Skocz do zawartości

W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna Wolnej Equestrii)


kapi

Recommended Posts

Grim stał przy Animal, rozmowa cieszyła go niezmiernie. Prawie zapomniał o całym świecie, kiedy nagle z tłumu adiutantów, którzy czekali, nie śmiąc przerwać ogierowi spotkania, huknął potężny głos:

- Pułkowniku Grim! Jestem Horned Strike, porucznik Królewskiej Gwardii. Proszę mnie uważnie słuchać. Zgodnie z informacjami czułek wywiadowczych ustawionych przez Panią Shadow, w naszym kierunku zmierza kolejny transport wojsk Changeli. Liczebność nieznana, przewidywany czas dojazdu, od godziny do trzech. Informacje będą panu przekazywane. W związku z posiłkami dla wroga i przestojem w Pańskiej ofensywie przekazuję ROZKAZ od Generała Greena. Przejmie on kontrolę nad baterią artylerii, częścią pańskich ludzi i większością zdobycznego sprzętu, celem przeprowadzenia szturmu. Proszę wydać stosowne rozkazy. W przerwie organizacyjnej niech pan oczekuje wizyty samego generała, który pragnie omówić szczegóły planu osobiście.

Wszystko to mówił dość barczysty kuc o niebieskiej sierści. Miał na sobie wypolerowana i zadbaną zbroję Gwardii królewskiej. Stał pewnie, a na jego ciele nie widać było nawet najmniejszego zadrapania, choć złote płyty nosiły ślady czarnej krwi changelingów. Patrzył pewnie i dumnie, zdecydowanie, po wojskowemu. W oczach krył się spokojny ogień. Patrzył z lekkim niedowierzaniem na czułą scenę z udziałem pułkownika, ale również na jego twarzy odbijało się zrozumienie. Co najbardziej zaskoczyło Grima, to fakt że ów barczysty ogier, który z powodzeniem wygrałby z nim w siłowaniu na kopyto, był jednorożcem. Masywny róg wystawał mu z hełmu, świecąc pozłacanym, stalowym okuciem, poplamionym krwią. Horned zasalutował i obrócił się aby odejść.

 

W podziemiach Nick przytulił klacz. Ta jakby drgnęła w tym momencie i wybełkotała po raz pierwszy wolno i z lekkim zająknięciem "nie ma za co". Changeling jednak nie zważał zbytnio na to. Zaczął oddalać się. Minął kilka sal, wypełnionych rannymi. W końcu wyszedł do głównej jaskini. Tu prawie nic się nie zmieniło. Woda sączyła się w zmyślnym wodospadzie, spadając z sufitu do jeziorka. Wiele kucyków kręciło się we wszystkie strony. Nick zauważył strażników, których przybyło. Jednak większość stanowiła służba cywilna. Mógł czuć się bezpiecznie, szansa że ktoś go wykryje była minimalna. Rozglądała się zastanawiając, gdzie teraz ma się udać, gdy nagle ktoś wpadł na niego od tyłu. Poczuł, jak kopyta zarzucają mu się na barki i coś mocno szarpie nim w przód. Do uszu doszło tylko:

- Tu jesteś! 

Nick szybko rozpoznał właściciela, świergoczącego tonu, który uderzył jego uszy. Była to owa pielęgniarka, która na prawdę porządnie go nakarmiła i wyleczyła.     

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Na ciemnym stylu ten kolor mnie zabija. Zupełnie jak ten gnojek XD]

Nim Animal Heart zdołała odpowiedzieć starszemu ogierowi, na scenę wkroczył ktoś inny. Grim poczuł się tak, jakby ktoś właśnie w tej chwili wyważył mu drzwi od domu, by oznajmić, że zabierają mu farmę. Chyba nawet trochę gorzej. Odwrócił się całym ciałem, patrząc na przybysza ponuro, jednak rozumiejąc, że posłańcy mają z reguły ważne rzeczy do powiedzenia. I że zwykle warto ich wysłuchać. Żołnierz jak żołnierz, doświadczony, barczysty, zdeterminowany... i arogancki. To ostatnie wyjaśniło się po uważniejszej inspekcji, którą rdzawy kuc w ciszy zanotował. Po wypowiedzi Strike'a pożałował dwóch rzeczy. Jednej, że nie zignorował tego dupka. Przez chwilę nawet miał ochotę aresztować tego rogacza za pieprzenie głupot, bo ten mu właśnie kazał nie dość że rozdzielić swoją grupę nie wiadomo po co, to jeszcze obedrzeć ją z tego, co sama wywalczyła. Jednak wstrzymał swój gniew, pomny na obecność córki i na jej wrażliwość, poza tym na fakt, że aresztowanie posłańca bez powodu to prawie zdrada. Poczekał, by niebieski kwadrat się obrócił i odszedł kilka kroków, zanim powiedział po prostu:

- Wała.

Jak gość wróci, to mu się sprawę naświetli, teraz trzeba mu było jasno pokazać jego miejsce.

Edytowano przez Po prostu Tomek
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick opuścił skrzydło szpitalne. Znowu był w głównej jaskini, znów w tym samym miejscu. Wracały wspomnienia, narada, rozmowa, wędrówka z tymi miłymi, naiwnymi buntownikami i jej gabinet. 

Nick powoli przypominał sobie drogę nie zwalniając kroku, chciał możliwie szybko i bezgłośnie minąć te kuce. Świadomość, że najdrobniejsze potknięcie w jego wypadku to pewna śmierć, wzbudzała w nim pewien rodzaj lęku. Jedyny sposób to zachować zimną krew. Nick szedł zamyślony pewnie przed siebie. 

W pewnym momencie, ku zaskoczeniu changelinga, ktoś go chwycił. W pierwszym odruchu Nick szepnął coś pod nosem, a jego lewe kopyto powędrowało na spotkanie z przeciwnikiem, jego serce natomiast za wszelką cene próbowało uciekać, raz przez pierś, raz przez gardło. W uszach słyszał szum krwi, w kopytach czuł ciepło, każdy jego mięsień był gotów i tylko czekał na to polecenie: uciekaj.  W tej samej chwili do jego uszu dotarł ten głos. Nick chwycił kopyto klaczy, jednak delikatnie i bez zamiaru skrzywdzenia jej, jaki miał niespełna sekundę wcześniej. Odetchnął z ulgą, a serce powoli zwalniało. Odwrócił głowę w jej stronę i lekko dysząc nieco rozztrzęsionym głosem rzekł

- Przestraszyłaś mnie... Ufff co się stało?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... Wracają wspomnienia po tym co się wtedy działo...  mając na myśli uczenie się do szkoły po nocach. Tak, siedzenie w swoim pokoju, z kubkiem herbaty lub kawy przy książkach mimo iż miało swoje skutki to podobało jej się taki uczenie. Nawet jeśli było męczące. Jednakże zwróciła swój wzrok na brzuch gdzie ciągle tkwiła rana, której o dziwo nie czuła. Chociaż tyle powiedziała sobie w duchu. Oparła się ręką o ścianę i powoli wstała aby udać się do skrzydła szpitalnego. Może nie boli to ale dobrze z tym nie jest. A nie potrzebują rebelianci jej nieprzytomnej kiedy ma w głowie plan czegoś  co naprawdę może pomóc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grim wysłuchał irytującego kuca, spojrzał na swych wymęczonych żołnierzy, po czym rzucił jedno słowo. Odbiło się ono kilka razy od ścian budynków i trafiło w próżnie. Odchodzący posłaniec, nawet tego nie usłyszał. Przepychał się on swymi potężnymi barkami pomiędzy tłumem. Grim natomiast odgonił się od natręta i mógł kontynuować rozmowę ze swą córką. 

 

Nick, którego serce prawie wyskoczyło z klatki piersiowej, zwrócił się z zapytaniem do specyficznej klaczy. Ta zaśmiała się i znów tak samo odpowiedziała:

- Przestraszyłam Cię? To dobrze, czyli już wyzdrowiałeś. Babcia mówiła, że jak ktoś może się bać, to jest zdrowy. Tak poza tym to nic się nie stało. Poszedłeś, nie wiedziałam gdzie, a tak smutno mi było samej, więc postanowiłam Cię poszukać. Może Ci w czymś pomóc? A jeśli nie to, możesz pójść mi pomóc.

 

Tymczasem tuż obok przechodziła postać bardziej wyniosła od innych. Podążała do skrzydła szpitalnego, z raną w brzuchu. Żółta klacz rozmawiająca z Nickiem nagle zaczęła krążyć i cofać się nie patrząc dokąd idzie i wpadła na Dakelin. 

- O bardzo przepraszam, nie chciałam. A kim Pani w ogóle jest, wygląda Pani jakoś dziwnie. Nie jest Pani gryfem, prawda? 

Ponownie zaświergotał ten niewinny głos, niezrażony, jakby pochłonięty rozmową z szarym ogierem, którego postać przybrał Nick.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick był zmieszany. Z jednej strony był jej wdzięczny za miłość i opiekę medyczną, z drugiej jednak ta klacz była dość irytująca. Nick chciał już iść, miał plan, ale musiał się od tej klaczy uwolnić. 

W pewnym momencie wpadła na kogoś. Czy... Czy to Dakelin? Nick podszedł bliżej i przyjżał się dokładnie. Tak, to była ona i... Czy to krew? Tak, ona jest ranna.

Nick nie potrzebuje teraz pomocy tamtej klaczy, czyli musi jej pomóc. 

-Gryfy są inne, mają ostre szpony, silne skrzydła i mocne dzioby. To tu nie ma z tego nic... Ummm chyba jest ranne? Tak ma ślady krwi na brzuchu. Pomogę ci ją doprowadzić do skrzydła szpitalnego. - zdecydował i pomógł Dakelin wstać i iść dalej. Po drodze powiedział "nie martw się, trafiłaś do najlepszej pielęgniarki w Equestrii" niby cicho i tylko do Dakelin, jednak pielęgniarka mogła go usłyszeć i o to mu nawet chodziło, zabawne jak pomocne w pozyskiwaniu miłości są komplemęty. 

"Pomogę trochę, dam jej kogoś do pogadania i będę mógł iść"

Przy oglądaniu Dakelin, Nick zwrócił uwagę czy ona ma ze sobą broń. Jeśli ją zauważył i jest łatwa do wyjęcia Nick próbuje przy sposobności. Dyskretnie. To, że ją prowadzi powinno mu w tym pomóc, jednak jeśli teraz było by to za trudne podmieniec rezygnuje, nie będzie teraz aż tak ryzykować. 

Kradzież, niby jest to złe i niehonorowe, ale co go to interesuje, rebelianci mu broni nie oddali to on sam musi sobie jakąś wziąć. Nie musiałby gdyby miał swoją. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Przepraszam za zwłokę, ale szkoła mi już tak odbiera siły, że nie mogłam nic wymyślić, ale postaram się czymś w końcu zarzucić. Ostrzegam tylko, że nie będzie to za wiele, nie jestem w stanie wysilić się na więcej, wybaczcie.)
_______________

Kiedy klacz miała odpowiedzieć nagle zjawił się przy nich posłaniec. Spojrzała na niego sztywno swoim typowym spojrzeniem (no nie mogę, naprawdę?). Nic nie mówiąc jednak poczekała, bo rozumiała, że to po prostu był jego rozkaz do wykonania. Kiedy skończył mówić odprowadziła go wzrokiem, po czym ponownie skierowała w stronę Grima. Zaśmiała się lekko na jego słowa na temat jednorożca i cicho pogodnie powiedziała.

- To cieszę się, że to nic poważniejszego było. W każdym razie... Co zamierasz teraz poczynić? 

(Rany, serio więcej nie mogę. Postaram się następnym razem.) 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Dla informacji ogólnej - trochę mi się przysnęło z odpisami w sesji, więc te akcje was nie dotyczą i miały miejsce "jakiś czas temu" w świecie gry.]

Słodka Celestio.

Thermal biegł ulicami miasta. Dookoła siebie widział rany, zadane budynkom w czasie walki. Uszkodzenia, których sam mógł być twórcą. On kierował smokiem i to na niego spadała odpowiedzialność za każdy zbyteczny atak na miasto. Ciążyło mu to na sercu niczym kamień. Aż w końcu z początkowego biegu, będąc rozpromienionym siłami, które na nowo w nim wezbrały, przeszedł do markotnego, smutnego powłóczenia nogami.

Aż doszedł do miejsca, które definitywnie nie on uszkodził. W świetle latarni widział kondensującą się nad lodem parę wodną. Po całym lodzie tańczyły ogniki z latarnii, pochodni i księżyca, zbierając się głównie na drobnych strużkach wody, spływających niżej i niżej. Thermal czuł, że miała tu miejsce potężna magia. Nie umiał jednak stwierdzić, czy było to jego przeczucie, czy też na prawdę wyczuł to jako jednorożec. 

Na placu spróbował włączyć się do pomocy, jednak wybitnie coś mu nie szło. Co prawda z chęcią przyjęto jego pomoc i wydano proste zadanie, jednak w końcu odległe odgłosy walki, widok umarłych wrogów i sojuszników, zniszczenia miasta i złe samopoczucie sporej części otaczających go kucy wydały owoc. Zmęczony życiem przysiadł, dosłownie na chwilkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krótkie spojrzenie w inną stronę wystarczyło żeby na kogoś wpaść i upaść. Próbowała się podnieść i wtedy ktoś jej pomógł. Jakiś kuc, co ją zdziwiło. W ogóle skąd jej przyszedł pomysł że jestem gryfem? Żadnego dzioba, szponów, łap... Prowadził ją dalej, w stronę skrzydła szpitalnego. Skinęła do niego głową na znak podziękowania. Czekaj... co? Była dosyć zdezorientowana przyjaznym nastawieniem kuca. Jednak stwierdziła że nie będzie się teraz nad tym zastanawiać. Może ktoś mu coś o mnie powiedział? Popatrzyła kątem oka na ogiera który ją odprowadzał, i z trudem wyszły litery spod jej palców: "Kim jesteś?"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick prowadził Dakelin. Liczył na spokój i bezproblemowość jednak Dakelin trochę to pokomplikowała. Changeling jednak musiał wypełnić swe zadanie wszelkimi środkami. 

Nie chciał tego robić, ale musiał skłamać w wyższym celu.

-Jestem Ray- odparł krótko po czym dodał -A ty kim jesteś?-

Cały czas dyskretmie szukał broni wampirzycy i szedł energicznie w stronę skrzydła szpitalnego. Prowadził Dakelin zdecydowanie, choć zaskakująco delikatnie, właściwie to jedynie pomagał jej iść.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Wilcza, nie przejmuj się każdy z nas jest bardziej lub mniej zawalony szkołą. Każdy też rozumie, że można mieć problemy i ze zmęczenia nie pisać dużo. Zapewniam, że przynajmniej ja, a twierdzę nawet, że wszyscy cieszymy się, że piszesz i bawisz się z nami, a to czy Twoje posty są długie czy nie, to już nie ma takiego znaczenia :pinkie3:

 

Nick podszedł do Dakelin i podniósł ją. Przypomniało mu się, jak jeszcze przed chwilą leżał półżywy. Dalej ledwo by chodził, gdyby nie pomoc tej irytującej, żółtej klaczy, która za żadne skarby nie chciała odstąpić od niego na krok. Nick silnie podtrzymywał humanoidalną postać. Starał się przeszukać ją w poszukiwaniu broni. Dakelin, początkowo przyglądała się żółtej klaczy, która równo i wesoło szła obok nich. Wpatrywała się w szarego ogiera jak w obrazek. Jej oczy się śmiały, latając od jednego kąta jaskini do drugiego, gdy akurat nie były zajęte obserwacją kuca. Gdy ów pomocny ogier wspomniał coś o "najlepszej pielęgniarce w Equestrii" żółta klacz wręcz uniosła się nad ziemię ze szczęścia. Nagle świeżo upieczona wampirzyca poczuła, że kopyto ogiera dziwnie przesuwa się, a to po jej plecach, a to po boku. Początkowo myślała, że to tylko ogier zmienia chwyt, ale robił to bardzo przylegle i skrupulatnie. Sytuacja powtarzała się kilkukrotnie.

 

Nick szukał usilnie jakiejś broni. Chwilowo nie mógł znaleźć. Z pewnością ranna osoba nie miała przy sobie nic dużego. Wytężał całą swoją inteligencję i koordynację ruchów, aby dokładnie zbadać i wykryć ewentualną broń. Gdy trójka weszła do korytarza, prowadzącego do skrzydła medycznego, Dakelin dalej nie reagowała na przeszukanie, ale Nickowi kończyły się w miarę bezpiecznie miejsca. Nie znalazł broni, a inne obszary stroju, gdzie mógłby znajdować się nóż, czy inne małe, bardziej subtelne narzędzie mordu, były lekko poza zasięgiem "nie wzbudzania podejrzeń w ramach zwykłego "podtrzymywania rannej osoby".

 

Thermal przemierzał kolejne dzielnice miasta. Gdy wyszedł z jaskini wspomnienia o locie i walce powróciły. Mijał zniszczone, zakrwawione i miejscami spalone ulice dolnego miasta. Później po przebiegnięciu przez bramę wszedł na obszar jakby nie dotknięty konfliktem. Kilka wyższych dzielnic zostało najwyraźniej zdobytych bez walki. Tylko przy samej bramie walały się zebrane na wielką kupe trupy changelingów i strażników miejskich. W końcu ogier dotarł do wielkiego wyłomu w murach, Bruk został rozorany salwą artyleryjską. Wszędzie znajdowała się zaschnięta krew. Całe konwoje kucyków służby cywilnej tłoczyło się w przejściu. Thermal dołączył do nich, czekając na swą kolej. Gigantyczne zatory, powstawały i rozładowywały się w mgnieniu oka. Jednak nurt transportów nagle ustawał, natrafiając na plac przeładunkowy. Tam Thermal przez chwile zobaczył Solida, który kierował rozdawaniem zaopatrzenia. Jednak szybko tłum zakrył postać brązowego kuca. Kolejne alejki i walka z tłumami w zniszczonej dzielnicy arystokracji doprowadziły Thermala do średnich rozmiarów placyku, gdzie odpoczywało wojsko. Kuc zauważył kilka brył lodu i rozsadzone domy wyczuł w tym miejscu silną magię. Po kilku nieudanych próbach pomocy, gdzie rozlał trochę cennego oleju na środku placu, gdyż kopyta mu zadrżały ze zmęczenia Thermal stwierdził, że lepiej będzie, jak odpocznie. W tym momencie zauważył Animal. Ta stała przy Grimie i najwyraźniej coś do niego mówiła. Zatroskana i podgniewana twarz pułkownika wyrażała głębokie zastanowienie. Rdzawy kuc nie odezwał się, więc Animal nie chcąc mu przeszkadzać w myśleniu, a zarazem z nudów rozejrzała się po placyku. Też dostrzegła Thermala, siedzącego około 15m od niej pomiędzy grupkami żołnierzy.         

 

           

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[U mnie chyba też bieda, teraz po prostu nie mam o czym pisać, a na lanie wody natchnienia mi nie staje]

Co teraz zamierza czynić? No, to było bardzo dobre pytanie. Na pewno nie chciał atakować zamku, a inne pomysły jakie chodziły mu po głowie gdy otrzymał niezapowiedzianą wizytę niebieskiego kwadrata nie przystoiły ojcu tak delikatnej klaczki. No i do tego część z owych planów i pomysłów nijak się miała do teraźniejszej sytuacji. Było jednak coś, co przygniatało właściwie wszystkie inne chęci i zamiary. Senność.

- Bogowie mili, jestem tak zmęczony, że zasnąłbym chyba nawet na rozgrzanych kamieniach w czasie burzy z piorunami i gradem - odrzekł córce. - Ale nie mogę zmrużyć oka. Księżycowa wiedźma tylko na to czeka. Ona czeka na mnie, a ja czekam na generała. Ten porośnięty sierścią kamień powiedział, że Green zechce omawiać ze mną, co dalej. Za ten czas... w sumie chyba moglibyśmy się trochę przejść dla rozruszania. Może znajdziemy jakieś podmieńcze skarby?

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Animal czekając na odpowiedź Grima rozejrzała się po placu. Rzucił jej się w oczy pewien ogier. Z powodu paru wydarzeń, z którymi się spotkała, pamięć ją lekko zawodziła, ale wydawało się jej, że ów kuc należała do jej dobre znanej gromady rebeliantów [przepraszam z góry za jakiekolwiek błędy, niestety naprawdę już wielu rzeczy nie pamiętam po tej długiej przerwie]. Jednak jej myśli nie pozostały przy nim długo, gdyż usłyszała, co powiedział jej ojciec.

- Mnie niestety już tak jakby dopadła. Byłam tak wykończona pracą, że aż zasnęłam - powiedziała i uśmiechnęła się słabo. - Ale chyba nie zrobiła mi nic złego, tak mi się przynajmniej wydaje...

- Jesteś iście żałosna - odezwał się nagle w jej głowie tajemniczy głos, z którym miała wcześniej do czynienia. 

Zignorowała to jednak i powiedziała jeszcze do rdzawego ogiera - Czemu nie? Dzięki temu może też trochę minie ci senność.

Edytowano przez Wilcza
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick dokładnie przeszukał prowadzoną istotę, jednak mimo szczerych chęci nic nie znalazł. Czas się kończył i obszar poszukiwań wkraczał w niebezpieczne rejony. Nie czas by teraz aż tak ryzykować. Nick odwrócił głowę od Dakelin i cicho syknął po swojemu. 

"Nadal broni nie mam. Może chociaż się tego żółtego przylepca pozbędę" pomyślał ostatni raz poprawiając chwyt. Ostatni ruch, który i tak musi wykonać, ostatni przejazd po plecach wampirzycy przed zaniechaniem swych działań. Nick wiedział już, że miecza nie znajdzie, ale może przy tym jednym, ostatnim podejrzanym ruchu natknie się na coś. Jeśli nawet coś znajdzie nie będzie miał jak tego wyjąć, zatem nie przykłada się, po prostu chce wygodniej chwycić Dakelin.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wampirzyca zatrzymała się na chwilę żeby mogła odpowiedzieć prowadzącemu jej kucowi: "Mogę później? Nie zbyt...". Jednakże nie dokończyła swych słów, przed obawą padnięcia nieprzytomną na ziemię.

Oparła się o ścianę, i szła dalej. I wtedy poczuła jak coś dotykało ją po plecach. A potem na boku. I znowu po tyle. To chyba ten kuc który mnie niesie. Może gdzieś mnie chwycić tak żeby mnie łatwiej niósł? Nie zwróciła na to większej uwagi i patrzyła na żółtą klacz. Zapewne podoba jej się tytuł owej pielęgniarki. A wtedy poczuła kolejne muśnięcie na grzbiecie, i odwróciła głowę do Ray'a, i patrzyła się na niego pytającym w wzrokiem.

Edytowano przez Dakelin
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick w pewnym momencie wpadł na pytający wzrok Dakelin, strach i zwątpienie niemal ścięły go z kopyt, jednak wiara w swoje możliwości i wyszkolenie zabroniły mu okazywania nieporządnych uczuć. "Ray" kontynuował, w sumie to to i tak ostatnie musnięcie. Spojrzał w oczy wampirzycy wzrokiem oznajmiającym nie zrozumienie pytania. Nick postanowił udawać, że dla niego normalne jest takie zachowanie.

Po za tym "kucyk" pomagał iść istocie nieznanego gatunku, może się bał, że coś go ugryzie i dlatego tak machał tym kopytem. 

Tak czy siak grał swą rolę dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpłynął.

A chwilę później wstał. Przestraszony, że zaraz zaśnie, podniósł głowę. Nie wiadomo, czy w czas, ponieważ trochę się przed nim zmieniło. Ale to nie był pewien wyznacznik snu - po placu ciągle krążyły kuce obciążone pakunkami, pojemnikami i innymi ciężarami. Mógł tak siedzieć chwilę, mógł godzinę.

I nagle poczuł na sobie czyjś wzrok. Zauważył odwracany już wzrok jakiejś klaczy. Chwila minęła, niż zauważył ją wyraźnie. Krótka chwila minęła nim przypomniał sobie ją oraz jej towarzysza z niedawnego zebrania. Niedawnego, choć mogło się wydawać, że było ono tyle dni temu.

Wstał na kopyta, nadal uginające się pod jego ciężarem, choć wyraźnie słabiej, i podszedł do nich. Wtedy też zauważył, że niewiele z tego zebrania pamięta. Imię rdzawego kuca jakoś sobie przypomniał. To, oraz fakt, że często zabierał głos. Od razy przypomniał sobie, że ta klacz była w jego pobliżu. Nie przypominał sobie jednak by coś mówiła.

-Panie Grim, jak na froncie? - zapytał się, stojąc już od nich o wyciągnięcie kopyta. Przypomniał sobie, że raczej nie był zbyt aktywny na zebraniu. Należało się przedstawić. - Thermal Thrust, pomagałem mistrzowi Yellowowi w złotym smoku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Dobrze słyszał, księżycowa wiedźma już zdążyła... "odwiedzić" Animal? Zatrzymał się na bardzo krótki moment, w pełni przetwarzając tę informację, wkrótce ponownie podejmując przechadzkę. Z każdym powolnym, spacerowym krokiem uświadamiał sobie, że jego przybranej córce najprawdopodobniej stało się coś niedobrego. Nie chciała widocznie o tym mówić, sądząc po tym iż próbowała uspokoić Grima uśmiechem. Jej dobroć była porażająca - nawet samej doświadczając czegoś naprawdę paskudnego, zmusiła się do tego, by być zewnętrznie spokojną i nie martwić ogiera. Aż wewnętrznie łezkę otarł.

 

Co nie zmieniało w najmniejszym stopniu faktu, że od tego momentu jego niechęć do Nightmare Moon padła na bardzo żyzną glebę odczucia osobistej krzywdy. Grim był kucykiem prostym i sposoby rozwiązywania problemów też miał proste. Zatem postanowił, iż któregoś razu, jak dostanie szansę, wróci do zmodyfikowanej wersji swojego pomysłu z narady. Odpłaci tyrance za wszystko, uciekając się do starej i niezawodnej techniki. Bólu.

 

Z mniej lub bardziej zmąconych przemyśleń oraz nieustającej walki z sennością wyrwał rdzawego kuca obcy głos. Nie całkiem obcy, bardziej taki, który się już słyszało, ale nie kojarzył się z żadną twarzą. Odwrócił się więc, dbając by w razie czego nie wyglądać na zagniewanego. Musiał dawać dobry przykład Animal Heart i swoim dzielnym wojakom. Następnie tytanicznym wysiłkiem woli powstrzymał mimowolny, półświadomy grymas jaki przywoływała obecność rogu na czole nowego kuca. Chyba mu ten odruch do końca życia zostanie.

- Mogłoby być lepiej. Ledwo co na prostą wychodzimy a tu już ktoś z kosmicznymi żądaniami przylazł - powiedział. Potem spróbował, nieco na próżno, włożyć w swój ton trochę ciepła. - Smok dużo pomógł przy dworcu kolejowym. Przynosisz wieści, czy tak ci się na rozmowę zebrało? Animal, może chcesz pogadać z młodym?

[Mam nadzieję, że post nie jest tragiczny. Po prostu i mnie przybija zmęczenie.]

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pułkownik, Animal i Thermal odeszli na bok, wchodząc w boczną uliczkę, gdzie było więcej miejsca. Otaczały ich wysokie białe, lub osmalone marmurowe budynki. Odgłosy miasta i walki chwilowo ustały, jakby wszystko odjęła jakaś potężna moc. Jednak myśli wszystkich nie dawały zapomnieć o niebezpieczeństwie. Szli tak już pewien czas. Ich wypowiedzi były wolne, przepełnione zmęczeniem, długo zastanawiali się nad każdym słowem. Czas uciekał przez kopyta, ale oni nie byli tego świadomi. Gdy Grim wypowiedział ostatnie słowa w stronę Animal, ta nie zdążyła nawet odpowiedzieć, gdy ciszę przerwała zdecydowana wypowiedź:

- Pułkowniku Grim, wreszcie Pana znalazłem. Musimy znów skoordynować działania.

Wszyscy spojrzeli się na nowoprzybyłego. Cały odziany był w płytową zbroję z czarnej stali. Błyszczała nocnym bladym świetłem i płomieniami nielicznych pochodniach ulicznych. Pancerz musiał być doskonale wykonany, gdyż prawie każda część ciała była dobrze zasłonięta metalem. Na wielkim czarnym napierśniku widniała srebrna tarcza herbowa, a na niej zielony miecz, skierowany ostrzem do dołu na tle zachodzącego słońca. Właśnie jedno kopyto podniosło się, aby poprawić zarysowany naramiennik z Equestriańskim symbolem słońca przechodzącego w księżyc. Zbroja miejscami pokryta była niedoczyszczoną czarną krwią. Plamy układały się w długie pasy, odzwierciedlając cięcia ogromnego miecza, który ogier miał zarzucony na plecy. Wreszcie ponad tą całą metalową skorupą ukazywała się twarz. Ogier o ciemnozielonej sierści i prawie czarnych oczach, patrzył spokojnym wzrokiem na trójkę kucy. Grzywa starannie ułożona była z tyłu głowy i przyciśnięta kołnierzem płytowym. Cała twarz emanowała rozwagą i opanowaniem. Rzutowało to na wszystkich, którzy spojrzeli na to oblicze. Odnosiło się wrażenie, że ogier stojący teraz w uliczce panuje nad całą sytuacją i wie jak doprowadzić to oblężenie do szczęśliwego końca. Był to sam generał Green. 

 

Głównodowodzący spojrzał się na Animal i rzekł głosem spokojnym i opiekuńczym:

- Droga Pani, obozy tuż z linią frontu to nie miejsce dla tak młodych klaczy.

Zaraz ton zmienił się na bardziej wojskowy.

- Pułkowniku Grim, muszę z Panem pomówić. Zapraszam.

 

Tu Generał podszedł do najbliższych drzwi i pchnął je mocno. Potężne skrzydło otworzyło się na oścież. 

- Jeśli tych dwoje to Pana sztab, to ich także zapraszam.

 

Grim wszedł po marmurowych schodach, które zachowały schludny wygląd. Ich ciemniejsze linie przypominały nocne niebo, takie jak rolnik widywał często przez okno swego domu, przed położeniem się spać. Zrobił się bardzo senny, ale potrząsnął tylko głową i wszedł zdecydowanie na niebieski dywan, który wyścielał podłogę. Przeszedł za Generałem do najbliższego pokoju, który okazał się salonem. Na dużym dębowym stole stałą idealnie ułożona zastawa do śniadania na białym, koronkowym obrusie. Nad pokojem wisiał olbrzymi kryształowy żyrandol, którego fragmenty formowane były w krople wody, tak że siedzący mieli wrażenie, iż znajdują się pod wodospadem. Green wstał, podszedł do trzech olbrzymich okien, wychodzących na ulicę o typowo gotyckim wykończeniu i dość zdecydowanym, a jednak ostrożnym ruchem spuścił zasłony. Te przypominały bardziej turkusowe kotary ze złotymi frędzlami. Opadły pod swym ciężarem zakrywając obraz ulicy. Generał zamknął drzwi do salonu i rozłożył na środku stołu mapę, przesuwając wszystkie nakrycia jednym ruchem w bok. Kilka szkieł przewróciło się, a widelce i noże powpadały na siebie, formując małe srebrne kupki, ale nic się nie zniszczyło.

 

Na zewnątrz rozległy się odgłosy miarowego marszu, jakby coś otoczyło fasadę kamienicy. Później galop przez korytarz i dźwięki otwierania wielu drzwi na piętrze. Green stał niewzruszony. Zapadła cisza. Przerwały ją niewyraźne dźwięki rozmowy prowadzonej na górze. Po krótkiej wymianie zdań do drzwi ktoś zapukał. Generał podszedł i otworzył. W wejściu stanął jakiś ogier cały odziany w złotą zbroję Gwardii Królewskiej. Złote zdobienia były gdzieniegdzie zdarte ostrzami toporów i włóczni. Twarzy nie dało się rozpoznać przez hełm. Ogier wymówił tylko szybko:

- Czysto, duża rodzina właścicieli manufaktur i służba, dwóch ich pilnuje.

- Dobrze, dzięki Fearless.

Generał skinął przy tym głową i zamknął drzwi. 

 

- Dobrze, zanim powiem o changelińskich posiłkach, zmierzających do Canterlotu, powiedz mi jak sytuacja wygląda u Pana pułkowniku. 

Grim zatem streścił działania swego wojska i opisał sytuację na tyle szczegółowo i treściwie, na ile jego stan pozwalał. Po tej przedmowie Green ponownie zwrócił się do niego:

- Pułkowniku, wstępne doniesieni mówią o transporcie liczącym około 1000 changingów. Oczywiście są wiezieni składem pociągów pancernych. Mają prawdopodobnie amunicję i niskowagowe działka. Będą tu za godzinę. Wszystkie informacje są nam dostarczane na bieżąco i mogą się zmieniać, ale musimy przygotować się na najgorsze. Według wstępnych szacunków ponad 1000 naszych żołnierzy jest niezdolna do walki. Zostało nas zatem łącznie około 4,5 tysiąca. Dalej nie wiadomo dokładnie jaką siłą wróg dysponuje tu na miejscu. Z jakiegoś powodu nie wychodzi z zamku, choć jest w pełni gotowy. Jeśli przy obecnych siłach na naszych tyłach znajdzie się tysiąc żołnierzy wroga, w dodatku wypoczętych i dobrze zaopatrzonych to przegramy. Nie możemy walczyć na dwa fronty, więc musimy w godzinę zlikwidować opór w zamku. Będzie to trudne, wróg nie da nam możliwości wygrania walki w zwarciu, gdyż jest lepiej wyszkolony, a o okrążeniu nie może być mowy. Jednak mamy powody przypuszczać, że większość jego zapasów amunicji znajduje się w naszych rękach, zatem zamierzam wygrać z dystansu. Przedsięwzięcie jest ryzykowne i z pewnością przyniesie rozstrzygnięcie. Jednak nie możemy pozwolić sobie na błędy, dlatego przejmę dowodzenia nad większością Pańskich sił, a przede wszystkim nad bateriami artylerii, które będą tu kluczowe, gdyż to one pozwolą zniszczyć mur i zadadzą najdotkliwsze straty changelingom. Ile zdobycznego ekwipunku i ile oddziałów dostało już rozkaz przejścia pod moją komendę pułkowniku?

W całą wypowiedź generał nie angażował w ogóle emocji, przedstawiał plan, pokazując niektóre obszary na mapie Canterlotu. Spokojnie patrzył Grimowi w oczy. Na tym zdaniu zakończył i czekał na odpowiedź.

 

 

 

 

 

Nick tymczasem nie znalazł żadnej broni, a cała trójka doszła do wolnego łóżka. Żółta klacz uśmiechnęła się ponownie i dumna z otrzymanego tytułu "najlepszej pielęgniarki" pobiegła po lekarza. Chwilowo changeling uwolnił się od przylepca, ale niedługo ta klacz wróci. Obecnie szary ogier pozostał sam z Dakelin. Nagle podszedł do nich jakiś ogier w białym kitlu i drapiąc się po głowie powiedział:

- Cóż to jest za stwór?! O przepraszam... nie chciałem urazić, ale pani... pan... ? rozumie że... się przestraszyłem, prawda...? w końcu niecodzienny widok spotkać się z ... no tym... To changelingi to temu zrobiły?

Ostatnia cześć zdania dedykowana była głównie dla Nicka, który poczuł isę dziwnie pytany o taką rzecz przez Equestriańskiego lekarza, który ewidentnie nie mógł zakwalifikować Dakelin nawet do samca lub samicy i uciekając od tematu wolał zwracać się do szarego ogiera.      

      

  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Serio... odpowiedziałabym o wiele wcześniej, ale kochane forum nie miało ochoty wysłać mi powiadomienia o nowych postach :'') )

 

Animal popatrzyła uważnie na twarz Grima po tym, co powiedziała. Wydawał się być zaniepokojony, potem przeszło to mało zauważalny gniew. Domyśliła się, że pewnie w tym momencie kucyk zdaje się myśleć o tym, co w takiej sytuacji zrobiłby Nightmare Moon. Następnie zaczęła obserwować drugiego ogiera, Thermala. Wydawał się być dosyć w porządku, ale wolałaby na jakiś czas zachować dystans.

Wtem zjawił się pewien generał. Jego słowa skierowane do klaczy, fakt opiekuńcze, nie przyniosły jakiegoś pozytywnego efektu na to, co myślała. Jednak postanowiła być miła i spokojnie powiedzieć do niego, im odszedł.

- Doceniam pańską troskę, a jednak pragnę powiedzieć, iż nie jestem znowu taka młoda. Proszę się nie martwić, bo potrafię sobie poradzić w trudnych chwilach.

Przytaknęła lekko samej sobie i przystała, aby poczekać na Grima.

- Jakbyś nie była taka milusia, to na pewno by cię traktowali z większym respektem.

- Jakbym nie była miła, to na pewno pełno kucyków nie miałoby do mnie szacunku, więc proszę, zamilcz.

Oczy klaczy lekko pociemniały.

- Z czasem zobaczysz jak jest naprawdę.

- Tak, tak, a teraz idź sobie.

- Serio myślisz, że zostawię cię w spokoju? O nie, moja droga, to jest dopiero początek. - Głos po tym zaczął się histerycznie śmiać.

Jednak wszystko to działo się w głowie Animal, dlatego też jedynie co mogły dostrzec kucyki, to to jak bardzo jej wyraz twarzy oraz oczy stały się pozbawione emocji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick wiedział, że kucyki nie mają o changelingach zbyt dobrego zdania, jednak ostatnie pytanie go dotknęło. Jako podmieniec czół się obrażony. Gniewał się na tego doktorka i chętnie dałby mu po pysku i pokazał co ewentualnie changeling może z kucem zrobić, ale nie mógł. Ta bezsilność i niemoc powoli dawała mu się we znaki, powoli go to drażniło i chciał z tym najchętniej już skończyć. Nie mógł, zatem musiał z podkulonym ogonem kryć się dalej. Musiał zdusić gniew w sobie i grać dalej swą rolę.

Nick odetchnął głębiej aby się uspokoić i po chwili namysłu rzekł-Nie wiem nic, po za tym, że krwawi.-mówiąc to wskazał na brzuch Dakelin i starał się by ton jego głosu był możliwie jak naturalniejszy i wyrażał swego rodzaju zakłopotanie.

-Może pan spyta tą istotę, sądzę, że wie o sobie więcej niż ja-dodał chcąc oderwać się od rozmowy.

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dake, prowadzona przez Ray'a dotarła w końcu do miejsca gdzie zajmą się jej raną. Podeszła do łóżka i się położyła na nim. 

Uff... Możemy chwilę odpocząć... Właśnie w tym momencie powinnaś myśleć i szukać tego czegoś. Może w bibliotece? Tylko że w takim stanie nie będę w stanie efektywnie zajmować się tym. Hmm... dobrze... ale nie zwlekaj.

I przyszedł doktor, który wyrwał ją z przemyśleń, a ona też nie wiedziała jak się wyrazić.

...

Usiadła na łóżku, żeby mogła normalnie rozmawiać z doktorem. Podniosła rękę a litery pojawiły się przed dłonią: "Zanim ktoś mnie zmienił w... to czym jestem byłam klaczą, więc chyba jestem samicą. A czy podmieńce to zrobiły... nie wiem. Nie sądzę żeby coś takiego zrobiły. A jeśli chodzi o zaskoczenie... moje nie było mniejsze, gdy się zoba..."

I w tym momencie zrozumiała, że posunęła się za daleko.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kątem oka dostrzegł napis. Informacje zdawkowe, jednak w tych kilku słowach jedna rzecz mogła o jej losach przesądzić. Dakelin co prawda nie napisała, że to podmieńce, ale nie wykluczyła tego. Changeling zastanowił się, jak wykluczyć siebie i swych rodaków z grona podejrzanych. Tylko jak?

A może właśnie nie musi tego robić, może da radę to wykorzystać. Po za tym i tak musiałby czekać na Starflower, zatem dobrze wykorzysta ten czas.

Raymond podszedł do lekarza, położył mu kopyto na ramieniu i kiwnięciem głowy poprosił by poszedł z nim na stronę. Gdy byli w pewnej odległości szary kuc przemówił.

-To coś nie wykluczyło, że to dzieło podmieńców. Tu są ranni, a to może ich skrzywdzić. Na wszelki wypadek sugeruję to, Czy tam ją, przeszukać i sprawdzić czy nie ma broni. 

 

Tak, podmieńce to nieustępliwe bestie, nigdy się nie poddają, gdy mogą próbują dalej. Nick dalej próbował zdobyć jakąś broń. Wiedział, że jej potrzebuje i że musi to być coś lepszego niż wytrych, którym przyszło mu walczyć ostatnio. 

 

Żołnierz Amanity miał nadzieję, że lekarz się z nim zgodzi, a także liczył na to, że zdąży się z tym wyrobić przed powrotem pielęgniarki. Chciał ją pożegnać, odkleić od siebie i skończyć to co zaczął. W dalszym ciągu pewne szczęście dawała mu jedna myśl "Już niedługo". 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krótki post wprowadzający do gry kikiz :pinkie3:  witamy znowu i cieszymy się z powrotu. Miłej gry  :pinkie3:

 

Lenitha spędziła ostatni czas w podziemiu. Coś ją otumaniło, sprawiło, że jej pamięć zamazała się. Nie wiedziała co się właściwie stało. Była senna, ale wiedziała, że nie może zasnąć, jest w końcu wojna. Zmęczenie psychiczne nie pozwalało jej jednak normalnie funkcjonować. Musiała odpoczać, osuneła się przy ścianie i wpadła w coś w rodzaju transu. Jej myśli pokierowały się ku dawnej Equestii pełnej spokoju i szczęścia. Coś jakby na krawędzi jej umysłu zaczęło powtarzać "zaśnij". Łagodny głos był monotonny, nie zmieniał się. Oczy Lenithy opadały powoli, w końcu zamknęły się. Nie zdążyła jednak zapaść w sen. Obudziły ją krzyki. Otworzyła oczy.

 

Sama nie wiedziała ile spędziła siedząc pod ścianą i co się stało. Zobaczyła kilkadziesiąt klaczy i młodych z pomocy cywilnej, którzy nieśli nowych rannych do skrzydła szpitalnego. Tumuld przywrócił już zupełnie świadomość. Klacz nie chcąc widzieć krwi i wylewających się z rannych wnętrzności odwróciła wzrok i wybiegła z jaskini. Coś kazało jej wybiec na powierzchnię. Pytała o drogę, trochę kierowała się pamięcią, w końcu wybiegła. Roztoczyło się nad nią niebo, pokryte czarnymi chmurami. Jej grzywę porwał silny wiatr, hulający alejkami. Gnał on czarne tumany chmur poprzez nieboskłon. Lenitha poczuła isę samotna. Wszystkie budynki w koło niej były puste i smutne. Duża część miała powybijane okna, a niektóre stały się całe czarne po spaleniu. Wszytko wydawało się jednak spokojne. Cisza panowała nad miastem, jakby po przejściu apokalipsy.

 

Klacz szła spokojnie przez ulice, nie widząc żywego ducha. Zaczęła chcieć wracać do podziemi, jednak gdy przypomniała sobie o duszności, tam panującej, szybko porzuciła ten zamiar. Tu na zewnątrz porywisty wiatr dawał jakieś nietypowe poczucie wolności. Lenitha znów odleciała myślami gdzie indziej. Powietrze uderzało o nią z impetem, jej żółta grzywa biła o niebieską sierść, a skrzydła sam rozłożyły się do lotu. Pegazica wzbiła się w powietrze, zapominając o niebezpieczeństwach. Leciała co raz wyżej i szybciej, jakby uwalniając duszę od otaczającego zła. Przeleciała przez czarną chmurę, wyleciałą z niej i zobaczyła miasto z góry. Majestatyczny Canterlot dalej budził respekt. W większości miasto zostało nietknięte. W dolnej dzielnicy mieniły się ostatnim żarem obszary pożarów. Przy dworcu wiele kucy uwijało się jeszcze, najwyraźniej coś budując. Dalsze dzielnice prawie nietknięte. 

 

Klacz wleciała nad połać, zajmowaną przez arystokrację miejską w czasach pokoju. Tu zniszczenia były dużo większe. Gigantyczna wyrwa w murze, pokruszone skały i tysiące kucy, które biegły i tłoczyły się przy dużym placu za zniszczonymi fortyfikacjami. Przed pegazica rósł wielki zamek. Na murach okalających centrum stały changelingi. Lenitha poczuła olbrzymi smutek, a jej myśli powróciły do rzeczywistości. Doszły ja krzyki rannych. Nagle potężny wiatr, spadający z gór uderzył ją od góry i pchnął w dół. Pegazca nie była na to gotowa. Pikowała przez chwilę w stronę ziemi. Heroicznym wysiłkiem podniosła lot, przez chwile widziała niebo, jednak nagle wyrosła przed nią białą kamienica. Pegazica uderzyła w pokrytą złotem kopułę, odbiła się w bok, próbowała wyhamować, ale ściana kolejnego budynku zmieniła jej kierunek, zanim poczuła ból w skrzydłach, uderzyła o baldachim jakiegoś wykwintnego sklepu, rozrywając go. To zamortyzowało upadek. 

 

Nagle potężny wstrząs, ciemność, coś się przewróciło.

 

Lenitha otworzyła oczy, przez chwilę było ciemno. Gdy podniosła wzrok ujrzała przekrzywioną drogę. Czuła, że w czymś leży. To coś krępowało jej ruchy. Spojrzała ku swym kopytom. Ujrzała białą nieokreśloną masę.

 

 

 

Animal doczekała się uprzednio od Generała Greena jedynie kiwnięcia głową z lekkim, choć przyjacielskim wyrazem niedowierzania w oczach. Rozmowa nie była jednak kontynuowana, gdyż oficer, szybko zaprosił Grima na obrady. Po chwili budynek, do którego weszli dowódcy został otoczony przez królewskich gwardzistów. Nagle coś, jakby kilka uliczek dalej huknęło. Towarzyszył temu drobny krzyk. Animal rozejrzała się w okół, chyba tylko ona to słyszała, ale postanowiła sprawdzić co się dzieje. Wzleciała tuż ponad najbliższy budynek. Od razu uderzył w nią wiatr, jednak spokojny lot wytrzymał napór potężnej siły. Animal szybko zleciała na drugą stronę i zobaczyła przewróconą na drogę skrzynie ze straganu. Baldachim nad stoiskiem został przerwany. Większość towarów leżała porozrzucanych na ziemi, były to głównie słodycze i owoce. Ulica zdawała się pusta. Nagle coś w skrzyni się poruszyło. Animal podbiegła i zobaczyła szamoczącą się i zdezorientowana klacz. Nowa osoba także była pegazem o niebieskiej sierści i żółtej grzywie. Twarzy nie było widać, gdyż podobnie jak większość jej ciała, klacz tonęła w pojemniku z piankami.

 

Lenitha usłyszała w okół siebie jakieś kroki. Wygramoliła się ze skrzyni słodkich pianek, która tak genialnie zamortyzowała upadek. Otarła oczy z białej mazi i spojrzała kto przy niej stoi. Wystałą o własnych nogach. Jednak dalej kręciło się jej w głowie i nie była w stanie określić kto przed nią stoi. Wszystko ją bolało, ale nie w takim stopniu, jak możnaby było przypuszczać po tak ciężkim upadku. W końcu oprzytomniała i zobaczyła Animal.

 

 

 

 

Nick tymczasem odciągnął lekarza na bok i zaczął wprowadzać swój plan w życie. Lekarz zmartwiony słuchał całej wypowiedzi, a w jego oczach pojawiło się przerażenie. Po dłuższym zastanowieniu powiedział:

- Ma Pan absolutną rację, proszę pana. Tak zrobimy, niech pan zaczeka.

 

Ogier pobiegł gdzieś galopem i po dziesięciu sekundach, zanim Nick zdążył wydedukować co się dzieje, doktor wrócił z obstawą trzech porządkowych rebeliantów, którzy byli po prostu zwykłymi żołnierzami, przydzielonymi do ochrony szpitala. Tak utworzony oddział zbliżył się do Dakelin.

- To ona.

 

Ogiery chwyciły Dakelin, w prawdzie delikatnie, ale mocno, a jeden z nich zaczął dokładnie ją przeszukiwać. Kobieta nie wiedziała co się dzieje i nie zdążyła zareagować, gdy ogier skończył, wyjmując z płaszcza i tobołów : nóż motylkowy, jakąś książkę, dziwne metalowe pudełko z przyciskami, które w paru miejscach się świeciło, worek z prowiantem, śpiwór podróżny oraz jakąś skórzaną sakwę z fiolkami. 

- Zabierzcie to do przechowalni. Niech się pani nie martwi wszystko zostanie zwrócone, po wyjściu ze szpitala, ale ze względów bezpieczeństwa musimy na razie skonfiskować te przedmioty.             

 

         

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lenita mimo już wyraźnego obrazu przed twarzą nie była wciąż pewna kim jest owa klacz. Wydawała się jej skądś znajoma, jednak nie umiała sobie jej przypomnieć. Stając pewniej wzięła głęboki oddech i odetchnęła z ulgą. Na szczęście z tej sytuacji wyszła cało, oczywiście to był zwykły fart, ale często fart właśnie decyduje o tak poważnych rzeczach. Spojrzała w oczy kucyka i uśmiechnęła się delikatnie nie zważając na ból, który potrafiła znieść. W końcu może będzie miała okazję porozmawiać i dowiedzieć się o tym co się działo, gdy ona sama była w pewnym sensie nieobecna. 

Edytowano przez kikiz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...