Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Ehhh... My naprawdę jesteśmy fandomem zrzeszającym chyba głównie ludzi z problemami. Jakoś tak po przeczytaniu posta djsounda mam ochotę napisać co mi leży na sercu.

Ojciec jest alkoholikiem, jak jeszcze byłem mały to często były kłótnie w domu. Dzieciak patoli = ciche dziecko. Do dzisiaj jedno z najbardziej kojarzących mi się z dzieciństwem rzeczy, był obraz mnie siedzącego po cichutku za fotelem, a w tle zbijane drzwi. Potem rozwód. Na dworze w miarę normalny byłem, w szkole (jak się potem dowiedziałem), zachowywałem się jak typowe dziecko które poprzez ciągłe rozrabianie i zwracanie na sb uwagi wołało o pomoc.

Wpiździec bójek, niezbyt radosna historia miłosna, a teraz siostra która o ile ćpać już przestała, to teraz pali za dużo zielonego... Nie wiem czy to normalne, ale ja w tym momencie jestem na wszelkie kłótnie matka->siostra kompletnie obojętny, jak je słyszę to mam to gdzieś. Z czasem się na to uodporniłem, tylko momentami mi się to wszystko kumuluje gdzieś w środku i łapię doła..

Do tego nie znam żadnej ciekawej dziewoi na chwilę obecną, a od kilku lat już jestem samotny jak cholera.. Mimo odnowienia kontaktów z kilkoma, potwierdziłem tylko to, że ludzie z czasem zmieniają się jak cholera. Zresztą, sam jestem tego bardzo dobrym przykładem :f

No i mimo że mam kilku dobrych przyjaciół, to jeszcze nigdy nikomu się z tego wszystkiego nie zwierzyłem.. Tak naprawdę, to nikt mnie za dobrze nie zna, choć pojedyncze rzeczy to ja tam im mówię. Zresztą, Wam też tak wszystkiego wszystkiego nie napisałem ;p No i to też jest taki pół-środek, bo nikogo z Was poza internetem nie znam. Muszę zacząć chodzić na meety..

:rdhug:

Można by jeszcze dopisać, że niedługo czeka mnie matura, egzamin zawodowy i decyzja o tym co robić dalej.. Chyba zdecyduję się pójść do woja.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety ale mimo że istnieje Bóg może tylko zaszkodzić. Wiem to z własnego przykładu. Mam już ostro nawalone w głowie ale rodzice nawet nie chcą o tym słyszeć, każdy kogo spotkam na ulicy jest dla mnie wrogiem, a gdyby ten ktoś mnie wystraszył to bym go chyba zabił. Ciągle gadam do siebie i mam jakby rozdwojenie jaźni bo ciągle waham się pomiędzy dwoma skrajnie różnymi rzeczami,a w dodatku mam urojenia a świat jest szary i okrutny, pierwsza próba samobójcza już za pasem. Bóg kiedy tylko ma okazje to bawi się mną jak laleczką woodo np. raz znalazłem 200zł w gazecie i tego samego dnia umarł mi wujek, 3 dni później matka koleżanki. Moje życie tak naprawde nie ma większego sensu no bo jaki ? Ale skok z wieżowca speniałem i staram odnaleźć się tu kogoś kto mnie rozumie bo mój "przyjaciel" ukradł mi dziewczyne tylko żeby zrobić na złość, każda zła ocena to zabranie kompa, a o wyjściu z domu to nie wspomne. Jedynie tu i w muzyce znajduje pewne ukojenie co rodzicom przeszkadza bo nie słysze, że mam iść na drugi koniec miasta. Prosiłbym o znalezienie mi powodu by żyć jeśli można.

Przeglądnęłam twój profil...

Napisałeś, że kochasz zwierzęta. Masz za to kłopot z porozumieniem z ludźmi.

Zwierzęta korzystnie wpływają na ludzką psychikę. Mógłbyś spróbować znaleźć siebie w nich. Może zacznij udzielać się w jakiś schroniskach, idź na jakiś wolontariat... Spróbuj im pomóc, a może one pomogą tobie? ;) Wierzę, że w końcu odnajdziesz siebie i odzyskasz wiarę w ludzi. Musisz po prostu zająć się tym co kochasz. ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety ale mimo że istnieje Bóg może tylko zaszkodzić. Wiem to z własnego przykładu. Mam już ostro nawalone w głowie ale rodzice nawet nie chcą o tym słyszeć' date=' każdy kogo spotkam na ulicy jest dla mnie wrogiem, a gdyby ten ktoś mnie wystraszył to bym go chyba zabił. Ciągle gadam do siebie i mam jakby rozdwojenie jaźni bo ciągle waham się pomiędzy dwoma skrajnie różnymi rzeczami,a w dodatku mam urojenia a świat jest szary i okrutny, pierwsza próba samobójcza już za pasem. Bóg kiedy tylko ma okazje to bawi się mną jak laleczką woodo np. raz znalazłem 200zł w gazecie i tego samego dnia umarł mi wujek, 3 dni później matka koleżanki. Moje życie tak naprawde nie ma większego sensu no bo jaki ? Ale skok z wieżowca speniałem i staram odnaleźć się tu kogoś kto mnie rozumie bo mój "przyjaciel" ukradł mi dziewczyne tylko żeby zrobić na złość, każda zła ocena to zabranie kompa, a o wyjściu z domu to nie wspomne. Jedynie tu i w muzyce znajduje pewne ukojenie co rodzicom przeszkadza bo nie słysze, że mam iść na drugi koniec miasta. Prosiłbym o znalezienie mi powodu by żyć jeśli można.[/quote']

Bracie to smutne co mówisz. To że ktoś inny cie denerwuje i zaczyna ci dogryzać nie oznacza że musisz zaraz mu przywalić za to. Ignoruj ludzi których nienawidzisz. Znajdź prawdziwą przyjaźń i zapomnij o dziewczynie, jeżeli cie zdradziła to nie była ciebie warta.

A jeżeli chodzi o boga - ja sam nie wierze w coś podobnego. Wiem że jest coś dalej ale nie oznacza to że musimy żyć według ustalonych zasad, to jest założenie systemu które ma nas kontrolować. Kieruj się swoją intuicją i bądź dobrym człowiekiem. Tyle wystarczy żeby być spełnionym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmmm... Jako że w głowie mam nawalone do X potęgi to opowiem pokrótce to co męczy mnie wewnętrznie od jakiegoś czasu a mianowicie....

To że od 1 klasy podstawówki się dobrze uczę i zawszę kończyłem klasę z nagrodą itp... Ale w 1 klasie gimnazjum nie jest już tak łatwo... Sprawdziany są co dwa dni przez co nie można się na nie praktycznie nauczyć a przy okazji niektórzy nauczyciele są tak chorzy że nie ważne czy masz 5 piętek i 1 jedynkę oni wystawią ci marne 3... W życiu nie dostałem 3 na koniec roku/semestru a gdy "facetka" od matematyki stwierdziła że z 6 ocen pozytywnych i 1 jedynki postawi mi 3 to po prostu CZARNA ROZPACZ... Czasami po prostu nie wyrabiam bo nie mogę ogarnąć niczego a rodzice tego nie rozumieją bo poprzeczkę postawili mi i tak wysoko mówią że jeśli nie dostanę tej przeklętej nagrody to w wakacje będę miał gorzej niż w całym roku szkolnym 666 razy... Czasami myślę że śmierć była by najlepszym rozwiązaniem i po prostu przeciąć sobie żyły i mieć z tym spokój ale staram się tak łatwo nie poddawać i jakoś daje sobie radę... Jak na razie...

Wiem o czym mówisz. Rodzice to jedyny problem. Musisz zacząć z nimi rozmawiać poważnie i tyle. Spędzać czas, jak cie lepiej poznają to będzie inaczej i jakoś z tego wyjdziesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmmm... Jako że w głowie mam nawalone do X potęgi to opowiem pokrótce to co męczy mnie wewnętrznie od jakiegoś czasu a mianowicie....

To że od 1 klasy podstawówki się dobrze uczę i zawszę kończyłem klasę z nagrodą itp... Ale w 1 klasie gimnazjum nie jest już tak łatwo... Sprawdziany są co dwa dni przez co nie można się na nie praktycznie nauczyć a przy okazji niektórzy nauczyciele są tak chorzy że nie ważne czy masz 5 piętek i 1 jedynkę oni wystawią ci marne 3... W życiu nie dostałem 3 na koniec roku/semestru a gdy "facetka" od matematyki stwierdziła że z 6 ocen pozytywnych i 1 jedynki postawi mi 3 to po prostu CZARNA ROZPACZ... Czasami po prostu nie wyrabiam bo nie mogę ogarnąć niczego a rodzice tego nie rozumieją bo poprzeczkę postawili mi i tak wysoko mówią że jeśli nie dostanę tej przeklętej nagrody to w wakacje będę miał gorzej niż w całym roku szkolnym 666 razy... Czasami myślę że śmierć była by najlepszym rozwiązaniem i po prostu przeciąć sobie żyły i mieć z tym spokój ale staram się tak łatwo nie poddawać i jakoś daje sobie radę... Jak na razie...

Pomimo twojej nienawiści wobec mnie, ja postaram się coś doradzić. Twój opis stawia na symptomy charakterystyczne przy depresji. Nie wiem, czy to dwubiegunowa afektywna, gdyż nie zadeklarowałeś manii. Możesz też mieć nerwicę. Uważam, że powinieneś udać się do psychiatry (zarejestrować się na NFZ) i porozmawiać z nim o swoich problemach. Myśli rezygnacyjne i zachowania autoagresywne zakrawają na depresję. Psychiatra może Ci pomóc. Przepisze Ci nieuzależniające antydepresanty (koszt ok. 20 zł na miesiąc), które działają już po dwóch tygodniach i poczujesz o wiele się lepiej. Takie jest moje zdanie. Wszystkiego dobrego =3.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyzwyczaisz sie do gimnazjum, dasz rade też miałm na początku problemy. Pplecam wyczaić przez 1 rok nauczycieli , potem robisz tylko to co realnie zostanie sprawdzone i masz sporo czasu na nauke, ja mam teraz wywalone a mam 3 i 4 na półrocze. Wracając do mojego problemu chodzi o to że jest to raczej reakcja.psychczna. Nie ważne kto to ale prawie zawsze wydaje mi się wrogo nastawiony, nie ważne kto to, ale taką mam reakcje. A mówiąc o zwierzętach to możesz mieć dużo racji ale tamdaradam Bóg znów sie bawi 3 miesiące temu zauważyłem że zacząłem mieć allergie. A mój "przyjaciel" już gryzł schody od wejścia do swojego domu, gdy wszystko jej powiedział przy mnie ( momentu ze schodkiem nigdy nie zapomne^^)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co piszecie jest smutne...Naprawdę współczuję Wam. Ale co to da? Nic. Na szczęście na forum macie dużo osób, które mogą Wam pomóc i chętnie porozmawiają(ja oczywiście również, jeśli ktoś by chciał).

Ktoś napisał, że to fandom zrzeszający głównie ludzi z problemami. Oczywiście, że tak. W końcu to fandom kreskówki "Przyjaźń to magia". Każdy tutaj może odetchnąć i oderwać się od świata, aby pooglądać przygody kucyków, które zawsze kończą się dobrze. A dlaczego kończą się dobrze? Oczywiście to dzięki magii przyjaźni. Nie piszę, że każdy dołączył do fandomu, bo akurat to mu się podoba, nie. Ale myślę, że to jeden z głównych powodów.

Dalej...

Harpen - słuchaj kolego. Mam dla Ciebie dobrą radę. Bo widzę, że troszeczkę się pogubiłeś. W szkole nie chodzi o to, żeby mieć 5, czy tam czerwony pas - NIE. Jeżeli ktoś Ci mówi, że musisz mieć dobre oceny, bo tak - to to jest kompletna bzdura. Co jest ważne? WIEDZA. Nie ucz się dla ocen. Ucz się dla siebie. Ucz się, żeby mieć wiedzę. Nie lubisz fizyki? Poucz się jej mniej, nie musisz mieć z niej 5 lub nawet 4. Lubisz historię? Pogłęb swoją wiedzę, poczytaj w internecie o tym co Cię fascynuje, jak np: w tym wypadku Starożytna Grecja.

Ci, którzy pisali o ech...alkoholizmie. Rozumiem Was. Mój dziadek kiedyś był alkoholikiem(mieszkam z dziadkami). Przez lata się go bałem. Robił awantury, śmierdział...nawet z tatą się pobił raz. Teraz już jest w porządku, ale co z tego skoro i tak z nim praktycznie nie rozmawiam. Więc, wiem co czujecie. Szczere wyrazy współczucia.

Piszecie, że nie wierzycie w Boga, bo spotkały Was złe rzeczy...Rozumiem to, każdy wierzy w to co wierzy. Jakaś użytkowniczka napisała Wam, że Bóg Wam to wynagrodzi. I tak, ma rację. Po prostu zróbcie coś dobrego, miłego, cokolwiek, a los Wam to soczyście wynagrodzi.

PitPl

Masz problem z nieśmiałością w stosunku do dziewczyn? W internecie kiedyś znalazłem coś takiego jak "Demonic Confidence". Generalnie jest tam napisane jak się przełamać i ogólnie. Polecam zobaczyć. Czy ja korzystałem? Nie, mam 15 lat. Nie dorosłem jeszcze do związków.

Życzę Wam wszystkiego dobrego :). I wiecie, spróbujcie też sami coś z tym zrobić. Spróbujcie choć troszkę pozbyć się Waszych problemów. Zrobić cokolwiek.

A czy ja mam się wyżalić? Mógłbym...ale co ja mam napisać? Jestem leniwy. Bardzo. To wszystko chyba xd. Generalnie jestem jeszcze nieśmiały, ale pracuję nad tym. A reszta problemów? Staram się je rozwiązywać. Wychodzi jak wychodzi xd. No ale też nie jestem w takiej sytuacji jak niektórzy...

No cóż. Pozdrawiam Was :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na pewno by się znalazły problemy, z których mógłbym się... wyżalić.

Lecz jest jeden problem...

Jedna "przyjaciółka" mi tak skutecznie wmówiła, że ze wszystkim, zawsze i wszędzie (w każdej sytuacji, bez wyjątków) mam sobie radzić sam, więc muszę przemilczeć swoje... problemy :fluttercry:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Flutt łatwo ci powiedzieć... Nie znasz moich rodziców Tata ogólnie ma to gdzieś on wolałby gdybym pracował w gospodarstwie itp ale Mama mówi tak "Uczysz się nie dla mnie lecz dla siebie" taaa... Mówi tak jak ma dobry humor po wywiadówce... A na kartce same 4 i 5 ale nikogo nie obchodzi to że głowa mnie czasami tak boli że po odejściu od tych książek nie wiem co się dzieje wokół mnie...

Porozmawiaj z nimi, tak szczerze do bólu. Musisz wyjaśnić kilka spraw i tyle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Harpen

Bo pewnie źle się uczysz. Ja uczę się...Zaraz, ja się uczę? No, powiedzmy, że coś tam się uczę. A mam 4.0. Uczę się tylko tego co lubię, reszty praktycznie w ogóle. Tylko na sprawdzian. W inernecie jest dużo przydatnych sposobów nauki, które są efektywniejsze niż siedzenie w książkach przez 6 h :). Sprawdź. A mamę zapytaj, czy chce mieć syna, który ma wszystko pięknie na papierku napisane, czy chce coś wynieść z tej szkoły i mieć wiedzę.

Dwaggy

Jestem tego samego zdania :D. I dzięki, że we mnie wierzysz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli rodzice mówią ci o gospodarstwie to idź na weterynaryjne technikum, dobry zawód od razu a na studia sobie spokojnie można zarobić. Gimbazjum to najgorszy okres, musisz to jakoś przeyć ja kończe 3 klase w tym roku i jeszcze żyje. Tylko na narkotyki uważaj, uwierz na słowo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Harpen, czy uważasz za problem to, że rodzice żądają od Ciebie nie wiadomo jakich wyników czy to, że "słabo" się uczysz? Ja od gimnazjum jadę praktycznie na samych dwójach, prawda, raz nie zdałem ale to przez niedocenienie kierunku na jaki poszedłem do technikum :D

Jeśli to pierwsze to musisz im wytłumaczyć łopatologicznie, albo jeszcze lepiej - niech jakiś nauczyciel (pedagog szkolny?) im to wytłumaczy - że 4 to nie jest zła ocena, ba! Nawet 3 nie jest złe.

Jeśli to drugie to nie masz problemu :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak masz taki to ślicznie obrazować to mam na to sposób :3 Usuwanko moi drodzy usuwanko twe posty są nasycone złością za coś gdzie nie odpowiedziałem się za żadną ze stron poza tym chciałem cię jeszcze zrozumieć ale nie to nie... Dziękuję wszystkim za pomoc i za wysiłek w pisaniu czegokolwiek... Ale wydaje mi się że mam ostry przypadek zapalenia leni a szukam dziury w całym... Choć i tak mój problem się nie rozwiąże to dziękuje raz jeszcze.(w sumię usuwanie nic nie da bo cytaty i tak zostaną ale to się wytnie za XXXX lat :3)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety ale mimo że istnieje Bóg może tylko zaszkodzić. Wiem to z własnego przykładu. Mam już ostro nawalone w głowie ale rodzice nawet nie chcą o tym słyszeć, każdy kogo spotkam na ulicy jest dla mnie wrogiem, a gdyby ten ktoś mnie wystraszył to bym go chyba zabił. Ciągle gadam do siebie i mam jakby rozdwojenie jaźni bo ciągle waham się pomiędzy dwoma skrajnie różnymi rzeczami,a w dodatku mam urojenia a świat jest szary i okrutny, pierwsza próba samobójcza już za pasem. Bóg kiedy tylko ma okazje to bawi się mną jak laleczką woodo np. raz znalazłem 200zł w gazecie i tego samego dnia umarł mi wujek, 3 dni później matka koleżanki. Moje życie tak naprawde nie ma większego sensu no bo jaki ? Ale skok z wieżowca speniałem i staram odnaleźć się tu kogoś kto mnie rozumie bo mój "przyjaciel" ukradł mi dziewczyne tylko żeby zrobić na złość, każda zła ocena to zabranie kompa, a o wyjściu z domu to nie wspomne. Jedynie tu i w muzyce znajduje pewne ukojenie co rodzicom przeszkadza bo nie słysze, że mam iść na drugi koniec miasta. Prosiłbym o znalezienie mi powodu by żyć jeśli można.

Nie chciałbym Cię przekonywać do moich poglądów (ateizm), ale mi również bardzo źle szło w życiu, co prawda nie aż tak jak Tobie, ale jednak. Działo mi się tak źle, bo żyłem w strachu przed Bogiem (piszę z dużej, bo u Was to imię). Ciągle wszystko zwalałem na niego, wmawiałem sobie, że to wina mojego nieuczęszczania do spowiedzi. Wierzyłem w Boga, ale nie wierzyłem w siebie... Byłem dręczony przez jednego typa i nic nie mogłem zrobić (dzisiaj, gdyby taki koleś mnie zaczepił, zareagowałbym o wiele inaczej). Mój wychowawca chciał się mnie pozbyć z klasy (nazwałbym to nawet spiskiem przeciwko mnie, uwagi dostawałem za każdą błahostkę). Aż nagle wszystko zmieniło się na końcu szóstej klasy. Przestałem chodzić do kościoła, co było pierwszym krokiem do zmiany. W pierwszej gimnazjum byłem obrażany z powodu lekkiego trądziku. Gimbusy przyczepia się do wszystkiego... Na szczęście, zamiast skarżyć się, sam załatwiałem takie sprawy. W wakacje zmieniłem swoje poglądy religijne i od razu żyło mi się lepiej, różnica była kolosalna, napływ szczęścia, większa pewność siebie, wszystko całkowicie się zmieniło. Nic na siłę, ale przemyśl swoje poglądy. Więcej na temat chrześcijaństwa nie będę pisał, bo nie chcę nikogo urazić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli rodzice mówią ci o gospodarstwie to idź na weterynaryjne technikum, dobry zawód od razu a na studia sobie spokojnie można zarobić. Gimbazjum to najgorszy okres, musisz to jakoś przeyć ja kończe 3 klase w tym roku i jeszcze żyje. Tylko na narkotyki uważaj, uwierz na słowo.

Rodzice/rodzeństwo odradzało mi pedagogikę. Też się buntowałem. "Pójdę tam gdzie zechcę". Dziś BARDZO żałuję swojej decyzji. Mogłem ich posłuchać. Ukończyłem studia w czymś, w czym czuję się dobry, ale co z tego?

Nie chciałbym Cię przekonywać do moich poglądów (ateizm), ale mi również bardzo źle szło w życiu, co prawda nie aż tak jak Tobie, ale jednak.

Boga nosi się w sercu. Nie można ot tak nacisnąć ALT+CTRL+DEL i wyłączyć Bóg.exe. Moje przejście na ateizm trwało kilka ładnych lat. Były okresy wahania się, powroty, załamania etc ale nawet dziś nie mogę powiedzieć, że nie wrócę do wiary. Kto wie co przyniesie życie? I żeby nie było - szanuję, każdego wierzącego. Nie mam zamiaru nikomu narzucać swoich poglądów.

Wierzyłem w Boga, ale nie wierzyłem w siebie...

Słowo klucz. Znam takiego jednego. Nie chcę bawić się w psychologa, ale straciłeś wiarę w siebie, a tą można odbudować poprzez psychoterapię. Ja krążę w błędnym kole i nic ani nikt mi nie jest w stanie pomóc.

Byłem dręczony przez jednego typa i nic nie mogłem zrobić

Byłem chłopcem do bicia w 6 klasie podstawówki. Odludkiem w LO. Kujonem w LO dla dorosłych. Jedynym facetem na uczelni (na tyle "urodziwym", że przerwy spędzałem sam" A przez całe życie dobijali mnie moi najbliżsi. Mam to na co dzień. 24/dobę. Wiem, że muszę z tym radzić sobie sam. Nie potrafię. Ale warto się starać.

Mój wychowawca chciał się mnie pozbyć z klasy (nazwałbym to nawet spiskiem przeciwko mnie, uwagi dostawałem za każdą błahostkę).

Wyleciałem z LO za matematykę. Nie miałem najmniejszych szans. Motto nauczycielki: "U mnie wszyscy zdają maturę" (dopisek "poprzez likwidację najsłabszych ogniw" Byłem jednym z nich)

Nic na siłę, ale przemyśl swoje poglądy. Więcej na temat chrześcijaństwa nie będę pisał, bo nie chcę nikogo urazić.

Wybacz, ale nie widzę wpływu pomiędzy zmianą poglądów religijnych, a zmianą w twoim czy jego życiu. Zmieniłeś się ty. Gdyby Bóg nadal chciał bawić się twoim kosztem (co jest niemożliwe - w końcu kocha wszystkich ludzi), robił by to bez względu na twoje poglądy religijne.

Powtarzam jeszcze raz. Wiara to nie krzyżyk na ścianie i "paciorek" przed snem. To coś, co nosi się w sercu, nie udaje że wierzy w istnienie a faktycznie wierzy w Boga (czuje to sercem - tu polecam lekturę "Oskar i Pani Róża). Ateizm to samo. Nie można go sobie, ani tym bardziej komuś wmawiać. Ktoś, kto wykrzykuje antyreligijne hasła, wyśmiewa wiarę innych osób jest po prostu idiotą.

Ale to tylko moje zdanie :rd7:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O moim problemie mógłbym całe elaboraty napisać, ale żeby tego uniknąć, skrócę wszystko do akapitu.

Moim sporym problemem jest przewartościowywanie więzi z moimi znajomymi. Kumpli uważałem za przyjaciół, a przyjaciół za rodzinę. Z natury jestem osobą, która stara troszczyć się o innych, pomagać im, zawsze próbowałem wszystkich pocieszyć, ale niestety, kiedy inni otrzymywali ode mnie pomoc, nie przychodziło im do głowy, że ja też mogę coś czuć, też mogę mieć problemy. Nie dość, że nikt mi jakoś nigdy nie pomagał, nie zapytał, co leży na sercu, to jeszcze ranili mnie nieświadomie, ponieważ traktowałem ich jako osoby bliższe, niż w rzeczywistości były. Będąc oparciem dla wielu sam nie miałem oparcia. Ludzie nieświadomie sprawiali mi ból, bo oczekiwałem czegoś w zamian, a nie dostawałem nic. To doszło już do takiego punktu, że kilka dni temu podjąłem decyzję, że muszę z tym skończyć. Napisałem wszystkim bliższym mi osobom krótkie notki i skrócony plan działania. Zdegradować relacje z nimi, wycofać się wewnątrz siebie, spróbować zaakceptować świat. Idzie mi dość dobrze. W ciągu kilku dni stworzyłem wonderland wielkości przeciętnego lotniska i siedzę w nim cały czas, próbuję poznać siebie, uniezależniam się od ludzi, moi przyjaciele powoli stają mi się obcy. Osoby, które widziały się ze mną na meecie w Katowicach 9.03 mogły zaobserwować, że jestem kompletnie wycofany i nieobecny, za co też przepraszam. Ból mija. Tylko nadal nie wiem, czy dobrze robię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chciałem pisać tej ściany tekstu, ale trudno, krócej tego raczej nie opisze.

A przed wszystkim, na początek, bo mogę zapomnieć, hug dla wszystkich, którzy podzielili się swoimi problemami przede mną i ci, którzy to zrobią po mnie: :twihug: Oczywiście to nic nie pomoże, ale może trochę poprawi humor, choć na chwilę.

Moje problemy wydają mi się błahe, proste do rozwiązania, nieskomplikowane. Lecz zawsze na ich straży stoi blokada w mojej głowie. I ten żal mam tylko do siebie, że ona mnie blokuje i nie jestem w stanie tego przezwyciężyć. Z łatwością przychodzi mi matematyka, fizyka czasem (w pamięci mam tylko jedną taką sytuacje bo była świeża z przed pięciu dni, ale podobnych wypowiedzi było więcej) słyszę od znajomych, że chętnie by się ze mną zamienili na mózg. Ja wtedy tylko w myślach odpowiadam, że nie chcieli by żyć tak jak ja. Moje życie w szkole, gdzie spędzam większość czasu jest w pewnym stopniu bezproblemowe. Praktycznie w domu na naukę, tego co akurat było potrzebne, nie poświęcałem czasu od podstawówki. No w podstawówce to się chociaż robiło zadania domowe, ale potem w gimnazjum uczyło się na sprawdziany i zadania domowe robiło się przed lekcjami. Większość (czytaj cały) czasu po lekcjach spędzałem przed komputerem grając w gry, ściągając gry, szukając coś o matematyce, później coś o fizyce, coś o programowaniu, oglądając filmiki, seriale, filmy. I teraz od (chyba*) niecałych pięciu miesięcy MLP. Gdy nie mam dostępu do komputera to czytam jakąś książkę np. podręczniki akademickie do matematyki, szkolną encyklopedie matematyki, poradnik inżyniera matematyka tom 1, Podstawy współczesnej fizyki itp. Dlaczego to pokazałem? Otóż jak się to wszystko ładnie zsumuje to wyjdzie, że poza tym nic nie robię - czyli siedzę cały czas w domu. I to nie jest dla mnie złe, bo jestem introwertykiem. Do mojej introwersji dochodzi jakieś dziwne przeświadczenie o odpowiedzialności i chorobliwa wręcz nieśmiałość oraz strach przed zrobieniem z siebie idioty/głupka. To powoduje codzienną walkę w mojej głowie. Jeśli chodzi o ludzi, których znam dość dobrze, aby przewidzieć ich zachowanie i temat do konwersacji to rozmowa nie jest trudna, ale przemyślana tak do dwóch minut przed jej rozpoczęciem. Wynika z tego jeden problem przy rozmowie paru znajomych jestem częściej jako słuchacz, bo zanim przekonam sam siebie do odpowiedzi temat przechodzi dalej a ja pozostaje z pomysłem/odpowiedzią na poprzednią myśl (to też blokuje mnie przed pisaniem na SB). Jeśli chodzi o nowe sytuacje, obcych mi ludzi, czy chociażby wejście do jakiegoś budynku sprawia mi trudności. Boję się pomyłki jakiejkolwiek. Czasem błądzę po ulicy lub jakimś budynku tylko dla tego, że boję się zapytać o drogę. To oznaczałoby słabość. Zawsze jeśli nie jestem w 100% pewny to nie mówię nic albo mówię, że nie wiem. Najczęściej dochodzi do tego na lekcjach języka polskiego, gdy czasem mógłbym coś powiedzieć, ale milczę. I to powoli ustępuje, bo cudów nie ma, może nawet dzięki serialowi, ale kto to wie. Najgorzej jak zapętlę się wśród swoich myśli stojąc przed mało znaczącym wyborem jak np. kliknąć odpowiedz/wyślij na forum. Pomimo, że jestem w pewnym stopniu anonimowy myślę, że zostanę źle odczytany, więc przeglądam jeszcze raz i to co napisałem wydaje mi się głupie, raz spędziłem chyba pół godziny przed gotową odpowiedzią zanim w końcu ją wysłałem (z tą było pewnie podobnie). Moja chęć odpowiedzialności powoduje, że jestem sam. Nie chcę obarczać nikogo swoimi problemami, bo wiem co powinienem zrobić, ale z niewiadomych przyczyn nie jestem w stanie tego zrobić. Jeśli ktoś przyjdzie po pomoc do mnie czuje się szczęśliwy. Poza tym i tak raczej nie potrafię odmówić.

W rodzinie wszystko jest w porządku. W sprzeczkach z rodzicami nie biorę udziału, bo nigdy nie miałem powodu. Siostra (młodsza) często kłóci się z tatą, ale nie trwa to dłużej niż dzień.

Ale tu nadchodzi największy problem z ostatnich 2-3 miesięcy. Jak zacząłem oglądać kucyki sądziłem, że w "najgorszym" wypadku serial mi się spodoba i będę oglądał najwyżej jak wyjdzie kolejny odcinek. A tu się okazało, że oprócz samego serialu jest prawie równie wspaniała twórczość fandomu. Aż chciałoby się zobaczyć ludzi na żywo pojechać na jakiś meet. Jednak oprócz problemu związanego z moim charakterem i usposobieniem będzie stać chęć nie denerwowania rodziców. Uznałem wtedy, że doczekam/poukrywam to do czerwca i po maturach postawie ich przed tym faktem, aby im nie robić problemu dodatkowego i sobie przed maturą. Jednak jakoś dwa tygodnie temu złapałem lekkiego doła i już byłem skłonny im o tym powiedzieć, ale nie byłem w stanie. Czasem żałuje, że przewiduje wszystkie okoliczności i czasem chciałbym popełnić błąd, który doprowadzi do dekonspiracji, ale to by była słabość.

Jak widać człowiek może mieć bardziej skomplikowane życie (niż ja), ale w nas jest coś egoistycznego, co wystawia nasze problemy na plan pierwszy i może to i lepiej... Ale jakie to ma znaczenie...

*Jak wspomniałem nie sądziłem, że data rozpoczęcia oglądania serialu będzie istotna, więc...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O moim problemie mógłbym całe elaboraty napisać, ale żeby tego uniknąć, skrócę wszystko do akapitu.

Moim sporym problemem jest przewartościowywanie więzi z moimi znajomymi. Kumpli uważałem za przyjaciół, a przyjaciół za rodzinę. Z natury jestem osobą, która stara troszczyć się o innych, pomagać im, zawsze próbowałem wszystkich pocieszyć, ale niestety, kiedy inni otrzymywali ode mnie pomoc, nie przychodziło im do głowy, że ja też mogę coś czuć, też mogę mieć problemy. Nie dość, że nikt mi jakoś nigdy nie pomagał, nie zapytał, co leży na sercu, to jeszcze ranili mnie nieświadomie, ponieważ traktowałem ich jako osoby bliższe, niż w rzeczywistości były. Będąc oparciem dla wielu sam nie miałem oparcia. Ludzie nieświadomie sprawiali mi ból, bo oczekiwałem czegoś w zamian, a nie dostawałem nic. To doszło już do takiego punktu, że kilka dni temu podjąłem decyzję, że muszę z tym skończyć. Napisałem wszystkim bliższym mi osobom krótkie notki i skrócony plan działania. Zdegradować relacje z nimi, wycofać się wewnątrz siebie, spróbować zaakceptować świat. Idzie mi dość dobrze. W ciągu kilku dni stworzyłem wonderland wielkości przeciętnego lotniska i siedzę w nim cały czas, próbuję poznać siebie, uniezależniam się od ludzi, moi przyjaciele powoli stają mi się obcy. Osoby, które widziały się ze mną na meecie w Katowicach 9.03 mogły zaobserwować, że jestem kompletnie wycofany i nieobecny, za co też przepraszam. Ból mija. Tylko nadal nie wiem, czy dobrze robię.

Znam to. Jednak pamiętaj : miłość nie szuka niczego w zamian. Tak jak na dzisiejszym kazaniu o Synie Marnotrawnym i Miłosiernym Ojcu. Ty ofiarując pomoc innym jesteś jak Miłosierny Ojciec i wiedz , że w Niebie będzie Ci to wynagrodzone!


Lorak

Uważam,że powinieneś coś z tym zrobić, musisz się przełamać. koniecznie. Też kiedyś krążyłam po ulicy nie znając drogi i głupio było mi kogoś spytać, ale pomyślałam: dlaczego w sumie nie zapytam? gdy zapytam uzyskam odpowiedź, bądź nie, jesli nie to spytam koleją osobę. A co jeżeli ta osoba pomyśli o mnie źle? ... no właściwie to nic się wtedy nie stanie. I tyle. wydaje mi się że własnie najważniejsze jest to by nie obawiać się tego co pomyśli o Tobie druga osoba. Postaraj się poszukać jakiejś grupy, gdzie mógłbyś przezwyciężyć swój problem i udzielić się , otworzyć. To jest bardzo ważne ,bo gdy nie pokonasz tej słabości będzie Ci w przyszłości bardzo trudno. Polecę Ci porozmawiać o tym z psychologiem ,oni orientują się w tym dużo lepiej niż ja i na pewno dobrze Ci doradzą. I nie obawiaj się bo nie masz nic do stracenia! Nawet, gdy ktoś coś o Tobie złego pomyśli to i tak niczego nie stracisz, najgorzej jest dopiero wtedy kiedy zbytnio zaczniesz się tym przejmować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lorak

Wydaje mi się, że w większości Twój problem polega na tym, że boisz się opinii innych ludzi. Boisz się zapytać o drogę, bo nie wiesz co sobie ta osoba pomyśli? A co Cię to obchodzi. Nie możesz się przejmować tym, co sobie o Tobie pomyślą inni. Chyba, że rodzina czy przyjaciele, wtedy warto to przemyśleć. Ale przechodzień z ulicy?

Napisałeś, że boisz się pomyłek. Ale dlaczego? Co jest w nich złego? Każdy się myli. A nawet jeśli popełnisz jakiś błąd, to będziesz mógł wyciągnąć z tego wnioski i nie popełnić tego błędu ponownie.

Jeśli jesteś nieśmiały, to spróbuj jakoś tę nieśmiałość przezwyciężyć. Chociaż trochę.

Radzę też przeszukać internet. Naprawdę, w internecie można znaleźć odpowiedzi i wskazówki na naprawdę wiele rzeczy. Albo odwiedzić psychologa.

PS: Ja kiedy pisałem tę odpowiedź, to nie zastanowiłem się czy ją wysłać, czy nie. Bo nawet gdyby miała błędy, ktoś by mi pewnie je wskazał, a ja bym mógł je poprawić. Co jeżeli moja wypowiedź jest bez sensu i jest kompletnie idiotyczna? Trudno. Świat się chyba nie zawali przez jedną wypowiedź na forum o kucykach :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...