Skocz do zawartości

[Eden] Opowieść o dawnych czasach.


Zegarmistrz

Recommended Posts

-No! To skoro nasza urocza towarzyszka zachowuje już umówmy się pionową postawę ciała, to proponuję dać jej chwilę odsapnąć po tych niemiłosiernie długich schodach.

 

Feliks ponownie zbliżył się do poszkodowanej, tym razem jednak na nieco mniej dokuczającą odległość pamiętając uprzednią reakcję.

 

-Jak już będziesz się lepiej czuć to nie krępuj się wesprzeć na moim ramieniu. I zanim zdążysz zaprotestować to przypomnij sobie jak krzywa zdaje się ta podłoga, oraz jak morderczo wysokie mogą się tobie zdawać, zwłaszcza teraz progi przez które zmuszona będziesz przestąpić. Nikt również nie obiecuje, że pomieszczenie do którego zmierzamy nie znajduje się w dalszym skrzydle budynku.

 

*Wnioskując z jej bardzo "inteligentnego" spojrzenia, którym raczyła mnie obrzucić ściany tego budynku są dosyć solidne, lub co bardziej prawdopodobne trunki wyskokiej jakości. Na szczęście ogniskowanie wzroku na zasłaniającej większą część widoku twarzy nie jest wyzwaniem nawet dla zapitego w trupa delikwenta. Lata praktyki z pracy w barze dają o sobie znać. W końcu mało razy musiałem wyprowadzić pijaną kobietą za próg? Czyż nie przyjemniej było sprawić by mimo tego iż jest wydalana, czuła się jakby szła tańczyć na bal?*

 

Feliks wyciągnął rękę w jej kierunku uśmiechając się zachęcająco.

 

- I tak oto, tak samo jak Tezcatlipoca czerwony, aztecki bóg władający nieboskłonem i przybierający formę wielkiego kota, tak teraz ja Batelgeuzo, jaśniejąca czerwonym blaskiem gwiazdo roztaczam nad tobą swoją troskliwą opiekę. Czy zechcesz mi towarzyszyć?

*Muszę to zapisać...*

Edytowano przez Fisk Adored
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 53
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Ran westchnął i spojrzał na kobietę, która wprowadziła ich do środka.

-Przyśpieszmy może kroku, zanim nasz Tezcatlipoca spali ją swym blaskiem. A jeśli nawet nie, to trzeba go strącić z nieboskłonu, zanim rozpocznie rozbłyski słoneczne... jeśli wiecie, co mam na myśli. Nie chciałbym marudzić, ale mamy ważniejsze sprawy na głowie niż ciągłe przerzucanie się metaforami, nie mówiąc już nawet o mojej "karierze pianisty".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Risa

Przyglądała się z zainteresowaniem na nowego znajomego. Nigdy dotąd nie widziała animalusa - oni się nie psują.A tu proszę całkiem ciekawy okaz, jest na co popatrzeć. Trochę ją rozbawił, tym zdaniem o gwieździe.

- Dzięki, myślę że dam radę. Czuję się już lepiej. Czyli ty też do zadania? Miło mi, mam nadzieję na dobrą współpracę. Przydało by się już wyruszyć - wstała powoli upewniając się czy aby na pewno nie zaliczy bliskiego spotkania z glebą.

- Naprawdę chciałabym jak najszybciej się stąd wynieść. Takie miejsca nie są na liście moich ulubionych.

Stać może i stała, z utrzymywaniem równowagi nie najgorzej. Mam nadzieje.

- W takim razie którędy... - poszukiwała wzrokiem kelnerki - A tak. Więc jak ruszamy?

Edytowano przez Xsadi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

//Mam tutaj podzielonego posta, im szybciej odpiszecie tym szybciej bede wrzucał poszczególne kawałki//

 

Wszyscy

 

Ci z was którzy przyglądali się barmanką mogli zauważyć mały błysk w ich oczach.

- Wystąpiła mała zmiana planów - rzekła ta która sprowadziła tu animalusy - pan pójdzie ze mną - co mówiąc wskazała na Neofilisa po czym udała się wraz z nim jedną odnogą korytarza.

- Ja jestem Lori'tela, a moja siostra to Zero'lara. Mam nadzieję że będzie mi dane pana usłyszeć na żywo, wszak moja siostra nie może przestać się panem zachwycać. No i mówcie do mnie Lori, będzie i wam i mnie wygodniej w ten sposób.

Mijaliście pokoje, korytarze, kilka obrazów i znów korytarze. W końcu, jak już się domyśleliście, dotarliście do drzwi na szczycie schodów.  Żelazne wrota i czytnik linii papilarnych. Lori przyłożyła do niego dłoń i po chwili żelazne drzwi odkryły przed wami windę dość sporych rozmiarów.

- Zapraszam.

Lori wsiadła czekając na was.

- I jeszcze zanim wsiądziecie. Ta winda prowadzi do bunkra pod klubem, jest jedyną drogą wyjścia i wejścia. Na dole dowiecie się do czego was zatrudniono i czego sie od was wymaga. To ostatnia szansa żeby się wycofać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Feliks Cherish

 

Feliks już w połowie słowa "ostatnia" mijał Lori w wejściu do windy

 

*Gdybym miał się wycofać, zrobiłbym to wcześniej. Na przykład po strzelaninie. Na przyszłość również mała rada. Ja jako człowiek kulturalny winien jestem poinformować Panią o tym, że gdy wpuszcza się ludzi do przysłowiowej klatki z tylko jednym wyjściem, oraz swoją dłonią jako jedynym znanym kluczem nie powinno się dawać im poczucia zaszczucia, co zostało zainsynuowane w poprzedniej wypowiedzi. Jestem również skłonny przypuszczać, że nie jedno a co najmniej dwa lub trzy wyjścia z kompleksu powinny istnieć ze względów bezpieczeństwa. Oczywiście "gościom" takim jak my nigdy się o nich nie powie. Zresztą, po co mi o tym wspominać skoro i tak mam wrócić na występ?

 

To właśnie mam ochotę teraz powiedzieć, ale czy byłoby to rozsądne? Czy jest to na miejscu?*

 

Po wejściu do środka, postawieniu "walizeczki" na podłożu, oraz pociągnięciu łyka wody z butelki (czekając aż przewodniczka skończy mówić) Feliks powiedział w końcu.

 

-Schlebia mi Pani, zawsze jednak miło usłyszeć coś takiego. Oczywiście staram się nigdy nie odmawiać występów publicznych, to dobra zabawa oraz możliwość przekazania jakichś wartości. Często również możliwość wyrażenia swoich nawet kontrowersyjnych poglądów w formie piosenki na którą wszyscy przymkną oko, a potem będą bezwiednie nucić pod nosami.

A wy co się tak patrzycie, windy nie widzieliście? Boicie się, że się zatnie? Toż to częściej można ze schodów spaść, a to cudo ma hamulce w razie wypadku.

 

*Heh, wejdą jak nic, a tylko czas marnują.

 

Moje małe paranoje, które rozważam wciąż na nowo

moje ciągle zmienne nastroje, które przesłaniają oczy obłudy osnową

tylko jeden krok do zrobienia, lecz jeden to tak wiele

wejdźcie do tej pieprzonej windy moi niezdecydowani przyjaciele

tak mało trzeba by na życie spojrzeć odrobinę śmielej

 

więc wejdźmy wszyscy do tej metalowj klatki

spadnijmy pięter kilka wgłąb naszej ziemskiej matki <<<< nie podoba mi się, zmienić

może znajdziemy tam to czego szukamy, może łaskę okaże los

może czekać nas również kopniaków kilka, oraz połamany nos

 

lecz do odważnych należy ta planeta świat, i w annałach historii zapisani pionierzy

więc niech każdy z własnych powodów, niech każdy pójdzie za to w co wierzy

i lepiej niech Moliarosi będzie miły, podczas swojej wieczerzy...

by spotkać marionetkarza  mistrza owego misterium, pana tego małego kosmosu

który rządzi podziemnym imperium, oraz pięknymi mojrami pociągającymi za nici losu *

 

Opierając się o najbardziej odległą ze ścian nucił tą wymyśloną naprędce pioseneczkę zapisując ją w notatniczku (oczywiście bez skreśleń i dopisków), słyszalną prawdopodobnie jedynie przez Lori. Ale przecież o to właśnie chodziło, skoro ma się fanów to czasami należy zrobić dla nich coś miłego, a nie miał wątpliwości, że jeśli będzie chcieć, to zapisze ją sobie w pamięci, ba może nawet podgłośnić. A jeśli ktoś wejdzie do windy za nim to wyłowi pewnie jedynie co któreś słowo, zresztą roztargniony artysta podczas pisania czegoś w zapamiętaniu to nie jest chyba taki niecodzienny widok? Zwłaszcza taki, który krzyczy co chwila coś o konstelacjach i astronomii. A jeśliby ją mieli usłyszeć nawet i całą to cóż, niech się śmieją, niech palcami pokazują. Jednak kiedy przyjdzie co do czego i przypomną sobie co takiego zrobili dzisiejszego wieczoru to może się okazać, że pewien roztargniony astronom ma na koncie dwa utwory do wykorzystania na dzisiejszym występie, oni natomiast kaca i zdarte podeszwy. Na twarzy Feliksa wykwitł mały uśmiech, jasny niczym słoneczny rozbłysk.

Edytowano przez Fisk Adored
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ranäöhka'tsä

 

Ran wsiadł do windy zaraz za Feliksem, który mruczał coś niewyraźnie pod nosem.

-Miejmy to już za sobą. Im szybciej dowiemy się, co to za zlecenie, tym szybciej będziemy mogli je wykonać. A nie przypuszczam, żeby ktokolwiek chciał się wycofać w tym właśnie momencie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Popieram twoje słowa. Mam sporo roboty w warsztacie, a czas to pieniądz. - do windy weszła jako ostatnia przyglądając się towarzyszom. Teraz jak obraz nie skakał jej tak przed oczami mogła na spokojnie przyjrzeć się nowej sytuacji z bliska.

 

- Feliksie cóż ty tam nucisz pod nosem? To twoje hobby czy jak? pierwsze słyszę by ktoś w tej branży miał czas i chęci na takie du... drobiazgi. Bez urazy. Choć przyznam, ciekawy sposób na samotne zadania.  - śpiew do zabijania dla niej nie pasował, do pracy w warsztacie również, tam rządziła inna muzyka. A propos pracy, ciekawość ją zżerała jakie dostanie informacje od tej... ekhem... kelnerki. Starała się trzymać język za zębami i cierpliwie czekać no to, po co tu przyszła. Mogła by ją teraz zasypać lawiną pytań, gdyby tylko była z nią tu sama. Niestety, nie lubiła czekać.

Edytowano przez Xsadi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

//Malutka zmiana - tak długo jak jesteście razem nie będę pisał do kogo odnoszą się poszczególne wypowiedzi. Możecie do tego dojść sami, a wasze wnioski mogą coś wnieść ;) //

 

Kiedy tylko Risa weszła do windy ta się zamknęła.

- Miło mi że macie w sobie zapał do pracy, przyda wam się. Charonie?

- No witam, co tam? Kogo tym razem mi tu dziecko sprowadzasz?- metaliczny dźwięk dochodził jakby z sufitu - Widzę, że odbiegasz troszkę od naszych ustaleń. Pamiętasz? Żadnych animalusów. No ale mniejsza, proponował bym samicy która z wami jest podać trankualizer, moje odczyty wskazują że nie jest ona przyzwyczajona do Lotoziela którymi faszerujesz swoich gości.

- Mała poprawka, a nawet dwie. Po pierwsze, to ludzie nie chcą animalusów w moim klubie, nie ja. Ja osobiście nie mam nic do ich..futerka - Lori zerknęła ukradkiem w stronę Feliksa - a po drugie, goście sami się faszerują, dobrze wiesz że w moim barze nikt by im tego nie "wcisnął" - ostatnie słowo wypowiedziała z drwiną i zarazem lekkim naciskiem.

-Tak, tak, a ja jestem żywą osobą. W każdym razie, jakie życzenia, które piętro?

Lori tym razem otwarcie na was spojrzała.

- Pozwólcie że przybliżę wam wasze możliwości. Pierwszą jest zatrzymanie się na pokojach na noc, odświeżenie się i odprawa z konferencją informacyjną w południe. Możemy też od razu przejść do odprawy, zależnie które wyjście jest dla was wygodniejsze. Ale tu macie do dyspozycji dwie informacje. Pierwszą jest fakt, że wasz pracodawca prosi byście pracowali jako grupa. Drugim jest fakt że mamy godzinę 23:30 standardowego Czasu, nie chciała bym by coś wam umknęło wam przez zmęczenie. Choć słyszałam że koty to mają dość ciekawą aktywność Nocą - ponowne zerknięcie na Feliksa było dość słabo krytą aluzją.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ran chrząknął, aby zwrócić na siebie uwagę.

-Wybierzemy raczej tą pierwszą opcję. Ona... - wykonał trochę nieskoordynowany ruch ręką w kierunku "Betelgeuzy", uświadamiając sobie, że wciąż nie zna jej imienia. - znaczy nasza... towarzyszka potrzebuje odpoczynku, jak mi się zdaje. Ja z kolei nie obraziłbym się na jakiś opatrunek, ale oczywiście mogę sobie poradzić i bez tego. Zastanawiam się też, dlaczego nasz pracodawca "prosi" o działanie drużynowe. Oczywiście to pytanie, jak i wiele innych, może poczekać.

To powiedziawszy oparł się o ścianę windy i otarł palec wskazujący lewej dłoni o ranę, po czym zlizał z niego krew. Smak krwi był jedną z dwóch korzyści, jakie mogły wyniknąć ze zranienia. Drugą było wrażenie, jakie na niektórych pannach wywierały bojowe blizny - czy też raczej opowieści, jakie były z nimi związane, najczęściej zresztą ubarwiane do granic możliwości. On sam wyrósł z takich praktyk dobre parę lat temu, jednak wielu było takich, co to wypadek z nożem w kuchni zamieniali w srogie starcie z dziesiątkami bandytów.

Ran otrząsnął się z rozmyślań, skrzyżował ręce na piersi i z braku lepszego zajęcia zaczął nienachalnie podziwiać wdzięki Lori.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Feliks Cherish

 

Feliks zaraz po zakończeniu tej małej wymiany zdań wykonał lekkie skinienie głową mniej więcej pomiędzy kamerą, a lustrem znajdującymi się w windzie. Nie wiedział bowiem gdzie dokładnie znajdowałą się aparatura Charona.

 

-Dobry wieczór Charonie, nazywam się Feliks Cherish i będę chwilowo gościć w waszych progach. Zawsze miło poznać kolejną inteligentną istotę, nawet jeśli nie posiada wspomnianego futerka. Mam nadzieję, że nie pobierasz symbolicznego obola za przeprawę? - Pozwolił sobie na mały żart animalus.

 

*Hah, czyli miałem większą publikę niż myślałem.*

 

Po powiedzeniu tego zwrócił się w kierunku Lori

 

-Pierwsze rozwiązanie również według mnie jest najbardziej odpowiednim - mówiąc to zmrużył lekko oczy kierując wzrok dokładnie na twarz Lori.

- Chętnie wziąłbym gorący prysznic, uwielbiam to uczucie gdy woda ścieka po caaaałym moim ciele. - podczas mówienia tego na jego ustach zagościł mały uśmieszek

 

Uśmiech zniknął równie szybko jak się pojawił, a następna kwestia została wygłoszona w kierunku Risy.

 

-Oczywiście jeśli tobie to rozwiązanie nie odpowiada, zrozumiem. Mamy jednak pracować jako zespół, a ja bardzo cenię sobie zgranie grupy jeśli przyjddzie mi w takowej pracować

 

Następna kwestia została wypowiedziana znów w kierunku Lori.

 

-Bardzo cenię sobie stosunki międzyludzkie.

Edytowano przez Fisk Adored
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Risa

 

- Vint, jestem Risa Vint. W moim biznesie mówią na mnie po prostu Śrubka. - Powiedziała w chwili gdy chłopak wskazał na nią ręką, jednak widząc jak bardzo wpatruje się on w... tą zabawkę odpuściła sobie dalszych komentarzy. No może poza jednym. - Ma ktoś chusteczki? Jeszcze chwila i będziemy mieli tu powódź. - mruknęła pod nosem.

 

Po chwili zwróciła się do Feliksa mówiąc nieco spokojniejszym tonem.

- Źle mnie zrozumiałeś, nie powiedziałam że nie podoba mi się. Po prostu jestem mile zaskoczona. Nie co dzień się spotyka takie osoby. * Tym bardziej w mojej dzielnicy* Jeśli chodzi o pracę w grupie.. spróbuje się dostosować. Byle by wykonać zadanie i się przy tym nie pozabijać.

 

Skierowała swój wzrok na Lori.... do której już nie pałała sympatią. A tej jej "ubiór" zaczynał ją irytować. - Może jakieś szczegóły naszej pracy? Co zrobić, gdzie iść?

Edytowano przez Xsadi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Feliks Cherish

 

Feliks zastrzygł uszami słysząc to co mówi Risa.

 

-Droga Riso, jestem przekonany, że nikt się tu z nikim nie pozabija, jeśli tylko przestaniemy dokręcać sobie śrubki - Powiedział grajek wyczarowując z rękawa haftowaną chusteczkę z inicjałami F.C w rogu i podając ją Risie uśmiechając się. Chusteczka wydzielała ledwie zauważalny aromat perfum.

 - Dobre domy publiczne nie są tylko tym za co ma je ogół społeczeństwa, są miejscem gdzie po przybyciu każdy traktowany jest w taki sposób by poczuć się dobrze, by móc się zrelaksować. Można tu przyjść jedynie po to by odbyć miłą rozmowę z kimś kto nie wygląda szpetnie oraz jest rozgarnięty bardziej niż przeciętna osoba. Gdyż takie osoby są właśnie w takich miejscach zatrudniane. Wielu stałych bywalców takich miejsc nigdy nie zakosztowała seksualnych igraszek. W czasach takich jak nasze te miejsca są wbrew pozorom jednymi z ostatnich miejsc gdzie zachowała się jakaś kultura osobista. Jeśli oczywiście potrafi się znieść trochę nagości i alkoholu. Szczegóły natomiast mają nam przekazać na miejscu, co nie zajmie już długo. Zresztą możesz polegać na opinii kogoś, kto w kilku takich przybytkach miał już okazję bywać. Nie patrz tak na mnie, grywałem w nich! - Powiedział, po czym zaśmiał się cicho.

Edytowano przez Fisk Adored
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Risa

 

Po słowach animalusa Risa wybuchchła śmiechem.

-Być może jest w twoich słowach prawda, sorry, nie znam sie. Nie mam czasu na takie rozrywki, maszyneria sie sama nie naprawi, a warsztat na siebie nie zarobi. Mówiłam już, takie miejsca omijam szerokim łukiem. - spojrzała ukratkiem na kelnerkę.

- A zrelaksować się mogę równie dobrze będąć na przejażdzce moim maleństwem po mieście, albo targowaniem sie z kupcami o sprzęt. Takie miejsca to dla mnie strata czasu, a czas to pieniądz. Tym razem jest inaczej i ze zwględu na ten wyjątek przyknę oko.... wszak robota ważniejsza od kaprysów. A propo tej husteczki -która właśnie przykóła jej uwagę, wskazała palcem na ich trzeciego toważysza z uśmiechem na twarzy- Jemu bardzo się przyda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

- Czyli ustalone. Charonie, na pokoje proszę! - Uradowany głos Lori przerwał waszą rozmowę. Wy natomiast poczuliście jak przez chwilę winda rusza. To krótkie uderzenie świadczące o zmianie pobytu. Bo amortyzatory samego Charona dawały złudne poczucie jakoby winda dalej stała w miejscu.

- Dobrze, skoro już wiemy co i jak pozwolicie że zajmę się szczegółami. Ale po kolei. Najpierw pokaż mi to ramię - co mówiąc Lori podeszła do ściany z której wyłoniło się kilka pudełeczek. Mogliście zobaczyć jak sprawnie wyciąga z nich dwa pojemniki dozownicze, sam dozownik i scalacz - malutkie urządzenie z masą wystających z przodu drucików. Krótkich i cienkich, ale skutecznych. Pierwszy ładunek wylądował w dozowniku kiedy Lori bez słowa chwyciła Rise za ramię i bezboleśnie wszczepiła jej dawkę trankualizera - środka nie tylko redukującego działanie Lotoziela ale chwilowo poprawiającego skupienie. Chwilę później kobieta przeładowała dozownik i wstrzeliła mieszankę znieczulająco-odkażającą w ramię Ran'a, po czym z uśmiechem powiedziała:

- Charonie, zdalne otwarcie bazy medycznej, ustawienie automatyczne, dział "Rany postrzałowe i opatrunek", wgranie i aktywacja.

Ran mógł obserwować jak z chirurgiczną precyzją ramionka scalacza składają ranę do kupy, poprawiając miejsca gdzie mógł być uszkodzony mięsięń, wypełniając tkankę. Kilka chwil później i rana była tylko dymiącą blizną o długości zaledwie 1 centymetra.

- No, to tyle jeśli idzie o medyczne potrzeby - w tym momencie drzwi widny otworzyły się a wy nawet nie wiedzieliście kiedy się zatrzymały. Waszym oczom ukazał się długi i ozdobny korytarz, trochę podobny do tego którym tu weszliście. Rożnicę stanowiło oświetlenie, stonowane miast widowiskowego, oraz brak substancji w powietrzu.

- Oto komnaty mieszkalne. Jak już się domyślacie, jesteśmy dość głęboko pod miastem. Tutaj nie dotarły żadne skażenia, nawet wodę i powietrze mamy odpowiednio przefiltrowane. Ci panowie - jak na komendę z jednej odnogi licznych korytarzy wyszło dwóch mężczyzn. Jeden ubrany był swobodnie, luźne spodnie kontrastowany trochę z koszulą i krawatem, ciemna karnacja i równie ciemne włosy. Niby biła od niego powaga ale oczy zdradzały rozbawienie, zaś na plakietce w jego koszuli widniało "Marek Garus - Marketing i Zarządzanie". Drugi natomiast był przeciwnością pierwszego, ubrany na modlę wojskową, ciężkie podbite obuwie, spodnie w kolorze moro i koszulka na ramiączkach odkrywająca liczne blizny na przedramionach. Kompletnie łysy za to z bujną brodą - To Marcin a ten sztywniak - wskazała na wojskowego - to Jharik, zaprowadzą was do pokoi. Risa, idź z Jharikiem, nie ma on zwyczaju dobierać się do kobiet tak szybko jak Marek - Jharik skinął głową i wskazał jeden z korytarzy.

- Psujesz caaaaałą zabawę - Marek wyglądał teraz na bardziej niż rozbawionego - no trudno, bede grał tymi kartami które rozdajesz. Witaj bystra klaso pracująca, będę ci przewodnikiem ku miejscu twego, miejmy nadzieję nie wiecznego, spoczynku. Cho, zostawmy tych nudziarzy, gwarantuję że nie pożałujesz - Marek machnął na Rina dłonią po czym udał się w kierunku przeciwnym do obranego przez Jharika.

- A ty Feliksie, udaj się ze mną, musimy porozmawiać i omówić twój ewentualny...występ - Lori chwyciła Feliksa i poprowadziła prosto korytarzem.

Edytowano przez Zegarmistrz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

       W momencie przekraczania drzwi windy Feliks odwrócił się i pomachał w stronę zamykających się drzwi, za którymi połyskliwa powierzchnia sensorów optycznych Charona, która obserwowała nasze poczynania. Mimo tego, że winda była już pusta co niektórym mogło wydawać się to nieco dziwne. Zaraz po opuszczeniu stalowej klatki zaciągnął się tutejszym powietrzem. Z łatwością dało się stwierdzić, że nie zawierało obecnych wcześniej... właśnie... co to było? Prócz lekko wyczuwalnego zapachu tworzywa sztucznego, zawsze obecnego przy powietrzu przefiltrowanym przez wentylatory nie dało się tutaj już wyczuć wszędobylskiej, lekko przyćmiewającej zmysły substancji.


      Oznaczało to jednak tyle, że jego myśli nie były już w żaden sposób spowalniane. Fakt, wcześniej niby bez wysiłku wymyślał na poczekaniu piosenki, teraz jego umysł pracował jednak dużo szybciej, gdy nic już go nie spowalniało. Taka już natura artysty, przejmować się takimi rzeczami...


      (...)


      Lori złapała mnie za rękę, pociągnęła gdzieś przed siebie... O czym to oni właśnie rozmawiali? Nie miałem pojęcia, chyba odpłynąłem. Umknął mi sens wypowiadanych przez tamtego wesołka słów. Każdy poszedł w swoją stronę, ja natomiast miałem iść z moją księżycową muzą.


      Dałem się tak bezwiednie ciągnąć przed siebie. Nie trzeba było geniusza, by po nawet krótkim spojrzeniu na moją twarz wywnioskować, że jestem gdzieś daleko stąd w swoich rozmyślaniach i niekoniecznie podoba mi się to co wymyśliłem. Brwi ściągnięte do siebie, usta zaciśnięte w wąską linię, rozchylone bardziej niż zwykle nozdrza... Ale czemu się dziwić, jakie przemyślenia może mieć ktoś, kto właśnie rozmawiał z windą na równi z każdą inną osobą? Co to mówi o nas, jako o żywych istotach? O życiu jako takim? Cała ta  egzaltacja życia organicznego przez te wszystkie milenia, a tu okazuje się, że nasze ciała są jedynie workami na coś co jest naszą duszą... Ciężko to tak raptem przeskoczyć... I niby podobne przemyślenia powinny być już dawno zakończone, ale bioandroidy i cyborgi za bardzo przypominały ludzi. Zresztą ja sam, czy ja jeszcze mogę nazwać się homo sapiens? Chyba już nie... Po co więc ten cholerny rasizm pomiędzy wszystkimi rasami do tej pory... Wszystko tak bardzo traciło na sensie...

 

      (...)


      Otrząsnąłem się z tego, głowa drgnęła podczas wychodzenia ze snu na jawie. Trwało to ledwie tyle co sześć, może osiem kroków. Chciałem czyjejś opinii, spojrzałem więc na prowadzącą mnie przed siebie kobietę, ale jedyne co wydostało sięz moich ust to...


      - Jeśli chciałaś potrzymać mnie za rękę, to wystarczyło powiedzieć - Powiedziałem śmiejąc się cicho. Śmiechem, który miał być możliwie jak najbardziej uprzejmy, jednak nic nie mogło zatuszować kryjącej się w nim chwilowo nieszczerości. Nawet powrót zawadiackiego uśmiechu i pełen pewności siebie chód, ćwiczony latami.


      Szlag

Edytowano przez Fisk Adored
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Feliks Cherish

 

Twoja muza tylko uśmiechnęła się zawadiacko i w milczeniu dalej prowadziła korytarzem. Kolejny skręt i kolejny korytarz. Aż doszliście do dość sporych drzwi. Lori puściła twoje ramię i weszła do środka, dając ci znak dłonią byś podążał za nią. Kiedy przekroczyłeś odrzwia twoim oczom ukazał się dziwny widok - dość duży prostokątny pokój, prawie że hala, gdzie większą część podłogi zajmował dość sporych rozmiarów prostokątny dół wypełniony jakąś substancją i mocno oświetlony.

- Pewnie tam na górze nie miałeś okazji widywać takiej ilości cieczy w jednym miejscu. To Feliksie jest deohydrax - substancja którą udało nam się tutaj opracować. Jest zupełnie nieszkodliwa, posiada wszelakie właściwości wody, lecz nie jest wodą. Nie rób takiej miny, pewnie słyszałeś kiedyś takie słowo jak basen - rozbawienie w jej głosie biło szczere, nie było w nim nawet krztyny złośliwości czy drwiny.

- Wskakuj, woda jest wspaniała - co mówiąc rzuciła się w ciecz. Przez chwilę jej sylwetka zamigotała pod taflą płynu, a kiedy się wynurzyła mogłeś podziwiać liczne krople ściekające po jej ciele.

- Na razie odpocznij, jeśli chcesz mogę zamówić nam coś na ząb lub jakieś napoje, chciała bym z tobą omówić też kwestię występu w moim lokalu. I uprzedzając ewentualne pytanie, nie, tutaj nie mówimy o interesach innych niż te przyjemne, zgoda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

      No tak, jakżeby inaczej. skoro nie mamy wody, zróbmy sztuczną wodę... tak bardzo ludzkie, że aż śmieszne. Godne podziwu, jednak ciągle zabawne. To ciągłe bawienie się w boga przez  wieki zaowocowało jednak kilkoma ciekawymi rzeczami, które wyjątkowo ułatwiały życie takim jak on. Po cóż więc roztrząsać?


      Feliks wzruszył jedynie ramionami, po czym idąc w stronę basenu postawił na ziemi najpierw swoją walizkę, o którą oparł gitarę. Po czym nie zatrzymując się gubił także elementy ubioru. Najpierw zsunął z siebie marynarkę, potem luźno uwiązany krawat za którym podążyła koszula wraz ze spodniami. Szlak garderobiany tworzył się w linii prostej do zbiornika z osobliwą cieczą, kończąc się jakiś metr przed nim.

 

       Innych niż te przyjemne, co? - pomyślał grajek, po czym wyraził swoje odczucia na ten temat.


      - W moim przypadku, najprzyjemniejszą rzeczą na tym świecie jest występowanie na scenie. Owszem, jest wiele innych rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, jednak nic nie może równać się z tym uczuciem... Powiedzmy, że w momencie moich narodzin wepchnięty zostałem do świata, który nie był z miejsca przyjazny. Był pełen niezrozumienia i poróżnień. Życie w tym codziennym, szarym świecie można zobrazować tylko w jeden sposób. - Po czym stanął tyłem do basenu, rozłożył ręce na boki i bezwłądnie runął w ciecz za nim. Ciągle nie poruszając się przez chwilę opadł na dno zbiornika, by wynurzyć się dopiero w momencie gdy zaczęło u brakować tlenu. Wyprysnął na powierzchnię łapiąc łapczywie pierwszy łyk powietrza w niemej pantonimie ponownych narodzin. Specjalnie ustawił się w taki sposób, by niedalekie źródło światła mogło rozświetlić refleksy wody na jego ciele, prześwitując przez futro, dając złudzenie wszechogarniającego uczucia bycia przesiąkniętym tym blaskiem, po czym rozkładając ręce na boki i obracając się powoli wokół własnej osi kontynuował wypowiedź.

 

      -Jednak kiedy staję na scenie, gdy zaczynam grać, śpiewać, tańczyć czy nawet recytować poematy czuję jak wszelkie granice zacierają się. Dopiero wtedy naprawdę w pełni jestem w stanie zaczerpnąć powietrza. Przez krótką chwilę tworzy się między mną, a każdą obecną w pomieszczeniu osobą nić porozumienia. Swoisty pomost łączący nasze byty. Każda osoba, której głowa lub noga niekontrolowanie drga w rytm muzyki, każda nucąca to co zaśpiewam, każda uśmiechająca się kontemplując wydobywający się z moich ust tekst. Przez tą ktrótką chwilę nie ma między nami różnic, tworzymy jeden byt, który łączy wspólny cel, sugerowany przez tekst piosenki, wspólny nastrój sugerowany przez muzykę, oraz wspólne uczucie przepełniającej energii wywołane tańcem. Nie ma wtedy JA, ani TY. Na czas trwania tego jednego występu jest tylko wszechogarniające MY. Dla tych, którzy uważają moje występy jedynie za błache pokazy przydrożnego grajka nigdy nie zostanie objawiona pewna prawda. To właśnie błasi grajkowie przez te wszystkie stulecia istnienia rodzaju ludzkiego byli jedynymi osobami, które bez oporów mogły narzucać swoją wizję świata, skutecznie zmieniając poglądy warstw rządzących społęczeństwami nie uciekając się do żadnej przemocy i sprawiając, że przemyślny tekst dał komuś do myślenia, że zmieniło to naprawdę wiele. Dlatego też, jeśli mówisz w mojej obecności o przyjemnościach, to wiedz, że to jest pierwszą rzeczą goszczącą w mojej głowie po usłyszeniu tych słów. Jestem muzykiem, całe moje życie to jeden wielki występ. Rozmawiając z kimś gram na swoim głosie, jak i na jego przekonaniach. Mozna to odnieść do wielu innych sytuacji, dlatego też zrobię to również teraz. Jeśli tym co powiedziałaś przed chwilą sugerowałaś coś innego niż występ na scenie, to musisz wiedzieć, że tak długo jak instrument nie zgodzi się by na nim zagrać, moje palce nie poruszą nawet jednej struny, moje usta nie zbliżą się choćby na chwilę do żadnego z miejsc, które po lekkim dmuchnięciu sprawiłoby, że z instrumentu wydobędzie się piękna melodia. Nazwij mnie staroświeckim jeśli chcesz, ale zawsze uważałem, że trzeba mieć jakieś zasady w takim świecie jaki sobie stworzyliśmy. Inaczej skończymy ponownie jako zwierzęta. I wiem, że z moich ust może to brzmieć dziwnie, ale chęć pozostania ludzkim jest w takich jak ja jeszcze silniejsza niż w zwykłych ludziach, którzy nie muszą się martwić o takie sprawy... Przepraszam, poniosło mnie. Tak, kolacja chyba brzmi teraz całkiem miło, jednak może po kąpieli? W końcu nie jestem szopem praczem. - Powiedział Feliks lekko speszony faktem swojego monologu, co zaczynało być widać po jego sposobie bycia. Zanurzył się więc po szyję w otaczającym go płynie, dając się mu ponieść.

Edytowano przez Fisk Adored
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bystra klasa pracująca podążyła za Markiem, ani gestem, ani słowem nie zdradzając zakłopotania wynikłego z faktu, że na pokoje odprowadza go istota płci męskiej. Niezbyt podobało mu się też to, że świeżo uformowana drużyna ponownie została rozdzielona. Ale cóż można było poradzić? Przynajmniej ta nieszczęsna rana została w końcu zamknięta. No i chwilowa przerwa od gadaniny Feliksa też może dobrze podziałać na zdrowie psychiczne... chociaż trzeba przyznać, że ten śpiewak miał w sobie pewien rodzaj charyzmy. Przypominał trochę starszego brata Rana - w bardzo podobny sposób skupiał na sobie uwagę wszystkich wokół i miał ten sam dar gładkiego języka. Bywało to przydatne, gdy trzeba było się jakoś wykpić z niebezpieczeństwa albo zagadać barmana, by drugi mógł niepostrzeżenie przywłaszczyć sobie coś zza lady. To były na swój sposób ciekawe czasy... dopóki wszystko nie spłonęło. Cóż, po tym też było ciekawie, ale już w nieco innym sensie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Feliks Cherish

 

Widziałeś jak Lori ci się przysłuchuje. Przez chwile nawet mogłeś zauważyć że posmutniała. A może to tylko refleks światła odbitego przez "wodę"?

- Zatem coś do picia i przekąska.

Jak na wezwanie rzez drzwi pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn, ubranych schludnie ale nie służbowo. Nieśli ze sobą kilka tac. Po chwili jakiś chłopak przez te same drzwi wepchał wózek śniadaniowy, na którym było kilka butelek i kilka dodatków.

- Mam nadzieję że nasze przetwory będą w zasięgu twojego smaku. Wszystko co widzisz wyhodowaliśmy i przetworzyliśmy tu pod ziemią. Miasto n górze nie wie że pod spodem jest o wiele większe. Dla ich skanerów jestesmy tylko skała, substancją której nie można zagospodarować a przez to należy zostawić w spokoju. Ale, nie o tym teraz, częstuj się.

W czasie kiedy tłumaczyła ci skąd pochodzą pyszności, Lori odkrywała kolejne półmiski i tace. Owoce, warzywa, trunki. Różnego rodzaju mięsiwa i desery. Do tego trunki, od lekkich po te bardzo silne.Do twoich nozdrzy doszedł zapach różnych przypraw, w tym też afrodyzjaków, lecz ty akurat byłeś na nie odporniejszy niż ludzie.

- A co do twoich występów, jako bar o znamienitej reputacji, możemy pozwolić sobie na zatrudnienie kogoś o twoim talencie. Musieli byśmy pewnie domówić to i owo, ale wierzę że jesteś człowiekiem interesu. Plus - twoje występy obejmowały by te spokojniejsze dni, wszak nie codziennie trudnimy się tym co mogłeś zaobserwować na górze. Zazwyczaj jesteśmy barem, czasami operą, zależy kto wynajmie lokal i obsługę.

 

Ranäöhka'tsä

 

Widziałeś kolejne mijane pokoje, pomieszczenia, gdzieś nawet mignąć ci przez chwile warsztat. I wtedy Marek skręcił w jeden z korytarzu przechodzący w halę.

- Chodź, jesteś w gościach więc traktujmy tą wizytę po gościnnemu, ja?

Twoim oczom ukazała się spora hala, kilkanaście różnych stanowisk, kilka klatek kilka aren. Na wielu z nich walczyły różne osoby, czy to wręcz czy z pomocą różnej broni białej.

- Witaj w Koloseum. Tutaj możemy podziwiać różne sztuki walki, czasami nawet poćwiczyć lub zwyczajnie spuścić nadmiar pary.

Poprowadził cię bliżej jednej z klatek gdzie dość wysoki i dobrze umięśniony kolos walczył z 3 niskimi kobietami. O ile kobiety były szybkie i zwinne, o tyle kolos sukcesywnie blokował i unikał ich ciosów. Wokół słyszałeś różne okrzyki, od "Setka na Grama" po "Jak wygra to ją przelecę". Poczułeś klepnięcie w ramię, a kiedy się odwróciłeś Marek stał za tobą z butelką schłodzonego piwa.

- Słyszałem że macie coś do załatwienia, ale że szefowa upatrzyła sobie maskotkę to przekładacie odprawę na jutro? Rozsądnie, polecam się wyspać, wypady poza miasto nigdy nie są przyjemne. Słyszałem plotki że Czachowcy znowu rozbili Żelazną Damę. @ raz w tym tygodniu a miasto nic z tym nie robi.

Rozmówca pokręcił głową z widocznym rozdrażnieniem.

- No ale to nie nasz biznes, my mamy odpoczywać.

W tym czasie usłyszałeś za sobą dość głośny huk, a potem głośniejszy dzwonek. Kiedy się obróciłeś 5 mężczyzn ściągało z podestu 3 kobiety które chwile temu walczyły z olbrzymem.

- PANIE I PANOWIE, KOLEJNA WALKA NA KONCIE GRAMA! I PONOWNIE WYGRAŁ ON POPRZEZ NOKAUT! CZY ZNAJDZIE SIĘ CHĘTNY DO STAWIENIA MU CZOŁA?! PRZYPOMNĘ ŻE NAGRODA WYNOSI TERAZ 700 KREDYTÓW PLUS 30% Z ZAKŁADÓW! - głos komentatora był głośny i wyraźny, choć zainteresowanie gawiedzi już raczej malało. Widocznie większość spłukała się obstawiając na niewiasty. Sam miałeś odejść kiedy poczułeś pchnięcie w plecy.

- YO Carlos, ten tutaj z chęcią powalczy!

Słyszałeś głos Marka i widziałeś jak wszystkie twarze naokoło spoglądają na ciebie. Po sekundzie dotarło do ciebie co powiedział Marek, a kiedy miałeś już się obrócić i powiedzieć mu co o nim myślisz usłyszałeś:

- To pluszaki też mają wstęp? - słowa wypowiedziane jakby ktoś nimi splunął. Kolos którego nazywali Gramem wyglądał na szczerze zaskoczonego.

- Pss, zgódź się, masz nad nim przewagę, jest zmęczony po walce do tego utyka na lewą nogę. Wystarczy że mu tam przyłożysz i raz dwa dzielimy się kasą. Nawet postawię na ciebie żeby było solidarnie - szept Marka był słyszany tylko przez ciebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ranäöhka'tsä

 

- Dobra - odpowiedział lakonicznie Ran, lekko zgrzytając przy tym zębami.

Nie podobało mu się to miejsce, nie podobali mu się ci ludzie, a już na pewno nie podobał mu się gigant zwany Gramem. Ale pomimo tego, jak zwykle zresztą, jego iście hienia natura wzięła górę. W ten prosty sposób mógł potencjalnie trochę zarobić, mógł też sprawdzić, na ile może ufać Markowi. Chociaż to drugie, nie oszukujmy się, miało zdecydowanie mniejsze znaczenie...

W tej chwili czuł się dokładnie tak jak jego zwierzęcy pobratymcy, od których wziął garść genów - podchodził do klatki jak prawdziwa hiena do leżącego nieruchomo lwa. Nie żyje czy tylko śpi? Naprawdę utyka czy może to wszystko prymitywny podstęp wymierzony w znienawidzonego animalusa? W ten sposób przynajmniej się przekona... a konsekwencje? Ból? Dawno temu nauczył się znosić ból. Ból jest nieprzyjemny, ale mija jak zimno po kąpieli w lodowatej wodzie. Chyba, że Gram coś mu złamie...

Otrząsnął się z tych myśli. Wiedział, że nie wygra przez siłę, nie zamierzał więc atakować od razu. Będzie okrążać kolosa, wykorzystując przypuszczalną przewagę w szybkości, zmuszając go do stawania na bolącą nogę. Będzie obserwować i miotać się w unikach, grając na zmęczenie. Cios wymierzy dopiero wtedy, gdy będzie już całkowicie pewien, że nadeszła pora.

Edytowano przez S443556
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Risa

- Powietrze... - powiedziała cicho ciesząc się głębokim wdechem. Musiała się chwilę opocząć, ogarnąć się po tych głupich kadzidłach. Chyba troche jej to zajęło bo gdy się rozejrzała jej grupy już nie było. No nic, wzruszyła ramionami.

 

- Dobra panie Jharik, prowadz do pokoju.

 

Wolała nie sprawdzać tutejszych "innych" rozrywek, a jedynie odpocząć i przygotować się do zadania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

      Przez dłuższą chwilę raczyłem się specjałami oferowanymi przez Lori. Rozmawailiśmy praktycznie o niczym, podtrzymując kulturalną konwersację. Konwersację, zazwyczaj towarzyszącą kulturalnym spotkaniom w sprawie interesów...


      Lori odkrywała kolejne półmiski, zachwalając swój lokal, oraz to co można tutaj znaleźć. Przypominała to, co każdy człowiek interesu podczas negocjacji: Pająka tkającego swoją sieć małych kłamstewek, który macha przed oczami biednego frajera błyskotkami byleby tylko wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Ta realizacja sprawiła, że poczułem się naprawdę... źle. Uświadomiłem sobie, że cała ta rozmowa to jedynie bardzo rozbudowana próba “ugłaskania” mnie.


       “...ale wierzę, że jesteś człowiekiem interesu...”


       Z mojego gardła dało się słyszeć krótki, lecz agresywny warkot. Pełen złości i sprzeciwu. Tego było już za wiele, ona naprawdę nie słuchała ani słowa z tego co powiedziałem? Może jedynie wybrała mimo tego co usłyszała swoje zwyczajowe sposoby pozyskiwania przychylności innych? W końcu to zazwyczaj działa prawda? Nie tym razem...


       Mimo warkotu, oraz zdecydowanie zdenerwowanej miny głos który wydobył się z mojego gardła był zimny i spokojny. Ważyłem swoje słowa tak, by sens przeszedł bez żadnych przeszkód.


       - Przestań wreszcie odkrywać te półmiski. Machać mi przed oczami błyskotkami i cudami na kiju. Przed chwilą powiedziałem ci dokładnie dlaczego robię w życiu to co robię. Po twojej wcześniejszej minie wnioskuję nawet, że mnie słuchałaś, a jedynie postanowiłaś to zignorować i postąpić tak jak zawsze do tej pory... Nie, nie jestem człowiekiem interesu. Zdecydowanie nie. Zagrałbym w twoim lokalu nawet i za darmo, gdybym miał możliwość przekazać pewne treści słuchaczom. Byłaby to wystarczająca zapłata. Miałem tutaj nadzieję na zwykłą niezobowiązującą rozmowę po której będę miał miejsce, gdzie mogę przekazać cząstkę siebie innym. Jak bardzo się przeliczyłem... Moja rzekoma sława, której teraz już nawet nie mogę dłużej zaprzeczać nie bierze się z występów w znanych lokalach, a raczej graniu na środku placu miejskiego, gdzie ktoś kto stwierdzi, że teksty o wolności i równości, o braterstwie nie są na miejscu przestrzeli mi nogę. Po czym to gra nie ustanie, a śpiew ciągle będzie rozbrzmiewać. Taka sytuacja już się zdarzyła, owy zbir z frustracji przestrzelił mi również drugą nogę, a ja padając na kolana dokończyłem zwrotkę i dopiero wtedy zemdlałem z utraty krwi. Jednak przesłanie dotarło do słuchaczy, tłum stanął w mojej obronie pacyfikując tego zbira i dwóch jego koleżków. Wiesz dlaczego? Bo Zwykli ludzie chcą żyć w świecie pełnym piękna, w świecie innym niż ten. Wybierają jedynie odwracać głowy z czystej wygody, ze strachu. Ja natomiast w oczach niektórych z nich jestem już nie tyle mną, co symblem tego, że coś da się jeszcze zmienić. A to zobowiązuje dużo bardziej niż zdajesz sobie sprawę...


       To mówiąc wychodziłem z basenu, wrzucając na siebie ponownie swoją garderobę na ociekające wodą ciało. Nie obchodziło mnie to jednak. Tak przesiąknięty, okapujący wodą siadłem ciężko na swoim wzmacniaczu, zapaliłem papierosa i spojrzałem ponownie na kogoś, kto pomimo tego, że bardzo dobrze rozumie o czym mówię, postanowił stać się częścią tej bezlitosnej maszyny rządzącej światem. Nie wydawała mi się dłużej pociągająca, wygladała jak zagubione dziecko, które kurczowo trzyma się dłoni bogatego tatusia.


       - Chciałbym teraz pobyć sam, jednak z przykrością muszę stwierdzić, że zwyczajnie się zgubię jeśli teraz wyjdę... Przepraszam również, że nie zrobiłem zapewne dobrego wrażenia, ale zwyczajnie mi na tym od początku nie zależało. Jeszcze nigdy nie usiłowałem przypodobać się właścicielowi lokalu i nie sądze, żeby to się miało wkrótce zmienić. Porozmawiam jutro z panem Moliarosim, po czym jeśli jego propozycja będzie niosła obietnicę znalezienia tego, czego poszukuję to wyjadę z miasta. Prawdopodobnie nie uda mi się do niego wrócić, wiemy bowiem doskonale jakie warunki tam panują. Jeśli jednak będzie inaczej to mam nadzieję, że po powrocie zastanę cię tutaj i przemyślisz kilka spraw na spokojnie.


       Po czym spuściłem wzrok, wsadzając swoją zdecydowanie zbyt ciężką głowę w podtrzymujące ją dłonie. Pomału dochodziło do mnie, że prawdopodobnie ją do siebie zraziłem i nawet nie wiem czy zaraz mnie za to ktoś za to nie sponiewiera.  Czy było warto? Czy mogła coś z tego zrozumieć? Tak, pewnie tak...


       Westchnąłem ciężko i czekałem na reakcję...

 

       - I pomyśleć, że myślałem o zostaniu tutaj na stałe...

Edytowano przez Fisk Adored
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Risa

 

Wojskowy typek szybko zaprowadził cię na pokoje, otworzył jedne z drzwi i twoim oczom ukazało się niezbyt skromne pomieszczenie. Duże loże, kilka szaf i stół który w razie potrzeby mógł być też stołem do bilarda. Całość ścian pokryta wszędobylskimi kurtynami.

- Tutaj jest toaleta i łazienka, tam lodówka. Nie wiem co prawda co panienka lubi spożywać, ale znajdzie się tam to i wow, proszę się rozgościć.

Widziałaś jak wszystko wypowiada zwykłym prawie że sztywnym tempem. Jak osoba wyszkolona w wykonywaniu rozkazów ale nie myśląca nad ich sensem.

- Ja miałbym tylko drobną prośbę, bo słyszałem że pani to taka specjalistka od tego - co mówiąc Jharik podciągnął koszulę na jednym z ramion a twoim oczom ukazała się metalowa proteza. Sztuczna skóra miała za zadanie ukryć wygląd przed oczami postronnych dlatego kończyła się odrobinkę powyżej nadgarstka. Widziałaś niezabudowaną część, uszkodzone łożysko, przepalony obwód, w głowie układały ci się już całe ściany tekstu godne zwymyślać nawet władze miasta za to że ktoś śmiał doprowadzić sprzęt do takiego stanu.

 

 

Ranäöhka'tsä

 

Wlazłeś do klatki i usłyszałeś jak zamykają się za tobą drzwi. W między czasie gdzieś za tobą rozległ się donośny głos oznajmiając iż Gramik rozpocznie kolejną walkę, tym razem z punktacją 4 do 1, cokolwiek to znaczyło. Gdzieś po twojej lewej Marek starał się przekrzykując tłum postawić na ciebie pieniądze i nawet uśmiechnąłeś się kiedy usłyszałeś jakie liczby zaczynają krążyć między dłońmi. Miałeś już obraną strategię kiedy twój przeciwnik pierwszy wykonał ruch. Wycofał się tak by jego plecy dotykały klatki i stanął na niezranionej nodze. Przez chwilę zastanawiałeś się co on wyprawia a potem sobie przypomniałeś. Ten stary nieużywany już sport, muay thay to chyba nazywali. Postawa się zgadza, nawet garda jakaś taka dziwna.

 

 

Feliks Cherish

 

Usłyszałeś za swoimi plecami klaskanie. Jak on cię zaszedł?

- Brawo panie Feliks, widzę że moja siostra i tobie uprzykrza ten wieczór.

Kiedy obróciłeś się twoim ukazał się starszy człowiek idący o kulach.

- Tobie nic do tego z kim i jak się bawię. Poza tym, dobrze wiesz że niewiele mogę, Zero go sobie upatrzyła, a jak się dowie że chciałam go tknąć to dopiero mi się oberwie.

Widziałeś jak Lori wychodzi z pomieszczenia z mieszanką rezygnacji i gniewu na twarzy.

- Wiem że to nie na miejscu, ale proszę, wybacz jej, wbrew pozorom to jeszcze dziecko. A przynajmniej to co z dziecka zostało. Jestem Aflut, tutaj robię za tego od dobrych rad. Częstuj się, szkoda marnować dobre jedzenie. Co do moich siostrzyczek, jak mniemam poznałeś już obie. Lori to ta młodsza, Zero, ta która cię zaprosiła, to starsza i powinna być tu lada chwila. Trochę z niej zazdrośnica, uznałem że wtrącę się do tej rozmowy zanim dojdzie do jakiejś, dwuznacznej, sytuacji.

Nie czekając na twoją odpowiedź podszedł do jedzenia i zaczął wybierać co lepsze kąski. Trwało to chwile ale kiedy już przegryzł to i owo kontynuował.

- Masz sporą siłę przebicia jak na animalusa. To dość niespotykane w tej okolicy. I być może w końcu wymagane. Masz potencjał żeby zerwać kurtyny, żeby chwycić za sznurki które sterują marionetkami i je zerwać. Zapamiętaj, tam na górze, wszystko jest zabójcze ale mimo to szczerze. Nóż jest nożem, pistolet - pistoletem. Tutaj, na dole, nektar może być trucizną a słodycz zawiewać zgnilizną.

Co tez mówiąc wyszedł tymi samymi drzwiami przez które wyszła też Lori. Zastanawiające było, że jego kule nie stukały o podłoże.

Nie minęła chwila a przez te same drzwi ponownie weszła jedna z barmanek, Tym razem ubrana. Lakierki, spodnie w kant i biała koszula z kamizelką. Wyglądała jak lokaj.

- Wybacz, doszły mnie słuchy że moja siostra już chciała zabawić się twoim kosztem. Głupie dziecko. Ale nie na to czas, chciała bym omówić z tobą pewne plany, plany które mogą wiele zmienić w otaczającym nas świecie. Zainteresowany?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Risa

- Bozhe moy bozhestvenno Den'gi. Kto ci to zrobił?

Niezbyt przejęła się opisem pokoju, od razu chwyciła jego dłoń i dokładnie zaczęła przyglądać sie uszkodzeniom mamrocząc coś pod nosem. Sięgnęła do jednej z kieszeni płaszcza a chwile potem do swojej torby z narzędziami.

- To do wymiany, to też.... pan spocznie to chwile potrwa.... To trzeba przerobić, a co to są za kable? To bedzie chyba zbędne.

Sprawnie rozkręciła co trzeba w ręce aby dostać się do uszkodzonych części, awaria może niebyt wielka ale za to upierdliwa, na pewno ciężko mu było operować ręką. Za pomocą śrubokręta i przecinaka rozpoczęła operację wymiany kilku części... a może kilkunastu? Co jakiś czas przeszukiwała płaszcz i sprawdzała co pasuje w zamian za części jakie uznała za " zbędne" w tej protezie. Pozmieniała nieco przewody aby bardziej usprawnić mechanizm, tak by jej właściciel wyciągnął z niej więcej niż fabryka dała.

- Mam wrażenie że ktoś już grzebał w tej ręce, jakaś amatorska naprawa? Czy tak badziewny wytwór ... jeszcze trochę pozmieniam te chore układy, jak długo ją masz? Wiesz może jakie zadanie dostaniemy? Co to dokładnie bedzie, czy zabicie coś lub kogoś, może transport albo naprawa?

Zadawała mnóstwo pytań nie czekając na odpowiedź, wciąż wpatrując się na mechanizmy ręki, wymieniała uszkodzone części i wkręcała śrubki na swoje miejsca.

Edytowano przez Xsadi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

       Jak on mnie zaszedł? - Pomyślał Feliks, obdarzając mężczyznę zaciekawionym spojrzeniem. Po chwili pomyślał jednak - W sumie mogłoby mi się za plecami przetoczyć stado nosorożców, a ja dalej dumałbym nad tym co się stało… - Tymi mniej więcej przemyśleniami skwitował wypowiedź Afluta, który nie czekając na żadną reakcję zdążył już opuścić pomieszczenie, razem ze zgnilizną udającą słodycz. Bo czymże innym w jego oczach mogła być niedojrzała kusicielka?


       Animalus schował twarz w rękach, a z jego gardła wydobył się rechot przypominający bardziej śmiech szaleńca niż cokolwiek innego. Światło padające na niego w pomieszczeniu sprawiło, że pochylona głowa zakryła się cieniem, a jedynymi wyróżniającymi się rysami były okulary odbijające światło, oraz szeroki uśmiech rozciągający się znad podbródka opartego na splecionych dłoniach z których wystawał papieros buchający stróżką dymu unoszącą się pod sufit. Widok iście niepokojący. W sumie aż dziw, że ubrana eleganco Zero wcale nie zareagowała na kogoś wyglądającego w ten sposób, normalnie nikt o zdrowych zmysłach nie podchodziłby do osoby wyglądającej jak gdyby postradała zmysły. Zwłaszcza jeśli ta osoba była animalusem.


       (...)


       “Masz potencjał żeby zerwać kurtyny, żeby chwycić za sznurki które sterują marionetkami i je zerwać” - Tak, zdecydowanie miałem taki potencjał. Szkoda jedynie, że jeden z marionetkarzy sam pcha mi w ręce swoje sznurki. Narzekać nie będę, ale ciekaw jestem czy on zdaje sobie sprawę, jak wielki niesmak pozostawił na moim podniebieniu fakt tego na co pozwala się tutaj dzieciom. Nawet, jeśli mają ciało dorosłej kobiety… - Po tych niedługo trwających przemyśleniach wstałem z siedziska, za które służyła mi walizka będaca wzmacniaczem, oraz przybrałem duzo przyjemniejszy wyraz twarzy, który wystudiowałem sobie przez lata przebywania na scenie. Tak, czas było ponownie ubrać maskę.


       - Chciała czy nie, do niczego jednak nie doszło. Nie mnie oceniać zwyczaje tutaj panujące, jestem bowiem jedynie gościem w waszych progach. Co do Twojej propozycji to owszem, jestem zainteresowany. Wszelkie zmiany ku lepszemu są ZAWSZE mile widziane, a jeśli mogę mieć w tym swój wkład to kimże jestem by się przed tym wzbraniać? - Odparłem ze swoim wystudiowanym “perlistym uśmiechem nr. 13” sprawiającym, że rozmówca czuł płynącą ze mnie radość życia, oraz zaciekawienie jego słowami.

       -Porwadź więc ku zmianom starsza siostro, niech się obraca koło fortuny! Każda chwila zwłoki jest bowiem chwilą, przez którą wiele mogłoby się dziać jednak przeszkadza w tym jedynie nasze lenistwo, ot co!


       To powiedziawszy zarzuciłem dziarsko swój tobołek na ramię i nie zważając na kapiącą ze mnie wodę przybrałem pozycję krzyczącą wręcz ”jestem gotów”. W końcu ile trzeba już zjadłem, a siedzieć tutaj i płakać nad własnym losem nie miałem zamiaru.


       - Tak na marginesie, Pan Aflut zawsze po wypowiedzeniu monologu znika w najbliższych drzwiach, rozsiewając nutkę tajemnicy? - Z rozbawieniem w głosie zagadnąłem swoją towarzyszkę.

Edytowano przez Fisk Adored
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.

Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...