Skocz do zawartości

Jakie filmy ostatnio oglądaliście?


Blue Sparkle

Recommended Posts

Waltz jest duuużo lepszy w Inglourious Basterds, też od Tarantino. Jeśli nie oglądałeś, a właśnie on ci się spodobał, to musisz to nadrobić. Zresztą za role w obu tych filmach dostał Oscary, chociaż IMO zdecydowanie bardziej na Oscara za rolę drugoplanową w Django zasłużył DiCaprio.

 

Mam ten film na DVD, lecz nigdy nie obejrzałem całego. Wiem, że grał tam tego łowce żydów, lecz reszty nie pamiętam. W najbliższym czasie muszę obejrzeć i ten film.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powinniśmy założyć temat: "Jakie filmy (prawie) ostatnio udało się wam obejrzeć".

 

Mission Impossible III

 

Wielokrotnie słyszałem, że część druga jest najgorsza. Najwidoczniej mam zryte gusta, ponieważ to "coś"... matko. Nie dałem rady obejrzeć, tego do końca. Debilna fabuła, zero napięcia, absurdy w ilości hurtowej. Hmm... była tam jakaś muzyka, nie licząc motywu przewodniego? (który był o wiele gorszy, od tego z "dwójki"). Szczerze? Nie pamiętam. Jedyne co pamiętam to początek i:

 

jeb

 

BUM

 

KABOOOOM

 

KAAAAABOOOOOOOOOOOOM!!!!!!!!! (w Japonii odnotowano trzęsienie ziemi). 

 

Wiem. W filmach pokroju MI, tak ma być, ale w "dwójce" to wszystko miało sens. Innymi słowy: "trzymało się kupy i #upy". Tutaj przekroczono wszelkie granice kiczu i głupoty.

 

Ocena: ?/10 - nie ocenię filmu, którego nie dałem rady obejrzeć. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedawno wróciłem z kina z filmu "Klątwa Jessabelle" i jestem bardzo rozczarowany wydanymi pieniędzmi. Film z końca 2014 roku twórców takich "hitów" jak
"Paranormal Activity" to bezczelny plagiat filmu "Klucz do koszmaru" Krugera z 2004 roku, z tym że starszy brat w porównaniu po prostu zamyka młodszego w pokoju i niepozwala mu wyjść nigdy więcej. Jeżeli ktoś z was miał zamiar się wybrać do kina to radzę zainwestować raczej w Ekino bądź Zalukaj i wstukać w wyszukiwarce "Klucz do koszmaru" i cieszyć się z zaoszczędzonych pieniążków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wsypa Tajemnic z DiCaprio w roli głównej. No powiem tyle.

 

Wpierw o nieco mniej ważnych rzeczach. Gra aktorska perfekcyjna, DiCaprio jak zwykle miszczu wszystkich światów, klimat niesamowity, wszystko git malina.

Jednak jeśli mowa o samej fabule, to muszę przyznać, że film bardziej mindfackowy od Incepcji, w której w zasadzie nie było trudno się domyśli, czy to był realny tak, czy tak. Tutaj jednak twórcy dają nam wybór pomiędzy opcjami, lecz zapewne ukryli jakieś znajdźki, które mogą nas skłonić do wybrania jednej z teorii.

Sam osobiście sądzę, że niestety ale DiCaprio na prawdę był chory, a w latarni nie było żadnego laboratorium. Chociaż w sumie... A niech to szlag!

Fabuła bardzo dobra i nie można się do niczego przyczepić. Zresztą, jak i sam film. Dam mocne 8/10, bo film na to zasługuję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piąta władza
Sam wolę filmy pełne akcji i sf, ale...
Jest to warty obejrzenia film biograficzny/thriller opowiadający o wikileaks, jak powstawało i jak wpływało na wydarzenia na świecie (tak w kilku słowach, więcej tutaj). No pierwszy raz obejrzałem ze względu na to, że grał w nim Cumberbatch. Ale fabuła i akcja mnie zaskoczyła. Więcej nie będę zdradzał, lepiej obejrzeć. Daję 7.5/10

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Obejrzałam dzisiaj film Hitler. The Rise of evil. Po filmie trwającym nie całe trzy godziny spodziewałam się dość rzetelnego przedstawienia biografii Hitlera, ogólnie nie było źle.

Sceny z dzieciństwa Hitlera ukazane były jako migawki, co bardziej przypominało trailer, a nie film. Do tego twórcy filmu starali się pokazać małego Adolfa jako szatana w czystej postaci, który nienawidzi ojca, bo tak, wobec matki też nie jest zbyt życzliwy, co nie do końca było prawdą- owszem, Hitler nienawidził swego ojca, ale miał ku temu powody- ojciec bił go bez powodu. Na dodatek, Aloisy (ojciec Hitlera) znęcał się nad matką Hitlera, którą ten uwielbiał i umieszczenie w jego ustach słów, że matka jego jest chora na raka dlatego, że chce mu przeszkodzić w karierze artystycznej jest nie dorzeczne. Gdy Klara (matka Hitlera) umierała ten wrócił do niej i opiekował się nią.

Mamy też pokazanego doktora Eduarda Blocha, który zajmował się matką Adolfa, człowiek ten był żydem. Żydem, któremu Hitler zapewnił specjalną ochronę po Anschlussie Austrii. Tutaj jednak widzimy, że Hitler w zasadzie go nie lubi i odrzuca jego współczucie. Co byłoby mało prawdopodobne, gdyż Hitler szanował Blocha i traktował go bardziej jako sojusznika w walce o życie matki.

Na szczęście potem już nie ma większych zgrzytów. Fajnie, że nie pominęli faktu egzystencji Geli- siostrzenicy Hitlera, przy czym ukazali fakty z nią związane, a nie teorie spiskowe, typu, że Adolf Hitler zmuszał ją do sadomasochistyczego seksu.

Sama droga do władzy jest pokazana całkiem nieźle. Nie ukazano w filmie tylko i wyłącznie Adolfa ale też życie wybranych współpracowników. Z tymże, albo twórcy pominęli Himmlera, albo on mi gdzieś umknął. Bo ogólnie samo SS nie zostało ukazane. Mamy tylko scenę w której Hitler mówi do Rohma, że SA już nie jest takie cool i dlatego ma nową straż, czyli SS. Tylko, że tego SS nie widać.

Ale ogólnie film całkiem spoko, można obejrzeć.

Edytowano przez Dog in the Fog
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Red Faction

Jestem miłośnikiem serii, dlatego widząc reklamę: "w niedzielę o 20:00 Czerwona Frakcja"... To jest ekranizacja? :wat: Niestety autorzy nawet nie zapoznali się z fabułą gier. Odniosłem wrażenie, że przeczytali opisy z serwisów typu gry-online, ewentualnie z pudełek. "Aha, jest jakieś Red Faction, EDF..." Fabuła leży. Jeśli w tytule mamy słowo: Origins, to można się spodziewać prequela lub pokazania jak to się zaczęło. Może losy innego bohatera z czasów jedynki? Ale nie... to kontynuacja! Ok, autorzy wspominają o rewolucji, ale jakiej? Kto i o co walczył.
Na platynową malinę (złoto to za mało) zasługuje pewna dwójka. W jednej ze scen, trafiają na ODDZIAŁ uzbrojonych po zęby żołnierzy EDF. Mając patyk i nóż wygrywają pojedynek. Nie ma to jak rozwalić 30 chłopa kijkiem i nożem... Rozumiem jednego, dwóch i atak z zaskoczenia, ale to?

I dlaczego główny bohater, po pokonaniu strażnika nie zabrał od niego karabinu :facehoof:

Profanacja gry... -10/10

Edytowano przez Triste Cordis
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzilla 2014

 

Podobnie jak w przypadku filmów Baya obawiałem się, że będzie to film o ludziach którzy spotkali tytułowe monstrum. Przez sporą część filmu Godzilli nie było w ogóle. Najpierw przedstawiono nam Joe i Sandrę Brody, ale oni nie byli głównymi bohaterami, nie wiele wnieśli i dość szybko umarli i nie wiem po co w ogóle się pojawili. Później przedstawiono nam Forda i Elle Brody, byli dość młodzi (co nie przeszkadzało w tym, że Ford był porucznikiem) i bałem się, że dalsza fabuła będzie czymś w rodzaju Zmierzchu, ale na szczęście oni też nie byli głównymi bohaterami i w zasadzie tylko uciekali z walącego się miasta. Ford niby coś tam detonował, coś eskortował, ale w sumie był takim Sebkiem albo Januszem. Jedynym człowiekiem którego lubię w tym filmie był Dr Ichiro Serizawa i może jeszcze Admirał William Stenz, bo mieli istotny wpływ na fabułę, to oni powinni być głównymi bohaterami, a resztę ludu powinna zostać wywalona z filmu.

Godzilla pojawił się kilka razy, na krótko. Jego przeciwnikami była parka Gnolli, które wyglądały słabo ale miały fajne moce (żywienie się atomem, impulsy emp). Sceny walkie były też słabe jak na Power Rangers, może poza jednym machnięciem ogona.   

W filmie było mnóstwo głupot:

-Pan Ichiro postanowił zwerbować Joe i jego syna Forda do tropienia Gnolla i Godzilli, mimo iż Joe akurat umierał a Ford nie był naukowcem, na niczym się nie znał i w niczym nie pomógł.

-Gnoll podróżował w stronę samicy swojego gatunku uwięzionej w amerykańskiej bazie, co wszyscy powinni przewidzieć bez filozofowania, ale tak nie było.

-Gnoll żywiący się atomem zniszczył konwój bomb atomowych, ale zjadł tylko jedną bombę.

-Druga bomba miała zniszczyć oba Gnolle. Mimo iż żywiły się atomem eksplozja miała być tak silna by wyparowały, symulacja pokazywała zniszczenie całych zachodnich Stanów. Bomba wybuchła, Gnolle już i tak zostały zabite przez Godzillę podmuchem atomowym (ale mniejsza o to), promieniowanie powinno być tak wysokie, że zabiło by nawet supermutanta, ale już nazajutrz po zgliszczach miasta chodzili ludzie. 

Godzilla wstał, wszedł do oceanu, koniec.

 

Ocena ogólna: 7/10 Film był głupi, Godzilli było za mało, ale na szczęście ludzie jego nie przyćmili, do tego nowe potwory.

Edytowano przez fallout152
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wsypa Tajemnic z DiCaprio w roli głównej. No powiem tyle.

Wpierw o nieco mniej ważnych rzeczach. Gra aktorska perfekcyjna, DiCaprio jak zwykle miszczu wszystkich światów, klimat niesamowity, wszystko git malina.

Jednak jeśli mowa o samej fabule, to muszę przyznać, że film bardziej mindfackowy od Incepcji, w której w zasadzie nie było trudno się domyśli, czy to był realny tak, czy tak. Tutaj jednak twórcy dają nam wybór pomiędzy opcjami, lecz zapewne ukryli jakieś znajdźki, które mogą nas skłonić do wybrania jednej z teorii.

Sam osobiście sądzę, że niestety ale DiCaprio na prawdę był chory, a w latarni nie było żadnego laboratorium. Chociaż w sumie... A niech to szlag!

Fabuła bardzo dobra i nie można się do niczego przyczepić. Zresztą, jak i sam film. Dam mocne 8/10, bo film na to zasługuję.

Oglądałem parę tygodni temu na nocy filmowej w szkole i rzeczywiście świetny film. diCaprio niszczy co by nie nagrał. Fabuła ocieka klimatem, koniec ryje mózg bardziej niż incepcja (choć w drugiej połowie troszkę troszeczkę, ale jednak - przekombinowane) i daje do myślenia. Cholernym plusem aktorzy drugoplanowi, zwłaszcza ten pomocnik głównego bohatera (to ten aktor znany z roli Hulka w Avengers). 9 lub 10 nie jestem pewny swej oceny, ale na pewno polecam. Edytowano przez Dark Feather
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Ostatni film jaki obejżałem to Jack Strong opowiadający o polskim agencie przemycającym wiadomości o armi ZSRR do ameryki.

"Jack Strong" to jest świetny film! Na samym początku uwagę zwracają naprawdę udane kreacje aktorskie, zwłaszcza genialnego Dorocińskiego. Na pochwałę jak najbardziej zasługuje zaskakująca zgodność fabuły filmu z prawdziwymi zdarzeniami. Bardzo podobał mi się też typ prowadzenia narracji i sposób opowiedzenia tej historii. Wielkim plusem jest duże skupienie się na samym pułkowniku Kuklińskim, ciekawie ukazano jego życie prywatne, stosunek do życia w PRL i co najważniejsze - motywy, które popchnęły go do TAKIEGO czynu. Film jest naprawdę dobrym thrillerem. Niektóre sceny dosłownie wciskają w fotel, a to wszystko przecież działo się naprawdę. Oczywiście zdarzają się pewne potknięcia, ale nie będę na siłę wysilał pamięci, aby je przedstawić. Ten obraz to jednak przede wszystkim hołd złożony wybitnej osobistości i prawdziwemu bohaterowi. Polecam każdemu.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Jack Strong" to jest świetny film! Na samym początku uwagę zwracają naprawdę udane kreacje aktorskie, zwłaszcza genialnego Dorocińskiego. Na pochwałę jak najbardziej zasługuje zaskakująca zgodność fabuły filmu z prawdziwymi zdarzeniami. Bardzo podobał mi się też typ prowadzenia narracji i sposób opowiedzenia tej historii. Wielkim plusem jest duże skupienie się na samym pułkowniku Kuklińskim, ciekawie ukazano jego życie prywatne, stosunek do życia w PRL i co najważniejsze - motywy, które popchnęły go do TAKIEGO czynu. Film jest naprawdę dobrym thrillerem. Niektóre sceny dosłownie wciskają w fotel, a to wszystko przecież działo się naprawdę. Oczywiście zdarzają się pewne potknięcia, ale nie będę na siłę wysilał pamięci, aby je przedstawić. Ten obraz to jednak przede wszystkim hołd złożony wybitnej osobistości i prawdziwemu bohaterowi. Polecam każdemu.

Ten film fajnie wyszedł również dlatego że został stworzony we współpracy z amerykanami,dlatego różni się oprawą od innych filmów polskiej produkcji to mi się jeszcze bardzo podobało :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten film fajnie wyszedł również dlatego że został stworzony we współpracy z amerykanami,dlatego różni się oprawą od innych filmów polskiej produkcji to mi się jeszcze bardzo podobało :)

To, że zatrudniono anglojęzycznych aktorów i niektóre zdjęcia były robione w Ameryce, nie znaczy, że Amerykanie maczali w tym palce. Jest to tylko i wyłącznie polska produkcja.

 

Nie jestem wielką fanką filmu o Kuklińskim, uważam, że był całkiem spoko, jednak dupy nie urywał, bo przyznać trzeba jedno- ogląda się całkiem przyjemnie.

Nie za bardzo podeszła mi w ogóle idea zrobienia filmu o kimś, kto ma tak wiele luk w życiorysie, przede wszystkim, trzeba pamiętać, że Kukliński był wyjątkowo ważną osobą w LWP, a więc musiał czymś się zasłużyć dla ówczesnego rządu by awansować i współpracować z ówczesnymi szychami, czym? No, właśnie z tym nam Pasikowski nie przychodzi z pomocą, bo po co, lepiej bohatera całkowicie wybielić. Dobrze, że chociaż wspomniano o tym, że to on był autorem planów operacji "Dunaj", w wyniku, której na Czechosłowacji doszło do wzmocnienia władzy komunistycznej oraz zginęło ok.100 osób (800 było rannych). Będąc już przy tej informacji, trzeba zwrócić uwagę na to w jaki sposób jego żona reaguje na wiadomość, że podpalił się Ryszard Siwiec- najpierw płacze, że to ze wstydu on się podpalił, a potem jak okazuje się, że jej mąż przyniósł psa wydaje się, że zapomniała zupełnie o tej sprawie. Ogólnie tak, od razu zaznaczam, że uważam, ż Kukliński był bohaterem, bez względu na to co robił wcześniej, jego późniejsza działalność całkowicie odkupiła jego "grzechy".

Śmieszną sceną jest, jak wchodzi ten żołnierz, bodajże Putek, jak ten robi zdjęcia zapalniczką. No weźcie mnie trzymajcie, gdyby w tym momencie wszedł jakiś jego kumpel to nic dziwnego, żeby nie zwrócił uwagi na to co on robi, ten osobnik go nie lubił i wręcz musiał zauważyć, że Kukliński nie zapalał papierosa, tylko robił zdjęcia. Na dodatek w jednej z ostatnich scen, gdy wiadomo było, że ktoś współpracuje z amerykańskim wywiadem, każdy, ale to każdy powinien się zorientować, że jego zachowanie wskazuje, że właśnie to ON jest szpiegiem.

I ten wyścig ówczesnymi samochodami po Warszawie- śmieszne to było  strasznie.

A i, ogólnie Sasza nie mógł być członkiem Smiersza, bo Smiersz nie istniał już od 1946 roku, taka drobnostka, ale trochę boli. I jeszcze jedno, w tamtych czasach nie było żandarmerii wojskowej.

Edytowano przez Dog in the Fog
literówka
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio oglądałem najnowszego Hobbita, ale nie o tym będę teraz pisał. Dla mnie szału nie było. Niepotrzebnie rozciągnęli całą fabułę na trzy części. Chociaż złapałem chęć by obejrzeć ponownie "Władcę pierścieni". Wracając, wolę skupić się na:

 

Grand Budapest Hotel

 

Ten film przełamał moje przekonania, że komedie opierają się na jakiejś głupocie. Chociaż nie każdy może się z tym zgodzić. 

Dla mnie jest tu genialne ironiczne poczucie humoru, któremu towarzyszy barokowy przepych. Wspomnę także o nieustannych, komicznych zwrotach akcji. Cała akcja dzieje się w burzliwym okresie międzywojennym na terenie wyimaginowanego kraju Żubrówki. Film opowiada o przygodach konsjerża słynnego hotelu Gustava H. i boya hotelowego - Zero, który stał się jego przyjacielem. Historia zaczyna się w momencie zamordowania zamożnej hrabiny Madame D.. Konsjerż kradnie odziedziczony po zmarłej obraz i zostaje oskarżony o morderstwo przez jej zachłannego syna. Rozpoczyna się bitwa o rodzinny majątek.

 

Jeden z szczegółów, który mnie urzekł było doskonałe nawiązanie do czasów międzywojennych. Film nawet nakręcono w starym formacie 4:3.

Mogę jeszcze powiedzieć, że jest to charakterystyczny humor, jednym przypadku do gustu, a innym nie. Osobiście polecam i daję 8/10.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj mam o czym pisać. W te święta w telepudle nadali całą masę świetnych filmów. Oto niektóre z arcydzieł:

- " Dawno temu w Ameryce" reżyserstwa Sergia Leone. Co mówi to nazwisko? Cztery godziny leniwie płynącej opowieści gangsterskiej z naciskiem na trudy i wydarzenia doświadczające głównych bohaterów z których wszyscy przedstawieni zostali w niesamowity sposób. Jak to u Leone, mamy typowe dla niego półgodzinne sceny wyjścia z hotelu, spaceru na peron, potem z powrotem do baru, a tam rozmowa. Wszystko przerywane bardzo ładnie zmontowanymi ujęciami. Jest parę scen nieobyczajnych, ale warto je znieść, aby nacieszyć oczy wspomnieniem świata, którego już nie ma. Może na szczęście.

- "Milczenie Owiec" - kultowy już thriller z jedną z najlepszych obsad, jaką widziałem. Dwie główne kreacje (Hopkins!) nagrodzone Oscarem mówią same za siebie. Jak na taką fabułę, można to by chyba było zrobić lepiej - ja po filmie czułem niedosyt.

- "Parszywa dwunastka" - absolutny klasyk filmu wojennego z końca lat sześćdziesiątych. Historia niepokornego majora otrzymującego rozkaz zebrania grupy dwunastu skazanych na długoletnie więzienie lub śmierć i zdobycie z nimi oblężonej przez nazistów twierdzy, jest historią wyjątkową. Polecam wszystkim i każdemu z osobna. I ta rola Lee Marvina!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pacyfikator
 
A jednak to prawda. Życiową rolą łysola - Vin Diesel'a były gry "Kroniki Riddicka". Nie oznacza to, że film był zły. Niestety nie był też świetny. Ot rodzinny dobrze, zrealizowany film. 
 
Shane Wolfe (Vin Diesel) to super-duper-hiper-mega badass: agent służb specjalnych. Niestety, podczas jednej z misji "daje ciała". Jego następne zadanie, jest dość nietypowe, jak na jego "zawód". Musi odnaleźć tzw. "Ducha", a tak zupełnie przy okazji, w trakcie nieobecności innego agenta, zaopiekować jego rodziną. Czy muszę pisać, że nie będzie to takie proste? Wojskowy rygor nie spodoba się dzieciakom (wykrywacze położenia założone na nadgarstku, używane TYLKO w przypadku niebezpieczeństwa? O co to, to nie ;) ).  
 
Na początku film przypomina "Kevina" = debilny do granic możliwości "humor". Na szczęście, z każdą kolejną minutą jest lepiej. Scena w której Lulu (8-10 lat)

wzywa swojego ochroniarza do klasy, po prostu mnie rozbroiła. Ten wpada do środka w stylu komandosa, a stojąca na środku sali Lulu mówi: "a nie mówiłam, zwykle wyważa drzwi"

:lol:

Swoją drogą Lulu to największy, a za razem najbardziej uroczy "rozśmieszacz" w tym filmie. Innym razem

łazi za Shanem, zadaje mu mnóstwo pytań: masz licencję na zabijanie, czemu masz cycki, a ja też będę takie miała...  zignorowana mówi: "a wiązałam z tobą większe nadzieje"!!!

 

Może to i tylko "familijna komedia", ale jedna z tych, które warto obejrzeć. 

 

Ocena: 8/10

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tego sylwestra nie dane mi było spędzić na imprezie. Tego sylwestra nie mogłem spędzić z przyjaciółmi, popijając truskawkowego Picolo i Pepsi, grając zapewne na czyimś PlayStation i słuchając muzyki. W tego sylwestra nie miałem nawet jak wyjść z domu ( choroba i brak rodziców do późnego wieczora, a ktoś chaty musiał pilnować), tak więc nie mogłem nawet pooglądać spokojnie pirotechnicznych wyczynów sąsiada (po aferze z naszym psem i jego świeżo zasadzonymi drzewkami ogrodowymi bałem się, że kilka większych rakiet wycelował w nasz skromny domek). A nawet gdybym pokusił się na ucieczkę, za drzwiami wszędzie wokół zamarznięte pola i jakoś z 10 km do pierwszego miasta, gdzie jest jakaś dyskoteka, czy coś.

Ale wierzcie lub nie, dzięki puszczonemu o dwudziestej na TVP Kultura filmowi "West Side Story ", ten wieczór można zaliczyć do jednego z milej spędzonych sylwestrów w moim życiu.

Film powstał w 1961 roku na podstawie musicalu o tym samym tytule. Musical został natomiast oparty o słynną klasyczną tragedię pt. "Romeo i Julia" i po tym zdaniu już wszyscy wiedzą o co chodzi. Powiem szczerze: i kino europejskie i amerykańskie nasycone jest historią kochanków z Werony. Słynna jest m.in wersja z bodajże 1997 roku z Leonardem diCaprio w tytułowej roli (Romea oczywiście). Jest to jednak temat tak wieczny, że mimo mijających lat i naprawdę wielu różnych oryginalnych rozwiązań, oglądanie tych filmów zawsze było dla mnie największą przyjemnością. Historia rozgrywa się pod koniec lat pięćdziesiątych w Nowojorskiej dzielnicy West Side, w walce o którą rywalizują dwa młodzieżowe gangi: Rekiny (sharks), czyli nowa w dzielnicy grupa portorykańskich imigrantów, oraz Odrzutowce (Jets) - grupa nieprzerwanie od kilku lat wkładająca West Side. Walka między nimi jest podobnie jak u Szekspira główną osią fabuły. Poznajmy więc Romeo: Tony'ego - byłego członka Odrzutowców, marzącego skrycie o wielkiej miłości i zarazem najlepszego przyjaciela dowódcy Jetsów.

Julią jest tu Maria - siostra przywódcy rekinów o imieniu Bernard (kreacja nagrodzona Oscarem). Młodzi poznają się na balu młodzieżowym i od razu bez pamięci w sobie zakochują. Co dalej nie zdradzę, bo zdradziłem już sporo, ale kto czytał "Romea" ten wie jak to się mniej więcej zakończy.

Co jednak naprawdę wyróżnia ten nagrodzony dziesięcioma oscarami film? Czy wspaniałe kreacje aktorskie młodzieży (dwie role nagrodzone Oscarem), piękna choreografia, doskonale wydobywająca uczucia ukazanie w tym dziele i idealnie wpasowująca się w klimat filmu, czy może wspaniała, naprawdę wspaniała muzyka z bezbłędnie wykonanymi piosenkami. Tak naprawdę, to wszystko mi się w tym filmie podobało. Jak miało by się niepodobać, jeśli zostało oparte o jeden z najwybitniejszych dramatów wszech czasów?

Nie można też zapomnieć o stronie technicznej - film zgarnął oscary za montaż, kolor i zdjęcia, co czyni ten obraz ładnym nawet przy dzisiejszych filmach HD. Na pewno musical ten ma swój niepowtarzalny klimat, który dzięki pięknym zdjęciom jest tylko podkreślany. I jeśli film może znudzić się za piętnastym razem, to te wspaniałe piosenki nie znudzą się nigdy. A jeśli chodzi o refleksje... cóż. Polecam wziąść w łapę komplet dramatów Szekspira, odnaleźć wśród nich "Romea i Julię", a następnie przeczytać i pomedytować nad treścią parę godzin. Na pewno nie będą to godziny zmarnowane.

Edytowano przez Dark Feather
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podaj dalej Mimi Ledera to naprawdę dobrze skonstruowany dramat obyczajowy.

"Życie jest skomplikowane... Nie da się go naprawić tak jak roweru..." Dodam tylko, że dzięki temu filmowi zdałem maturę. Polecałem go w statusie, mam nadzieję, że obejrzało go więcej osób i odebrało tak jak Dark Feather. 

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio obejrzałam film Atonement, po polsku Pokuta w reżyserii Joego Wrighta.

Film na filmwebie określony jest jako melodramat i melodramatem w zasadzie jest. Jednak, zwrócić trzeba na jedną rzecz- osobiście, mi melodramat kojarzy się z jakąś smutną miłością, ochy, achy, tęsknota, smutek i przygnębienie- czyli nic ciekawego. Oczywiście, nie twierdzę, że każdy melodramat jest taki, bo i Pokutę takim filmem nazwać nie można. Po pierwsze, film jest ten bardziej refleksyjny niż łzawy. Po drugie, sama miłość jako taka, nie jest na pierwszym planie- wątek miłości jest bardzo ważny dla samej fabuły filmu, ale nie jest najważniejszy.

W takim razie, wypadałoby wspomnieć o czym ten film jest. 13 letnia dziewczynka o bardzo bujnej wyobraźni przez okno widzi scenę, której w zasadzie nie rozumie, scena rozgrywa się pomiędzy jej siostrą Cecylią, a synem pokojówki Robbym. Wydarzenie te, tak naprawdę nic nie znaczy, lecz mała Briony dopisuje sobie do niego własną historię. Następnie przypadkowo trafia na obsceniczny list Robby'ego do jej siostry, który tak naprawdę nigdy nie miała zostać wysłany. List ten uważa za potwierdzenie jej teorii i gdy jej kuzynka zostaje zgwałcona, Briony, która przepędziła sprawce zeznała, że zrobił to Robby. I w zasadzie to zeznanie jest przyczyną tragicznych wypadków dla których tłem jest II wojna światowa.

Film w zasadzie nie jest o miłości Robby'ego i Cecylii, ale o pokucie Briony i o tym jak łatwo można zniszczyć życie drugiego człowieka. Jest również o okropieństwach wojny- przepiękne i przy tym bardzo realistyczne zdjęcia Francji w 1940 podczas ewakuacji wojsk brytyjskich są czymś na co wyjątkowo zwróciłam uwagę. Poza tym, naturalistyczny obraz rannych, poparzonych żołnierzy, również wprawia w osłupienie. Śmiało, więc można powiedzieć, że film nie tylko piękny (bo muzyka też była wspaniała), ale też wartościowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wróg u bram

 

Szeregowiec Ryan? Niech się schowa pod kamieniem i nie wychyla łba, bo mu snajper łeb odstrzeli. 

 

Streszczenie fabuły bez spoilerów. 

 

Akcja dzieje się w czasie drugiej wojny światowej. Przypadek sprawia, że niejaki Wasilij Zajcew (postać historyczna!) zostaje snajperem. Jego sukcesy szybko rozchodzą się po kraju, a on sam "na ochotnika" mianowany bohaterem. Niestety naziści muszą coś z tym fantem zrobić. Nie będzie im byle "ruski" strzelec straszył żołnierzy. A było się czego bać. Kto chciałby wychylać głowę, wiedząc że w absolutnie każdym oknie, dziurze w ścianie czy gruzach może siedzieć "ON" i tylko czekać na kogoś wyższego stopniem? W związku z tym, posyłają niemieckiego snajpera, aby go znalazł i zlikwidował. Rozpoczyna się walka "na lunety", a obaj "zawodnicy" są wyjątkowo przebiegli... 

 

Jeśli graliście w CoD z czasów drugiej wojny, zdziwicie się jak wiele scen "pożyczono" z tego filmu. 

 

Niestety, ale autorzy nie uniknęli wpadek. Książki jak z księgarni w jednej ze scen? Pewna kobieta, która miała usta pomalowane szminką, niczym z reklamy "Ej... won (mi stąd)  :rarity5:  Na szczęście to tylko detale. 

 

Całość to rewelacyjnie zrealizowany film. Może nie ma tu wybuchów, kul ognia, ale nie brakuje "tego czegoś" - napięcia - dzięki, któremu po "kilku minutach" pojawiają się napisy końcowe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zostańmy przy klimatach wojennych :D

Obejrzałem, a właściwie odświeżyłem sobie ostatnio Dziewiątą kompanie. Znalazłem recenzje na filmwebie która świetnie opisuje ten film, naprawdę gorąco polecam.

 

 

 

Długo przymierzałem się do obejrzenia filmu "Dziewiąta kompania". Jako że nie gustuję w takiej tematyce, rosyjska produkcja musiała poleżeć troszkę na półce. Nie żałuję jednak, że do niego dojrzałem (bo do niego dojrzeć trzeba). Po obejrzeniu trzeba również przyznać, że to kawał dobrej roboty, i to pod względem każdej filmowej działki. 

Wydarzenia przedstawione w filmie to lekko zretuszowana prawdziwa historia tytułowej kompanii walczącej podczas wojny w Afganistanie w końcówce lat 80. Poznajemy w niej młodych żołnierzy, którzy z różnych przyczyn wstępują do armii i trafią do Afganistanu, miejsca, gdzie o śmierć jest bardzo łatwo, skąd ludzie wracają odmienieni. Tacy żołnierze to elita ówczesnej armii rosyjskiej, sami zgłaszają się na, praktycznie, samobójczą misję i są traktowani w inny sposób niż pozostali - mogą pozwolić sobie na więcej, gdyż wiadomo, że tam, dokąd trafią, jest piekło. Do kompanii trafiają młodzi, zupełnie na początku różni ludzie, od hardego, niepokornego Lytia, po wydawałoby się wrażliwego artystę, wykształconego Dżokondę. Szkoleni przez skrzywdzonego już przez Afganistan, sfrustrowanego - por. Dygałę stają się prawdziwymi żołnierzami i lecą do mitycznego już dla nich miejsca, skąd mają nadzieję wrócić jako "Afgani", ludzie przed którymi czuje się respekt. Historia opowiedziana w filmie jest bardzo prosta - nie ma tu nagłych zwrotów akcji, nie tracimy wątku - to opowieść o walce, o wojnie i o jej wpływie na człowieka. 
   
„Dziewiąta kompania” to film smutny, można nawet powiedzieć przygnębiający. Od początku obrazu daje się wyczuć bezsens, tragedię. Wszyscy bohaterowie-żołnierze wydają się zrezygnowani, jakby pogodzeni ze swoim losem. Zadanie, które im przydzielono, z pozoru proste i spokojne okazuje się niepotrzebnym, zabójczym aktem bezsensownego zmagania się z wrogiem, z „duchami”, jak nazywają żołnierze znikąd pojawiających się Talibów. Giną samotni, zapomniani – nie zdają sobie sprawy, że nie ma już wielkiej Rosji – imperium, nie ma też już wojny w Afganistanie – prawie wszystkie wojska zostały już wycofane. Prawie – zapomniano jedynie o ich kompanii. 

Film jest świetnie zrealizowany, nie mam przesadnej egzaltacji, nie ma hollywoodzkiego zachłystywania się patriotyzmem, jest naturalizm. Dzięki temu obraz wychodzi obronną ręką przy porównaniu jej z produkcjami zza wielkiej wody. Jego „słowiańskość” sprawia, że film jest nam Polakom bliższy, bardziej naturalny. Nikt tu nie roni łez, patrząc na dostojnie powiewającą flagę, nikt nie pokazuje heroizmu, umierając z hymnem na ustach…
   
Świetne ujęcia, wspaniała praca kamery, bardzo dynamiczne, ale nie chaotyczne zdjęcia i dobrze skomponowana muzyka dają obraz, który ogląda się z zaangażowaniem i prawdziwym zainteresowaniem. 
   
Porównując chociażby do skądinąd bardzo dobrego filmu „Szeregowca Ryana”, w którym hollywoodzkich gwiazd jest więcej niż dziur po kulach w ścianie wojskowej strzelnicy, a statysta grający martwego Niemca leżącego twarzą do ziemi zarabiał więcej niż kosztowała produkcja 1 minuty „Dziewiątej kompanii” można śmiało powiedzieć, że Fiodor Bondarczuk potrafi robić filmy. Dobre filmy.

Z czystym sumieniem można polecić ten film - zwłaszcza dziś, kiedy wciąż trwający konflikt w Afganistanie zaczyna pochłaniać również naszych żołnierzy. "9 kompania" zmusza do myślenia - czy warto brać udział w takiej wojnie, w wojnie, której wygrać się nie da, z Afganistanem, którego nikt nigdy nie zdobył?

 

 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakieś trzy dni temu obejrzałem film "Bezlitosny morderca" (Ted Bundy)

Taki sobie ten film nie było w nim jakiś zwrotów akcji,była to tak naprawdę ekranizacja jego przestępstw a sam aktor trochę wydawał się sztuczny.Film z 2002 roku ale jak na USA to mogli się bardziej postarać.Choć najlepsza scena to była egzekucja na krześle elektrycznym :D. 7/10


Wróg u bram
 
Szeregowiec Ryan? Niech się schowa pod kamieniem i nie wychyla łba, bo mu snajper łeb odstrzeli. 
 
Streszczenie fabuły bez spoilerów. 
 
Akcja dzieje się w czasie drugiej wojny światowej. Przypadek sprawia, że niejaki Wasilij Zajcew (postać historyczna!) zostaje snajperem. Jego sukcesy szybko rozchodzą się po kraju, a on sam "na ochotnika" mianowany bohaterem. Niestety naziści muszą coś z tym fantem zrobić. Nie będzie im byle "ruski" strzelec straszył żołnierzy. A było się czego bać. Kto chciałby wychylać głowę, wiedząc że w absolutnie każdym oknie, dziurze w ścianie czy gruzach może siedzieć "ON" i tylko czekać na kogoś wyższego stopniem? W związku z tym, posyłają niemieckiego snajpera, aby go znalazł i zlikwidował. Rozpoczyna się walka "na lunety", a obaj "zawodnicy" są wyjątkowo przebiegli... 
 
Jeśli graliście w CoD z czasów drugiej wojny, zdziwicie się jak wiele scen "pożyczono" z tego filmu. 
 
Niestety, ale autorzy nie uniknęli wpadek. Książki jak z księgarni w jednej ze scen? Pewna kobieta, która miała usta pomalowane szminką, niczym z reklamy "Ej... won (mi stąd)  :rarity5:  Na szczęście to tylko detale. 
 
Całość to rewelacyjnie zrealizowany film. Może nie ma tu wybuchów, kul ognia, ale nie brakuje "tego czegoś" - napięcia - dzięki, któremu po "kilku minutach" pojawiają się napisy końcowe.

Zgadzam się film jest świetny oglądałem go z 4 razy,idealnie oddaje realia wojny stalingrackiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Wczoraj leciał w telewizji film, który widziałem, już z 4 razy, ale jest zbyt niesamowity, żeby nie obejrzeć go znowu. Mianowicie jest to Koralina i Tajemnicze drzwi.

Znowu jestem tą animacją zachwycony! Jest ona po prostu przepiękna. I gdy pomyślę, ile pracy musieli w ten obraz włożyć ludzi, to brak mi słów. Animacja poklatkowa jest cudowna i tworzy niezapomniany klimat. Muzyka pomaga, by zachować atmosferę i również jest przecudna. Fabuła, oczywiście na podstawie książki (której niestety nie czytałem), nie jest może jakaś niesamowicie oryginalna, ale wciąga i sprawia, że chcemy wiedzieć co się stanie dalej. Polski dubbing jest fajny i nie przeszkadza w oglądaniu. Błędów fabularnych nie znalazłem (albo raczej nie chciałem znaleźć).

Wiele osób protestuje, ponieważ bajka ta, jest przerażająca dla małych dzieci. Moim zdaniem ona powinna być od 10 lat, bo możliwe, że młodsze osoby, nie zrozumieją morału. Zdziwiłem, gdy zobaczyłem, że w telewizji leci od 7 lat, mi to wcale nie przeszkadza, a może być to mylące dla rodziców. To nie moja sprawa, bo mi film jest jednym z moich ulubionych. (Z takiej okazji zmieniłem sygnaturę.)

Koralinę... polecam każdemu, kto lubi świetną animację, muzykę oraz ciekawe i trochę straszne historie.

 

9/10

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...