Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Ja mam właśnie tak, że nie tylko nie potrafię przyzwyczaić się do nazbyt postępowych poglądów na obyczajowość, ale i z technologią mam kłopoty. Często zdarza mi się czegoś nie wiedzieć/nie znać, a czasem zepsuć. Nie jestem na czasie. A co do poczucia starości jest dokładnie tak jak mówię. Mimo, że mam osiemnaście lat bywa, iż czuję się wypluty. Zdarza mi się mieć poczucie, że wszystko co życie ma do zaoferowania już widziałem albo też przegapiłem i w tym świecie mogę czekać tylko na śmierć.

 

Po drugie na ponymeetach już byłem, trzech czy czterech. Jednakowoż nie jest łatwo podejść do obcego człowieka i powiedzieć coś w stylu: "Eee, siema, co tam? Jestem Tomek" i nawiązać pogawędkę. Potrzebuję czasu, którego często nie ma. Oczywiście mam grupkę kolegów, która pomaga mi dojść do ładu z Ziemią, jednak nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem osobą nazbyt ufną. Mówiłeś, że nie pożałuję jak trafię na tych właściwych ludzi. Lecz po drodze czyha tyle pułapek, iż sam nie wiem, czy chcę próbować.

 

Tematu biurokracji już nie poruszam, bo racją jest to co rzekłeś. Nie wygram z nimi, muszę czekać jak pies i skamleć o Boże zmiłowanie. Dziękuję za odpowiedź.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Próbowałaś pójść na ponymeeta? Ja pierwszy raz dobrowolnie postanowiłem spotkać się z obcymi osobami po umówieniu się przez internet właśnie na ponymeecie. I choć nie zdziałałem zbyt wiele, udało się postawić ten pierwszy krok i jest to powód do radości, bo też nie jestem towarzyski. Po skończeniu szkoły nie obracam się w towarzystwie prawie wcale. Pamiętaj, że lepiej żeby coś się nie udało pomimo chęci, niż z powodu ich braku.

Tylko że w moim mieście takich rzeczy nie organizują, a wyjeżdzać to też nie bardzo bo nie chcę by moja mama się dowiedziała o tym że lubię kucyki

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po drugie na ponymeetach już byłem, trzech czy czterech. Jednakowoż nie jest łatwo podejść do obcego człowieka i powiedzieć coś w stylu: "Eee, siema, co tam? Jestem Tomek" i nawiązać pogawędkę.

Mi ciężko jest nawet znaleźć osobę z którą chciałbym spróbować porozmawiać (zazwyczaj na większych meetach). Wszyscy wydają się tacy jacyś rozjuszani. Rozumiem, że dobrze jest być na luzie, powygłupiać się itp. Ala zamiast być fajnie i głupio, często jest po prostu głupio. Nie wiem, może jestem przewrażliwiony.

 

 

Tylko że w moim mieście takich rzeczy nie organizują, a wyjeżdzać to też nie bardzo bo nie chcę by moja mama się dowiedziała o tym że lubię kucyki

Ja też mam 22 lata i moi rodzice nic nie wiedzą :) Jeżdżę czasami z Częstochowy do Katowic pociągiem na ponymeeta. Ale radzę zacząć od małego, maksymalnie kilkunastoosobowego.

 

 

 

dobrze byłoby się kiedyś spotkać i obalić jakiegoś browarka po jakimś meecie

Idziesz na 2 śląski zorganizowany? :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi ciężko jest nawet znaleźć osobę z którą chciałbym spróbować porozmawiać (zazwyczaj na większych meetach). Wszyscy wydają się tacy jacyś rozjuszani. Rozumiem, że dobrze jest być na luzie, powygłupiać się itp. Ala zamiast być fajnie i głupio, często jest po prostu głupio. Nie wiem, może jestem przewrażliwiony.

 

 

Ja też mam 22 lata i moi rodzice nic nie wiedzą :) Jeżdżę czasami z Częstochowy do Katowic pociągiem na ponymeeta. Ale radzę zacząć od małego, maksymalnie kilkunastoosobowego.

 

 

 

Idziesz na 2 śląski zorganizowany? :D

A ja nigdy nie jeżdziłam pociągiem, a poza tym jestem z Elbląga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


naprawdę jest aż tak źle?

Taa... Jeśli do przetrwania w swoim środowisku trzeba być chamski, egoistyczny i być z góry wrogo nastawiony do niemal każdego (bo inaczej przegrasz) to jest więcej niż źle.

Na przykład w Szczecinie, jedna baba koniecznie chciała posadzić swoją rzyć koło mnie i nie obchodziło ją to, że nie lubię jak takie oblechy pokroju tej "pani" koło mnie siadają i żeby poszukała sobie miejsca gdzie indziej (zwłaszcza że to nie jedyne wolne miejsce)... Zniszczyła mi ta baba słuchawki, więc... Musiałem obrzucić ją mięsem... W Warszawie taka sytuacja to abstrakcja, w Szczecinie - chleb powszedni (no może bez finału gdzie baba ci niszczy słuchawki za to, że nie chcesz aby sadziła swoją żopę koło ciebie).

 

No dla porównania. Jestem w Warszawie, jakikolwiek autobus czy tramwaj a nawet metro do którego bym nie wsiadł (warunek: wsiadam na przystanku początkowym danej linii) to zawsze jakimś cudem jest luźny i nikt nie chce siadać koło mnie. W Szczecinie, natręty zawsze się pakują koło mnie, nawet jeśli autobus/tramwaj jest pusty i poza mną przewozi praktycznie powietrze.

 

Następnie:

Ciechanów - PitPL powiedział, że jeśli przyjadę następnym razem to mam wpaść tam do nich... Co lepsze, nawet u jego rodziców jestem mile widziany.

Szczecin - Hołota zawsze mi blokuje drogę a taki Ilias to hejtuje kucyki i sypie tekstami typu "na jednorożcach jeżdżą pedały". A z oczu dzbana (Alexa W.) aż bije chęć doprowadzenia mnie do szewskiej pasji. Gorzej, czuję, że w Szczecinie nie mogę przyznać, że jestem bronym a wszelkie moje próby ujawnienia się są potępiane przez "swoich" (czyli innych bronych), żaden brony/pegasis spoza Szczecina nie ma mi za złe, że na fanpage lozoja zrobiłem mały sabotaż. A to że Rafał z Mikołajem nie hejtowali mnie gdy dowiedzieli się że jestem brony to tylko przypadek.

 

Więc, jeśli w obcym mieście witają mnie z otwartymi ramionami a na moich własnych śmieciach mnie odrzucają to jest mega źle.

 


Twój dom jest tam gdzie Twoje serce

A moje serce jest tam gdzie mnie chcą (czyli na przykład Ciechanów albo chociaż Warszawa).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mimo, że mam osiemnaście lat bywa, iż czuję się wypluty. Zdarza mi się mieć poczucie, że wszystko co życie ma do zaoferowania już widziałem albo też przegapiłem i w tym świecie mogę czekać tylko na śmierć.

 

Witamy w dorosłości, dalej będzie tylko gorzej niestety... Taka rada ode mnie; nie poddawaj się, nie pozwól aby w życie wkradła się rutyna ponieważ po niej przyjdzie brak sensu oraz depresja, a jej nikomu nie życzę.

 

 

 

Po drugie na ponymeetach już byłem, trzech czy czterech. Jednakowoż nie jest łatwo podejść do obcego człowieka i powiedzieć coś w stylu: "Eee, siema, co tam? Jestem Tomek" i nawiązać pogawędkę. Potrzebuję czasu, którego często nie ma. Oczywiście mam grupkę kolegów, która pomaga mi dojść do ładu z Ziemią, jednak nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem osobą nazbyt ufną. Mówiłeś, że nie pożałuję jak trafię na tych właściwych ludzi. Lecz po drodze czyha tyle pułapek, iż sam nie wiem, czy chcę próbować.

 

Pomyśl o wybraniu się na 2 Śląski zorganizowany ;).

 

 

 

Tylko że w moim mieście takich rzeczy nie organizują, a wyjeżdzać to też nie bardzo bo nie chcę by moja mama się dowiedziała o tym że lubię kucyki

 

 

Można przecież lekko skłamać co do tego o czym będzie ten meet, np jedziesz na meet z wielbicielami książek. Małe kłamstewko, nikomu nie zrobi krzywdy. Ja dla przykładu oficjalnie jadę na zlot militarny  ;).

 

 

 

Idziesz na 2 śląski zorganizowany? :D

 

 

Tak się składa że jadę, miło będzie spotkać więcej ludzi z forum :D.

 

 

 

A moje serce jest tam gdzie mnie chcą (czyli na przykład Ciechanów albo chociaż Warszawa).

 

Więc walcz o marzenia, te nie spełniają się od razu ale zaprzestając walki tracisz wszystko.

Edytowano przez Eternal
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dla przykładu oficjalnie jadę na zlot militarny ;).

Ja zazwyczaj po prostu wychodzę z kolegami. Pytają się, czemu aż do Katowic. Mówię że tak sobie, pozwiedzać :P

 

MasterBezi, nie zmieniaj się w chama i egoistę dlatego, że tacy Cię otaczają. Co rozumiesz przez "przegraną"? Może jesteś takim super gościem, że każdy chce obok Ciebie siedzieć ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja sobie pobiadolę. A co... dawno tego nie robiłem. Mam serdecznie dość swojej epilepsji. Ludzie boją się tej choroby.

 

Czy to próbie umówienia się, czy przebywania ze znajomymi. Wolą cię nie zapraszać. Powiecie - tacy znajomi to nie znajomi? Ja ich doskonale rozumiem. Jeśli chodzi o spotkania z osobami, które dopiero co się poznało... w pewnym momencie trzeba powiedzieć. I nie chcę takich spotkań. I tak nie wypali. Nawet jeśli ktoś "zaakceptuje" chorobę to w pewnym momencie powie dość. Zmień podejście powiecie? Może gdybym miał 17, a nie 27 lat... Jeśli w moim życiu ma pojawić się ta "special somepony" to tylko, taka która zrozumie moją chorobę, a może sama będzie na nią chorować? 

 

Swoją drogą przez internet łatwo jest napisać długi pocieszający post o tym, że będzie lepiej. Rzeczywistość jest inna - nie, nie będzie. Będzie gorzej. Wątroba nie jest obojętna wobec silnych leków. Po 14 latach zaczynam odczuwać skutki. Za kolejnych 10 będzie jeszcze gorzej. 

 

Niczego nienawidzę tak jak ludzi, którzy radośnie "narzekają na narzekanie" innych i wyzywają od polaczków. Od tego jest ten temat. Poza tym - stary, wiem że masz na wszystko "wysianowane", dach nad głową i fajnych kumpli od podpierania ścian aby nie upadły, a Twoje ego sięga stratosfery, ale zrozum, że są tacy, dla których post typu: "Wiem co czujesz, ale jeśli będziesz smutać nigdy nie będzie ci lepiej. Uśmiechnij się" To puste słowa. Równie dobrze można pierdnąć do mikrofonu na Skype.

 

Lepiej nie mówić nic, niż powiedzieć "współczuję Ci", jeśli nie przeszło się tego, przez co dana osoba przechodzi. 

 

Zbliża się wesele kumpla, na które nie chce mi się iść. Ale nie mogę odmówić. Nie dla niego. Nie dla kumpla z dzieciństwa. Takiego z dzieciństwa. Pójdę bez pary licząc na to, że choć jeden ze starych znajomych nie został "zakolczykowany". Muszę też załatwić sobie transport, pytać neurologa czy mogę wypić łyka szampana za zdrowie pary młodej (nie wspominając o lampce), uważać na szklankę żeby ktoś się nie pomylił i nie zrobił "drinka", ukrywać leki jakby były narkotykami...  Żenada. Ale może nie będzie aż tak źle?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ataki z utratą przytomności są opanowane. Mam ataki mioklonii (bez problemu znajdziesz co to jest), potrafię je mieć cały dzień. Mam na to lek, ale to antydepresant = BARDZO silny lek. W małej dawce - hamuje ataki. W większej dawce działa usypiająco. W odpowiednio dużej - to psychotrop. Jak to ładnie ujął neurolog (najlepszy... i najdroższy na  Podlasiu - "to jak strzelanie z armaty do wróbla, ale skoro działa to nie widzę przeciwwskazań") Nie pytajcie o nazwę - dostępny na receptę w wyjątkowych przypadkach (i po serii badań)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma to jak... Właśnie... Powiedzieć coś głupiego, czego się żałuje, a przyjaciółka potem nienawidzi cię do końca życia i w jej oczach jesteś taki sam jak każdy inny facet.

Niestety, ta jedna mała nierozważna rzecz, a przekreśliła wszystko jak się starałem o tą przyjaźń i teraz... "Forever alone awaits me".

Modern Warfare ma k*a rację... Ludzie nie pamiętają dobrych uczynków, pamiętają te złe i właśnie... To co powiedziałem tej przyjaciółce, sprawiło, przekreśliło tą przyjaźń i moje starania... Teraz jestem zdany sam na (nie)łaskę ludu in der Stettin i nikt mi nie pozwoli odpocząć od życia jakie mam w tym Szczecinie :/
Bo nie znajdę nigdzie drugiej takiej jak ona :(

Edytowano przez MasterBezi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Triste, rozumiem, że odłożenie leków odpada? Sam nie wyobrażam sobie zażywania jakichkolwiek leków. Zwykłych leków przeciwbólowych unikam jak ognia.

 

MasterBezi, próbowałeś przeprosić? Powiedzieć że zachowałeś się głupio, czy coś takiego?

Dobre uczynki przypominają się innym zazwyczaj po naszej śmierci, niestety...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Triste, rozumiem, że odłożenie leków odpada? Sam nie wyobrażam sobie zażywania jakichkolwiek leków. Zwykłych leków przeciwbólowych unikam jak ognia.

Muszę je brać regularnie co ok 12 godzin. Gdybym odstawił je na więcej niż powiedzmy 48h pewnie skończyło by się to atakiem. Nie można zmienić leku ot tak, jak przy grypie - od ręki. Zmniejszenie / zwiększenie dawki - 3 tygodnie stopniowego przechodzenia. Zmiana leku - najlepiej 2-3 miesiące i obserwacja skutków (spadek masy ciała, wzrok, włosy, apetyt...). Muszę też uważać na inne leki np przy przeziębieniu. Czytanie ulotki od A do Z to normalka (popularna Flegamina i Gripex - nie mogę bo wchodzą sobie w paradę)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro lek jest "armatą na wróbla" to nie polecał Ci czegoś odpowiedniejszego?

Nie ma innego. Poza tym można go wprowadzić "od ręki", nie gryzie się z innymi. Ale jest OK. Trudno być optymistą gdy na każdym kroku choroba daje się we znaki. I tak od 14 lat. Pół życia...

 

Jestem samotna. Zacznę od października 2 rok studiów ekonomii i nikt nie będzie ze mną gadał tak normalnie a jedynie po to by wziąć notatki. A też chcę się zaprzyjaźnić z kimś.

Wiem co czujesz. Ja też jestem samotny. Idąc na studia liczyłem, że znajdę bratnią duszę. I się przeliczyłem. Nie, żebym się nie starał, ale w pewnym momencie wyciągnąłem odpowiednie wnioski. Powiem wprost - przyjaźń na studiach nie istnieje. Prosty test. Weź dwóch "przyjaciół". Siedzą w jednej ławce. W trakcie testu na ziemię spada ściąga. Profesor pyta jednego z nich czy to twoja? Myślisz, że "przyjaciel" poświęci się i powie "nie, nasza wspólna" / "nie, moja". Wątpię.

Przykład z życia. "Przyjaciółka" poprosiła o wpisanie jej na listę obecności. Problem w tym, że takich przyjaciół znalazło się z 10 i na oko było widać, że coś tu jest nie tak. Profesor sprawdził obecność tak jak w podstawówce. Następnie powiedział: "kto wpisał na listę nieobecnych? Kto przyzna się teraz to otrzyma jedynie minusa, jeśli nie to widzimy się na egzaminie pisemnym" (a ten jest BARDZO trudny) - Cisza. A tacy przyjaciele!

Inny przykład? Najczęściej trzymałem się z dwiema dziewczynami (pedagogika wczesnoszkolna, byłem jedynym facetem). Nie uważałem ich za przyjaciółki, ale kogoś więcej niż znajome. Pewnego dnia potrzebowałem pomocy. A była to poważna sprawa. Nie chcę się rozpisywać. Najważniejszy jest fakt,że nie wymagało to wielkich nakładów z ich strony. Czekałem dwa tygodnie, ale nie otrzymałem jej. A wystarczyło odpisać na SMSa jednym słowem: "tak" lub "nie". Ale gdy trzeba było notatki - telefon nie przestawał dzwonić.

Studia to: "Masz, pożycz, zrobisz ksero, wydrukujesz..."? Normalka. Jako student pedagogiki wczesnoszkolnej nauczyłem się jednego. Lepiej być samotnym chamem niż mieć nastu fałszywych "przyjaciół". Nie wykluczam pojedynczych przypadków, ale ogólnie nie liczyłbym na znalezienie przyjaciela.

Oczywiście pomiędzy wykładami można pogadać na każdy temat, ale to wszystko. Jeśli nie załapiesz się do "kącika wzajemnej adoracji" będziesz sama. Chociaż prawdę mówiąc osobiście wolę podpierać ściany, niż mieć grono "znajomych", którzy przy tobie są mili, a za plecami radośnie cię obgadują.

Także główka do góry. Po pierwsze - bądź sobą. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś dla innych. Po drugie - pamiętaj, że na tym świecie są tacy jak Ty i czasami na siebie wpadają  :fluttershy5:

 

PS. Tak patrząc po Twoim profilu i tym co piszesz, szkoda że nie mieszkasz bliżej. Do reszty - NIE to nie jest żaden podryw. :yHRvV:  Po prostu miło by było pogadać w cztery czy ile tam chcesz oczu

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W takim razie nie muszę życzyć Ci wytrwałości, bo ją masz, skoro potrafisz dostrzegać w życiu dobre chwile, mimo choroby.

 

W trakcie testu na ziemię spada ściąga. Profesor pyta ciebie czy to twoja? Myślisz, że twój przyjaciel poświęci się i powie "nie, nasza wspólna".

No to byłoby akurat głupie. Kto ściąga, ten ryzykuje. Czemu miałby się do niej przyznawać, skoro to nie jego? Już prędzej mógłby powiedzieć, że to jego, wtedy przeją by na siebie winę, ale tak to obaj by dostali po pale(czy tam dwójce) i na tym by się skończyło, ale to i tak bez sensu.

 

 

Obaj byliśmy pod wpływem... nerwów.

No tobie już przeszło, ale z kobietami to różnie bywa, także bądź dobrej myśli :)

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W takim razie nie muszę życzyć Ci wytrwałości, bo ją masz, skoro potrafisz dostrzegać w życiu dobre chwile, mimo choroby.

 

No to byłoby akurat głupie. Kto ściąga, ten ryzykuje. Czemu miałby się do niej przyznawać, skoro to nie jego? Już prędzej mógłby powiedzieć, że to jego, wtedy przeją by na siebie winę, ale tak to obaj by dostali po pale(czy tam dwójce) i na tym by się skończyło, ale to i tak bez sensu.

Dobra ściąga to taka, która pasuje pod każdy test (własnoręcznie napisane streszczenie kilku prac, najlepiej uczyć się ze ściągi - migiem znajdziesz to czego szukasz - nie używać kolorowych markerów). Dzięki niej skorzystają obie strony. Sam takie robiłem i pisząc coś szukałem odpowiedzi i dla siebie i dla osoby siedzącej obok. Z własnej głupoty wpadłem na psychologii - przecież prof znała mowę ciała :/ Ale na ustnym śpiewałem jak z nut.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Próbowałem przeprosić... Ale nic z tego nie wyszło... Powiedziała "to koniec" i tyle...

 

Czas, potrzeba czasu, nie ustępuj, pokaż że Ci zależy ale nie bądź nachalny; z czasem emocje opadną i będziecie mogli porozmawiać jak ludzie ;).

 

 

 

Czy to próbie umówienia się, czy przebywania ze znajomymi. Wolą cię nie zapraszać. Powiecie - tacy znajomi to nie znajomi? Ja ich doskonale rozumiem. Jeśli chodzi o spotkania z osobami, które dopiero co się poznało... w pewnym momencie trzeba powiedzieć. I nie chcę takich spotkań. I tak nie wypali. Nawet jeśli ktoś "zaakceptuje" chorobę to w pewnym momencie powie dość. Zmień podejście powiecie? Może gdybym miał 17, a nie 27 lat... Jeśli w moim życiu ma pojawić się ta "special somepony" to tylko, taka która zrozumie moją chorobę, a może sama będzie na nią chorować?

 

Triste, naprawdę nie mam pojęcia przez co przechodzisz z tą chorobą, wiem również że niektórych rzeczy w życiu nie da się zmienić a czasem "zmiana nastawienia" to zwykłe oszukiwanie się. W mojej rodzinie mamy pewne doświadczenie z lekarzami... mój brat ma wrodzoną wadę kręgosłupa ( dość mocne skrzywienie oraz mniejsza wytrzymałość ). Chodzi praktycznie od urodzenia na różne rehabilitacje, ćwiczenia  itp. Tej wady nie da się wyleczyć, mój brat nie będzie mógł podejmować większości prac. Wiecie co jest naprawdę żałosne ? Gdy mój brat poszedł na kontrolę to "mądry" lekarz wystawił diagnozę : ZDROWY :wat: . Osiem miesięcy trzeba było się włóczyć po różnych instytucjach aby dociekać sprawiedliwości... 

Kilka lat temu w szkole na WFie przewróciłem się i strasznie bolała mnie stopa oraz kostka - praktycznie nie mogłem chodzić. Pojechałem do szpitala a tam pan doktor powiedział że nadwyrężyłem sobie mięsień... spoko-oko jest lekarzem więc pewnie wie co mówi... po dwóch tygodniach ból był mniejszy ale nie ustąpił - "jest lepiej czyli nic groźnego" - słowa lekarza. Po miesiącu było już ok... Po tym wydarzeniu dość często ta stopa dość często ulegała łatwo "awarią" ale pal licho z tym. Około dwa lata potem miałem mały wypadek z udziałem tej samej stopy, za nic nie mogłem chodzić więc zabrali mnie do szpitala, zrobiono zdjęcia rendgenowskie i .... okazało się że podczas pierwszego wypadku miałem dość poważnie uszkodzoną kość stopy która na skutek nie leczenia źle się zrosła... Wyobrażacie to sobie ? Chodziłem prawie miesiąc z nadpękniętą kością stopy... a ten "bałwan-doktor" nawet nie kazał zrobić zdjęcia... po prostu kosmos. Mój ojciec ma łuszczycę, to jest genetycznie dziedziczone... obawiam się że również będę to mieć. Od czasu do czasu zdarza się że ot tak bez powodu w tych samych miejscach na dłoniach pęka mi skóra; i to nie jakoś lekko ale wygląda to jak głęboka rana po przecięciu nożem... Nawet nie macie pojęcia jak ludzie na mnie patrzą gdy się ze mną witają. To jest naprawdę krępujące. Inną sprawą jest także to że od dłuższego czasu nie miałem drugiej połówki, duża większość znajomych już kogoś ma raczej na stałe, szykują się powoli śluby. A ja ? No właśnie nic... i chyba tak już pozostanie. Byłem kilka miesięcy temu na ślubie... miałem do wyboru : albo być w "normalnym" towarzystwie i być co chwila zadręczany milionem pytań dlaczego przyszedłem bez pary albo usiąść przy stole typowym "wujkiem Zenkiem" i zalać się w trupa nie słysząc głupich pytań itp. Cóż z wesela wyszedłem naje*bany jak meserszmit... Normalnie zabawa że boki zrywać... :lyra3: .

 

Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą

 

To nie jest prawda ale... czasem aby być szczęśliwym lub po prostu nie popaść w depresję trzeba się oszukiwać; stwarzać pozory szczęścia ponieważ codzienne życie przynosi zbyt dużo rozczarowań niestety...

Czy ja siebie oszukuję ? Tak, niestety tak...

Każdy zasługuje na odrobinę szczęścia oraz miłości w życiu.

 

Triste, nie byłem w "Twoich butach" i zapewne nigdy nie będę, ale życzę Ci szczęścia oraz trzymam kciuki za Ciebie abyś znalazł tą drugą połówkę która będzie Twoim oparciem :hug3: .

Edytowano przez Eternal
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...