Skocz do zawartości

[Gothic] Życie pirata - Sam "Greenbeard" (Warmen)


Applejuice

Recommended Posts

Imię: Sam

Przydomek: Greenbeard

Wiek: 45 lat

Wygląd: Włosy Ciemnobrązowe, z siwymi pasemkami, tylko broda pomalowana jaskrawym zielonym barwnikiem. Kapelusz taki jak u każdego kapitana, skórzany wytarty płaszcz, którego koloru można się tylko domyślać z plamami zaschniętej soli. Spodnie też wykonane ze skóry, również brudne i stare. Potężne buty wyglądają na nowe, widać jakiś łup. Pod płaszczem biała lniana koszula jakich wiele (tzn nie aż tak biała, szara właściwie), Ciemnozielona kamizelka i potężny kordelas u boku pod płaszczem. O dziwo ma jeszcze wszystkie kończyny i oczy tam gdzie powinien.

Profesja: Pirat

Kapitan: Ja

Załoga: 100 osób

Pierwszy oficer: Ołowiany Joe, przyjaciel od dawna, nawet nie pamięta kiedy go poznał ani gdzie. Wie tylko, że jest jedną z niewielu osób, którym może naprawdę zaufać.

Bosman: Dave Long. Poznał go przypadkiem w jednej z kantyn. Kiedy był zalany, jakiś facet wpadł na jego stolik. A, że miał dobry humor po udanym abordażu na statek kupiecki, nawet nic mu nie zrobił. Napili się i tak Sam poznał Dave'a, niezłego bosmana.

Reszta załogi to mniej lub bardziej randomowe osobniki.

Nazwa statku: Hebanik (jak kostka ^^)

Obecne miejsce pobytu: Okręt

Nauczyciel: wat, tego tu miało podobno nie być.

Specjalność: Wyborowe machanie kordelasem

Ekwipunek: Jakieś jedzenie, błyskotki zgrabione kiedyś, komuś...ubranie na zmianę i spory...nah. Gigantyczny zapas rumu i grogu. A także spora ilość czarnego prochu (jeśli już istnieje. Jeśli nie - zignorować.)

Złoto: 1500 złota

Broń: Kordelas

Charakter: Neutralnie nastawiony do obcych, jednak nieufny, zawsze trzyma rękę na broni, na wszelki wypadek. Wrogo nastawiony do paladynów. Nie jest zbyt chciwy. Wytrwały w dążeniu do celu. Dość łatwo się denerwuje, jest wtedy agresywny, nieustępliwy i wybuchowy. Przebiegły.

Historia: Kiedyś piractwo było o wiele łatwiejsze. Ojciec był handlarzem. Nie, żebym miał przez to łatwiej, surowo mnie wychowywał. Jednak to na nic. Po latach przebywania z nim, nastała wolność. Liczył, że też będę kupcem. Kiedy już wpakował mnie na okręt...uch, wolę o tym nie mówić. W każdym razie to tam, o ile dobrze pamiętam, poznałem Joego. Porządny facet. Udało nam się nawiązać znajomość. Po dotarciu do portu, porzuciliśmy okręt, i udaliśmy sie do tawerny. Miałem przy sobie sporo złota, starczyło, żeby się porządnie napić i wysnuć pomysł o zostaniu piratami. Ojciec szkolił mnie na kapitana i to zaprocentowało. Skompletowanie załogi wśród tych pijaków nie było problemem. Broń mieli, żeglugę jako tako znali, zwłaszcza Joe, plan był taki, że atakujemy tych kupców którymi we dwóch przybyliśmy, przejmujemy statek, sprzedajemy go razem z kosztownościami w innym porcie i kupujemy porządny okręt. Tak tez się stało. Zakradliśmy się w nicy na statek, te tłuste świnie dalej się po nim krzątały. Nikt nie stawiał oporu, ha! Wyrżnęliśmy ich co do jednego i odpłynęliśmy. Zanim ktokolwiek się zorientował, nas już nie było, razem ze statkiem. Trupy wyrzuciliśmy gdzieś na morzu. Statek i część towaru sprzedaliśmy w Khorinis. Kupiłem nową fregatę, załoga zaznajomiła się ze statkiem, braki uzupełniliśmy z czasem i wszystko szło dobrze. Nawet mój ojciec, gdy dowiedział się, że zostałem kapitanem okrętu pirackiego, zszedł na zawał. Nie obchodziło mnie to, nie był dobrym ojcem, choć nie ukrywam, że parę razy mi się przysłużył. Wkrótce przybyli paladyni i zaczęło się piekło. Nie można już być piratem, w porcie się szwendają, na morzu też tego pełno... Parę razy udaremnili moje akcje, musiałem przez to kilka razy zmieniać załogę. O dziwo 2 najlepszych ludzi zawsze zostawał przy życiu. Nienawidzę ich. Tak. NIENAWIDZĘ! Do kroćset, prędzej mnie rekiny rozszarpią niż nie wykopię ich z moich mórz. Tak. A z tego co słyszałem, ludność też nie jest zadowolona, tym łatwiej, hehe...

Cel: Być piratem pełną gębą, wybić paladynów i wszystkich, którzy przeszkodzą mu w 'interesach'.

Towarzysz, partner: Joe i Dave.

Nah, stać mnie chyba na coś dużo lepszego, nie przyłożyłem się chyba, ale jutro szkoła i jestem wykończony :v

Pierwsza gra w świecie Gothica, ło kurczaki... No nic. Mam nadzieję, że jakoś to będzie i nie pozabijamy się nawzajem, Warmen :D

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Morze tego dnia było wyjątkowo niespokojne. Nawet mewy, jak i inne ptactwo, zachowywały się... dziwnie. Żadna nie wlatywała tak jak zwykle na pokład i nie podkradała wam żywności. Tym razem siedziały na okolicznych skałach wystających z wody i tylko się przyglądały.

Ich zachowanie wzbudziło w was niepokój. Jeśli mewy, te parszywe złodzieje, powstrzymują się od kradzieży - musi być coś nie tak.

Fregata dryfowała na wzburzonym morzu. Z każdą chwilą fale stawały się coraz silniejsze, obijając się o statek z głośnym pluskiem.

Siedziałeś w swoim gabinecie. Niepokój morza dało się czuć nawet tutaj. Przedmioty zaczęły niebezpiecznie chwiać się na półkach, a z biurka zaczęły staczać się mapy i zwoje.

Po chwili usłyszałeś tupot nóg. Ktoś najwyraźniej schodził - a właściwie biegł - po schodach.

Drzwi do twojego gabinetu otworzyły się z trzaskiem. Stanął w nich Krum - jeden z członków twojej załogi, który patrolował teren na bocianim gnieździe

- Kapitanie! - wykrzyknął. - To... paladyni... Już drugi raz w tym tygodniu... Zbliżają się. Czekamy na rozkazy! - dodał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popatrzyłem na Kruma gniewnie. -Czy tutaj już nie można być normalnym piratem?! - wrzasnąłem, uderzając pięścią w biurko. -Jaki to statek? Jak liczna jest załoga? No ruszże się, nie mamy całego dnia! - krzyknąłem zdenerwowany sytuacją. Po chwili przemyśleń sam ruszyłem na pokład. Łatwiej wydawać rozkazy, widząc co się dzieje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krum pobiegł za tobą, lekko dysząc.

- Nie wiem, kapitanie... Do tej pory zdołałem ujrzeć tylko jeden okręt, nic więcej! - wypalił, lekko przestraszony.

Na pokładzie każdy był już w gotowości. Kilku piratów zebrało się przy dziobie, obserwując zbliżający się okręt. Był jednak daleko - dostatecznie daleko, by móc się odpowiednio przygotować. Inni schodzili w pośpiechu do swoich kajut - byli to zwyczajni tchórze... najgorsi piraci w całej załodze - jeszcze inni ostrzyli swoje kordelasy i wymachiwali nimi dla ćwiczeń. To właśnie ta grupa była dla ciebie największym powodem do dumy - byli silni, sprytni i odważni.

Należał do nich również Joe, który już zaciskał dłoń na swojej broni. Opierał się jedną nogą na drewnianej skrzynce z jabłkami i przyglądał się nadciągającemu statkowi z uśmieszkiem na ustach.

- Szykuje się niezła impreza - powiedział do ciebie, obserwując morze ze swojej lornety. - Chyba coś Hagenowi w głowie się poprzewracało. Wysyłać aż dwa statki? Nieźle... Przynajmniej potem będzie łatwiej ich wszystkich powybijać. O kilku gnojów mniej.

Dopiero teraz zza ogromnego klifu wyjrzał kolejny okręt. Joe zaśmiał się.

- A więc co powiesz, Sam? - spytał, szczerząc zęby.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Dwa statki...dość już mam tych zardzewiałych puszek- powiedziałem z wrogością i splunąłem. - Wyślij kogoś po nasze tchórzliwe rybki i powiedz, że jak tu nie przyjdą i nie będą walczyć, to urżnę im dłonie i każe zeżreć! - warknąłem. Spojrzałem w kierunku statków. Mieliśmy jeszcze trochę czasu. Wyjąłem też i swoją broń. Była na niej zaschnięta krew. Po chwili namysłu, zwróciłem się do załogi. -Joe, dobrze wiesz co robić. A wy...broń gotowa? Sprzęt do abordażu gotowy? - rzuciłem te słowa w tłum oczekując odpowiedzi. - Bo jak rozumiem, też macie ochotę na zabawę. Na stanowiska! - krzyknąłem i sam schowałem za osłoną, bo paladyni mogą mieć kusze czy łuki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tłum przytaknął mruknięciem, naśladując twój ruch i chowając się za osłoną.

- Idioci!

Joe spokojnym i wolnym krokiem wszedł na schody, którymi zeszła część załogi.

- Natychmiast na pokład, albo nogi z dupy powyrywam!

Żadnej reakcji. Joe splunął na ziemię.

- Ty - powiedział do pierwszego lepszego pirata. - Idź po nich, a jak nie będą słuchać, urżnij im dłonie i każ zeżreć - powtórzył twoje słowa Joe. - Inaczej wyrżnij co do jednego.

- Tak jest! - Mężczyzna zszedł na dół truchtem.

Joe, załatwiwszy sprawę, poszedł by również ukryć się i czekać na odpowiedni moment. W tym samym czasie... blisko ucha świsnęła mu strzała z łuku pochodzącego od paladynów. Zatrzymała się na drewnianej belce utrzymującej żagle.

- Hah. - Oficer spojrzał w kierunku zbliżających się okrętów. - Mają cela.

Statki były już blisko. W oddali słychać było wojownicze okrzyki paladynów.

- Chester! - ryknął Joe. - Cała naprzód!

Pirat, stojący na dziobie i kierujący całym statkiem, wykonał polecenie. Wydał parę rozkazów, by ktoś odwiązał i odpowiednio ustawił liny od żagli. Dwoje mężczyzn uczyniło to. Po chwili fregata gwałtownie przyśpieszyła.

Twój przyjaciel szybko podbiegł do ciebie, przygotowując się do ataku.

- Ej! - krzyknął do załogi. - A gdzie są kusznicy?!

- Zajęli już stanowiska! Są na bocianich gniazdach! - odpowiedział Dave.

- Świetnie... - mruknął oficer.

Każdy oczekiwał w napięciu na rozwój wydarzeń.

- Sam - odezwał się nagle Joe. - Co my ostatnio zrabowaliśmy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
  • 5 weeks later...
×
×
  • Utwórz nowe...