Skocz do zawartości

Szklistość: Hiperbola [Z][Crossover][Normal][Human]


Recommended Posts

Akurat wróciłem, a tu taka niespodzianka, jest epilog!

Muszę przyznać, że zadowolił mnie. Idealnie dopełnił tą historię.

I słówko na koniec:

Gratulacje! Całe opowiadanie, od początku do samego końca było bardzo ciekawe, fabuła dobrze sterowana, opisy i dialogi w dobrych proporcjach, bardzo rozbudowani bohaterowie. Biorąc pod uwagę, że jest to Twoje pierwsze opowiadanie, dałbym 10/10, jeśli miałbym z kolei na to nie patrzeć, mocne 9/10. Dziękuję za mile spędzony czas przy lekturze. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu :rd7:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alcyone cieszę się, że udało Ci się ukończyć opowiadanie. Niestety czytałem już wiele historii, z wielkim potencjałem napisanych na czasem lepszym, czasem gorszym poziomie, ale porzuconych przez autorów. Napisałaś świetne swoje pierwsze opowiadanie. Epilog jest dobrym zakończeniem fica.

 

Początkowo myślałem, że jest to kolejne opowiadanie, które przeczytam, napiszę kilka miłych słów i nie będę miał ochoty czytać dalej.... Zaciekawiłaś mnie i czekałem na kolejne rozdziały.

Historia, akcja, dialogi napisane są w ciekawy sposób. Całość wydaję się bardzo dobrze przemyślana i zaplanowana. Bohaterki zdają zupełnie do siebie nie pasować. Mają zupełnie inne charaktery, pochodzą z zupełnie różnych środowisk, ale coś jednak je łączy, każda z nich reprezentuję innych element Harmonii. Postacie to bardzo realne nastolatki, każda ma swoje problemy i stara się z nimi zmierzyć. 

 

Nie chce zdradzać zakończenia i tak jest tutaj ogromny spoiler.

 

Opowiadanie warto przeczytać, jest dobre i warte uwagi.

 

Powiedzenia w pisaniu. Dziękuję, że moje skromne komentarze zostały dostrzeżone. :pinkie2:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

SPOILERY.

 

Zazwyczaj zaczynam komentarz jakimś wyszukanym (albo i nie; częściej nie) wstępem, ale sądzę, że tutaj nie jest to potrzebne. Postaram się też streścić (komentarze pochlebne zawsze są krótkie).

 

Zacznę od tego, że to opowiadanie jest… fantastyczne. Fenomenalne. Czyta się je jednym tchem, zapewnia doskonałą rozrywkę i niebanalną lekturę. Doszłam do końca i zdołałam wykrztusić z siebie jedynie: „Wow”. A potem weszłam w twój profil i przeczytałam, że „Szklistość…” napisałaś w wieku piętnastu lat i że jest to twoja pierwsza praca… i przez kilka następnych minut zbierałam szczękę z podłogi.

 

Rzadko komu to mówię, ale w twoim przypadku mogę stwierdzić z całą stanowczością – masz talent. I to jak stąd do Himalajów. Na piechotę.

 

Znowu posłużę się moją ulubioną listą, co by się w rozważaniach nie pogubić.

 

1. POMYSŁ. Jakoś tak zawsze od tego zaczynam, to i teraz nie zamierzam zmieniać przyzwyczajeń. Co my tu mamy? Crossover ze światem ludzi, sześć kucyków, które wszyscy doskonale znamy oraz sześć dziewcząt wyznaczonych do specjalnej misji. Co jest ową misją, domyśli się każdy średnio rozgarnięty fan MLP – dziewczęta reprezentują (a przynajmniej w założeniu mają reprezentować) poszczególne Elementy Harmonii.

 

Pomysł mocno wtórny, ale zawsze powtarzam, że z najbardziej oklepanej koncepcji da się ulepić świetną fabułę – i ten tekst jest doskonałym potwierdzeniem tych słów. Udało ci się stworzyć dzieło oparte na wyświechtanej kliszy, które zaskakuje, trzyma w napięciu i przyciąga każdą stroną na nowo. Dodatkowo uraczyłaś nas bardzo niebanalnym zakończeniem, do którego jeszcze wrócę, bo jest tak dobre i godne uwagi, że otrzyma własny punkt.

 

2. STYL. To właśnie dlatego początkowo nie mogłam uwierzyć, że „Szklistość…” pisała tak młoda osóbka. Ten styl jest kapitalny – przyjemny, lekki, nieprzegadany, przepełniony humorem i nienarzucającymi się smaczkami.

 

- Jeszcze nie jadłam obiadu - próbuję protestować. - Nawet nie wiem, co jest na ten obiad!

- No, to co wczoraj... - odpowiada mama z wahaniem.

- Wczoraj też tak mówiłaś - mówię, unosząc brew.

- I co wczoraj jadłaś? - pyta mnie niepewnie.

- Vifona i kisiel - odpowiadam płasko.

- No właśnie. Nie widzę problemu.

 

- Masz może ochotę na wczesne śniadanie? - proponuje uprzejmie. - Mogłabym ci zrobić jakiś omlet...

- Jeżeli to nie będzie dla pani kłopot, to bardzo chętnie - odpowiadam z uśmiechem. Mój Boże, kiedy ostatnio ktoś zrobił mi omlet na śniadanie? W domu zwykle musiałam jeść płatki z mlekiem, a gdy i tego zabrakło, to zawsze pozostawała wersja awaryjna - Vifon i kisiel.

 

Fantastyczne scenki. Fajne i ciepłe. I też lubię Vifona :D.

 

- Ja... ja chyba wiem, gdzie ona może być... - odpowiada cicho żółty pegaz.

- Co? - podchodzę do niej szybko. - Czemu od razu tego nie powiedziałaś?

- Bo nie wiedziałam, czy mogę...

 

Urocza jest ta twoja Drżypłoszka.

 

Następnego dnia Potworek zaraz po przebudzeniu wyraził chęć zjedzenia babeczek. Spanikowałam i kategorycznie odmówiłam

 

- Wiem! - krzyczy Dorota, przerywając jej. - My jesteśmy ich potomkami i musimy uratować świat przed zagładą!

- Skąd wiesz? - pyta klacz, nieco zdezorientowana.

- Łatwe do zgadnięcia - uśmiecha się czerwonowłosa. - Kontynuuj, proszę.

 

Uwielbiam takie oczka do czytelnika. Radosny wyszczerz gwarantowany :D.

 

No i jeszcze to:

 

Z ciężarówki wyskakuje Pinkie Pie, machając żołnierzom. Za nią powoli wychodzą dwa inne kucyki i zaczynają iść pomiędzy szeregami, uśmiechając się uprzejmie. Na samym końcu pojazd opuszczają Sylwia i Ida.

(…)

- Dziękujemy wam, chłopaki! - woła Pinkie, przytulając się do jednego z żołnierzy, najwyższego z całej grupy.

(…)

- Nie myśl, że ja jestem w stanie wyrozumieć, skądże takie u nich zachowanie - odpowiada mi, wzruszając ramionami. - Znali je. Można nawet powiedzieć, że je uwielbiają.

 

Może trochę randomowe i wzięte z tyłka, ale nie zaprzeczę, że grupa żołnierzy-Bronich doprowadziła mnie do radosnego rechotu :D.

 

Kolejna ciekawa rzecz, to czas, jakim posłużyła się autorka. Mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową prowadzoną w czasie… teraźniejszym. Dało to bardzo pozytywny rezultat – czytelnik zagłębia się w emocje bohaterów, zżywa się z nimi i niemal „stoi obok”, obserwując, jak postaci radzą sobie z problemami. Taki sposób pisania jest bardzo trudny – wymaga skupienia, bo jest mniej naturalny niż czas przeszły, a ponadto wymusza niespieszny rozwój akcji. Tobie ta narracja wyszła bardzo ładnie (chociaż były momenty, kiedy mieszały ci się czasy), więc mogę tylko pogratulować.

 

(Tak w ogóle, dawniej nie dawałam wiary, że da się napisać opowiadanie z akcją dłuższe niż kilkadziesiąt stron w czasie teraźniejszym… pewnie dlatego, że nie czytałam dzieł Suzanne Collins :P. W każdym razie twój tekst jest najlepszym przykładem na to, że wszystko się da, jeśli są chęci i zdolności.)

 

Następna rzecz: spodobał mi się język opowiadania, jak na piętnastolatkę bardzo bogaty i różnorodny. Gwoli wyjaśnienia: bynajmniej nie użyłam sformułowania „jak na piętnastolatkę” w znaczeniu: „gdybyś miała lat dwadzieścia, byłoby kiepsko, ale ponieważ jesteś młoda, to ci wybaczę”. Wręcz przeciwnie: skoro już w tak młodym wieku posługujesz się pięknym, literackim językiem i szanujesz ojczystą mowę, nie sadząc błędów co zdanie, to za pięć lat twoje historie z powodzeniem będzie można uznać za wybitne.

 

Pojawiły się oczywiście błędy interpunkcyjne i ortograficzne (jakieś „biórko” mi się majaczy? W XXI wieku używa się biurek, a „biórka” niech zostaną w „Panu Tadeuszu”, gdzie ich miejsce ;)), ale przy takiej objętości tekstu jest ich naprawdę niewiele.

 

Muszę to powiedzieć: czytałam w życiu naprawdę dużo fanfików, czasem lepszych, czasem gorszych, często perełek, jeszcze częściej – szmir. Niektóre odznaczały się stylem tak topornym, że bez siekiery (i środka na uspokojenie) nie podchodź, w innych nie istniały opisy, w jeszcze innych opisy stanowiły 80% tekstu i były nudne jak flaki z olejem. Czasem zdarzały się dialogi tak suche, jak ziemia w moich kwiatkach, gdy po miesiącu przypomnę sobie o podlewaniu, innym razem – przeciągnięte do granic możliwości (autora) i cierpliwości (czytelnika). Jednym słowem – na dobry styl składa się tyle elementów, że mało komu udaje się je połączyć w strawną całość. Zwykle coś zawodzi. A u ciebie…

 

Mnogość opisów. Bogate rozważania wewnętrzne bohaterów. Autentyczne dialogi. Wyważona dynamika tekstu. Odpowiednio rozplanowane akapity. Dojrzały sposób zapisu.

 

Po prostu nie mogę się ciebie nachwalić.

 

3. BOHATEROWIE.

 

Nie wszystkie postaci zarysowane są z jednakową intensywnością. Na pierwszy plan wysuwają się Flora, Ida, a z kucyków – Rainbow i Pinkie. Osobiście zwróciłam również uwagę na Klarę, która pojawia się później, oraz na dość specyficzną Vastness.

 

Zacznijmy może od zwierzaczków: wszystkie kucyki z Mane 6 są bardzo ładnie oddane, zachowały swoje charaktery i właściwie nie ma rozbieżności między opowiadaniem a tym, co znamy z serialu. Najwcześniej pojawia się Dash i o niej dowiadujemy się najwięcej – a ponieważ jaka Dash jest, każdy widzi, powiem tylko, że u ciebie zachowała upór, porywczość, pewność siebie, zadziorność i wszelkie pozostałe właściwe dla niej cechy.

 

Pinkie Pie wyszła przednio. To chyba moja ulubiona kreacja tutaj. Odpowiednio randomowa, ale nie przesadzona, irytująca i pocieszna, przez swoją „uczennicę” nazywana (bynajmniej nie pieszczotliwie) „Małym Potworem”, podskakująca jak piłka i o niewyczerpanych pokładach energii. No i jeszcze:

 

- Hej, przecież znalezienie nas czterech nie sprawiło wam na razie problemu! - woła Pinkie. - To było jak: spotykasz jakąś osobę i pytasz, czy zna kucyka! Poszło wam doskonale!

 

- Wstawaj, Fluttershy, nie mamy czasu! Podobno zaraz będą tu jacyś żołnierze! Wyobrażasz sobie! To straszne, bo nie wiem, ilu ich będzie! I jak tu teraz przygotować nakrycia?

 

Cała Pinkie Pie w dwóch krótkich kwestiach.

 

Zaintrygowała mnie Vastness. Nie ma jej dużo w historii, ale odgrywa ważną rolę i ze swoją drobną (chociaż dla niej pewnie ogromną) niepełnosprawnością jest postacią arcyciekawą. Bezpieczne podróże między wymiarami i Vastness jako istota pozbawiona magii? Genialne!

 

Nie mówiąc o jej specyficznej wymowie (która, nie wiedzieć czemu, kojarzy mi się z panią kostiumolog – nie pamiętam imienia – z „Iniemamocnych”) oraz fajnym poczuciu humoru.

 

- Vastness skarbie, dobrze, że jesteś - wita ją Rarity, wyraźnie ucieszona tak szybkim przybyciem.

- Nie ma za co, skaaaaarbie, jednak wyrazy uznania w tym względzie należą się raczej moim rodzicom, nie sąąąądzisz?

 

No i ma ładne kolorki :3. OC-ek na medal.

 

Przejdźmy jednak do postaci głównych poruszających się na dwóch nogach. Pierwsza w kolejce jest oczywiście Flora, w znacznej mierze będąca również narratorem. Niby zwykła dziewczyna, ale poprzez umiejętne „obdarowanie” jej kilkoma dziwactwami, elementy komediowe, w których pierwszoplanową rolę odgrywają mama, zdrobnienie jej imienia oraz Vifon, a także głębokie przemyślenia, którymi usiana jest narracja – stała się bohaterką pełnokrwistą i wiarygodną. Podobną sytuację mamy u Idy, postaci równie wspaniałej. Zbyt poważna na swój wiek poetka usiłująca mówić jak wieszcz natchniony, chociaż rzadko jej to wychodzi, do tego mająca pretensje, że akurat jej musiał się trafić „ten różowy potwór”. Przeurocze. (Chociaż w roli narratora zdecydowanie wolę Florcię.)

 

Klara pojawia się najpóźniej, ale bardzo podoba mi się sposób, w jaki zinterpretowałaś jej Element Harmonii. Widziałam, że po rozdziale z odwiedzinami w jej domu czytelnicy dodawali komentarze o treści: „Tego się po niej nie spodziewałem”. Ponieważ Klara miała być zakłamana i obłudna, taka reakcja to największy komplement, jaki mógł cię spotkać. W ogóle pięknie ją przedstawiłaś – rodzinna, pobożna, towarzyska. Świetnie oddałaś jej podobieństwo do AJ… i w GENIALNY sposób skonfrontowałaś wady tej pierwszej z zaletami tej drugiej. Doskonała postać. Naprawdę fantastyczna.

 

Najcudowniejsze jest chyba to, że u ciebie bohaterowie nie są banalni, o czym najlepiej przekonuje nas zakończenie… ale o tym później.

 

4. WĄTKI. W sumie jest jeden – spotkania dziewczyn z kucykami oraz przygotowanie ich do „misji” ratowania świata. Nie wiem, jak innych, ale mnie urzekło, że zamiast na typową sensację i przygodówkę postawiłaś na psychologiczny rozwój postaci. Doszłam do epilogu i prawie zaczęłam bić brawo, że skończyłaś właśnie w tym momencie… Matko, ja znowu o tym zakończeniu. Wstrzymaj konie, Madziu, do wszystkiego dojdziemy.

 

Bardzo podobał mi się motyw windigos – czyli główne zadanie dziewcząt. Złe duchy zamknięte w ciałach małych, bladych dziewczynek o niebieskich oczach… brr. Obraz jak z horroru. W każdym razie – długo nie mogłam dojść, czym do wszystkich diabłów jest to dziecko. Informacja o zjawach mnie zaskoczyła. Windigos jako antagoniści są wykorzystywani w fikach tak rzadko, że mogę uznać ten pomysł za wielce oryginalny.

 

Przejdźmy jednak do kwestii, o której żaden z moich poprzedników ostatecznie się nie wypowiedział, czyli o wątku pobocznym, którym jest… shipping. Bardzo piękny, subtelny, niemal ukryty. Wplotłaś go do historii z taką gracją, że wyszło całkowicie naturalnie i chociaż nie jestem zwolenniczką takiego statkowania, niesamowicie podobała mi się ta burzliwa relacja. No i wiersz śliczny ci wyszedł, choć jestem pewna, że już coś podobnego widziałam. Bardzo dobre rymy i prawdziwie balladowy klimat, ale rytm ci się miejscami sypał przez nierówną liczbę sylab w poszczególnych wersach / zwrotkach. Ponieważ jednak utwór jest długi i parokrotnie na kartach opowieści powraca, mogę powiedzieć, że i tak jestem pod ogromnym wrażeniem. A już ostatnia zwrotka:

 

Usiedli razem pośród gór

Wpatrzeni w niebo nad sobą

I mówi wiatr „Chcę zostać tu”

A skała „Biec chcę za tobą”

 

to istny majstersztyk. Małe cudo. Aż się wzruszyłam, czytając to. Jedno z piękniejszych wyznań miłosnych, z jakimi się spotkałam.

 

5. ZAKOŃCZENIE.

 

Jest! Dotarliśmy wreszcie, po długich bojach, do zakończenia fika! (Ale nie komentarza, nie łudź się.)

 

A więc zakończenie… W kilku słowach: TO. BYŁO. CUDOWNE. Niesztampowe, zaskakujące… Bo serio – kto do ostatniego rozdziału był święcie przekonany, że jednak im się uda? Wszyscy. I co? I autorka postanowiła zagrać na nosie wyświechtanym kliszom i napisać własną wersję. Wyszło jej wyśmienicie.

 

Przeczytałam epilog i uśmiechnęłam się do siebie, że jednak dałam się wykiwać. Nieudana misja i powrót do przeszłości (bez skojarzeń) to było coś, co uczyniło ten tekst 20% cooler.

 

I cieszę się, że postanowiłaś jednak napisać kontynuację. „Szklistość…” się jej wręcz domagała. Pewne wątki nie zostały całkiem zamknięte… I chociaż nie znoszę czytać nieukończonych opowiadań, dla „Eufonii” pewnie zrobię wyjątek, bo jak znam siebie, ciekawość mnie zeżre i tyle z tego. Chyba że szybciutko ją dokończysz ;).

 

6. NIEDOCIĄGNIĘCIA. Bo przecież zdarzają się najlepszym.

 

Sama autorka jest świadoma błędów, które popełniła, więc nie ma się nad czym rozwodzić. Owszem, epilog mógłby być lepszy, bo pozostawił niedosyt tym, że wszystko tak prędko się rozwiązało. Akcja mogła być miejscami ciutkę wolniejsza, ale rozumiem, że chciałaś doczekać wreszcie tego upragnionego słowa KONIEC. Pewnie liryk albo polonista mógłby doczepić się do budowy wiersza lub dojrzeć w nim pojedyncze częstochowskie rymy. Wreszcie, nienajlepsze postaci Doroty i Sylwii, jak sama stwierdziłaś – „wepchnięte na doczepkę, bo u kogoś musiały być Rarcia i Flutter” – w których trudno doszukać się podobieństwa i powiązań między charakterem, zachowaniem, reprezentowanym Elementem oraz wyjaśnieniem, dlaczego nie udało im się podołać zadaniu.

 

Ale wierz mi – to wszystko traci na znaczeniu, kiedy ma się przed sobą historię tak pełną, świetnie napisaną, zabawną, z doskonałymi postaciami i nieoczywistym zakończeniem.

 

Mogę jedynie powiedzieć za Dolarem:

 

Przeczytałem. Zachwyciłem się.

 

Pozdrawiam gorąco,

Madeleine

 

PS. Mimo najszczerszych chęci nie widzę związku między tekstem a drugą częścią tytułu. O co chodzi z tą hiperbolą?

 

PPS. To miał być „krótki komentarz”? Zapomnij o tym :P.

 

PPPS. Wiedziałam, że skądś znam tę balladę!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz i za wszystkie miłe słowa. Nie byłam w stanie odpowiedzieć wcześniej, ponieważ dopiero dziś wróciłam z wyjazdu wakacyjnego, podczas którego miałam dostęp do internetu, ale tylko przez telefon.

 


Mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową prowadzoną w czasie… teraźniejszym. Dało to bardzo pozytywny rezultat – czytelnik zagłębia się w emocje bohaterów, zżywa się z nimi i niemal „stoi obok”, obserwując, jak postaci radzą sobie z problemami. Taki sposób pisania jest bardzo trudny – wymaga skupienia, bo jest mniej naturalny niż czas przeszły, a ponadto wymusza niespieszny rozwój akcji.

Czas teraźniejszy wydał mi się bardziej odpowiedni w momencie, gdy rozpoczynałam fika. Potem parę razy żałowałam w duchu tej decyzji, ale było już za późno na zmianę, pisałam więc, aż czas teraźniejszy zaczął wydawać mi się niesamowicie naturalny i prosty - w efekcie obecnie miewam problemy, gdy chcę pisać coś w czasie przeszłym ;)

 


Nie wiem, jak innych, ale mnie urzekło, że zamiast na typową sensację i przygodówkę postawiłaś na psychologiczny rozwój postaci.

 

O ile mi wiadomo, inni czytelnicy wolą szybszy rozwój wydarzeń i więcej akcji, natomiast ja zdecydowanie wolę pisać dialogi i wewnętrzne rozważania postaci. To chyba już taka bardziej kobieca przypadłość ;)

 


Przejdźmy jednak do kwestii, o której żaden z moich poprzedników ostatecznie się nie wypowiedział, czyli o wątku pobocznym, którym jest… shipping. Bardzo piękny, subtelny, niemal ukryty. Wplotłaś go do historii z taką gracją, że wyszło całkowicie naturalnie i chociaż nie jestem zwolenniczką takiego statkowania, niesamowicie podobała mi się ta burzliwa relacja.

Z tym shippingiem to sytuacja była taka, że kiedyś miałam nieco inny pomysł na zakończenie, w którym ten wątek byłby nieco bardziej widoczny, ale potem zmieniłam plany. Postanowiłam jednak zachować te drobne aluzje do shippingu (ponieważ to moja ulubiona para i po prostu nie mogłam się powstrzymać). Cieszę się, że go dostrzegłaś i wspomniałaś o tym, zawsze lubię wiedzieć, że ktoś dokładnie czyta i wyłapuje takie niuanse :)

 


I cieszę się, że postanowiłaś jednak napisać kontynuację. „Szklistość…” się jej wręcz domagała. Pewne wątki nie zostały całkiem zamknięte… I chociaż nie znoszę czytać nieukończonych opowiadań, dla „Eufonii” pewnie zrobię wyjątek, bo jak znam siebie, ciekawość mnie zeżre i tyle z tego. Chyba że szybciutko ją dokończysz .

"Eufonia" jakoś mi idzie, chociaż ostatnio przeżywam mały kryzys twórczy. Poza tym boję się ją pisać dalej i zakończyć, ponieważ jestem zadowolona z "Hiperboli" jako zamkniętej historii i obawiam się zepsucia pewnych wątków, postaci itd.. Z drugiej strony zżyłam się z moimi bohaterkami i bardzo chciałabym dać im ostateczne zamknięcie tej opowieści ;) Życz mi szczęścia i dużo zapału do pracy!

 


Mogę jedynie powiedzieć za Dolarem:
 
'Dolar84', dnia 21 Lut 2013 - 01:10 AM, napisał:
Przeczytałem. Zachwyciłem się.
 

Dolar napisał to po samym prologu, więc raczej nie powinno się odnosić tej wypowiedzi do całego fika ;) Bodajże w "Brohoofie" również zacytowano ten komentarz, a ja czułam się przez to nieco nieuczciwie ;)

 


PS. Mimo najszczerszych chęci nie widzę związku między tekstem a drugą częścią tytułu. O co chodzi z tą hiperbolą?

Siedziałam sobie kiedyś w szkole na jakiejś dodatkowej matematyce i nauczycielka mówiła nam o hiperboli. Powiedziała, że hiperbola cały czas dąży do zera, jest coraz bliżej ale nigdy go nie osiągnie. Zrobiło mi się przykro, że biedna linia nigdy nie osiągnie swojego celu, więc postanowiłam zapytać nauczycielki, czy aby na pewno nie da się tego jakoś rozwiązać. Odpowiedziała mi, że gdyby hiperbola dotarła do zera, przestałaby być hiperbolą.

 

Czyli nadając ten tytuł miałam na myśli, że jeżeli bohaterki się nie zmienią, to ich misja się nie powiedzie.

 

Można też to rozpatrywać w kontekście wiatru i skały - oni nie mogą być razem, ponieważ skała nie jest w stanie ruszyć z miejsca, a gdyby wiatr się zatrzymał, nie byłby dłużej wiatrem, tylko zwykłym powietrzem.

 

Początkowo zamierzałam to wyjaśnić szerzej w tekście opowiadania, jednak zrezygnowałam z tego, gdyż nieco zmieniłam plany na poprowadzenie akcji (ja ogólnie bardzo dużo rzeczy zmieniałam i improwizowałam :P), więc niestety ta scena wypadła i nie miałam zbytniej możliwości dodania jej potem, a nie chciałam wciskać jej na siłę.

 

Jeszcze raz bardzo dziękuję za tak wyczerpującą ocenę i wszystkie pochwały :) 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile mi wiadomo, inni czytelnicy wolą szybszy rozwój wydarzeń i więcej akcji, natomiast ja zdecydowanie wolę pisać dialogi i wewnętrzne rozważania postaci. To chyba już taka bardziej kobieca przypadłość

 

Baby, ach te baby, zawsze muszą mieć odwrotnie niż normalny człowiek ;). Ale cóż, na tym forum reprezentujemy raczej mniejszość, trza się dostosować :P.

 

Poza tym boję się ją pisać dalej i zakończyć, ponieważ jestem zadowolona z "Hiperboli" jako zamkniętej historii i obawiam się zepsucia pewnych wątków, postaci itd..

 

Muszę przyznać, że "Hiperbola" broni się jako zamknięta całość. Mądrze postąpiłaś, domykając wątki w taki sposób, by w każdej chwili można je było znów na oścież otworzyć. Co do obaw... Tak mi się skojarzyło. :D

 

Szczęścia i zapału życzę i trzymam kciuki, by kolejne opowiadania były tak świetne, jak to ;). (Korci mnie, by zapytać, ile rozdziałów "Eufonii" jeszcze przed nami, ale ponieważ widzę, że lubisz improwizować w trakcie pisania, chyba nie uzyskam jednoznacznej odpowiedzi :P.)

 

Dolar napisał to po samym prologu, więc raczej nie powinno się odnosić tej wypowiedzi do całego fika

 

Tak, wiem, ale ponieważ Dolar jest strzelcem wyborowym, wstrzelił się idealnie w moją opinię, a że do tego jest wyśmienitym materiałem do cytowania... :D

 

Zrobiło mi się przykro, że biedna linia nigdy nie osiągnie swojego celu

 

Rozczulające :lol:. Ale ja nie jestem lepsza. Kiedy byłam młoda (i piękna), leciał w telewizji jakiś głupawy serial komediowy. W jednym odcinku żona głównego bohatera wyjechała i zostawiła go samego na bodajże tydzień. Dumny pan domu oczywiście nie potrafił obsłużyć nawet czajnika, więc gdy rozbił ostatnie jajko i w akcie desperacji zaczął je zjadać na surowo z podłogi, prawie się rozpłakałam nad jego tragedią :lol:. Później mamusia mi wytłumaczyła, że on po prostu był zbyt leniwy, by pójść po zakupy :D.

 

Trochę szkoda, że w historii nie pojawiło się wyjaśnienie motywu hiperboli, ale z drugiej strony - fabuła nic na tym nie traci, a tytuł jest ciągle mocno intrygujący ;).

 

Pozdrawiam jeszcze raz, ale nie żegnam, bo na pewno spotkamy się jeszcze pod jakimś twoim tekstem ^^.

Madeleine

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...

Powtórzę za Dolarem - przeczytałem. Zachwyciłem się. Jutro w pracy przez Ciebie będę cholernie niewyspany, ale ani trochę nie żałuję czasu poświęconego na lekturę.

 

Nie będę się rozpisywał o zaletach (bardzo wielu!) i wadach (nielicznych, ale istniejących) - wyłuszczono je wcześniej, znacznie dokładniej, niż zdołałbym to uczynić ja. Powiem tylko, że zawarty w opowiadaniu wątek miłosny był jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, jakie miałem okazję przeczytać w twórczości fanowskiej.

 

Na koniec chcę Ci powiedzieć - pisz. Pisz, ile sił Ci starczy. Nie przestawaj nigdy, nawet na chwilę. No bo jeśli napisałaś coś tak wspaniałego w wieku 15 lat, to niemal boję się myśleć, co napiszesz, mając lat dwadzieścia lub trzydzieści.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Puk! Puk! To ja, złota koparka!

 

Opowiadanie przeczytałam, bo Oskary i parę osób sobie chwaliło. Co prawda wątpię by autorka przeczytała mój komentarz, ale no trudno. Zostawię choćby dla innych czytelników i by fanfik wypłynął na powierzchnię, bo w sumie zasługuje na przypomnienie.

 

Zacznę od tego, że opowiadanie mi się nie spodobało. Nie chodzi o to, że jest złe, tylko nie jest w moim typie. Jak dla mnie jest za krótkie, za mało się tu dzieje, a bohaterki mnie wkurzały. Brakowało mi tu akcji, napięcia, jakiejś grozy przy niektórych scenach. Nie czuję klimatu tego fika. Za to czytało się to szybko i lekko, a styl jest bardzo ładny. Chwalę również świetnie napisane dialogi i sam pomysł. Dlatego drogi czytelniku, jeśli chcesz ciepłe, spokojne opowiadanie typu Slice of Life z człowiekami i bez tzw. stulei, to jest to coś dla Ciebie. Nie pytaj, tylko czytaj. Jeśli zaś wolisz fajerwerki, wybuchy, mrok i krew, to raczej sięgnij po coś innego. Gusta są różne.

 

Z części bezspoilerowej - opowiadanie tylko z pozoru jest długie. Rozdziały są króciutkie, a coś ciekawego zaczyna się dziać dopiero po VI rozdziałach, wtedy też akcja bardzo przyspiesza i już mamy zakończenie, które pozostawia pewien niedosyt. Jest go za mało, właściwie nic się nie stało i już koniec. Powiem za to, że jest dość zaskakujące.

Jeśli szukasz komedii, to jest to zły adres. Żartów jest mało i też nie są zbyt mocne. 

 

A teraz spoilery:

Spoiler

Główną bohaterką jest niejaka Florentyna, do której na chatę wbija Rainbow Dash, która jest niewidzialna, chyba że chce być zobaczona. Kucyki są też dość małe, bo sądząc po opisach, to wielkości dużego kota. Dash ma jakąś misję w świecie ludzi, wpiernicza Florze żarcie z lodówki i daje jej naszyjnik z szafirem, którego dziewczyna nie chce wziąć, ale koniec końców zostaje zmuszona i go nosi. A właśnie - Florcia ma natręctwo, obserwuje ludzi i zapisuje swoje obserwacje w zeszytach.

W zasadzie nic się nie dzieje, wieje nudą aż Flora dostaje drgawek i zaczyna rzygać na niebiesko. Trafia do szpitala, gdzie siedzi podobny przypadek - Ida. Ida też ma wisiorek od kucyka, tylko czerwony. Laski ogarniają o co chodzi, wychodzą ze szpitala i umawiają się u Idy na chacie. Flora na spotkanie bierze RD. U Idy zamieszkała Pinkie Pie, która ją wkurza (trudno się dziwić) i nie daje się wywalić z chałupy. Laski postanawiają znaleźć resztę kucy i ich dziewczyn, Flora wraca do domu.

RD odkrywa zapiski Flory i ją opiernicza. Flora zachowuje się jak dojrzała 15stka i ucieka z domu z płaczem. Trafia do knajpy, gdzie spotyka kolejną ponikową pannę - Dorotę, która zwiała z domu, bo ją wkurzała siostra bliźniaczka. Dziewczyny gadają, jest trzęsienie ziemi, Dorota traci przytomność i trafia do szpitala. Miasto zostaje ewakuowane, Dorota z RD, Florą i jej rodzicami trafiają do hotelu w jakiejś pobliskiej wsi. Flora dzwoni do Idy, by ta ogarnęła Sylwię - siostrę Doroty i ich kuce. Ida ogarnia, do Drużyny Pierścienia dołączają Shy i Rara. Ekipa Idy spotyka wojsko, które eskortuje je do Flory.  Żołnierze to bronies i robią sobie sweet focie z kucami.

W pokoju hotelowym pojawia się dziwna dziewczynka, która atakuje ekipę, jest fight, dziewczynka ucieka. Shy mówi, że 5 laska jest w Strasburgu.

Kuce prowadzą dziewczyny do punktu zbiórki. Pojawia się OCka jednorożec, która jest podróżniczką między światami, daje Florze kompas na naszyjnik ostatniej laski i śle ją na poszukiwania... Laska się znajduje, to jeden z obiektów Flory - Dziewczyna z Niebieskimi Oczami, czyli Klara. Klara dostaje opierdziel od Dash, bo nosi kapelusz AJ (tu mnie mocno zastanawia kwestia rozmiaru). Okazuje się, że Applejack jest ranna, dziewczyny jadą po nią. W międzyczasie dowiadujemy się, że Klara ma dużą rodzinę, jest pobożna i ma gang. 

Dziewczynka atakuje resztę ekipy, laski muszą się rozebrać i teleportować do Szklistości, gdzie czeka Twilight. OCka, idzie po resztę, w końcu wszystkie stają przed Twalotem.

Twi oznajmia im, że dawno temu miała miejsce koniunkcja światów i na Ziemię zwiały Windigos, które zamieniły się w małe dziewczynki i wywołują katastrofę. Wszystkie poza jednym zostały schwytane. Celce pomagała ludzka czarownica, która miała 5 psiapsiółek. Nasze laski są jej potomkiniami i miały zostać ziemskimi elementami Harmonii, a potem wybrać element magii, ale coś nie pykło. Dlatego, kasujemy pamięć, cofamy się w czasie i od nowa! 

Dobra, w kolejnym spoilerze opowiem jakie głupotki tu wyłapałam.

Spoiler

1. Czemu one wszystkie rzygały tęczą czy innym brokatem? No czytelnik nigdy się tego nie dowiedział.

2. Skąd Windigo w pokoju hotelowym?

3. Czemu one wszystkie zupełnie przypadkiem mieszkały w jednym mieście?

4. Dorota i Sylwia to potomkinie 2 psiapsiółek, super.

5. Skąd taki pomysł na przydział elementów? Czemu to Ida z kijem w dupie ma być Śmiechem, kiedy najmniej pasuje?

Taaaak

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbierałem się od pewnego czasu do zrecenzowania tego opowiadania i w końcu nastał czas, by to zrobić. Będę pisał krócej od poprzedników, bo lubię wyrażać opinie krótko, zwięźle i na temat.

 

Powiem tak; ja chciałbym tak pisać w wieku 15 lat. Kurczę, tu mamy coś w pewien sposób... magicznego. Ciekawa fabuła z niebanalnym zakończeniem. Wyraziści bohaterowie. I najlepsze: styl.

 

Narracja pierwszoosobowa w czasie teraźniejszym. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim w dłuższym dziele. Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, czy jest to możliwe w długim dziele. A tu się to udało i to na mistrzowskim poziomie.

 

Wady? Można było nieco bardziej rozwinąć postacie bliźniaczek i w kwestii postaci byłoby wybornie. I po co było to wymiotowanie brokatem? A najbardziej szkoda, że to takie krótkie było, a kontynuacja wciąż nieskończona, i to od dwóch lat.

 

Autorko, jeżeli to kiedyś przeczytasz, to pamiętaj, że są jeszcze czytelnicy, którzy czekają. 

 

Ocena: 9,5/10 :rd8:

 

Pozdrawiam i czekam na kolejne dzieła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...