Skocz do zawartości

W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna Wolnej Equestrii)


kapi

Recommended Posts

Narada dobiegała końca. Shadow patrzyła czujnie na Maskeda. Golem odpowiedział zgodą na jej pytanie. Jednak doniósł niepokojącą wieść o oddziale changelingów przy dworcu. Shadow szybko coś przekalkulowała, po czym odezwała się do jakiegoś przechodnia, który pomagał w szpitalu.

- Szybko idź do naszych w podziemiach, którzy nie walczą. Niech dziesięć szybkich pegazów znajdzie najbliższe oddziały stacjonujące w okół dworca. Mają wesprzeć niebieskiego maga. Szybko.

Ogier szybko popędził, aby wypełnić rozkaz przywódczyni. Strażnik podchodził blisko Maskeda, jego nowa znajoma również czekała, w podobnym do czarnoksiężnika spokoju. Mięśnie w jej ciele nie były naprężone, ale oczy w swym morzu czerni błyszczące czerwienią obserwowały uważnie każdy ruch. Mag mroku nie dał się dotknąć rebeliantowi i zaczął iść w stronę celi. Rzucił w stronę Shadow prośbę o osobną jaskinię dla siebie i Ane. Ewidentnie pokazał, że nie chce być zamknięty ze zdrajcą. Głos miał jakby do końca niepewny, przez co częściowo nie swój. Shadow przystała na to i trójka więźniów został odprowadzona przez strażników, golema oraz czuwający wzrok przywódczyni.

 

Cela Nika była dość obszerna. Jej kryształowe ściany zostały wygładzone, a teraz majaczyły barwami płomieni. W środku przezroczystych kamieni jakby przelewały się morza energii, przypominając płynną lawę. Cela oświetlona była runą magiczną, świecącą przy suficie na biało. Drzwi do komnaty się zamknęły odgradzając podmieńca od reszty skupiska rebelii. Nick zdążył zauważyć, że cała komnata jest doskonale widoczna z głównej jaskini. On jak się okazało nie widział nic poza ścianami swej celi. Kryształy tworzyły coś na kształt weneckiego lustra. Wnętrze było przytulne, dzięki uspokajającym barwom. Przy ścianie więzień zauważył ławkę, a raczej specjalnie poszerzoną kryształową półkę do siedzenia. Nie był skuty kajdanami.

 

Podobnie wyglądała cela Maskeda i Ane. Z tą różnicą, że czarnoksiężnik poczuł specyficzną aurę tej jaskini, jakby ściany posiadały olbrzymi deficyt energii magicznej, co sprawiało, że magowie czuli się w tym pomieszczeniu dość nieswojo. Trudno było oszacować co stanie się z zaklęciem, które tu zostanie rzucone. Ane bez słowa poszła za swym znajomym, gdy ich zamknęli delikatna i małomówna dziewczyna usiadła na brzegu kryształowej półki i zamknęła swe piękne i tajemnicze oczy. Wyglądała spokojnie, a jej suknia falowała lekko, choć w pomieszczeniu nie było wiatru, spływając niczym łagodne morskie fale ze zgrabnych nóg, odbijających swój kształt na fałdach lekkiego materiału. Jej czarne włosy opadały na bladą twarz, zakrywając ją, a następnie rozpływając się na piersiach. Biała linia pasma włosów stapiała się w jej profilu z błyszczącymi kryształami. Dziewczyna nie mówiła nic.

 

Przed celami stanął strażnik i golem. Shadow pamiętała, że ma zająć się więźniem, lecz najpierw musiała omówić ważniejsze sprawy. Pożegnała większość sztabu i oczekiwała na przybycie Greena. W tym momencie do dowódczyni podszedł Poison. Po zapytaniu klacz spojrzała mu w oczy dość głęboko, jakby chwilę badała duszę. Mag krwi poczuł się jak wrzucony w morze nieprzebytej czerni jej tęczówek.

- Po pierwsze chciałam jeszcze raz podziękować za mężną obronę moich współtowarzyszy. Po oblężeniu nie ominie Cię nagroda. Nie zostało Ci wyznaczone zadanie, bo od nikogo nie wymagam więcej niż może znieść. Doniesiono mi, że skończyłeś walkę jako zamrożony sopel. Stwierdziłam, że pewnie potrzebujesz odpoczynku i wytchnienia, jednak jeśli uważasz, że nadajesz się do dalszych działań możesz dołączyć w dowolne miejsce. Kopyt brakuje nam wszędzie. Wybierz sobie coś.

 W tym momencie do jaskini wbiegł Green. Zbroja chrzęściła metalem. Gdy przygalopował skłonił się Shadow. Ona zabrała go do swego gabinetu i tam rozmawiali.

 

Chwilę wcześniej MT poszedł szukać kwatermistrza. Przejrzał wiele jaskiń, miał problem, ale w końcu znalazł wypełniony skrzyniami i rozładowanym towarem podziemny korytarz, prowadzący w stronę koszar. Wiele kucy uwijało się jak w ukropie. Na wielkich stosach układano beczki, najwyraźniej z prochem. Nad wszystkim panował potężny głos kwatermistrza. Właśnie MT minęło ciągnięte przez kilka ogierów działo. Kuc podszedł do Solid Boxa, ten nie zwrócił na niego uwagi, dyrygując przerzutem zaopatrzenia z koszar do oddziałów na ulicach. Mruczał coś pod nosem od czasu do czasu i uśmiechał się.

 

Pokemona siedząc przy ścianie czuła się co raz bardziej samotna.

 

Tymczasem Sanstorm napiła się ze źródła i przeszłą do skrzydła magicznego. Było puste, a przez to jakby ponure. Jednak ucieszyła, bowiem nikt nie będzie jej przeszkadzać w ćwiczeniu. Sala do ćwiczeń wiała pustką, ale również dobywającą się z kryształów olbrzymią mocą. Sandstorm zaczęła manipulować swą nieokiełznaną magią. Początkowo wychodziły jej zagęszczone ciśnieniem kule powietrza, ale w pewnym momencie do jej serca wkradł się zapał o którym rozmyślała. Pobudziła ją do tego frustracja, że zaklęcie nie wychodzi. Jej grzywa zaczęła spontanicznie podskakiwać niczym płomień. Nagle małą kulka powietrza zaświeciła i zaczęła układać się podobnie, jak jej fryzura. Po chwili miała już mały płomyczek. Ucieszyła się i wtedy ognik zniknął, gasząc się. Nie chciała pobierać mocy z otoczenia, chciała się nauczyć rozpalać płomień normalnie, bez pomocy. Ponowiła próby, raz za razem wychodziło co raz lepiej, aż w końcu utrzymała płomień przez minutę.

 

Grim dotarł do swych sił. Posunęły się już daleko. Stał teraz na placu około 100m od murów dzielnicy arystokracji. Już stąd widział je. Powiewały na nich dumnie chorągwie Changeli. Paskudny, zatruty zielony wżerał się w serca rebeliantów plując im w twarz, że nie mają jeszcze stolicy. Potężne oddziały uzbrojonych changelingów obserwowały linię frontu. Co chwila odzywały się strzały pojedynczych muszkietów. Jednakże nie tak często jak dowódca się spodziewał. Najwyraźniej oszczędzali proch. Pułkownik po zebraniu dowódców grup przekazał im rozkazy i odesłał. Zaczęto zbierać trzystu. Ich dowódcą miał być Cramp the Strange. Jego przydomek pasował do niego. Ogier był bowiem niski i prawą stronę ciała miał nienaturalnie umięśnioną. Podobno zawsze chciał być wojskowym, ale nie przyjęto go ze względu na nierozmiarową budowę. To nie złamało w nim ducha i kształcił się na własną rękę. Był jednym z bardziej oddanych, ślepo posłusznych oraz zaznajomionych z polem bitwy kucy w całej armii Grima, a przynajmniej tak go określali. Samego Crampa pułkownik zobaczył wcześniej, gdy robił obchód swych sił. Nie wzbudził większego zainteresowania dowódcy, ale to dlatego, że stał lepszym profilem. Teraz Grim mógł go dokładnie obejrzeć. Ogier rzeczywiście prawą stronę ciała miał bardzo umięśnioną, a lewą, na odwrót wychudzoną. Na plecach leżał mu w pochwie wielki miecz, a na lewym kopycie miał stalowy puklerz. Odziany był w tradycyjną zbroję rebelii. Nie nosił natomiast hełmu. Jego prosta, szczera twarz patrzyła bystro na otoczenie. Gdy przybiegł do Grima zasalutował. Podkomendny miał ciemnofioletową sierść, wchodzącą, w czerń oraz kontrastującą błękitną, krótko przystrzyżoną grzywę. Przyjął wszystkie instrukcje w ciszy i zaczął zbierać ludzi. Jednocześnie posłał do kwatermistrza po cięższe pancerze dla trzystu. Musieli w końcu przetrzymać zdwojony ostrzał.                  

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sandstorm, była zmęczona, ale cieszyła się, że udało jej się wzniecić płomyk. Chciała już iść do swojego pokoju i odpocząć, ale chciała jeszcze spróbować jednego. Skupiła się na płomyku i zaczęła nim manipulować, by wytworzyć kulkę, którą mogłaby rzucić. Bez znaczenia na efekt, po kilku tylko próbach, zmęczona udała się do swojej komnaty, gdzie wzięła prysznic i poszła zrobić sobie zasłużoną drzemkę. Serox w tym czasie pilnował jej snu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poke w końcu nie wytrzymała. Bo jakiż pożytek jest z siedzenia na ziemi? WWstała i cicho zaczęła dreptać w stronę wyjścia. Brakło jej widoku słońca... Więc wyruszyła w stronę, gdzie powinno być wyjście na zewnątrz. Nie może siedzieć bezczynnie, niech więc trochę poobserwuje powierzchni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cisza i samotność. Tak tego mu brakowało, tego potrzebował przed rozmową. Chwila odpoczynku, moment wytchnienia. Podmieniec położył się na ławce z nadzieją na sen. Naprawdę musiał odzyskać siły. Nick nie zaprzątał sobie głowy Shadow, możliwymi torturami czy nawet swoją niewolą. Żył i o to musi się teraz pomartwić, musi się o to zatroszczyć, tego stanu zmieniać nie chciał.

Ranny, obolały, zmęczony wywiadowca położył się. Wiedział że go widzą i mogą to odebrać jako oznakę jego kapitulacji. Nick się nie poddał, nie poddawał się w sytuacjach beznadziejnych, żaden jego rodak tego nie zrobi, każdy będzie walczył tak długo jak długo będzie zdolny utrzymać swą broń, Nick nie chciał być wyjątkiem. Mimo tylu pozornych trosk podmieniec zdobył się na uśmiech, tym gestem pokazał rebeliantom że nie poddał się, że nie złamali go dotychczas i nie zrobią tego w przyszłości. Nie uda im się go złamać, już nie.

Nie miał nic specjalnego do roboty, z uśmiechem zamknął oczy i zapadł w sen. Miał tak spać do momentu aż wróci po niego Shadow, lub ktoś nie zechce z nim porozmawiać. Nie trzeba mówić że nie miał nastroju do rozmów, gdy z rozciętą piersią każde słowo sprawiało mu dodatkowy ból, gorszą rzeczą jednak niż to fizyczne cierpienie była świadomość przez kogo to cierpienie odczuwał, gorszą rzeczą od kopniaka Thermla była świadomość tego że to jego "sojusznik" go tak urządził. Może rzeczywiście tak będzie lepiej? Może przywrócenie NMM na tron nie był dobrą decyzją Chrysalis? Widocznie ci "źli" nie powinni robić miłych rzeczy. Jakie to jednak teraz ma znaczenie? Teraz gdy "Nick" jest jedynie książką którą trzeba odczytać? Ma i to wielkie. Powróciło do niego to samo pytanie, które miał w głowie gdy wraz z rebeliantami szykował atak na pałac, to samo pytanie gdy walczył i dostał od swego sojusznika, to samo zawahanie przed oddaniem strzału do Shadow "Może rzeczywiście tak będzie lepiej?" Może to była lepsza droga? Nick miał jednak pewne rozkazy i chcąc nie chcąc musiał je wykonywać.

Teraz wrodzona troska i nadzieja na wolność mieszały się w jedno dając mu odpowiedź, nie miał wyboru. Każda inna droga była drogą do jego końca, była tylko jedna, może nie słuszna ale dająca to na czym mu teraz najbardziej zależało-Życie.

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Idź, nie widzę przeciwwskazań. Sam teraz będę trochę zajęty więc nie musisz za mną chodzić i się nudzić

Rzekł Alchemik do Dakelin po czym znowu odezwał się do Thermala

- Proszę pomóż mi z tym mieczem. To ważne, bo dzięki niemu będę mógł normalnie walczyć.

Stalowy chciał już uklęknąć ale powstrzymał się. To mogłoby się wydać dziwne a on sam mógł się upokorzyć.

Edytowano przez Rebon Alchemist
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słowa Shadow o ponownym wykorzystaniu smoka były jak miód na jego uszy. Zapomniał nawet o tym, że niedaleko stoi podmieniec. Oto właśnie zyskał szansę, by zabić jeszcze więcej tego robactwa.

. Przez chwilę stał i myślał, co musi poprawić w kierowaniu tym konstruktem. Nie zrobił wiele źle, ale zawsze mógł zrobić coś lepiej. A gdy od niego zależało tak wiele, stawało się to ważniejsze.

Dopiero po jakimś czasie zauważył, że dwunożna istota stojąca przed nim ma do niego jakąś sprawę. Wcześniej ignorował to, co słyszał - sądził, że nic z tego bezpośrednio go nie dotyczy. Oznaczało to, że się mylił.

Skonfundował się.

-Przepraszam, zamyśliłem się - powiedział pośpiesznie, telekinezą łapiąc wystawiony w jego stronę miecz. Przyjrzał mu się z lekka szczęśliwy, że będzie mógł pomóc. Mina mu jednak rzedła. - Na pewno nikt nie próbowałeś zablokować naprawdę silnego uderzenia. Przez twardość ostrza połamałbyś sobie łapy. Chodźmy do kwatermistrza - spojrzał na niego, oceniając jakie ostrze będzie potrzebne. - Wolisz broń dłuższą czy lżejszą?

Edytowano przez Ohmowe Ciastko
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magictech patrzył na kwatermistrza i zastanawiał się jak go zaczepić żeby nie przeszkadzać mu w pracy, po raczej krótkawym niezastawieniu się nad tą kwestią MT uznał że a) Solid Box (żart offtopowy: a może Box Solid Snake'a?) to zawodowiec wy... czym się zajmuje i jeden jednorożec nie będzie mu przeszkadzał oraz b) to co chce zrobić MT jest ważne i on to musi zrobić. Podchodząc to kwatermistrza tak żeby ten na pewno go widział MT zaczął:

 

-Proszę pana?! Przydałoby mi się parę hmm...niezbędnych elementów do mojego nowego projektu i chciałbym wiedzieć czy mógłby mi pan pomóc znaleźć te niezbędne elementy

 

Jednorożec wolał na razie nie mówić jakie to są niezbędne elementy gdyż chciał mieć pewność że kwatermistrz zwraca na niego uwagę a on nie będzie musiał powtarzać jeszcze raz o co mu chodzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Czyli będziemy musieli wyprosić o ostrze od długiego miecza dwuręcznego. Mam nadzieję, że będzie ci pasować - powiedział Thermal. - Jak dadzą mi ostrze, zamienię rękojeści. Później naprawię ten miecz, ale to po walce. Tytan jest bardzo dobry, ale i ciężki w obróbce.

Thermal powoli zaczynał orientować się w podziemnej bazie. Co prawda nie była to całkowita znajomość, ale umiał już powiedzieć jak dostać się z jednego znanego obszaru do drugiego. A pamiętał, jak dostać się do kuźni.

Edytowano przez Ohmowe Ciastko
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dake ucieszyła się z odpowiedzi Stalowego. Udała się do kwatermistrza mając nadzieję iż spotka tam maga. Jeśli mi pomoże możemy mieć szansę odeprzeć podmieńców a nawet przedrzeć się przez nich. A o czym myślisz? O czymś co wspomoże mnie i innych magów którzy będą to mieć. Tylko u nich może być potrzebne inne działanie niż u mnie. A nie uważasz że mogą uznać iż pragniesz potęgi aby ich rozwalić? Jeśli każdy może to zdjąć to jaki problem aby mi to odebrać? Nie martw się, nie oszaleję na razie. 

 

Zauważyła MT. Podeszła do niego bliżej i zapytała się: "Witaj MT. Czy mógłbyś mi pomóc? Potrzebuję czegoś na kształt hełmu który zapewni mi na czas wystarczający na polu bitwy substancję wspomagającą. Czy masz może jakiś pomysł aby coś takiego wykonać? Jesteś bardziej techniczny więc wolałam się zwrócić z tym do ciebie. Taki hełm mógłby pomagać każdemu magowi."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MT był zaskoczony nagłym pojawieniem się Dakelin, wysłuchał jej i uznając że kwatermistrz będzie jeszcze trochę zajęty odpowiedział:

 

-Hmmm...Hełm droga Dakelin. Jedna rzecz...hem...o jakie substancje wspomagające chodzi? Wiedz że nie przyłożę kopyta do czegoś co będzie sprawiać że po użyciu kucyk będzie padał z wycieńczenia, nie zgodzę się również na coś co będzie wywoływało jakiekolwiek efekty uboczne nawet jeśli będą to lekkie migreny. Bo lekka migrena zawsze może się zmienić w coś większego a coś większego może trwale uszkodzić mózg. Aha, i kategorycznie nie pozwalam by do hełmu mieli dostęp osoby pokroju Maskeda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shadow szybko załatwiła sprawę z Greenem, ich rozmowa potrwała chwilę i już generał pędził na powierzchnię. Teraz klacz skierowała się do swojego gabinetu, gdzie zamknęła się.

 

Sandstorm zaczęła ruszać specyficznie kopytami, jakby chciała stworzyć śnieżkę z ognia. Było to całkiem zabawne, nie parzyło jej, a jednocześnie płomienie owijały delikatnie jej kopyto. Klaczy chciało się śmiać z ciekawego zjawiska. Ogień powoli formował się w kulę raz po raz eksplodując nieznacznie, wraz z napadami silniejszej radości. Ciepła materia skakała raźno, ale w końcu Sandstorm nadała jej pożądany kształt i rzuciła o ścianę. Kulka rozbryzgała się i rozbiła na kilka mniejszych, które dogasły na kryształowej ścianie. Całkiem imponujący wynik jak na kilka minut treningu. Klacz zadowolona wyszła z pomieszczenia i udała się do kwater. Najpierw jednak umyła się w spływającym z sufitu głównego pomieszczenia strumieniu. Chłodna, czysta i przyjemna woda omiotła jej piękną srebrną grzywę. Mokre włosy przyklejały się do sierści, nadając dość zabawny wygląd klaczy. Po chwili przyjemności Sandstorm udała się na spoczynek. Wielkie sale, wydrążone w krysztale dalej były wyściełane siennikami. Jednak ziały nieprzebraną pustką. Każdy krok klaczy powodował echo. Z głębi korytarzy dobiegał stukot, tętent i gwar, tu jednak stłumiony. Wszystko nadawało jakiś podniosły charakter, ale i oddzielało mentalnie jaskinię od reszty świata. W istocie klacz znalazła się w innej rzeczywistości. Na górze kuce walczyły i ginęły, w podziemiach ciężko pracowały, przenosząc zaopatrzenie, a ona właśnie kładła się do łóżka.

 

Szybko zapadła w sen. Serox czuwał, szybko wyczuł coś niedobrego. Normalny spokój był wręcz atakowany przez tajemnicze fale mroku idące ze wszystkich stron. Postać ogiera lewitująca w nicości dostrzegała piętrzące się bałwany czarnych chmur, bez wyrazu. Gdzieniegdzie widać było błysk, który znikał tak szybko jak się pojawił, nie pozostawiając wrażenia światła. Dym raz przypominał gaz, a raz ciecz, lecz zbliżał się nieubłaganie niczym huragan wpadający na ląd. Wyrywał fragmenty świadomości i rzucał je w otchłań. Nie dotarł jeszcze do bezpiecznej enklawy snów Sandstorm, ale zagrożenie przybliżało się z każdą chwilą.

 

Pokemona wstała i ruszyła na powierzchnię. Zauważyła po chwili drugą klacz, która szła za nią. Ani jedna, ani druga nie odzywały się do siebie. Wywołało to dość dziwną sytuację. Przemierzały tak długie korytarze pnące się w górę. Po schodach dotarły wreszcie do jednego z wyjść. Otworzył się nad nimi czarny nieboskłon. Zasnute chmurami, nocne niebo nie wyglądało przyjaźnie. Nie widać było ani księżyca, ani gwiazd. Z daleka dobiegały odgłosy wystrzałów. Powierzchnia zamiast dodać otuchy, odbierała odwagę. W koło było pusto. Tylko nieliczni rebelianccy gońcy rozsyłali wieści, czasami przebiegając obok nich.

 

Nick i Masked siedzieli w swoich celach jeden samotny wśród kryształów, a drugi samotny mimo towarzyszki, która dalej milczała, podkreślając grobową atmosferę.

 

Thermal i Rebon poszli razem do kuźni. Ponownie uderzyło ich przyjemne ciepło tamtejszych wielkich pieców. Tym razem jednak cała taśma produkcyjna stała. Wszystko wyglądało na porzucone. Młoty leżały bez ładu poodkładane na blaty stołów. Przy stole na środku siedziało około dziesięciu kucy z bardziej cywilnej formacji straży porządku, uzbrojonych jedynie w proste miecze, bez pancerzy. Rebelianci gawędzili między sobą. Spojrzeli tylko na przybyłych. Chyba rozpoznali rzucającego się w oczy człowieka, więc widząc, iż nie ma zagrożenia, wrócili do swych rozmów.

 

W korytarzach pod koszarami Solid Box zaszczycił Magic Techa swym spojrzeniem. Powiedział krótko:

- Gadaj do rzeczy, czego chcesz i na czyj rozkaz mam ci to wydać.

W tym samym momencie do ogierów podeszła Dakelin i odezwała się. Jednocześnie z ciżby uwijających się kucy wyłoniła się postać Yellowa, który podszedł do Solida i powiedział:

- Dobra robota. Jak zwykle zadziwiasz mnie swą sprawnością i wnikliwością. Nie sądziłem, że transport dział pójdzie tak szybko.

- Oj już mi tak nie schlebiaj, raczej oczywistym jest, że jak zdobyliśmy armaty, to ich użyjemy, to kazałem je przenieść do wyższych partii, a część ustawiłem na ostatnim piętrze koszar. Ba nawet tam już stały. Nasze władczynie to miały jednak pomyślunek. Ten budynek jest ustawiony pomiędzy główną bramą z dzielnicy arystokracji, a drugą bramą do zamku. Co więcej ma pozycje strzeleckie do ostrzeliwania obu punktów. 

- Będziesz musiał w takim razie powiedzieć swoim ludziom, żeby przestawili je, gdyż mamy zamiar rozwalić mur, a nie bramę!

Tu Solid Box się trochę zdziwił, ale opanowany odrzekł:

- Na szczęście mięliśmy nadmiar dział niezdatnych do dłuższego transportu. Ustawiłem je wszędzie, więc ostrzał murów jest możliwy z obecnych pozycji, chociaż to dziwne jak na mój gust. 

W tym momencie przybiegł także posłaniec, który zameldował, że siły Grima są gotowe do akcji.

- Każ otworzyć ogień,tak aby zniszczyć mur najdalej od bramy jak zdołasz -  wydał rozkaz czarodziej. Kolejny kuc popędził, tym razem w stronę koszar.

​- Dzięki Solid, jesteś niezastąpiony. Teraz idę znaleźć mojego towarzysza broni. Musimy znów polecieć pewnym bydlakiem. - To powiedziawszy Yellow udał się spiesznie w kierunku jaskiń.

 

Czas leciał bardzo szybko. Shadow dała wszystkim pół godziny. Na wojnie to tyle co nic. Rozmowy dłużyły się na naradzie, choć nawet nie zdawano sobie z tego sprawy. Wszystkie podróże po korytarzach także odbierały cenne minuty. W końcu jednak miała nastąpić kolejna faza oblężenia. Do Grima pierwszy przyleciał posłaniec od samej przywódczyni. Przekazał, że zgodnie z rozkazem Greena, mają atakować, jak tylko będą gotowi. Generał chciał skorzystać z chaosu, jaki dalej panował w szeregach wroga, jak donosili obserwatorzy z koszar. Grim musiał przyjąć to do wiadomości i spełnić.

 

Chwilę później dotarł do niego istny konwój. Około pięćdziesięciu kucy ze służby cywilnej oraz większość magów dostarczyli działa. Czary najwyraźniej okazały się bardzo pomocne, gdyż ograniczały wpływ grawitacji. Dawało to efekt błyskawicznego transportu armat. Był to całkiem pokaźny arsenał. Pułkownik dostał pod swoją komendę około dwudziestu luf różnego kalibru wraz z sowitym zapasem amunicji i prochu. Magowie, którzy stanowili głównych kanonierów, byli poinformowani w części planu, który mają wykonać. Zaczęli rozstawiać działa w budynkach, tak żeby changelingi nie zauważyły ich od razu. Było to z pewnością ułatwione ze względu na noc, jaka ich otaczała. Po raz kolejny zadziwiła prostego chłopa ze Stalliongradu skuteczność tutejszej komunikacji. Shadow najwyraźniej, żeby siatka szpiegowska działała musiała wytworzyć perfekcyjny system kontaktów, który na wojnie sprawdzał się wyśmienicie.

 

Jeden z magów, Grim nie pamiętał jego imienia, ale chyba był to zastępca Yellowa podszedł do pułkownika, zasalutował i zaczął mówić:

- Działą rozstawione pułkowniku. Nasze oddziały z koszar mają odpowiedzieć na naszą pierwszą salwę otwarciem ognia w drugi punkt. Dodatkowo melduję dołączenie do Waszych sił oddziału magów rebelii. Mamy obsługiwać działa oraz zadbać o trzeci wyłom. Posłuży nam do tego magia zebrana z kryształów pod nami. To najbardziej zaskoczy przeciwnika. Amunicji mamy na oddanie dwudziestu pięciu strzałów ze wszystkich dział. Jednak dostaw nie przewidujemy. Solid Box podobno robi co może, aby należycie reglamentować należne racje.

 

 Kolejne dwa kuce podbiegły do pułkownika:

- Pułkowniku siły Greena są już na pozycjach, czekają na rozpoczęcie ataku.

- Pułkowniku, melduję, że nasze siły ustawiły się na wyznaczonych miejscach. Cram the Strange ze swymi kucami już ruszył.

Rzeczywiście z oddalonych o niecałe 70 m od ich pozycji, zasłoniętych domami murów rozległy się wystrzały. Changelingi zaczęły się poruszać i zbierać w miejscu , gdzie trzystu przypuściło atak. Jednak rzadko odzywały się jęki rannych. Albo Changelingi tak dobrze strzelały, albo kuce z oddziału dobrze się kryły między domami. Nie zmieniało to faktu, że gdy odzywała się większa salwa z murów, wtedy dało się słyszeć wrzaski rebeliantów. Grim rozejrzał się szybko wkoło. Wszyscy wyczekiwali na jego sygnał do rozpoczęcia ostrzału z dział.  

 

  

 

 

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozkaz? Potrzebował czyjegoś rozkazu? Co? MT zaklął w myślach nie pomyślałem o tym że Solid mógłby mu czegoś nie udostępnić jeśli nie będzie miał odpowiedniego pozwolenia. Ale on musiał dostać to czego potrzebował zamierzał skonstruować coś co może nie odmieniłoby losów bitwy ale trochę by pomogło (głównie twórcy). Stworzenie tego czegoś było w pewnym stopniu ważne dla sprawy (a także żeby zaspokoić ego twórcy ale do tego MT się nie przyznawał). Musiał skłamać ale co jeśli Solid pozna się na kłamstwie? Wtedy będzie miał problem, oczywiście Magictech mógł znaleźć kogoś kto mu wyda pozwolenie ale lista osób o których myślał albo była zbyt krótkowzroczna (zajęta) by zezwolić się na pomysł albo ogólnie mało nowoczesna, po za tym nie był pewien czy stopień pułkownika daje Grimowi takie przywileje. Ostatecznie jednorożec uznał że części o rozkazie nie zrozumiał, jeśli Solid będzie naciskać coś się wymyśli:

 

-Tak więc proszę pana potrzebuje paru rzeczy- po pierwsze nieco surowców by je naprawić- tutaj wskazał na swoje skrzydła które lekko uszkodził podczas walki- nic szczególnego trochę metalu który nie jest zbyt ciężki. Po drugie elementy do nowego projektu, mianowicie: lekki metal który jednocześnie będzie mnie bronił przed pewnymi obrażeniami w ilości takiej która pozwoli na stworzenie zbroi pokrywającej całe ciało, cztery elektromagnesy, dwa niedługie ostrza, szkła jak w goglach pilota. Przydałby mi się również cienki kombinezon oraz złoty lakier do metalu. Przydałaby się też duża ilość cienkich miedzianych drutów. A i oczywiście trochę metalu który przepuszcza magię, jednak jeśli taki metal w ogóle istnieje to żeby przepuszczał zaklęcia tylko od jednej strony...A, bym zapomniał woda utleniona i gaza.

 

Jednorożec zdał sobie sprawę że kiedy wyciągnie igły może mieć lekkie kłopoty z krwawieniem, jednak ranny będą zapewne na tyle małe że trochę gazy wystarczy, a także musiał mieć czym odkazić igły, nie zamierzał naprawiać skrzydeł a później znowu podłączać je do pleców kiedy igły byłyby oblepione kurzem i innymi unoszącymi się paskudztwami.

MT miał nadzieje że nie ma zbytnio wygórowanych oczekiwań, a jeśli się nie uda...no cóż. trzeba będzie znaleść inny sposób.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poke cicho szła z klaczą. Powierzchnia ją onieśmielała, ta wielka przestrzeń... Wtedy poczuła dziwny impuls. By wejść na dach i zobaczyć, co się dzieje dookoła. Ciekawość zwyciężyła i klaczka zaczęła szukać jakiegoś miejsca, gdzie mogłaby się wspiąć wyżej. Tak jak kiedyś, gdy zawisła w powietrzu na drobnych skrzydełkach, tak teraz sobie nimi pomagała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Sądzę że pod koniec posta otarłem się o granicę offtopu :/)

Nick próbował zasnąć, jednak rany i ból utrudniały mu to. Dodatkowo mała powierzchnia ławki, która, mimo tego że świetnie nadawała się do siedzenia, była kiepskim miejscem na drzemkę. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze groźba bolesnego, dla tego jeńca, upadku. Mimo tylu problemów udało mu się, wreszcie, w pozycji wpółsiedzącej, zasnąć. Czemu aż tyle? No bo co ma lepszego do roboty. Odpoczynek to najlepszy sposób na wykorzystanie tego czasu, który dla rebeliantów pędził nieubłaganie, a dla niego tak jakby zwolnił. Nie rozmyślał, delektował się spokojemm, zanim go przerwie. Uśmiech ponownie zagościł na twarzy schwytanego, a przez jego głowę przeleciała optymistyczna myśl "już niedługo..." Ostatnia myśl zanim podmieniec odpłynął w głębokim śnie.

Podmieńcy nie podlegają Lunie czy komuś tam innemu kto by nad ich snami czuwał, mogła by to robić Chrysalis, ale ona jest jedna i też musi spać. Tak więc pozostawione same sobie bez niczyjej opieki podmieńce na ogół snów nie mają, co nie oznacza że nigdy nie śnią. Każdy choć raz myślał że spada i spadał, by z drobnym przerażeniem krzyknąć po spotkaniu z podłogą. Tego właśnie obawiał się Nick stąd ta nietypowa pozycja do snu. Po za tym co dzieje się w jego psychice jest też to co dzieje się z jego ciałem: nieruszane rany, odpoczynek dla mięśni, wytchnienie dla umysłu. I odpowiedź na pytanie "czemu nikt nie kocha podmieńców?" ich chrapanie jest ciężką próbą wytrzymałości i wytrwałości nawet dla kochającej wszystko Fluffle (FP: EQ part 3) Mu to nie przeszkadzało, teraz jego poobijane ciałko miało chwilę na regenerację. Teraz miał czas odpoczynku.

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy wyszly poczula cos dziwnego. Otoczenie ja ciekawilo i przerazalo. Uznala, ze z wysokosci zobaczy wiecej. To byla glupia mysl, chociaz gdy zobaczyla co czyni Poke postanowila to zrobic. Rozlozyla skrzydla i mocno machnela nimi, odrywajac sie od ziemi. W srodku sie cieszyla, ze moze latac teraz, bo w podziemiach bylo malo miejsca. Wznosila sie wygladajac jak troche zagubiony, ale szczesliwy ptak. Chciala podazac za druga klacza, chciala porozmawiac. Dawno tego nie robila. Samotnosc zaczyna ja,troche ogarniac.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Małe ogłoszonko offtopowe:

 

Uwaga za kilka dni coś może się coś stać z sesją. Nie panikujcie, wszystko jest zaplanowane, a jak coś to do mnie PW. Zapewniam, że po rychłym zakończeniu operacji sesja będzie trwać dalej.

 

Więc nie bójcie się ludzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Całość snu został omówiony z Kapim, no i sam sen jest jego dziełem, choć znajdują się też i moje wstawki to nie przypisuję sobie jego wspaniałej twórczości, jednak dla tych, którzy czytają moje posty zapraszam do wspaniałej twórczości, którą czytałem z otwartymi z wrażenia ustami przez cały czas.)

 

Serox wyczuł coś niepokojącego, zmierzającego w jego siostrę. Postanowił działać i ochronić Sandstorm, ale musiałby ją wybudzić lub pilnować we śnie. Tak czy siak musiał wejść w jej sen. Gdy Serox wszedł w sen Sandstorm, początkowo jego oczom ukazał się miły sen. Były w nim szczęśliwe kuce, które rozmawiały na werandzie domu. Otaczała go wielka jasnozielona równina, na górze świeciło słońce. Nagle świetlista kula, poczerniała, a od niej zaczęło bić martwe, niebieskie światło. Momentalnie barwy się zmieniły, a z ziemi zaczęły wyrastać czarne kolce. Na horyzoncie pojawiły się tumany dymu. Gnały z prędkością huraganu w stronę ogiera. Potężne grzmoty huczały, choć błyskawic ani światła nie można było dostrzec. Słońce, tak nieprzyjemnie jaśniejące zostało zasłonięte i zapanowała ciemność. Ogier na swej grzywie poczuł krople zimnego, ciężkiego deszczu. Lało obficie i szaro. Co gorsza cała lodowata woda przywierała do skóry, przenikając sierść, momentalnie wyziębiając kuca. Przez chwilę Serox czuł się martwy. Jego zmysły zdawały się nic nie czuć. Serce było przejęte przez chłód. Różne sceny, z jego życia migały co raz w jego jaźni. Wszystkie były z tych smutnych, przygnębiających, ośmieszających. W końcu ogier ujrzał swoje serce, blade i trawione zgniłą zielenią, wciąż bijące. W okół niego gromadziły się czarne chmury i teraz mrok zaczął je pożerać. Serox czuł, że to się dzieje w nim, z każdą sekundą czuł się co raz podlej, gdy znikała czerwona część serca tracił uczucia. Przestał rozumieć, czemu wplątał się w sen siostry, miał także wrażenie, iż sama Sandstorm powoli znika z jego pamięci. Próbował samolubnie ją wepchnąć z powrotem w ten sen, aby nie cierpieć dłużej, w końcu stracił powody dla których miałby ją bronić. Jednak nie poczuł jej w sobie. Jakby została wymazana. Gdy chmury trawiły zieloną część serca Serox popadał w gorycz i nienawiść. Czuł jak jego ciało rozpada się. Jego skóra była przebijana przez twarde, granatowe płaty kostne. Bolało go niczym rozdzieranie przez mantykory. Im bardziej cierpiał tym bardziej nienawidził, nawet nie wiedział czego, ale chciał niszczyć, zabijać. Nie mógł jednak nawet w tym celu znaleźć przyjemności duchowej. Każda zabita osoba w jego myślach przynosiła mu nowe cierpienie, jakby zabijał samego siebie. Morze bólu było przeogromne, gdy serce stało się całkowicie czarne, na jego tle wzeszła mroczna kula, a ogier czuł się jakby zakuty w pancerz z własnych kości. Te utwardziły się i oziębły. Poczuł w sobie siłę, jakiej nigdy nie miał. Jednak duch myślał o tym, co było mu narzucone. W kolejnych wizjach zabijał kolejne kuce które znał. Torturował tych, któryś niegdyś kochał, choć przestał rozumieć co to znaczyło. Czuł się jak maszyna i było to dla niego naturalne, jakby od samego początku istnienia miał być podrzędną istotą. Czarna kula zdeformowała się utworzył się w niej profil czarnej głowy. Niegdyś dobrze znany ogierowi, jednak teraz wymazany z pamięci. Chmury, czarne jak sam cień podniosły się z ziemi i uformowały potężne skrzydła, jakby powstałe ze wzbicia się mrocznej klaczy w powietrze. Pióra zasłoniły cały obraz, zza głowy klaczy o długim rogu emanował granatowy, śmiercionośny i niezłomny blask. Alikorn otworzył oczy. Świeciły groźną bielą, bez tęczówek i źrenic. Skrzydłami otoczyły ogiera, niczym straszliwe szpony. Wtedy ujrzał, że jego serce rozpływa się w mroku, jakby dołącza do niego. Gdy ostatni fragment został wchłonięty do całunu mrocznej klaczy Serox stracił resztki świadomości.

 

Najgorsze w tym wszystkim było to, że gdy on wszedł do jej snu i on zaczął się zmieniać na gorszy, Sandstorm została z tego snu wybita i świadoma tego co działo się z jej bratem. Była jakby po drugiej stronie lustra i nie mogła zbudzić siebie albo chociaż jego. Była skazana na oglądanie cierpienia jej bliskiego i nie mogła nic zrobić. Krzyczała do niego, lecz jej nie słyszał. Chciała do niego podbiec, ale odgradzała ją od niego jakaś niewidzialna ściana. To był koszmar zarówno dla niego jak i dla niej. Ze łzami w oczach widziała każdy szczegół katorgi Seroxa i jakaś siła uniemożliwiała jej odwrócenie się, lub choćby zamknięcie oczu. Coś chciało żeby patrzyła na wszystko. I chyba oboje nawet wiedzieli kto to był. W końcu ten złowieszczy sen się skończył. Serox leżał w pustce, ale teraz klacz mogła wreszcie do niego podejść i objąć zapłakana. Był lodowaty, ale żył. W głebi siebie błagała wszystko co dobre, by to był jej brat, a nie to monstrum, które widziała. Po pewnym czasie on otworzył oczy i słabym głosem powiedział:

 - Sandstorm? Czy to ty? - Miał bardzo słaby głos. Widać, że to go bardzo zmęczyło, ale ona cieszyła się, że pamiętał jej imię. To ją pocieszyło:

- Tak, to ja, braciszku. Nic ci nie jest? - Spytała z troską w głosie. Wtedy naprawdę się bała stracić go jeszcze raz.

- Nie, nie wydaje mi się. Ale to było potworne. Nie chcę tego czuć jeszcze raz. - Chciał się dźwignąć i wstać, ale nie był w stanie jeszcze się ruszać. Z ledwością sięgnął by również przytulić się do ciepłego ciała swojej siostry.

- Wiem, widziałam to. To było potworne - odpowiedziała mu, a on zacisnął z żalu powieki. Nie chciał by to widziała i czuła. Skoro to było przerażające dla niego, to co dopiero dla niej.

- Nasz plan. Chyba jednak będziemy musieli się nad nim zastanowić. To może być teraz niebezpieczne. Zbyt niebezpieczne.

- Niestety, ale i tak musimy o tym powiedzieć Shadow. Pójdźmy do niej zaraz. Ale to dopiero za chwilę. - Przez cały czas mocno wtulała się w swojego bata, by go ogrzać i uspokoić po tym potwornym przeżyciu. Ale czego się spodziewali po tak potężnej istocie? Trzeba się teraz nią zająć, by ich podejrzenia jeszcze wysunięte przed tym snem się nie spełniły. Ich "sen" jeszcze pogłębił przekonanie, że te kajdany mogą nie wystarczyć.

 

Dopiero po dłuższej chwili Sandstorm wstała, by udać się do gabinetu Shadow. Już nie płakała, choć dalej była strasznie smutna. Wątpiła, by ten sen ich kiedyś opuścił. Wiedziała też, że ten smutek trochę jej utrudni używanie ognia, który siliła szczęściem i radością. Teraz nie było w niej zbyt dużo radości i nie była wesoła. Po tej drzemce wyglądała jeszcze gorzej niż na naradzie, ale chociaż trochę zregenerowała swoich sił. Gdy doszła do drzwi gabinetu, zastukała w nie kopytkiem, czekając na reakcję Shadow.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczekiwanie wbrew wszelkiej logice nie dłużyło się jakoś specjalnie. To były ostatnie chwile, cisza przed burzą i w powietrzu było czuć napięcie, jednak nie było ono tak wielkie, jak na początku. Było też trochę strachu, ale także mniej, niż z początku. Wyjaśnienie tego wszystkiego jest bardzo proste. Grim już znalazł się wcześniej w ogniu walki, i choć wciąż niemiło wspominał kulę w piersi nie był do przesady nabuzowany, jak wcześniej. Teraz dominował w nim spokój i ciche wykorzystywanie ostatnich chwil na zebranie większej odwagi. W końcu musiał prezentować jej najwięcej ze wszystkich, jako dowódca i przewodnik tej grupy gotowych do poświęceń kucyków. Z wolna przechadzał się tu i tam, przypatrując się uważnie rebeliantom spojrzeniem może trochę twardym, ale w jego mniemaniu też dodającym otuchy. Chciał, by wiedzieli, że nie są sami. Że to wszystko ma sens, choć starał się wierzyć, że ten oddział sam zdaje sobie z tego sprawę. Po tej w sumie niezbyt długiej chwili poświęconej na swoistą inspekcję ustawił się w pewnej odległości od murów w oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków.

 

Oho, w samą porę. Jest już pierwszy posłaniec. Pułkownik wysłuchał go i przygotował się wewnętrznie na dźwiganie roli, jaką mu powierzono. Podstawowe rozkazy były już wydane, teraz tylko je zmodyfikować, dopasować do sytuacji. No, oto i działa. Starszy kucyk musiał przyznać się przed sobą, że jest pod wrażeniem konwoju. Całe dwadzieścia armat, gotowych zionąć ogniem na każde jego skinienie. Nawet w czasie walk na barykadach jeszcze w Stalliongradzie nie miał styczności z taką siłą. Otrząsnął się z tego wszystkiego po to, by wysłuchać magika, jaki się do niego przyturlał. O dziwo, nie powitał go standardowym skrzywieniem twarzy. Po prostu zmierzył go najbardziej neutralnym spojrzeniem na jakie potrafił się zdobyć. Odchrząknął.

- Mury wydają się solidne, więc na nie trzeba innego sposobu niż tylko walenie salwami, póki się nie rozlecą. Robimy tak: wybieramy dwa punkty niedaleko siebie, u podstawy murów. Dziesięć dział oddaje dwie salwy w jeden punkt, dziesięć w drugi. Wtedy wszystko powinno zwalić się pod własnym ciężarem. Bam, wyłom gotowy - powiedział szybko, ale wyraźnie, po czym zawezwał do siebie jednego z bliższych rebeliantów - Ty, złociutki, przekażesz wszystko co teraz powiem naszą ustaloną metodą. Kiedy będzie dziura, nasze wojska zaczną ją atakować rzutami, tak gdzieś po 150, do dwustu kucyków. Kiedy przerżniemy się przez pierwsze kilkadziesiąt metrów przetoczymy armaty do środka. Kuce na ulicach będą badać teren walką, by zorientować się, gdzie jest największy opór. Po takich miejscach będziemy walić z dział, tak, żeby nic nie zostało. Arystokraci mają złoto, to sobie odbudują. Przypominam, nie ma po co brać jeńców. Gotowi? No to jadziem! Zacznijcie strzelać!

 

Z tymi słowami na ustach pogalopował bliżej murów, by oczekiwać na wyłom i ruszyć do boju z którąś z pierwszych grup.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedziała magowi: "Nie powinny występować efekty uboczne. Jeśli chodzi o osoby pokroju Maskeda to z tym nie będę mieć problemu ale ktoś musi pilnować tego hełmu. A jeśli chodzi o wycieńczenie to ten sprzęt ma pomóc nie padać po użyciu. Jego celem ma być pomoc magowi w rzucaniu czarów tak żeby nie zużywał tak dużo energii." Miała nadzieję na zgodę MT.

Edytowano przez Dakelin
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Solid spojrzał dość zdziwiony na Magictecha. Jakoś nie dowierzał w to, co usłyszał. W końcu po chwili odpowiedział szybko:

- Wszystkie metale idą na wojsko. Brakuje nam materiałów. Mięliśmy dużo, ale okazało się, że przyłączyła się do nas większa liczba mieszkańców, niż przypuszczaliśmy. Nie wiadomo co się teraz może przydać i wszystko, co zostało, jest zachowane na krytyczne sprawy, jak awaria działa, a i tak nie ma za dużo żelastwa. Jeśli nie masz papieru od Shadow, albo Generała, to nie mogę Ci nic wydać, a elektromagnesy, czy magiczna stal, czego ty wymagasz od naszych zasobów? Nie mamy czegoś takiego.

 Nie czuć było, żeby Solid się gniewał, ale jak zawsze odpowiadał całkiem wesoło, a gdy skończył od razu zaczął komenderować następnym rzeszom tragarzy.

 

Pokemona i Lenitha weszły do jakiegoś opustoszałego, wyższego budynku. Smutne schody skrzypiały pod ich kopytami. W końcu wyszły na wysoki taras na wąskiej wierzy, wystającej z dachu. Ich oczy spojrzały na obraz miasta. Większość budynków spały, tak samo okazałe jak każdego dnia. Księżyc chylił się ku zachodowi za wielkie góry. Jednak widać, gdzie toczyły się walki. Pobliski dworzec był wręcz rozerwany. Jego niegdyś białe ściany teraz stały osmalone. Wraki pociągów leżały pośród zwęglonej ziemi i trupów. Każde spojrzenie na niską dzielnicę napawał przerażeniem. Niektóre domy zdawały się zdemolowane. Mimo mroku na białych murach widać było gdzieniegdzie wielkie plamy rozlanej krwi, która teraz czarna, przypominała o changelingach. Wśród wąskich uliczek przemykały oddziały rebeliantów, niewidoczne dla oczu obserwatorek. Słychać jednak było wystrzały z okolicy zamku, szczęk broni gdzieś w oddali i bliżej, a także biegu gońców. Nad wszystkim górowały jednak potężne, piękne mury dzielnicy arystokracji. Na nich teraz stały changelingi. Całe ich mrowie kotłowało się tam. Ich mroczne chorągwie powiewały na chłodnym wietrze. Błyski wtórowały hukowi wystrzałów muszkietów. Gdzieś z oddali słychać było jeszcze odległe i zagłuszone krzyki. Miasto zmieniło swój spokojny charakter sprzed trzech miesięcy. 

 

W głównej sali Shadow weszła do swego gabinetu. Tuż za nią po uprzednim zapukaniu wszedł Poison, wpierw pukając. Po chwili wyszedł i wtedy w małe, ukryte drzwi zastukała Sandstorm. Po, jak zwykle beznamiętnym, głosie przywódczyni nie dało się niczego wywnioskować, poza informacją, że można wejść. Klacz wkroczyła do ciemnego pokoju, w którym paliła się tylko jedna świeca. Czarna klacz z białą grzywą leżała na prostym łóżku, a przy niej stał jakiś ogier. Rozwijał bandaże, co chwila rozcierał zioła, czy wsmarowywał w ciało jakieś płyny. Ubrany był w biały fartuch. Dopiero po chwili pierwsze zaskoczenie Sandstorm zmieniło się w zrozumienie, gdyż dotarło do niej że, Shadow po prostu jest opatrywana przez wprawnego lekarza. Pomiędzy pacjentką, a ogierem trwałą jakaś cicha rozmowa, jednak gdy Sandstorm weszła konwersacja się zakończyła.

- Słucham o co chodzi? - ​zapytała Shadow już trochę życzliwiej, rozpoznając gościa.

 

Tymczasem Yellow dobiegł do kuźni, gdzie stał Thermal. Gdy tylko doszedł do kuca, uśmiechnął się i rzekł:

- No obowiązek wzywa, atak zaraz się rozpocznie, pora ponownie zasiać strach w sercach tej zarazy. Chodź ze mną, robimy tak jak poprzednio, czy coś zmieniamy?

 

 

 

        Mury miejskie stały w spokoju. Pierwsza grupa kucy rozpraszała wroga, pozorując podchody. Changelingi skupione na szczycie fortyfikacji oszczędnie korzystały z muszkietów. Co raz jednak słychać było wystrzał. Mury były wysokie, porządne. Nie raz chroniły już miasta, przed najazdami. Ich piękna faktura, podobnie biała, jak wszystko w stolicy, spełniała funkcję obronną i ozdobną. Na wielu jej odcinkach widniały płaskorzeźby pod finezyjnymi blankami. Teraz nad tym pięknym wyrobem rzemieślników stały changelingi. Ich czarna masa zlewała się z niebem i spokojnym zamkiem królewskim. Ze środka biła lekka łuna ognisk i pochodni rozpalonych przez armię wroga. Na polu bitwy panował spokój, który miał zburzyć jeden rozkaz.

 

Pułkownik, spokojny i zdecydowany, wydał rozkaz. Mag, stojący obok niego machnął swym czerwonym kopytem. Przez chwilę dało się słyszeć, krzesanie ognia przez obsługę dział. Małe płomienie zbliżały się do ciężkich, metalowych luf, spokojnej zimnej stali, w której drzemała istna nawałnica. Kuce zaczęły zatykać uszy. Pokemona i Lenitha patrzyły na spokojny zamek, widniejący w oddali. Wtedy rozległ się olbrzymi huk. Obok Grima z czarnych luf, wśród nocy buchnęły fontanny płomieni, które wyrzucały ze sobą śmierć i ołowiane kule. Pociski huczały w powietrzu, biel domów zabłysła niczym pragnienie wolności wśród ciemiężących mroków nocy. Działa odtaczały się w tył, magowie, obsługujący działa już zaczynali krzyczeć, wydając szybkie rozkazy, a kule wpadły na swój cel. Twardy i potężny kamień oparł się salwie z trzaskiem. Gdzieniegdzie fragmenty wału podrywały się w górę niczym kartki papieru i kruszyły na małe elementy. Słychać było krzyk changelingów. Ich zbroje odbijały szczątki kamienia. Krew oblała znienacka spokojne mury. Czarny rój wrogów zakołysał się w dwóch, sąsiadujących miejscach, które zostały ostrzelane. Krzyki dowódców przebijały się przez ogólny chaos. Pokemona i Lenitha obserwowały wznoszące się ku górze, gasnące obłoki płomieni, które pojawiły się tuż po grzmocie, tak potężnym, że aż budynek na którym się znajdowały zadrżał. Grim obserwował spokojnie, jak ładowane są następne pociski. Trudno było ocenić skuteczność, gdyż kamienny pył zasnuł fortyfikacje. Wtedy rozległy się kolejne potężne wystrzały. Najwyraźniej działa z koszar odpaliły. Przez szaro czarną mgłę przebiły nagle impulsy czerwonych i pomarańczowych płomieni. Ponownie odezwały się krzyki, które zagłuszył szczęk kamienia. Druga salwa była przygotowana. Magowie dali sygnał i znów rozpoczęła się kanonada. Tym razem z opadającego pyłu, niczym z morskich fal wyłaniały się olbrzymie bloki muru, które padały na ziemię, często przygniatając obrońców, czemu towarzyszył odgłos łamanych kości. Kolejna salwa poszła od tyłu. Tym razem przez chmury pyłu, wybuchy ujrzano przy ziemi. Mur, mocno nadszarpnięty celnymi strzałami z tak bliskiej odległości rozpadał się. Odłamki leciały już nie w górę, ale do przodu. Obok Grima przeleciał jeden z odłamków. Mag zakrzyknął ,aby znów ładowali działa. Z piersi kucy odezwały się okrzyki tryumfu. Pierwsza fala ruszyła. Opadający pył świetnie ją zasłonił. Sam pułkownik nie był w stanie w tych ciemnościach zobaczyć swoich przemykających się żołnierzy. Z murów nie padł żaden strzał, po chwili jednak nastąpiły potężne szczęki metali. Ogromna masa kucy starła się ze sobą w wąskich przejściach w zawalonym murze. Dalej całość była osłonięta pyłem, choć szczyty murów zaczynały być widoczne. Miejsca, które nie zostały zniszczone salwą obstawiały changelińskie wojska. Nikt nie panikował. Stali w szeregu z wycelowanymi muszkietami. Ich oczy błyszczały, obserwując otoczenie. Z pośród domów, za którymi chowali się rebelianci z następnych rzutów, wystrzeliły strzały z kusz. Kolejne changelingi padały. Część bełtów odbijała się od pancerzy, a wróg stał i czekał. Dowódcy na murach krzyczeli rozkazy, jednak robili to w spokoju i opanowaniu. Pył opadł już prawie do samej ziemi. Wewnątrz zamku odezwały się basowe trąby bojowe i bębny. Grim dostrzegł rebeliantów przechodzących przez wyrwy w murze. Wlewali się do środka, jednak na przedzie ich szyków widać było walkę. Kolejna salwa kusz zalała wojska stojące na murach. Kilkudziesięciu changelingów straciło życie. Wtedy jednak dowódcy wroga wydali rozkaz do salwy. Ponad sto muszkietów odezwało się w złowrogiej pieśni zemsty. Spadła ona na pierwszą falę. Grim widział, jak jego żołnierze kładą się niczym łan żyta pod jego kosą. Jedna salwa wręcz zdziesiątkowała pierwszą falę. Po następnym rozkazie, changelingi na murach schowały się za blankami. Tylko nieliczni wystawiali głowy poza mur. Byli ostrzeliwani przez rebeliantów i czasami zabijani. Druga fala ruszyła żwawo, aby wesprzeć towarzyszy, którzy przez takie przetrzebienie zaczęli przegrywać. Grim widział, jak changelingi w dalszych miejscach drogi za murem, tworzą zwarte szyki, łącząc swe szeregi. Zbijając się tarczami. Rebelianci nie byli tak dobrze wyszkoleni i zaczęli ponosić duże straty, pod celnymi atakami wrogów. Linię walki udało się odwieść jakiejś 10 m od linii murów. Wyłomy były pomału otaczane rzez stacjonujące wojska changelingów. Pułkownik miał trudność z rozpoznaniem ilu jest wrogów w tym miejscu za murami. Druga fala rebeliantów wlała się do wewnątrz. Changelingi znów zostały zaatakowane potężną masą kucy. Grim miał wrażenie, że ich szyki cofają się lekko w tył. Dowódcy krzyczeli, wtedy zza blanek wyjrzeli strzelcy i znów wystrzelili z muszkietów. Prawie równo z tym spadł na nich grad bełtów, kładąc wielu z nich trupem. Jednak kule z broni palnej ponownie przebiły kolczugi i skórzane zbroje rebeliantów, zabijając kolejnych. Śmierć zaczęła się szerzyć, a w szeregi Grima po każdej salwie wroga wkradał się chaos, wywołany brakiem dyscypliny żołnierzy. Gdy changelingi zostały odepchnięte jakieś 20 m od linii murów, tak, że pierścień obronny zaczął już wchodzić pomiędzy najbliższe domy, ruszyła trzecia fala rebeliantów.              

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MT westchnął ciężko, nie sądził że sprawa będzie tak skomplikowana czyli magiczny metal i elektromagnesy są niemożliwe, dobrze w takim razie będzie potrzebował czegoś innego, trzeba zmienić projekt. Solid potrzebował papieru, więc zwykłego metalu też nie dostanie...chyba że...Zwrócił się ponownie do Solida

 

-Panie Box, w takim razie mógłby mnie pan poinformować gdzie jest zbrojownia bym mógł znaleźć sobie jakąś zbroje i broń? Ostatnio jak ten głupek zupełnie goły wypadłem na pole bitwy, więc chciałem się przygotować. Acha i czy z pracowni z której wybiegłem zabrano moje narzędzia, bo by mi się przydały a nie jestem pewien czy ktoś nie posprzątał w tej pracowni?- teraz zwrócił się do Dakelin

 

-Skoro tak mówisz w takim razie przygotuj wszelkie potrzebne elementy, jak wrócę ze zbrojowni czekaj na mnie w jednej z pracowni, albo zostaw tam elementy, ty wybierz pracownie

Edytowano przez SolarIsEpic
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz milczała patrząc przed siebie. W głowie zabrzmiała pieśń, która mówi o nadziei, miłości do kraju i zwycięstwie. Nie wie skąd się pojawiła ta myśl. Jednak czuła jak coś spływa po jej policzku. To łza, nie pierwsza i nie ostatnia. Nagle z ust Lenity zaczęły wybrzmiewać kolejne wersy.

"spłynął mrok
i okrył ziemię
spustoszył kraj
gdzie był nasz dom

wyschniętych rzek
spękanej ziemi
nie zroszą łzy
więc muszę iść

niech mnie modlitwa prowadzi
niech mnie chroni od zła
choć muszę dzisiaj opuścić was
zachowam w sercu mój kraj

w mroku choć muszę iść
w cieniu wiem, że wrócę tu
w smutku i w żalu
zawsze wrócę tu
wszędzie odpłynie mrok
z tobą wiecznie

niech cię modlitwa prowadzi
niech cię chroni od zła
choć musisz odejść daleko stąd
zachowaj w sercu swój kraj
powrócę, na pewno wrócę tu"


Nawet nie wiedziała skąd zna ten tekst, nie pamiętała nawet czy to nie jest czasem z jej utworów, ale to nie było ważne. Ważne jest to co trwa teraz tutaj z nimi i to co się toczy w oddali. Klacz stała trochę sparaliżowana i zagubiona, chociaż śpiew chyba pozwolił jej się trochę uspokoić . Nie wie co powinna zrobić w tej chwili, mimowolnie spojrzała na towarzyszkę, czekając na jej słowo czy też czyn. 

Edytowano przez kikiz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poke zauważyła, że klacz, która obok niej szła, zaczęła... śpiewać. Mała klcka nieśmiało zaczęła nucić, co niebardzo jej wychodziło, ale pozwalało odciąć myśli od tego, co właśnie rozgrywało się w mieście. Jednocześnie Alter chciała zobaczyć bitwę. Obserwowanie walki z bronią palną byłoby zbyt ryzykowne, więc Poke skierowała pyszczek tam, skąd dobiegały bliższe odgłosy walki bronią białą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...