Skocz do zawartości

W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna Wolnej Equestrii)


kapi

Recommended Posts

Masked leżał nieruchomo w ogromnym bólu, przyglądając się kobiecie, gdy jego oczy zaszły mgłą szaleństwa, przesłaniającą mu tak ból, jak i otaczający go świat. Korytarze wybuchły nagle przeraźliwym i szaleńczym śmiechem, jednak śmiech ten był pełen mocy, magii której nie zdołał wykorzystać do swoich celów co zwielokrotniało głośność owego straszliwego zjawiska. Masked leżał, a raczej telepał się, ocierając swoje ciało o posadzkę i rozcinając je paznokciami, w żądzy mordu i krwi oraz we wściekłości i choć jego zachowanie było okryte szaleństwem to jakaś część umysłu w ciszy kalkulowała chłodno wydarzenia i słowa, nie dochodząc jednak do głosu, a dając nad sobą górę szaleństwu i mocy która ciągle narastała w czarnoksiężniku.

 

-Chcesz mnie aż tak kontrolować, o Martwa Bogini? I przysyłasz swą królową ostrzy!

 

Wykrzyczał nie słysząc sam siebie, czy nawet nie rozumiejąc sensu wypowiadanych przez siebie słów. Zdawał się również nie być świadom iż ta która go powstrzymała dawno już przestała przebywać w jego otoczeniu i odeszła w mrok. On jednak jedynie przyglądał się kobiecie upiornie chichocząc i zdawał się na nią patrzeć, jednak nie widzieć kobiety, a potwora takiego jak i on sam, choć sam nie był tego świadom.

Nagle jednak mężczyzna sam siebie strzelił w twarz, a raczej spróbował to uczynić, bowiem twarz jego zasłaniała maska i otrzeźwiał natychmiastowo, choć jego oczy wciąż szaleńczo pląsały w swym niewidzącym letargu szaleństwa i obłąkania. Wtedy to czarnoksiężnik w dumie powstał nie ujmując dłoni kobiety, choć skłonił się jej nisko, jakby nie pamiętając jak ją przed chwilą określił, ani co o niej myślał. Zdawało się jakby przed chwilą w jednym ciele maskeda grasowały dwie odrębne istoty. Jednak szalona i złakniona krwi, jednak z wiedzą której sama nie pojmuję, zaś druga o chłodnym i ostrym jak zimna stal ostrza umyśle i pragnieniu władzy i mocy. Teraz to po raz kolejny przeszedł wzrokiem po ciele kobiety i pierwszy raz odezwał się sobą, a moc ulatywała z jego słów, chwytana jego wolą, by zostać wykorzystana we właściwszym momencie.

 

-Witaj, zwą mnie Masked i najwidoczniej będziemy zmuszeni współpracować...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atlantis po prze teleportowaniu jeszcze parę sekund patrzył przed siebie,nie mogąc uwierzyć co się przed chwilą wydarzyło choć po chwili już wrócił do siebie z tego co się przed paroma sekundami wydarzyło.Z lekkim nieodwiedzaniem wypluł płyn o nie przyjemnym metalicznym smaku po czym przyjrzał się swojej zabrudzonej sierści a następnie dotarły do niego pierwsze sygnały.Pierwsze co poczuł po przebudzeniu to chłód ciemności która ich otaczała z każdej strony jedynie co dobrze wpływało na zmysły i umysł ogiera to delikatne światło emitowane przez jego konstrukt bitewny.Przez tę chwilkę wiedział dlaczego nie nakazał mu wysadzić się w powietrze w tamtym pomieszczenie,wiedział że poczuje się parszywie robiąc temu wspaniałemu bytowi.Wtem jego wzrok padł na kogoś najmniej oczekiwanego,kogoś kogo przybycia nie nie można było przewidzieć.A tą osobą był Wiktor,pegaz przyprawiał jednorożcowi ciarki na grzbiecie.Zwrócił się do kuca:-Miło cię widzieć,Wiktorze.Nie spodziewałem się ciebie- Po czym spojrzał w stronę Nicka,było on z gatunku istot którymi się brzydził.Ci dziurawcy mieli czelność atakować jego dom a ten obślizgły drań wkraść do jego drużyny a także przeszkodzić w misji i zranić Shadow.Tego było już za wiele do Atlantis miał do przeciąć mieczem ale się zawahał i odpowiedział niegodziwcowi:-Teraz odpowiem na twe pytanie.Co do pierwszego,to tak szybko nas nie znajdą.Co do drugiego śmiem wątpić a to czy to leży w moim interesie to bym się zastanawiał.A teraz powiedz mi ilu was musi paść abyście dali spokój kucykom i zostawili je w spokoju.-Wydał za pomocą umysłu do Golem komendę by ten złapał Nicka i nie puszczał po czym znów się odezwał do Changelinga:-Teraz sobie powisisz- Następnie ukrył się za Golemem i skupił się na prze teleportowaniu sprzętu martwych nocnych gwardzistów,gdyż był mu bardzo potrzebny do następnych ulepszeń jego maszyny bitewnej oraz tego co się wydarzy w tej bitwie.Skupił się z całych sił na tym zaklęciu.

Edytowano przez Wiecznie WnerwionyAtlantis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Złapany Nick zakaszlał po czym odpowiedział-Nie mamy wyboru... prawdziwym pytaniem jest tu czemu to Wy nas zabijacie? nam nie zależy na tym aby was wytępić, chcemy tylko mieć co jeść... chcemy po prostu żyć a wy?! To Wy to zaczęliście, gdybyście pogodzili się ze swym losem uniknęli byśmy rozlewu krwi obu stron. Powiedz szczerze: dałbyś swą miłość komuś po za Blue? Sam widzisz nie mieliśmy innej opcji niż załatwić to siłą. Ilu nas musi zginąć? nie musi konać żaden kolejny aby to zakończyć.-odpowiedział na pytanie po czym znów zakaszlał.-Shadow pomogłeś... ciekawe co zwycięży dobro czy rasizm?-Zapytał robiąc błagalne oczy, widać że potrzebował pomocy, wątpił aby się udało i miał przeczucie że to bez celowe, jednak nie miał nic do stracenia, a naprawdę wiele do zyskania. Atlantis patrząc w oczy Nicka mógł zobaczyć że Nick nie jest typowym changelingiem, jego przepełnione czerwienią oczy i cień źrenic oraz czerwony grzbiet wskazywał na to że nie jest taki jak inne, może to i dobrze, ale może to też zwiastować coś naprawdę złego. Nick wiedział że Atlantis mu nie uwierzy, ale słyszał to też Wiktor, nieważne jaki rebeliant by tego słuchał, do każdego powinno po jakimś czasie dotrzeć że to prawda i chcąc nie chcąc będą musieli ją zaakceptować.

Podmieniec jako istota bez reszty oddana królowej trochę współczuł rebeliantom "jak straszna musi być NMM że od niej uciekli, że się od niej odwrócili?" nie był w stanie sobie tego wyobrazić. W Changei co prawda zdarzają się sytuacje kiedy niektórzy uciekają, Nick sam do końca nie rozumiał czemu, kiedyś może by zapytał jakiegoś partyzanta po co uciekał, teraz, po tym co przez nich przeżył, po skasowaniu części kompetencji, po uzyskaniu złej sławy nawet jak na Changeę, wolał z nimi nie rozmawiać, nie jednokrotnie nawet rezygnował z taszczenia ich z powrotem do kraju. Ale nie ma co rozpamiętywać, zwłaszcza teraz.

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alchemik na dłuższy czas pogrążył się w myślach mimo, że w tym czasie trwały walki. Gdy się "wybudził" dworzec był już zajęty przez rebelię a on się lekko zdziwił. Rozejrzał się i rzekł do pierwszego posłańca:

- Czy jakieś oddziały potrzebują jeszcze pomocy?

Po tym zwrócił się do drużyny:

- Czy wszyscy są cali?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Tak jest prze pana! Ja jestem cała i zdrowa. *Szybko wzniosła się w powietrze i spojrzała na alchemika. Uśmiechnęła się łagodnie wiedząc, że wszystko jest w tej chwili dobrze.Rozejrzała się dookoła by mieć pewność, że jest już bezpiecznie przynajmniej w jej pobliżu.*

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stalowy z ulgą uśmiechnął się i rzekł:

- To dobrze ale proszę nie mówcie do mnie pan. Jestem na to za młody.

Po tym założył muszkiet z którego strzelał na ramię i przeszukał trupy podmieńców w nadziei, że znajdzie naboje.

- Przeszukajcie reszte ciał może mają coś ciekawego co wam się przyda.

Powiedział do wszystkich.

Edytowano przez Rebon Alchemist
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Barbarzyńskie i godne pożałowania zachowanie ale nic, przyda mi się jakaś zbroja zanim znajdę...wytworze sobie własną, jakaś broń też mi się przyda- Solar zaczął przeszukiwać ciała martwych podmieńców z nieukrywanym obrzydzeniem a jednocześnie pewną fascynacją kucyko-owadzią budową stworów

 

<Chitynowe pancerze...hmmm, interesujące jak mocne są...>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- tak więc Kapitanie Sun, jestem Poison Spectra, jeden z magów ,który wyruszył na zamek ,a oto mój plan. Przeciwnik spodziewa się małego oporu z racji ,że większość naszych sił znajduję się na zewnątrz co daje nam małą przewagę ale wciąż jego liczebność daje nam zerowe szanse na przeżycie ,a jedynie malutkie opóźnienie naszego wroga w dotarciu do Księżniczki. Tak więc tu wkraczam ja przygotuje zaklęcie kuli ognia ,które zada ogromne obrażenie temu oddziałowi, oczywiście zakładamy ,że się nie rozdzielali bo uważamy ,że są na tyle inteligentni by nie rozdzielać się na terenie wroga. Gdy moja część planu się uda spokojnie będę mógł przygotować następne zaklęcie i dowalić im jeszcze bardziej ale jeżeli nie uda się pierwsza część planu używając broni dystansowej dacie mi czas na przygotowanie zaklęcie błyskawicy ,który uderzając w jednego odbije się poklejonych.

Gdy Poison się wypowiedział, czekał chwile z pytającą miną czy Kapitan będzie miał jakieś obiekcje w sprawie tego planu. W tym samy czasie przygotowywał kule ognia by ją trochę wzmocnić by była potężniejsza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pokemona popędziła od razu w stronę powierzchni ile sił w kopytach. Po drodze o mało nie wpadła na Dakelin, która chodziła bez celu po korytarzach. Nie wyglądało na to aby bitwa miała się kończyć, zwłaszcza po zabieganych gońcach.

 

Mała klacz galopowała dalej, jej pamięć nie zawiodła i już po chwili wydostała się na powierzchnie. Uderzyła ją stęchlizna powietrza ociężałego zapachem krwi i pożarami. Nie wiedziała do końca co robić, ale niedaleko wzbijała się wielka łuna pożaru. Tam gdzie ogień raczej trwają walki, dlatego popędziła w tamtą stronę. Po kolejnej minucie dotarła na dworzec. Rozpoznała go tylko z paru szyldów i rozkładów jazdy, które nie uległy zniszczeniu, poza nimi budynek wydawał się płonącą ruiną. Ściany podziurawione strzałami i kulami z armat, krzątające się w nieładzie resztki oddziałów wojskowych, które znosiły rannych i przeszukiwały zmarłych dodawały scenie mroku. Klacz pośród zniszczonych elewacji dostrzegła wysoką postać swego znajomego Rebona. Obok niego stali pozostali. Pokemona stwierdziła, że oni będą mogli pomóc, dlatego podbiegła.

 

W tym czasie MT wraz z Rebonem przeszukiwali zwłoki. Podmieńcy wystrzelili większość tego co mieli. Kul w workach mieli mało, podobnie jak prochu. Alchemikowi udało się znaleźć łącznie 5 naboi z ładunkiem wybuchowym pośród okolicznych trupów. MT miał więcej szczęścia z fragmentów opancerzenia poległych udało mu się zebrać całą kolczugę, a na korpus nawet trochę płyt. Co do broni to changelingi nie były dość zróżnicowane. Na ich wyposażeniu znajdywały się włócznie i tarcze, przy czym te drewniane elementy w większości były dość uszkodzone. O wiele więcej egzemplarzy nadających się do użytku miały miecze, czy topory. Akurat gdy ogier skończył zbierać znajdźki zobaczył nadbiegającą Pokemonę.

 

W podziemiach Nick został pochwycony w silny uchwyt przez golema, gdy Atlantis zabierał się do czaru. Wiedział, że nie będzie on prosty. Nie dość, że broń gwardii była magiczna, a zatem mniej podatna na wrogie zaklęcia, to jeszcze odległość oraz brak kontaktu wzrokowego dodatkowo utrudniają sprawę. Mimo to zdecydował się podejść do próby. Jego róg się zaświecił, ogier zamknął oczy. Rozpoczęła się umysłowa batalia. Moc magika szukała miejsca w systemach zabezpieczeń, badała źródła mocy i ich pochodzenie, przemierzając kolorowe korytarze wypełnione energią, czarodziej słabł z każdą chwilą w końcu pochwycił coś i teleportował. Był całkiem zmęczony tym wysiłkiem, jednak zarazem dumny, bowiem w podziemnych korytarzach znalazła się jedna z tarcz gwardzistów. Ciemna, wchodząca w granat stal błyszczała niebieskimi runami, które tworzyły w okół niej pole ochronne. Atlantis częściowo już wiedział do czego służy - znacząco ograniczało działanie magii. Miał prawie wrażenie, iż do tego stopnia, że ledwo dał radę teleportować przedmiot. Łagodne, wygodne i zdobione srebrnymi nićmi pasy z czarnej skóry dawały się bardzo łatwo przystosować do ręki, a całość mimo ewidentnej wytrzymałości była lekka. Tarcza sama w sobie wydawała się średnich rozmiarów i była w kształcie podobnym do odwróconego stożka, jednak pole rozciągało się trochę poza granicę okucia.

 

Na górze adiutant stojący blisko Adler zastanowił się po czym powiedział bez wyczucia rozkazów, którego uczono w wojsku:

- Nie wiem czy znajdzie się bezpieczniejsze miejsce niż te podziemia, można wyprowadzić więźniów na powierzchnię, ale nie wiem czy to będzie dobre...

Spojrzał się na majora z wyczekującą miną. Tymczasem podkomendni zaczęli zbierać oddziały i gotować się do przemieszczenia. Był to dość duży manewr, bowiem w ciasnych zatłoczonych uliczkach 200 kucy miało się przecisnąć, a wcześniej sformować ponownie po bitewnym szale. Powoli zaczęto się przygotowywać, pierwsze oddziały zabezpieczające wejścia ruszyły. Adler zauważyła, że siły, które nie były jej podporządkowane również zbierają się do wymarszu, tyle, że pozostałe oddziały ruszały w głąb miasta. Z daleka słychać było rozkazy Greena, który swym potężnym głosem zagrzewał do boju.

 

Masked spojrzawszy na dziewczynę, zauważył, iż patrzy na niego dość badawczym spojrzeniem, jakby chcąc zrozumieć co dręczy jego biedną duszę. Spoglądała coraz na wydrapane w ziemi podczas ataku szaleństwa szramy. Na jej twarzy pojawił się znikomy uśmiech. W końcu odezwała się  a jej ton trochę spoważniał.

- Wiem, że moja Pani przeznaczyła ci misję, ale ona może poczekać. Czym się teraz zajmujesz, a i czemu nazwałeś mnie królową ostrzy? - ostatnie słowa wypowiedziała z wyczuwalną pretensją, być może w samym tytule nie było nic złego, to ton, w jakim Masked go wypowiadał ewidentnie świadczył o pewnej niechęci.

 

Kapral pomyślał krótko nad słowami maga krwi.

- Brzmi rozsądnie, tylko które miejsce obieramy za punkt obronny, czy czekamy na nich w głównej jaskini, gdzie jest dużo miejsca, z jednej strony więcej na raz może ich wtedy dojść, ale z drugiej to my znamy te przejścia i może skorzystamy na manewrowości, czy raczej stajemy w korytarzu i tam trzymamy się tak długo jak zdołamy? Chyba, że przejść do jakiejś pomniejszej jaskini, tylko, że takie zwykle nie znajdują się bezpośrednio na drodze marszu do sal medycznych i istnieje groźba, że wpuścimy część ich dalej.

Poison częściowo słuchał, jednak większość swej uwagi skupił na tworzeniu kuli ognia. Zbierał moc z okolicy. Z pobliskich ścian zaczęła wychodzić czerwona energia, która błyszczała w niektórych miejscach płomienną żółcią i falowała. Powoli tworzyła się sfera ognia, która zagęszczała się, a później znów powiększała swą objętość. W okół głównej kuli zaczęły wirować mniejsze, a ogniste połączenia między nimi przypominały rozpięte łańcuchy. Tak przygotowaną podstawę czaru zostawił Poison i ponownie umysłem wrócił do planów obrony.

 

Tymczasem w zburzonej sali jeden z gwardzistów zauważył Moonight Star i ostrożnie ją zdjął. Po czym po wykonaniu wstępnych opatrunków zaniósł ją do punktu medycznego, ona ledwo kojarzyła co się z nią dzieje.

Nessi chwilowo z oczywistych powodów odłączysz się od drużyny wolnej equestri, dlatego Twoja postać znajdzie się w temacie wyznawców chaosu.  

     

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po zakończonym wysiłku Atlantis zmęczony chwycił się w miejscu gdzie zranił go nocny gwardzista.Rana znowu bolała a to z powodu sporego wyczerpania do którego doszło w wyniki przeniesienia jednej z tarcz gwardzistów.Po wymasowaniu rany,zmęczony lecz zadowolony z siebie,wziął tarczę i podszedł przed Nicka.Cały czas spoglądał na niego podejrzliwie i po kilku sekundach się odezwał:-Twoje rozumowania jest słabe a to dlatego iż nie żywi się pasożytów.- Zrobił małą przerwę i znowu zaczął mówić : - Powiedz mi ile wampirów wykarmiłeś własną krwią w tym roku,założę się że zero.Po mamy was karmić skoro ty nie karmisz ich.W dodatku jesteś zbyt naiwny wierząc w to co mówisz.- Po czym chwycił tarczę i się chwilę niej przyglądał,wiedząc że się przyda do walki z innym wrogiem po czym założył ją na grzbiet.A następnie skierował wzrok na Nicka i odezwał się : - Powinien ci dać w pysk za to co próbowałeś zrobić w tamtej sali lecz czekać cię będzie coś gorszego.A teraz wracamy do domu.-Odezwał się ostatni raz i wyjął kamień teleportacyjny i ustawił wszystkich w pozycji w której mógł zabrać wszystkich ze sobą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Nie przypominam sobie takiego stwierdzenia, teraz jednak skoro już zabroniono mi się nadto narażać dla wiedzy której pragnę, a której ty zapewne nie jesteś w stanie mi zapewnić, ruszajmy zająć się mniej ważnymi sprawami. Mianowicie wrogowie atakują rebelię w ich własnych korytarzach, a oboje wiemy że rebelia jeszcze nam się przyda. Gdzie by jednak się przenieść? Wiem! Podaj mi swą dłoń jeśli łaska...

 

Mag skupił się i zaczął wypowiadać jedną ze swych mrocznych inkantacji. Chciał przenieść się do Poisona, bowiem jemu mógł pomóc, a nie wiedział gdzie jest reszta, czym z resztą nie bardzo się martwił. Masked miał nadzieję przenieść i siebie jak i swoją towarzyszkę w niedoli w jednym prostym przeskoku teleportacji tak by zaraz byli gotowi do bitewnego harmidru i uczynił wszystko by przenieśli się bez większych problemów.

 

-Przygotuj się na pierwszą walkę przy moim boku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Wiesz że to subiektywna ocena. Ile wykarmiłem? masz rację zero. Ilu spotkałem? także zero. Jest w tym oskarżeniu jakiś sens? Że co? że zdrada? heh słodka naiwność kucyków. Nie jestem zdrajcą większym niż Wy, z resztą to nie ja morduje swych rodaków, wyniszczam swój kraj, sprzeciwiam się władzy, to nie ja udaję bohatera biegając z mieczem po Equestrji i mordując bez opamiętania. Zastanów się obaj działamy w dobrej wierze w szczerym przekonaniu że to co robimy jest dobre.-zakaszlał po czym mówił dalej ochrypłym głosem-Obaj jesteśmy tak samo źli.-Zakończył swą wypowiedź  i czekał na jeszcze gorszą przyszłość.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Cześć mała. Kolejne nadstawianie karku...ech, przyda mi się to- MT zabrał telekinezą dwa miecze które przypiął sobie do boków. spojrzał na raczej nie najlepszy pancerz również ubolewając nad kolorem- Musze wykuć sobie własną...najlepiej jeśli nie będzie przeszkadzała skrzydłom...hmmm- zastanowił się.

-Rebon? Nie mógł byś użyć swojej alchemii i złożyć z tych resztek  zbroi jakiejś większej osłony którą mógłbym ruszać telekinezą? Mógłbym to zespawać ale trochę by to zajęło...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Ja jestem pewien że spotkałeś jednego- Po czym podszedł i lekko trzasnął go po pysku i powiedział -O żadnej zdradzie nie mówił tylko o tym co próbowałeś zrobić a czego nigdy nie powinieneś próbować ani myśleć o tym.Właśnie za to cię uderzyłem.A także to że gdybym przebywał w stolicy w czasie waszego ataku to byśmy tu nie rozmawiali bo bym został porwany przez takich bezmyślnych zombie ja ty którzy kryją nie mają własnego zdania-Po czym wrócił do tego co zamierzał.

Edytowano przez Wiecznie WnerwionyAtlantis
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick lekko oberwał, jednak jego reakcja była sprzeczna z tym co zdrowo myślący kuc mógłby przypuszczać. Podmieniec zamiast zmartwić się po uderzeniu uśmiechnął się, był jednak zbyt obolały aby wykrzesać z siebie chichot. Nick nie odpowiadał nie zamierzał ciągnąć tej dyskusji dalej, po prostu czekał i rozmyślał "jak ja mogłem o niej zapomnieć?"    

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiktor szedł powolnym krokiem za Atlantisem. Głowa go bolała i wydawało się że walczy z czymś w środku, był zamyślony ale wkrótce z zamyśleia wyrwał go głos podmieńca, podmieńca który kiedyś był jego przyjacielem.
- Zdrajcy? Bohaterowie którzy latają z mieczem? Nick....dla dobra wszystkich....nic już nie mów.....ostrzegam cię.... - Wiktor przygotował bagnet na karabinie i wycelował go w "Zdrajce" - Jedno słowo....nawet jeśli to będzie "dajcie mi wody"..... W moich oczach nie jesteś jeńcem wojennym...jesteś niczymym....robakiem do zdeptania.... stawiaj się bardziej.....jak cię zabijemy to nikt nic nie będzie wiedział....prawda Atlantis? - Wiktor usmiechnął się szyderczo

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cień źrenic podmieńca zatoczył widoczne kółko a pozbawiona uczuć twarz nie okazywała nawet zainteresowania groźbą. Jedyne do czego się zastosował to milczał, nie tyle ze strachu co dla spokoju i ze zmęczenia. Czół jednak że Wiktor mimo tego co powiedział chciał mu jednak powiedzieć coś innego, coś czego Atlantis nie powinien słyszeć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alchemik słysząc co mówi Pokemona na początku nie zbyt widział o co chodzi. Po chwili zrozumiał co chciała przekazać.

- Podziemie zaatakowane?! Nie ma czasu do stracenia! Ruszamy od razu!

Rzekł nie tylko do przyjaciół ale i do reszty oddziału która została przy życiu (o ile ktoś jeszcze z nich żyje).

- Żołnierzu podejdź - powiedział do kuca z oddziału - przekaż wiadomość najbliższej grupie, że idziemy pomóc w obronie bazy ruchu oporu. Dołącz potem do nich lub ewentualnie pójdź przekaż to innej grupie.

Nastepnie znów rzekł do reszty:

- Ruszamy do podziemi, jazda!

Na znak wymarszu, Rebon machnął ręką tak, by każdy zobaczył.

Edytowano przez Rebon Alchemist
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz nie czuła potrzeby by coś mówić, uważała, że ona i tak nie decyduje. 
-Tak jest prze... *Zrobiło jej się głupio, bo pamiętała co alchemik jej powiedział, ale jednak przyzwyczajenie robi swoje* Tak jest! 
Po tych słowach skierowała się do wyznaczonego miejsca. Jej krok był nienaturalnie powolny. Można było wyczytać z jej zachowania, że czuje się nieswojo. Niczym dziecko, które musi dorosnąć szybciej niż powinno. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Poczekamy w głównym korytarzu, kiedy ich trochę wejdzie rzucę kulą ognia w sam ich środek powinno to wywołać panikę. W tym czasie pan ze swoim odziałem schowany poczeka na reakcje jak faktycznie będzie to panika to zakatujesz ,a jak się ogarną wycofamy się do następnego pomieszczenia ,które prowadzi do głównej sali gdzie się znowu  z chowamy i poczekamy. Ja przygotuje kolejne zaklęcie i zrobimy znowu to samo aż dojdziemy do głównej  sali gdzie będziemy się bić już otwarcie bo nie mamy za bardzo innego wyboru - powiedział krwawy mag - ja będę was wspierał magicznie jak tylko mogę

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kapral odsalutował Poisonowi. W jego oczach co raz bardziej zapalała się realna świadomość zdarzeń i odpowiedzialności. W końcu mieli bronić rannych i byli jedyną linią obrony. Sama Pani Shadow powierzyła im to zadanie. Pomarańczowy kuc skrzyknął oddział i kompania wyruszyła. Przeszli w odpowiednie odnogi, gdzie migotały światła licznych pochodni. Zapewniały bardzo dobrą widoczność, a co więcej dawały cień. Poison teraz docenił architekta wnętrz, który ustawił światło na korzyść obrońców, tak aby alarmowało o zbliżaniu się wroga. Orange Sun, który lepiej znał od maga krwii podziemia zatrzymał oddział jakieś 7 minut drogi od głównej komnaty, zostawiając im długa drogę odwrotu.

​- Tu będzie dobrze sir. Mamy gdzie się wycofywać, a pójście dalej groziłoby otoczeniem, a zarazem minięciem wroga. Oddział ukryć się i czekać walki.

Kuce z wielką powagą wykonały rozkaz i tak oto tylko Poison pozostał w widocznym miejscu, zachowując sobie dobry widok na korytarz biegnący do jaskini. Sama komnata była dość mała i pełniła funkcję mieszkalną, podobnie jak okoliczne jaskinie. Gdzieniegdzie stały drewniane porządne łóżka z pościelą, a nawet skrzynie. Nastąpiły chwile długiego napięcia. Poison sam skupiał się aby podtrzymać i wzmocnić przygotowywany czar kuli ognia. 

 

W końcu po następnych, dłużących się niemiłosiernie 5 minutach w oddali z korytarza zaczęły dobywać się głosy równego marszu i szczęku oręża. Już teraz można było wywnioskować, że changelingi są ciężej uzbrojone niż rebelianci. Jednak Poison ucieszył się, widząc, że dwóch z jego oddziału wyjęło kusze. Zawsze broń zasięgowa mogła spotęgować działanie psychologiczne czaru. czaru. Miał pod swoją komendą łącznie 10 kucy, które udało się zebrać. Napięcie rosło z każdą sekundą. W końcu w korytarzu zaczęły się pojawiać długie cienie włóczni i tarcz, a po chwili zza zakrętu wyłoniły się sylwetki pierwszych żołnierzy. Każdy był odziany w kolczugę, hełmy dość szczelnie zakrywały twarze, tak, że tylko zielone oczy świeciły wśród czarnych zbroi. Każdy podmieniec trzymał w kopycie tarczę, a w drugim broń krótką, najczęściej topory. Pierwsi z nich próbowali się zatrzymać widząc Poisona, ale kolumna napierała na nich od tyłu. Wśród miarowego marszu dały się słyszeć głosy wrogów, mówiące o pojawieniu się przeciwników. Początkowo wydawało się ,że nikt nie dowierza w to, że przed nimi ktoś stoi, ale po chwili dowódca zaczął się przepychać do przodu, aby zlustrować sytuację. Poison był już w trakcie rzucania zaklęcia. W jego kopytach powstawała potężna kula ognia i żaru. Świeciła się na czerwono, a jej brzegi falowały. Powietrze w okół niej buczało jak od pożaru. To był na prawdę dobrze przygotowany czar. Czarodziej wiedział, że teraz nie może zawieść. W końcu wypuścił morderczy pocisk, ktoś z tłumu podmieńców zawołał "Padnij!", ale kula już prawie ich dosięgła. Wśród niskiego odgłosu pożaru, nagle rozległ się potężny wybuch. Na chwilę wrogowie zostali zasłonięci przez rozlewającą się falę ognia i płomieni, zaraz rozległy się krzyki i wrzaski poparzonych. Gdy tylko nieskończona czerwień ustąpiła z korytarza oczom czarodzieja ukazało się kilka trupów w pierwszych szeregach wroga, których kolczugi w niektórych miejscach były stopione. Chwilę później, gdy changelingi zaczęły wstawać rozległ się dźwięk cięciw. Jeden bełt natrafił na powierzchnię tarczy i zsunął się z niej uderzając w ścianę, ale drugi trafił żołnierza w bark, przebijając zbroję. Ten zachwiał się, po czym upadł. Zapanował chaos, ale nad krzykami uniósł się głos dowódcy podmieńców, który najwyraźniej przeżył:

- Do ataku, do ataku mówię! 

Niektórzy wojacy byli dosłownie wypychani przez oficera na przód. Widać ten ogier wiedział co robi, wyczuł, że rebelianci chwilowo nie mają czym zaatakować. Na szczęście Orange Sun dobrze wyczuł sytuację i krzyknął:

- Do ataku za Księżniczki i Equestrię!

Jego głos spotęgowało echo, tak samo jak entuzjastyczny wrzask jego towarzyszy. Pierwsze changelingi przeraziły się i zanim zorientowały się ilu jest wrogów zginęły pod szybkimi ciosami rebeliantów. Dla tych, którzy stali z tyłu to było za dużo. Głos dowódcy zanikł wśród krzyków, a wojsko wroga przystąpiło do nagłego odwrotu. Rebelianci dobili jeszcze kilku podmieńców, ale porucznik powstrzymał dalszą szarżę rebeliantów. Wkroczyliby bowiem na mniej przychylny teren i mogliby wejść w walkę z resztą oddziału, który nie był przestraszony, co zakończyłoby się nie możliwymi do zrekompensowania w tej sytuacji stratami. Buntownicy wycofali się na pozycje wyjściowe, a w korytarzu przed jaskinią znów wybił się głos dowódcy:

- Formować kolumnę tchórze, zabrać tych cykorów na koniec oddziału, już szybko, formować szyk, tarcze staw! Przygotować się, ruszać, ruszać! Na wroga!

 Rebelianci znów zajęli poprzednie pozycje, a dwóch kuszników przeładowało. Tym razem podmieńce zdawały się bardziej przygotowane na opór. Jeśli Poison chciał wprowadzać jakieś zmiany musiał to zrobić szybko, bowiem oddział changelingów już ruszył.

 

Pokemona dotarła do Rebona i pozostałych. Ten polecił jednemu z adiutantów, aby zadbał o pomoc. W prawdzie perony opustoszały, gdyż większość oddziałów skierowała się ku bramie i reszcie miasta, jednak dalej około 15 kucy ratowało proch z wagonów, czy dobijało podmieńce. Kilkoro rebeliantów przyłączyło się do biegnącego dowódcy. Wraz z Rebonem pobiegł MT, chwytając miecze oraz Lenitha. Biegli ile sił w kopytach. Gdy Poison rozpoczął walkę ich grupa wbiegła do podziemi i kierowała się schodami ku głównej jaskini.

 

Przy bramie natomiast adiutant dziwnie spojrzał się na Adler, jakby nie do końca zrozumiał polecenie, ale w końcu wyszeptał:

- T... tak jest.

Po czym odszedł i na przemian biegł, a po chwili się zatrzymywał, jakby nad czymś usilnie myśląc.

 

Masked tymczasem przedstawił swój plan jego towarzyszce, ta lekko się uśmiechnęła, rozbawiona stwierdzeniami mężczyzny, lecz zachowała milczenie  podała mu swą dłoń. Była zimna, bardzo zimna, choć zarazem jedwabiście gładka i delikatna, co kontrastowało z dość dużą siłą, jaką w niej miała, a którą Masked mógł zdecydowanie poczuć. Czarodziej starał się zlokalizować swój cel, przeszukał wśród energii magicznych tą niebieską, wraz z odpowiednimi osobami. Wypowiadał właśnie słowa inkantacji, a jego ciało, jak i ciało jego koleżanki zaczęła otaczać czerwona sfera, gdy Atlantis skończył rozmawiać z Nickiem i korzystając z kryształu teleportacyjnego zaczął przenosić się do bazy. Kamień rozbłysnął białym światłem, które zmieszało się z magią Atlantisa. Mag zauważył ,że promienie energii opływają z daleka sferę jego nowej tarczy. W końcu nastąpił błysk i wszyscy się przenieśli do głównej jaskini. Arceus, Wiktor i Nick stali właśnie na brzegu jeziorka. Za nimi spadła mały wodospad. Rozejrzeli się na boki. Coś zdawało się być nie tak, przez jaskinię przebiegało kilka kucyków, które strasznie się śpieszyły, ale po chwili analizy można było wywnioskować, że pewnie to jakieś sprawy związane z bitwą prowadzoną na górze. Masked tymczasem zaobserwował zmianę energii magicznej i zanim zmaterializował się w ciemnych korytarzach pod zamkiem obok swego prawdziwego celu - Atlantisa, musiał zużyć dodatkową energię i zmienić kierunek teleportacji. Udało mu się dołączyć do chmury energii teleportacyjnej trójki kucy z zamku i dzięki temu pojawił się przy Wiktorze, Nicku i niebieskim czarodzieju. Stał po kolana w wodzie, wraz z nowopoznaną  kobietą. Ta spojrzała na niego, uśmiechnęła się lekko i rzekła dość luźnym tonem

- Następnym razem wolałabym jednak lądować na ziemi, a nie po kolana w wodzie.  

Te słowa usłyszały trzy kuce stojące przed Maskedem i Aną. Zobaczyły czarnoksiężnika, którego już znały i zupełnie nową osobę, która przypominała trochę Rebona i maga ciemności, ale wydawała się delikatniejsza i byłą bardziej odpowiednikiem klaczy.    

 

        

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...