Skocz do zawartości

Moja Mała Dashie: Reloaded [Z][Comedy][Crossover][Human]


psoras

MMD:Reloaded  

71 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Co sądzisz o tym fiku (jeśli go czytałeś)?

    • Wyrąbisty!
      46
    • Niczego sobie.
      13
    • W sumie... taki sobie średni.
      3
    • Suchy... i głupi.
      0
    • Beznadzieja. Nie nadaje się do czytania.
      1
    • JAK ŚMIESZ NIE LUBIĆ MLD SŁONIU ZETAFONIE DZIADZIE ASDFGLJXFDFMREGVQ
      8


Recommended Posts

Dopiero teraz przeczytałem i muszę przyznać, że jest to opowiadanie lepsze od oryginału. Ma ciekawsze postacie, lepiej rozwinętą fabułę i unika błędów logicznych, które występowały w My Little Dashie. Humor nie zawsze działa, ale nigdy nie jest żenujący i muszę przyznać że parę razy parsknąłem śmiechem. Bardzo przyjemne opowiadanie. Polecam, jeśli ktoś jeszcze nie czytał. Jeśli mam ocenić od 1 do 10, to wystawiłbym 7,5.

EDIT: Jeśli dobrze zrozumiałem zasady i nadal można to głosuję na Epic :)

Edytowano przez Branthos
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...

Opowiadanie przeczytałem kilka razy, takie było dobre. Za każdym razem na mojej twarzy pojawiał się banan, który nie zchodził z niej przez dłuższy czas. Czytanie sprawiało mi frajdę, nic nie było wciśnięte na siłę. Fabuła jest lekka, przyjemna, obfituje w ciekawe pomysły. Wszystko się ze sobą doskonale zazębia. Opisy są proste, ale dobrze spełniają swoją rolę - działają na wyobraźnię. Plus za oddanie stosunków między kibicami Widzewa i ŁKS-u (akurat pochodzę z tej części Łódzkiego, która kibicuje Widzewowi).

Głosuję za EPIC dla tego opowiadania.

Wysłane z mojego LG-H440n przy użyciu Tapatalka

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Fanfik ten i tak znalazł się na mojej liście do przeczytania, toteż jego nominacja do 2 Edycji Oskarów niezmiernie mnie ucieszyła. W końcu nie ma lepszej motywacji od starego, dobrego przymusu. Już nick autora sprawił, że miałam wobec MLD:R wysokie wymagania. Czy fanfik je spełnił? Odpowiedź brzmi: nie. Czy fanfik mi się podobał? A i owszem. Określiłabym go mianem dobrego i solidnego, ale z pewnymi wadami, niestety część z nich jest dość istotna.

 

Już kiedy wchodzimy do dokumentu z fanfikiem rzuca nam się w oczy fatalne formatowanie. Brak wcięć w akapitach i jedna wielka ściana tekstu. Odstępy po akapitach to fajna rzecz, polecam. Zwiększają czytelność tekstu i powodują, że czytelnik mniej się męczy. Do tego mieszasz pauzy, półpauzy i "-". Zauważyłam też kilka literówek.

 

Cóż, fanfik jest o 100 kategorii wyżej niż oryginalne MLD. Przede wszystkim dlatego, że bohater jest normalny i nie zachowuje się jak ostatnia pipa. Jednak powiedziałabym, że szalonych inżynierów miejscami było za dużo, a mnie osobiście oni nudzili. Ponarzekam też na pociągi, metro i tramwaje. Ja wiem, że to Twój fetysz, Psorasie, no ale sam rozumiesz, że co za dużo to niezdrowo. A tu było tego zdecydowanie za dużo. Sama fabuła? Całkiem spójna i logiczna, ale nie rozumiem czemu brony uznał małą Dashie za takie o zwierzę, które posiada właściciela. Jak w ogóle... No dobra, ja jestem biologiem, może dlatego odbieram to inaczej. Ale dla mnie oczywistym by było, że to coś pochodzi z innego świata. Dlaczego? Bo mówi, jest świadome i inteligentne. Nauka w tamtych latach, a nawet i w obecnych nie stoi na odpowiednio wysokim poziomie. Taki pegaz raczej zwróciłby na siebie większą uwagę mediów, rządu i w ogóle... Nikt nie pozwoliłby Daszynie sobie swobodnie latać po Łodzi. Ogółem fabuła nie porywa, ale też nie dobija.

 

Co na zdecydowany plus? Humor. Sceny walki na kukurydzę są iście epickie. No i dresy. ŁKS nabija expa po nocach! Parę razy się uśmiałam, ale nie powiem bym wybuchała śmiechem co chwila, więc nie jestem pewna czy tag [comedy] jest tu aby odpowiedni..

 

Ogółem jest fajnie, ale szału nie ma.

 

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16.04.2016 at 02:09 Cahan napisał:

Ponarzekam też na pociągi, metro i tramwaje. Ja wiem, że to Twój fetysz, Psorasie, no ale sam rozumiesz, że co za dużo to niezdrowo

Ech, jeśli chodzi o przesadę i co za dużo... To opowiadanie to jeszcze nic. Prawdziwy wybuch śmiechu i WTF miałem, jak dowiedziałem się czym jest skrót PSORAS... Ale tu cza do EqueTripa uderzyć. Ale tak, pociągi to mało powiedziane, że Fetysz Psorasa :D

Edytowano przez Accurate Accu Memory
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za komentarz.

Bardzo cenię sobie taką szczerość, bo choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mojej twórczości sporo do ideału brakuje, nie zawsze wiem czego konkretnie. Każdy krytyczny komentarz podnosi więc nieznacznie jakość moich przyszłych prac.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że ten fanfik przeczytałem dość dawno temu, ale nie mógłbym go tak zostawić bez mojego komentarza. Stał się on moim "kamieniem milowym". To właśnie dzięki temu fanfikowi sam zacząłem pisać.

 

Im bardziej mi się coś podoba, tym mniej zwracam uwagę na tego formę i bardziej skupiam się na wchłanianiu "treści". Po tym fanfiku nie pamiętam nawet żeby miał jakieś rozdziały czy kropki. po prostu wsiąknąłem na dobre. Nie tylko fabuła, ale też uniwersum i unikalny styl opowiadania sprawia, że czyta się to jednym tchem. Dosłownie czekałem na każdą wzmiankę o pociągach czy tramwajach - wszystkie one były dość ciekawe. Na pochwałę zasługuje też świetny humor - niewymuszony i bardzo ...polski... realistyczny i na poziomie.

Nie wymienię plusów i minusów, bo tych drugich nie pamiętam. Zamiast tego powiem, że fanfik jest na poziomie dobrze wyważonej optymistycznej niedługiej, ale z szansą na kontynuacje,  książki sci-fi - w jakich się kocham. Aby nie być gołosłownym, porównam fanfik do "Szpital kosmiczny" Jamesa White'a (oczywiście w kategorii przemyślanej fabuły, świata przedstawionego itp. ).

5/5 i pisz dalej :D .

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Do tego opowiadania mam… mieszane uczucia. Bardzo, bardzo mieszane uczucia. Gdyby nie moja własna próba zmierzenia się z podobnym motywem (czyli “Nasza Mała Sunset") to prawdopodobnie po przeczytaniu przedmowy, no a już na pewno po prologu to opowiadanie bym rzucił w kąt i nie wrócił… a jednak zdecydowałem się zobaczyć jak Psoras podszedł do tego motywu - choć i tak z góry wiedziałem, że będzie to bardzo różne od mojego podejścia i oczywiście się nie myliłem.

 

Właściwie na początku nawet tak mnie zraziło, że chętnie bym oddał “antygłos" na epic, ale… czytając dalej zmieniłem zdanie. Niemniej jednak sam wciąż bym absolutnie na to opowiadanie takiego głosu nie dał.

(Aha i lojalnie ostrzegam - w mojej opinii może się znaleźć nieco spoilerów, raczej nie jakichś wielkich, ale jednak.)

 

Dlaczego tak się z początku zraziłem? Cóż powodów jest kilka. Na początku sama opinia Psorasa na temat tego “dlaczego nie lubi MLD i to i tamto zrobi inaczej". W wielu punktach się z nią kompletnie nie zgadzałem, co zapowiadało raczej niezbyt podobające mi się rozwiązania.

[Przede wszystkim z jego oceną bohatera z MLD, który w mojej opinii wypał całkiem przekonująco porównanie typu “ja mam za sobą paromiesięczny pobyt w USA, więc wiem, że wcale nie jest ciężko" uważam za nietrafiony - choćby dlatego, że bohater był do tego jak jest w USA przyzwyczajony od samego początku, poza tym fabuła dość jasno sugeruje, że jego rodzice zmarli gdy był jeszcze w bardzo młodym wieku, prawdopodobnie gdy dopiero wszedł w dorosłość, więc porównywanie tego do sytuacji 50-letniego mężczyzny jest kompletnie od czapy. Taki depresyjny stan bohatera był w takiej sytuacji jak najbardziej zrozumiały i ten bezimienny broniacz z ciężką traumą był dla mnie znacznie bardziej przekonującą i wzbudzającą sympatię postacią. Podobnie Rainbow w oryginalnym MLD wypadła dla mnie wiarygodniej.]

Ale to nie wszystko. Generalnie sama idea “szalonych inżynierów" i większość tego co z nią związane było dla mnie po prostu naciągane i nie wyglądało to wiarygodnie, raczej absurdalnie, momentami było wręcz żenujące lub wkurzające (np orbitalne działo facepalmowe). Szczególnie idea światów równoległych przy tak luźnym podejściu do tego. Są sobie… no i po prostu są. Albo zostają wykorzystane do stworzenia prologu, który uparcie silił się na śmieszność, a we mnie wywoływał raczej zażenowanie.

No i kwestia Equestrii… jednoczesne istnienie Equestrii i serialu… to była jedna z głównych wad oryginalnego MLD (zaraz po konstrukcji opowiadania, sztucznie dążącej do nierozwiązywalnego dramatu) - ale ono jednak w moim odczuciu potrafiło przekuć tę wadę w zaletę, dobrze wykorzystać takie niepodobające się mi założenie, dając w zamian coś, co pozwoliło mi je bez większych problemów zaakceptować(chodzi tu przede wszystkim o piękną więź ojciec-córka między bronym i Rainbow, czego tutaj kompletnie zabrakło).

Tu jednak nie dość, że autor poszedł niejako o krok dalej wprowadzając niejako stałe kontakty tych światów, to jeszcze nie dał w zamian nic co uczyniłoby to dla mnie strawniejszym.

W dodatku - to chyba jedno z największych kuriozów, choć było ich sporo - twierdzenie jakoby serial “strywializował kwestię alikornizacji Twilight"... tymczasem samemu właśnie trywializując to robiąc z niej po prostu jakiegoś urzędnika administracji państwowej. Nie mówiąc o skrajnie irytującym założeniu typu “MLP to serial dla małych dziewczynek, więc wszystko musiało tam wyglądać tak a nie inaczej, więc w rzeczywistości NA PEWNO TAK NIE WYGLĄDA". No i jeszcze ta Rainbow - żyjąc w monarchii i będąc Elementem Lojalności, do jasnej stodoły! - twierdzi, jakoby demokracja była lepsza od monarchii. Nawet przy lubianym przez niektórych założeniu, że jest “grupowym bezmózgiem" (które do tego opowiadania zdaje się niespecjalnie pasować) wypada to kompletnie niewiarygodnie. (A jej argumenty są tak żałośnie słabe, że wypada to jeszcze gorzej). Ale dobra, bo trochę się zagalopowałem i przeszedłem do końcówki.

No i ostatnie dwie rzeczy z takiego pierwszego wrażenia.

Pierwszą jest fakt, że od razu wiemy skąd Rainbow wzięła się w naszym świecie. Usuwa to tę nutkę tajemniczości, którą mieliśmy w pierwotnym opowiadaniu. Czy wyjaśnienie tego było tam przewidywalne i słabe? Może. Ale nie było gorsze od tutejszego, a nawet wiarygodniejsze, zdecydowanie bardziej przekonujące. I jednak nie podawanie go wprost miało wpływ na nastrój opowiadania.

Drugą kwestią są te teksty przed każdym rozdziałem, na ogół żenujące i irytujące. No i ten bijący od narracji cynizm...

 

To niestety nie koniec wad, bo i w trakcie się ich nieco pojawiło. Po pierwsze pojawiające się wulgaryzmy… niby autor ostrzegał, ale i tak w wielu miejscach były one wręcz na siłę wciskane i na obejściu ich bezpośredniego cytowania opowiadanie tylko by zyskiwało (po co cytować wulgarne okrzyki w tle, które akurat nie mają wielkiego znaczenia dla obecnej sceny?).

Druga kwestia to postacie. Dla mnie osobiście większość była co najwyżej nijaka. Nie w sensie złego skonstruowania, ale po prostu nie wzbudziły mojej specjalnej sympatii, były mi raczej obojętne, a przecież czytając chcę by losy postaci BYŁY dla mnie ważne. Tu tego generalnie nie było, ponadto parę postaci (np pracodawca tego bronego ze sklepu) wzbudziły we mnie silną antypatię.

Koncepcja nie ukrywania Rainbow i nawet pójścia z nią na policję, by zgłosić zaginięcie… nie… ten koncept i jego realizacja wydawały się skrajnie sztuczne. O ile rozumiem to w wypadku powiedzmy najbliższej rodziny, ale tak po prostu publiczne z nią paradowanie… i oczywiście cały ten czas nie wzbudziło to tak naprawdę ŻADNEJ sensacji? Nie kupuję tego.

Podobnie irytujące było dla mnie założenie, że w Equestrii (“oczywiście") faktycznie mówi się po angielsku, choć logicznie rzecz biorąc najwięcej sensu miałby raczej jakiś zupełnie nie znany nam język. (I jeszcze opiekun Rainbow Dash dręczący ją bajkami z angielskim dubbingiem zamiast polskiego...)

No i to gdy u jej rodzinki wątek wiary został wykorzystany właściwie tylko po to by się z niej ponaigrywać… kiepskie zagranie, bardzo kiepskie. Nawet jeśli Rainbow przejmująca się zbawieniem Pawła była na swój sposób ujmująca - mimo próby autora ukazania tego w jak najbardziej absurdalny sposób.

I świat przedstawiony… niektórzy tu widze pisali, że jest “bardzo polski"... ja kompletnie tak tego nie odczuwałem. Ja w tym ani krzty polskości - prawdziwej polskości, prawdziwie polskiego ducha - nie odczuwałem. Jedynie tanie jechanie na stereotypach i do bólu nudną i nieciekawą szarą codzienność. Czy takie naturalistyczne przedstawienie było realistyczne? Może, ale jednocześnie taki wyzuty z choćby krzty idealizmu świat był dla mnie zwyczajnie nudny. Może i umiejętnie wykreowany, ale nudny. I kompletnie bez klimatu. Kontrast ze skrajną nierealistycznością “szalonych inżynierów" tylko wszystko pogarszał. Główne bohaterki pod koniec też wypadły kiepsko w moim odczuciu, sposób mówienia Applejack to już w ogóle jakiś przesadzony był.

 

Ale… choć wad było wiele, to nie mogę zaprzeczyć, że historia miała też swoje dobre strony, przez które właściwie nie żałuję, że ją przeczytałem. (Choć właściwie nie przeczytawszy też bym specjalnie tego nie żałował)

Po prologu opowiadanie porzuciło ten swoisty bieda-śmieszkizm i choć żenujące motywy zdarzały się tu i ówdzie ogólnie rzecz biorąc było jednak przyjemne, a niektóre fragmenty naprawdę potrafiły rozbawić. Nie da się też zaprzeczyć, że technicznie jest to bardzo dobrze napisane. Choć faktycznie te przejścia między narracją 1- i 3-osobową były słabe, moim zdaniem powinno się zdecydować na jedną wersję.

Dresiarze stający w obronie Pawła i Rainbow bez wątpienia są bezcenni i to ich wciąż rozwalające “Kuc ze skrzydłami on będzie zawsze tu z nami!", “Ona jest nasza, bułacka."... powiedziałbym nawet, że były to jedne z tych nielicznych światełek czegoś pięknego przebijające się przez tę nudną i ponurą rzeczywistość świata przedstawionego.

Bardzo też polubiłem profesora Mirosława Mielczarskiego. Naprawdę sympatyczna postać, właściwie szkoda, że nie było go więcej. Potrafił też być rozwalający (“Pizza ze schabowym i ziemniakami? Moja ulubiona!") no i wątek badań nad Rainbow Dash był jednym z moich ulubionych, fajnie różne kwestie biologii kucy powyjaśniałeś. Co prawda takie czysto genetyczne wyjaśnienie znaczka (no i właśnie - te anglicyzmy typu “cutie marka" to kolejna rzecz, która irytowała) już takim fajnym pomysłem nie było, ale jednak większość tego była zrobiona świetnie. No i kolejny plus za nieco zagłębiania się w sam system magii, choć niestety tam gdzie stykało się to z wątkiem szalonych inżynierów w dużej mierze traciło swój smak.

No i jeszcze wątek tego angielskiego u Rainbow… tu muszę przyznać, że tak jak koncept mi się nie podobał, tak to jedno zdołałeś przekuć w siłę opowiadania. Wątek Rainbow uczącej się polskiego naprawdę mi się podobał, kilkakrotnie potrafił nawet rozbawić.

I koncepcja “walki na kolby" faktycznie była śmieszna.

Jedna rzecz apropo szalonych inżynierów mi się jednak (prawie) podobała - ich hymn... “Plany techniczne"... tylko, że autor musiał dołożyć łyżkę dziegdziu i dać angielską wersję...

 

Podsumowując… czy postawiłbym go nad oryginalne MLD? Absolutnie nie!

Czy nie miał więc mocnych stron? Ależ miał i to nawet całkiem istotne (wchodzenie w biologię światów fantastycznych, systemy magii itp to coś co uwielbiam) niestety w moim odczuciu już koncepcyjnie był dla mnie raczej czymś słabym i mimo technicznie dobrej realizacji, to w moim odczuciu ona jednak też leży. Pod wieloma względami to opowiadanie jest przeciwieństwem tego, czego w opowiadaniach szukam i czego od nich oczekuję. Jednak mimo to nie było tak źle.

Nie mogę też powiedzieć, że się rozczarowałem - bo wbrew słyszanym bardzo pozytywnym opiniom nie miałem specjalnie wygórowanych oczekiwań - ale też ani trochę mnie on nie porwał. Raczej wątpie bym miał kiedykolwiek do niego wracać(a do oryginalnego MLD, a raczej jego fanowskiej ekranizacji, niemal na pewno będę).

Jak dla mnie pomysł wyjściowy lepiej się sprawdzał właśnie w oryginalnej formie.

Spoiler

A jeszcze lepiej by się sprawdzał w świecie, w którym MLP nie istnieje i Rainbow podmienimy na Sunset… a znalazcę na Aelitę i Jeremiego z Kod Lyoko… tak wiem, tu mogę być podwójnie, a nawet potrójnie nieobiektywny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 years later...

Ech, moja mała dashie… rozumiem, że Psoras może mieć problem z tym fikiem, bo faktycznie nie jest on najlepszy, paskudnie się zestarzał i wszystkie wypunktowane przez Psorasa wady są sensowne. Jednak na początku fandomu to było coś fajnego, odkrywczego i z pewnością wzbudzającego ciepłe uczucia. W sumie, myślę, ze przy całej swojej naiwności i ze swoimi głupotkami, oryginalna moja mała dashie dalej jest urocza na swój sposób. 
Dobra, ale jak wygląda wersja Psorasowa? 

 

Długo się wahałem czy to przyznać, ale tak, wypada lepiej. Nie tylko inaczej, ale też lepiej. Ale od początku. 
Fik zaczyna się w laboratorium Zenona, znanym z Equetripa. Planuje on zbadać Ponaddźwiękowe Bum z wykorzystaniem portalu do Equestrii. Oczywiście eksperyment się nie udaje i Rainbow ląduje w Łodzi. Z amnezją i jako źrebak. Tam znajduje ją pracownik sortowni imieniem Paweł i bierze się za jej opiekę. I w zasadzie caly fik skupia się na budowaniu relacji między Pawłem a Rainbow i nauce klaczy jak żyć w Polsce. A całość okraszona dobrym humorem i miejscami dawką kolejarstwa. 
Z ciekawszych scen i motywów, to nie mogę nie wspomnieć o tej kwestii czasu. Bardzo fajnie rozwiązuje on kwestię długiego stażu znajomości, przy jednoczesnym, krótkim poszukiwaniu. Co więcej, dzięki temu zabiegowi nie można powiedzieć, że poszukiwania dało się w jakiś realny sposób przyspieszyć. Podobał mi się również przebieg prowadzonych nad Rainbow badań. To był przyjemny i realistyczny dodatek, a sam doktor? był bardzo sympatycznym i sensownie napisanym gościem, który miał też swoje dziwactwa, jak na naukowca przystało. Pizza ze schabowym i ziemniakami brzmi nawet dobrze. No i spotkanie z rodzinką, choć krótkie, było naprawde klimatyczne i urocze. A Rainbow przekonująca dwóch polaków by nie kłócili się o politykę wypadła wprost genialnie. 
Ogólnie, fabuła może nie jest odkrywcza (zwłaszcza, że idzie schematem mojej małej dashie), ale jest poprowadzona wręcz modelowo i świetnie ubarwiona humorem. Zaś zakończenie świetnie dopełnia całego fika. W ogóle, podoba mi się motyw z równoległym światem, gdzie w przeszłości wylądowała Rarity. Chętnie bym poczytał, jak się jej wiodło w Łodzi. 

Kolejnym dobrym elementem jest humor, połączony ze świetnymi pomysłami. Walka na kolby była wprost cudowna. W ogóle starcia dresów jak najbardziej na plus. Świetnie tworzą klimat stereotypowej łodzi i stereotypowego dresa, a przy tym bawi i popycha fabułę do przodu. 
Chrystianizacja Rainbow też była cudownym motywem, który mało mnie nie zwalił z krzesła. Zwłaszcza przy rozkminie o schizmie wywołanej dyskusją czy można ochrzcić gadającego pegaza. Aż się przypomina żart o chrzczeniu kota.
Zderzenie z samolotem też mnie ubawiło, choć pewnie nie powinno. 
Ponadto, tu i ówdzie pojawiały się niezłe, celne i złośliwe komentarze do rzeczywistości i sporo lekkich, humorystycznych opisów. 
No i oczywiście plus za to, jak naturalnie i sensownie (mimo kilku zgrzytów) rozwija się relacja Pawła z Rainbow. Ogólnie dogadują się całkiem dobrze, bez tarć czy awantur, albo cichych dni (choć w tym mieszkaniu raczej ciężko o samotność). Wprawdzie czasami trochę to zaskakuje, zwłaszcza w momencie kiedy Rainbow odkrywa, że ma imię i wygląd serialowej postaci, ale mimo to nie wygląda sztucznie. Po prostu trafiły się charaktery, które się ze sobą dogadują. Samo przechodzenie do kolejnych etapów i rozwijanie się poprzez drugą istotę też wyszło super. Paweł zmienił pracę, poprawił swoje życie, zdrowie i otworzył się bardziej na ludzi. Rainbow nauczyła się polskiego, latać i też w sumie została „wychowana i ucywilizowana”, nie mówiąc o tym, ile osób uszczęśliwiła. 

 

Będzie jednak trochę czepiania. 
Dziwne trochę, że żaden sąsiad nie podkablował głównego bohatera do jakiegoś animal patrolu za farbowanie psa na niebiesko i inne bzdury. Sonic Rainboom nad Zgierzem? też jakoś zaskakująco umknęło mediom. A raczej coś tak niespotykanego powinno się odbić echem. I wiem, wszyscy ją lubili, ale na każdej dzielnicy znajdzie się człowiek, który uprzykrza innym życie dla przyjemności. 
Sam Paweł też jest zastanawiający, bo mimo spotkania inteligentnego, gadajacego konia z serialu animowanego, uważa ją za zwierzątko, które komuś uciekło, albo ktoś je porzucił, a nie jako przybysza z innego wymiaru czy innej planety. Moim zdaniem to kompletnie nielogiczne biorąc pod uwagę, jak trudno jest stworzyć jakąkolwiek trwałą formę życia, nie mówiąc już o krzyżówce konia z ptakiem, mającej wielkie oczy i znającej angielski. Czegoś takiego się nie wyrzuca i z pewnością robi się wszystko by nie uciekło żywe. 
Uważam też, że można było poświęcić nieco więcej czasu sprowadzonej tu Rainbow z tamtego innego świata. Chociażby jakąś rozmowę, czy coś. 
Nie podobało mi się również zamknięcie wątku dresów przez zagarnięcie ich w Grudziądzu. Moim zdaniem, lepiej było zostawić ten wątek na opuszczeniu Łodzi w towarzystwie kompanii honorowej, czy coś i tyle. 
Ponarzekam też na formę. Bo brak tu wcięć i odstępów między akapitami, przez co tekst wygląda jak jedna wielka ściana literek. I o ile na czytniku nie wyglądało to tragicznie, tak w dokumencie google jest po prostu słabe. 


Podsumowując, Moja mała Dashie Reloaded jest naprawdę spoko dziełem. Mam wrażenie, że nie zestarzał się aż tak bardzo. Czytało się przyjemnie, było sporo dobrego humoru i ciekawych pomysłów. Relacja Rainbow i Pawła wypadła bardzo spoko, Łódź też. A czy ten fik mógłby egzystować bez fika matki? Zdecydowanie. Zapewne nie mógłby bez niego powstać, ale egzystować może jak najbardziej. Moim zdaniem warto przeczytać. 
Widzę też, że fik ma dużo głosów na Epic. Sam się długo zastanawiałem czy dać. Bo z jednej strony to naprawdę przyjemne i zabawne dzieło, a z drugiej to jednak nowe opowiedzenie my little dashie (niepozbawione kilku wad). I doszedłem do wniosku, że mimo wszystko tak, dam ten głos. Ten fik we wprost epicki sposób wyciska ostatnie soki z mojej małej Dashie i robi z nich świetny koktajl. 
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Komentarz do fika: Atomówka

 

Całkiem zabawny ficzek z serii o szalonych naukowcach (których znamy z Equetripa, albo właśnie z Mojej Małej Dashie, Psorasa). Tym razem Szalony Naukowiec Zeon, wracając z zakupów, spotyka przypadkiem tajnego agenta. Tajnego agenta, który szuka bomby atomowej, która ma wywołać 3 wojnę. Coś trochę jak w Sumie Wszystkich Strachów, Clancy’ego, ale bez nieszczęśliwego „zakończenia”. Ogólnie, fajny początek. Pasuje szaleństwem do szalonych naukowców. 
Oczywiście Naukowcy z całego świata łączą siły by zapobiec zamachowi.Robią to oczywiście tak, by jak najmniej ludzi się dowiedziało, że istnieje taka grupa.  Zaś sam Zenon wysyła agenta do innego świata, by ten… w sumie chyba po to żeby nie przeszkadzał i nie dowiedział się za dużo.


I ta część jest naprawde spoko. Czuć klimaty z poprzednich fików, jest konstrukcja portalu oparta na częściach pociągów i tramwajów, jest kanciapa na dworcu i technologiczne zabawki. Maszyna z dworcowym „wyświetlaczem” mnie rozbawiła. Tak samo jak tekst płynący z rakiety uderzającej w księżyc. Naprawde dobre, humorystyczne wstawki. 

 

Nieco mniej mi się podobała część z człowiekiem w Equestrii. Wyglądała jak stare, sztampowe fiki, gdzie koleś zaraz dostaje imprezę, nocuje u jednej z mane6, szybko uczy się magii i na końcu tam zostaje. Znając Psorasa to miał pewnie być żart z tego konceptu kojarzonego ze starymi fikami HiE, ale moim zdaniem kompletnie nie wyszedł. Raczej wyszedł jako powielenie tego konceptu. Niby całkiem poprawnie wykonane, ale dalej… meh. 
Rozumiem, że ta część była potrzebna do fika. Bo jak inaczej zakończyć to chęcią Twilight by zacząć się zajmować sajensami i chęcią agenta by zostać w Equestrii. Ale po prostu mi nie leży. 

 

I na koniec jeszcze kwestia uzbrojenia jakim dysponuje nasz agent. O ile pistolet szanuję i popieram, bo to dobry wybór (w tej kwestii jest kilka dobrych wyborów tak w ogóle), o tyle miałem pewne wątpliwości względem Famasa w plecaku. Domyślam się, że to był wybór na zasadzie: chcę coś ciekawego i egzotycznego, ale nie P90 (swoją drogą, bardzo dobra broń, na bardzo ciekawą amunicję). Aczkolwiek mam wątpliwości, czy zwykły Famas nie jest za długi (757mm) jak na broń do plecaka. No chyba, że to wersja Commando. Ogólnie jednak wybór ciekawy. 

 

Technicznie mogę ponarzekać na dwie rzeczy, ale to są drobnostki. Po pierwsze, brak *** oddzielających sceny. To mała rzecz, a by nie zaszkodziła. Po drugie, znalazłem kilka błędów. Aczkolwiek niewiele, więc, jak mówiłem, to tylko drobiazgi. 

 

Podsumowując to dobry fik Psorasa i dobry fik o szalonych inżynierach. Nie najlepszy, ale po prostu fajny. Jak ktoś lubi jego dzieła z tymi bohaterami, to polecam. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Odkrycie. 

 

I kolejny, fajny fanfik o Szalonych Inżynierach z Psorasversum. Tym razem nieco mniej komediowo, a bardziej slice of lifowo niż w atomówkach. Bardziej jak w mojej małej dashie. Lekko, przyjemnie i z humorystycznymi momentami. 

Świeżo upieczony, Szalony Inżynier spotyka w pracowni Zenona Twilight Sparkle i pokazuje jej serial o niej. Konsekwencje tego są częściowo spodziewane, a częściowo…w sumie spodziewane dla kogoś, kto czytał Equetrip. 
Niemniej, prowadzenie fabuły jest dobre i kreatywne, dzięki czemu nie sposób się nudzić. No i mimo znajomości ogólnego zarysu, jest wiele zaskakujących detali, w których autor wykazał się niemałą kreatywnością. Jak przewieźć Twilight do ameryki? Pociągiem. Jak ją oprowadzić po grudziądzu by nikt ich nie zaczepiał? Nakleić napis promocja. Tu naprawdę (tak jak w Equetripie i Atomówce) jest bardzo dużo naprawdę kreatywnych pomysłów i błyskotliwych rozwiązań na błahe zdawałoby się problemy.


Do tego interakcje między bohaterami są ciekawie napisane. W ogóle, bohaterowie są jak żywi. Mają swoje problemy, swoje zainteresowania i w ogóle. 

 

Jeśli chodzi o stronę techniczną, to jest dobrze. Jedyne co mnie zastanawiało, to spacje przed dywizami zaczynającymi akapity. Tak, wiem, że powinny być półpauzy, ale to jak dla mnie nie jest poważny błąd. Zgaduję, że to próba rozwiązania problemu z google docs, że podczas robienia drugiego akapitu dialogu zmienia nam to w listę wypunktowania, ale to po prostu widać. 

 

Podsumowując, polecam serdecznie, bo to kawał fajnego, lekkiego i przyjemnego tekstu, napisanego z polotem. 
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...