Skocz do zawartości

Jakie filmy ostatnio oglądaliście?


Blue Sparkle

Recommended Posts

Wczoraj leciał w telewizji film, który widziałem, już z 4 razy, ale jest zbyt niesamowity, żeby nie obejrzeć go znowu. Mianowicie jest to Koralina i Tajemnicze drzwi.

Znowu jestem tą animacją zachwycony! Jest ona po prostu przepiękna. 

 

9/10

 

Zgadzam się, zamieniam w stonogę i podpisuję każdą kończyną. Nie chciało mi się oglądać Władcy Pierścieni, który kończył się po północy. Tak dla porównania.

 

- TVN puścił wersję kinową. Trwa ona +/- 3 godziny... a w TVN ponad 4 godziny.  

- Wersja reżyserska miażdży kinową i jest dłuższa o +/- 60 minut (nowe sceny, rozszerzone sceny) 

 

Uruchamiając film na DVD równolegle z TVNem, po wyjęciu płyty, moglibyśmy obejrzeć końcówkę w TV jeszcze raz  :lol:

Rozumiem - reklamy = zarobek, ale kurde... są jakieś granice  :burned:

 

###

 

Co do Koraliny, zacząłem oglądać go na zasadzie: "słyszałem, że dobre, a w Guide (taka funkcja w moim TV) piszą o nagrodach". I mieli rację. Taka "skokowa" animacja jest genialna. Ale, tak jak w grach, nie ona jest najważniejsza. Fabuła, początkowy "mindbuck", postać Koraliny (jej charakter) i co mnie BARDZO zdziwiło znakomity dubbing, to tylko wierzchołek góry lodowej zalet. Aha, dubbing chwali osoba, która go nienawidzi, także o czymś to świadczy. Całość sprawia, że człowiek zadaje sobie pytanie: "i to jest dla dzieci?" Podobało mi się również gigantyczne podobieństwo do MLP. Nie napiszę jakie. To trzeba obejrzeć...  I wiecie co? Wielu z nas, jest tytułową Koraliną. 

Swoją drogą widać, że autorzy "delikatnie" "sugerowali" się "Alicją...", ale kogo to obchodzi   :aWe6O:

Ocena 9/10

Edytowano przez Triste Cordis
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uruchamiając film na DVD równolegle z TVNem, po wyjęciu płyty, moglibyśmy obejrzeć końcówkę w TV jeszcze raz  :lol:

TVN i Polszmat zrobią wiele dla kasy... Dlatego wolę oglądać filmy w TVP1 i TVP2.

 

Co do Koraliny, to nie wiem o jakie podobieństwo do MLP, tobie chodziło, a oglądałem film 4 razy.  :hBB25: Możliwe, że to dlatego, że film lubiłem, zanim zostałem Bronym i teraz patrze na niego zupełnie tak samo, jak parę lat temu. Mógłbyś dać jakąś podpowiedź?

 

Mnie również niezwykle spodobał się charakter Koraliny, a zapomniałem o tym napisać.

 

Odpowiedź na pytanie "i to jest dla dzieci?" brzmi "oczywiście, że nie" :)

Edytowano przez Branthos
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Co do Koraliny, to nie wiem o jakie podobieństwo do MLP, tobie chodziło, a oglądałem film 4 razy.  :hBB25: Możliwe, że to dlatego, że film lubiłem, zanim zostałem Bronym i teraz patrze na niego 

 

Wiele osób twierdzi, że ogląda MLP, ponieważ ich świat jest szary i nudny. Tak samo wygląda życie Koraliny. Kompletnie obojętni rodzice, szarość, nuda... aż tu nagle pojawia się bajkowy świat...

 

Jak wytresować smoka 2 (i przy okazji zanudzić widza) 

 

Swego czasu, forum pękało w szwach od awatarów i sygnatur z tego filmu. Byłem pewien, że nie bez powodu. W końcu pierwsza część, to jedna z najlepszych animacji (moim zdaniem, najlepsza jest seria Despicable Me). Niestety dwójka, jest gorsza. Nie... DUŻO gorsza, przeciętna, wtórna i co gorsza nudna. No dobra, było kilka fajnych scen (i to właśnie z nich zrobiono sygnatury), ale reszta... Ech. Odsyłam do spoilerów. 

 

- Po raz kolejny, ktoś musi udowodnić komuś, że smoki są fajne

 

- Po raz kolejny pojawia się duuuży smok, który i tak wróci w "trójce". Zapewne silniejszy, z większą "armią", co skończy się "epicką" bitwą. Koniec, końców seria zakończy się tym, że wszyscy zmienią zdanie, co do smoków. 

 

- Hiccup stracił swój charakter - Kompletna niezdara, zmieniła się w wojownika. Tak, wiem... fabuła to tłumaczy, ale serio. Aż taka przemiana? Przez taki numer stał się płaską jak deska postacią. 

 

- Ognisty miecz? WTF? A może jeszcze świetlny?

 

- Film uratowały owce (ich miny) oraz Toothless. Pozostał "słitaśnym" pieszczochem (pomijam sceny w których, ujawniła się jego smocza natura)

 

- Niestety jego przemiana w wersję 1.5 była bezsensowna, gwałtowna i zbyt szybka. Mam na myśli końcówkę, a nie swoje "kolce grzbietowe", z których tak bardzo się cieszył. 

 

- Niestety, nieustannie miałem wrażenie, że autorzy zasugerowali się tym i tamtym. 

 

Ocena... z przykrością, ale 5/10

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy przydarzyło wam się kiedyś, siedząc w kinie zapomnieć o całym Bożym świecie? Odrzucić w otchłań umysłu wszystkie "ważne sprawy", na których myśl jeszcze godzinę temu traciłeś/aś apetyt i całkowicie skupić się na wydarzeniach z ekranu? Czy doświadczyliście kiedykolwiek uczucia dziwnej ekscytacji i oszołomienia w trakcie obcowania z jakimś dziełem na tyle poważnie, iż tkwiąc na tej sali kinowej uświadomiliście sobie, że to nie zwykły film, ale zjawisko? Nieczęsto się to zdarza i całe szczęście, bo dzięki temu człowiek potrafi odnaleźć takie pieśni, książki, czy właśnie filmy, które mu szczególnie odpowiadają. Często nie muszą to być uznane arcydzieła, aby dla tej konkretnej osoby stać się utworem wspaniałym, bo przecież różne są gusta. Filmem, który tak wspaniale urozmaicił mi ciężkie czasy końca semestru, jest "Interstellar" w reżyserii Christophera Nolana, czyli najlepszy film science fiction jaki Oglądnąłem w tym roku, poprzednim, a może i w całym życiu.

Fabuła bez spoilerów:

W niedalekiej przyszłości, ziemia na wskutek złego prowadzenia się człowieka została skażona. Kolejne rośliny wiedzą, a ludzkość cierpi głód. Wobec problemu tej skali, wszystkie narody porzucają wojenkę, zbrojenia i kosztowne badania i projekty naukowe nie związane z ratowaniem cywilizacji. Wszyscy inżynierowie, piloci, nie przydatni naukowcy, a potem niemal każdy musiał zostać farmerem, by nie umrzeć z głodu. Takiego stanu rzeczy nie potrafi zaakceptować były astronauta Cooper grany w filmie przez Matthew McConaughey'a. Uważa on, że rodzaj ludzki został stworzony do odkrywania i zgłębiania tajemnic (wszechświata). Później w skutek różnych działań (aaaaaaa! O samych tych działaniach można napisać książkę) jego marzenie się spełnia. Dostaje rolę głównego pilota w statku kosmicznym mającym na celu uratowanie ludzkości.

Jak? No właśnie... to musicie zobaczyć sami w kinie. Owszem - w kinie, bo to jest film tak bardzo efektowny, że wśród filmów "kosmicznych" chyba tylko zeszłoroczna "grawitacja" (nie oglądałem, bo nie byłem w kinie. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć) dorównuje "Interstellarowi" pod tym względem.

Efekty specjalne stoją na najwyższym poziomie. Panoramiczne ukazanie niektórych z przygód Coopera wgniatały w fotel, nawet, jeżeli nie były zgodne z fizyką czy innymi pierdami (kolejny argument za wycieczką do multipleksu SPOILER - sławetna scena ogromnych fal na obcej planecie).

Nieziemska muzyka Hansa Zimmera (nawiasem mówiąc - najlepsza jego kompozycja od czasów "gladiatora" bądź nawet od "Króla Lwa") tak wspaniale wkomponowała się w akcję filmu, że oto staje się ona kolejnym argumentem motywującym do obejrzenia tego... zjawiska w sali kinowej z pożądnymi głośnikami. Scenografia filmu z marszu powinna zgarnąć Oscara. Statek kosmiczny został przedstawiony bezbłędnie, podobnie jak SPIOLER wszystkie planety, które nasz mechanik odwiedził ze swoją ekipą, oraz roboty, w moim mniemaniu dorównujące R2D2 i C3PO z "Gwiezdnych Wojen".

Podziwiam Nolana za jego wizję artystyczną. Fabuła jak na scenariusz oryginalnego science fiction jest bardzo dobrze skonstruowana. Reżyser co jakiś czas puszcza oko do widza, wyjaśniając przez np. Rozmowę dwóch pilotów, jak działa czarna dziura. Dla wielu może się to wydawać głupie, że dwoje astronautów wyjaśnia sobie zasady działania i funkcjonowania poszczególnych praw fizyki za pomocą chociażby ołówka i kartki papieru i zapewne będą mieli rację. Mnie to w ogóle nie przeszkadzało i w żaden sposób nie wpłynęło na odbiór filmu. Słyszałem dużo głosów, że "Interstellar" stara się być drugą "Odyseją Kosmiczną". Ja, który Odysei nie widziałem, w kinie bawiłem się świetnie. Stanley Kubrick zyskał nowego konkurenta. A to zakończenie... ach!

Wyśmienitym dla mnie elementem fabularnym był główny bohater. Matthew po raz kolejny pokazał klasę i nie wiem czemu co po niektórzy (filmweb) leją na niego pomyje. Grany przez niego mechanik jest wiarygodny i nie boi się okazać emocji, a tych jest naprawdę Masa. SPOILER Rodzina Coopera i jej losy, które śledzimy przez cały film dodają historii pewnej powagi i głębi. Widać, że jest to wyprawa na śmierć i życie i to nie tylko załogi ale i całej planety.

Co do odczuć własnych - pisałem o tym na początku. Gdy wychodziłem z kina, dałem 10/10 z marszu. Potem, gdy rano przeczytałem druzgoczącą recenzję na filmwebie - począłem się zastanawiać. No bo owszem. Film ma pewne dziury. Niektóre kwestie wydają się być nienaturalne. Potem odzywają się głosy, że reakcja bohaterów nie taka jak trzeba. Może i to prawda. Mnie "Interstellar" oczarował i w pewien sposób zainspirował, tak iż nie zważając na technicznych obrońców dawnej wartości filmowej czasów Kubricka i młodego jeszcze Lucasa pozostaję przy swoim 10/10. I oczywiście polecam z całego serca, nerki, ucha, i przepony. Jak ktoś może to niech obejrzy w kinie, jak nie - w domu, ale pod warunkiem, że wybierze do kina na wznowienie.

Edytowano przez Dark Feather
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcąc obejrzeć sobie coś lekkiego, postanowiłam obejrzeć sobie Obietnice, polski film z zeszłego roku, jak wchodził na ekrany kin było o nim całkiem głośno, ale to chyba ze względu na tą cizie, co ją mordują i w zasadzie na ekranie chyba nawet minuty nie gości, bo w urywkach jest tylko. No ale nie ważne. Ważne jest to, że ten film jest denny jak mało co.
 
Zacznijmy może od podstawowego pytania- jaki był cel powstanie tego filmu? Bo ani to ładne, ani wartościowe, a i przekazu żadnego nie ma. W jednym z klipów promujących film,poruszony jest problem ignorowania problemów nastolatków. Z tymże, problemów tej gówniary Lilki nikt nie ignorował, matka próbowała jakoś nawiązywać kontakt (wspólnym śniadaniem czy propozycją odwiezienia córki do szkoły), ale bezskutecznie.
 
Ogólnie rozwaliła mnie doszczętnie w tym filmie jedna scena- ten chłopak Lilki płacze, dzieciaki kontaktują się przez Skype'a i w zasadzie dialogu pomiędzy nimi nie ma, za to dziewczyna ściąga bluzkę, stanik i pokazuje chłopakowi cycki, a ten zaczyna się masturbować. Przy czym, w ogóle nie wydaje się być zdziwiony tym, że dziewczyna nagle się rozbiera. To chyba jest związek stulecia, skoro, wszelkiego rodzaju problemu są rozwiązywane w ten sposób: "Kochanie, jest mi dzisiaj tak smutno, tylee problemów, smutek wielki", "Ok, nie ma problemu, pokażę Ci cycki, a Twoje problemy wypłyną wraz ze spermą". Serio? Bo w zasadzie ta scena sugeruje, że tak jest. Takiego dialogu nie ma w filmie, wymyśliłam go by podkreślić bezsensowność tej sceny.
 

Kolejna sprawa to policjanci prowadzący śledztwo. Z takimi panami nigdy styczności nie miałam, ale wydaje mi się, że inaczej traktują zapłakaną dziewczynkę, która w zasadzie powiedziała w złości po prostu za dużo (taki punkt widzenia mają policjanci, w zasadzie), a inaczej młodocianego recydywistę. Bo Lilka na przesłuchaniach traktowana jest całkiem ostro. Poza tym, ci śledczy to chyba na pół etatu jako redaktorzy na pudelku robią, bo pytali ją o rzeczy zupełnie nie istotne dla sprawy, jak na przykład to, czy po zerwaniu z chłopakiem, przespała się z jego przyjacielem, bo ten przyjaciel twierdzi, że się tylko całowaliście. W tym momencie to już leżałam, tylko nie wiem czy ze śmiechu, czy z zażenowania. Kolejna rzecz podczas przesłuchań, która mnie totalnie rozwaliła jest dialog o tym czy całowanie jest zdradą, w którym policjant twierdzi, że nie jest, a Lilka-, że tak jak najbardziej. Gdzie tu profesjonalizm? Bo wydaje mi się, że dialog ten włączono tylko po to, by pokazać, że to Lilka wie więcej o miłości i zdradzie niż dorosły mężczyzna. I nie, nie chodzi mi to, że całowanie się namiętnie z inną osobą nie jest w jakiś sposób zdradzeniem partnera, ale o sam absurd sytuacji i tego, że taka rozmowa ma miejsce podczas przesłuchiwania nieletniej dziewczyny.

 

Filmu ogólnie nie polecam. Chociaż laseczka, która gra Lilkę wykazuje się całkiem spoko grą aktorską.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eagle Eye

 

Wczoraj wieczorem miałem zamiar posiedzieć trochę w swoim dziale, popisać opowiadanie na konkurs i takie tam. Moją uwagę bardzo szybko przykuł jednak film. Nawet nie wiem kiedy się skończył... Od dawna nie widziałem tak dobrego kina akcji. 

 

Fabuła bez spoilerów:

 

Pewnego dnia, do zupełnie przypadkowego (?) mężczyzny dzwoni jakaś kobieta informując go, że za 30 sekund "odwiedzi go" FBI. Ta samym osoba, mniej więcej w tym samym czasie, dzwoni do również przypadkowej (?) kobiety z informacją: albo będziesz wykonywać moje polecenia, albo twój syn zginie. Obie nieznane sobie osoby, muszą współpracować, aby rozwikłać zagadkę. Dlaczego oni? A przede wszystkim, kto do nich dzwonił i w jakim celu.

 

Fabuła ze spoilerami.

 

Ten film to istne połączenie gier Heavy Rain oraz Portal. Tajemniczą "kobietą" jest bowiem super komputerem (GLaDOS ;) ), który może kontrolować absolutnie wszystko i wszędzie: od telefonów, poprzez telebimy, aż do żurawi. Innymi słowy, ma dostęp do wszelkiej elektroniki w całym USA. Co gorsza, rząd wyprodukował potężny ładunek wybuchowy, z myślą o "operacjach pokojowych" - główka od zapałki, może rozwalić pół stadionu. Można go ciąć, podpalać etc. Wybucha jedynie pod wpływem specyficznej fali dźwiękowej. Np. występującej w hymnie USA. Wytwarza go chociażby trąbka na której odegra hymn, syn wspomnianej kobiety w Białym Domu. Bohaterowie muszą się spieszyć, ale mają na ogonie wszelkie służby bezpieczeństwa.

 

Jakimś cudem, ktoś im pomaga. W pewnym momencie, jeden z dowódców dojdzie do wniosku, że tych "przypadków" jest zbyt wiele. Zielone światła nie zapalają się w linii prostej "ot tak", a dźwig na wysypisku nie zrzuca "przypadkowo" tylu śmieci na radiowozy, a na telebimach nie wyświetlają się napisy typu "a teraz w lewo"... Gdy prawda wychodzi na jaw, kilka osób ufających bohaterom stara się im pomóc, ale komputer ma dostęp do wszystkiego. Nie będzie to takie łatwe...  

 

Film to nie bajka M. Baya w którym, wystarczy splunąć aby wytworzyć eksplozję (i kulę ognia). Owszem, jest tu kilka efektów, ale są w dobrych miejscach i nie przesadzono z nimi. Aktorzy przypadli mi do gustu. Nie było tu idealizowania USA, a sami bohaterowie byli po prostu ludźmi, mieli chwile słabości, determinacji i poświęcenia. Sama intryga może nie zwala z nóg, ale całość ogląda się bardzo przyjemnie. 

 

 

Ocena 8/10

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedząc sobie na łóżku i pisząc tego posta, zastanawiam się nad ulotną granicą między Science fiction, horrorem i kinem akcji. Bo czym te gatunki się różnią? Horror ma mieć rzecz jasna klimat i to nie byle jaki, a cieżki i wylewający się z ekranu gęstym strumieniem, niczym budyń. Widz musi się bać, ale nie w byle jaki sposób! Oglądając dobry horror, kinomaniak musi zdać sobie sprawę z realizmu i grozy sytuacji. Film ma zostać zrealizowany tak, by oglądając go, człowiek zdawał sobie sprawę jak bardzo przesrane ma główny bohater.

Tak po prawdzie, to nie mam swej własnej definicji kina akcji. Nigdy do końca nie chwytałem, gdzie kończy się akcja, a zaczyna thriller, który z kolei zmienia się w dreszczowiec. Dobry film akcji powinien nie być głupi. Kto zapoznaje się z cotygodniową ramówką stacji typu tv 4, tv puls, czy tv 7 wie o czym mówię. Dobrym kinem sensacyjnym nie są obrazy pokroju: "mega szczęki kontra mega macki", czy "megawąż". Po odpowiednim dobraniu tematu do scenariusza nadchodzi czas na realizację. I tu już naprawdę można robić co się chce. Wybuchy, sztuki walki, wyścigi serie z karabinów, zabójcze tempo, nagłe zwroty akcji. A wszystko tak podane, by widza nie zużyć i nieotłumanić.

Połączenie tych dwóch gatunków jest zadaniem raczej ryzykownym. W kinie akcji starającym się robić za pół horror, groza podawana jest wyłącznie w formie tzw. "Jumpscare", czyli nagłych, (nie)spodziewanych scen, w którym potwór wyskakuje z ryjem zza rogu, a publiczność w kinie krztusi się popcornem. Zdarzają się jednak całkiem, a nawet bardzo udane hybrydy tych dwóch gatunków w jednym filmie, lub serii. W przypadku zaś tej konkretnej sagi filmowej mamy do czynienia z bardzo interesującym zjawiskiem, gdy pierwszy film jest ewidentnie horrorem science fiction, a drugi mixem horroru z sensacją. Co więcej - oba filmy ogląda się świetnie, oba filmy mają dobry klimat i tempo, a seria zdobyła wiele milionów fanów na całym świecie.

Każdy się już chyba domyślił, że chodzi znanego i kochanego mimo swej wątpliwej urody Aliena, a konkretnie o: "Obcy - ósmy pasażer Nostromo", oraz o "Obcy: decydujące starcie"?

Cześć pierwsza (ósmy pasażer Nostromo) opowiada historię siedmiu pilotów kosmicznych, wracających na ziemię z ładunkiem 200.000.000 ton surowców. Pewnego dnia budzą się jednak z hibernacji, będąc zaledwie w połowie drogi do domu. Powodem, dla którego siedmiu wspaniałych wyrwanych zostało z mającej trwać jeszcze 10 miesięcy drzemki, jest tajemniczy sygnał odebrany z jednej z planet.

Bohaterowie mają obowiązek dostać się na ową planetę i zbadać źródło sygnału. Na miejscu odkrywają oni, że sygnał pochodzi z tajemniczego kosmicznego, niepochodzącego od człowieka. Jeden z pilotów - Cane - wchodzi do środka, gdzie odkrywa tysiące jaj obcych form życia. Nim zdąży powiadomić kogokolwiek o swym odkryciu - jedno z jajek otwiera się i wyskakuje z niego obcy, który na przywitanie oblepia twarz bohatera. Cane zostaje przetransportowany na statek, co w konsekwencji doprowadza do koszmaru - z brzucha pilota na statek wychodzi tytułowy Alien, zaraz potem rozpoczyna się polowanie...

Dzieło Ridley'a Scotta jest horrorem wybitnym. Klimat posiada odpowiednią gęstość, scenariusz obfituje w zwroty akcji pozostając przy tym wiarygodny, ponadto cały czas zdawałem sobie sprawę z potworności sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie - sami na ogromnym statku, bez szans na pomoc, z nieznanym, potężnym przeciwnikiem, którego obecność czuje się wszędzie, a i tak jest się przez niego zaskakiwanym. I to zdanie można by określić mottem całego filmu.

Współczesne hollywood przyzwyczaiło nas do najdziwniejszych pomysłów. Wtedy, gdy ambitne science fiction wchodziło w swoją złotą erę rozwoju, pomysł Scotta i H.R.Giggera na stworzenie pierwszego naprawdę przerażającego obcego i umieszczenie go w roli głównego czarnego charakteru był nowatorski. I stał się cud - nie dość, że pomysł urzeczywistniono, to jeszcze zrealizowano go z takim wdziękiem i kunsztem, że mój osobisty werdykt nie może być inny niż - arcydzieło.

W ogóle patrząc na datę wykonania trudno cokolwiek temu obrazowi zarzucić. Pierwsze sceny filmu - w którym gigantyczny Nostromo leci w kierunku ekranu w latach siedemdziesiątych i to w dodatku w kinie, musiały wywołać piorunujące wrażenie. W ogóle cały ten "Obcy" jest ładny. Scenografia statku - nienaganna (przypomniały mi się trochę pierwsze "Gwiezdne Wojny") statek jest klaustrofobiczny i ciemny jak należy, światło pada tam gdzie powinno, a SPOILER tunele i systemy wentylacji porozmieszczno i skonstruowano tak, by nasz Alien mógł latać po całym statku i polować. Reżyserowi należą się brawa za inwencję. Długie ujęcia i ciemna tonacja pomieszczeń daje pożądany, przytłaczający efekt zagrożenia i wspomnianej klaustrofobii. Muzyka Jerrego Goldsmitha dodawała rumieńców wydarzeniom jakie działy się na ekranie i chociaż była tam w tle, gdzieś stale obecna, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że to ta słynna, reklamowana w haśle Cisza, grała w filmie pierwsze skrzypce.

Przeraża tytułowy ósmy pasażer Nostromo - pierwsza i najstraszniejsza mara kosmosu. Po latach ciągle inspiruje i zmusza widzów do odwrócenia wzroku, równocześnie budząc chorą fascynację. Gigger już za tą jedną postać pozyskał sobie u mnie dożywotni szacunek i podziw. Na uznanie zasługuje też fakt, że jest to postać wykreowana całkowicie niekomputerowo. Wyobrażam sobie ogrom pracy nieodzowny przy tworzeniu czegoś takiego. I wracając jeszcze do kwestii tempa. Warty wzmianki jest sposób w jaki reżyser przyspieszył akcję i ograniczył monotonię w filmie. Kolejne elementy historii przekazują w szybkim tempie, np. między wybudzeniem się zainfekowanego pilota ze śpiączki, a rozpruciem go przez rodzącego się ksenomorfa mijają jakieś dwie, trzy minuty. Podobnie z odkryciem jaj. Pięć, góra siedem minut po wejściu do pojazdu kosmitów, Cane leży w Nostromo pod czułą opieką towarzyszy, z obrzydliwym robalem na twarzy.

Efekty specjalne dostały Oscara, więc nie trudno dostrzec ich klasę. Samo początkowe i końcowe ujęcie "Nostromo" zasługiwało na nagrodę.

Osobne gratulacje należą się obsadzie i scenarzystom.

Postacie są wiarygodne, podobnie jak ich zachowanie. Mamy konflikty, wybuchy, branie na siebie odpowiedzialności, oskarżenia walkę i oczywiście - wszech obecne zwroty akcji. Aktorzy wcielający się w rolę zwierzyny łownej spisali się nienagannie. Szczególne oklaski należą się Sigourney Weaver, wcielającej się w rolę naukowca Ellen Ripley, oraz Ianowi Holmowi, grającego naukowca Asha. Są to dwie najbarwniejsze postacie filmu, zagrane rzetelnie i satysfakcjonująco.

Podsumowując: Film "Obcy - ósmy pasażer Nostromo" to jeden z największych (o ile nie największy) horror wszechczasów. Ksenomorf zasłużenie stał się on ikoną science-fiction, a ja przez te półtorej godziny nie mogłem, albo po prostu nie chciałem oderwać oczu od ekranu.

10/10 to ocena zasłużona dla najwybitniejszego, kosmicznego horroru jaki powstał.

Trudniejsza do omówienia jest druga część cyklu, właśnie przez wzgląd na jej różnorodność gatunkową. "Decydujące starcie", to bowiem połączenie horroru z thrillerem, utrzymane w fantastycznej scenerii prawdziwego Science Fiction. Co więcej - jest to połączenie udane i to w skali nie mającej chyba precedensu w całej światowej kinematografii. Jako że druga część niemal idealnie zdradza fabułę części pierwszej, radzę dalej nie czytać tym, którzy nie oglądali "Ósmego pasażera".

Reżyserem całego tego kramu został James Cameron, znany z takich dzieł jak "Titanic", czy "Avatar". Twórca ten odszedł nieco od sposobu oddania pojedynku ludzi z Ksenomorfami, zamieniając w tym przypadku polowanie na

Główną rolę w filmie po raz kolejny otrzymała Ellen Ripley. Jedyna ocalała pasażerka napadniętego przez kosmitę statku, zostaje odnaleziona przez statek ratowniczy po 57 latach dryfowania po kosmicznej pustce. Dzięki narzuconemu w filmie tempu, szybko dowiadujemy się, że nikt ze speców badających sprawę Ripley nie wierzy w jej historię o pasożytniczych formach życia, znalezionych na odległej planecie. Jej historia wydaje się być tym bardziej nieprawdopodobna, że na owej planecie od dwudziestu już lat mieszkają ludzie i nikt nie zarejestrował tam obcych rozpruwających ludziom brzuchy przy obiedzie. Gdy jednak po paru dniach, z owej małej stacji kosmicznej przestają dochodzić jakiekolwiek sygnały, firma (ta sama, dla której Ripley pracowała w pierwszej części) postanawia wysłać tam oddział kosmicznych marines (niestety - zwyczajnych żołnierzy) aby wyjaśnić sytuację. Po gorących namowach od strony kierownictwa, Ellen zgadza się jechać z nimi jako specjalista. Gdy docierają na miejsce odkrywają przepiękny rój złożony z setek ksenomorfów.

Ze wszystkich rozlicznych zalet tego obrazu nie w sposób zapomnieć o bohaterach: Pani Weaver jako Ripley spisuje się wyśmienicie, choć narzucona została jej rola Terminatora w spódnicy była według mnie ciut naiwna (SPOILER choć po prawdzie - samotny rajd bohaterki przez gniazdo obcych z miotaczem ognia i karabinem sklejonymi taśmą oglądało się z przyjemnością). Twórcy scenariusza dobrze poradzili sobie ze zróżnicowaniem charakterów w drużynie Colonial Marines. Mamy między innymi twardziela dowódcę będącego w głębi duszy tchórzem, czarnoskórego sierżanta - brutala i twardziela, silną kobietę - żołnierza rozwalającą obcych jak leci, oraz wyluzowanego wojaka traktującego walkę jak świetną zabawę. Na takim różnorodnym tle świetnie prezentują się postacie pierwszoplanowe, czyli Ripley, oraz SPOILER - kapral Hicks, oraz Carrie Henn, jako Rebbeca "Newt". Należy bardzo pochwalić zwłaszcza tę ostatnią. Weaver i Henn tworzą jeden z lepszych duetów filmowych jakie dane mi było oglądać. Szkoda, że ten wątek został w filmie tak ubogo przedstawiony, oprócz kilku mocniejszych scen, reżyser ograniczył przedstawienie sterroryzowanej psychiki bohaterów na rzecz mocniejszej akcji.

Nie zrozumcie mnie źle! Owe przedstawienie występuje tam, ale z uwagi na większą liczbę bohaterów zostało rozdrobnione na wiele pomniejszych części, tak, by każdy mógł oddać charakter swojej postaci. Lance Henriksen jako Bishop, naprawdę genialnie oddał charakter swojej postaci, jego wirtuozeria aktorska przypominała mi trochę C3PO z "gwiezdnych wojen".

Nie w sposób również nie docenić ogromu danych o alienie, jakich decydujące starcie" dostarcza. "Dowiadujemy się m.in jak "obce" się rozmnażają, jak polują i działają w stadzie. Te informacje cieszą, zwłaszcza, że samym obcym można przypatrzeć się częściej niż w "ósmym pasażerze". Akcja rozłożona jest na dwie zasadnicze części - pierwsza: przed przybyciem na planetę, oraz druga: planeta i walka. W tej drugiej, ksenomorfy właściwie nie schodzą z ekranu, co daje duży kontrast z raczej spokojną pierwszą połową, która jednak wcale nie jest nudna. Scenariusz został napisany w oparciu o zasadę budowania napięcia, tak więc obraz wciąga od pierwszych minut i nie chce puścić.

Zadziwia liczba nawiązań do poprzedniego epizodu. Twórcom najwyraźniej bardzo zależało na oddaniu prawdziwego ducha "Ridleyowskiego Obcego" i postanowili zrobić to za pomocą powtarzających się schematów. Nie wyszło to jednak tak źle jak mogło by się wydawać. Kolejne elementy nawiązujące wpleciono w fabułę tak elegancko, że nie rażą one widza. Muzyka wypadła jak dla mnie bardzo podobnie co w pierwszej części. Buduje ona napięcie, ale pozostaje gdzieś w tle i z pewnością nie oddziałuje na odbiorcę tak jak w "Interstellar". Jedynie w finałowej scenie staje się bardziej "filmowa", widoczna i zapadająca w pamięć.

Co do scenografii i efektów wizualnych w części II - stoją one na niezmiennie wysokim poziomie. Dwa oscary - za efekty, oraz dźwięk są tego dobrym potwierdzeniem. Wiele z elementów planu filmowego jest ogromnie podobna do tych z części pierwszej, co nadaje historii realizmu. Cieszy mnie fakt, iż Cameron nie pokusił się na zbytnie kombinacje i zostawił wizję Ridley'a i Giggera w spokoju, samemu odrzucając właśnie, ciekawe pomysły. Oglądając każdy z filmów, nie można oprzeć się wrażeniu, że "obcy" żyje. Realizacja kostiumów i dźwięków wydawanych przez kosmitów porażają.

"Decydujące starcie" to jedna z najlepszych kontynuacji filmowych jakie oglądałem. Może z racji zrezygnowania z tej mrocznej klaustrofobii, może zdenerwować co bardziej oddanych fanów. Ja tam na obu filmach bawiłem i bałem się doskonale. Wstrzymam się z oceną punktową, a oba filmy z serii gorąco polecam.

Edytowano przez Dark Feather
  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tamtym tygodniu oglądałem "Życie Pi" film wspaniały pod każdym względem,gra aktorów,efekty specjalne,muzyka,fabuła i tak dalej.

Film początkowo wydał mi się nudny ale po jakiś 15-stu minutach bardzo mnie zainteresował.

Nie będe zdradzał nawet fabuły aby nie zepsuć nikomu oglądania :D Oczywiście jak najbardziej polecam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasza Klątwa

 

Właśnie skończyłem go oglądać i prawdę mówiąc... nie potrafię się pozbierać po tych 30 minutach. 

 

To dokument, który ukazuje codzienność rodziców, walczących o życie ich dziecka. Choruje ono na niesamowicie rzadką chorobę - "Klątwy Ondyny". W dzień nie przejawia żadnych objawów, ale w nocy chory może przestać oddychać. Los Leo zależy od maszyny. A jak doskonale wiadomo, każda może się kiedyś zepsuć...

 

NY Times udostępnił go za darmo. 

 

Do obejrzenia - tutaj

 

Blog prowadzony przez rodziców Leosia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już przeszło tydzień temu, w pierwszych dniach ferii, oddając w miejscowej wypożyczalni video dwie części "Obcych", bardziej pod wpływem impulsu poprosiłem o dwa znane i cenione włoskie filmy, niezmiennie zajmujące wysokie miejsca na kolejnych listach najlepszych filmów wszechczasów. Były to:

"Cinema Paradiso", oraz "Życie jest piękne". Obydwa te filmy z miejsca stały się jednymi z moich ulubionych, a ja zyskałem kolejne argumenty przemawiające za wielkością kinematografii włoskiej.

Pierwszy z tych dzieł - "Cinema Paradiso" opowiada historię znanego reżysera Salvatore, który na wieść o śmierci swego serdecznego przyjaciela i mentora Alfredo, po raz pierwszy od trzydziestu lat przybywa do swego małego rodzinnego miasteczka na pogrzeb. Właściwa cześć filmu rozgrywa się jednak w pomysłowo wkomponowanej w film retrospekcji, czyli we wspomnieniach w których pogrąża się dorosły Salvatore.

Akcja przenosi się więc jakieś czterdzieści lat wstecz. Ośmio, może dziewięcioletni Salvatore (przez wszystkich mieszkańców nazywany po prostu "Toto") mieszka sobie ze swoją mamą i młodszą siostrą, nieustannie czekając na powrót ich ojca z wojny. Jedyną rozrywką w mieście, jest tytułowe parafialne kino Paradiso - główne miejsce akcji w filmie, a zarazem najważniejszy obiekt w całym mieście. Kino jest też całym życiem małego Toto - który spędza tam całe dnie i na które wydaje wszystkie pieniądze. Wkrótce Toto zaprzyjaźnia się z Alfredo - operatorem i montażystą Cinema Paradiso, to właśnie Alfredo wprowadza małego Salvatore w magiczny świat kina.

Twórcą i reżyserem tego dzieła jest Giuseppe Tornatore, a na uwagę zasługuje fakt, iż był to dopiero drugi pełnometrażowy film w jego karierze. Stworzył on film tak magiczny jak tylko magiczne potrafi być kino. Cały ten obraz jest tak naprawdę hołdem złożonym światowej kinematografii, zwłaszcza lat przedwojennych. Magia kina przedstawiona została tu jako osobista pasja jednego człowieka. Kino Paradiso od niewinnej pasji stało się dla małego Toto źródłem problemów, świadkiem dorastania, osobistych tragedii, pierwszych miłości, a wreszcie także i sposobem na życie. Najpiękniejszym z wielu wątków zawartych w filmie, najpiękniejszym jest właśnie przyjaźń między małym, a później młodym Salvatore, a dorosłym i w końcu starym Alfredo. Ich więź zrodziła się w kinie, właśnie na wskutek fascynacji małego kinem. Oglądając "Cinema Paradiso", można odnieść wrażenie, że w dziele Tornatore'a Kinematografia jest w życiu głównego bohatera, oraz w mniejszym stopniu dla całego miasteczka, siłą sprawczą wszech rzeczy. Dzięki niej Toto zdobywa najlepszego przyjaciela, pracę, miłość, oraz karierę cenionego reżysera. Ludność miasteczka chyba tak naprawdę nie mogłaby ułożyć sobie życia bez swojego ukochanego Paradiso. Emitowane tam filmy przesycają życie całej włoskiej społeczności - są głównym tematem do rozmów między mieszkańcami, na każdy z nich przychodzą tłumy. W takich właśnie sytuacjach reżyser starał się udowodnić potęgę X muzy, ukazując ją przede wszystkim jako fascynującą przygodę i rewelacyjną rozrywkę. Dla głównego bohatera, jest ono zaś obiektem prawdziwej miłości.

Dużo można by mówić o kreacjach aktorskich tego filmu. Na wszelkie laury zasłużył Philippe Noiret, wcielający się w rolę Alfredo. Znakomicie poradził on sobie z oddaniem klimatu i charakteru filmu, przedstawiając swą postać w niemal bezbłędny - tragikomiczny i swojski sposób. Na pochwałę zasługują wszyscy z trzech aktorów wcielających się w rolę Salvatore - gdy był on małym chłopcem, młodzieńcem, a w końcu dorosłym człowiekiem. Z pośród nich, szczególnie wyróżnia się najmłodszy - Salvatore Cascio, czyli mały Toto. Stworzył on chyba najlepszą kreację dziecięcą, jaką miałem przyjemność kiedykolwiek oglądać. Świetnie wypadli też bywalcy kina - zwykli prości ludzie. Dzięki ich wirtuozerii, miasteczko zyskało niespotykany urok i widoczną wiarygodność, nawet mimo komediowego w większości zachowania. Jako ciekawostkę można dodać fakt, że "Cinema Paradiso" - wykorzystano fragmenty z ponad pięćdziesięciu różnych filmów, głównie przedwojennych, ale także tych z lat czterdziestych i pięćdziesiątych.

Kolejną zaletą tego obrazu jest niezwykła muzyka skomponowana przez Ennio Morricone - jednego z najbardziej uznanych na świecie kompozytorów filmowych. Styl jego muzyki rewelacyjnie wpasowuje się w klimat filmowej scenerii i wydarzeń na niej się rozgrywających. Sama

sceneria także zachwyca. Sycylijskie miasteczko, czy nawet wieś, w jakiej rozgrywa się akcja, została przedstawiona w niezapomniany sposób, na mój gust co najmniej dorównując, jeśli nie przebijając Sycylijskich ujęć z "Ojca Chrzestnego".

Tytułowe kino Paradiso, w którym rozgrywa się większość filmu, skonstruowano w bardzo dobry sposób. Oglądając sceny w kinie, czuje się na własnej skórze emocje, które towarzyszyły ludziom zasiadającym w małej dusznej sali, gdzie stary Alfredo odsłaniał przed nimi dziwy i cuda z fabryki snów.

To właśnie czyni ten film arcydziełem i z pewnością najlepszym filmem o filmach jaki powstał. Polecam.

Edytowano przez Dark Feather
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj obejrzałam kilka filmów, w tym jeden w kinie ("Pingwiny z Madagaskaru"), jednak nie o tej pozycji chce napisać. Wspomnę tylko, że był całkiem niezły, ale mnie- jako fankę serialu animowanego o pingwinach trochę rozczarował, gdyż twórcy z super, pingwinich komandosów, którzy potrafią znaleźć wyjście z każdej sytuacji, a ponadto dysponują całkiem sporym arsenałem broni zrobili grupkę amatorów, którzy coś tam umieją, ale niczym specjalnie nie dysponują, a ich planowanie akcji to tylko kupa śmiechu i zabawy, a w serialu i w "Madagaskarze" Pingwiny owszem lubiły pożartować, ale kiedy przychodziło co do czego to wykazywały się całkiem spoko profesjonalizmem.

 

Ogólnie to chciałam podzielić się wrażeniami z filmu "Rzeź" Polańskiego, który według mnie jest bardzo, ale to bardzo dobry. Jednak, z góry mówię, że nie dla każdego, film ten jest specyficzny, zresztą jak większość filmowych adaptacji przedstawień teatralnych- ja akurat takie kino bardzo lubię, o ile jest dobrze zrobione. Tego typu filmu opierają się głównie na dialogach, mimice bohaterów i właśnie w takich tworach najłatwiej jest oceniać aktorstwo, gdyż to aktorzy, a nie zdjęcia czy efekty specjalne odgrywają najważniejszą rolę i co najważniejsze, słabego aktorstwa w żaden sposób nie dałoby się zamaskować. Tutaj aktorzy spisali się na medal, a role łatwe nie były.

 

Może czas wspomnieć o czym ten film jest, mamy rodziców- dwie pary, matkę i ojca chłopca, który został uderzony przez drugiego na podwórku oraz matkę i ojca, chłopca, który to uderzył. Oczywiście, nie jest tutaj o żadnym poważniejszym pobiciu, po prostu w wyniku konfliktu jeden dał drugiemu patykiem w mordę, zdarza się wśród dzieci, czasami. W każdym bądź razie, rodzice ci spotykają się by w pokojowy sposób dogadać się w kwestii sporu pomiędzy ich dziećmi, jednak rozmowa ta przeradza się w kłótnie, która tej dwójki dzieci, raczej nie dotyczy. Nie jest to też kłótnia pomiędzy dwoma rodzinami i nie ma w zasadzie określonego tematu. Trudno nawet znaleźć strony konfliktu, bo każdy wspiera kogoś innego w zależności od tego jaki aktualnie temat jest poruszany.

 

Brzmi trochę nudno i nie ciekawie? Nic bardziej mylnego: potyczki na słowa, początkowa, formalna grzeczność, która nagle znika, sprzeczki o sprawy osobiste, kłótnie małżeński i wyciąganie małżeńskich brudów przy zupełnie obcych ludziach przy ich wsparciu albo ataku, idealnie zobrazowane przysłowie, że człowiek człowiekowi wilkiem, a to wszystko dopracowane na ostatni guzik- gra aktorska na wysokim poziomie, kreacja bohaterów również. A sytuacja w której znajdują się bohaterowie wręcz absurdalna (i przepełniona absurdami), bo o to dorośli ludzie chcą zażegnać konflikt między swoimi dziećmi, sami zachowując się jak dzieci i wchodząc miedzy sobą w konflikt większego kalibru. Momentami było zabawnie, niektóre tekst sprawiały, że nie sposób było się nie uśmiechnąć. Dodam jeszcze, że każda postać jest inna, a ich cechy w żaden sposób nie są wyolbrzymione, a sytuacja pomimo absurdu w zasadzie, mogłaby mieć miejsce w realnym świecie.

 

Ogólnie polecam, ale trochę dojrzalszym widzom, bo takich filmów trzeba dorosnąć i poznać otaczający nas świat.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Simpsonowie: Wersja Kinowa

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to: "Film z polskim DUBBINGIEM" WTF? Jedynie Marge przypomina oryginał. Reszta brzmi tak jak z pierwszej lepszej bajki dla dzieci. A Simpsonowie (w teorii) nie są bajką dla dzieci. Wystarczy zobaczyć scenę w kościele, czy "wyzwanie Barta". Na szczęście, na płycie jest też wersja angielska. 

Sam film jest bardzo dobry. Fabuła jest całkiem niezła, trzyma się kupy i... nie muszę kończyć. Tak jak w serialu, Homer popisuje się wybitnym ilorazem inteligencji, a raczej jego brakiem. D'oh! xD Bart doprowadza go do szewskiej pasji, a Maggie wymiata. Nie pojawia się zbyt często, ale jak już coś zrobi, to nasza przepona ma przerąbane. A teraz czas na spoiler.

Poziom zatrucia w lokalnym jeziorze jest tak wysoki, że pojedynczy śmieć może zagrozić miastu. Homer przygarnia świnię ("Spider-pig"... Nie pytajcie), która jak na zwierzaka przystało, pozostawia "twarde dowody". Początkowo Homer trzyma je w silosie, ale po jego zap... przepełnieniu wyrzuca go do... jeziora. Wspominałem coś o pojedynczym śmieciu? Rodzinka, aby uniknąć linczu musi uciekać z miasta, znaleźć sposób na oczyszczenie go oraz swojego nazwiska. A nie będzie to takie łatwe.


 
Simpsonowie: WK, tak jak serial nie są dla każdego. Humor może urazić uczucia religijne lub w ogóle nie trafić do widza. Animacja jest świetna, stoi na bardzo wysokim poziomie. Niby 2D, ale robi wrażenie. Swoją drogą dodatki takie jak zwiastuny, są genialne. Znajdziecie je na YT. Ocena osoby, która lubi obejrzeć kilka odcinków, ale jest raczej neutralna...
 
Ocena 8/10
Polecam. Tylko i wyłącznie wersję angielską. Kupiłem go w Biedronce. Może jeszcze go dorwiecie?
 
Zwiastun

 
 
PS - naciskajcie  "8"  :lol: 

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Simpsonowie: Wersja Kinowa

O tak, ten film jest świetny. Dzięki niemu poznałem serial Simpsonowie, który jest moją ulubioną kreskówką. Zaraz po premierze, tata wypożyczył mi DVD, a było to osiem lat temu i ja wtedy byłem zdacydowanie za młody na tą produkcję. Szczególnie na scenę w kościele i z wyzwaniem Barta. (Uwielbiam to uczucie, kiedy oglądam film, który widziałem już w dzieciństwie i żarty nabierają innego znaczenia  :rariderp: ).

Moja ulubiona scena:

Według mnie 9/10.

Edytowano przez Branthos
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taaaa...cza obczaić Simpsonów, ale przytoczony filmik z "Spider-Pig" mnie już zniszczył.

 

 

Ale na temat, było to już jakiś czas temu ale chętnie się wypowiem- tak więc pewnie słyszeliście cię o "Wielkiej Szóstce"? Nowa animacja Disneya która dostała Oskara (i będąc szczerym wolałbym żeby "Lego Przygoda" albo "Jak Wytresować Smoka 2" dostała nagrodę ale ja nie o tym). Więc najbardziej w skrócie film mi się podobał, to nie dziwne bo zwykle dobieram sobie filmy tak by mi się podobały. Ale co mi się podobało najbardziej i za co bym polecał ten film?

 

1. Hiro Hamada i Baymax- dwie właściwie główne postacie i mimo tytułu to o nich jest ten film. Hiro to 13 latek który skończył pośredniaka i jest krótko mówiąc geniuszem (a wy co robiliście ze swoim życiem gdy mieliście 13 lat?). Od razu widać że Hiro mimo iż jest geniuszem ma nadal te 13 lat, więc jest również lekkomyślny i...ogólnie lubię go. Strasznie mi się kojarzy z inną postacią Marvela Amadeusem Cho który też jest genialnym małolatem, dzieciak jest mądry ale się z tym nie obnosi, dodatkowo widać że fascynuje go nauka i technologia oraz widać również jego przywiązanie do rodziny.

Baymax również jest świetny- to przytulaśny robot medyczny który no...jest robotem, jest zaprogramowany by pomagać i przez cały film to robi, nie ma żadnych wątków że ten robot zdobywa uczucia czy coś w tym stylu, on przez cały czas jest tm samym robotem jednak czasem trudno uwierzyć że to mechaniczny rdzeń w piance.

 

2.Wielka Czwórka- tak te postacie mają za mało czasu antenowego i trochę mało o nich wiemy, ale mimo tego jak krótko czasem występowali to polubiłem ich, energiczną Honey Lemon, nieco gapowatego i zdenerwowanego Wasabiego, GoGo  o której trzeba powiedzieć że jest "ostra" oraz Freda którego uwielbiam.

 

3.Akcja- mamy film o superbohaterach, nie? To musi być akcja! Te sceny całkiem mi się podobały, może nie przebiły Avengers ale jestem usatysfakcjonowany.

 

4.Muzyka- taaa...znaczy jest tu tylko jedna piosenka, a że film raczej nie jest w stylu żeby postacie nagle zaczęły robić musical to piosenka jest w tle podczas sceny gdzie główni bohaterowie "otrzymują" moce oraz podczas napisów. Może to tylko mój gust ale "Immortals" zespołu Fall out Boy (chyba tak się nazywali) spodobał mi się tak bardzo że słucham go i słucham.

 

5.Scena po napisach- eh oczywiście skoro to jest animacja która tylko lekko się sugeruje komiksem Marvela musiała być scena po napisach. Informuje o tym również dlatego że początkowo sam o niej nie wiedziałem.

 

To w sumie tyle, film nie jest jakimś wybitnym dziełem ale mi się bardzo spodobał, miałem przy nim zabawę o o to mi chodzi jak oglądam filmy więc gorąco polecam zainteresowanym

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iron Man 3
 
Poprzednie dwie części były całkiem niezłe. Ta, najzwyczajniej w świecie nudna. Załamanie nerwowe bohatera było sztuczne do bólu. Antagonista to jedno wielkie :facehoof: Nie czytałem tego komiksu, ale czy nie było tam lepszej postaci, niż "pan grzałka"? Fabuła była beznadziejna, muzyka... nie pamiętam, żeby coś tam leciało w tle. Miałem wrażenie, że oglądam chińską podróbkę Batmana. Genialny antagonista - Joker. Bohater z kryzysem zwalczania zła - Batman. Żeby nie było - lubię takie filmy, przy których można otworzyć chipsy, odpocząć psychicznie i obejrzeć pokaz fajerwerków. Niestety Iron Man 3 zaserwował tylko to ostatnie, co nie uratowało tego... czegoś.

 

Ocena 4/10

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Komiksowe informacje uzupełniające by SolarIsEpic do Iron Man 3 - "pan grzałka" był w komiksie ale umarł zanim stał się grzałką, Mandaryn w oryginale nie występował. Komiks na którego lekkiej podstawie stworzono film pod tytułem "Iron Man: Extremis" wyszedł w polskiej wersji językowej, nie czytałem ale znam ogół historii. Osobiście mi się film w miarę podobał ale wczoraj zdałem sobie sprawę że chyba próbowali by było to bardziej dramatyczne. Plus oczywiście zawód Mandarynem (a mógł być taki świetny!) oraz [uWAGA SPOILER! dotyczący zakończenia]

  Jakim cudem mogli bezpiecznie usunąć elektromagnes biorąc pod uwagę iż w jedynce Pepper mogłą włożyć w dziurę po elektromagnesie dłoń aż po nadgarstek (albo i trochę więcej), nie ma co na pewno mostek jest cały

Tak... mimo że po oglądnięciu tego filmu trzeci raz widać pewne niedociągnięcia całkiem lubię ten film, sekwencja końcowa jest epicka, sceny akcji też całkiem spoko, i mimo że to nie jest najlepszy film MCU trzyma pewien poziom. A i jeszcze mały minusik- design marka 42 mi się nie podobał, za dużo żółtego, to nawet nie jest złoty

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stand by me "Stań przy mnie"

Jeden z lepszych filmów, jakie dane mi było obejrzeć. Doskonale oddaje lata w których powstały. Przypomina czasy, w których ludzie jeszcze nie byli tak zaślepieni przez technologię. Krótki zarys fabuły, nie zdradzający wszystkich wątków tego filmu, przedstawia się mniej więcej tak:
Ekranizacja opowiadania Stephena Kinga. Czterech nastolatków wyrusza w podróż do miejsca, w którym rzekomo znajdują się zwłoki ich rówieśnika. Podczas wędrówki dzielą się swoimi najskrytszymi sekretami.
Ukazuje trudy dorastania, a dokładniej dorastania i trwałości przyjaźni, które kształtują się już od najmłodszych lat. Mówię tutaj o tych, być może najszczerszych przyjaźniach, za czasów podstawówki. Smutna prawda jednak jest taka, że takie przyjaźnie często nie przeżywają próby rozłąki, gdy ludzie rozchodzą się do innych szkół. 
Historia jest jak najbardziej dobrze przedstawiona, śmieszne momenty, są przeplatane tragedią głównego bohatera, który stracił brata. Film skupia się na przyjaźni dwóch chłopców, jeden z nich pochodzi z "gorszej" rodziny. Uważa, że nie ma szans na dostanie się do dobrej szkoły. Główny bohater natomiast, jest początkującym pisarzem, dość uczuciowym i rozsądnym chłopcem. Relacje między dwoma przyjaciółmi są przedstawione w fantastyczny sposób. Oprócz tego jestem fanem starych filmów, a jakby dodać do tego fakt, że jest to ekranizacja książki "Ciało" mojego ulubionego autora (Stephena Kinga) to po prostu yay! ^^
Zasłużone 9,5/10 zdecydowanie polecam.
Dodam również ciekawy spoiler z filmu, moim zdaniem cała kwintesencja i puenta tego dzieła :3
3e1552b3c5.jpg

Frankenweenie

Animacja Tima Burtona, po prostu uwielbiam te jego kukiełki i cały styl. Jako niejaki fan, poczułem się zobowiązany do obejrzenia tego filmu.
Jest to odnowiona wersja filmu z lat 80, o tym samym tytule (Pierwszy film był krótkometrażowy)
Podoba mi się idea całego filmu, w wielu momentach był bardzo poruszający, ukazuje jak wielką przyjaźnią można obdarzyć swojego pupila i jak trudno jest pogodzić się z jego stratą. W skrócie, główny bohater traci swojego psa, jedynego przyjaciela, w wypadku samochodowym. Nie może pogodzić się z całą sytuacją, dlatego postanawia wskrzesić pupila. Ku jego zaskoczeniu, udaje mu się to, ale musi go teraz utrzymać w tajemnicy przed wszystkimi.
Dwa momenty w filmie, pokazują jak wzruszające mogą być animacje. Świetne granie na emocjach widza, wprost nie mogłem się oderwać i na drugi dzień wróciłem do tego filmu po raz drugi. Aby nie zdradzać więcej fabuły, nie pozostaje mi nic, jak tylko polecić go każdemu.
Przyjaźń na zawsze.
10/10

Into the wild "Wszystko za życie"

Film, który na swój sposób może po prostu odmienić życie. Może za bardzo biorę do siebie niektóre cuda kinematografii, jednak ta ekranizacja książki zapadła mi w pamięć i chyba nigdy jej nie opuści. Obecnie jestem w trakcie czytania książki o tym samym tytule, w której w dokładniejszy sposób opisane są losy bohatera, które wydarzyły się naprawdę. 

"Chris McCandless symbolizuje jedno z najstarszych ludzkich marzeń, które towarzyszy nam w zbiorowej świadomości od czasu rozpalenia pierwszego ogniska separującego nas od natury - pragnienie powrotu na jej łono. W dzisiejszych czasach dla większości ogranicza się ono do kilku kwiatków w doniczkach, może psa albo kota, bądź też okazjonalnego wypadu do parku. Bardziej odważni wyjadą na zorganizowane wakacje w 'dziewicze' rejony globu. Niektórym i to jednak nie wystarcza. Taką osobą był właśnie Chris."
Ten cytat w pewnym stopniu obrazuje, jaką osobą był główny bohater filmu Seana Penna "Wszystko za życie". Chłopak odrzucił pieniądze, ludzi, karierę, aby oddać się najwyższemu pięknu, naturze. Mimo powolnego popadania w alienację i niemal obsesyjną chęć dążenia do swojego głównego celu. Szczytu własnej przygody, wyprawy na Alaskę. Miał mieszkać tam przez pewien czas, zdany jedynie na siebie i parę niezbędnych rzeczy, które zabrał ze sobą. Zakończenie historii jest tragiczne, co samo w sobie również jest ważnym przekazem. Chłopak oddał się cały swojej pasji, pięknu przyrody, zapomniał jednak, o jej zabójczej naturze. 
Polecam ten film, jak zarówno i książkę każdemu człowiekowi, który szuka własnej drogi w życiu. Ludzie zbyt często zapominają o najprawdziwszych darach, jakie daje nam ten świat i udaje się w pogoń za tym, co jest mało ważne i nietrwałe. Dobrze czasami się zatrzymać i docenić to, co nas otacza.
infinity/10


 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj oglądałem Scarface moim zdaniem było troszeczkę za mało akcji ale jak już była to porządna :D genialny soundtrack,na razie najlepszy jaki kiedykolwiek słyszałem.

PS fajnie jakby wyszła druga część

Czyżby chodziło Ci o "Człowieka z blizną"? O ten klasyczny gangsterski obraz z lat osiemdziesiątych, z Alem Pacino w roli głównej? Jeśli tak, to uważam, że sequel tak dobrego filmu, byłby w tym przypadku zupełnie nie na miejscu. Pewnych legend nie należy rozgrzebywać, zwłaszcza jak opowiadają zamkniętą historię.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyżby chodziło Ci o "Człowieka z blizną"? O ten klasyczny gangsterski obraz z lat osiemdziesiątych, z Alem Pacino w roli głównej? Jeśli tak, to uważam, że sequel tak dobrego filmu, byłby w tym przypadku zupełnie nie na miejscu. Pewnych legend nie należy rozgrzebywać, zwłaszcza jak opowiadają zamkniętą historię.

Dokładnie to ten film,no fakt z drugiej strony to pomysł ze Scarface 2 to dla mnie jakby Titanic 2, a wszyscy wiemy że 2 część titanica to byłaby głupota

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawostka dotycząca Leona zawodowca i Titanica. W spoilerze. Czytacie na własne ryzyko.
 
Wiem, że nie każdy oglądał Leona, dlatego:
 

Pojawił się pomysł nakręcenia drugiego "Leona". Bohaterką miała być "Natalka". Tylko i wyłącznie od niej, zależało to, czy pojawi się kontynuacja. Na szczęście powiedziała stanowczo "NIE", uznając to za wyjątkowo debilny pomysł. Także "Natalka" - dzięki, że kasa nie strzeliła ci do głowy.

 

PS: Marry me   <3 


 
A co do Titanic 2...  :sparkler:

Taki film jest! Co prawda trafił od razu na DVD, ale mimo wszystko 

:ming:
Źródło: Filmweb

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale nie moment nie o tego titanica mi chodziło,gdzieś widziałem intro kontynuacji Titanica z 1997 roku jak dobrze pamiętam odnajdują chyba w lodzie tego chłopaka z 3 klasy ,ucieka z laboratorium i cos tam dalej było nie pamiętam XDD i taka kontynuacja jest dla mnie troche bezsęsu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To była ściema. Wiecie ile się namęczyłem, żeby znaleźć trailer PRAWDZIWEGO Titanica 2? Dziesiątki "fan-made" trailerów kontynuacji Titanica '97 Camerona :lol: Aha. Mniej więcej, w tym samym czasie wyprodukowano Titanica. Normalnego, ale o niższym budżecie. Wiecie jakie było moje zdziwienie, gdy ujrzałem w TV: "a już jutro o 20:00 Titanic". Tego Camerona, nie było nawet na VHS/DVD. Nadal o nim trąbili... a tu ledwie miesiąc, dwa w TV Titanic (nawet fajny)

EDIT. Film wyszedł w 1996, ten Camerona rok później. Oto strona filmu.

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"House of Cards" - serial o machinacjach polityków w Białym Domu.

 

Polecam też "Spice and Wolf". Można znaleźć na youtubie. Jest o obwoźnym handlarzu i kobiecie-wilkołaku. Całkiem fajne, ale wolałbym więcej info o ekonomii, a mniej kobiecych odwałów głównej bohaterki. Linka nie mogę zapodać, bo w kilku scenach jest naga.

 

Na koniec krótkie i fajne o różnicach między kobietami i mężczyznami oraz psychologii ewolucyjnej. Jest tego 8 odcinków.

Edytowano przez Maklak2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...