Skocz do zawartości

Recommended Posts

... Pamiętajcie, że podświadomość będzie próbowała atakować śpiących, po to właśnie jednak drużyna zawsze ubezpieczna inne. No... I przygotujcie się, zaraz was wysyłam - Świat wokół was zawirował i wkrótce przemienił się w świecący tysiącami gwiazd wir...

 

 

Słowa Księżniczki Luny ledwo docierały do waszej podświadomości, zszokowani nagłym wyrwaniem ze snów spoglądaliście po sobie niepewnie i gramoliliście na kopyta. To, gdzie sie znaleźliście i jakim sposobem było dla was całkowitą tajemnicą, wasze umysły, zamglone wciąż przez letarg w którym byliście pogrążeni rozpaczliwie próbowały odnaleźć się w nowej sytuacji. Nie dane wam było jednak dojść do siebie, czy choćby zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi. Gwiaździstogrzywa wyraźnie spieszyła się, nie było czasu na pytania. Pani Nocy zasypała was nawałnicą mniej lub bardziej zrozumiałych informacji i niemal od razu rzuciła na głęboką wodę. Wszystko wokół was kolejny już raz zaczęło się rozmywać i znikać, kiedy potężna siła rozpoczęła przenoszenie was do innego snu...

Ostatnimi dźwiękami, jakie usłyszeliście, był odgłos przypominający ten towarzyszący zwykle wybijaniu szyb, cichy krzyk Luny i szybki stukot kopyt.

 

 

 

Codzienna praca zwykle sprawia, że popada sie w rutynę, jednak wy nie mogliscie sobie na to pozwolić. Czy tego chcieliście, czy nie, zawsze towarzyszyła wam odrobina stresu związana z obawą o to, czy tym razem osiągniecie sukces, czy też zawiedziecie. Stawka była przecież ogromna, a nawet najmniejsze drgnięcie kopyta mogło przesądzić o tym, jaki będzie wynik waszych działań. Wykładowcy na uniwersytecie niemal do znudzenia wbijali wam to do głów przez naprawdę wiele lat, lecz kiedy już rozpoczęliscie pracę, zdaliście sobie sprawę, że mieli całkowitą rację.

Praca chirurga wymagała naprawdę stalowych nerwów i zegarmistrzowskiej precyzji. Nigdy nie mogliście pozowlić sobie na chwilę nieuwagi, zawsze musieliście być czujni i przytomni. Czasem przywożono pacjenta nagle i w ciągu zaledwie kilku minut musieliscie się zmobilizować do pracy na najwyższych obrotach, ale dobrze wiedzieliscie, że warto tak się poświęcać, że to, co robicie jest naprawdę ważne. To dawało wam siłę... Czasem jednak po prostu trzeba było odpocząć i zregenerować baterie, nabrać sił poprzez wypicie kilku kubków kawy. Tak było i teraz. Całą piątką siedzieliście na sali operacyjnej. Wciąż mieliście na sobie zielonkawe maski i stroje ochronne, pacjent został już jednak zabrany i mogliście poszukać wygodnych miejsc, które pozwoliłyby wam na wypicie gorącego napoju na siedząco. Zadanie było trudniejsze, niż sie wydaje, gdyż wokół aż roiło się od specjalistycznych chirurgicznych narzędzi, szafek z lekami, szafek na odpady i innymi niezbędnymi elementami wyposażenia pomieszczenia przeznaczonego do operowania. Żeby zaś dodatkowo utrudnić wam życie, jedyne światło, jakie rozjaśniało nieco wnętrze pochodziło z specjalnej lampy podwieszonej nad stołem przeznaczonym dla pacjentów... Czy jednak na pewno? Tuż pod stołem zauważyliście nasilający się powoli blady blask. Spojrzeliście po sobie z wyczekiwaniem. Nikomu nie chciało się ruszyć, w końcu jednak jedno z was poruszyło się i ze zmęczonym westchnieniem sięgnęło po źródło światła. Gwiazdę.

Lucida.

Luna.

Sen.

Nagle, w jednej chwili wszystko stało się jasne. Znajdowaliście się w śnie. Niepozorna mała iskierka uświadomiła wam, że wszystko wokół było tylko i wyłącznie złudzeniem... Nawet wspomnienia. Nie pracowaliście nigdy w szpitalu, większość z was pewnie nie wiedziała nawet jak naprawić kuchenkę. Trafiliście tu, bo świat snów był zagrożony... Bo wysłała was Księżniczka Nocy. Musieliście podjąć działania, jednak teraz doskonale już pamiętaliście wszystko, co usłyszeliście z ust Gwiaździstogrzywej i uświadomiliście sobie, że najpierw musicie uzgodnić ze sobą plan i wyznaczyć role... Rozpoczęło się wasze zadanie.

 

Hospital_S2E13.png

 

Regulamin sesji "Moja Mała Incepcja" - by EverTree:
Gracze: Hillianus, Eevee :3, Dolritto, PiekielneCiastko, NimfadoraEnigma

1) Gracze zobowiązani są do przestrzegania regulaminu forum
2) Mistrz Gry kreuje świat, decyduje o tym, co jest możliwe dla gracza, a co nie. Kluczowe czynności gracz powinien pisać więc w trybie niedokonanym, pozostawiając określenie ich efektu osobie prowadzącej sesję.
3) Gracze powinni dbać o poprawność ortograficzną i stylistyczną postów - jeśli nie jesteś pewien czy popełniasz błędy, sprawdź swój wpis w jednym z programów podkreślających błędy (np. darmowy Open Office)
4) Pisząc swoją odpowiedź wszyscy uczestnicy sesji zobowiązują się do pisania kreatywnie i możliwie obszernie. Nie wymaga się esejów, lecz należy unikać postów zawierających ledwo trzy czy cztery zdania.

4a) Wypowiedzi postaci powinny rozpoczynać się od nowej linijki i zostać poprzedzone myślnikiem

4b) Obowiązuje zakaz używania jakichkolwiek kolorów oraz emotikon
5) Graczy obowiązuje kolejka odpisów następującej kolejności: Mistrz Gry, Hillianus, Eevee, Dolritto, PiekielneCiastko, NimfadoraEnigma. Każdy na swój odpis ma maksymalnie trzy dni od wpisu poprzedzającej go osoby. Dopuszcza się dzień lub dwa dodatkowego czasu jeśli gracz ma do tego ważny powód i zgłosi go wcześniej prowadzącemu poprzez PW lub w wątku "Nieobecności". To samo tyczy się dłuższej absencji spowodowanej czynnikami typu: wszelkiej maści egzaminy, sesje albo praca. Zasada ta dotyczy także Mistrza Gry. Oczywiście mile widziane będzie odpisywanie szybsze tak aby przygoda nie traciła tempa.
6) W przypadku nagminnego łamania regulaminu Mistrz Gry może usunąć z sesji gracza, a nawet zawiesić lub zamknąć sesję

Edytowano przez EverTree
Link do komentarza

Ja, Sky Shield, gdy tylko wyciągnąłem kopyto po gwiazdę, potrząsnąłem gwałtownie łbem. Wszystko nagle wróciło, wszystko w szczególe... Misja od Księżniczki luny. Sny powierniczek. Niebezpieczęństwo... A ja jestem dowódcą. Znowu.

Szybko poukładałem sobie informacje pod czerepem i rozejrzałem się po grupie. Do innych śniących też to dotarło, widziałem to po ich oczach. Zobaczmy więc... chuda, turkusowa jednorożka z dziwnymi, pustymi oczami. Biała kalczka z cholernie niepraktyczną, szarą grzywą... Ile ona ma lat? 13? Cholerny śwat... O, pięknie, kolejny młokos, chyba 14-letni! Kawowy z czerwoną chustką na szyi... Przynajmniej on nie gustuje w ogonie plączącym się pod kopytami. Obok niego siedzi kolejny brązowy ogier, ten ze stalową grzywą... No, przynajmniej już starszy, może 20 lat...

Ale ja tu się im przyglądam, a czas ucieka. Strzeliłem karkiem, przekrzywiając łeb na lewo i zerwałem z pyska zieloną maseczkę operacyjną. Tylko jak zacząć...

 

- Drużyno - powiedziałem odsuwając się nieco bliżej stołu, tak aby padało na mnie więcej światła z lampy i abym mógł wszystkich widzieć - widzę że się ocknęliście, jak i ja. Nie znamy się, nie mamy pojęcia o snach, ale Equestria jest w niebezpieczeństwie, a Ksieżniczka Luna na nas liczy. Nas wszystkich.

 

Zrobiłem lekką pauzę i ściągnąłem z grzywy przekrzywiony czepek lekarski, dotąd przysłaniający moją opaskę na oko. Padało na nią ostre światło z lampy, odbijając się od lśniącej tacki na narzędzia. Zdałem sobie sprawę, że nie sprawiam teraz raczej przyjaznego wrażenia. Trzeba to nieco złagodzić, albo mi nie zaufają... Uśmiechnąłem sie zatem i podszedłem krok bilżej, wychodząc ze strefy tackowego oddolnego podświetlenia. Wciaż miałem na sobie kitel, ale pozbędę się go za chwilę... Zacząłem mówić nieco mniej twardym tonem niż dotychczas.

 

- Musimy jak najszybciej wyruszyć na poszukiwania właścicielki snu, prawdopodobnie jednej z powierniczek. Pierwej jednak musimy się zapoznać i przydzielić sobie role w zespole, im wcześniej, tym lepiej - przyłożyłem kopyto do piersi - Jestem Sky Shield, od lat pracuję w Gwardii Księżniczek. Mogę więc służyć wam jako wasz obrońca. A wy? Kim jesteście? - skierowałem kopyto na resztę kucyków, unosząc brwi z przyjaznym uśmiechem i patrząc każdemu po kolei w oczy. A przynajmniej tym, którzy chcieli patrzeć w jego jedno oko...

 

Linki do naszych kart postaci:

Sky Shield

Iron Wood

Dolton Routt (Dolritto)

Balckeye Angel / Oczko

Gray Pencil

Edytowano przez Hilianus
Link do komentarza

Gray spojrzała po zebranych.

-Jestem GrayPencil, ale mówcie mi Gray albo Penci-Wyciągnęła kopytko w stronę szefa drużyny- Chętnie zostanę konstruktorką mam bowiem bardzo rozbudowaną wyobraźnię i potrafię zachować spokój i skupienie podczas kryzysowej sytuacji.

 Gray rozejrzała się po pomieszczeniu, pełno ostrych narzędzi. Jej rodzice nigdy nie pozwoliliby jej używać noża albo przebywać w jego otoczeniu. Spojrzała na zebrane kuce... była najmłodsza. W duchu miała nadzieję by nikt nie skakał obok niej jak rodzice.

Jej uwagę przykuła klacz o turkusowej maści i granatowej grzywie. Zwłaszcza jej uroczy znaczek : zwykła plama na boku, która nie zdradzała talentu klaczy i jej oczy wielkie przerażające czarne oczy. Pencil przeszedł dreszcz. Rozejrzała się po raz kolejny nie miała już nic do powiedzenia. Ruszyła w kąt pokoju gdzie mogłaby spokojnie usiąść kiedy nagle potknęła się o własne włosy i runęła na ziemię.

-Do siana- rzuciła próbując się podnieść. 

Link do komentarza

Sen. Potęga. Kolejny raz ratuje Equestrię przed kataklizmem. Tym razem jako normalny kuc, lecz bardzo potężny.

Nagle coś wyrywa go z sennych marzeń. Księżniczka Luna mówi bardzo wiele, lecz on jest zbyt przerażony ilością nieznanych kucy, by móc coś powiedzieć. Wysłuchał jej starając się nie pokazywać zbytnio innym. Kolejne wyrwanie. Tym razem nie pamięta nic. Wie tylko, że pracuje jako lekarz. Nagle coś się dzieje. Wspomnienia przechodzą przez jego głowę z mocą młota. Czuł, że jeszcze jeden dzień w pamięci, a osunąłby się na ziemię. Na szczęście zdołał wytrzymać.

Sky mówi pierwszy. Widać po nim, że zna się na walce. Prawie tak dobrze zbudowany jak Iron, a jest pegazem, a nie kucem ziemnym. Jeszcze zbierał swoje myśli gdy mówiła mała klaczka. Od razu mówią, kim chcą być. Może ja byłbym lepszym konstruktorem. Ech, że muszę coś robić. Wood, weź się w garść. Jesteś dobry w tym, co robisz, i na pewno jakoś da się wykorzystać twój talent!

-Ja jestem - powiedział cicho. Wyraźnie. Pamiętasz słowa Iron'a? "Ciszej nie możesz?" - Wood Iron, choć możecie mówić mi Wood - to już powiedział wiele głośniej, lecz jego głosowi nadal brakowało pewności siebie.

Poczuł, że jego słowa tracą na wyrazistości przez maskę, którą miał na twarzy. Magicznie ściągnął ją w dół. Czuł, że tak będzie lepiej, niż gdyby zdjął ją całkowicie. Czucie otoczenia uderzyło w niego jakby trzymało w kopytkach młot. Metal, bardzo dużo metalu. Szafki, narzędzia, sufit, noga białego pegaza. Noga? Przednia prawa. Wytężył na niej swoje umiejętności poznawcze, swój szósty zmysł. Wszystko wskazywało na to, że nie jest taka, na jaką wygląda. Może ma tam jakiś pancerz? Kto wie, może aż wiele poświęcił dla bycia żołnierzem? Nie, to nie to. No tak, już wiem wszystko.

-W świecie jawy zajmuję się obróbką drewna i metalu, więc lepiej będzie, jeśli ktoś bez tych umiejętności zostanie konstruktorem - Co ty mówisz? Dobra, tak będzie nawet mądrze. Dobrze będzie, jeśli umiejętności kreacji będą jak najdłużej ukryte - Jeśli nikt nie jest przeciwko, to mogę być architektem. To chyba jedyna rola, w której sobie poradzę. Jestem za słaby na omegę oraz za mało sprytny na fałszerza. Dobrze? - spojrzał się w dół, na kitel. Szpital. Świadomość. Lepiej nie wychylać się z tłumu. Sky także spojrzał się na swój kitel. Pewnie jest za mały dla niego. - Możecie nie ściągać kitli? Maseczki też niech wam wystają z kieszeni - mówił cicho bojąc się, że ktoś powie, że jego słowa były głupotą - Lepiej niech świadomość jak najdłużej uznaje nas za normalnych - to już powiedział ledwo słyszalnie, choć wystarczająco głośno, by reszta delikatnie go usłyszała.

Edytowano przez PiekielneCiastko
Link do komentarza

Lecę. Spadam.

Spadam w ciszę. W ciszę pośród której wibruje krzyk. Mój krzyk. Głos odbija się echem od perłowo białych ścian pozbawionych skazy. Jestem w pułapce. Krzyczę. Umieram. Ptak w złotej klatce na środku pokoju. On też krzyczy. To jednak nie krzyk. To śpiew. Jego głos rozbija ściany. Rozbija mnie.

Lecę. Spadam.

Odłamki lustra wbijają się w oczy, boleśnie je kalecząc. Luster jest więcej. Są wszędzie. Długi ciemny korytarz jest nimi wypełniony. Przede mną jest ptak w złotej klatce. Śpiew. Lustra drgają jak powierzchnia wody. Głos rozbija lustra. Rozbija mnie.

Lecę. Spadam.

Czarna róża. Jej kolce gładzą, tną, zabijają. Podmuch wiatru niesie płatki. Czarne płatki róż, unoszące się bezwładnie, zdane na łaskę losu. Słyszę krzyk. Odwracam głowę, aby zobaczyć jak pisklę wypada z gniazda. Pisklę nie śpiewa. Pisklę krzyczy. To ja śpiewam. Jestem zamknięta w złotej klatce. Mój głos rozbija różę. Rozbija mnie. 

Otwieram oczy.

Sekundy, godziny, dni, lata. Wszystkie są jak mrugnięcie. Jak sen. A potem budzi mnie gwiazda. Jej blask paraliżuje pokłady pamięci. Pamięci, której nigdy nie było.

 

Na dźwięk głosu białego ogiera wzdrygam się lekko. Mam wrażenie że dźwięki które słyszałam prze pojawieniem się gwiazdy grzmią echem w mojej głowie. Są jednak wytłumione, jakbym słyszała je przez warstwę tkanin. Nagle ustają. Skupiam uwagę na słowach wypowiadanych przez towarzyszy. Słucham ich z lekkim, lekceważącym uśmiechem na pyszczku, jednocześnie układając sobie całe zajście w głowie. Mam bronić Equestrii? I to na polecenie Luny. Niedoczekanie. Muszę się obudzić. I to jak najszybciej. Nie dokonam jednak tego sama. Może jednak przyłączę się do nich, na jakiś czas. Jak tylko znajdę sposób żeby się obudzić, pryskam stąd. Niech sobie myśli że będę go słuchała. - Myślę kierując wzrok na Sky'a. - Potem księżniczki dostaną to na co zasłużyły. Potem będzie zemsta. Nie będę już musiała przed nimi uciekać. To oni będą uciekali, przede mną. Widzę spojrzenie kierowane na moje oczy przez Gray i dreszcz który ja przeszedł. Zawsze tak jest. Nikt nigdy nie umiał spojrzeć mi w oczy. Nawet ojciec. Kiedy klaczka potyka się o własną grzywę, mój uśmieszek staje się bardziej widoczny. Teraz ja mam im coś powiedzieć.

- Ech. - Wzdycham, po czym zaczynam. - Mi mówcie Oczko. Mogę być fałszerzem, jeśli nikomu to nie zawadza. - Mówię i wzruszam ramionami. Nie zamierzam nawet udawać że przejmuję się ani funkcją jaką będę pełnić, ani tym bardziej zadaniem zleconym przez Lunę.

Link do komentarza

Słuchałem ich wszystkich bardzo uważnie, obserwując najdrobniejsze nawet gesty, mimikę, zmiany tonu głosu. Oceniałem ich, oraz ich przydatność zadaniową. Jestem w tym dobry.

Gdy ta klaczunia, Gray Pencil, wyciągnęła do niego kopytko, przybiłem je. Jednak na tyle ostrożnie, by nie poczuła ani nie usłyszała z czego tak naprawdę zrobiona jest moja noga. A zaraz potem mimo woli wywróciłem okiem gdy potknęła się o swoją absurdalnie długą grzywę, ale nic nie powiedziałem. Zajmę się tym za chwilę... Wydawała się dosyć pewna siebie, choć nieco naiwna. Jej zadbane kopytka i sierść powiedziały mi, że na jawie najpewniej jest bogata na tyle, że nigdy nie musiała parać się pracą fizyczną. Źle. Ma przydatną we śnie wyobraźnię, ale zapewne nie wytrzyma fizycznie ucieczki - może nawet trzeba ją będzie nieść? - czy konieczności długiego powstrzymania się od snu... PHE!

Prawie parsknąłem śmiechem gdy o tym pomyślałem. Spanie we śnie!... Dobra, Sky, chyba musisz przyzwyczaić się do tego że nie jest to normalna misja... Spojrzałem na swój lekarski, nieco przymały fartuch. Wydawał się tak realny... A przecież to tylko iluzja, wyobraźnia, sen. Będę musiał później przetestować jak działa tu mój wizjer. Trzeba nam jak najszybciej poznać mechanikę tego marowego świata, albo ci “wrogowie” o których wspomniała Księżniczka wykoszą nas po kolei jak uschłe krzaki.

Pogrążony w rozmyślaniach niemal przeoczyłem to, że zaczął mówić o sobie ten starszy ogier z stalowoszarą grzywą. Źle, powinienem bardziej uważać! W każdym razie - zwał się Wood Iron i był niemal zupełnym przeciwieństwem Pencil. Dobrze zbudowany rzemieślnik, w dodatku, zdaje się, dość rozsądnie myślący. A jednak wydawał się strasznie niepewny i zagubiony. Będę musiał podbudować jego samoocenę, albo zdechnie ze strachu przy pierwszej bardziej stresującej sytuacji... Nie rozumiałem też dlaczego chciał być akurat inżynierem, ale może wiedział o sobie coś, czego nie chciał mówić nam. Jego wola, byleby podołał.

No i ostatnia z towarzystwa, ta turkusowa klacz. Jej Ciutie Mark był dziwny, przedstawiał ciemną, nieregularną plamę... Uroku to ja w tym symbolu nijak nie widzę. Te puste oczy wcale nie poprawiały wrażenia. Widziałem jak Pencil i Wood unikają jej spojrzenia. I jej cyniczny uśmieszek gdy Grey potknęła się o swoją grzywę. Westchnęła po tym niemal teatralnie i patrząc nonszalancko gdzieś w bok, rzekła:

- Mi mówcie Oczko. Mogę być fałszerzem, jeśli nikomu to nie zawadza.

Trzeba mieć wielki talent, aby wzbudzić moją nienawiść w mniej niż pół minuty. Naprawdę, WIELKI talent.

Jest jedna jedyna rzecz, której nienawidzę bardziej niż kłamców, zdrajców i potworów w kucykowej skórze robiących eksperymenty na niewinnych klaczkach.

A są to teatralne, zbyt pewne siebie zdziry.

“Oczko” zrobiła jednak wielki błąd. Spojrzała mi bowiem w oko. Myślała pewnie, że jej cudne, dziwnie puste i mroczne oczęta jakoś na mnie podziałają, speszą, że spuszczę lub odwrócę wzrok. Może myślała że mnie zdominuje, albo że puszczę płazem jej arogancję, nonszalancję i pozwolę jej mieć w zadzie naszą misję do momentu aż będzie za późno?

Cóż, pomyliła się.

Spojrzałem na nią tak twardym wzrokiem, z taką pogardą, z taką zimną furią, z jaką patrzę na uziemionego zwyrodnialca, który myśli, że nie mogę go zabić, bo zabraniają mi tego rozkazy. I który też się myli. Spojrzałem na nią tak, jak patrzę na najgorszych, którzy zasłużyli na śmierć i zaraz ją ode mnie otrzymają. Wiem, jak to wygląda. Z opisów moich podkomendnych. Wiem też, że samo patrzenie z boku na moją jednooką twarz jest wtedy przerażające. Wiem też, jak czuję się, patrząc w ten sposób. Bo tego się nie zapomina. I teraz czułem się dokładnie tak samo.

Po dobrych kilku sekundach tego spojrzenia rozwinąłem skrzydło (kitel miałem tylko na przednich nogach i piersi). Sięgnąłem zębami po jedno z drobniejszych piór i pociągnąłem mocno, wyrywając je. Na moich wargach powoli wykwitł bardzo, bardzo złośliwy uśmiech.

W tym śnie czuje się ból.

Wyplułem piórko najbardziej dystyngowanie jak mogłem i odchrząknąłem, przytykając zgięte kopyto do pyska. Także w dystyngowany sposób. Potem uśmiechnąłem się przyjaźnie i przemówiłem pogodnym głosem, choć uczucie zimnej furii wciąż we mnie hajcowało. Musiałem to tylko dobrze rozegrać...

- Cieszę się zatem, że dokonaliście swoich wyborów, moi drodzy! Woodzie!

Podszedłem do niego i położyłem mu kopyto na ramieniu, odganiając na chwilę TO uczucie i skupiając się w pełni na nim i podbudowaniu go na duchu. W tak małej drużynie musiałem podejść do każdego indywidualnie, nawet jeśli... a właściwie ponieważ waga naszego zadania jest taka duża. Nie mogą zawieść, żadne z nich. A moim zadaniem jest dopilnować, aby mieli wysokie morale.

- Pamiętaj, że bycie architektem to wielka odpowiedzialność. Lecz nie zrażaj się, jeśli z początku będziesz mieć z tym trudności. Dla nas wszystkich sytuacja jest zupełnie nowa i zapewne minie kilka bardziej lub mniej udanych prób, zanim nabierzemy wprawy. Jeśli więc popełnisz gafę, rób dlaj swoje. Bo będę cię strzegł jako wasz obrońca, wasz Alfa.

Mrugnąłem do niego przyjacielsko i podszedłem do Gray Pencil, która wstała już z podłogi i chowała pyszczek za swoją - ech!... - przydługą, szarą grzywą. Mimo że była dosyć wysoka jak na swój wiek (może jednak miała 12 lat, nie 13?) ugiąłem nieco kolana, tak aby nasze pyski znalazły się na tym samym poziomie.

- To samo tyczy się ciebie, moja droga - uśmiechnąłem się, zachowując jednak poważny ton głosu - Skoro nawet Księżniczka nas wezwała, to znaczy to, że na swojej drodze możemy spotkać niebezpieczeństwa o których dotąd nam się nawet... - uśmiechnąłem się nieco szerzej - ...nie śniło! - podniosłem jej bródkę w górę swoim lewym kopytem, tak aby musiała spojrzeć mi prosto w oko - Jednak skoro sama Księżniczka wezwała tutaj właśnie nas spośród wszystkich kucyków, oznacza to, że właśnie my mamy talenty które pozwolą nam zwyciężyć i uratować Equestrię.

Wyprostowałem się i powoli spojrzałem na Oczko. Dobrze że w pierwszej kolejności przemówiłem do tej dwójki. Furia minęła mi przez to na tyle że prawdopodobnie nie rozniosę jej w drobiazgi jeśli zrobi jakiś gwałtowny ruch.

Prawdopodobnie.

- A tyczy się to wszystkich z naszej grupy, beż żadnych wyjątków - rzekłem bardzo cicho i bardzo złowieszczo.

Zaczałem powoli do niej podchodzić, nie zwracając nawet uwagi na to, że co zwarty stuk kopyta może być głośniejszy niż pozostałe. Nie miało to teraz znaczenia. Miała załapać lekcję. Miała załapać kto tu jest górą. Inaczej całe moje motywowanie grupy pójdzie na marne, gdyż jeden z jej członków dysfunkcjonowałby działania całości przez swoją arogancję. A znam się na kucykach wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć na pewno, że w jej przypadku tak będzie. Nieważne było więc CO ona sobie teraz myślała. Nie mamy czasu aby sobie pozwolić na "długą, poważną rozmowę." Musiałem ją teraz nastraszyć, szybko i skutecznie. Inaczej Equestria zginie.

Bez presji.

... Właściwie, to chyba dobrze, że już jej tak nie lubię. Tylko mi to pomoże...

Dalej przemawiałem swoim cichym tonem śmiertelnego ultimatum:

- Skoro jesteś w mojej grupie, moim oddziale, to wiedz, że zrobię absolutnie wszystko, aby nasza misja się powiodła - stanąłem dosłownie o krok przed nią. Nie byłem może zabójczo wysoki, ale wystarczająco, aby spojrzeć na nią z góry - Ostrzegam więc, że jeśli nie będziesz posłuszna mi albo Księżniczce, albo w jakikolwiek sposób umyślnie spróbujesz przeszkodzić nam w ratowaniu Equestrii, to sprawię iż pożałujesz, że nie jesteś w swym najgorszym koszmarze. A wierz mi, potrafię to zrobić.

Przerwałem na chwilę i odsunąłem się o krok. Przemówiłem teraz głośniej.

- Decyduj więc teraz - pomożesz nam ratować Equestrię jak rozkazała Księżniczka, czy może wolisz przyłączyć się do jej i moich wrogów?

W pełnej gotowości bojowej czekałem na jej reakcję, pilnie ją obserwując. A niechby tylko spróbowała skłamać, niechby tylko jej róg zaświecił choć cieniem poblasku, a rozkwaszę jej pysk jak przegniłego pomidora!

Edytowano przez Hilianus
Link do komentarza

Widząc z jaką uwagą Sky słucha naszych odpowiedzi zaczynam się zastanawiać z jakiej gliny jest ulepiony. Widać że przywódcą to jest. I to nie byle jakim. W tym Luna akurat się nie pomyliła. On zamierza doprowadzić te misję do końca nie ważne za jaką cenę. Mnie to odpowiada, o ile ta cena nie będzie mnie za dużo kosztowała. Gdy kończę mówić widzę jak lustruje nas wszystkich wzrokiem błękitnych oczu. Jak ocenia. Widać że zna się na kucykach. Na mnie też się pewnie poznał. Może być niebezpieczny. Trzeba będzie mieć na niego oko.


Właściwie, wygląda na takiego który ma coś w głowie. Może on by uwierzył w moją wizje świata. Może by zrozumiał. Nie była bym już sama. W moim spojrzeniu zapala się iskierka nadziei. Nadziei że nie muszę być sama za to że widzę prawdę. Widząc jednak jego spojrzenie, pełne pogardy i złości, momentalnie gasną. Nie. Jak mogłam uwierzyć w to że on będzie inny? Nie ma innych. Oni wszyscy są tacy sami. Wszyscy mają w oczach tylko pogardę. I to ja muszę ją znosić. Z trudem wytrzymuje spojrzenie chłodnych, błękitnych oczu. Przypomina to wojnę. Wojnę, w której żądna ze stron się nie podda, bo za dużo to kosztuje.  On patrzy w moje oczy, a ja widzę jego spojrzenie. Przekrzywiam głowę w lewą stronę i uśmiecham się z uznaniem. Grunt, żeby nie poznał że jednak trudno jest mi wytrzymać to spojrzenie. W końcu przestaje, a ja cicho oddycham z ulgą.


Widzę jak podchodzi do Wooda i kładzie mu kopytko na ramieniu. Chce go podbudować na duchu? Oooooo. To słodkie.

- Bo będę cię strzegł jako wasz obrońca, wasz Alfa.

Tutaj już nie mogę wytrzymać. Uśmiecham się z pogardą i wyraźnie udawanym wzruszeniem. Bohater się znalazł.

- Jednak skoro sama Księżniczka wezwała tutaj właśnie nas spośród wszystkich kucyków, oznacza to, że właśnie my mamy talenty które pozwolą nam zwyciężyć i uratować Equestrię.

A mi się wydaje że skoro księżniczka nas tutaj wezwała, to znaczy że księżniczka się po prostu cholernie pomyliła.


Widząc jak Sky prostuje się i patrzy w moją stronę unoszę brwi. Muszę przyznać, że jestem ciekawa co też będzie miał mi do powiedzenia

- A tyczy się to wszystkich z naszej grupy, beż żadnych wyjątków. - Powiedział cicho.

Gdy do mnie podszedł cały czas mam pogardliwy uśmieszek na pyszczku. Zamierza mnie przestraszyć. Chce mi pokazać kto tutaj jest górą i kogo mam się słuchać. Ale ja nie jestem ani małą klaczką ani niepewnym siebie ogierem którymi można pomiatać. Ja jestem Blackeye Angel, a mnie nie da się tak łatwo pod porządkować.

- Skoro jesteś w mojej grupie, moim oddziale, to wiedz, że zrobię absolutnie wszystko, aby nasza misja się powiodła. Ostrzegam więc, że jeśli nie będziesz posłuszna mi albo Księżniczce, albo w jakikolwiek sposób umyślnie spróbujesz przeszkodzić nam w ratowaniu Equestrii, to sprawię iż pożałujesz, że nie jesteś w swym najgorszym koszmarze. A wierz mi, potrafię to zrobić. - Unoszę brwi i zaczynam się zastanawiać czy on myśli że byle gadaniem coś mi zrobi. - Decyduj więc teraz - pomożesz nam ratować Equestrię jak rozkazała Księżniczka, czy może wolisz przyłączyć się do jej i moich wrogów?

 

Muszę przyznać, że pytanie postawione w prost mnie zdziwiło. Spodziewałam się raczej ostrzeżenia lub groźby. Nie możliwości wyboru. Raczej nie będę kłamać. Nic by mi to nie dało. Wzdycham teatralnie. Widzę jego napięte mięśnie, to jak uważnie mnie obserwuje. Czeka na to co powiem.

- No, przestraszyłam się śmiertelnie.- Mówię z ironią. -  Ciekawy dajesz wybór. - Stwierdzam. - Nie mam najmniejszego zamiaru wam przeszkadzać, ani działać na szkodę tej, jak ty to nazwałeś, misji. - Mówię, a na mojej twarzy nie gości już pogardliwy uśmiech. Wiem jednak, że z mojego tonu bez większego problemu można wywnioskować to z jaką powagą traktuje te ostrzeżenia. - Ja po prostu chcę się stąd wydostać i chyba nie powiesz mi że cię to dziwi. Tylko nie rób mi teraz wykładów ap ropo honoru i patriotycznego obowiązku, proszę. Jak już wspomniałam, nie zamierzam w żaden sposób wam przeszkadzać ani wtrącać się do waszych spraw, w zamian za co, wy nie wtrącajcie się do moich. Wiedz, że twoje koszmary nie robią na mnie żadnego wrażenia. Ale, postawiłeś mi pytanie a na takie wypada odpowiedzieć. Pomogę.

Byle by tylko nie myślał że będę się teraz go słuchała jak boga. Tego, nigdy nie osiągnie.

Edytowano przez NimfadoraEnigma
  • +1 1
Link do komentarza
Sky kładzie Wood'owi kopytko na ramieniu. " Pamiętaj, że bycie architektem to wielka odpowiedzialność. Lecz nie zrażaj się, jeśli z początku będziesz mieć z tym trudności. Dla nas wszystkich sytuacja jest zupełnie nowa i zapewne minie kilka bardziej lub mniej udanych prób, zanim nabierzemy wprawy. Jeśli więc popełnisz gafę, rób dalej swoje."
Nerwy, serce przyśpiesza. Odpowiedzialność to ostatnia rzecz, jakiej pragnie. Zawsze uciekał od tego, że może być za coś odpowiedzialny.Podejmował się tylko zadań, których wykonania był pewien. Bał się tego, że coś może mu się nie udać. Panicznie się bał. A teraz Sky mówi, że to wielka odpowiedzialność. Wdech, wydech, wdech, wydech, nie zapomnij oddychać.
Zmiana zachowania Sky'a. Dla niego i małej klaczki był miły, lecz z jakiegoś powodu dla starszej klaczy jest bardzo oschły. Nic mu nie zrobiła, a on jest dla niej taki zły. On jest zły. Tego oka na pewno nie stracił za dobroć. Ona też nie jest idealna. Za pewna siebie i źle jej z oczu patrzy. Tylko ta Gray nie jest zła. Może.
I jego słowa. Nie cofnie się przed niczym. Wie, że cel jest ważny, ale należy szanować każdego. Nawet kucyka, który jest dla nas nie miły. Nie wolno mu nic zrobić. A on wygląda na takiego, który przed niczym się nie zawaha, żeby misja doszła do skutku. Chyba nie wie, że nie każdy jest taki jak on.  Nie każdy jest tak silny.
Klacz odpowiedziała mu. Jest miła, ale wyczuwa teatralność jej odpowiedzi. Przez lata życia nauczył się odróżniać kłamstwo od prawdy.
Jeszcze większy strach. Sytuacja między młotem a kowadłem. Z jednej strony silny Sky, z drugiej kłamliwa Oczko.
Wie, on to wie. I wykorzysta to, gdy będzie chciał. Jestem jedynym kucem, który może uratować tę klaczkę. Dlaczego ona tak bardzo przypomina mu Wing? Pewnie przez niezdarność.
Spojrzenia złych kucyków stykają się. Patrzy się po pomieszczeniu. Jego mogę wtopić w podłogę. To kopyto musi poddać się podgrzaniu.
A może jest anty-magiczne? To może dzięki temu nie mogłem go obejrzeć. Będę musiał podgrzać podłogę pod nim. I to szybko - świadomość nie może tego zauważyć. Nie, może uciec. I mnie zabije. Stolik. Mogę stopić go do jego nogi. To tylko sen - będę musiał temu podołać. Mam tyle mocy, ile tylko będę chciał. Ale czy na pewno? Kropla potu skapnęła z jego twarzy. Był to lodowaty pot przerażenia. Ale co z nią? Może nić chirurgiczna wystarczy? Nie, lepiej będzie uderzyć ją tą lampą.Kolejna kropla i kolejna doza niepewności.
Nie, oni nie chcą mi nić zrobić. Na pewno. Przecież ja im nic nie zrobiłem. Wdech, wydech, ja nie jestem niczemu winien. Szybko ogarnij się. To tylko sen. Ale oni jak najrealniej mogą ci coś zrobić.
Wdech i wydech. Nic ci nie zrobią. Póki jesteś grzeczny, to nic ci nie zrobią. Przecież cię nie znają.
W ostatnim momencie zdąża wytrzeć twarz. Muszę być blisko tej małej. Nie pozwolę, by coś jej zrobili. Może nawet nie być świadoma tego, że oszukują. 
Ale czy zdołam to zrobić?
Spokojnym krokiem podszedł do Gray.
-Takie młode klaczki nie powinny mówić tak brzydko - nawiązał do jej małego wypadku - Ile ty masz w ogóle lat? - Brzmisz niewiele lepiej, niż on. - Nie, żebyś była za mała na ratowanie Equestrii. Po prostu uważam, że dzieci nie powinny widzieć tak strasznych rzeczy, a boję się, że takie nasz czekają - naprędce wymyślił coś, co powinno polepszyć jego wizerunek w jej oczach. Jak mam móc coś zrobić, to muszę być blisko jej - A tak zapytam się z ciekawości - jaki jest twój specjalny talent? Bo ja bardzo dobrze obrabiam drewno i metal, nawet magicznie - Kątem oka spogląda na ogiera i klacz. Muszą wiedzieć, że coś mogę zrobić. 
Tylko czy to wystarczy przeciwko ich sile i umiejętnościom? 
Choć starał się zachowywać spokojnie to wiedział, że każdy już po chwili dojrzy, że jest śmiertelnie przerażony. Może pomyślą, że boję się sytuacji, a nie ich. Nie patrz na nich. Rozejrzał się po pokoju nie ukrywając nawet odrobiny przerażenia. Przy odrobinie szczęścia pomyślą, że nie boję się ich, a sytuacji.
Weź się w garść. Przypomnij sobie, jak pytałeś się Iron'a o drogę powrotną. Pytanie i delikatny strach z typu "sytuacja".
Odwrócił się do Sky'a skupiony na tym wspomnieniu, na razie zapominając o Gray.
-Masz jakiś pomysł, czyj to może być sen?
Edytowano przez PiekielneCiastko
Link do komentarza

Z podłogi Gray widziała jak Sky zmierza ją wzrokiem. Ocenia ją to pewne. Jednak chwilę wcześniej wyłapała wyrokiem uśmieszek Oczka. Śmiała się z jej niezdarności. To podłe. 'Poraziła mój honor'

Klaczka podniosła się. Schowała  pyszczek za swoją grzywą i obserwowała kapitana drużyny. Zmierzał się wzrokiem z Oczkiem. Dreszcz przeszedł przez ciało Gray. Przestała obserwować zebranych i zaczęła rozmyślać: 'Czy ja kiedyś miałam koszmary? Chyba nie. Mieszkałam w luksusach więc czego miałabym się bać? Teraz jestem w sercu kłopotów. Wielkich kłopotów. Nie dam rady. Jestem tylko balastem. Och no dalej Gray! Nie zachowuj się jak klaczki w twoim wieku! Nigdy nie bałaś się brudu! Hej chwila czy Sky nie idzie czasem w moją stronę? "

W jej stronę zmierzał Sky. Stanął przed klaczką i mrugnął. Gray mało co zobaczyła. Jej grzywa zasłaniająca jej pyszczek nie pozwalając na widzenie wszystkiego. Ogier ugiął kolana i rzekł do klaczy

-To samo tyczy się ciebie, moja droga- uśmiechnął się.-Skoro nawet Księżniczka nas wezwała, to znaczy to, że na swojej drodze możemy spotkać niebezpieczeństwa o których dotąd nam się nawet...-Jego uśmiech stał się szerszy- ...nie śniło!

Ogier podniósł lewym kopytem bródkę klaczy. Tak, aby spojrzała mu w oko. Klacz chciała odwrócić wzrok, lecz wyszłaby na jedną wielką strachajłę. Starczy już, potknięcie się o własną grzywę i splamienie honoru rodziny. Spojrzała w jego oko. Nie było straszne. Lecz było w nich widać iskierkę złości.

-Jednak skoro sama Księżniczka wezwała tutaj właśnie nas spośród wszystkich kucyków, oznacza to, że właśnie my mamy talenty które pozwolą nam zwyciężyć i uratować Equestrię.

Wyprostował się i powoli spojrzał w inną stronę. Powoli podchodził w stronę oczka. Jest na nią zły to widać. Klaczka słyszy nieregularny stukot jego kopyt. Metal. Tak to ten dźwięk. Czy ktoś tu uderza metalową rurą o podłogę? Kątem oka zobaczyła Wooda. 'To ten nieśmiały. Mamy nieśmiałego, silnego, chamską klacz i niezdarną słabą mnie.'

-Takie młode klaczki nie powinny mówić tak brzydko - 'No tak.'-Ile ty masz w ogóle lat? -'poczekam na dalsze pytania później coś o mnie'- Nie, żebyś była za mała na ratowanie Equestrii. Po prostu uważam, że dzieci nie powinny widzieć tak strasznych rzeczy, a boję się, że takie nasz czekają - Jest miły. Postaram się być blisko niego , bezpieczniej dla mnie-A tak zapytam się z ciekawości - jaki jest twój specjalny talent? Bo ja bardzo dobrze obrabiam drewno i metal, nawet magicznie.

-Przepraszam. poniosło mnie.-powiedziała skruszona pamiętając, że brzydkie słowa nie przypadają damie-Mam jedenaście lat, moim talentem jest rysowanie i zmienianie odcieni ołówka na 12 innych. Nic specjalnego, ale zawsze coś.

'Ech Gray. Wymyśl coś. On jest przerażony. O dziwo bardziej niż ty' Klacz potrząsnęła głową.

-Zamknij się-Palnęła na głos.

Szybko zasłoniła pyszczek kopytkiem.Zawsze słyszała swoją podświadomość tak dobrze? Głupie sny. Pokazują nowe talenty. Rozmawianie z podświadomością, która ma swoje zdanie. Głos w głowie.

Ogier spojrzał gdzieś kątem oka. Najpewniej na Oczko i Sky'a. Zamyślił się najwyraźniej zapominając o klaczce. Sama klacz miała nadzieje, że ogier nie słyszał jej ostatniego słowa.

 

Wycofała się w kąt pokoju zastanawiając się czyj to może być sen.

'Pomyśl kochana, może to sen doktora? Jest ważny dla świata. Chyba ,że to koniecznie sen powierniczek. Jeśli tak słabe są twoje szanse prawda? Co o nich wiesz kochana?'

'Kto ma powiązania z lekarzem? Celestia wie. Och no dalej myśl. Fluttershy? TwilightSparkle?'

Klacz leżała znudzona w kącie.

'Kochana nie zapomniałaś o czymś? Sen. Konstruktor. Kartka. Papier. Hę?'

'No tak! Jednak się na coś przydasz'

Klacz zaczęła wyobrażać sobie kartki A3. Z 2 kartek A3. Zaczęła przenosić wyobrażenie na sen. Przed nią powoli zaczęły pojawiać się małe obłoczki, które zmieniły się po chwili w kartki papieru, które powoli zaczęły spadać przed kopyta klaczy. To było męczące klacz odetchnęła z ulgą. Udało się. Pencil wyciągnęła z grzywy ołówek. Zaczęła powoli i ostrożnie szkicować Posturę pegaza.

'Rysujesz ShyShield'a? Rysowane klony? Świetny pomysł. Nie wiem czy pomyślałaś, ale właśnie teraz sen wie gdzie jesteście. Wyczuwam kłopoty klaczko'

Klaczka ignorowała to co mówił głos i dalej szkicowała.

Edytowano przez Eevee :3
Link do komentarza

Patrzyłem w oczy Oczka i analizowałem to co przed chwilą powiedziała.


Wiedziała co chcę osiągnać od samego początku. Wytrzymała moje mordercze spojrzenie. Nie żebym nie dostrzegł jak zwężyły jej się wtedy źrenice, ale utrzymała swój fason. I ten wkurwiający, pogardliwy, zołzowaty uśmieszek...

Musiałem jednak przyznać, że była dobra. Dalej perfekcyjnie grała rolę niezależnej, pomimo mojego ultimatum. Nie przestraszyłem jej więc na tyle, aby ją złamać. Nie podporządkowała się. To nawet dobrze, bo choć arogancka i niepokrna, jest również silna i konsekwentna. Byłaby świetnym fałszerzem...

Tylko jak skłonić do współpracy kogoś, kto współpracować nie chce?

Chwilę jeszcze patrzyłem poważnie w jej oczy, po czym uśmiechnąłem się nieznacznie i skinąłem nieznacznie łbem, dalej ją taksując.

 

- Masz ducha walki. To dobrze - uśmiechnąłem się nieznacznie szerzej - Jednak jeśli chcesz wydostać się z tego snu, to będziesz musiała pozostać w naszej drużynie. Czy tego chcesz czy nie. Bo coś mi się zdaje, że bez nas, oraz tego - wskazałem na unoszącą się pod sufitem gwiazdę - prędzej czy później albo złapie cię podświadomość właściciela tego snu, albo na powrót zapomnisz kim jesteś, stając się jego częścią na zawsze.


Mówiłem to spokojnie i pewnie, choć tak naprawdę nie miałem - bo i skąd? - żadnej pewności czy tak rzeczywiście by się stało. Wtedy jednak przyszedł mi do głowy jeszcze lepszy pomysł.


- Poza tym, nawet gdyby nie, to co byś osiągnęła samotnie, skoro nawet Księżniczka sama nie może sobie dać rady, hm? - pokręciłem głową - W tej właśnie chwili leżymy uśpieni przez nieznaną nam siłę. I jedyne czego jestem całkowicie i absolutnie pewien to to, że tylko walcząc z tą siłą zdołamy się przebudzić.


Wyprostowałem się nieco, patrząc na nią już bez takiej niechęci jak przedtem. Fakt, dalej irytował mnie jej sposób bycia, ale zdołałem to już w sobie wytłumić na tyle, że nie powinno to dysfunkcjonować moich działań. Potrzebowałem jej pomocy, a ona mojej, i to musi mi na razie wystarczyć.


- Nie chcesz wścibstwa? Doskonale. Nie chcesz aby ktoś tobą rządził? Niechaj i tak będzie. Lecz rzekłaś już, że pomożesz. Co więc powiesz na bycie naszym... - snów nieco się uśmiechnałem - sojusznikiem z konieczności? - spytałem, wyciągając w jej stronę kopyto do przybicia.


***


Po chwili podszedł do mnie Wood Iron.

- Masz jakiś pomysł, czyj to może być sen?

Już zamierzałem mu odpowiedzieć, ale wtedy odwróciłem się i zobaczyłem jak wygląda. Drżały mu kopyta, sierść zaczynała mu się robić mokra od potu, a wzrok latał mu jak szalony po całej sali operacyjnej. Oddech miał głęboki, ale szybki i wyraźnie widać było, że ostatkiem sił woli próbuje powstrzymać się od kompletnego spanikowania.


Grunt to pozbyć się z głosu całego gniewu, bo tylko pogorszę sprawę.

- Wood Ironie, S-P-O-K-O-J-N-I-E - rzekłem wolno, przeciągając ostatnie słowo naprawdę długo i patrząc mu w oczy ze źrenicami skurczonymi do granic możliwości, które teraz skupiły się na moim oku - Wdech. Wydech - mówiłem robiąc przy tym pauzy, w których unisiłem lub opuszczałem kopyto w rytm oddechu, jaki chciałem u niego uzyskać - Wdech. Wydech. Wdech. Lepiej?

Nie, nie było wiele lepiej, ale to musiało chyba wystarczyć... Swoją drogą, cóż za cudny oddział mi się trafił! Mała klaczka-niezdara, panikarz i buntowniczka. A dowodzę nimi ja, cyborg pseudopaladyn! I kiedy zagrożona jest przyszłość Equestrii i wszystkich jej mieszkańców, ja uspokajam jakiegoś gadającego nieskładnie strugacza stołów.

Sapnąłem cicho przez nos by emocje opadły i dałem sobie spokój.

 

- Czyi to sen... - zastanowiłem się na głos, próbując tym nawrócić moje myśli na właściwe tory - Księżniczka mówiła, że wejdziemy do snów powierniczek, więc inne opcje należy odrzucić... Szpital.

Rozejrzałem się po sali pełnej ostrych narzędzi, szafek z łatwopalnymi specyfikami i śmiertelnymi w większej ilości lekami używanymi podczas operacji, na rysującą w kącie Gray Pencil... Znów uderzyło mnie to jak wiele tutaj szczegółów, jak bardzo realne się to zdawało.

- Myślę... że nie wiem - Super, Sky, wpisz sobie do kalendarza to genialne zdanie - To znaczy, każda z nich mogła przecież trafić do szpitala z jakiegoś powodu. Mogą też odwiedzać chorego przyjaciela. Najlepiej więc będzie stąd wyjść i się rozejrzeć. Wiemy, też że ma to być koszmar... A więc znajdziemy śniącą w momencie, gdy znadziemy najnieszczęśliwszą tutaj powierniczkę.


Kiwnąłem głową, czując ulgę, że do czegoś udało mi się dojść. Mam tylko nadzieję, że mam rację... Bo jeśli nie to błądzenie tutaj może nam zająć zbyt długo.


Zanim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, klasnąłem głośno w kopyta. Czułem, że od teraz akcja będzie już tylko przyśpieszać. Musiałem więc ogarnąć parę podstawowych spraw.


- Dobrze więc, słuchajcie! Role są rozdysponowane, wszyscy wiecie też jak działają. Ja będę zajmował się obroną waszej trójki oraz odwracaniem uwagi podświadomości. Wy z kolei powstrzymajcie się na razie od wykorzystywania swoich umiejętności manipulowania snem. Łatiwej będzie nam szukać bez rzucania się wszystkim w oczy. Dlatego wciąż będziemy udawać lekarzy, nosić kitle, czepki - tu wyjąłem swój z kieszeni fartucha i zacząłem go zakładać tak jak był założony pierwotnie, czyli aby zasłaniał moją opaskę na oko. Kiedy indziej urzyję wizjera...


- Będziemy odwiedzać pacjentów i zgodnie z tym co rzekłem wcześniej, szukać najbardziej nieszczęśliwej powierniczki. Oczywiście nie pytajcie o nie wprost, żeby ktoś nie zaczął czegoś podejrzewać. Zanim stąd wyjdziemy przydałoby się też rozejrzeć się i zabrać co tylko może się przydać. Jeśli spotkamy którąś z pozostałych drużyn, spytamy syskretnie czy już ustalili czyi to sen. Pamiętając, oczywiście, by nie wyjchodzić z roli.

- Czy macie jakieś pytania, zanim zaczniemy?

Edytowano przez Hilianus
Link do komentarza

I co teraz? Jaki będzie twój kolejny ruch? - Rozmyślam zadając nieme pytania. Z nie wiadomych powodów dają mi one pewien rodzaj satysfakcji. - Nie podporządkowałam ci się. Ja nigdy się nie podporządkowuje.

Po chwili, znowu popatrzył w moje oczy. Jednak, w tym spojrzeniu nie dostrzegam aż tak wielu emocji jak w poprzednim. Właściwie, to nie jestem w stanie nic z niego wyczytać. Po chwili, uśmiechnął się lekko i skinął łbem. Nie wiem za bardzo co miał oznaczać ten gest, nie mniej nie spodziewałam się go. Uśmiech, serio? I co to ma znaczyć? Że teraz powinniśmy się pogodzić i między nami zapanuje tęcza? Nie, na to oboje nie mamy co liczyć. 

 

- Masz ducha walki. To dobrze - Powiedział Sky i uśmiechnął się szerzej. Gdyby nie miał opaski na oku, ten uśmiech robiłby przyjemniejsze wrażenie. - Jednak jeśli chcesz wydostać się z tego snu, to będziesz musiała pozostać w naszej drużynie. Czy tego chcesz czy nie. - To się jeszcze zobaczy. - Myślę, ale nie przerywam.- Bo coś mi się zdaje, że bez nas, oraz tego - Tu wskazał na gwiazdę, która cały czas unosiła się przy suficie, przypominając mi balony wypełnione helem które sprzedają czasami przy plażach w letnie dni. - prędzej czy później albo złapie cię podświadomość właściciela tego snu, albo na powrót zapomnisz kim jesteś, stając się jego częścią na zawsze. - To jest już jakiś argument. Jednak wątpię żebym znowu zapomniała kim jestem. Chociaż, cholera wie co potrafią sny. - Rozmyślam, kątem oka lustrując reakcje stojącego z boku Wooda. Widząc jego miną marszczę brwi.

Czy on się zamierza rozpłakać?- Myślę widząc jego przerażony pyszczek i spływające po czole kropelki potu. - Tylko beksy tutaj brakuje. Przyrzekam  że jeśli się nie opanuje, dam mu w pysk.

 

- Poza tym, nawet gdyby nie, to co byś osiągnęła samotnie, skoro nawet Księżniczka sama nie może sobie dać rady, hm? - Tu pokręcił głową. No tak, racja. Przecież księżniczka nie miała rozbeczanego ogiera i niezdarnej małolaty do pomocy.  - W tej właśnie chwili leżymy uśpieni przez nieznaną nam siłę. I jedyne czego jestem całkowicie i absolutnie pewien to to, że tylko walcząc z nią zdołamy się przebudzić. - Teraz już gada do rzeczy. - Myślę, a na mój pyszczek wypełza uśmieszek z którego można się dopatrzeć czegoś pomiędzy arogancją a przyznaniem racji. - - Nie chcesz wścibstwa? Doskonale. Nie chcesz aby ktoś tobą rządził? Niechaj i tak będzie. - Mówi, a ja natychmiast poddaje te słowa w wątpliwość. Nie będzie wścibstwa i rządzenia. Taaaaaaa, jasne. Już to widzę. Kto jak kto, ale ty nie wyglądasz mi na kogoś kto jest w stanie tolerować kogoś takiego jak ja w swojej drużynie.-  Lecz rzekłaś już, że pomożesz. Co więc powiesz na bycie naszym... - Tutaj znowu lekko poszerzył uśmiech, a ja dochodzę do wniosku że bez opaski na oku nie tylko jego uśmiech wyglądał by ładniej, ale cały mógłby uchodzić za nawet przystojnego. - sojusznikiem z konieczności? - Dokończył po czym wyciągnął mi kopyto do przybicia.

 

Cóż, taki układ ma sens. Znajdziemy tą 'powierniczkę', obudzimy się, i tyle. Koniec pieśni. Czysto zawodowe stosunki. Chyba że jakimś dziwnym sposobem dowie się kim jestem. W takim wypadku natychmiast by mnie aresztował, lub co bardziej prawdopodobne, zabił. To że służy w pałacu to pewne, starczy spojrzeć na jego zbroję. Przez chwilę rozważam jakie miała bym szanse gdybyśmy zaczęli się bić. To że ta mała, i Wood staną po jego stronie jest bardziej niż prawdopodobne. Tylko co oni tak na dobrą sprawę by mi zrobili? pewnie nic, ale i tak nie warto wdawać się w pojedynek. Szczególnie w śnie. Tak. Lepiej przystać na jego propozycję.

 

Cóż. Mi pasuje. - Odpowiadam krótko, acz rzeczowo,po czym przybijam kopytko

 

Po zawarciu tej umowy zaczynam rozglądać się po sali. Szklane słoiczki i inne 'lekarskie' przybory są nie zwykle realne. Cóż, zamierzam ratować Equestrię w kitlu, maseczce lekarskiej razem z małolatą, beksą i ogierem z facjatą książkowego pirata z sali operacyjnej która znajduje się w śnie. Jeśli ktoś wczoraj powiedział by mi że będę mogła zastosować to zdanie do siebie, powiedziała bym mu żeby szedł się leczyć,a tu proszę. Faktycznie mogę do siebie zastosować chyba jedno z najbardziej nie normalnych zdań w Equestrii. 

 

Dopiero teraz zauważam jak Wood podchodzi do Sky'a i fatalny stan w jakim się znajduje. O cholera. On na serio chce się poryczeć. Ruszam w kierunku Wooda żeby powiedzieć mu coś dzięki czemu albo by się jeszcze bardziej pogrąży, albo uświadomi sobie że jako ogier powinien zachowywać się lepiej niż mała klaczka, bo jeśli tego nie zrobi to...

Mała klaczka. Uświadamiam sobie po chwili. Błyskawicznie się odwracam. Widząc Pencil szkicującą coś w kącie sali zaczynam się zastanawiać. Dość dziwną porę sobie wybrałaś na szkicowanie,- Myślę, po czym mój róg zaczyna otaczać turkusowa mgła.- Po co teraz rysujesz Gray? No po co?

 

- Będziemy odwiedzać pacjentów i zgodnie z tym co rzekłem wcześniej, szukać najbardziej nieszczęśliwej powierniczki. Oczywiście nie pytajcie o nie wprost, żeby ktoś nie zaczął czegoś podejrzewać. Zanim stąd wyjdziemy przydałoby się też rozejrzeć się i zabrać co tylko może się przydać. Jeśli spotkamy którąś z pozostałych drużyn, spytamy dyskretnie czy już ustalili czyi to sen. Pamiętając, oczywiście, by nie wychodzić z roli. - Słowa Sky'a docierają do mnie jak przez mgłę. Kiedy dowiaduje się co zamierza Gray, unoszę brwi, ołówek którym szkicowała pokrywa się turkusową mgiełką i wylatuje jej z kopytka aby unieść się pod sufit. 

- Czy macie jakieś pytania, zanim zaczniemy?

 

- Co ci smarkulo cholerna odbiło? Chcesz tu nas wszystkich zabić, czy co? - Pytam Gray z wyrzutem, wyrazem pogardy i niedowierzania dla jej głupoty na pyszczku. - Mogła byś sobie darować, chociaż na początku! Potem, to możesz sobie ożywiać co chcesz, ale teraz zrób mi przysługę i zachowuj się normalnie! - Nagle zdaje sobie sprawę, że i Sky i Wood kompletnie nie wiedzą o co mi chodzi, i z ich punktu widzenia wydzieram się na Gray zupełnie bez powodu. Odwracam głowę i rzucam kilka słów wyjaśnienia w stronę 

ogierów. - Chciała zrobić klony z papieru. - Wyjaśniam in zdegustowana, po czym s powrotem odwracam głowę w kierunku Gray i wlepiam w nią swoje zimne, czarne, oczy. Ja chcę przeżyć mała. Nie po to osiągnęłam ze Sky'em jakiś rozejm żebym miała tu teraz przez ciebie umrzeć.
Link do komentarza

Panieneczko! Zaczyna się!

Gray podniosła głowę z nad kartki. Kończyła poprawki.

"Co się zaczyna?'

Słuchaj co mówi Sky-jestem wielkim panem- a się dowiesz.

 Klaczka zaczęła skupiać się na tym co mówił kapitan drużyny.

Nie usłyszała całego przekazu, lecz tylko urywek.

-owane, wszyscy wiecie też jak działają. Ja będę zajmował się obroną waszej trójki oraz odwracaniem uwagi podświadomości. Wy z kolei powstrzymajcie się na razie od wykorzystywania swoich umiejętności manipulowania snem. Łatwiej będzie nam szukać bez rzucania się wszystkim w oczy. Dlatego wciąż będziemy udawać lekarzy, nosić kitle, czepki.

Ogier założył swój czepek. Tak, że przysłonił opaskę na jego oku.

- Będziemy odwiedzać pacjentów i zgodnie z tym co rzekłem wcześniej, szukać najbardziej nieszczęśliwej powierniczki. Oczywiście nie pytajcie o nie wprost, żeby ktoś nie zaczął czegoś podejrzewać. Zanim stąd wyjdziemy przydałoby się też rozejrzeć się i zabrać co tylko może się przydać. Jeśli spotkamy którąś z pozostałych drużyn, spytamy dyskretnie czy już ustalili czyi to sen. Pamiętając, oczywiście, by nie wychodzić z roli.

Gray, która już chciała wracać do szkicowania zorientowała się, że jej ołówek został wysłany za pomocą magii pod sufit.

To ta oczko. Wredna klacz. Lubię ją.

-Ej to mój ołówek!-Krzyknęła klaczka podskakując w górę.-Oddaj mi go!

Pencil zobaczyła idącą w jej stronę Oczko.

 

- Czy macie jakieś pytania, zanim zaczniemy?


-Co ci smarkulo cholerna odbiło? Chcesz tu nas wszystkich zabić, czy co? - Oczko spytało z wyrzutem Gray i pogardą-Mogła byś sobie darować, chociaż na początku! Potem, to możesz sobie ożywiać co chcesz, ale teraz zrób mi przysługę i zachowuj się normalnie!- Klacz spojrzała na zdezorientowanych ogierów i wytłumaczyła-Chciała zrobić klony z papieru- była zdegustowana.

Wlepiła w Pencil swoje czarne zimne oczy. Gray jednak nie odezwała się

Powiedz coś. Oh. Nie chcesz z nią  rozmawiać? Więc się zabawimy.

Klaczka nie miała ochoty nic powiedzieć. Zignorowała głos, który nieznośnie do niej gadał.  Nie do końca zrozumiała ostatnie zdanie. Nagle poczuła, że traci kontrolę nie mogła zadecydować co chcę zrobić. Wstała. I stanęła przed pyszczkiem Oczka. Patrząc prosto w jej ciemne oczy. Chciała przestać, ale coś miało nad nią kontrolę. Nagle coś puściło, a klacz upadła.

Czy teraz panienka porozmawia?

Klaczka usiadła przerażona. Coś co siedziało w jej głowie potrafiło nad nią panować.Wstała. Tym razem sama

- Nic mi nie odbiło...-zaczęła-znaczy nie chciałam nikogo denerwować. Proszę pani. Pomyślałam, że klony nam pomogą...

Klaczka się skruszyła. Usiadła. Te przerażające czarne oczy. Jej uszy opadły, a po policzku spłynęła łza.

Jakże charakter się zmienia podczas jednego snu

'Nikt, nigdy na mnie nie krzyczał'

Teraz mi jeszcze powiedz, że tęsknisz za mamusią? Weź się w garść i nie bądź łajzą to ty tu rządzisz.Nie ta klacz! Kiedy ktoś cię denerwuję, niech wnet tego pożałuje! 

'Masz racje'

Klaczka wstała i znowu stanęła naprzeciw Oczka.

-Chciałam powiedzieć-zaczęła nieśmiało-Że zrobiłam to co uważałam za słuszne i papierowe klony nam pomogą oszukać sen. No chyba, że wolisz by Wood'a i Sky'a zbyt szybko zaatakowała podświadomość! Proszę pani.

Ale byłaś asertywna! Woho!

Klaczka odeszła od Oczka i ruszyła przez pokój.

Gray przeglądała szafki rozglądając się za bandażami i apteczką. Rozważała też nad właścicielem snu.

Jedyną z powierniczek, którą poznała osobiście była RainbowDash, która została poproszona o występ lotniczy w Fillydelphi z okazji 'Dnia źrebaka'.  Rozdawała wtedy autografy i opowiadała o sobie. Lubi czytać. Może znowu trafiła do szpitala, bo złamała skrzydło? Po czym okazało się, że zostanie amputowane? To byłby koszmar dla najlepszej lotniczki w Equestrii. Spojrzała na SkyShielda. Podeszła do niego i powiedziała.

-To pewnie zły trop, ale kiedyś jedna z powierniczek opowiadała nam, że była w szpitalu i nie mogła latać przez tydzień. To był dla niej koszmar. Pomyślałam, że może to jej koszmar. No wiesz, złamała skrzydło i okazało się, że ma być amputowane? Coś w ten deseń?

Niezły trop Grejunciu. Jeszcze jakieś propozycje?

-I czy ty też uważasz, że moje papierowe klony to zły pomysł?

 .

 

Edytowano przez Eevee :3
Link do komentarza

Sky go uspokaja. Patrzy się na niego z strachem w oczach. Ma nadzieję, że ogier nie zna jego źródła - nie chce umrzeć. On ma tą gwiazdęMoże zostawić mnie tutaj na wieczność! Na szczęście ogier się odwraca i mówi do wszystkich. Po kilku sekundach kończy.

Ale przecież on się myli. Przecież jesteśmy chirurgami, a nie lekarzami. Możemy po prostu pójść przeczytać, jacy pacjenci są w szpitalu.Ta od koszmaru na pewno będzie jakoś operowana albo chora na coś strasznego.

Klacze się kłócą. Oczko krzyczy na Gray. Boi się, że zaatakuje ona Gray. Czekaj, a jak korzystało się z tej mocy? Czy jak pomyślę, że chcę by pojawiła się pod nią klapa bez zamka, to czy się pojawi? Chyba tak. Na szczęście tylko kłócą się. Ale AŻ się kłócą.
Nagle zachowanie Gray zmienia się - wstała i spojrzała prosto w oczy Oczka. Po chwili jednak upada. Co się stało?  Ponownie staje i odzywa się do starszej klaczy.

Znowu na ziemi, lecz tym razem sama siadła. Widzi zauważalną różnicę między nią z różnych chwil. Raz jest pewna siebie, a raz całkowicie niepewna. 

-To pewnie zły trop, ale kiedyś jedna z powierniczek opowiadała nam, że była w szpitalu i nie mogła latać przez tydzień. To był dla niej koszmar. Pomyślałam, że może to jej koszmar. No wiesz, złamała skrzydło i okazało się, że ma być amputowane? Coś w ten deseń? - powiedziała do Sky'a.

Ale to nie musi być ona. Przecież prawie każdy kucyk boi się przebywania w szpitalu.

-Przepraszam - cicho się wtrącił. Co ja robię? - Sądzę, że nie musimy chodzić po pacjentach - jeszcze bardziej się speszył. Nie zaprzeczaj Skyowi! Zabije cię! Popatrzył się niepewnie po ziemi. Wszyscy stali na podłodze - Podświadomość chyba myśli, że jesteśmy chirurgami - zaczynał szeptać. Wziął głęboki wdech. Uspokój się Na razie jesteś im potrzebny. Na razie jesteś im potrzebny. Nie zabiją cię. Zaczął być odrobinę pewniejszy siebie - Chyba możemy po prostu pójść i sprawdzić jacy pacjenci są w szpitalu, mówiąc, że szukamy kolejnego pacjenta - odwrócił się do Gray - Gray, jeśli masz rację, w co nie wątpię, to z pewnością ta operacja będzie wpisana gdzieś w widocznym miejscu - spojrzał na wszystkich - strasznego ogiera, nie mniej straszną klacz i małą Gray - Teraz mu - Nic nie muszą! Nie rozkazuj im, bo coś ci zrobią! - powinniśmy pójść do recepcji albo do pokoju dla lekarzy poszukać tych informacji.

Bogini, zabiją mnie! Już nie żyję! Wziął głęboki wdech i skupił wzrok na podłodze przed sobą. Krańcem wzroku widział nogi grupy. Jak któreś na mnie skoczy, to zrobię pod nim dziurę. A jeśli zrobi to Sky, to zamknę go ścianamiTak, to jest rozwiązanie. Oddychał jak miech od pieca kowalskiego, lecz na szczęście przestawał się pocić.

Link do komentarza

- Czy macie jakieś pytania, zanim zaczniemy? - rzekłem kończąc poprawianie kitla (który to składał się z przednich nogawek i długiego, szerokiego fartucha mocowanego dwoma wiązanymi sznurkami na grzbiecie i karku), tak żeby mimo nieco za małego rozmiaru nie krępował mi ruchów. Potem spojrzałem z powrotem na drużynę.


Ale zamiast pytań otrzymałem obraz Oczka wyrywającego Gray ołówek magią i zaczynającą na nią krzyczeć.


- Co ci smarkulo cholerna odbiło? Chcesz tu nas wszystkich zabić, czy co? Mogłabyś sobie darować, chociaż na początku! Potem, to możesz sobie ożywiać co chcesz, ale teraz zrób mi przysługę i zachowuj się normalnie!


Już chciałem ją upomnieć, gdy tknęło mnie jedno słowo z jej nagany - “ożywiać”. Na szczęście Oczko jakby wyczuwając niewiedzę moją i Wood’a sama to wyjaśniła.

- Chciała zrobić klony z papieru - rzuciła po czym dalej mierzyła klaczkę swoim nieprzyjemnym wzorkiem.

Postanowiłem wkroczyć zanim Oczko doprowadzi Pencil do płaczu. Krzyczenie na źrebaki to nie najlepszy pomysł. Tym bardziej - zerknąłem na podwójne drzwi prowadzące do sali - kiedy jesteśmy na wrogim terenie, gdzie nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi.

Na szczęście drzwi były grube i, na moje oko, przynajmniej częściowo dźwiękoszczelne. Znów spojrzałem na Pencil i zdziwiłem się widząc że ta wstaje i podchodzi do Oczka z determinacją i gniewem na pyszczku.

Jeszcze bardziej zdziwił się gdy nagle upadła na brzuch. To było dziwne... Zupełnie jakby nagle ktoś rozluźnił jej wszystkie mięśnie. Potem usiadła i wstała chwiejnie, ale już bez grama wcze pewności.

- Nic mi nie odbiło... - powiedziała tak że ledwo ją usłyszałem - Znaczy, nie chciałam nikogo denerwować, proszę pani. Pomyślałam, że klony nam pomogą...

Kompletnie skruszona, znów padła na zad, chociaż tym razem w bardziej kontrolowany sposób. Spuściła wzrok i uszy, a na jej pyszczku dostrzegłem łzę.

Coś było nie tak... Już widywałem takie wahania osobowości - raz nieśmiała, raz wojownicza... Nigdy nie znaczyło to nic dobrego.


Szybki rzut oka pozowlił mi stwierdzić, że Oczko i Wood wlepiają oczy w klaczkę. Miałem więc chwilę, choćby dosłownie chwilę, na sprawdzenie jednej rzeczy. Przy okazji może dowiem się czy moje podejrzenia co do Grey Pencil są słuszne.

Sięgnąłem szybko do czepka lekarskiego i opaski na oko pod nim, odsuwając je w górę szybkim ruchem kopyta.

Mogłem o sobie powiedzieć, że straciłem oko, o tak. Wciąż miałem nawet cienką, różowawą bliznę wystającą lekko u góry i dołu oczodołu. Jednak mówienie, że mam tylko jedno oko było błędne. Miałem bowiem lewe oko... Tyle że wolałem już wyglądać jak pirat niż jak... No, nieważne jak. Nie był to przyjemny widok.

Starczy powiedzieć, że miałem magiczne, sztuczne oko podłączone do nerwu wzrokowego. Ustawiłem je właśnie na wykrywanie subtelnych aur magicznych, by móc... No nie, nie, nie, NIE! Zgniłosianiasta, marowa rzeczywistość, HYDRA JEJ MAĆ!

Ledwo udało mi się nie przeklnąć na głos. Zamiast obrazu siedzącej w sali operacyjnej klaczki, który dochodził do mnie prawym, żywym okiem, lewym widziałem tylko jakieś zamazane, wirujące, szare maziaje. Jeśli to to co myślę to... Sprawdziłem szybko kilka innych ustawień wychwytujących różne rodzaje magii. I za każdym razem ten sam, szary chaos... Powinienem się tego spodziewać - sen to iluzja, więc co widzę? Energetyczny obraz iluzji! A dokładniej obraz nieistniejącego powietrza przepływającego właśnie przed moją twarzą...

Sprawdziłem jeszcze jedno ustawienie i odetchnałęm z ulgą. Normalny tryb wzroku widzący tylko światło widzialne wciąż działał. Przynajmniej nie jest kompletnie bezużyteczne...


Chwila którą sobie przeznaczyłem na powyższy test minęła. Szybko nasunąłem z powrotem opaskę i czepek, tak aby nikt nie zobaczył mojego... Wizjera. I tak przywykłem do oglądania świata tylko jednym okiem, nie będę nikogo niepotrzebnie straszył.


Pencil tymczasem znów zebrała się w sobie i jeszcze raz skupiła wzrok na “Pani Oczko”.

- Chciałam powiedzieć, że zrobiłam to co uważałam za słuszne i papierowe klony nam pomogą oszukać sen. No chyba, że wolisz by Wood'a i Sky'a zbyt szybko zaatakowała podświadomość! Proszę pani.

OK, oficjalnie przestałem teraz rozumieć tę klaczkę. Najpierw mówiła nieśmiało i cicho jak przedtem, ale wraz z kolejnymi słowami jej pewność rosła, a postura się prostowała. Ostatnie dwa słowa brzmiały już bardziej jak wyzwanie, nie zaś wyraz grzecznościowy.


Gdy Pencil poszła przeglądać szafki wciąż bacznie ją obserwowałem. Ta mała jest bardziej zawiłą personą niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Raz jest przestraszona, nieśmiała i niezdarna, a po chwili konkuruje o dominację z Oczko. Coś tutaj nie pasuje... I ten klon.


Podszedłem do szkicu małej i podniosłem go w zgięciu kopyta, by przyjrzeć mu się z bliska. Był jeszcze nieskończony, choć niewiele mu już brakowało, zaledwie paru pociągnięć. A byłem to ja.

Stałem lewym półprofilem w kitlu i z maseczką zwisającą z szyi, dokładnie tak jak teraz. Nie miałem tylko czepka lekarskiego, widać było moją nienagannie zadbaną fryzurę. Cudem tylko powstrzymałem się teraz od przygładzenia jej. W pysku trzymałem skalpel, a prawą nogę trzymałem uniesioną.

Ta mała rzeczywiście ma talent do rysowania, to jej trzeba przyznać. Z tą opaską i skalpelem wyglądałem tak bojowo, jakbym zaraz miał kogoś zaatakować.

Tylko trochę szkoda, że tak właśnie widzi mnie ta mała... Wyłącznie jako wojownika.


Gdy odwróciłem się do reszty drużyny z jej rysunkiem w zgięciu kopyta, napotkałem małą tuż pod swoim nosem.

-To pewnie zły trop, ale kiedyś jedna z powierniczek opowiadała nam, że była w szpitalu i nie mogła latać przez tydzień. To był dla niej koszmar. Pomyślałam, że może to jej koszmar. No wiesz, złamała skrzydło i okazało się, że ma być amputowane? Coś w ten deseń? I czy ty też uważasz, że moje papierowe klony to zły pomysł?


Uśmiechnąłem się na te słowa. Łebska jest.

- Dobrze główkujesz mała, oby tak dalej! - I kiwnąłem jej z uznaniem głową. Należy jej się nieco zachęty jako najmłodszemu członkowi grupy. A pomysł ma niegłupi swoją drogą - Dalej co prawda nie możemy nic zakładać z góry, ale na pewno warto będzie sprawdzić oddział ortopedii i intensywnej terapii w pierwszej kolejności.


Podałem jej rysunek, który trzymałem w zgięciu mojego prawego kopyta.

- Rysunkowe klony to jak najbardziej dobry pomysł. Zatrzymaj go. Nie kończ jednak i nie ożywaj aż do czasu gdy będzie to niezbędne - puściłem do niej oko, a właściwie mrugnąłem, bo trudno mówić o puszczaniu oka gdy ma się tylko jedno - Poza tym, w pierwszej kolejności rysuj klony reszty drużyny. Umiem sam się o siebie zatroszczyć, mała - powiedziałem pogodnie i uprzejmie.

Broń Celestio nie chciałem żeby zabrzmiało to jak przechwałki. Po prostu znałem siebie. Nawet bez broni czy zbroi byłem groźniejszy niż pół tuzina zwykłych gwardzistów razem wziętych. A dane mi było to sprawdzić nie raz i nie dwa. A taki Wood wydawał się niegotowy na konfrontację z czymkolwiek... Ktoś będzie musiał być stale koło niego. Tym bardziej że jako architekt jest narażony na łatwe wykrycie.


Właśnie, a w razie rozdzielenia się, jak powinienem nas podzielić?

Jeszcze raz zlustrowałem wzrokiem swoją drużynę, myśląc szybko.

Oczko, choć niepokorna, jest silna i na pewno w razie zagrożenia da sobie radę. Jednak Wood i Gray stanowili pewny problem... Trzeba ich podzielić pomiędzy mnie a tą buntowniczkę.

Tylko jak? Zostawić z Oczko tego panikarza, czy może mała dziewczynkę? Biorąc pod rozwagę to, że mała o mało się z nią nie pokłóciła, rozsądniej by było przydzielić jej Wooda. Ale czy przy niej nie spanikuje jeszcze bardziej?...

Cholera, piękna drużyna! Nie, lepiej będzie trzymać się razem i wspierać wzajemnie jako grupa. Dzielenie się tylko pogorszyłoby sprawę.


- Przepraszam - przemówił cicho Wood Iron. Wciąż był przerażony, ale przynajmniej trochę mniej się trząsł - Sądzę, że nie musimy chodzić po pacjentach - kolejne słowa uwięzły mu jakby w gardle. Spuścił wzrok na podłogę i po chwili ciągnął dalej - Podświadomość chyba myśli, że jesteśmy chirurgami - mówił teraz tak cicho, że gdyby w sali było choć trochę głośniej, to bym go nie usłyszał


Czasami żałuję, że nie mam też sztucznego ucha...


Wood wziął głęboki haust powietrza i przemówił głośniej niż dotychczas.

- Chyba możemy po prostu pójść i sprawdzić jacy pacjenci są w szpitalu, mówiąc, że szukamy kolejnego pacjenta - odwrócił się do Pencil - Gray, jeśli masz rację, w co nie wątpię, to z pewnością ta operacja będzie wpisana gdzieś w widocznym miejscu - spojrzał teraz na całą grupę. Jak można mieć aż tak zmniejszone źrenice? - Teraz mu... - zaciął się na chwilę - Powinniśmy pójść do recepcji albo do pokoju dla lekarzy poszukać tych informacji.


Zmrużyłem nieco oko patrząc na jego uległą postawę. Stojąc tak, najdalej od nas jak się dało, bardzo mi kogoś przypominał. Nie mogłem jednak skojarzyć kogo...

Mówił jednak mądrze... Ciszej i bardziej nieśmiało, niż Pencil, ale mądrze.


- Nie musisz aż tak się stresować gdy chcesz coś powiedzieć, Architekcie - rzekłem podchodząc powoli nieco bliżej, uważając aby nie stukać zbyt głośno protezą o płytki - Nikt tutaj nie zgani cię przecież za wyrażenie zdania, tym bardziej, że mówisz rozsądne rzeczy - naprawdę chciałbym żeby spojrzał na mój pokrzepiający wyraz twarzy, ale nie, on uparcie gapił się w podłogę. Muszę szybko odkryć co jest z nim nie tak... Ale czas goni, a my tu ciagle na zadach siedzimy! Czas nam ruszać.


Rozejrzałem się szybko po salce. Żadnej rozpiski widać nie było, a jeśliby była, to powinna być widoczna. No nic, znajdziemy ją gdzie indziej. Poprawiłem nieco maseczkę zwisającą mi z szyi i naciągnąłem czepek chirurga mocniej na lewą stronę twarzy.


- Dobrze więc, skoro to wszystko, ruszamy. Equestria sama się nie uratuje - powiedziałem patrząc po kolei na każdego - Udajemy się całą grupą, starając się nie rozdzielać. Jeśli zajdzie taka konieczność, to ja idę z Gray Pencil, a Oczko z Wood Ironem - łypnąłem w bok na wspomnianą klacz - znasz się choć trochę na magii bojowej? Doskonale! - odparłem widząc jej niechętne kiwnięcie głową. Chyba nie podpasował jej przydział. Ale jej nikt stąd by nie odpowiadał, więc to i tak bez różnicy... Lepiej przejdę do konkretów.


- Możemy znajdować się teraz w samotnej sali operacyjnej, albo w bloku, gdzie jest ich kilka - rzekłem próbując przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów z moich dosyć częstych pobytów w szpitalach Gwardii - Blisko nas powinna być sala przedoperacyjna i pooperacyjna, tym bardziej jeśli jesteśmy w bloku. W obu powinny być zarówno rozpiski, jak i raczej mało szczęśliwe kucyki. Tym bardziej w przedoperacyjnej... - powiedziałem nieco ponuro, przywołując wizję Grey Pencil z amputacją skrzydła. Czekać na coś takiego jest chyba największą torturą, na jaką stać by było ten koszmar - ...I dlatego tam właśnie udamy się najpierw. Jeśli nie znajdziemy powierniczek ani w salach, ani w rozpiskach na oberacje w najbliższym czasie, poszukamy na oddziałach, zaczynając od intensywnej terapii.

Wziąłem głębszy oddech po tej przemowie. Wymyślam plan, od którego powodzenia moze zależeć los Equestrii. I robię to w biegu, bez rozeznania, w ciemno. Oby zadziałało, bo jeśli nie, jeśli przeoczę jakiś szczegół... Nie! Nie myśl o tym Sky! Nie filozofuj, działaj!


Odchrząknałem krótko i kontunuuwałem instruowanie drużyny.

- Jeszcze raz przypominam, na co zwraca uwagę także Wood - wskazałem na ogiera na uboczu - że podświadomość uważa nas za lekarzy-chirurgów. I tego mamy się trzymać. Niezależnie od tego jakie to głupie, to sen. I nawet ty - wskazałem kopytem na Gray Pencil - masz udawać, że skończyłaś długie i żmudne studia medyczne, a krojenie i zszywanie kucyków to dla ciebie codzienność.

Cholera, żołnierski ton się odzywa... Może jeszcze powiem jej, że jak ktoś ją poprosi, to ma nastawiać złamania otwarte? Lub zszyć otrzewną, bo kolega w sali obok za dużo wypił i mu się ręce trzęsą? …

Sky, KONKRETY!

- A teraz - kontynuowałem po tej drobnej pauzie na ironiczną samokrytykę - zbierzcie do kieszeni co uznacie za potrzebne. Tylko oszczędnie, żadnego zbędnego szmelcu, który tylko wyglądałby dziwnie i nie na miejscu.


Kiedy wszyscy zaczęli się rozglądać po sali w poszukiwaniu przydatnych przedmiotów, udałem że idę w stronę tacki ze skalpelami. Po drodze lekko “wpadłem” na Oczko idącą w stronę przeciwną. Zanim cokolwiek powiedziała, przytrzymałem ją w miejscu lewym kopytem i zbliżyłem pysk do jej ucha, obserwując jednocześnie prawym okiem pozostałą dwójkę myszkującą po szafkach i stołach. Wyszeptałem Oczku najzrozumialej, a zarazem najszybciej jak zdołałem tą oto skrótową wiadomość:


- Z Pencil jest coś nie tak, unikaj póki nie dowiem się co. Uspokój Wooda, bez przemocy. Potrzebny nam mocny architekt. Jak zginę, ty dowodzisz.


Powiedziawszy to w niecałe pięć sekund puściłem klacz i jakby nic nie zaszło udałem się do stołu do którego przedtem udawałem że zmierzam. Wgapiłem się w narzędzia z kamienną twarzą, czekając aż serce mi się uspokoi.

Nie zauważyli, Uff! Dzięki Ci, Celestio, za ich niepodzielną uwagę!... Zaraz, co? No, świetnie, cieszę się z ich nowo odkrytej słabej strony. PERFEKCYJNY LIDER SKY SHIELD POWRACA!


Odgoniwszy te myśli sam rozejrzałem się jeszcze raz po sali, teraz patrząc jednak na wszystko pod kątem przydatności.

Przede wszystkim, chciałem coś, czym można walczyć. A większość narzędzi była bojowo bezużyteczna. Skalpele mają za małe ostrza by nimi coś zrobić, a uchwyty, którymi mocuje się je oraz inne narzędzia do kopyt, wyglądają na strasznie niewygodne przy chodzeniu. Poza tym były jeszcze tępe haki nerkowe, które wygięłyby się po pierwszym ciosie, mikre nożyczki... Pił do amputacji jak na ironię nigdzie nie było. Służba zdrowia schodzi na psy, już nie rżną jak kiedyś, tylko zszywają i zszywają ile wlezie...


Właśnie, może igła i nici? Jako że zajmują mało miejsca, a kieszenie duże, wrzuciłem je do swojej lewej kieszeni kitla, pod skrzydłem. Ale co jeszcze?

Wiele ze specyfików na półkach można by na pewno użyć jako trucizn, lub chociażby aby wzniecić jakiś pożar. Ja jednak nie znałem się na chemii medycznej na tyle dobrze, żeby wyszperać coś użytecznego bez czytania etykiet przez  następną godzinę. Może gdybym wziął po prostu te ze znaczkiem skrajnej łatwopalności mógłbym...


Nagle zaiskrzyło mi się oko, a na pysk, dotąd sztywny jak posąg ze skupienia na zadaniu, rozjaśnił mały, lecz wesoły uśmiech. Butla z czystym tlenem! I to na jakże użytecznym stojaczku z kółkami! Tak, jeśli będzie potrzebny pożar, - ale lepiej, wybuch! - to nie znajdę tu chyba nic lepszego do tego celu.

Podszedłem do butli i już miałem położyć kopyto na uchwycie stojaka, gdy jescze jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Za szklanymi drzwiczkami szafki stojącej w kącie leżały narzędzia ortopedyczne. Był to ciężki, półtorakilowy młotek i pasujące do niego rozmiarem dłuto. Uniosłem brew i skinąłem sam sobie głową. Przyda się o wiele bardziej niż te wszystkie skalpele i haki nerkowe razem wzięte.

Był jeden problem - drzwiczki były zamknięte na kluczyk. zbicie tej szyby byloby chyba za głośne... Zerknąłem szybko w tył, ale nikt akurat na mnie nie patrzył. Przyłożyłem szybko kopyto do zamka szafeczki i kazałem wyskoczyć drobnemu ostrzu z jego tylnej krawędzi. Wsunęło się ono z cichym sykiem w szparę między drzwiczkami a boczną ścianą szafki ii przecięło aluminiową zasuwkę z cichym zgrzytem. Potem schowałem je równie szybko jak wyjąłem.


Cała akcja zajęła mi mniej niż dwie sekundy, a hałasu nie narobiła prawie wcale. I dobrze, nie zamierzałem się bowiem tłumaczyć swoim podwładnym że moja noga nie jest ani żywa, ani przeznaczona wyłącznie do chodzenia.

Wziąłem szybko młotek i dłuto, chowając je do swojej dosyć pojemnej kieszeni pod prawym skrzydłem, z boku kitla. nie powinny wyglądać zbyt podejrzanie, w końcu to nie jakieś zardzewiałe pomoce stolarza, ale błyszczące narzędzia chirurgiczne. Wziąłem jeszcze z innej półki tej samej szawki dwie niewielkie rolki bandaży i opatrunek samoprzylepny. Taki, który zapobiega dostawianiu się powietrza pod opłucną w razie rany kłutej klatki piersiowej. Raz taki uratował mi życie.

 

Potem popchnąłem już tylko swoją zdobyczną butlę z tlenem do drzwi wyjściowych, gdzie wszyscy już czekali, z własnym bagażem podręcznym poupychanym po kieszeniach. I zdecydowanie chcieli mi wypomnieć wielkość mojego. Moje własne słowa - “żadnego zbędnego szmelcu”.

 

- Zanim coś powiecie - uprzediłem ich pytania i krytykę - wiem co mówiłem, i tak, mam pomysł jak tego użyć. Poza tym, jestem Alfą, więc nawet lepiej jeśli będę odwracał uwagę od was - rzekłem możliwie łagodnym tonem. Nie chciałem wyjść na hipokrytę i mądralę... Choć w tej chwili niestety miałem ku temu predyspozycje - Kierunek - sala przedoperacyjna. Wychodzimy możliwie spokojnie, parami, w małym odstępie. Możemy luźno rozmawiać, ale uważajcie by wyglądać jak na swoim terenie. To tyczy się także ciebie, Wood! - upomniałem ogiera wciąż wbijającego wzrok w podłogę - Więcej spokoju. Mówić będziemy w razie czego ja i Oczko. Nie robimy nic, czego poza snem zrobić bśmy nie mogli.

 

Podszedłem do drzwi i położyłem lewe kopyto na klamce. Odetchnąłem głęboko i... O czymś sobie przypomniałem. Odwróciłęm się jeszcze i spojrzałem na gwiazdę. Jak cię zabrać, Lucido?

Jakby w odpowiedzi na to nieme pytanie świetlny punkt podleciał do mnie i wcisnął się do mojej drobnej, płaskiej kieszeni na piersi. Nawet uprzejmie przygasł, żeby nie prześwitywać spod materiału. Miło z twojej strony, gwiazdko - Pomyślałem, po czym znów odwróciłem się pyskiem do drzwi.

- No, to zaczynamy - rzekłem dziwnie sucho, a zarazem uroczyście, po czym pchnąłem klamkę.

Edytowano przez Hilianus
Link do komentarza

Sky odwrócił się do niego.

- Nie musisz aż tak się stresować gdy chcesz coś powiedzieć, Architekcie - podszedł do niego spokojnie, delikatniej stawiając dziwną metalową nogę. A może proteza? - Nikt tutaj nie zgani cię przecież za wyrażenie zdania, tym bardziej, że mówisz rozsądne rzeczy - kątem oka widział pokrzepiający wyraz twarzy ogiera. Wdech, wydech, wdech, wydech. Widzisz? On nie chce cię zabić. Przynajmniej na razie.

Kłamstwo! On cię zabije przy pierwszej oznace niesubordynacji! Musisz się go słucha.

Tak, będę się go słuchać, to nie dam mu powodu. Wziął głęboki wdech.

-(...) a Oczko z Wood Ironem - Z tą złą klaczą? W życiu! Ale nie mogę mu tego powiedzieć. Bo mnie zabije - znasz się choć trochę na magii bojowej? Doskonale! - to ostatnie powiedział z strasznym dla niego entuzjazmem. Jeszcze się jej pyta, czy jakby co będzie umiała mnie zabić!

Uspokój się. Na pewno robią to z innego powodu. Na pewno nie okazywaliby tak otwarcie swoich planów. To musi być coś innego.

A może po prostu chcą mi pomóc? Może i są silni, ale nie muszą być od razu źli. Iron też jest silny, a jest bardzo dobry. Może mogę im zaufać?

Nigdy! Przynajmniej nie całkowicie.

Ogier dawał im dalsze instrukcje. Wood machinalnie uśmiechnął się do wizji Gray, która miała prawie tyle samo lat, co trwa nauka w wszystkich szkołach.

- A teraz - dodał po chwili - zbierzcie do kieszeni co uznacie za potrzebne. Tylko oszczędnie, żadnego zbędnego szmelcu, który tylko wyglądałby dziwnie i nie na miejscu.

I wszyscy rozeszli się po sali. Wood także zaczął myszkować w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Oj, żywcem mnie nie weźmiecie.  Podszedł do szafki z lekami, całym swoim ciałem zasłaniając stolik, z którego wziął skalpel, który wrzucił do przedniej kieszeni, skąd mógł z niego skorzystać nawet bez użycia magii. Ha, teraz to na pewno pożałujecie, że coś mi zrobicie.

Lecz postał przy szafce chwilę dłużej. Poczytał przez kilka chwil nazwy leków. Czasem kojarzył jakąś, lecz nie pamiętał skąd. Nagle skojarzył jedną nazwę – chloroform – z wycieczką z dzieciństwa. Wtedy też odwiedzili klasowo szpital i Great Cake przypadkiem zrobił kilka oddechów z tym środkiem. Tego strachu o niego nigdy nie zapomniał. Później powiedziano im, żeby nigdy, przenigdy nie wdychali tej substancji, bo powoduje ona nagłe zaśnięcie i jest groźna. To będzie idealne. Spojrzał na szafkę jak na mebel. Niestety, była zamknięta prostym zamkiem. Obejrzał go sobie. Phi, nic specjalnego. Ale czy mogę go otworzyć? Przecież to będzie kradzież. Ale kradzież w śnie. Nie będziesz winny w Equestrii. A ty ją masz uratować. Dobra, to muszę to podgrzać i jest, teraz zrobić z tego kulkę i otwarte.

Delikatnie uchylił szafkę i wrzucił do jednej z kieszeni małą buteleczkę oznaczoną wszystkimi możliwymi oznaczeniami. Ale jak go użyć? Najlepiej chyba będzie przez materiał jakiś. Ściągnął z twarzy maseczkę, którą włożył do tej samej kieszeni, co buteleczkę. Stanął tak, by zasłaniać tamtą stronę wszystkim i delikatnie otworzył magią buteleczkę i wylał odrobinę jej zawartości na materiał. Teraz wiedział, że jest bezpieczny. Ciekawe, jak zabiją mnie podczas snu?

Podszedł do drzwi czekając na innych. Nogi przestały mu się trząść i jakby łatwiej było mu stać wyprostowanym. Ale na razie wolał nadal patrzyć się w ziemię. Nie chciał pokazać, że coś się w nim zmieniło. Nie mógł  pokazać, że także może im się odgryźć.

A Sky pchał z sobą wielką butlę z tlenem.

- Zanim coś powiecie – nie dał nikomu skomentować - wiem co mówiłem, i tak, mam pomysł jak tego użyć. Poza tym, jestem Alfą, więc nawet lepiej jeśli będę odwracał uwagę od was – rzekł łagodnie. Przynajmniej nie podejdzie mnie zabić niezauważony. Na szczęście te kółka straszliwie skrzypią  - Kierunek - sala przedoperacyjna. Wychodzimy możliwie spokojnie, parami, w małym odstępie. Możemy luźno rozmawiać, ale uważajcie by wyglądać jak na swoim terenie. To tyczy się także ciebie, Wood! – odezwał się do niego. Ddddobrze! - Więcej spokoju. Mówić będziemy w razie czego ja i Oczko. Nie robimy nic, czego poza snem zrobić byśmy nie mogli.

Sky położył kopyto na klamce, gdy Lucida wleciała do jego przedniej kieszeni, przygaszając. Dlaczego ten najgorszy jest przywódcą? Czemu nie trafiły mi się milsze kuce?

Link do komentarza

Sky uśmiechnął się do Gray.

- Dobrze główkujesz mała, oby tak dalej! - kiwnął jej z uznaniem-Dalej co prawda nie możemy nic zakładać z góry, ale na pewno warto będzie sprawdzić oddział ortopedii i intensywnej terapii w pierwszej kolejności.

Podał jej rysunek, który trzymał w zgiętym kopycie.

- Rysunkowe klony to jak najbardziej dobry pomysł. Zatrzymaj go. Nie kończ jednak i nie ożywaj aż do czasu gdy będzie to niezbędne -mrugnął do niej Chce się przypodobać. - Poza tym, w pierwszej kolejności rysuj klony reszty drużyny. Umiem sam się o siebie zatroszczyć, mała -  Jest zbyt łagodny. Coś czuję, ze zbytnio koloruje. Będzie cię mieć na oku,mała. Czuję to.

Pencil stała spokojnie. Bacznie przyglądając się kapitanowi. Chciała ruszyć już w swój kąt, gdy  usłyszała głęboki wdech i głos Wood’a tym razem głośniejszy.

- Chyba możemy po prostu pójść i sprawdzić jacy pacjenci są w szpitalu, mówiąc, że szukamy kolejnego pacjenta -Odwrócił się w stronę Gray-Gray, jeśli masz rację, w co nie wątpię, to z pewnością ta operacja będzie wpisana gdzieś w widocznym miejscu - spojrzał na grupę. Miał strasznie małe źrenice.

Małe źrenice. Wiesz czemu są takie małe. Ponoć- nie znam się na kucykowych sprawach, ale gdy kuc ma zmniejszone źrenice. Boi się czegoś. Zgadnij czego kochana.

-Teraz mu...-zaciął się ogier-Powinniśmy pójść do recepcji albo do pokoju dla lekarzy poszukać tych informacji.

Był przestraszony i stał jak w dość dalekiej odległości.

Męski odpowiednik powierniczki Drżypłoszki?

‘Tak to wygląda.’

Klacz nie miała ochoty słuchać rozmów i poszła jeszcze raz przeszukać pomieszczenie.

Jej długie włosy znowu wkroczyły  do akcji. Głos na ratunek! Klacz już spadała ku ziemii. Nagle coś zabrało Pencil kontrolę i ta zrobiła efektowny przewrót w przód. Wstała, a raczej wstał szybko z podłogi i oddał ciało właścicielce.

Rozumiem, jesteś taką niezdarą, że będę musiał cały czas ci pomagać? Przyznam, podoba mi się wchodzenie do cudzego ciała. Jestem jednak skazany na ciebie.

- Dobrze więc, skoro to wszystko, ruszamy. Equestria sama się nie uratuje -głos kapitana wyrwał ją ze zdziwienia, nie przyzwyczaiła się do zabierania jej woli. - Udajemy się całą grupą, starając się nie rozdzielać. Jeśli zajdzie taka konieczność, to ja idę z Gray Pencil, a Oczko z Wood Ironem  -łypnął w bok na wspomnianą klacz- znasz się choć trochę na magii bojowej? Doskonale!

 

- Możemy znajdować się teraz w samotnej sali operacyjnej, albo w bloku, gdzie jest ich kilka - zamyślił się na chwilę- Blisko nas powinna być sala przedoperacyjna i pooperacyjna, tym bardziej jeśli jesteśmy w bloku. W obu powinny być zarówno rozpiski, jak i raczej mało szczęśliwe kucyki. Tym bardziej w przedoperacyjnej...-ta część brzmiała ponuro. Szpital tu zawsze jest ponuro..-...I dlatego tam właśnie udamy się najpierw. Jeśli nie znajdziemy powierniczek ani w salach, ani w rozpiskach na operacje w najbliższym czasie, poszukamy na oddziałach, zaczynając od intensywnej terapii.

Po przemowie nadszedł czas na większy  oddech. Myślał. Odchrząknął i kontynuował.

- Jeszcze raz przypominam, na co zwraca uwagę także Wood -wskazał na ogiera stojącego dalej od innych-że podświadomość uważa nas za lekarzy-chirurgów. I tego mamy się trzymać. Niezależnie od tego jakie to głupie, to sen. I nawet ty - wskazał kopytkiem na Pencil - masz udawać, że skończyłaś długie i żmudne studia medyczne, a krojenie i zszywanie kucyków to dla ciebie codzienność.

Klacz pod rozkazem ‘głosu’ zasalutowała.

- A teraz - kontynuował po pauzie- zbierzcie do kieszeni co uznacie za potrzebne. Tylko oszczędnie, żadnego zbędnego szmelcu, który tylko wyglądałby dziwnie i nie na miejscu.

Wszyscy zaczęli rozglądać się po sali. Rozglądaj się, a ja poobserwuję drużynę. Ciamajda. Wpadł na tę klacz ‘mam czarne oczy jestem fajna’. Chwila, co on mówi?  Parę kroków w bok!

Klacz straciła panowanie i zrobiła parę kroków w tył.

‘Co ty robisz matole!?’

Cii.

-...Jak zginę, ty dowodzisz.

Ja matoł? To ty zaprzepaściłaś szansę na jakiś dziwny sekret. Może cię obgadywali?

Splamili twój honor, a ty o tym nie wiesz?

Klacz odzyskała prawa do ruchu i ruszyła dalej szukając czegokolwiek na czym mogłaby zawiesić oczy.

‘Trzeba było mi powiedzieć o co chodzi. Kim ty w ogóle jesteś?’

Głosem.

‘Nie wpadłam na to. Będziesz teraz cały czas przy mnie? Czy przyczepiłeś się do mnie na dłużej’

Jak myślisz? Nie fatygowałbym się tylko na jeden sen. Jesteś konstruktorem. Na co ci broń skoro możesz ją wyczarować.

‘Racja’

Gray  ruszyła w stronę drzwi gdzie stała już reszta oprócz Skya

Pan ‘nie będę słuchać swoich rozkazów’ idzie z wielką butlą.

- Zanim coś powiecie - uprzedził pytania-wiem co mówiłem, i tak, mam pomysł jak tego użyć. Poza tym, jestem Alfą, więc nawet lepiej jeśli będę odwracał uwagę od was - łagodny ton. PHE. Udaje. Tak coś czuję.- Kierunek - sala przedoperacyjna. Wychodzimy możliwie spokojnie, parami, w małym odstępie. Możemy luźno rozmawiać, ale uważajcie by wyglądać jak na swoim terenie. To tyczy się także ciebie, Wood! - Ogier był nadal wpatrzony w podłogę.- Więcej spokoju. Mówić będziemy w razie czego ja i Oczko. Nie robimy nic, czego poza snem zrobić byśmy nie mogli.

Ogier podszedł do drzwi i położył kopyto na klamce. Spojrzał na gwiazdę Lucidę.

Gwiazda podleciała do niego i schowała się w jego kieszeni. 

Klaczka przypomniała coś sobie i szybko podbiegła do oczka. Chciała być uprzejma. Była dla ciebie niemiła pora na odwet.

-Czy będzie pani, na tyle łaskawa, że odda mi mój ołówek czy będę musiał...musiała odebrać ci go siłą?

Ups.

- No, to zaczynamy -rzekł sucho i uroczyście po czym pchnął drzwi..

Tak ‘zaczynamy’

 

Link do komentarza

- Ej to mój ołówek!-Krzyknęła Gray podskakując w górę.-Oddaj mi go! - Tak, już od razu. A przedtem zatańczę w stroju klauna.

 

Gray wstała, i podeszłą w moja stronę. Chcesz się kłócić, czy przeprosić? Bo jeśli ci życie miłe, to radziła bym to drugie. Widzę że klacz wytrzymuje moje spojrzenie. Wygląda jak gdyby nie chciała, jakby coś ją do tego zmuszało. W pewnym momencie jednak klacz raptownie upada, a ja odchylam zdziwiona głowę. Po chwili jednak całkiem wstała i powiedziała.

- Nic mi nie odbiło...- zaczęła cicho. Widać było że nie była przyzwyczajona do tego że ktoś zwraca jej uwagę, a już w żadnym wypadku nikt nigdy na nią nie krzyczał. -znaczy nie chciałam nikogo denerwować-. Proszę pani. Pomyślałam, że klony nam pomogą...- Odpowiedziała niepewnie dokańczając.

Klaczka się skruszyła. Usiadła. Uszy jej opadły, a po policzku spłynęła łza. No nie.- Myślę i przewracam oczami.- Ona też zamierza płakać. Jeśli wszyscy będą tutaj ryczeć to nie wytrzymam.

Po chwili jednak klaczka wstała i znowu stanęła naprzeciw mnie.

-Chciałam powiedzieć- zaczęła nieśmiało- Że zrobiłam to co uważałam za słuszne i papierowe klony nam pomogą oszukać sen. No chyba, że wolisz by Wood'a i Sky'a zbyt szybko zaatakowała podświadomość! Proszę pani. - Unoszę brwi. Cóż, nie wyglądała na kogoś kto potrafi się postawić, a tu proszę. Całkiem zadziorna klaczka. Będą z niej kucyki. Powstrzymuję się od komentarza. Widzę jak Sky przypatruje się jego szkicowi narysowanemu przez Gray, po czym bierze go w kopytko.

 

Klaczka odeszła ode mnie i ruszyła przez pokój. Oglądając pojemniczki z preparatami i maściami nad czymś się zastanawiała. To było widać. W końcu odezwała się.

- To pewnie zły trop, ale kiedyś jedna z powierniczek opowiadała nam, że była w szpitalu i nie mogła latać przez tydzień. To był dla niej koszmar. Pomyślałam, że może to jej koszmar. No wiesz, złamała skrzydło i okazało się, że ma być amputowane? Coś w ten deseń? - powiedziała do Sky'a. - -I czy ty też uważasz, że moje papierowe klony to zły pomysł?- Zapytała słodkim głosikiem niczemu nie winnej, małej, bezbronnej klaczki. No tak. Przecież Sky to bohater w naszej drużynie. A do kogo ma się zwrócić mała klaczka, jak nie do niebieskookiego bohatera?

 

- Dobrze główkujesz mała, oby tak dalej! - Powiedział i kiwnął z uznaniem głową. Mam nadzieje że ten komentarz był do pomysłu ap ropo powierniczki. - Dalej co prawda nie możemy nic zakładać z góry, ale na pewno warto będzie sprawdzić oddział ortopedii i intensywnej terapii w pierwszej kolejności. - Powiedział, po czym oddał jej rysunek, który trzymał w zgięciu prawego kopyta - Rysunkowe klony to jak najbardziej dobry pomysł. - Pochwalił, wywołując moje prychnięcie. Tak, wspaniały pomysł. Wyłączając to że nie trudno się domyślić że sen będzie miał pełne pojęcie o tym co jest w nim prawdziwe a co stworzone przez nas. Nie, zaraz, prawdziwe w śnie. Trzeba na to wymyślić osobne słowo. - Zatrzymaj go. Nie kończ jednak i nie ożywaj aż do czasu gdy będzie to niezbędne - Powiedział, po czym mrugnął do Gray. Na moje oko, nie zamierzała się go słuchać. - Poza tym, w pierwszej kolejności rysuj klony reszty drużyny. Umiem sam się o siebie zatroszczyć, mała. - Powiedział uprzejmie. Cóż, w tym się z nim zgadzam. Nie chciała bym mieć dwóch Sky'ów. Ten jeden jest już wystarczająco wkurzający. Wizja dwóch mnie też nie jest zbytnio kusząca.

 

- Przepraszam - powiedział cicho Wood Iron. Widać było że ta cała sytuacja z ratowaniem Equestrii niezbyt mu przypadła do gustu. Wygląda jak gdyby chciał uciec od nas najdalej jak się da. - Sądzę, że nie musimy chodzić po pacjentach - Powiedział, po czym gwałtownie urwał. Nie dość że panikarz to jeszcze się jąka.- Podświadomość chyba myśli, że jesteśmy chirurgami - Dokończył ledwie słyszalnym szeptem, po czym wziął głęboki wdech, i wziął się w garść. Przynajmniej częściowo. -

- Chyba możemy po prostu pójść i sprawdzić jacy pacjenci są w szpitalu, mówiąc, że szukamy kolejnego pacjenta - odwrócił się do Pencil - Gray, jeśli masz rację, w co nie wątpię, to z pewnością ta operacja będzie wpisana gdzieś w widocznym miejscu - spojrzał teraz na całą grupę. Jak można mieć aż tak zmniejszone źrenice? - Teraz mu... - zaciął się na chwilę - Powinniśmy pójść do recepcji albo do pokoju dla lekarzy poszukać tych informacji.

- Nie musisz aż tak się stresować gdy chcesz coś powiedzieć, Architekcie.- Cóż, nie wygląda jakby miał kontrole nad tym czy się stresuje czy nie.

 

- Dobrze więc, skoro to wszystko, ruszamy. Equestria sama się nie uratuje - Powiedział Sky lustrując nas wzrokiem - Udajemy się całą grupą, starając się nie rozdzielać. Jeśli zajdzie taka konieczność, to ja idę z Gray Pencil, a Oczko z Wood Ironem - No nie. Z nim?- Myślę, rzucająć ukradkiem spojrzenie na Wood'a. On też nie wyglądał na zadowolonego z tego przydziału. Wzdycham ciężko, i orientuje się że Sky patrzy na mnie. - Znasz się choć trochę na magii bojowej? - Pyta, a ja niechętnie kiwam głową, myśląc że 'trochę' to określenie mało oddające moje umiejętności w tego rodzaju magii.- Doskonale! - .Odparł Sky.

 

- Możemy znajdować się teraz w samotnej sali operacyjnej, albo w bloku, gdzie jest ich kilka. Blisko nas powinna być sala przedoperacyjna i pooperacyjna, tym bardziej jeśli jesteśmy w bloku. W obu powinny być zarówno rozpiski, jak i raczej mało szczęśliwe kucyki. Tym bardziej w przedoperacyjnej... - Powiedział nieco ponuro.- ...I dlatego tam właśnie udamy się najpierw. Jeśli nie znajdziemy powierniczek ani w salach, ani w rozpiskach na operacje w najbliższym czasie, poszukamy na oddziałach, zaczynając od intensywnej terapii. - Ale mądrala. - A teraz - kontynuowałem po drobnej pauzie - zbierzcie do kieszeni co uznacie za potrzebne. Tylko oszczędnie, żadnego zbędnego szmelcu, który tylko wyglądałby dziwnie i nie na miejscu.

Zaczynam rozglądać się po sali w poszukiwaniu czegoś użytecznego. Dlaczego to musiał być szpital? - Rozmyślam przeglądając słoiczki i inne 'lekarskie' przedmioty o nie znanej mi nazwie.- Bywałam w wielu miejscach, ale prawie nigdy w szpitalu.

 

Po przejrzeniu prawie wszystkiego w tej części sali, uznaje że nic ze sobą nie zabiorę, bo jaki miało by to sens. Jesteśmy w śnie. Broń będzie nam potrzebna tylko kiedy świadomość zorientuje się że nie jesteśmy jej wytworem, a wtedy już bez znaczenia będzie to czy wyymaginujemy sobie broń, czy ją znajdziemy.

 

Cóż, wypadało by chociaż udawać że mam zamiar coś ze sobą wziąć. - Myślę, po czym kieruje się do szafki umieszczonej pod ścianą, żeby pooglądać znajdujące się na niej przedmioty, kiedy wpada na mnie Sky. Właśnie mam zamiar coś mu powiedzieć, kiedy niespodziewanie przytrzymuje mnie lewym kopytkiem i przybliża pyszczek do mojego ucha.

- Z Pencil jest coś nie tak, unikaj jej póki nie dowiem się co. Uspokój Wooda, bez przemocy. Potrzebny nam mocny architekt. Jak zginę, ty dowodzisz. - Szepcze mi do ucha Sky, po czym jak gdyby nigdy nic idzie do stołu po drodze do którego na mnie ‘wpadł’. Ja również nie zmieniam kierunku, i zachowuję się jak gdyby nic się nie stało. W mojej głowie jednak buzują myśli.

 

‘Coś jest z nią nie tak.’.. tego bym nie powiedziała. Chociaż, jeśli tak się nad tym zastanowić... Najpierw cicha i spokojna, potem zaczyna pyskować. ‘ Uspokój Wooda’’ A co ja jestem? Niańka czy psycholog? Niech sam się uspokaja. Stary ogier, a zachowuje się jak trzylatek. I to jeszcze ja, mam z nim być w parze. Żenada. - Myślę z wyrazem średniego za interesowania na pyszczku przeglądając ustawione w zgrabne stosiki preparaty w małych słoiczkach. - ‘Jak zginę, ty dowodzisz’. - To zdanie pobrzmiewa w mojej głowie odkąd Sky je wypowiedział. - Ta, jasne. Ale on tak na serio? Chyba zdaje sobie sprawę z tego że jest jedynym kucykiem który trzyma mnie przy tym oddziale? Wiem jak to będzie wyglądało jeśli umrze. - Wyobrażam sobie trupa Sky’a leżącego w tej sali, a nad nim mnie która tylko wzruszającą tylko ramionami, i odchodzącą. Z niewyjaśnionych przyczyn,to wyobrażenie napawa mnie smutkiem. -Cóż, przynajmniej godzi się z faktem że może umrzeć. Chyba jednak trochę go lubię. Nie zmienia to faktu że nie zamierzam spełniać ostatniej woli i doprowadzić tej misji do końca, jakkolwiek zależy na tym Sky’owi. Wyjście ma tylko jedno. Jeśli chce żebym nadal pomagała w osiągnięciu celu tej misji, musi przeżyć.

W zasadzie, to dlaczego powierzył by mi dowództwo? - Zadaje sama sobie pytanie, po czym w myślach przeglądam wszystkie decyzje Sky’a co do mnie. - Najpierw to spojrzenie, potem sojusz, a teraz to. Właściwie, równie dobrym powodem dla którego jestem najodpowiedniejszym kucykiem któremu mógłby powierzyć to zadanie jest to że pozostałe kucyki jakie mógłby wziąć pod uwagę to jedenastolatka i roztrzęsiony ogier.

 

Po raz pierwszy zaczynam się zastanawiać nad naszą misją. Powierniczki... hm... O ja tak właściwie o nich wiem? Jest ta od jabłek, jak jej tam było? Apple John? Nie ważne. Jest ta cała różowa, taka od sukienek i ta która jest studentką Celestii... O boże. Studentka Celestii na pewno ma wyuczone na pamięć wszystkie zamachy na jej mentorkę oraz ich wykonawców! Jeśli to jest jej sen pewnie mnie rozpozna! - Zaczynam oddychać szybciej, i nerwowo rozglądam się po pokoju. Po chwili jednak się opanowuje - Blackeye, uspokój się! To że ten sen to akurat sen tej klaczy jest mało prawdopodobne. A nawet jeśli, to co z tego? Albo uciekniesz, albo ją pokonasz. Teraz wystarczy grać tylko swoją rolę.

 

Zajęta rozmyślaniami, nawet nie zauważam że wszyscy są już gotowi do wyjścia. Gdy podchodzę do Gray i Wooda, dostrzegam Sky'a niosącego wielką butlę z tlenem do drzwi wyjściowych, na co przewracam oczyma.

- Zanim coś powiecie - Powiedział uprzedzając moją krytykę- wiem co mówiłem, i tak, mam pomysł jak tego użyć. Poza tym, jestem Alfą, więc nawet lepiej jeśli będę odwracał uwagę od was. Kierunek - sala przedoperacyjna. Wychodzimy możliwie spokojnie, parami, w małym odstępie. Możemy luźno rozmawiać, ale uważajcie by wyglądać jak na swoim terenie. To tyczy się także ciebie, Wood! Więcej spokoju. Mówić będziemy w razie czego ja i Oczko. Nie robimy nic, czego poza snem zrobić byśmy nie mogli. - Jakie szczęście że powiedział to na głos. - No, to zaczynamy - Powiedział jakimś dziwnym tonem, po czym popchnął drzwi.

 

-Czy będzie pani, na tyle łaskawa, że odda mi mój ołówek czy będę musiał...musiała odebrać ci go siłą? - Słyszę, i błyskawicznie odwracam się w stronę Gray. No tak, przecież ja nadal trzymam w powietrzu jej ołówek!b Zabrzmiała tak dziwnie, nie swojo.

Odebrać siłą... nie, to stanowczo nie jest mała Gray. Nie mniej, trzeba temu czemuś jakoś odpowiedzieć.

- Spokojnie mała. Nie musisz od razu rzucać się z pazurami. - Mówię po czym oddaje jej ołówek. Trzeba się dowiedzieć co jej łazi po głowie. Albo raczej, w głowie.- Myślę, po czym za nic mając sobie ostrzeżenie Sky'a sonduje Gray mózg. Po chwili wyczuwam coś dziwnego, coś co nie pasuje do umysłu małej, jedenastoletniej klaczki. Nie jestem w stanie tego zidentyfikować, ale cokolwiek to jest, nie służy dobru tej klaczy. Po chwili, zniżam głos do szeptu i pochylam się nad małą klaczką tak, żeby nikt inny tego nie słyszał. - Cokolwiek w tobie siedzi Gray, nie słuchaj tego. To nie jest tobą. A ciebie, ostrzegam, jeśli nie wyleziesz z tej klaczki, to sama cę z niej wykopie. Zrozumieliśmy się? - Pytam, po czym nie czekając na odpowiedź, prostuje się i dołączam do Sky'a. Mam mu coś do przekazania.

 

- To nie amputacja skrzydła. - Zaczynam.- Najgorszym dla kucyka koszmarem jest utracenie czegoś ważnego, lub nie możność wykonania celu. Powszechnie wiadomo że najcenniejszą rzeczą dla powierniczki jest przyjaźń. Dlatego też to utracenie jej będzie najgorszym koszmarem. - Mówię, po czym oczekuję na reakcję Sky'a. Chyba jednak cel tej misji nie jest mi tak bardzo obojętny jak mi się na początku wydawało.

Sky zamyślił się chwilę, po czym powiedział.

- Możesz mieć rację. Ale w jakim miejscu taka utrata przyjaźni mogłaby nastąpić? Na intensywnej terapii, gdzie jedna z przyjaciółek śniącej właśnie umiera? - Westchnął ciężko i pokręcił głową. - Masz rację, ale "utrata przyjaźni" to dość ogólne pojęcie. Równie dobrze kiedy my przeszukiwać będziemy oddziały, nasz cel może kłócić się z przyjaciółką na dachu.- To jest fakt. Właściwie, to najpierw wypadało by określić czyj to jest sen. Bardziej niż prawdopodobne jest to że w śnie jednej z nich będą też pozostałe. Problem polega na tym, żeby określić do której z nich należy sen. - W związku z tym nasza trasa się nie zmienia - dalej zmierzamy do sali przedoperacyjnej. A do intensywnej terapii i tak już zamierzaliśmy iść, jeśli pierwsza opcja nie wypali. Masz rację, ale nie przybliża to nas do odnalezienia śniącej. Idziemy dalej.

Waham się, czy powiedzieć Sky’owi o Gray, ale uznaje że lepiej żeby się dowiedział o tym co może siedzieć w klaczce.

- Poza tym, jest jeszcze jedna rzecz. - Zaczynam niepewnie, ale zaraz wracam do swojego normalnego, trochę aroganckiego tonu. - Przeskanowałam mózg Gray. Coś w niej siedzi. I cokolwiek to jest, nie ma dobrych zamiarów. Wygląda jak jakiś rodzaj umysłowego pasożyta albo, jeszcze innego cholera wie czego. - Mówię, po czym marszczę brwi. Rzadko się zdarza żebym nie mogła czegoś określić magią, i nie odpowiada mi ten nowy stan rzeczy. - Tak czy inaczej, trzeba będzie mieć ta klaczkę na oku. Mogą być z nią dość spore problemy.

Sky po tych słowach zaklął szpetnie pod nosem i zasępił się jeszcze bardziej niż zwykle. Jemu chyba też to nie odpowiada. W zasadzie, chyba nikt nie cieszył by się z tego że ma w dróżynie coś na kształt opętanej klaczki.

- Jeśli ten pasożyt wykorzystuje magię, aby nad nią panować, pozbyłbym się go bezproblemowo. - Pozbył się go... On? Nawet nie jest jednorożcem. Cóż, teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Później się tym zajmę - Jednak jeśli nie... Albo jeśli zagnieździł się zbyt głęboko, mógłbym uszkodzić umysł Grey. Poza tym, nie wiem jak zadziałałoby to we śnie - Powiedział, po czym wymamrotał coś niezrozumiałego. Wydaje mi się że to kolejne przekleństwo.- Tego tylko brakowało... Dziękuję, Oczko - powiedział, po czym skinął głową - Ale dalej jej unikaj. Cokolwiek to jest, nie lubi cię, a ja nie chcę eskalacji zbrojeń, która zniczy umysł tej klaczki. - Jeśli faktycznie jest tak jak mówi, i to coś mnie nie lubi, to raczej nie będzie miało znaczenia czy będę się trzymała od niej z daleka. Jeśli będzie chciało mi dokopać, samo przyjdzie. A ja, i tak nie zamierzam uciekać. Niech nie myśli sobie że się boję. 

Edytowano przez NimfadoraEnigma
Link do komentarza

Sky pchnął drzwi, jednak ku jego zaskoczeniu nie otworzyły się bez żadnych problemów. NIm udało się je uchylić choćby do połowy, dał się słyszeć krótki okrzyk zaskoczenia i głośny huk spowodowany zderzeniem z czymś ciężkim. Coś pozostającego poza zasięgiem wzroku jęknęło zbolałym głosem i mocnym szarpnięciem pociągnęło z drugiej strony za klamkę, niemal pozbawiając równowagi białego pegaza.

- Auaaa..! - Waszym oczom ukazał się kuc koloru ciemnego toffi, ubrany w strój typowy dla chirurgów. Kopytem ostrożnie pocierał czoło, na którym powoli formował się już nieduży guz - Nikomu nie chciało się ruszyć z miejsca, żeby zaktualizować listę oczekujących na operacje pacjentów, ale na głupie dowcipy to macie energię! - Mruknął z wyrzutem, groźnie potrząsając trzymanymi papierami, na których zauważyliście wypisane jakieś nazwiska i sale. Nieduży ogier najwyraźniej zamierzał jeszcze pociągnąć tą tyradę, jednak nagle jednak zamarł i wciąż z otwartymi ustami tępo wbił w was wzrok. Pomimo, że gwiazda nie znajdowała się w zasięgu jego wzroku, do jego umysłu powoli przesączała sie straszna wiedza na temat tego, gdzie sie znalazł... A przynajmniej mieliście na to nadzieję. Pełna napięcia chwila ciszy podczas której obserwowaliście uważnie reakcję przybysza i zastanawialiście sie, czy w czasie waszego "przebudzenia" w tym śnie mieliscie równie głupie miny została jednak brutalnie przerwana przez dość młodą klacz o granatowej sierści, która bezceremonialnie odepchnęła stojącego wciąż w drzwiach kuca.

- Pani doktor! - Zwróciła się wyraźnie przejętym tonem głosu do stojącej najbliżej niej klaczy, jaką była Gray Pencil - Czy operacja się udała? Czy on przeżyje? - Zdradzajac nerwowość, potrząsnęła niezbyt delikatnie młodą członkinią drużyny Lucida i spojrzała na nia z wyczekiwaniem. Podświadomość najwyraźniej nie zamierzała przejmować sie tym, że ktoś posiadający 11 lat nie ma prawa być lekarzem...

Reszta z was, wraz z kucem koloru toffi który w końcu jasno zdał sobie sprawę ze swojej prawdziwej tożsamości miała za to okazję rzucić nieco okiem na rozciągający się za drzwiami długi, pozbawiony okien korytarz. Po obu jego stronach znajdowały się rzędy drzwi, zaś na ustawionych pod ścianami ławkach siedziały grupki zmizernowanych, oczekujących na zabiegi kuców. Wszystko wskazywało na to, że szpital będzie prawdziwym labiryntem...

 

Przepraszam za długie oczekiwanie na odpis. Dolritto wkracza. Od teraz już po każdej waszej turze pojawiać sie bedzie mój wpis

Link do komentarza

Ożeż w pysk! Co to, atak?

 

Spodziewałem się czegokolwiek, ale nie że coś przeszkodzi mi już w otwieraniu tych sianiastych drzwi!  Na szczęście głośny jęk bólu szybko przegonił mój przestrach. A kiedy ten młokos szarpnął drzwi i ujrzałem jego wściekłą, zaczynającą puchnąć moedeczkę, już dokładnie wiedziałem co zaszło. Jednak mówił o qiele ciekawsze rzeczy niż zwykłe w takich momentach wonty i pogróżki. Okazuje się bowiem, że ten kuc znał masze chirurgowe ja z tego snu. I już zaczynałem formować plany uczynienia z niego sojusznika, gdy dostrzegłem czym wymachuje w naszą stronę.

Rozpiską z operacjami, na której to poszukiwanie się udawaliśmy.

 

Nie mogłem jednak nic na razie zrobić, gdyż to mi przyszło przyjąć na pysk wściekłą tyradę potrąconego przeze mnie ogiera. Czekałem więc aż chociażby przerwie na dłuższy oddech, aby się usprawiedliwić, lub też opierdzielić go za głupie bieganie po korytarzu.

 

Wtedy jednak coś poczułem. Jakby... Nagły, chłodny impuls, mający epicentrum w kieszeni na mojej piersi. Lucida!

Widziałem, że młodzik przede mną też to poczuł. Stanął z otwartym lekko pyszczkiem i wybałuszonymi ślepiami, gapiąc się na całą naszą grupkę.

Wtedy przypomniałem sobie, że już go gdzieś widziałem. Zanim jednak zdołałem sobie przypomnieć gdzie, do mojego umysłu jakby sam napłynął obraz plaży, Księżniczki Luny i... Między innymi tego właśnie kucyka.

Dzięki, przydatna Gwiazdko. Ciekawe, co jeszcze potrafisz...

 

Ale skoro ten ogier także jest wysłannikiem Luny... To czy ma teraz do nas dołączyć?

Jeszcze raz spojrzałem w jego przerażone oczy. Ile on w ogóle ma lat, czternaście? Nie, nie ma opcji żebym puścił go luzem. Dołączy do nas.

 

Nagle zza otwartych drzwi wyłoniła się jakaś granatowa klacz o przekrwionych oczach. Na wszelki wypadek chwyciłem inaczej wózek od butli, aby móc ją zdzielić w wypadku zagrożenia.

 

Nieznajoma przeleciała wzrokiem moją grupę i zatrzymała go na Grey Pencil. Odepchnęła wciąż stojącego przede mną karmelowego ogiera i błyskawicznie dopadła źrebaczki.

 

- Pani doktor! Czy operacja się udała? Czy on przeżyje? - Pytała niemal histerycznie, potrząsając moją konstruktorką.

O, cholera! I co my niby mamy jej odpowiedzieć?

 

Nie wiedziałem. Wiedziałem za to że nie dam tej spanikowanej przybłędzie maltretować mojej podopiecznej.

 

- Hej! Co pani sobie wyobraża? - warknąłem tonem do opieprzania podkomendnych, spychając jej kopytka z ramion Gray w dość bezceremonialny sposób - Szarpanie innych kucyków uważa pani za uprzejme powitanie? Trochę szacunku i opanowania, paniusiu, a może czegoś się dowiesz - po tej naganie odchrząknąłem i wygładziłem nieco kitel, aby dać sobie chwilę na wymyślenie odpowiedzi - Co zaś do... Pacjenta - rzekłem ostrożnie, w ostatniej chwili łapiąc się na tym że klacz może pytać zarówno o męża, jak i syna czy ojca, a więc nie należało niczego precyzować - To...

 

- To nic jeszcze nie jest pewne - wtrąciła się nagle Oczko. Zaskoczony nieco, odsunąłem się jeszcze bardziej od klaczy, by zerknąć na współtowarzyszkę. Dobre ma wyczucie chwili, jeszcze chwila a palnąłbym jakąś głupotę. Zbyt mało mam wprawy w kłamaniu na żywo...

- Proszę jednak być dobrej myśli. Może to być zatrucie pokarmowe, albo żółtaczka typu C - ... Natomiast Oczko brak chyba wprawy w empatii. Gdy tylko granatka usłyszała jej ostatnie słowa oddech jej przyśpieszył, a kopytko odruchowo powędrowało w górę aby zatkać pyszczek. Jeśli zacznie tu histeryzować, to łajno nam wyjdzie z przemknięcia się niezauważenie!

- W zasadzie - ciągnęła moja fałszerka - nie ma większych podstaw aby określić. Ja jednak stawiała bym na …

 

- Dopóki nie ma ekapertyzy od kardiologa nie ma co stawiać ŻADNYCH hipotez - wtrąciłem się odciągając zbliżającą się do płaczu klacz od reszty grupy. Nie omieszkałem też łypnąć krótko na Oczko - Jednak niech się pani nie zadręcza - powiedziałem celując w pokrzepiający ton. Przynajmniej mnie słucha i jeszcze nie płacze - Nasz zespół dokonał już istnych cudów w o wiele cieższych przypadkach - klacz spojrzała na mnie przez łzy, a ja się uśmiechnąłem - Wszystko na pewno skończy się dobrze. Tymczasem poinformujemy panią jeśli tylko nastąpi zmiana stanu, dobrze?

 

Nieznajoma pokiwała powili głową, wymamrotała coś i odeszła w swoją stronę ze spuszczoną głową, pociągając nosem. Cicho odetchnąłem z ulgą. Aż dziw, jak praca w Gwardii i ściganie czarnorożców może wyrobić umiejętność pokrzepiania w biedzie...

Kątem oka dostrzegłem, że kilku pacjentów siedzących pod ścianami gapi się na mnie. Nie było to ani przyjemne, ani tym bardziej dobrze nie wróżyło.

Mocniej naciągnąłem czepek na lewą część pyska i wróciłem do grupy. Usłyszałem jak urwał się pojedynczy szept, gdy podchodziłem.

Dobre, Sky, misja toczy się dalej. Cel, kierunek, działanie! - powtórzyłem w myślach jedną z częściej używanych przeze mnie maksym. I jedną z praktyczniejszych.

 

- Histeria i lamenty to ostatnie czego nam trzeba, Oczko - szepnąłem przechodząc obok niej i jej ego, po czym skierowałem się na młodzika, który dalej trzymał w zgięciu kopyta dokumenty. Idąc zmierzyłem go krótko od stóp do głów. Choć młody, może czternastoletni, wydawał się krzepki. Z oczu zaś wyzierało całkiem rozumne spojrzenie... Nie mogłem powiedzieć już niemal nic ponad to i fakt, że był ubrany w identyczne kitle co my. szkoda że nie mam czasu aby gruntownie go przepytać i poznać. Nie znoszę działać w ciemno! - pomyślałem czując na sobie coraz bardziej naglące spojrzenia zarówno pacjentów, jak i własnej drużyny.

Drużyny, z nim włącznie.

- Witaj w drużynie. Powitania potem, teraz wczuj się w rolę i trzymaj mnie - Szepnąłem do niego przechodząc obok by znów złapać za mobilny stojak mojej butli i zamknąć drzwi do sali operacyjnej. Potem zaś dodałem już głośno, tak żeby usłyszeli mnie wszyscy, łącznie z pacjentami - No, skoro mamy za sobą ten niewielki incydent, może dowiemy się gdzie mamy następny zabieg. Prawda, młody? - szturchnąłem go przyjacielsko, w ramię, ruszając z nim korytarzem tak jakbym wiedział gdzie idę. Z tym że nieopatrznie zrobiłem to protezą, przez co cel kuksańca nieco się zachwiał i cicho stęknął Sky, pilnuj się!

- I czy nie mamy w harmonogramie powierniczek harmonii? Słyszałem że są gdzieś w tym szpitalu... - dodałem nadając głosem tak ogromny podtekst, że chcę aby TO właśnie znalazł, że tylko idiota by się nie domyślił.

 

Obserowowałem przy tym możliwie dokładnie korytarz, aby tym razem nie dopuścić do tak bliskiego kontaktu kogokolwiek z członkami drużyny w takim stopniu, jak to miało miejsce przed chwilą. Zauważyłem przy tym, że korytarz ciągnie się na naprawdę długim dystansie, a jego odnogi zdają się być identyczne. Jeśli szybko nie znajdziemy jakiejś mapy, możemy mieć lekki problem z nawigacją... Zacząłem rozglądać się za jakimś planem ewakuacyjnym, nasłuchując jednocześnie odpowiedzi nowego, młodszego kolegi i wsłuchując się w stuk kopyt reszty podążającej za nami...

Edytowano przez Hilianus
Link do komentarza

Sky otwierając drzwi uderzył w młodego kuca koloru ciemnego toffi. Powiedział coś, ale Wood nie zwrócił na to uwagi – ten kuc trzymał rozpiskę z nazwiskami i salami. Muszę to zobaczyć. Już miał użyć magii na kartce, gdy jakaś klacz odepchnęła młodego i podeszła do Gray.

- Pani doktor! Czy operacja się udała? Czy on przeżyje? – zaczęła potrząsać klaczką. Wood stał całkowicie przerażony. Rozejrzał się po korytarzu. W jednej chwili mógłby oddzielić ich od reszty korytarza i uśpić nerwową klacz. Ale Sky go wyprzedził.

  - Hej! Co pani sobie wyobraża? - warknął gniewnie - Szarpanie innych kucyków uważa pani za uprzejme powitanie? Trochę szacunku i opanowania, paniusiu, a może czegoś się dowiesz – odchrząknął i poprawił kitel - Co zaś do... Pacjenta – powiedział spokojnie i powoli, jakby szukał wymówki - To...

 - To nic jeszcze nie jest pewne - wtrąciła się nagle Oczko. Widocznie zaskoczony odszedł i spojrzał na klacz.

- Proszę jednak być dobrej myśli. Może to być zatrucie pokarmowe, albo żółtaczka typu C – gdy skończyła, kopyto rozhisteryzowanej klaczy powędrowało w stronę ust. Za raz się na nią rzuci. I dobrze, jedno zagrożenie mniej.

- W zasadzie - ciągnęła - nie ma większych podstaw aby określić. Ja jednak stawiała bym na …

 - Dopóki nie ma ekapertyzy od kardiologa nie ma co stawiać ŻADNYCH hipotez - Sky odciągnął bliską wybuchu klacz od nich. To był moment jak z marzeń – wszyscy skupieni nie na nim. Mógł zabić tą groźną dwójkę, a nikt by mu nie przeszkodził. Paskudny uśmiech wypełzł mu na twarz. Sky’a maseczką, po czym skręcę mu kark, a Oczko poderżnę gardło skalpelem.

Stój, bo świadomość rzuci się na ciebie! Weź się w garść! Póki nie wiedzą, co masz, to możesz się bronić, więc tylko się broń! Pokaż, że nie jesteś tak zły jak oni i nie atakuj pierwszy. Lekko potrząsnął głową, a uśmiech zszedł jego twarzy. Pozostała chłodna obojętność. - Jednak niech się pani nie zadręcza – powiedział myśląc, że ją pocieszy - Nasz zespół dokonał już istnych cudów w o wiele cieższych przypadkach – klacz płakała, a on się uśmiechał. To wydał się aż straszne dla Wood’a. Raduje się cierpieniem innych. Dopiero po chwili zrozumiał, że to też miało ją pocieszyć - Wszystko na pewno skończy się dobrze. Tymczasem poinformujemy panią jeśli tylko nastąpi zmiana stanu, dobrze?

 Nieznajoma pokiwała powili głową, wymamrotała coś i odeszła w swoją stronę ze spuszczoną głową, pociągając nosem. Cicho odetchnął. A może jednak zaufam Sky’owi? Mógłby ją zabić i byłoby bez problemu, a on próbował ją uspokoić. Nie, Wood, nawet tak nie myśl. On jest zagrożeniem i póki nie przestanie nim być, to musisz na niego uważać.

 - Histeria i lamenty to ostatnie czego nam trzeba, Oczko – powiedział z wyrzutem to klaczy, po czym spojrzał się na młodego.

Skierował się powrotem do butli, po drodze mówiąc coś szeptem do młodego.

Potem powiedział wyraźnie i głośno, jakby pod publikę - No, skoro mamy za sobą ten niewielki incydent, może dowiemy się gdzie mamy następny zabieg. Prawda, młody? - szturchnął go w ramię, ruszając z nim korytarzem tak jakby wiedział gdzie idę. Ale zrobił to tą dziwną kończyną, przez co ogier zachwiał się.

- I czy nie mamy w harmonogramie powierniczek harmonii? Słyszałem że są gdzieś w tym szpitalu... – dodał po chwili i zaczął obserwować korytarz.

Pięknie gra. Kłamstwa pierwsza klasa. Wydawało mu się, że widzi błysk w oku Sky’a, gdy ten patrzy się na kartkę papieru.

Którą bezceremonialnie zabrał magią, patrząc się na zegar.

-Dawaj to – powiedział chłodno umiejscawiając kartkę przed swoją twarzą – Jak będziecie dalej tak się guzdrać, to przed nowym rokiem nie skończymy – dodał zza kartki lekceważącym tonem. Chciał szybko oderwać się od nich i nie miał zamiaru grać miłego. Ucieczka jest najważniejsza.

Zabiją mnie! Na pewno zauważą, że zrobiłem się za pewny! Że się ich nie boję! Myśl, Wood, myśl. Wiem!

­-Kółko teatralne się przydaje – powiedział szeptem wesołym tonem zza kartki. Tylko by uwierzyli.  I nadal wertował kartkę w poszukiwaniu interesujących go informacji.

Edytowano przez PiekielneCiastko
Link do komentarza

Tego…jest…za…dużo.

Przypomniał sobie; przypomniał sobie wszystko. Ale nie tak jak zawsze, gdy zapomni o czymś. To było jak fala; fala rozbijająca się o nadmorski klif. W jednej sekundzie przypomniał sobie wszystko i zapomniał wszystko. Skąd się tutaj wziął i co ma robić? Przypomniało mu się co się stało; Luna potrzebowała pomocy w krainie snów. Czy on też jest we śnie? Tak, stał w kitlu przed jakąś grupą lekarzy lub chirurgów. Nie. Nie jakąś, stali przed nim członkowie drużyny z pod gwiazdy Lucida. Widział ich już gdy Luna ściągnęła ich, oraz innych.

Dolton mógłby tak stać i przywoływać wspomnienia jeszcze długą chwilę, ale coś wyrwało go z gonitwy myśli. Ktoś stojący za nim popchnął go w prawo. O mało się nie wywrócił gdy fioletowa klacz rzuciła się do najmłodszej z chirurgów pytając o powodzenie zabiegu. Ta mała miałaby niby przeprowadzić jakąś operację? ,,Mała”; trochę tylko młodsza od niego, ale i tak nie mogła nadawać się do tej roboty. On sam miał tylko 14 lat i stał ubrany tak jak oni. Kitel był całkiem dobry rozmiarowo, chociaż średnio wygodny. W czymś takim nie da się skakać, pokonywać przeszkód, czy robić uników! 

Nie świadomy w ogóle zawiesił się z wzrokiem wpatrzonym w sufit i lekko oparty o ścianę. W myślach miał te czwórkę. Nie musiał mieć żadnego z nich przed oczami by próbować oceniać. Wystarczył mu moment, gdy tempo gapił się na nich.

Jest ten biały ogier z blond grzywą i ogonem. Wygląda na to, że ma ze 3 dychy na karku. Napakowany, pewnie pracuje fizycznie; krótko ścięty ogon na to wskazuje, ale ta grzywa. O wiele zbyt zadbana jak na zwykłego robotnika, czy kogoś w tym stylu. Spojrzał na niego, akurat w momencie, gdy ten zaczynał karcić klacz.

- Hej! Co pani sobie wyobraża? -Ton głosu cięższy niż młotek i ostrzejszy niż nóż. Tak, ten sam co przy opieprzaniu podwładnych. Więc pewnie jest żołnierzem, do tego wysokim rangą. Spojrzał na jego kopyta. Poznaczone odciskami, jakby od dawna posługiwał się bronią. Teraz dopiero zwrócił uwagę na znaczek i opaskę na oku ogiera. Na to samo wskazuje ta jego opaska na lewym oku, którą usiłuje zasłonić i ten jego znaczek. Ciekawe czy pacjenci i inni zwracają uwagę na tę opaskę i w ogóle ją widzą. Znowu się zamyślił; wrócił do świata dopiero przy wypowiedzi turkusowej klaczy.

- To nic jeszcze nie jest pewne. - Wtrąciła się, chyba ratując tyłek białemu ogierowi. On z resztą trochę się odsunął dając jej pole do popisu. -Proszę jednak być dobrej myśli. Może to być zatrucie pokarmowe, albo żółtaczka typu C. - O! Jaka milusia! I jeszcze ten zwyczajny, prawie obojętny ton z nutką wyższości. Kim ona jest tak w ogóle? Ych! Te oczy! Czarne i bezdenne jak beczka smoły. Znaczek nie przedstawia nic, chociaż… to porównanie do beczki smoły jest całkiem na miejscu, bo wygląda jak plama od tej czarnej mazi. Niby książek nie ocenia się po okładce, ale stoi obok mnie zaawansowany podręcznik do czarnej magii.  A do tego nie mam zielonego pojęcia ile ma lat! Bosko!

- W zasadzie -ciągnęła klacz- nie ma większych podstaw aby określić…

O nie, mam dość słuchania tej jej milutkiej gatki. Odcinam się! Rzucił okiem w stronę brązowego kuca o żelaznej grzywie. Przeciętna budowa ciała, młodszy od tego białego, może jakieś 20 lat. Stoi i bacznie obserwuje sytuację, tak jak ja. W oczach ma strach? Nie jestem pewien, ale raczej nie pewność. Ciekawy znaczek. Co ma niby oznaczać takie żelazne drzewo? Może ma talent związany z drewnem lub żelazem, albo jednym i drugim? Dobra, więcej nie wymyślę… NA RAZIE.

I jest jeszcze ta klacz. Spojrzał otwarcie w stronę szarego kucyka. Młodsza ode mnie, to już ustaliłem, ale nie wiem o ile. Wygląda na 13 lat, a może jest po prostu tylko dość wysoka. Te włosy zdecydowanie nie pomagają przy chodzeniu! Chmmm. Po znaczku stawiam, że artystka, no, a przynajmniej, że chyba lubi rysować.  Wygląda na ,,damę’’, pozazdrościć cery i takich zadbanych kopytek.    

-Witaj w drużynie. –Dolton skupił się. Biały ogier skończył rozmowę z tą znerwicowaną klaczą i przechodząc obok niego miał parę słów do powiedzenia. -Powitania potem, teraz wczuj się w rolę i trzymaj mnie- Szepnął jeszcze. Dobra, zaczynamy. ,,Trzymaj mnie”? Znaczy dotrzymuj kroku, idź obok mnie, tak? Kuc zamknął drzwi od sali operacyjnej złapał te butlę na stojaku (Właściwie po co mu ona?!) i dodał głośniej - No, skoro mamy za sobą ten niewielki incydent, może dowiemy się gdzie mamy następny zabieg. Prawda, młody? -Szturchnął Dolritto w ramię. Ałłłłł, shit! Jak chcesz mnie przewrócić to zrób to otwarcie, bez tej maskarady, co! Jak w ogule można mieć tak twarde i narżnięte mięśnie!? On pewnie szprycuje się jakimś świństwem, żeby mieć lepszą wydolność. Chmmm. Nie ważne, no, przynajmniej w tym momencie. Ruszył za białym ogierem. -I czy nie mamy w harmonogramie powierniczek harmonii? Słyszałem że są gdzieś w tym szpitalu... -Podtekst! Podtekst czuję! Ale zaraz, z kąd ja mam to wiedzieć?! Spojrzał w dół, na swoje kopyto. Jasne! Ten papier to chyba lista pacjentów. Mogę teraz bez problemu odpowiedzieć!

-Widzisz, bo… -Nie zdążył powiedzieć nic więcej. Magiczna siła wyrwała mu kartkę z kopyta. Spojrzał za siebie z twarzą wyrażającą złość  i ujrzał brązowego ogiera przeglądającego rozpiskę. –Dawaj mi to! –Rzucił chłodno. Poprawka przy ocenie ogiera; to nie jest miękki gościu, a dość twardy kuc z dobrze opanowaną grą aktorską. Takie przynajmniej odniósł wrażenie przyglądając się ogierowi. Ale on sam musiał jakoś skończyć zdanie do tego białego kuca, inaczej wyjdzie na kogoś całkiem nie świadomego. Czas zagrać.

-…lista po aktualizacji wpadła w moje kopyta dopiero teraz, więc nie zdążyłem się jeszcze dokładnie przyjrzeć. –Powiedział w stronę białego. Dobra, to brzmiało świetnie! Powiedziałem coś w praktyce nie przekazując nic! A teraz starczy się zamknąć, iść za nim z pewną siebie miną i czekać na dalszy tok wydarzeń. Miodzio!  

Edytowano przez Dolritto
Link do komentarza

-Cokolwiek w tobie siedzi Gray, nie słuchaj tego. To nie jest tobą. A ciebie, ostrzegam, jeśli nie wyleziesz z tej klaczki, to sama cę z niej wykopie. Zrozumieliśmy się?

Ja? Oh nie! Uważaj bo wyjdę z niej! Gray, przyznaj. Gdyby nie ja upadłabyś ze trzy razy. Nie narysowałabyś Sky'a. Pewnie umarłabyś ze samotności.

 

  Drzwi otworzyły się do połowy. Huk. Coś za drzwiami jęknęło. Mocne szarpnięcie drzwi. 

- Auaaa..!- Za drzwiami stał ogier młody koloru ciemnego toffi. Miał kitel. Pocierał czoło kopytkiem- Nikomu nie chciało się ruszyć z miejsca, żeby zaktualizować listę oczekujących na operacje pacjentów, ale na głupie dowcipy to macie energię! - mruknął z wyrzutem.Groźnie potrząsnął papierami.

Imiona i Nazwiska. Ktoś wyprzedził Wood'a

Nagle zamarł. Wbił tępo wzrok w gromadkę. Cisza. 

Jak z powietrza pojawiła się granatowa klacz. Wyglądała na zdenerwowaną. Odepchnęła uderzonego i podbiegła do najbliżej stojącej GrayPencil.

- Pani doktor! -  Była zaniepokojona i przejęta - Czy operacja się udała? Czy on przeżyje? -Potrząsnęła lekko czekając na odpowiedź.

'Pomocy!'

Nie wiem nie potrafię!

Na Szczęście klaczki wtrącił się Sky

- Hej! Co pani sobie wyobraża? - warknął mocnym głosem, jak prawdziwy generał. Zepchnął jej kopyta z ramion Gray-- Szarpanie innych kucyków uważa pani za uprzejme powitanie? Trochę szacunku i opanowania, paniusiu, a może czegoś się dowiesz - odchrząknął i wyprostował sobie kitel- Co zaś do... Pacjenta - Gray odetchnęła.

- To nic jeszcze nie jest pewne - wtrąciła Oczko ratując zad Sky'a.

Ale wyczucie Woho. Nadal nie rozumiem czemu chcą się mnie pozbyć.

- Proszę jednak być dobrej myśli. Może to być zatrucie pokarmowe, albo żółtaczka typu C - To na pewno ją pocieszyło! Brawo i bis dla tej klaczy!

Kopytko klaczy powędrowało do pyszczka w celu rozpoczęcia histerii.

- W zasadzie - ciągnęła Oczko--nie ma większych podstaw aby określić. Ja jednak stawiała bym na …

- Dopóki nie ma ekapertyzy od kardiologa nie ma co stawiać ŻADNYCH hipotez -  odciągnął klacz od grupy i łypnął na oczko- Jednak niech się pani nie zadręcza - powiedział pokrzepiająco.-Nasz zespół dokonał już istnych cudów w o wiele cieższych przypadkach - klacz spojrzała przez łzy, a ten się uśmiechnął.
Przyznam sam bym tego lepiej nie zrobił.
Klacz odeszła ze spuszczoną głową.
Myślałem, że podświadomość będzie groźniejsza...Pogadaj z Oczkiem albo szefem czemu chcą się mnie pozbyć? Jestem całkowicie uprzejmy, ale jeśli będą chcieli mnie wyciągać. W tym przypadku będą musieli wyciągać Ci mózg. Będę walczył.
'Ja do ciebie nic tam nie mam'
- No, skoro mamy za sobą ten niewielki incydent, może dowiemy się gdzie mamy następny zabieg. Prawda, młody? - głos Sky'a wyrwał ją z rozmowy. Głos był tak głośny, że usłyszeli go nawet pacjenci.
Ogier koloru toffi został przyjacielsko dźgnięty w ramie. Gray usłyszała dziwny dźwięk. Nie dźwięk kopyto-ramie tylko lekko inny twardszy dźwięk. Sam młodzieniec zachwiał się i stęknął.
- I czy nie mamy w harmonogramie powierniczek harmonii? Słyszałem że są gdzieś w tym szpitalu... 
-Dawaj to – powiedział Wood zabierając magią kartkę  – Jak będziecie dalej tak się guzdrać, to przed nowym rokiem nie skończymy – dodał zza kartki.
-Kółko teatralne się przydaje –  szepnął wesoło.
Pan miły jest jednak panem wrednym. Aktualizuję listę drużyny. Super koksu szef drużyny. Dziwna klacz dziwne oczy wredna i zbuntowana. Przerażony wredny typek. Ciamajda z talentem artystycznym wyglądająca  na dwa lata starszą. I teraz jest ten mały toffi ogier.
-…lista po aktualizacji wpadła w moje kopyta dopiero teraz, więc nie zdążyłem się jeszcze dokładnie przyjrzeć. –dokończył zdanie, którego początku nie słyszała Gray.
Szli dalej albo rozmawiając, albo milcząc.
Uważają mnie za złego prawda?
' Na to wygląda'
Więc czemu się nie pobawić i kiedy będą chcieli mnie wyciągać udasz opętaną?
'Nie widzę tego różowo wiesz? Opętana? To tylko pogorszy sytuację'
Oh nie! Potem zaczęlibyśmy się śmiać i wytłumaczyłbym im, że nie jestem groźny.
Głos znów przejął kontrolę nad klaczą chroniąc ją od potknięcia. Po chwili opuścił jej ciało.
Zrób sobie warkoczyk, albo poproś kogoś z pewnością Oczko zrobi ci kitusia, albo kłosa. Albo jeszcze lepiej koka! Oh pamiętam jak kiedyś byłaś taka malutka! Takie słodziutkie malutkie klaczysko! I jak Ci mama warkoczyki robiła. Doprawdy jej grzebień wyrywał włosy, ale zawsze coś nie?
'Skąd ty tyle o mnie wiesz? Jesteś szpiegem?'
Ja zawsze byłem w twojej głowie, ale obudziłem się kiedy wiedziałem, że może ci się stać krzywda. Jestem czymś jakby duchem, wspomnieniem, wymyślonym przyjacielem, stanem umysłowym.
-Mało to rozumiem- powiedziała głośno klaczka.
Znowu.
Zatkała pyszczek kopytkiem. I jakby nigdy nic ruszyła za grupą
 
Link do komentarza

Krótka, lecz burzliwa wymiana zdań z tajemniczą klaczą skutecznie przyciągnęła uwagę innych znajdujących się na korytarzu kucy. Nim wreszcie Sky wraz z Oczkiem skutecznie zdruzgotali granatowogrzywą lawiną niekoniecznie miło brzmiących i pokrętnych wyjaśnień, czuliście już na sobie ciężkie i nieco podejrzliwe spojrzenia wszystkich, którzy mieli was w zasięgu swojego wzroku. Z ogromnym wysiłkiem powstrzymaliście się przed drżeniem. Sposób, w jaki was teraz obserwowano do złudzenia przypominał ten, w jaki drapieżnik tuż przed atakiem analizuje siły swojej przyszłej zdobyczy. Dopiero teraz, lustrując korytarz tak naprawdę zdaliście sobie sprawę z tego, w jakiej znaleźliście się sytuacji. Zdani tylko i wyłącznie na siebie, w obcym miejscu, otoczeni wrogami. I to takimi, którzy nie będą gotowi wybaczać ani oszczędzać, którzy gotowi są bezustannie za wami podążać i czekać na najmniejsze potknięcie.

Dowodzący drużyną Sky nie pozostawił jednak wiele czasu na tego typu rozmyślania i zdecydowanie ruszył korytarzem, rozglądając się na wszelkie możliwe strony, wyraźnie starając się trzymać was z dala od niebezpieczeństw. Jak dotąd, wszystko co zauważył przemawiało na jego niekorzyść - pojawiające się mniej więcej w regularnych odstępach wiodące na boki korytarze wyglądały identycznie jak ten, który właśnie przemierzaliście, wypełnione były ławkami na których zasiadały schorowane kuce i rzędami bliźniaczych, różniących sie jedynie numerami drzwi. Fakt, że ostatnie, które minęliście zaopatrzono w tabliczkę na której napisano "s. 76254-a" nie napawał zbyt wielkim optymizmem, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że nie natrafiliście ani na żadne znaki prowadzące do wyjścia czy konkretnych bloków szpitalnych, ani na najmniejszą choćby namiastkę planu budynku. Pocieszające było natomiast to, że wraz z oddalaniem się od sali operacyjnej z której wyszliście, malało też natężenie z jakim was obserwowano. Jedynie niezaaferowana zanadto całą waszą misją Oczko zauważyła, jak zimnym i twardym spojrzeniem obrzucany jest od czasu do czasu Sky i poczuła z tego powodu delikatne, niezrozumiałe ukłucie niepokoju. Iron niecierpliwie wertował kartkę, majac za plecami nieco zniecierpliwionych Gray i Doltona, którzy co rusz próbowali zajrzeć przez ramię brązowego jednorożca. Przestudiowanie papierów nie było jednak łatwe, gdyż miast przejrzystego spisu ktoś zdecydował się zestawić wszystko w absurdalne kolumienki segregujące pacjentów według sal, wieku, talentu i jadłospisu. Potrzebowaliście jakiegoś spokojnego miejsca, w którym moglibyście sie nad wszystkim zastanowić i rozgryźć tę zagadkę.

Nagle, z jednego z korytarzy wyszedł zagradzając wam drogę szarogrzywy kuc ubrany w lekarski kitel. Obrzucił was spokojnym, nieco zmęczonym spojrzeniem, jednak na widok Oczka jego pysk rozjaśnił delikatny uśmiech.

- Och, hej! - Zwrócił się do niej nieco przymilnym głosem - Akurat cię szukałem. Ordynator pilnie musi się z tobą skonsultować w sprawie jednej z pacjentek. Jest podobno bardzo ważna... - Zawiesił w powietrzu głos, wciąż nie spuszczając z oczu turkusowej klaczy i nie zaszczyczając nawet przelotnym spojrzeniem reszty drużyny - Twój zespół i tak ma na razie przerwę... - Uśmiechnął się blado, jednocześnie gestem wskazując drogę.


Krótka, lecz burzliwa wymiana zdań z tajemniczą klaczą skutecznie przyciągnęła uwagę innych znajdujących się na korytarzu kucy. Nim wreszcie Sky wraz z Oczkiem skutecznie zdruzgotali granatowogrzywą lawiną niekoniecznie miło brzmiących i pokrętnych wyjaśnień, czuliście już na sobie ciężkie i nieco podejrzliwe spojrzenia wszystkich, którzy mieli was w zasięgu swojego wzroku. Z ogromnym wysiłkiem powstrzymaliście się przed drżeniem. Sposób, w jaki was teraz obserwowano do złudzenia przypominał ten, w jaki drapieżnik tuż przed atakiem analizuje siły swojej przyszłej zdobyczy. Dopiero teraz, lustrując korytarz tak naprawdę zdaliście sobie sprawę z tego, w jakiej znaleźliście się sytuacji. Zdani tylko i wyłącznie na siebie, w obcym miejscu, otoczeni wrogami. I to takimi, którzy nie będą gotowi wybaczać ani oszczędzać, którzy gotowi są bezustannie za wami podążać i czekać na najmniejsze potknięcie.

Dowodzący drużyną Sky nie pozostawił jednak wiele czasu na tego typu rozmyślania i zdecydowanie ruszył korytarzem, rozglądając się na wszelkie możliwe strony, wyraźnie starając się trzymać was z dala od niebezpieczeństw. Jak dotąd, wszystko co zauważył przemawiało na jego niekorzyść - pojawiające się mniej więcej w regularnych odstępach wiodące na boki korytarze wyglądały identycznie jak ten, który właśnie przemierzaliście, wypełnione były ławkami na których zasiadały schorowane kuce i rzędami bliźniaczych, różniących sie jedynie numerami drzwi. Fakt, że ostatnie, które minęliście zaopatrzono w tabliczkę na której napisano "s. 76254-a" nie napawał zbyt wielkim optymizmem, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że nie natrafiliście ani na żadne znaki prowadzące do wyjścia czy konkretnych bloków szpitalnych, ani na najmniejszą choćby namiastkę planu budynku. Pocieszające było natomiast to, że wraz z oddalaniem się od sali operacyjnej z której wyszliście, malało też natężenie z jakim was obserwowano. Jedynie niezaaferowana zanadto całą waszą misją Oczko zauważyła, jak zimnym i twardym spojrzeniem obrzucany jest od czasu do czasu Sky i poczuła z tego powodu delikatne, niezrozumiałe ukłucie niepokoju. Iron niecierpliwie wertował kartkę, majac za plecami nieco zniecierpliwionych Gray i Doltona, którzy co rusz próbowali zajrzeć przez ramię brązowego jednorożca. Przestudiowanie papierów nie było jednak łatwe, gdyż miast przejrzystego spisu ktoś zdecydował się zestawić wszystko w absurdalne kolumienki segregujące pacjentów według sal, wieku, talentu i jadłospisu. Potrzebowaliście jakiegoś spokojnego miejsca, w którym moglibyście sie nad wszystkim zastanowić i rozgryźć tę zagadkę.

Nagle, z jednego z korytarzy wyszedł zagradzając wam drogę szarogrzywy kuc ubrany w lekarski kitel. Obrzucił was spokojnym, nieco zmęczonym spojrzeniem, jednak na widok Oczka jego pysk rozjaśnił delikatny uśmiech.

- Och, hej! - Zwrócił się do niej nieco przymilnym głosem - Akurat cię szukałem. Ordynator pilnie musi się z tobą skonsultować w sprawie jednej z pacjentek. Jest podobno bardzo ważna... - Zawiesił w powietrzu głos, wciąż nie spuszczając z oczu turkusowej klaczy i nie zaszczyczając nawet przelotnym spojrzeniem reszty drużyny - Twój zespół i tak ma na razie przerwę... - Uśmiechnął się blado, jednocześnie gestem wskazując drogę.

Link do komentarza

[[12 stron A4. Uprzejnie ostrzegam]]

 

-Widzisz, bo… - zaczął Młody (Właściwie, to nie znam nawet jego imienia! Muszę szybko to nadrobić), gdy nagle Wood Iron wyrwał mu magią rozpiski i dokumenty z zaskakująco szorstkim i pewnym “Dawaj mi to!”. Odwróciłem się, spoglądając na niego prawym okiem. Musiałem w tym celu przełożyć na chwilę uchwyt stojaka butli do lewego kopyta, co stwarzało ryzyko, że ktoś usłyszy jak głośno stuka prawe, sztuczne. Ale ja musiałem choćby zerknąć.

Wood Iron ciągle idąc rozłożył kartki przed swoim pyskiem, tak że całkowicie go zasłaniały.

- Jak będziecie dalej tak się guzdrać, to przed nowym rokiem nie skończymy – dodał dość nieuprzejmym tonem, zalatującym poczuciem wyższości. Tonem, którego po tym panikarzu się nie spodziewałem. Zanim jednak zdążyłem wyjść ze zdumienia, usłyszałem jeszcze cichy, choć wyraźny szept naszego architekta:

- Kółko teatralne się przydaje.


To mnie zastanowiło. Kółko teatralne? Czy on nie mówił że zajmuje się rzemieślnictwem? Niby nic nie stoi na przeszkodzie, ale... Tak niepewny, panikujący i wyraźnie nienawykły do zwracania uwagi ogier jak on? W dodatku, sam mówił że jest za mało sprytny jak na fałszerza... Jeśli był kiedyś w kółku teatralnym, to chyba tylko do czasu aż go wywalono.

A jednak przed chwilą wykazał odrobinę inicjatywy i pewności siebie. A może jednak? Wtedy jednak coś mnie tknęło. Po co on się tak zasłania tymi kartami pacjentów? Czego on teraz się boi? Czyżby... kłamał? Ale po co? Aby wydać się bardziej kompetentym, czy może...

I wtedy też to poczułem. Spojrzenia pacjentów, przeszywające i napawające niepokojem niczym Las Everfree. Aż sierść stanęła mi dęba na karku. Sam nie wiem czy bardziej przez te spojrzenia, czy wspomnienie lasu...


Wszystkie te przemyślenia trwały może z dziesięć kroków bezimiennym korytarzem. Lekko głośniejsze niż poprzednie stuknięcie prawego kopyta kazało mi w końcu się odwrócić i przełożyć uchwyt do właściwej nogi.

Tak się zaaferowałem rozmyślaniem nad tym w którym miejscu Wood jest z nami nieszczery, że nie usłyszałem nawet że nasz nowy, gniady towarzysz coś cicho mamrocze.

- ... więc nie zdążyłem się jeszcze dokładnie przyjrzeć. - tylko tyle zdołałem wyłowić. Mógłby mówić nieco głośniej, ledwo go usłyszałem. O co mu w ogóle chodziło, o drużynę? O świat snu? Czy o te dokumenty? Bądź uważniejszy, Sky!

Po tych słowach młodzik nie powiedział już nic więcej. Wlepił tylko oczy przed siebie, przywołując na twarz coś, co chyba miało być spokojem. Zaczął też nieco zwalniać kroku, pozwalając mi wyjść na czoło grupy.

Zanim jednak zniknął za moim zadem zdążyłem mu się nieco przyjrzeć. Czerwona chustka na szyi średnio pasowała do lekarskiego kitla, który miał na sobie. Jeśli ja mam na sobie opaskę, którą często noszę... To pewnie on nosi taką własnie ozdobę w rzeczywistości. Zauważyłem też jego Uroczy Znaczek - złoty zegarek kieszonkowy leżący na kopercie pocztowej. Co on może robić w rzeczywiśtości? Segregować listy? No, to kolejny prześwietny członek drużyny. Następna będzie pewnie babcia klozetowa, przyprowadzona osobiście przez Księżniczkę Lunę!

Szybko jednak otrząsnąłem się z tych myśli i skupiłem na korytarzu, wypatrując zagrożeń, jakiegoś planu budynku i czekając aż Wood, czytający papiery od Gniadego, powie w końcu coś użytecznego.


***

[[pamiętacie ten ustęp? Przedtem był zamieszczony tak bez ładu, składu i chronologii w poście Nimfadory. Więc wiedzcie, że wydarzyło się to właśnie TERAZ, już po dołączeniu Dolritto]]


Usłyszałem jak z mojej lewej strony zbliżają się lekkie, pełne gracji stuknięcia. Oczko.

- To nie amputacja skrzydła - Zaczęła cicho, a ja obejrzałem się próbując zorientować się do czego pije - Najgorszym dla kucyka koszmarem jest utracenie czegoś ważnego, lub nie możność wykonania celu - Aaa, chodzi jej o moment, gdy ustalaliśmy dokąd najpierw pójdziemy! - pomyślałem, zdwajając poświęcaną jej uwagę - Powszechnie wiadomo że najcenniejszą rzeczą dla powierniczki jest przyjaźń. Dlatego też to utracenie jej będzie najgorszym koszmarem.

Powiedziała to nawet na mnie nie patrząc. Ale jednak. Czyżby wbrew temu co sądziłem obchodziła ją ta misja?... Chyba grała wcześniej na wyrost, bo wątpię, abym był aż tak zręcznym dyplomatą. Chociaż, może jedn... SKY! Nie schlebiaj sobie, tylko obserwuj i mysl! - skarciłem się. Nigdy nie należy myśleć, że jest się w czymś wybitnym. Wtedy właśnie przychodzi ten głupi rodzaj pewności, a następne są katastrofalne błędy...


Skupiłem się na tym co powiedziała Oczko, myśląc intensywnie i nie przerywając lustracji korytarza. W końcu odpowiedziałem, lecz na tyle cicho, aby słyszała mnie tylko turkusowa klacz.

- Możesz mieć rację. Ale w jakim miejscu taka utrata przyjaźni mogłaby nastąpić? Na intensywnej terapii, gdzie jedna z przyjaciółek śniącej właśnie umiera? - Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową. - Masz rację, ale "utrata przyjaźni" to dość ogólne pojęcie. Równie dobrze kiedy my przeszukiwać będziemy oddziały, nasz cel może kłócić się z przyjaciółką na dachu - Oczko lekko kiwnęła głową, chyba przyznając mi rację - W związku z tym nasza trasa się nie zmienia. Dalej zmierzamy do sali przedoperacyjnej. A do intensywnej terapii i tak już zamierzaliśmy iść, jeśli pierwsza opcja nie wypali.


Po tym co powiedziałem Oczko chwilę dalej szła koło mnie, patrząc w podłogę. Wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała. Nie było też czuć od niej tej tak irytującej mnie wcześniej buty. Zaintrygowło mnie to.

- Poza tym, jest jeszcze jedna rzecz - Wypaliła dość cicho, jakby z lekkim... Strachem? Natychmiast jednak podniosła głowę i znów wskoczyła na swój zwykły poziom nonszalancji - Przeskanowałam mózg Gray - Och, jak miło z twej strony... Słuchałem jednak uważnie - Coś w niej siedzi. I cokolwiek to jest, nie ma dobrych zamiarów. Wygląda jak jakiś rodzaj umysłowego pasożyta albo, jeszcze innego cholera wie czego - Zmarszczyła brwi, jakby ktoś podał jej kanapkę z za duża ilością chabrów - Tak czy inaczej, trzeba będzie mieć ta klaczkę na oku. Mogą być z nią dość spore problemy.


- Noż w zad trzepana bizonia mać! - zakląłem siarczyście pod nosem i parsknąłem końsko. Oczko spojrzała na mnie dziwnie, ale nic mnie to nie obchodziło.

Pięknie, kolejny problem z członkiem drużyny, który muszę jakoś rozwiązać! To co my tu mamy? Młokosa o wątpliwie przydatnym stażu na poczcie, którego nawet nie znam, nieprzewidywalnego, raz rozsądnego raz panikującego rzemieślnika, prawdopodobnie zainfkowaną jakimś astralnym śmieciem lub wręcz opętaną nieśmiałą klaczkę, Wkurzającą mnie do białości, buntowniczą Oczko... Która akurat teraz jest jednak dziwnie pomocna i troskliwa względem dobra drużyny.

Zastanowiła mnie ta zmiana w turkusce. Jednak jej zależy? A może po prostu sama boi się tego, co odkryła, i stąd to dziwne zachowanie?

Odłożyłem te rozmyślania na potem, skupiając się na analizie sprawy Gray Pencil, dodając do własnych obserwacji to co wyjawiła mi Oczko. Cholera, sprawa śliska jak ślimak, który wpadł do kiślu...


- Jeśli ten pasożyt wykorzystuje magię, aby nad nią panować, pozbyłbym się go bezproblemowo - Powiedziałem znów tak, by słyszała mnie tylko Oczko. Wyczułem też bardziej niż zobaczyłem (była po mojej lewej, tak że widziałem ją tylko kątem prawego oka) że zareagowała na moje wyjaśnienie zdziwieniem. Zignorowałem to i ciągnąłem dalej - Jednak jeśli nie... Albo jeśli zagnieździł się zbyt głęboko, mógłbym uszkodzić umysł Grey. Poza tym, nie wiem jak zadziałałoby to we śnie... O ile nie będzie z tym jak z wizjerem - warknąłem wściekły bardziej już do siebie niż do niej - Tego tylko brakowało...

Będę musiał zając się Gray... i TYM. O ile, oczywiście, będę miał na to czas w tym cholernym śnie, gdzie wszyscy gapią się na mnie jakbym ukatrupił im członka rodziny... - pomyślałem, czując na sobie spojrzenia pacjentów.

Oraz jedno spojrzenie idącej koło mnie klaczy.

- Dziękuję, Oczko - powiedziałem i skinąłem jej głową, patrząc jej w te dziwne, czarne oczy. Przeszedł mnie od tego jakiś słaby dreszcz. Nie wiem dokładnie co to było, ale na pewno nie strach. Zamrugałem i wróciłem do rozglądania się po korytarzu, kontunuując wypowiedź - Dalej jej unikaj. Cokolwiek to jest, nie lubi cię, a ja nie chcę eskalacji zbrojeń, która zniszczy umysł tej klaczki.

Przynajmniej do czasu, aż będziemy mieli na to czas... NIE! Nie będę ryzykował śmierci klaczki, nawet po to by ją wyswobodzić! SKąd w ogóle u mnie taka myśl? Starzeję się czy co?


Westchnąłem i odłożyłem temat opętanej(?) na potem. Kiedy wreszcie


Jeśli faktycznie jest tak jak mówi, i to coś mnie nie lubi, to raczej nie będzie miało znaczenia czy będę się trzymała od niej z daleka. Jeśli będzie chciało mi dokopać, samo przyjdzie. A ja, i tak nie zamierzam uciekać. Niech nie myśli sobie że się boję.


***



Po dłuższej chwili marszu zerknąłem na tych z tyłu. Jedyną częścią pyska architekta, której nie zasłaniały trzymane przez niego dokumenty, były zmarszczone brwi. Westchnąłem cicho z irytacją. Nie ma jak realia snu!


Już dawno kazałbym sobie oddać te rozpiski, gdybym nie zauważył dziwnych rzeczy w samym korytarzu. Absurdalnie wysoka i niezrozumiała numeracja na drzwiach mijanych sal, brak jakichkolwiek tabliczek naprowadzających na konkretne oddziały szpitalne, znaków informacyjnych, reklam leków na porost sierści, plakietek wskazujących kierunek ewakuacji, oraz, co najbardziej by się przydało, planów budynku. Ogółem, brakło tu bardzo wielu elementów, które powinny się tu znajdować, gdyby był to prawdziwy szpital.

Jeśli podobnie jest z tymi papierami, to nic dziwnego, że niczego nie mogą się tam doszukać. Równie dobrze mogą zawierać bezcenne informacje, jak być kompletnie bezużyteczne.


W miarę jak szliśmy zauważyłem jeszcze więcej... Niespójności. Pomimo że nie jestem specem w budownictwie, to tak wielka sieć korytarzy bez okien, czy choćby wentylacji, a z taką ilością pacjentów, powinna być wedłóg mnie niewyobrażalnie duszna. Wychowałem się w Cloudsdale, więc takie miejsca jak lochy, albo inne ciasne pomieszczenia ze starym, stojącym powietrzem były dla mnie dość przykre i czułem się w nich dość niekomfortowo. A jednak było wciąż lekko chłodno, nie miałem też żadnych problemów z oddychaniem. Jedyne czym mogłem to wyjaśnić, to właśnie fakt, że byliśmy w świecie nocnych mar.


Ale najgorsze dotarło do mnie dopiero pop chwili. Coś mi nie pasowało już od jakiegoś czasu podczas obserwacji pacjentów.

I wreszcie zobaczyłem co.

To byli CI SAMI pacjenci, wciąż i wciąż CI SAMI!

Przykład? Gdy mijałem po lewej stronie parkę - pomarańczowego ogiera z gipsem na lewej prawej nodze i różową klacz z bandażem na głowie - to za kilkadziesiąt kroków mijałem ich znowu. Nie podobną parę, ale TA SAMĄ. Jescze bardziej zjeżyło mi grzywę pod przekrzywionym czepkiem, gdy czarny źrebak ze złamanym skrzydłem upił łyk herbaty z trzymanego w kopycie, pełnego kubka z herbatą...

A za kilkadziesiąt kroków ten sam źrebak znów miał pełen kubek i znów upił z niego pierwszy łyk... Brrr!


Poza tym, nawet ja miałem w końcu dość tych pół-podejrzliwych, pół-nienawistnych spojrzeń. Do siana, bycie alfą to niewdzięczna rola... Już chciałem zarządzić postój i wparować zwyczajnie do jakiejś sali, aby zastanowić się co dalej, gdy coś złamało schemat. A raczej ktoś.


Z bocznego korytarza wyszedł szarogrzywy kuc w identycznym kitlu co my. Stanął przed nami i zlustrował nas znudzonym wzrokiem. Zatrzymałem się przed nim z pytającym wyrazem twarzy, czekając co zrobi. Ten jednak zignorował mnie i przemówił z lekkim uśmiechem do Oczka.


- Och, hej! - Przywitał się podejrzanie słodko - Akurat cię szukałem. Ordynator pilnie musi się z tobą skonsultować w sprawie jednej z pacjentek. Jest podobno bardzo ważna... - Zrobił drobną pauzę nie spuszczając z niej wzroku - Twój zespół i tak ma na razie przerwę... - Znów się uśmiechnął, wskazując jendocześnie kopytem na korytarz na prawo, z którego to przyszedł.

                                        

Nie podobał mi się ani trochę. Po pierwsze dlatego, że jako pierwszy kuc tutaj nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Co samo w sobie jest podejrzane. Po drugie dlatego, że chciał rozdzielić moją drużynę. A na to nie zamierzałem się godzić. Po trzecie dlatego, że chciał zabrać najbardziej buntowniczego członka drużyny. Po czwarte, jego dziwnie uprzejmy ton. Działa celowo i na szkodę naszej misji - Zakonkludowałem - Ale mówi też o “bardzo ważnej pacjentce”... Skoro i tak nie możemy znaleźć drogi ani odczytać nic z rozpiski, mogę to wykorzystać. A mówiąc o rozpisce... O! Nawet dwa sposoby!


Odwróciłem się do Oczko, a widząc że zamierza odpowiedzieć coś, co najpewniej średnio pokrywałoby się z moim planem, zainterweniowałem.

- Nie przejmuj się, zdążymy jeszcze pogawędzić gdy wrócisz od ordynatora - rzekłem machając niedbale kopytem, a gdy zobaczyłem jak patrzy na mnie marszcząc lekko brwi, dodałem jeszcze - Spokojnie, znajdziemy cię przecież - Szkoda, że nie mogę puścić jej oka... Ten gest tylko z jednym okiem nie wyszedłby mi zrozumiale.

Na to Oczko wzruszyła ostatecznie ramionami i podążyła za już chcącym oddalić się szarogrzywym chamem.

O nie, mój drogi, jeszcze nie.

Zostawiłem butlę i błyskawicznie wyrwałem Wood Ironowi dokumenty, chwytając je w zgięcie prawego kopyta. Otaczająca je magiczna aura znikła momentalnie, gdy tylko ich dotknąłem. A więc przynajmniej to działa... Doskonale! Przełożyłem papiery do pyska i tak szybko jak mogłem nie robiąc protezą dziur w linoleum zaszedłem drogę próbującemu odejść szarogrzywemu.

- Miech ban... tfu! - WYciągnąłem papiery z pyska i chwyciłem lewym kopytem - … zaczeka! Nasz kolega - zerknąłem przelotnie na Gniadego, marszcząc brwi, jakbym był na niego zły, po czym znowu spojrzałem na znudzonego ogiera - wypełnił te rozpiski tak, że nie możemy się w niczym połapać. A niefartem zapomniał równierz, gdzie i kiedy mamy następny zabieg - Rzekłem akcentując dwa słowa złością, aby wyszło nieco bardziej autentycznie. Mam nadzieję... Cholera, że też wziąłem się za łganie... Nawet jeśli to prawda... - Mógłbyś może wskazać nam drogę? - spytałem już zwyczajnie, jak ogier ogiera.


 

 


Kuc spojrzał na ciebie z mieszaniną zaskoczenia i irytacji, zupełnie, jakby sam fakt, że się do niego odezwałeś był dla niego jakąś paskudną i nieprzewidzianą niespodzianką. Zmierzył cię uważnym spojrzeniem, marszcząc brwi, zaś na jego twarzy wykwitł jakiś niemożliwy do zindentyfikowania grymas, który w połączeniu z jego bladą, do złudzenia przypominającą porcelanę sierścią wzbudził w was nieuzasadniony niepokój.

 

- Tak? - Zapytał miłym, konwersacyjnym tonem - To doprawdy nietypowe, choć przyznaję, że sam też często gubię się w papierach. Za dużo dają nam tu papierkowej roboty... - Westchnął, przelotnie obrzucając wzrokiem trzymaną przez ciebie listę - Niestety, nie jestem w stanie pomóc, przecież każda specjalizacja ma osobne procedury. A ja nie jestem chirurgiem, tylko morfologiem - Tym razem wyglądał na naprawdę zasmuconego, choć w tonie głosu ktoś podejrzliwy mógłby doszukać się delikatnej nutki kpiny.

- A na domiar złego mam z tą panną pilną sprawę do załatwienia... Wygląda więc na to, że będziecie sobie musieli radzić sami.

 

Po tych słowach wyminął mnie łukiem i zaczął iść powoli z Oczkiem u boku w stronę, z której przyszedł.

On gra. I ewidentnie mnie nie lubi, morfolog na tronie z własnego ego... A może nie mnie, tylko tego chirurga, jakim byłem we śnie przed przebudzeniem? Do siana, że też nic nie może tu być oczywiste i proste, jak w rzeczywistości!

Cóż... chyba aby dobrze grać rolę chirurga, także powinienem go nie lubić. Ale jako że znielubiłem jego mordy jeszcze zanim się odezwał, mogłem przejść do ważniejszej kwestii.


Mianowicie do faktu, że nie dość że ufałem mu jeszcze mniej niż gdy wpadłem na pomysł, żeby Oczko z nim poszła, to dodatkowo nie pomógł nam ni w ząb w rozgryzaniu tej cholernej rozpiski... A jako że czasu na posiedzenie w kącie i odszyfrowywanie tego raczej nam brakło, chwyciłem się najsensowniejszej decyzji, jaką mogłem teraz podjąć.


Gdy morfolog i Oczko odeszli już kawałek korytarzem, odwróciłem się do Gniadego, Gray i Wooda.

- Idziemy za nimi - zakomendowałem zdecydowanie. Nie tak twardo, jak wydaję rozkazy swoim gwardzistom, w końcu to nie żołnierze, ale powinni czuć że to nie jest sugestia - Ja idę ostatni, Młody na przedzie, Gray i Wood w środku pochodu. Cicho i w odstępie, ale tak by ich nie zgubić. Naprzód - Wystawiłem kopyto z dokumentami Woodowi, wskazując ruchem głowy kierunek.


Wiem, było to dosyć dziwne zachowanie jak na lekarza, i poczułem że kilku pacjentów z najbliższego otoczenia jeszcze wzmożyło nieprzychylność swoich spojrzeń, ale nie miałem czasu na cackanie się. Jeśli zgubimy Oczko, możemy jej już nie znaleźć. A wtedy...

Wolałem nawet nie myśleć, co wtedy zrobimy. Mamy ją śledzić i koniec!

 

Spotkałem się jednak, co mnie zaskoczyło, z oporem.

 

- Nie – niemal jęknął Wood. Szybkie spojrzenie w jego przerażone oczy i już wiedziałem co się kroi. Ach, boimy się śledzić tego dziwnego, nieuprzejmego ogiera, co? - Znaczy się... - poprawił się zaraz, opanowując się nieco i wgapiając w podłogę pod sobą - Sądzę, że powinniśmy znaleźć spokojne miejsce do rozgryzienia kartek. Oczko z pewnością sobie poradzi. Ten ogier nic jej nie zrobi, a ta pacjentka może nie być tą, której szukamy.

Cholerny strachajło! I jeszcze mi będzie wmawiał że ten ogier, o którym przecież nic nie wie, nie zrobi jej krzywdy! Emocje zbytnio rzucają mu się na...


Nagle architekt uniósł głowę jakby nagle przypomniał sobie coś strasznego. Znowu?

- Jaka przerwa – rzekł ogarniając swój próbujący przyśpieszyć oddech i patrząc na mnie o dziwo dość spokojnym wzrokiem. Kontrastowały z tym tylko małe kropelki potu zaczynające pojawiać się na sierści pokrywającej skronia – Co on gadał? Musimy znaleźć kolejną pacjentkę i przygotować się do operacji. Może oni odpoczywają, ale my, chirurdzy ciągle pracujemy.


Na Celestię! Może i się boi, ale chwilami ma łeb na karku! Rzeczywiście, kłócimy się tutaj, na skrzyżowaniu korytarzy, a coraz więcej głów odwraca się w naszą stronę. Wprawdzie już nas by tu nie było, gdyby po prostu się mnie posłuchał, ale... Cholera, myśl, Sky, MYŚL!


Zerknąłem szybko w tył żeby sprawdzić czy tamta dwójka nie zniknęła już za rogiem, ale nie, szli dalej prosto. Przybliżyłem się więc jeszcze trochę do Wooda i z coraz szybciej bijacym sercem przywołałem na twarz swój wyćwiczony, i niestety fałszywy, uśmiech pt. “wszystko będzie dobrze”. Głównie pod publikę w postaci pacjentów. Wciskając mu niemal siłą dokumenty w kopyta rzekłem mu cicho i łagodnie kilka słów:

- Jeśli ten cham choć spróbuje cię tknąć, stanie się to dopiero po moim trupie. Tak samo będę bronił Oczka - choć powiedziałem to tym cichym i łagodnym tonem, będąc tak blisko zmusiłem go aby spojrzał mi w oko. A ono się nie uśmiechało. Mówiłem najszczerszą prawdę. Musiałem jakoś natchnąć tego trzęsiportka, a czasu miałem niewiele - Ale jeśli przez twoje wahanie zgubimy ją i zginie...

 

Dość! Morfolog i Oczko zaraz uciekną, a pacjenci wwiercają mi się oczami w plecy! Wood ma rację, trzeba więcej grać.

Po krótkim zerknięciu także na Grey i tego młodego mówiącym “Róbcie co powiedziałem” wyprostowałem się  i ruszyłem niby od niechcenia w stronę oddalającej się dwójki.

- Ale o tym porozmawiamy gdy dojdziemy do dyżurki pielęgniarek - powiedziałem wykorzystując donośność swojego głosu i modląc się w duchu, aby podświadomość zostawiła nas w spokoju - może tam usiądziemy i odszyfrujemy to co tam nabazgrałeś - rzuciłem nieco chmurnie do wyprzedzającego mnie Młodego. Cholera, to że nie znam nawet jego imienia jest doprawdy irytujące!

 

Po chwili wyprzedzili mnie także Gray i Wood. Trochę słabo widziałem przez nich oraz Gniadego parkę, którą śledziliśmy, ale wolałem zostać tutaj, na tyłach. Raz że robiłem nieco charakterystycznego hałasu swoim wózkiemz butlą, dwa że pacjenci nadal podejrzliwie mi się przypatrywali, mimo że z mniejszą intensywnością niż jeszcze chwilę temu.

Zastanawiałem się też czy posłanie Młodego przodem było dobrym posunięciem, zważywszy że ledwo go znałem... Ale kogo miałem wybrać, żeby szedł na przedzie? Tchódza czy zarażąną jakimś mentalnym syfem klaczkę?

Zobaczyłem że Wood mówi coś z wyższością do Gray, choć nie dosłyszałem co. Podał jej też dokumenty, ale klacz prychnęła i natychmiast mu je zwróciła.


- Z tego co wiem to Sky ma prawo mi rozkazywać. On, nie ty! - wypaliła tak głośno, że doleciało to nawet do mnie - Oh i nie myśl, że jesteś jakiś lepszy. Nikt nie ma prawa odzywać się z wyższością do damy.

Przynajmniej wiem już, że zrobi co powiem. O ile nie jest to tylko wymówka wynikająca z ego. Ale ten głos... Był inny niż wcześniej, bardziej... Arogancki. I sporo niższy. Czyżbym właśnie był świadkiem tego jak to “coś” przejmuje nad nią kontrolę?

Skończywszy ganić zaskoczonego jej reakcją Wooda zwolniła kroku i cicho westchnęła. Po chwili zrównała się ze mną. Milczałem, idąc dalej przed siebie. Starałem się jak mogłem wyglądać naturalnie. Pchając wielką butlę z tlenem, w przekrzywionym na lewe oko czepku. Całe szczęście że chociaż zakryłem srzydłem ten młotek i dłuto chirurgiczne...

Dalej jednak miałem napiętą uwagę, będąc w każdej chwili gotowym powstrzymać Grey, gdyby to co w niej siedzi zdecydowało się mnie zaatakować.


-Hej - zagadnęła raźno z małym uprzejmym uśmieszkiem - Wy chyba uważacie z Oczko, że On jest zły prawda? On chcę tylko mojego dobra i pomógł mi nawet parę razy nie upaść.

                           

Łypnąłem na nią swoim okiem i milczałem przez chwilę. Dobra jest. Za dobra. Ciekawe czy to tylko spryt, czy też “on” jest telepatą.

Jeśli to drugie, to mieliśmy przesrane.

Postanowiłem zacząć od nieco innego tematu.

- Tą grzywę to z chęcią bym ci obciął, Gray. I to najlepiej przed następną ucieczką - zrobiłem drobną pauzę, myśląc intensywnie - On? Rozmawia z tobą? - spytałem, starając się wybadać teren.

                                                    

-Moja grzywa? - Spojrzała na gruby pukiel pentający jej się bez przerwy pod kopytami. Jak to się stało że w rzeczywistości jeszcze nie zabiła się o jakiś krawężnik? - Oh, czy rozmawia? - Załapała drugą część mojej wypowiedzi - No jasne! Myślisz, że cały czas rozmyślam nad sensem życia? Ktoś przecież musi dotrzymywać młodej towarzystwa.


Przy ostatnim zdaniu jej głos stał się niższy i jakby... obcy. Przyjrzałem się dokładnie jej pyszczkowi. Wyraz twarzy miała teraz inny niż zwykle, taki... Wyzywający, choć zarówno ciekawski, jakby zastanawiała się - lub może ON zastanawiał? - co też odpowiem.

- Nie wiem czym jesteś - Powiedziałem powoli, dokładnie warząc słowa - i nie obchodzi mnie to zbytnio, ale jeśli rzeczywiście starasz się jej pomóc... - Znów zrobiłem pauzę. Nietrudno oszukać tak małą klaczkę że jest się"tym dobrym", i że chce się pomóc, by potem uderzyć w najbardziej dramatycznym momencie. Równie dobrze może to być nawet to... Coś, co uśpiło wszystkich w Equestrii, jak i coś zupełnie innego.

Westchnąłem z lekką irytacją. Dlaczego tu nic nie jest proste? Albo lepsze pytanie - dlaczego w całym moim życiu nic nigdy nie jest proste?

                       

- Ujmę to tak - rzekłem w końcu - Jeśli zdradzisz, to wyciągnę cię z niej, zaprzesz się pazurkami czy nie, i grzmotnę takim egzorcyzmem, że nie pozbierasz się przez całe milenium - wycedziłem cicho w stronę dalej uśmiechniętego pyszczka klaczki - A znam się na tym, więc wierz mi, że to zrobię. Jeśli jednak rzeczywiście pomagasz - wyprostowałem się nieco i spojrzałem wprzód, na znikającą za rogiem śledzoną przez nas parkę i Gniadego, podążającego za nimi w bezpiecznej odległości - Tedy witaj mi w drużynie, bezimienny pomocniku Gray - powiedziałem czując jak schnie mi w gardle.

Ja, który tyle razy widziałem skutki opętań i czarnej magii, pozwalający na taką symbiozę? I do tego we śnie, tfu! Koszmarze zesłanym przez nieznane moce?

Z drugiej strony, co mam zrobić? Zabić ich? Egzorcyzmować na środku korytarza?

… Oby tylko moje głupie zaufanie nie kosztowało nas utraty Equestrii.                                            

-Phe, co? I, że niby ja miałbym być zły? - spytał ironicznie byt, replikując na moje groźby - Znam tą małą klacz od źrebaka i mam jej chronić. PHE! - prychnął znowu - Chcesz mnie wywalić? Jeśli spróbujesz to pomogę Ci. Wyjmij jej mózg, bo siedzę właśnie tam i żadne cho..lipne egzorcyzmy ci  nie pomogą!

Drwij sobie drwij, radziłem sobie z bardziej pewnymi siebie duchami - Pomyślałem, chcąc sprawdzić jego mentalistyczne umiejętności.

- Bez imienia nie jestem. Zwę się Resty- A więc nie dość że nie czyta w myślach, to jescze jest lekkomyślny. Czyżby nie wiedział że imię to klucz do wypędzenia go?

Klaczka potrząsnęła nagle głową

- Już dosyć dobrze?- powiedziała spokojnie i zaśmiała się krótko - Tak. Ma temperamencik prawda? Uwierz mi, wydaje się być opryskliwy i wredny - ściszyła głos, patrząc na mnie porozumiewawczo - i pewnie jest taki w 99%, ale! Jest w nim coś miłego co sprawia, że pomaga mi, gdy tylko się da.

Ciekawe czy rzeczywiście znów przejęła kontrolę, czy tylko jej na to pozwolił...

Spojrzała przed siebie i po chwili znów na mnie.

- Ma około 15 lat - rzekła mając chyba na myśli wiek Restiego. Czyli jest starszy od niej? Ciekawe - Jak myślisz, Oczko potrafiłaby zrobić koka? Albo kucyka? Nie chcę ich ścinać - Spojrzała z żalem na swoją zadbaną, lśniącą, bezużyteczną grzywę -Tyle lat ją zapuszczałam i nie oddam jej bez walk nagle w jej głosie dosłyszałem lekką determinację.

I znowu zaśmiała się tym swoim uroczym, źrebaczym sposobem.

                           

Ja też uśmiechnałem się do własnych przemyśleń.

- Ciekawa z was parka - znowu na nich zerknąłem (na nich, ha! Zaczynam już mówić o Gray w liczbie mnogiej) - Dalej niezbyt ci ufam, Resty, ale jesteś zabawny, a to plus - powiedziałem dość raźnie, także starając się rozluźnić atmosferę - A grzywę obcinaj nawet na łyso, Gray. Przecież jesteśmy we śnie, prawda? Gdy nasza misja się skończy, i tak będzie na swoim miejscu tak samo absurdalnie długa jak przedtem - zamyśliłem się na chwilę i wpadłem na pewien pomysł. Pochyliłem się nieco w stronę ucha klaczy i rzekłem tak cicho, aby nasz architekt mnie nie usłyszał - Wood pewnie zabrał z sali coś ostrego, żeby poczuć się pewniej. Możesz spytać go czy nie ma skalpela czy czegoś takiego.

                                                    

Klaczka zrobiłą obruszoną minę.

-Wood? - prychnął ten niższy głos - Zachowuje się jak bałwan. Oh przestań. A może nie? No powiedz. Cichy spokojny i nagle staje się wredny i sprzeciwia się rozkazom. Zgodzisz się ze mną Sky, że jest w nim coś dziwnego prawda?

Zastanowiłem się nad tym chwilę. Wood potrafi być przerażony w jednej chwili, a w następnej grać już pewnego siebie - i nieuprzejmego - tak dobrze, że aż zraził do siebie tą dwójkę.

Znałem się na efektach, jakie wywołuje w kucykach strach. Musiałem się znać, inaczej nie przeżyłbym nawet tygodnia jako sierżant Szarych Orłów. To jak zachowywał się Wood nie było  szczególnie zaskakujące, gdy spokojnie się nad tym zastanowić. Po prostu raz panował nad strachem na tyle, aby wejść w rolę, jaką w stresie ubzdurał sobie, że musi grać, a raz nie. Ot, po prostu muszę z nim porozmawiać, wyjaśniając mu że nie granie aż takiego palanta tylko przyciąga uwagę podświadomości. Sprawa załatwiona.

Dlaczego więc wydaje mi się, że coś przeoczyłem?


- Oh przyznaj ja sama nie jestem mniej dziwna - mówiła tym razem Grey - Mam w głowie gadający głos mający imię. dziwne prawda? - jej pyszczek To nie zmienia faktu, że jest dziwny i nie masz się do niego zbliżać. Śmie ci jeszcze rozkazywać - klacz spojrzała na Sky'a - Ah. Tak wygląda większość naszej rozmowy. Odbiegamy od tematu, krótkiej grzywy. Mogę stworzyć nożyczki, ale podświadomość to wyczuje.

Rozejrzała się po korytarzu. Ciekawiło mnie czy Resty albo Grey dostrzegają to co ja - że im dłużej rozmawiamy, tym bardziej podświadmość zwraca na nas uwagę.

- Może do niego pójdę i go poproszę. Jeśli do niego pójdziesz to mogę cię zapewnić, że odmówi ci. Weź nie filozofuj. Pamiętasz co mówiłeś  o Sky'u?Jest inny niż mówiłeś. Wystarczy go poznać. Nadal uważam, że jest totalnym “Jestem szefem zrobię wszystko dla powodzenia misji”

Zaśmiała się sama do siebie. Albo zaśmiał, już straciłem rozeznanie.

- Cały czas odbiegamy od tematu - i przewróciła oczami z uśmiechem na pyszczku.


- Po pierwsze, oboje mówcie nieco ciszej - syknąłem obserwując z wolna podnoszące się głowy wszechobecnych pacjentów - Bo zaraz pomyślę, że chcecie przejąć rolę Alfy. Po drugie... - uśmiechnąłem się kwaśno, decydując się jednocześnie na drobny eksperyment testujący szybkość reakcji podświadomości. Oraz, przy okazji, rzeczywisty temperament i spostrzegawczość tej dwójki. Nie było to może uprzejme ani bezpieczne, ale jeśli mamy przetrwać, powinniśmy wiedzieć jak najwięcej - Raczej nie poznacie tu innej strony niż mój pragmatyzm, więc Resty ma sporo racji, Gray. Jestem przecież w pracy. A co od grzywy...


Chwilę zanim to powiedziałem przełożyłem butlę do lewej nogi. Prawą miałem teraz wolną. Zdążę. Machnąłem nienaturalnie błyskawicznym ruchem z dołu w górę tuż przy szyi Gray, wysuwając w drodze ostrze zza krawędzi mego sztucznego kopyta. Przecięło ono grzywę niemal idealnie równolegle do podłogi, kilka centymetrów pod brodą klaczki. Gray mrugnęła z przestrachu, jak to zwykle bywa, gdy wyczuwa się coś zbliżającego się do twarzy. To mi wystarczyło, aby równie szybko schować ostrze, chwycić w zgięcie kopyta ucięty fragment grzywy jeszcze zanim choćby zaczął spadać na kafelki i rzucić go pod własnym brzuchem pod ławkę, którą akurat mijaliśmy.

- ... Jakoś obeszło się bez nożyczek - mrugnąłem do niej z lekko łobuzerskim uśmiechem, mając nadzieję choć częściowo obrócić to w żart - Ogonek też ci przyciąć?


Klaczka zamrugała i szybko uniosła kopytko do przyciętej grzywy. Zerknęła też pod ławkę, gdzie właśnie wylądował ogromny pukiel jej lśniących włosów. Widziałem jak powstrzymuje się przed krzykiem, a jej pyszczek szybko nabiega krwią. Prawdopodobnie ze złości. Po chwili spojrzeli na mnie bykiem.

-Twoje kopyto.- powiedział cicho niższy głos - Resty ma rację. Coś jest nie tak z Twoim kopytem - zerknęła na nie -Co z nim nie tak? Słyszałam wcześniej dziwne dźwięki kiedy chodziłeś - kątem oka zauważyłem że znów spojrzała mi na pysk - Mogłeś mnie ostrzec przed obcięciem włosów - odrzuciła głowę do tyłu - A ogonek, jak wolisz... - mruknęła obojętnie.


- Prawda, mogłem ostrzec - rzekłem obserwując teraz pacjentów o wiele pilniej niż klaczkę. Dziwne, czyżby podświadomośc była tak ospała, czy ja tak szybki? Wydaje się, że nic nie zauważyli... No, może ta dwójka na lewo. Ale są bardziej zaskoczeni niż podejrzliwi. Ciekawe... Jeśli cała podświadomość będzie tak reagować na niespodzianki, to mamy po swojej stronie sporego asa. Mnie - Ale wróg nie ostrzeże przed atakiem znienacka - spojrzałem jej... Im  w oczy - gratuluję opanowania wam obojgu. Rzadko widuję tak odważne klaczki.


Dowiedziałem się o nich dzięki temu nawet więcej niż chciałem. Nie boi się mnie. Duży plus, o ile będzie się słuchać mimo to. Nie lubi gdy ktoś rusza jej grzywę... Chyba rzeczywiście uznaje się za damę. Będę musiał jeszcze bardziej to naruszyć, albo będzie to tworzyć problemy przy rozkazach wymagających pobrudzenia się. Jest wybuchowa, ale potrafi się powstrzymać. I szybko łączą fakty.

- A kopyto... - odchrząknąłem krótko wciąż trzymając je na uchwycie wózka z butlą - Powiedzmy że po pewnym wypadku chciałem być gotowy na każdą ewentualność - zerknąłem przelotnie na ich ciekawy, ale coraz bardziej nieufny pyszczek. Cholera, chyba nie obejdzie się bez odrobiny wyjaśnień, jeśli chcę jednak robić za tego dobrego. Skrzywiłem sie lekko i rzuciłem jakby w przestrzeń - Młodzieńcza głupota, wypadek, dużo bólu, proteza. Nie mów innym. Póki nie wiedzą jest lepiej.A ogonek potem, pacjenci się gapią.


- To brzmi przykro - powiedziała po chwili - Wiesz, ja mało  co wiem o czymkolwiek. Ja nie mogłam nawet chodzić do sklepu obok domu zanim nie skończyłam 10 lat. Cała drużyna wydaje się być silniejsza - powiedziała nieco smutno - Bo jest silniejsza. Ty z tym twoim kopytem i umysłem. Oczko z oczami i magią. Taa... Jak myślisz długo będziemy szli? Może dojdziemy do jakiegoś centrum szpitala. Z windą i wszystkim. U nas w Fillydelphi był taki ogromny szpital gdzie było jedno centrum. Główne najbardziej uczęszczane i poboczne odnogi coraz mniej odwiedzane i rzadko widać tam było kogokolwiek. Skoro mowa o ważnej pacjentce. Jestem pewny, że to panna princessa Iskrząca powierniczka magii. Elementy harmonii z tego co wiem zazwyczaj były traktowane normalnie. Bez kłaniania się. Więc to musi być ktoś z wyższej półki.

Trafna uwaga z jego strony. Ten dusezk zaczyna mi się podobać.

Gray nagle głośno zaburczało w brzuchu.

- Jak możesz być  głodna w śnie? - zawołał Resty z wyrzutem, a trzech pacjentów więcej odwróciło się w naszą stronę - Klaczo, przerażasz mnie! Wmów sobie, że dopiero co zjadłaś i będziesz najedzona. Jak tak można... Oh opanowałbyś się. Awanturujesz się przy wszystkich. Wyzywaj mnie w głowie, a nie. Wychodzę na opętaną klaczkę z rozdwojeniem jaźni - no, przynajmniej jest tego świadoma - Cały czas odbiegamy od każdego tematu. Przepraszam, ale chaosu nie ogarniesz. “To je Resty tego nie ogarniesz!” - Znów się zaśmiała i odwróciłą do mnie - Chyba długo z nikim nie rozmawiał.

                           

Słuchając jej... ich trajkotu też się roześmiałem.

Wiesz co? - zagadnąłem z prawdziwym, szczerym uśmiechem. Chyba pierwszym odkąd trafiłem do tego snu... A może i dłużej... - Los Equestrii wisi na włosku, dorośli panikują jak źrebaki, ale ty, mała klaczka, główkujesz spokojnie nad sposobem jej uratowania nie tracąc dobrego humoru - odwróciłem się na chwilę od lustracji nieskończonej jak dotąd sieci korytarzy i spojrzałem jej w oczy - Jesteś ślina, Grey. Nie fizycznie i nie doświadczeniem, ale opanowaniem i wyobraźnią. Nie daj się zabić, bo bez ciebie oszaleję w tym pokręconym świecie - odparłem pół żartem, pół serio.

-Serio sądzisz, że jestem silna?- zapytała z radosnym błyskiem w oku.


Zanim jednak zdążyłem powiedzieć cokolwiek więcej dojrzałem jak Wood się zatrzymuje, a Gniady wraca w naszą stronę z zaniepokojonym wyrazem pyszczka. Szybko rzuciłem okiem wprzód, szukając Oczka i szarogrzywego. Ani śladu.

Noż w zad by to... Świetnie. Zgub...

-Zgubiliśmy ją...- Grey nieświadomie dokończyła moją myśl, rozglądając się wokoło - No świetnie! - on na pewno nie jest telepatą? - Własnie zgubiliśmy jedną z najbardziej pożytecznych osób w drużynie. Kosztela. A tak ją polubiłem. Tego nam brakowało... Resty. Nie możesz ułożyć mapy z  wszystkiego co zapamiętałeś? Pięćset korytarzy. Dwieście pięćdziesiąt po każdej stronie, bodajże każdy równie długi. Nijaki z tego plan - konwersowała sama ze sobą... A raczej z Restym.

nagle zdałem sobie sprawę że Wood i Młody jakoś dziwnie się na nas... Och. No tak. Oni dalej nie wiedzą o Restym. No w siano. I jak ty im to teraz wytłumaczysz, Sky’u “jestem szefem i zrobię wszystko dla powodzenia misji”? “Ona jest tylko opętana, ale to dobry duch, z poczuciem humoru, więc się nie bójcie”. Tak, genialny plan, Sky! Może jeszcze dodasz, żeby spojrzeli ci w OCZY, by przekonać się że nie kłamiesz, hm?

Tymczasem Grey westchnęła, zwracając na mnie spojrzenie swoje i Restiego.

- Idziemy dalej czy skręcamy do jakiegoś pomieszczenia?

Edytowano przez Hilianus
  • +1 1
Link do komentarza

Dwadzieścia osiem, Dwadzieścia dziewięć i trzydziestka!

‘ Co ty tam liczysz?’

Tak tylko pomyślałem, że ilość korytarzy może się przydać. Trzydzieści dwa.

***

‘Oh. Ten korytarz ciągnie się w nieskończoność ! Kopytka powoli mnie bolą!’

Głos przejął kontrolę nad Gray idąc za nią.

Jestem księżniczką. Wyślę 11 letnią klaczkę na wyprawę do snu powierniczki! To takie proste!

‘ Ej! Jestem bardzo przydatna! Byli gorsi. Jestem lepsza od Wood’a i pewnie od osób z innych drużyn!’

Skoro o paniczu mowa kochanieńka. Sprawdzę co z tym rozpisem chorych.

Głos powoli szedł za Woodem lekko podskakując.

Gratuluję mądrej osobie piszącej tą rozpiskę. Pacjenci napisani salami, talentami i jadłospisem. Chyba w kolejności alfabetycznej. Nie lepiej Imię i sala? Prostsze to i praktyczniejsze.

‘ Nie uważasz, że byłoby to zbyt łatwe?’’

Ułatwienie wam się wcale nie przyda, bo przecież macie plan, wiecie gdzie jest powierniczka i wcale nie idziecie wciąż tym samym korytarzem.

‘ No dobra jest źle,ale ...’

Nagle z bocznego korytarza wyszedł szaro-grzywy ogier ubrany w kitel. Zagrodził im drogę.

‘Kolejny atak?!’

Bądź gotowa

Spojrzał na nich zmęczonym wzrokiem. Uśmiechnał się na widok Oczka

- Och, hej! - powiedział przymilnie-  Akurat cię szukałem. Ordynator pilnie musi się z tobą skonsultować w sprawie jednej z pacjentek. Jest podobno bardzo ważna... - zawiesił głos patrząc wciąż tylko na Oczko. Nie raczył spojrzeć na kogoś z drużyny. - Twój zespół i tak ma na razie przerwę... - Uśmiechnął się i wskazał drogę.

Gray prychnęła lekko za sprawą Głosu

Założę się, że ważną  pacjentką jest księżniczka jak jej tam było? TwiligahtSparkley?

‘Twilight Sparkle’

Zwał jak zwał. Sky nie pozwoli jej tak szybko odejść.

- Nie przejmuj się, zdążymy jeszcze pogawędzić gdy wrócisz od ordynatora - rzekł i pomachał jej niedbale kopytkiem.- Spokojnie, znajdziemy cię przecież -  zapewnił

Klacz wzruszyła i ruszyła za chcącym już oddalić się ogierem.

Co?! On da jej iść. No jaki mądry! Brawo! Bis!

Ogier postawił butle i wyrwał dokumenty Woodowi aura magiczna znikła, gdy ten tylko dotknął papiery kopytem. Przebiegł kawałek i zagrodził drogę szaro-grzywemu.

- Miech ban... tfu! - wyjął papiery z pyska i złapał lewym kopytkiem -… zaczeka! Nasz kolega - spojrzał na Wooda wypełnił te rozpiski tak, że nie możemy się w niczym połapać. A niefartem zapomniał równierz, gdzie i kiedy mamy następny zabieg - zaakcentował ze złością dwa słowa.- Mógłbyś może wskazać nam drogę? -spytał

‘Oj nie dobrze. Zaraz się źle zrobi’

Czego się boisz? Jesteś ostatnią klaczą, którą świadomość zaatakuje.

‘Ciekawe co zrobimy bez Oczka. Może pokaże drogę. I czemu nie pójdziemy za Oczkiem. Sky wygląda na osobę, która nie zostawia drużyny samej.’’

Właśnie to robi.

Klaczka stała i obserwowała Sky’a oraz szarogrzywego.

- Tak? –Hej! Wydaje się być miły! - To doprawdy nietypowe, choć przyznaję, że sam też często gubię się w papierach. Za dużo dają nam tu papierkowej roboty... -Westchnął i obrzucił wzrokiem listę trzymaną przez  Sky’a- Niestety, nie jestem w stanie pomóc, przecież każda specjalizacja ma osobne procedury. A ja nie jestem chirurgiem, tylko morfologiem -’Chyba nam współczuje’

On z nas kpi. Cham. I jeszcze zabiera klacz, która nadaje się na coś w naszej drużynie.

‘Hej!’

Powiedz mi znasz się na walce? Nie. Co potrafisz robić? Rysować.

Ogier ominął Sky’a i poszedł korytarzem z Oczkiem u boku.

- Idziemy za nimi - zakomendował- - Ja idę ostatni, Młody na przedzie, Gray i Wood w środku pochodu. Cicho i w odstępie, ale tak by ich nie zgubić. Naprzód - wskazał głową kierunek.

Paru pacjentów obserwowało Sky’a

Typowy dialog typowego lekarza.

Klacz chciała już iść.

- Nie – powiedział Wood- Znaczy się... -  poprawił szybko-- Sądzę, że powinniśmy znaleźć spokojne miejsce do rozgryzienia kartek. Oczko z pewnością sobie poradzi. Ten ogier nic jej nie zrobi, a ta pacjentka może nie być tą, której szukamy.

Jesteśmy w czyimś śnie ten ogier zabrał nam członka drużyny, ale przecież nic jej nie zrobi! Bo co może się stać w śnie. Potnie ją, albo urządzi krwawy rytuał? PHE! Przecież zaprowadzi ją do sali pełnej bezpieczeństwa i króliczków!

- Jaka przerwa –powiedział spokojniej-   Co on gadał? Musimy znaleźć kolejną pacjentkę i przygotować się do operacji. Może oni odpoczywają, ale my, chirurdzy ciągle pracujemy.

Ma łeb! Prawie z roli wypadliśmy.

Ogier odwrócił wzrok i powiedział coś cicho do Wood’a.

- Ale o tym porozmawiamy gdy dojdziemy do dyżurki pielęgniarek -powiedział głośniej- - może tam usiądziemy i odszyfrujemy to co tam nabazgrałeś -rzucił pochmurnie do ogiera toffi.

Ruszyli za idącymi kucami. Wood dorównał kroku Gray. Od niechcenia podał jej dokumenty.

-Znajdź mi kartkę papieru do nasączenia magią – powiedział z wyższością– Chyba wrzuciłem jedną pomiędzy puste formularze –Zajmę się tym.

Klaczka lekko prychnęła i oddała dokumenty Woodowi.

-Z tego co wiem to Sky ma prawo mi rozkazywać. On nie ty- powiedziała- Oh i nie myśl, że jesteś jakiś lepszy. Nikt nie ma prawa odzywać się z wyższością do damy.

Klaczka otrząsnęła się i zwolniła kroku. Tak, aby Wood nie musiał z nią gadać.

‘ Oh dzięki! Teraz będzie na mnie zły albo coś!’

Jeśli poprosi ładnie i miło to mu pomożemy. Teraz dostał to na co zasłużył. Powinnaś traktować się jak damę nie pacynkę, której można rozkazywać.

‘Też coś’

Pogadaj ze Sky’em. Nudzi mu się, a ty masz na mnie focha. Tak to wygląda.

‘Milcz’

Uspokoiła się i westchnęła. Zwolniła kroku, aby dorównać Sky’owi

-Hej- powiedziała tak, aby zwrócił na nią uwagę- Wy chyba uważacie z Oczko, że On jest zły prawda? On chcę tylko mojego dobra i pomógł mi nawet parę razy nie upaść.

Tak! Dobrze gada!

Łypnął na nią okiem.

- Tą grzywę to z chęcią bym ci obciął, Gray. I to najlepiej przed następną ucieczką - zrobił pauzę, aby pomyśleć-- On? Rozmawia z tobą? -spytał próbując zbadać teren.

-Moja grzywa?-Spojrzała na grzywę ciągnącą się do jej kopyt-Oh czy rozmawia? No jasne! Myślisz, że cały czas rozmyślam nad sensem życia? Ktoś przecież musi dotrzymywać młodej towarzystwa.- Ostatnie zdanie brzmiało dość obco. A głos, którym mówiła klaczka był nieco niższy.

- Nie wiem czym jesteś - powiedział powoli, dokładnie warząc słowa - i nie obchodzi mnie to zbytnio, ale jeśli rzeczywiście starasz się jej pomóc... -zrobił pauzę.

- Ujmę to tak - jeśli zdradzisz, to wyciągnę Cię z niej, zaprzesz się pazurkami czy nie, i grzmotnę takim egzorcyzmem, że nie pozbierasz się przez całe milenium - wycedził cicho do klaczki-A znam się na tym, więc wierz mi, że to zrobię. Jeśli jednak rzeczywiście pomagasz -wyprostował się i spojrzał w przód--Tedy witaj mi w drużynie, bezimienny pomocniku Gray - powiedział

-Phe co? I, że niby ja miałbym być zły? Znam tą małą klacz od źrebaka i mam jej chronić. PHE

chcesz mnie wywalić?-zapytał drwiąco- Jeśli spróbujesz to pomogę Ci. Wyjmij jej mózg, bo siedzę właśnie tam i żadne cho..lipne egzorcyzmy ci  nie pomogą. Bez imienia nie jestem. Zowie się Resty.- klaczka potrzepała głową- już dosyć dobrze?- powiedziała po czym zaśmiała się lekko- Tak. Ma temperamencik prawda? Uwierz mi wydaję się być opryskliwy i wredny- ściszyła głos- i pewnie jest taki w 99%, ale! Jest w nim coś miłego co sprawia, że pomaga mi, gdy tylko się da.

Nauczyłaś się blokować. Połowa sukcesu.

Spojrzała się przed siebie i spojrzała na starszego ogiera.

-Ma około 15 lat- powiedziała po czym zmieniła temat- Jak myślisz Oczko potrafiłaby zrobić koka? Albo kucyka? Nie chcę ich ścinać.

Spojrzała na swoją czystą i piękną grzywę.

-Tyle lat ją zapuszczałam i nie oddam jej bez walki

Zaśmiała się

Ogier uśmiechnął się.

- Ciekawa z was parka - zerknął na klaczkę- Dalej niezbyt ci ufam, Resty, ale jesteś zabawny, a to plus - powiedział raźnie- - A grzywę obcinaj nawet na łyso, Gray. Przecież jesteśmy we śnie, prawda? Gdy nasza misja się skończy, i tak będzie na swoim miejscu tak samo absurdalnie długa jak przedtem .

Ogier pochylił się nad uchem klaczy i tak, aby nikt inny nie słyszał.

- Wood pewnie zabrał z sali coś ostrego, żeby poczuć się pewniej. Możesz spytać go czy nie ma skalpela czy czegoś takiego.

Klaczka zrobiła zakłopotaną minę.

Dopiero co go olałem miałbym go o coś prosić? PHE.

-Wood?-zapytał- Zachowuje się jak bałwan. Oh przestań. A może nie? No powiedz. Cichy spokojny i nagle staje się wredny i sprzeciwia się rozkazom. Zgodzisz się ze mną Sky, że jest w nim coś dziwnego prawda? Oh przyznaj ja sama nie jestem mniej dziwna. Mam w głowie gadający głos mający imię. dziwne prawda? To nie zmienia faktu, że jest dziwny i nie masz się do niego zbliżać. Śmie ci jeszcze rozkazywać.-klacz spojrzała na Sky'a- Ah. Tak wygląda większość naszej rozmowy. Odbiegamy od tematu, krótkiej grzywy. Mogę stworzyć nożyczki, ale podświadomość to wyczuje.

Spojrzała po korytarzu po którym szli

-Może do niego pójdę i go poproszę. Jeśli do niego pójdziesz to mogę cię zapewnić, że odmówi ci. Weź nie filozofuj. Pamiętasz co mówiłeś  o Sky'u?Jest inny niż mówiłeś. Wystarczy go poznać. Nadal uważam, że jest...

Totalnym ' Jestem szefem zrobię wszystko dla powodzenia misji'

Klaczka zaśmiała się

-Cały czas odbiegamy od tematu.

Przewróciła oczami.

- Po pierwsze, oboje mówcie nieco ciszej - syknął --Bo zaraz pomyślę, że chcecie przejąć rolę Alfy. Po drugie -uśmiechnął się kwaśno-raczej nie poznacie tu innej strony niż mój pragmatyzm, więc Resty ma sporo racji, Gray. Jestem przecież w pracy. A co od grzywy...

Przełożył butlę do lewego kopyta. Nienaturalnie szybkim ruchem z dołu w górę przy szyi Gray, wysunął ostrze. Przecięło ono grzywę równolegle od podłogi kilka centymetrów pod brodą klaczy.Gray mrugnęła z przestrachu, jak to zwykle bywa, gdy wyczuwa się coś zbliżającego się do twarzy. Szybko wsunął ostrze i złapał odciętą grzywę zanim zdążyła spaść i rzucił pod ławkę obok właśnie przechodzili.

- ... Jakoś obeszło się bez nożyczek.

Chwila ciszy.

- Ogonek też ci przyciąć?- zapytał z łobuzerskim uśmiechem

Co on zrobił!?

Klacz patrzała na leżącą pod ławką grzywę. Wzięła głęboki  wdech, aby nie zacząć krzyczeć na Sky'a. Potrafiła zachować spokój, ale nikt nie ma prawa tykać jej grzywy. Spojrzała ze złością na Sky'a. Uspokoiła się po chwili.

-Twoje kopyto.- powiedział cicho- Resty ma rację. Coś jest nie tak z Twoim kopytem.

Spojrzała z zaciekawieniem na prawe kopyto Sky'a.

-Co z nim nie tak?- zapytała- słyszałam wcześniej dziwne dźwięki kiedy chodziłeś. Mogłeś mnie ostrzec przed obcięciem włosów.

Spojrzała na swój ogon.

-Mój ogonek?- westchnęła - jak wolisz.

- Prawda, mogłem ostrzec - rzekł patrząc na pacjentów-Ale wróg nie ostrzeże przed atakiem znienacka -spojrzał jej w oczy.- gratuluję opanowania wam obojgu. Rzadko widuję tak odważne klaczki. A kopyto...- odchrząknął- Powiedzmy że po pewnym wypadku chciałem być gotowy na każdą ewentualność - No dalej! Niech mówi!. Ogier skrzywił się i spojrzał w przestrzeń-Młodzieńcza głupota, wypadek, dużo bólu, proteza. Ogonek potem, pacjenci się gapią.Nie mów innym. Póki nie wiedzą jest lepiej.

- To brzmi przykro -powiedziała- Wiesz, ja mało  co wiem o czymkolwiek. Ja nie mogłam nawet chodzić do sklepu obok domu zanim nie skończyłam 10 lat. Cała drużyna wydaje się być silniejsza. Bo jest silniejsza. Ty z tym twoim kopytem i umysłem. Oczko z oczami i magią. Taa. Jak myślisz długo będziemy szli? Może dojdziemy do jakiegoś centrum szpitala. Z windą i wszystkim. U nas w Fillydelphi był taki ogromny szpital gdzie było jedno centrum. Główne najbardziej uczęszczane i poboczne odnogi coraz mniej odwiedzane i rzadko widać tam było kogokolwiek. Skoro mowa o ważnej pacjentce. Jestem pewny, że to panna princessa Iskrząca powierniczka magii. Elementy harmonii z tego co wiem zazwyczaj były traktowane normalnie. Bez kłaniania się. Więc to musi być ktoś z wyższej półki.

Gray zaburczało w brzuchu.

-Jak możesz być  głodna w śnie? Klaczo przerażasz mnie wmów sobie, że dopiero co zjadłaś i będziesz najedzona. Jak tak można... Oh opanowałbyś się. Awanturujesz się przy wszystkich. Wyzywaj mnie w głowie, a nie. Wychodzę na opętaną klaczkę z rozdwojeniem jaźni.-zrobiła pauzę- Cały czas odbiegamy od każdego tematu. Przepraszam, ale chaosu nie ogarniesz. To je Resty tego nie ogarniesz.

Klaczka zaśmiała się.

-Chyba długo z nikim nie rozmawiał.

Ogier roześmiał się.

-Wiesz co, los Equestrii wisi na włosku. Dorośli panikują jak źrebaki, ale ty, mała klaczka, główkujesz spokojnie nad sposobem jej uratowania nie tracąc dobrego humoru-odwrócił się w nieskończoną sieć korytarzy.

Że budowniczym ta monotomia się nie nudziła.

- Jesteś silna, Grey. Nie fizycznie i nie doświadczeniem, ale opanowaniem i wyobraźnią. Nie daj się zabić, bo bez ciebie oszaleję w tym pokręconym świecie - powiedział pół serio.

Zatrzymał się. Tak samo jak Wood i wracający zaniepokojony młodzik.

-Serio sądzisz, że jestem silna?- zapytała.

Klacz za pomocą głosu zaczęła nerwowo się rozglądać.

-Zgubiliśmy ją...- nadal się rozglądała- No świetnie! Własnie zgubiliśmy jedną z najbardziej pożytecznych osób w drużynie. Kosztela. A tak ją polubiłem. Tego nam brakowało. Resty. Nie możesz ułożyć mapy z  wszystkiego co zapamiętałeś?  Pięćset korytarzy. Dwieście pięćdziesiąt po każdej stronie bodajże każdy równie długi. Ni jaki z tego plan.

Westchnęła i spojrzała w przód.

-Idziemy dalej czy skręcamy do jakiegoś pomieszczenia?-zapytała patrząc na Sky'a

Z deszczu pod rynnę co?

‘Nie pocieszasz’

Edytowano przez kawaii-hipsta-neko-lampa
  • +1 2
Link do komentarza
Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...