Skocz do zawartości

Cień Nocy [NZ][Fantasy][Dark][Violence][Adventure][Romans]


Cahan

Recommended Posts

Przeczytany rozdział VIII

 

Beware the spoilers! Albo i nie...

 

Zdecydowanie lepiej niż ostatni.

 

Na początek chciałbym pochwalić scenę pogrzebu, która jest po prostu dobra. Wszystko tam jest odpowiednie, atmosfera została doskonale przedstawiona, udało się uniknąć zarówno zbyt lekkiego jak i nazbyt ponurego pokazania ceremonii. Z jednej strony widać wyraźnie żal towarzyszy, a z drugiej z całej ich postawy przebija... może nie tyle lekceważenie, co pewne przyzwyczajenie do takich okazji. No cóż, taki los najemnika i łowcy nagród - nigdy nie wiesz kiedy Cię szlag trafi. A dodatkowo dostaliśmy nieco wiadomości o kolejnym z najemników. To zawsze jest dobre.

 

Druga część to częściowe wyjaśnienie części wątków z rozdziału poprzedniego. A dokładniej Mantetenebrasa. Dobrze wiedzieć kim jest i skąd się ulągł. A sceny z Darkness Swordem i jego braciszkiem zawsze są warte czytanie, szczególnie kiedy, tak jak tutaj mamy nieco rozważań strategicznych podlanych intrygą i polityką. Takich rzeczy chętnie ujrzałbym więcej.

 

Fajne, pisz dalej xD.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

Dawno mnie tu nie było.

 

Na wstępie chciałbym przeprosić za zwłokę i nadrobić zaległości, czyli skomentować poprzedni odcinek "Cienia Nocy" - rozdział ósmy i zarazem epilog pierwszej części tejże historii. Cóż, pewne rzeczy, niezależnie od upływu czasu, nie zmieniają się nigdy. Podobnie jak w latach 2013-2014, kiedy miałem przyjemność czytać i komentować poprzednią wersję opowiadania, tak i dziś, fabuła ta wciąż porywa, absorbuje, niekiedy skłania do myślenia i samodzielnego dopowiedzenia sobie, niekoniecznie ciągu dalszego, lecz tego, co mogło wydarzyć się wcześniej (czego rozdział poświęcony Alikorngard jest doskonałym dowodem), ciesząc i inspirując nie tylko atmosferą, ale także postaciami czy podejmowanymi między wierszami problemami. Z tym, że w wersji poprawionej, odświeżonej i rozszerzonej, wszystkiego jest więcej, nowej zawartości nie brakuje, zaś to, co się ostało, często wypada lepiej niż kiedyś - obojętnie czy cokolwiek zostało zmodyfikowane czy po prostu teraz występuje w zestawieniu z nowościami - w remasterze widać jak w soczewce całe zebrane przez autorkę doświadczenie, dzięki czemu Night Shadow wraca do świadomości czytelnika w znakomitym stylu. A wewnętrzna konkurencja jest sroga - Darkness Sword nie daje o sobie zapomnieć i bynajmniej nie ma zamiaru usunąć się na dalszy plan, do czego przejdę za chwilę ;)

 

 

Inną rzeczą, która z czasem się nie zmieniła, jest satysfakcja i frajda z wymyślania własnych teorii o przedstawionym w opowiadaniu świecie, jego historii i tajemnicach. Jednakże do jednej rzeczy chciałbym się odnieść, tak na szybko:

 

Dnia 21.04.2021 o 23:45, Cahan napisał:

"Manetenebras najwyraźniej ogarnia magię i iluzję, skoro instruuje Night Shadow jak pokonać pułapkę (opartą na krysztale, ale i generującą iluzję)."

A tu pozwolę się zacytować: 

 

– Nie. Urodziłem się za późno, by znać jego nazwę. Pierwsze Pokolenie chciało, by została pogrzebana na zawsze. Nie wiem też wiele o gwiazdach ani o otchłani. Nie byłem potężnym magiem ani uczonym. Przez całe lata robiłem to, co mi kazano, ale potem wiele się zmieniło. Złe rzeczy zaczęły się dziać w Alikorngard wiele lat przed upadkiem i nie mogłem przyglądać się temu bezczynnie.

 

A ja pozwolę sobie zauważyć, że Night Shadow - gdy ją poznajemy - również nie jest ani potężnym magiem, ani uczoną, generalnie do swojego lotu ku wolności z grubsza zajmuje się robieniem tego, co jej się każe. Długo się zbiera, czyta, znajduje swój wzór, w postaci Sunshine Arrow, aż w końcu postanawia nie przyglądać się bezczynnie temu, co się wokół niej dzieje, tylko wziąć swoje przeznaczenie we własne kopyta, od czego rozpoczyna się historia i jej podróż, w trakcie której, między innymi, rozwija swój talent do tego stopnia, że próbuje oszukać iluzją nieumarłego króla... OK, wiadomo, że to byłoby za proste, ale początkowo nawet dobrze jej szło :D

 

A o co mi chodzi? O to, że na podobnej zasadzie Manetenebras wcale nie musi być ani potężny, ani wykształcony, mnie chodziło o talent i pewne predyspozycje, z których ten mógłby korzystać i które mógłby rozwijać na własne kopyto, po swojemu. Obojętnie czy przed, czy po tym, jak wiele się zmienia w Alikorngard, aż ten postanawia działać. Tak jak pisałem w swojej teorii, takie podobieństwa popchnęły mnie ku temu, by poteoretyzować o związkach/ pokrewieństwie postaci wymienionych w moim poprzednim poście i gdy to zobaczyłem oczyma wyobraźni... Owszem, wydało mnie się to naciągane, ale zarazem wielkie, fabularnie atrakcyjne, przewrotne i ciekawe. Musiałem to napisać. I choć nadal wydaje mnie się to skrajnie niewiarygodne... widzę w tym pewien sens. Uwielbiam, gdy fanfikcja to robi :)

 

 

Skoro to już mamy za sobą, najwyższy czas poświęcić trochę czasu na rozdział VIII - zamknięte ścieżki i zamknięta pierwsza część "Cienia Nocy".

 

Wyżej wymieniony rozdział zaskakuje swoją prostotą - są to zaledwie dwie sceny, które ukazują nam konsekwencje rzeczy przedstawionych w rozdziale siódmym, najpierw z perspektywy Night Shadow i Łowców (córki i wykonawców zlecenia), a później z punktu widzenia Darkness Sworda i Moonshine Axe'a (ojca, głównego zleceniodawcy i towarzyszącego mu brata). Oczywiście, z perspektywy czasu tym bardziej rozumiem, dlaczego ów tekst był tak krótki, lecz nadal trzyma się mnie niedosyt. Poprzedni rozdział był bardzo długi, bogaty w opisy, akcję, sekrety i nawet ze świadomością, że jest to realizacja typowej "krzywej napięcia" (tj. eskalacja zmierzająca do punktu kulminacyjnego, a następnie gwałtowne "zejście" z akcji i spokojne zamknięcie historii), wciąż jest mi mało. Aczkolwiek z drugiej strony, efekt smaka na ciąg dalszy, jest (a raczej był, skoro mamy już kolejny kawałek tekstu) dzięki temu jeszcze silniejszy, ciekawy czytelnik oczekuje na ciąg dalszy zniecierpliwiony, wyobrażając sobie kolejne interakcje między bohaterami, a także sytuacje, w których przyjdzie im wziąć udział.

 

Klimat jest jak najbardziej w porządku - jest przygnębiająco, szaro-buro, nie brakuje tajemniczości, niepewności, nawet pewnego subtelnego napięcia. Większość tych rzeczy zapewnia jednak scena z Darkness Swordem i to właśnie tym sensie Król Nocy nie odsuwa się... w cień, bierze udział w bieżącej fabule, jest graczem, szalenie ważnym graczem. Również dzięki jego scenie widać, że jest to żywy świat, w którym określone wydarzenia powodują konsekwencje o mniej lub bardziej szerokim zasięgu, niekoniecznie następujące od razu, niekiedy odsunięte w czasie. Czuć jednocześnie, że Darkness coś knuje i "wybryk" córki nie jest mu smak, mało tego, czuć, że mimo wszystko los Night Shadow nie jest mu obojętny. Nie przypominam sobie tego po poprzedniej wersji (a może już pamięć mi szwankuje), lecz Darkness Sword naprawdę zaczyna wyrastać na bohatera wielowymiarowego, z łatwością kradnącego show Łowcom i innym postaciom, na czele z główną protagonistką. I jest to coś, co mnie się bardzo, ale to bardzo podoba.

 

Tutaj zaczynają się SPOILERY!

 

Wspomniana Night Shadow, wraz ze swoimi towarzyszami (i towarzyszką, o tym trochę później), realizuje głównie to smutne, posępne oblicze klimatu omawianego rozdziału, co jest związane nie tylko z samą wizytą w Alikorngard, ale również pożegnaniem jednego z bohaterów. Czuć, że coś się wydarzyło, coś się skończyło, zostało pogrzebane, lecz życie toczy się dalej i na bohaterów czekają nowe wyzwania. Przy okazji autorka przedstawia nam nową postać (która, jak mniemam, będzie w części drugiej występować znacznie częściej), jest nią znana z poprzedniej wersji "Cienia Nocy" Orange Tail. Jej osoba jest czynnikiem pocieszającym, czymś radośniejszym, pozytywnym, sympatycznym, co nie gryzie się z klimatem, lecz organicznie go ubogaca, nawet powodując lekkie, leciutkie wrażenie sentymentalności. Jakby Orange Tail chciała przekonać nas, że może jeszcze będzie lepiej, lecz my wiemy, że jest inaczej... i że zbliża się coś złego. Nie sposób nie wspomnieć o roli jej brata, noszącego imię Random Adventure - interakcje rodzeństwa nie tylko uwypuklają różnice między bratem a siostrą, przy okazji ukazują postęp, jaki dokonał się w materii kreacji postaci, ogólnie. Wygląda to wiarygodnie i ciekawie - ten świat nie tylko żyje, lecz jest prowadzony przez żywe postacie, dzięki czemu fabuła tym bardziej porywa i nie pozwala się oderwać.

 

Cieszą szczegóły, takie jak wyjaśnienie czegoś, co utkwiło mi w głowie i sprawiało mały problem od dnia, w którym po raz pierwszy zatopiłem się w lekturze - imiona Łowców. Zgrabne wybrnięcie z sytuacji, nie powiem, że nie :D Imponuje to, jak obyło się to bez zmian tychże imion, lecz poprzez naturalne rozbudowanie tła tych postaci. Tak jak pisałem autorce w prywatnej konwersacji, moja teoria odnośnie tego, jak z gościa o imieniu Cloth Maker zrobił się Blood Maker jest taka, że być może miał talent do tworzenia tkanin, szycia ubrań, lecz w trakcie często się zacinał, skąd raz po raz chlapał krwią na czyste płaty materiału i stąd taka ksywka.

 

W ogóle, podczas lektury czułem się przejęty losami tych postaci, zdecydowanie bardziej, niż kiedyś. Niezależnie od tego, czy było to pożegnanie Javelina z wyżej wspomnianym osobnikiem, czy rozterki Night Shadow, której po wyprawie do Alikorngard najwyraźniej przeszła ochota na przygody, za każdym razem czyta się to świetnie, widać, że poszczególne wydarzenia wywierają wpływ na swoich uczestników, że nic nie dzieje się bez przyczyny i bez skutku, to po prostu jeszcze więcej tego, co mnie się spodobało, w ulepszonym, rozszerzonym wydaniu. Każdy szczegół składa się na efekt końcowy. A efekt końcowy jest taki, że mimo niedosytu, o którym już pisałem, było to godne zwieńczenie tej części opowieści, sprawnie zrealizowane "wyciszenie" akcji i kompetentny "set-up" pod dalsze odcinki - przedstawienie Orange Tail (zważywszy na doświadczenie z poprzednią wersją, wiem mniej więcej, czego się spodziewać po jej wątku i jak może przebiegać jej przemiana), przemyślenia Night Shadow (wiem, że niekoniecznie poruszonej losem Blood Makera, lecz przestraszonej tym, co widziała, świadomej zagrożeń dużego świata oraz mocy, z którą być może znów przyjdzie jej walczyć), plany Darkness Sworda (wymagające pewnej przebudowy z uwagi na ucieczkę wciąż poszukiwanej Night Shadow, plus fakt zdobycia przez króla Amuletu Alikorna), a także wątki drugoplanowe, które pozostały otwarte, głównie mam na myśli smaczki polityczne, na czele ze stosunkami między wymienionymi w fabule królestwami.

 

OK, SPOILERÓW już nie ma, możecie wyjść.

 

Natomiast, oceniając całość części pierwszej opowiadania... Jestem bardzo zadowolony. Muszę przyznać, że w tym kontekście, mimo pewnych niedosytów, jest wrażenie kompletności, przez co jestem przekonany, iż wspomniane niedosyty wynikają z moich fanaberii, tyle. Ciekawa, prowadzona w dobrym tempie fabuła, z reguły pisana solidnie, dosyć przystępnym językiem, ze wspaniałymi przebłyskami kiedy to mamy przyjemność czytać bogate w fachowe określenia opisy, są to rzeczy, które w szeroko pojętej fanfikcji nieco trudniej znaleźć. Elementy te współgrają ze sobą, nic nie wyskakuje jako coś niepasującego do reszty, wyjaskrawionego, napisanego z większą dbałością o szczegóły, czy napisanego po macoszemu. Znakomity remaster, chyba jedyny w swoim rodzaju. Jeżeli ktoś z podobnym stażem rozmyśla o odświeżeniu jakiejś swojej starej historii, niech dłużej nie szuka przykładu jak robić to dobrze - to właśnie "Cień Nocy" ;)

 

 

Uff... Teraz mogę z czystym sercem przejść do drugiej części historii, którą otwiera kolejny, dziewiąty rozdział, który nie kończy się w momencie dotarcia do ostatniego akapity, albowiem to zaledwie pierwsza jego część, ciąg dalszy otrzymamy... w swoim czasie. Może przedstawiłem to nieco zawile, ale sprowadza się to do tego, że autorka zaserwowała nam absolutne novum w stosunku do poprzedniej wersji "Cienia Nocy" - fabuła podzielona została na poszczególne części, między którymi mamy pewien przeskok czasowy. Pomyślcie o tym jak o długiej historii, tak długiej, iż warto było podzielić ją na odrębne tomy, między którymi mamy przerwy czasowe. Numer rozdziału zapewne wynika z chęci zachowania pełnego wrażenia ciągłości, a ponieważ najwyraźniej zaczął się przeciągać (Heh, skąd ja to znam? ;)), autorka podzieliła go na dwie części, tyle.

 

W ten oto sposób możemy delektować się dalszymi losami Night Shadow i zwiedzać wykreowany przez Cahan świat - główna bohaterka, wyraźnie dojrzalsza, lepiej doświadczona, w towarzystwie Randoma i Javelina, udaje się do Voles i jego okolic, podążając tropem tajemniczej bestii, która zabija młode klacze, pozostawiając po sobie niejednoznaczne ślady, przez co bohaterowie decydują się zasięgnąć języka u miejscowych, przy okazji wdając się w sprzeczkę ze strażą z leżącego parę kilometrów dalej miasta Boughbury. Prowadzone śledztwo w końcu doprowadza Łowców do kilku wniosków, na podstawie których próbują wytypować wąskie grono podejrzanych, lecz wiele wskazuje na to, że nim zdążą zweryfikować swoje teorie, przeznaczenie znowu ich uprzedzi, zmuszając do kolejnej, być może nierównej walki.

 

Mniej-więcej tak prezentuje się wątek fabularny w najnowszym rozdziale i od razu chciałbym powiedzieć, że - a jakże - bardzo cieszą mnie szczegóły i poruszane między wierszami problemy, które niekoniecznie widać od razu. Na wierzchu wydaje się, że chodzi "tylko" o przemoc, nadużywanie swojego stanowiska i cierpienia niewinnych, słabszych, lecz głębiej możemy odnaleźć dwa problemy, które wydają się bardzo aktualne i ponadczasowe, także w kontekście naszego, realnego świata. Rzecz pierwsza to oczywiście wniosek, jakoby najokrutniejsze bestie wcale nie czaiły się gdzieś w lasach, jaskiniach czy upadłych miastach, lecz siedziały głęboko w nas (znaczy się, w kucykach), że potworem jest nie tylko... no, potwór, lecz zwyczajny z pozoru kuc, w którym po prostu siedzi tyle zła, że ten bezrefleksyjnie sprowadza na innych udrękę, niekiedy jeszcze czerpiąc z tego satysfakcję. Rzecz druga to bezsilność... Nie, wróć! Bezsensowność sprzeciwu wobec dokonującego się zła. Zostało to napisane w dość przystępny, zwięzły sposób, lecz, tak jak zazwyczaj, diabeł tkwi w szczegółach.

 

No i tutaj zaczynają się kolejne SPOILERY, więc proszę zachować rozwagę, a najlepiej po prostu przeczytać tekst, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.

 

Spodobało mnie się to, jak narastało napięcie i jak początkowo przygodowa, powiedziałbym nawet, że swojska i wesoła atmosfera, zaczyna płynnie, acz szybko przechodzić w nastrój obfitujący w niepewność, poczucie zagrożenia, robi się coraz mroczniej i nieprzyjaźnie, jakby protagoniści znaleźli się w potrzasku, a mury pomieszczenia, w którym zostali złapani w pułapkę, pomału zaczynały się do siebie zbliżać, odbierając pole do manewru i zmuszając do podjęcia działania. Widzimy to, gdy zajazd opuszczają goście, gdy stojący za barem kucyk w trwodze podaje żołnierzom trunek, denerwując się, nie odzywając, w płonnej nadziei, że ci sami sobie pójdą... by powrócić innego dnia. Widzimy to, czytając przemyślenia Night Shadow, która nie godzi się na dokonującą się przed jej oczyma niegodziwość. Co dalej?

 

Gdy Nightingale (owszem, protagonistka również otrzymała swoje nowe imię) decyduje się postawić, a potem rozprawić z pijanymi (i napalonymi) zbrojnymi - co oczywiście się udaje - okazuje się, że jej starania w dłuższej perspektywie sprowadzą na mieszkańców wsi więcej złego, niż dobrego. Sytuację próbuje ratować Javelin, ale szczerze... nie wierzę, że jego słowa cokolwiek wskórają. Owszem, potłuczeni żołnierze mogli się zobowiązać, lecz mnie się wydaje, że jak minie trochę czasu, po tym jak Łowcy opuszczą tę okolicę, po tym jak sprawa przyschnie... wszystko zacznie się od nowa. I pewnie będzie jeszcze gorzej. A w międzyczasie mogą przyjść inni. Jest to smutne, ale prawdziwe. Raz wspomniana wcześniej bezcelowość interwencji, a dwa to, jak kiepsko wypada dobro w zestawieniu ze złem, daje nam obraz tego, jak bezwzględny i mroczny jest to świat i jak wielkie niebezpieczeństwo czyha nie tylko na "postaci postronne", ale także na głównych bohaterów. Jak już nieraz pisałem, alikorny nie bolą i w "Cieniu Nocy" dalekie są od bycia niepokonanymi, co znów widać, tym razem podczas krótkiego pojedynku Nightingale z zakutymi łbami. Miałem wrażenie, że jeden błąd, a walka zakończyłaby się tragicznie. Mimo upicia przeciwników oraz faktu, iż nie byli oni alikornami. Pokazuje to też jak krucha potrafi być postać skrzydlatego jednorożca, co dodaje całości wiarygodności i pozwala traktować ją poważnie, jako opowieść fantasy, tematycznie wpisaną w kucykowy świat.

 

Tutaj kończą się SPOILERY.

 

Trio, na które zdecydowała się autorka, wypadło wprost rewelacyjnie. Cieszy nie tylko postać większej, silniejszej i dojrzalszej Nightingale, aktywnie uczestniczącej w wydarzeniach, nieobojętnej wobec tego, co się wokół niej dzieje, Random Adventure i Javelin Ichor wypadli równie dobrze, acz ten drugi na ostatniej prostej wysuwa się na prowadzenie, z uwagi na historię, która za nim stoi, a którą poznajemy, gdy po kolejnym koszmarze Night Shadow postanawia usiąść obok i porozmawiać. Nie będę tutaj zdradzał szczegółów, gdyż tło Javelina, chociaż nie wydaje się aż tak zaskakujące czy pierwszej świeżości, jest ciekawe i napisane kompetentnie, tj. w taki sposób, że czuć autentyzm zarówno jego opowieści, jak i wyrzutów, które po dziś dzień ciągną się za nim, przez co ten czuje się dosyć paskudnie. Jednocześnie, w kontekście tego, o czym pisałem wcześniej, czytelnik może nabrać wątpliwości, czy protagonistów naprawdę powinno się uznawać za postacie pozytywne, czy też nie. Ja zaryzykuje stwierdzenie, że... nie do końca. To także mi się podoba, gdyż podkreśla to surowość i mrok opowiadanej historii - tu nie ma bohaterów, nie ma czystych, dobrych postaci, każdy ma jakieś tajemnice, każdego stać na jakąś niegodziwość, a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jednocześnie autorka wywiązuje się z zapowiedzi i pokazuje nam bezsensowność wojen oraz to, że najbardziej cierpią niewinni, których łamie się jak gałązki i którym rujnuje się wszystko wokół, z dosyć niskich pobudek. Końcowa scena kończy się cliffhangerem, lecz nie jest to jedyny aspekt, który sprawia, że czytelnik niecierpliwie oczekuje ciągu dalszego. To właśnie historia Javelina, jego relacje z Nightingale, a także to, co stało się w Voles, wszystko to powoduje, że człowiek chce się dowiedzieć, co będzie dalej, jak się to potoczy i co jeszcze się wydarzy, jak ukształtuje to poszczególne postaci itd. Da się też odczuć strach wobec tego, co będzie - ile jeszcze "lokalnie" wydarzy się złych rzeczy i ile jeszcze konfliktów zbrojnych przyjdzie stoczyć "zainteresowanym" stronom.

 

W tym miejscu warto wspomnieć o kreacji miejscowych kucyków i nie chodzi mi wyłącznie o perypetie "Cholibki" - wieśniacy zostali przedstawieni w sposób naturalny, wiarygodny i sympatyczny zarazem. Nie tylko drogą odpowiednich opisów i narracji, ale również poprzez sposób wypowiadania się. Naprawdę dobrze zrealizowane elementy humorystyczne, które zaliczyłbym do folkloru, tym razem nie poprzez napisane przez autorkę, wplecione w określone scenki pieśni okolicznościowe, ale poprzez przedstawienie zwykłej codzienności, ogólnie. Jak wspominałem, było całkiem swojsko, beztrosko. Ciekawy dodatek do dosyć poważnej, surowej całości.

 

Przez cały rozdział towarzyszy nam odpowiedni, mroczny nastrój, okazyjnie przemieszany luźniejszymi wstawkami, będącymi jednak ciszą przed burzą, aniżeli autentycznymi elementami pocieszającymi, rozluźniającymi. To znaczy, czyta się to, pojawia się uśmiech na pysku, ale wgłębi siebie człowiek i tak przeczuwa, że w końcu wydarzy się coś złego, przytłaczającego. Efekt potęgują piękne, niezwykle barwne, eleganckie opisy tropienia oraz opisy przyrody, a także zajazdu, w którym zatrzymują się protagoniści. Jak na przestrzeni całego remastera widać postęp i doświadczenie autorki, tak tutaj widać jej zainteresowania - nie tylko kwestie końskiej anatomii, czy roślin, również szczegóły dotyczące wyposażenia zajazdu, używanego oprzyrządowania, a nawet tego, jak wygląda wieś, jak wypowiadają się jej mieszkańcy, wszystko zebrane razem daje żywy, wiarygodny świat, wiernie nawiązujący do czasów, na które, jak się domyślam, stylizowane są poszczególne lokacje. Pokuszę się o stwierdzenie, że czytając te fragmenty można nabrać wrażenia profesjonalizmu.

 

Niestety, nie do końca to samo mogę powiedzieć o samym pojedynku, który w punkcie kulminacyjnym rozdziału rozgrywa się w zajeździe, na oczach oberżysty. Jak przy okazji rozdziału siódmego opisy walk wydały mnie się troszkę za długie, tak tutaj, zwłaszcza w zestawieniu z wątkiem śledztwa oraz opisami przyrody, wypadają one dosyć... ubogo. Nawet nie chodzi o słowa, określenia, w sumie do zdań też trudno się przyczepić, no bo aż tak proste, prostackie to one nie są, niemniej zebrane w akapity nie brzmią zbyt imponująco, co wprawdzie dobrze oddaje tempo akcji, ukazując, że to był moment, impuls, lecz ostatecznie nie mogę pozbyć się wrażenia... nawet nie tyle niedosytu, co tego, że to po prostu dało się napisać lepiej. Nie wiem czy inaczej, ale lepiej. Powiało rzemieślniczą robotą, czego nie odczułem przy reszcie rozdziału. Zdecydowanie najmniej fajny moment pierwszego odcinka "Jej boskiego blasku". Nie pod kątem przekazu, bynajmniej, jedynie pod kątem formy. Sam nie wiem, coś mi tutaj nie zagrało, a zgrzytnęło. I nie były to hełmy pijanych wojaków ;)

Następstwa zaraz po samym starciu już są jak najbardziej ok, zaś gdy powraca Javelin, rozdział wraca poziomem do swojego szczytu. I tak już zostaje do końca.

 

Aha, początkowe tropienie stwora po śladach oczywiście skojarzyło mi się z "Wiedźminem", lecz nie miałem wrażenia rzemieślniczej roboty, jak przy okazji pojedynku z zajeździe. Od razu zostaliśmy wrzuceni, nie w wir akcji, ale środek przygody, co postrzegam jako idealne otwarcie nowego rozdziału i zarazem drugiej części "Cienia Nocy".

 

Podsumowując, autorka nie zawodzi i serwuje nam kolejny rozdział, który bardzo mi się podoba, przy którym świetnie spędziłem czas i który czytało mnie się wartko, będąc całkowicie zanurzonym w klimacie tejże historii, pochłoniętym nie tylko poczynaniom głównych postaci, ale także problemami pozostałej części obsady, nawet jeśli byli to zwykli wieśniacy. Imponują niezwykle barwne, bogate opisy przyrody, dbałość o szczegóły, nie tylko natury anatomicznej, ale także technologicznej, jest moc, jest magia, jest także tajemnica do rozwiązania, zaś bohaterowie w międzyczasie dzielą się swoimi troskami, co pokazuje nam nie tylko to, jak wielkie piętno odcisnęła na nich wizyta w Alikorngard, ale również jak zmagają się z własną przeszłością, co czyni te postacie godnymi śledzenia, interesującymi, wiarygodnymi, ważnymi zarówno w kontekście fabuły, jak i dla czytelnika. A jak zależy na bohaterach, jak historia wciąga, a świat przedstawiony intryguje, to nie można mieć cienia wątpliwości, że mamy do czynienia ze świetnym opowiadaniem, wartym uwagi i podania dalej... to jest, polecenia :D

 

To też robię - gorąco polecam kolejną część "Cienia Nocy", gdyż uważam to za naprawdę dobre opowiadanie fantasy, odpowiednio mroczne, odpowiednio weselsze kiedy trzeba, okraszone doskonałymi opisami i świetnie napisanymi postaciami, których losy nie są nam obojętne, nie wspominając o świecie, po którym się poruszają, a który z pewnością czeka jeszcze niejedna wojna i niejedna tragedia. Lepiej oczytani na pewno odnajdą nawiązania i ukryte smaczki, co dociekliwsi zapewne odczytają pozostawione przez autorkę znaki i domyślą się niejednego sekretu, na przestrzeni całości fabuły. O ile od czasu do czasu mam swoje drobne zastrzeżenia, o tyle nie wyobrażam sobie, by większość czytelników widziała poszczególne rzeczy podobnie.

Oprócz tego, niezmiennie jest to godny naśladowania przykład, jak tchnąć w swoje stare koncepty nowe życie i jeszcze raz przyciągnąć czytelników, a także jak można pisać fanfiki nie wystrzegając się alikornów, ba, jak organicznie integrując te pozornie boskie istoty ze zwykłymi bohaterami, czyniąc z nich postacie, o których chce się czytać i które można traktować poważnie. 

 

 

Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc przy rozdziale dziewiątym i niecierpliwie oczekuję na więcej, bo uważam "Cień Nocy" za świetny, ciekawy fanfik, wobec którego odczuwam nie tylko pewną nostalgię, ale także podziw - jak to wszystko można napisać tak, by odbiorcy zależało, by czuł się on zaintrygowany, zainspirowany, by nie mógł się oderwać. Nie wspominając o tym, że to w gruncie rzeczy dosyć stara historia, która dzięki nowej formie znajduje swoje miejsce pośród nowszych, współczesnych opowieści i do której warto było powrócić.

 

Pozdrawiam!

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za piękny komentarz <3

Długo zastanawiałam się, co na niego odpisać. Zwłaszcza odnośnie pewnych kwestii. Chociażby Manetenebrasa. I uznałam, że tego nie zrobię, a przynajmniej nie przed ukończeniem całego fanfika. Bo co z tego, że mam tę historię ułożoną w głowie i mogłabym wyłożyć wszystkie karty na stół? Obawiam się, że gdyby wszystko stało się jasne i oczywiste, tekst by na tym stracił (i nie dlatego, że uważam własne lore za słabe czy coś - po prostu nieznane ma swój urok).

 

Jestem ciekawa, co dokładnie pozostawiło uczucie niedosytu? Choć tu też uważam, że lekki niedosyt nie jest zły. Kiedy przez ostatnie lata poznawałam gry z gatunku soulslike doszłam do wniosku, że pewien niedosyt oraz niepewność nadają im uroku. Hordy graczy, którzy chcieliby czegoś jeszcze, kolejnych strzępków informacji i w ogóle więcej. Tylko czy więcej, nie znaczyłoby mimo wszystko mniej?

 

Dnia 25.02.2022 o 17:10, Hoffman napisał:

Jednocześnie, w kontekście tego, o czym pisałem wcześniej, czytelnik może nabrać wątpliwości, czy protagonistów naprawdę powinno się uznawać za postacie pozytywne, czy też nie. Ja zaryzykuje stwierdzenie, że... nie do końca.

 

Zawsze uważałam, że traktowanie Night Shadow jako postaci z założenia pozytywnej jest błędem - szczególnie, że od samego początku jej motywy były zwyczajnie samolubne. Podobnie jak całej reszty. Niektórzy popełniają okropne czyny w pełni świadomie, inni z głupoty. Niektórym sprawia to przyjemność, dla reszty to przykra konieczność. Czy liczą się chęci, efekt czy możliwości, to już pozostawiam do oceny czytelnikom. Zresztą, od tego jest system POV, który niedługo powróci w całej swej okazałości (w rozdziale X, IX 2/2 wciąż należy do smarkatego czarnego konia).

 

Dnia 25.02.2022 o 17:10, Hoffman napisał:

Niestety, nie do końca to samo mogę powiedzieć o samym pojedynku, który w punkcie kulminacyjnym rozdziału rozgrywa się w zajeździe, na oczach oberżysty. Jak przy okazji rozdziału siódmego opisy walk wydały mnie się troszkę za długie, tak tutaj, zwłaszcza w zestawieniu z wątkiem śledztwa oraz opisami przyrody, wypadają one dosyć... ubogo. Nawet nie chodzi o słowa, określenia, w sumie do zdań też trudno się przyczepić, no bo aż tak proste, prostackie to one nie są, niemniej zebrane w akapity nie brzmią zbyt imponująco, co wprawdzie dobrze oddaje tempo akcji, ukazując, że to był moment, impuls, lecz ostatecznie nie mogę pozbyć się wrażenia... nawet nie tyle niedosytu, co tego, że to po prostu dało się napisać lepiej. Nie wiem czy inaczej, ale lepiej. Powiało rzemieślniczą robotą, czego nie odczułem przy reszcie rozdziału. Zdecydowanie najmniej fajny moment pierwszego odcinka "Jej boskiego blasku". Nie pod kątem przekazu, bynajmniej, jedynie pod kątem formy. Sam nie wiem, coś mi tutaj nie zagrało, a zgrzytnęło. I nie były to hełmy pijanych wojaków ;)

 

Możliwe, że wychodzi to, że nie lubię pisać scen walki (za to uwielbiam bitwy) i uważam, że są generalnie nudne, a nie chciałam też pisać czegoś, co może byłoby piękne, dłuższe i bardziej zabawne w kontekście sytuacji, w której nikomu do śmiechu być nie powinno. Dlatego uznałam, że skończę na krótkim i prostackim mordobiciu.

 

Dnia 25.02.2022 o 17:10, Hoffman napisał:

Aha, początkowe tropienie stwora po śladach oczywiście skojarzyło mi się z "Wiedźminem", lecz nie miałem wrażenia rzemieślniczej roboty, jak przy okazji pojedynku z zajeździe. Od razu zostaliśmy wrzuceni, nie w wir akcji, ale środek przygody, co postrzegam jako idealne otwarcie nowego rozdziału i zarazem drugiej części "Cienia Nocy".

Przyznaję, że mój wielki idol Pan Andrzej mnie tu inspirował. Chociaż większość rozdziału IX 1/2 powstała pod zupełnym przymusem podczas mojej pisarskiej blokady. Przy pierwszej scenie, to się nawet nie zastanawiałam, co piszę. Właściwa zabawa, to się tu jeszcze za bardzo nie zaczęła. Choć ostrzegam, że będą to głównie dialogi i dywagacje natury filozoficznej. Bo pomysł na ten rozdział narodził się tak naprawdę dawno temu, kiedy usłyszałam ten kawałek: https://www.youtube.com/watch?v=yWutKKVctn8

(Ogółem polecam odsłuchać sobie pełny soundtrack z "Vigil: The Longest Night". Jest przegenialny i świetny do pisania. Grę również polecam.)

Ale w sumie to czasami mam wrażenie, że najlepiej piszę, kiedy robię to zupełnie bezmyślnie i pozwalam się prowadzić łapkom. A potem do tego dorobić całą resztę.

 

Dnia 25.02.2022 o 17:10, Hoffman napisał:

Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc przy rozdziale dziewiątym i niecierpliwie oczekuję na więcej, bo uważam "Cień Nocy" za świetny, ciekawy fanfik, wobec którego odczuwam nie tylko pewną nostalgię, ale także podziw - jak to wszystko można napisać tak, by odbiorcy zależało, by czuł się on zaintrygowany, zainspirowany, by nie mógł się oderwać. Nie wspominając o tym, że to w gruncie rzeczy dosyć stara historia, która dzięki nowej formie znajduje swoje miejsce pośród nowszych, współczesnych opowieści i do której warto było powrócić.

<3<3<3 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozdziały 8 i 9 za mną (z pewnym opóźnieniem, ale zawsze). 

 

Pierwszy to taki bardzo przyjemny koniec i początek. Z jednej strony zamyka wątek wyprawy do Alikorngrad bardzo dobrze opisanym pogrzebem. Nie ma ani przesadnego patosu, ani jakiegoś rozdmuchanego żalu. Po prostu spokojna, wyważona scena. Z drugiej strony, otwiera jakiś nowy wątek, oparty na intrygach króla i jego taktycznych rozważaniach. Całość opisana również bardzo dobrze i śledzenie pomysłów władcy było prawdziwą przyjemnością. Jestem niezmiernie ciekaw co z tego wyniknie i czy plany wezmą w łeb przez córeczkę. 

 

Rozdział 9 (część 1 niestety) też dobry. Łowcy poszukują we wsi potwora, który atakuje młode klacze, zabija je i zabiera wątroby. Pomysł ciekawy i dobrze rozgrywany w realiach małej wioski, gdzie każdy widział jakiegoś potwora, jakieś bezeceństwa i każdy plotkuje. Czuć tam klimacik, kojarzący mi się trochę z zadaniami pobocznymi we wiedźminie 3. Oby się tego więcej pojawiło. 

Sama bestia, której chyba nikt nie widział na oczy też zapowiada się ciekawie. Narracja jest tak prowadzona, że można sobie zadać pytanie, czy jest to coś, czy ktoś 

Spoiler

Osobiście obstawiam klątwę, albo opętanie. 

 

W całym tym rozdziale zastanowiła mnie jedna rzecz. Otóż, Night zniknęła pięć lat temu. Zatem mamy przeskok czasowy, co mi osobiście nie przeszkadza. Ale podczas bitwy w karczmie Night rozważa nad brakiem miecza, który by się jej przydał (bo jest szybszy od bardziej zaawansowanej magii). I tu moja wątpliwość. Czy przez te pięć lat nie doszło do sytuacji, w której stwierdziłaby, ze potrzebuje miecza, noża, morgenszterna, kiścienia (podobno nie tak łatwy w użyciu), czy chociażby dębowej pały? Już nie mówiąc o tym, że miałaby dość czasu by zdobyć jakąś fajną zabawkę i nauczyć się nią jako tako machać. Nie będę urywał, że chętnie przeczytałbym rozwiązanie tej kwestii w dalszej części fika. 

Spoiler

Swoją drogą, wydaje mi się, że Night by fajnie wyglądała właśnie z morgenszternem, albo buzdyganem niż z mieczem. 

 

Strona techniczna oczywiście na jak najwyższym poziomie. Nie ma nic, co psułoby przyjemność z  lektury.

 

Podsumowując, to były dwa bardzo fajne i trzymające poziom rozdziały. Czekam na więcej

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poprawiam remaster „Cienia Nocy” od trzech lat, ale dotychczas byłam zbyt leniwa, żeby go skomentować. Trochę wstyd, szczególnie że jest to jeden z moich ulubionych polskich fanfików nie tylko do czytania, ale i korekty: błędów jest w nim mało, zapis dialogowy jest poprawny, a autorka nie odrzuca sugestii, których odrzucać nie powinna. Można pracować.

 

Cenię „Cień Nocy” za wiele aspektów, z których kilka wymienię w losowej kolejności:

– biologiczną poprawność – podobnie jak Cahan większość życia jeżdżę konno i bolą mnie te wszystkie kucyki wzruszające ramionami, rumieniące się i upadające na kolana. W CN tego nie ma, a prócz poprawnej końskiej anatomii mamy do czynienia z typowymi końskimi zachowaniami i okazywaniem emocji, co nie tylko sprawia mi satysfakcję, ale i po prostu ma sens – skoro bohater ma ogon i ruchome uszy, to niech nimi rusza!

– realistyczne, a miejscami wręcz naturalistyczne opisy przyrody czy życia na wsi. W rozdziale IX Cahan nie pisze sielanki, lecz ukazuje realia życia i pracy w średniowiecznej wiosce, co pomaga tworzyć atmosferę opowiadania.

– bohaterkę, która nie zgadza się na rolę tradycyjnie przypisywaną klaczom i postanawia walczyć o swoje. Podoba mi się też, że nie jest OP, mimo bycia alicornem nie włada magią na poziomie Twilight/Starlight i wydaje się czasami używać mózgu.

– brak banalnego podziału na dobro i zło. Królewna chce rządzić, bo jej się to należy, nie dlatego, że jej brat to przyszły tyran i ciemiężyciel niewinnych kucyków. Jej ojciec z kolei uważa odsunięcie jej od tronu za dobre politycznie posunięcie i nie czyni to z niego pozbawionego sumienia mrocznego złoczyńcy.

– brak naiwnych i oczywistych rozwiązań rodem z bajki – jeśli żołdacy terroryzują i wykorzystują wieśniaków, to nie wystarczy ich raz pobić, żeby rozwiązać wszystkie problemy, a wręcz przeciwnie, może to doprowadzić do pogorszenia sytuacji mimo dobrych chęci obrońców uciśnionych.

– stylizację wypowiedzi bohaterów – zazwyczaj, gdy napotkam w tekście błąd, od razu go poprawiam. U Cahan czasem muszę przystanąć, zastanowić się i spytać, czy to nie jest przypadkiem świadomy zabieg, podkreślający różnice w pochodzeniu społecznym poszczególnych bohaterów. Doceniam, że prosty chłop czy najemnik nie wyraża się w taki sam sposób, jak księżniczka.

– humor – poczucie humoru Cahan bardzo mi odpowiada, żarty są zabawne, a nie żenujące, jak zdarza się dość często w dziełach początkujących, ale i niektórych doświadczonych fanfikopisarzy.

– bohaterów LGBT+, którzy poza byciem niehetero mają inne cechy, własną osobowość i nie są chodzącymi stereotypami.

– syna kowala, co ma wszystkie zęby. Domagam się fanartu.

 

Gdybym miała się do czegoś przyczepić, to do mnogości postaci Łowców, którzy niekoniecznie mają jakieś wyróżniające się cechy i mi się zwyczajnie mieszają. Aczkolwiek jest to też problem wynikający w dużej mierze z niskiej częstotliwości pojawiania się rozdziałów – gdybym czytała o tych postaciach w powieści wydanej jako całość, w jednym tomie, zapewne nie miałabym takich problemów. Co powoduje, że muszę wypomnieć Cahan tego posta, który kiepsko się zestarzał: „Plan jest taki: poprawiam i czytam 1 rozdział dziennie, co jest aktualnie realne”.

 

Zważając na to, że kolejne rozdziały czytałam na bieżąco, to pisząc komentarz po takim czasie, na pewno wiele kwestii pominęłam, a moja opinia siłą rzeczy odnosi się głównie do nowszych części, ale mimo wszystko uważam, że Cahan w pełni zasłużyła na głos na Epic.

Edytowano przez Rarity
  • +1 1
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

 

Pierwsza część rozdziału IX za mną. Jest to równocześnie początek “Części II” opowiadania i rzeczywiście - czuć to. Mamy timeskip i lądujemy w nieco innej rzeczywistości, mamy niejako “reset”. Cały wątek z Alikorngradem już jest (nadal dokuczającym bohaterom, ale jednak) wspomnieniem. 

 

Fabularnie, rozdział przypomina bardziej one-shot. Co więcej, zaryzykowałbym stwierdzenie, że ten rozdział dałoby się nawet czytać bez znajomości reszty opowiadania. Nieco przypomina to taki typowe wiedźmińskie opowiadanie Sapkowskiego, ale jednak ewidentnie czuć różnicę, nie tylko fabularnie ale też w stylu (o czym później więcej). Mamy więc poszukiwania tajemniczego potwora (Potwora? Nawet to nie jest pewne), który morduje klacze i to jakoś paskudnie wybiórczo w dziwnych okolicznościach. Czytelnik może więc spokojnie się “zastanawiać” nad tym o co chodzi wraz z naszymi bohaterami, którzy próbują rozwiązać zagadkę.. Pomijając same śledztwo mamy też drobny wątek poboczny (banda napastliwych żołnierzy), nieco world-buildingu i rozbudowy postaci, ogólnie miód.

 

Wielką zaletą rozdziału jest to, że dodano nieco więcej charakteru i życia do postaci ze znanej już nam najemnej bandy poza Bastard Spellem. Bo nie powiem, oczywiście imion było multum, ale w Części I Bastard Spell kradł show, nawet nie tyle tym, że był taki ciekawy (był, ale to inna kwestia), ale tym, że po prostu za większość relewantnie fabularnych rzeczy to on był odpowiedzialny w tej gromadzie. To, że go teraz nie ma jest… odświeżające. Miłe. To nie znaczy, że ja tej postaci nie lubię, ale fajnie od niej odpocząć. Największym beneficjentem jest oczywiście Javelin, który zyskał potrzebną mu głębie. Teraz przynajmniej liczba postaci, która nie jest tłem w tej bandzie rośnie.

 

Troszeczkę o stylu. Chciałbym umieć pisać tak dobre opisy, naprawdę chciałbym. Świat prezentowany przez Cahan jest naprawdę bardzo ładny i świetnie napisane opisy bardzo w nim pomagają. Szczególnie opisy przyrody i otoczenia naprawdę pozwalają się “wczuć” w klimat, a nie popadają w jakiś przerost (nie czułem nigdy by się specjalnie dłużyły.

 

Podsumowując, to co przeczytałem sprawia, że nie żałuję wcześniej oddanego głosu na Epic. Oby tak dalej!

  • +1 2
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Rozdział XI/5 przeczytany.

 

Beware the spoilers! Albo i nie...

 

Jestem zadowolony z tego co przeczytałem i to bardzo. Wyrwaliśmy się z horrorowego settingu i odnaleźliśmy w przygodówce z elementami kryminalnymi. Dobry ruch. Mamy zbrodnię, mamy zbieranie informacji, mamy kuriozalnych podejrzanych, a na dodatek wszystko zapowiada że winnym wszystkiego będzie kler. Istny balsam dla mej duszy.

 

Oprócz głównego wątku dostaliśmy także nieco informacji o jednym z bohaterów i muszę przyznać, że mi się one spodobały. Nie dlatego, iż jego przeszłość jest tak podziwu godna, ale dlatego, że Cahan po raz kolejny pokazuje, iż nie obawia się tworzyć postaci obarczonych mrocznymi sekretami, czy choćby haniebną przeszłością. Nie ma czerni i bieli, są tylko odcienie szarości. Pysznie.

 

Kolejnym elementem, który przypadł mi do gustu była burda w karczmie. Odnosiłem wrażenie, iż NS i Random użyli nieco więcej siły niż usprawiedliwiała to sytuacja, ale z drugiej strony po ich przeżyciach w mieście schiz, trudno oczekiwać by cudownie nad sobą panowali. Sam opis walki był dobry - krótki, zwięzły, interesujący i na temat bez sztucznego przedłużania. Takich więcej proszę.

 

Chciałbym zwrócić uwage na jeszcze jedną rzecz, którą chyba nawet już w CN chwaliłem czyli na opisy przyrody i ogólnego życia średniowiecznych kucy. Nie dosyć, że brzmią całkiem realistycznie, to jest to napisane na tyle lekko, iż nawet taki warczący na botanikę czytelnik jak ja, nie miał nic przeciwko opisowi podróży przez pola kwiatków i chwastów o różnych mianach. To zwyczajnie pasowało. Opisy prima sort.

 

No i jeszcze mamy "wyciorę". Wspaniały bluzg, świetnie wytłumaczony i idealnie pasujący do klimatu.

 

Podsumowując - świetna robota, takich więcej.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Pora nasmarować tu komentarz. Skupię się na rozdziałach 1-5 gdyż później fik zmienia kierunek i zasługuje na osobny komentarz 6-8 który pojawi się w niedalekiej przyszłości.

 

A więc zaczynamy.

 

Fik został mi polecony przez samą autorkę i jestem zadowolony z lektury. To klimaty jakie lubię. Mój wcześniejszy head canon opierał się na podobnych schematach, co daje taką nutkę nostalgii.

 

A więc mamy tu opowieść o młodej księżniczcee, która według prawa powinna zostać następcą tronu jako pierworodna. Niestety następcą zostaje jej młodszy brat. Night Shadow zmierza uciec z domu, nim zostanie przedmiotem służącym międzynarodowym interesom. Klaczka jest Alicornem i rozmiarem przypomina klacz pozostałych ras, co jest dla mnie nowością,  W fikach jakie czytałem wcześniej młodziutkie alikorny były o wiele mniejsze. Nighty jest też bardziej rozwinięta mentalnie. Podoba mi się jej specjalna moc mirażu. Bardzo przydatne zaklęcie i robi robotę podczas jej podróży.

 

 Co się tyczy podróży. Każdy kolejny etap wędrówki to zupełnie inne środowisko. Dzięki czemu czytelnik jest bardziej zainteresowany i ciekawy tego, jaki będzie następny etap i jakie kłody los rzuci pod nogi.

 

Pierwsza próba ucieczki zakończyła się fiaskiem. Shadow uciekła do miasta opodal domu. Dostaliśmy szczegółowy opis i nie, nie było tu cukierkowania a prawdziwy surowy klimat "Jesieni Średniowiecza" Przechadzając się uliczkami miasta można było doświadczyć nieoczekiwanego przysznica z gówna i pomyj. Wszędzie brud, smród i ubóstwo.  Mała chciała zarobić trochę pieniędzy, co nie spodobało się lokalnym żebrakom. Całe te tałatajstwo zaatakowały Księżniczkę z zamiarem jej zabicia. Z odsieczą przybywa gwardia z wujkiem "Siekierą" na czele i transportują małą na zamek. Bardzo żywy i bardzo brutalny obraz, który można sobie wyobrazić w postaci filmu. Drugi etap to zamek i relacje z rodziną, a szczególnie z nieogarniętym bratem. Oglądałem ostatnio serial o Obi Wanie Kenobi i występuje tam mała Leia Organa. Zachowanie Lei jest niemal takie same jak Night Shadow. zarówno Leia i Nighty sprawiają wrażenie dorosłych, zamkniętych w ciele dziecka. Shadow musi się wykurować po ostatniej batalii, jednocześnie planując kolejną ucieczkę korzystając z pomocy brata. W końcu udaje się uciec ponownie, lecz tym razem postanawia uciec do innego kraju. Dostajemy zatem opis obszernej wędrówki przez puszcze. Poznajemy uroki i strachy lasu, który przypomina Everfree w każdym calu. Podoba mi się spotkanie z tajemniczą istotą i towarzystwo małej mantykory. Ta ostatnia to istny słodziak. Mam nadzieję, że jeszcze się pojawi. Opisy tego etapu są bardzo bogate i przyjemne w odbiorze. Nie wiem jak wyglądała poprzednia wersja gdyż nie czytałem Cienia Nocy przed poprawkami. Etap piękna przyrody kończy się wraz ze spotkaniem jakiegoś Randoma :) 

 

Kolejne podobieństwo z serialową Leią to szybka reakcja ukrycia swojej tożsamości i ułożeniu fałszywej historii. Uważam, że Nighty jest silną i niezależną postacią kobiecą pokroju Lei Organy czy też Sierżant Ripley. Czuć w niej moc mimo tak młodego wieku

 

Okazuje się, że Random (Podający się za łowcę) zabiera małą do Gildii Najemników i tam ją więzi.  Poznajemy kilku typów z pod ciemnej gwiazdy, którzy chętnie oddali by księżniczkę za okup. Tymczasem Merlin z Camelotu jednorożec imieniem Spell poddaje Nighty magicznym próbom i przekonuje pozostałych by przyłączyć więzioną klacz do swojej wesołej komanii co dochodzi do skutku i wkrótce ma odbyć się wyprawa do Kaliningradu przeklętego miasta, kolebki alicornów.

 

Odczucia jak najbardziej pozytywne. Czasem nawet był  bardzo szeroki uśmiech z powodu wykreowanych imion kolejnych postaci. Styl jest dobry, tempo odpowiednie i świat przedstawiony jest realny do bólu piękny wizualnie. Aż chciało by się wyjść na spacer po takiej puszczy lub na żywo zobaczyć średniowieczne miasto. Będę czytał dalej i wypatrywał kolejnych update'ów

 

Ocena Końcowa: 2/10 Majstersztyk

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za komentarz^^

 

Dnia 19.06.2022 o 00:55, D.E.F.S napisał:

A więc mamy tu opowieść o młodej księżniczcee, która według prawa powinna zostać następcą tronu jako pierworodna. Niestety następcą zostaje jej młodszy brat. Night Shadow zmierza uciec z domu, nim zostanie przedmiotem służącym międzynarodowym interesom. Klaczka jest Alicornem i rozmiarem przypomina klacz pozostałych ras, co jest dla mnie nowością,  W fikach jakie czytałem wcześniej młodziutkie alikorny były o wiele mniejsze. Nighty jest też bardziej rozwinięta mentalnie. Podoba mi się jej specjalna moc mirażu. Bardzo przydatne zaklęcie i robi robotę podczas jej podróży.

 

Night Shadow jest królewną, ewentualnie księżniczką krwi królewskiej. Za samą księżniczkę by się mogła obrazić, bo to niższy tytuł. Sprawa z dziedziczeniem też jest dość skomplikowana - Królestwo Nocy faktycznie ma takie prawo, ale zwyczaj nakazuje klaczom zrzekać się praw do korony na rzecz braci (o ile bracia są wystarczająco zdrowi na ciele i umyśle). Swoją drogą - czysto technicznie brat może u nich oddać koronę siostrze. W przypadku klaczy na tronie król małżonek przyjmuje nazwisko żony i dynastia pozostaje zachowana.

 

Dark Mane jest też niewiele młodszy, bo jest jej bliźniakiem.

 

Co do mentalnego rozwinięcia - kierowałam się tym, że cała koncepcja dzieciństwa jako okresu beztroski, niewinności itd. jest stosunkowo świeża, a dorosłość osiągano wcześniej, przez co dzieci szybciej dojrzewały psychicznie, bo po prostu musiały. Współczesny osiemnastolatek może i jest dorosły, ale mentalnie wciąż jest dzieciakiem, a studia to przedłużenie dzieciństwa. Stąd dziesięcioletniej Night Shadow pod wieloma względami mentalnie bliżej do współczesnej piętnastolatki niż do dziecka z podstawówki. Tak jak dzisiaj dzieci w tym wieku mają się bawić, chodzić do szkoły i się niczym nie martwić, tak Night była przygotowywana na bycie żoną jakiegoś możnowładcy. Szesnastolatek to u nich pełnoprawny dorosły, a i młodsze kucyki często wchodzą w tę rolę - chociażby dziedzicząc majątki, którymi muszą się zająć, wchodząc w świat polityki oraz konfliktów zbrojnych czy po prostu utrzymując siebie i rodzinę w przypadku niższych warstw społecznych.

 

Co do wzrostu - alikorny są generalnie znacznie wyższe od pozostałych ras, a co za tym idzie, już ich noworodki są spore.

 

Dnia 19.06.2022 o 00:55, D.E.F.S napisał:

Okazuje się, że Random (Podający się za łowcę) zabiera małą do Gildii Najemników i tam ją więzi.  Poznajemy kilku typów z pod ciemnej gwiazdy, którzy chętnie oddali by księżniczkę za okup. Tymczasem Merlin z Camelotu jednorożec imieniem Spell poddaje Nighty magicznym próbom i przekonuje pozostałych by przyłączyć więzioną klacz do swojej wesołej komanii co dochodzi do skutku i wkrótce ma odbyć się wyprawa do Kaliningradu przeklętego miasta, kolebki alicornów.

Random jej nie więzi - jego towarzysze to zrobili. On sam nawet nie wiedział o zaginionej królewnie, bo polował, kiedy wieści doszły do Sunfall i Maretown. Jedynie domyślił się, że jej historia to kłamstwo.

 

Swoją drogą - nie jestem pewna, czy chęć oddania zbiegłej smarkuli rodzicom czyni z kogoś typa spod ciemnej gwiazdy :rdblink:.

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

To tak... Miał wyjść IX 2/2, ale zamiast tego wyszedł IX 2/3, ponieważ inaczej rozdział byłby zwyczajnie za długi. Cały "Jej boski blask" tak naprawdę mógłby być osobnym, krótkim wielorozdziałowcem i dlatego wychodzi w częściach, a nie jako osobne rozdziały, bo to w dużej mierze historia poboczna, która rozwija świat i bohaterów, ale niekoniecznie dokłada wiele do głównej fabuły. Obawiam się też, że 3/3 będzie najdłuższą częścią tego odcinka CN. Ogółem jak na tekst, który powstał do soundtracku z gry komputerowej i to na totalnym bloku pisarskim, to mocno się to rozwinęło.

Ale zrobię wszystko co w mojej mocy, by ten etap został ukończony jeszcze w tym roku. I fajnie byłoby też wydać X, która będzie pierwszym rozdziałem Cienia Nocy pozbawionym pewnej postaci.

 

Tymczasem łapcie:

Rozdział IX 2/3

 

Tymczasem żebrzę o komcie i zachęcam do snucia teorii, co się tam właściwie odwala :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

   A więc...:giggle:

 

   JBB to kolejny po Alikorngrad rozdział który wybija się z tematyki fika. Bo ogólnie to Cień Nocy jest politicalem z Night na czele, która próbuje się z tego politicala wydostać, ale niestety autorka ma dla niej zgoła inne plany. Tymczasem opowieść z miasta alikornów była ewidentnym horrorem z lore niczym jak w grze od fromsoftware. Podobnie jest w Jej boskim blasku, jednak tym razem jest to powieść detektywistyczna z elementami horroru, setttingiem przypominająca pewną grę, która jest lepsza od książek, ale ktoś ciągle się spiera, że one jednak stoją wyżej w hierarchii... Ekhem. Wracając, tak jak Alikorngrad można by to wydać jako osobny fanfik i nikt by nawet nie zauważył.

 

   Pomimo, że to kontynuacja przygody Gale to doświadczamy tu przeskoku aż o pięć lat. Co skutkuje między innymi rozwojem Night poza kulisami. Przez co gdy ją spotykamy nie jest już uciekającą od ślubu małą klaczą. Jest gorzej. Jest nastolatką z problemami i wspomnieniami z Alikorngrad które nawiedzają ją jak żołnierzy po Afganistanie. Zresztą nie tylko ją. Z tego co możemy wyczytać cała drużyna ma takie problemy. 

 

   Zanurzając się jednak w płot, nie jest źle pomimo (jakby się wydawało) sztampowego pomysłu na fabułę. Nasi najemnicy zostali wynajęci bowiem do dość prostego zadania: zabić grasującą w pobliżu miasta i trzech wiosek bestię, która zabija mieszkańców. Standardowe zadanie łowców. Jednak potwór nie daje się wytropić, wyjada same wątroby, a wieśniacy nie wydają się zbyt rozmowni w tej sprawie. 

 

   Co ma z tym wspólnego harmonia i jej kościół? Czym jest potwór? Czy wieśniacy naprawdę coś ukrywają? A może to po prostu bardzo mądry stwór?

 

   Osobiście nie mogę się doczekać części trzeciej. A jak wyjdzie to na pewno rozpiszę się jeszcze bardziej. Tymczasem sam zachęcam was do czytania. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za komentarz :D

10 minut temu, KLGDiamond napisał:

Z tego co możemy wyczytać cała drużyna ma takie problemy. 

I tu się mylisz. Nie cała i nie takie. Dla reszty to też nie było przyjemne doświadczenie, ale nie odbiło się aż tak mocno. Night Shadow po pierwsze była za młoda, a po drugie jest kwestia wizji i tortur. To, co ją tam spotkało, było prawdopodobnie gorsze, niż to co uświadczyli inni.

Jav przeżywa stratę wieloletniego partnera.

Random ma traumę sprzed 13 lat (obecnie), z czasów pierwszej wyprawy do Alikorngard. Podobnie jak Night, był wtedy za młody, a także... Alikorngard to nie jest coś, z czym mogą wygrać śmiertelne kucyki. Nawet nieśmiertelne kucyki tego nie zrobiły przez tysiąclecia. To miejsce nie bez powodu zostało zapomniane.

 

23 minuty temu, KLGDiamond napisał:

Przez co gdy ją spotykamy nie jest już uciekającą od ślubu małą klaczą.

Czysto technicznie ona nie uciekała od ślubu czy od polityki. Ona raczej uciekała od miejsca, które zostało jej w tym wszystkim przeznaczone. Zgodnie z prawem Królestwa Nocy to Night Shadow jest dziedziczką Darkness Sworda, a nie Dark Mane.

NS chciała być królową, ale nie królową-małżonką. Nie pionkiem, z którego zdaniem nikt się nie liczy. Bo w jej mniemaniu jej się to po prostu należy. Do tego doszła kwestia obawy o własna skórę i o to, co się z nią stanie, kiedy jej ojciec najedzie Królestwo Słońca.

 

Później priorytety jej się zmieniały i wciąż zmieniają. Można powiedzieć, że Nacht Schatten szuka swojego miejsca w świecie, do którego do końca nie pasuje, nie chcąc przyjąć narzuconej jej roli społecznej, a po Alikorngard nawet nie mogąc jej do końca przyjąć. Jeśli wróci do domu, wkopie Łowców i wróci do bycia pionkiem (choć po spotkaniu z Nieumarłym Królem i całą resztą tego tałatajstwa, to nie jest to już aż tak okropna perspektywa). Jeśli zostanie z Łowcami... Ona jest nieśmiertelnym alikornem, oni nie. O ile coś jej nie zabije, to przeżyje wszystkich i co dalej? Przejmie schedę po Bastardzie? Ruszy w podróż po świecie? Może nawet dorobiłaby się jakiegoś majątku, na godne życie, ale miałaby pod górkę z racji płci, a do tego kwestia urodzenia. By gdzieś zajść, musiałaby prawdopodobnie wyjść za mąż za kogoś dość nisko urodzonego, dla kogo alikorni kundel to z jakiegoś powodu atrakcyjna partia. Klasztor? Zawsze  można. Walka o koronę? Z czym do kuców? Sunshine Arrow przynajmniej miała armię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Owy komentarz tyczy się się tylko i wyłącznie rozdziału siódmego, gdyż od tego momentu rozdziały są obszerniejsze/dłuższe.

 

W poprzednim rozdziale byliśmy światkami, gdzie  Czarodziej Gandalf Szary przekonywał grupę krasnali pod dowództwem Thoriana Trzeciego Dębowej Tarczy, że Bilbo Baggins idealnie nada się na wyprawę na Samotną Górę.  Krasnale zgadzają się i razem ruszają do obfitego w złoto Królestwa Ereboru by odnaleźć skarb,  Arcyklejnot. Rozdział siódmy opowiada właśnie losy tej wędrówki... Chyba coś pomyliłem. Chwila... <<przegląda poprzednie rozdziały>> A nie, wszystko się zgadza.  A więc zaczynamy.

 

Podobają mi się relacje pomiędzy postaciami, które sprawiają żywe wrażenie typowej grupy watażków z innych powieści, gier i filmów. Duży plus już za to, a to dopiero początek historii

 Night w towarzystwie piątki oprychów rusza do wymarłego miasta Alicorngrad. Miasto jest pięknie opisane i sprawia wrażenie żywego, ale jest martwe, okryte klątwą. Ton powieści nabiera mroku i podejrzewam, że z każdym kolejnym rozdziałem będzie mroczniej i mroczniej. Mamy tu do czynienia ze zjawiskami paranormalnymi (Mój Konik) Pojawiają się tu zjawy i byty podążające krok w krok z naszymi bohaterami. Sam opis wędrówki przyprawia o ciarki. Post apokaliptyczne miasto z zamieszkałych czasach to bardzo do bry pomysł. Kolejnym wyśmienitym pomysłem (mam podobny dla Kronik Azumi 3) jest podróż czarnej klaczy do innego świata pełnego mroku gdzie Night jest poddawana iwleu próbom. Widać tu wyraźnie początki religijności, co zapewne rozwinie się później, i widać też, że NS ma w sobie coś specjalnego, co może doprowadzić do kontaktu z najwyżśzą istotą zwaną także Harmonią. Jest mrocznie, jest ciekawie i jest doroślej. Tekst czyta się płynnie i dopiero po lekturze zwróciłem uwagę, że to aż 66 stron. A z tego co mówi sama autorka oznajmiła, że kolejne rozdziały są jeszcze dłuższe.

jestem zadowolony z lektury i już wyciągam pewne inspiracje.

 

10/10 i  idziemy doczytywac r8 

 

Edytowano przez Cahan
Komentarz był zdublowany.
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 weeks later...

Rozdział ósmy za mną, znaczy że Tom Pierwszy zaliczony.  

 

Cóż mogę rzec, rozdział jest krótki i treściwy. Przyniósł mi pewne refleksje na temat mojej własnej twórczości, w której też miałem zamki, intrygi i moc magicznych elementów jak 'Element Szaleństwa" czy 'Ostrze Wieczności". Powinienem wrócić do poprzednich mrocznych fików typu fantasy. 

 

 

Wracając do fika, to zaczyna tracić elementy komediowe i pojawia się więcej powagi i mroku. Podczas sceny pogrzebu dowiadujemy się, że wszystkie te dziwne imiona to tylko pseudonimy, pozwalające jeszcze skuteczniej kamuflować się i wypełniać zlecenia. Night Shadow także przybrała fałszywe imię, choć w jej wypadku nie jest to konieczne skoro prędzej czy później ktoś może donieść królowi nocy, o jej lokalizacji (na przykład Orange). Uśmiechnąłem się zaś z tego, iż Night potrafiła streścić całe siedem rozdziałów w jednym zdaniu. Wyobraziłem sobie zaś kombinację kolorów Orange. Pomarańczowa sierść i grzywą, czerwone oczy i żółte ubranko. Too much orange! Troszku przerysowane... choć sam mam takie postacie u siebie.

 

Druga część rozdziału. Mamy kanoniczny Amulet Alicorna i próbę odnalezienia jak najstarszych dzieł z czasów gdy Alicorngard tętnił życiem. Zostały wspomiane siostry z Equestrii i jeśli się nie mylę Sombra? Coś mi tu nie pasuje. Chronologia, Cień Nocy zdaje się przedstawiać czasy sprzed tysięcy lat względem wydarzeń kanonicznych, a sam Sombra działał sobie tysiąc lat przed serialem. Chyba, że to nie był on, a ktoś zupełnie inny. W sumie nie był wymieniony z imienia. 

 

Podoba mi się motyw, iż na podstawie magicznych artefaktów próbowano stworzyć użyteczne bronie, mogące pomóc w obronie kraju.

 

Strażnik Dark Side"a był niespełna rozumu,  szczerze wierny królowi lub miał jaja ze stali, a może i wszystko razem, że śmiał zaatakować Moonnshine Axa. 

 

Król nie przyjął do wiadomości wieści o śmierci córki i nakazał jej dalsze poszukiwania. Ale czy chodzi mu o Księżniczkę, czy biznesy z Solarnymi? 

 

Mam nadzieję, że dowiemy się o tym w drugim tomie. Cały pierwszy tom otrzymuje odemnie ocenę 9,5 na 10. Czas miło spędzony, dusza natchniona do dalszego pisania i przedewszystkim chęć powrotu po wincyj. Złoto!

 

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

W końcu nadszedł moment, abym wypowiedział się odnośnie fanfika Cień Nocy autorstwa Cahan. Moment ten był odwlekany wielokrotnie a samo skomentowanie tego fanfika nastręcza mi trudności tak etycznych jak i przedmiotowych. Odnośnie drugiego ze wspomnianych, napiszę, że nie będzie to komentarz z rodzaju tych, których pisanie sprawia mi największą radość. 

 

Odnośnie zaś pierwszego, mam poważne obawy czy ten komentarz będzie bezstronny, chociaż podobno nie istnieją obiektywne recenzje. Tak się złożyło, że to w dobie fandomu umierającego zacząłem pisać fanfika Trucizna w naszych żyłach. Pierwsze bardzo pozytywne i bardzo rzeczowe komentarze pochodzą właśnie od Cahan, autorki Cienia Nocy. Mimo wiary w moje siły, nie sądzę, że utwór ten zdobyłby sobie pewną popularność i przychylne oceny, gdyby nie pierwszy krok wykonany przez Cahan. Na tym zresztą jej udział w powstawaniu fanfika się nie skończył i trwa on nadal. 

 

W jakim celu napisałem ten przydługi wstęp, w dodatku nie o Cieniu Nocy tylko o mnie, o Cahan i moim fanfiku? Uczyniłem tak, gdyż sądzę, że następne zdanie zabrzmi bardziej wiarygodnie niż gdybym skrywał te fakty. 

 

Cień Nocy to fanfik, który mnie wciągnął i pomimo usilnych poszukiwań nie znalazłem nic do czego mógłbym się przyczepić. 

 

Akcja rozwija się szybko i płynnie. Śledzimy losy Night Shadow, pozbawionej prawa do objęcia tronu Królestwa Nocy przez rodziców i przeznaczonej do wydania za syna władcy sąsiedniego, sojuszniczego królestwa. Schemat znany ale jakby nieco zapomniany. Jednak tutaj jest zrealizowany w sposób odbiegający od współczesnych schematów fabularnych i myślowych. Jest to dla mnie wielka zaleta i utwór ten mógłby powstać prawdopodobnie w czasach mojego dzieciństwa. Historia Night Shadow jest uniwersalna, opowiadająca o młodzieńczym buncie, irracjonalnym ale i wymuszającym szybkie dorastanie w celu odnalezienia się w nowej rzeczywistości.

 

Night Shadow to bardzo interesująca postać. Jest ona pisana na poważnie, ale jej wypowiedzi z pierwszych kilku rozdziałów całkowicie nie przystają do sytuacji w jakiej się znalazła. Parafrazując youtubera, Civie 11, można wyprowadzić alikorna z zamku, ale nie można wyprowadzić zamku z alikorna. Night Shadow ma jednak w sobie tę młodzieńczą wiarę, że potrafi osiągnąć wszystko co sobie zamierzyła. Dlatego jej zderzenie z rzeczywistością jest tak brutalne. 

 

Autorka nie oszczędza swej bohaterki, ale też nie poniża. Fanfik nie jest bowiem moralizatorską opowieścią o tym jak się kończy nieposłuszeństwo wobec rodziców ani nie inspiruje się walką z patriarchatem. Bohaterka myśli bowiem samodzielnie i nie potrzebuje głosu zza kadru, który by tłumaczył czytelnikowi jej poczynań. Sama jest za sobą szczera, chociaż przez długi czas miewa ostre wahania nastrojów. Są one jednak całkowicie zrozumiałe. 

 

Co do postaci spoza rodziny Night Shadow, mają one bardziej wspomagające funkcje, chociaż autorka dba o nadanie im wiarygodnego tła psychologicznego poprzez pokazanie ich przeszłości i warunków w jakich wyrastali. 

 

Natomiast sami krewni bohaterki wnoszą do opowieści dodatkowy wymiar, czyniąc z opowieści interesujący political fiction. O ile śmiertelni znajomi Night Shadow wnoszą wiele informacji o obecnie odczuwanych skutkach decyzji podjętych przez alikornich monarchów, to ci ostatni wnoszą wiedzę o tym odległej przeszłości świata i królestw, którymi przyszło im rządzić. 

 

Właśnie lore uważam za największą zaletę opowieści. Poznajemy go nie ze źródeł obiektywnych, ale z podań i legend, gdzie zaciera się granica między fikcją a prawdą. O tym co było i zostało zapomniane opowiadają nam również sny, duchy i inne widziała. Ale mówią one tylko to co same myślą, że było prawdą i nie są bezstronnymi źródłami informacji. Dotyczy to zresztą także samych bohaterów, przez których poznajemy wydarzenia bieżące. 

 

A to, że świat ma swą historię świadczy architektura. Czy mamy do czynienia z upiornymi miastami, wyglądającymi jakby zaledwie wczoraj je opuszczono a starymi klasztorami czy wioskami. Niektóre opisy były bardzo klimatyczne i pewnie będę do nich wracał nieraz. 

 

Opowieść jest miejscami wzniosła, innym razem wulgarna, zależnie od nastroju, który powinien odczuwać czytelnik. Zawsze jednak pasuje. Co prawda nie jestem fanem wulgarności w literaturze a w fanfikach podobne próby często wywołują u mnie wybuch śmiechu (polecam mój komentarz do Fall from Grace) ale tutaj nie śmiałem się. Odnoszę wręcz wrażenie, że towarzyszyły mi takie emocje jakie powinny mi towarzyszyć. 

 

Dlatego gorąco polecam Cień Nocy. To zasłużenie jeden z najlepszych fanfików okresu fandomu umierającego (2013-20…) i mam nadzieję, że przeczytam jego zakończenie. 

Edytowano przez Obsede
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Dnia 21.06.2022 o 17:08, Cahan napisał:

Night Shadow jest królewną, ewentualnie księżniczką krwi królewskiej.

Jak mam to rozumieć? Bo księżniczka to chyba właśnie córka księcia, a nie króla. Zrozumiałbym księżNĄ krwi królewskiej, gdyby była powiedzmy królewną, ale rządziła księstwem jako księżna lub w taki czy inny sposób dorobiła się tytułu księżnej, niezależnie od bycia królewną.

 

Cahan, czy w tym fanficzku zamierzasz jakoś uporządkować ten kanoniczny burdel z tytułami? Do wszystkich tulaśnych i cukierowych rzeczy to po prostu nie ma sensu! Ok, zobaczmy:

Spoiler

- Dlaczego Equestria jest królestwem, a rządzą księżniczki i co gorsza Kryształowym CESARSTWEM też rządzi książęca para? Poza tym jeśli już to poprawnie byłoby chyba ''księżne'', a nie ''księżniczki''? Mało tego jak to możliwe, że Cesarstwo jest lennikiem królestwa [Equestrii], mimo że powinno być na odwrót? Ja osobiście zrobiłbym to tak: Equestria jako jedno z najpotężniejszych [zapewne] państw na świecie raczej powinno być cesarstwem, w końcu mają nawet lennika w postaci Kryształowych. Celestii się należy co najmniej tytuł cesarzowej, może nawet cesarzowej-bogini {jakaś Deus-Celes, czy cóś}, Kredens mogłaby faktycznie być księżną i rządzić Kryszt. księstwem lub królową i wtedy królestwem. Luna mogłaby być też księżną rozumianą jako tytuł arystokratyczny lub księżną-czegośtam, jeśli rządziłaby też jakimś państwem lennikiem, bo sorry ale na równi z Celestią bym jej nie stawiał. Poza tym lepiej by to pasowało do Equestrii jako cesarstwa. Odnośnie Blueblooda będącego rzekomo siostrzeńcem to już nie wiem co myśleć. Może uznawać też za tytuł honorowy. Ja wiem, że twórcy pewnie się nad tym wszystkim nie zastanawiali, ale cóż...bajka dla dzieci nie musi być bez sensu w takich sprawach.

 

PS. Czajnikowi nie dawałbym żadnych tytułów, bo to ogier jest. Szkoda tracić czasu na niego. Małżeństwo z Kredensem morganatyczne i tyle :]

 

      

 

Edytowano przez Flutterhugger
mała korekta
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat

Cahan, czy w tym fanficzku zamierzasz jakoś uporządkować ten kanoniczny burdel z tytułami? Do wszystkich tulaśnych i cukierowych rzeczy to po prostu nie ma sensu!

 

Uniwersum MLP: FiM było tworzone przez wielu ludzi. Co więcej ludzie Ci, chyba często nie wiedzieli nic o serialu, do którego pisali scenariusze. Nie pamiętam już którego dotyczyło to odcinka, ale chyba jednego z późniejszych sezonów, gdy autorowi scenariusza pokazano tylko odcinek ,,Lesson Zero''. Opowiada on o tym jak Twilight nie mogąc znaleźć problemu przyjaźni do rozwiązania zaczyna tworzyć własne. I po czymś takim miał on napisać swój własny epizod. Dobrym przykładem efektów takiego podejścia są chyba odcinki, w których Twilight organizuje imprezy. W odcinku ,,Księżniczka Spike'' jest przepracowana, zajmując się zjazdem burmistrzów, w filmie z 2017 r. organizuje wielką imprezę dla całego Canterlotu, w odcinku z ostatniego sezonu o łabędziej gali nie potrafi niczego zorganizować. Okazuje się zresztą, że od tego jest specjalny komitet w którym nie ma żadnej z jej przyjaciółek. Nie wierzę, że scenariusze tych odcinków pisała jedna osoba, zwłaszcza, że po drodze Twilight zaczęła prowadzić szkołę a więc bieżącą organizacją zajmuje się od jakiegoś czasu. Kolega opowiadał mi, dlaczego w Celestia została księżniczką a nie królową. Po prostu Hasbro zrobiło badania i okazało się, że księżniczka częściej jest utożsamiana z dobrą postacią niż królowa. Przynajmniej tak słyszałem. 

 

MLP:FiM powstawał w pewnym kontekście kulturowym, w pewnej kulturze organizacyjnej i miało to wpływ na serial. Kiedy nazywano Celestię księżniczką prawdopodobnie nie myślano o całokształcie świata i stosunków w nim panujących. Nie dziwię się. Prawdopodobnie wymyślano te rzeczy na bieżąco. Dlaczego gryfy mają króla a jakami rządzi książę? Czemu Sombra jest królem a Chrysaliss królową? Czemu Grogar jest lordem oraz czego jest lordem? Czemu Thorax nie jest królem chociaż rządzi rojem i czy w ogóle posiada on jakiś tytuł? Czemu Ember jest lordem smoków? Nie wiem kto wymyślał te nazwy, ale wydaje mi się, że kierowano się tylko tym aby brzmiały fajnie. 

 

Moim zdaniem Cahan nie powinna się mieszać w to, czego nie zrobili nawet sami autorzy serialu. Gdyby Celestia nagle została królową a potem była już księżniczką to byłoby to trudne do wyjaśnienia. Może uczyniła to ze względów propagandowych? Nazewnictwo to często sprawa drugorzędna, czysto symboliczna. Iwan IV stworzył dla siebie tytuł Cara Wszechrusi, Piotr I ogłosił się Imperatorem. Nikt im nie dał do tego prawa. Sami się tak nazwali. A Napoleon  I, Cesarz Francuzów? Miał co prawda formalną zgodę papieża, ale przecież nie otrzymał jej zupełnie dobrowolnie. Święte Cesarstwo Narodu Niemieckiego przetrwało chyba aż do XIX wieku, kiedy rozwiązał je właśnie Napoleon, pobiwszy Austriaków pod Austerlitz. Wtedy władcy Austrii nadali sobie też tytuł cesarza ale właśnie Austrii. Skomplikowane? A jednak istnieje to w pewnym kontekście. A po co Cahan ma tłumaczyć coś, czego zamysłu może nie znać? Zresztą jej fanfik ma wiele zalet. Jak wiele fanfików, jest on bardziej spójny niż to co wymyślono w serialu, gdyż tworzyła go jedna osoba. 

  • Smutny 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Obsede napisał:

Gdyby Celestia nagle została królową a potem była już księżniczką to byłoby to trudne do wyjaśnienia.

W tym fanfiku, chyba Celestia JEST królową. Przynajmniej tak było w oryginalnej wersji, którą czytałem i Cahan mówiła, że zamierza ją zdegradować później.

 

10 godzin temu, Obsede napisał:

Moim zdaniem Cahan nie powinna się mieszać w to, czego nie zrobili nawet sami autorzy serialu.

Na tym polega koncepcja faników, a kontynuacja chyba ma być we współczesnej Equestrii, więc cóż...

10 godzin temu, Obsede napisał:

Iwan IV stworzył dla siebie tytuł Cara Wszechrusi

Nieuznawany! Przez długi czas uznawano, że car to jakby nazwa własna dla rosyjskiego władcy, która owszem wzięła się od cesarza i owszem z powodu jego ego, ale traktowano go na równi z królem. Dopiero później przypisano mu cesarskie honory.

 

PS. Dla mnie akurat kwestia tytułów w naszym świecie jest nie tyle skomplikowana, co nieuporządkowana.

 

Edytowano przez Flutterhugger
korekta
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 19.08.2023 o 20:30, Flutterhugger napisał:

Jak mam to rozumieć? Bo księżniczka to chyba właśnie córka księcia, a nie króla. Zrozumiałbym księżNĄ krwi królewskiej, gdyby była powiedzmy królewną, ale rządziła księstwem jako księżna lub w taki czy inny sposób dorobiła się tytułu księżnej, niezależnie od bycia królewną.

Księżna zazwyczaj odnosi się do żony księcia. Ale tak naprawdę język polski kiepsko radzi sobie z tytułami i ich znaczeniem. Tak jak Jadwiga była królem, bo królowa to żona, tak Elżbieta II była królową Wielkiej Brytanii. I tak, księżna może też oznaczać samodzielną władczynię lub spadkobierczynię księcia.

Królewna, delfin (chyba nigdy nie było żeńskiego odpowiednika, bo delfina to żona delfina), księżniczka krwi królewskiej i w sumie parę innych <-- córka króla

Księżniczka krwi królewskiej mogłaby nawet nie być jego córką, ale być z jego rodziny i należeć do jego najbliższych spadkobierców. I jest to ważniejszy tytuł niż po prostu księżniczka.

 

Ogółem można nosić parę różnych tytułów, a ich dokładne znaczenie się czasami też rozmywa, a i historycznie czasami jeden tytuł np. książę może oznaczać różne rzeczy w różnych państwach i różnych wiekach.

Tak naprawdę większość tych problemów istnieje tylko przez język polski, bo w angielskim księżna i księżniczka brzmią tak samo.

 

W ogóle z nazwami tytułów i ich tłumaczeniami, podrzucam fajną tabelkę z Wikipedii. https://pl.wikipedia.org/wiki/Tytuły_szlacheckie

 

Dnia 19.08.2023 o 20:30, Flutterhugger napisał:

Cahan, czy w tym fanficzku zamierzasz jakoś uporządkować ten kanoniczny burdel z tytułami? Do wszystkich tulaśnych i cukierowych rzeczy to po prostu nie ma sensu! Ok, zobaczmy:

W tym fanfiku porządek jest mój własny. Kanoniczny istnieje tylko dlatego, bo królowe i królowie się źle kojarzą dzieciom.

Czy Equestrią mogą rządzić księżniczki? Przez to jak działają te tytuły i że problem z nimi wynika w dużej mierze z naszego języka, to sądzę, że tak. Oraz z tego, że patriarchalny system miał problemy z tytułami dla kobiet władczyń. Oraz z tłumaczeniem ich z innych języków, głównie łaciny.  Chociażby Jadwiga została koronowana na króla Polski, a nie na królową (bo królowa to była żona) i nawet po ślubie zachowała ten tytuł, ale w dokumentach występowała jako regina, a nie jako rex. Mimo wszystko, mogło to wynikać z tego, że Jadwiga za bardzo nie rządziła. Najpierw była dzieckiem i inni robili to za nią i wszyscy oczekiwali, że władza przypadnie w ręce jej małżonka. Podobnie z innym królem Polski - Anną Jagiellonką. Władzę dostał jej małżonek, a po jego śmierci Zygmunt III Waza. Anna nawet próbowała się wykłócać z mężem o władzę, ale średnio wyszło.

 

Także różnie z tym w praktyce bywa.

 

Dnia 19.08.2023 o 20:30, Flutterhugger napisał:

- Dlaczego Equestria jest królestwem, a rządzą księżniczki i co gorsza Kryształowym CESARSTWEM też rządzi książęca para? Poza tym jeśli już to poprawnie byłoby chyba ''księżne'', a nie ''księżniczki''? Mało tego jak to możliwe, że Cesarstwo jest lennikiem królestwa [Equestrii], mimo że powinno być na odwrót? Ja osobiście zrobiłbym to tak: Equestria jako jedno z najpotężniejszych [zapewne] państw na świecie raczej powinno być cesarstwem, w końcu mają nawet lennika w postaci Kryształowych. Celestii się należy co najmniej tytuł cesarzowej, może nawet cesarzowej-bogini {jakaś Deus-Celes, czy cóś}, Kredens mogłaby faktycznie być księżną i rządzić Kryszt. księstwem lub królową i wtedy królestwem. Luna mogłaby być też księżną rozumianą jako tytuł arystokratyczny lub księżną-czegośtam, jeśli rządziłaby też jakimś państwem lennikiem, bo sorry ale na równi z Celestią bym jej nie stawiał. Poza tym lepiej by to pasowało do Equestrii jako cesarstwa. Odnośnie Blueblooda będącego rzekomo siostrzeńcem to już nie wiem co myśleć. Może uznawać też za tytuł honorowy. Ja wiem, że twórcy pewnie się nad tym wszystkim nie zastanawiali, ale cóż...bajka dla dzieci nie musi być bez sensu w takich sprawach.

W Cieniu Nocy Celestia jest królową, Luna księżniczką, a Kryształowe im nie podlega, a rządzi nim cesarzowa Korundia. Zmiana tytułu Celestii na pewnym etapie fanfika będzie umotywowana fabularnie i związana z jej przeszłością i historią oraz sytuacją rodzinną. Nie sprawi nagle, że Celestia przestanie być najważniejszą osobą w państwie, bo Equestria i tak jest teokracją, więc Celestia mogłaby nie nosić żadnego tytułu, a wyszłoby na to samo.

 

A w kwestii serialowej... To są klacze, które ruszają ciałami niebieskimi, mogą nosić tytuły jakie chcą. Ich tytuły wynikają z tego, że są alikornami u władzy. Blueblood pewnie ma jakiś tytuł honorowy. Ewentualnie siostry miały jakąś inną siostrę. Albo Luna spłodziła potomstwo przed wygnaniem, a Blueblood wywodzi się z tej linii. Albo, najbardziej prawdopodobne, jest księciem, bo każda mała dziewczynka chce być księżniczką i myśli, że musi wyjść za księcia, chociaż to tak nie działa. Z polską księżniczką. Z princess już tak. W ogóle princess to tytuł typu mydło i powidło.

 

Dnia 19.08.2023 o 20:30, Flutterhugger napisał:

PS. Czajnikowi nie dawałbym żadnych tytułów, bo to ogier jest. Szkoda tracić czasu na niego. Małżeństwo z Kredensem morganatyczne i tyle :]

Czajnik to książę małżonek. W ogóle "małżonek/małżonka" to fajny dodatek, który rozwiązuje wiele problemów z tym kto jest kim. Cadance choćby chciała, to nie mogła wyjść za kogoś równego stanem, bo takich ogierów w tym świecie po prostu nie ma. A małżeństwo nie jest morganatyczne, bo Flurry jest normalnie dziedziczką swojej matki.

 

19 godzin temu, Obsede napisał:

MLP:FiM powstawał w pewnym kontekście kulturowym, w pewnej kulturze organizacyjnej i miało to wpływ na serial. Kiedy nazywano Celestię księżniczką prawdopodobnie nie myślano o całokształcie świata i stosunków w nim panujących. Nie dziwię się. Prawdopodobnie wymyślano te rzeczy na bieżąco. Dlaczego gryfy mają króla a jakami rządzi książę? Czemu Sombra jest królem a Chrysaliss królową? Czemu Grogar jest lordem oraz czego jest lordem? Czemu Thorax nie jest królem chociaż rządzi rojem i czy w ogóle posiada on jakiś tytuł? Czemu Ember jest lordem smoków? Nie wiem kto wymyślał te nazwy, ale wydaje mi się, że kierowano się tylko tym aby brzmiały fajnie. 

Święte Cesarstwo Rzymskie miało cesarza w czasach, kiedy Mieszko I był tylko księciem, a jednak rządził samodzielnie, a jego syn był już królem tego samego państwa. I pewnie większość tych problemów to kwestia znaczenia tych słów w przeszłości oraz tego, że żaden ówczesny język zbytnio nie przypominał współczesnej polszczyzny.

Także te nazwy mają nawet sens. Bo poszczególne rasy nadały je sobie same. To nie jest chrześcijańska Europa połączona wiarą i papieżem, a i tak z pewnymi nieścisłościami w tytułach.

 

11 godzin temu, Flutterhugger napisał:

Na tym polega koncepcja faników, a kontynuacja chyba ma być we współczesnej Equestrii, więc cóż...

Jeśli kontynuacja w ogóle powstanie, to nie tylko będzie bardzo krótka, ale i będzie niekanoniczna. Jej założenia powstawały w okolicach 3 sezonu. No i kanon MLP jest po prostu dziurawy jak sito i nie ma sensu. Z jego tytułami nawet nie mam problemu, bo one są rzeczą dość umowną, a i istnienie magicznych nieśmiertelnych półboskich istot w roli władców też nieco miesza.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Nie będę owijał w bawełnę, mam zastrzeżenia do rozdziału IX 2/3 „Cienia Nocy”.

 

Fabularnie mamy ciąg poprzedniego wątku. Ktoś lub coś morduje młode klacz we wiosce i w sumie to władzom przeszkadza a z drugiej jakoś nie aż tak bardzo. Rozdział IX 2/3 może nie uchyla jakiegoś dużego rąbka tajemnicy, ale popycha akcję ciut do przodu. Ciut, to słowo klucz.

 

Zacznę od tego, że... zacznę od teorii. Spodziewałem się od fanfika, w każdym razie od tej jego części, że będę miał do czynienia z jakąś formą kryminału. Jest to prawdą, chociaż zaczynam mieć wrażenie, że jest to jego nieco upośledzony brat, zwący się Occult Detective, kryminał okultystyczny.

 

Zacznijmy od tego, że drużyna najemników obraca się w próżni poszukując informacji i nie czułem byśmy się przybliżali do rozwiązania zagadki. To jeszcze jest ok. Ale sposób wybrnięcia z tego impasu jest moim zdaniem, nieco leniwy.


 

Spoiler

Otóż Nightingale z pomocą Harmonii (?) wyczarowuje pewne zjawisko, kojarzone z alikornami a jednocześnie pojawiające się gdy ktoś lub coś morduje kucyki. O tym dowiaduje się po rozmowie z dwoma duchownymi. A na trop naprowadza ją rozmowa z dziećmi, która pozwala jej wytypować kolejną ofiarę. I teraz zaczynam podejrzewać, że ofiary faktycznie mogły być jakoś spokrewnione z alikornami. Dopuszczam również możliwość, że mordy mają charakter rytualny i są jakąś formą ofiary, za spełnienie czegoś np. uzdrowienie kowala na końcu rozdziału. Może wszystkie zamordowane były spokrewnione z alikornami? Może takie alikorny są wymagane jako ofiara? Kto wie?


Jednak uważam ten zwrot za zbyt gwałtowny, zwłaszcza po tym, jak od kilkudziesięciu stron bohaterowie nie mogli zdobyć żadnych pewnych informacji. Moim zdaniem tak nie powinno wyglądać śledztwo. Uważam to za dość leniwe rozwiązanie. W każdym razie nie chciałbym czegoś takiego stosować w moim fanfiku. Co prawda „Cień Nocy” jest bardziej tworem przygodowym niż kryminałem, ale czułem tutaj poważny niedosyt.  Natomiast pozyskiwaniu dowodów przez działanie mocy nadprzyrodzonych jest typowe dla kryminału okultystycznego. Niektóre filmy tworzą wrażenie, że mamy do czynienia z mocami nadnaturalnymi („Sherlock Holmes” albo „Scooby-Do, gdzie jesteś?”) by następnie bohaterowie rozwiązali sprawę jak najbardziej racjonalnymi metodami. 

 

Natomiast dlaczego takie rozwiązanie jest w pewnym sensie do przyjęcia. Otóż, Nightingale znajduje się w stanie przypominający obcowanie z boginią, w tym wypadku Harmonią. Rozdział zawiera w sobie dużo informacji o świętych księgach tego kultu, które bohaterce są obce. Dość ciekawym i udanym zabiegiem jest nie podchodzenie do tego tematu poprzez „A teraz wam pokażę, ciemna wiejska hołoto, że mam rację bo nie wieżę w zabobony”, a doprowadzenie bohaterki nawet do zakłopotania. To było dla mnie zaskoczenie i nie mam wrażenia, że żadna ze stron nie miała swoich racji. W każdym razie nie wywiązała się pyskówka na miarę komentarzy na Interia.pl.  Podoba mi się, że autorka nie wkłada postaciom wiedzy rodem z XX/XXI wieku co byłoby bardzo niszczące dla klimatu, ale też dla samej psychologii i wiarygodności postaci.

 

Uważam jednak, że Nightigale jest tutaj trochę za dużo. Że rozdział skupia się zbytnio na niej a pozostali bohaterowie są w tle. Przecież prowadzą śledztwo wspólnie. Z drugiej strony nagły skok w ilości informacji o sprawie wydaje mi się leniwym rozwiązaniem. Jednak po Cahan spodziewałem się więcej.

Edytowano przez Obsede
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Przeczytałem rozdział 9.1 i 9.2 kilka razy by ogarnąć wszystko jak należy. Przyznam, że jestem zadowolony z lektury i oczekuję części trzeciej.

 

Na samym początku wspomnę, iż to dobry pomysł na podział fika na dwie części. Dziewiątka jest bardziej dorosła i rozbudowana, choć fabuła pościgu za monstrum nie jest skomplikowana. NS urosła i jakby dojrzała nieco psychicznie, choć nadal zdarza się podejmować pochopne decyzję nie zważając na konsekwencje jak bójka w gospodzie. Z resztą to moha ulubiona scena w 9.1. Swoją drogą zastanawia mnie czy żołnierz który spał podczas bójki też został wyrzucony razem z tymi którzy obskoczyli bęcki. Odnoszę wrażenie, że mamy tu niedopowiedziany wątek. 

 

Chłopi niechętnie chcą rozmawiać o tych czternastu zgonach* i sprawiają wrażenie jakby mieli to w głębokim poważaniu. Uważam, że oni po prostu nie mówią o tym ze strachu, że będą następni. Uważam, że chłopstwo ukrywa zarówno bestię jak i osobę tą bestie kontrolującą. Moja teoria jest taka, iż bestia wychodzi na żer za każdym razem gdy "pan/pani" uczyni znak na niebie. Ostatnia scena może dowodzić, iż bestia znalazła sobie nową panią w postaci NS, po tym jak ta nauczyła się projekcji znaku. To moja teoria. Jak będzie? To już zależy od autorki. 

 

Z innych rzeczy, imiona poszczególnych postaci są mniej kiindżowe i bardziej dopasowane. Wiejski klimat oddany został perfekcyjnie. Moi rodzice mieszkają na takim zadupiu i czytając, poczułem się jak bym u nich był. Cieszy fakt, iż można bliżej poznać religię kucy i wiarzenia w Harmonię, choć podobieństwo posągu do barana było dość zabawne. Od razu przychodzi mi na myśl figurka neolitycznej Venus. Podoba mi się też wątek rozwijającej się przyjaźni pomiędzy NS i Randomem. Nie jest to może przyjaźń serialowa, ale za to jaką jaką możemy dostrzec w prawdziwym życiu.

 

Widzę też wyraźnie podobieństwo Night Shadow do Obsidian z "Chrupkości Obsydianki". Klacz z królewskiego rodu z zakrzywionym rogiem, która słyszy w swojej głowie głos martwego, mrocznego króla. Przypadek? Czy Night zaabsorbowała cząstkę zła z Alkorngradu jak Obsydia cząstkę zła swojego ojca? Zobaczymy jak ta historia się rozwinie. Daję 10/10 i śmiało mogę wskazać fik jako wzór do naśladowania :)

 

 

*zabij, jeśli źle policzyłem

Edytowano przez D.E.F.S
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...