Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Jakieś kilka godzin temu dowiedziałem się, że mama zamierza oddać psa. Kilkanaście minut temu - spakowała jego rzeczy i wyszła. 

Od tego czasu płaczę jak głupi i nie potrafię uwierzyć, że to naprawdę się stało. Mieliśmy go od pół roku, ale przez ten czas bardzo się z nim zżyłem. Nie wiem, może jestem zbyt empatyczny a może przewrażliwiony ale jest mi go po prostu strasznie szkoda. Ktoś również nam go wcześniej oddał i wtedy już było mi go bardzo szkoda. Większość z was ma pewnie psy i wie jak to jest. Jak się cieszą kiedy widzą właścicieli, jaką radochę sprawia im wspólna zabawa i jak bardzo są zżyci z ludźmi. Owszem, ''Bibi'' zdarzało się podczas nieobecności domowników coś zniszczyć. Przyzwyczailiśmy się i zaczęliśmy chować rzeczy, ale pech chciał, że mama zostawiła drogie buty. Poszły do kosza. Boli mnie, że już nigdy go nie zobaczę, że nie ucieszy się na mój widok, że nie położy się ze mną spać. Nie wyobrażam sobie jak trafia do nowej rodziny. Jest mi okropnie z tym, że nigdy nie zrozumie dlaczego nas już nie zobaczy. Psy też mają uczucia i na pewno przeżyje szok. Pamiętam jak do nas trafiła na pierwszy dzień - cały czas stała przy drzwiach i piszczała. Dlaczego musi przeżywać to kolejny raz? Uważam, ze zachowanie mamy było naprawdę niekonsekwentne, bo jeszcze pół roku temu na przekór wszystkim wzięła tego psa. A tak też i stało, że zżyłem się z psem jak z członkiem rodziny. A teraz nie zobaczę jej już nigdy. Czuję się okropnie. :cadance3:

  • Nie lubię 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu Rarityn napisał:

Jakieś kilka godzin temu dowiedziałem się, że mama zamierza oddać psa. Kilkanaście minut temu - spakowała jego rzeczy i wyszła. 

Od tego czasu płaczę jak głupi i nie potrafię uwierzyć, że to naprawdę się stało. Mieliśmy go od pół roku, ale przez ten czas bardzo się z nim zżyłem. Nie wiem, może jestem zbyt empatyczny a może przewrażliwiony ale jest mi go po prostu strasznie szkoda. Ktoś również nam go wcześniej oddał i wtedy już było mi go bardzo szkoda. Większość z was ma pewnie psy i wie jak to jest. Jak się cieszą kiedy widzą właścicieli, jaką radochę sprawia im wspólna zabawa i jak bardzo są zżyci z ludźmi. Owszem, ''Bibi'' zdarzało się podczas nieobecności domowników coś zniszczyć. Przyzwyczailiśmy się i zaczęliśmy chować rzeczy, ale pech chciał, że mama zostawiła drogie buty. Poszły do kosza. Boli mnie, że już nigdy go nie zobaczę, że nie ucieszy się na mój widok, że nie położy się ze mną spać. Nie wyobrażam sobie jak trafia do nowej rodziny. Jest mi okropnie z tym, że nigdy nie zrozumie dlaczego nas już nie zobaczy. Psy też mają uczucia i na pewno przeżyje szok. Pamiętam jak do nas trafiła na pierwszy dzień - cały czas stała przy drzwiach i piszczała. Dlaczego musi przeżywać to kolejny raz? Uważam, ze zachowanie mamy było naprawdę niekonsekwentne, bo jeszcze pół roku temu na przekór wszystkim wzięła tego psa. A tak też i stało, że zżyłem się z psem jak z członkiem rodziny. A teraz nie zobaczę jej już nigdy. Czuję się okropnie. :cadance3:

 

A powiedziałeś to matce?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie teraz Salto napisał:

 

A powiedziałeś to matce?

Tak, starałam się ją przekonać aby tego nie robiła. Tłumaczyłem, jak się pies poczuje, że to nie jest zabawka, aby ją tak przemieszczać z miejsca na miejsce. Niestety, nie uznała moich argumentów i powiedziała, że nikt mnie o zdanie nie pytał. Poza tym, jej partner był za nią, więc to dodatkowo było na moją niekorzyść. :fluttershy:

  • Nie lubię 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twoja mama pozbyła się psa bo pogryzł jej buty?
Chyba wiedzieliście, że przygarniając psa ryzykujecie tym dobro mniej lub bardziej cennych przedmiotów leżących na ziemi?
Pies nie rozróżnia butów, dla niego nie ma znaczenia czy gryzie dziesięcioletnie stare trampki czy szpilki z Paryża
Wiesz chociaż gdzie zabrała tego psa? Jeżeli do schroniska to możesz zgłosić się na wolontariat i tam się nim zajmować

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Empatia level Forume.

Rozchmurz się dziewczyno, pogódź się z tym, im prędzej tym lepiej. Oczywiście nie zapomnij o nim ale teraz powiem to co na pogrzebach: czy on chciałby żebyś robił z siebie pizdę i użalał się nad sobą w nieskończoność?, czy może wolałby żeby jego śmierć nie poszła na marne i żebyś wziął dupę w troki i pokazał jaja w życiu?

(może trochę nie pasuje ale główna myśl jest dobra)

W skrócie: weź się w garść, żyj dalej, pogódź się, że takie rzeczy się zdarzają. (co nie znaczy, że nie masz mieć uczuć... Po śmierci daję hołd, wiem że będzie już inaczej , nie rozkminiam w stylu ,,co by było gdyby" takie zachowania nic nie dają, NIC JUŻ NIE ZMIENIĄ!

#poradyżyciowe2016

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Minąl dzien i powiem - jest lepiej. Lepiej, bo te stany zalamania przeszly, ale wracaja. Najgorsze jest w tym wszystkim to, ze nie mam pojecia co sie z nim dzieje. Na pewno cierpi i teskni. Nie rozumie co sie stalo, gdzie jest i dlaczego. Te mysli sprawiaja, ze znowu wszystko jest jak wczoraj. Matce nie potrafie spojrzec w oczy, nie rozumiem jak mogla cos takiego zrobic. Zle sie z tym wszystkim czuje, najgorsze jest jednak w tej chwili to co musi czuc pies. :nooooo:

  • Nie lubię 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Czas na kolejne żale

Ostatnio mam wrażenie, że niektórzy w Fandomie traktują mnie jak powietrze, mimo, że nie zasłużyłem na to. Zdałem sobie sprawę z tego po VIII Wrocławskim, gdy takie osoby kompletnie nie zwracali na mnie uwagi, mimo, że kilka ponymeetòw temu rozmawialiśmy że sobą normalnie. Nie jestem atencyjną dziwką. Chcę jedynie prawdy o samym sobie. Ogromną wadą ludzi jest, że nie potrafią ci wytłumaczyć wprost co im leży na wątrobie, że nie potrafią ci powiedzieć nawet prostego "spier...", tylko udają że cię nie widzą, i trzymają się w swojej zamkniętym kręgu, mimo że jeszcze miesiąc temu byłeś częścią tego kręgu... Jeżeli uważacie, że tym postem szukam atencji, zrozumiem. Macie takie prawo, ale mimo to że mogłem przynajmniej zrzucić kamień, ktòry leżał mi na sercu od tygodnia. Nie zamierzam też dopytywać się zainteresowanych, bo wiem, że otrzymam wymijające odpowiedzi, lub ich brak. Nie wiem co jest co jest przyczyną takiego stanu rzeczy... Odpychający charakter? Poglądy? Być może, ale jeżeli rzeczywiście jest, to niech wiedzą, że się nie zmienie

Z dedykacją dla Spidiego i Mroza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15.06.2016 at 21:59 Simplistic napisał: W skrócie: weź się w garść, żyj dalej, pogódź się, że takie rzeczy się zdarzają.

Dam dobrą radę. Slogan "weź się w garść" nie pomaga. Pozdrawiam.

Co przez to rozumiesz?

Zebranie się do kupy, trzeźwe myślenie i rozważenie tego co odwalasz, podjęcie kroków w stronę rozwiązania nie pomaga?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie... jeżeli wszyscy wyrzucają swoje żale tutaj... to może i ja coś od siebie wyrzucę... 
Mam ku*ewskiego doła... gdyż mój prawie 2 letni związek który brałem nadzwyczaj poważnie i wkładałem w niego nie tylko miłość ale również samego siebie legł w gruzach. Rozstaliśmy się... na koniec usłyszałem od niej te o to słowa - "no wiesz... duszę się w tym związku, sorry że tak wyszło, no... tak więc jak robimy z rzeczami ?"

Cały proces zrywania trwał jakoś 3 tygodnie mam tu na myśli zorientowanie się że pomimo ciągłego udzielania się jako partner rzekoma druga połówka ma Ciebie głęboko w dupie i jedyne towarzystwo jakie uważa za ważne to jej znajomi i komputer bądź telefon. Potem próba zwrócenia na siebie uwagi by potem usłyszeć żebym spierdalał bo nie jest moją własnością (przytuliłem ją i powiedziałem że ją nie puszczę) po czym jak ochłonęła i podczas naszej rozmowy wynikło że ja ciekawi jak by to było z innym i nie wie czy dalej mnie kocha ale chyba nie chce się rozchodzić bo się przywiązała do mnie. Kolejnym etapem były kłótnie o każdą pierdołę i wytykanie moich wad przy znajomych. By przy pożegnaniu gdy musiałem wracać do siebie usłyszeć chłodne cześć. Kolejny etap - przed dzień moich urodzin dostałem istny pokaz jaką łaskę robi w moją stronę po którym moja cierpliwość miała swoją granicę i wyrzuciłem jej wszystko co mi leżało na sercu ogólnie streszczając powiedziałem że nie w porządku się wobec mnie zachowuje i że nie życzę sobie czegoś takiego co ująłem w dość dosadny sposób gdyż emocje swoje zrobiły, parę dni później dostałem jako prezent urodzinowy wiadomość której treść mogę streścić jako: "Wszystkiego najlepszego, nie wiem czy jest sens byśmy byli dalej razem" po kilku dniach próbowałem z nią porozmawiać i dojść do jakiegoś porozumienia, jako że bardzo ją kochałem byłem nawet gotów niczym rycerz zdjąć zbroję którą stanowiło moje poczucie wartości i męskie ego i paść na kolana tylko po to by zakończyć ten konflikt by wszystko się zakończyło happy endem (tak tak wiem pizdowate zachowanie z mojej strony), i tak owszem zrobiłem to, a jej reakcja była taka: "No ja tego nie widzę", dzień później stało się (dokładnie na następny dzień miałem pisać egzamin zawodowy) powiedziała mi te o to słowa: "Duszę się w naszym w tym związku, i podjęłam decyzję której już nie zmienię" jaką decyzję ? "ty wiesz jaką, jak robimy z rzeczami?". Po tym wszystkim co dla niej robiłem i stawaniu na głowie by miała jak najlepiej by była szczęśliwa, znoszeniu jej ignoranctwa wobec obowiązków oraz wielu moich potrzeb czy tez wobec moich wielu próśb co prowadziło do wielu kłótni z których naprawdę mało co wyciągała, często zaniedbywałem swoje sprawy by móc sprostać jej potrzebom żeby na sam koniec być tak w ten sposób potraktowany... w momencie gdy doszło do rozstania miałem wrażenie że mój świat się nagle wali a te uczucie jakie żywiłem do niej zamiast dawać poczucie przyjemności tak jak kiedyś przybrało formę uczucia jakby to ktoś rozlał wewnątrz mnie kwas który wyżerał mnie od środka. Przez te ostatnie 2 tygodnie spałem prawie tyle co nic jadłem prawie tyle co nic że (aż schudłem 5 kilo) prawie dzień w dzień piję i wypaliłem chyba cała sztangę fajek. Tutaj mogę chyba podziękować przede wszystkim mojemu Ojcu i Matce chyba dzięki nim w ogóle czegoś sobie wtedy nie zrobiłem. Tak że ten ... jakoś się wylizuję... niby już przestałem ją kochać... lecz jednak wciąż zbyt dla mnie świeża rana by tak jak gdyby nigdy nic przejść do szarej codzienności.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nauczka na przyszłość - w związku nie chodzi o to, żeby podporządkować swoje życie drugiej osobie, zwłaszcza jeśli widzi się oznaki, że druga osoba bynajmniej nie podporządkowuje swojego życia tobie. Kobiety raczej nie lubią facetów, którzy, ehem, "stają na głowie, żeby zaspokajać ich potrzeby". One takich wykorzystują, a kiedy już dalej wykorzystywać nie mogą, to rzucają, bo nie są w żaden sposób atrakcyjny. Facet powinien mieć swoje zdanie i robić to, co uznaje za słuszne (czy po prostu co chce robić), a nie skakać wokół księżniczki. 

 

I ty jesteś ewidentnie przykładem faceta, który dał się wykorzystać przez swoje własne zaślepienie. Nazwij to miłością, jeśli chcesz, ale w tym przypadku musiała być naprawdę ślepa. 

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Była ślepa i to bardzo ale powiedz temu co ćpa krokodil że to go wykończy, gdy jest pod wpływem nie uwierzy ci. To prawda dałem się wykorzystać i to w chuj. Co ciekawe na początku latałem wokół jej potrzeb bo mi się wydawało że jeżeli ja robię wiele dla mniej to w jakiś sposób to zostanie odwzajemnione, cóż moje dobre życzenie. Lecz gdy już pomału mi się kończyła cierpliwość i dałem sobie na wstrzymanie czyli zająłem się tym czym w końcu powinienem się zajmować to już było źle, byłem już tym samolubnym dupkiem, mimo wielu rozmów kłótni mogłem się produkować a wszystkie słowa gdy tylko dotyczyły pracy nad sobą przypominały napizgalanie grochem o ścianę. Jakoś tak nigdy nie umiałem mieć absolutnie wyjebane... i to jest moją wadą. I szczerze zazdroszczę tej umiejętności wielu osobą którą posiadają.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie tak, że ma cię nie obchodzić. Taka analogia - najlepszą (czy też najgorszą) karą dla psa nie jest bicie, tylko ignorowanie. Czy właściciel nie kocha swojego psa? Kocha, ale jak rozwali mu pod jego nieobecność pół mieszkania, to większość da się ponieść emocjom i zacznie go tłuc - a trzeba ignorować, bo psy tego nienawidzą. I tutaj jest taka sama sytuacja. Kochasz, ale jeśli druga strona tego nie docenia, to pokaż jej, co traci. Jeśli uzna, że traci dużo, to może się zmieni. Jeśli uzna, że czuje się bez ciebie jeszcze lepiej, to nie było nadziei. Ludzi nie da się zmienić samymi słowami. Żeby człowiek się zmienił, to albo musi przejść jakiś wstrząs (czyli właśnie np. taką terapię szokową, jaką proponuję), albo po prostu do tego dojrzeć. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstrząs? Zawiń ją w dywan i sturlaj z górki :rainderp:

Ten, zdejmowanie swojej zbroi jak to ująłeś, jest rzeczą, której absolutnie nigdy nie wolno robić. ale w jednym na miliard przypadków, wypadałoby

Będzie ciężko, ale skoro mówisz, że już stałeś się samolubnym dupkiem, to tylko lepiej dla ciebie. Wiesz, wtedy 'wyjebanie factor' się zwiększa z dnia na dzień, a tego potrzebujemy. ^^

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z dnia na dzień, pomału się podnoszę... co prawda jeszcze szczypie a czasem jak złapie to zajebiście jeszcze boli. W sumie najlepszym "środkiem przeciwbólowym" na dzień dzisiejszy jest chłodna analiza - prawdy o mnie oraz o faktach jakie miały miejsce, którą Airlick a także Waryate naprawdę super przełożyliście za co oczywiście jestem wam serdecznie wdzięczny.

Cóż jak to się mawia w mych rodzinnych stronach: "Nauka nie idzie w las ino w nas" .

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godziny temu Nightbringer napisał:

Dobra też się wyżalę 

 

Przerwano tłumaczenie jednego z moich ulubionych komiksów zacząłem go czytać jeszcze przed poznaniem MLP 

Jak przez przypadek znalazłem ten komiks na internecie to w niecałe dwa dni przeczytałem około 800 stron 

Masz szczęście, bo w wolnym czasie od wykorzystywania mojego wolnego czasu tłumaczę kucykowe komiksy dla nabrania wprawy w angielskim. Podaj komiks to może sam spróbuję kontynuować tłumaczenie i jest też szansa, że się w niego wciągnę...

Spoiler

Chyba, że to w jakimś innym języku. W takim przypadku nie ma co na mnie liczyć :ming: .

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To dobra rzecz, kiedy na forum zdominowanym przez śmieszków jest miejsce gdzie można porozmawiać na poważnie o swoich problemach. Cóż, ja mam mnóstwo problemów (ewentualnie tak mi się wydaje). Ale na razie "podzielę" się jednym z nich. Moja babcia cierpiała na chorobę Alzheimera. To było przerażające patrzeć jak z biegiem czasu coraz gorzej kontaktowała i stawała się rośliną. Bazując na hipotezach o dziedzicznym przenoszeniu tej choroby boję się, że kiedyś spotka mnie to samo. Myślę o tym od dłuższego czasu i nie mogę sobie z tym poradzić.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Ziemowit
9 minut temu Zena92 napisał:

To dobra rzecz, kiedy na forum zdominowanym przez śmieszków jest miejsce gdzie można porozmawiać na poważnie o swoich problemach. Cóż, ja mam mnóstwo problemów (ewentualnie tak mi się wydaje). Ale na razie "podzielę" się jednym z nich. Moja babcia cierpiała na chorobę Alzheimera. To było przerażające patrzeć jak z biegiem czasu coraz gorzej kontaktowała i stawała się rośliną. Bazując na hipotezach o dziedzicznym przenoszeniu tej choroby boję się, że kiedyś spotka mnie to samo. Myślę o tym od dłuższego czasu i nie mogę sobie z tym poradzić.

Jeśli będziesz tak myśleć to na pewno będziesz ją miał. Po prostu myśl pozytywnie. Niektórzy myślą, że to nic nie da, ale to daje dużo. Zgadzam się w stu procentach z @Major Degtyarev  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu Zena92 napisał:

To dobra rzecz, kiedy na forum zdominowanym przez śmieszków jest miejsce gdzie można porozmawiać na poważnie o swoich problemach. Cóż, ja mam mnóstwo problemów (ewentualnie tak mi się wydaje). Ale na razie "podzielę" się jednym z nich. Moja babcia cierpiała na chorobę Alzheimera. To było przerażające patrzeć jak z biegiem czasu coraz gorzej kontaktowała i stawała się rośliną. Bazując na hipotezach o dziedzicznym przenoszeniu tej choroby boję się, że kiedyś spotka mnie to samo. Myślę o tym od dłuższego czasu i nie mogę sobie z tym poradzić.

 

I nic z tym nie zrobisz, więc radzę się tym nie przejmować. Będzie, to będzie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...