Skocz do zawartości

Arena I - Emronn vs RedSky [zakończony]


Arena I  

15 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kto zwyciężył w tym pojedynku?

    • Emronn Marvelous
      7
    • RedSky
      8


Recommended Posts

mlp___magic_duel_by_kroliath-d4cmndr.png

 

Alexsuz uznał że widownia ma już dość czekania.

- Zatem zacznijmy pierwszy z pojedynków! - jak za dotknięciem magicznej różdżki ponownie w jego dłoni zagościł mikrofon.

- Oto przed państwem dwóch magów, każdy będący klasą dla samego siebie. W lewym narożniku mag Emronn, z gildii Inkwizycji herbu Zielonego. Przeciw niemu, w prawym narożniku stanie Uncanny. Niewiele wiadomo o tym zawodniku prócz tego że jego rodzice mają tendencje do przechwytywania korespondencji z Hogwartu.

Drodzy magowie, czas na was, chodźcie na arenę i niechaj Celestia będzie z wami!

W czasie gdy prowadzący wzywał kolejne osoby na arenę, w odpowiednich szatniach głośniki przekazywały polecenia. Zaś osoby z ekipy organizacyjnej wskazywały zawodnikom wejścia na arenę.

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mag siedział po turecku do tej pory w lewym narożniku. Wstał jednak wraz z wygłoszoną przemową i otrzepał swój ciuch z piachu. Miał na sobie długą i luźną białą koszulę, której poobdzierane rękawy zasłaniały do połowy dłonie. Długie, ciemne włosy, które były związane w kuc sięgający pasa, idealnie komponowały się z barwą długiej, męskiej spódnicy - ciemny brąz czupryny świetnie łączył się z czernią. Na jego szyi można było dostrzec labirynt czarnych znaków, które w jakiś sposób się łączyły; najpewniej Emronn miał pokryty nimi cały tułów. Lewa ręka była materiału metalo-podobnego, za której odruch musiał odpowiadać jakiś mechanizm. A może unerwienie działało? Wiadomo jedno: to nie jest zwykły metal, jeśli jakikolwiek, zaś sam wygląd mylił. Mag spojrzał na lewą dłoń wspominając swój poprzedni pojedynek z Lemuurem, który obdarzył go sekretami swojej technologii, gdy cały dobiegł końca. Wywołało to chwilowo uśmiech na jego twarzy, lecz wiedział, iż nie ma w tej chwili co wspominać.

 

Skupił wzrok na swoim przeciwniku, po czym wolnym krokiem zbliżył się o te kilka metrów; tak naprawdę niemal wcale, gdyż po prostu wyszedł z samego narożnika. Tłum pamiętał także jego trzecie oko na czole, które Mag trzymał zamknięte. Oczy uznawalne za normalne nie spuszczały wzroku z rywala. Przystawił do ust prawą dłoń, na której były... usta. Emronn zbliżył je na tyle, iż niemal nie doszło do ich kontaktu - po czym zaczął coś do nich szeptać. Nagle w otworze u sufitu areny pojawiły się wielkie usta, które przemówiły na tyle głośno, by mógł to usłyszeć nie tylko przeciwnik, lecz każdy z widzów:

- Wiesz, kim jestem. Nie okażę jednak litości i mam nadzieję na bardzo dobry pojedynek, więc proszę, nie zawiedź ani mnie, ani widowni. Zacznę od przyjemnej niespodzianki... - śmiertelnie poważny głos w tym momencie się urwał, a same usta otworzyły szeroko. Można było zauważyć, iż Mag odsunął swą dłoń od twarzy i skierował ją ku niebu w stronę źródła przemowy. 

 

Fīdā tamashī - Emronn wypowiedział po chwili magiczne słowa, na które zareagowały gigantyczne usta u sufitu: otwarte bardzo szeroko, wypuściły na całą arenę błękitny dym, który stworzył sporą mgłę. Przeciwnik był w stanie wyczuć emanującą moc magiczną z otoczenia, co oznacza, iż zaklęcie nie jest samo w sobie jakąś typową mgłą. Pierwszym z objawów, jakie mógł poczuć, to lekkie swędzenie. 

 

Mag odpowiadający za swój pierwszy ruch wyciągnął przed siebie lewą, mechaniczną rękę, na której nadgarstku zaczął wciskać nijak oznaczone miejsca - w końcu wywołując jakiś mały panel, który na dodatek nie był formą fizyczną, a czymś w rodzaju obrazu wywołanego z rzutnika. Był spokojny wiedząc, iż jeszcze ma kilka chwil czasu, nim jego przeciwnik odpowie swoim zaklęciem, więc rozpoczął jakiś proces wciskając odpowiednie klawisze. W trakcie tego przez chwilę pojawił się obok niego jakby hologram jakiegoś szkieletu, lecz ten bardzo szybko zniknął. Nikt nie był w stanie określić, co postać właściwie w tej chwili robi.

 

Przywołało to jednak wspomnienia! Każda myśl o poprzednim Magicznym Pojedynku wywoływała u Emronna uśmiech pamiętając swoją porażkę, którą uznano ostatecznie za zwycięstwo. Szybko jednak je rozwiał, skupiając się na przeciwniku: prawe oko badało panel, który obsługiwał, zaś lewe spoglądało na przeciwnika - wyglądało to wstrętnie i nienaturalnie, lecz najpewniej działało, przez co nie tracił czujności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarownik do tej pory opierał się o ścianę areny naprzeciwko Emronna, czekając w nieruchomości na pierwszy ruch przeciwnika. Oczy miał zamknięte, czoło zmarszczone w skupieniu. Zaczęło się. Usłyszał dokładnie całe przesłanie, wzdrygnął się na myśl o niespodziance. Niespodzianka to sekret. On lubi wiedzieć wszystko o wszystkim, bez tajemnic. Opadł  i zaczął iść przy ścianie, delikatnie dotykając jej prawym kopytem. Gdy zapuścił się już do połowy jednej strony areny, zawrócił i uczynił to samo po drugiej. Po takim spacerze wrócił na swoje miejsce i zaczął, donośnie, ale bez krzyku:

 

 - Też cię witam, Emronnie. Postaram się Cię nie zawieść, ale moja ulubiona dziedzina magii ma to do siebie, że jest jednym wielkim oszustwem. Niczego Ci więc obiecać nie mogę, ale dam z siebie wszystko i trochę. Publika jest tu bogiem i wyrocznią, więc jej tym bardziej nie mogę do siebie zrazić. Powodzenia.

 

Sięgnął za kołnierzyk i wyjął jedną ze swoich talii kart:

- Niespodzianka w zamian za zabawę. Popatrz - mówiąc to rzucił kartę w każdy z rogów areny. W miejscach ich zniknięć we mgle pojawiły się sporych rozmiarów wizerunki każdego koloru: trefla, piku, karo i kier. Podrapał się za uchem i kontynuował - Wybierz swój ulubiony kolor, dobrze?

 

Po wygłoszonym monologu zaczął przyglądać się miejscu w którym stał przeciwnik, tasując jednocześnie karty. Tak, to będzie dobry pojedynek.

 

.................................................................

 

Przepraszam, ale nie będę w stanie odpisywać do 29 czerwca. Wyjeżdżam do Włoch na wakacje, prawdopodobnie nie będę miał dostępu do sieci. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Milczał jak grób, wciąż obsługując tajemniczy panel. W końcu nacisnął coś, co wyłączyło dziwaczne menu, po chwili skierowując także drugie oko w stronę przeciwnika. Emronn wydawał się bardzo poważną osobą, ale czy taką był? Poprzednie starcie maga pozwoliło mu zakpić raz, czy dwa, więc niekoniecznie. W tej chwili postanowił zupełnie zignorować słowa maga, skierowując jedne oko ku niebu, gdzie gigantyczne usta, zasłaniające cały otwór w arenie, wciąż oddawały swój błękitny gaz prosto w dół. Oko w końcu wróciło na miejsce, badając wciąż sytuację; przeciwnik dysponował dziwnym rodzajem magii.

 

Usta znów przemówiły donośnie, nie przerywając jednak upustu gazu:

- Nie mam ochoty niczego wybierać.

Wydawało się to wręcz bezczelną ignorancją w stosunku do zaklęcia przeciwnika, jednak Emronn postawił na kolejne przygotowania - kucnął szybko, nabierając do ust powietrza, po czym szybko przyłożył dłoń z ustami przy ziemi. Ku zdziwieniu widzów, nie dmuchnął niczym, a wylał z ust strumień gęstej, błękitnej cieczy, która w kilka sekund wpiła się w ziemię. Cały obiekt został chwilowym celem lekkiego trzęsienia ziemi, która w chwilę stała się cała błękitna... zupełnie, jakby przerodziła się w kryształowy pył, ubity niczym ziemia przez ludzki chód. Sytuacja nie wyglądała bezpiecznie dla przeciwnika, gdyż nie dość, iż mgła coraz mocniej zakrywała arenę, to na dodatek cała platforma uległa dziwnej zmianie. 

Dasuto tamashī! - krzyknął Mag, spokojnie się podnosząc do wyprostowanej pozycji. Znów wyciągnął przed siebie metalową rękę, wywołując dziwny panel, który z jakiegoś powodu zamęczał dziesiątkami przycisków w ciągu sekund. Lewe oko znów pilnowało przeciwnika, zaś prawe panelu, który znów na chwilę wywołał hologram jakiegoś szkieletu. 

 

Czyżby znów pora na wspomnienia? - pomyślał przez chwilę, po czym lekko się do siebie uśmiechnął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Uncanny zacisnął wargi w grymasie niezadowolenia. Jak to nie chce wybierać?! Sztuka jaką uprawia wymaga choć częściowej kooperacji z drugą stroną spektaklu. Magik westchnął, chciał już znów oprzeć się o ścianę i czekać na rozwój wydarzeń, ale krew go zalewała na myśl o zmarnowaniu triku. 

 

 

 - Czyli nie bawisz się po dobroci? - wycedził przez zęby - Dobrze. Zrobimy to inaczej 

 

 

Unacanny rozłożył sobie przed twarzą talię kart i dotknął rogiem pierwszych czterech. Hologramy, wcześniej półprzezroczyste, w pełni się teraz zmaterializowały. Cztery metalowe platformy w kształcie figur znanych każdemu, kto trzymał kiedyś w ręce karty, ustawiły się w schody. Kuc wszedł po nich, a gdy znajdował się na najwyższym, treflowym podeście zaczął wypatrywać przeciwnika, skrytego w podejrzanej mgle. Nic z tego. Ale był sposób. Magik wyrzucił nad siebie trzy karty pikowe, dwójkę, trojkę i piątkę, i skierował je w różne miejsca areny. Zawisły, jedna nad sufitem, druga tuż pod nim, a trzecia za iluzjonistą. Magik skupił wzrok we mgle, a karty rozbłysły na krótko oślepiająco jasnymi światłami. Nic, nic i... dziwne załamanie cienia. Wystarczające na cel.

 

 

Kuc uśmiechnął się. Wyrzucił nad siebie resztę talii, która zawisła mu nad głową, Róg rozbłysł mu jaśniej, a czterdzieści dziewięć kart zgięło się w połowie. Róg rozbłysł jeszcze raz, a karty zaczęły trzepotać wcześniej otrzymanymi skrzydełkami. Tekturowe motylki. Małe stadko. Magik wskazał skinieniem głowy w miejsce, gdzie znajdował się zarys. Motylki zapłonęły barwnymi płomykami. Różnokolorowe światełka migały w mgle, chmara chwilę jeszcze pokrążyła i skierowała sie z stronę Emrrona, chcąc „ucałować” go swoim gorącem. I nie tylko. Od niebieskich świetlików promieniowało chłodem, żółte co jakiś czas oddały w powietrze trochę prądu, a z zielonych skapywał żrący płyn nieznanego składu. Dla zwiększenia sprytne motylki, ku radości swojego stwórcy, w locie uformowały w locie smoczy łeb, doskonale widoczny i w mgle, i na widowniach. 

Edytowano przez RedSky
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Emronn uniósł prawą rękę ku wypuście na niebo w arenie u sufitu, który był zasłonięty wielkimi, dziwacznym ustami. Usta u dłoni lekko się zaśmiały, bełkocząc coś do siebie w niezrozumiałym języku i oblizując swoje okolice. Nieco ciekawiej było z ustami u sufitu, które ciągle wypuszczały, jak wspomniano wstępnie, mgłę na całą arenę; wielki jęzor oblizywał także swoje okolice, hacząc o kamienny sufit końcówką języka. Tak wielka radość! Jednak Mag miał ciągle kamienny wyraz twarz. Unosząc rękę przerwał jednocześnie działanie na lewej, na której hologramie coś się wczytywało. 

 

Tajemniczy Mag rozpiął koszulę do poziomu klatki piersiowej, w którą były wrośnięte Kryształy - ledwie odstające. Można było w tej chwili dostrzec dwa: na prawej piersi, a także lewej. Odsłonięte ciało ukazało także kompleks przedziwnych run wytatuowanych na ciele, które najwidoczniej w jakiś sposób łączyły kryształy. Ten u prawej piersi lekko zapulsował błękitną barwą kilkakrotnie, nie wydając przy tym żadnego specjalnego dźwięku. 

 

Wielkie usta u sufitu wstrzymały chwilowo wypuszczanie gazu i zaczęły szydzić z przeciwnika rechocząc na całą arenę, niczym jakiś demon. Przeciwnik mógł zaobserwować, iż identycznie zachowywały się usta u dłoni Emronna. Czy to coś znaczy? Można się nad tym zastanowić, lecz ostatecznie wciąż pozostaje to tajemnicą.Wstrętna gęba u szczytu nieco zmieniła stronę działania: zaczęła wciągać mgłę z areny w piekielnie szybkim tempie, nie poruszając jednak w najmniejszym stopniu magami. Nie tylko mgła nagle zniknęła, ale i wszelkie zabawki przeciwnika. Uncanny w końcu mógł pozbyć się uczucia swędzenia. Emronn się jednak zastanawiał - czy przeciwnik naprawdę nie zauważył, że jeśli mgła otacza cały obszar, to także i jego? Pozostawił odpowiedź swoim myślom, nie chcąc tej dzielić nawet w tak pełnym bezczelności opisie, jak ten. Przeciwnik powinien także poczuć, iż nie ma najmniejszej łączności ze swoją magią. Sprawa jest na ogół tajemnicza, gdyż wygląda to tak, jakby wszystko nagle wyparowało. Dwójka jednak wciąż stała sobie naprzeciw, a nad nimi ciągle wielka, obrzydliwa gęba, która najwidoczniej znudzona pojedynkiem beknęła tak głośno, iż niektórzy z widzów zatkali szybko uszy bojąc się o swój słuch. 

 

Na plecach Emronna widać było krew na koszuli - wyglądało to zupełnie tak, jakby pod tą coś przez chwilę go zraniło. Twarz jednak niczego nie zdradzała: ani smutku, ani bólu, ani zwyczajnej radości. Usta u nieba zaczęły nagle kaszleć i po chwili coś żuć, co wyglądały, jakby tak naprawdę znów coś ciekawego przygotowywały. Może znów ta mgła? Wygląda na to, iż usta czarują swoje, a Mag swoje, lecz źródłem magicznym ostatecznie jest jedno. A może i więcej? Emronn spojrzał na ziemię, która była ciągle błękitna, a następnie na przeciwnika. Być może RedSky nawet zauważył, że skoro mgła wywoływała swędzenie, to mogła być nawet czymś w rodzaju zatrucia otoczenia lub magii. Kryształ u prawej piersi, który wcześniej lekko pulsował na błękit, wyglądał obecnie jak pojemnik, w którym tańczyły różne barwy. Nie była to jednak uwięziona magia przeciwnika, gdyż ten nie mógł czuć z nią już żadnej łączności. 

 

Duplikat esencji Twojej duszy zawartej w magii z pewnością przysłuży się w przyszłych pojedynkach - rzekł spokojnie tym razem Emronn, a nie usta, które obecnie ciągle coś głośno żuły. Chwilę później naciągnął koszulę tak, by zasłonić wcześniej odsłonięty fragment. Nieliczni znają także tajemnicę krwi na plecach, która się przebiła przez białą koszulę. Trzecie oko, które Mag miał na czole, pozostawało ciągle zamknięte. Stał spokojnie, przyglądając się przez dłuższą chwilę przeciwnikowi i jego działaniom. 

 

Schylił się lekko po pewnym czasie, przystawiając prawą dłoń do ziemi, której usta zaczęły gryźć kryształowy pył, na jakim stali obaj Magowie. Widocznie te u dłoni, jak te u nieba zwyczajnie się posiłkowały. Dopiero po kilku chwilach było widać, iż gęba u sufitu powoli przyciąga trochę pyłu z podłoża, który namiętnie żuła, głośno przy tym mlaskając. Emronn gwałtownie odsunął dłoń od ziemi, a ta zaczęła wydawać dźwięki niczym kot podczas próby wydalenia tak zwanego "kłaczka" - w końcu oddała kupę ziarenek, "z wyglądu przypominających piasek...", jak to określił jego dawny przeciwnik. Wyszeptał pod nosem kilka słów, których nikt nie mógł usłyszeć, a następnie wrzucił ziarna do ust (tym razem tych, które ma każdy), nabrał powietrza przez nos i dmuchnął mocno, szybko obracając głowę, rozsiewając po dużym obszarze areny pełno... tego czegoś, co po chwili pochłonęło podłoże. Sytuacja dla przeciwnika nie wyglądała najciekawiej: z każdej chwili coś mogło wyjść z podłoża, lub zjawić się z góry, gdyż wielka gęba stale coś żując namiętnie przygotowywała przyszłe ruchy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

W porządku, czas się skończył, nadeszła chwila prawdy. Czas wyłonić zwycięzcę pojedynku. Zapraszam do głosowania.

 

Może nie był to jeden z najdłuższych pojedynków, ale z całą pewnością uczestnicy coś nam zaprezentowali. Kto okazał się lepszy? Emronn, czy RedSky?

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cieszę się, że wydłużenie ankiety o te kilka godzin poskutkowało. Przybyło trochę głosów i można już wyłonić zwycięzcę, którego zmagania znajdą swoją kontynuację w rundzie drugiej. Oto wyniki głosowania:

 

Emronn Marvelous - 7

RedSky - 8

 

RedSky wygrywa pojedynek zaledwie jednym głosem! Co za starcie... przyznam, że to jak rozłożyły się głosy zaskoczyło mnie. Ta niewielka jak mogłoby się wydawać przewaga RedSky'a daje mu promocję do drugiej rundy turnieju! Gratulacje!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...