Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts


Jestem na artystycznym i mam zajęcia od 8 do 19, kurde, dodatkowe pasje to smutna sprawa

A co z szyciem pluszaków, nie tylko kucyków? To nie pasja?

 

Widzę, że nie sam się zasmucam w "bezsensownym" czasami siedzeniu w uczelni. Niektóre zajęcia ciekawe, a na innych głowa opada i głęboki sen. Wczoraj wyrwałem się wcześniej z uczelni, nie poszedłem na wykład, żeby wreszcie zrobić coś swojego przy projekcie.
Kurde, wracam do domu a tu prądu nie ma :madtwilight: Nici z roboty w samotnej piwnicy. Praca poszła w kąt, a ja przy świeczkach czytałem teorię na zajęcia do 21:00. Czyli na jedno wyszło - jakbym wrócił po wykładach do domu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ten, macie tu gre na sztima, bo mi kod został i chyba nyawet działa: WXGTK-4VLB9-4MLDV.
O tak bardzo poprawiam wam humor. Coby nie było offtopu, żalę się: KUPIŁEM PACZKE NA BUNDLU I SIĘ OKAZAŁO ŻE MAM JUŻ JEDNĄ Z TYCH GIER! :<<<< Smutek mnie ogarnął, czarne są myśli me ;_;

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedaleko mojego domu robią obwodnicę. Od jakiegoś czasu kopią czymś tam w ziemi. Tuż za kawałkiem mojego lasku będzie szła droga. A moich drzewek kupić nie chcieli :fluttercry2: . Weszłam na Google Maps i się okazało, że tam jeszcze są stare zdjęcia. Dla lepszego zobrazowania,(taa, paint to moje przeznaczenie...) narysowałam to:

http://i58.tinypic.com/2aaiwk8.png

Różowy kolor to mój kawałek lasu, czyli kilka drzewek. Czerwony to te drzewa, których już nie ma, a zielonym oznaczyła moje pole( jest krótkie i zaraz jak się kończy, jest mój dom) Oczywiście wszystko jest tak ,,na oko'' bo w sumie ciężko określić, co jest a czego nie mam. 

Co jest w tym takiego złego?

A teraz wyobraźcie sobie,np. w wakacje. Chcę sobie wsiąść na rower i pojechać do koleżanki. Droga będzie budowana w jakiejś połowie drogi między nami. Będzie mi baaardzo miło przejeżdżać koło zachlanych robotników.(przyznajmy się, ,,fachowcy'' głównie to robią) Nie mówiąc już o ogólnych dojazdach do mojego domku. Jadę z punktu A, do punktu B, mojego domku, jednak wpierw będę musiała dojechać do punktu C, oddalonego o 10 kilometrów i zawrócić do B. Nice. Z jednej strony, 20 metrów za oknem, krajowa "8", a z drugiej strony "pół-autostrada". Dobrze,że chociaż mają tam być ekrany.

Edytowano przez Celly
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


dawnych mieszkańcach dzisiejszego Zalewu Rybnickiego których wygoniono z domów po to, aby zbudować tam zbiornik wody dla elektrowni.

 

Niby tak, ale tez niezłą kasę dostali w zamian za ziemie. To do tego akurat jest średnim porównaniem.

Po za tym jak będzie S-ka to wartość działki spadnie. Ale ekrany powinny dać radę z hałasem. Szkoda tylko tego lasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedaleko mojego domu robią obwodnicę...

Bardzo, ale to bardzo ci współczuję. Swego czasu zatrzymaliśmy się z ojcem przy takiej drodze. Były tam ekrany i inne. Ba, namalowali na nich ptaki drapieżne, żeby "ekolodzy"  nie mieli argumentów, a "wróbelek elemelek", nie walnął w nią łbem.Byliśmy tam +/- 10 minut, a po 3 miałem serdecznie dość tego odgłosu. A co dopiero mieszkać przy czymś takim? Niestety, wszystko jest spisane na straty (włącznie z polem - nie warto tam sadzić niczego, oprócz trawy - może zbudujecie sobie pole do mini-golfa? ). Z czymś takim nie wygrasz. Mają plan, kasę i teraz go zrealizują (lepiej lub gorzej - z naciskiem na to drugie). Wszelkie programy interwencyjne nie pomogą. "Zbudujemy ekrany, sprawdzają się w 100%":lie:  Niestety znając życie, postawią ich 10-20m. Co gorsza, ekrany są równie skuteczne,jak podziurawiona prezerwatywa. Teoretycznie jest, ale w praktyce... wiadomo. Pozostaje chyba tylko przeprowadzka, ale to raczej nierealne. Ewentualna tragedia, po której "TVNy" i "Polsaty" zlecą się jak muchy do obornika i będą biegać z kamerami. W skutek interwencji postawią kładki. A spaliny i odgłosy? A kogo to... 

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oddam ponad 17 lat mojego zakłamanego, pasożytniczo bezsensownego życia jakiejś paprotce, która zrobi z nich lepszy użytek. Zgłoszenia wysyłać do moherowego guru z brodą, którego czci połowa świata. Podpiszę każdy świstek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym razem przedmiotem mej opowieści będzie przygoda z katedrą histologii. Muszę co nieco popoprawiać. Konkretnie 7 tematów. To idę na poprawę, poprawy są do godziny 14tej, przyszłam o 12:30. Akurat spotykam panią docent, a ta mi mówi, że ma prelekcję, więc będę musiała poczekać. Ok, czekam, czekam... 13:35, jestem mocno zaniepokojona, więc przeszukuję całą katedrę. Pani docent się znalazła... "Idę już do domu i pani nie zapytam"  :evilshy:

 

Męczę ten płciowy męski już chyba od miesiąca - bo to mi zajęcia przekładali i kolidowało, a to pani docent miała być, ale jej nie było...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam już wszystkiego bardzo dosyć. Serio.
Ot znów sprawa z kumplem. Jego rodzice coraz bardziej odwalają. Z podejścia do mojej osoby na zasadzie "sympatyczna osoba, lubimy ją" zmieniło się ono w "ma na ciebie zły wpływ, masz się z nią nie zadawać", TYLKO dlatego, że kolega się wyoutował w pewnej kwestii, bo to oni wręcz niszczyli mu psychikę, a to akurat kwestia cięższa do ukrycia niż przykładowo orientacja. 
No i co? Z racji, że jestem osobą, która go wspiera i nie twierdzi, że sobie coś ubzdurał to wyszło na to, że go nakręcam i że mu się w głowie poprzestawiało, bo odwala głównie od kiedy mnie poznał. Szkoda tylko, że po prostu byłem pierwszą osobą, której mógł powiedzieć o tym jak się czuje, bo po prostu trafiliśmy najzwyczajniej pod tym względem na siebie, że umiemy się dogadać. I co z tego, że dzieli nas te durne pięć lat różnicy. Wiek to zasrana cyferka, która nijak ma się do psychiki, tego co się czuje i w ogóle. A przynajmniej nie jest to jakiś chory schemat, że każdy 15 czy 20 latek musi zachowywać się według jakiegoś ustalonego planu. Ale nie, bo przecież wielcy pedagodzy od siedmiu boleści wiedzą wszystko lepiej.
Ja po prostu go nakręcam i oczywiście mam na niego zły wpływ. Pewnie szczególnie tym, że pomogłem mu przestać się samookaleczać i pilnuję na tyle na ile mogę, by nic głupiego nie zrobił, jak oni nawet nie widzą, że ich dziecku niewiele brakuje do tego, żeby w końcu zrobiło sobie coś poważniejszego. Tak tak, samookaleczanie się to pozerstwo dla większości. Tyle, że jak ktoś ma blizny w miejscach w których naprawdę tego nie widać, bo nie chce by ktokolwiek to widział, to znaczy, że to nie jest pozerstwo. Ale przecież pedagodzy spokojni, że on sobie nic nie robi, bo rączki całe...

No ale dobrze. Wczoraj była spina pt. że w ogóle mamy się ze sobą nie zadawać, ba, POZWĄ MNIE O NĘKANIE JAK NADAL BĘDZIEMY SIĘ WIDYWAĆ. Śmiech na sali. Nie wiem, czy oni w ogóle myślą, ale fakt, że ich dziecko przychodzi do mnie roztrzęsione, nie mogąc się uspokoić, bo ma dosyć wszystkich jazd w domu i nie chce do niego wracać i wręcz błaga ich o to by mógł u mnie nocować, bo po prostu koszmarnie się czuje w domu, to raczej nie jest nękanie z mojej strony, tylko znęcanie się psychicznie nad nim przez nich. Ale nie, bo to ja jestem zły. Spoko, nie muszę do niego chodzić do domu, choć przychodziłem i tak zawsze tylko wtedy jak ich nie było, żeby nie przeszkadzać. Ale jak on chce się sam ze mną widywać to nie mam pojęcia gdzie oni widzą w tym nękanie... Ale jest mi strasznie przykro, że w sumie ludzie "znając mnie" jedynie z tego, że zawsze mówiłem im raptem dzień dobry i do widzenia, strasznie najeżdżają na moją osobę i robią ze mnie jakiegoś strasznego demoralizatora... Już pomijając fakt, że na pewno mają mnie za pedofila, który go molestuje i mąci mu w głowie, bo przecież każdy kto jest starszy i zadaje się z kimś młodszym musi od razu mieć spaczony mózg. 
Jest mi przykro strasznie. Na niczym innym mi tak nie zależy jak na tym, by móc go zabrać z tego domu wariatów i zamieszkać z nim w innym mieście, na jakiejś stancji, z dala od tego wszystkiego, bo to się robi coraz bardziej pochrzanione. Problem w tym, że tak bardzo próbuję coś zrobić, ale nie mogę. Miałem dziś rozmawiać z jego matką, bo chciała ze mną pogadać. Przychodzimy i co? Mamy się wynosić, bo nie ma nastroju na żadne rozmowy. Dobrze rozumiem, coś się stało, nie będę się pchać. Poszliśmy do mnie. Kumpel dzwoni do matki o 20, zapytać co się dzieje. Po 10 połączeniach łaskawie odbiera i ochrzania go, że nie wrócił jeszcze do domu, ach, no okej, bardzo mądre. No i tu wracamy do jazd z serii on nie chce wracać do domu, bo znów go będą męczyć, a oni nie chcą pozwolić mu u mnie zostać, bo ma spać w domu. No super. Ja się tylko boję, że mu psychika siądzie w końcu na tyle, że serio sobie coś zrobi. 

Czemu rodzice, którzy powinni kochać swoje dziecko bezwarunkowo krzywdzą je najbardziej? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem tyle - za słabo znam sytuację w domu Twojego kolegi by coś więcej o tym powiedzieć. Ale mogę się domyślić, że gnojone przez lata "w niczym nie idealne dla rodziców, a dla otoczenia wprost przeciwnie" dziecko w końcu pękło i zaczęło się na swój sposób buntować. 15 lat, czyli trochę czasu jeszcze siłą rzeczy minie.

 

Niestety, rodzic ma w zasadzie władzę absolutną i póki nie zdobędzie się niezależności finansowej to jest się rzeczą. Ucieczka? Będzie jeszcze gorzej, jeśli nie zrobi się tego mądrze.

 

Co radzę - niech chłopak odda się bez reszty swoim pasjom, niech tworzy, nawet po kryjomu. Niech żyje nadzieją, że za X lat będzie lepiej, a on wytrzyma. Im na złość. I niech uświadomi sobie też ile jest wart.

 

To oczywiście tylko moje domysły, które mogą być bardzo chybione, gdyż nie znam całej sprawy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam już wszystkiego bardzo dosyć. Serio.

Ot znów sprawa z kumplem. Jego rodzice coraz bardziej odwalają. Z podejścia do mojej osoby na zasadzie "sympatyczna osoba, lubimy ją" zmieniło się ono w "ma na ciebie zły wpływ, masz się z nią nie zadawać", TYLKO dlatego, że kolega się wyoutował w pewnej kwestii, bo to oni wręcz niszczyli mu psychikę, a to akurat kwestia cięższa do ukrycia niż przykładowo orientacja. 

No i co? Z racji, że jestem osobą, która go wspiera i nie twierdzi, że sobie coś ubzdurał to wyszło na to, że go nakręcam i że mu się w głowie poprzestawiało, bo odwala głównie od kiedy mnie poznał. Szkoda tylko, że po prostu byłem pierwszą osobą, której mógł powiedzieć o tym jak się czuje, bo po prostu trafiliśmy najzwyczajniej pod tym względem na siebie, że umiemy się dogadać. I co z tego, że dzieli nas te durne pięć lat różnicy. Wiek to zasrana cyferka, która nijak ma się do psychiki, tego co się czuje i w ogóle. A przynajmniej nie jest to jakiś chory schemat, że każdy 15 czy 20 latek musi zachowywać się według jakiegoś ustalonego planu. Ale nie, bo przecież wielcy pedagodzy od siedmiu boleści wiedzą wszystko lepiej.

Ja po prostu go nakręcam i oczywiście mam na niego zły wpływ. Pewnie szczególnie tym, że pomogłem mu przestać się samookaleczać i pilnuję na tyle na ile mogę, by nic głupiego nie zrobił, jak oni nawet nie widzą, że ich dziecku niewiele brakuje do tego, żeby w końcu zrobiło sobie coś poważniejszego. Tak tak, samookaleczanie się to pozerstwo dla większości. Tyle, że jak ktoś ma blizny w miejscach w których naprawdę tego nie widać, bo nie chce by ktokolwiek to widział, to znaczy, że to nie jest pozerstwo. Ale przecież pedagodzy spokojni, że on sobie nic nie robi, bo rączki całe...

No ale dobrze. Wczoraj była spina pt. że w ogóle mamy się ze sobą nie zadawać, ba, POZWĄ MNIE O NĘKANIE JAK NADAL BĘDZIEMY SIĘ WIDYWAĆ. Śmiech na sali. Nie wiem, czy oni w ogóle myślą, ale fakt, że ich dziecko przychodzi do mnie roztrzęsione, nie mogąc się uspokoić, bo ma dosyć wszystkich jazd w domu i nie chce do niego wracać i wręcz błaga ich o to by mógł u mnie nocować, bo po prostu koszmarnie się czuje w domu, to raczej nie jest nękanie z mojej strony, tylko znęcanie się psychicznie nad nim przez nich. Ale nie, bo to ja jestem zły. Spoko, nie muszę do niego chodzić do domu, choć przychodziłem i tak zawsze tylko wtedy jak ich nie było, żeby nie przeszkadzać. Ale jak on chce się sam ze mną widywać to nie mam pojęcia gdzie oni widzą w tym nękanie... Ale jest mi strasznie przykro, że w sumie ludzie "znając mnie" jedynie z tego, że zawsze mówiłem im raptem dzień dobry i do widzenia, strasznie najeżdżają na moją osobę i robią ze mnie jakiegoś strasznego demoralizatora... Już pomijając fakt, że na pewno mają mnie za pedofila, który go molestuje i mąci mu w głowie, bo przecież każdy kto jest starszy i zadaje się z kimś młodszym musi od razu mieć spaczony mózg. 

Jest mi przykro strasznie. Na niczym innym mi tak nie zależy jak na tym, by móc go zabrać z tego domu wariatów i zamieszkać z nim w innym mieście, na jakiejś stancji, z dala od tego wszystkiego, bo to się robi coraz bardziej pochrzanione. Problem w tym, że tak bardzo próbuję coś zrobić, ale nie mogę. Miałem dziś rozmawiać z jego matką, bo chciała ze mną pogadać. Przychodzimy i co? Mamy się wynosić, bo nie ma nastroju na żadne rozmowy. Dobrze rozumiem, coś się stało, nie będę się pchać. Poszliśmy do mnie. Kumpel dzwoni do matki o 20, zapytać co się dzieje. Po 10 połączeniach łaskawie odbiera i ochrzania go, że nie wrócił jeszcze do domu, ach, no okej, bardzo mądre. No i tu wracamy do jazd z serii on nie chce wracać do domu, bo znów go będą męczyć, a oni nie chcą pozwolić mu u mnie zostać, bo ma spać w domu. No super. Ja się tylko boję, że mu psychika siądzie w końcu na tyle, że serio sobie coś zrobi. 

Czemu rodzice, którzy powinni kochać swoje dziecko bezwarunkowo krzywdzą je najbardziej? 

 

Powiem tyle - za słabo znam sytuację w domu Twojego kolegi by coś więcej o tym powiedzieć. Ale mogę się domyślić, że gnojone przez lata "w niczym nie idealne dla rodziców, a dla otoczenia wprost przeciwnie" dziecko w końcu pękło i zaczęło się na swój sposób buntować. 15 lat, czyli trochę czasu jeszcze siłą rzeczy minie.

 

Niestety, rodzic ma w zasadzie władzę absolutną i póki nie zdobędzie się niezależności finansowej to jest się rzeczą. Ucieczka? Będzie jeszcze gorzej, jeśli nie zrobi się tego mądrze.

 

Co radzę - niech chłopak odda się bez reszty swoim pasjom, niech tworzy, nawet po kryjomu. Niech żyje nadzieją, że za X lat będzie lepiej, a on wytrzyma. Im na złość. I niech uświadomi sobie też ile jest wart.

 

To oczywiście tylko moje domysły, które mogą być bardzo chybione, gdyż nie znam całej sprawy.

Podpiszę się po tym, co napisała Cahan, bo mam takie samo zdanie.

 

Dodam, że jeśli faktycznie znęcają się nad nim, to próbą pozwania Ciebie sami sobie wykopią grób, Ukeż. To nie jest tak, że będzie się patrzeć tylko Tobie na ręce, już pomijając fakt, że ich syn także będzie odpowiednio odpytany przez osoby bardziej kompetentne, niż szkolni pedagodzy. Jeśli wszystko, co Twój kolega mówi jest prawdą (koniecznie bierz poprawkę na to, że może mieć tendencję do wyolbrzymiania problemów, by uniknąć wpadki), to jesteś w tej sytuacji, moim zdaniem nietykalny. 

 

Odradzam Ci jak na razie próbę urwania się z nim - może to przynieść więcej krzywdy, niż pożytku. Nie wierzę, że nie będę go szukać, a jeśli po tym go znajdą to jego czeka małe piekiełko w domu, a Ciebie zapewne areszt za porwanie. Ponadto dochodzą takie kwestie jak choćby pieniądze, które jak wiadomo na drzewie nie rosną. Będzie praktycznie na Twoim utrzymaniu. Może to być dla Ciebie zbyt duże obciążenie. Wiem, że nie jest to przyjemna sprawa, chłopak pewnie się męczy, ale wierzę, że już sam fakt, iż ma w Tobie wsparcie mu pomaga i go trzyma przy względnie zdrowych zmysłach. 

 

 

Nie mogę dać żadnej konkretnej rady, gdyż - podobnie jak Cahan nie znam dokładnie sytuacji, a wolę uniknąć sytuacji, gdzie moja rada przyniesie skutek odwrotny od zamierzonego i wyrządzi mu więcej krzywdy, niż doznał do tej pory. Zostaje mi tylko życzyć i Tobie i jemu powodzenia, mam nadzieję, że w końcu uda mu się z tego wyjść. I szacunek, że tak się poświęcasz dla drugiej osoby i jej pomagasz. Jest to coraz rzadszy widok ;)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czemu rodzice, którzy powinni kochać swoje dziecko bezwarunkowo krzywdzą je najbardziej?

Kochają. Kochają z całego serca, ale nie potrafią tego okazać. Nie zdają sobie sprawy, z konsekwencji ich "wspaniałych" decyzji. Dotrze to do nich, gdy "obudzą się z ręką w nocniku".

@Sir Hugoholic :3

To nie porwanie. Obie strony tego chciały. Po powrocie tak wy, jak i wasi rodzice będą mieli problemy. A skoro oni będą mieli przerąbane, to wy będziecie mieć przerąbane do kwadratu.

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabranie go z domu =/= porwanie. Ale w tym rzecz, że właśnie chcemy się z nimi dogadać jakoś sensownie. Bo chwilowo są na etapie zmieniania zdania co drugi dzień. Zresztą ostatnio stanęło na tym, że może się z domu wynosić, bo nikt go nie trzyma, ale grosza mu nawet nie dadzą. No i w tym momencie miałbym spory problem z utrzymaniem nas obu, więc chcieliśmy z nimi porozmawiać, żeby chociaż jakieś minimum pieniężne na miesiąc dostawał... Ale no co wyszło? Z rozmowy nic nie wyszło, bo mieliśmy się wynosić. I weź tu człowieku próbuj z kimś rozmawiać. 
Mam wrażenie, że w tym wszystkim chodzi głównie o to, że on mówiąc mi to wszystko niszczy budowany przez nich wizerunek idealnych rodziców. Praktycznie każdy jego inny znajomy/znajoma po np. przyjechaniu do niego zawsze twierdzi, że ma takich super fajnych rodziców i w ogóle, jak próbował im powiedzieć, że coś się dzieje nie tak, to zawsze było, że właśnie wyolbrzymia problem i narzeka bez powodu. A ja wychodzę z założenia, że nawet jeśli przeżywa za bardzo coś, co powinien trochę bardziej olać, to i tak nie jest to wszystko takie zmyślane i bez powodu. Każdy inaczej reaguje na inne rzeczy i on się strasznie męczy psychicznie. A poza tym, nie żebym uważał się za jakiegoś eksperta w tej kwestii, ale raczej wyczuwam, gdy ktoś jest wobec mnie miły sam z siebie, czy chce bym go uważał za miłego po prostu. Głupia sprawa, na początku jak przyjechałem to jego rodzice właśnie byli tacy okej, w porządku, zagadywali i w ogóle, niby sympatyczni. Ale czuje się, że to jest udawane. I o tyle o ile jeszcze ostatnio parę razy jak byłem, to matka nadal próbowała udawać, że jest miła, to ojciec już nie kryje się z fuczeniem na niego i wręcz się z nim kłóci o głupoty przy mnie, jeśli wyjdzie na to, że akurat wychodzimy od niego jak już zdążą rodzice wejść do domu, to nie ma szans, żeby nie było spiny. 

Ano i żeby to chodziło o rozwijanie pasji i takich tam, to inaczej by to wyglądało. To raczej chodzi o problemy z samym sobą, identyfikowaniem się itd. Więc tutaj zagryzanie zębów nie jest takie proste, bo właśnie cała rzecz w tym, że on nie chce się męczyć z tym przez całe kolejne 3 lata w liceum. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...