Skocz do zawartości

Kanclerz [OSKAR][NZ][Political][Violence]


Recommended Posts

Cóż, Księżycowa Wiedźma nie jest moim wymysłem, lecz terminem z polskiego dubbingu (tak, należę do frakcji turaczanej), wydaje mnie się zresztą, że Akry Słodkich Jabłek również.

Nie mam pojęcia, jak, a przede wszystkim czy istnieje angielskie określenie na wydarzenie nazwane przeze mnie Niespodziewaną Nocą, także była to raczej kreacja, niż tłumaczenie.

Zgodzę się, że kwestia tłumaczenia nazw własnych jest delikatna, niemniej uważam, że np. dopóki w języku polskim mówimy o Arabii Saudyjskiej a nie Saudi Arabii, to dla czytelnika polskiego adekwatniejsza będzie forma Siodlana Arabia (może nawet Arabia Siodlana?), a nie Saddle Arabia (podobnie chociażby z wigilią serdeczności).

W nawiązaniu jeszcze do poprzedniej Pana wypowiedzi - cóż, cieszę się, że aluzje literackie zostały dostrzeżone. Niemniej nie wydaje mnie się, żeby wszystkie pojawiające się pozycje zasługiwały na miano "odpowiednich" (vide chociażby "120 dni panowania Discorda").

Na koniec - z góry ostrzegam, że z przyczyn wielu kolejny rozdział może się sporo opóźnić. Niemniej, gdy się pojawi, chorągwie królewskie wreszcie (właściwie to ponownie) ruszą przeciwko buntownikom (i nie tylko im!).

Edytowano przez Marquise Fancypants di Coroni
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż jako wielki zwolennik używania angielskich nazw, zawsze staram się namówić innych do stosowania tej maniery. Broń Boże, zmuszać - to w końcu wolny wybór każdego autora, jaką formę uzna za odpowiednią do swoich tekstów. Sam część mniej ważnych nazw tłumaczę, jednak kiedy tylko mogę staram się tego uniknąć. Żeby rzecz ująć obrazowo czytanie takich tłumaczeń jest równie przyjemne jak zgrzyt paznokci przesuwanych po tablicy, lub dźwięk tartego siebie styropianu.

 

Co do kolejnego rozdziału - przy opowiadaniu tego formatu jestem w stanie (i sądzę, że inni czytelnicy się ze mną zgodzą) długo czekać, jeżeli w perspektywie jest kolejna porcja tak doskonałego tekstu.

 

PS: Co do "120 dni..." - należy przecież poszerzać swoje horyzonty :crazytwi:. Chociaż rzeczywiście tej książki nie polecałbym nikomu poniżej... powiedzmy 21-23 lat.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
  • 3 weeks later...

I jakżesz - przeczytał Pan, Dolarze?

Jakże Pan skomentuje?

Zapomniałem dodać wcześniej, za co wszystkich przepraszam:

Już wkrótce kolejny rozdział, a w nim - tym razem fantazja na tematy ziemskie zabierze nas do dobrze nam znanej mieściny - Ponyville.

Odbędzie się tam pojedynek słowny, między Pankracym a Hrabią Hen...

To jest, pardon, między pewnym rewolucjonistą, a hrabią.

Ponadto, po drodze zaglądając do stolicy dowiemy się, co o sytuacji w Equestrii sądzą obce mocarstwa i jak chcą ją wykorzystać.

Na koniec zaś, wiatr z północy uświadomi nam, że nadchodzi zima i fantazja na tematy śnieżne...

Edytowano przez Marquise Fancypants di Coroni
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Na koniec zaś, wiatr z północy uświadomi nam, że nadchodzi zima i fantazja na tematy śnieżne...

 

Zabawne, bo akurat dzisiaj w telewizji wspominali o zimie i że ma się ona zacząć od północy kraju xd

 

A ja nadrobię fica wkrótce, mam nadzieję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naturalnie komentarz zamieszczę, przepraszam za opóźnienia. Rozdział bardzo przypadł mi do smaku ze względu na działania wojskowe. Wydaje mi się, iż udało się Szanownemu Markizowi osiągnąć swoisty złoty środek - mamy sceny batalistyczne, ale bez wdawania się w przesadne, typowe dla opowiadań wojennych szczegóły. Ta forma idealnie pasuje do klimatu Kanclerza i mam nadzieję, że jeszcze zostaniemy nią uraczeni przed finałową rozgrywką (co do której mam nadzieję, że jeszcze sobie na nią poczekamy :D).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczytałem i zatwierdzam kolejny rozdział tego fica. Mi również spodobały się wspominane przez Dolara sceny batalistyczne, no i zapowiedź bitwy morskiej, której z pewnością doświadczymy w następnej części opowiadania. Ciekaw jestem, jaki będzie nosił tytuł. Była też jedna rzecz, która zupełnie nie przypadła mi do gustu, ale zachowam to dla siebie, jako że nie ma to związku z fabułą czy też jakąś postacią, a prezentuje moje osobiste odczucia do jednej sceny :P

Swoją drogą, ciekaw jestem, kiedy...

...absencja Celestii wywrze na Equestrii jakiś większy skutek, bo póki co nikt się tym specjalnie nie przejął (albo też i nie wiedzą?) i wciąż się tłuką między sobą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak ja pisze Niklas - zapowiedź bitwy morskiej powoduje, że na samą myśl oblizuję się ze smakiem. Jestem bardzo ciekaw jak Szanowny Markiz podejdzie do tego tematu, gdyż sam mam w planach umieszczenie jeszcze kilku bitew morskich w swoich różnych opowiadaniach (galery - zaliczone, żaglowce - czekają, wczesne pancerniki - czekają, przedredonty i dredonty - czekają :D). Ale jestem niesamowicie uradowany, iż kolejna osoba (po Gandzi) zawrze ten aspekt działań wojennych w swoim tekście. Rule Brittania!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

I oto, zgodnie z obietnica, najnowsza część, a w niej:

zgodnie z obietnicą, w naszej wycieczce po różnych stronach Equestrii tym razem zatrzymamy się na dłużej w dobrze znanym nam Ponyville.

Wcześniej jednak dowiemy się, co obce mocarstwa sądzą o sytuacji w Equestrii i jak mają zamiar ją wykorzystać.

Przed państwem - fantazja na tematy ziemskie:

https://docs.google.com/document/d/1TPL2uZ0QOrdRdvXczBZLL19NgW-VxubhcRHGa-9Rp2U/edit

Nie martwcie się jednak, pobyt w tym dobrze nam znanym miasteczku to tylko krótki oddech przed wyprawą na naprawdę dalekie krańce królestwa. Mianowicie wybierzemy się na pokrytą śniegiem północ - do Kryształowego Królestwa oraz Marchii Wschodniej, krainy znanej z tęgich mrozów, gościnności, mocnych trunków oraz... husarskich kucyków.

Fantazja na tematy śnieżne - już wkrótce!

 

(jak zwykle, podziękowania dla Gandzi za pre-czytanie)

Edytowano przez Marquise Fancypants di Coroni
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane.

 

Co tu dużo mówić - zawiodłem się i to poważnie. Rozdział zdecydowanie słabszy od poprzedników. Jego pierwsza część jest miejscami nudna, a w drugiej można wyłapać coś, co brzydko przypomina dziurę fabularną. Nie mówię, że jest zły, ale z pewnością poniżej poziomu do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni.

 

Ale po kolei... zamieszczę spoiler, ponieważ będę nawiązywał do poszczególnych wydarzeń

 

Dwie rozmowy Fancypantsa z wysłannikami Zebr i Gryfów. Po pierwsze są do siebie bardzo podobne, ale to można wybaczyć, gdyż jak wiadomo dyplomacja polega na nawijaniu w kółko o tym samym. Czego wybaczyć nie można to stwierdzeń markiza, który kończy każdą z nich słowami, jak to właśnie uratował Equestrię, czy bez mała świat. Totalnie, absolutnie i bezwzględnie niszczą osiągnięty klimat wywołując jedynie pełen politowania śmiech. FA-TAL-NIE

 

Stwierdzenie, że "zabójstwo dygnitarza jest gorsze od wypowiedzenia wojny" - załamałem ręcę w przenośni i dosłownie. Po prostu nie mogłem uwierzyć w to co czytam. Na dodatek zaraz po tych przemyśleniach mamy przejście do cynicznego punktowania korzyście dla odwiedzającego Fancypantsa księcia gryfów. Brak tu płynności przejścia, jaka charakteryzowała rozmowy w poprzednich rozdziałach. Nie mówiąc już o tym, że książe z tak ceniącej honor nacji za samą taką sugestię powinien był urwać markizowi łeb wraz z płuckami.

 

Od wejście do Ponnyvile sytuacja się poprawia, a i czytanie przebiega dużo przyjemniej. Rozmowa z Time Turnerem jest bardzo fajna, przemowy AJ i Rarity też (chociaż tutaj mnie aż skręcało, jednak to kwestia światopoglądowa, do której przejdę za chwilę), a pomysł z odtworzeniem pułku wyśmienity.

 

Natomiast wyprawa Rarity to coś, gdzie uniosłem ze zdumienia brwi, węsząc dziurę fabularną. Po co? W jakim celu? Gdzie tu sens? Nie mówiąc już o fakcie, iż jedynie osoba całkowicie pozbawiona mózgu wyruszyłaby w taką podróż bez eskorty (Spike się nie liczy). To jest straszne i tragicznie nierealne.

 

Dobra - teraz przejdźmy do subiektywnych kwestii związanych ze światopoglądem. 

 

 

Markiz Fancypants bardzo szybko staje się postacią, do której czuję jedynie pogardę. Ba! Jestem bardzo bliski w zrównaniu go z Bluebloodem w kwestiach braku funkcjonującego mózgu. Wybuchła rebelia, lała się krew, buntownicy latali po stolicy a on karze trzy kucyki? Serio? Nie mówię, żeby od razu topić całość we krwi, ale sankcje i to poważne musiały zostać wprowadzone. Jak to się mówi - kara musi być! Co pozwoli powstrzymać dalsze wybryki, skoro te uszły płazem? Toż to recepta na katastrofę. Jeżeli to są te światłe i mądre rządy Fancypantsa, to w uznaniu swoich zasług powinien zostać pozbawiony majątku, szlachectwa i zmuszony do życia w najgorszych slumsach Equestrii jako osoba niegodna miana arystokraty. Nie wspominając już o jego podejściu, że jak to on się na ten dzień już dosyć narobił dla państwa i musi odpocząć... modelowy przykład arystokraty, który powinien zostać wypleniony z systemu. Najlepiej permanentnie przez użycie gałęzi i sznura - nie jest godny kalać swoimi kopytami ojczystej ziemi.

 

Sprawa w Ponnyvile. Brak kary dla rebeliantów? Obietnica Rarity, że "wynagrodzi im szkody poniesione w czasie interwencji"? Po prostu mnie zatkało. Rozumiem, że ona jest Elementem Hojności, ale też zawsze wykazuje zdrowy rozsądek, którego tu całkowicie zabrakło. Posługując się podpowiedzianą mi przez pewną osobę metaforą, jeżeli ktoś gryzie rękę, to się go nie głaszcze po główce, tylko wali z całej siły w łeb. Jeżeli nie odczują przykładu grozy, to nic ich nie powstrzyma przed ponownym buntem. Prostym, choć nieco drastycznym rozwiązaniem byłoby zapoznanie Time Turnera z jakąś podręczną szubienicą. I powiedzmy z 20-50 innych, najaktywniej biorących udział w buncie. To by ich nauczyło, że nie należy mieć głupich pomysłów.

 

Nie wierzę, że to piszę, ale po zachowaniu i ogólnej tępocie arystokracji przedstawionej w tym rozdziale zaczynam kibicować rebeliantom.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie odpowiedzieć publicznie na powyższe uwagi:

zacznę może od sceny z ambasadorami.

Po pierwsze - o co tak właściwie chodzi w tym "fanfiku". Otóż jednym z jego celów jest pokazanie, że wbrew pozorom to nie efektowne akcje czy epickie bitwy są decydujące o losach świata, lecz rządzą nim właśnie słowa, które mimo iż są wiatrem, to wszak wiatry często walą drzewa. Słowa wypowiadane za zamkniętymi drzwiami tajnych kancelarii, słowa, którymi są pisane tajne traktaty międzynarodowe i słowa użyte w negocjacjach je poprzedzających. Nawet jeśli w ich następstwie dochodzi do starć zbrojnych, to są one tylko wykonaniem tych wcześniejszych decyzji, upublicznieniem ich, zwieńczeniem planu, którego wynik też często znany jest już wcześniej. Wszak wojna jest tylko "kontynuacją dyplomacji". 

Dlatego też swoim głównym bohaterem uczyniłem nie superżołnierza ani nawet nie wielkiego wodza, lecz kanclerza, czyli ministra spraw zagranicznych, czyli kogoś, czyje słowa rzeczywiście zmieniają i tworzą bieg historii. Fancypants dokładnie to robi i pomijając jego dokonania sprzed początku akcji, osiąga tu pewne sukcesy (np w rozdziele II gdy przekonuje Nighthawka do niepopierania buntowników, co niweczy dopiero zamach Steelshielda). Ponieważ jednak ze względu na niesprzyjające okoliczności (uwięzienie przez rewolucjonistów chociażby) nie mógł się wykazać na tyle, na ile go stać, temu miała służyć ta scena. Pomijając dwóch niezapowiedzianych gości (swoją drogą dziwię się, że nikt nie skomentował sceny z mułem, która jest jawną aluzją do sytuacji na Ukrainie), Fancypants rozmawiał z przedstawicielami dwóch największych potęg. Państw, których potencjał pozwalał na rzucenie wyzwania Equestrii, a zaszłości historyczne jeszcze zwiększały takie ryzyko. Toteż w sytuacji gdy królestwo było znacznie osłabione Fancypants musiał zabezpieczyć się przed ich inwazją, której groźba była realna i stawiałaby ona ISTNIENIE Equestrii pod znakiem zapytania. Dlatego też postanowił zawrzeć z nimi ugody, które by sprawiły, żeby przeciwnikom nie opłacało się atakowanie Equestrii, przez co groźba nie byłaby zniszczona raz na zawsze, lecz znacznie oddalona. Dlatego też słowa o "uratowaniu świata" nie są wyrazem jego megalomanii, lecz oddają właśnie tę myśl - to tajne ugody między ludźmi władzy decydują o losach świata. W sytuacji gdy państwo jest zagrożone inwazją innego oddalenie takiego zagrożenia bez jednego wystrzału, zwykłym, lecz odpowiednio dobranym słowem jest chyba dokonaniem, a gdy te państwa to mocarstwa światowe to od ustaleń między nimi zależą kwestie światowego pokoju i wojny.

Dalej - "Napaść i to jeszcze ze skutkiem śmiertelnym na reprezentanta dyplomatycznego obcego państwa była chyba najgorszą możliwą zbrodnią w polityce zagranicznej, gorszą nawet niż sfinansowanie zamachu stanu, nie mówiąc o wypowiedzeniu wojny." Cóż, jest to hiperbola (zwłaszcza z tym zamachem stanu, bo z wojną już niekoniecznie, ale to za chwilę), niemniej idea jest taka - polityka zagraniczna, zwłaszcza w dawniejszych czasach rządzona była konwenansem. Ten, kto łamał ten konwenans sam wykluczał siebie z możliwości udziału w niej. Skoro wojna jest tylko przedłużeniem dyplomacji, to ten, kto ją wypowiada (zawsze w trybie noty dyplomatycznej!) nie zrywa relacji z innym państwem, wręcz przeciwnie - zachowuje je by móc negocjować pokój (problem mieszczenia się dywersji w ramach tego konwenansu jest bardziej złożony, acz praktyka wskazywałaby że też jest to tolerowalne, przynajmniej do pewnego stopnia). Natomiast ten, kto zabija przedstawicieli dyplomatycznych odrzuca konwencję i niszczy narzędziaumożliwiające prowadzenie dialogu. Można dyskutować z kimś, kto wyzywa nas na pojedynek czy też z kim umawiamy się na ustawkę, ba, można pewnie z kimś, kto nas obgaduje i okrada za plecami, ale gdy mówimy, to słucha, ale jak dyskutować z kimś, kto na nasze słowa wali nas pięścią w twarz i knebluje usta? Nawet jeśli nie może zabić, co jest możliwe w pojedynku, to dialog (gdyż wypowiedź dotyczy prowadzenia polityki zagranicznej a nie szkodzenia drugiemu państwu) jest niemożliwy.

Jeśli chodzi o podobieństwa obu rozmów - biorą się one poniekąd stąd, że oba państwa mają podobny stosunek do Equestrii i są przez nią podobnie traktowane - jako niezbyt przychylne sąsiednie mocarstwa i potencjalne zagrożenia. Ponadto Fancypants próbując wyjść z matni próbuje rozgrywać jednych drugimi, dlatego niektóre argumenty się powtarzają jedynie ze stronami zamienionymi miejscami. Z drugiej jednak strony jest szereg różnic - początek rozmowy, przyczyna odwiedzin, propozycja ugody, osobowości rozmówców etc.

Jeśli chodzi o księcia gryfów, które zresztą jest raczej p.o. księcia - Fancypants nie mówi o jego OSOBISTYCH KORZYŚCIACH, lecz o o korzyściach dla JEGO OJCZYZNY. Mimo szacunku do honoru gryfy nie są raczej takimi frajerami jak Józef Beck i są w stanie postawić rację stanu wyżej od kwestii osobistych, zwłaszcza zwolennicy reformy, do których Gilbert należy. Być może przesadziłem zdaniem, w którym Fancypants de facto oskarża gryfa o stanie za zamachem, mogę je ewentualnie wykreślić. Myślałem zresztą, czy nie wykreślić tego wątku, ale wtedy rozmowa ta rzeczywiście niemal niczym nie różniłaby się od tej z zebrą.

​Kolejna kwestia - zachowanie Fancypantsa po rozmowach. Dlaczego jego wypowiedzi nie są przesadzone pisałem na początku. Jeśli zaś chodzi o jego zmęczenie - zapewne sam Pan miał dość po tych 14 stronach tekstu. Proszę się zastanowić, jak tedy on musiał się czuć, po parogodzinnej sesji ciągłych rozmów, od których naprawdę zależały losy jego ojczyzny, a mimo niechęci rozmówców udało mu się osiągnąć cel. Był Pan kiedyś na rozmowie kwalifikacyjnej? Egzaminie ustnym? Tutaj stres był sto razy większy, gdyż stawka była najwyższa. Owszem, mógłbym zrobić z Fancypantsa kucyka pracy, który nigdy nie jest zmęczony i nie ma potrzeb osobistych, ale kto by uwierzył w taką postać? 

Poza tym, Fancypants ironicznie zauważa, że nie superzaklęciem czy walką z gigamechem, lecz zwyczajną, kameralną, zupełnie niefilmową rozmową zrobił coś, co zwykło się ludziom kojarzyć z "wybuchami" i innymi hollywoodzkimi sceneriami. Chodzi właśnie o ten kontrast!

Mam na myśli:

rozmawiają, rozmawiają, koniec rozmowy, po chwili, Fancypants, dochodzi do wniosku, z mieszaniną zdumienia i satysfakcji "Zdaję się, że przed chwilą, bez żadnych wybuchów, zabicia 1.000.000 wrogów, czy choćby płomiennych, patetycznych mów, ocaliłem świat, a przynajmniej ojczyznę, zwykłą rozmową o interesach". O tego typu kontrast mi chodziło, który w moim odczuciu sam się narzuca (zresztą za 2. razem widać to jeszcze lepiej, gdy zmęczony w sumie się dziwi, że mu się udało.)

Generalnie - obie te "feralne wypowiedzi" zostały przeze mnie nieco zmodyfikowane od czasu publikacji i powinny wyglądać teraz lepiej.

 

Jeśli zaś chodzi o 

Wyprawę Rarity


to idąc za radą pewnej życzliwej osoby

czyli Pana

w najbliższym rodziele pojawi się scena eliminująca przynajmniej częściowo te słabe punktu tego wątku, o których Pan wspomniał.

Kwestii z drugiego spoileru jako raczej subiektywnych nie będę komentował publicznie.

Edytowano przez Marquise Fancypants di Coroni
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Hmm, interesujące... Przy włączeniu rozdziału, ten postanowił mi się zawiesić, dopiero po pewnej chwili dopuszczając do treści...

No i w końcu doczytałem to, co powinienem. Heh, te zaległości... ten brak chęci...

 

Ten początek i wzmianka o zapomnianej krainie... Tak, to bardzo mądre podejście, najlepiej uznać, że coś nie istnieje. To coś jak mysz mrużąca oczy przed kotem i mówiąca sobie, że teraz kota nie ma, bo go nie widzi.

 

Kanclerz uwija się w ukropie, byleby tylko nie dopuścić do rozprzestrzenienia się tej groźnej ideologii, którą emanował Time Turner i jemu podobni, a tymczasem rozwija się siła ukryta przed oczami wszystkich, zapomniana, gotowa zadziałać, gdy inni są zajęci waśniami. I coś czuję, że tym razem Fancypants może nie dać sobie z tym rady. No ale, jak będzie to zobaczymy.

 

I jestem też ciekaw, jak brzmiały pierwotnie wypowiedzi markiza, że spowodowały aż taką reakcję Dolara :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Tymczasem, pewien czytelnik, niezadowolony z ostatniego rozdziału postanowił napisać jego własną, lepszą, poprawioną, wspanialszą i umuzykalnioną wersję.

Przed państwem:

Musical: Fantasia di Fantasia di terra

Podtytuł:

"Tabaka wiśniowa - Fata sidus oritum"

https://docs.google.com/document/d/1xkwHTjSlA8eS-gFkqIFlQdhVkoWYcd75sT2OVL6h-1M/edit

(ewentualna kanoniczność opisywanych wydarzeń okaże się)

Edytowano przez Marquise Fancypants di Coroni
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

A oto i wreszcie po, przyznaję, nieprzyzwoicie długiej przerwie, ale cóż poradzić, kolejny rozdział!

https://docs.google.com/document/d/1A7cGEEk4vYRUU-UdqxpW1X6Bb0LOvz2U0XIUZP9zzV0/edit

 

Zgodnie z obietnicą (i tytułem) zabiera on nas na daleką północ - dowiemy się, jakie echa wywołała rewolucja w Królestwie Kryształowym, jak również odwiedzimy Marchię Wschodnią, krainę husarskich kucyków, zamieszkałą przez trzy ludy: tarpanów, bachmatów i hucułów.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tarpany, bachmaty i hucuły <3

Rozdział bardzo mi się podobał, głównie dzięki Marchii Wschodniej i jej mieszkańcom, którzy szturmem zdobyli moją atencję. Te opisy tamtejszej polityki, ta stylizacja niektórych wypowiedzi na mowę kresową! Kilka postaci w pewnym stopniu przypominała mi bohaterów Pieśni Lodu i Ognia, co jest kolejnym plusem. Wcześniejszy fragment, tyczący się wydarzeń w Królestwie Kryształowym, również jest niezły, a już szczególnym zaskoczeniem było zorientowanie się, że pewien artefakt wpadł w kopyta pewnego osobnika... Drobnym minusem jest nagłe zniknięcie Spike'a, ale kto by się przejmował mobilnym faksem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i po rozdziale.

 

Z zadowoleniem stwierdzam, iż szanowny Markiz wyciągnął wnioski i przedstawił nam zdecydowanie lepszy rozdział niż poprzednio. O ile pierwsza część pod względem poziomu jest taka, do jakiej autor nas przyzwyczaił, to druga szybuje zdecydowanie wyżej. Przygody Rarity na pograniczu napisane zostały świetnie i ze smakiem. Akcenty poszczególnych bohaterów (wszystkich zrobionych doskonale) wywoływały uśmiech na twarzy, a w opisywanych scenach można było znaleźć takie, które w subtelny, nienachalny sposób kojarzyły się z Grą o Tron lub Panem Wołodyjowskim.

 

Naturalnie pojawiły się pewne potknięcie, bo gdzie ich nie ma i jedna poważniejsza niezręczność. Potknięcia tyczą się zdecydowanego nadużywania wielkich liter, gdyż w wielu miejscach taki a nie inny zapis słów jest po prostu błędny i na dodatek kiepsko wygląda. Natomiast niezręcznością jest całkowite porzucenie Spike'a w połowie rozdziału i nie udzielenie jakichkolwiek wyjaśnień, czy choćby wzmianek o jego aktualnym miejscu pobytu - tak samo fakt, iż Rarity wykazuje totalny brak zainteresowania tym co się dzieje z jej, było-nie było, towarzyszem podróży. Jakby nagle przestał istnieć.

 

Pomimo wymienionych powyżej mankamentów rozdział wywarł jak najbardziej pozytywne wrażenie. Dobrze wiedzieć, iż nasz Markiz jest w świetnej formie - oby tak dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak patrzę na te niektóre fiki i sobie myślę... JAKIM CUDEM WY POTRAFICIE PISAĆ NA TYLE STRON, JA SIĘ PYTAM :v

 

I prawda, nadużywanie zwrotów grzecznościowych jest po prostu... kłujące w oczy. Niby miało to pokazać och! ach! szacunek rozmówców, ale i tak wygląda to co najmniej... słabo. No ale cóż, taka to już maniera Markiza, by nadużywać tego (I ANI MI SIĘ WAŻ ZNOWU PANOWAĆ, BO UGRYZĘ :crazytwi:). I co ciekawe, to już drugi fic, który czytałem ostatnio, gdzie błędzie jest użyte imię Cadance :P Używamy tam w środku "a", a nie "e".

 

Swoją drogą, taka lekko zabawna mi się wydała ta rozmowa Cadance z Twinkleshine. Tutaj ta jej WaszoWyskościuje, potem przechodzi na ty, jak prosi ją Kredens, a po chwili znowu WaszoWyskościuje i rozmowa trwa jak gdyby scenka poprzednia nie miała miejsca :P No i już nie mówiąc o tym, że mam tak odmienne podejście do tej księżniczki, że aż dziwnie mi się patrzy, jak Cadance używa zwrotów typu "Słucham tedy" czy też "Cóż?!". Takie mi się to wydaje... wplatanie na siłę takich słów. No ale, to zapewne kwestia innego spojrzenia na tę postać.

 

 

 


O ile pierwsza część pod względem poziomu jest taka, do jakiej autor nas przyzwyczaił

 

Ja bym powiedział, że stoi nieco niżej, bo jakoś trudno mi wykreować taką, a nie inną Cadance... I cóż... nawet mi Twinkleshine nie jest szkoda :P

 

Ale prawda, druga część rozdziału jest wyborna. Zdecydowanie lepiej się to czytało, no i odkrywało losy rodziny di Diamanti, oraz śmiało z tego, jak bardzo Spike został zredukowany do marnego dywaniku, bo autor o nim zapomniał :ming: Marchie Wschodnie są po prostu wyborne. Może i krótkie to podsumowanie, ale jakże prawdziwe.

Edytowano przez Niklas
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...