Skocz do zawartości

[Gra][Fairy Tail] Gildia Magów "Biała Gwiazda"


Spinwide

Recommended Posts

Perfumy lecznicze Ichiyi mimo,że działały cuda, wciąż nie przywróciły mu wszystkich sił. Zdradziecki atak z zastosowaniem najwyraźniej usuwających magię perfum, o mało nie zabił zarówno Diega jak i Jurę. Potem mimo osłabienia, całą trójką biegli w przerażającym tempie. Z daleka słychać było odległą walkę więc kierunek był im mniej więcej znany.

Teraz, gdy wreszcie dotarli, ujrzeli pobojowisko, wszyscy magowie sojuszu leżący u stóp niemal nietkniętych magów Oracion Seis.  Najwyraźniej spóźnili się z ostrzeżeniem przed zasadzką. Fairy Tail rozgromione, Lamia Scale na kolanach, Blue Pegasus pokonane. Biała Gwiazda... Biała Gwiazda wciąż próbowała walczyć, ale w większości bez skutku.

Każdy atak jaki Diego dostrzegł, zwykle nie trafiał celu, a członkowie OS kontrowali dwa razy potężniejszymi ciosami. Diego zamierzał już rzucić się do walki, lecz zamarł gdy ujrzał gigantyczne kamienne dłonie lecące ku przeciwnikom.

Spoglądnął szybko na Jurę i ujrzał na jego twarzy nieopisany, przerażający gniew. Rozzłoszczony Święty Mag.... widok którego prędko nie zapomni.

Diego opamiętał się i chwycił po swoje miecze, skacząc w pole bitwy zostawił Ichiyę i Jurę za plecami, sam biegnąc ku najbliższemu ze stojących w pobliżu magów Oracion Seis.

Wysoki, masywny ciemnoskóry mężczyzna w płaszczu, z kosturem w ręku i dziwnymi tatuażami na twarzy oraz długimi białymi włosami.

Diego z wielką szybkością podbiegł do dziwnego człowieka i biorąc zamach obiema rękami wymamrotał:

-Fōsu no nami ! {250/300} - i wokół ostrzy mieczy zaczęło się zbierać jasne białe światło. W pewnym momencie zatrzymał się i ciął mieczami przed sobą, wysyłając dwie świecące fale, które niezatrzymane leciały prosto ku przeciwnikowi.

W tym momencie białowłosy mężczyzna uniósł kostur i na drodze pocisków pojawiła się ściana z zielonego światła, która po zetknięciu z atakiem Diega znikłęła, wchłaniając go.

Teraz miał już pewnośc, to musiał być Brain. Spojrzał na Diega wyraźnie znudzony i wycelował w niego laską mówiąc:

-Tokiyami Kisōkyoku-  W stronę Diega poleciał strumień zielonego światła, pędzący z przerażajacą prędkością i tylko dzięki wyćwiczonym ruchom, Diego minimalnie odszkoczył, jednak atak omsknął go, zadrapując boleśnie lewy bok.

Widząc niewielki efekt ataku, Brain wywołał kolejny czar:

-Dākugurabiti- Ciało Diega stało się nagle ciężkie i czuł jak ziemia z ogromną siłą przyciąga go do siebie. Usłyszał za plecami krzyk

-Cuberios!!!- i w ostatnim momencie zasłonił się protezą przed ogromnym fioletowym wężem. Zobaczył jak jego kły wbijają się w stal a ciemny płyn ścieka po nich w dziury które zrobiły.

Człowiek który krzyczał przed chwilą na węża zawołał ze zdziwieniem:

-Proteza?! Jad Cuberiosa...

Diego nie dał mu dokończyć wołając ;

-Raion no ken!- wokół prawej dłoni zebrało się białe światło i z całej siły uderzył węża w bok głowy. Dopiero teraz dostrzegł, że gad jest trochę poobijany. Trafiony w czaszkę, jaszczur puścił rękę Diega i odskoczył kilka metrów w tył, oszołomiony ciosem. Gdyby nie zwiększona grawitacja która osłabiła cios, wąż raczej już by nie wstał.

-Jak śmiesz atakować Cuberiosa!?- wrzasnął mężczyzna i nim Diego zdołał odpowiedzieć, poczuł potężny cios z kolana w plecy. Powietrze wyleciało mu z płuc a on sam zatoczył się w przód, padając na ziemię. Dostrzegł kształt tego który go zaatakował. Człowiek w kombinezonie, z okularami na twarzy i długim nosem. Racer.

Diego usiłował wstał i kontynuować walkę, lecz stracił punkt podparcia, gdy ziemia zamieniła się w błoto. Usiłował się wygrzebać, jednak zapadał sie coraz głębiej, tonąc w błocie.

Wtedy usłyszał głos Braina.

-Kończmy tę farsę. Tokoyami Kaisenkyoku!- Wokół jego kostura zbierała się magia, jakby potężny magiczny atak który miał zmieść wszystkich wrogów.

Jednak nagle wstrzymał się.

-Wendy...- wyszeptał i spojrzał w stronę dziewczynki ukrywającej się za pobliskim kamieniem. Wysłał w jej kierunku zielone światło, które chwyciło ją i ignorując wszelkie jej próby wyrwania się, przyciągnęły do Braina krzyczącą dziewczynę.

Gdy ją złapał, znów spojrzał na resztę sojuszu i krzyknął:

-ZDYCHAĆ ŚMIECIE!

Nagle, wszędzie dookoła pojawiły się fale zielonego światła, zalewające pole bitwy, zamierzając pogrzebać wszystkich członków sojuszu.

Diego słyszał krzyczących towarzyszy i sądził że to juz koniec, lecz wtedy pojawił się Jura.

-Iron Rock Wall!

Nad Diegiem i resztą pojawiła kamienna tarcza, która zatrzymała atak. Gruz rozsypał sie na wszystkie strony, całkowicie zasłaniając Diegowi widok.

Gdy pył opadł, Jura stał sam, otoczony gruzem i pokonanymi członkami sojuszu. Po Oracion Seis nie było już śladu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ethan zobaczył pobojowisko. Ponieważ nie miał już magicznej mocy, wyjął jabłka które dostał od Rinzlera i zjadł wszystkie. Od razu poczuł przypływ sił i energii. Zdrową ręką wziął torbę i odczepił jej pasek. Zacisnął go sobie wokół zatrutej ręki a zdrową ręką wykonał magiczny gest. Pojawił się krąg a na jego ręce pojawił się sporych rozmiarów wodny bąbel:

 

-Wōtā Shōri [75 mana= 0/300]

 

Zacisną zęby na pasku i przyłożył wodę do trucizny. Zabolało go piekielnie. Mimo, iż była to skuteczna metoda, to o wiele bardziej bolesna od Niebiańskiej Magii. Trucizna powoli, acz całkowicie, opuszczała rękę. Każda technika ma jednak swoje granice. Gdy w wodzie nie mogło się już pomieścić ani trochę więcej trucizny, Ethan oderwał bąbel od ręki i wypuścił go na ziemię. Stała się ona momentalnie czarna i jałowa. Zmieniła się w czarny piasek.

 

Chłopak spojrzał na swoją kończynę. Nie cała trucizna została usunięta z jego organizmu, jednak Wodne Ciało bardzo ją wstrzymywało. Nie posuwała się tak szybko do przodu jak w przypadku Erzy Scarlet. Podbiegł do niej i zobaczył, ze trucizna zaczęła już sięgać przedramienia.

 

-Wie ktoś, jak może lub kto może jej pomóc- powiedział Ethan poprawiając swoją opaskę uciskową- Jeśli tak dalej pójdzie, to długo nie pociągnie

 

-Hej- powiedział Natsu- Przecież widziałem, jak wyciągnąłeś ją ze swojego ciała. Po prostu zrób to znowu

 

-Nie mogę, kretynie- Po pierwsze, to strasznie boli a nie chciałbym sprawiać jej jeszcze więcej bólu. A po drugie, nie mam już mocy magicznej.

 

Smoczy Zabójca otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak zatrzymała go Lucy.

 

Ethan rozwiązał opaskę uciskową Erzy i zawiązał ją ponownie, tym bardziej jeszcze ciaśniej ale tak, aby nie sprawić jej bólu.

 

-Więcej nie mogę dla niej zrobić- powiedział po czym usiadł. Chyba jednak Trucizna tego paskudnego węża nie została mu tylko na ręce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kai nie wiedział co powinien zrobić. Chciał podziękować magowi za pomoc, ale nie potrafił nic powiedzieć. Pierwsza walka i... nic do niej nie wniósł. Przyjrzał się zatrutym towarzyszom i po chwili rzekł.
- Nie wiem czy mogę pomóc. Używam zatrutych strzał, ale nie wiem jak bardzo może się różnić skład substancji.
Zamyślił się na chwilę.
- Wybaczcie... A czy... wiemy właściwie co teraz? Chyba nie odpuścimy sobie?
Zamyślił się.

- Niee... Najpierw musimy wymyślić, jak was wyleczyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Diego wygramolił się z błota, i z trudem wstał na równe nogi starając się zignorować ból w plecach. Spojrzał na poobijanych towarzyszy i zapytał:

-Kim była ta mała, którą zabrali?

Momentalnie wszyscy zwrócili na niego uwagę i różowłosy poobijany i widocznie wkurzony porażką chłopak zawołał:

-A ty niby kim jesteś?

Po skarcił go stojący obok na wpół rozebrany gość. Zapewne Gray.

-Przecież nam pomagał pacanie! To musi być ktoś z sojuszu!- po czym zwrócił się do Diega- Nie widziałem cię na odprawie.

-Byłem na zewnątrz, a potem jak kretyni wybiegliście z budynku i zniknęliście.- odparł poirytowany brakiem odpowiedzi- Kim była ta mała? - powtórzył pytanie.

Nagle zza pleców dobiegł go nieznany głos:

-To Wendy! Moja towarzyszka z Cait Shelter!

Diego spojrzał w stronę z której pochodziły słowa ale nikogo nie zobaczył.

-Tutaj! Na dole durniu!

Spojrzał w dół i ujrzał coś czego się nie spodziewał. Kot. W sukience.

-Ale jaja, gadający kot.- wymamrotał.

-Słowo daję, nie macie za grosz wyobraźni, zawsze mówicie to samo... Oni zabrali Wendy! Musimy ją ratować!

Salamander wybuchł po chwili, jakby zdał sobie z czegoś sprawę.

-ZABRALI HAPPY'IEGO!

Przestano zwracać uwagę na Diega, więc zrezygnował z rozmowy z Fairy Tail i podszedł do Jury.

-To było całkiem...widowiskowe.- zaczął.

-Dziękuję. Twoja szarża także. Chociaż nie poskutkowała....

-Tak...- uśmiechnął się niezręcznie- To błocko mnie zaskoczyło, następnym razem nie dam się tak łatwo powalić. Swoją drogą, ilu mamy rannych?

-Tytania została zatruta, a twój towarzysz...Joseph....tak Joseph, zniknął.- odparł wskazując na kałużę pobliskiego błota. Spojrzał na resztę.- Inni są poobijani, ale raczej są w stanie walczyć.

Diego skinął głową i zwołał Białą Gwiazdę.

-Wszyscy do mnie! Musimy się teraz przegrupować... Zaraz...gdzie Rinzler...? - spytał.

-Zniknął gdy się ścigaliśmy- mruknął Salamander- Ale wciąż nie wiem kim jesteś. I czemu im rozkazujesz?

Diego zignorował dopytywanie o tożsamość i podszedł do kałuży błota, którą wskazał mu Jura.

-Joseph, wstawaj, nie mamy czasu na leżakowanie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Tia, chyba wszystko wpożądku- powiedział Ethan i wstał, trzymając swoję zatrutą rękę. Trucizna, mimo małej ilości, owładnęła rękę do łokcia. Chłopak rozejrzał się po pobojowisku i podszedł do mistrza.

 

-Nie wiem, jak z nim bedzie. Wąż też go ugryzł. Biroąc pod uwagę to, że przyjaą Błotną Formę, nie zapowiada to nic dobrego. Wiem tylko tyle, że nie mogę się tej trucizny pozbyć za pomocą mojej magii. Przydałaby się Podniebna Magia.

 

-Wendy takiej używa- powiedziała Carla, wtrącając się do rozmowy- Musimy jak najszybciej ją znaleźć.

 

-No to nie ma na co czekać- powiedzial Ethan- Ale jest problem. Podczas walki zużyłem całą moc magiczną. Poza tym ,ktoś powinien zostać z rannymi- wskazał na Erzę i Josepha.

Edytowano przez Mew Two
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli odzyskiwał świadomość. Pierwsze oznaki były delikatne - zamiast ciemności była szarość. Później dołączyły głosy. Ktoś coś mówił,

-...leżakowanie - Zdołał zrozumieć.

Nie wiedział, o co chodzi. Spać czy nie spać? I co się do diabła działo? Te dwa pytania kłębiły się w jego głowie. Wytężając umysł znalazł odpowiedź na pierwsze pytanie. Powoli otworzył oczy. Przez kilka chwil niczego nie widział, lecz i tak po malejącej od środka przejrzystości wzroku wiedział, że nieświadome przybrał formę błotka.

Położył rękę na czole. Próbował włączyć trochę więcej mocy obliczeniowej głowy. Umyśle, rusz się, powtarzał.

Wiedza i rzeczywistość uderzyły z siłą młota. Bitwa. Oracion Seis. Trucizna. Ubłocony Mistrz. Ból głowy wielokrotnie silniejszy od wszystkiego, co przeżył.

I żołądek domagający się opróżnienia w trybie ekspresowym. Niewiele myśląc odepchnął mistrza od siebie i w podstawowej formie pobiegł w stronę krzaczka, który wypatrzył niedaleko. Oczywiście mógłby zwymiotować tam.... ale to byłoby nie kulturalne.

Spojrzał się na niedawną zawartość swojego żołądka. Krwiście czerwona ciecz dominowała. Przypomniał sobie dokładnie moment ugryzienia. A więc tak wyglądała trucizna.

Wyszedł przypominając sobie najnowsze wydarzenia. Choć świadomość ich nie zarejestrowała to zapisały się w pamięci.

Zasapał ciężko wracając. Ciało powiedziało mu, że i tak jest osłabione. Ból głowy, choć także zelżał, nie należał do tych najmniejszych.

-Chyba pożyję - powiedział do Ethana z bólem. Każde wypowiedziane słowo uderzało w świadomość niczym rozpędzony mobil.

Ale i tak znalazł powód, by się uśmiechnąć - skoro odzyskał świadomość, to i zapewne odzyska pełną sprawność. Ale kiedy? To pytanie nie dawało mu spokoju. Przecież niedługo musi być gotów na kolejną walkę.

No cóż, przynajmniej się uodpornię, pocieszał się uśmiechając delikatnie mimo bólu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rinzler szedł przez las z towarzyszką. Zobaczył jak Oracion Seis wraca, nieśli 1 dziewczynkę i 2 koty.

- Zaraz czy to nie ona była z Cait Shelter?

- Co?

- Chyba im się nie udało wygrać pierwszej potyczki z Oracion Seis. A tak właściwie to Oracion Seis szuka Nirvany tutaj tak? 

- Mhm, mieliśmy im pomóc w szukaniu, nie za bardzo mi się to podobało bo chcieli tego użyć w niewłaściwym celu.

- Co chcieli zrobić?

- Zmieść z powierzchni ziemi miasteczko w którym znajduję się ta gildia Cait Shelter. 

- Nirvana jest niebezpieczna sama w sobie, zamienia światło w mrok. Jak by udało się Oracion Seis obronić Nirvane przed sojuzem to będzie koniec świata jaki znamy. Musimy się pośpieszyć - Rinzler myślał nad tym że postąpił samolubnie zostawiając resztę gildii samą sobie, teraz niestety musiał sobie z tym poradzić. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głowa bolała ją jak nigdy. Nieźle jej się dostało... i to tylko przez głupią nieuwagę. Dała się złapać na najstarszy numer świata z odwróceniem uwagi. Żałosne, nawet dziecko by się na to nie złapało. Podniosła się z ziemi. Zmarnowała blisko połowę mocy magicznej i nie trafiła przeciwnika ani razu. Spojrzała na towarzyszy. Niektórzy potrzebowali pomocy medycznej.

- Powiedz mi jak poczujesz się gorzej. Ok? - zwróciła się do Josepha. 

Edytowano przez Elizabetta
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Joseph najwyraźniej kiepsko znosił trucizny węży, ale jak na razie wszyscy magowie jego gildii byli wciąż żywi. Podszedł do grupki otaczającej ranną Tytanię i był świadkiem, jak jeden z magów Lamia Scale miał zamiar odciąć jej zatrute ramię. Doszło do starcia pomiędzy nim, a Grayem, i przez chwilę Diego zastanawiał się czy nie dojdzie do walki lecz wtedy odezwał się biały kot.

-Jeśli macie zamiar ją wyleczyć, musicie znaleźć Wendy!- zawołała Carla i wszystkie spojrzenia skierowały się na nią.

Diego pomyślał, że może mówi tak tylko dlatego, by pomogli jej ratować jej przyjaciółkę, lecz dodała po chwili.

-Wendy włada magią leczniczą! Jeśli macie zamiar pomóc swojej przyjaciółce, musicie znaleźć Wendy.

 

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

Będę wdzięczny za pisanie mi, kogo nie będzie, a kto będzie, żebym nie czekał na posty i temat nie zdychał potem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Joseph wolał być wśród jak największej ilości magów. Wiązało się to z tym, że oglądał starcie magów. Miał zamiar się wtrącić, ale uprzedziła go kotka.

Nie słuchał jej pierwszych słów. Zbyt bolała go głowa, by mógł się skupić. Złapał się za głowę. Nie wiedział, czy to ręka jest tak zimna, czy głowa tak gorąca. Czuł, że i tak nie jest z nim za dobrze. Spróbował się skupić. Jedyne, co osiągnął, to żołądek, który podszedł do gardła. Olał skupienie się i powłócząc nogami wyszedł przed wszystkich. Uśmiechnął się na myśl, że przynajmniej normalne powlókł się, a nie ledwo.

Zwrócił uwagę, że może normalnie myśleć. Uznał, że to dobrze notuje na przyszłość.

Z trudem się wyprostował.

-Zamiast się kłócić powinniśmy odbić tą Wendy - powiedział z trudem. Niespodziewanie żołądek jeszcze bardziej spróbował wcisnąć się w gardło. - Nawet jeśli nie dla niej, - Wskazał na leżącą Tytanię. - to dla mnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ethana coraz bardziej piekła ręka. To było uczucie, jakby ktoś go podpalał żelaznym prętem. Na dodatek, zaczęło zbierać mu się na wymioty. Gdy kotka zaczęła mówić coś o Wendy i o magii leczącej, nie mógł się na tym skupić.

 

-Powiem szczerze. Na razie ja i Joseph będziemy bardziej problemem w bitwie niż pomocą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh... Dobra... Trochę czasu nie pisałem. Powracam! :cadancetwi2:

___________

Ocknąłem się po kilku minutach nieprzytomności. Ku mojemu nie szczęściu nie zbudziłem się samoczynnie. Zrobił to okropny ból głowy. Właściwie to jak mogłem się zbudzić? Nawet nie padłem. Ostatnie to pamiętam to odejście Oracion Seis. No tak! Zabrali tą dziewczynkę z Cait Shelter, a także koty... Hmm... Tak... Koty są miłe. O czym ty myślisz? Musisz się zebrać do kupy... Na szczęście napięcie w moim organizmie nie spadło do zbyt niskiego poziomu. Jeszcze jestem w stanie walczyć. Spojrzałem na zatrutą Tytanię.

A więc nawet tych najsilniejszych spotkała klęska?

To wszystko było zbyt chaotyczne. Wyruszyliśmy przecież całą gildią. Na dodatek są z nami trzy inne grupy magów, a rozgromiło nas 6 wrogów? To jest niemożliwe.

Czas zacząć traktować to poważnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobra... Widać nie dojdziemy do lepszego wniosku niż ten, że trzeba odnaleźć Wendy.

Przyjrzał się grupie.

- Tylko teraz decyzja, co robimy z zatrutymi. Zabranie ich ze sobą na pewno nie jest dobrym pomysłem, jak to już Ethan zauważył. Wybaczcie, ale skoro nie możecie normalnie walczyć, to możecie się stać obciążeniem przy działaniu trucizny. Dobrze by było gdybyście przeczekali w bezpiecznym miejscu z kimś, kto w razie ataku nieprzyjaciela, mógłby was ochronić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rinzler szedł z Evą przez las, nagle wybiegło przed nich sporo magów z mrocznych gildii. Pewnie jakaś słaba gildia.

- Zajmę się nimi poczekaj Evangelino. - Skrzyżowałem ręce i wzniosłem je w niebo - Grand Chariot :  Shichi Seiken - 100/100 \ 225/300 - Na niebie pojawiło się 7 kręgów magicznych i nagle zaczęło z nich padać. Większość wrogich magów padła bez życia. Tak naprawdę 1 z wrogów ustał pola. Stał i patrzył się wściekle na mnie jak by Rinzler skrzywdził mu matkę, gdy nagle ugodził go wietrzny miecz. Rinzler odwrócił głowę i zobaczył jak Eva się do niego uśmiecha. 

- Ładnie, chodźmy dalej.

- Mhm - <zapomniałem dać wygląd Evy więc teraz podam>. Eva była ubrana w czarne spodnie, niebieską bluzkę i białą kurtkę. Miała długie blond włosy, zielone oczy i ładny mały nos. Usta miała też małe pomalowane czerwoną szminką. Wzrost miała 170m a lat 38. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O rany, rany, same problemy.- Narzekał Jakkaru.- Jak tak dalej pójdzie, to jutra dożyje góra parę osób.

- Musisz myśleć pozytywnie- Odpowiedział Natsu- Nie pozwolę nikomu umrzeć.

-Masz zabawne podejście do wojny z gildią morderców.- Uśmiechnął się Jakkaru

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Joseph odwrócił się w stronę Kai'a.

-O mnie się nie martw - powiedział przez zaciśnięte z powodu stanu zęby. - Jeśli chodzi o walkę, to sobie poradzę. Dajcie mi tylko - nagle poczuł, że traci siłę w nogach. Zebrał się w sobie, by nie stracić pozycji stojącej. Niestety, niebezpiecznie się zachwiał. - Coś do picia i jedzenia. - Przez chwilę stał bez słowa. - No tak. - Zaczął grzebać po kieszeniach. - A gdzie wywiało Rinzlera? - Wyciągnął jabłko, które dostał od rzeczonego maga. Wgryzł się w nie. Poczuł, że żołądek się cieszy z pokarmu. Poczuł także przyrost mocy, ale skupił się na cieszeniu się, że żołądek przyjął jabłko.


175/300 i 275/0

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, mam lenia, sorry, ale czas ogarnąć, raczej wszyscy wiecie jak to wyglądało w fabule, więc nie będę rozpisywał, bo to niepotrzebne marnowanie czasu.

 

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~``

 

Drużyna zdecydowała, że ruszą szukać Wendy, więc po kilku chwilach rozdzielili się by przeszukać cały las. Jeden z magów Blue Pegasus władający magią archiwium został by nadzorować poszukiwania. Kilkoro rannych także nie wyruszyło.

 

Chwilę przed zejściem głębiej w las, Diego dostrzegł na niebie błyszczące gwiazdy Rinzlera. Czyżby napotkał wroga...?

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

Teraz będzie zabawnie: Zrobimy z Redem przykładową walkę, żebyście wiedzieli jak to wygląda itp. 

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

Mar był doprawdy zirytowany rozkazami mistrza. Wysyła go by znaleźć Evę. Naprawdę, skoro jeszcze nie wróciła to chyba oznacza że przegrała? Więc kogo ona obchodzi? Okazała się słaba i zasłużyła na śmierć.

Idąc między drzewami raz za razem przeklinał zły los. Miał ochotę spalić wszystko dookoła, ale wtedy staruszek mógł się wkurzyć. Przeklęty stary choleryk...

W pewnym momencie dostrzegł na niebie błyszczace kule które po chwili uderzyły w ziemię, wcale nie tak daleko od jego pozycji. Uśmiechnął się i ruszył biegiem, czując, że może jednak będzie mógł się dzisiaj zabawić.

 

P.S.

Radzę co jakiś czas sprawdzać listę userów na pierwszej stronie. Ci z dopiskiem NIEOBECNOŚĆ traktowani są jako ranni/zgubieni w lesie i dopóki nie wrócą, nie będą brać udziału a wątek ruszy dalej bez nich.

Edytowano przez Spinwide
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rinzler i Eva szli dalej lasem rozmawiając o dzieciństwie. Było to wspaniałe uczucie wiedzieć że jednak się jakieś miało i można było o tym porozmawiać z kimś bliskim. Eva i Rin wyszli na polane, dzięki wyczulonemu słuchowi Rinzlera dowiedział się że jakiś mag zmierza w ich stronę.

- Eva, uważaj biegnie ktoś, silniejszy od tych tam, jak coś to ja się nim zajmę. - Rinzler wyciągnął 1 ze swoich lasek i odpieczętował. - Ehh będzie zabawnie. 

Nagle na polanę wybiegł mag. Był dość dziwny i wyglądał jak by miał zaraz dostać bzika. No cóż - pomyślałem będę miał okazje wyprubowania swojego nowego zaklęcia na tym gościu. 

- To Mar  Infernous, uważaj na niego, jest magiem ognia oraz ma klasę S. - Powiedziała Evangelina - Uważaj na niego bo jest dość niebezpieczny. 

- Ja też ją mam, i co z tego. Ej ty po co tu jesteś? Odpowiadaj - Krzyknął Rinzler do przybysza.

Edytowano przez RedBalance12
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wreszcie znalazł swój cel, i jak się okazało, trafiło mu się dwóch przeciwników.

- A więc nas zdradziłaś Eva? Mistrz mnie wynagrodzi gdy przyniosę mu twoją głowę!- zawołał, a ziemia wokół niego stanęła w ogniu.

-Nie wiem kim jesteś, kolesiu w masce, ale zaraz spalę cię na popiół! Inferno! [275/300]

Ręka Mara zapaliła się i w stronę Rinzlera poleciała ogromna kula ognia.

Pocisk zaczął powiększać się w locie, podpalając ziemię i trawę, którą minął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rinzler uskoczył i pocisk trafił w skałę. Widocznie dla tego maga nie liczyło się nic innego jak zrobienie największego zamętu przy pokonaniu wroga. 

- Ehh

Szybkie pokonanie tego gościa zależało od zgrania w czasie a więc muszę być szybki i precyzyjny. Więc wykorzystam moją tajną technikę którą udało mi się niedawno stworzyć. Ale to musi zaczekać, dopiero jak poznam jego słabe strony zrobię mój krok. Ważne było to żeby poczuł się zbyt pewny siebie, wtedy zadam cios. Może nawet dam się trochę zmasakrować, niee to nie będzie dobry pomysł. 

Rinzler uskoczył przed kolejnym pociskiem. Rinzler doskoczył do Mar'a i zadał cios w brzuch na tyle żeby ten się odsunął i przygotował się do odskoczenia. 

- Matenro -  Pięć z sześciu lasek Rinzlera ustawiło się przed nim i zaatakowało Mar'a, tworząc w jego głowie iluzje. - 100/100 \ 200/300 many. 

Edytowano przez RedBalance12
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koleś w masce był o wiele szybszy niż można by przypuszczać. Najpierw uniknął kuli ognia a potem jeszcze zaatakował. Mar dostrzegł dziwne latające kije i nim cos zaczęło się dziać, rzucił kolejny czar.

-ARMAGEDDON! [200/300]

 

Cała ziemia wokół Mara zaczęła płonąć, podobnie jak drzewa i krzewy. Ogień skoncentrował się wokół maga, a po chwili eksplodował paląc wszystko wokół.

Edytowano przez Spinwide
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy Rinzler myślał że już udało mu się że udało mu się dokładnie rzucić zaklęcie zaklęcie Mar'a ugodziło go i Rinzler odleciał na kilka metrów. 

- Niech to - Rinzler kaszlnął parę razy, po czym wstał i wyjął z torby 3 swoje jabłka, zostały mu jeszcze dwa. Wessał je żeby było szybciej 100/100 275/300. Korzystając z okazji Rinzler postanowił zaatakować po raz kolejny. 

Pięciopoziomowy Magiczny Krąg: Święta Pieśń  Mikaguran - 100/100 225/300 - Pięć lasek wbiło się naokoło Mar'a i między laskami przeszedł złoty łańcuch energii tworząc nad nim 5 rożnych magicznych kręgów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy ogień zniknął, Mar był zaskoczony, bo zamiast spalenizny ujrzał wszędzie wokół siebie błękit nieba. Cały czas unosił się w górę, nie wiedząc co się dzieje, aż w końcu minął chmury i dostrzegł pustkę kosmosu. Przerażenie zablokowało mu słowa w gardle. Co to do cholery było za zaklęcie? Nad sobą usłyszał ryk i zobaczył jak gigantyczne stworzenie rozdziera pustkę nad nim, otwierając sobie przejście i wyciągając pazurzaste łapy, chcąc rozerwać go na strzępy. Był zbyt przerażony by rzucić jakiekolwiek zaklęcie, a kiedy potwór już miał go dopaść, usłyszał krzyk, głośniejszy niż wszystko wokół:

-Pięciopoziomowy Magiczny Krąg: Święta Pieśń  Mikaguran!

Wtedy wszystko zniknęło, znów był w lesie, otoczony spaloną ziemią, a przed sobą widział najwyraźniej zadowolonego z siebie, zamaskowanego przeciwnika. Usłyszał trzask wyładowań nad głową i dostrzegł kilka świecących kręgów nad sobą. Zaczęły nagle błyszczeć, oślepiając Mara. Poczuł przeszywający ból na całym ciele, co tylko bardziej go rozgniewało.

-IGNIS MARE! [125/300]- zebrał częśc pozostałej mu mocy, wyciągnął ręcę w góre i wypuścił ogromny strumień żywego ognia, który przerwał krąg i rozrzucił kije wokół.

Kiedy zaklęcie przestało działać, spojrzał na przeciwnika, czując nieopisany gniew i zastanawiał się, które zaklęcie sprawi mu największy ból.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...