Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts


Ale wszyscy zdają maturę. No, może oprócz skrajnych... ahem.

Według Newsweek'a matury z matmy nie zdało 17% maturzystów. Dużo tych skrajnych... ahem.

 

Co do matematyki na przedmiotach humanistycznych: wyobraźcie sobie psychologa bez znajomości statystyki. Żal, żenada i żałość. A takich obecnie mamy naprawdę dużo. I w dodatku oni robią badania statystyczne, nie wiedząc co to np. średnie odchylenie standardowe :crazytwi: . Więcej o tym można poczytać w "Zakazanej Psychologi" Tomasza Witkowskiego.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według Newsweek'a matury z matmy nie zdało 17% maturzystów. Dużo tych skrajnych... ahem.

17% maturzystów nie zdało JEDNEGO przedmiotu. No faktycznie, 17% to wcale nie skrajność... bo przecież 83% to wcale nie większość. :kappa: Gdyby matury nie zdawała (z różnych przedmiotów), połowa uczniów... to jeszcze można byłoby powiedzieć, że nie każdy jest w stanie to zrobić. W obecnym formacie matury nie zdają <ocenzurowano, bo boję się MODERACJI GLOBALNEJ> albo ludzie, którzy konsekwentnie olewali przez całą szkołę średnią naukę - do tych ostatnich zresztą sam należę, a maturę mimo wszystko zdałem, i wcale nie byłem wyjątkiem. Także w sytuacji, w której zdecydowana większość zdaje, to pytanie brzmi, co jest nie tak z tymi, co nie zdają, a nie, co jest nie tak z systemem nauczania i formą matury.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Myślałam że matma nie przyda mi się na medycynie. A jednak jest wprost przeciwnie, tylko przedmioty się inaczej nazywają. Nawet na ścisłych studiach są przedmioty humanistyczne, a na humanistycznych ścisłe.


Well, na dziennikarstwie na UŁ nie ma przedmiotów ścisłych, nawet statystyki :spike:

Co do sytuacji - znam uczucie, kiedy uczy mnie człowiek, który nie dość, że nie potrafi przekazać swojej wiedzy, to z powodu swojej nieumiejętności musi się mścić na uczniach. Serio - w licbazie byłem samym piątkowiczem i czwórkowiczem (nawet ze ścisłych przedmiotów, 5 z chemii, 4+ z fizyki). Tylko ta jedna matematyka ciągle na 2- . I to nie tylko ja, tylko jakieś 70% mojej klasy (reszta to uczniowie, którzy obecnie studiują z powodzeniem na polibudzie). Strach był, no ale dałem radę. Głównie dzięki dyrce, dla której najważniejsze są rankingi, więc nie mogła dopuścić do masowej rzezi :rainderp:

Dlatego też mam nadzieję, że szkoła raczej nie dopuści do masowych wystawiania pał z jednego przedmiotu. W końcu uczniowie = kasa dla szkoły. A jeśli taka kaleka matematyczna, która czasem ma problemy z najzwyklejszym dodawaniem i odejmowaniem jak ja potrafi zaliczyć przedmiot, to każdy bez wyjątku da radę :D Trzeba tylko ćwiczyć (bo sama matma w liceum/technikum jest moim zdaniem schematyczna) i dokładnie sprawdzać, czy nie walnęło się głupiego błędu.
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, off-top czy nie, odniosę się do tej przeklętej matmie na maturze. Cały czas piszecie: "rozszerzona, zwykła" - tak się składa, że ni wuja nie wiem, jak to wygląda w praktyce. Swoją drogą, bardzo, ale to BARDZO żałuję, że wybrałem LO zamiast jakiegoś technikum. Bez względu na kierunek - jak mawiał jeden z profesorów: "w dzisiejszych czasach, uczelnie to automaty do magistrów. Wrzucasz monetę i wyskakuje kolejny magister, który będzie bezrobotny". Wystarczy przejrzeć oferty pracy:

 

- Spawacz

- Kucharz

- Elektryk itp. 

 

Śmieliśmy się z kumpla, który wybrał technikum mechaniczne. A że, "za młodu" grzebał przy swoim motocyklu to miał "fach w ręku". Po praktykach i skończonej szkole zatrudniono go z otwartymi rękoma. Bez znajomości... A my? "Magistry" od siedmiu boleści? Pośredniak lub znajomości. Znalezienie pracy w tym pierwszym, graniczy z cudem. Zatrudniają kogoś i wystawiają ofertę, żeby było zgodnie z prawem i takie tam. 

 

PS. Jeżeli uczeń boi się przedmiotu lub/i nauczyciela, to taki ktoś powinien wylecieć na zbity pysk. Ulice zamiatać, a nie uczyć. Ja miałem taką "histeryczkę-historyczkę"  :burned:

Poniedziałek: 2x historia. Wtorek 1x historia. Środa - "no to kogoś zapytamy" 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W technikach nie jest tak wesoło. Sama jestem w technikum i nie mam za bardzo szans na zdanie egzaminu zawodowego. Bo bądźmy sobie szczerzy - nic nie umiem. Może w części pisemnej, która jest łatwiejsza pomimo iż zdjęcia roślin (bagatela charakteryzujących się często kolorami) są czarno białe. Taa...w "Zgadnij co to?" się bawimy? 

Część praktyczna to horror. Mało kto ją zdaje i zastanawiam się co w ogóle to technikum jeszcze robi w moim mieście. Bo skoro prawie nikt nie zdaje egzaminu zawodowego to jaki to ma sens? 

 

Racja. Większość wagaruje. Ale zastanówmy się czemu. W moim wypadku jest zwyczajna nienawiść do szkoły. Ciśnięcie na matmie od samego początku, niemiłe niespodzianki w przeróżnej postaci, nudne jak flaki z olejem praktyki (na to cierpi masa zawodówek i techników). Technik architektury krajobrazu. Wiecie co głównie robiliśmy na praktykach? Tak. Zamiataliśmy liście i wyrywali chwasty  :suspicious: Także z praktyk nauczyłam się...no, w sumie nauczyłam się tylko, że chwasty trzeba wyrywać szybko, a zimą miło się przegląda sadistica z klasą. Dodam, że gro nauczycieli z przedmiotów zawodowych na swoje stanowisko się nie nadaje i uczyć nie potrafią. Najzwyczajniej w świecie. 

 

Tak to jest u mnie, ale brat miał podobną historię w swoim technikum. Teraz jest w zawodówce i też lekko nie miał bo szkoła go olała i nie chcieli mu pomóc znaleźć praktyk (zarzekali, że pomogą) dopóki im groźba kuratora nie zawisła nad głową. Dzisiejsze szkolnictwo jest...o kant tyłka :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodam, że gro nauczycieli z przedmiotów zawodowych na swoje stanowisko się nie nadaje i uczyć nie potrafią. Najzwyczajniej w świecie. 

 

Tak to jest u mnie, ale brat miał podobną historię w swoim technikum. Teraz jest w zawodówce i też lekko nie miał bo szkoła go olała i nie chcieli mu pomóc znaleźć praktyk (zarzekali, że pomogą) dopóki im groźba kuratora nie zawisła nad głową. Dzisiejsze szkolnictwo jest...o kant tyłka :/

 

Nauczyciele (ogólnie) nie potrafią uczyć ponieważ:

 

a) Studia to idealny sposób, aby wymigać się od wojska (dziś nieaktualne, kiedyś tak). Tak się składa, że na pierwszym roku "dyplomówki", w 12 osobowej grupie było 4 facetów. W międzyczasie zlikwidowano obowiązek. Na drugim roku pozostałem sam. Tamci zrezygnowali. Wiele osób myśli, że pedagogika to jeden z najprostszych kierunków - błąd. Skutek? Nauczyciele tacy, o jakich piszesz. Kompletnie nie rozumieją ucznia. 

 

b) Praktyki. U nas też obiecali, że znajdą placówki. Skończyło się na "wycieczce" po domach dziecka i kilku szkołach podstawowych. Ci, którym zależało sami wybierali placówkę i robili wszystko jak trzeba. Ja wybrałem sam i nie żałuję.  

 

c) Idą, aby iść - po praktykach, przy oddawaniu dzienniczka praktyk, z końca sali padło: "Dobrze, że to koniec tych praktyk. Mam dość tej gówniarzerii". Koleżanka siedząca obok: "Ja też mam dość łażenia do tych przygłupów. Nie lubię dzieci". Niby szeptały, ale nieco zbyt głośno. Pani magister, odpowiedzialna za praktyki wstała i zapytała: "Skoro panie mają takie podejście, to co tu robią? Dlaczego macie płacić za kierunek, na który w ogóle się nie nadajecie. 90% siedzących tu osób chce zostać nauczycielami, a przez takich jak wy, do szkół trafiają pseudo-nauczyciele, którzy nie potrafią przekazać wiedzy. Tym bardziej, że to pedagogika-wczesnoszkolna. Od pierwszej klasy, zniechęcicie dziecko do szkoły".  

 

Szkolnictwo? "Dziękujemy" za wprowadzenie gimnazjum. To najgorszy pomysł, z najgorszych pomysłów w historii nauczaniu. Swoją drogą, na praktykach zauważyłem, że dzisiejsze podręczniki to jakaś paranoja... Naklejki, płyty CD. WTF? Tak ciężko napisać w zeszycie ćwiczeń, jaki jest wynik "2+2"? Najwidoczniej tak. Wprowadzono jakieś naklejki... :facehoof:

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyżalę się to może mi się lepiej zrobi...  :ajsleepy:

 

Boję się, że przez matematykę nie zdam szkoły. W bólach dotarłam do czwartej klasy, ponieważ swoją szkołą szczerze gardzę. Większość nauczycieli jest okropnych. Albo nic nie uczą, albo mają tak wygórowane ambicje, że nie daję sobie za bardzo rady. A matematyka...to jest koszmar. Poważnie, przez nią nie raz i nie dwa zawalałam jakiś przedmiot, ponieważ po wysłuchaniu gróźb, że nie zdam dostawałam doła i zostawałam następny dzień w domu. Ale dotarłam do czwartej klasy. Dotarłam i idzie mi świetnie. Z polskiego jestem najlepsza w klasie, a właśnie na polskim zależy. Zdaję rozszerzony. 

 

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że jestem kompletna noga z matematyki. Noga do tego stopnia, że podejrzewam jakieś schorzenie, ponieważ nie jest normalnym by znając wzór pisać go źle. Do tego babka ciśnie jak poryta. Wszystko ma być dobrze, albo nie zaliczy. Mimo, że widzi iż moje błędy to np. zły znak. Trzeci raz pisałam rzecz, którą umiem dobrze, ale zawsze pomylę się w rachunkach. Nadal mi nie zaliczyła. I jeszcze dobija mówiąc "Naucz się w końcu". Jakbym nic się nie uczyła...

 

Zawalić szkołę przez matematykę, która w ogóle mi nie jest potrzebna  :unsuresb:

 

Ponieważ jestem mechanik to przechodze przez odwrotność tego, ponieważ wybrałem ten kierunek dla matmy a nie dla niemca i polskiego ;-; 

 

Ogólnie to u mnie jest tak polak i niemien to jade na bandzie czyli 2 i 2- xD 

Najważniejsze to sobie uśwaidomić że jak nie zdasz to nie koniec świata, w przypadku matury podchodzisz do niej ile chcesz razy.

Ja mam mocno wyje**ne i poprostu stres mnie nie zżera, bo wiem że szkoła to nie jest moje całe życie. Nawet jakbym nie zdał do 4 klasy przez tego niemca i nawet jak bym nie mógł ponowic 3 klasy to zaczoł bym sie uczyć sam, czyli ogarnięcie sobie wszystkiego do matury i szlifowanie swoich ulubionych przedmiotów.

 

Mówie ci matma w te czy we w te, chill out i jedziemy :P 

 

A i jak sie nauczycielka przypiernicza i jakiś gówno błąd to jest to już czepianie, ponieważ też mamy takiego nauczyciela ( no niestety nie mam z nim lekcji a bym mu chęteni dowalił że by sie zamknął) w kżdym razie jest on taki że nawet jeśli umiesz to cię bedzie tak długo pytać aż zrobisz błąd i juz pała do dziennika lub najlepsze co mnie bawi jeżeli zrobisz nie równo kreske ułamkową względem symbolu równania to też pała i siadaj ^^.

 

Podsumowując: dasz rade, ale musisz do tego podejść z luzem :3  0 stresu = 0 błędów (przypuszczając że sie uczyłaś ^^ )

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyle, że Uszatka nie ma problemu ze zdaniem matury. Sama ją wraz z kolegą uczę tej matematyki i wiem, że maturę by spokojnie zdała. a jak nie to jak mówisz może podchodzić ile chce. Ale problem nie leży w tym. Problem jest ze zdaniem klasy. A jak nie zda klasy to będzie musiała wszystko od pierwszej klasy, ponieważ jest nowa podstawą programowa.

Triste źle widzisz ten problem. Owszem za dużo magistrów jest, którzy nie potrafią znaleźć pracy, ale jest to wina głupich standardów.że trzeba iść na studia. Moja siostra była na kierunku biologia i w tym zawodzie też ma pracę. Mówią jej że farciara, a ona po prostu robi to co lubi. Ludzie powinni iść do takich szkół, w których by się czuli silni. nie na siłę do technikum 'bo m zawód', bo to nie ma sensu tak jak napisali z reszta. Na świecie są potrzebne każde zawody, żadnych nie spychajmy na bok. Tylko do cholery nie idźmy tam, gdzie nie powinniśmy i gdzie nas nie ciągnie. Bo i po liceum, technikum, zawodówce, studiach, studium możesz żyć i wykształcić się tak, że nigdy byś nie pomyślał że mógłbyś tak zarabiać. I nie przejmować się opinia innych, że przecież liceum jest dla mądrych, że technikum ma zawód, że w zawodówce masz pewną pracę, a studiach dobre wykształcenie. Wszystko zależy od nas i naszych specjalizacji i zainteresowań.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magistrów nie jest za dużo. Po prostu ludzie wyobrażają sobie nie wiadomo co po studiach.

 

Chcesz zdobyć wykształcenie i dyplom? Masz ku temu wspaniałą okazję. Droga wolna.

Tylko nie wyobrażaj sobie, że ze średnimi wynikami nauki, na niepotrzebnym rynkowo kierunku, znajdziesz potem wspaniałą pracę w zawodzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To tak jak u mnie. Tyle, że u mnie to prawie połowa klasy. Jak nie połowa. Dwie osoby ostatecznie zdecydowały się jednak podjąć próbę, ale no ciężko jest. Jednak musze dać radę bo chcę się kształcić pisarsko, zrozumieć wiersze, znać całą tą otoczkę polskiej kultury. Być może pisać do gazet, magazynów, książkę napisać. Do tego potrzebuję studiów, nie znalazłam szkoły policealnej z takimi kierunkami. Ewentualnie Technik weterii to by było coś co mi się nawet podoba, ale jednak wolę polski. Tak więc maturka być musi. 

 

Przecież aby coś pisać nie potrzebujesz studiów. Ja uważam że najważniejszy jest warsztat literacki. Choćby na przykładzie naszych fandomowych Fanfików. Niby piszą o kucykach, ale są fanfiki które mogły by być bestselerami Fantazy, a autor niekoniecznie jest studentem w tym kierunku.

Jeśli chodzi o maturę to ja uważam że powinna być lista przedmiotów które obowiązkowo musisz podejść, np jak idziesz na profil humanistyczny to po co ci matematyka, tak samo jak idziesz na inżyniera/kierunek ścisły to po co ci Polski.Jednym słowem każdemu według potrzeb. Tak samo powinno być na punkty przyjęcia w uczelni , a nie na procenty tak jak jest z szkołami średnimi. Ponieważ jak będziesz mieć za mało punktów to i tak się do danej uczelni nie dostaniesz. A jak to już u nasz bywa państwo utrudnia życie swojemu obywatelowi jak tylko się da-Szkoda.

Edytowano przez KamilPL 94
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Fantasy.

2. Język polski.

 

Większość dobrych pisarzy i znanych dziennikarzy nie kończyła wcale jakiś humanistycznych studiów, a niemal nikt nie kończył studiów typu filologia/dziennikarstwo. W tych zawodach studia są niepotrzebne, a nie oszukujmy się - większość humanów poszła tam tylko dlatego, że gdzie indziej się nie dostała. To coś jak z niektórymi kierunkami po biochemie - jakieś 90% studentów weterynarii to ludzie którzy nie dostali się na medycynę, na wszelkich biotechnologiach tak samo. 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Być może rzeczywiście nie potrzebuję studiów, ale myślę, że szukając pracy w jakimś wydawnictwie, gazecie bądź czymkolwiek co się tam znajdzie to na pewno takie studia się przydadzą. Chyba, że ktoś zaproponuje mi pracę na podstawie jakiegoś tekstu, który załóżmy, że gdzieś umieszczę. Ale to już trochę odbieganie od tematu. Zwłaszcza, że chwilowo problem się rozwiązał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem Ci coś brutalnego: po filologii polskiej CV najpewniej będziesz słać do Biedronki. Bo nawet na nauczycieli wakatów nie ma.

 

Chcesz tę pracę? Pisz dużo, angażuj się w przeróżne projekty, nawet za darmo. Zdobywaj doświadczenie i kontakty.

 

O większości kierunków humanistycznych mam fatalne zdanie. Może dlatego, że pisałam ich studentom wypracowania :rainderp:.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Powiem Ci coś brutalnego: po filologii polskiej CV najpewniej będziesz słać do Biedronki. Bo nawet na nauczycieli wakatów nie ma.

 

Sranie w banie. Nie wiem czy czytałaś poprzednie posty (postu Kangura na pewno nie), ale tak jest z tymi, co to idą na humana bo trzeba gdzieś pójść i się uczyć, a potem wcale nie chcą się kształcić w tym kierunku. Wątpię by cokolwiek pisali, bo wtedy mogliby wydać książkę. Wątpię by wysyłali swoje prace do różnych redakcji, bo wtedy w końcu by się udało. Wątpię by chcieli być nauczycielami, bo nawet gdyby jednak nie było dla nich miejsca to zrobiliby sobie magistra (chyba) i zostali wykładowcami, albo znawcami filologii polskiej. Praca jest. Trzeba chcieć ją znaleźć, a nie liczyć na cud. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znam sporo magistrów, którzy na studiach byli świetni. Wielu z nich skończyło parę kierunków. I co? Nie ma miejsc w szkołach i na uczelniach. Jest za to niż demograficzny, likwidacja szkół i cięcie wakatów. Jeśli nie jesteś po kierunku, po którym przyjmą Cię wszędzie z otwartymi ramionami (medycyna i niektóre techniczne), to bez doświadczenia/znajomości/jednego i drugiego o robocie możesz sobie co najwyżej pomarzyć.Takie mamy realia.

 

Jedna moja znajoma co prawda wydała parę książek, ale studia - filologia polska i filologia angielska raczej na to wpływu nie miały. Ale z tego pieniążków nie ma, jeśli nie jesteś Sapkowskim. Bo z książek w Polsce żyje może z 10 osób? Problemem nie jest nawet wydać książkę. Problemem jest wydać ją, mieć reklamę, ogarniętą redakcję i korektę, ładną okładkę i odpowiednią reklamę. Chyba że chcesz być sprzedawana za 2 zł na wakacyjnej wyprzedaży.

 

Ale większość moich znajomych po filologiach - często z wieloletnim doświadczeniem zawodowym roboty nie ma, choć szukało.

 

I serio, zobacz kto pisze książki. Do tego nie potrzebujesz studiów tego typu, do bycia dziennikarzem też nie.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tu napiszę co mnie zdenerwowało, jest to tak błaha sprawa i tak małostkowa, ale ale... tak bardzo mnie w serce ugodziła....1%- jeden walony procent sprawił, że z sprawdzianu z matmy nie dostałem 5 (tak wiem bardzo to błahe).

 

Teraz może coś większego. Życie każdego gimbusa jest stosunkowo dość proste, jednak są jednostki, które w trzeciej klasie zaczynają się budzić i myśleć jaką by tu szkołę wybrać. Ja byłem i jestem jednostką, która planuje, myśli i stara się już mieć plan na przyszłość, już od podstawówki miałem zarys swojej drogi kształcenia, . W skrócie można powiedzieć, że po gimbie rzucam się na biol-chem, a potem medycyna (to taki totalny skrót). Na horyzoncie dostrzegłem jednak przeciwnika, a mianowicie "punkty". Są one liczone z egzaminów i z przedmiotów wiodących (w moim przypadku polak, matma, chemia, biologia z wszystkich oprócz polaka mam gwarantowane 5, z polaka 4). Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ale do punktów liczone są takie rzeczy jak: osiągnięcia sportowe i działalność na rzecz innego człowieka (czyli uczestnictwo w zbiorkach itp.). Dlaczego do punktów liczone są takie rzeczy, o ile się nie mylę to idę się tam uczyć, a nie biegać, albo zbierać jedzenie. Wydaję mi się, że jak ktoś uprawia jakiś sport, pomaga innym, to robi to dla siebie, więc nie powinno być to liczone do punktacji. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też uważam, że to niesprawiedliwe. Zazwyczaj nie ma to większego wpływu, ale załóżmy, że ktoś, kto nie udzielał się sportowo i nie miał czasu na pomoc społeczną chce dostać się do wymarzonej szkoły, gdzie akurat podania złożyły osoby, które oceny mają podobne, ale nabili punktów za dodatkowe aktywności. I co? W tym momencie są wybierani bo zajmowali się czymś, co z nauką związane nie jest. 

Niby to nierealne. Za dużo osób żeby akurat wszyscy poza paroma mieli te dodatkowe punkty, ale jednak widać tutaj lekką abstrakcję. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale z tego pieniążków nie ma, jeśli nie jesteś Sapkowskim. Bo z książek w Polsce żyje może z 10 osób? Problemem nie jest nawet wydać książkę. Problemem jest wydać ją, mieć reklamę, ogarniętą redakcję i korektę, ładną okładkę i odpowiednią reklamę. Chyba że chcesz być sprzedawana za 2 zł na wakacyjnej wyprzedaży.

 

Święta prawda. Ja chciałbym swoją przyszłość oprzeć właśnie na pisaniu książek, ale przez Sapkowskiego i Lema to nowi autorzy fantastyki nie mają szans na przebicie. Ile to nowych książek stoi w Empiku, a ile dostaje się do popkultury? Dlatego albo będę pisał za granicą gdzie są jeszcze szanse, albo zostanę zapomniany dość szybko. Moja wina że ci dwaj pisali jak mnie na świecie nie było?

 

Gdyby to czy odniesiemy sukces zależało od zdolności pisarskich, poziomu fabuły, innowacyjności, kreacji świata, to nie narzekałbym. Ale dziś liczy się kasa. A może spróbuję pisać na internecie? Kto wie.

 

To właśnie trapi mnie każdego dnia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I te 2-5% mogą zadecydować czy dostaniesz się na daną szkołę/uczelnie

 

To zapierdzielać z nauką i sportem.

 

Dodatkowe punkty za wybitne osiągnięcia są ok. Czy to w sporcie, czy w nauce. Zaznaczę raz jeszcze: wybitne. Jeśli planujesz iść na tak wyśrubowany kierunek, że może ci zabraknąć tych x%, które ktoś dostanie za swoje osiągnięcia, to... Cóż... Chciało się iść do elity, trzeba pracować jak elita. Kolega z klasy został w gimnazjum laureatem dwóch olimpiad. Poszedł do klasy "algorytmicznej" w V LO krakowskim, gdzie bodajże na 36 osób tylko jedna nie była finalistą albo laureatem z fizyki/majcy.

 

No i jeszcze w kwestii tego sportu: masz kilka % więcej, ale koleś cię wyprzedził w rankingach bo ma mistrzostwo województwa w biegach. W skrócie: uczy się praktycznie jak ty, bo macie różnicę dosłownie kilku procent, ale przy okazji jest mistrzem w jakiejś dziedzinie sportu i umie znaleźć czas by połączyć naukę z treningami. No cholera... :spike:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ spokojnie, nie wiem po co się tak właściwie spinasz :v 

Nie ma powiązania sport czy roboty charytatywne do tego na co idziesz. To tak jakby ktoś miał tyle punktów co ja, ale ja bym zrobiła kanapkę dyrektorce i śmiałbyś się, że ten co się nie dostał nie powinien się dziwić, bo ja zrobiłam kanapkę dyrce. Poza tym jeszcze to bym zrozumiała. Nie wiedzą kogo wziąć, bo ma tyle samo punktów, to weźmiemy tego kto coś więcej zrobił. Tyle, że ktoś mógł nadrobić 5% sportem i akcjami, a mogło mu ubyć tych 5% na egzaminie danego przedmiotu.

"Chciało się iść do elity" Co to "elita"?

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elita, czyli kierunek o tak wygórowanym poziomie punktów rankingowych, że ciężko się na niego dostać. Jeśli mówimy o jakimś normalnym kierunku, to 5% nie robi żadnej różnicy. I tak się dostaniesz.

 

I nie ma co porównywać robienia kanapek do osiągnięć sportowych, czy do wolontariatu. Ja tam świetnie rozumiem, że preferują kogoś z osiągnięciami, niż następnego szaraczka co ma jedynie te 5% więcej. Koniec końców, taka osoba zrobiła dużo więcej niż ty, a wynik na egzaminie macie podobny.

Edytowano przez >biologia >nauka
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...