Skocz do zawartości

W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna Wolnej Equestrii)


kapi

Recommended Posts

Topaz bardzo zdziwiona szła za Grimem, znała księżniczkę i wie dobrze co wcześniej widziała, była tym trochę zaniepokojona nie chciała na głos wyrażać swoich wątpliwości przy obcych, być może niebawem wszystko się wyjaśni. Klacz powoli szła za kucem, który wydawał rozkazy, przyglądała się wszystkiemu bacznie słuchała słów ogiera, który zwracał się do innych.  Przedstawił jej nie jakiego Poison również maga, cóż Topaz była magiem i owszem jednak jej magią był żywioł wody i lodu, znała zaklęcia podstawowe jak każdy jednorożec, również i zaklęcie latania. Klacz delikatnie się ukłoniła nieznanemu kucowi. - Ekhm... Witam, jestem Topaz Snow.- zwróciła się w stronę Gima- Dla pana wiadomości ratuję pana skórę póki co, w każdej chwili mogę być odwołana. Tak po za tym nie jest łatwo komuś takiemu ratować życie, ktoś kto sam wystawia się na widok wrogom na odstrzał. - Klacz oblizała wargi, lekko prychnęła oburzona, wiedziała dobrze co chciał powiedzieć Grim.

Edytowano przez Anathiela
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sandstorm zaczęła trochę żywiej kręcić kopytkiem i woda zaczęła się dzielić i formować pierścienie, które łączyły się w łańcuch. Uśmiechnęła się lekko i wtedy woda przestała ją słuchać. Spadłą na ziemię, tworząc miniaturową kałużę. Westchnęła. Dużo się działo z nią i naokoło jej. Spojrzała w górę na sklepienie i wiedziała, ze tam też się wiele dzieje. I chyba czas ich jakoś wesprzeć. Ruszyła więc do wyjścia z kryjówki. Po drodze minęła jeszcze korytarz do lochów, gdzie zamknięta była NMM. Czuła pokusę, by zejść i sprawdzić, czy aby czasem nie zerwała kajdan, ale potrząsnęła w końcu głową i poszła dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Bitwa toczyła się dalej. Thermal i Yellow w końcu ruszyli się z miejsca. Pomknęli obrzeżami dzielnicy. Gdy tylko napotykali grupę changelingów od razu zasypywali ich zaklęciami. Z rogu alikorna błyskały niebieskie promienie, Spadały na ulicę i wzbudzały tumany kurzu i pyły wśród granatowych eksplozji. Zaklęcia rozrzucały żołnierzy wroga, blokując ich marsz. Jednak czasami ogiery napotykały na zorganizowane plutony, które biegły w stronę linii frontu. Wtedy często odzywały się muszkiety. Kule leciały w ich stronę, często odbijając się od magicznej tarczy. Każde jednak uderzenie zabierało Yellowowi dużą cześć energii. Dlatego zwykle wycofywali się z takich miejsc nie robiąc większych szkód wrogom. Ogiery zauważyły, że od strony zamku zaczęło roić się od podmieńców. Najwyraźniej wysłano świeże siły do obrony wyrwy.

 

Tymczasem na przedpolach dzielnicy arystokracji Grim wydał rozkazy. Dowódca artylerii Fier Eye przytaknął na znak, że zrozumiał. Zawołał gońców i przekazawszy stosowne informacje posłał ich do dowódców.

- Zbierać działa chłopaki! Posłać zwiad i znaleźć dobre miejsce na nie! Szybko, szybko pułkownik na nas liczy!

 Następnie spojrzał na niebo i zobaczywszy, że alikorn zaczął rozróbę, powiedział do Grima

 - Mam nadzieje, że nie atakuje naszych, choć jak na razie patrząc po jej działaniach nie przyniosłaby zbyt wielu strat. Musi być na prawdę osłabiona.

 

 Z dzielnicy zaczęły znów dobywać się oddalone odgłosy walki i strzały kusz. Okolica przy wyrwach w murze była najwyraźniej oczyszczona. Rebeliancie siły porządkowe i informacyjne, pomagały tu w przenoszeniu rozkazów i transporcie dział. Od czasu do czasu odzywała się armata z dachu koszar. Grim przywitał się z nowoprzybyłymi członkami drużyny. Jednak najwyraźniej byli zszokowani widokiem wojny, gdyż nic nie odpowiedzieli na słowa pułkownika. Jedynie Topaz zareagowała, wyraźnie dając do zrozumienia, iż nie da się traktować jak popychadło. 

 

Po paru minutach działa zostały przygotowane do transportu i zostały przeniesione wgłąb miasta wraz z eskortą. Pojawiały się pierwsze oddziały, przerzucone ku wyłomom. Zaraz miało się zjawić tu tysiące rebeliantów z armii Grima. Trwała organizacja sił, które w marszu z powodu braku wyszkolenia rozdzieliły się, tak, że wiele ogierów znalazło się poza swymi oddziałami. Alikorn krążył, ale nie było żadnych wieści, żeby atakował rebeliantów. Do grupki pułkownika nagle dobiegła Sandstorm, zdyszana biegiem. Razem z nią przybył także goniec.

- Panie pułkowniku. Wieści z koszar. Nasze oddziały, które tam się znajdują, donoszą, że duże siły changelingów otoczyły budynek. Nie dają się nawet wychylić obrońcom, gdyż od razu strzelają. Na razie się trzymamy, ale wróg ma magów, nie dość, że czary niszczą obsługę dział na dachu, to jeszcze podobno wywołują wiatr, który ma przewiać trujące gazy. Będą mogli dzięki temu wejść do środka i odbić ten bastion.

Zaraz przybiegł i drugi ogier:

- Panie pułkowniku wieści od Greena. Pyta Pana, czy ma wesprzeć pańskie oddziały w parciu naprzód, czy postarać się przełamać oblężenie koszar? Wróg wysłał podobno dwa bataliony i Green nie może pomóc naraz w obu miejscach. Byłoby to możliwe, ale poniósłby wielkie straty rozdzielając siły na dwie części wtedy w i jednym i drugim przypadku changelingi miałyby przewagę liczebną nad jego wojskiem, no chyba, że nasze siły dobrze by się z nim zgrały.    

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stop.

Trans, który jeszcze chwilę temu rozkazywał jej kopytom brnąć do przodu, rozpłynął się bez śladu.

Jego miejsce zajął chłód w płucach wstrzymujący oddech wraz ze strachem.

Poke mimo największych chęci nie mogła się ruszyć. Wielkimi ślepiami patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem. Jej rozszalałe serduszko chciało jak najszybciej wyrwać się na wolność.

I uciec.

To nie zabawa. Tu kucyki giną.

Chciała w tej chwili przytulić kogoś, kogokolwiek. Ale nawet nie mogła się ruszyć. Nie mogła nawet uciec.

Kompletnie nic. Tylko patrzeć.

Zimny jak stal strach wypełniał jej umysł i kopyta, nakazując ucieczkę. Uciekać, uciekać, uciekać.

Tyle pozostało z klaczki gotowej do walki, wzmacnianej przez obecność Alter i myśl, że może zmienić się w kogoś odważniejszego i lepszego.

Chłodna skorupa o ślepych oczach, niezdolna do ruszenia choćby skrzydłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Grim - zaczęła, gdy tylko uspokoiła oddech i posłańcy powiedzieli swoje. - Mam bardzo złe wieści. NightmareMoon dalej ma swoje moce władania nad snami i koszmarami, przez co każdy ranny lub ktokolwiek zmęczony będzie cierpiał, albo zostanie zmuszony do niespania. To może nas bardzo osłabić i nie wytrwamy długo w takich warunkach. Musimy zabezpieczyć swoje pozycje w mieście, bo osłabieni żołnierze nie będą mieli gdzie odpoczywać i w efekcie każdy atak od tyłu będzie o wiele dotkliwszy - Powiedziała. i po niej widać było znaki zmęczenia. Podkrążone lekko oczy i ślady po łzach nadawały jej iście upiornego wyglądu. Blady, słaby uśmiech ciągle gościł na jej pyszczku, ale raczej dlatego, że była przyzwyczajona do uśmiechu i to był jej luźny wyraz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grim zreflektował się, że chyba nieco, odrobinę, tak tyci-tyci się zagalopował jeśli chodzi o Topaz. Podniósł oczy ku niebu w, miał nadzieję niezauważalnym, geście niemej rezygnacji. Musiał jakoś popracować nad wywieraniem dobrego wrażenia na tej konkretnej klaczy, skoro mieli jeszcze przez jakiś czas trzymać się razem. Westchnął cicho, zebrał całą swoją dostępną uprzejmość, która, nawiasem mówiąc, mogła się spokojnie zmieścić w uszance leżącej w skrzynce gdzieś w grotach, i popatrzył gwardzistce prosto w oczy. Następnie uznał za stosowne lekko skłonić głowę w wyrazie przeprosin, czy czegoś w tym guście.

- Proszę o wybaczenie, nie chciałem urazić - przestawił się na bardziej "canterlocki" sposób wysławiania się - Możliwe, iż wie pani o moim drobnym nieobyciu wśród kucyków takich jak pani, przeto normalne są mniejsze czy większe gafy, proszę mi wierzyć, że ze względu na pani poświęcenie, za które jestem niezmiernie wdzięczny, będę onych gaf unikał - "Heh, nieobycie. By nie nazwać tego inaczej", dodał w myślach trochę bardziej ponuro. - Spieszę wyjaśnić, że moje działania mają w domyśle wpływać na morale moich dzielnych towarzyszy, którzy przelewają krew za wolność naszą i waszą. Bo cóż to za dowódca, który chowa się gdzieś w sztabach, gdy nie musi? Jeśli zostanie pani odwołana, cóż, będę zdany zupełnie na siebie, tak bywa. Jeśli nie, może nasza współpraca zacznie z czasem wyglądać lepiej, kto wie.

 

Po czym skłonił się lekko jeszcze raz, by pokazać, że totalnie nie chciał być w żaden sposób ironiczny i mówił tak szczerze, jak się w tej sytuacji dało. Rozejrzał się trochę, by skonstatować, że front się przesunął gdzieś tam w głąb Szlachectwowa. Wokół kręcili się głównie tyłowi, gońcy i porządkowi. Spokojem tego raczej nazwać nie można, ale w porównaniu ze zgiełkiem strefy walk...

Wyminął zamurowanych towarzyszy, nie wiedząc za bardzo co jeszcze może powiedzieć. Wątpił bowiem, by słuchali jego rozkazów, wystarczyłoby sobie przypomnieć naradę, by wiedzieć, do czego są zdolni. Działa ruszyły z miejsca, podładowane trochę magią. Pułkownik z okropnie nieznośnym uczuciem w żołądku przyznał, że to dobry, sprawny sposób, szybszy niż ciąganie tych cholernych dział wte i wewte. Wojna zmienia. Wtem dogalopowała do niego klacz oraz ogier. Ogiera nie znał, ale jak taki zaaferowany to posłaniec, jednoróżka okazała się być Sandstorm. Ekipa się zbiera czy jak? Zaraz dołączył jeszcze jeden kuc. No i się zaczęło.

- O karwia - podsumował wszystko chrapliwie. Dowodzenie przypieprzyło mu z siłą parowego młota. Musiał szybko coś wykombinować, bo jak będzie zwlekał, to koszary, zgrany atak, efekt zaskoczenia, i w ogóle wszystko, pójdzie Lunie w plota. Ogier wziął i usiadł, by pomyśleć choć chwilę.

 

Wstał po dłuższym czasie. Na jego obliczu gościł ponury wyraz, niby namysł, niby zmęczenie. Nie wyglądał jednak nawet w połowie tak źle jak Sandstorm, której obraz był dobitnym potwierdzeniem słów, jakie przyniosła. Postukał się kopytem w głowę.

- My nie możemy się wycofać, przynajmniej nie od razu, nie mamy jak oderwać się od nieprzyjaciela. Nie jesteśmy elitą, ani niczym takim, ale jakiś czas powinniśmy popchnąć front samemu. A jeśli nie, to sprawię, że matka będzie ze mnie dumna. Więc u nas plan zostaje, jaki był. Generał Green to doświadczony żołnierz, gwardzista i dowódca, na pewno zlikwiduje te bataliony wroga na naszym terenie. A może i jak się jacyś inni będą kręcić, to niech ich wszystkich powybija w cholerę. Co do jednego! Za każdego naszego cztery robale! - zapalił się, jednak zaraz zmitygował się i wrócił do normalnego tonu. - Ale wpierw musimy wygrać. Mają tam magów, tak? A w naszych kopytach jest cała kupa energii, którą można dowolnie odpalać. Zdaję tę energię generałowi, niech zwalcza magię magią. Z pewnością mądrze ją wykorzysta, lepiej niż ja. I, wątpię, żeby posłuchał, sądzę, że w razie klęski trzeba będzie wysadzić koszary. Pod spodem jest nasz tunel, nie mogą go zdobyć. Ja odczekam chwilę, aż moi się zorganizują i lecę dalej w bój. To tyle ode mnie. A nie, zaraz...

 

Podszedł do Sandstorm, zgarniając posłańca od Green Sparka, przywołując przy tym z pamięci jedną rzecz, którą przeczytał dawno temu, jeszcze w młodości, kiedy nienawiść była tylko niechęcią.

- Umiesz ekranować? Czy ktokolwiek umie?

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A co to znaczy? Nie znam tego słowa, ale może potrafię. To zależy na czym to polega - odpowiedziała mu skołowana. Była zmęczona i zdruzgotana. nie miała sił na jakieś dziwne hasła, kody, szyfry, czy inne takie. Potrzebowała konkretów i jasnych instrukcji. Chciała w tym momencie iść do koszar i naprawić błąd, który zrobiła przy pierwszej próbie. Coś Grim od niej chciał, lecz w tym momencie nie mogła mu pomóc, przynajmniej na razie. Oddychała ciężko, a jej towarzysz odpoczywał w spokoju i ciszy. Nie odzywał się ostatnio za często, czyżby miał te problemy już wcześniej?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MT zastanawiał się co dalej zrobić, jednak nagle znowu nadeszły go dźwięki bitwy.

 

<No ja się chyba potnę. Chce zwiększyć moje szansę na przeżycie a oni po prostu zaczynają się naparzać jak jacyś barbarzyńcy. Ale teraz i tak pewnie nie potrzebują mojej pomocy...>

 

MT zamierzał wrócić do zastanawiania się co dalej robić jednak naprawdę nie mógł się skupić myśląc że a) Inni tam giną a on tu siedzi jak tchórz b)Może w tym właśnie momencie wroga armia przebija się tutaj c) On właściwie nie ma pojęcia jak wygląda bitwa

 

Popatrzył jeszcze chwilę na swoje narzędzia, na nadal nieco popsute skrzydła. Przeklinając pod nosem ponownie wyszedł z pracowni i udał się by znaleźć kogokolwiek kto mu wytłumaczy "Co tu się do zada najjaśniejszej Celestii dzieje!". Po namyśle uznał jednak że "zad" sobie odpuści. A jeśli zginie będzie najbardziej denerwującym widmem jakie ten świat widział.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Napisano (edytowany)

Goniec, dostawszy konkretne rozkazy poleciał szybko do Generała Greena. Nastała chwila względnego spokoju. Minuty zaczęły biec szybciej. Odgłosy walk oddalały się stopniowo. Systematycznie przybiegali kolejni gońcy z meldunkami:

- Pułkowniku, nasze siły odpychają małe oddziały changelingów z dzielnicy. Ponosimy ciężkie straty jeśli dochodzi do walki, ale przeważnie staramy się strzelać z kusz. Często wróg nie ma czym odpowiedzieć. Zdobyliśmy już około 1/16 całości obszaru.

Tuż po tym następny informator przyniósł wieści pokrzepiające:

- Znaleziono wiele spalonych trupów robali. Nie ma wieści, aby alikorn zabijał naszych, czyli to chyba Luna.

W między czasie donoszono wieści o stratach czy większych problemach na froncie, ale zwykle dodawano, że odpowiedni feldfebel zajmuje się już tymi kłopotami. Pojawiły się patrole klaczy i źrebaków pracujących w służbach cywilnych rebelii, które znosiły rannych do podziemi i opatrywały. Początkowo mały szpital polowy złożony z szeregu kocy, który został umieszczony w dużym, solidnym, marmurowym, białym domu obok murów w zabezpieczonej strefie, był pusty jednak z każdą minutą rosła ilość ciężko rannych. Śmierć zbierała swe żniwo. Gdy Grim dowiedział się, że zdobyty obszar powiększył się dwukrotnie przybył goniec od Fire Eye'a.

- Panie pułkowniku, znaleźliśmy dogodne miejsce na ostrzał. Wieża  (Tu wskazał kopytem wysoki budynek, który wybijał się ponad okoliczną architekturę i przytłaczał swym majestatem blask okolicznych domostw.) , front przesunął się na tyle daleko, aby bezpiecznie rozlokować tam działa. Dzięki wielu kondygnacjom możemy mieć na prawdę duży zasięg. Trwają prace, aby ulokować tam nasze armaty.

 

Przez następne dziesięć minut posłańcy przestali przychodzić. Powód był prosty. Na małym, stworzonym przez ostrzał artylerii placu, na którym stał Grim, zaczęły gromadzić się siły przerzucone z miejsca, gdzie miał powstać trzeci wyłom. Było to łącznie prawie tysiąc kucy. Armia wyglądała z jednej strony posępnie, gdyż zmęczone twarze ogierów, w których senność i zmęczenie zastępowały pierwotny zapał. Nieregularne uzbrojenie sprawiało wrażenie bardziej hołoty niż armii, ale była to po części prawda. Mieszanki dopełniało rozdawanie uzbrojenia poległych changelingów rebeliantom. Sam Solid przybył, aby osobiście nadzorować zmianę ekwipunku. Oczywiście kwatermistrz przybył wpierw do Grima i zasalutował, jednak musiał pędzić do spraw organizacyjnych. Ten poczciwy starszy ogier stawał na głowie i rzeczywiście rzadko kiedy na wojnie tak szybko dokonywano przezbrojenia. Mimo to jednak akcja zajmowała dużą część placu, a tłok robił się nie do zniesienia. Na szczęście stopniowo oddziały były przerzucane na front, lub po prostu bliżej niego. Ścisk ustępował i tak kiedy pierwsi informatorzy dotarli do Grima dowiedział się on, że już około 1/4 całej dzielnicy jest opanowana. W międzyczasie słychać było kilkakrotnie huk dział. Dwa razy nawet w powietrze wzbiła się jakby wielka łuna pożaru, która następnie opadła, jakby sama w sobie. Wielki alikorn dalej latał nad miastem. W końcu jednak zameldował się u Grima jakiś ogier, który wyglądał na bardziej zorientowanego w bitwie niż większość gońców. Jego rysy były twarde, kopyta i korpus umięśnione, a na sobie nosił zbroję Gwardii Solarnej, w wielu miejscach zabrudzonej czarną krwią changelingów.

- Przynoszę szczegółowy raport pułkowniku. Opanowaliśmy już ćwierć powierzchni dzielnicy. Staramy się nie podchodzić do murów zamku, gdyż nękają nas stamtąd ostrzałem muszkietów. Ponieśliśmy już od tego pewne straty, dlatego kazałem unikać bliskiego kontaktu z changelingami w samej twierdzy. Oddziały Greena dobrze się spisały. Skutecznie likwidowaliśmy nawet duże grupy robali przemieszczające się na linie frontu. Niestety zawodzi transport. Większość naszych oddziałów frontowych nie ma już bełtów, choć jak widzę tu na placu macie ich jeszcze dużo. To znacząco zmniejsza skuteczność naszych sił i zwiększa straty. Pytałem się służby cywilnej. Mówią, że nasze straty sięgają powyżej trzystu kucy w oddziałach pułkownika i czterystu z oddziałów Generała Greena. Mówię tu o sumie zabitych i rannych. Straty wroga nieznane, ale wszystko wskazuje na to, że zabiliśmy więcej tych owadów. Koszary zostały uchronione od bezpośredniego zagrożenia. Zużyto do tego cały proch przydzielony tamtejszym działom i trochę energii magicznej. To głównie w tamtych walkach ucierpiały oddziały Generała Greena. Mamy oddziały obstawiające główną bramę do zamku, więc będziemy przechwytywać wszystkie posiłki changelingów, które nią wyjdą. Niestety jest też druga brama, która znajduje się poza strefą naszej kontroli. Front chwilowo się zatrzymał. Changelingi zbiły się w kilka bastionów, w dużych grupach i zabarykadowały się sprzętami domowymi. Nie byliśmy w stanie ich skutecznie powstrzymać, gdyż jak wspomniałem brakuje nam bełtów, a do walki bezpośredniej nie dążymy. Dodatkowo tamte oddziały są wyposażone już w liczniejszą broń palną, więc nękają naszych ostrzałem, jednak tylko gdy są pewni, że trafią. Zlikwidowalibyśmy te bastiony ostrzałem artyleryjskim, ale Fire Eye zameldował, że kończy się proch. Zostało tylko na pięć strzałów z każdego z dział. Pan jest odpowiedzialny za dysponowanie zdobytymi działami, więc do Pana należy decyzja o przeznaczeniu ładunków. Generał Green kazał, przekazać, że utrzymanie w szachu bastionów wroga w obecnej sytuacji jest co raz bardziej kosztowne. Niedługo wróg może wyczuć naszą słabość i przypuścić kontratak, który może przysporzyć nam dużych strat w obecnym stanie. Jeszcze jedno, alikorn, który krążył nad miastem gdzieś zniknął.

 

Yellow i Thermal palili changelingi magicznym ogniem. Jednak w pewnym momencie całą magiczną konstrukcją zachwiało, a mag krzyknął

- Biją w nas czarami! Zaraz się rozbijemy!

Rzeczywiście tuż po tym, Yellow jęknął, nocna otoczka w okół Luny zniknęła, jeszcze chwilę iluzja samego alikorna się utrzymała. W tym niematerialnym ciele oba ogiery zaczęły spadać w dół. Mag ostatkiem sił zmusił swój umysł do pracy. Jego róg zabłysnął, a zaklęcie, jak i obaj jego wykonawcy zniknęli. Thermal poczuł ból głowy. Otworzył oczy dopiero w jaskini w podziemiach. Yellow, który ich tam teleportował, leżał teraz nieprzytomny na ziemi i oddychał ciężko.

 

MT biegał i latał po wszystkich miejscach, które znał, aby się czegoś dowiedzieć. Powiedziano mu, że podobno koszary mają problem, że dzielnica arystokracji jest zdobywana, że podobno Luna wróciła, że wiele changelingów poległo i że rebeliancie dzielnie walczą. Poza tym raczej nic ciekawego. O każdy ochłap tych informacji musiał walczyć zatrzymując zalatane kuce, które zwykle nosiły różne rzeczy, czy gdzieś biegły. Na dodatek większość sama nie wiedziała szczególnie więcej niż on.          

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli mimo tego, że było ich mniej, byli słabiej wyszkoleni, że wręcz mało co znali się na wojowaniu, udało im się. Udało im się zdobyć aż ćwierć dzielnicy szlachty, dzielnicy bogaczy, którzy pogodzili się ze swym losem. Plugawcy kiedyś za to zapłacą, nawet, jeśli powstanie spali na panewce. Grim postara się, by choć jeden oddział wymierzał sprawiedliwość. Lecz nie o tym teraz. Jego siły wspomożone przez Greena parły do przodu, działowi wraz z eskortą znaleźli dla siebie nowe miejsce, i nawet zamknięty w myśleniu o małych rzeczach umysł pułkownika znał, że taka na przykład wieża, którą zdobyli, to punkt jakich mało, pokrywający ogromny obszar. Świetnie, naprawdę dobrze. Posłańcy jednak zabrali mu jakiś czas, więc odpowiedział Sandstorm dopiero po chwili.

- Czytałem dawno temu, że rogacze mogą niewielkim kosztem ładować kryształy, by pochłaniały energię. Nightmare Moon musi korzystać z jakiejś energii, kiedy próbuje ingerować w sny, zatem jeśli ekranowanie nie zadziała, to tylko Shadow jedna wie, co zrobić. Idź do niej z tym pomysłem - wydał polecenie w chwili przerwy.

 

Dalej znów pochłonęły go typowo dowódcze sprawy, jak wyznaczanie stanowisk oddziałom, drobna pomoc w ogarnięciu się. Dużo tego było. Tutaj wieści o stratach, choć przyjmował je z kamienną twarzą, to każda informacja o iluśtam martwych zabierała mu kawałek duszy, tam informacje o sukcesach, które pozwalały mu pomyśleć na trzeźwo, lecz nie dawały całkowitego spokoju. Już trzystu jego kuców, tych, którzy zawierzyli mu swe życia, żre grunt. Cholera, nawet nie wiedział, co zrobić, by wszystko było po wojskowemu w porządku.

- Mówicie, że robale pozaszywały się w kryjówkach, a do tego w zamku. Zamku sami nie ruszymy, nie ma bata, ale te ich siły da się zdjąć. I to nawet zwyczajnie. Bełty, jakie zostaną, pokryją ogniem nieprzyjacielskich żołdaków, a my za ten czas przygotujemy jedną rzecz. Mianowicie PODPALIMY TYCH SKURCZYBYKÓW W ICH KRYJÓWKACH w tych domach czy grupach domów. Podłożymy ogień w kilku miejscach, a jak będą spieprzać z bastionów, to ich wystrzelamy jak cholerne czyże w zbożu. Działa wciąż mają pomagać tylko i wyłącznie wtedy wtedy, kiedy nie będzie jak złamać oporu  wroga, mogą się przydać generałowi w ataku na zamek. Solid Box. Ten dzielny kuc, narażający się na kule tylko by mi pomóc ma zostać przedłożony do odznaczenia. Zamku macie unikać, póki Green nie wytnie robactwa w naszej dzielnicy, dzielnicy ludu. Wykonać!

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Topaz opadły emocje, skinęła jedynie co głową, że przyjmuje przeprosiny Grima. Z uwagą przysłuchiwała się rozmowie o Nightmare Moon, która atakuje przez sny, jak i o tajemniczej Lunie. Zdziwiła się na słowa Grima- Jak to?- zapytała głośno- Nasza księżniczka Luna nigdy nie używała żadnego kryształu do snów. Więc po co Nightmare Moon jakiś kryształ? Czyżby ona sama była manipulowana przez inną osobę?- Tak wie wtrąciła się do rozmowy, zastanawiała się po co kryształ skoro sama księżniczka miała ten dar od urodzenia, dalej ciągnęła- Więc skoro Nightmare Moon jest tylko kukiełką w czyiś łapskach, to kryształ powinien być w posiadaniu  lalkarza.- Skierowała swój wzrok na kucyki i samego Grima. 

 

Słysząc o ogniu przypomniała sobie swoją przyjaciółkę, która potrafiła to i owo z ogniem, uśmiechnęła się pod nosem, kto wie być może stare dobre czasy wrócą. 

- Może dobrze było by, by sam zamek porządna śnieżna nawałnica nawiedziła? Wszędzie tylko huk i ogień. A potęga zimy i lodu jest także wielka, kto wytrzyma w -45 stopni zimna? Można by tego spróbować.- Cóż klacz z niechęciom się wychylała, jednak wiedziała kim jest i jak może pomóc w tej walce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(nareszcie wolność, nareszcie wyzwolenie z nicości, nareszcie powrót do tematu... ale nadal jako jeniec wojenny :v)

Shadow wyszła zostawiając w celi zbitego podmieńca. Skrępowany gorzej niż ostatnio, poobijany i wycieńczony, doszło mu kilka nowych ran i kto wie może czegoś jeszcze gorszego (chyba udało mi się zdobyć -15 hp :v). W pewnym sensie był martwy, a jednak dalej uparcie żył. Zapewne zwijał by się z bólu, ale nie miał siły nawet podnieść wzroku za odchodzącą rebeliantką. Poległ, taki los żołnierza, nie zawsze wraca się cało, nie zawsze wojna kończy się zwycięstwem, zawsze są ofiary. Nick był by jednym z wielu poległych, ale nie umarł. Spał związany ledwo dysząc. Chłód wyczerpania przyćmił ogień ran. Czerwonooki podmieniec nie miał siły cierpieć.

Podjęcie walki w stanie w jakim był nie było najlepszym pomysłem, ale innego nie było i tak go zabiją i tak go zabiją, jednak czynny opór w swych ostatnich chwilach wydawał mu się lepszą opcją niż bierne czekanie na śmierć. Zrobił to, naprawdę to zrobił, naprawdę zaatakował Shadow na jej ziemi. Było blisko, ale blisko to za mało, to nie wystarczyło by zrobić coś większego. To nie była jedna porażka, właściwe jego niewola, jego rany, te stare i te niedawno nabyte są konsekwencją tego samego potknięcia jeszcze pod postacią kucyka. Rana zadana przez tamtego nocnego gwardzistę, ta podła, głęboka, rana i złamane żebro, które uniemożliwiało mu normalne funkcjonowanie i wyrywało mu z kopyt to co trzymał. Ta jedna rana zadana przez sojusznika, który o nim nie wiedział. Właściwie to sprawiło że Nick nie strzelił lepiej, to sprawiło że jego ostatnia próba skończyła się fiaskiem.

Niczego nie żałował. Nic nie czół. Spał znękany bólem i lękiem o własne życie.

Żył, więc to jeszcze nie koniec, ale jego stan jasno mówi że to tylko kwestia czasu...

Chociaż... Nic nie jest pewne, zwłaszcza jeśli chodzi o podmieńca.

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poison ukłonił się Topaz gdy pułkownik Grim przedstawił ich sobie. Po czym ukłonił się dowódcy. Krwawy Mag nie ma miaru się odzywać przybył tylko asystować Grimowi gdy ten będzie go potrzebował. Po chwili przybyła fala gońców, z wieściami z różnych części miasta. Poison Spectra nie miał ochoty ich słuchać i tak mu nie będą przydatne tylko Grimowi, a wystarczy że on je wysłucha i wyda rozkaz na ich podstawie. Brak zainteresowania maga do informacji można wytłumaczyć zainteresowaniem pewnej nowej twarzy, klaczy której wcześniej nie widział i która nagle jest jego ochroniarzem wojskowego mimo tego iż on, czyli Grim nie za bardzo przepada za czarodziejami. Ogier wciąż pamiętam jak pułkownik przeszły go wzrokiem z dość pogardliwym wyrazem twarzy, ale nie ma czasu na ''miłe,, wspomnienia. Kim ta dama jest? Chociaż jej spotkanie z Grimem to czysty zbieg okoliczności to i tak chciał poznać ją.

Po chwili odezwał się Grim który przedstawiał bardzo przyjemny plan, SPALENIE ŻYWCEM naszych wrogów.

- Panie pułkowniku czy mogę zasugerować użycie moich zdolności magicznych do pomocy w wypalaniu - powiedział z dużym uśmiechem

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pułkownik zastanowił się nad słowami Topaz. Wcześniej przedstawiła mu się jako mag śniegu czy innych takich, nie zwracał szczególnej uwagi na specyfikację, teraz proponowała przymrozić zadki żukom. Popatrzył na nią spokojnie, ukrywając skrzętnie oceniający wymiar spojrzenia. Nie znał jej... ekhem, zdolności, nie wiedział czy na poważnie może cały zamek na raz zaśnieżyć, ale nawet część podmieńczych sił sparaliżowanych mrozem ułatwi zdobycie tej budowli. No i Snow będzie aktywniejsza w boju. Druga propozycja wyszła od Poisona, tym razem bliższa sytuacji tu i teraz. Czarownik mógł pomóc w podpalaniu różnych rzeczy, znając magię to tych niepalnych pewnie też.

- Wiecie... - skrzywił się jakby łyknął soku z cytryny. Ba, jakby ktoś go w nim topił. - To brzmi nawet przydatnie. Zwłaszcza kawałek z wypalaniem. Zaraz pójdziemy na stanowiska bojowe i pokażesz swoje jakże cenne umiejętności. Teraz Topaz. Nie wiem jak zamierzasz cały zamek zamienić w małą Północ, ale jeśli potrafisz... to działaj, proszę bardzo. Tylko wątpię, bym to akurat ja ze swoimi towarzyszami miał zdobywać siedzibę księżniczek. Za cienkie z nas bolki.

 

- I ten. Ja nie mówiłem, że ona używa jakichś kryształów, by łazić nam po mózgach. Za to powiedziałem, że zapewne, czort ją wie, korzysta z energii, by to robić. Energia ma to do siebie, iż można ją przekierowywać lub gromadzić. No i te kryształy byłyby po to, by zbierać tę energię, a tym samym chronić sny naszych poranionych. O to konkretnie mi chodziło. Może mówiłem niewyraźnie, czy coś - wyjaśnił jeszcze gwardzistce łopatologicznie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dakelin usiadła w oczekiwaniu na Shadow. Czas trochę się jej dłużył. Oczy już się jej zamykały, wtem zauważyła przywódczynię wychodzącą z pokoju od razu wstała, pociągnęła ze sobą Rebona i podeszła do Shadow. "Przepraszam, Shadow, ponieważ mam projekt... Chodzi o hełm który miałby pomagać magom wykonywać męczące czary. Jak na razie chciałabym go wykonać i przetestować pewne wymagające zaklęcie, dalekosiężne, zatem nie byłoby dużego ryzyka że ktoś go nam zabierze. Tylko właśnie potrzebuję materiałów i chciałam prosić cię o coś w rodzaju weksla do kwatermistrza, żeby mógł mi wydać potrzebne materiały. I jeszcze takie pytanie, czy... mogę zobaczyć Nicka?" Bała się negatywnej odpowiedzi. Zacisnęła zęby i była już przygotowana na najgorsze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atlantis przez czas leżał nieruchomo na łóżku patrząc się na Blue swoim nieobcym wzrokiem.Stwierdzić trudno było co się z nim dzieje.Żyje czy nie.Aż do momentu gdy jego oczy zaczęły się poruszać a on sam zaczął próbować wstawać.Nie odzywał się,tylko czuł że musi to zrobić,dlatego skupił się na każdym mięśniu aby zmusić je do działania po dłużej przerwie.A jednym z powodów owych działań były rozmyślania które prowadził w swojej głowie gdy całkowicie doszedł do zmysłów.Wiele było myśli przetrawionych przez jego umysł.A teraz musiał iść i zająć się walką i nie miał czasu na najbliższych gdyż wiedział że wiele innych kucyków też nie ma i niech chciał był  tym jednym który ma.Dlatego pierwszym jego celem było użycie magii światła by stopniowo się wyleczyć

 

Tymczasem Golem obserwował zdarzenie wokół celi Nicka.Z zewnątrz wydawało się że nic nie robi lecz wewnątrz trwała burza.Cały czas musiał czuwać czkając na swojego twórce.

A pamięci tworu powtarzały się dwa wyrażenia :"czekać" i "pilnować podmieńca".I zapewne czekałby tu do końca świata.

Edytowano przez Spirlny byt Atlantis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz lekko wycofała się do tyłu, mogła tylko czekać kiedy będzie mogła w czymś pomóc. Na razie może tylko osłaniać Grima. Topaz usłyszała słowa kuca przewróciła oczami i westchnęła z rezygnacji po czym dodała do siebie szeptem - To się okaże- Podchodząc bliżej kuca, spojrzała mu głęboko w oczy mówiąc - Cóż do tego potrzebny jest plan dobrze opracowany kilka pegazów które mogą wywołać chmury burzowe i oczywiście zaatakować  z impetem sam zamek.- przystąpiła z nogi na nogę- Widzę, że tutaj nikogo nie stać by coś takiego zrobić za dużo siarki w powietrzu- delikatnie wąchała w powietrzu, po czym popatrzyła na nowego kuca nie jakiego Poison, który się jej przypatrywał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Thermal razem z Yellowem siali zniszczenie i pożogę wśród sił podmieńców. Po raz kolejny i kolejny przelatywali nad kolejnymi uliczkami, w których kłębili się wrogowie, rzucając niszczycielskimi czarami. Jednak coraz częściej zamiast przerażenia i chaosu, widział schemat w ucieczce i szukaniu schronienia przed nimi.

Aż w końcu nadszedł moment, w którym podmieńce zaakceptowały ich jako swoich przeciwników, z wszystkich sił starając się ich pokonać. Dla Thermala stało się to jasne, gdy pierwsze czary uderzyły w ich twór.

Niedługo później Yellow, w ostatniej chwili przed uderzeniem w ziemię po krótkim locie w dół, przeniósł ich do podziemi. Thermal, czując ból głowy nieporównywalny do niczego, co wcześniej nazywał "bólem głowy", wstał po ciężkiej walce z grawitacją. Musiał jednak. Widok zamkniętych oczu i nieprzytomnego Yellowa zmusił go do tego.

-Halo, jest tu ktoś? Potrzebuję sanitariuszy z noszami! - wykrzyczał Thermal, nie zważając na ból, który z każdym wydanym dźwiękiem rozchodził się po jego głowie. 

Podszedł do żółtego jednorożca spróbować samodzielnie ocenić jego stan. Wiedział, że tam na górze nadal trwają walki i z całego serca chciał dołączyć do reszty rebeliantów i wspomóc ich jak tylko mógł, jednak zdrowie i życie Yellowa było teraz dla niego ważniejsze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gońcy rozbiegli się, aby przekazać rozkazy, pierwszy otrzymał je Solid. Słychać było jego potężny zachrypnięty głos wznoszący się nad hałasem:

- Cholera, teraz mu się zachciało domy podpalać. Słyszysz Hard, leć zbierz z pół setki cywili niech oblecą wszystkie domy i magazyny. Ma mi się tu zaraz znaleźć sterta łatwopalnych materiałów!

 

Sztab wraz z pułkownikiem udali się na, jak to określił Grim "stanowiska bojowe". Wraz ze zbliżaniem się do linii frontu, strzały z rusznic stawały się głośniejsze i częstsze. Kuce mijały zakrwawione białe ściany willi arystokracji. Na placykach ułożono wielu rannych, urządzając tam szpitale polowe. Po kolei służba cywilna wynosiła na noszach tych, którzy jeszcze żyli, transportując ich do szpitala. Na ulicach leżały ciała zabitych wrogów i rebeliantów, pozostawione w takiej pozycji, w jakiej padły. Wszędzie unosił się słodkawo metaliczny zapach krwi. Gdzieniegdzie budynki były czarne od gęstej juch changelingów. W trupach tych robali zwykle widać było wiele bełtów, natomiast rebelianci często nie mieli twarzy, czy ręki od kuli z muszkietu, albo byli podziurawieni jak ser celnymi uderzeniami włóczni.

 

W końcu ekipa dotarła na linię frontu. Stanęli przy jednym z bastionów changelingów. Był to placyk o powierzchni może 250m kwadratowych. Otaczały go wysokie kamienne budynki, piętrzące się nad czterema ścieżkami, które wchodziły na skwer. Drogi zostały zawalone luksusowymi stołami, ławami, łóżkami, czy innym ciężkim domowym sprzętem wywleczonym z domów. Za takimi barykadami znajdowali się changelińscy strzelcy. Czarne lufy rusznic groźnie wystawały znad szańców, mierząc do każdego, kto zbliżył się na odległość 50m. Grim spojrzał dalej. Na placu wznosiły się włócznie changelińskich oddziałów. Było ich całe mrowie. Być może nawet około setki. Na środku powiewał dumnie sztandar z zielonym profilem głowy Chrysalis na czarnym tle. Słychać było głośny krzyk dowódcy w niezrozumiałym języku, przypominającym syki i piski. Rebelianci usytuowali się w bezpiecznej odległości, kryjąc się za rogami i ścianami domów. Non stop przychodziły kolejne dostawy bełtów, które były rozdzielane pomiędzy poszczególne oddziały. Jednak tych cennych pocisków wciąż brakowało. Grim zdał też sobie sprawę, że podpalenie skwerów może być problematyczne. Kamienne budynki za dobrze się nie palą, a w dzielnicy arystokracji tylko takie się znajdowały. Pocieszał go widok pierwszych beczek z oliwą, które dostarczyli zaopatrzeniowcy Solida, jednak proces ich gromadzenia wydawał się dość powolny. W wyniku braku działań zaczepnych powstało dziwne i złudne wrażenie ciszy. Wszędzie panował spokój. Tylko niektórzy rebelianci nerwowo przestępowali z nogi na nogę. Jednak w powietrzu rosło jakieś napięcie, dało się wyczuć, że zaraz coś się stanie.

 

W szpitalu pod ziemią Atlantis odzyskał zmysły, nie zważając na ukochaną i Trevisa zerwał się z łóżka. Stanął na nogi, walczył chwile ze słabością i błędnikiem, postąpił parę kroków na przód i upadł. Rozejrzał się wokół zobaczył, jak Blue i smok podbiegają do niego. Poruszają ustami, ale on nie jest w stanie usłyszeć  co do niego mówią. Atlantis wstał raz jeszcze, oparł się o ścianę i zaczął powoli kroczyć, nie patrząc na zatroskaną klacz. Nagle coś go chwyciło za ramię. Zauważył kopyto chudego lekarza o bardzo zagniewanym wyrazie twarzy. Ten też coś od niego chciał, ale niebieski ogier nic nie słyszał. Spróbował się wyrwać. Szarpnął i znów upadł. Chciał się skupić i rzucić czar leczenia, jednak zaczęło mu szumieć w głowie, a w rogu poczuł ból. Napięcie mięśni w szyi spadło do zera, a jego ciężka głowa runęła na ziemię, obijając się boleśnie. Jego ciało nagle uniosło się i zaczęło iść w inną stronę niż chciał. Próbował się temu sprzeciwić, jednak na próżno. Wrócił po chwili do łóżka, tam zobaczył znów twarz lekarza, jednak nie mógł nigdzie dostrzec Blue i Trevisa. Chciał przekręcić głowę, jednak nie mógł. W końcu powieki zaczęły mu ciążyć. Walczył z tym jeszcze kilka sekund, aż w końcu je zamknął. Po upływie około półtorej minuty znów obudził się. Ruszał głową już swobodnie i po spojrzeniu w bok znalazł w polu widzenia czuwająca przy nim Blue oraz smoka. Chciał znowu się poderwać i iść do podmieńca, jednak nie mógł poruszyć żadnym kopytem. Z przerażeniem zobaczył, że każde z nich jest przywiązane do łóżka.

 

Shadow nawet nie zwolniła kroku, gdy spotkała Dakelin i Rebona. Jednak zastrzygła uszami i spojrzała na nich, słuchając. Kiedy prośba została wypowiedziana, Shadow odezwała się swym standardowym aemocjonalnym głosem:

- Magów nie mamy wielu, więc nie wiem na ile twój wynalazek będzie przydatny, jednak może się zgodzę. Pytanie jest jakich materiałów potrzebujesz? Co do Nicka to nie sądzę, byś była w stanie z nim porozmawiać. Jest wprost wycieńczony, więc na spotkanie nie zezwalam.

 

Thermal zaczął wołać o jakąś pomoc. Sam przystąpił do żółtego ogiera. Z ulgą stwierdził, że Yellow oddycha regularnie, a jego puls jest wyczuwalny. Wtedy kowal usłyszał kroki i do pomieszczenia wbiegły jakieś dwie klacze. Widząc nieprzytomnego maga, włożyły go na nosze i zabrały do szpitala. Thermal postanowił odprowadzić swego przyjaciela. Wszedł do skrzydła szpitalnego i oniemiał. Cała sala była wypełniona rannymi. Wielu z nich jęczało, gdzieniegdzie lekarze chodzili z piłami, a pod ścianą znajdowały się worki z amputowanymi kończynami. Raz po raz służba wynosiła jakiegoś zmarłego kuca i na jego miejsce wnosiła innego, czekającego na pomoc. Na korytarzu były przygotowane posłania, zniesione z pokoi noclegowych. na nich też kładziono rannych. Lekarze robili co mogli, biegali od jednego łóżka do drugiego. Wyjmowali z szafek, kończące się mikstury. Część z nich siedziała przy stołach alchemicznych i wytwarzała różnorakie specyfiki. Yellowa położono na jednym z łóżek w korytarzu. Zaraz podbiegła jakaś błękitna sanitariuszka, spawdzała jego stan, uśmiechnęła się spokojnie, po czym pobiegła dalej, oznajmiając, że temu ogierowi nic nie będzie.

 

Nick leżał zrezygnowany na posadzce. Jego dźwiękoszczelna cela o kryształowych ścianach nieprzepuszczających obrazu dawała mu złudne poczucie intymności. Wiedział, że choć on nikogo nie widzi i nic nie słyszy, to doskonale słyszą i widzą jego. Nagle drzwi do celi się otworzyły. Stanął w nich jakiś niski i chudy fioletowy kuc o niebieskiej grzywie, za nim ciemnozielona klacz, a obok żółta pegazica. Nick nigdy wcześniej ich nie widział, ale zauważył coś innego. Strażnik z kuszą leżał nieprzytomny, oparty o ścianę, a golem Atlantisa miał nałożone na siebie dziwne trzy kryształy, które krążyły w okół jego głowy. Wyglądało to dość komicznie, gdyż cały konstrukt trząsł się, wydając zabawne odgłosy, ale Nickowi nie było do śmiechu. Fioletowy ogier podbiegł do więźnia, wciągnął nóż i zaczął przecinać więzy mówiąc szeptem:

- Chwilowo nikogo nie ma w jaskini, musimy się spieszyć, a ty musisz się zmienić w normalnego kuca, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Wyciągniemy cię z tego bracie, ale nie rób głupot. Jesteśmy na terenie wroga. Udawaj, że z nami idziesz.

Klacze wniosły strażnika i położyły go na ławie, twarzą do drugiej ściany, tak aby od zewnątrz nie było widać kim on jest. Więzy zostały przecięte i Nick poczuł się swobodnie. Fioletowy ogier pomógł mu wstać. Podbiegł do drzwi, rozejrzał się pomachał ręką na dwie klacze, one wyszły z celi.

- No choć, na co czekasz? O przepraszam..., możesz chodzić?                   

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick spał obolały bez chęci na cokolwiek. Zbyt wiele bólu w zbyt krótkim czasie, ale taki jego los. Jest żołnierzem, to on musi pocierpieć by jego rodacy nie musieli, jednak czasami idzie to za daleko. Nie na wojnie podmieniec powinien życie strawić, ale musi nieustannie walczyć, by żyć. Taki ich los i chcąc nie chcąc musza się z nim zgodzić.Ten changeling już zdawał się mieć dość, zapewne pożegnał by się z życiem, ale sen był pierwszy. Sen kojący ból, dający poczucie szczęścia, beztroski błogi stan, jakże inny od tego jaki zafundowała mu Shadow. Czerwonooki podmieniec podświadomie cieszył się z tych kilku minut spokoju do puki nie został obudzony... przez wybawców. Wybawców? Jak to pięknie brzmi, ale to nie mogła być prawda, kto by po jednego podmieńca wracał, w sumie pewnie by kogoś przysłali, ale tylko garstka wie o tym że jest, co najmniej, jeden żołnierz od Amanity na terenie Equestrii. Nie to nie działo się naprawdę, albo jeniec był tak wyczerpany że nie odróżniał już jawy od snu. Chciał wierzyć że to się dzieje naprawdę, ale nie mógł, naprawdę myślał że to pocieszenie od królowej. 

Liny zelżyły, Nick znowu miał władzę w swych kopytach. To jednak jawa, to się dzieje naprawdę. Naprawdę teraz ma szansę by uciec, jedyną szansę. Nie może jej zaprzepaścić, a w tym stanie nie może pozwolić sobie na błąd. Nawet najmniejsze potknięcie w jego przypadku to pewna śmierć. Tak, czas na błędy już minął... i nigdy nie wróci.

Nick otrzymał pewne polecenie. Musiał się przemienić, jest podmieńcem i w sumie taka jego natura, jednak jego stan był kiepski, po za tym dokuczał mu głód. Jakiś kucyk był jego strażnikiem. Teraz był co prawda nie przytomny, ale trochę miłości jeszcze można z niego wyrwać. Nie bez bólu zbliżył się do kuca, po czym otworzył pysk i zaczął wysysać z niego miłość. To uczucie, poczucie siły i w końcu sytości, przypomnienie sobie o co walczy, tak to miało pozytywny wpływ na psychikę żołnierza, poprawiło morale i dało coś jeszcze-energie, którą potrzebował do przemiany w kuca.

Dotarły do niego słowa ogiera. Spojrzał na swoje kopyta: jedno pamięta wizytę w pałacu i atak Maskeda, drugie, z raną do kości, pamięta niedawną rozmowę ze Shadow. Każdy krok był dla niego męką. Podszedł jednak do swojego, grymas bólu wyraźnie zarysował się na jego twarzy. Wyciągnął do niego zakrwawione kopyto i szepnął z trudem-Pomóż mi-Nie musiał tego mówić, jego ciało, jego rany, jego ledwo zaschnięta krew już nawet nie prosiły, były obrazem nędzy i rozpaczy samym z siebie desperacko błagającym o pomoc. Gdzieś jednak, głęboko pod całym tym cierpieniem, w Nicku zabłysnął na nowo promyczek szczęścia, znowu jest nadzieja na odzyskanie pełnej wolności. Nie spaprze tego. Zewnętrznie na jego twarzy widać było coś po za cierpieniem, jego kompan, mógł dostrzec że nadal walczy, jakby sam ze sobą, że nie chce zostać niewolnikiem swojego ciała, on chce działać dalej. Na chwałę Chrysalis, na chwałę całej Changei!

Teraz jest ratowanym i otrzymał pewne polecenie, musiał się w końcu w coś zmienić. Wybór był prosty, zwyczajny ciemnoszary kuc ziemi o czarnej grzywie i ogonie i żółtych oczach. Nie ukryje ran, ale wyglądało na to że nie będzie musiał. 

Przemiana w kogoś innego jest dla podmieńca czymś niczym dla kucyka oddychanie, praktycznie każdy z nich potrafił to zrobić, ale nie będąc skrajnie wyczerpanym. Nick musiał tego dokonać, już nie spróbować, tylko zrobić to i już. Nie będzie to proste, ale musi sobie poradzić, musi pogodzić się z tym że rany połaskoczą, musi pogodzić się z myślą, że różnie może być. jednak jeśli chce przeżyć, musi się udać.

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dake zastanowiła się chwilę. Potrzebuję... stalowych rurek, o małej średnicy, coś przezroczys... szkło, dwa duże arkusze blachy, podwójna warstwa jest potrzebna, zawory i... dużo substancji wspomagającej magów. Kilka litrów powinno załatwić sprawę. To tyle. Teraz zostało odebrać cokolwiek co kwatermistrz uzna za wystarczający dowód że rozmawiała z Shadow i znaleźć MT

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stalowy ciągle podążając za Dakelin nie wypowiedział ani słowa. Ciągle miał w głowie plan na broń, która mogła przechylić szalę zwycięstwa w mgnieniu oka ale wiedział, że sam jej nie zrobi. Najgorsze było to, że nikt nie chciał mu pomóc a jeśli już taka osoba się znalazła to nie miała czasu. "No cóż, takie są uroki wojny, że nigdy nic nie idzie po twojej myśli" - Pomyślał rozglądając się po ścianach i suficie. Robił to do momentu, gdy spotkali Shadow i Wampirzyca powiedziała jej swój plan. Stalowemu wydało się to dość znajome. Zbywająca odpowiedź Shadow też. Rebon wreszcie odezwał się po długim milczeniu dość spokojnym głosem:

- Jesli potrzebujesz mojej pomocy, to chętnie ci jej udzielę. Chociaż twój plan się powiedzie.

Uśmiechnął się po czym dodał po chwili:

- Daj mi jednak chwilę.

wtem zdjął płaszcz i kolczugę. Narysował na ziemi krąg transmutacyjny i położył na nim rzeczy. Klasnął w dłonie i dotknął przedmiotów. Jak wcześniej błysnęło białe światło a płaszcz połączył się z kolczugą przybierając Czarny kolor z fioletowymi wykońzeniami. Alchemik założył nowy strój, który miał w sobie dawną kolczugę. Miało to na celu zwiększenie komfortu podczas walk oraz podróżowania.

- No to teraz jestem gotowy! Tylko kapelusza mi brakuje.

Rzekł i czekał na odpowiedź Dakelin co do udzielenia pomocy. 

(Kapi to tylko wizualna zmiana i nie stanę się dzięki temu jakoś lepszy. Po prostu chciałem zmienić "Image", więc mam nadzieję, że nie naruszyłem żadnej zasady)

Edytowano przez Rebon Alchemist
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MT myślał. Długo, za długo, uznał że jedyne co może teraz zrobić to działać. Miał w głowie pewien projekt, ale nic po nim dopóki są atakowani. Po za tym czuł się lekko bezużyteczny, a walka to chyba jedyne co teraz mógł zrobić.

MT. Jesteś idiotą- powiedział do siebie po czym wyruszył by pomóc swej krainie etcetera,etcetera.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...