Skocz do zawartości

W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna Wolnej Equestrii)


kapi

Recommended Posts

Na powierzchni rozpoczęła się rzeź. To nie była wojna, to nie była bitwa to była po prostu bezcelowa rzeźnia. Niegdyś piękne miasto miało się zmienić w przesiąkniętą krwią pustynie. Symbol piękna i potęgi Equestrii padał pod ostrzałem swych obywateli i dawnych wrogów, którzy teraz byli jego obrońcami. Chrysalis miała rację-wszystko się zmieniło... No prawie wzajemna nienawiść między changelingami i kucykami pozostała niezmieniona, trwa tak samo teraz jak i kiedyś, i to się nie zmieni.

Działa wystrzeliły niszcząc to czego miały strzec, huk i ogień wydostały się z luf. Na powierzchni zapłonął ogień walk, a pod nią? To co na górze było potężnym hukiem na dole było jego marnym echem, to co na górze pluło ogniem i żarem, na dole zaowocowało nagłym, chłodnym powiewem.

Mimo dantejskich scen mających miejsce przed pałacem, w celi Nicka panował błogi spokój. Tylko echo i słaby wiatr donosiły że coś się dzieje.

Podmieniec uśmiechnął się połaskotany przez wiatr. Spał niczym niezmąconym snem, odpoczywał. Teraz to co jest nad nim go nie dotyczy, to już nie jego sprawa, niewola była wyzwoleniem od tamtej walki, była jednak początkiem innej wojny, bezpośrednio związanej z jeńcem, a od jej wyniku zależało jego życie. Sen był ciszą przed burzą, wytchnieniem przed bitwą.

Już niedługo.

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedziała MT: Dobrze. Jednak zbieranie materiałów może trochę potrwać. Najpierw załatwię sobie jakiś papier od Shadow. Tylko najpierw muszę ją znaleźć. I nie za bardzo... nie poczuła się zbyt przyjemnie. Już sobie wyobraziła siedzenie w celi za to że uciekła Rebonowi a jeszcze Alchemik mógł mieć pogorszoną sytuację. Przypomniała sobie iż Stalowy pytał się Thermala o wykucie miecza, a miecze wykuwa się w jednym miejscu. Udała się do kuźni.

 

Zauważyła Theramla i człowieka. Podeszła do Rebona i zapytała się: "Przepraszam że ci jeszcze przeszkadzam ale chciałam podejść do Shadow a boję się że mogę być wsadzona do celi a jeszcze że ci uciekłam co oznaczałoby twoją nieumiejętność do dopilnowania mnie więc..."  Przerwała. "Wolę żebyś podszedł ze mną, ponieważ..." Spuściła głowę. "Nie chcę żeby to wyszło źle chociaż ty mi pozwoliłeś" Złapała go za dłoń. "Proszę"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Na bogini, aż tak długo szliśmy do tej kuźni? - zapytał się Thermal. Ciężko było określić do kogo było skierowane to pytanie - czy do Yellowa, czy też Rebona. A tak naprawdę pytanie zadał sobie sam Thermal, myśląc na głos. Turkusowy jednorożec zwrócił się do alchemika. - Wybacz, ale jak widzisz, obowiązki wzywają. Pewnie też za kilka chwil będziesz zajęty. Rozumiesz?

W tym momencie zauważył Dakelin, która zagadała do Rebona. Po kilku pierwszych słowach zrozumiał, że tymczasowo został zwolniony z obowiązku wykucia człowiekowi nowego miecza.

Zwrócił się w stronę żółtego jednorożca.

-Dobrze, pannie Yellow - powiedział, chcąc wskazać przeniesienie uwagi na niego. Udał się za nim. Przez chwilę zastanawiał się nad jego pytaniem. Nie za bardzo wiedział, jaka forma byłaby bardziej funkcjonalna. Olśnienie padło na niego jak grom z jasnego nieba. - A gdybyśmy wyglądali jak wielki jednorożec utkany z gwiazd? Wystarczyłoby utworzyć wiele świecących punktów, które łączyłyby się w jego postać. Resztę pracy uczyniłoby nocne niebo. A siły uzurpatorów mogłyby pomyśleć, że już zdołaliśmy odzyskać Księżniczkę Lunę - zaproponował. - O ile nie byłoby to zbyt trudne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sandstorm lekko drżąc weszła do pokoju Shadow i zamknęła za sobą drzwi. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na Shadow, ona też kiepsko wyglądała, ale to jest wojna, tutaj są ofiary i ranni. Patrząc jej w oczy powiedziała:

- Mam pewne obawy, co do Nightmare Moon. Sądzę, że te kajdany mogą nie wystarczyć,  by ograniczyć jej całą moc, albo mamy tutaj bardzo potężnego maga-szpiega. Ponieważ, gdy udałam się odpocząć i zasnęłam, zostałam zaatakowana we śnie i to bardzo mocno, ponieważ nie mogłam w żaden sposób zareagować na to oraz nie mogłam się wybudzić. Choć nie czuję niczego negatywnego to koszmar, który przeżyłam był niesamowicie realistyczny oraz niesamowicie niepokojący. W trakcie trwania czułam się jakby kontrolowana do zabijania wszystkich na swojej drodze oraz pochłaniana przez ciemność. Na końcu zostałam wchłonięta przez Nightmare Moon. - tłumaczyła bardzo nerwowo, a przez jej ciało przechodziły dreszcze. To było potworne i samo wspomnienie ją przerażało. Łzy same napływały jej do oczu i spływały po policzku. Wiele razy także głos jej się załamał. Ale była zdeterminowana, by powiedzieć o tym Shadow, ponieważ wiedziała, że gdyby NMM się uwolniła, albo faktycznie kogoś na swoją stronę przekabaciła, to byłby straszliwy cios dla rebelii w tym momencie. Gdy trochę ochłonęła spytała się przywódczyni smutnym głosem:

- Co teraz powinniśmy z tym zrobić? To może być tylko iluzja, ale ile osób się temu oprze z naszych żołnierzy? I jak długo wytrzyma jeśli to będzie za każdym razem, gdy zaśniemy? Bez snu też dużo nie zrobimy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Euforię triumfu i dumę z dobrze zaplanowanego ruchu, trwającą podczas ostrzału murów brutalnie ostudziła otulona mrokiem "wiecznej" nocy rzeczywistość. Pułkownik przez pierwszą fazę boju w wyrwie po prostu bezsilnie wpatrywał się w swoich żołnierzy, w kuce, które mu zaufały, a teraz traciły życia, szereg po szeregu. Porównanie do trawy, czy zboża kładącej się pod sprawnymi cięciami kosy nasuwało się właściwie samo. Choć ogier starał się wyglądać na twardego i niewzruszonego, czuł ból ściskający mu gardło i szczękę. Zwłaszcza, że cały czas zdawało mu się, że tym razem Podmieńców ginie znacznie mniej, niż wcześniej. Wiedział, że przewaga jest po ich stronie, ale jeszcze chwilę temu miał nadzieję ją złamać. Co gorsza, nie mógł świecić przykładem i walczyć razem ze swymi podwładnymi, bo coś powstrzymało go wcześniej przed ruszeniem w bój. Może poczucie obowiązku, bo przecież ktoś musiał widzieć co się dzieje na polu bitwy, a może coś zupełnie innego [na przykład opis Kapiego, bo nie uwzględnił mojej szarży XD]. Zamknął na moment oczy i pochylił głowę.

 

Kiedy je otworzył, znów błyszczał w nich płomień. Nie wszystko jeszcze stracone, choć wiele żyć już starto z powierzchni Equestrii. Dopóki on dycha, a wojacy w niego wierzą, żaden pieprzony robal nie będzie butnie i bezpiecznie łaził sobie w tę i nazad. Odwrócił się do maga całym ciałem, chrzęszcząc lekko zbroją.

- Dostawcie tu szybko kilka armat. Wiem, że potraficie, więc się ruszaj - powiedział sucho, rozkazującym tonem. Może trochę za twardo? Teraz to nieważne. Kiedy ktoś kopnął się, by wykonać jego polecenie, zwrócił się do najbliższego z wolnych kucyków.

- Słuchaj uważnie, to może być trudne zadanie. Masz przekazać walczącym następującą rzecz: Kiedy zobaczą świetlny znak, niech chowają się nawet do mysiej dziury, bo będzie źle - tym razem jego głos był chłodny i zupełnie spokojny. Miał już plan. Bardzo ryzykowny, dość kosztowny, lecz jeśli się uda, na jakiś czas to jego siły zdobędą tak potrzebną przewagę.

 

Kiedy magowie przyprowadzili zamówione działa, Grim wysupłał z uprzednio przygotowanego pasa runę sygnałową, o której wcześniej kompletnie zapomniał, a teraz była kluczem do całego improwizowanego planu. Podrzucił ją kilka razy w kopycie, zbierając siły do tego prawdziwego rzutu.

- Przygotujcie armaty do strzelania na wprost. Kiedy ten kamyczek rozbłyśnie, odczekacie tak z minutę, a potem zrobicie w tej wyrwie Tartarus na ziemi. Mam nadzieję, że to jest jasne.

Po czym wykonał ruch, jakby miał rzucić kamieniem, ale powstrzymał się. Zaczął szybciej oddychać, decyzja ciążyła mu niepomiernie. W końcu tam były jego kuce, walczące wręcz. Niby oderwanie się od nieprzyjaciela nie powinno nastręczać trudności, ale część wrażych żołnierzy ruszy za nimi... dobra, tych da się zwalczyć. Zawsze też jest ryzyko, że część pechowców po prostu nie zdąży uciec linii ognia. Wtedy ich krew spada na tego, kto wydał rozkaz. Na Grima. Cholera. Działa już sprowadzone, wiadomości przekazane... cały manewr ma uratować sporo kucy, na pewno więcej niż tych kilku nieszczęśników. Lecz i tak, czy może tak dysponować ich losem, bardziej niż już to uczynił? Chyba, że...

 

Skurczył się w sobie, zebrał siły, a potem cisnął kamieniem w powietrze, jak najwyżej tylko mógł. Następnie wyjął miecz z pochwy i pobiegł na złamanie karku ku ścierającym się w wyrwie kucom. Musiał mieć pewność, że zwieją. Że im się uda. Nabrał więcej powietrza w płuca, czując mocne ukłucie bólu w opatrzonej ranie.

- NA BOK, NA BOK! - zaczął się drzeć jak najgłośniej, czasem własnokopytnie rozpychając żołnierzy, by zmusić ich do ucieczki. I tak od końcowych szeregów aż po pierwsze, nawet jeśli ryzykował, że jakiś Podmieniec szurnie go czymś przez łeb. I cały czas się zastanawiał, czy usłyszy huk, czy nie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MT znów odezwał się do solida, ten wydając kolejne polecenia pogładził się po brodzie, podrapał się w czoło, po czym odparł, nie patrząc na ogiera:

- Hmm, zbroje wszystkie są wydane i rozdane, tym, którzy mogą walczyć, ale jeśli nie dostałeś jeszcze przydziału... Powinno coś się  znaleźć. Zbieramy ekwipunek z poległych naszych i changelingów. Zajmują się tym służby cywilne, które nie nadają się do walki. Hej Mint Juice zabierz go do cywilnych podziemi, do warsztatu. Niech dadzą mu jakiś pancerz z tych co mają!

Po chwili podbiegł jakiś błekitnoszary kuc i klepną MT po barku. Pokazując drogę. Wtedy Solid odwrócił się twarzą do MT i zawołał:

- Ej hola! Masz już kolczugę na sobie i jakieś płyty na torsie. Lepszego cacka Ci nie damy, a Ty nie odbieraj tym, którzy mają. Mint zostaw go i zajmij się dostawą bełtów na górę! Oj nie ładnie proszę Pana prosić o zbroję, gdy się ją już ma. Nie jesteśmy organizacją dobroczynną.

Solid ewidentnie się rozzłościł, ale już po chwili humor mu się poprawił i nawet uśmiechnął się do MT, przypomniał sobie, że zostąło mu zadane jeszcze jedno pytanie.

- Pracowni nikt nie sprzątał, więc Twoje narzędzia dalej powinny tam być.

 

Dakelin odeszła do kuźni, gdzie spotkała Rebona. Kowal jednak odszedł z Yellowem. Czarodziej słysząc koncepcję Thermala na początku oniemiał.

-To... to... wspaniałe. W prawdzie będzie kosztowało trochę energii do wytworzenia takiej iluzji, ale warto będzie. Dobrze zatem do dzieła.

Gdy przyszli do odpowiedniej jaskini Yellow kazał Thermalowi stanąć pośrodku.

- Tak jak ostatnio. Ja będę się skupiał na odpieraniu zaklęć, a Ty kieruj.

Róg Yellowa rozbłysnął na złoto i zaraz zmienił kolor na nocny granat. Moc powoli rozchodziła się po pomieszczeniu. Energia zaczęła wypływać ze ścian, potęgując efekt. Sam mag zaczął się rozpływać wewnątrz stworzonej chmury. Ta owiała Thermala i podniosła go. Nastąpiła powolna kondensacja. Maść ogiera zaczęła zmieniać barwę, a jego ciało otoczyła ciemna powłoka, dodająca mu wzrostu i kształtująca jego twarz na kształt klaczy. Ogier usłyszał w myślach ciche przepraszam od Yellowa, widać, że mag też źle się czuł, jako kobieta. Następnie w okół korpusu, który został stworzony na modelu Luny, z pewnymi różnicami, gdyż Yellow nie znał perfekcyjnie budowy księżniczki, zwłaszcza, że nie spotkał się z nią nigdy, zaczął powstawać całun nocny, który rozbłyskał kolejno konstelacjami. Rozchodził się z grzywy, która powiększyła się podobnie jak cała głowa, nabierając duchowego wyglądu. Ogon dołączył do tworzenia całunu, a skrzydła rozwarły się zalewając cała salę nocą. Po machnięciu nimi dwójka ogierów w ciele Luny wyleciała nad miasto. Ujrzeli bitwę przy dzielnicy Arystokracji , wystrzały muszkietów i śmierć, tam też skierowali swój lot. Mieli chwilkę na opracowanie planu. Ich postać zalśniła na tle księżyca, rzucając półprzezroczysty cień na miasto. Gwiazdy ich otaczające nadawały postaci klaczy mistyczności, a ogromne świecące niczym supernowe oczy zdradzały potężną moc. Postać księżniczki mknął niczym błyskawica zagłady w stronę dzielnicy Arystokracji.

 

Lenitha i Pokemona patrzyły na miasto i wtem ujrzały postać księżniczki Luny wylatującej z pomiędzy budynków, a później mknącą w stronę zamku. Piękny i przerażający zarazem widok zaskoczył ich i przez kilka sekund nie były wstanie oderwać od niego wzroku. Czy to możliwe, że Luna powróciła?

 

W małym pokoju Shadow przysłuchiwała się temu, co mówiła Sandstorm, gdy jej monolog dobiegł końca klacz niespodziewanie podeszła do niej i... przytuliła ją. Jej uścisk był pewny i silny, ale delikatny. Jej miękka sierść otuliła Snadstorm, a głowa piaszczystej klaczy zanurzyła się w burzy białych włosów Shadow. Było to bardzo niecodzienne działanie ze strony przywódczyni i zbiło trochę płaczącą rozmówczynię z tropu. Zwłaszcza, że czarna klacz była bardzo ciepła, jakby jakaś nowa osobowość wcieliła się w to samo ciało starej przywódczyni rebelii. W końcu Shadow odezwała się bardzo delikatnym głosem:

- Nie martw się, byłaś bardzo dzielna, jeśli to przetrwałaś. Niestety, ta sytuacja oznacza, że moje kajdanki blokują tylko magię Nightmare Moon w tym świecie, ale świat snów jest dla niej otwarty. Nie da spać nikomu, dopóki nie odmienimy jej. Nie wiem czy stały kontakt z takimi koszmarami, może zmienić czyjąś duszę, ale nie wygramy z Królową Nocy w koszmarach. Jest tam zbyt potężna. Nigdzie się przed nią nie ukryjemy... Zatem nie możemy spać tak długo jak to możliwe. Teraz to nie problem, bo powinniśmy zakończyć bitwę już niedługo. Obyśmy wygrali, może znajdziemy wtedy coś w Archiwach Canterlockich, co pomoże nam z tym problemem. Dobre, że mówisz to moja droga. Zajmę się tym osobiście, a teraz nie martw się i staraj się nie spać. Jeszcze ciężka walka przed nami. Jak chcesz to odpocznij, a jeśli wolisz zapomnieć to najlepiej działaj.

  Shadow wypowiedziała ostatnie zdanie dobitniej i podniosła zapłakaną głowę klaczy. Przywódczyni uśmiechnęła się łagodnie i miło, co tym bardziej zdziwiło Sandstorm, po czym odezwała się:

- A teraz wybacz, muszę przesłuchać więźnia. Jak chcesz zgłoś się do lekarza, może da Ci jakieś leki, akurat tych na poprawę samopoczucia powinniśmy mieć dużo.

​Shadow spojrzała na lekarza, który kiwną lekko głową. Sprawdziła sprawność swych ruchów, lekko się krzywiąc przy tym. Po czym odczekawszy, czy Snadstorm nie będzie chciała czegoś jeszcze powiedzieć, wyszła kierując się do celi Nicka. Przeszła obok Golema Atlantisa i swego strażnika, który pilnował więźnia i weszła do celi. Ujrzała smutnego i wycieńczonego Nicka. Rozluźniona podeszła do niego na odległość 3m, po czym odezwała się ze swą zwykłą obojętnością:

- Potrzeba Ci czegoś, jedzenia, picia, może medyka?

 

Tymczasem ponad spokojnym dołem rozgrywała się w dalszym ciągu bitwa. Kuce dzielnie szturmowały wyłomy w murach posuwając się dalej. Grim posłał po więcej dział. Momentalnie szybkonogi kuc pobiegł w stronę podziemi. W tym czasie należało utrzymać zdobyte tereny. Straty rosły z każdą sekundą po obu stronach.

 

Kilka przecznic dalej pewna klacz galopowała sama wśród nocy. Nazywała się Topaz Snow. Jej średniej długości błękitna grzywa była skrzętnie spięta i schowana pod stalowym hełmem. Na jej śnieżnobiałą sierść nałożona była zbroja. Pancerz nie był byle jaki. Jego płyty zostały ozdobione ciemnym granatem, a wypukłości wypolerowano na srebrno. Potężny napierśnik płytowy zdawał się być nieprzebijalny. Nogi również chroniły lekkie, srebrzyste, doskonale dopasowane nagolennice. Ostre krawędzie i zwiewność nadawała pancerzowi zwiewność i kobiecość. Hełm zakrywał prawie całkowicie śliczną twarz klaczy, pokazując tylko zielone, pełne i bystre oczy. Wystawał z niego róg, okalany pancernym pierścieniem u nasady, a z tyłu piękny pióropusz niebieskiego koloru. Na napierśniku widniał potężny srebrny symbol księżyca, na tle lekko zacienionego słońca. Był to regulaminowy pancerz gwardzisty Księżniczki Luny sprzed inwazji zła na Equestrię. Jedyne co nie pasowało do całości to błyszcząca żółcią dzienna gwiazda Księżniczki Celestii na prawym naramienniku, wyraźnie dorobiona, aby rebelianci nie pomyli się po której stronie stoi klacz. Teraz biegła przez wąskie uliczki. Pancerz nie ciążył jej u boku miała swój wygodny, krótszy niż przepisowe, miecz. Ta noc spędziła walcząć z podmieńcami. Była wśród gwardii przybocznej samego Greena i nie odstępowała go na krok. Właśnie dostała rozkaz od Generała, że ma odnaleźć pułkownika Grima i zapewnić mu ochronę, gdyż Green martwił się o niego. Topaz Snow wybiegła na linię, gdzie stały armaty, a pozostałe fale rebeliantów ostrzeliwały mury. Dojrzała rdzawego kuca odzianego w pancerz, który spokojnie spoglądał w stronę ginących kucy. Klacz miała jednak zbyt duże doświadczenie w wojaczce, aby nie widzieć jego wewnętrznego stresu, który tak starannie starał się ukryć. Podeszła do niego i zasalutowała, jednak on zignorował, gdy chciała się ponownie odezwać, przerwał jej jakiś rebeliancki mag, który krzyknął:

- Działa ustawione pułkowniku.

Grim kiwnął głową w swym zwyczaju i wyrzucił w powietrze kamyk, który przed chwilą podrzucał. Ruszył do przodu, krzycząc jednocześnie "NA BOK!". Topaz nie wiedział co się dzieje, ale miała pilnować pułkownika, więc rzuciła się za nim. Nie wiedziała czemu ogier tak pędzi, ale przy wysileniu potrafiła za nim nadążyć. Nad nimi świsnęła kolejna salwa z kusz rebeliantów, która zasypała mury bełtami. Rozległ się wrzask trafionych changelingów. Wojska rebelii zaczęły się zwijać na boki, chroniąc się za murami i padając na ziemię. To spowodowało popchnięcie pierwszych bocznych szeregów kucy, które wpadły na changelingi, chroniące flanek. Pierwsze linie zginęły bardzo szybko wytrącone z równowagi przez swych własnych towarzyszy, którzy uciekali z pola rażenia dział. Jednak wróg po bokach został zalany taką masą, że włócznie wbite w trupy rebeliantów połamały się, a changelingów zablokowały się pomiędzy masą napierających wyznawców starych zasad, a swymi tylnymi szeregami. Po obu stronach straty momentalnie się powiększyły, gdyż rebelianci napierali, pchani przez swoich, a changelingi były zalewane. Wszędzie rozległy się potworne wrzaski. Grim nie zwracał na to jednak uwagi, pchał swoich na boki, robił miejsce. Jego umysłem owładnął obraz palącego się lontu armatniego, który był jedynym wyznacznikiem czasu. Topaz robiła to samo, co pułkownik do końca nie rozumiejąc jego zamiarów, ale jej kopyt pchało kolejnych rebeliantów w bok. W końcu Grim zauważył, że środek frontu, który miały ostrzelać działa jest już prawie pusty. Zostały tylko nieliczne kuce, które nie słyszały rozkazu pułkownika. Grim krzyczał z całych sił komendę, ale tych kilkunastu nieszczęśników zostało już otoczonych, gdyż nie byli chronieni przez innych rebeliantów, którzy schronili się po bokach. Lont w myślach Grima właśnie skończył się palić. Ogier nastawił się na huk i schylił głowę, jednak nic nie nastąpiło. Zdezorientowany i przerażony podniósł głowę. Kątem oka dostrzegł lufę muszkietu. Jakiś changeling celował w niego z murów. Grim nie miał się gdzie ruszyć, aby uniknąć mógł tylko czekać na śmierć, albo mieć nadzieję, że postrzał nie będzie tak groźny. Zapomniał przez chwilę o salwie artylerii, która przez kolejne milisekundy nie nadchodziła. Zamiast tego z muszkietu buchnął dym i kula poleciała w niego. Nagle coś przesłoniło mu widok. Usłyszał metaliczny brzęk i o dziwo nie odczuł bólu. Kiedy myślenie mu wróciło zobaczył kuca, którego nie znał, a który nosił zbroję Księżnickzi Nocy. Z hełmu wystawał mu róg, ale najwyraźniej ów jegomość skoczył i swoją własną piersią zasłonił pułkownika. Była to Topaz, która wykonała rozkaz Greena. Widząc niebezpieczeństwo, zasłoniła Grima swym ciałem. Szczęśliwie kula od muszkietu trafiła ją w kirys, który dzięki skątowaniu odbił kulę w ziemię. Klacz obróciła się w stronę pułkownika, aby zobaczyć czy nic mu się nie stało. Grim był cały i teraz dopiero uświadomił sobie, że jego wybawca jest klaczą, a nie ogierem. Spojrzał przez chwilę w jej pełne zielone oczy, po czym wróciły do niego zmysły.

 

Gdzie do jasnej całej zielonej trawy Stalliongradu jest ta artyleria?! Pułkownik zobaczył, że wszyscy nieszczęśliwcy zostali już zabici przez changelingi, a centrum sił wroga ruszyło do przodu, aby uderzyć od tyłu na rebeliantów, którzy uciekli w bok. Grim już czuł tę rzeźnię. Jego wojsko będzie wycięte w pień. I wtedy rozległ się huk. Zza murów buchnęły płomienie, a do środka dzielnicy arystokracji wleciały kule. Niektóre działa naładowane były szrapnelami, a inne kulami oblężniczymi. Wszystko to wręcz zmiotło ponad setkę changelingów. Wszędzie podniósł się dym ze ścian zburzonych domów szlachty, posypał się proch z ostrzelanych blanek. Większość rebeliantów aż się skuliło, gdy wszyscy się podnieśli wszędzie rozległy się jęki. Całe centrum szeregów changelingów zostało zmiecione. Z murów zleciało wiele ciał martwych muszkieterów, a ich szczyt był popękany. Nieliczne niedobitki na nich stojące odsłoniły się na strzały z kusz i szybko zostały wyeliminowane. Rebelianci zaczęli wlewać się do środka i otaczać boczne flanki changelingów, przechodząc przez gruzy zburzonych domów.

 

Do uszu Grima dotarły dźwięki wystrzałów z głębi dzielnicy arystokracji, a później jego duszę opanował chwilowy spokój i radość, że działa wystrzeliły, chwila zwłoki dłużej i już byłoby za późno.

 

Do sesji ponownie dołącza Anathiela, bardzo się cieszę, że postanowiła wrócić i witamy ją serdecznie, jej nowa postać to Topaz Snow :pinkie:                      

 

 

 

 

 

  

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Topaz nie bacząc na nic chroniła pułkownika jak nakazał jej sam Green, już od dobrych paru lat służyła jako gwardzista, była szybka harda i dość wytrzymała. Teraz miała chronić samego Grima, nawet za cenę życia i tak się stało. Dobrze wiedziała jak bezpieczna jest zbroja,-"O mały włos!" -krzyknęła w myślach. Tak zauważył ją nareszcie ile mogła czekać, teraz pułkownik wie kto go osłania. Milczała nie chciała nie potrzebnie się odzywać, czekała na dobrą chwilę. Kiedy zauważyła radość na twarzy Grima po wystrzale, jeszcze raz do niego podeszła. Lekko się skłoniła - Jestem Topaz Snow, przysłał mnie Generał Green, bym pana chroniła, panie pułkowniku.- W jej głosie była pewność i spokój. - Jestem przybocznym gwardzistą i magiem wody i śniegu, więc służę swoją pomocą.- Zakończyła patrząc śmiało w oczy Grima. To był jej atut patrzyła każdemu prosto w oczy kiedy rozmawiała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick spał w najlepsze, cieszył się ciszą i spokojem. To był urok akurat jego służby, samowolka i spokój, bez wysłuchiwania narzekań oficerów. Mógł w sumie wszystko, pod warunkiem że wykona swe zadanie. Teraz jednak spokój spowodowany był nie luźną pracą tylko niewolą, tego w zasadzie nie powinno być bo to utrudnia wykonanie zadania. Czerwonooki podmieniec odpoczywał, spał na twardych kryształach, ale tak samo jak głodny zje wszystko, tak zmęczony wszędzie zaśnie. Mimo marnych warunków na sen, Nick odzyskał nieco sił, rany nie piekły aż tak boleśnie, ale głębszy wdech czy szybszy ruch mogły to zmienić. Sen był dla niego błogim stanem, który tak bezmyślnie i brutalnie przerwała Shadow.

Na jedzenie nie miał co liczyć, kto mu dobrowolnie miłości da? Shadow? Jedzenie odpada. Gdy pomyślał o wodzie w wyobraźni zamigał mu obraz Wiktora mierzącego do niego z muszkietu, zatem i chęci na wodę nie miał. Lekarz... Przydałby mu się, ale wtedy mógłby mu coś wstrzyknąć i będzie nieprzyjemnie. Po za tym ton w jakim rebeliantka zadała pytanie świadczył o tym że zrobiła to dla formalności, żeby nie czuć moralnego kaca, żeby nikt nie mógł powiedzieć że nie udzieliła pomocy. Podłe a nawet w pewien sposób sadystyczne kłamstwo. Nick nie liczył na pomoc, zwłaszcza od niej, każde jej posunięcie odbierał za interesowny gest, za czyn, który ma ją przybliżyć do tego czego szuka. Nic z tego.

Podmieniec po przemyśleniach powoli otworzył oczy, poprawił się na ławce i zmierzył rozmówczynie wzrokiem. Rebeliantka zachowuje od niego bezpieczny dystans, czyżby jeden ciężko ranny changeling budził aż taki strach? Nick wstał z ławki, żebro i rany dały mu się przy tym we znaki. Spuścił głowę i syknął sobie coś pod nosem. Ostatnie przemyślenia, wiedział że od teraz każde jego słowo może przesądzić o jego życiu, na dodatek każde wypowiadał z drobną trudnością. Nick wiedział że Shadow zapytała dla zasady bez zamiaru realnej pomocy, ale mogła zrobić coś innego, coś co Nickowi by odpowiadało.

Po krótkiej chwili changeling stanął niespodziewanie na baczność i żołnierskim, choć słabym tonem odpowiedział-Nie tu.-Aż tyle, to była jego odpowiedź, to i postawa żołnierza gotowego do wymarszu, gotowego pójść na wojnę, na sam front, by walczyć i pójdzie-uzbrojony jedynie w słowa i swoją wolę, której złamać nie da.

Czekał wyprostowany, mimo bólu i marnego położenia dumnie stojąc na przeciw rebeliantce. Widać było że to żołnierz, że nawet w chwilach takich jak ta nie odwróci się od królowej. Czekał, zdawać by się mogło na rozkaz do wymarszu. Miał nadzieję że takowy otrzyma, ale z jego zmęczonych, pozbawionych uczuć, oczu biła jedynie pustka. Reszta twarzy też nic nie mówiła, był to wyraz twarzy żołnierza czekającego na polecenie.

Przez chwilę rozważał opcję powtórzenia odpowiedzi, ale uznał to za zbyteczne.

Tak zaczekajmy co Shadow powie...

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MT miał wielką ochotę zakląć szpetnie i głośno, jednak nie zrobił tego, umiał racjonalnie myśleć i wiedział że nie mają na tyle wyposażenia żeby rozdawać je byle komu w ilości większej niż to potrzebne, jeden kucyk, jedna zbroja. Jednorożec uznał że zostawi też kąśliwe uwagi na temat przydatności kolczugi oraz faktu że zamierzał wdrożyć pewien projekt, pomyślał że może po bitwie będą mieli trochę więcej surowca kiedy zabiorą Changelingom uzbrojenie, ale on nie mógł czekać, wiedział że na pole bitwy nie nadaje się za bardzo. Ale najpierw pierwsza rzecz- jego skrzydła nadal były popsute co go naprawdę irytowało, uznał że pójdzie do pracowni gdzie zostawił narzędzia i naprawi skrzydła, ubytki od kul zasklepi metalem z kolczugi. Był tylko jeden główny problem- o ile mógłby odpowiednio manewrując narzędziami naprawić skrzydła tak by je załatać musiałby zdjąć maszynerie z pleców. Główny problem? Krwawienie z ran po igłach. Najważniejszy problem? Bał się że jeżeli odłoży skrzydła, nie oczyści igieł a później znowu je sobie wbije w ciało nabawi się jakiegoś paskudnego zakażenia. Oczami wyobraźni widział jak próbuje przekonać jakiegoś medyka o swojej racji a ten by nawijał "Ależ tu są ranni z pola walki! Nie możemy ci dać czego potrzebujesz, oni potrzebują tego bardziej!". <A jak później umrę z powodu zakażenia to będzie twoja wina łajzo"- pomyślał.

Przyłożył kopyto do czoła, był zrezygnowany. <Żadnej pomocy dla geniusza. Żadnego rozwoju, ta armia jest tak konserwatywna! Nic dziwnego że Grimm został tu pułkownikiem. Pewnie gdybym miał plan by stworzyć bombę która zabije każdego Changelinga w obrębie paru mil pewnie też nie dali by mi możliwości stworzenia jej...ha!>

Uznał że trzeba mu w końcu działać, ułożył plan:

1.Iść do pracowni po narzędzia by naprawić skrzydła, może uda mu się zespawać skrzydła bez zdejmowania ich za pomocą pyro kinezy.

2.Coś ze sobą zrobić, może iść do kuźni, czy jakiegokolwiek miejsca gdzie dadzą mu możliwość wykorzystania ponad przeciętnych umiejętności, została jeszcze Dakelin z jej hełmem, jednak MT pomyślał że znalezienie surowców zajmie jej nieco czasu. Po raz ostatni zwrócił się do Solida:

 

-Dziękuje panu za informacje. Do widzenia- miał już iść do pracowni kiedy przypomniał sobie że ktoś klepnął go w bark, spojrzał na kuca i powiedział- Wiesz co pewnie jesteś tylko na usługach Solida i mnie nie posłuchasz. Istnieje również możliwość że jak wszyscy tutaj masz ważniejsze rzeczy na głowie a ja jestem nieważny...I ja mam im pomagać i odkryć "przyjaźń" eh...Nieważne, mówiąc krótko- jeśli możesz przynieś mi gazę i wodę utlenioną. Chociaż na wiele nie liczę, jeśli możesz przenieś mi je do pracowni <tu tłumaczy mniej więcej gdzie jest pracownia gdzie zostawił narzędzia>. Jeśli nie po prostu się nie odzywaj, nie przychodź do mnie, nie chce cię widzieć, nie ma cię nie czekam na ciebie zrozumiałeś? Spróbuj się odezwać- kończąc tą wypowiedź odwrócił się od Mind Juica jednocześnie wzdychając i przewracając oczami po czym ruszył w stronę pracowni

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dopis do poprzedniego posta, bo zapomniałem o Atlantisie, który skończył swą potyczkę :pinkie:

 

Błękitny ogier otworzył oczy. Głowa potwornie go bolała, jedną połowę głowy miał zasłoniętą namoczonym krwią bandażem. Powoli wzrok mu się wyostrzał. Zobaczył kryształowy sufit i potężne białe runy oświetleniowe, świecące mu w twarz. Z otoczenia zaczęły dochodzić do niego dźwięki. Jego ciało musiało być zawinięte w coś szorstkiego, ale zarazem leżeć na miękkim podłożu. Za chwile w rękach poczuł punktowy ból, a w ustach dziwny posmak. Po chwili odzyskał świadomość. Leżał na łóżku w skrzydle szpitalnym. Zastanawiał się co się stało, ostatnie co pamiętał to walkę i potężny ból, później nic. Teraz zakręciło mu się w głowie i przez kilka minut chciało mu się wymiotować. Ponownie jego ciało się uspokoiło i wtedy usłyszał znajomy głos. Rozpoznałby go nawet w najgorszym stanie. To była Blue. W tle przewijało się kilka obcych dzięków. W końcu jak z podziemi wyrósł przed nim jakiś zielony ogier w białej masce lekarskiej i powiedział wolno i wyraźnie:

- O witam Pana. Ma Pan szczęście, nie wiem jak znalazł się Pan w głównej sali, ale pana stan był opłakany. Na szczęście wyciągniemy Pana z tego. Mamy jeszcze odpowiednie mikstury. Powinien Pan za kilka minut poczuć się lepiej. Jednak o powrocie do boju nie może być mowy. Leki, które podaliśmy mają przede wszystkim poprawić samopoczucie. Same rany będą goić się dłużej, choć i tak będzie to dość krótki czas, ponieważ daliśmy Panu na prawdę dobre opatrunki.

Lekarz podniósł wzrok i skinął lekko głową. Zaraz sam się odsunął, a na jego miejsce weszła Blue. Jej piękna spadająca, błękitna grzywa okrywała jej zatroskaną i płaczącą twarz. Wyglądała pięknie jak zawsze, jej kryształowe łzy spadały na łóżko Atlantisa. Ten próbował coś wymówić, jednak powstał jedynie bełkot. Leżał i patrzył się w nieskończoną głębię jej oczu. Obok klaczy stał Trevis jego wierny smoczy asystent. Była to rozczulająca scena. Zdawało się, że Blue chce coś powiedzieć, ale się boi, jej ciało drżało. Trevis także wyglądał na zdenerwowanego. Cała trójka nic nie mówiła. Lekarz najwyraźniej odszedł od nich. W końcu mag poczuł w sobie siły, aby się odezwać. Zrobił próbę, jego głos był słaby, ale słyszalny. Spróbował podnieść kopyto, to jednak przewyższyło jego możliwości. Mógł jedynie kręcić głową i mówić. Blue na dźwięk jego słabego głosu zadrżała i wsłuchała się w ciszę, która nastała, jakby sprawdzając, czy to tylko jej wyobraźnia przemówiła, czy też jej ukochany na prawdę coś chce jej powiedzieć.          

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Arceus w łaski swojej zmień kolor czcionki z czarnego na automatyczny, bo na ciemnym tle nic nie widać.)

Sandstorm była zdziwiona reakcją Shadow. Przez cały czas pokazywała siebie jako zimną, stalową klacz, a jednak miała ciepłe serce. Klacz wzięła głęboki wdech i powiedziała smutno:

- Miejmy nadzieję, że rozwiązanie przyjdzie samo. Jeśli mamy szpiegów w szeregach na pewno będą próbowali sprawić, by zmęczeni rebelianci się zbuntowali i w zmęczonym szale zrobili coś głupiego. Takich należy wyłapać odpowiednio wcześnie. Niewiele osób wytrzyma bez snu, zwłaszcza ranni, mogą zwyczajnie nie przeżyć swoich snów. A najgorsze jest to, że chyba nie mamy miejsca, gdzie ją przenieść i pilnować - spojrzała na lekarza i pokiwała przecząco głową.

- Dziękuję, za słowa otuchy, ale sama mam zioła i mogę zrobić coś, co mnie ukoi, ale teraz mój smutek może mi pomóc zapomnieć o tym śnie. I już chyba wiem jak to robić. To wszystko co chciałam tobie powiedzieć, nie będę ciebie już zatrzymywać, do widzenia - ukłoniła się i wyszła z przyjaznego uścisku, choć robiła to niechętnie i udała się do drzwi. Tak wiedziała co zrobić, aby zająć czymś swój umysł. Trochę nad tym myślała idąc do Shadow i już w gabinecie. Czynność przyszła sama, ale także naszło pytanie. Czy chce mieć wszystkie żywioły pod kontrolą w danym nastroju i korzystać z nich wtedy, ale musieć polegać tylko na powietrzu, gdy jej stan się zmieni, czy chce mieć plan B zawsze i wszędzie, lecz mieć ograniczone pole manewru magią. Stwierdziła, że ta druga opcja była lepsza, gdy dochodziła do sali magicznych, w których uczyła się magii ognia. Nie wiedziała jak jej pójdzie nauka nowego żywiołu tak szybko po tym, ale musiała spróbować. Zwłaszcza, że była w idealnym stanie. Ogień i woda są swoimi przeciwieństwami w świecie magii i na tym chciała się skupić. Zauważyła, że włada ogniem, gdy jest wesoło i szczęśliwa, więc powinna dać radę władać wodą, gdy jest smutna. Dalej łzy spływały jej po policzku, bo nawet przytulenie, nie ukoi jej nerwów tak szybko. Ściągnęła je kopytkiem i spojrzała na krople. Położyła się w żalu na podłodze i zaczęła kopytkiem smutno kręcić w powietrzu, starając się utworzyć pierścień z wody. Każdą nową łzę starała się podciągnąć do tego jeśli jej się uda. W milczeniu, pogrążona w jakby transie, by nie myśleć, starała się przekuć swoje przygnębienie w coś pożytecznego. W tym czasie wewnątrz niej Serox odpoczywał tak jak to robił czekając w zasadzce na kucyki, gdy był jeszcze łapaczem. Nie myślał zbyt dużo i skupiony patrzył na jeden wybrany punkt, by nie rozpraszać się i nie przegapić ofiary. Teraz nie chciał zapadać w sen, ani nawet myśleć o tamtym koszmarze.

Edytowano przez Serox Vonxatian
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Serox wybacz, nie wiem co się dzieje. Ja się kolorkami nie bawię, nawet nie chciało mi się zielonego do słów szukać :/ Myślałem że automatyczny jest wybierany od razu niezależnie odemnie ale widać się pomyliłem. Jeszcze raz sory, ale wiedz żże to nie zależy odemnie :( )

(Ok poprawiłem, powinno być lepiej :) )

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lenita zapragnęła polecieć do zamku. Gdy pieśń dobiegła końca to ta westchnęła głęboko. 
-Lećmy tam! Nic nie zdziałamy stojąc tu i obserwując zdarzenia.-zaproponowała pewnie. Poleciałaby, ale uznała, że samej to tak trochę niebezpiecznie. Czeka na odpowiedź i myśli nad tym jak mogą się sprawnie i szybko przedostać do celu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poke kompletnie zignorowała cały świat dookoła. Zobaczyła Lunę. Zobaczyła Lunę. Lunę! Jak w transie zaczęła kierować się w stronę zamku. Jej oczy przybrałły ślepy wygląd. Sama Poke idąc ignorowała wszelkie słowa kierowane w jej stronę. Luna. Luna. Luna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz mruknela ponuro widzac iz jest ignorowana. Sama rozpostarla skrzydla i poleciala do zamku. Chciala zobaczyc swoja jedyna prawdziwa wladczynie i upewnic, ze to na pewno ona. Po dluzszej chwili stala pod zamkiem. Tak dawno tu nie byla. Wspomnienia. Jednak teraz musi zajac sie czyms innym powspomina sobie kiedy indziej. I stoi tak przy scianie. Do jej nozdrzy dostal sie mocny zapach spalenizny i krwi. Skrzywila sie czujac to. Jednak po kilku minutach juz jakos to zniosla. Chce przedostac sie do towarzyszy, ale nie ma pojecia co ja tam czeka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alchemik wszedł z Thermalem do kuźni. Ponownie widok zaparł mu dech w piersiach mimo, że już tutaj był. Chwilę potem popatrzył we wszystkie strony tak, jakby patrzył czy nikt nie podsłuchuje

- Dobra nie będę obijał w bawełnę - rzekł szybko do Thermala - potrzebuję....

W tym momencie weszła do kuźni młoda wampirzyca znana Rebonowi i zaczepiła go. Stalowy odwrócił się by z nią porozmawiać ale Thermal gdzieś odszedł. Rebon zdenerwował się ale zachował przyjazną twarz i rzekł:

- No dobrze, chodź do Shadow.

Z niechęcią dał się poprowadzić przyjaciółce. Był zły, że nie mógł wykonać swojego zadania które było istotne na tyle, że mogło pomóc w wygraniu wojny z Podmieńcami a do tego był mu potrzebny miecz. Nie okazywał jednak swojej złości ukrywając ją pod twarzą jak zwykle sympatycznego Alchemika.

Edytowano przez Rebon Alchemist
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Świetnie, zobaczymy jak to potoczy się dalej - powiedział zadowoleniem Poison - a teraz na górę, trzeba znowu kilku pozabijać. 

Rozglądną się po korytarzu, ledwo oświetlony, prowadzący tak głęboko że nie widać nawet końca. Tak więc spacerem udał się w prawo mając nadzieje ,że dobrze idzie. Po chwili usłyszał tupot i szelest zbroi. Obejrzał się i zobaczył lekko zbrojnego kuca biegnący w tą samą stronę co sam szedł.

- zatrzymaj się żołnierzu, gdzie biegniesz - powiedział mag

- do na górę do pułkownika Grima... - odparł, przyjrzał się Poisonowi poczym dodał - ...magu 

- tak więc prowadzi, pójdę z tobą przyda się wam każda pomoc - odpwiedział

- dobrze za mną - powiedział zadowolony kuc

Tak więc Poison udał się do pułkownika Girma z pomocą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atlantis powoli wychodził ze złego stanu w jaki wpadł przez plan który chyba się sprawdził.Choć nie był w stanie tego stwierdzić gdyż jeszcze nie otrzeźwiał po chwilowej utracie świadomości ale parę rzeczy już do niego docierało,miedzy innymi to że pierwsze co poczuł to jego głowa jest najwyraźniej zawinięta bandażem który nasiąknął jego krwią.Kolejną rzeczą którą dostrzegł po chwili to oślepiające światło run z sufitu,lecz nie nacieszył się wygodami łózka szpitalnego gdyż zaczął odczuwać efekty planu oraz efekty leczenia ran.A były to m.in ból w przedniej kończynie,niezbyt miły smak w ustach a w następnie zawroty w głowie i wymioty,lecz po paru minutach ten stan ustał i wreszcie mógł lepiej słyszeń niż przy wybudzeniu i w ogólnym hałasie,jednorożec potrafił dosłyszeć najbardziej pożądany przez niego głos na świecie lecz wtem nagle pojawił się jakiś kuc,Atlantis rozumiał go ale nie mógł się odezwać ani nic innego zrobić mógł tylko patrzeć jak odchodzi.Po chwili przysunęli się Blue i Trevis.Atlantis czuł od nich bijący smutek ale nic nie mógł uczynić.Nie mógł nic powiedzieć ani nawet ruszyć kopytem.Lecz starał się wymóc choć jedno zdanie na sobie lecz ostatecznym efektem był niezrozumiały charkot.Ostatecznie spróbował zmusić się jeszcze raz :-Cieszę się że ciebie widzę,proszę się nie smuć- Miał nadzieje że usłyszy go.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Grim biegł, jakby ścigały go wszystkie znane i nieznane bestie z najczarniejszych głębin lasu Everfree, o którym było słychać nawet u niego. Zdawał się nie widzieć, nie słyszeć, nawet nie wyczuwać czegokolwiek dookoła, jego umysł w całości przejął obraz sznura powoli zmieniającego się w popiół. Nogi niosły go właściwie same, krzyk wyrywał się niemal nieświadomie. Nic dziwnego zatem, że kompletnie nie zauważył, iż ktoś za nim podąża. W końcu, po czasie, który wydawał się całym stuleciem, front się rozdzielił. W szeregach jego odważnych żołnierzy ziała dziura, zostało tylko kilku. Nie usłyszeli? Czy też nie mogli oderwać się od nieprzyjaciela, nie ryzykując wystawienia się na śmiertelny cios? Krzyknął jeszcze raz czy dwa, tym razem w jego głosie brzmiała autentyczna desperacja. Widział, jak Podmieńce wlewają się w powstałą dziurę, otaczając tych biedaków.

 

I wtedy ów niematerialny, wyobraźniowy sznurek wypalił się z cichym sykiem. Ale zaraz pieprznie, pomyślał trochę niedorzecznie ogier, przymykając oczy i schylając głowę. Ciekawe, czy ogłuchnie... zaraz, moment. Gdzie, do niespodziewanej zarazy jest wybuch? Wyprostował się zdezorientowany, przestraszony i totalnie wytrącony z równowagi. Coś przykuło jego dotąd rozchwianą jak sad w czasie orkanu uwagę. Okrągły czarny otwór lufy wrażego muszkietu odwzajemniał spojrzenie pułkownika. Więc to tyle? Wychodzi na to, że tak. Szkoda, że nie ma okazji powiedzieć jakichś fajnych ostatnich słów. Huk i świst kuli wdarł się w te myśli, trwające krótko jak mgnienie. Zgrzyt pocisku o metal. Chwila, co? Powinien albo nie żyć, albo leżeć i kwiczeć z bólu, a nie sterczeć sobie i patrzeć na jakiegoś kucyka, który chyba właśnie podstawił się pod kulę.

 

Zbroja, i to taka lepszego sortu, niebieski pióropusz, róg sterczący z hełmu... no pięknie. I to była klacz. Hmm. Grima zalała fala uczuć. Zaskoczenie, gorycz, wdzięczność, dokładnie w tej kolejności. Następnie uderzyło go jak obuchem coś jeszcze. GDZIE NA WSZYSTKIE DEMONY SĄ TE PIEPRZONE ARMATY!? Podmieńce zaraz ich tu zjedzą bez sosu! Przy słowie "sosu" rozpętał się chaos. Dosłowny mur ołowiu zamienił nieprzyjacielskich żołdaków w czarnozielone siekane kotlety. W chwilę potem rebelianci wypełnili powstałą we froncie wyrwę, a wystrzały poczęły odzywać się coraz dalej i dalej. Starszy kuc zdjął na chwilę hełm, przetarł twarz oraz głowę, odetchnął, wciągając zapach krwi i prochu. Ulga i radość czasowo rozgościły się tymczasowo w jego sercu, kiedy odwracał się powoli.

 

Wyostrzył wzrok, uniósł  brew przypatrując się dokładniej swojej wybawczyni. Przymrużył oczy. Nie do końca był pewien, co powinien sądzić teraz o całej tej sytuacji. Ta cała Topaz jakby nie patrzeć uratowała mu przed chwilą życie, do tego musiała za nim łazić z rozkazu generała. Miał dług u tej... klaczy, a nie lubił mieć długów, zwłaszcza u kuców z założenia nie darzonych przez niego sympatią. Nowopoznana cały czas patrzyła mu w oczy, nie spuszczając wzroku ani go nigdzie nie przenosząc. Oznaka pychy, zapewne. Demonstracyjnie skrzywił się na słowa "jestem magiem".

- Jestem ci winien podziękowanie, na pewno będę miał jeszcze okazję, by okazać wdzięczność - powiedział sucho, formalnie. - Deklarację pomocy zapamiętam i skorzystam z niej w stosownym czasie. Skoro już tu jesteś, proszę przekaż działowym, by przygotowali się do przeprowadzenia armat wewnątrz pierścienia murów. Zapytaj się też, czy mają trąby lub rogi, żeby dawać ich dźwiękiem znać przy następnej salwie po prostej. Poczekać tu na ciebie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Topaz na słowa Grima pokręciła głową - Nie wolno mi pana spuszczać z oczu panie pułkowniku. Taki mam rozkaz abym broniła pana, moje życie zależy od wykonania rozkazu generała.- Przystąpiła z nogi na nogę rozglądając się w wokoło- Teraz nie jest bezpiecznie, wszędzie czai się śmierć.- Cóż klacz była gotowa na obelżywe słowa w jej stronę, trwa wojna, a ona nie może sobie pozwolić na jakikolwiek błąd ze swojej strony. Teraz jest odpowiedzialna za życie pułkownika. - Nie musi pan mi dziękować do tego należy mój obowiązek by chronić pułkownika życie. - Przez chwilę przypomniała sobie swoją słabość, nie mogła chronić przed złem Księżniczki Luny jedna z magów żywiołów, nie mogła ochronić Pani Nocy. Jej uczucia były zauważalne na twarzy, nie zdawała sobie z tego sprawy zawiodła nie tylko Księżniczkę, ale i przyjaciółki zostawiając je na pewną śmierć, westchnęła ciężko zapominając gdzie się teraz znajduje i co się dzieje w wokół niej. Po chwili uświadomiła sobie przed kim stoi zmieszała się parząc w ziemię - Przepraszam proszę nie mieć mi za złe, wypełniam tylko rozkaz.

Edytowano przez Anathiela
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm. Pierwsze zdanie trochę komplikowało sprawy, bo nie mógł jej wykorzystać w charakterze klaczy na posyłki, do tego nie był w stanie sprawić, by na jakiś czas zeszła mu z oczu. Dwie pieczenie na jednym ogniu, takie jest powiedzonko? No, to nie wyszło po całości. Topaz pogadała sobie coś tam o obowiązkach, z czego wyszło, że nie wystawiała się na kule z własnej woli czy sympatii - nikt mądry by tego nie zrobił - tylko z rozkazu, do tego raczej surowego, skoro, jak wspomniała, zależy od tego jej życie. Pułkownik był w podobnej sytuacji, też wykonywał rozkazy i czuł obowiązek, tylko te polecenia, które dochodziły do niego, były zdecydowanie mniej... rygorystyczne. Zrobiło mu się trochę szkoda tej Topaz. Zmuszona do ochraniania za wszelką cenę jakiegoś kucyka, którego nie widziała na oczy, do tego z niższej klasy. Widocznie ją też trapiło coś co najmniej niemiłego, bo zmieniła się na twarzy. Grim postarał się, by jego oblicze nie wyrażało niczego poza powściągliwą uwagą. Nawet jeśli nie darzył gwardzistki niechęcią, przynajmniej nie tak bardzo jak reszty magików, to na razie nie zamierza dać tego po sobie poznać.

- Nie mam nic za złe. Oboje wypełniamy rozkazy - powiedział wciąż formalnie, lecz włożył w to odrobinę więcej serca, by nie brzmieć jak wcześniej. - Co nie zmienia tego, że muszę przekazać wiadomość działowym. Chodźmy.

 

I poszedł powoli w stronę dziury w murze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Shadow kontynuowała przesłuchanie Nicka, tymczasem w sąsiedniej celi zaczęło dziać się coś dziwnego. Masked od pewnego czasu zdawał się być nieprzytomny, a przynajmniej nieświadomy. Jego wzrok wbił się w podłogę, a usta poruszały się za mroczną maską. Po pewnym czasie cela zaczęła nabierać czerwonej barwy, jednak po chwili barwa znikała. Nagle ciało czarnoksiężnika zaczęło się wyginać nienaturalnie, szaty wykrzywiały się w niektórych miejscach, jakby popchnięte wystającymi kośćmi. Ane cofnęła się w kąt sali i patrzyła ze strachem w oczach na dziwną anomalię. (Jaenr opisz w swoim poście jak i co się stąło, bo nie chcę Ci psuć zabawy :pinkie: i też sam nie do końca wszystko wiem)  

 

Obok Solida MT zączął już tracić cierpliwość. Nagle odezwał się bardzo nieprzyjaźnie do Mind Juca. Ten stał jakby zbity z tropu. Techmaturg nawet nie wiedział co ogier zamierzał zrobić bo szybko odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Po pewnym czasie dotarł do warsztatu, w którym wcześniej już urzędował. Zabrał  się od razu do pracy. Zrzucił z siebie kolczugę. Wziął nożne fragmenty plecionki z kółek. Zaczął je przetapiać. Oczko po oczku, zlewał wszystko ze sobą, metal powoli rozpuszczał się. Nie raz ogier korzystał przy tym z magii zgromadzonej w ścianach. Ułatwiło mu to pracę. Zaczął zasklepiać dziury w skrzydłach. Część otworów dała się załatać bardzo łatwo, jednak po pewnym czasie zostały już tylko te w trudniej dostępnych miejscach. Zaczęły się problemy. Kowal starał się jak mógł, jednak powstałe zalania odbiegały powierzchnią, od kształtu skrzydeł, naruszając aerodynamikę. MT musiał zrywać takie nieudane łaty i zastępować nowymi. Po dłuższym czasie dalej nie mógł uporać się z ostatnimi dziurami.

 

Sandstorm poszła z powrotem do komnaty magicznej. Tym razem czuła się przybita i smutna. Zmusiła się do treningu magii. Opierając się na swych emocjach chciała podziałać na łzy, zebrane na kopytku. Trwało to długo, ale po pewnym czasie krople zaczęły drgać. Odbijały się w nich światła błyszczących kryształów, które tworzyły jaskinię. W końcu łzy wydłużyły się, po czym oderwały się od kopytka. Zaczęły powoli rozciągać się w powietrzu. Ich układ przypominał okrąg. Kolejne łzy Sandstorm nie spadały już na ziemię, tylko unosiły się, uzupełniając krąg. Po paru minutach figura powstała.

 

Rebon wraz z Dakelin zaczęli iść do Shadow. Gdy dotarli do głównej komnaty, okazało się, że przywódczyni jest w trackie przesłuchiwania changelińskiego zdrajcy. Rozmowa z nią była więc chwilowo niemożliwa.

 

W skrzydle szpitalnym słaby niebieski ogier starał się wydusić z siebie jakiekolwiek zdanie. W końcu padły wytłumione słowa. Blue jakby zastygła nagle w bezruchu po chwili zaś dużo łez pociekło jej po policzkach, spadając na prześcieradło szpitalnego łóżka. Klacz powstrzymała jednak szloch i ukryła się w swej grzywie, przyciskając delikatnie głowę do Atlantisa. Ogier poczuł aksamitną miękkość jej włosów i sierści oraz poczuł ciepło płynące z klaczy. Trevis także nie wytrzymał długo i również przytulił się do maga. Atlantis powoli odzyskiwał zdolność mówienia. Ciepło, które otrzymał od ukochanej i swego pomocnika wzmocniło go i oprzytomniło.

 

Na głównej linii frontu zapanował względny spokój. Potworne uczucie odpowiedzialności opuściło na chwilę pułkownika. Jego oddziały właśnie wlewały się do miasta, przez wyłom utworzony przez nawałnicę kul. Posępne, zdruzgotane mury obserwowały krwawą rzeź changelińskich niedobitków z pierścienia obronnego. Grim wraz z Topaz wycofali się z dzielnicy arystokracji, podchodząc do dział. W między czasie minęły ich trzy fale rebelianckich wojsk, które wlewały się przez wyłomy.

 

Ulicami miasta biegły także Pokemona i Lenitha. Pędziły za widniejącą na nocnym niebie i mknącą na front księżniczką. Wielka, majestatyczna postać owiana nocnym całunem, którego pokrywały konstelacje świetlistych gwiazd przyleciała nad dzielnicę arystokracji zamierając w bezruchu i obserwując ruchy wojsk. Yellow dostrzegł bierność Termala i zaczął się zastanawiać, czy z jego towarzyszem wszystko w porządku. Zapytał więc głosem pełnym obaw:

  - Wiem, że widoki piękne, ale może byśmy coś zrobili. Zaraz magowie się na nas skupią, a też łatwiej nas zestrzelić ze zwykłej broni.

 

Pokemona i Lenitha dobiegły do stanowiska dział prawie w tym samym momencie co Poison. Grim zauważył swych znajomych z drużyny, jednak przede wszystkim musiał wydać rozkazy. Widział Fire Eya, dowódcę magów obsługujących działa, który patrzył na niego wyczekująco. Szturm postępował do przodu przez powstałe dwa wyłomy w murze. Nasuwał się więc problem. Większość sił rebelii czekała w innym miejscu na wysadzenie trzeciej dziury w murze. Pułkownik nie wiedział, czy te kilka setek, które były przeznaczone na fałszywy szturm w tym miejscu dadzą radę dalej się przebić. Powstawał dylemat, czy ściągać wszystkie siły do podwójnego wyłomu, czy czekać na rozwój sytuacji, czy już teraz zniszczyć mur w trzecim miejscu i rozpocząć ostateczny szturm stamtąd. Na dodatek właśnie nad polem bitwy ogier zauważył jakiegoś alikorna owianego w całun nocy. Na oko wygląda jak Luna, ale czy to aby nie Nightmare Moon. Tak czy siak musiała być to jedna z nich, ale jak się wydostała z niewoli? Postać potężnej księżniczki wznosiła się nad miastem i czekała, jakby nie wiadomo na co. Nagle do Grima dotarła wypowiedź maga, która go trochę otrzeźwiła:

- Jakie rozkazy pułkowniku? 

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Tyle starczy - Odpowiedział Thermal. - Czym więcej sił na nas skupią, tym mniej będzie mogło walczyć z resztą. 

Thermal czuł się zmęczony. Jednak to zabijanie było męczącą sprawą. A Yellow z pewnością także pamiętał lepsze chwile. Zniżenie lotu byłoby równoznaczne z samobójstwem.

-Latajmy nad dzielnicą i atakujmy oddziały wroga lub budynki dookoła nich. Może tak zdołamy zadać większe straty tym w uliczkach. A najwięcej i tak zrobimy stanowiąc ruchomą tarczę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Ekhem czasem będzie czudzysłów bo no cóż nie ja o posunięciach Shadow decyduje)

Shadow spojrzała o obojętnie typowym dla siebie pozbawionym uczuć głosem spytała "Co ma tu do rzeczy miejsce? Nie podoba ci się twoja prywatna cela?" Ostatnie słowo byłą puentą zdania i myślą podmieńca które ten wypowiedział na głos. "cela" marne miejsce na rozmowy, ogólnie słabe miejsce na pobyt, ale cóż chociaż tyle po za tym Mimo tego że podmieńcza twarz tego nie mówiła Nick śmiał się, w końcu od tak ma swoje kilka metrów kwadratowych rebelii. Drobny powód do szczęścia, po za tym świadomość ciążącego na nim wyroku nie była przyjemna. 

Shadow zaczęła wychwalać te celę, że dobrze oświetlona, że bez narzędzi tortur, że to, w jej opinii, świetnie miejsce na tego typu rozmowy i skorzystanie z opieki medycznej. Może rzeczywiście coś w tym jest, ale pomoc medyczna świadczona podmieńcowi przez kucyka wydawała mu się złym pomysłem, dodatkowo ta bezbronność i świadomość że mogą mu podać coś czego by nie chciał, albo gorzej. Stan changelinga był marny, ale nie aż tak aby zdawać się na łaskę wroga. Nicka miał jednak pewne przeczucie, które kazało mu wierzyć że Shadow kłamie. Nie mógł, nie potrafił i/może nie chciał wierzyć że mają tu narzędzia tortur, owszem wiedział że gdzieś w Equestii są, ale nie wierzył że rebelianci wśród tylu trosk marnowali by czas na zbieranie ich. Po za tym najprędzej znajdowały by się w więzieniach, czy innych strzeżonych miejscach, więc samo wydobycie ich od wroga wiązało by się z ryzykiem, zbyt dużym ryzykiem niż to na które mogli sobie pozwolić przed ujawnieniem się.

Nick zaproponował aby poszli, gdzieś po za celę, nawet do tych narzędzi tortur... ciekawe mu do tego wystarczały kopyta i nóż. Mniejsza. Shadow się nie zgodziła i pierwszy raz bezpośrednio zagroziła mu śmiercią.

Nick zaprzeczył, to była dość oczywista reakcja, dostrzegł upór rebeliantki i pogodził się z myślą że spędzi w tej celi jeszcze chwilę lub dwie. Nie chciał aż tyle stać, więzy i rany mu nie pomagały, usiadł na ławce i zaprosił na nią Shadow, niech nie myśli że podmieńcy są aż tak źli.

Shadow powoli zbliżyła się do niego "W końcu bez najmniejszego zawahania usiadła. Podmieniec poczuł ciepło jej ciała, pokrytego czarną sierścią. Grzywa klaczy, poruszona szybkim spoczęciem na ławce musnęła obolałego changelinga. W końcu Shadow odezwała się:

- Jeśli zatem nic nie chcesz przejdźmy do rzeczy. Podaj mi trzy powody dla których miałabym cię nie zabić. - klacz mówiła beznamiętnie i szybko, tak, że nagła zmiana znaczenia słów mogła wręcz wydawać się żartem. Jednocześnie oczy Nicka zostały zmrożone nieprzeniknionym lodem spojrzenia przywódczyni rebelii."

-Ty mądra jesteś sama bez problemów co najmniej dwa znajdziesz, a ja dodam jeszcze jeden fakt... Nadal żyjesz.-odpowiedział na prośbę, po chwili dodał "Przeliczyłem się" Nie trudno zgadnąć że Shadow nie zrozumiała myśli podmieńca. Trudno, widać trzeba jej trochę pomóc.

Nick odwrócił się do niej plecami i zapytał łagodnie "Ile wtedy widziałaś?"

Po tym pytaniu Shadow ożywiła się nieznacznie i dla pewności zapytała kiedy

"-Przed tym co nazywasz "zdradą".

"- Dobrze się kryłeś jeśli o to ci chodzi, ale teraz robisz błąd odwracając się ode mnie plecami. Rozumiem, że zatem nie masz żadnego pomysłu na ocalenie?" mówiła znowu swym aemocjonalnym tonem. To nie był błąd, to wskazówka, to była odpowiedź na jej pierwsze pytanie, ale ona nie zauważyła tego. Zawsze jest jakiś pomysł na ocalenie, nawet bezsensowna walka z okrutnym wrogiem, nawet pójście w pierwszej linii na rzeź jest w oczach rebeliantów "pomysłem na ocalenie" tylko pytanie kogo? kogo chcą ocalić mordując wszystkich? jeśli zach chodzi o jeńca on akurat nie chciał jeszcze kończyć swojej kariery.

 

-Gdybym trzymał teraz nóż zobaczyła byś go?-zapytał cały czas odwrócony, po czym dodał pośpiesznie-spokojnie nie mam go.-odpowiedział pokazując związane kopyta-Ale NMM miała... nie miałem wyboru. Chociaż... mogłem pozwolić ci umrzeć. Ile wtedy widziałaś?-poruszył się jakby starał się zwrócić jej uwagę na to że taka pozycja nie jest przypadkowa, to nie błąd to wskazówka, podkreślił jeszcze jedno słowo "Wtedy" oczywiście chodzi o walkę w sali tronowej, po wzmiance o NMM to powinno być jasne.

 

(przepraszam jeśli coś jest nie jasne, po prostu ciężko jest w jednym poście połączyć kilka kwestii dwóch osób o odmiennym sposobie pisania, jeśli coś jest nie jasne to w spoilerze używając magii ctrlC ctrlV wpakuje słowo w słowo to co jest ;) )

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krótki odpoczynek, uzyskany dzięki potrzebie udania się na stanowiska artylerii, okazał się zbawienny dla przeciążonego umysłu pułkownika. Stopniowo opuszczał go silny stres, z barków zsuwał się ciężar setek żyć żołnierzy, którzy walczyli, leżeli tu i ówdzie, albo przesuwali się szybko obok niego oraz Topaz, by dołączyć do reszty swoich tłukących okupantów na ulicach. Niesamowita lekkość, nawet jeśli czasowa, to wspaniałe uczucie. Przeciskanie się przez dziury, gdy z drugiej strony napierali dzielni Equestrianie było kłopotliwe, ale po jakimś czasie wyleźli jakoś. Po drodze Grim starał się rzucić jakimś ciepłym słowem, zachętą do jednego czy drugiego kuca, żeby nie myśleli, że tak ich tutaj zostawia. W końcu dotarli do dział, a tam...

- O? - zdziwił się nieco ogier, a jego usta pokazały dokładnie, jak takie "o" wygląda. Nie tylko na widok swoich towarzyszy, bo na niebie pokazała się sylwetka byłej księżniczki. Już ją odczarowali, czy to dalej Nightmare Moon? Może patrzy właśnie na początek końca powstania? Na ziemię sprowadziło go krótkie, a treściwe pytanie dowódcy działowych. Zastanowił się przez chwilę, myśląc nad opcjami dalszego prowadzenia walk. Aż sobie przysiadł i przyłożył kopyto do brody. Po dłuższej chwili takiego zastanawiania się znowu wstał, odchrząknął, jak zawsze, gdy miał mówić dłuższy czas.

- Dobrze, zatem robimy tak, słuchaj uważnie. Niedługo Green powinien wyjść z kanałów, naszym zadaniem było odwrócić uwagę żuczków, to zadanie wykonaliśmy. Ba, zrobiliśmy nawet więcej. Przebijanie muru w kolejnym miejscu, podczas gdy te kilka setek daje się kłuć mieczami i palić magią jest raczej niepotrzebne. Jeśli zostawimy to tak jak jest, to wrogowie wytną naszych, cała akcja spali na panewce. Powinniśmy posłać po Crampa i przerzucić wszystkich tutaj, by nie wytracić impetu.

 

Dalej: działa. W ciasnych uliczkach mogą być trochę nieużyteczne. Dlatego też będą przeciągane za postępującym frontem, by w razie potrzeby zapewniać pomoc, to jest rozpieprzać wszystko w drobny mak, lecz muszą stać na dachach lub innych wyższych miejscach, najlepiej jeszcze osłoniętych z góry. W razie czego możecie robić sobie miejsce na piętrach domów bogaczy. Są przestronne. Każdą potrzebę pomocy będzie pokazywał dźwięk rogu czy innej trąbki. Niech działowym towarzyszy grupa ochroniarzy, co najmniej pięćdziesiąt kuców.

 

Trzecia sprawa. Widzieliście na niebie to co ja, prawda? Trudno nie zauważyć. Jeśli okaże się, że to Pani Koszmarów, to jesteśmy w głębokim zadzie. Co nie zmienia faktu, że zalejemy jej sadła za skórę, jak przyleci robić nam na szkodę. Kusze mamy, muszkiety mamy. Niby jest magiczna, ale założę się, że odpowiednio dużo metalu sprowadzi ją na twardy grunt. To tyle.

 

Zakończył kiwając samemu sobie łbem na potwierdzenie i odszedł nieco na bok, bliżej reszty członków drużyny. Przyjrzał im się, szukając ran i z pewną małą ulgą stwierdził, że żadnych nie mieli, przynajmniej widocznych. Przyglądanie się pomogło mu też bardzo w przypomnieniu sobie, kto właściwie jest kim. Zezowata klaczka, skrzydlata, z którą chyba nigdy nie zamienił słowa. Druga też pegazica, też źrebię właściwie, ale już bez zeza. I z nią raczej nie gadał. Ale skinął im głową na przywitanie. Ostatni był jednorożec, którego pamiętał z narady niedługo przed szturmem. I z nim się przywitał, tym razem bardziej wokalnie.

- Witaj... eee... Poison? Co sprowadziło was na front? Znaczy, ciebie pewnie rozkazy, ale te dwie klaczki? - zanim mu odpowiedziano, pokazał jeszcze kopytem na będącą zawsze w pobliżu gwardzistkę. - Topaz, Poison, Poison, Topaz. Poison to mag rebelii, Topaz Snow to mój przydu... ekhem, khem, uratowała mi życie i ma za zadanie mnie bronić. Jakbym sam sobie nie radził.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...