Skocz do zawartości

Arena VII - WhiteWolf vs Hilianus [zakończony]


Arena VII  

12 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kto popisał sie większą mocą w tym pojedynku?

    • WhiteWolf
      0
    • Hilianus
      12


Recommended Posts

66387.jpg

- I oto zbliżamy się do ostatnich pojedynków dzisiejszego dnia. Tym razem naprzeciw siebie staną dwie skrajne osobowości. Jeden z zawodników to istna niewiadoma, WhiteWolf który przybył w nasze progi to mało znany zawodnik, lecz niech to państwa nie zniechęca, wszak niejedna cicha woda już brzegi zerwała. Zaś naprzeciw niemu stanie Ziguerro - istna osobowość, głębsza aniżeli wody Styksu. Z taką mieszanką zainteresowań winien on niejednego zaskoczyć! Zatem, do boju!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niczym cień wszedł na arenę po czym zalał przeciwnika gradem ciosów które go ogłuszyły po czym powiedział

-Teraz twoja kolej. Pokaż na co cie stać !

 

Piszcie te posty tak aby dało się je czytać... ~Alex

Edytowano przez Alexsuz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zig wziął w płuca wielki haust powietrza, po czym wypuścił go z błogim westchnieneim. Aromat tutajszej aury był wprost odurzający! Tyle śladów po skomplikowanych inkantacjach, tyle najróżniejszych odcieni energii, tyle zmieszanych konwencji! A teraz także on stanie się tego częścią. Wreszcie ma sposobność porządnego przetestowania tego wyszstkiego, co ćwiczył od lat, spróbowania się... I zdobycia przepysznie gigantycznej nagrody. Ha! Teraz tylko wygrać.

 

Zig zgodnie z regulaminem czekał spokojnie aż Zegarmistrz skończy przemówienie. Dopiero gdy ostatnie, wzmocnione magią słowo odbiło się echem od ścian areny, wypowiedział kilka słów, aktywując naraz cały zestaw zaklęć ochronnych. Protekcja przede wszystkim... Ale gdzież to podział się przeciwnik? Wciąż brak śladów jego bytności... Może to mag iluzji? To byłoby wyzwanie!

 

Nagle na środku areny pojawiła się jakaś ciemna sylwetka. Zanim Zig zdążył sięchoćby przyjrzeć, wystrzeliła w jego kierunku salwę pocisków. Przekierował sporo mocy na tarczę, nie wiedząc czego się spodziewać, ale... Nie no, on tak serio?

 

Wszystkie pociski zanim jeszcze nadleciały do jego tarczy, błyskającej teraz na błękitno przez nadmiar energii, odepchnięte zostały na boki przez czar zbijający. Pouderzały one w piach areny, tworząc lekkie, bezogniowe eksplozje, tworząc na chwilę mgiełkę z krzemowych drobin wokół maga. A Ziga zatkało. To były najprostsze, najbardziej podstawowe pociski kinetyczne jakie w życiu widział. Tak prostej koństrukcji, że odbił je czar, który zwykle chronił go przed strzałami łuczników i podobnymi materialnymi przeszkadzaczami.

 

-Teraz twoja kolej. Pokaż na co cie stać ! - usłyszał głos oponenta. "Czy on go testuje? Cóż, skoro tak, nie będę gorszy i również się z nim nieco podroczę przed właściwą walką..."

 

Stanął szeroko i wyrzucił ręce w kierunku ozdobnych półkolumn przyległych do ścian areny. "Po co one tu w ogóle są, dla akustyki? Ozdoby? Ale regulamin nie zabraniał ich niszczenia, więc..." Rękawy jego szaty stały się nagle brązowo-błękitne, A dwie z szesnastu 8-metrowych "ozdóbek" oderwało się od ścian i poszybowało w stronę środka areny. Zaczęły krążyć wokół jego oponenta, coraz to zwiększając swoją szybkość. Zig połamał każdą na cztery większe fragmenty i rozłożył w mniej więcej równych odstępach na "orbicie". Po kiku sekundach, gdy szybkość była zadowalająco duża, zmienił kierunek lotu wszystkich odłamków, celując nimi w White Wolf'a z niewielkim rozrzutem, aby trudniej było ich uniknąć. Trzy dodatkowo podkręcił, ot, dla zabawy.

 

- A ogółem to dzień dobry. Życzę milusiej rywalizacji!  - Krzyknął tuż przed uderzeniem pocisków w cel.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wolf w ostatnim momencie teleportował się unikając półkolumn. 

-Nie tak szybko. 

-Na początku było łatwo przejdźmy do czegoś trudniejszego.

Po wypowiedzeniu tych słów zaczął przygotowywać zaklęcie które jak gdyby nigdy nic wystrzeliło w powietrze .

widownia była zdziwiona i zastanawiała się : dlaczego wystrzelił w powietrze ,a nie w przeciwnika ?

 

 

Następnie również przygotował zaklęcie ochronne które rozświetliło na chwile arenę oślepiając przeciwnika.

Lecz Wolf nie wykorzystał ławej okazji do ataku poczekał aż przeciwnikowi wróci wzrok.

 

 

Gdy tylko to się stało wystrzelił w niego wielką kule energii z której wydostawały się ładunki elektryczne o różnej wielkości.

Po czym rzekł :

-Złap to ! 

Edytowano przez WhiteWolf
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teleportacja. Strzelanie w powietrze. I radośnie iskrząca bariera ochronna... Widywał bardziej imponujące rzeczy.

Ale ta przepiękna kula energii... Cóż więcej mówić? Zwyczajnie przepiękna. Kondensacja w sam raz. Wyładowania niezwykle symetryczne. Kolorystyka o wybornie szerokiej gamie.

Nawet by jej uniknął... Ale ona była taka piękna... Chyba zrobię to co powiedział. Zatrzymam ją.

Najpierw wiatr auryczny. Wyciągnął rękę przed siebie i pozwolił energii płynąć. To zabawne, ale wielu magów ROZKAZUJE magii coś zrobić. Chwytają oni energię, ciskają nią, skręcają, ciągną, pchają... A czasem wystarczy tylko tym wszystkim zagubionym cząstkom i prądom wskazać kierunek. To jak zaprosić szlachtę na huczną biesiadę obficie zakrapianą porządnym alkoholem i soczystym mięsiewm - który by odmówił?

Tak i ja zrobiłem. Wskazałem którędy energii najlepiej będzie płynąć, a ona sama stworzyła prąd, który był mi potrzebny. Spowolnił on tą przecudowną, elektryczno-astralno-arkaniczną kulę energii na tyle, że mogłem przygotować następny krok.

 

Kondensację.

Tak się składało, że ładunek był dosyć rozrzedzony, a takiej trzymetrowej kulki przecież do kieszeni nie schowam. To byłoby głupie prawda? Mój brat tak czasem robi jak spodoba mu się jakaś solidna balista. Ale ja wolę najpierw nieco zmodyfikować rozmiar. Kazłem więc przestrzeni z toru, po którym leciała na mnie kula... Skurczyć się. Dokładnie tak, skurczyć. Choć... Może nie dokładnie tak. Widzicie, przestrzeń to strasznie kapryśny wymiar. Nie potrafi wydłużać się i skracać tak jak czas, ani nie jest tak płynna i wszechobecna jak eter. Lecz tam, gdzie jest więcej energii, przestrzeni potrafi zrobić się mniej, NIe wiem do końca dlaczego, o to pytać mojego drugiego brata, co to bawi się portalami i podobnymi bzdetami. Ja tam mam swoje, praktyczno-wizualizacyjne rozumienie spraw i tak wam będę to tłumaczył.

 

Na czym to... Ach, tak kondensacja! Właśnie- bo kiedy połaskocze się materię dużą porcjąenergii, to zależnie od tego jak to zrobię, może się jej zrobić więcej lub mniej. Czasem mogę nawet zamienić przestrzeń w energię, ale ostatnim razem skończyło się to tym, że musiałem sprawić sobie drugi poligon. Bo pierwszy się upłynnił... Znowu robię dygresje! To się wytnie, nie? Dobrze, to dalej...

 

Połaskotałem tą przestrzeń ( a miałem czym dzięki wiatrowi) akurat tak, żeby niektóre jej fragmenty znikły, Tyle, że fragmenty kóre łaskotałem, były już wewnątrz kuli. I tak przestrzeń w której sięzamykała malała i malała, aż w końcu cała jej energia mogła zmieścić się w dłoni. Jako że wiatr dalej wiał, kula dalej więc zwalniała, do momentu aż zatrzymała się tuż przede mną. Teraz tylko powiedziałem przestrzeni z jej toru loty żeby wróciła na swoje miejsce zamiast hulać z eterem (nie chcę przecież dziur w strukturze przestrzennej areny, prawda?) i przygotowałem krok trzeci.

 

Personalizację.

To oczywiste, że mimo zatrzymania i zmniejszenia kuli, dlaje miała zrobić mi coś niedobrego. A przynajmniej, powinna z definicji, bo przecież był to atak. Ja jednak chciałem ją zatrzymać, więc musiałem jakoś zmienić ten efekt.

Nic prostszego! To akurat miałem opanowane do perfekcji. wiciągnąłem dłonie do tej przeuroczej kulki tak, że była teraz między nimi. Łaaa! Ale superaśnie mizia mnie po błonach anyelektrycznych na opuszkach... Toż to powinno być zabronione i sprzedawane jako narkotyk! Ooch, tak, Więcej, niegrzeczna plazemko, pokaż pazurki, mrau!

... Khem.

W każdym razie, gdy wyciągnąłem ręce puściłem do niej impuls jaźniotwórczy. Nie najmocniejszy z możliwych, o nie! Nie zamierzałem z tym prowadzić dysput teologicznych czy żeby ogrywało mnie w szachach, ale aby dało się z tym zakolegować. A jako że to misianie mi się spodobało... Wybrałem bardziej "żeński" impuls. POtem tylko chwila aż energia z impulsu połączy się z energią źródłową, skrystalizuje (co przyspieszyłem korzystnym dla mnie układem odniesień matrycowych) i... Woila! Jest i świadomość!. Na razie krucha i nieco przestraszona, ale dwie minuty i będzie już w pełni sympatyczna.

 

Teraz mogłem już chwycić ją w ręce.

Z początku była zdziwiona nowym doznaniem i nieco nieufna, szczególnie gdy wyczuła energię zmagazynowaną w moich bransoletach, ale gdy pogłaskałem ją za największą pretuberancją magnetyczną od razu zdobyłem jej serce.

- Nie bój się mała, ze mną będzie ci fajnie! Pobawimy się trochę, zniszczymy kilku przeciwników, potem uratujemy nieco wiosek przed kataklizmami, a na koniec unurzamy się w mlecznych źródłach pod Kręgami Asaidy... Ty i ja...

Świeża istotka na te słowa podleciała do mojej twarzy i wtuliła się w mój policzek, głąszcząc mnie delikatnie wiązkami mocy po bokobrodzie. I chyba go nadpalając...

- Urocza jesteś. Nazwę cię... Nancy.

 

Gdzieś na trybunach usłyszałem jak ktoś zaczyna wymiotować.

Gdyby nie bariera, posłałbym tam istnie siarczystą kulę ognistą. Spojrzałem na delikwenta.

 

- Moja Nancy, moje zasady! - Wrzasnąłem unosząc pięść, a z nią trzy potrzaskane fragmenty półkolumn. Zdziwiło mnie to ale... 

Aaa, zapomniałem usunąć połączenia po podkręcaniu tych głazików! No, to się nawet dobrze składa - pomyślałem, kierując swoją uwagę znowu na przeciwnika. Zasłonił się tarczą jak ja i myśli że jest bezpieczny. Nieuk.

Nakłoniłem wiatr aby tymczasowo oddprowadzić głazy na orbitę wokół areny. Wszystkie. Nie wiem z czego oni zrobili te ozdóbki, ale Gruchnięcie z taką prędkością o ziemię praktycznie nic im nie zrobiło. No, mniejsza. GŁazy na orbicie, Nancy ociera się o moją lewą rękę... o czymś zapomniałem?

 

Ach tak! Zaatakować...

 

Pomyślmy, o czym nie pomyślał, tworząc tą barierę? Co ona przepuszcza? - Zastanawiałem się idąc w jego stronę i głądząc moją przecudną, spiczastą, rudą brodę...

No tak, przecież ja go WIDZĘ!  - wpadłem nagle na pomysł. Skoro go widzę to znaczy, że przepuszcza światło. A światło, niezależnie od tego co fizycy sądzą na ten temat, jest jednocześnie materią i energią. A każde z tych dwóch całkiem dobrze kontroluję. A więc...

Skupiłem się na prędkości. Światło to prędkość. Prędkość, fala, jasność, ciepło, życie, energia. Energia... MAM!

Teraz mogłem już kontrolować światło. On sam sobie błyskał jak popadło, więc nie powinien mieć o to żalu. Chyba że się rozpuści, wtedy - niestety, moja wina.

 

Chwyciłem naraz za całe światło padajęce na arenę, poza tym oświetlającym trybuny. Niemal jak zniecierpliwiona matka, próbująca związać włosy czteroletniej córeczce. Tyle że ja byłem spokojniejszy. Chyba... Nie, na pewno. Tak. Bo dlaczego miałbym się spieszyć? To ma być porządna, finezyjna rywalizacja, a nie slumsowa nawalanka czy wyścig.

Chwyciłem więc całe to światło, założyłem swoje okulary przeciwsłoneczne z dostrajalnym filtrem, i szepnąłem tym wszyściutkim falom:

 

"Hej, mojemu koledze skończyły się baterie w GPS'ie na ogniwa solarne. Mogłybyście może...?"

 

Wiecie co? Uwielbiam gdy żywioły się mnie słuchają, a ja nie muszę nawet kiwnąć palcem żeby do czegoś je zmusić. Fakt, ktoś mógłby mieć mi za złe że wykorzystuje je do swoich celów, że nie zawsze móię prawdę, ale wiecie co? One mają gdzieś prawdę. One zostały stworzone przy początku świata aby wszystko dobrze działało. Dlatego jeśli ten, kto z nimi rozmawia cieszy się z ich pomocy, one też się cieszą. Jeśli ktoś tego nie rozumie, polecam gadanie ze świecami. Albo granie z nimi we "Flirt". Ostatnio aż się zarumieniłem kiedy jeden kandelabr powiedział mi że...

 

...CO? Jaka dygresja? Przecież zmierzałem prosto do celu!

 

A celem było to, że całe światło z areny poza tym padającym na mnie zgięło swój tor lotu i poszybowało prosto w kierunku mojego oponenta. Z prędkością światła, oczywiście. Biorąc pod uwagę wielkość naszego pola walki, to pi razy trzewik powinno... Auć. Co najmniej oślepić, jeśli nie przysmażyć na miejscu. W dodatku, nawet jeśli zrobiłby osłonę, to na Arenie było teraz tak ciemno, że ledwo widziałem własne palce. Co innego White Wolf. Patrzcie państwo, tak chciał pozostać w cieniu, a teraz skierowałem na niego ryle blasku, że aż oczy trzeba zasłaniać, mimo że ubrany na czarno! Ha!

 

Idąc po ciemnej arenie i czekając na to jak odpowie na moje solarne "ładowanie GPS'a", wziąłem się za półkolumny. Po ich płaskiej, przylgającej wcześniej do muru stronie zaczęły pojawiać się jaśniejące róznymi kolorami runy i glify, kreślone moim umysłem. Uśmiechnąłem się nieznacznie, tak samo Nancy, która nie rozumiałą wprawdzie mojego planu, ale emocje już tak...

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na arenie zapadła całkowita ciemność widownia nie widząc nic niecierpliwie wyczekiwała momentu gdy słońce dośle kolejną "dawkę" światła 

lecz ciemność utrzymywała się niewiarygodnie długo. Już dawno na arenie powinno być światło, a tu nic ciemność.

Gdzieniegdzie można było usłyszeć hałasy dobiegające z widowni .

 

W tym momencie można było usłyszeć cichy głos którego źródła nie dało się ustalić :

 - Ciemność..wielu osobą przysparza ona strach... , a niektórzy nawet wpadają przez nią w panikę.

. Nie potrafią oni dostrzec w niej piękna.

Pewnie zastanawiasz się czemu na arenie wciąż panuje ciemność... . Powiem ci dlaczego Zrobiłem pole by go nie przepuszczało.

-Wracając do ciemności ona osłabia wręcz wszystkich za to mi przysparza sił.

-Teraz ty nie widzisz nic, a ja widzę cię doskonale ! - Mówiąc to zdanie Wolf  podniósł głos.

 

 

-Myślałem że zauważysz cały czas próbuje kryć się w cieniu, a ty nagle dostarczasz mi go jak kelner w barze.

-Zapewne interesuje cię co to był za promień który wcześniej wystrzeliłem w powietrze.

-Więc ten promień ma na celu zestrzelić lecącą nad nami asteroidę która gdy spadnie...no cóż dobrze wiesz co się stanie.      

​ Mogę ten promień zatrzymać i tu masz wybór oddasz walkę ocalisz wszystkich przed asteroidą. Nie oddasz nie ocalisz. 

 

Po tych wszystkich słowach nie było można usłyszeć kompletnie niczego. 

 

Kilka chwil po tym Wolf rzekł :

-Żartowałem ten promień nie miał zestrzelić asteroidy....Tylko ciebie !

W tym momencie było słychać gigantyczny grzmot który zwalił z nóg wszystkich widzów.

 

Jak z początku malutki promień leciał w górę teraz wraca niewyobrażalnie wielki i ze straszliwą prędkością.

-Wszystko dzięki tobie Ziguerro gdybyś nie dał mi tej ciemności nie udało by mi się tak rozbudować promienia a teraz żegnaj.

 

Promień uderzył w arenę niszcząc wszystko co znajdowało się pod polem Wolf'a.

Po chwili pole się dezaktywowało ,a kurz i dym który spowijał arenę po uderzeniu powoli zaczął opadać

Edytowano przez WhiteWolf
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Zegar tyka avatar_1676.jpg?_r=0 XD ~Tric i czas wyłonić zwycięzcę pojedynku. Samo starcie może nie było zbyt długie, ale nie ilość lecz jakość się liczy.

 

A zatem, kto okazał się lepszym magiem w tym pojedynku? Czy był to WhiteWolf, a może Hilianus? Decyzja należy do Was.

Edytowano przez Tric
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja cię Kluczniku kiedyś za to dorwę xD

 

Ale do tematu - czytałem pojedynek, a owszem, a jako że poziom obu zawodników różnił się dość mocno, nie pozostaje mi nic innego jak głosowanie na Hilianusa - wszak w mojej ocenie jego wyczyny były ciekawsze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i wybiła godzina prawdy! Kto zwyciężył? Kto przechodzi do rundy drugiej? Cóż, przed Wami wyniki głosowania które stanowią odpowiedź na zadane pytania:

 

WhiteWolf - 0

Hilianus - 12

 

Cóż za przewaga. Dwanaście głosów. Z taką przewagą Hilianus nie mógł przegrać. Gratulujemy spektakularnej wygranej!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...