam jedynie snop światła, który pozwala spojrzeć postaci w dół i zobaczyć siebie przywiązanego do drewnianego słupa.

Tą część gry użytkownicy określają jako najgorszą. Światło pada z góry wprost na postać; jest on ograniczony tylko i wyłącznie do gracza. Co chwila jakieś cienie pojawiają się i znikają, które wyglądają jak zmasakrowane i/lub zniekształcone ciało. Nagle słychać kroki. Stary człowiek ze zdjęcia jest teraz widoczny w całej okazałości idąc na wprost Ciebie przyszpilonego do słupa. Niski, łysy, ma pociągłą twarz i ubrany jedynie w podarte spodnie. Jego tułów jest prawie kompletnie rozdarty na pół. Jedyna rzecz, która zapobiega kompletnemu rozpadowi całego ciała jest cienka warstwa skóry łącząca szyję z głową. Lewa noga zastąpiona została długą, zardzewiałą, metalową rurą. Kiedy zmierza w Twoim kierunku z wielkimi nożycami w ręku, trąc o podłogę swoją metalową rurą przyprawia to gracza o niemiłe uczucie „skrobania paznokciem o tablicę”. Podchodzi do Ciebie bardzo blisko i widać jego twarz ze wszystkimi szczegółami.

Twarz wygląda dokładnie tak ,jak na wcześniejszym zdjęciu. Oczy gdzieś się zapodziały, usta są szeroko rozciągnięte w uśmiechu; twarz pokryta jest starą i zaschniętą krwią. Staruch powoli obraca głowę dookoła swojej osi wciąż z szerokim uśmiechem na ustach. Gracz może jedynie obserwować co się dzieje, bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. Mężczyzna podnosi swoją zmasakrowaną dłoń do góry, trzymając w zaciśniętej pięści nożyce, które dodatkowo wciskają cię w słup, zanurzając się w Twoim ciele. Krew wypływa w zaskakująco szybkim tempie i zbyt obficie. Kilku graczy przyznało się, że ta konkretna scena wydawała im się przerażająco realistyczna.

Nieznajomy wyciąga nożyce i wbija je ponownie w Twoje ciało - tym razem w szyję, tworząc efekt zamka błyskawicznego od szyi aż po klatkę piersiową. Gracz jest teraz dosłownie rozpruty, a flaki wyślizgują się z pierwotnego położenia na tułów dręczyciela. Koniec końców wyciąga nożyce, pochyla się i podnosi z podłogi lustro. Obraca je wprost na Ciebie. Co prawda twarz gracza nie jest widoczna, ale tułów teraz przepołowiony na pół jest ukazany w niezwykle makabryczny sposób. Mężczyzna wyrzuca lustro, pochyla się ponownie i podnosi siekierę. Uderza w drewniany słup raz za razem aż ustępuje i spada razem z Tobą.

Postać wpatruje się w sufit, podczas gdy starzec zanosi się śmiechem. Kuca tuż przy Twojej twarzy z szerokim uśmiechem z ostatnim, drwiącym „HA”! Następnie wstaje, krąży wokół pala z siekierą w dłoni, przeciągając po podłodze swoją metalową kończynę. Przystaje przy nogach i bełkocze obrzydliwym, nieprzyjemnym głosem „Dokładnie… tak… jak…” podnosi siekierą ponad głowę, wpatruje się w Ciebie. Ostatnie słowo wykrzykuje, kiedy uderza siekierą w Twoje kolano. ”JA!!!”

Gra jednak trwa dalej. Do tego etapu naprawdę niewielu graczy wytrzymuje nerwowo. Po tym jak starzec amputuje Ci nogę, kontynuuje swoje dziwne zachowanie jak złośliwy rechot czy obracanie nerwowo głowy. Krew, która tryska z kikuta ,oblewa tors mężczyzny, podczas gdy jedyne co gracz może zrobić to obserwować otoczenie i patrzeć na swoje zmasakrowane ciało przywiązane do przesiąkniętego krwią drewna. Kreatura upuszcza siekierę i podchodzi do Twojej twarzy, kuca i niewyobrażalnie szeroko otwiera usta. Wygląda to tak, jakby próbował Cię połknąć w całości. Komputer zaczyna się zacinać, kiedy jedyne co jest widoczne to szeroko rozwarte szczęki starca. Obraz zaczyna wygasać ,co chwila przerywany jakby wygaśnięciem ekranu, aż nagle znajdujesz się w zupełnie innym miejscu, tym razem w długim, ciemnym korytarzu rozświetlonym jedynie słabym światłami na ścianach. Twoja postać kuleje.

Gracz może posuwać się jedynie w jednym kierunku - naprzód, wzdłuż długiego przejścia, które zdaje się być nieskończone. Z każdym krokiem obraz trzęsie się i rozmywa aż w końcu nic nie można dostrzec oprócz przyciemnionych kul światła na ścianach. W całym tym rozmazanym otoczeniu widać w oddali niską sylwetkę. Wygląda tak samo jak cień widziany w pokoju wcześniej, jest zdeformowana. Niewyraźny kształt gwałtownie rzuca się na naszą postać i obraz po raz kolejny zostaje wyostrzony. Z tej garstki graczy, która pozostała do końca, każdy przypomina sobie inną kreaturę. Było to oczywiście dla każdego z nich przerażające doświadczenie.

Strach, który wtedy przeżyli nie można zakwalifikować do żadnych ram ani granic; było to tak obezwładniające uczucie, że wszyscy wyłączali grę w pośpiechu. Gracze, którzy przetrwali najgorsze opowiadali, że gra ma wpłynąć na krótki czas na psychikę widza, ale nie mają przedłużonego działania. Żaden z użytkowników nie odważył się kontynuować gry.


Czas na pokemony.

 

Pierwsza wersja niepokojącej muzyki będącej prawdopodobną przyczyną fali samobójstw wśród dzieci na terenie Japonii stanowiła około 70% zjawiska zwanego potem Syndromem Lavender Town (oryg. LTS - Lavender Town Syndrome).

Pozostałe 30% tego fenomenu stanowiły efekty wizualne zawarte w testowych wersjach gier. Pełniły one funkcje stymulatora dołączonego do słyszanych podczas pobytu w Lavender dźwięków. Wśród tych obrazków możemy wyróżnić m.in. "Ducha Białej Ręki", "Animację Ducha" oraz "Skrypt Pogrzebanego Żywcem".

Jako że sama muzyka spełniała swoje zadanie, grafiki miały znaleźć zastosowanie, kiedy właściciel gry był głuchy lub po prostu słabo słyszał. Ostatecznie zrezygnowano z umieszczenia ich w finalnej wersji gier. Później powstały jednak metody, które pozwalały obejrzeć je bez uświadczenia efektów LTS, a dzięki którym mogę teraz te efekty opisać:

Spis treści  [pokaż
Duch białej ręki
Pokemon_-_duch_bia%C5%82ej_r%C4%99ki.png

W kodzie gry znany jako "whitehand.gif". Dłoń najpierw wspomniana jest przed wieżą w Lavender, przez dziewczynkę, która pyta bohatera, czy ten wierzy w duchy. Następnie mogliśmy spotkać ją jako pokemona podczas zwiedzania trzeciego piętra wieży. W skład grafiki wchodziły cztery animacje. Pierwszą widzieliśmy podczas "wchodzenia" Pokemona na arenę walki po jego spotkaniu, drugą kiedy wydawał swój odgłos i pozostałe dwie podczas wykonywania ataków. Oglądanie wszystkich czterech określono jako "niebezpiecznie". Nie wiadomo, jak działały dwa ataki posiadane przez Białą Dłoń, wiemy że nazywały się "pięść" oraz "brutalność". Animacja pierwszego ataku przedstawiała po prostu dłoń składającą się w pięść i nacierającą na przeciwnika, natomiast w animacji ataku "brutalności" brakowało kilku klatek. Tutaj dłoń się otwiera, a następnie składa w nożyce i znika, w tym momencie jest brakujący fragment, po którym Biała Ręka pojawia się z powrotem ułożona tak, jak na początku. Brakujących klatek nigdy nie odnaleziono.

Sam wygląd dłoni jest bardzo groteskowy. Na wystającej kości wciąż znajduje się mięso, a z rozerwanej skóry nadgarstka zwisają ścięgna.

Animacja Ducha

Animowane duchy miały pojawiać się na terenie całej wieży, zwłaszcza na drugim piętrze i samym środku lokacji na piętrze 4, gdzie mogliśmy się uleczyć. Większość badających osób twierdzi, że miały być użyte jako część tła. Animacje składają się z 59 klatek, po zbadaniu których okazało się, że około połowa z nich zawiera standardowy obrazek Pokemona-ducha. Mniej więcej ćwierć ukazywała ten sam obrazek o różnej jasności (to prawdopodobnie miało wywołać efekt zanikania postaci). Wśród reszty obrazków dało się natomiast zobaczyć przerażone twarze, szkielet odziany w ciemny płaszcz (uznano, że przedstawia ponurego żniwiarza) oraz zmasakrowane zwłoki. O ile migoczące zjawy dało się wytłumaczyć dekoracją, pozostałe zdjęcia nie znalazły wyjaśnienia. Zapytane o nie główny programista gier o pokemonach, Hisashi Sogabe, stwierdził że "nie ma pojęcia, skąd się tam wzięły". Wśród całego syndromu LTS, ta animacja wywołała najwięcej dyskusji na temat wpływu gier wideo na ludzki umysł.

Stwierdzono, iż grafiki użyte przy tworzeniu tej animacji sprawiały, że "użytkownika przerażało niepokojące otoczenie".

Skrypt Pogrzebanego Żywcem
Pokemon_-_pogrzebany_%C5%BCywcem.png

Zapisany w kodzie gry jako "Buryman script". Wydarzenie to miało zakończyć zwiedzanie Lavender Tower, ostatecznie jednak zastąpione walką z duchem matki Cubone'a. Po sprawdzeniu skryptu odkryto, że "Pogrzebany Żywcem" miał być tj. bossem wieży, po dotarciu na ostatnie piętro, miała ukazać się następująca rozmowa:

Pogrzebany Żywcem: Dotarłeś... tutaj.

PŻ: Jestem uwięziony...

250px-Pokemon_-_pogrzebany_%C5%BCywcem_k

PŻ: Jestem samotny...

PŻ: Tak bardzo samotny...

PŻ: Zostaniesz tu ze mną?

Zaraz potem rozpoczyna się walka. W tym trybie Pogrzebany Żywcem ukazuje się nam jako animacja zwłok w stanie rozkładu wygrzebujących się z ziemi. Zaprogramowano, że będzie miał cztery Pokemony: dwie Białe Dłonie, Gengara i Muka. Najdziwniejsze jest to, że protokół akcji Pogrzebanego Żywcem po jego pokonaniu nie został nawet napisany. Prawdopodobnie w przypadku zwycięstwa, gra po prostu by się zawiesiła. Sytuacja w przypadku przegrania walki została wprowadzona przez nieznanego programistę. W tym zakończeniu Pogrzebany Żywcem miał powiedzieć "Nareszcie... świeże mięso!", po którym usłyszelibyśmy przeraźliwe dźwięki, przywodzące na myśl zombie wygrzebującego się z ziemi (towarzyszy temu straszna muzyka) - można je znaleźć w Internecie jako staticmesh.wav[1]. W tym momencie ukazuje się animacja wciągania gracza pod ziemię przez PŻ. Po wszystkim uświadczylibyśmy typowego game overu[2], tyle że w tle znajdowałby się obrazek wciąganego pod ziemię bohatera. Niepokoi też protokół tego, co miało nastąpić potem. Cardridge z grą miał ściągnąć to zdjęcie do pamięci podręcznej Gameboya i pokazywać go za każdym razem, gdy ktoś włącza konsolkę.


Pokemony....Hej wszystkim! Jestem tutaj, żeby powiedzieć wam o dziwnej grze Pokemon, którą miałem w swoich rękach. To

180px-Leafilonliness.jpg
20px-Avatar.jpgDodany przez Luzerka1212

jest całkiem inna i dziwna historia, ale proszę, zostańcie ze mną i wysłuchajcie jej.

Więc, chwilę po tym, kiedy dałem kopię Pokemon Leaf Green przyjaciółce, ona powiedziała, że próbowała przejść grę, ale jest znudzona tym, że jest bardzo krótka. Postanowiłem zobaczyć, jak szybko się znudziła. Miała tylko 3-minutowy czas gry. Nazwała swój charakter „LEAF”. Myślę, że może dlatego, że tytuł gry był „Leaf Green”? Chciałem zagrać w nową grę, ale najpierw chciałem zobaczyć, czy kiedykolwiek opuściła Pallet Town, żeby aktywować event, w którym Oak zabiera cię do laboratorium i daje ci pokemona.

Zacząłem grę poprzez poszukanie jej postaci. Leżała w jej łóżku ,w jej sypialni. Wyjątkiem było to, że łóżko było na środku pokoju, wszystko inne zniknęło z pokoju za wyjątkiem TV i łóżka, a po lewej stronie podłoga miała ciemny kolor, kiedy reszta powierzchni była jasna. Więc, obszar nazywał się „Pustka”, a nie Pallet Town. Może zrezygnowała z gry z powodu tej dziwnej zmiany w świecie? Och tak, prawie zapomniałem wspomnieć. Nie grała tutaj żadna muzyka. Przed opuszczeniem łóżka nacisnąłem przycisk start, żeby otworzyć menu. Okazuje się, że miała pokemona, więc sprawdziłem jakiego dokładnie wybrała startera. Dla mojego zaskoczenia ona miała aktualnie EEVEE na 10 levelu, którego nazwała „LONLINESS”. Wiem, że EEVEE jest niemożliwym starterem, ale ja nie mogłem przeoczyć tego, że w słowie brakowało E, żeby oznaczało „LONELINESS”. Może nie wiedziała, jak napisać LONELINESS. Domyślam się, że tak było w tym przypadku, ponieważ nie była zbyt dobra w pisaniu. Po dalszym przeszukaniu Eevee wyglądał na smutnego, całkiem inaczej od wesołego uśmiechu na jego pyszczku. Był żywiołu natura, „LONELY” natura i jego ataki przedstawiały się tak: Tackle, Screech, Grudge i Nightmare.

Opuściłem łóżko i skierowałem się w stronę TV. Nacisnąłem przycisk A, żeby zobaczyć, czy działa i działał! Tekst mówił „Nie jesteś chciany tutaj!”. Cóż, czy nie jest to miłe? Ponieważ nie mogłem robić nic w tym pokoju poza schodzeniem na dół i wchodzeniem na górę, a jedyną rzeczą w pokoju jest TV, z wyjątkiem, że teraz płytki na podłodze układały się w słowo „IDŹ!” (z wykrzyknikiem). Sprawdziłem TV i tekst mówił „Nie zostawiaj mnie.” Cóż, i tak musiałem iść stąd, ponieważ nie było nic do roboty w tym nudnym pokoju. Więc idziemy na południe do Pallet Town.

Opuściłem dom, ale zamiast być w Pallet Town znalazłem się w jakimś dużym, mglistym miejscu? Otaczająca mnie trawa była czerwona, a dom, który opuściłem, był ucięty w połowie i pokazany tylko z dolnej części. Dookoła były bramki, które uniemożliwiały mi wyjście, a muzyka, która grała, zwykle grała w opuszczonych mieszkaniach. Była tu także ścieżka prowadząca na wschód. Przed wyruszeniem wschodnią ścieżką zorientowałem się, że są tutaj tabliczki informacyjne. Podszedłem do tabliczki i nacisnąłem przycisk A, pokazał się tekst „VEE...”. Była też inna tabliczka na południu, ale nie mogłem tam dotrzeć, ponieważ uniemożliwiały mi to bramki.

Wędrowałem ścieżką coś koło 8 sekund, kiedy pojawił się NPC. Zdawało się, że on stoi na bramce, a jego ciało jest czysto białe z otwartymi ustami i krwią spływającą z jego oczu. Sam widok straszy, jeśli mogę tak powiedzieć. Podszedłem do NPC, aby nawiązać z nim kontakt, a on powiedział „Nie możesz zrobić lepiej?”. Czy...czy on wyśmiewał mnie? Cóż, niezależnie od tego, kontynuowałem podróż ścieżką. Otaczająca mnie trawa stała się czarna, ale ścieżka była czerwona. Doszedłem do końca dróżki i zlokalizowałem tam małe drzwi. Po przejściu przez nie byłem gdzieś poza inną mapą. Znalazłem mały, podobny do szkoły budynek, w którym nie było czarnej tablicy, tylko stała ławka z książką na niej. Podszedłem do ławki i sprawdziłem książkę.

„On był bardzo samotny. Jego oczy wypełnione smutkiem czyniły mnie tak bardzo chorym, tak bardzo raniącym. Chciałem mu pomóc, więc zrobiłem...”

Nie miałem pomysłu, co autor chciał przekazać przez tą książkę, więc wzruszyłem na to ramionami. Inny biały NPC stał obok biurka, więc podszedłem porozmawiać z nim. „Był taki miły. Jego uśmiech. Jego śmiech.” powiedział. Opuszczając dom jestem z powrotem na poprzedniej mapie, ale teraz jestem na południowym terenie, do którego nie mogłem wcześniej dotrzeć.

Wędrowałem południową ścieżką, aby znaleźć kilka wyblakłych liter przy bramie, a po jej drugiej stronie było 5 białych NPC. Litery ułożyły się w słowo „PRZYJACIEL”, ze znakiem zapytania nad 5 NPC. „PRZYJACIEL?” o to pytały. Ktokolwiek, kto pytał, musiał mieć przyjaciela. Z kontynuacją podróży na południe czerwona trawa stawała się ciemną czernią. Był tam też duży zbiornik wody z zieloną trawą wokół niego. Chodziłem swoją postacią wokół wody i po ścieżce. Na końcu ścieżki były drzwi i dwie bramy po każdej ich stronie. Każda z nich miała dwie litery. Patrząc na te rzeczy, a także na „N” i „O” ułożyłem wcześniej poznany tekst „PRZYJACIEL? NIE”. Więc ta osoba lub pokemon nie miała przyjaciela czy coś takiego?

Po przejściu przez drzwi znalazłem się w bardzo ograniczonym miejscu z jednym białym NPC stojącym na końcu tego małego domu. Kiedy zacząłem rozmowę z nim, on powiedział: „Dlaczego on nie? Cóż. Przekonaj się...”. W tym momencie byłem bardzo przywiązany do tej gry i rozpaczliwie pragnąłem rozegrać ją do końca. Wyszedłem stąd i znalazłem się w Pokemon Tower. Była tam pojedyńcza ścieżka, ktorą mogłem pójść, z wyjątkiem bariery z kamieni. Było tutaj 3 białych NPC, który znajdowali się za barierą z kamieni i byli to jedyni na ścieżce, z którymi mogłem porozmawiać, a odpowiadali „.............”. W kierunku końca ścieżki znalazłem jednego NPC, który nie był jednym z tych białych NPC, ale był to Blue! Stał przed złotym nagrobkiem i był na przeciwko mnie. Kiedy próbowałem z nim porozmawiać on powiedział: „Nie! Nie wierz w duchy! Uciekaj! Zanim one cię dorwą!”. Byłem trochę skołowany i próbowałem ułożyć wszystkie fragmenty tej dziwnej historii, ale teraz chciałem znaleźć wyjście, żeby zobaczyć, co stanie się później.

Opuściłem Pokemon Tower i znalazłem się w Lavender Town. Muzyka zmieniła się na główną muzykę Lavender Town, ale miasto było lekko zmienione. Padał deszcz, a drogi na północ, południe i zachód były zablokowane przez drewniane przeszkody. Przeszukałem miasto, aby znaleźć 3 z tamtych NPC, mówmy na nich duchy, jeśli Blue adresował to do nich. Jeden z nich był poza przeszkodą, więc nie mogłem z nim porozmawiać. Jeden stał obok Pokemon Center, a ostatni stał obok głównego domu w Lavender Town. Ten obok Pokemon Center mówił: „Kekekekekeke! Czy nadal będziesz wierzył dzieciakowi, który zdradził LONLINESS?”. To jest to, znalazłem! Więc Blue zostawił EEVEE nazwanego LONLINESS, ale dlaczego? Jedynym sposobem na dowiedzenie się tego było kontynuowanie tej gry. Wszedłem do domu obok ducha, aby zobaczyć, że zniknęło więcej rzeczy. Była tam Lass i Bug Catcher siedzący przy stole. Zaczepiłem dziewczynę, a ona powiedziała: „To jest przerażające! Chcę się wydostać z tego KOSZMARU!”. Podszedłem do Bug Catchera, a on powiedział: „Duchy nie mogą się tu dostać. Zastanawiam się, dlaczego?”. Ale czekaj. Tutaj było trzech NPC w domu. Naprzeciw okna był męski bohater, Red! „LEAF! Jesteś w porządku! Nie, nie...Nie jesteś...Biegnij, teraz! Musisz odkryć prawdę!” - i z tym opuściłem dom po komentarzu Reda.

Następną mapą był Pokemon fanclub w Vermilion City, z wyjątkiem, że nie było tu ludzi, ale za to była mgła. Moim zdaniem dalej grała tu muzyka z Lavender Town. Poszedłem w głąb domu, żeby znaleźć ducha stojącego obok zgrupowania bloków ze ścieżką . Duch mówił: „Tędy! Nie masz innego wyboru...” – cóż za prawda! Przeszedłem przez zgrupowanie bloków, ale nic się nie stało i zostałem uwięziony. Próbowałem wrócić na południe, ale zostałem teleportowany do Pewter City gym, z wyjątkiem, że nie było tu nikogo poza Brockiem. Mgła jeszcze potęgowała efekt, kiedy podeszłem porozmawiać z Brockiem. „P-R-A-W-D-A!” powiedział zanim zacząłem z nim walkę. W końcu, żywsza muzyka! Brock miał tylko trzy Pokemony na 2 levelu. Jako pierwszego wysłał BULBASAURa nazwanego „DUCHY” więc ja wysłałem mojego EEVEE, LONLINESS. Łatwo zabiłem BULBASAURa atakiem, więc on posłał CHARMANDERa nazwanego „OSZUKAĆ”. Proces powtórzył się, a on wysłał swojego ostatniego pokemona SQUIRTLE nazwanego „GO”. Kiedy zabijałem ostatniego pokemona zauważyłem, że razem mówią „DUCHY OSZUKAŁY GO”. Z tym wygrałem walkę i Brock mówi: „KONTYNUUJ...”, wręczając mi Bolderbadge. Wypowiedź Brocka dobiega końca z wieloma wykrzyknikami, a my wracamy do świata. „KEKEKEKE!!! Leaf otrzymał TM39 od BROCK. DUCHY OSZUKAŁY GO! ON CZEKA! PRECZ! PRECZ!” powiedział Brock. Opuściłem gym i zostałem zabrany do bramy, która prowadzi do drogi zwycięstwa. Nie było tutaj żadnych zmian, a ja byłem w stanie przejść przez bramę, ponieważ posiadałem Bolderbadge.

Opuściłem dom w Fuchsia City, gdzie była umieszczona droga prowadząca do Cycling Road. Natychmiast dostrzegłem tekst w górnym rogu, który mówił: „ZGINIESZ!”. Miasto wydawało się opuszczone, padał deszcz i brakowało muzyki. Idąc na wschód ścieżką widzę dwa duchy. Jeden jest najbliżej domu, który opuściłem, mówi: „Oddychaj powietrzem póki jeszcze możesz...Kekeke....”, a jeden obok niego mówi: „Twój czas...to już prawie...”. Ścieżka dalej biegnie na wschód i nie mogę iść na północ, ponieważ kilka wadliwych bloków zagradza mi drogę. Chciałem wrócić na wschód, do bramy miasta, ale stwierdziłem, że jest blokowana przez trzecigo ducha i dziwne znaki. Duch mówił: „Kiedy znajdziesz prawdę...dołączysz do LONLINESS na zawsze! I przyznasz, że istniejemy!”. Przeszukałem okolicę miasta, żeby znaleźć Blue stojącego w południowo-wschodniej części miasta. Kiedy podeszłem do niego, on powiedział: „LEAF...porzuciłem EEVEE po tym, jak mój RATICATE umarł. Duchy mnie oszukały...”. Tak, znalazłem! Jeśli Blue jest głupcem, to dalej nim będzie! I kontynuując tą historię przeszedłem przez jedyne drzwi w tym mieście i znalazłem się w domu, z którego dotarłem do miasta. Wchodząc do domu zostałem przeniesiony do Pokemon Tower. Jestem uwięziony pomiędzy blokami, a wokół mnie stoją trzy duchy. Po tym punkcie nic się nie stało, ani nie dało się nic zrobić, więc wyłączyłem grę.

Kilka miesięcy minęło od mojego spotkania z tą dziwną grą. Nie wznowiłem rozgrywki, ponieważ wyłączyłem ją i szybko zapomniałem o niej. Zostawiłem ją w małym pudełku pod moim łóżkiem i nie grałem w nią aż do pewnego piątkowego popołudnia, kiedy moja mama sprzątała mój pokój. Wróciłem z uczelni, żeby zastać ją z pudełkiem na moim łóżku. „Przepraszam kochanie, nie będę zbyt długo” powiedziała, że musi dalej posprzątać mój pokój. Wziąłem pudełko, przytuliłem mamę i poszedłem na dół, biorąc po drodze mój DS Lite. Usiadłem na kanapie i otworzyłem małe pudełko, żeby znaleźć mnóstwo różnych gier: w którą mam zagrać? Patrzyłem po pudełku, kiedy zobaczyłem małą, zieloną kasetkę pod wszystkimi grami. To była ta dziwna Pokemon Leaf Green, gra, w którą nie grałem od długiego czasu! Pamiętam, że utknąłem w Pokemon Tower, ale chętnie bym w nią zagrał jak za starych czasów!

Po przeminięciu tytułowego ekranu znalazłem nowy plik zatytuowany „SORROW” z czasem gry wynoszącym 10 minut. Jeśli dobrze pamiętam, to ostatni plik był zatytuowany „LEAF”, no ale cóż! Zaznaczyłem plik i znalazłem się w grze! Byłem w budynku szkolnym naprzeciwko wschodniej ściany, a górny róg mówił, że nazwa mapy była „ZANIEDBANIE”. Był tu także duch stojący na czarnej tablicy. Sprawdziłem, czy mam jeszcze EEVEE o nazwie LONLINESS, ale zamiast tego miałem BANETTE o nazwie UNWANTED na 18 levelu. Ikonce BANETTE brakowało ramienia, jej prawe oko było czarne, a z lewego płynęła krew. Ten również wydaje się ponury, z MODEST natura i „Spotkany w ??? na Lv 18.” . Jego atakami jest Curse i Grudge, z wyjątkiem że Grudge ma puste PP. Aha, ma też zdolność Drizzle, która przywołuje deszcz, gdy rozpoczyna się walka. Rozmawiam z duchem i słychać płacz EEVEE, a on mówi: „Gdzie poszedł LONLINESS? Kekeke...”. Opuszczam dom i jestem w dość dużej strefie, z bramą otaczającą powierzchnię i trzema duchami na zewnątrz bram na północy. Wszyscy patrzyli na dom, który właśnie opuściłem. Trawa jest czerwona, tak jak w poprzedniej grze i znajduję trzy tabliczki i jakiś dom wraz z jednym z tych ludzi, których widać w Pokemon Tower, jeśli się tak zastanowić.

Podchodzę do tabliczki, która jest na lewo od domu i czytam ją. Tam jest napisane: „On przyniósł LEAF tutaj...”. Podchodzę do tabliczki, która jest na prawo od domu, a ona mówi: „PORADY TRENERA! To był mój jedyny wybór...musiałem...po prostu...gdyby do...”, a na tabliczce na południu widnieje: „PORADY TRENERA! Zostawiła mnie, jak również?”. Przed przeczytaniem ostatniego znaku decyduję się porozmawiać z tą osobą. Ona mówi: „LONLINESS...” i mam możliwość wybrania odpowiedzi Tak/Nie. Nie mam pojęcia, o co jej chodzi, więc wybieram NIE, a ona mówi „Nie kłam!”. Próbuję ponownie, tym razem zaznaczając TAK, a ona odpowiada „Dlaczego?”. Okej, zbierzmy to zatem. LEAF również zaniedbała to EEVEE, tak jak wcześniej Blue. Znajduję drugi dom i jestem w Pokemon Center z efektem mgły. Pomiędzy ladą jest Mew i duch, którzy mówią: „...”. Na schodach prowadzących na wyższy poziom jest męski trener Red. Podchodzę do niego, a on mówi: „...Nie znam cię...” – Co? Poznaliśmy się w Lavender Town! Może on tak powiedział, ponieważ LEAF porzucił EEVEE. Wchodzę po schodach i zostaję teleportowany do Route 22, na zewnątrz bramy. Pada deszcz, trawa jest czerwona, jak poprzednio, tytuł mapy to „SPÓJRZ”, a muzyka zmienia się na tą z opuszczonych domów.

Próbuję wejść do budynku ligi, ale drzwi się nie ruszyły, więc zdecydowałem się iść drogą, która doprowadziłaby mnie do miasta Viridian. Po chwili pójścia ścieżką zauważyłem tabliczkę. Gdy do niej podszedłem, usłyszałem płacz EEVEE, a tekst pokazał słowa: „RATICATE DIED! On nie zauważył mnie jeszcze!”. Mur, który normalnie można przeskoczyć ponad ziemią, zmienia się w bramę, a po drugiej stronie bramy literuje się wyraz „SPÓJRZ”. Ruszyłem dalej ścieżką, dopóki nie dostałem się do obszaru, gdzie bloki uniemożliwiały mi przejście. Na drugiej stronie bramy pojawiło się słowo, które mówiło „...E”. Trochę dalej na północ są małe drzwi w zboczu klifu, w które jestem w stanie wejść. Jestem w pokoju, w którym centrum płytki wskazują literę „E”. Tak więc ów dwa E widziałem teraz. Na północy pokoju zobaczyłem Prof Oak. Próbowałem podejść za niego, ale on zatrzymywał mnie i mówił: „LONLINESS NIE JEST JEDYNYM...E...E...E...” i wysyłał mnie z powrotem. Wróciłem skąd przyszedłem, a drzwi od jaskini, przez które przeszedłem, wskazywały nazwę „LONeLINESS”.

Patrząc na rzeczy jestem w północnej części Mt Moon. Muzyka zamieniła się w ciszę, a jaskinia jest spowita mgłą. Poszedłem na południe, gdzie znalazłem tabliczkę i tak jak przy poprzedniej usłyszałem płacz EEVEE i pojawił się napis „Czuję się bardzo NIECHCIANY...”. Kontynuowałem podróż na południe, gdzie spotkałem Blue, a on powiedział: „On nie był niczym innym niż przekleństwem...”. Ekran zaciemnił się, a gdy znowu stał się jasny, Blue nigdzie już nie było. Postanowiłem zbadać jaskinię idąc na wschód, o którym mówiłem z Blue. Ostatecznie pokój zmienił się po tym, jak go opuściłem przez drabinę. Zbierając wszystkie informacje, jestem w jaskini ułożonej w ścieżkę o kształcie C. Kiedy podążałem ścieżką znalazłem trzecie „E” napisane na ziemi. W końcu dotarłem do drabiny, gdzie wyszedłem z jaskini na drogę, gdzie jedynym wyjściem było podążanie ścieżką na wschód. Jestem otoczony przez nieskończoną ilość ścian zamiast bramek. Muzyka zaczyna grać podobnie jak w Lavender Town. Jest tutaj tabliczka, do której podchodzę. Słyszę płacz EEVEE, a tekst pojawiający się na ekranie mówi: „Nie jestem przekleństwem...”. Pod koniec ścieżki znalazłem trawę i po jednym kroku w niej znalazłem się w walce.

EEVEE na 10 levelu wyskakuje na ekranie, ale informacja nie mówi „Dziki EEVEE atakuje”, ale „LONLINESS wygląda na smutnego!”. Wysyłam mojego BANETTE na 18 levelu, a Drizzle się aktywuje. Mimo tego, że BANETTE ma Grudge z pustym PP, nie mam wyboru i używam Curse.

„UNWANTED używa CURSE! UNWANTED chce pokutować za Dziki LONLINESS! Dziki LONLINESS używa GRUDGE! Dziki LONLINESS nosi jego emocje...Deszcz dalej pada. Dziki LONLINESS czuje męczarnie!”

Kiedy już nie mogłem użyć żadnego ataku, walka toczy się dalej, z tym, że LONLINESS wreszcie mdleje z Curse, a oprócz tego mówi „Dziki LONLINESS umarł!”. Mój BANETTE otrzymuje troche exp i zostaje wysłany do normalnego świata. Aktualnie pada deszcz, a nazwa mapy to „POKUTA”. Nie gra żadna muzyka, trawiasta ścieżka znikła. Nade mną są drzwi w ścianie, a świat zmienił wygląd mojej postaci. Jej ciało jest kompletnie białe, oczy są czerwone i ma czerwone oznaczenia na swoich rękach. Sprawdziłem ikonę trenera, żeby zobaczyć, czy pasuje do jej ikony w świecie. Sprawdziłem moje pokemony, żeby zobaczyć, że ciągle mam BANETTE, ale ma całe HP, a Curse wróciło do 10/10, ale Grudge ciągle było na 0/5. Przechodzę przez drzwi i znajduję się poza Lavender Town: Pokemon Tower. Trawa została zmieniona na czerwoną, ciągle padał deszcz, barierki zamieniły się z drewnianych na białe i były bliżej, pozostawiając mi mniej miejsca do zwiedzania. Zniknęły drzwi od Pokemon Tower, muzyka grała jak w Pokemon Tower i były tu cztery tabliczki. Czytam każdą z nich od góry do dołu, a ich tekst jest następujący:

„Dlaczego mnie nie posłuchałeś?” „Teraz jesteś przeklęty!” „Można było uratować nas obu!” „Czy żałujesz?”

Pamiętam, że tabliczka przed walką z LONLINESS mówiła „Nie jestem przeklęty...” a przed tym tabliczka oznaczyła LONLINESS jako złe przekleństwo. To doprowadziło mnie do tego, że to LONLINESS mówił przez znaki. Na zewnątrz barierek były trzy duchy i kiedy przeszukałem domy, nie było żadnego w nich. Cóż, w ostatnim domu na południowym zachodzie odkryłem białe płytki układające się w „E” napisane na zielonej podłodze. Więc tutaj jest Cubone, który stoi na literze E. Kiedy podszedłem do Cubone i nawiązałem z nim interakcję, on powiedział: „Czwarta litera E!”. Opuściłem dom i znalazłem się z powrotem w sypialni, z której zacząłem grę z wyjątkiem braku łóżka i litery „V” na podłodze. Podszedłem do TV i przeczytałem:

„E E V E E Umieść E tam, gdzie należy...”

Cztery litery E i litera V znaczą EEVEE! Zszedłem schodami na dół, a jedyną rzeczą w pokoju był inny TV. Podszedłem do niego, a on powiedział: „Ty już nie istniejesz...Nie masz celu...Ale...Może...możesz poprosić o przebaczenie...”

Wyszedłem z domu i znalazłem się w Pallet Town. Zmieniło mi ikonę gracza na inną – teraz są tylko czerwone oczy i czerwone usta. Na przeciwko mnie stoją Red i Blue, patrząc na mnie. Po raz pierwszy zdecydowałem sprawdzić, czy moja karta trenera się zmieniła – 4 minuty gry, nie ma ikonki, a nazwa zmieniła się z SORROW na LOOK! Później sprawdziłem moją drużynę. EEVEE na 10 levelu nazwany „POCHOWANY” z MODEST natura, a jego jedynym atakiem jest GUILLOTINE.

Porozmawiałem z Redem, a on powiedział: „Gdzie jest LEAF? Gdzie jest LONELINESS?” Od razu zauważyłem, że LONELINESS ma swoją brakującą literę E! Później porozmawiałem z Blue, a on powiedział: „LEAF poczuła ciężar przekleństwa...To wszystko moja wina...”. Tuż pod nimi jest tabliczka i kiedy do niej podchodzę, słyszę płacz EEVEE i wyświetla mi się tekst” „LONELINESS został pochowany...RIP”. Jak tylko RIP pokazał się na ekranie, to muzyka i creditsy z Ruby/Sapphire/Emerald włączyły się, a ja zostałem uwięziony w tekście i nie mogę go opuścić. Muzyka gra do końca, a po niej jestem wysłany z powrotem do początku gry, gdzie mam EEVEE na 10 levelu nazwanego LONLINESS.


Pokemony...

 

Po internecie krąży wiele historii o zhackowanych grach Pokemon. Niektóre nawet gustowne - jak na przykład ta, w której jako startera dostaje się ducha.

Bywają też niedorzeczne; głupie opowiadania o ludziach, którzy umierają od gry, albo, że gra zaczęła z nimi rozmawiać. Boże, czy twórcy tych historyjek nie wiedzą, że posunięcie się za daleko czasami psuje cały efekt? Ach, zaczynam odbiegać od tematu.

Dorastałem, interesując się takimi przerobionymi gierkami, które czasami pojawiały się w sklepach z używanymi rzeczami, na eBayu lub były rozdawane losowym przechodniom przez bezdomnych. Nie miałem przyjemności spotkać się z jedną z takich osób. Swoją "szczególną" kasetkę znalazłem po prostu w koszu na śmieci, gdy śmieciarka zajeżdzała pod kontener sąsiadów.

Zauważyłem wewnątrz grę, więc zapytałem się śmieciarza czy mógłbym ją zatrzymać, a on najwyraźniej nie miał z tym problemu. W końcu została wyrzucona. Oczywiście, spytałem się jeszcze sąsiadów, aby potwierdzić, że na prawdę jej nie chcą. Zdumiało ich to; wyglądali, jakby widzieli ją pierwszy raz na oczy.

Ich syn sięgnął po nią reką. Mały chłopiec, na widok Charizarda z wierzchu kasetki, wyjęczał:
"Pokemon! Ja chcę mamusiu!" Jednak matka mu odmówiła, jako że ja byłem znalazcą. Właściwie, to nawet nie miał Gameboya, po prostu lubił Pokemony.

Nie myśląc dłużej, udałem się do domu, oglądając kasetkę. Zwykła, stara wersja Red z nieco wytartą naklejką wzdłuż szyi Charizarda, ale czego spodziewać się po takiej starej grze? Będąc dzieckiem, miałem wersję Blue, więc nie mogłem się doczekać, aby zobaczyć chociaż minimalne różnice pomiędzy obiema grami (przyp. tłum. - gry Pokemon zazwyczaj wychodzą w kilku wersjach, różniących się występowaniem Pokemonów, itp.). Byłem nieco rozczarowany, kiedy zobaczyłem to co pojawiło się na ekranie tytułowym.

"Pokemon: Strangled Red" (przyp. tłum. Strangled Red - Uduszony Red, postanowiłem pozostać przy oryginalnej nazwie). Cholera, przeróbka. Przeróbki były porządne i w ogóle, ale nie miały żadnej wartości pieniężnej, podczas gdy oryginały był dosyć cenne, a ja chciałem zagrać w Red'a, a nie to gówno. Ehh, ostatecznie dostałem ją za darmo - nie zaszkodzi spróbować.

Nazwa jednak była dziwna, Strangled Red? Nie miało to sensu, bo mówi się, że ludzie stają sie niebiescy, gdy się dławią, nie czerwoni. Kto wie, może była para tych przeróbek, a ja po prostu dostałem wersję Red.


Im więcej nad tym myślałem, tym bardziej zaczynało mnie to interesować. Moje początkowe rozczarowanie przerodziło się w ciekawość, chciałem zobaczyć, co stworzył twórca i miałem zamiar notować wszystko, co zobaczyłem. Pierwsza odmienność - na ekranie startowym obok trenera stał Charizard zamiast Charmandera, a Pokemony nie przelatywały wzdłuż ekranu, tak jak to miało miejsce w oryginale, tylko wciąż stał tam Charizard, nawet po pięciu minutach czekania.

180px-1349378226.jpgCardridge "Pokemon: Strangled Red".
20px-Avatar.jpgDodany przez Remikszarek2

Wzruszając ramionami, nacisnąłem Start. Zauważyłem, że Charizard nie wydał żadnego dźwięku, który zawsze towarzyszył rozpoczęciu nowej gry. Ujrzałem opcję "Kontynuuj", więc postanowiłem zrobić to co każdy robi z używanymi grami - sprawdzić, czego dokonał poprzedni właściciel. "... Nie..." Mrugnąłem z niedowierzenia. Nie? Co masz na myśli, mówiąc "nie"? Gra nie pozwoliła mi kontynuować, choć za czwartym podejściem, usłyszałem płacz Charizarda - cichy, ledwo słyszalny, ale wciąż. Dobra, nie to nie, nacisnąłem "Nowa gra", co i tak bym zrobił po sprawdzeniu starego zapisu.

Ekran stał się czarny przez jakąś chwilę, nie było prof. Oak'a, brak melodyjki, po prostu nic. Ostatecznie, obraz wrócił, ukazując sypialnię. Dwa łóżka, dwa telewizory i komputer w rogu. Ludzik wyglądał tak jak zwykle, zbieżny z wersją Red. Dziwiło mnie, że nie zostałem spytany jak się nazywam, ale odpowiedź na to pytanie pojawiła się, gdy tylko zatrzymałem grę; mój Trener nosił imię "Steven". Nie, to nie jest moje prawdziwe imię lub inna podobna głupota, gra nie jest samoświadoma ani nawiedzona, a przynajmniej nic o tym nie wiem. Po prostu imię zostało już wybrane.

Zaciekawiony, zobaczyłem, że mam standardową sumę pieniędzy, brak odznak. Postać z karty trenera nie wyglądała jednak jak Red. Miała dłuższe włosy, prawie do połowy pleców, zwykły uśmiech Red'a zmieniono na chytry uśmieszek. Szczerze, wyglądał dużo fajniej niż Red. Następnie sprawdziłem jego Pokemony - Charmander na poziomie 5, nazwany "Miki". Nic w nim dziwnego... a raczej powinienem powiedzieć w niej, biorąc pod uwagę imię, itp. Miała takie same statystyki jak każdy inny Charmander, znała tylko ataki: Scratch i Tail Whip. Podstawy. Gra wydawała się normalna.

Wracając do gry. Przeszedłem przez pokój, zauważając długie włosy Steven'a, kiedy postać odwróciła się do mnie plecami. Nie poznałem domu, ale zszedłem na dół po schodach. Na dole czekał inny trener, który od razu do mnie przemówił.

Mike: I jak, gotowy? Steven: Ta.

Doszedłem do wniosku, że ten "Mike" to mój rywal, wcześniej wybrany, w zastępstwie Blue. Chociaż, wracając do momentu, gdy byłem jeszcze w sypialni - były tam dwa łóżka, więc musieli nie być zwykłymi rywalami, tylko braćmi. Zaczęli rozmawiać, normalny Pokemonowy dialog. "Zostań mistrzem Pokemon", "Złap je wszystkie", itd. zanim doszło do kłótni na temat tego, który jest lepszy - Charmander czy Squirtle, co oczywiście doprowadziło do walki. Proste. Scratch, Tackle, Scratch, Tackle, aż wygrałem, dzięki temu, że miałem pierwszy ruch.

Zauważyłem, jak dużo lepiej wyglądała postać Steven'a w walce, niż Red'a. Inna poza, włosy jakby zostały rozwiane przez wiatr. Mała zmiana, ale wciąż, dużo lepiej.

Opuściłem dom po krótkim przekomarzaniu się z moim "bratem". Udałem się na wschód; zauważyłem, że to na prawdę Pallet Town, dom stał po prostu nieco na uboczu. Nie było żadnej tajemniczej trawy, jak w zwyczajnym Pallet Town. Włócząc się, postanowiłem zajrzeć do domu Red'a.

Jego matka była wewnątrz a gdy do niej zagadałem, skomentowała jak przystojnie wyglądam, z nadzieją, że jej syn zacznie brać ze mnie przykład, kiedy już zostanie trenerem w przyszłym roku. Czyli akcja ma miejsce rok przed oryginalnymi wydarzeniami. Red był nawet na górze, grając na SNES'ie w swoim pokoju. Powiedział: "Też będę najlepszy, gdy przyjdzie na mnie kolej!".


Polubiłem tę przeróbkę. Była interesująca, całkowicie nowa przygoda, inna postać. Wyglądało nawet na to, że Steven miał powiązania z postaciami z miasteczka, reputację i osobowość. Ludzie w mieście mówili do niego, jak do osoby, nawiązując konwersację, zamiast pieprzyć o samouczkowych sprawach. Nawet siostra Blue'a była inna. Wszystko wskazywało na to, że była w związku ze Steven'em, jako że rozmowa skończyła się pocałunkiem i ciepłym uściskiem.

Prof. Oak życzył mi powodzenia i podarował Pokedex'a. Nie dał mi go, aby wesprzec jego badania, tak jak to miało miejsce w innych grach Pokemon - otrzymałem go z czystej dobroci, podarunek. Gra podobała mi się co raz bardziej z sekundy na sekundę. Chyba miała nawet właściwą fabułę! Byłem kimś, a nie jakimś zwyczajnym trenerem, którym mógł zostać każdy.

Historia była odmienna, mimo, że rozgrywka wcale się wiele nie zmieniła. Poszedłem na północ; jak zwykle, chodziłem od miasta do miasta zbierając odznaki i pochwały liderów. Nawet sława Steven'a wydawała się rozchodzić, jako że niektóre postaci rozmawiały ze mną, jakby mnie znały. Używałem Miki w każdej walce i rozwijała się zadziwiająco szybko. Z łatwością pokonała Brocka, nawet Misty. Super-efektywne ataki nie sprawiały jej tyle problemów co innym, zadawała więcej obrażeń niż zwyczajny Charmander, była istnym potworem, jeśli mówimy o mocy. Nawet została Charizardem, mając jedynie 25 poziom - nieźle.

Dziwne rzeczy zaczęły się dziać, kiedy doszedłem do Lavender Town. Wiem, wiem. Lavender Town jest miejscem, wokół którego krąży większość tych strasznych historii, itd. ale było to jedyne miejsce, w którym na razie zauważyłem większe zmiany. Nie było żadnej inwazji Team Rocket, co mnie zdziwiło, ale przypomniałem sobie, że historia ma miejsce rok przed wydarzeniami z oryginału, więc atak Rocket'ów nie mógł jeszcze nastąpić. Próbowałem dostać się do wieży Pokemon, z zamiarem złapania Ghastly'ego, ale tutaj zaczynają się dziać dziwne rzeczy.

Steven: Nie mam powodu, aby tutaj iść...

Steven nie chciał wejść do środka, bez względu na to, co robiłem. To było dziwne, to znaczy wiecie - w Kanto jest milion miejsc, do których na prawdę nie musisz iść, np. małe przypadkowe domki z niczym wewnątrz oprócz dzieci.

Dlaczego Steven nie chciał wejść akurat tutaj?

Ze wzruszeniem ramion, stwierdziłem, że nie potrzebuję Ghastly'ego, jako że Miki radzi sobie ze wszystkim, więc po prostu ruszyłem dalej. Lavender Town posłużyło mi jedynie jako przystanek z Centrum Pokemon. Gra posuwała się dalej normalnie, ostatecznie zdobyłem wszystkie odznaki i pokonałem Elite Four.

Standardowo, mój "brat" Mike czekał już na mnie na końcu, inicjując walkę o mistrzostwo, którą Miki zakończyła bez trudu. Następstwa pojedynku były całkiem przyjemne, żadnego napięcia pomiędzy walczącymi, jak w przypadku Red'a i Blue. Bracia po prostu sobie pogratulowali, a wtedy obraz zmienił kolor na biały, żadnego Hall of Fame (przyp. tłum. Hala Sławy), żadnych napisów końcowych. Gdy obraz wrócił, byłem znowu w domu. Bracia siedzieli przed komputerem, rozmawiając ze sobą.

Steven: Nie chcę... Mike: No dawaj, pożyczę ją tylko na minutę, aby ukończyć Pokedex; program jej nie zarejestruje, jeśli nie będzie uważała mnie za pana przez co najmniej chwilkę. Steven: Ale to moja Miki... Mike: Obiecuję, że ją oddam, OK?

-> Tak / Nie

Byłem lekko zakłopotany, więc nacisnąłem "Nie", będąc ostrożnym.

Mike: No weź, proszę?

NIE

Mike: No weź, proszę?

Zdałem sobie sprawę, że to wszystko będzie się po prostu zapętlać, aż się zgodzę, więc dałem "Tak", żeby zobaczyć, co nastąpi.

Mike: No dobra, to zajmie tylko chwilkę, a wtedy obydwaj będziemy mistrzami Pokemon! Steven: .......

Ekran zmienił się, pokazując animację wymiany Pokemonów, która wydała mi się trochę dziwna, ponieważ wyglądało to, jakbym był tam sam. Ale co tam, może tak miało być. Miki poszła pierwsza, oglądałem jak wolno przechodziła przez łącze.

TRZASK!

Aż podskoczyłem. Nagły, hałaśliwy dźwięk rozszedł się w moim pokoju, ponieważ konsola była maksymalnie podgłośniona. Gdy spojrzałem na ekran, zauważyłem, że gra się zawiesiła. Miki wciąż w trakcie wymiany, ale obraz ani drgnął.

Z westchnieniem, wyłączyłem konsolę, zastanawiając się, kiedy ostatnio zapisywałem. Kiedy włączyłem ją ponownie, Charizard nie stał obok trenera. Po naciśnięciu Start, brakowało opcji Nowej gry, zostawiając Kontynuuj jako jedyny aktywny przycisk. To było.. dziwne, delikatnie mówiąc. Gra uruchomiła się nie pokazując moich statystyk jak zazwyczaj. Szczęka mi opadła, gdy zobaczyłem to, co mnie powitało:

ROK PÓŹNIEJ

Najpierw zaczęła się melodyjka z Lavender Town, grając jak zwykle, podczas gdy obraz powoli się pojawiał. Steven znajdował się w wieży Pokemon, co sprawiło, że muzyka stała się jeszcze dziwniejsza. Stał naprzeciwko nagrobka, nie robiąc nic. Zastanawiając się, co się dzieje, nacisnąłem A.

Steven: ...

Zdezorientowany, spróbowałem się ruszyć, zdając sobie sprawę, że miałem kontrolę nad postacią. Spauzowałem grę i sprawdziłem moją drużynę. Brakowało Miki. Nie tylko Miki, wszystkich Pokemonów. Nie miał nic, Pokedex zniknął, plecak był pusty. Szczerze zaniepokojony, sprawdziłem kartę trenera.

Zero pieniędzy. Zero odznak. Czas gry: 8795 godzin, co było niemożliwe, bo przedtem pokazywało jedynie 30. Ale nie to było najdziwniejsze. Jego zdjęcie, zdjęcie przystojnego, pewnego siebie trenera było... inne. Oczy niewidoczne, twarz skierowana lekko ku dołowi, uśmieszek zniknął zastąpiony brakiem jakiejkolwiek ekspresji. Jego dawniej perfekcyjnie uczesane, długie włosy były teraz w kompletnym nieładzie. Nie mogłem więcej na niego patrzeć, zamknąłem Menu. Ruszyłem, aby wyjść z wieży, ale ekran migał z każdym moim krokiem, tak jak wtedy, kiedy Pokemon jest zatruty.

Przełknąłem ślinę i otworzyłem ponownie kartę trenera. Zdjęcie wyglądało jeszcze gorzej. Z każdym moim krokiem, jego głowa przechylała się co raz bardziej, a ramiona się opuszczały. Zanim doszedłem do wyjścia, klęczał na kolanach z rękoma przyciśniętymi do twarzy i włosami zwisającymi do ziemi. Już wcześniej domyślałem się o co chodzi, ale to rozstrzygnęło spór. Zebrałem myśli. Zawsze zastanawiałem się, czemu w oryginalnych grach nie było innego Mistrza, oprócz mojego rywala. Dlaczego to ty, protagonisto, musiałeś pokonać rywala, kiedy on po prostu tam wszedł, nie musząc walczyć z poprzednim obrońcą tytułu?

Wtedy mnie oświeciło. Odpowiedź była tuż obok. Poprzedni mistrz się poddał. Jego ukochana Miki była prawdopodobnie martwa, a wraz z nią umarła część jego. Jego Pokedex, inne pokemony, odznaki, sława, wszystko - porzucił to. Wszystko w ciągu tego roku, roku który mnie minął, roku z którego wzięły się te wszystkie godziny (nawet to policzyłem, jeden rok ma 8765 godzin, dodaj do tego moje 30 godzin i masz odpowiedź).

Nawet jeśli, to gra wciąż trwała. Pomyślałem, że to powinno być zakończeniem. Znaczy się, co tu jeszcze można robić? Nie miałem Pokedex'a, Pokemonów, nic. Co powinienem był robić? Porozmawiałem ze wszystkimi w mieście i każdy mówił podobne rzeczy.

"Wszystko w porządku?" "Widzę, że wciąż w żałobie..." "Wszystko będzie w porządku..." "Proszę... Czy jest coś, co moglibyśmy zrobić?"

Steven nigdy nie odpowiadał, a oni w kółko powtarzali to samo. Nie potrafiłem teraz odłożyć tej gry, to wszystko było takie dziwne. Zaciekawiony, udałem się do "wysokiej trawy" i ostatecznie zaatakował mnie Rattatta. Żaden Pokemon nie został wysłany, tylko postać Stevena. Zastanawiałem się, jak mam walczyć.

Dziki RATTATTA zostawił cię.

Walka po prostu się skończyła. To było doprawdy interesujące i działo się z każdym Pokemonem, którego napotkałem.

Dziki PIDGEY zignorował cię.

Dziki PONYTA odszedł.

Muzyka też się nie zmieniała. Bez znaczenia gdzie poszedłem, towarzyszyła mi melodyjka z Lavender Town, czasami lekko zwalniając, czasem nie. Zaglądałem wszędzie, do każdego miasta, rozmawiałem ze wszystkimi, myśląc nad tym, co powinienem zrobić.

Moja frustracja mieszała się ze stresującą atmosferą tego wszystkiego, przez co to wszystko zaczynało wydawać się nieprzyjemne i denerwujące. Ale nie mogłem odejść. Zaczynałem się trochę złościć, każdy składał mi tylko kondolencje albo dawał takie przedmioty jak lemoniada czy kawa, każda propozycja kończyła się krótką odpowiedzią:

Steven: ... Nie...

Walnąłem się za swoją głupotę, nagle zdając sobie sprawę, że odpowiedź leżała tuż przede mną. Pallet Town. Co innego? Kiedy jednak tam doszedłem, co zajęło sporo czasu bez Pokemona, którym dałoby się polecieć, bez rowera, a w dodatku wydawało się, że Steven porusza się wolniej niż zwykle. Najpierw porozmawiałem z Prof. Oak'iem.

"Takie rzeczy się zdarzają... po prostu miałeś pecha."

Następnie siostra Blue.

"Proszę... Nie opuszczaj już więcej domu..."

Mama Red'a nawet się do mnie nie odezwała. Nie mając więcej pomysłów, gdzie mógłbym pójść, udałem się na zachód, odnajdując dom z początku. Którego z resztą nigdy nie odwiedziłem od czasu odejścia z Pallet Town. W środku znajdował się Mike, ale gadanie z nim okazało się bezcelowe.

Mike: Tak mi przykro...

Rozmyślałem chwilę, czy to może na prawdę nie jest zakończenie. Steven skazany na wieczną tułaczkę po regionie Kanto, nawiedzany wspomnieniami, zmuszony słuchania obaw innych ludzi na swój temat. W desperackiej próbie, aby zrobić cokolwiek, poszedłem do pokoju na górze i udałem się do łóżka.

Steven: Idę spać...

Obraz zanikł na chwilę, stając się czarny, a po chwili wrócił z powrotem. Świat lekko przyciemniony, a Mike leżał w łóżku obok. Prawdopodbnie znaczyło to, że był środek nocy.

Steven: Zrobię to...

Zrobi co? Znowu, nie miałem pojęcia, przejrzałem wszystko w pomieszczeniu i nic się nie stało. Kiedy tylko wyszedłem z domu, pojawił się kolejny monolog.

Steven: TO może ją zwrócić... TO może zrobić wszystko...

Czym do cholery było "TO"? Coś, co mogło zrobić wszystko, za Chiny nie mogłem tego pojąć. Włóczyłem się, spróbowałem wyjść z Pallet Town zwykłą drogą.

Steven: Nie tędy.

Nie chciał iść dalej, próbowałem zaglądać do domów.

Steven: Pieprzyć ich...

Podniosłem brew, zapominając na chwilę, że nie jest to prawdziwą grą Pokemon, wulgarność zbiła mnie z tropu. Kontynuowałem rozglądanie się po mieście, ale nie było miejsca, do którego mógłbym jeszcze pójść, aż przypadkowo zbliżyłem się do oceanu, a Steven wszedł do wody, pozostawiając jedynie połowę ludzika widocznego. Tak jak pływacy, których spotykasz w stadionie w Cerulean. Nie wiedziałem, że umie pływać...

Steven: Brakujący...

Brakujący? Zatrzymałem na chwilę grę. Nie. Przecież nie mógł mieć na myśli... tego, nie próbowałem jeszcze tricka z MissingNo na tej przeróbce, ale to pasowało zbyt dobrze. Musiało mu o niego chodzić. Dopłynąłem do Cinnebar. Czułem, że czegoś brakuje. Cisza. Melodia z Lavender Town zanikła, nie było jakichkolwiek dźwięków, tak samo jak Pokemonów. Zacząłem pływać z góry do dołu, wzdłuż wschodniego wybrzeża, i...

Dziki MISSINGNO atakuje! (przyp. tłum. http://wiki.pokemonpl.net/Missingno.)

Steven: Mój...

Dziki MISSINGNO został złapany!

Co do diabła? Steven nic nie zrobił, po prostu rozkazał temu zlepkowi uszkodzonych danych, aby do niego dołączył -- nie, aby został jego własnością. Niepokoiłem się co raz bardziej. Sprawdziłem menu startowe i zobaczyłem, że MissingNo nie znajdował się w mojej drużynie, a zamiast niego pojawił się przedmiot, sprawiając, że rzeczy stały się jeszcze dziwniejsze. Sprawdziłem też kartę trenera. Steven był skierowany do mnie plecami, jego długie włosy opuszczone na plecy, ręce w kieszeniach, nic więcej.

Przypomniałem sobie, co powiedział po przebudzeniu i domyśliłem się, co mam zrobić... Płynąłem na północny-wschód, aż dotarłem, bo gdzie indziej, do Lavender Town. Po drodze zauważyłem wszystkich tych trenerów. Żaden nie chciał spojrzeć na Stevena, wszyscy odwracali się, kiedy ich miał. Nawet ci, którzy normalnie się nie poruszali. Próbowałem też porozmawiać z jednym ze strażników, którzy pilnowali przejść pomiędzy miasteczkami.

"Po prostu odejdź."

Każdy z nich powtarzał to samo, ale jeden z nich powiedział coś, przez co ciarki przeszły mnie po plecach.

"Czasami śmierć jest najlepszym wyjściem."

Ręcę zaczęły mi się pocić, Steven chciał spróbować niemożliwego, niektórzy mogliby uznać to jako zbrodnię przeciwko naturze. Wziąłem się w garść. Przecież to tylko gra, a ja miałem zamiar ją skończyć.

Dojście do wieży Pokemon zajęło wieczność, ale ostatecznie tam dotarłem. Głęboki wdech i ruszyłem w kierunku nagrobka. Pamiętałem który, obraz Stevena stojącego przed nim wypalił mi się w pamięci. Najpierw, spróbowałem go obejrzeć.

Steven: Miki...

Nic się nie wydarzyło. Przełknąłem ślinę, otworzyłem menu a następnie wybrałem "MissingNo" z mojego plecaka.

OAK: Steven, nie używaj tego!

Przypomniało mi się, jak Prof. Oak odzywał się, gdy chciałeś użyć Key Item'a (przyp. tłum. przedmiot kluczowy) w miejscu, w którym nie powinieneś. Na przykład roweru wewnątrz budynku. Tylko, że tym razem wiadomość była inna, nawet gorsza, Steven odpowiedział.

Steven: W świecie, który mnie oszukał... Dlaczego powinienem grać fair?

Steven użył TEGO!

...........................................................

Steven otrzymał M@#$!

Co w imię Boga dostałem? Nie potrafię tego powiedzieć, ponieważ gra odebrała mi kontrolę nad Steven'em. Bez mojego wpływu, wyszedł z wieży krok po kroku. Muzyka z Lavender Town powróciła, a postać zaczęła okropnie powolną podróż wbrew mej woli.

Za każdym razem, gdy przekraczał granicę, kiedy melodia powinna się zmieniać, muzyka z Lavender spowalniała, stając się bardziej niepokojąca. Gdy Steven dotarł do Cerulean, było to już demoniczne łomotanie. Po prostu go oglądałem, próbując zgadnąć, dokąd zmierza, ale to stawało się co raz bardziej oczywiste. Wracał do Pallet Town. Kiedy dotarł na miejsce, melodia była już tak wolna, że grała nuta po nucie. Poszedł tam, gdzie myślałem - do swojego domu, na górę.

W tym miejscu muzyka już się skończyła. Steven podszedł do łóżka brata i odwrócił się w jego stronę. Początkowo myślałem, że gra się zatrzymała. Nic nie robił. Zwyczajnie tam stał, a ja nie mogłem go ruszyć. Zauważyłem jednak, że mogę otworzyć Menu. Byłem przerażony, ale nie umiałem się powstrzymać. Wybrałem kartę trenera. Usłyszałem cichy pomruk, jakby zniekształcony płacz Pokemona. Steven znowu patrzył się w moją stronę. Był zgarbiony, grzywka zasłaniała twarz, a włosy miał potargane i w niektórych miejscach powyrywane.

Pod grzywką właściwie nie było widać twarzy. Tylko jedna para czerwonych oczu patrząca wprost na mnie, a poniżej wyszczerzone zęby, kontrastujące z ciemnością. To nie wszystko. Jego imię zostało zmienione na S!3v3n. Nie mogłem odwrócić wzroku, moje oczy wlepiły się w jego, nie zrywając kontaktu nawet na chwilę. Moje pole widzenie zaczynało się rozmazywać, ostatecznie nie widziałem zbyt dobrze, a twarz miałem mokrą. Płakałem jak małe dziecko.

Nie potrafiłem powstrzymać łez. Byłem razem z tym chłopakiem od samego początku, rozwinąłem go i pomogłem mu zyskać sławę, potem zostałem zmuszony, aby oglądać jego upadek po tragicznym wypadku, a teraz... Był tym. Ta rzecz, ta potworność. Widziałem jak oszalał. Wycierając łzy, zamknąłem kartę trenera i spróbowałem zapisać grę, po prostu wyjść. Gra poinformowała mnie, że to niemożliwe.

"Nic nie może teraz zostać zapisane."

Menu nie chciało się zamknąć, bez względu na to co robiłem. Z powodu braku innych opcji, zajrzałem do plecaka. Nic się nie stało. Sprawdziłem Pokemony. Był tam jeden. Brakowało obrazka. Miał 0 punktów życia. Status: umarł. Imię: M@#$. Wybrałem go, a moim oczom ukazały się cztery opcje. -> STATUS "To ona..." -> ZMIEŃ "Nigdy" -> ZAMKNIJ "... Nie..." -> UDUŚ

Palce mi się trzęsły, wybrałem UDUŚ, menu zamknęło się, pokazując Stevena z powrotem w pokoju.

S!3v3n: Do zobaczenia...

TRZASK!

Gra się wyłączyła. Byłem bardziej oszołomiony niż wystraszony. W szoku uruchomiłem ją ponownie. Ekran tytułowy pokazywał oszalałego S!3v3n'a z okropnie zniekształconym Charizardem. Nacisnąłem Start, następnie Kontynuuj. Wszystko co zobaczyłem to oddalony widok z Pallet Town. Na zachodzie stał dom Steven'a, wokół wysoka trawa, a duże, nieruchome skały oddzielały go od reszty miasta.

Obraz się nie ruszał. Brak muzyki. Brak ruchu. Potem zblakł i przeniosło mnie z powrotem do ekranu tytułowego. Wszystko takie samo, jak za pierwszym razem. Zwykły trener i Charizard. Nacisnąłem Kontynuuj.

"... Nie..."


Pokemony...

 

 

Jeśli dobrze pamiętam, była pewna teoria głosząca, że Arceus jest Bogiem Pokemonów, a Giratina diabłem. Więc,

180px-Giratina.jpgGiratina
20px-Avatar.jpgDodany przez Luzerka1212

jeśli się nad tym zastanowić… W Pokemon Platinum, wpis Giratiny w Pokedéxie wspomina, że została ona wygnana za swoją brutalność. Kto, lub co mógł ją skazać na wygnanie? Pewnie jedynie jej „bracia” – Palkia i Dialgia, bądź najprawdopodobniej Arceus, Bóg Pokemonów. Ponadto, Giratina żyje w swoim własnym, małym świecie. Świecie, który jak widzieliśmy, wciągnął co najmniej jedną osobę za swe złe zamiary (w Pokemon Platinum, Cyrus zostaje w domu Giratiny - Distortion World, aby stworzyć świat bez żywej duszy - przyp. tłumacza). Brzmi znajomo? Jest ona typem ducha, co łączy ją całkiem blisko ze śmiercią, a jej wpis w Diamond i Pearl informuje nas, iż można ją znaleźć na starożytnym cmentarzu. Są to wskazówki, że Giratina jest kostuchą, Szatanem, bądź jednym i drugim. Oczywiście spełnia dodatkowo rolę personifikacji antymaterii. Oh, a czy wspomniałem, że sprowadzasz ją z powrotem do świata ludzi i normalnych Pokemonów, skąd została wygnana (pod koniec gry mamy okazję złapać Giratinę – przyp. tłumacza)? Wchodzisz do piekła i wynosisz jego władcę, dając mu kolejną szansę zagrożenia światu…


Koniec.

 

 

Wiecie, skąd wziął się błąd w Pokemon Blue, który umożliwia spotkanie tajemniczego pokemona zwanego Missingno? Zastanawialiście się, dlaczego pojawiał się tylko w wersjach Blue i Red, ale nie było go w późniejszej wersji Green? Mam pewną teorię, która może to wyjaśnić.

Wszystko zaczęło się jeszcze podczas tworzenia gry, w biurze programistów. Projektanci pracowali właśnie nad wersją Blue, kiedy usłyszeli dziwne hałasy. To coś mówiło, ale żaden z programistów nie był w stanie zrozumieć jego słów. Głos stawał się coraz głośniejszy, a jego źródło zaczęło zbliżać się do jednego z pracowników o nazwisku Takenori ta. Wystraszony Takenori zapytał "Czego chcesz?!". W tym momencie ta rzecz nagle ukazała swoje oblicze. Okazało się, że przypomina chłopca, ucznia pobliskiej szkoły. Wyglądałby całkiem normalnie, gdyby nie to, że był cały poplamiony krwią, a jego oczy lśniły czerwienią. Co kilka sekund powtarzał jakieś dziwne słowa, które brzmiały jak "zabić radość". Chwilę później zrobiło się jeszcze bardziej niepokojąco, kiedy zaczął wypowiadać zdanie

"Missingno, nazywam się Missingno, człowiek bez numeru urodzenia"

Takenori nerwowo zapytał "Jaki numer urodzenia?", na co chłopiec odpowiedział "To numer dnia, w którym się urodziłeś. Tak jak ty urodziłeś się 31 marca 1965 roku, więc twój numer wynosi 33165. Ja nie mam numeru urodzenia, byłem tylko płodem, którego matka została zamordowana. Siłą wyciągnęli mnie z jej brzucha, po tym jak ją zabili."
- Dlaczego tu jesteś?! Cz-czego od nas chcesz?! - wykrzyczał przerażony Takenori.
- Zaprogramuj mnie w grze jako Missingno, aby inni też mogli poczuć mój ból! - krzyknął intruz.
- Co masz na myśli? - spytał programista.
- Ich dane będą uszkadzane, kiedy mnie zobaczą. Wtedy zrozumieją, co mnie spotkało, dowiedzą się, że wszystko co dobre, może być łatwo zniszczone. - stanowczo rzekł Missingno.
Takenori od razu zgodził się umieścić ducha w grze. Z jakichś powodów wiedział, co by się stało, gdyby odmówił. Reszta programistów odradzała mu tego, ale on i tak to zrobił. Pracował przez kilka dni, a gdy było po wszystkim, zagroził kolegom, aby NIGDY nikomu nie mówić o tym, co się wydarzyło. Twarz Takenoriego każdego dnia stawała się bledsza. W końcu zachorował, okazało się, że nie spał od czasu wizyty Missingno. Satoshi Tajiri (twórca gier Pokemon i sponsor wytwórni Game Freak) jednego dnia polecił Takenoriemu, aby wziął dzień urlopu, jednak w odpowiedzi ten zaczął przeraźliwie krzyczeć "NIE, NIE MOGĘ!!! ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! JESTEM ZAJĘTY!!!". Satoshi uspokoił kolegę i zaprosił go na lunch. Takenori zgodził się na wyjście i udali się do pobliskiej kawiarni. Programista chętnie rozmawiał z Satoshim, jednak ani słowem nie wspomniał o Missingno. Swój wygląd oraz zmęczenie Takenori wyjaśnił brakiem snu wywołanym rzekomą chorobą swoich dzieci, które złapały grypę jeżdząć samochodem z opuszczonymi oknami w deszczowy dzień. Satoshi od razu zapytał "Kto do cholery otwiera okna w deszcz? Chyba ci odbiło, Takenori!". Programista nie rozumiał, dlaczego szef miał o to do niego takie pretensje.

Kilka dni po premierze gry, Takenori obudził się w środku nocy. Gdy otworzył oczy, zobaczył pochylającego się nad nim Missingno, gdy ten rzekł "Źle to zrobiłeś! Kiedy pojawiam się w grze, powinien nastąpić błąd, który niszczy grę na zawsze!".
- Nie karz mnie!!! Ja nie wiedziałem!! Proszę, nie!!! - krzyczał mężczyzna.
- Nie zrobię ci krzywdy, ale odnajdę wszystkich, którzy grali w tę grę i od teraz będę się ukazywał w każdej z nich! Wszystkie te dzieci będą mogły podziękować panu ta za zaprogramowanie tak wspaniałej klątwy. - odpowiedział Missingno.
Takenori już tylko stał w swoim pokoju. Nagle przerwrócił się, a jego oczy wypełniły się łzami. "DLACZEGO?! DLACZEGO?!?!" rozpaczliwie krzyczał. Z ciemności zaczęła wyłaniać się rodzina programisty. Jego najbliżsi przez około minutę mówili i robili dziwne rzeczy, jakby nie byli sobą. Jego syn zapytał "Dlaczego to zrobiłeś, tatusiu?", po czym jego twarz nagle zniknęła. Jego córeczka zdjęła koszulkę i wydrapała na swoim ciele napis "Tato, zmusiłeś mnie do tego!". Jego żona wyglądała jakby została powieszona na znajdującym się na suficie wentylatorze, jej zwisające ciało obracało się niczym karuzela. Takenori krzyknął "STOP!! PROSZĘ, PRZESTAŃ!!!" i wtedy się obudził. Od razu zdał sobie sprawę, że jego rodzinie nic nie jest. Uznał, że to jakaś choroba psychiczna. Postanowił odwiedzić szpital. W końcu przybył lekarz, aby go przebadać. Po wszystkim doktor wypisał mu receptę. Jakiś czas potem mężczyzna zorientował się, że na wydanej karcie widnieje napis "Witaj, żyjmy w radości... Zostałeś ostrzeżony, nie dotrzymałeś umowy, więc chcę cię zabić, ale nie mogę. Pozdrawiam, Płód.". Takenori wiedział, że nie mógłby tego zrobić. Teraz wolałby umrzeć niż patrzeć, jak tysiące dzieci dosięga klątwa. Wiedział, że samobójstwo nic nie da, jest skazany na życie ze świadomością szkód, które spowodował.

Gracze, którzy widzieli Missingno do teraz zastanawiają się, skąd się tam wziął. Dzieci tracą swoje save'y, kiedy próbują złapać ducha wewnątrz gry, a on sam teraz wie, gdzie ich szukać. Niektórzy twierdzą, że szkielet Kabutopsa przedstawia prawdziwą budowę Missingno. Niektórzy sądzą, że kryje się on w Aerodactylu. Obecny wygląd ducha został stworzony przez Takenoriego i nie przypomina kształtem człowieka, ponieważ programista stwierdził, że gdyby dzieciaki ujrzały jego prawdziwy wygląd, mogłyby być przerażone. Takenori miał zbyt dobre serce, aby to zrobić. Kilka innych pokemonów-błędów jak Bulbasaur, Charizard, Squirtle itp. na wysokich poziomach są uznawane za klony Missingno, które on sam stworzył, aby psuć dzieciom zabawę z grą. Sam Takenori nie ma z nimi ponoć nic wspólnego. Inni twierdzą z kolei, że reszta pokemonów-błędów są dziełem kolejnego programisty, którego nawiedzał Missingno. Kto wie, co tak naprawdę się wydarzyło. Może to nie Takenori stworzył Missingno, a ktoś inny? Kto wie...


Uwaga to nie jest próba spamu.

 

Creepypasty wzięte z creepypasta wikia.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

The Path - mało straszna, ale bardziej psychologiczna. Te.Dźwięki.Zabijają..... Ogólnie ma fajną fabułę... a raczej jej brak. Wszystko interpretujemy sami. Taka muzyczka towarzyszy nam podczas zwiedzania ciemnego lasu (który ma cmentarz O.o)

 

. Do tego łańcuchy, bicie serca, łamiące się patyki, śmiechy. A domek babci? ... Nie ocenię, bo tego się nie da oddać.

Ogólnie blogi o S.H- znajdują się tam czasem perełki, ale ortografia i interpunkcja oraz gramatyka leżą...

Amnesia - klasyk, nad klasykami, ja jednak ostatnio już się jej przestałam bać.

Outlast -  widziałam tylko trailer. Masakryczne...

A. Machine For Pigs - nie grałam, ale ponoć niezła

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
  • 5 months later...

Boże... ta jaki no-life jeśli chodzi o straszne/chore rzeczy a tego tematu nie znalazłem :rd11:

Temat Creepypast widzę, że wyczerpany, ja prawie codziennie wchodzę na Creepypasta wiki i tam czytam co się da ( nie cierpię "Trollpast" ... )

 

Jeśli chodzi o kanał na YouTubie, to też widzę, że ktoś podał. Uwielbiam jego głos, idealnie nadaje się na czytanie Creepypast, odsłuchałem wszystkie jaki ma i jaram się, jak jakąś wrzuci ;>

 

Na początek zarzucę pewnym utworem, który wywołuje myśli samobójcze - Gloomy Sunday:

(według mnie ten utwór jest piękny :lunaderp: )

Na mnie, nie zadziałał...

 

Jest jeszcze obrazek który wywołuje te same efekty - Suicide Girl:

http://straszne-historie.pl/story/1527

 

Puściłem sobie ten utwór i patrzałem na ten obraz, i... nadal nie myślałem o samobójstwie... może w tych rzeczach chodzi o siłę autosugestii? xD

 

I jeszcze jeden obrazek który wywołuje różne złe uczucia, bardzo znany - Smile.dog:

http://pl.creepypasta.wikia.com/wiki/Smile.jpg

 

Tu rolę gra kolorystyka, przeczytajcie sobie na ten temat w linku.

 

A tu przeklęty obraz, który wywołuje pożar:

http://niewiarygodne.pl/kat,1031981,title,Obraz-ktory-wywoluje-pozary-Nad-tym-dzielem-ciazy-klatwa,wid,14961776,wiadomosc.html?smgajticaid=6133ab

 

A tu bardzo... dziwny... filmik...

 

To jest jedna z nielicznych rzeczy po których czuję się... dziwnie... niby strach, ale to co innego... ten filmik jest chory...

Edytowano przez SWAGGER aka JakubPonyStep
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten ostatni filmik to czysty przykład doliny niesamowitości. To dosyć ciekawy efekt który czuje każdy człowiek. Chodzi o to, że gdy np. robot, lalka, cokolwiek jest w cholerę podobne do ludzi, ale dalej można zauważyć, że to nie człowiek. Wtedy odczywamy takie wewnętrzne "fuuuuuuuj" i ten robot to czysty przykład. Od sobie śpiewa, ale jednak wiemy, że to nie człowiek. Dziwne ruchy etc. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dolina Niesamowitości, brrr~ interesujące miejsce! ^^ aż chętnie bym tam nawet zamieszkał ...i możliwie, iż później tego żałował ^^"
 
Ostatnio ni z tego ni z owego postanowiłem sobie odświeżyć internetowy kontent opatrzony tą zacną łatką uncanny valley, lecz później zupełnie przypadkiem ponownie nań natrafiłem, a teraz widzę, że i na naszym forum temat owej doliny został poruszony! Yay! Mam wrażenie, że z wolna owe dziwo zaczyna mnie w internecie prześladować .__. ale o tyle dobrze, że póki co tylko w internecie! Bo uncanny valley raczej nie chciałoby się spotkać w realnym świecie, albowiem do tego świata to zdecydowanie nie należy ;P
 

Haha, patrzcie, co znalazłem! Że też potrafimy skucykować dolinę, ten fandom nie przestanie mnie zadziwiać~ :lol:
__the_uncanny_horse_valley___by_cutieart
chociaż dziwny kształt tej doliny wynikać może z tego, że jest jeśli się przyjrzeć jakby... rysowana od tyłu? xd

I jeszcze coś ciekawego! Teoretyczne rozwinięcie klasycznej doliny ze spojrzeniem w przyszłość!:
second%20uncanny%20valley.jpg
czyżby idąc dalej w nadludzkość czekała nas druga dolina, huh? :D
bo faktycznie, ludzie, którzy przesadzają z implantami budzą w społeczeństwie pewną niechęć~ zaś może to tylko kolejny krok ewolucji? x)


Tak czy inaczej ostrzegałbym przed penetrowaniem doliny o ciemnych porach w towarzystwie braku żywej duszy, a to z tego powodu, gdyż jeśli chodzi o nightmare fuel, to Uncanny Valley naprawdę bogata jest w ten surowiec! ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Niektórzy z was mogli słyszeć, że Disney jest odpowiedzialny za przynajmniej jedno, „żywe” Miasto Duchów.

Disney zbudował „Wyspę Skarbów”, ośrodek w Baker’s Bay na Bahamach. NIE BYŁ wymarłym miastem od początku! Statki wycieczkowe Disneya zatrzymywały się w ośrodku i zostawiały turystów, aby wypoczęli w luksusie.

I to jest FAKT. Sprawdźcie to sami.

Disney włożył tam $30,000,000… tak, trzydzieści milionów dolarów.

A potem porzucił. Disney obwiniał płycizny (zbyt płytko dla ich statków), a nawet padło oskarżenie w stronę pracowników. Mówili, że skoro mieszkają na Bahamach, to są zbyt leniwi, aby wypełniać swoje obowiązki.

I tu kończy się znana wersja tej historii. Powodem nie był ani piasek, ani tym bardziej lenistwo pracowników. Obie to tylko wygodne wymówki.

Szczerze wątpię, aby miało to jakikolwiek związek z prawdą. Czemu nie kupuję oficjalnej wersji?

Przez Pałac Mowgliego.

Niedaleko plażowego miasta zwanego Szmaragdową Wyspą w Północnej Karolinie, Disney zaczął budowę „Pałacu Mowgliego” pod koniec lat 90. Pomysł zakładał ośrodek stylizowany na dżunglę z ogromnym, tak, zgadliście, PAŁACEM w centrum tego wszystkiego.

Jeśli nie wiecie kim jest Mowgli, to lepiej przypomnijcie sobie „Księgę Dżungli”. To jedna ze starszych kreskówek Disneya.

Mowgli jest porzuconym dzieckiem, wychowanym w dżungli przez zwierzęta i jednocześnie zastraszany/ścigany przez inne.

Pałac Mowgliego od początku był kontrowersyjnym przedsięwzięciem. Disney kupił ogromny, bardzo drogi teren pod budowę. Wokół tych zakupów wybuchło kilka skandali. Lokalny rząd twierdził, że to „wspaniały obszar” na budowę domów dla ludzi, a potem zmienił zdanie i sprzedali wszystko Disneyowi. W pewnym momencie zburzono nawet dom, który dopiero co postawiono, bez wyjaśnienia.

Ziemie zagarnięte przez rząd miały służyć budowie jakiejś fikcyjnej autostrady. Wiedząc już co się dzieje, ludzie zaczęli ją nazywać „Autostradą Myszki Miki”.

Pojawiły się plany. Kilku cwaniaczków zarządu Disneya zwołało zebranie miejskie. Chcieli wmówić wszystkim, jak dochodowy to będzie projekt. Kiedy pokazali projekt, ten gigantyczny Indyjski Pałac… otoczony DŻUNGLĄ… z załogą składającą się z kobiet i mężczyzn w skórach, z plemiennymi narzędziami… cóż, wystarczy, że napiszę, że ludziom oczy wyszły z orbit.

Mówimy o ogromnym Indyjskim Pałacu, Dżungli i skórach nie tylko w centrum dość bogatego regionu, ale także w jakiś sposób „ksenofobicznego”, na południu USA. Była to dość sporna mieszanka.

Ktoś z tłumu chciał wejść na scenę, ale szybko wyniosła go ochrona, zdążył tylko połamać jedną z tablic na kolanie.

Disney właściwie to samo zrobił z tą społecznością, złamał ją na kolanie. Domy zostały zrównane z ziemią, ziemia oczyszczona, i nikt nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia. Lokalna telewizja i gazety były przeciwko ośrodkowi od początku, ale jakieś chore powiązania marketingu Disneya z miejscowymi dały o sobie znać i wkrótce media zmieniły zdanie.

W każdym razie, Wyspa Skarbów, Bahamy. Disney utopił w tym te miliony, a potem olał. To samo stało się z Pałacem Mowgliego.

Ukończono jego budowę. Goście już nawet przebywali w środku. Okolice były zalewane napływem turystów, co wzmagało napięcie i irytowało przyjezdnych.

I nagle wszystko się zatrzymało.

Disney zamknął ośrodek i nikt nie wiedział co myśleć. Ale byli całkiem zadowoleni z tego powodu. Strata Disneya była całkiem zabawna dla ludzi, którzy nie chcieli tego od początku. Szczerze mówiąc, to nie interesowałem się sprawą więcej, zamknęli to ponad dekadę temu. Mieszkam może ze cztery godziny drogi od Szmaragdowej Wyspy, więc tak na prawdę słyszałem tylko ploty i nie brałem ich na poważnie.

I wtedy przeczytałem artykuł kogoś, kto zwiedził Wyspę Skarbów i napisał o tym na całego bloga, o wszystkich popierdolonych rzeczach, które tam znalazł. Rzeczy po prostu… zostawiono. Wyposażenie roztrzaskane, powycierane, prawdopodobnie wszystko zniszczone przez rozgoryczonych pracowników, którzy stracili swoje posady.

Całkiem prawdopodobne, że okoliczni mieszkańcy też brali w tym udział. Ludzie byli po prostu wściekli na Wyspę Skarbów tak, jak ci tutaj na Pałac Mowgliego.

Dodatkowo krążyły plotki, że Disney wypuścił wszystko ze swych akwariów do pobliskich wód, gdy zamknęli ośrodek… wliczając rekiny.

Kto nie chciałby na tym zarobić?

Zmierzam do tego, że ten blog o Wyspie Skarbów dał mi do myślenia, Mimo, że wiele lat minęło od zamknięcia, pomyślałem, że może być fajnie trochę „pozwiedzać” Pałac Mowgliego. Zrobić kilka zdjęć, opisać swoje doświadczenia i pewnie wziąć coś ze sobą na pamiątkę.

Nie powiem, żeby mi nie zależało, ale szczerze to zajęło mi rok, żeby się zebrać i tam pojechać.

W ciągu tego roku, szukałem informacji o Pałacu… a raczej próbowałem znaleźć cokolwiek.

Oczywiście żadna oficjalna strona Disneya nie wspomniała o tym ani słowem. Wszystko usunięto do cna.

Co dziwi mnie jeszcze bardziej, nikt przede mną nie pomyślał o napisaniu bloga o Pałacu albo wrzuceniu zdjęć. Na żadnej ze stron lokalnej telewizji ani gazety nie było wzmianki o tym miejscu, ale można było się tego spodziewać, przecież byli za Disneyem. Przecież nie ośmieszaliby samych siebie, no nie?

Ostatnio dowiedziałem się, że korporacje mogą poprosić Google, na przykład, o usunięcie linków z wyników wyszukiwania… w zasadzie bez powodu. Więc to nie chodzi o to, że nikt nie mówił o ośrodku, ale o to, że ich wypowiedzi są „niedostępne”.

Ostatecznie ledwo znalazłem ośrodek. Wszystko, co miałem, to stara jak cholera mapa, którą dostałem pocztą w latach 90. Była to broszura promocyjna wysłana do ludzi, którzy odwiedzili Disney World, a biorąc pod uwagę, że byłem tam w latach 80, to zapewne była „bardzo aktualna”.

Nie miałem zamiaru na niej polegać. Po prostu leżała z książkami i komiksami z dzieciństwa. Przypomniałem sobie o niej kilka miesięcy po rozpoczęciu zbierania informacji, a potem kilka kolejnych tygodni, żeby ją znaleźć w schowkach rodziców.

Ale ZNALAZŁEM ją. Miejscowi nie pomogli, gdyż większość przeprowadziła się tu najwyżej parę lat temu… a ci starsi drwili ze mnie i robili niezbyt „ładne” gesty, gdy tylko mówiłem „Gdzie znajdę Pałac…”.

Dojazd prowadził mnie przez niezwykle długi korytarz przerośniętych roślin tropikalnych, które najwyraźniej zdziczały i rozrosły się po tym obszarze mieszając się z lokalnymi gatunkami. Próbowały „przejąć” teren.

Byłem pod wrażeniem, gdy dotarłem do bramy frontowej. Potężna, monolityczna, drewniana brama, której podpory po obu stronach wyglądały, jakby były wycięte z gigantycznych sekwoi. Sama brama w kilku miejscach była podziurawiona przez dzięcioły i przeżarta przez insekty.

Na bramie wisiała metalowa tabliczka, jakiś byle jak odcięty kawałek z napisem wykonanym ręcznie czarną farbą : „OPUSZCZONY PRZEZ DISNEYA”. Od razu wiadomo, że to robota dawnych mieszkańców lub pracowników, którzy chcieli w ten sposób wyrazić protest.

Bramy były otwarte na tyle, aby dało się przez nie przejść, ale samochód się już nie zmieści. Wziąłem aparat cyfrowy i mapę, na której tylnej okładce był plan ośrodka.

W środku sytuacja z roślinami wyglądała tak, jak na zewnątrz. Drzewa palmowe były zaniedbane i stały poszarpane wśród swoich własnych kokosów. Banany tak samo, wokół pełno fermentujących owoców i owadów. Można to nazwać rodzajem konfliktu między porządkiem i chaosem, równo posadzone rzędy kwiatów i bylin, a z drugiej strony przerośnięte chwasty i śmierdzące, czarne grzyby.

Wszystko to, co zostało na zewnątrz, było zniszczone, gnijące drewno i kawałki bliżej nieokreślonych materiałów. To, co było najprawdopodobniej informacją turystyczną lub barem, teraz było kupą gruzu, zniszczone przez wandali, dobite kaprysami pogody.

Jedną najbardziej interesującą z rzeczy tutaj, był posąg Baloo, przyjaznego niedźwiedzia z „Księgi Dżungli”, który stał na czymś w rodzaju dziedzińca przed głównym budynkiem. Machał powitalnie w zasadzie do nikogo, patrząc w dal z zabawnym uśmiechem, szczerząc zęby. Ptasie odchody pokrywały praktycznie całą powierzchnię jego „futra”, natomiast na podstawie zadomowiły się winorośle.

Podszedłem bliżej głównego budynku – Pałacu – i zobaczyłem, że ściany są pokryte graffiti, a oryginalna farba się złuszczyła i odpadła. Drzwi wejściowe nie były otwarte, zostały wyjęte z zawiasów i ukradzione.

Nad drzwiami, czy też nad tym, co nimi kiedyś było, ktoś ponownie namalował „OPUSZCZONY PRZEZ DISNEYA”.

Chciałem wam opowiedzieć o tych wszystkich wspaniałościach, które znalazłem w Pałacu. Zapomniane posągi, porzucone kasy, żyjące w tajemnicy społeczeństwo bezdomnych żebraków… ale nie.

Wnętrze budynku było tak puste, że miało wrażenie, że ludzie ukradli nawet gzymsy. Wszystko, co było zbyt duże, by to ukraść… lady, biurka, wielkie sztuczne drzewa… leżały wśród tej wypełnionej echem komnaty, która wzmacniała wszystkie dźwięki, a każdy mój krok wydawał się być strzałem z karabinu.

Sprawdziłem plan piętra, po czym zwiedziłem wszystkie lokacje godne uwagi.

Kuchnia była taka, jak można sobie wyobrazić… przemysłowa „linia produkcyjna” ze wszystkimi bajerami, nie oszczędzono na tym. Każda szklana powierzchnia była stłuczona, każde drzwi zdjęte z zawiasów, każda metalowa powierzchnia pognieciona i skopana. Całe to miejsce śmierdziało jak stare szczyny.

Wielka zamrażarka, teraz ani trochę niefunkcjonująca, miała rzędy pustych półek. Haki zwisały z sufitu, zapewne  służyły do zawieszania mięsa. Przystanąłem na chwilę, bo zauważyłem, że one się bujają.

Poruszały się losowo, a ich ruchy były tak wolne i małe, że praktycznie niemożliwe do zauważenia. Stwierdziłem, że to przez dźwięk moich kroków odbijających się od ścian, więc zatrzymałem jeden z nich ręką, po czym ostrożnie puściłem, ale ten po chwili znów zaczął się bujać.

Łazienki nie były w lepszym stanie, niż reszta. Tak jak na Wyspie Skarbów, ktoś celowo rozwalił całe ceramiczne wyposażenie kokosami i innymi przyborami. Na podłodze był jakiś centymetr zatęchłej, zjełczałej wody, więc szybko stamtąd się oddaliłem.

Dziwne było to, że wszystkie zlewy, muszle klozetowe (i bidety w łazienkach dla pań, tak, tam też poszedłem) kapały, ciekły lub po prostu woda swobodnie z nich leciała. Logicznym było dla mnie, że powinni odłączyć wodę już daaawno temu.

W środku było bardzo dużo pomieszczeń, ale oczywiście nie miałem czasu zajrzeć do wszystkich. Tych kilka, do których zajrzałem, było równie zdemolowanych, co reszta i nie spodziewałem się znaleźć tam czegokolwiek. Myślałem, że w jednym z pomieszczeń jest radio lub telewizor, bo wydawało mi się, że słyszę stamtąd jakąś rozmowę.

Brzmiało jak szept, ale to pewnie mój oddech odbijający się echem albo znowu płynąca gdzieś woda, a mój umysł płatał mi figle. W każdym razie wydawało mi się, że słyszę coś takiego :

- No nie wierzę.

- (krótka, niezrozumiała odpowiedź)

- Nie wiedziałem o tym, nie wiedziałem.

- Twój ojciec ci powiedział.

- (niezrozumiała odpowiedź lub płacz)

Wiem, wiem, że to brzmi niedorzecznie. Tylko mówię, czego doświadczyłem, dlaczego pomyślałem, że coś się tam może dziać albo, co gorsza, kilku włóczęgów się tam zaszyło i pewnie by mnie zadźgali.

Znów przy drzwiach wejściowych Pałacu zdałem sobie sprawę, że nie znalazłem nic wartego uwagi i tylko zmarnowałem czas.

Gdy spojrzałem przez drzwi, zauważyłem coś interesującego na dziedzińcu, co musiałem wcześniej przegapić. Coś, co było warte całego zachodu, nawet jeśli zrobiłbym tylko zdjęcie.

Był tam bardzo realistyczny posąg pytona, długi na jakieś 25 metrów, ”wijący” się wokół piedestału, niedaleko centrum dziedzińca. Słońce już zaczynało zachodzić, więc światło padało na niego wprost idealnie, aby zrobić zdjęcie.

Podszedłem do pytona i strzeliłem fotkę. Stanąłem na palcach i zrobiłem następną. Podszedłem bliżej, żeby uchwycić szczegóły jego pyska.

Powoli, jak gdyby nigdy nic, pyton uniósł głowę, spojrzał mi prosto w oczy, odwrócił się i ześlizgnął z piedestału w trawę, w stronę drzew.

Cały 25-metrowy wąż. Jego głowa dawno zniknęła w lesie zanim ogon w ogóle opuścił piedestał. Disney wypuścił wszystkie ich egzotyczne zwierzęta na wolność. Na planie zauważyłem „Reptilarium”. Powinienem wiedzieć. Czytałem o rekinach na Wyspie Skarbów, i powinienem wiedzieć, że tutaj zrobią tak samo.

Oniemiałem, całkiem zgłupiałem. Chyba długo stałem z rozdziawionymi ustami, zanim się ogarnąłem i wróciłem na Ziemię. Mrugnąłem kilka razy i odsunąłem się od miejsca, gdzie był wąż, w stronę Pałacu.

Nawet mimo faktu, że go już tu nie było, nie miałem ochoty ryzykować i wróciłem do Pałacu.

Wziąłem kilka głębokich oddechów, wymierzyłem sobie kilka „liści” na otrzeźwienie.

Rozejrzałem się za jakimś miejscem, gdzie mogę usiąść, bo moje nogi zachowywały się, jakby były z galarety. Oczywiście, że nie było gdzie usiąść. No chyba, że na dywanie z rozbitego szkła i liści albo na biurku, które pewnie zaraz by się złamało.

Widziałem schody niedaleko głównego korytarza Pałacu, więc zdecydowałem się usiąść na nich i poczekać, aż poczuję się lepiej.

Schody były dość daleko od frontu budynku, więc były dość czyste, w zasadzie zbierały tylko kurz. Zdjąłem metalową tablicę ze ściany, znów z napisem „OPUSZCZONY PRZEZ DISNEYA”, do którego już zdążyłem przywyknąć. Położyłem ją na schodach i usiadłem na niej, żeby się zbytnio nie pobrudzić.

Schody prowadziły w dół, do piwnicy. Używając lampy aparatu, jako improwizowanej latarki, zdołałem dostrzec, że schody kończyły się metalowymi drzwiami zamkniętymi na kłódkę. Znak na drzwiach… taki prawdziwy znak… „TYLKO MASKOTKI! DZIĘKUJĘ!”.

Zebrałem się w sobie, z dwóch powodów. Po pierwsze, miejsce „tylko dla maskotek” z pewnością zawierało coś interesującego… Po drugie, kłódka z pewnością była na swoim miejscu. Nikt tam nie wchodził. Ani wandale, ani rabusie, nikt.

Było to jedyne miejsce, które mogłem naprawdę „zwiedzić” i znaleźć coś wartego sfotografowania i „pożyczenia”. Przybyłem do Pałacu, zgadzając się ze sobą, ze wzięcie czegoś stąd nie będzie niczym złym, bo przecież to miejsce jest opuszczone.

Sforsowanie kłódki nie zajęło mi dużo czasu. Chociaż nie. Nie zajęło dużo czasu oderwanie metalowej płytki, do której kłódka była przyczepiona. Czas i rdza zrobiły swoje, udało mi się odgiąć płużkę i wyrwać śruby ze ściany – widocznie nikt wcześniej o tym nie pomyślał albo nie był w stanie tego zrobić.

Miejsce „tylko dla maskotek” było zaskakującą i bardzo miłą odmianą w porównaniu do tego, co już widziałem. Po pierwsze, co druga lub co trzecia lampa jarzeniowa jeszcze działała, nawet jeśli migała i gasła co chwilę. Po drugie, niczego nie ukradziono albo zniszczono, chociaż czas już zrobił swoje.

Na stołach były notatniki i długopisy, były też zegary… nawet zegar czasu pracy pełny podbitych kart pracowników. Krzesła stały porozrzucane po pokoju. Był nawet pokój wypoczynkowy ze starym, zamocowanym na stałe telewizorem i już dawno spleśniałe jedzenie i napoje na półkach.

Było jak w jakimś postapokaliptycznym filmie, gdzie wszystko zachowało się w stanie sprzed ewakuacji.

Gdy tak chodziłem krętymi korytarzami, miejsca „tylko dla maskotek”, widoki stawały się coraz bardziej interesujące. Biurka i stoły powywracane, kartki papieru porozrzucane i prawie przyrośnięte do brudnej podłogi, a pleśń już prawie  całkiem zasłaniała czerwoną wykładzinę.

Wszystko wydawało się „kruche”. Cokolwiek z drewna rozpadało się, gdy przyłożyłem nawet niewielką ilość siły, ubrania wiszące na wieszakach  w jednym z pomieszczeń po prostu się rozpruwały, gdy tylko je dotknąłem.

Najbardziej denerwowało mnie to, że światło było coraz rzadsze, a coraz mniej lamp działało im dalej zagłębiałem się w wilgotne, ciemne korytarze tego miejsca.

W końcu dotarłem do drzwi w czarno żółte paski z napisem „PRZYGOTOWANIE POSTACI 1”.

Drzwi nie były otwarte. Wywnioskowałem, że pewnie tutaj trzymali kostiumy i zdecydowanie chciałem mieć zdjęcie tego cuchnącego burdelu. Jakbym się nie starał, drzwi stały nieruchomo.

Tak było dopóki się nie poddałem i nie zacząłem wracać. Usłyszałem ciche kliknięcie, a drzwi otworzyły się powoli z piskiem.

W środku było kompletnie ciemno. Czarno. Użyłem lampy aparatu, żeby poszukać włącznika światła przy drzwiach, ale nie było tam nic.

Kontynuowałem poszukiwania, moje podekscytowanie zniszczyło głośne, elektryczne brzęczenie. Rzędy świateł nade mną nagle się zapaliły, migocząc jak wszystkie inne, które minąłem.

Chwilę potrwało, zanim moje oczy się przyzwyczaiły i wyglądało na to, że światło będzie coraz jaśniejsze, aż eksplodują świetlówki… ale właśnie, kiedy myślałem, że osiągną najjaśniejsze stadium, światła lekko przygasły i się ustatkowały.

Pokój był taki, jak sobie wyobraziłem. Różne kostiumy Disneya wisiały na ścianach, tak upchane i nagromadzone, że wyglądały jak rysunkowe zwłoki zwisające z niewidzialnej pętli.

Było pełno skórzanych strojów i innych „lokalnych” na wieszakach z tyłu.

To, co wydawało mi się dziwne i co chciałem od razu sfotografować, to kostium Myszki Miki na środku pokoju.

Kostium Myszki Miki.jpg

Tak mógł wyglądać kostium.

W przeciwieństwie do innych przebrań, leżał na podłodze na plecach, jak ofiara morderstwa. Futro na stroju było przegniłe i liniało, tworząc „łyse” łaty.

 

Jeszcze dziwniejsza była kolorystyka kostiumu. Wyglądała jak negatyw oryginalnej Myszki Miki. Czarny w miejscu białego i biały w miejscu czarnego. Czerwone elementy jego stroju były niebieskawe.

Widok był na tyle odpychający, że zostawiłem robienie zdjęć na sam koniec.

Zrobiłem zdjęcie kostiumów wiszących na ścianie. Od góry, od dołu, z boku, aby pokazać wszystkie te wstrętne, rysunkowe twarze, niektórym brakowało plastikowych oczu.

Wtedy postanowiłem upozorować scenę. Położyć jedną z tych przemoczonych głów na śliskiej, brudnej podłodze.

Sięgnąłem po głowę kostiumu Kaczora Donalda i ostrożnie ją zdjąłem, żeby mi się czasem nie rozpadła w rękach.

Spojrzałem na wielkooką twarz butwiejącej głowy, usłyszałem głośne stuknięcie i aż podskoczyłem przestraszony.

Spojrzałem w dół na swoje stopy, między nimi była ludzka czaszka. Wypadła z głowy maskotki i roztrzaskała się koło moich butów; została tylko pusta twarz i żuchwa. Patrzyły na mnie.

Rzuciłem natychmiast głowę Kaczora i jak się pewnie spodziewaliście, udałem się w stronę drzwi. Stanąłem w drzwiach i spojrzałem jeszcze raz na czaszkę na podłodze.

Muszę zrobić zdjęcie. MUSZĘ, z jakiegokolwiek, nawet śmiesznego powodu.

Muszę mieć dowód tego, co się stało, zwłaszcza, że Disney jakoś się wywinął. Nie miałem wątpliwości, od samego początku, że nawet jeśli to było karygodne zaniedbanie, to Disney był za to ODPOWIEDZIALNY.

Wtedy Miki, jego negatyw, przeciwieństwo Mikiego na środku podłogi, zaczął się podnosić.

Najpierw usiadł, potem wstał, kostium Myszki Miki… lub cokolwiek w nim było, stało w centrum pomieszczenia, jego sztuczna twarz była wpatrzona prosto we mnie, jak tylko mamrotałem w kółko „Nie… nie… nie… nie…”.

Z roztrzęsionymi dłońmi, sercem, które prawie wyrwało się z klatki piersiowej i nogami, które znów miałem jak z waty, uniosłem aparat i wycelowałem obiektyw w to stworzenie, które teraz tylko na mnie patrzyło.

Wyświetlacz aparatu pokazał tylko martwe piksele w miejscu, gdzie stała ta kreatura. Dokładna sylwetka kostiumu Myszki Miki. Aparat trząsł się w rękach, rozmazując martwe piksele, mącąc kontury Mikiego na wyświetlaczu.

Nagle aparat padł. Był… popsuty.

Znów spojrzałem na kostium Myszki Miki.

- Hej – powiedział cichym, perwersyjnym, ale idealnie odtworzonym głosem Myszki Miki. – Chcesz, żebym zdjął głowę?

Zaczęło ściągać swoją głowę, swoimi niezdarnymi, zakutymi w rękawiczki palcami, zaczynając od szyi, szarpiącymi, niecierpliwymi ruchami podobnymi do ruchów rannego człowieka próbującego wydostać się z szczęk drapieżnika…

Po jego karku zaczęła spływać krew… dużo krwi…

Dużo gęstej, grudkowatej, żółtej krwi…

Odwróciłem się i usłyszałem odrażający odgłos rozrywanego ubrania i ciała… w głowie miałem tylko, aby się stąd wydostać. Nad drzwiami tego pomieszczenia zobaczyłem ostatnią wiadomość, wyrytą w metalu kością lub pazurem…

„OPUSZCZONY PRZEZ BOGA”.

Nigdy nie widziałem zdjęć z aparatu. Nigdy nic o tym nie napisałem. Uciekłem z tego miejsca, żeby nie zwariować, już wiem czemu Disney nie chciał, aby ktokolwiek wiedział o tym miejscu.

Nie chcieli, żeby ktoś taki jak ja się tam dostał.

Nie chcieli, żeby coś takiego się stamtąd wydostał

http://pl.creepypasta.wikia.com/wiki/Opuszczony_przez_Disneya

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Słyszeliście o Centrali w Pensylwanii? Jeśli nie to zapraszam do obejrzenia poniższego filmiku. 

 

Spoiler

 

 

 

Oczywiście jak komuś się nie chce oglądać i woli poczytać to droga wolna ^^ To bardziej ciekawostka niż coś, co ma przerazić, ale prawdę mówiąc jest to dosyć straszne jak się to sobie wyobrazi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Znalazłem kilka bardzo ciekawych filmików, jednak ostrzegam [+18], bo jest nieco krwi i niektóre sceny, mogą być drastyczne...

Spoiler

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kto kojaży Tails Doll'a?

P.S Tu są dwa części XD Enjoy...

Część 1-sza i 2-ga! #Taktycznybekon! O_O

Spoiler

To był normalny sobotni poranek. Jak w każdą sobotę, mój ojciec pojechał do pracy wyrabiać nadgodziny, a matka na szkolenie.

Zostałem sam.

Zajęcia w te dni wypełniały mi małe drobnostki - jak Minecraft, sprzątanie w pokoju, oglądanie TV, itp.

Kiedy po południu przeglądałem internet w poszukiwaniu czegokolwiek o mojej ulubionej postaci, Tailsie (dla nie wiedzących - sympatyczny lisek z dwoma ogonami, których może używać jako śmigła), około 17 strony wyskoczyła mi w wynikach stronka o nazwie "Pobierz go już teraz! TailsDoll.mp4d"

Ten wynik zainteresował mnie najbardziej, ponieważ nigdy jeszcze nie spotkałem się z takim rozszerzeniem. Wyguglowałem je. Niby nie istniało. Co było jeszcze dziwniejsze.

Nagle, powiedziałbym że nawet "z dupy" wyskoczył napis "Rozpoczęto pobieranie TailsDoll.mp4d" Ej no! Nawet nie klikałem w tą stronę! Chciałem zatrzymać pobieranie, jednak plik bardzo mało ważył i ściągnął się natychmiast. Domyślałem się, że to wirus. Potwierdzając moje przypuszczenia, komputer wyświetlił czyjś ryj i się wyłączył. No świetnie. I znowu muszę dać go do przywracania.

Ponieważ było już dobrze po 16, postanowiłem, że poszukam jakiegoś specjalisty dzisiaj, a komputer zaniosę jutro. Po wynalezieniu jakiegoś stosunkowo taniego i skutecznego informatyka, umówiłem się z nim na 9:00 następnego dnia, i spakowałem komputer do torby wraz z zasilaczem. Gotowy zestaw odłożyłem.

Około 21:00 położyłem się spać, aby wstać jutro około 7:00 i iść z tym głupim kompem do specjalisty.

 

Około godziny 03:00 włączył się telewizor. Oczywiście, obudził mnie. Powoli wywlokłem się z łóżka, szukając pilota. Nie zdziwiło mnie, że się włączył. Często sam się włączał ze względu na wiek. Przetarłem oczy i spojrzałem jaki kanał sobie wybrał.

O dziwo, na ekranie ukazał się długi, ciemny tunel. Słychać było oddalone kroki. Na końcu tunelu zauważyłem jakąś postać. Powoli dreptała w moją stronę. Nad jej głową świeciło małe, czerwone światełko.

Po paru minutach to coś było już bardzo blisko ekranu. Wyglądało jak zmasakrowany Tails z długimi pazurami, wielkimi czarnymi oczami i czerwonym, świecącym światełkiem na głowie. Spojrzał na mnie (w międzyczasie przekrzywiłem łeb i patrzyłem na telewizor z otwartą gębą). Każda sekunda zdawała się wiecznością. Po dłuższym czasie zaczął drzeć się jak opętany, znikł z ekranu zastąpiony słowami "Can YOU feel". "Czy czujesz"? Nie pamiętam, co się potem stało.

Obudziłem się w ciemnej jaskini. Śmierdziało krwią. Podłoga strasznie się lepiła. Ciemność ogarniała mnie całego. Jedyną moją nadzieją było małe, zielone światełko w oddali. Postanowiłem pójść w jego stronę. Nie wiem ile szedłem, każda chwila wydawała się wiekiem. Okazało się, że owe światełko to była mała lampa na zewnątrz jaskini. Ucieszył mnie fakt, że już wyszedłem z tej piekielnej pieczary.

Na dworze była noc, księżyc w pełni. W świetle lampy (i księżyca) zobaczyłem, że znajduję się w jakimś lesie. Idąc przez ciemny las, natrafiłem na drogę. Miałem szczęście że ją znalazłem w świetle księżyca.

"Cóż, wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Tam przynajmniej jest bezpieczniej" - Stwierdziłem lekko żartobliwie i z iskierką nadziei ruszyłem w drogę.

Nastał ranek. Przeszedłem już chyba z 10 kilometrów. Zmęczony, przysiadłem obok drzewa. I wtedy przeraziłem się nie na żarty. Pod drzewem była karteczka z napisem "the sunshine?". "Can YOU feel the sunshine?" - "Czy czujesz słońce?"

Wszystko złożyło się w logiczną całość. "Can YOU fee the sunshine?" to znak charakterystyczny miejskiej legendy - Tails Dolla. Jednego z wielu alter ego słynnego bohatera sagi Sonica, owego Tailsa. Był mały problem... otóż nikt nie przeżył z nim spotkania. Przynajmniej z tego co mi wiadomo. Byłem tak zmęczony, że wszedłem na drzewo, położyłem się na większej gałęzi i po chwili zasnąłem.

Gdy się obudziłem, zapadał wieczór. Pierwsze, co mi wpadło w oko, to opuszczone mieszkanie, którego wcześniej tu CHYBA nie było. Albo byłem zbyt zmęczony by je widzieć. "Wóz albo przewóz". Wszedłem do środka. Na parterze nie było nic ciekawego, więc poszedłem na piętro. Zajrzałem na piętro - w sypialni jest komputer. Bogu dzięki. Lub nie dzięki.

To był MÓJ komputer.

Włączyłem go. O dziwo, drań działał. Tapeta zmieniła się. Widniały na niej dwa białe światełka i jedno czerwone. Czyli oczy i kryształek na głowie Tails Dolla. Proste. Na pulpicie był tylko jeden plik - Tails Doll.mp4. Czyli jednak. Ostateczna rozgrywka.

Otworzyłem plik.

Jak na zawołanie, wyskoczyła mi "przepiękna" morda Tails Dolla, prawdopodobnie ta sama co za pierwszym razem. Pozostaje mi w pamięci do dziś. Krzyk z głośników był niewyobrażalny, i w pierwszym momencie bałem się, żeby nie przepaliło mi głośników. Dziwiłem się, jakim cudem głośniki to wytrzymują. O uszy się nie martwiłem, je dało się zatkać.

Nagle wszystko ucichło. Z nicości usłyszałem cichy szept: "Do YOU want play a game?"

Wyskoczyłem przez okno. O dziwo, mimo że skoczyłem z piętra nic mi się nie stało. Pobiegłem w stronę lasu. Biegłem cały czas, nie wiem jak długo, ani z jaką prędkością. Dobiegłem do łąki u skraju sił. I wtedy go zobaczyłem. Dwa białe punkty i jeden czerwony.

Próbowałem uciec, ale drogę zagrodziły mi czerwone ciernie, które pojawiły się znikąd. "Cóż za ironia - pomyślałem - wszystko się tu dzieje jak w jakimś niskobudżetowym horrorze o jakieś miejskiej legendzie".

"Can YOU feel the sunshine?"

"Nie, nie, nie, nie, nie, nie..."

"YOU don't feel it?"

"...nie, nie, nie, nie..."

"YOU must run, don't you?"

"...NIE, NIE, NIE, NIE CHCĘ, NIE, NIEEEEEEEEEEEEEEE!"

Zemdlałem. Przez chwilę przeleciała mi przez głowę myśl skierowana w stronę tego drania: "Na twoim miejscu, wbiłbym sobie nóż w serce, idiotyczna laleczko"

 

Śniłem. Oślepiało mnie czerwone światło. Padał czerwony deszcz. Deszcz krwi.

Spojrzałem w przód. Osłupiałem. Patrzyłem na samego siebie. Myślałem, że to koniec, że to dusza patrzy na swoje umierające ciało, że zaraz zobaczę światełko w tunelu. Odwróciłem się, spodziewając się ujrzeć Tails Dolla. Lecz, o dziwo, go nie zobaczyłem. Zniknął?

Na trawie była większa kałuża deszczu krwi. Spojrzałem w nią.

Zamarłem. To ja byłem teraz Tails Dollem. Zabiłem samego siebie. Znikąd usłyszałem cichutki głosik:

"If YOU are tough, help yourself!"

Jeśli jesteś twardy, pomóż samemu sobie.

Poczułem, że coś we mnie pękło. Miałem ochotę zabić samego siebie, stać się marionetką Tails Dolla, zostać potępiony na zawsze... Biłem się z myślami, oślepiany przez czerwone światło...

Wyjąłem z kieszeni mojego ciała nóż.

Zamachałem się... i pchnąłem się w serce.

Tails Doll umarł.

Straciłem przytomność.

 

...

...

...

...

 

Obudziłem się w szpitalu. Słyszałem ciche pikanie swojego serca na konsoli. Każde to piknięcie sprawiało mi radości... Żyję... Tails Doll RACZEJ nie żyje... No w końcu dostał nożem w serce, co nie? Ale w pewnym momencie, pomyślałem, że ten skurczydrań mógł nie mieć serca.

I wtedy usłyszałem cichutki szept, jakby był w mojej głowie. You are near the sunshine.

TailsDoll.jpg
Spoiler

Zanim przeczytasz tą creepypastę, radzę się zapoznać z opowiadaniem Tails Doll, które jest prequelem tej historii.

 

Szedłem sobie powoli szpitalnym korytarzem, energicznie stukając skórzanymi półbutami o paskudnie zielone kafelki, typowe dla szpitali publicznych.

Od poprzednich wydarzeń minęło ponad 10 lat. Skończyłem elitarne studia, dostałem się na staż w jednej z lepszych uczelni. Jednak skaza na psychice pozostała na zawsze, cały czas musiałem uczęszczać do psychologa na terapię. Starałem się unikać lasu oraz czerwonych cierni.

Wychodząc ze szpitala, myślałem: dlaczego właśnie ja? Dlaczego MNIE to spotkało?

Była akurat sobota, więc nie musiałem iść do pracy. Wracając do domu, zahaczyłem o jeden z tych małych, lokalnych marketów, coś na kształt "Żabki". Kupiłem trochę bułek i mleka, aby starczyło na weekend, bo w niedzielę nie miałem zamiaru nigdzie wychodzić. Chciałem się zaszyć w moim małym mieszkanku, położonym w bloku.

Wchodząc na moje piętro poczułem, że coś jest nie tak. Na klatce nie paliło się światło, okna były zasłonięte grubą warstwą firan. Panował półmrok. Jednak nie to było najgorsze - drzwi od mojego mieszkania były otwarte! Bałem się, że potencjalny złodziej wciąż tam jest.

Od czasu, kiedy spotkałem i zabiłem Tails Dolla, zawsze nosiłem przy sobie nóż. Nie wiem dlaczego, psycholog poradził mi to, żebym czuł się bezpieczniej. Od tej pory weszło mi to w nawyk i codziennie go nosiłem przy pasku. Wreszcie się przyda na coś.

Trzymając nóż w ręku, powoli uchyliłem drzwi od mojego mieszkania. Rozległ się przerażający skrzyp starych drzwi o zardzewiałych zawiasach. W środku nikogo nie było. Całe szczęście. Najwyraźniej zapomniałem zakluczyć drzwi.

Przeszukałem szafkę, w której trzymam pieniądze i dokumenty. Wszystko było na swoim miejscu - toteż odetchnąłem z ulgą. Schowałem nóż, odłożyłem bułki oraz mleko i postanowiłem pójść do łazienki umyć ręce.

Zanim przekroczyłem próg, natychmiast pożałowałem tej decyzji.

W łazience znalazłem zmasakrowane zwłoki. Kadłub ciała pływał w mieszaninie wody, krwi i czarnej substancji. Kończyny leżały na podłodze, całe pogryzione i wpół zjedzone (ponadto, były pokryte wspomnianą czarną substancją). Głowę znalazłem w pralce. Ściany były ubrudzone szkarłatem krwi. Na sam widok robiło się niedobrze.

Po opróżnieniu zawartości żołądka, wezwałem policję. Zabezpieczyli teren, przesłuchali mnie. Wykluczyli mnie z grona podejrzanych, jako iż psycholog mógł potwierdzić, że podczas popełnienia zbrodni byłem u niego. Zwłoki zidentyfikowano jako mojego sąsiada z wyższego piętra.

Nie sposób opisać łkania jego żony, która pozostała w żałobie przez kilka ładnych lat. Kilka dni później zorganizowano pogrzeb.

Stojąc nad trumną, zastanawiałem się, DLACZEGO DO CHOLERY TE ZWŁOKI BYŁY W MOJEJ WANNIE?! I czy to ma jakiś związek z moją przeszłością? Darowałem sobie tzw. stypę (obiad dla gości pogrzebu), i wróciłem do domu. Łazienka była już dawno sprzątnięta dzięki pomocy sąsiadów, którzy poczuli chęć pomocy mi i żonie zamordowanego sąsiada.

Śledztwo policji utknęło w ślepym zaułku. Zero dowodów, zero świadków, zero podejrzanych, zero odcisków palców. Nie ustalono nawet czym zabito sąsiada. Podejrzewali tylko motyw ludożercy (zwłoki miały ślady konsumpcji).

Nie licząc na policję, postanowiłem sam doszukać się prawdy. Dobrze wiedziałem od czego zacząć. Od miejsca, gdzie kilkanaście lat wcześniej nastąpiło wydarzenie, które zmieniły moje życie.

Od łąki w środku lasu, pośród której rosną czerwone ciernie.

Tym razem postanowiłem się odpowiednio wyposażyć. Nowiutka, naostrzona maczeta; stary, dobry nóż, którym go wcześniej zabiłem; ponadto latarka, mapa okolicy + GPS (kto wie co się może stać), no i kupiony niedawno fonograf, specjalnie na takie okazje.

Wszystko spakowałem do plecaka, i nie zwlekając ruszyłem w to miejsce.

Kiedy byłem w miarę blisko, na niebie zebrały się szare, gęste chmury.

Coraz bliżej - pociemniało, chmury zrobiły się wręcz czarne.

Jeszcze bliżej - zaczęło padać.

Prawie na miejscu - rozpętała się burza z piorunami

Kiedy kilka metrów dzieliło mnie od pamiętnego, pechowego wzgórza, stało się to czego można się było spodziewać - chmury zrobiły się krwistoczerwone, deszcz zmienił swoją barwę na szkarłatną, a każda roślina bliżej wzgórza coraz bardziej przypominała czerwone ciernie, które przyprawiały mnie o dreszcze. Fonograf buczał tym głośniej, im bliżej byłem łąki

Kiedy wreszcie dotarłem do celu, on tam stał, jakby na mnie czekał. Z raną od noża w miejscu, gdzie ma serce. Albo w miejscu gdzie KIEDYŚ było serce. Jakim cudem on przeżył, już nie wnikam. Jego wzrok, pełen nienawiści, śmierci i jednocześnie bólu. Jego ręce pokryte krwią mojego byłego sąsiada. Ogon cały brudny od czarnej substancji. I typowe dla niego, małe, czerwone światełko lewitujące nad głową. Kiedy mnie dostrzegł, przekrzywił delikatnie głowę. Rozległo się obrzydliwe, głośne chrupnięcie. Chciał, żebym miał czas na pożegnanie się z tym chorym światem. Nie chciałem mu w tym pomagać. Wyjąłem szybko maczetę i przygotowałem się na obronę przed jego atakiem. Fonograf zakłócał śmiertelną ciszę coraz głośniejszym buczeniem.

Jednak on zaczął się cofać. Rozległ się jego przerażający rechot. Śmiał się ze mnie, skurczybyk. Z początku niepewnie, zacząłem zmniejszać dystans między mną a nim. Byłem w każdej chwili gotowy odeprzeć lub przeprowadzić atak. Nie rozumiałem, czego on, k*rwa, ode mnie chce. Kiedy on nadal się ze mnie śmiał, dostatecznie się na niego wkurzyłem i rzuciłem się jego w stronę. Jakby się tego spodziewał, z prędkością światła ruszył w stronę lasu czerwonych cierni. Co miałem wtedy zrobić? Pobiegłem za nim, kierowany uczuciem zemsty. Fonograf buczał jak oszalały, wręcz przeszedł z buczenia w wycie syreny alarmowej.

Szybko pożałowałem, że zamiast trzymać się ścieżki, pognałem z maczetą za nim w las. Zanim się obejrzałem, straciłem go z pola widzenia, a dookoła mnie wszędzie były czerwone ciernie. Ale wciąż słyszałem jego rechot z mojej słabości. Próbowałem iść za śmiechem, ale widać cały czas był w ruchu i nie było mowy żebym go znalazł.

Spanikowałem, las cierni był coraz gęstszy, a ja nie wiedziałem gdzie jestem, jak stąd wyjść i gdzie do cholery jest Tails Doll.

Fonograf buczał teraz ciszej, ledwo słyszalnie. Posługując się maczetą, próbowałem jak najszybciej uciec z tego piekła. Ale ciernie były zbyt gęste, nie sposób było się dalej przedzierać. Chciałem wrócić na łąkę ścieżką, którą sobie sam utorowałem maczetą, i wreszcie uciec od jego rechotu, który coraz bardziej napawał mnie lękiem. Lecz kiedy się odwróciłem i zacząłem biec w stronę łąki, poczułem przeszywający ból w prawej nodze. Fonograf zaczął wręcz wyć, aż się wyłączył. Upadłem. Szybko się odwróciłem w stronę, skąd nadszedł atak.

Tak jak się spodziewałem, on tam stał. Cały czas się śmiał i patrzył na mnie tak jakby z wyrzutem.

- You think you can kill me? I AM IMMORTAL!

Nieśmiertelny. Wredne drańsko.

Mimo bólu w prawej nodze, wstałem i nieco zwiększyłem dystans, który nas dzielił. Jednak on niczym błyskawica, szybko przeleciał (jak on to kurde zrobił?) odległość między nami i zagłębił swoje długie pazury w mojej lewej nodze. Rozległ się obrzydliwy dźwięk przecięcia żyły. Poczułem ból, którego nie da się wyobrazić.

Upadłem na kolana. Krzyczałem z bólu, ale on nadal się śmiał. Powoli, jakby chciał się nacieszyć moim bólem, podszedł do mnie. Broniłem się maczetą, ale on pod tym swoim zakrwawionym futrem miał chyba jakąś zbroję. Kucnął. Dosłownie stępiłem na nim maczetę. On się tym nie przejmował. Uśmiechnął się do mnie. Ten jego przerażający, prawdziwy uśmiech, zwiastun śmierci. Upadłem na plecy. Byłem bezsilny, mogłem tylko patrzeć, jak rozpruwa mi brzuch i po kolei wyciąga kolejne organy. Już dawno przestałem czuć ból.

Mój umysł pokrywała coraz gęściejsza mgła. Nie istniało już dla mnie nic oprócz dźwięku rozrywanego mięsa i jego śmiechu.

Potem był już tylko szum, ciemność i jego wszechobecny rechot

- Good night.

 

 

 

Po chwili nie było już nic. Ciało miałem daleko za sobą. Wszystko było niczym.

132fc5894cad3e0d6ef4e7b67d76b886.gif

 

Edytowano przez TwilightSpringTrapPL
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
  • 4 weeks later...

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...