Skocz do zawartości

The Cough 2 [Oneshot][Grimdark][Shipping]


Recommended Posts

Polska wersja kontynuacji znanego Fanficku.

The Cough tom 2 PL
 

Wersja google docs

Link

 

Spoiler

W pomieszczeniu ktoś kaszlną. Pięć serc, wciąż jeszcze bijących podeszło do pięciu gardeł. Zapadła dogłębna cisza, tak jak panowała dogłębna ciemność. Nie było słychać szelestów, pomruków, czyiś kroków, nawet oddechów. Zupełnie nic. Piątka klaczy stała w całkowitym bezruchu, jakby zmieniona w kamień. Trwało to kilka minut...a może kilkanaście. Właściwie jedynymi rzeczami, które przypominały im o tym, że jeszcze istnieją, były ich myśli i serca, które każdej usiłowało wyrwać się z piersi. Był jeszcze zapach, ten straszny zapach. W pokoju od dawna powietrze przesiąkło wonią brudu, potu, stęchlizny oraz fekaliów gromadzonych w małym pomieszczeniu obok. Teraz jednak doszedł zapach świeżej krwi, który zdominował pozostałe zapachy w powietrzu. Dławił je, wdzierając się niepowstrzymanie do nozdrzy i przypominając o tym co wydarzyło się chwilę temu i o tym co, za chwilę znów będzie musiało się wydarzyć.

 


Rainbow Dash nie mogła już dłużej wytrzymać woni. Była wszędzie wokół niej, stając się jej natarczywym sumieniem. Od tego wszystkiego żołądek zaczął się jej przewracać. Czuła jak usiłuje pozbyć się całej swej zawartości, ale pegazica, nie mogła sobie na to pozwolić. Nie teraz, kiedy zapasy żywności były na wyczerpaniu. Woń nadal nieustępliwie gwałciła jej zmysły, wypełniając przestrzeń wokół niej, oraz tą w środku niej. Mięśnie drżały, oczy łzawiły, nogi się uginały, a żołądek zmagał się z konwulsją, która niemal dławiła Rainbow Dash.
Niewolno kaszlnąć. Nakazała sama sobie w myślach, ale czuła, że nie zdoła tego powstrzymać. Wreszcie przełamała permanentną ciszę.

- Nie mogę oddychać - Wydusiła z trudem łykając powietrze. - Duszę się fetorem krwi. On jest wszędzie na mnie! Muszę kaszlnąć!

Wykrzyczała przez łzy, ale nie usłyszała żadnego odzewu. Zupełnie nic. Liczyła na przyzwolenie ze strony swoich przyjaciółek, lub przestrogę przypominającą jej, czym to się może skończyć. Nie otrzymała jednak żadnej odpowiedzi.
Czy to oznacza brak ich zgody? Nie uczynią dla mnie wyjątku? Dla Fluttershy też przecież nie uczyniły. Ja nie uczyniłam.
Wreszcie uległa swemu ciału. Zakryła usta starając się zdławić dźwięk. Próbowała bardziej chrząknąć niż kasłać, ale wyszło jej to gorzej, niż oczekiwała. Zacharczała głośno. Pomogło.
Po tym ponownie zrobiło się cicho. Przerażająco cicho.

-Musiałam. - Wydyszała wycieńczona. - To od tej krwi, ale... wcześniej to nie ja kaszlnęłam. Po prostu dławię się tym wszystkim.

Pomieszczenie nadal milczało. Zupełnie jakby została sama. Ta cisza stała się tak samo nieznośna jak woń krwi Fluttershy. Czy właśnie zapadł na mnie wyrok? Zapytała przerażona samą siebie w myślach. Tym razem naprawdę chrząknęła zastępując tym zwyczajne kaszlnięcie. Miała wrażenie, że ma usta pełne krwi, pomimo, że jej twarz była jedynym miejscem nieobryzganym posoką przyjaciółki. Chciała ciągle kaszleć i pluć, aby pozbyć się z ust tego okropnego smaku. Chciała też umyć się, żeby zmyć z siebie zapachu. Chciała stad wyjść, albo umrzeć, albo cokolwiek. Wszystko, byle już tego nie czuć.

Nagle w pomieszczeniu zdało się słyszeć jakiś ruch. Niebieskiej pegazicy serce zabiło jeszcze szybciej. Zrobiła krok w tył. " Nie jestem chora, nie jestem. To tylko ten straszliwy zapach". Powtarzała sobie w myślach. "Dlaczego się zgodziłam zabić Fluttershy? To nie powinnam być ja. Teraz sama dostanę to na co sobie zasłużyłam."
Przed oczyma rozciągała jej się nieprzebrana czerń, ale w umyśle ciągle widziała różne wersje tego co za chwilę się wydarzy. Widziała jak usiłuje uciekać, walczyć, błagać o litość, czy wreszcie poddaje się. Fluttershy zginęła z godnością. Nie mogę być przecież gorsza. Właściwie pogodziła się już ze swym losem. Po tym co zrobiłam, tak będzie lepiej, Przekonywała siebie. Niespodziewanie z przeciwnego końca pokoju rozległo się kolejne kaszlnięcie. Było duszące, niemal wyrywające płuca. Dokładnie takie jak to zaraz po egzekucji.
Rainbow Dash poczuła pewnego rodzaju ulgę.

Pokój w jednej chwili rozświetlił purpurowy blask rogu Twilight. Wszystko w pomieszczeniu pokryło się fioletem i czernią. Światło ujawniło wszechobecny nieporządek, oraz leżące we krwi ciało Fluttershy. Pomieszczenie było zbryzgane czarnymi kropelkami, a wraz z nim ciała Rainbow Dash, Apple Jack, oraz Twilight Sparkle.
Wszystkie te trzy kucyki właśnie wtapiały wzrok w stronę rogu pokoju, skąd dobiegło kaszlnięcie. W purpurowym blasku, bez trudu dostrzegli tam stojącą Rarity ze spuszczoną głową, oraz Pinkie Pie, która ostrożnie odsuwała się od przyjaciółki krabim chodem. Biała krawcowa nagle podniosła łeb poczuwszy spojrzenia skierowane w jej stronę.

- No co wy? Chyba nie myślicie, że też jestem chora? - Wydusiła słowa przez ściśnięte gardło. - To nie ja. To nie ja kaszlnęłam!

Spojrzała nerwowo w stronę wciąż odsuwającej się Pinki, która mierzyła ją podejrzliwym wzrokiem. Takie same spojrzenia dostrzegła również u pozostałych kucyków. Zrozumiała, że nie ma na kogo zgonić.
- No dobra, to ja kaszlnęłam, ale co z tego? To jeszcze przecież nic nie znaczy. - Broniła się z coraz większym przerażeniem w głosie. - To ten zapach krwi! Jest okropny! Rainbow Dash też od niego zakaszlała. - Żadna nic nie powiedziała

Rarity zaczęła histerycznie skakać wzrokiem po twarzach kucyków. Pinkie Pie patrzyła na nią roniąc łzy. Jej usta były wygięte wręcz w nienaturalnym grymasie smutku. Włosy spłynęły jej kaskadą po głowie, prostując się całkowicie. Apple Jack stała z kamienną twarzą, ale pomimo słabego światła, nie trudno było dostrzec rozpacz w jej oczach. Jej piegi zastąpiły czarne małe plamki jakie pokryły jej twarz, gdy Dashie kończyła z Fluttershy.
Twilight również w podobny sposób została naznaczona, ale Rarity nie potrafiła za wiele dostrzec szczegółów jej buzi. Świetlisty róg zbyt bardzo skrywał jej oblicze za swą łuną.
Pod drzwiami stała Rainbow Dash. Miała zaciśnięte usta równie mocno co powieki, przez które mimo wszystko przeciskały się łzy. Jej ciało było całkowicie pokryte czarnymi plamkami. Im bliżej tylnych nóg tym obficiej.
Za klaczami dostrzegła kogoś jeszcze. Delikatne ciało leżące w purpurowym półmroku pod ścianą. Była to Fluttershy. Nad nią, na ścianie widniała wielka plama czerni z dziesiątkami ramion, niczym promienie czarnego słońca, które wzeszło nad biedaczką. Zewsząd towarzyszyły mu czarne gwiazdy pokrywające ściany, sufit, podłogę, a nawet niektóre z klaczy. Głowę Fluttershy również zasnuła czerń, która wylała się z niej na podłogę tworząc pokaźne rozlewisko.

Rarity znowu poczuła jak jej klatka piersiowa kurczy się pod wpływem nagłych skurczy, a gardło i tchawicę zaczyna podrażniać swędzenie. Chciała to powstrzymać, lecz nie zdołała nawet opóźnić. Kaszlnęła mocno dusząc się przy tym. Jej oskrzela przeszył ból, zaś w ustach poczuła smak krwi. Zdołała się jednak powstrzymać przed wypluciem wydzieliny.
Mimo tego zrozumiała, że przegrała już sprawę. Widziała to w przyglądających się jej oczach. Ten obraz rozdarł ją doszczętnie.

- Tak mi przykro. - Powiedziała Twiligh.
Rarity nerwowo rozejrzała się raz jeszcze po pomieszczeniu, desperacko szukając ratunku. Po swojej prawej stronie spostrzegła stary stół, zaraz obok niezasłanego łóżka. Był cały zawalony szmatami, zapasami jedzenia i różnymi przyborami. Cały ten nieporządek zdawał się być jednolitą bestią, scaloną czarnymi cieniami i fioletami blasku. Jak każda bestia, tak i ta miała swoje szpony. Biały jednorożec dostrzegł trzy żelazne młotki, za pomocą których klacze ryglowały deskami drzwi.
Jej róg zapłoną niebieskim blaskiem podobnie jak jeden z młotków, który w mgnieniu oka uniósł się w powietrze i zatoczył gwałtownie łuk przed twarzami pozostałych klaczy.

- Nie zbliżać się! - Wrzasnęła nieopamiętanie krawcowa. - Mordercy! Mordercy! Nic mi nie jest! Słyszycie?! NIC!

- Rarity, przestań - Zarządzała stanowczym tonem Applejack, ale w odpowiedzi płotek świsnął jej tuż przed twarzą.

- Rarity! - Zawołała przerażona Twilight. - Przecież wiesz co się stanie jeśli tego nie zatrzymamy.

Krawcowa jednak nie słuchała, wymachując nadal młotkiem w powietrzu i głośno przeklinając swoje przyjaciółki.
- Potwory! Nie zbliżajcie się! Nie zabijecie mnie, tak jak zabiliście biedną Fluttershy!

Biały jednorożec stał się głuchy na prośby, oraz słowa rozsądku swoich przyjaciółek. W milczeniu przyglądały się temu Pinkie Pie, oraz Rainbow Dash. Różowy kucyk łkając rozpaczliwie wtulił się w tęczową pegazicę i odwrócił wzrok.
- Proszę, przestańcie. - wydusiła przez łzy.
Cienie wirowały szaleńczo po pokoju wraz z ruchem głowy Twilight, która starała się unikać ciosów latającego narzędzia.

Młotek po raz kolejny przeleciał z ogromną prędkością tuż przed twarzą Twilight, lecz tym razem na tyle blisko, że poczuła podmuch powietrza na swoich włosach. Był to impuls, który zmusił ją do zdecydowanego działania. W jednej chwili stół zalśnił fioletową łuną i z ogromnym impetem wystrzelił w stronę Rarity, przygwożdżając ją do rogu ściany. Po pokoju rozległ się hałas spadających rzeczy, które leżały na blacie. Pinkie zawyła histerycznie na cały głos, ale było już za późno. Fioletowy jednorożec nie zwlekając ani chwili doskoczył do stołu i przygniótł go własnym ciałem dociskając krawcową do ściany.

- Applejack! Szybko! - Zawołała strudzonym głosem. - Długo jej nie utrzymam! Zrób to! Teraz!

Pomarańczowa klacz przełknęła ślinę. Wiedziała przed jakim zadaniem została właśnie postawiona, ale Rainbow Dash nie była już w stanie odebrać kolejnej przyjaciółce życia, zaś Pinkie zdolna do tego nie była nigdy. Kowbojka podeszła do uwięzionego kucyka, który walczył z oszołomieniem wywołanym uderzeniem stołu. Stanęła nad nią, szukając odpowiedniego punktu na jej głowie. Powtarzała sobie w myślach: "musisz być silna. To jak z drzewami...jak z drzewami. Wystarczy tylko kopnąć". Wcale nie było to jak kopanie drzew. Już to robiła. Skracała męki, nawet kilka razy. Zawsze wystarczało jedno kopnięcie, ale po tym zawsze coś zostawało, coś głęboko w jej wnętrzu. Jakaś rana na jej duszy. Kiedy Rainbow Dash dobijała kolejnymi ciosami Fluttershy, Applejack żałowała, że to nie ona jest na miejscu niebieskiej pegazicy. Ona oszczędziłaby bólu skazanej biedaczce. "Rarity ma więcej szczęścia niż Fluttershy.". Pomyślała i powiedziała spokojnie opanowanym głosem, który jednak w połowie się załamał:

- Tak trzeba Rarity. Wiesz o tym. Nie utrudniaj nam. - Po jej policzkach spłynęły błyszczące fioletem łzy.

Biała krawcowa usiłowała bronić się swoją magią, ale nie była jeszcze w stanie tego zrobić.
Łkając podjęła się więc ostatniej próby uniknięcia losu jaki przygotowały dla niej przyjaciółki.

- Applejack. - Wydusiła. - Błagam cię. Nie musicie wcale tego robić. Nie chcę umierać, nie w taki sposób.

Kowbojka chciała powiedzieć: "ty już nie żyjesz", ale nie odważyła się. To by było zbyt okrutne.

- Kiedy zachorowała Sweetie Belle, nie zamordowałam jej. - Wydusiła przez łzy jednorożka. - Zabrałam ją do jej pokoju i pozwoliłam, aby umarła we śnie. Rozumiesz? We śnie, a nie od kopyt osób które kochała, którym ufała! Nie w brudzie krwi i nie w strachu! Nie w poczuci opuszczenia.

- Może właśnie dlatego, teraz i ty również jesteś chora. - Odparła Applejack bardziej stwierdzając niż pytając.

- Twilight... - zwróciła się teraz do kucyka, który swym ciałem przytrzymywał stół.
- Proszę was. Po prostu mnie stąd wypuśćcie. Pozwólcie mi ostatni raz spojrzeć na słońce. Ostatni raz spojrzeć na groby, osób które kochałam. Ostatni raz zajrzeć do swojej pracowni, może nawet dokończyć jakąś z prac. Błagam, pozwólcie.

Zapadła cisza. W powietrzu unosił się tylko drżący głos Rarity, szlochanie Pinkie Pie, oraz ciche zawodzenie magicznej łuny, która właśnie nieco przygasła. Atmosfera wyczekiwania wypełniła całe pomieszczenie.
Wreszcie fioletowy jednorożec puścił mebel.

- Zabierzesz ze sobą Flutterschy. - Powiedziała opanowanym głosem odchodząc.

Rarity wstała nie wierząc, że zdołała odwieźć przyjaciółki od swych zamiarów.
- Dziękuję. Och, dziękuje wam. - Mówiła przez łzy.

[uradowana spojrzała na Applejack, która powiedziała głosem wypranym z emocji:
- Drzewo .
- Co? - Nim jednak Rarity zdążyła uzyskać odpowiedź, jej głowa zmieniła się w czarną rozprysłą masę, zabryzgującą część pokoju, która jeszcze nie była zabryzgana. Ok, nic takiego się nie wydarzyło. Głowa Rarity nie zmieniła się w eksplodujący arbuz. :) ]



Applejack, Rainbow Dash, oraz Twilight Sparkle przy pomocy żelaznych młotków zabrały się za wyrywanie desek, którymi zabito wejście do pokoju. Gwoździe głośno skrzypiały przy każdym odrywaniu deski. Było to bardzo rytmiczne, niczym nieubłagane tykanie zegara odliczającego kucykom ostatnie ich minuty spędzane razem.

Do Rarity zbliżyła się Pinkie Pie, zachowawszy jednak dystans od chorej. Wciąż nie mogła opanować żalu jaki ją ogarnął.
- Będę za tobą tęsknić. - Powiedziała przez łzy.

Rarity kaszlnęła straszliwie, mało nie wypluwając własnych płuc. Gdy już złapała oddech powiedziała:
- W pracowni mam suknię, która pięknie będzie na tobie wyglądać. Gdy to wszystko minie... - przerwała próbując opanować roztrzęsiony głos. - ...gdy to wszystko minie, proszę żebyś ją wzięła. Niech przypomina ci najlepsze nasze chwile spędzone razem.

- Obiecuję ci, że tak zrobię. - Zaszlochał różowy kucyk.

Na podłogę upadła ostatnia deska. Applejack musiała mocniej szarpnąć za klamkę, aby otworzyć drzwi.
Do środka wpadło pomarańczowe światło oślepiając kucyki, pomimo, że wcale nie było ono mocne. Kolejne pomieszczenie miało niedbale zabite deskami okna, oraz podobnie zabarykadowane drzwi wyjściowe. Trójka przyjaciółek uzbrojonych w młotki ruszyła usuwać kolejne rygle. Skrzypiące gwoździe znowu przygrywały swoją pożegnalna pieśń.


- Na mnie chyba już czas. - Spojrzała krawcowa w stronę nowo otwartego pokoju i wygięła usta w lekki uśmiech, próbując rozluźnić nieco atmosferę. Nieskutecznie. Łzy pociekły znowu ciurkiem z oczu Pinkie. Obie bardzo pragnęły wzajemnie uściskać się, ale wiedziały, że nie mogą tego uczynić.

Rarity podeszła do leżącego ciała Fluttershy. Po wielu dniach znowu mogła ją ujrzeć w jej naturalnych kolorach. Nie były już zniekształcone fioletowym blaskiem. Miło było ujrzeć znowu barwy inne niż fiolet i czerń. Żółty pegaz leżał przewrócony na boku z głową zwróconą do ściany. Wciąż wyglądała niewinnie, zupełnie jakby zasnęła, będąc zmożona tymi wszystkimi okropnościami jakie miały miejsce w ostatnim czasie. Jej włosy pozlepiane krzepnącą krwią zakryły niemal połowę jej twarzy. Przywarły do jej oka, polika, czoła, ust, szyi, oraz do wszystkich innych części ciała do których miały zasięg.

- Pochowam ją obok jej domu. Myślę, że tego właśnie by chciała. - Powiedziała Rarity unosząc ciało przyjaciółki przy pomocy magii. Nie było to łatwe, więc jak najszybciej przewiesiła ją przez własny grzbiet. Wszystkie włosy Fluttershy, które nie były sklejone krwią bezwładnie teraz zwisły i sięgnęły podłogi, niczym rozwinięte różowe nici. Jej nogi nie mieszcząc się na plecach jednorożca, również zostały skazane na wleczenie po ziemi.

W pokoju obok ostatnia deska spadła z hukiem na podłogę.
Rarity ruszyła w milczeniu przez pokoje dźwigając przyjaciółkę na barkach.

- Tak mi przykro. - Usłyszała od Applejack.

- Żegnaj - Powiedziała Twilight.

Rainbow Dash nic nie powiedziała. Nie musiała, jej twarz wyrażała wystarczająco wiele.

Krawcowa przeszła przez próg i stanęła na opustoszałej ulicy Ponyville. Miasto było skąpane w krwawej czerwieni zachodzącego słońca. Dziś już nie zobaczy słońca, może nawet już nigdy.
Chciała jednak jeszcze tego dnia pochować Fluttershy. Jej ciało ogromnie ciążyło jednorożcowi. Pegazy są dużo lżejsze od pozostałych kucyków, ale Fluttershy Rarity zdawała się ważyć znacznie więcej po śmierci. Jednorożec czół jak lepka ciecz spływa po jej własnym ciele. Czuła też jak niesione ciało stygnie. Jeszcze było ciepłe, ale dużo zimniejsze niż żywy kucyk. Ruszyła przed siebie słysząc zza pleców coraz bardziej zawodzące uderzenia młotków, którymi ryglowano drzwi. Wreszcie stukot został daleko za nią. Wtedy zrobiła głęboki wdech powietrza, który wypełnił jej wnętrze. Było uwolnione od smrodu niemytych ciał, fekaliów oraz wilgoci. Zrobiła powolny wydech i spojrzała w niebo, na którym wisiały pomarańczowe chmury. Nieboskłon delikatnie falował pod wpływem magicznej bariery, która otaczała miasto, jednak od wewnętrznej strony była ona ledwo widoczna. Rozkoszowała się tym zapachem i tym widokiem. Oto jej nagroda, nagroda którą udało się jej wywalczyć. Ta upojna chwila jednak całkiem nieoczekiwanie została przerwana. W oddali rozpościerającej się przed nią, ktoś kaszlnął.

Rarity mimowolnie odpowiedziała tym samym. W ustach znowu poczuła smak krwi, jednak świadomość, że na zewnątrz jest ktoś jeszcze żywy sprawiła, że zignorowała ten fakt. Nie potrafiła w to uwierzyć. A może to tylko jej umysł płata jej figle?

- Halo? Jest tam kto? - Zawołała nie będąc pewna, czy aby na pewno dźwięk, który słyszała był prawdziwy.
Nikt się nie odezwał. Klacz ruszyła przed siebie tym razem starając się wyciszyć uderzenia kopyt o twardy bruk. Szła środkiem ulicy prowadzącej za miasto, wprost do widnokręgu skąpanego czerwienią. Po obu strona jednorożca stały posępne domy, oblane bordowiejącym blaskiem. Nagle zatrzymała się. Ciało Fluttershy osunęło się z jej grzbietu i głucho upadło na ziemię. Przed nimi, w miejscu gdzie droga łączyła się z niebem, stała niewielka czarna postać, skryta w bladym blasku zmierzchu. Jej długi cień chybotał się z boku na bok wodzony chwiejnym ruchem ciała , które go rzucało. Jednorożec stał w osłupieniu z rozchylonymi wargami. Z pomiędzy jej ust z trudem uleciały słowa, jedyne jakie zdołała wydusić:
- S- S- Swieetie Belle?

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę ciężko rozgryźć co na tym forum gzie ma miejsce. Dzięki za przeniesienie, ale warn nie był konieczny. W takim tempie bana dostanę nim się rozkręcę :)

Chciałem przeprosić, za nieco zbyt wczesną publikację. Teraz jest to wersja finalna. Bardziej rozwinięta, z dodanym nowym zakończeniem, oraz z poprawionymi literówkami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 years later...

Kaszel. Słynny (podobno) fanfik, który mnie osobiście nie kupił. Choć wiele osób nie podziela mojego zdania. Tym niemniej, gdy zobaczyłem, że powstała druga część, postanowiłem dać jej szansę. Zwłaszcza, że tym razem to nie tłumaczenie, lecz dzieło rodzime. Stąd ciekawość jak zadziałała inspiracja. Wprawdzie trochę trwało, zanim znalazłem czas, ale wreszcie się udało.

 

Już po otwarciu dokumentu widać różnice. Niestety nie całkiem pozytywne. Bo owszem, mamy tu nasz polski zapis dialogowy, ale niestety tekst jest niewyjustowany i pozbawiony odstępów między akapitami. Samych wcięć tekstu też brakuje, przez co wszystko wygląda jak jeden wielki i szpetny akapit.

Dalej jest niewiele lepiej. Dialogi są pomieszane z narracją, a do tego błędy w zapisie dialogowym. Do tego dostrzegłem kilka błędów interpunkcyjnych i chyba jedną literówkę. A to oznacza, że forma zdecydowanie jest słaba. Powiedziałbym, że słabsza niż w kaszlu jeden.

 

Ale, może pod tą nieestetyczną powłoką kryje się piękne wnętrze?

No niestety nie.

 

Ten fik to bezpośrednia kontynuacja poprzednika. Kontynuacja, która nie tylko zdradza kto kaszlnął, ale też inaczej rozwija konsekwencje tego. Zanim jednak do tego dochodzi, mamy dość dobrze opisane emocje i przemyślenia Rainbow związane z tym, że zabiła przyciółkę i że ciągle czuje jej krew. Ogólnie, bardzo fajny pomysł, który świetnie pasuje, do konwencji. Jest to też coś, czego mi brakowało w poprzednim fiku, czyli przemyślenia bohaterów. Tak czy inaczej, Rainbow myśli i drapie ją w gardle. A gdy z tego powodu odkasłuje, odpowiada jej przeszywająca cisza. Wszyscy zastanawiają się, czy zabili niewinną Shy, czy moze Rainbow też jest chora. Bo przecież natychmaistowe wyjaśnienie Rainbow, co do przyczyny kaszlnięcia może być kłamstwem. 

Zaraz jednak następuje kolejne kaszlnięcie, którego sprawca się przyznaje. Zaraz też obnaża się jego szaleństwo związane z izolacją i czychającą śmiercią. Sytuacja staje się napięta, a w powietrzu zaczyna latać młotek. Milimetry dzielą życie od śmierci. A gdzieś w kącie dlaej leży ciało niewinnej Fluttershy, która zginęła, bo poprzednim razem sprawczyni się nie przyznała, a  teraz owszem.

Spoiler

I tu jest logika, a zarazem jej brat. 

Logika jest w tym, że przyznała sie po morderstwie. W końcu, jakby nie patrzeć, to jerj wina, że zabiły Fluttershy (przynajmniej częściowo). Być moze powstrzymywała się, bo nie sądziła, że jej przyjaciółki będą się nawzajem ciukać. A teraz przyznaje się, wiedzioan wyrzutami sumienia i logiką, mówiącą, że gdyby milczała, zginie więcej jej przyjaciółek (które w sumie i tak są martwe, skoro wirus, czy co to tam jest, jest w pomieszczeniu). 

Brak logiki drzemie w tym, że to była Rarity. Znaczy, to ejst postać, która pasuje do tego by osdzaleć i wymachiwac młotkiem. Ale gdyby to ona kaszlnęła w kaszlu 1 to prawdopodobnie AJ by ją wsypała (w końcu siedziały obok siebie).

W końcu jednak kaszląca klacz dostaje możliwość wyjścia i powolnej śmierci w samotności (no i okazję na pochowanie Fluttershy). Tam zaś spotyka bliską sobie osobę i mamy otwarte zakończenie, gdzie nie wiemy, czy ktoś umiera.

 

I tu przechodzę do jednej, jedynej kwestii, którą kaszel dwa robi lepiej od pierwowzoru. Opisy i emocje. (dobra, to dwie kwestie) Oczywiście dalej można to zrobić lepiej, ale tu wyszło przyzwoicie i znacznie lepiej niż w pierwowzorze. Początkowy opis emocji Rainbow jest bardzo dobry. Tak samo scena szaleństwa chorej, oraz reakcja pozostałych na napiętą sytuację. To jedna z tych rzeczy, których mogło brakować w poprzedniej części. To lepiej buduje klaustrofobiczny klimat fika, gdzie przecież sześć osób siedzi w ciasnym pomieszczeniu (bez kibelka?). Komuś wreszcie musi odwalić. 

No i jest jeszcze to otwarte zakończenie. Wprawdzie po wyjściu z ,,bunkra” dzieje się niewiele, ale w każdym słowie zawarto jest dość dużo informacji. Informacji, które można czytać na różne sposoby.

 

Ale, ale. Zapomniałem o najważniejszym. To jest bezpośrednia kontynuacja kaszlu, lecz wymagająca znajomości poprzedniego fanfika. Bez tego jest w zasadzie sceną bez początku (i przez to dziurawą) i raczej nie nadaje się do czytania bez znajomości części pierwszej. A dałoby się to tak napisać, by ten fik się sprawdzał jako samodzielny. Tylko musiałby być dłuższy i nieco inaczej napisany. No i nie zaszkodziłby inny materiał źródłowy, ale cóż...

 

Podsumowując, Cough 2 to dalej nie jest dobry fik, moim zdaniem. Wprawdzie naprawia sporo ,,błędów” pierwowzoru, ale popełnia też swoje własne (głównie forma). Mimo to skłonny jestem go polecić, ale tylko tym, którym podobał się pierwszy ,,kaszel”. Dla nich, pod tą formą, kryje się dobra kontynuacja. Pozostali mogą go sobie darować.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...