Skocz do zawartości

Trzeba to powstrzymać, nim cały świat strawi plaga - Warhammer (multisesja)


black_scroll

Recommended Posts

Karty postaci:

 

Nastia Mordu

Imię: Nastia Mordu

Rasa: Człowiek

Wiek:21

Pochodzenie: Bretonnia

Profesja: Piromanka

Wygląd: Piękna. Dzika. Zabójcza. Tak właśnie Bran, stary oberżysta podający piwo w jeszcze starszych kuflach opisałby kobietę która siadła przy stole i powoli sączyła piwo z wyszczerbionego kufa. Gdyby ktoś jeszcze dziś  powiedział mu że do jego oberży zawita tak piękna kobieta jak gdyby była elfką wyśmiałby go i posądził o bycie chorym na umyśle. Teraz jednak nie mógł oderwać wzroku od pięknej pani. Zachwycał się jej czarnymi jak węgiel włosami przechodzącymi na końcach w turkus. Nie mógł napatrzeć się na jej idealną wręcz twarz na której znajdowały się oczy tak intensywnie zielone że zdawały się być kamieniami szlachetnymi. Jej piękna talia mogła by nie tylko zadowolić ale i zachęcić najbardziej wybrednych. Coś jednak mówiło mu że nie powinien mieć z nią nic wspólnego. Coś od niej emanowało. Jakaś energia która była mroczna a zarazem potężna. Nie wiedział co wzbudzało u niego taki strach przed tą kobietą. Może to jak była ubrana? A był to naprawdę niecodzienny ubiór. Miała na sobie męską zapinaną na guziki białą koszulę, czarne sznurowane buty sięgające do kolan. Ciemno zielone spodnie które podtrzymywał skórzany pas. Przy mankietach tak wielkich że aż zakrywały jej dłonie były zawiązane granatowe wstążki  takie same jak przy kołnierzu koszuli. Całość sprawiała wrażenie jak gdyby to ten facet dał jej te ubrania, pomimo tego jednak wyglądała bardziej ponętnie niż wszystkie dziwki jakie Bran kiedykolwiek widział razem wzięte. Może to dlatego tak go pociągała. Bo nie była łatwo dostępna  Nie wystarczyło pomachać przed nią mieszkiem z monetami aby wśliznęła się do łóżka i sprzedała swoje ciało. Tak pochłonięty rozmyślaniami nawet nie zauważył kiedy podszedł do niego klient żądając kolejki. Dopiero po dłuższej chwili podszedł do beczki z piwem, ale nawet nalewając w głowie kotłowało mu się tylko jedno pytanie: Kim ona jest?'

 

Charakter: Jedna z najodważniejszych ludzi jacy stąpali po ziemi. Krnąbrna i mało zdyscyplinowana. Nie potrafi słuchać rozkazów i siedzieć bezczynnie gdy jest coś do zrobienia. Nie toleruje łaski jej okazanej i prawie nigdy nie przyjmuje pomocy. Jest bardzo porywcza a co za tym idzie lekkomyślna. Bardzo często zdaża jej się palnąć głupstwo które potem próbuje odkręcić na wiele sposobów. Trudno zdobyć jej zaufanie ale gdy już się to komuś uda nigdy tego nie żałuje. Jest bardzo honorowa i dumna. Ma sentyment do dzieci, szczególnie dziewczynek ponieważ przypominają jej o młodszej przyszywanej siostrze której nie udało jej się uratować przed epidemią.

 

Ekwipunek: Płomień(kruk), miecz, lina, bukłak, zapasowa koszula (biała), zapasowe spodnie ( brązowe), lusterko, dwa sztylety (małe), opatrunek, srebrny łańcuszek, trochę mięsa, cienie pod oczy, maść na oparzenia, srebrny medalion matki, mieszek z monetami,

 

Cel: Dowiedzieć się kto i po co zabił jej przyszywaną matkę. Odnaleźć Thristiana

 

 

Zimny deszcz spływał po jej karku gdy stała przed domem burmistrza. Minęło prawie dziesięć lat odkąd ostatni raz stała w tym miejscu, planując zabójstwo. Ostatnim razem musiała uciekać stąd pod zarzutem zabójstwa którego nie popełniła. Ktoś ją uprzedził, a wina spadła na nią. Teraz wszyscy pomarli na epidemię ospy która zniknęła tak niespodziewanie jak się pojawiła. Miasto było tak opuszczone i ciche że przypominało wioskę duchów. Nastia tak właśnie się czuła. Gdy weszła do domu przeszył ją dreszcz. Jej nozdrza natychmiast wychwyciły zapach śmierci, leniwie unoszący się w powietrzu. Szła ciemnym korytarzem ze ścianami obwieszonymi bibelotami i obrazami przodków jej rodziny. Surowe, namalowane na płótnie twarze zdawały się śledzić za nią wzrokiem gdy przechodziła obok nich i wymawiać tego czego nie potrafiły powiedzieć usta: Dołączysz do nas. Umrzesz. Jesteś taka jak my. Ona jednak nie była podobna do żadnego z nich. Zamiast gładkich blond włosów, ona miała czarne jak węgiel przechodzące w turkus na końcach. Zamiast bladej, wręcz białej cery jej była w odcieniu miodu. Zamiast wielkich niebieskich oczu, jej były jak zielone migające światełka  Nie była do niech podobna. Do nikogo na świecie, nie była podobna. Kiedy weszła do pokoju swojej matki, od razu podbiegła do łóżka na którym leżała. Na pierwszy rzut oka poznała, że jej matka nie umarła od ospy, tylko od miecza.

-Mamo...- Wyszeptała a łzy poleciały jej po policzku.- Powinnam była tu zostać. Obroniła bym  i ciebie, i Posy, i Jhona, i tatę też. Nie umarli byście. Zabrała bym was gdzieś daleko. Gdzie nie zabiła by was ani ospa ani ten kto zabił ciebie. Wybacz mi.

-To takie sentymentalne.- Odezwał się głos dochodzący z nieoświetlonej części pokoju. Brzmiał pogardliwie, ale Nastia wyczuła kryjącą się pod maską dobroć. Pomimo swego swojego przeczucia błyskawicznie wyciągnęła miecz z pochwy przyczepionej do pasa. Na dźwięk szczęknięcia nieznajomy tylko głośno się roześmiał.- Masz zamiar ze mną walczyć? Naprawdę? Proszę cię. Pokonał bym cię z rękoma związanymi za plecami. Ale, gdzie moje maniery? Jestem Jamie Seaworth, syn Melchiora. A ty, nie musisz się przedstawiać, Nastio córko nikogo.

-Obawiam się że nie wiesz co mówisz mój panie.- Powiedziała Nastia przypatrując się mężczyźnie który wyszedł z zaciemnionego kąta. Był wysoki, i dobrze zbudowany. miał brązowe gęste włosy opadające do piersi i lekki zarost. Pod łukowatymi dostrzegła brązowe, błyszczące oczy. Z lekką niechęcią, stwierdziła że był dość przystojny.- Prawdą jest że mam na imię Nastia lecz jestem córką Bastiana.

-Och, ty nadal w to wierzysz. To smutne że jeszcze nie zauważyłaś tego faktu że nie pochodzisz z tej rodziny. Właśnie dlatego tu jestem. Pochodzisz ze starego rodu o nazwisku Dark i ....

-Nieeeeeee!- Wrzasnęła nastia rozwścieczona słowami przybysza- Ty jesteś opętany.  Wyjdź z tego domu, ja jestem normalna! Rozumiesz, normalna!-W tym momencie nieznajomy złapał się za głowę i rzucił na podłogę zwijając się w konwulsjach,a Nastia nie przestawała krzyczeć.- Jesteś nienormalny! Ja nie jestem potomkinią rodu Dark, rozumiesz? Wyjdź i nie wracaj, nie chcę cię więcej widzieć na oczy! - Kiedy Nastia nadal krzyczała, mężczyzna nadal z rękami przy głowie podszedł do niej powolnym krokiem i jednym wprawnym ruchem powalił ją na ziemię. Ona przestała krzyczeć, a jego konwulsje ustały.

- Posłuchaj,- Zaczął powoli jak gdyby bał się że Nastia znowu wpadnie w szał.- Wiem że to może być dla ciebie trudne do przyjęcia, ale jesteś Nastią córką nikogo z rodu Dark. Mam dla ciebie propozycję. Ja wiem, kto jest twoim ojcem, a ponad to muszę do niego dotrzeć w pewnej sprawie. Jednak nie mogę iść tam sam, ponieważ do wejścia do ich fortecy potrzebny jest ktoś z rodu. Jeśli mi pomożesz zdobędziesz ojca, i rodzinę o jakiej zawsze marzyłaś  Jeśli nie chcesz ich miłości możesz poprosić Lorda Dark o wydziedziczenie cię co spowoduje że pozbędziesz się swoich mocy. Co ty na to?- Zapytał wyciągając rękę.

Nastia zastanowiła się chwilę. Ten typ zdecydowanie wiedział o niej więcej niż ona sama. A poza tym, wiedziała że i tak nie ma wyboru. jeśli by się nie zgodziła ten człowiek wyda ją kapłanom oczyszczenie aby spalili ja na stosie jako nieczystą. Poza tym wiedział o jej przypadłości. Nie mogła mu zaufać. Ale jeśli okazało by się że to co on mówi jest prawdą... Coś w jego głosie podpowiadało jej że nieznajomy nie kłamie. Popatrzyła mu prosto w oczy, i chwyciła wyciągniętą rękę.

 

Gdy dojechali do ciemnej ponurej cytadeli Nastia podliczyła w myślach ile zajęła jej ta podróż. Tydzień do pierwszego porządnego miasta, w którym był ten gapiący się na nią bezczelnie oberżysta. Potem jeszcze elfy i mantikora, to będzie 40 i 10... Doszła do wniosku że w podróży była od około miesiąca i tygodnia. Jeszcze jeden tydzień stracili kiedy oberwała w głowę od mantikory. Czyli około miesiąca i dwóch tygodni. Tyle jechała aby tu dotrzeć. Spojrzała na Thristiana, to on ją tu zaprowadził. Myśląc o rozstaniu z nim poczuła się dziwnie. W trakcie tej podróży poczuła do niego coś czego nigdy nie czuła. Może to była miłość. 'Nawet o tym nie myśl' - przykazała sobie - 'Miłość jest dla ludzi słabych. A ty nie możesz być słaba.'

- Więc dojechaliśmy.- Z zamyślenia wyrwał ją spokojny głos Thristiana.- Chyba to już koniec. - Zawahał się i rozejrzał. W jego spokojnych dotąd oczach Nastia dostrzegła błysk niepokoju.- Słuchaj uważnie- powiedział nagle głosem tak odmiennym od swojego normalnego tonu że Nastia aż podskoczyła w siodle.- Musisz stąd  uciekać. Za chwilę....

Reszta słów odpłynęła gdzieś w mrok za sprawą uderzenia w głowę, a Nastia poczuła jedynie jak ciemność bierze ją w swe objęcia.

 

Ból. Była to jedyna rzecz której istnienia Nastia mogła być pewna. Gdy tylko zdołała podnieść powieki przed oczami stanęło jej tysiące obrazów. Zaczęła sobie przypominać. Była córką burmistrza. Że widzi duchy ludzie zaczęli się od niej odsuwać i szydzić z niej po czym uciekła. Widziała je. Martwych, którzy naznaczyli na niej piętno i cieli ja strachem głębiej niż najostrzejszy miecz. Przypomniała sobie pierwszego ducha. Małego chłopca, jeszcze niemowlę. Był to bękart żony burmistrza. Nadal pamiętała jego zapadnięte oczy. czy wiedział że to jego matka go zabiła aby uniknąć hańby? Dalsze wydarzenia pamiętała jak przez mgłę. Znalazła się sama, w środku lasu. mała, nikomu nie potrzebna dziewczynka. Właśnie wtedy go znalazła. czarnego jak jej włosy kruka który usiadł jej pewnego dnia na ramieniu i nigdy już jej nie opuścił. Stara niania mówiła, że kruki wyczuwają dotkniętych przez Chaos, bo same są nieczystymi ptakami. Potem go odnalazła. Starego pustelnika o zapadniętych szarych oczach i długiej siwej brodzie. Wspominała jak nauczył ja władać mieczem, a w końcu zdradził jej tajniki ognia. Ogień ja lubił, a ona jego. Byli dla siebie stworzeni. Oboje destrukcyjni, i sprowadzający strach. Oboje inni i silni. Tak właśnie nazwała kruka. Płomieniem. Jak powróciła chcąc zabić kapłana który próbował spalić jej rodzinę ponieważ wydali ją na świat. Ktoś ją jednak uprzedził. Znaleźli ją z nożem przy trupie. Jednak to nie ona zadała ranę. Pamiętała chłód lasu przez który musiała uciekać. To jak powróciła i zastała wszystkich martwych. Jak Thristian... Thristian  Kiedy tylko pomyślała to imię ból stał się jeszcze silniejszy. Nie zaprowadził jej do lorda Dark ale do ośrodka gdzie badano takich jak ona. Mutantów. Obrazy które miała przed oczami ustały, ujrzała jedynie ciemną ścianę z cegieł która znajdowała się przed nią. Rozejrzała się. Nie była w stanie dotknąć stopami ziemi ponieważ kajdany założone jej na nadgarstkach podtrzymywały ją w powietrzu. Dopiero teraz zauważyła ławkę stojącą w kącie kamiennej celi, a na niej przypatrującą się jej postać. Wszędzie rozpoznała by te sylwetkę.

-Thristian.- Wypowiedziała te słowa syknięciem. W swoim głosie wyczuła całą złośc jaką czuła do Thristiana. Do tego co zrobił. Jak on mógł ją zdradzić? - Ufałam ci.

-To był błąd.- Przyznał ze smutkiem... - Zagrozili że jeśli nie przywiozę innej osoby dotkniętej przez Chaos, to na mnie będą robili eksperymenty więc...

- Więc sprzedałeś mnie ratując siebie.- Dokończyła za nim.

- Nie zamierzam zaprzeczyć że tak nie było. Ale... ja ci teraz pomogę.

- Nie chce jej! Już dość mi tej łaski. Jeszcze trochę a sczeznę od tej twojej pomocy.

- Ale jej potrzebujesz. - Powiedział po czym podszedł, a Nastia zauważyła że w dłoni trzyma klucz.- Uciekaj, zielonooka.- Powiedział i przekręcił klucz w zamku od kajdanek. Kiedy upadła na ziemie rozcierając przeguby Thristian ukląkł tak aby mieli twarze na tej samej wysokości, a gdy podniosła głowę objął ją i złożył na jej ustach pocałunek. Nastia poczuła ciepło, tak niespodziewane i zabójcze że aż piękne. Nie chciała tego przerywać ale on powiedział:

-Musimy uciekać.

Zrobili tak jak powiedział uciekli z cytadeli ale rozdzielili się aby nieznacznie, acz zauważalnie zmniejszyć szanse na złapanie jednego z nich. Umówili się w niedalekim mieście. Gdy tam dotarła jednak na miejscu nie zastała Thristiana. czekała dzień, dwa, miesiąc, dwa miesiące, ale on się nie pokazywał. nastii znudziło się czekanie i postanowiła sama go odszukać, nieważne za jaką cenę.

 

John

Imię: John
Rasa: Człowiek
Wiek: 22 lata
Pochodzenie: Urodzony w Ostermarku
Profesja: Najemnik
Wygląd: John jest wysoki, dobrze zbudowany, ma szare oczy i jest łysy. Nosi czarny skórzany strój bez rękawów i buty sięgające kolan z tego samego materiału. Nosi dwa pasy, jeden opina mu w poprzek klatkę piersiową a drugi biodra. Oba pasy mają mnóstwo kieszonek wypełnionych tylko jemu znanymi przedmiotami.
Charakter: Twardziel. Jest cyniczny i arogancki. Z zasady małomówny i skryty, nie poddaje się emocjom. Dba tylko o siebie ale dotrzymuje raz danego słowa. Nigdy nie ogląda się za siebie.
Historia: John urodził się w mieście Ostermark. Mieszkał tam z rodzicami oraz starszym bratem  Aronem. Jego ojciec był kapitanem straży a matka kapłanką Shayli. Od wczesnego dzieciństwa Jego i Arona łączyły wspólne marzenia – chcieli stać się wielcy i szanowani. Niestety los był okrutny dla Arona który w dniu swych 17 urodzin zachorował na febrę. Był to wielki cios dla rodziny, która chcąc nie chcąc spisała go na straty. Podczas gdy Aron leżał w łóżku John okazał się nad wyraz sprawnym szermierzem złaknionym wiedzy. Ojciec miał nadzieję, ze pewnego dnia syn zastąpi go na stanowisku kapitana straży, los miał jednak inne plany. Pewnego dnia John spotkał krasnoluda imieniem Ragar. Okazał się on inżynierem, któremu nie powiodło się wśród swych pobratymców. Z miejsca się polubili a John zatrudnił się u krasnoluda jako czeladnik. Tymczasem ku ogólnemu zdumieniu wszystkich Aron wyzdrowiał. Nie miał żadnych wcześniejszych objawów febry. Radość w domu Johna była wielka, świętowali całą noc. Choroba opuściła Arona ale zmieniła go na zawsze. Przez kolejny rok John uczył się u Ragara trudnej sztuki tworzenia przeróżnych bomb i pułapek, miał do tego dryg co nie uszło uwadze krasnoluda. Podczas gdy John rozwijał się pod czujnym okiem swego mistrza Aron stawał się coraz bardziej tajemniczy. Wychodził często na całe noce wracając wczesnym rankiem. Ojciec robił mu z tego powodu awantury pytając się co jego syn robi o tak późnej porze. Aron odpowiadał wtedy „Pracuję na chwałę bożą” i uśmiechał się. Jego zachowanie niepokoiło rodzinę.
Gdy John miał 20 lat na cały Ostermark padła straszliwa plaga. Przerażające choroby spadały na bezbronną ludność dziesiątkując ją. Ludzie na ulicach przepowiadali zagładę wykrzykując imię pana rozkładu. Na skutek wrzodzienicy  zmarła matka Johna i jego mistrz Ragar. Gdy zobaczył tak wiele śmierci opuściła go cała naiwność. Świat był okrutny a John zamierzał w nim żyć. Stał się twardy i szorstki. Zaczął pomagać ojcu zaprowadzić porządek na ulicach, uznał że tylko tak może pomóc tym wszystkim ludziom. Sytuacja była krytyczna, zaczynało brakować wody i jedzenia. Aż w końcu ojciec Johna zachorował. Przed śmiercią wręczył synowi dziwny pierścień mówiąc „przyjmij to synu. To mój największy skarb. Niech służy ci tak dobrze jak mi”. John nie wiedział o co chodzi ojcu ale zatrzymał pierścień.
Zaraza szalała już drugi rok aż w końcu pojawiła się nadzieja. Łowcy czarownic twierdzili, że znaleźli przyczynę zarazy i zamierzają ją zniszczyć. Radość ludzi była wielka. Wielu ochotników przychodziło do łowców chcąc pomóc w zniszczeniu zarazy, John również był jednym z nich. Okazało się, że plagę sprowadzili kultyści Nurgla pana rozkładu mający swoje sanktuarium w samym sercu Ostermarku. Łowcy czarownic przypuścili atak na owo sanktuarium gdzie na Johna spadł kolejny cios. Jednym z kultystów okazał się jego brat Aron. Widział go tylko przez chwilę – uśmiechał się do niego szyderczo a następnie znikł. Po bitwie bardzo dokładnie zbadał wszystkie ciała ale go nie znalazł. Ten cios zmienił go na zawsze. Stał się jeszcze bardziej małomówny i skryty. Był pełen gniewu, który nie znajdował ujścia. Nie mając już nic co trzymałoby go w Ostermarku wyruszył w świat w poszukiwaniu brata. Od tamtej pory jego jedynym celem było odnalezienie i zabicie Arona. On musiał odpowiedzieć za swoje winy.
Ekwipunek: Dwa zakrzywione runiczne ostrza, „zabawki” pirotechniczne i osobista pamiątka po ojcu – tajemniczy pierścień.
Cel: Odnaleźć i zabić swojego brata.

 

Torgrund

Imię: Torgrund

Rasa: Krasnolud

Wiek: 160 lat

Pochodzenie: Karak Kazgol(Góry Krańca Świata)

Profesja: Najemnik

Wygląd: Widział pan kiedyś krasnoluda? Głupie pytanie, każdy widział! Wszyscy wiedzą że do atrakcyjnych nie należą. Taaa, ale on… przerażający typ. Miałem okazje go spotkać w czasie jednej z kampanii, nic wielkiego, taka tam wojenka.. ale o czym to ja.. No więc na pewno on wyróżnia się spośród innych krasnoludów. Poznałbyś go od razu. Jego stara twarz jest już zniszczona przez życie i liczne starcia. Pamiętam tą twarz.- Adam Bryg, najemnik z Nuln zamyślił się przez chwilę wspominając wizerunek spotkanego lata temu krasnoluda.- Szeroka, szpetna blizna rozciągająca się po jego lewej stronie twarzy, szklane oko(oczywiście że mowa o lewym!), płaski i zniekształcony, widocznie wielokrotnie złamany nos i czoło wiecznie przykryte bandażem, nie mam pojęcia czy to z powodu zakrycia jakiejś rany, czy to jakaś krasnoludzka moda. Cud, że zachował chociaż zęby!  Ale teraz będzie najlepsze. Prawdą jest to że wielu już takich szpetnych khazadzkich wojaków chodziło po świecie, ale który z nich miałby zgolona brodę? Zabójca trolli? Nie rozśmieszaj mnie pan! On nie ma z nimi nic wspólnego. Więc kim on jest? Och, sam nie jestem w stanie na to odpowiedzieć. Czy miałem okazje go jeszcze spotkać? Cóż… być może. Kiedyś, kiedy byłem w Altdorfie w tłumie ujrzałem kasztanowłosego gołobrodego. Niestety to była tylko chwila, nie byłem w stanie poznać twarzy. Jednak sadząc po tym jak był ubrany- odziany w skórznie i obłożony żelastwem w postaci broni, to tak, myślę że go spotkałem. 

 

Charakter: Spotykając go, zapomnijcie o wszystkim co wiecie na temat krasnoludów. On jest zupełnie inny. Zacznijmy od tego, że nie bez powody jest gołobrody. Oto i osobnik który porzucił swój gatunek. Dobrze myślicie, Torgrund nie utożsamia się ze swoją rasą, mało tego, w przeciwieństwie do nich nie uznaje wartości z których słyną jego rówieśnicy. Co nie znaczy, że w ogóle nie posiada za krzty honoru. Zawsze wypełnia dane mu zlecenia do końca i nie zdradza swoich pracodawców, chociaż czyni to bardziej ze względu na utrzymanie dobrej reputacji. Podobnie jak reszta krasnoludów jest gburowaty i krzykliwy. Słynie z czarnego poczucia humoru. Najpierw myśli, potem robi, potrafi ocenia skalę niebezpieczeństwa i nie jest mu śpieszno do grobu. Jak na krasnoluda jest całkiem tolerancyjny. Nie lubi rozmawiać o swoim życiu ani tym bardziej o krasnoludach- to dla niego drażliwy temat. Nigdy nie żałuje swoich decyzji ani słów, chodźmy wiedział że się pomylił- jest na to zbyt uparty.

 

Ekwipunek: Dwuręczny i dwustronny krasnoludzki topór runiczny, dwa toporki jednostronne, skórznia, prowiant, bukłak, butelka gorzały, posłanie, pieniądze, kilka pochodni

 

Cel: Odkryć znaczenie wiadomości wysłanej przez nieżyjącego już towarzysza.

 

Historia: Torgrund urodził się i żył w Karak Kazgol- jednym z nieistniejących już krasnoludzkich Karaków w Górach Krańca Świata. Wywodzi się on z klanu wsławionych wojowników. Jego ojciec był dowódcą jednego z oddziałów tarczowników, który wychowywał wszystkich swoich pięciu synów na dumnych i prawych wojowników, będących wzorem krasnoludzkich cnót. Dlatego też każdy z braci Torgrunda, jak i on sam wstąpili do formacji tarczowników. Niestety tylko najmłodszy z nich- czyli nasz Torgrund przeżył najbliższe dziesięć lat pełnych starć z orkami i goblinami. Po latach, wykazując męstwo w boju oraz przywódczy talent, stał się dowódcą własnego oddziału. Torgrund związał się z Ingrid- krasnoludzką „pięknością” która w przyszłości urodziła mu dwójkę synów i córkę. Nie warto opisywać szczegółowo wojskowej kariery krasnoluda, warto tylko powiedzieć że w przyszłości osiągnął znaczący stopień. Przez lata z oddaniem i miłością służył swojemu Karakowi i królowi- Kargunowi Dumnemu. Nigdy nie zapomniał o zasadach przekazanych mu przez zmarłego ze starości ojca i przekazał je swoim dzieciom.

Na pewno nikt nie spodziewał się jak złośliwy los, a może raczej królewska duma i upór zakpią sobie z Torgrunda. Rok 2473 będzie pamiętnym dla krasnoludów. Tegoż roku potężna horda zielonoskórych zaatakowała Karak Kazgol. Niestety, była to z góry przegrana bitwa. Mimo tego król Kargun wolał śmierć niż świadomość porażki. Zebrał wszystkich wojowników miasta, przysięgając, ze ocali Karak nawet jeśli będzie musiał  poświęcić bezbronnych. Nakazał aby jego dowódcy, ręcząc swym honorem, przysięgli bezgraniczne oddanie królowi i obronie Karaku, chodźmy i miało to kosztować śmierć. Torgrund był jednym z dowódców obrony Karaku. Zapewne byłby w stanie bronić go do końca, zapewne mógłby oddać życie w obronie ojczystych tunelów gdyby nie rozkaz wydany przez jego umiłowanego władcę. Król Kargun dotrzymał swojej obietnicy- mimo propozycji Torgrunda, całkowicie odrzucił jakiekolwiek plany ewakuacji krasnoludów nie biorących udziału w walce. Mało tego nakazał odcięcie części dzielnic Karaku. Miało to na celu spowolnić wroga i przygotować Karak do ostatecznej obrony. Wśród zamkniętych byli nie tylko przyjaciele Torgrunda ale i jego żona wraz z dziećmi… oczywiście nie mógł nic z tym zrobić, przysięgał wierność królowi. To był dla niego cios. Był świadkiem jak osoba dla której był w stanie polec posyła jego rodzinę w objęcia śmierci a on nie mógł z tym nic zrobić. Nie mógł ocalić swoich bliskich. Zobowiązał się być wiernym. To złamało krasnoluda. Nie widział sensu w swojej przysiędze- nie miał zamiaru umierać za mordercę jego rodziny. Gdy nastała ostateczna bitwa, Torgrund zrobił coś niewybaczalnego. Uciekł ze swojego stanowiska. Tak, zdezerterował na oczach własnych ludzi. Karak upadł pod naporem zielonoskórych. Pewnym jest to, że byli nieliczni którzy przeżyli bitwę. Skąd to wiadomo? Bo któż inny by rozniósł wieści o zdrajcy bez honoru? Ale Torgrunda to nie obchodziło. Wraz z swoją dezercją, ściął swoja brodę i wyrzekł się przekazywanych mu wartości. Nie został zabójcą trolli, wybrał zawód najemnika. Jak najszybciej opuścił rodzime góry i rozpoczął nową karierę w Imperium. W ciągu blisko sześćdziesięciu lat fachu żołnierza fortuny zdobył bardzo duże doświadczenie. Brał udział między innymi w Burzy Chaosu.

Pewnego dnia, do Torgrunda trafił list. Był napisany przez Gustava Schillera, dawnego kompana krasnoluda. Jeżeli kogoś miałby nazwać przyjacielem, a może lepiej użyć pojęcia osoby godnej zaufania, był nim właśnie on. W liście zaintrygowało go pierwsze zdanie „Jeżeli to czytasz, to zapewne spoczywam w królestwie Morra”. Nieżyjący kompan poprosił krasnoluda aby wyruszył w pewno miejsce wskazane na mapie będącej częścią listu. Nie napisał czego ani kogo ma tam szukać, ani tym bardziej co zrobić. Jednak szanując ostatnią wolę niewidzianego blisko siedem lat nieżyjącego towarzysza, jak i zainteresowany wiadomością, postanowił wyruszyć.

 

Federico de Rivera

Imię: Federico de Rivera

Rasa: Człowiek

Wiek: 23 lata

Pochodzenie: Estalia, królestwo Bilbali

Profesja: Szermierz estalijski

Wygląd: Federico nie odbiega znacząco urodą od typowego Estalijczyka, co sprawia, że dość mocno wyróżnia się wśród mieszkańców Imperium. Jego ciemniejsza karnacja skóry, nie będąca niczym niezwykłym dla przedstawicieli jego narodu, współgra z gładko zaczesanymi do tyłu, kruczoczarnymi włosami związanymi w niedużą kitkę. Całość dopełniają oczy barwy czekolady, a przystojną, dokładnie ogoloną twarz młodzieńca szpeci jedynie paskudnie rozszarpane prawe ucho, którego niemal cała dolna połowa została oderwana w wyniku jednej z wielu karczemnych bójek w jakie wdawał się w młodości. Niezwykle szczupły i niezbyt wysoki, sprawia wrażenie osoby która nie jest obeznana z walką i nie posiada wielkiej siły, lecz nie ma nic bardziej mylnego. Być może pod względem krzepy i odporności nie dorównuje bowiem najtęższym wojownikom, lecz doskonale rekompensuje to sobie dzięki niezwykłej zręczności i szybkości wyprowadzania ciosów. Gibkość ciała sprawia, że zawsze porusza się z rzadko spotykaną płynnością i gracją.
Jak przystało na dumnego obywatela słonecznej Estalii ubiera się zgodnie z najnowszą modą - a więc wytwornie, szykownie i upraszczajac - w przypadku większości mieszkańców Imperium - cudacznie. Biała, jedwabna koszula z wysokim kołnierzem, ciemnożółty, wzorzysty dublet z perłowymi guzikami, tegoż samego koloru peleryna pozbawiona kaptura i kapelusz z szerokim rondem. Spodnie skórzane, w kolorze cytryny. Prócz tego zrobiony z jasnej skóry i kilkakrotnie owijany wokół talii pas z przypiętymi doń ozdobnie wykonanym rapierem i lewakiem, na nogach zaś wysokie, sięgające kolan miękkie buty ze sprzączkami. Gdy podróżuje zazwyczaj rezygnuje z dubletu oraz spodni na rzecz doskonale wykonanej skórzanej kurty i nogawic.

Charakter: Pewny siebie i nieco arogancki, choć skory do poznawania nowych ludzi. Bardzo gadatliwy i lubiący zabawę, często nie potrafiący zrozumieć zasad rządzących światem i dość naiwny. Rzadko ponury, zazwyczaj energiczny i chętny do działania. Otwarty i tolerancyjny, ciągle stara się poznawać i uczyć nowych rzeczy. Prócz tego nieco zbyt wrażliwy i delikatny.

Ekwipunek: Rapier oraz lewak, oba bogato ozdobione i najwyższej jakości. Perfumy, wymienione wcześniej elementy ubioru wraz z dwoma zapasowymi koszulami, naprawdę zasobna sakiewka, metalowa manierka, kości do gry, koń z siodłem, uprzężą i jukami.

Cel: Estalia... Piękna kraina podzielona na liczne królestwa, w żaden sposób niezagrożona przez niebezpieczeństwa takie jak atak zielonoskórych czy sił Chaosu. Czy jednak na pewno jest tam całkowicie bezpiecznie? Federico de Rivera, członek znanego i zamożnego rodu spędzał swoje życie na nauce fechtunku, hulankach i korzystaniu z uprzywilejowanej pozycji w społeczeństwie. Sielanka nie może jednak trwać wiecznie, w tym kraju prędzej czy później każdego dopada przekleństwo jakim są zatargi rodowe. Zazwyczaj kończą się one ugodą lub po prostu śmiercią jednej osoby. Zazwyczaj...

Ród Flores posiadał zadawnioną urazę do rodu Ramos, z którego pochodziła wybranka serca Federica. Traf chciał, że na miesiąc przed ich ślubem z Imperium powrócił najmłodszy syn Floresów, Augusto. Podróż nie wyszła mu na dobre, był chorobliwie blady, jego skóra łuszczyła się i była nadzwyczaj chropowata. Znaki te jednak zostały zlekceważone, nie wydawały się niczym niezwykłym. Wkrótce uderzyła niespodziewana zaraza, której ofiarą padł cały ród Ramos. Nim miasto zdążyło otrząsnąć się z tragedii, choroba znów uderzyła, kolejny raz niszcząc dom, który był w niezgodzie z Floresami.

Gdy padł trzeci z domów, zaczęto coś podejrzewać. Władze podjęły śledztwo, które doprowadziło do Augusto de Flores. Do siedliska zarazy. Zwykłym obywatelom nie ujawniono tego, co odnaleziono wewnątrz siedziby Floresów, nie ujawniono też, że Augusto zdążył zbiec, powalając przy tym próbujących go aresztować strażników. Groza pozostała ukryta, lecz nie dla Federica, poszukującego winnych śmierci jego ukochanej. Zrozumiał, że Augusto musiał zbiec ku Imperium, skad przybył wraz ze swoja tajemniczą zarazą i podążył za nim, w ramach osobistej vendetty. Chciał nie tylko odnaleźć bezpośredniego winowajcę, ale też skorzystać z okazji i zasiegnąć wiedzy na temat podobnych przypadków u imperialnych łowców czarownic, którzy podobno wiedzą więcej na temat podobnych spraw i tajemniczych bogów Chaosu.

 

Ta sesja już przy pisaniu pierwszego postu jest moją ulubioną, bo jest warhammerowa. Także odpisywać nie będę ekstra szybko, ale posty tutaj będą porządnie doszlifowane, często z grafikami i w ogóle, cuda, wianki na rurze. Takie coś wymaga ode mnie trochę czasu, także nie martwicie się tempem i też podejdźcie do tego porządnie.

 

 

 

Trzeba to powstrzymać, nim cały świat strawi plaga

 

 

medieval_town_by_hetman80-d37zunh.jpg

Obrazek pochodzi od Hetmana80

Rok 2533, północo-wschodnie okolice Stirlandu (graniczne tereny Sylvanii), miasto Landsberg

 

Kolejka pisania:

1. Mistrz Gry - black_scroll

2. Nastia Mordu - NimfadoraEnigma

3. John - Mani

4. Torgrund - Iluandar

5. Federico de Rivera - EverTree

 

Tło muzyczne do sesji

 

 

Nastia Mordu

Thristian. Zaczynasz żałować, że czekałaś aż dwa miesiące, zanim zdecydowałaś się go szukać. Odwlekałaś ten dzień, mając nadzieję, że w końcu się zjawi oraz bojąc się, że miniecie się gdzieś po drodze. Jednak teraz było to pewne - nie wróci. Musiałaś sama go poszukać, a przynajmniej na własną rękę. Podróż do tajemniczej fortecy była niebezpieczna dla jednej osoby, potrzebowałaś co najmniej jeszcze jednej dodatkowej pary rąk. Przydałoby się jak najwięcej, lecz czas naglił. Każdy dzień, mógł być ostatnim dniem Thristiana. Możliwe, że był to jedyny człowiek, który w miarę cię rozumiał. Nie mogłaś pozwolić sobie na jego stratę.

 

Kiedy stanęłaś przed drzwiami karczmy, w której miałaś nieszczęście mieszkać, naszedł cię szalony pomysł. Może by tak zawezwać pospolite ruszenie na fortecę? W końcu badający mutację, byli traktowani nie wiele lepiej przez prosty lud, niż mutanci. Badanie ścierwa Chaosu było zakazane przez Imperium i karane przez chłopstwo paleniem na stosie za czary. Szybko porzuciłaś ten pomysł. Nie, duża grupa osób pozwoli tym draniom wcześniej uciec i zabrać ze sobą Thristiana gdzie indziej. Musiałaś zebrać małą grupę śmiałków, która pomoże ci w tym zadaniu.

Przekroczyłaś próg karczmy - od razu uderzył cię znajomy odór piwa, potu i strachu. Ludzie boją się o jutro. W niedalekiej Sylwanii zamieszkują groźne rody wampirów, zapuszczające się czasem w te tereny.

Zauważyłaś, że zrobiło się cicho, a wszystkie ślepia wlepione są w ciebie. W oczach mężczyzn widziałaś niesamowite pożądanie, w oczach kobiet, zazdrość i nienawiść. Nie było to nic nadzwyczajnego, takie spojrzenia towarzyszył ci zawsze w tej ruderze.

Ale tym razem było trochę inaczej. Jeden człowiek przy szynkwasie rzucił krótkie spojrzenie na odrzwia, którymi przed chwilą dostałaś się do tego obrzydliwego przybytku, po czym próbował ponownie zagaić karczmarza, jednak ten dalej wlepiał w ciebie swoje chciwe oczy. Zachowanie obcego przybysza zaintrygowało cię, w końcu było tak różne od tego co czynili inni. Przy jego pasie zauważyłaś tajemnicze dwa ostrza, z wygrawerowanymi tajemniczymi znakami. Może kogoś takiego właśnie szukałaś?

 

John

Przeklęty niech będzie Aron. Tropiłeś swojego brata, niczym zarażone zwierzę mogące skazić całą puszczę. Podążając za nim trafiłeś z Ostermarku do Stirlandu, do tego skichanego miasta. Plaga Nurgle'a jeszcze tu nie dotarła, ale widziałeś już parę miast ogarniętych plagą. Epidemia nie wybucha tak o. Zaczyna się od jednego bezdomnego, który kichnie na drugiego, a ten przeleci za uzbierane pieniądze jakąś dziwkę, z której potem skorzysta jakiś "przykładny" obywatel. I ani się obejrzą, na ulicach pojawią się płonące wozy z trupami i znaki pana zarazy na ścianach domów. Miałeś nadzieję, że już niedługo skażesz Arona na należą mu karę.

 

Trafiłeś do jakiejś zapyziałej karczmy. Tu wieczorem przychodzi najwięcej chłopów, żeby napić się piwa i pogadać o tym, jakie to Imperium nie jest wspaniałe. Tutaj miałeś największe szanse dowiedzieć się czegoś więcej o okolicznych terenach, jak i może czegoś o kultystach oraz bracie. Było to też świetne miejsce do znalezienia przyzwoicie płatnej pracy, no i znośnego noclegu. Zamówiłeś piwo i rozmówiłeś się karczmarzem. Dowiedziałeś się o opuszczonej fortecy w środku lasu, która ostatnimi czasy, rzekomo jest nawiedzona przez duchy i blade, zielone światło. Do tego podobno w Sylvanii, położonej na południe od miasta, mieszkały wampirze rody.

Kiedy karczmarz miał zamiar opowiadać ci więcej o "najprawdziwszych pogłoskach o znakach Chaosu w tutejszym przydrożnym lasku", ktoś wszedł do środka karczmy. Wszyscy praktycznie zamilkli, odwróciłeś się z ciekawości, żeby zobaczyć, kto wprawia całą gospodę w takie zakłopotanie, że aż musi umilknąć. W drzwiach stała kobieta, w prostym, odrobinkę na niej za dużym ubraniu. Biała koszula, zielone spodnie, czarne wysokie buty. Strój prosty, ale nawet w nim wyglądała pociągająco. Jej kruczoczarne włosy, przechodzące na końcach w turkus przyciągały uwagę, ale ta piękność nie za bardzo cię interesowała. Jeżeli nie uratujesz tego miasta, ta kobieta, jak i ta cała zgraja, zginą najpewniej z rąk jakiejś paskudnej choroby. Wróciłeś wzrokiem do karczmarza, chcąc posłuchać dalszego ciągu jego opowieści, lecz ten jak zaklęty, dalej wpatrywał się w przybyszkę.

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 143
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Siadam na szynkwasie i teatralnie wzdycham okręcając włos wokół palca. Nigdy nie byłam za dobra w nawiązywaniu kontaktów ale miałam nadzieje że kilka kufli wlanych w ciało nieznajomego pomoże mi zagaić jakąś rozmowę.

- Macie na zbyciu jakiegoś trunku, karczmarzu?

Mówię i kieruję w stronę oberżysty przeciągłe spojrzenie, zakładam nogę na nogę. Może nawet nie będę musiała płacić. Jednocześnie rozglądam się ukradkiem żeby sprawdzić czy w pobliżu nie ma czegoś co mogło by zająć się ogniem gdybym za bardzo się wkurzyła, nawet z byle jakiego powodu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieznajoma dziewczyna usiadła przy szynkwasie i jakby nigdy nic postanowiła zamówić piwo. Sprawiała wrażenie zwykłej podróżniczki ale były to tylko pozory.

Wystarczyło jedno spojrzenie bym dowiedział się wszystkiego co wydawało mi się istotne. W jej oczach widać było podejrzliwość ale też strach i niecierpliwość. Prawdopodobnie miała nóż na gardle i poszukiwała pomocy. Ale co mnie to obchodzi? Pomaganie jakiejś dziewce nie przybliży mnie do brata.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

(czytać własne posty, Mani ona siadła NA szynkwasie, nie przy :D)

 

Nastia Mordu

Szynkwas skrzypnął cicho kiedy na nim usiadłaś.

Poza stertami butelek wypełnionych łatwopalnym alkoholem, znajdującymi się za karczmarzem, karczemny fartuch nasiąknięty wszystkimi rodzajami alkoholu i wszelakim tłuszczem, całą drewnianą konstrukcją karczmy (choć to ostatnie, tak strasznie łatwo nie zajmie się od samego ognia), raczej nie było nic co mogłabyś z łatwością podpalić.

Karczmarz wpatrywał się w ciebie jak obrazek. Jego wzrok wskazywał, że wie, iż nie powinien gapić się na niebezpieczną lokatorkę, ale krew z mózgu odpłynęła mu gdzie indziej i teraz ośrodek myślenia znajdował się nieco niżej.

Tajemniczy przybysz chyba nie popierał twojego zachowania.

- Wina młodego, pani Nastio. Przednie, choć korkowane rok temu. Z Krain Zgromadzenia, od niziołów mamy.

Jako, że siadłaś na jego ladzie, przesunął się trochę w stronę nieznajomego, żeby lepiej widzieć cię z profilu.

- Życzy sobie pani nalać? Na koszt firmy oczywiście - wyszczerzył się jak ostatni debil.

 

John

Karczmarz jako źródło informacji był stracony. Przynajmniej dopóki ta dziwna kobieta była w pobliżu, dla niego nie istniejesz. Fakt, była ładna, ale żeby tak tracić głowę dla byle dziewki? Chociaż wyglądała nietypowo, można by rzecz, że dało się od niej czuć jakąś niepokojącą aurę. Chodziły ci po głowie sprzeczne myśli.

Ona nie pasowała do tego miasta. Też musiała być przyjezdą, ale coś ją tu trzyma, skoro karczmarz zwraca się do niej "pani Nadio". Wyglądała na kogoś z głową na karku. Może byłaby użyteczna na tyle, że da ci jakąś wskazówkę na temat kultystów, z którym trzymał się twój brat.

Karczmarz przysunął się bliżej ciebie, żeby lepiej widzieć uroki dziewki. Zapytał czy chce wina, i obnażył swoje żółte i krzywe zęby. Gdyby tylko mógł, wyruchałby ją, aż by się dymiło.

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Poproszę i dziękuje, jak to miło spotkać kogoś kto nie myśli tylko o własnych interesach.- Odwracam wzrok który teraz kieruje na faceta obok.- A mos pana, jaki interes tu sprowadza, hm?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ciekawość to niebezpieczna cecha - odpowiedziałem cicho - czasami może kosztować życie.

Spojrzałem na nią uważniej. Miała w sobie coś drapieżnego, coś niemal nieuchwytnego co kazało mi mieć się na baczności. Jeśli uznam to za konieczne zabije ją, mam jednak nadzieję, ze jest rozsądna.

- Zadam ci jedno proste pytanie od którego będzie zależeć dalsza część naszej konwersacji - zacząłem powoli - Jesteś łowcą czy zwierzyną?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czy tak oceniacie ludzi w twoich stronach?- Pytam z lekkim rozbawieniem. Co on zamierza osiągnąć zadając mi to pytanie? Chciał się czegoś o mnie dowiedzieć, to jasne. Pytanie brzmi ;Po co? - Łowca, i zwierzyna. Musisz się przekonać że jest wiele rzeczy których o mnie nie wiesz,i jeszcze więcej których się o mnie nie dowiesz. Odpowiem na twoje pytanie tak ; Ludzie których ścigam są dla mnie zwierzyną, a ja jestem nią dla nich. Wracając do ciekawości, to nie sądzie aby można był przypłacić ją życiem ,jeśli zadajesz właściwe pytania, właściwym ludziom. Albo i nie ludziom. Poza tym, można niekiedy poznać bardzo ciekawe tajemnice. A ty?, - Zniżam głos do szeptu, i przysuwam swoją twarz do jego, patrzę mu prosto w oczy. mam nadzieje że moje czysto prowokacyjne zachowanie zbije go z tropu.- Masz tajemnice które są warte mojego czasu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Nie zaczekałaś na black_scrolla>

- Zadajesz niewłaściwe pytania - powiedziałem - właściwe pytanie brzmi: czy twoja opowieść jest warta mojego czasu.

Dużo mówisz dziewczyno, pomyślałem. Widać, że jesteś zdesperowana, popełniasz mnóstwo błędów. Szczerze nie sądziłem, że wyciągnięcie z ciebie informacji będzie tak łatwe. Czyli jesteś ścigana. To oczywiste, że potrzebujesz pomocy. Po co inaczej wchodziłabyś do tej speluny? I to twoje wspomnienie o nie-ludziach. Jesteś mutantem? Naprawdę zaczynasz mnie interesować mała. Zacząłem bawić się pierścieniem ojca by zyskać trochę czasu na przemyślenia. Był to dziwny pierścień, składał się z pięciu przesuwających się obręczy. Na każdej były wygrawerowane inne runy. Zależnie od ich ustawienia pierścień ujawniał inne magiczne właściwości. Ale nie pora teraz zachwycać się pierścieniem. Trzeba coś postanowić w sprawie tej dziewczyny.

- Czyli jesteś łowcą - powiedziałem w końcu - Cóż może jednak okażesz się warta mojego czasu. Czego potrzebujesz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<kazałem jej nie czekać, kolejka sztywna nie jest, a ja nie mam nic do roboty jak się poznajecie>

 

Nastia Mordu

Karczmarz wrócił z zaplecza i postawił przed tobą dzbanek z winem i czarkę z ciemnoczerwonym trunkiem. Następnie uśmiechnął się i podszedł do przybysza.

 

John

Ugościwszy twoją rozmówczynię, karczmarz spytał cię - Pan sobie życzy coś do picia? Może piwa? - wyszczerzył się znowu odsłaniając żółte i krzywe zęby.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więc nie jest typem który ugania się za panienkami.Interesujące. Nie wygląda też na łowcę głów. Ale jest na swój sposób ciekawski. Choć bardziej prawdopodobne że raczej wietrzy w mojej sprawie interes dla siebie. A ja, mogę akurat mu w nim pomóc. Pociągam łyk wina, a po nim kolejny. Dopiero potem się odzywam

- A co ty będziesz chciał w zamian? Muszę przyznać że nie mam wiele, oczywiście, poza informacjami. A niektóre z nich bardzo by ci się przydały.- Pociągam kolejny łuk, i ocieram końciki ust wierzchem dłoni. Jeśli chcę mu zaproponować wyprawę, nadarza się dogodna okazja. Ale nie tutaj. Ściany, mają uszy.- Strasznie to duszno, nie uważasz? - Mam nadzieje że zrozumiał aluzję. Pewnie tak, o ile nie jest skończonym przygłupem. Szczerze mówiąc, wygląda na takiego który jednak ma coś we łbie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli chce ze mną rozmawiać na osobności? Dobry ruch, chyba ma trochę oleju w głowie. Niech będzie, nawet jeśli nie ma to wspólnego z moim bratem przynajmniej zabiję nudę i być może uda mi się coś zarobić. Przekonajmy się co z tego wyniknie. Powoli wstałem z krzesła i odwróciłem się w stronę drzwi.

- Jeśli jest ci duszno otwórz drzwi - powiedziałem - muszę oporządzić konia. Może później dokończymy tą pogawędkę.

Zanim wyszedłem dałem jej dyskretnie znać by ruszyła za mną. Oby tylko nie byłą na tyle głupia by pójść za mną od razu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spokojnie dopijam wino i zataczam palcem kółka nad okręgiem czarki. Muszę się poważnie zastanowić co, i ile mu powiem. A jeśli odrzuci propozycję? Stanie się na pewien sposób niebezpieczny. Będzie wiedział dokąd zmierzam, a jeśli wyniknie walka z której ujdzie żywy to poza również moje możliwości.  Inna sprawa że kiedy dowie się że posiadam pomocne mu informacje może spróbować wydobyć je siłą. Cóż, wtedy zyskam kolejny dobry powód do jego ukatrupienia.

- Bardzo dziękuję -Mówię do karczmarza. Przechylam się przez szynkwas i muskam ustami jego policzek. - Ale niestety obawiam się iż będę musiała opuścić pański przybytek.

Wracam do pozycji stojącej i szybkim krokiem do swojego pokoju. Biorę z podłogi torbę, i przytraczam do pasa miecz, do tej pory leżący na sienniku. Wychodząc kładę klucz na szynkwas i wychodzę. Trzymam torbę w ręku ponieważ jeśli wywiąże się walka będę mogła ją odrzucić aby mi nie przeszkadzała. Lekko przesuwam miecz, tak aby łatwiej było mi go wyjąć. Zdaję sobie sprawę iż fakt że przyjdę z mieczem nie umknie uwadze mojego rozmówcy. I dobrze. Niech wie że nie zabije mnie tak łatwo. Gdy wychodzę szukam wzrokiem mojego niedoszłego sojusznika i podążam za nim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyszedłem z karczmy kierując się w stronę stajni. Jeśli ta dziewczyna chce mojej pomocy zaraz za mną ruszy. Poczułem znajome mrowienie w ręce. To pierścień zaczynał działać. Ojciec wiedział co robi oddając mu go. Ciekawe co się teraz stanie. Zacząłem mieć dziwne mroczki przed oczami i nagle mój wzrok się wyostrzył. Ciekawe.

Gdy dotarłem do stajni oparłem się o jeden z boksów i czekałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wchodzę do stajni i opieram się plecami o ścianę, unosząc wyczekująco brwi.

-Więc, czego byś chciał, w zamian za pomoc. Jak już mówiłam mogę ci dać informacje. Od ciebie zależy jakie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wydaje mi się byś wiedziała to czego potrzebuję. Nie, lepiej będzie  dowiedzieć się wszystkiego na miejscu.

- Na razie wystarczy mi informacja dotycząca twojego problemu. Co na ciebie poluje?

Spojrzałem na nią. Wtedy coś zauważyłem. W jej wnętrzu płonął jakiś dziwny ogień. Co to może być? Ona jest naprawdę interesująca.

- I przy okazji czym ty jesteś? - zapytałem patrząc jej prosto w oczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie wydaje mi się żeby była to informacja dla ciebie niezbędna.- Mówię znacznie chłodniejszym tonem. Ale zaraz się poprawiam. Nie, nie uda mu się wyprowadzić mnie z równowagi. O ile do tego nie dąży. - Nie wiem czy wiesz ale gdzieś tydzień, może tydzień i pół drogi stąd, leży sobie pewna mała forteca. Nawet nie forteca, tylko zameczek. Sęk w tym, że jest to dość dobrze strzeżony zameczek. A ja muszę do niego wejść, trochę w nim pobuszować i wyjść ale, nie uda mi się zrobić tego samej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dostać się do zamku mówisz? - zapytałem zamyślony. Cóż czemu by nie? nic prostszego, chociaż nie wiem jak to będzie we dwójkę. Czy będę mógł na nią liczyć? - Zgoda niech będzie. Ale odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie. Czy kiedykolwiek robiłaś już coś takiego?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wiele razy. - Mówię i uśmiecham się półgębkiem. Może już przestał zastanawiać się kim tak naprawdę jestem. Cóż, mam nadzieje że mnie nie zaatakuje, wtedy i tak cała prawda wyszła by na jaw.- Mordu Nastia.- Przedstawiam się i unoszę brwi domagając się ujawnienia imienia ze strony mojego rozmówcy. - A poluje na mnie...- zawieszam głos- ktoś niebezpieczny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Najlepiej jak najszybciej. A jaka jest twoja cena? Muszę przyznać że wiem wiele. Co się dzieje na dworze Imperatora, co ludzie mówią, a czasami nawet co myślą. i o haosie. O tym wiem więcej niż ktokolwiek. Tego możesz być pewien. - Zawieszam głos, i w pewnym momęcie mój wzrok natrafia na pierścień.- Ładna zabawka. Na pewno wiesz do czego służy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zaiste ładna - powiedziałem uśmiechając się. Chaos tak? Robi się ciekawie. - Nie widzę jednak powodu by ci go pokazywać. A co do ceny... twoje informacje będą wystarczającą zapłatą. Żeby wszystko było jasne, jeśli chcesz mojej pomocy podczas akcji nie kwestionuj moich decyzji. Uwierz mi tak będzie dla ciebie lepiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

<Nimfadora, jeszcze raz zobaczę 'haos' a się zdenerwuję! :) >

 

Nastia Mordu

Chyba ci się udało. Ten tajemniczy "John" bo zapewne to nie było jego prawdziwe imię, pomoże ci w twojej misji. Czy zginie, czy przeżyje to sprawa drugorzędna. Ważne, żeby ocalić Thristiana. Tylko to się liczy. Z jego umiejętnościami było bardzo możliwe, że zdobędziecie fortecę po cichu. Teraz trzeba tylko znaleźć konia i można ruszać w drogę. Ostatecznie mogłabyś jechać z Johnem na jego rumaku. Na myśl o więzionym Thristianie drgnęłaś, wzburzona gniewem i strachem o jego życie.

 

John

Chyba ci się udało. Tajemnicza przybyszka, wie coś o Chaosie, więc istniała szansa, że wie coś o postępowaniu twojego brata i kultystach Chaosu. Teraz wystarczyło z nią poprowadzić szturm na tą głupią fortecę. To oczywiste, że w środku jest coś co ją interesuje, inaczej taka sprytna osóbka zwołałaby pospolite ruszenie w mieście, aby zniszczyć placówkę Chaosu. Nieważne co tam było, ludzie są głupi i ruszyliby, aby zniszczyć coś, co zagraża ich domom. Pierścień znowu zadrżał.

 

 

Oboje

Nagle usłyszeliście skwierczenie z boksu obok. Zapachniało palonym sianem. Nie wiadomo skąd, siano zajęło się ogniem. Konie znajdujące się w stajni zaczęły panikować, parskając i próbując otworzyć własne boksy. Za chwilę, cały przybytek miał stanąć w płomieniach i chcąc, nie chcąc, prawdopodobnie to wy znajdziecie się w lochach, jako winni tej sprawy.

 

fire_go.jpg

 

(koniec poznawania się, niech rozpocznie się walka o przetrwanie! :D)

Edytowano przez black_scroll
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łatwo opowiedzieć, te cholerne konie zaczęły panikować. Podbiegłem do najbliższego boksu, otworzyłem klapę i chwyciłem konia za grzywę starając się go uspokoić. Jakoś mi się to udało. Założyłem mu szybko uzdę i siodło i wskoczyłem na niego.

- Wsiadaj! - krzyknąłem do Nastii.

Edytowano przez Mani
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nakładam uzdę i siodło na konia najbliżej mnie. Dopiero teraz orientuje się że John coś do mnie krzyczy z boksu oddalonego o kilka innych ale rżące i tupoczące konie wszystko zagłuszają. Do tego siano szybko zamienia się w dym który wyciska mi łzy z oczu. Wsiadam na konia a kiedy już na nim jestem próbuje się skoncentrować i zmniejszyć ogień.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...