Skocz do zawartości

Czyli kurczak zamieszcza swoje bazgroły [Z][Random]


Skutalu

Recommended Posts

Pod wpływem weny zapisuję sobie na komputerze jakieś fragmenty nie związane z moim obecnym fanfickiem.

Wielu osobom się one podobały, więc pomyślałem by takowe zamieszczać na forum (wiem, mają błędy językowe).

Proszę się tylko nie śmiać, gdyby to głupio zabrzmiało :flutterblush:

Mistrz Parkietu - fragment
W obronie przyjaciółki... - fragment
Lustrzany potwór - fragment
Niespodziewany nocny kamrat - fragment
Sen o spełnieniu marzeń

Postanowiłem, że zamieszczanie fragmentów w ten sposób będzie najlepszym rozwiązaniem. Teraz będę aktualizować pierwszy post + ewentualnie umieszczać informacje o aktualizacjach wątka w nowych postach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Ten fragment Twojego snu jest super. :D W ogóle masz ciekawy styl pisania, gratuluję i zazdroszczę. :)

Dziękuję, cieszę się, że fragment się podobał.

Wiele to dla mnie znaczy :fluttershy4:

Pracuje teraz nad ciut większym kawałkiem, jak skończę to tutaj zamieszczę :rd8:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 years later...

Luźne pisanie, pojedyncze fragmenty, które zawieruszyły się kiedyś gdzieś na dysku? Interesujące :D Jakby tak pokopać na dysku niejednego pisarza z dorobkiem, kto wie, ile materiału na antologię niewykorzystanych pomysłów moglibyśmy mieć ;) Miło, że rzeczy te znalazły się w jednym wątku. No i to chyba wszystko, co można napisać tytułem wstępu. Sprawdźmy zatem, co przygotował autor, co mu się swego czasu zrodziło w głowie i jak się to sprawuje dzisiaj, wiele lat później :rdblink:

 

Startujemy od „Mistrza parkietu”. No cóż, tekst niewyjustowany, brakuje akapitów, interpunkcja szwankuje, kilka zdań bym przepisał, coby brzmiały lepiej i by czytelnik nie musiał głowić się, o czym to de facto jest. Jak to, przykładowo:

 

Cytat

„W tym momencie coś poczułem, był bardzo ciekawy, wyostrzający mi wszystkie zmysły zapach.”

 

Aczkolwiek, nie są to najpoważniejsze błędy, jakich można uświadczyć podczas eksploracji głębin oceanu polskich fanfików, w poszukiwaniu zapomnianych... tych, no... dzieł. Tekst jest w zasadzie monologiem, kojarzy się z czasami wczesnego fandomu, aczkolwiek gdybym nie wiedział, pewnie miałbym kłopot ze wskazaniem, z którego okresu właściwie pochodzi ów kawałek. Jest w nim coś klasycznego, ale i współcześniejszego, gdyż skojarzył mi się z krótkimi formami (drabble/ broubble), które zostały rozsławione na forum za sprawą Klubu Konesera Polskiego Fanfika.

 

Przychodzi mi do głowy, że główny bohater, podmiot liryczny, może coś czuć do Vinyl, zważywszy na fakt, że po pierwsze, najwyraźniej bawi się całym sobą wtedy i tylko wtedy, gdy jest ona na paletach, a po drugie, gdy może to czynić z innymi. Tym razem jednak, kucyki głównego bohatera omijają. Dlaczego? Próbuję poskładać fakty, zinterpretować poszlaki, żeby wyjść z jakimś wnioskiem i chyba postawię na teorię, że tego wieczora głównemu bohaterowi po prostu okrutnie jechało z ust, z czego ten chyba nie zdawał sobie sprawy, a przez co pozostali uczestnicy imprezy omijali go szerokim łukiem. Natomiast, Vinyl puściła mu oczko w ramach znaku, ale dlaczego ona... Czym są te „techniki relaksacyjne”? Zaraz, czyżby miała z tym coś wspólnego? Jakaś aromateriapia, nagranie relaksacyjne? To by znaczyło, że tego wieczora jednak miał świeży oddech. Kurczę, nie wiem, lecz im dłużej o tym myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że rozwiązanie tej zagadki jest banalnie proste, tylko ja doszukuję się nie wiadomo czego i nie widzę oczywistości. Hm, całkiem niezła robota. Chociaż deczko chaotyczna. I w sumie nie wiadomo o co konkretnie chodzi. Ale ok, może być.

 

Jeżeli jest inna możliwość, to kojarzy mi się to troszkę z fanfikiem Arkane Whispera pt. „Perfum”, który powstał dużo, dużo później, chyba w ramach konkursu. Natomiast, ciekawe jest to, że nie poznajemy narratora z imienia, zatem może to być każdy. Ciekawe.

 

 

Czas na „W obronie przyjaciółki”, no i oprócz błędów w formie, o których wspomniałem poprzednim razem, mamy tutaj „w okół”, dywizy zamiast półpauz, no i kilka momentów, w których mieszają się czasy, plus parę gorzej brzmiących zdań, tzn. szyk mi nie pasował. Ale poza tym, nawet niezły kawałek fanfika. Znów, kojarzy mi się to z droubblem, tekst brzmiał tak, jakby miał to być pełnoprawny uczestnik niejednego pisania „na setkę”. Skromne opisy sprzyjają sprawnemu, acz nie za szybkiemu tempu akcji, trafi się nawet kilka dialogów. Tekst wydaje się troszeczkę wyrwany z dłuższej całości, ale czytelnik zastanawia się, jak doszło do sytuacji, którą opisuje opowiadanie, zatem odpowiednio szybko treść wzbudza zainteresowanie.

 

Ciekawe, otwarte zakończenie. Domyślam się, że Twilight rzuciła czar leczenia, który ocalił Rainbow Dash, ale kosztem życia czarodziejki. Kto wie? W końcu straciła przytomność, najpewniej, ale nie na sto procent. Z rzeczy, które zwróciły moją uwagę – dlaczego Nightmare Moon miałaby posługiwać się nożem, tym bardziej, że później rzuca zaklęcie? Many jej chwilowo nie starczyło? Sadystyczne skłonności? Troszkę mi to do niej nie pasowało. Aha, jeszcze jedno – plecy zamiast grzbietu. Stary, ale jary błąd ;)

 

Ale, co cieszy, dało się poczuć klimat, którego mimo wszystko zabrakło troszkę w pierwszym opowiadaniu. Tutaj po prostu lepiej czuć, że to kucykowa historia, można podejrzewać hipotetyczne rozwinięcie/ całość, o elementy fantasy, a to zawsze świetna sprawa. Gdyby tylko tekst doczekał się ciągu dalszego... :fluttersad:

 

 

A oto „Lustrzany potwór” i kolejne całkiem ok opowiadanie, w którym nie zabraknie wymienionych już przeze mnie błędów w formie (jak widzę, każdy zapodany w tym wątku fragment cierpi na te mankamenty), tym razem miałem wrażenie, że częściej, niż poprzednio, brakowało tu i ówdzie znaków interpunkcyjnych. Plus plecy zamiast grzbietu ;) Natomiast sam fanfik – skądś znam ten motyw, zdaje mi się, że przewinął się w niejednej creepypaście, zwłaszcza w tych klasycznych. No i gdy w tekście wystąpił krwistoczerwony kucyk o czarnej grzywie, mogłem tylko uśmiechnąć się pod nosem :D Tekst jest krótki, ale dość obszerny, by przedstawić problem oraz zajawić klimat, który tym razem jest deczko mroczniejszy, ale znów mamy ciekawe, otwarte zakończenie, po którym chcemy wiedzieć więcej. Wydaje mi się, że narracja jest dobrze zbalansowana z dialogami, toteż nie czuć dominacji jednego czy drugiego. Ogółem, jest to znany motyw, tzn. bestii drzemiącej w każdym z nas, często będącej naszym przeciwieństwem, jakąś skrytą manifestacją, czymś, w co przeistoczylibyśmy się, gdybyśmy mieli szansę... nie wiem, odrzucić emocje? To, co nas ogranicza, by pozostać po wszystkim bezkarni? Chyba.

 

Mimo wszystko, nadal najchętniej przeczytałbym coś więcej w temacie „W obronie przyjaciółki”. Jak na razie to ten właśnie fragment najbardziej podziałał mi na wyobraźnię i najbardziej się spodobał. Ale, co cieszy, każdy z trzech dotychczasowych fragmentów ma swój potencjał i każdy brzmiał jednocześnie klasycznie i „droubble'owo” :)

 

 

Czas na rzeczy, jak widzę, spisane przez Oromisa. Sprawdźmy o czym jest „Niespodziewany nocny kamrat”...

Hm, nie spodziewałem się tego, serio. Ale to chyba przez totalny brak tagów (poza radomem, który widnieje w nazwie tematu i którego obecności tutaj nie za bardzo rozumiem...) poczułem się zaskoczony tym, że tenże kawałek tekstu okazał się swego rodzaju odtworzeniem znanego z klasyka fandomu schematu, by nie powiedzieć, jego paralelą, tudzież kolejnym z wielu (jak mi się wydaje) spin-offów. No dobrze, ale o jaki schemat chodzi, spin-off do którego klasyka, którego wszyscy znają, a przynajmniej kojarzą, miałby to być?

 

Otóż, jak się okazuje, mamy kolejny kawałek tekstu a'la „My Little Dashie”, tyle, że w roli skrzydlatej klaczki z Equestrii obsadzono... Chwilka, kto to taki? Żółty ogon, skrzydełka... Czyżby Derpy? :derpfly: Chyba tak. Ten [Slice of Life] brzmi bardzo znajomo – mamy bohatera ludzkiego, który funkcjonuje sobie w ramach zwykłej codzienności, jest on informatykiem, idzie sobie, zajęty problemami, sprawami do załatwienia, aż znajduje karton, a w kartonie małego kucyka z innego świata, którego przygarnia do siebie. Cóż... ok, niech będzie. Tylko tyle odnośnie treści. Całkiem ładne opisy, które nie zestarzały się aż tak źle, nawet dziś brzmi to w porządku i czyta się to bez szczególnych odczuć, ani negatywnych, ani pozytywnych. Po prostu to już było. Aha, znalazłem błąd: „miał bym” ;) Ale dużo lepiej widoczny jest brak justowania, czy zgrzyty w interpunkcji, które chyba najbardziej, zaraz po nieistniejącym justowaniu, rzucają się w oczy.

 

Tempo akcji bez zarzutu. Czyta się to spokojnie, bezstresowo, natomiast atmosfera rzeczywiście przywołuje wspomnienia z 2011, 2012 roku, z początków wszystkiego, kiedy serial powstawał, rodziła się zajawka, a pierwsze fanfiki chyba doskonale oddawały odczucia, jakie dominowały pośród osób, które jako pierwsze w jakiś sposób poczuły się zauroczone tą animacją ;) Fakt, że fragment przetrwał do dzisiejszych czasów w tym sensie, że nadal czyta się go zupełnie nieźle, należy uznać za plus. Natomiast, postrzegam ów tekst przede wszystkim jako ciekawostkę, jako coś na jeden raz, do przeczytania i zostawienia. Średnio widzę sens funkcjonowania bliźniaczej do „My Little Dashie” historyjki, tylko z Derpy w roli głównej, skoro mamy oryginał, mamy sequele, mamy spin-offy, mamy zupełnie inne opowiadania, luźno bazujące na tym koncepcie itd. Ileż można? Ja wiem, fani powiedzą: "WIECZNIE!", niemniej, to mnie się już trochę znudziło.

 

 

Pora na ostatni fragment, czyli „Sen o spełnieniu marzeń” - tekst, jak widzę, pisany na podstawie snu. No i z miejsca pozazdroszczę – chciałbym pamiętać własne sny na tyle dobrze, by móc o nich pisać teksty, nawet tak krótkie :D 

O, czyli jednak to była Derpy! W każdym razie, było w tym coś tajemniczego, coś prześmiewczego i jednocześnie coś nostalgicznego, a odejście w stronę słońca skojarzyło mi się silnie z kinem amerykańskim. Zaskoczyła mnie obecność... znaczy się, wspomnienie o Wszechmocnym. Tekst okazuje się mieć podobnie staroszkolny klimat, ale, podobnie jak „Niespodziewanego kamrata”, postrzegam go jako nie aż tak od razu zrozumiałą ciekawostkę na jeden raz i nic więcej. Można sobie przeczytać, opowiadanie radzi sobie nieźle we współczesnych czasach i myślę, że jest dla niego miejsce, lecz to nadal jakaś znajoma historia, o której raczej nie będzie się pamiętać zbyt długo. Jeżeli jednak okaże się inaczej – zedytuje ten post i przyznam, iż nie miałem racji ;) Niemniej, o ile teksty Oromisa dobrze mi się czytało, nie brakowało im ani polotu, ani klimatu, poważniejszych błędów skutecznie psujących wrażenia z lektury też nie uświadczyłem, o tyle nadal z tego wszystkiego najbardziej spodobało mi się „W obronie przyjaciółki”.

 

 

Generalnie, przyznam, że po tym, co czytałem zanim zabrałem się za "bazgroły", nie miałem żadnych oczekiwań, a tu proszę - kilka zupełnie niezłych, nawet ciekawych kawałków tekstu, przy których spędziłem trochę czasu i nawet nie żałuję :D Tym razem wrażenia z powrotu do przeszłości okazały się zdecydowanie pozytywne. Natomiast, czy można te teksty polecać dzisiaj? Chyba tak, jako niezobowiązującą ciekawostkę, przerywnik na krótką chwilę, szybki rzut okiem w młode lata fandomu, przypomnienie sobie. Nic więcej nie mogę o nich powiedzieć. Fajnie, że nie przepadły i cieszę się, że mogłem sobie je sprawdzić ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...