Skocz do zawartości

"Krew niewinnych" - Bullet (Niklas)


Komisarz Goblin

Recommended Posts

Gobi mnie zachęcił do tej histy, więc... daję xd

Imię: Brown „Bullet”.

Nazwisko: Shield.

Płeć: ogier.

Rasa: jednorożec.

Cutie mark: biało-czerwona tarcza z wbitą w sam środek strzałą.

Zdolności: niezwykła celność i umiejętność posługiwania się karabinem snajperskim. Znajomość urządzeń szpiegowskich. Umiejętność przetrwania.

Rodzina: matka White Sugar, ojciec Black Shield, bracia Grey i Red Shield, siostra Violet Shield. Wszyscy, prócz zmarłego ojca, należą do Lunarnych i uważają Browna za zdrajcę.

Historia:

Bullet siedział na skraju zrujnowanych murów, wpatrując się w skąpaną w świetle księżyca dolinę. Było tak cicho i spokojnie, że prawie mógł uwierzyć, że w Equestrii panuje pokój. Niestety, już od przeszło stulecia Equestria była terenem olbrzymiego konfliktu będącego zaprzeczeniem nauk księżniczki Celestii. Kiedyś kuce dzieliły się miłością i tolerancją wobec wszystkich, a teraz... zabijały się za to...

Jednorożec dźwignął się powoli, lewitując ostrożnie swój karabin snajperski, po czym ruszył w stronę ruin. Kiedyś w tym miejscu stała stolica - Canterlot. Teraz jednak, po wieku ciągłych walk i zniszczenia, nie ma tutaj nic, prócz wielu zrujnowanych zabudowań. Smutne świadectwo upadku harmonii i rozwoju konfliktu. To właśnie tutaj doszło do pierwszych walk pomiędzy zwolennikami Słońca i Księżyca. Ci pierwsi należeli do Imperium Solarnego - zajmowali większą część Equestrii i ponad wszystko czcili Celestię. Kompletnie wypaczyli jej nauki, sądząc, że muszą „wypalić” wszelkie zło. Drugi zaś, zwolennicy Luny, zostali zmuszeni do ucieczki na Księżyc, gdzie założyli Nową Republikę Lunarną. Również i oni stworzyli swoją własną filozofię, uzasadniającą konieczność „eliminowania wrogów ciemności”.

Bycie neutralnym w tym świecie nie wchodziło w grę. Albo należało się do jednych, albo do drugich. Inaczej było się obiektem ataków ze strony jednej, jak i drugiej frakcji. Bullet należał do zwolenników Celestii. Długo wierzył, że to, co robi jest słuszne. Jego dowódcy „nakarmili” go ideałami i ochoczo korzystali z jego talentu do strzelania. Od źrebięcia imponował celnością, co szybko znalazło odzwierciedlenie w jego uroczym znaczku.

Nie wiedział, ile ofiar miał na swoim koncie. Zdecydowanie zbyt dużo, by Lunarni kiedykolwiek zechcieli go wysłuchać. Tak przypuszczał. Wolał jednak tego nie sprawdzać. Bullet nie miał teraz dokąd pójść, odkąd naraził się swoim współtowarzyszom broni. Nigdy nie był wobec nich nielojalny - jedynie odkrył coś, co miało pozostać zapomniane...

Wszystko zaczęło się od pacyfikacji przejętego przez Republikę Lunarną miasteczka Ponyville. Jednorożec jak zwykle wpierw wspierał żołnierzy z dystansu, a później przeszukiwał wraz z nimi budynki w poszukiwaniu niedobitków. W starej, zrujnowanej bibliotece znalazł coś, co go mocno zaniepokoiło. Były to dokumenty sprzed wielu lat, sporządzone przez kogoś, kto podejrzewał, że księżniczki Celestia i Luna nie umarły tak, jak do tej pory wierzył. I... choć nie chciał w to wierzyć (w końcu propaganda Solarnych mówiła, że Celestia zginęła w zamachu Lunarnych), dowody były niepokojące. Zaczął o to później wypytywać. Co prawda początkowo zaczęto go zniechęcać do drążenia tematu. Kiedy jednak ciągnął to dalej, momentalnie stracił przychylność innych. Później nawet spróbowano go zabić i nawet by się im udało, gdyby nie przypadkowy wystrzał gdzieś w pobliżu, co dało mu szansę na ucieczkę.

Teraz krył się wśród zgliszczy Canterlot, z łatwością unikając wszystkich patroli, które wysyłano tutaj od czasu do czasu, zarówno ze strony swoich dawnych towarzyszy, jak i Lunarnych. Co prawda miasto leżało w granicach Imperium, pozostawało w zasadzie ziemią niczyją. Było to idealne miejsce dla kogoś takiego jak on. Poza tym, wiedział, że w zgliszczach wciąż pozostało wiele zaklęć, więc szukał wśród nich czegoś, co pozwoliłoby zakończyć ten bezsensowny konflikt. Miał też cichą nadzieję na przywrócenie w jakiś sposób tego, co wszyscy utracili - harmonii.

Cel w życiu: przetrwanie; znalezienie sposobu na zakończenie tego konfliktu.

Ekwipunek: karabin snajperski, pistolet, torba, zapas amunicji, prowiant, kilka urządzeń szpiegujących i nasłuchujących.

Wygląd: brązowy, nieco wychudzony ogier o nienaturalnie długim i ostro zakończonym rogu. Jego blond grzywa jest krótko ścięta, a ogon - spięty czarną tasiemką. Ma zielone oczy.

Znalazłeś idealny punkt dla snajpera. Jakaś stara wieża, prawie nieuszkodzona. Na samym szczycie znajdował się mały pokoik z oknami, które dawały widoczność na cztery strony świata.

Widzisz teraz większość oddziałów Solarnych. Im bliżej pałacu, tym ich więcej. Dostrzegłeś również, że z dawnej siedziby obydwu księżniczek regularnie wynoszone są skrzynie z jakimiś rzeczami. Jesteś za daleko żeby wiedzieć co to, ale na pewno coś istotnego skoro znajduję się tam tylu żołnierzy.

Nagle usłyszałeś parę strzałów po północnej stronie. Spojrzałeś na rozgrywająca się tam akcję. Jakaś klacz w kolorach republiki uciekała przed trzema żołnierzami Imperium. Niestety nie ma szans. Tam gdzie ucieka dostrzegłeś ciężko opancerzonego kuca ziemnego z dwoma działami 2,5 cala. Szkoda że go nie widzi, zmierza na pewna śmierć. Z jej pistoletem maszynowym, nawet go nie zadraśnie.

Posmutniałeś, nie lubisz patrzeć na czyjąś bezsilność. Nawet jeśli to wróg. Zresztą teraz już każdy jest dla ciebie wrogiem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 222
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Gobi, mała rada - staraj się nie mieszać czasów. IMO najlepiej byłoby stosować tylko przeszły, opisując to wszystko. *** Tak, jedni i drudzy byli moimi wrogami, chociaż Solarni nawet bardziej. W końcu chcieli mnie zabić, bo odkryłem coś, czego nie powinienem... Że poznałem prawdę o losie księżniczek. Znaczy... wtedy jeszcze nie sądziłem, że to prawda, lecz czyny moich niedawnych towarzyszy broni przekonały mnie, że coś w tym jest. Teraz zaś obserwowałem tę walkę z dystansu, z ukrycia. Klacz nie miała żadnych szans z ciężko opancerzonym kucem. Co innego ja i moja broń. Wciąż miałem pestki przeciwpancerne, które w połączeniu z kalibrem karabinu, były gotowe przemienić głowę rakietowca w roztrzaskane jajo. Tylko... czy powinienem reagować? Wiedziałem, że oddanie strzału teraz, kiedy w okolicy jest pełno Solarnych to jak zrobienie z siebie tarczy. Moja idealna kryjówka zostałaby spalona. Dosłownie i w przenośni. "A szlag by to!" syknąłem w myślach, po czym załadowałem broń. Spojrzałem przez lunetę, celując w opancerzonego przeciwnika. I czekałem. Czekałem aż klacz zbliży się nieco bliżej przeciwnika. Byłem pewien, że wtedy będzie najbardziej odsłonięty i podatny na atak. Wyczekałem na ten moment i pociągnąłem za spust.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pocisk przeleciał przez łeb kuca zostawiając krwawego kleksa na ścianie za nim.

Widziałeś jak klacz po strzale spojrzała w twoją stronę. Gdy wybiegła za róg i dostrzegła zabitego przez ciebie imperialistę uśmiechnęła się. Chwyciła oburącz jego broń, zaczekała aż pościg znajdzie się za rogiem i wystrzeliła. Z trójki kucy nic nie zostało.

- Idiotka! - Pomyślałeś. Mógłbyś się założyć, że eksplozję widać z każdego miejsca w mieście. 2 szybkie buggy zaczęły zmierzać w kierunku wybuchu.

Za to nieznajoma zmierza w stronę twojej wieży. Ściągając za sobą waszych prześladowców...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale co JA myślałem to już pozostaw MNIE ;] Akurat trafiłeś z tą myślą, więc masz szczęście :> I nieładnie uciekać, kiedy do Ciebie piszę na gg :P *** Syknąłem pod nosem. "I na co mi to, cholera, było..." stwierdziłem w myślach, powstając. Musiałem się teraz stąd wydostać i to szybko. Ostatnie, czego mi było, to zainteresowanie ze strony Solarnych. Szybko zarzuciłem na siebie torbę. Z pomocą magii upchałem do niej najpotrzebniejsze zapasy: nieco jedzenia, trochę wody, wykradzony niedawno zapas leków, no i, oczywiście, kilka pestek do karabinu. Następnie zacząłem schodzić po schodach w dół, mając nadzieję, że Słoneczni nie skojarzyli jeszcze jego kryjówki. "Na co mi to było..." powtórzyłem w myślach, przyśpieszając. Ucieczka stąd była teraz priorytetem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biegłeś po kamiennych schodach, stukając głośno kopytami.

Gdy tu wchodziłeś, wieża wydawała ci się mniejsza. Miałeś wrażenie, że powinieneś już być na dole w połowie tej drogi, którą przebyłeś.

Jak już znalazłeś się na parterze i rzuciłeś się ku wyjściu, zderzyłeś się z ową klaczą, której zaledwie 5 minut temu uratowałeś życie. Była niebieskim jednorożcem o fioletowych oczach i grzywie tego samego koloru. Miała na grzbiecie torbę z symbolem Republiki. Jej bronią były 2 pistolety maszynowe, które lewitowały za sprawą magii przy jej głowie.

Wstała i w osłupieniu zaczęła cię oglądać. Najwyraźniej nie rozumiejąc dlaczego ktoś w barwach Imperium uratował jej życie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz najchętniej mocno zbeształbym ją za głupotę. Nie dość, że nie skorzystała z szansy na ucieczkę i narobiła sporo hałasu, teraz spaliła moją kryjówkę. Przez chwilę nawet żałowałem, że pociągnąłem za spust... - Co, będziesz tak stać i się gapić? - mruknąłem, nie ukrywając poirytowania. - Sio mi stąd! Już! Wyminąłem ją i wyjrzałem za drzwi, obserwując okolicę. Przewidywałem, że mam minutę, góra dwie, zanim zaroi się tutaj od Solarnych. Musiałem teraz jak najszybciej znaleźć inną kryjówkę. Akurat mnogość ruin i znajomość terenu działało na moją korzyść... Nie czekając na tą klacz, ruszyłem w bok, trzymając się blisko gruzowisk. Podejrzewałem, że próba wyjścia poza miasto nie byłaby głupim pomysłem. O ile zdołam ominąć te wszystkie oddziały Solarnych i tych wydobywających "dobra" z pałacu. "Po prostu świetnie" syknąłem w myślach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ukryłeś się pomiędzy gruzami jakiegoś niskiego budynku. Nie miał już dachu ale zawsze to jakaś kryjówka. Łatwo będzie z tego uciec, jak i nikt nie podejdzie niezauważony.

Przynajmniej tak myślałeś, albowiem gdy rozpocząłeś obserwację w celu dostrzeżenia pościgu, obok ciebie pojawiła się tamta klacz również szukając wzrokiem przeciwnika.

- Musimy znaleźć lepszą kryjówkę. Jak uciekałam to słyszałam jakiś szybki pojazd, pewnie zaraz tu będzie. - Powiedziała nie patrząc nawet w twoją stronę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dwa... - dodałem, przypominając sobie, że właśnie tyle pojazdów widziałem z oddali. Rozejrzałem się wokół, poszukując bardziej odpowiedniego obiektu. Co prawda niezwykle nurnowało mnie, co w miejscu usłanym Solarnymi robiła członkini Lunarnych, ale... na razie nie miałem na to czasu. Wpierw musiałem stąd ujść żywy... A ona... Ona niech się lepiej trzyma blisko, jeśli nie chce skończyć gorzej niż miazga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wokół znajdowały się tylko pojedyncze stojące ściany, gruz, popiół i jeszcze więcej gruzu. Jedyny budynek, który był w lepszym stanie był oddalony o jakieś 200 czy 300 metrów. Do tego jeślibyś pobiegł w tamtą stronę, byłbyś odsłonięty jak kaczka na niebie. Zalety są takie, że twoja wiedza pozwala ci określić strukturę zabudowań tego typu. Jesteś pewien, że w środku znajdziecie wejście do sieci podziemnych tuneli. Słyszałeś o nich jakieś legendy o potworach rodem ze starych horrorów, ale kto by w to wierzył? Choć z drugiej strony, żołnierze trzymają się z dala tych korytarzy...

Dostrzegłeś również drugą możliwość ucieczki.

Pole minowe... Wszędzie jest pełno czarnych kraterów po eksplozjach, więc jest szansa, że uda ci się przejść. Do tego jest bardzo stare.

No i masz przecież niezbyt rozgarniętą klacz ze sobą...

Pozostaje jeszcze możliwość ostrzeliwania się stąd gdzie się aktualnie znajdujecie.

Słyszysz zbliżający się warkot...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znów czasy, ale myślę, że po prostu późna pora miała na to wpływ :P *** Tą ostatnią myśl wyrzuciłem z głowy równie szybko jak się u mnie pojawiła. Ostrzał nie był najrozsądniejszym pomysłem. Raz, że nie miałem na tyle amunicji, by powalić wszystkich, dwa - ściągnąłbym tym wszystkich zainteresowanych. Absolutnie wszystkich... może jedynie poza ekipą z pałacu. Pole minowe było bardzo niepewne... Wedle mojej wiedzy, pochodziło z samych początków wojny, więc miny miały już swoje lata i mogły nie działać tak dobrze jak dawien. No ale, wszystko zależało od użytych materiałów. Dobrze wykonana mogła przetrwać i pół millenium. No i pozostały te "upiorne tunele", jak je określali Solarni. Krążyły o nich niestworzone opowieści o straszliwych stworach i kucach żyjacych w kanałach. Trudno było stwierdzić, ile w tym prawdy - mogły to być jedynie zwykle kucobaje, by trzymać żołnierzy w ryzach. Ale... zawsze w takich historiach istniało to ziarnko prawdy... Poza tym miałem jeszcze w pobliżu tą klacz, która... cholera jedna wie, co tutaj robiła. Wyglądała na skrajnie nierozgarniętą. Miałem nadzieję, że to tylko jej taka gra. Słysząc warkot, wiedziałem, że nie mam wiele czasu. W zasadzie... w ogóle nie miałem już czasu. Musiałem wiać... I jeszcze nieco niańczyć tą Lunarną, którą coś mnie podkusiło, by ratować... - Tam. - Wskazałem kopytem budynek z tunelami. Przeładowałem broń. - I lepiej biegnij szybko... i to już. Ruszyłem więc czym prędzej we wskazanym kierunku, mając nadzieję, że zdążę przebiec, zanim Solarni w ogóle zorientują się, gdzie jestem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lunarna bez słowa wykonała twoje polecenie i pobiegła razem z tobą w stronę budynku.

Znajdowałeś się jakieś 20 metrów gdy usłyszałeś strzały z prawej strony. Po dźwięku wywnioskowałeś, że to jakiś ciężki karabin i ktoś nie szczędził na was amunicji. Widziałeś jak kule odbijające się od bruku wzniecały iskry pod twoimi nogami. Adrenalina sprawiła, że nie widziałeś nic prócz wejścia, które oznaczało ratunek.

Udało się.

Znalazłeś się w środku. Zobaczyłeś wejście do podziemi. Dziurę w ziemi, prawdopodobnie zrobioną jakimiś ładunkami wybuchowymi. W środku były wstawione metalowe schody, a dalej ciągnęły się tajemnicze korytarze. Niewiele myśląc przez ogłupienie wywołane adrenaliną wbiegłeś do środka.

Tunele rozbiegały się w dwie strony. Były bardzo stare. Farba już dawno z nich zeszła. Przystanąłeś aby trochę odetchnąć i zastanowić się co dalej, gdy zobaczyłeś swoją towarzyszkę. Leżała na ziemi a z oczu leciały jej łzy. Trzymała się kurczowo za prawą przednią nogę, z której wydobywały się duże ilości krwi. Zauważyłeś również, że chyba zgubiła swoją broń...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Pięknie... po prostu pięknie..." syknąłem w myślach. Rozejrzałem się szybko, po czym oparłem karabin o ścianę i sięgnąłem do torby po medykamenty. Miałem ich co nieco, ale... gazy i bandażu starczyć mogło na wykonanie tylko jednego opatrunku. I rozum i serce podpowiadały mi, że powinienem ją tutaj zostawić, bo sama się o to prosiła. Kto normalny wchodzi na teren Solarny z maciupką bronią i bez wsparcia? Albo głupi, albo samobójca... - Pokaż mi ranę... - powiedziałem najspokojnie jak potrafiłem, z trudem powstrzymując się od dodania jakiegoś ciętego komentarza na temat jej głupoty. Następnie zacząłem ją opatrywać. Wiedziałem, że ten prowizoryczny okład nie wytrzyma zbyt długo, ale przynajmniej pozwoli jej trochę pożyć... Pod warunkiem, że opowieści o tunelach były kucobajami...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opatrzyłeś jej ranę najlepiej jak tylko potrafiłeś. Pocisk przeszedł na wylot i nie trafił w kość. Nic poważnego o ile nie wda się zakażenie. Klacz była roztrzęsiona. Kosmyki jej grzywy posklejały się od potu a po jej twarzy ciekły łzy.

Nie wydawała z siebie żadnego dźwięku oprócz cichego łkania.

Pewnie gdyby nie sytuacja, mogłaby uchodzić za piękną. Ale w tej chwili wyglądała żałośnie.

Nagle usłyszałeś z góry jak stado kucy weszło do budynku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podejrzewałem, że ktoś... normalny w takiej sytuacji jakoś byłby w stanie ją... pocieszyć, czy chociaż opanować. Ja zaś... nie potrafiłem tego. Nigdy nie byłem dobry w kontaktach z innymi, a już zwłaszcza teraz, kiedy czułem się ścigany przez dwie frakcje. - Mam nadzieję, że możesz iść... - powiedziałem, biorąc karabin. - Mamy towarzystwo... Ruszyłem nieco do przodu, sprawdzając teren. Nie miałem jednak czasu na dokładny rekonesans. Musiałem wejść w te tunele całkowicie na czuja, nie wiedząc, co się czai w głębi. Miałem tylko nadzieję, że ta decyzja powstrzyma Solarnych... i że ta klacz da radę iść, bo zdecydowanie nie miałbym ja ją ciągnąć za sobą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ruszyliście.

Klacz wlokła się za tobą, ale starała się dotrzymać ci kroki, mimo bólu spowodowanego raną. Wytężałeś słuch aby usłyszeć czy ktoś z Solarnych was goni, ale nic nie słyszałeś. Nagle poczuliście silny wstrząs i falę uderzeniową.

Nastąpiła ciemność. To oczywiste, że wasi prześladowcy postanowili zawalić wejście. Byliście bezpieczni, ale też nie mogliście już wrócić.

Słyszałeś ciężki oddech towarzyszki, gdzieś w ciemnościach obok ciebie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten kolorek jest fajniejszy xd _____ Pozostało więc tylko iść przed siebie i mieć nadzieję, że gdzieś się dojdzie... i że nie będzie to ślepy zaułek... Rozświetliłem nieco korytarz rogiem. Wiedziałem, że nie będzie to mocne i jasne światło, bo jednak nie byłem aż tak mocny w magii, jednak było to lepsze niż kluczenie w ciemnościach. Pomyśleć, jak wiele zmienił ten jeden strzał. Straciłem spokój i swoją kryjówkę, no i zostałem prawie schwytany przez Solarnych. W zamian miałem jedynie jakąś Lunarną, która... raczej nie wyglądała na doświadczoną. No i cały czas musiałem uważać, bo w każdej chwili mogła się obrócić przeciwko mnie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świadomość, że już nie jesteś ścigany uspokoiła cię. Ale jednocześnie poczułeś odpływ sił. Nic dziwnego, twój organizm pracował ponad normę dzięki adrenalinie.

Nogi powoli zaczęły odmawiać ci posłuszeństwa, a powieki opadały. Wędrowaliście korytarzem jakieś 15 może 20 minut, aż dotarliście do skromnego pomieszczenia. W zasadzie nie znajdowało się tu nic, prócz 2 dodatkowych tuneli i krzesła ze stolikiem pośrodku pokoju. Dziwne, ale przynajmniej coś nowego.

- Możemy trochę odpocząć? - Usłyszałeś zza pleców łagodny głos klaczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie do końca podobał mi się ten widok. Stół i krzesło w takim miejscu? Zdecydowanie należało do jakiegoś strażnika. Musiałem tylko podejść bliżej, by sprawdzić meble z bliska. Jak stare były. - Mam... nadzieję... - mruknąłem. - Może... w międzyczasie mi powiesz, co tak słabo uzbrojona Lunarna robi w takim miejscu jak to?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie jestem Lunarną! - Powiedziała klacz z oburzeniem. Spuściła głowę na dół.

- A przynajmniej już teraz nie jestem. Zresztą nigdy nie byłam żołnierzem, ani nawet nie popierałam walki. Zostałam zesłana na terytorium Imperium za karę. Dali mi uzbrojonie żołnierza "żebym miała jakieś szanse". Ha śmiechu warte, co może zrobić ktoś tak niedoświadczony jak ja w centrum obozu wroga? Od tamtej pory straciłam całkowicie zaufanie do Republiki. Gdyby nie ty, już byłoby po mnie...

Krzesło i stół są pokryte grubą warstwą kurzu. Od dawna nikt z nich nie korzystał. Jedyne co udaje ci się zauważyć to to, że w cementowej podłodze są wyraźnie odbite ślady kopyt.

Twoja towarzyszka podniosła wzrok i spojrzała na ciebie.

- Dziękuje ci, ale powiedz dlaczego mi pomogłeś? Wyglądasz jak jeden z Solarnych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyglądało na to, że łączyło nas więcej niz sądziłem. Wciąż jednak zachowywałem pewien dystans, tak na wszelki wypadek, gdyby wciąż ze mną grała. Ale... jeśli nie kłamała, mieliśmy przechlapane do cna. Gonili nas Solarni, Lunarni też mieliby ze mną do pogadania. A nie znałem nikogo, kto nie byłby związany z Imperium czy Republiką... By teraz przetrwać, musiałem znaleźć sobie zupełnie inne miejsce. Opuszczenie Equestrii nie byłoby takim złym pomysłem... gdyby nie to, że wciąż siedziałem w podziemiach Canterlotu. - Bo byłem jednym z nich... - mruknąłem, przysiadając na biurku. - Przynajmniej dopóki nie zaplanowali mnie zabić, bo zacząłem się interesować czymś, czym nie powinienem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odruchowo miałem już odpowiedzieć "Bullet", ale... wiedziałem, jak silna potrafiła być propaganda, więc spodziewałem się, że moje imię zostało już odpowiednio zdemonizowane w Republice. Dlatego powiedziałem: - Jestem Brown... Ale... wybacz, że ci... nieco popsuję humor, ale... co zrobiłaś, że... wyrzucili cię aż tutaj?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal zesmutniała. Widocznie wspominanie o tym sprawiało jej ból.

- Generał statku na którym się znajdowałam wykorzystywał klacze według swojego uznania. Żołnierzom również na to pozwalał. Jeśli któraś stawiała opór, wymyślał najróżniejsze kary. Mnie skazał na samotną walkę przeciw Solarnym. Nie wiem czy wiesz, ale nad Canterlot ukryta jest flota Republiki. Obserwowali mnie stamtąd więc pewnie wiedzą, że wciąż żyje.

Nagle podniosła głowę i spojrzała się na ciebie. Zaczęła mówić z ekscytacją w głosie.

- Ale teraz obydwoje nie mamy gdzie wrócić. Zostaniemy ze sobą i będziemy sobie pomagać, prawda?

Po jej minie stwierdziłeś, że całkowicie nie dopuszcza do siebie faktu, iż mógłbyś się nie zgodzić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedziałem o flocie, w końcu mało co uchodziło mojej uwadze, ale... nie sądziłem, że Lunarni są równie... chorzy jak Solarni. Więc w zasadzie nie było żadnej alternatywy na przetrwanie... Istniały w zasadzie tylko dwie frakcje, a jeśli powstała jakaś nowa, od razu była wcielana do jednych lub drugich. Pozostała jedynie ucieczka... Jednak nawet jeśli wyjdziemy, wystawimy się na widok Lunarnym... Co prawda ci nie wystrzelają nas działami, bo wtedy byliby jak na widelcu Solarnych, jednak... jak tylko zobaczyliby, że Crystal "śmiała przeżyć", z pewnością wysłaliby odpowiednie oddziały, by ją dobili... Istnie samobójstwo... A, no i wciąż nie wiedzieliśmy, czy cokolwiek przebywa w tych tunelach. Westchnąłem. - Prawda... - odparłem. - Tylko... co w ogóle potrafisz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz zupełnie nie wiedziała co powiedzieć.

- Ja... ja nic nie potrafię...

Twoja towarzyszka spuściła ze smutkiem głowę. Nastała niezręczna cisza.

- Nie jestem taka jak inni. Nie mam żadnego talentu, ani żadnego cutie marka. Na statku było więcej takich jak ja.

Zerknąłeś na jej bok. Mówiła prawdę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...