Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Owszem, na studia można dostać się bez większych problemów. Chociaż ja na swój kierunek załapałem się z poszerzonej rekrutacji. Dotrzeć do studiów to żaden wyczyn. Wyczynem teraz też nie jest utrzymanie się na nich, może ukończenie z wyróżnieniem, stypendia naukowe, to już coś.

 

Z jakiegoś powodu istnieje powiedzenie "Studia nie są dla inteligentnych, tylko dla wytrwałych". Wystarczy trochę samozaparcia i można się przez to przegryźć, jednak po pewnym czasie człowiek ma naprawdę dość i nie ma siły na nic.

 

I owszem, początek tego wszystkiego związany jest z inną osobą, z którą nie mam już kontaktu. Pozostało mi tylko przejść z tym do porządku dziennego i zapomnieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To znaczy że skoro już teraz mam problemy z nauką to znaczy że jestem już całkiem poniżej jakiegokolwiek poziomu mentalnego? Słodko.

 

Nie, prawdopodobnie oznacza to że jesteś leniem i Ci się nie chce uczyć :v6Jdq:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po prostu nie umiesz się uczyć

 

 

Aczkolwiek istnieje jeszcze opcja, że nauczyciel odznacza się wyjątkową wredotą. W moim przypadku tak jest. Napisałem na 5 stron kartek zeszytowych sprawdzian z historii odnoszący się do dwudziestolecia międzywojennego. Otrzymałem z niego 2- (słownie: dwa minus) bez możliwości wglądu w pracę ani możliwości poprawy.

 

Mój kolega natomiast oprócz nagryzmolenia "marnych" 2 stron, napisał przepis na karpatkę i walnął kardynalny błąd, że "Stalin był przywódcą nazizmu, a Hitler przewodził komuchom". Dostał z tego sprawdzianu trzy plus.

:despair: #problemytechbazy

Edytowano przez Garin v1.2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Różnie bywa. Mi najlepiej szły przedmioty z których praktycznie się nie uczyłam, a najgorzej te z których zakuwałam, chodziłam na korepetycje, mózg mi parował a i tak nie potrafiłam się czegoś nauczyć. Pozdro. Przez to uwaliłam 2 razy w życiu i do tej pory mam tak, że albo z jakiejś dziedziny będę świetna od początku albo nigdy i w cale choćbym zaczęła znosić złote jaja. >.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie mój problem polega na tym, że absolutnie nie potafię niczego wykuć jeśli tego najpierw nie zrozumiem tak w pełni. x.x To jest cierpienie... Od dziecka mam beznadziejną pamięć i do tej pory sprawia mi to ogromne problemy w życiu, nie tylko w szkole.

Edytowano przez Burning Question
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może jednak powinnam, bo nie ma takiej rzeczy, której nie potrafię zapomnieć. Nawet ludzi z którymi rozmawiam regularnie ostrzegam, że jak za np. 5 lat sie spotkamy i nie będę ich w ogóle pamiętać, to żeby się nie dziwili. >.> Nie mam też wielu wspomnień z czasów podstawówki na przykład, które zdają się mieć inne osoby. Wszystko jest strasznie zatarte. Jeśli teraz tak mam, to c dopiero będzie się działo na starość.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aczkolwiek istnieje jeszcze opcja, że nauczyciel odznacza się wyjątkową wredotą. W moim przypadku tak jest. Napisałem na 5 stron kartek zeszytowych sprawdzian z historii odnoszący się do dwudziestolecia międzywojennego. Otrzymałem z niego 2- (słownie: dwa minus) bez możliwości wglądu w pracę ani możliwości poprawy.

 

O nie, to akurat nie, nauczyciele w mojej szkole są w większości spoko

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem to samo. W mojej miejscowości nie ma biblioteki z książkami pedagogicznymi - trzeba jechać 50km. Dzień z głowy. Na uczelni zakazują kserowania książek, bo "prawa autorskie..." Było tego zatrzęsienie. Projekt grupowy to koszmar. Kilka osób w różnych okolicach Podlasia. Część egzaminów była przekleństwem. Nie mogłeś napisać "na chłopski rozum", tak jak ty to wiesz i rozumiesz (oczywiście dobierając odpowiednie słowa, nie jak pod budką z piwem). NIE!. Ma być... na dobrą sprawę kopia książki. Na szczęście wśród tej bandy oszołomów, było kilka perełek:

Jeden z nich, wyświetlał informacje z projektora. Nie dało się tego spisać - przełączał zbyt szybko. Poprosiliśmy, żeby zwolnił, a ten odpowiedział: "Nie musicie tego przepisywać. Po co wam kopia książki? Są w bibliotece. Zróbcie ksero poruszanych tu zagadnień - wystarczy do egzaminu"  :giggle:  Inne dwie, nauczyły mnie w jeden semestr, więcej niż dwudziestu przez 6 lat (powtarzałem jeden rok)

 

U jednego z profesorów oblałem pedagogikę (główny przedmiot, jakby nie patrzeć). Na poprawce mówiłem dokładnie to samo, wklejając książkowe, utopijne pierdoły. Usłyszałem krótko: "teraz to pan się nauczył, nie można było tak od razu?"  :burned:

 

###

 

A tak z zupełnie innej beczki. Pomijając słabszy wzrok - stereoskopia (lewe oko widzi gorzej), okulary pryzmatyczne... czy jak im tam (ciekawe od czego  :lie:  ) okulista, widać że uczciwy gość, ponieważ odesłał mnie do: neurologa, kardiologa, gastrologa. Wszystko to, mogło mieć wpływ na "widzenie w 3D". Musiał mieć 100% pewność. Upały (bradykardia), hurtowe ilości silnych leków od epilepsji, a do tego gastrolog (śpię w 5 min po większym posiłku) Wszystko prywatnie (100zł tu, 100zł tam...) Inaczej byłoby tak, jak u urologa. Zapisuję się 4 listopada... wizyta pod koniec lutego. I znowu "stówka". Trzy razy. Wszędzie usłyszałem "nie, nie ma wpływu". Z jednej strony to dobrze, z drugiej na samą myśl o łażeniu w pinglach mam ochotę popaść w depresję. 

Mam sposób na Twój wzrok. Byłem na kursach, są autentyczne przypadki gdy lekarze nie dawali szans, a wzrok się poprawiał. Potrzeba samozaparcia i systematyczności, ale gdy się przyzwyczaisz będzie to normalna część Twojego dnia, nawet będziesz wtedy mógł wykonywać inne czynności.

Kursy prowadzi mój tata, gdybyś był zainteresowany, albo chciał zapytać o coś to napisz do mnie.

Edytowano przez Raoul Duke
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Parę dni temu spotkała mnie bardzo nie miła sytuacja, nie wiem czy się nakręcam... czy nie przesadzam ale teraz naprawdę jest mi ciężko, zwłaszcza wieczorem i w nocy.

 

Siedziałem do późna a rano wcześnie musiałem wstać... oczywiście zaspałem i nie miałem czasu zjeść, wyszykować się czy nawet dobrze się rozbudzić. Wybiegłem z domu praktycznie zaraz po tym jak zobaczyłem godzinę, jedyne co to się ubrałem. Pora była taka, że dopiero co jasno się robiło, co wcale nie pomagało mi się rozbudzić. Po przejechaniu jakiegoś w miarę prostego odcinka po prostu się wyłączyłem i zacząłem zjeżdżać na lewy pas... z naprzeciwka jechał samochód, a ja coraz to więcej jego pasa łapałem. Gość jadący z naprzeciwka gdy mnie zobaczył zaczął mnie ostrzegać ale czasu na reakcje wiele nie było więc musiał zjechać na pobocze żeby uniknąć zderzenia. Ja obudziłem się widząc jego samochód dosłownie parę metrów ode mnie. Gdyby gość nie był wystarczająco ogarnięty... albo szybko nie zareagował to zabiłbym nie tylko siebie ale i jego. Zjazd na pobocze też mógł by się skończyć dla niego tragicznie... bo przy tej prędkości o dachowanie nie trudno, ale na szczęście udało mu się wrócić na asfalt.

 

Gdy dotarło do mnie co właśnie się stało od razu zjechałem na stacje, tamten zawrócił i zjechał tam gdzie ja, prawdopodobnie z zamiarem opierdolenia mnie. Jednak gościu był wyrozumiały (nie wiem czy to będzie tutaj odpowiednie słowo :drurrp: ) dał mi drobną reprymendę i polecił mi wypić kawę, a ja siedziałem w szoku.

 

Teraz cały czas mi to po głowie chodzi... że prawie zabiłem tego człowieka, bo wsiadłem do tego samochodu nie myśląc o tym, do czego mogłem doprowadzić przez moje zmęczenie.

 

Mógłbym to nazwać nauczką... ale czemu do takiej sytuacji w ogóle doprowadziłem... teraz mnie to dręczy i raczej szybko to nie minie :drurrp:

Wiesz, miałem kiedyś miałem sytuację kiedy to ja chciałem opieprzyć innego kierowcę.

 

To było.. nawet nie pamiętam, max 2 miesiące wstecz, jechałem dość szybko, a widziałem wcześniej kierowcę, któremu prawię wrąbałem się w tył samochodu. Zgadnij czemu.. Skręcał w prawo, a nawet tego nie zasygnalizował. Starczyłoby po prostu włączyć kierunkowskaz, a światło by wskazywało na to, że należy zwolnić, bo ten kierowca sam zwalnia i chce skręcić. Jakbym nie zareagował dość szybko i sam ten kierowca nie odjechał kawałeczek, to z niezłą prędkością wrąbałbym się albo w jego samochód albo w barierki. I to źle i to niedobrze.

Inna sytuacja to było kiedy wracałem już ze szkoły. Też czułem się nieco zmęczony, ale nie aż tak, aby nie móc jechać. Było to skrzyżowanie bez świateł przy dość ruchliwej, dwupasmowej drodze. Całkowicie zajęty, już mi trąbili, abym się ruszył, a to dodatkowa presja była. Nie było po prostu możliwości, aby wjechać. Następnie wjechałem na środek drogi, aby włączyć się do ruchu, a tu znikąd dziadek gwałtownie hamuje. Nie widziałem go. Jakby nie zahamował to ucierpiałby kolega, który był pasażerem, a ten kierowca by po prostu mocno go poturbował. Pojechałem, poprzeklinałem na niego, że nie powinien tak gwałtownie wjeżdżać jak idiota w tamtym miejscu.. no i pojechałem spokojnie do domu.

 

Taka moja rada - nie ma co się przejmować na dłuższą metę. To może tylko nauczyć Ciebie, że w takich sytuacjach należy tego nie robić. W twoim przypadku wiesz teraz, że nie należy jeździć będąc zmęczonym. Podobno były kiedyś badania, gdzie sprawdzali wpływ zmęczenia na jazdę i ponoć zmęczenie wygrało z alkoholem. Jesteś wypity, naćpany albo zmęczony to odpuść sobie i nie jedź. Albo po prostu pojedź autobusem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzadko się wyżalam ale tym razem muszę. Mam ciężką depresję i ledwo,ledwo zmuszam się do wstawania do szkoły i przeżycia kolejnego dnia. Dobija mnie fakt że rodzice nie chcą nawet mi pomóc,mimo że doskonale wiedzą, że mój stan psychiczny ładnie mówiąc nie jest za dobry.Jedyne co daje mi cień nadziei to to że może kiedyś sytuacja się poprawi, chociaż wiem że pisząc to okłamuje sam siebie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzadko się wyżalam ale tym razem muszę. Mam ciężką depresję i ledwo,ledwo zmuszam się do wstawania do szkoły i przeżycia kolejnego dnia. Dobija mnie fakt że rodzice nie chcą nawet mi pomóc,mimo że doskonale wiedzą, że mój stan psychiczny ładnie mówiąc nie jest za dobry.Jedyne co daje mi cień nadziei to to że może kiedyś sytuacja się poprawi, chociaż wiem że pisząc to okłamuje sam siebie...

A masz ku temu jakiś sensowny powód, oprócz, oczywiście bycia nastolatkiem? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzadko się wyżalam ale tym razem muszę. Mam ciężką depresję i ledwo,ledwo zmuszam się do wstawania do szkoły i przeżycia kolejnego dnia. Dobija mnie fakt że rodzice nie chcą nawet mi pomóc,mimo że doskonale wiedzą, że mój stan psychiczny ładnie mówiąc nie jest za dobry.Jedyne co daje mi cień nadziei to to że może kiedyś sytuacja się poprawi, chociaż wiem że pisząc to okłamuje sam siebie...

1. 15 lat - najgorszy okres w życiu człowieka. Każdy przechodzi go inaczej.

2. Rodzice cię nie rozumieją - rozmawiałeś z nimi?  Niby jak mają to zrobić? Trzeba postawić "kawę na ławę". Jeśli nie masz objawów typowych dla depresji (patrz link) to nie dziw się, że cię nie rozumieją. Jeśli rozmawiałeś, to albo są kompletnymi debilami (bez obrazy), albo nie powiedziałeś wszystkiego lub/i w sposób, którego nie są w stanie zrozumieć osoby 25+. 

3. Moim zdaniem to nie depresja. Poczytaj sobie. Żeby zdiagnozować, a nie wmówić sobie depresję, należy udać się do psychiatry/psychologa. Wiem co mówię, sam tam byłem będąc w przekonaniu, że mam depresję. Po kilku pytaniach została ona kompletnie wykluczona.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...