Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Ja też się chcę wyżalić, dostałem zakaz pisania na esbe i teraz nie wiem co zrobić ze swoim życiem :<


ledwo,ledwo zmuszam się do wstawania do szkoły i przeżycia kolejnego dnia

Ja też tak mam. Wszystko znika kiedy tylko znów siądę przed kompem. Może wciąż przeżywam 15 rok życia?

 

Rodzice nie rozumieją, bo jak im wypalisz prosto na ryj twarzyczki słowami typu 'chcę się zabić' tudzież 'NIKT MNIE NIE ROZUMIE', czy też 'mam ciężką depresję', to jest spora szansa że oleją cię mocno z wyżej wymienionych powodów. Że tam młody i wydziwia, za nauke by sie wzion lepij.

Dlatego jeśli chcesz cokolwiek osiągnąć, to powoli. Mów wyraźnie i opisowo. Bo to nie jest tak że nie chcą ci pomóc bo tak, tylko może nie ogarniają twoich szopek. Przede wszystkim trzeba się uodpornić na nieskończony potok rozgrzanych do czerwoności dźwięków sygnalizujących że nie rozumieją co ty godosz. Jak ktoś w kółko powtarza 'ale co' to momentalnie odechciewa ci się walczenia o swoje racje x3

Albo i nie. Wtedy spróbuj u babci.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muszę tu sprostować,wiem czym jest depresja,zanim o tym napisałem sprawdziłem czym jest,jakie ma objawy psychiczne jak i fizyczne. Nawet wypełniłem kilka testów i wynik i wyszło że mam to.Dodam że bezsenność to dla mnie chleb codzienny,od kilku dni mam problemy z jedzeniem(chcę jeść,podczas jedzenia tracę apetyt,a potem znowu jestem głodny)

Byłem raz u psychologa(i mam przyjść jeszcze kilka razy) i powiedział że jestem ,,roztrzęsiony"

I jeszcze jedno...dzięki.Dziękuje przynajmniej za to że nie olaliście mnie jak otoczenie,odrobinę mi lepiej,tak wiecie,troszeczkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdopodobnie pochodziły. W każdym razie, jeśli płacisz za internetotest to już go oblałeś xP

Ciekawe co zrobić w przypadku gdy idziesz do jednego znachora, nie wierzysz jego opinii i idziesz do drugiego, który mówi ci coś innego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Mija kolejny wspaniały miesiąc kiedy się tnę jak ostatnie dziecko... w sumie już prawie dobiłam do pół roku :x
Cięłam się już na lekcjach, w szpitalu, ale "na szczęście" dostałam skierowanie do psychologa i psychiatry. Będę musiała jeszcze poleżeć w Centrum Zdrowia Dziecka i tam też będę pod opieką tychże specjalistów :bonbon2:
Niezbyt się z tego faktu cieszę bo to tylko walka z wiatrakami, będą próbować ułożyć mi mój chory umysł do względnej normalności.... tylko po co? Wrócę do domu i znów usłyszę, że lepiej by było gdybym się zabiła :rainderp:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aglet, to miło z twojej strony, iż starasz się podtrzymać aktywność w tym temacie~  :giggle: 

   ale, na Celestię, żeby zaraz się ciąć ku temu?! Prrroszę Cię~ >,<

 
Hmm... chociaż czytając powyższą, a także twoje poprzednie wypowiedzi, nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż miast temu faktycznie się wyżalać to w jakiś pośredni sposób się tym chwalisz? x] w takim wypadku istotnie będzie to walka z wiatrakami - skoro tak lubisz to i taka sytuacja Ci odpowiada, cóż xI i w sumie nie miałbym nic więcej do dodania, zważywszy, iż i tak nie mogę za bardzo jak pomóc, a ponadto większość tematu została wyczerpana pod twoim poprzednim postem w tym temacie ^^"

 

Mam tylko nadzieję, że nie zrobisz sobie za bardzo krzywdy ~ kto będzie wtedy stackował Nasusa na topie, co? xP

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aglet - pół roku? Może jakiś event z tej okazji? "Cięcie party"? Pewnie to słyszałaś n-razy, ale to choroba. I to konkretna. Co dalej? Wiercić sobie w nodze dziury wiertarką udarową? A może walniesz sobie na czole "pucyka kony"? To bardzo dobrze, że trafisz do psychiatry, bo ten wygrzebie źródło problemu (nawet jeśli myślisz, że jesteś silniejsza i nic ci taki nie zrobi, to się bardzo grubo mylisz - to nie pierwszy taki przypadek w jego karierze) i mam nadzieję, że wybije ze łba tak debilne "hobby". Ciąć się dla frajdy. Ja pier... :facehoof:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość ChrisEggII

Aglet - pół roku? Może jakiś event z tej okazji? "Cięcie party"? Pewnie to słyszałaś n-razy, ale to choroba. I to konkretna. Co dalej? Wiercić sobie w nodze dziury wiertarką udarową? A może walniesz sobie na czole "pucyka kony"? To bardzo dobrze, że trafisz do psychiatry, bo ten wygrzebie źródło problemu (nawet jeśli myślisz, że jesteś silniejsza i nic ci taki nie zrobi, to się bardzo grubo mylisz - to nie pierwszy taki przypadek w jego karierze) i mam nadzieję, że wybije ze łba tak debilne "hobby". Ciąć się dla frajdy. Ja pier... :facehoof:

A ja myślę, że osądzasz ją zbyt surowo. Spodziewałbym się chociaż trochę więcej zrozumienia, czy wsparcia...

OK, cięcie się nie jest normalne, ale nie robi tego "dla frajdy". Robi to, bo najzwyczajniej w świecie nie potrafi sobie poradzić ze stresem zafundowanym przez bliskich, którzy zamiast jakoś sytuację naprostować, to jeszcze pogarszają. "Lepiej by było, jakbyś się zabiła". Brzmi niesamowicie motywująco, nieprawdaż?

Edytowano przez ChrisEggII
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedyną rzeczą która leży mi na sercu i z którą bym sie podzielił by przestać czuć sie w takiej spinie, to jest śmierć moich bliskich.

 

Najpierw kuzyn zmarł na raka (praktycznie mój ulubiony kuzyn z którym miałem najlepsze kontakty, czasem myśle jakbyśmy mogli razem autami pojeździć, bo zawsze mnie zabierał na jakieś przejażdżki swoim golfem a teraz ja mam prawko...). 

 

A potem zmarła moja matka też na nowotwór. W czasie choroby matki zaczołem oglądać mlp, dało mi to troche że tak to ujmę "ulgi". 

Na pogrzebie nie płakałem, to jest o czym najbardziej rozmyślam, czy to oznaczało że jestem kimś baz jakiegoś sumienia? Do dziś czuje że to było względnie cos złego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na pogrzebie nie płakałem, to jest o czym najbardziej rozmyślam, czy to oznaczało że jestem kimś baz jakiegoś sumienia? Do dziś czuje że to było względnie cos złego.

Pomyśl w ten sposób - twoja matka z pewnością nie chciałaby, żebyś płakał z jej powodu.

Edytowano przez Generalek
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Na pogrzebie nie płakałem, to jest o czym najbardziej rozmyślam, czy to oznaczało że jestem kimś baz jakiegoś sumienia? Do dziś czuje że to było względnie cos złego. 

 

W pewnym sensie, miałem to samo po śmierci babci. Też nie uroniłem ani łzy. 

 

Czasami, w pewnych sytuacjach jesteśmy w takim szoku,  że "mózg nie reaguje". Dopiero po czasie, dociera do nas co się stało, uruchamiają się emocje. W LO na lekcji biologii, nauczycielka opowiedziała nam pewną - prawdziwą! - historię. Pewnego dnia, ok 10 letnia dziewczynka straciła na oczach matki przytomność i dostała drgawek. Przerażona, wzięła ją na ręce i pobiegła do szpitala. Co prawda, nie była to duża odległość, ale kobieta pamiętała tylko to, że córka zemdlała. Reszty już nie. A jakim cudem miała siły? Są pytania bez odpowiedzi...

 

Wracając do tematu. Część osób, po prostu reaguje tak jak ty. Nie wylewa łez. "Ten typ tak ma". Masz sumienie, ale emocje skrywasz w sobie. Tak jak ja.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może to głupie, ale jestem strasznie smutna, bo mój skaner się zepsuł :( Działa gorzej od drukarki Gutenberga, a to coś znaczy :( I jak ja teraz wstawię swoje rysunki  :

 

Rób jak ja (aparat do ręki i podstawowa obróbka np:w Paincie)

Czasami, w pewnych sytuacjach jesteśmy w takim szoku, że "mózg nie reaguje". Dopiero po czasie, dociera do nas co się stało, uruchamiają się emocje. W LO na lekcji biologii, nauczycielka opowiedziała nam pewną - prawdziwą! - historię. Pewnego dnia, ok 10 letnia dziewczynka straciła na oczach matki przytomność i dostała drgawek. Przerażona, wzięła ją na ręce i pobiegła do szpitala. Co prawda, nie była to duża odległość, ale kobieta pamiętała tylko to, że córka zemdlała. Reszty już nie. A jakim cudem miała siły? Są pytania bez odpowiedzi...

 

Potwierdzam, po tym jak kolega mi wymusił pierwszeństwo i mało co bym w niego nie rąbną, w szoku podniosłem 130 kilogramowy motocykl niczym rowerek dziecięcy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po śmierci ani babci, ani dziadka, psa, czy moich ukochanych szczurów - nie ryczałam, szczerze mówiąc nawet jakoś smutno mi nie było. Gdy tata zjadł mi MOJĄ bułkę, po którą specjalnie poszłam, to się popłakałam jak małe dziecko, bardzo ze mną nie tak? :rainderp:

 

A gwarancję wciąż masz? :ming:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po śmierci ani babci, ani dziadka, psa, czy moich ukochanych szczurów - nie ryczałam, szczerze mówiąc nawet jakoś smutno mi nie było. Gdy tata zjadł mi MOJĄ bułkę, po którą specjalnie poszłam, to się popłakałam jak małe dziecko, bardzo ze mną nie tak? :rainderp:

Hannibal-s-confession-dr-hannibal-lecter

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyżalę się to może mi się lepiej zrobi...  :ajsleepy:

 

Boję się, że przez matematykę nie zdam szkoły. W bólach dotarłam do czwartej klasy, ponieważ swoją szkołą szczerze gardzę. Większość nauczycieli jest okropnych. Albo nic nie uczą, albo mają tak wygórowane ambicje, że nie daję sobie za bardzo rady. A matematyka...to jest koszmar. Poważnie, przez nią nie raz i nie dwa zawalałam jakiś przedmiot, ponieważ po wysłuchaniu gróźb, że nie zdam dostawałam doła i zostawałam następny dzień w domu. Ale dotarłam do czwartej klasy. Dotarłam i idzie mi świetnie. Z polskiego jestem najlepsza w klasie, a właśnie na polskim zależy. Zdaję rozszerzony. 

 

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że jestem kompletna noga z matematyki. Noga do tego stopnia, że podejrzewam jakieś schorzenie, ponieważ nie jest normalnym by znając wzór pisać go źle. Do tego babka ciśnie jak poryta. Wszystko ma być dobrze, albo nie zaliczy. Mimo, że widzi iż moje błędy to np. zły znak. Trzeci raz pisałam rzecz, którą umiem dobrze, ale zawsze pomylę się w rachunkach. Nadal mi nie zaliczyła. I jeszcze dobija mówiąc "Naucz się w końcu". Jakbym nic się nie uczyła...

 

Zawalić szkołę przez matematykę, która w ogóle mi nie jest potrzebna  :unsuresb:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co tyle osób ma z tą matematyką :wut: ?

 

Będę okrutna - u mnie w LO też cisnęli, błąd w obliczeniach = pani już dziękujemy. Przedmioty ścisłe nie są trudne, jeśli się je zrozumie. Całe szczęście matematyka na poziomie LO nie jest jakoś zaawansowana. Ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. Ja też nie byłam mistrzynią z tego przedmiotu i miałam talent do idiotycznych błędów tego typu. Polecam zbiór zadań Kiełbasy. Oraz kilkukrotnie sprawdzać rachunki. I nie myśl że nawet jeśli dostaniesz się na wymarzone studia, to powiesz "Bywaj, matematyko.". Ja też tak myślałam. O ja naiwna :lol:. Powiem więcej - na studiach będzie dużo gorzej niż na najcięższym przedmiocie w liceum.

 

Nauczycielka wymaga? Bywa. Ja miałam wymagającą polonistkę, a polski był mi o kant plota. Jakoś przeżyłam bez większych problemów. Babka chce was pewnie dobrze przygotować do matury i słusznie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie wiem czy na filologii polskiej będzie matematyka. Te dwa kierunki w ogóle ze sobą nie współgrają  :bemused:

 

Że chce nas przygotować to fakt, to jest dobre. Ale ona naprawdę za bardzo ciśnie. Chodzi głównie o to, że uwzięła się, że ma być wszystko dobrze, a przy tym robi sprawdzian za sprawdzianem. Pomagać nam nie chce za bardzo, czasem łaskawie jeden dzień zostanie by coś potłumaczyć. W skrócie poziom ma tak wygórowany, że pół klasy przez nią zrezygnowała z pisania matury, a to raczej normalne nie jest. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdą jest, że kluczem jest zrozumienie tematu tym bardziej jeśli zwyczajnie nie idzie się tego wykuć. Przyznam się bez bicia, że z powodu matmy uwaliłam w życiu dwukrotnie przy czym algebra rozwalała mi mózg swoją abstrakcyjnością podczas gdy geometria i  trygonometria była banalna, głównie dlatego, że mogłam operować na obrazach lub wyimaginowanych obiektach dzięki czemu temat wydawał mi się bliższy, bardziej realny. Znam mózgowców, którzy potrafią robić z algebrą takie rzeczy, że dla mnie to czysty kosmos. Natomiast oni nijak nie umieją wyobrazić sobie dowolnej bryły, obracać jej w myślach, przypisać każdemu elementowi liczb i zachować ten mentalny obraz tak by był użyteczny przez cały czas rozwiązywania zadania. Po prostu ludzie mają różne zdolności i gdy masz szkołę w której wszyscy muszą zdawać te same przedmioty, ucząc się o nich tymi samymi sposobami, to normalne, że wiele osób z jednych rzeczy będzie miało złe oceny a z innych świetne. To jakbyś kazała małpie, słoniowi i rybie wejść na drzewo i na tej podstawie oceniała, kto z nich najlepiej radzi sobie w życiu. :P

Nie wiem czy wasza wymagająca nauczycielka jest jedną z tych, co wymagają i uczą czy taką, co wymaga i spodziewa się, że blask jej chwały automatycznie rozjaśni wam umysły. :P Ale pamiętaj, że nie uczysz się dla zaspokojenia jej ambicji tylko dla siebie i dla siebie postaraj się to zrozumieć i zdać. Może jakieś korepetycje ci pomogą?

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba źle mnie zrozumiałaś. 

Ja te zadania potrafię. Wiem jak je obliczać, rozumiem. Uczę się już z kimś i idzie mi dobrze. Mam jakiś problem z rachunkami, z samym liczeniem. Sposób jest dobry, ale np. dam zły znak WIEDZĄC, że miał tam być np. plus, a nie minus. Dopiero kiedy mi pokaże, że to jest źle i powtórzy "naucz się w końcu" to widzę, że zrobiłam błąd i nawet nie wiem dlaczego tak napisałam. Dzisiaj chociażby napisałam źle wzór, który mogę wyrecytować przez sen. 

 

A ona widząc to nadal ciśnie. Widzi, że znam zasady, rozumiem zadania, ale źle liczę i koniec, nie zaliczy. Nawet jeśli na 4 zadania 3 mam dobrze, a w ostatnim zły znak to jedynka. 

Edytowano przez Uszatka
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyżalę się to może mi się lepiej zrobi...  :ajsleepy:

 

Boję się, że przez matematykę nie zdam szkoły. W bólach dotarłam do czwartej klasy, ponieważ swoją szkołą szczerze gardzę. Większość nauczycieli jest okropnych. Albo nic nie uczą, albo mają tak wygórowane ambicje, że nie daję sobie za bardzo rady. A matematyka...to jest koszmar. Poważnie, przez nią nie raz i nie dwa zawalałam jakiś przedmiot, ponieważ po wysłuchaniu gróźb, że nie zdam dostawałam doła i zostawałam następny dzień w domu. Ale dotarłam do czwartej klasy. Dotarłam i idzie mi świetnie. Z polskiego jestem najlepsza w klasie, a właśnie na polskim zależy. Zdaję rozszerzony. 

 

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że jestem kompletna noga z matematyki. Noga do tego stopnia, że podejrzewam jakieś schorzenie, ponieważ nie jest normalnym by znając wzór pisać go źle. Do tego babka ciśnie jak poryta. Wszystko ma być dobrze, albo nie zaliczy. Mimo, że widzi iż moje błędy to np. zły znak. Trzeci raz pisałam rzecz, którą umiem dobrze, ale zawsze pomylę się w rachunkach. Nadal mi nie zaliczyła. I jeszcze dobija mówiąc "Naucz się w końcu". Jakbym nic się nie uczyła...

 

Zawalić szkołę przez matematykę, która w ogóle mi nie jest potrzebna  :unsuresb:

 

Pogrubiłem to, przez co sam przeszedłem/przechodzę. 

 

1. Nie zdałem przez matematykę LO - nigdy w życiu, nie ryczałem tak po powrocie do domu. To uczucie, gdy po oblanej poprawce idziesz korytarzem "swojej" szkoły, ostatni raz... 

2. Są nauczyciele z powołania i taborety - tak ty, jak i ja trafiliśmy na felerny towar z IKEI. Moja wyznawała dwie zasady: "skoro jesteście klasą z rozszerzonym angielskim, to macie rozszerzoną matmę". Uczyła nas z podręcznika maturzystów... w pierwszej klasie :burned:  

3. U mnie nauczyciele, wychodzili z założenia, że jesteśmy "elitą". Do jasnej cholery - rozszerzony angielski, reszta normalna. Ale nieee... 

4. Zawaliłem szkołę przez matematykę. W klasie z rozszerzonym angielskim... 

 

O tej nauczycielce chodzą słuchy, że: "u niej każdy zdaje maturę". No pewnie, że zda! Jeśli wypierniczysz z klasy najsłabsze ogniwo, to wszyscy zdadzą. 

 

I nie, nie jesteś chora. Dopóki nie zdiagnozują u ciebie choroby neurologicznej (ja ją mam i nie znam tabliczki mnożenia... tak, dobrze czytacie, nie znam tabliczki mnożenia), to albo nauczyciel nie zasługuje na to miano, albo nie masz głowy do matmy. Tak jak ja. Myślenie abstrakcyjne leży... Myślenie logiczne - na tzw. "chłopski rozum", gdzie wyobrażasz sobie coś, widzisz "oczyma wyobraźni" - z tym sobie poradzisz, prawda? (napisałaś o polskim, właśnie dlatego lepiej ci idzie)

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...