Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Przykro to czytać. Mój wujek był kiedyś tak nałogowym alkoholikiem, że rozwiodła się z nim żona i wyrzuciła z domu i dzieci nie chciały go znać. Jakimś cudem wyszedł z tego i 10 lat nie pił, zaczął znowu widywać się z żoną i dziećmi. Ale z jednego nałogu wpadł w drugi, zaczął dużo palić - i umarł na raka płuc. Szkoda, bo wreszcie zaczęło mu się układać. Ja na szczęście znałem go już w tym okresie, w którym przestał pić i był fajnym facetem, naprawdę się starał wynagrodzić te wszystkie lata.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Celly, Triste - szczerze współczuję wam takich rodziców. Wiem, że łatwo mi mówić, ale... Postarajcie się jak najszybciej usamodzielnić i wynieść jak najdalej od waszych toksycznych członków rodziny.

Cygnus - zachowali się jak dzieci. Niestety jak już ktoś napisał "psychologia stada". Już parę razy obserwowałam takie rzeczy połączone z bardzo nieśmiesznymi żartami. Ludzie, w pojedynkę fajni, zamieniali się w bandę rozwydrzonych małpiszonów. I rozumiem, że można zrobić drobnego, nieszkodliwego psikusa przyjacielowi, ale to co Ci się przydarzyło to OGROMNA przesada. Możesz się wpieniać na szuje. Niech odkupią zniszczone rzeczy, a poza tym ich olej.

Na pocieszenie wszystkich: Mój ojciec nie wie ile mam lat, kiedy mam urodziny [prezentu też mi nigdy nie dał] ani jak mam na drugie imię. A ja mam to gdzieś. A jak są jakieś święta, które moja matka obchodzi, to się wynosi z domu, co mnie bardzo cieszy, bo mam święty spokój :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój pies, jedyny przyjaciel, właśnie umiera. Pisałem w innym temacie o tym, co jej jest. Weterynarz stwierdził na prześwietleniu przerzuty do płuc, pies strasznie ciężko oddycha, trzeba będzie ją uśpić. A jeszcze tydzień temu była w świetnej formie i szalała z piłką. Podjęliśmy ostatnią próbę - lekarz dał jej leki odwadniające, bo ma w płucach dużo wody i pewnie przez to tak się dusi. Jak jej to pomoże do jutra, to może jeszcze z miesiąc pożyje. Jeśli nie, to jutro pewnie ją uśpimy.

 

EDIT

 

Pies uratowany, ale tylko na chwilę. Zastrzyk odwadniający bardzo pomógł i do psa wróciło życie i radość. Woda z płuc zeszła, ale guzy zostaną, więc dopóki jej te zastrzyki pomagają, dopóty będziemy je robić, ale w końcu przestaną pomagać i wtedy trzeba będzie ją uśpić. Na razie cieszę się, że nie zrobiłem tego od razu i teraz mogę się z nią znowu pobawić, może ostatni raz. Może dałem jej parę dni życia, może miesiąc, ale każda kolejna chwila cieszy.

Edytowano przez kamilas
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Mój pies, jedyny przyjaciel, właśnie umiera. Pisałem w innym temacie o tym, co jej jest. Weterynarz stwierdził na prześwietleniu przerzuty do płuc, pies strasznie ciężko oddycha, trzeba będzie ją uśpić. A jeszcze tydzień temu była w świetnej formie i szalała z piłką. Podjęliśmy ostatnią próbę - lekarz dał jej leki odwadniające, bo ma w płucach dużo wody i pewnie przez to tak się dusi. Jak jej to pomoże do jutra, to może jeszcze z miesiąc pożyje. Jeśli nie, to jutro pewnie ją uśpimy.



EDIT



Pies uratowany, ale tylko na chwilę. Zastrzyk odwadniający bardzo pomógł i do psa wróciło życie i radość. Woda z płuc zeszła, ale guzy zostaną, więc dopóki jej te zastrzyki pomagają, dopóty będziemy je robić, ale w końcu przestaną pomagać i wtedy trzeba będzie ją uśpić. Na razie cieszę się, że nie zrobiłem tego od razu i teraz mogę się z nią znowu pobawić, może ostatni raz. Może dałem jej parę dni życia, może miesiąc, ale każda kolejna chwila cieszy.

 

 

Z moim dwunastoletnim owczarkiem niemieckim też ostatnio dużo przeszłam. W tym roku okazało się, że znowu ma guza. Był tak duży i rozległy, że jedyne co można było zrobić (oprócz uśpienia) to amputować łapę. Tak też zrobiliśmy. Pies się ma dobrze. O dziwo, dużo biega, wchodzi po schodach (chociaż z zejściem jest już problem, ale jakoś sobie radzi) i bawi się tak jak dawniej. Rana zarosła futrem, a ona się chyba pogodziła z tym, że nie ma łapy. Czasami jednak jak leży, wydaje mi się, że szuka pyskiem tej amputowanej kończyny Pewnie przypomina sobie o tym, że kiedyś była czworonogiem, a nie trójnogiem :) W każdym razie, bardzo dobrze Cię rozumiem i popieram Twoją decyzję! Póki możesz- walcz o zdrowie swojego psa. Widok cieszącego się życiem futrzaka to jeden z tych najpiękniejszych na świecie według mnie. Jeśli jednak dojdzie do tego, że faktycznie lekarstwa przestaną działać i dojdzie do uśpienia, to myślę że możesz spać po tym spokojnie. Robiliście wszystko tak długo, jak się dało. Nie będziecie mieli na pewno nic sobie do zarzucenia. Dobrzy z Was ludzie :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety w piątek musiała być uśpiona. Było z nią coraz gorzej, dusiła się, nie mogła nawet się położyć, bo wtedy ją bardziej dusiło, a jak stała, to się przewracała ze zmęczenia... Zastrzyki pomagały tylko przez 2 dni. A jeszcze niedawno była w dobrej formie, strasznie szybko ta choroba atakuje. Jeszcze dzień przed uśpieniem nagrałem ostatni film z zabawy piłką, ale ostatniego dnia już nawet na piłkę nie chciała spojrzeć  :( Ale do samego końca miała dobry apetyt i szukała towarzystwa. Została mi po niej cała masa filmów, które nagrywałem przez 10 lat, nawet po operacji szalała jeszcze po schodach i wskakiwała na stół. Oby Twój pies żył jak najdłużej, mojemu operacja też bardzo pomogła, ale tylko na półtora miesiąca. Miała wspaniały charakter, lepszego psa nie mogłem sobie wymarzyć. Szkoda, jak się traci jedynego przyjaciela.

Edytowano przez kamilas
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety w piątek musiała być uśpiona. Było z nią coraz gorzej, dusiła się, nie mogła nawet się położyć, bo wtedy ją bardziej dusiło, a jak stała, to się przewracała ze zmęczenia... Zastrzyki pomagały tylko przez 2 dni. A jeszcze niedawno była w dobrej formie, strasznie szybko ta choroba atakuje. Jeszcze dzień przed uśpieniem nagrałem ostatni film z zabawy piłką, ale ostatniego dnia już nawet na piłkę nie chciała spojrzeć  :( Ale do samego końca miała dobry apetyt i szukała towarzystwa. Została mi po niej cała masa filmów, które nagrywałem przez 10 lat, nawet po operacji szalała jeszcze po schodach i wskakiwała na stół. Oby Twój pies żył jak najdłużej, mojemu operacja też bardzo pomogła, ale tylko na półtora miesiąca. Miała wspaniały charakter, lepszego psa nie mogłem sobie wymarzyć. Szkoda, jak się traci jedynego przyjaciela.

 

Czytając ten post mam przed oczyma film "Marley i Ja". Powstał na podstawie powieści o tym samym tytule. Początkowo to komedia, ale z czasem film przeradza się w coś... sam nie wiem jaki to gatunek. Pies to najlepszy przyjaciel człowieka, co tylko udowadnia ta produkcja. To piękna opowieść zakończona słowami: "a może powinieneś napisać o tym książkę?" Jeśli ktokolwiek go nie widział - po prostu musi obejrzeć.

A ty? Trzymaj się... "Wszystkie psy idą do nieba" :hug3:

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Niestety w piątek musiała być uśpiona. Było z nią coraz gorzej, dusiła się, nie mogła nawet się położyć, bo wtedy ją bardziej dusiło, a jak stała, to się przewracała ze zmęczenia... Zastrzyki pomagały tylko przez 2 dni. A jeszcze niedawno była w dobrej formie, strasznie szybko ta choroba atakuje. Jeszcze dzień przed uśpieniem nagrałem ostatni film z zabawy piłką, ale ostatniego dnia już nawet na piłkę nie chciała spojrzeć :( Ale do samego końca miała dobry apetyt i szukała towarzystwa. Została mi po niej cała masa filmów, które nagrywałem przez 10 lat, nawet po operacji szalała jeszcze po schodach i wskakiwała na stół. Oby Twój pies żył jak najdłużej, mojemu operacja też bardzo pomogła, ale tylko na półtora miesiąca. Miała wspaniały charakter, lepszego psa nie mogłem sobie wymarzyć. Szkoda, jak się traci jedynego przyjaciela.

 

Na pewno było Ci ciężko podjąć decyzję o uśpieniu, ale dobrze zrobiłeś. Przynajmniej już nie cierpi. Nie męczy się. Myślę, że Twoja psina na pewno była i jest wdzięczna za okazaną troskę i lata spędzone razem. Pielęgnuj wspomnienia o niej. Jeśli Ci to pomoże- wypłacz się. Nie tłum w sobie przykrych emocji. Trzymaj się ciepło :hug3:.

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra... co mi szkodzi. Najwyżej oleją mnie.

 

Powiem krótko. Mam deprechę. Ciężką deprechę. Wzglednie jestem na najlepszej drodze do depresji. 

Do tego stopnia, że nie mogę spać po nocach, a rano budzę się automatycznie ze świadomością, że spotka mnie coś złego, albo dzień pójdzie kompletnie nie po mojej myśli, stwarzając same problemy. Budzę się bez sił, zmęczony wszystkim, nawet nie mam sił na głupi uśmiech, mając coraz większe wrażenie, że moje życie coraz bardziej przypomina życie Adasia Miauczyńskiego z "Dnia Świra". Kto oglądał ten wie...

 

Czuję się atakowany zewsząd i opuszczony - w pracy, w codziennym otoczeniu, przez rodzinę i bliskich. Jestem sam. Jedyną osobą na którą mogę polegać, jestem ja sam. Nikt mi nie pomoże, zdechnę też zapewne w samotności. Nie mam w bliższym otoczeniu osób, z którymi mógłbym wyjść na piwo, pogadać, jak człowiek. A w alkohol ani papierosy uciekać nie zamierzam. Brak mi już sił aby sprostać temu wszystkiemu, ciągłe podnoszenie się z kolan to katorga, ciąglę czuję się coraz bardziej wbijany w ziemię. 

Niby miałem jakieś tam cele, ale kiedy marzenie zrobienia licencji się posypało, jakoś przestałem wierzyć w ułudy i mrzonki zwane marzeniami. Przestało mnie cokolwiek cieszyć - pisanie fików, gry, spacery, czytanie, sesje... wszystko jakiś czas straciło sens i barwy jakie kiedyś miało, nie czuję żadnej radości z życia. Mam dość... poprostu teraz mój żywot przypomina ezystencję - wstań, przeżyć dzień, położyć się spać. I jest to coraz bardziej widoczne. 

 

Ktoś ma jakieś pomysły? Względnie pożyczyć jakiegoś gnata do planięcia sobie w łeb. 

Edytowano przez Ares Prime
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uznasz to za najbardziej idiotyczną poradę - psycholog. W okolicy muszą być darmowe wizyty. Gdy taki psycholog zauważy, że twój jest poważny - odeśle cię do psychiatry, 

 

Niestety psychiatra, zarówno jak i psycholog mają stygmat - "lekarz od czubków, a ja czubkiem nie jestem, po prostu mam doła". 

 

Psycholog =/= psychiatra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie, porada jest bardzo pomocna...

Problem w tym że wcześniej istotnie chodziłem do psychologa przez ponad miesiąc. A te wizyty sprowadzały się jedynie do jego kiwania głową i mówienia "mhm, mhm, mhm, no to problem nie jest duży, ale musi pan sobie z nim poradzić sam". Podziękowałem mu za takie rady, po czym próbowałem poszukać psychiatry - ale bez skierowania od psychologa, mogłem co najwyżej klamkę pocałować.

To ja w takim razie dziękuję za takich lekarzy. 

 

Zresztą czego ja mogłem tutaj oczekiwać. 

Ma ktoś jeszcze wielce mądre porady? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem w podobnej sytuacji, co Ty. Zero znajomych, zmarła mi mama, jedyna osoba, która mnie jako tako rozumiała. Nic mi się nie chciało, całe dnie siedziałem w domu, leżąc na łóżku i patrząc w sufit. W dodatku długo nie mogłem znaleźć pracy. Co mi pomogło? Po pierwsze pies - najlepszy przyjaciel, który mnie rozśmieszał i zmuszał, żebym wstał z łóżka, bo chciał się bawić. Potem - pierwsze wyjście do teatru, spotkanie z moją idolką, wspólne zdjęcie i autograf - po tym spotkaniu odzyskałem radość życia. Ona nigdy się nie dowie, ile to dla mnie znaczyło. Zacząłem trenować, dzięki czemu czuję się lepiej. W międzyczasie znalazłem wreszcie fajną pracę. Teraz pies mi zdechł, znajomych nadal nie mam, ale cieszę się życiem i nadal chodzę samotnie do teatru i na koncerty, zarówno na występy mojej idolki, zbierając od niej kolejne autografy i wspólne zdjęcia, jak i na inne. Więc jedyne, co mogę Ci doradzić - kup sobie psa, znajdź sobie hobby i miej gdzieś opinię innych. I zacznij trenować, na początku się nie chce, ale potem będziesz się czuł lepiej psychicznie i fizycznie. Trzeba się zmusić, a potem są efekty. Mi to naprawdę pomogło. I nie potrzebowałem żadnych psychologów, poradziłem sobie całkowicie sam, a do samotności się przyzwyczaiłem, mimo niej jestem wesołym człowiekiem. I teraz mam głęboko gdzieś, co ktoś myśli o tym, że oglądam bajki, albo że się niemodnie ubieram.

Edytowano przez kamilas
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Psycholog u którego byłeś, to za przeproszeniem dupa a nie psycholog. W ogóle cię nie słuchał (albo nie chciał), nie analizował, nie myślał jak mógłby pomóc. Zero empatii, nie potrafił wczuć się w twoje problemy (lub je ignorował). Zadał ci jakiekolwiek pytania, które faktycznie dotyczyły twoich problemów? Ciebie, a nie problemu ogólnie (porównanie: lekarz rodzinny pyta o "podręcznikowe" objawy grypy, zamiast pytać ciebie co ci dolega, a na to co mówisz odpowiada "mhm") Bo empatia to podstawowa "broń" dobrego psychologa.

Sam byłem u psychologa, ale ta kobieta faktycznie nie tyle mi pomogła, co dała wiele do myślenia. Dała siłę, żeby walczyć. Najpierw cierpliwie wysłuchała, spisując jakieś wnioski. Następnie zaczęły się konkretne pytania. Po wszystkim stwierdziła, że nie potrzebuję psychiatry, ponieważ najczęściej wiąże się to z - wiadomo jakimi - lekami. Stwierdziła, że nie potrafi mi pomóc :wat:. Ani ona, ani żaden psycholog. Ona może jedynie przeanalizować problem na jednym, lub większej ilości spotkań, a następnie odesłać dalej.

Powiedziała mi, że potrzebuję terapii grupowej. W moim przypadku DDA. "Wygadania się" z ludźmi, którzy mają podobne lub takie same problemy. Podała mi godziny spotkań i stwierdziła, że w każdej chwili mogę do nich dołączyć. Na koniec powiedziała, że w tym momencie jej praca się kończy - mogę przychodzić jeśli chcę, ale czy jest sens? Ona jest "pośrednikiem". Mój problem pozwoli rozwiązać grupa.

Rzeczywistość to nie filmy. Nie można ot tak "zadzwonić do psychoterapeuty i wypłakiwać się w ramię przez telefon". Czy usłyszenie przez słuchawkę "wszystko będzie dobrze" cokolwiek da?

Jeśli faktycznie będziesz tego potrzebować, wypisze ci odpowiednie skierowanie. Problem - jak odróżnić dobrego psychologa od gościa, który sam powinien iść na terapię :/ Ten u którego byłeś, powinien szyszki po lasach zbierać, a nie być psychologiem. 

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Porada dla wszystkich jak ogarnąć czy ma się dobrego psychologa I CO ROBIĆ SAMEMU ŻEBY TEN PSYCHOLOG MÓGŁ COŚ ZDZIAŁAĆ Z WAMI.

Jest cała masa takich problemów gdzie nawet dobry psycholog po prostu nie może ci podać żadnej konkretnej rady czy nakierowywać cie na jakieś wyjście z sytuacji, które mu chodzi po głowie. Wierzcie lub nie- jest to profesjonalne podejście. Psycholog, który od razu wie co i jak masz zrobić ze swoim życiem to amator, któremu wydaje się, że jak wykuł się dobrze na egzaminy to zna już wszystkie odpowiedzi na ludzkie problemy. Kiedy siedzi się po lepszej stronie biurka w poradni łatwo zapomnieć, że nie jest się nieomylnym i że papierek ze studiów guzik znaczy. 

Dobry psycholog, to taki, który wysłucha uważnie, zrozumie i parafrazując twój problem upewni się, ze dobrze ogarnął sytuację i twoje odczucia, zada odpowiednie pytania (tu już on może wiedzieć co będzie lepsze) ale najważniejsze- pokieruje rozmową tak, żebyś ty sam myślał i mówił cały czas o problemie. Problem w tej pracy polega na tym, że ludzie odpowiadają konkretnie na konkretne pytania i chcą to zrobić szybko i w skrócie bo wydaje im się że psycholog tego potrzebuje i oczekuje. Nie, dobry psycholog może zrobić tak, że w ciągu całej wizyty zada wam 3 odpowiednie pytania popychając was cały czas do rozmowy i rozważań aż sami dojdziecie do rozwiązania. On ma tylko sterować waszym dochodzeniem do rozwiązania, bo nie może za was zdecydować co jest słuszne a co niebo nie jest wszechwiedzącym bogiem, a jeśli tak zrobi pozbawi was poczucia odpowiedzialności za ten problem oraz poczucia kontroli nad życiem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tia...

Ostatni raz zaufałem lekarzom w sprawie swojego zdrowia psychicznego. Niesety, utwierdziło mnie to w moim przekonaniu, że lekarz jest zawodem z powołaniem do niesienia innym pomocy. Białej mafii zależy teraz tylko na kasie, ale zbaczam z tematu. 

 

Ale poważnie... 

Pomysłów mi zaczyna brakować jak dalej mam postępować, wszystkiego się poprstu odechciewa. Taki dół już ciągnie się od prawie dwóch lat, i nie prędko się zapowiada abym z niego się wygramolił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jest jakiś zawód w którym bez chęci da się robić coś dobrze...? Zamiast się poddawać, powinieneś po prostu lepiej poszukać, poczytać opinie zanim się do kogoś wybierzesz, porównać. Niestety pośród psychologów niewielu jest nimi z powołania ale jak już sie tacy trafią to są świetni. Warto lepiej poszukać, nawet jeśli nic nie pomoże, to przynajmniej nie pogorszy (tylko nie do psychiatry), a ty nie będziesz miał świadomości że nie próbowałeś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do psychiatry nie można się zapisać od tak. Wydaje mi się, że potrzebne jest skierowanie lekarza rodzinnego. Tak jak i do neurologa czy kardiologa. No chyba, że prywatnie. Ale to duże ryzyko, ponieważ często pracują tam "specjaliści" bez umowy z NFZ z powołania dla kasy, a nie chęci niesienia pomocy. Poza tym, nie mając umowy, nie mogą wypisywać recept z ulgą. Co gorsza jeśli wypiszą cokolwiek, to będzie to lek od tego, kto lepsze auto zafundował. Co innego jeśli poleci go inny lekarz, a pacjenci to potwierdzą. Znam z doświadczenia (nie psychologicznego) 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeszukałem sieć. Na początku wszystko wyglądało bardzo optymistycznie. Chciałem ci znaleźć definicje, paragrafy, doradzić co powinieneś zrobić... W teorii mógłbyś załatwić ich "na amen". Niestety, czytając wypowiedzi osób pokrzywdzonych, zderzyłem się ze ścianą rzeczywistości. Osoby, które miały o wiele gorzej niż ty, tylko pogarszały sprawę idąc do sądu. Zamiast - teoretycznie - jeden z drugim dostawać po kilka latek, dostawali... karę pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata!!! Co więcej, opieszałość sądu oraz "konfrontacja" ze sprawcami musi odbyć się za ich zgodą (jesteś niepełnoletni)... w miejscu zamieszkania :wat: A dowodów kupa. "Pomogłoby" to jak diabli. Nawet osoby, które próbowały popełnić samobójstwo musiały czekać nie wiadomo ile na rozpatrzenie sprawy!!!

 

Chyba będziesz musiał przecierpieć tych kilka lat, bo policja nic nie zrobi. Znam to z doświadczenia: "działa się jakaś krzywda, będzie spokój, jakby co to dzwonić drugi raz, nie jesteśmy od takich spraw" - no tak... spisywanie nikomu nie przeszkadzających nastolatków jest lepsze  :burned:  Co mogę doradzić? Może jakieś instytucje będą coś wiedzieć? MOPR? Trudno powiedzieć. Warto pogadać, tym bardziej, że pozostaniesz anonimowy. Chyba pozwalają ci wyjść z kumplami? To dobry pretekst.

Edytowano przez Triste Cordis
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mógł bym na to jedno poradzić , - zgłoś się do opieki społecznej. Z tego co słyszałem oni z urzędu muszą rozpatrzyć każdy przypadek znęcania się , nawet psychiczne.

Jeśli coś wykryją to sprawa idzie do sądu rodzinnego. Tylko muszę cie uprzedzić że mogą cie przenieś do domu dziecka do ukończenia 18 roku życia, lub do rodziny zastępczej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A próbowałeś im wygarnąć to co tu napisałeś? Czy skonfrontowałeś ich z tym, że nie czujesz byś miał u nich rodzinny dom (który poniekąd zobowiązali się tobie dać biorąc cię w opiekę) ? Może powiedz co czujesz, że masz wrażenie bycia niechcianym gościem w domu. Niewiele masz do stracenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mógł bym na to jedno poradzić , - zgłoś się do opieki społecznej. Z tego co słyszałem oni z urzędu muszą rozpatrzyć każdy przypadek znęcania się , nawet psychiczne.

Jeśli coś wykryją to sprawa idzie do sądu rodzinnego. Tylko muszę cie uprzedzić że mogą cie przenieś do domu dziecka do ukończenia 18 roku życia, lub do rodziny zastępczej.

Byłem tam. Z o wiele gorszą sprawą. Owszem, muszą rozpatrywać każdy przypadek, ale "rozpatrywać z urzędu" to tylko definicja. W rzeczywistości, mają lub udają, że są zawaleni robotą i wniosek taki trafi po jakimś czasie. Ja tylko straciłem czas. Powiedzieli, żebym sam napisał oskarżenie. Gdy takie wyślemy musimy zadbać o kilka rzeczy, a całość ma kilka etapów.

- udowodnienie znęcania się

- sprawa idzie do sądu rodzinnego (nie spieszą się)

- wspomniana "konfrontacja" (nagranie z dyktafonu to silny dowód, ale nie może być prowokowany!)

- sąd może rozpatrzyć ten wniosek pozytywnie, ale nie musi (może umorzyć sprawę)

- biorąc pod uwagę dobro osoby poszkodowanej szybciej nałoży karę w zawieszeniu = dolanie oliwy do ognia, niż odbierze prawa do opieki i odeśle do domu dziecka. A tego z całą pewnością nie chcesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej hej hej STOP. Znam ja takich ludzi aż za dobrze, bo 20 lat spedziłąm pod jednym dachem z osobą o baaaaaardzo podobnym charakterze, przynejmniej do tego tu opisu pasuje w 100%. Rozmowa z nimi -tym bardziej szczera- nic nie da a nawet pogorszy sytuację. Im nie zależy, żeby dziecku było lepiej. Oni po prostu są wredni i egoistyczni. Cokolwiek szczerego im powie, zostanie to użyte przeciwko niemu jako jego słabość i nie będzie miał po tym życia, bo po pierwsze nie zrozumieją i będą chciali zrozumieć, a po drugie w swej ignorancji go wyśmieją prawdopodobnie albo zbagatelizują sprawę raniąc bardziej człowieka. Szczera rozmowa to przeważnie dobre wyjście. W normalnymi ludźmi w wielu sytuacjach. Ale nie w tej i niech mnie piorun trzaśnie jeśli się mylę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość ChrisEggII

Przeszukałem sieć. Na początku wszystko wyglądało bardzo optymistycznie. Chciałem ci znaleźć definicje, paragrafy, doradzić co powinieneś zrobić... W teorii mógłbyś załatwić ich "na amen". Niestety, czytając wypowiedzi osób pokrzywdzonych, zderzyłem się ze ścianą rzeczywistości. Osoby, które miały o wiele gorzej niż ty, tylko pogarszały sprawę idąc do sądu. Zamiast - teoretycznie - jeden z drugim dostawać po kilka latek, dostawali... karę pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata!!! Co więcej, opieszałość sądu oraz "konfrontacja" ze sprawcami musi odbyć się za ich zgodą (jesteś niepełnoletni)... w miejscu zamieszkania :wat: A dowodów kupa. "Pomogłoby" to jak diabli. Nawet osoby, które próbowały popełnić samobójstwo musiały czekać nie wiadomo ile na rozpatrzenie sprawy!!!

 

Chyba będziesz musiał przecierpieć tych kilka lat, bo policja nic nie zrobi. Znam to z doświadczenia: "działa się jakaś krzywda, będzie spokój, jakby co to dzwonić drugi raz, nie jesteśmy od takich spraw" - no tak... spisywanie nikomu nie przeszkadzających nastolatków jest lepsze  :burned:  Co mogę doradzić? Może jakieś instytucje będą coś wiedzieć? MOPR? Trudno powiedzieć. Warto pogadać, tym bardziej, że pozostaniesz anonimowy. Chyba pozwalają ci wyjść z kumplami? To dobry pretekst.

Ot i nasza gówniana polska rzeczywistość. Oprawcy mają takie same prawa jak ich ofiary. Na papierze ładnie to wygląda, a w rzeczywistości policja gówno może robić.

Alkoholik znęca się nad rodziną i rujnuje jej budżet? Zadzwoń po policję. Przyjadą, pogrożą palcem i odjadą. A ten będzie miał kolejny powód do katowania bliskich. Przecież leczenie alkoholizmu nie jest przymusowe, a wyrzucić z domu nie mogą, bo takie jest polskie prawo. Prędzej matka z dziećmi wyląduje na ulicy, niż ich oprawca.

Rodzic leje bez opamiętania dzieciaka? Sąsiedzi będą udawali, że nic nie słyszą. No chyba że, broń Boże, będzie to się odbywało po 22. Wtedy zgłoszą zakłócanie ciszy nocnej! Co zrobi policja? Pogrozi palcem i odjedzie, a następnego dnia wszystko wróci do "normy".

Stadko dzieciaków z obdartymi ubraniami i problemem ze złożeniem zdania lata cały dzień po podwórku, podczas gdy samotna matka leży pijana gdzieś w domu? Ludzie się z dzieciaków pośmieją, ale nikt do tego nie podejdzie poważnie.

A kiedy to państwo zaczyna działać? Dopiero po tym, jak wydarzy się jakaś tragedia. W końcu "mądry Polak po szkodzie". TAKI CH*J!

Skąd to wiem? Powiedzmy, że nie miałem życia usłanego różami, a do tego jego większość spędziłem w miejscowej "dzielnicy biedy".

 

 

 

Ale na szczęście, jak będę pełnoletni to będę się mógł przeprowadzić do domu, który zostawili mi moi prawdziwi rodzice, ale będę musiał go dzielić z bratem.

Pytanie tylko ile ci do tej dorosłości pozostało i czy brat się na to zgodzi. W miarę samodzielnym od opiekunów można być nawet w wieku 16 lat. O drodze sądowej nie ma co marzyć. Chyba, że zrobisz coś, co by jakoś szczególnie zwróciło na ciebie uwagę sądu (nie, nie piszę o próbie samobójczej). Coś, co by wręcz zmusiło do odebrania im praw opieki nad tobą.

Edytowano przez ChrisEggII
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...