Skocz do zawartości

Wyznanie


Recommended Posts

Jesteście religijni, czy może wręcz przeciwnie? Jaką wiarę reprezentujecie, uczestniczycie aktywnie w życiu społeczności, czcicie święta, odwiedzacie świątynie, przyjmujecie sakramenty, słuchacie kazań, czy może preferujecie samotną kontemplację? Uważacie się za głęboko wierzących, czy jedynie za  marny numerek w statystykach kościoła?

Edytowano przez Chikayoshi Yami
Link do komentarza

Rodzice mnie ochrzcili, jestem po bierzmowaniu - miałem wybór? Wtedy byłem osobą wierzącą. Nigdy nie prosiłem o rzeczy materialne. Częściej dziękowałem. Jeśli o coś prosiłem to o odwagę czy to, żeby nie zapomnieć wyuczonych informacji. Ale modliłem się też o coś bardo osobistego, wręcz błagałem. Kto chce - link w odnośniku. Dziś jestem ateistą, ale nie jakimś świrem, który pluje na widok księdza czy śmieje się z osób wierzących. Wręcz przeciwnie. Szanuję jakiekolwiek wyznanie, o ile nie jest to fanatyzm. Miło by było, aby inni podchodzi do moich przekonań w ten sam sposób. Niestety, póki co "ateista = pomiot szatana".  :grumpybloom:
 
Szanuję wiarę płynącą z serca, ale kompletnie nie szanuję instytucji jaką jest Kościół poczynając od parafii w przysłowiowym Wąchocku gdzie zwijają asfalt na noc, aż do samego Watykanu. Zawdzięczam to podejściu księży. Owszem, nie wszyscy są źli, ale nawet jeśli z całego serca będą próbowali poprawić wizerunek Kościoła to i tak jako małe płotki zostaną zjedzone przez "grube ryby".
 
Dla osób które skończyły przynajmniej 16 lat polecam szokujący dokument Deliver Us From Evil. Można go obejrzeć za darmo - tutaj
 
Mógłbym podać więcej przykładów, ale nie chcę budować ścian tekstu.

Link do komentarza

ta, obchodzę ramadan i Chanukę oraz wyczuwam shitstorm.

 

Nie modlę się i nie chodzę do kościoła od ładnych paru lat (nie licząc sytuacji w stylu ślub siostry, chrzest siostrzeńca, bo tego bym sobie nie odpuścił). Nie sądzę, żeby nawijanie jakiś pustych mantr miało mi w czymś pomóc. Mam własne zasady i staram się ich trzymać. Staram się być dobrym człowiekiem, tak przynajmniej mi się wydaje.

Księża mnie nie interesują, po prostu nie cierpię obłudników. Ludzi, którzy co niedziela zasuwają do kościoła, a tego samego dnia, bądź następnego zachowują się jak typowi Polacy, którzy swojego sąsiada/brata/ojca utopiliby w łyżce wody. Z tego co pamiętam, wiara chrześcijańska naucza o czymś zupełnie innym, no ale może nie mam racji.

Oczywiście, nie ma co generalizować, bo i porządnych ludzi tam można znaleźć.

 

A teraz liczymy po ilu postach temat zostanie zamknięty :P

Link do komentarza

(głos Yody) Idiotyczny temat powiadasz? shitstorm wyczuwam.

 

Co do religii to jestem ateistą, już od paru lat w "przebudzeniu" pomógł mi w dużej mierze pan Richard Dawkins.

Ale najważniejszym powodem był po prostu kompletny brak dowodów i ziejące dziry logiczne.

Nie uważam żeby mruczenie oklepanych formułek do powietrza mogło mi w czymś pomóc. A co do "objawień"i "proroków" to wytłumaczenie jest proste: tulpa, albo np. zatrucie sporyszem.

 

Mam zasady i się ich trzymam, uważam, że lepszy jest ateista z zasadami niż katolik który tak naprawdę z założenia robi wszystko interesownie (dla "nagrody wiecznej")

Wielu uważa, że ateiści to "pomioty szatana" ludzie bez zasad moralnych, ale zauważyłem, że ludzi zepsutych tak naprawdę więcej jest po tej drugiej stronie barykady.

Link do komentarza

Równie dobrze można odprawić rytualny taniec, prosząc o deszcz. To je forum, tego nie pomal... zreformujesz. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Może ciekawa dyskusja, a może po prostu temat się wypali po kilku postach, ewentualnie "dyskusja" będzie na tak "wysokim" poziomie że Cameron mógłby kręcić tu drugiego Avatara = temat do kosza. 

Link do komentarza

Bobul, w razie czego to mam na ten topic kawałek oka. Triste, prosiłbym o więcej...wiary, rozumiesz :3
Co do mojej religijności czy innej wiary...
Nie chodzę do kościoła, nie poszedłem na bierzmowanie, ale "po rodzicach odziedziczyłem bycie polakiem katolikiem", co mi się nie uśmiecha. Ogólnie odrzuciłem od siebie większość rzeczy, w które mógłbym wierzyć, bo są zbyt odległe i w ten czy inny sposób nieosiągalne. Albo sama wiara wydaje mi się mało ciekawa. Istnieją pewne wyjątki, ale one są tylko sposobem ubarwienia mojego czarno-czerwonego życia i stosów. Gdyby jednak pojawił się (irl) ktoś, kto mógłby pokazać mi w ciekawy sposób jakąś inną wiarę, to czemu nie?

Jedynym problemem jest nuda. Bardzo łatwo mnie zanudzić. To dość problematyczne choćby przy kwestii wiary, którą się ma zazwyczaj jedną na całe życie. Nie wytrzymałbym w czymś takim.

Można powiedzieć, że wierzę w to, że ludzie zaczną używać mózgów. W dobro. W ognie. W za :yay: istość. I w to, że zacznę się dogadywać z innymi i będę miał szczęśliwy i niczym niezmącony spokój. Nie zaszkodziłby jakiś służący.
*warmen bardzo zbacza z tematu, więc na koniec pokaże pewnego demota*

3FOtI.jpg

Link do komentarza

Dobrze. Temat, o ile zrozumiałem, ma służyć po prostu krótkiemu opisowi tego, czy oraz jak bardzo wierzysz. Jeśli nie zaczną tutaj latać "argumenty" na poparcie tej jedynie słusznej religii/jej braku, to nic nie powinno się stać.

 

Jestem wierzącym i praktykującym członkiem Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Lokalną świątynię odwiedzam co niedzielę, we wszystkie nakazane święta, czasem zawitam także na nabożeństwa okresowe (droga krzyżowa, nabożeństwa majowe i tak dalej) lub z okazji świąt nienakazanych. Uważam się za religijnego, modlę się rano i wieczorem jestem lektorem w swojej parafii. Mam zasady, których się trzymam. Księży szanuję, jeżeli oni szanują mnie oraz przykładają się do swoich obowiązków. Słucham kazań, przyjmuję sakramenty, uczestniczę, choć rzadko, w pielgrzymkach. Nie przepadam za tymi, którzy są obłudni, nieważne czy ksiądz, czy też nie. Widzę, że Kościół potrzebuje zmian. Ponadto skłaniam się stopniowo ku prawosławiu. Co do uczestnictwa w życiu lokalnej społeczności opisanego przeze mnie powyżej, wycofuję się z niego. Oprócz świąt wolę raczej samotność. To chyba tyle. Mam nadzieję, że nikogo nie obraziłem.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza

Ciekawy temat i zobaczymy co z niego wyjdzie. Kilka ostatnich prób ogarnięcia tego zagadnienia skończyło się zamknięciem zabawy, ewentualnie banem czy dwoma.

Odpowiadając na post rozpoczynający temat:

 

Nigdy nie uważałem się za osobę wybitnie religijną, ale zdążyłem się już przyzwyczaić, że ludzie w różny sposób patrzą na te sprawy. Powiem więc tak... Jestem wierzącym i praktykującym katolikiem. Staram się czcić święta, choć oczywiście zdarza mi się też o nich zapomnieć, czy nawet czasem w pełni świadomie zlekceważyć. Przyjmuję sakramenty, słucham kazań uznając je za bardzo ciekawe. "Samotną kontemplację" uprawiam wieczorami, gdy modlę się za przyjaciół, wrogów, ojczyznę czy rodzinę. Dobrze wiem jednak, że jestem złym chrześcijaninem... Ba. Gdyby wszyscy postępowali tak jak Jezus nakazał, świat byłby lepszy... I o tym też wiem, ale tak nie potrafię. 

 

Mną samym zbytnio szargają emocje, bym mógł się aż tak poświęcić. Stąd powiedzmy, że (pozwalając sobie sparafrazować): "oddaję ojczyźnie to co ziemskie, a Bogu to co boskie". Dusza należy do Niego, niemniej... Tu na Ziemi, mam pewne obowiązki do spełnienia wobec mojego państwa i mojej rodziny, które zwyczajnie mają pierwszeństwo.

Nie przedłożę bycia dobrym chrześcijaninem nad bycie dobrym obywatelem, choć oczywiście tam gdzie według mnie mogę sobie pozwolić na połączenie obu tych rzeczy, to robię to chętnie. Tym bardziej, że w Polsce katolicyzm i szerzej ogólnie chrześcijaństwo, to nie jest jedynie wyznanie. To tradycja, kultura, ostoja w czasach cierpień i ostatecznie najtrwalszy filar, na którym zbudowano moje państwo.

 

Czy nauka przeszkadza w wierze? Nie... Raczej nie, choć mam olbrzymie problemy z ogarnięciem nieskończoności. To nie jest prosty znaczek na papierze jak w matematyce. We wszechświecie jest ograniczona ilość energii, więc za tym pojęciem kryje się utkanie każdej możliwej linii działań, jaka tylko istnieje. Potem ich powtórzenie... I jeszcze raz, i jeszcze raz, a przed nami nadal cała wieczność. Wiara jednak jak sama jej nazwa wskazuje, opiera się na wierze, a nie na wiedzy. Kiedy załamuje mi się życie to zaciskam zęby, pytam się: "dlaczego?", ale nie porzucam Kościoła bo Bóg nie raczył mi bezpośrednio odpowiedzieć.

 

Do ateistów jako takich nic nie mam. Są wśród nich różni ludzie: od wybitnych naukowców, poprzez altruistów, a na zadufanych dupkach kończąc. To tyczy się każdej większej grupy społecznej włączając grupy religijne, więc nie wzbudzają we mnie szczególnych emocji. Przynajmniej, dopóki nasze zdania na jakiś temat nie różnią się aż tak drastycznie, że nie można znaleźć już *pokojowego* rozwiązania sprawy.

Link do komentarza

Miałem się nie wypowiadać ale cóż...

 

Zostałem wychowany przez rodzinę która co tydzień jest  w kościele, ciągali mnie na siłę ze sobą a gdy stawiałem opór to patrzyli na mnie jak na jakiegoś satanistę. Było tak aż do momentu osiągnięcia przeze mnie pełnoletności; od tego momentu pojawiłem się tam kilka razy, oczywiście pogląd mojej rodziny na mnie się nie zmienił. Obchodzę święta ponieważ uważam to za pewnego rodzaju tradycje, poza tym wszyscy członkowie rodziny też obchodzą więc nie protestuje. Czy wierze w Boga lub coś nade mną ? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie ukrywam że w ciężkich chwilach chce wierzyć że jest coś lub ktoś nade mną, taki swoisty anioł stróż.

Gdyby była jakaś rewolucja / powstanie to wiecie kogo bym ustawił pod murem zaraz po politykach ? Tak, duchownych. Aby ktoś mi czegoś nie zarzucił , są duchowni z prawdziwego zdarzenia, ludzie którzy ofiarują swoje życie aby pomagać innym. Poznałem takiego duchownego, pomógł mi w pewnej sprawie, naprawdę złoty człowiek, zawsze będzie miał u mnie poparcie. Niestety zdecydowana większość to jest zwykła kpina. Znam księdza który "zmajstrował" sobie dziecko, nie, nie było to przed święceniami tylko długo po nich oraz nie, nie jest to historia usłyszana od Cioci, ze strony wuja który usłyszał to od kogoś tam; znam tych ludzi osobiście ( takich historii jest naprawdę wiele ). Poza tym jak osoba żyjąca w celibacie może mówić mi jak ma wyglądać mój związek / życie seksualne ? To jest po prostu żałosne. Już nie będę mówić o datkach na potrzeby kościoła... albo raczej datkach na potrzeby proboszcza. Naprawdę nie rozumiem po co jest celibat, jest to naprawdę chore.

Jak już pisałem, nie wiem czy wieże w Boga, ale wiem na pewno że nie uznaję duchownych.
Wierzcie sobie w co chcecie, mi to nie robi różnicy czy ktoś wierzy w Boga, latającego potwora spagetti czy w ziemniaka. Wierzcie w co chcecie, róbcie co chcecie, po prostu mnie w to nie wciągajcie. Myślę że jestem dość spokojnym człowiekiem, niestety jeżeli ktoś na siłę próbuje mnie zaciągnąć do kościoła lub przekonać do jakiejś wiary to reaguje bardzo agresywnie; myślę że ta postawa jest spowodowana przez moją rodzinę. Tak kończy się zmuszanie kogoś do wiary w coś na siłę. Ja uważam że dla każdego człowieka przyjdzie czas aby zdecydować o swojej wierze.

Link do komentarza

No to czas na moją historię  :godpony:

 

Od dziecka byłem wychowywany na wierzącego chrześcijanina. Rodzice pochodzą z północno-wschodniej Polski, czyli z krainy pełnej konserwatystów ślepo wierzących w Kościół. Pamiętam, jak kombinowałem jako dzieciak, by nie iść do kościoła, bo gdy była msza, to leciało na RTL 7 moje ulubione anime ("Rycerze Zodiaku")  :twiblush:

Byłem bardzo wierzący. Była to zasługa nie tylko rodziny i tego, że w sumie podobają mi się niektóre kościoły, ale też zasługa mojej rodzinnej parafii, gdzie czuło się totalny luz. Proboszcz robiąc kazania spokojnie wyrażał swoje poglądy, radził, a nie narzucał. I jest to człowiek uczciwy, zarabia trochę własną pracą (wydawana jest gazetka parafialna, wydał też parę książek) - nie bierze więc tylko z tacy itd. Poza tym w parafii za moich czasów byli fajni księża wikariusze, którzy na luzie prowadzili swoje kazania na mszach dziecięcych, organizowali dużo różnych aktywności, czy wycieczek (w ramach tzw. Sandałkowych Sobót) niekoniecznie powiązanych z wiarą i religią. 

 

Przez to, że byłem bardzo wierzący plus naoglądałem się swojego ulubionego anime, starałem się czynić dobrze i walczyć o sprawiedliwość, zwłaszcza wobec mnie  :hmpf:

W efekcie końcowym popadłem w kłopoty, które ciągnęły się potem latami. Do tego problemy m.in z samotnością, odkrycie że modlenie się nic nie daje. Odkryłem ile zepsucia jest w Kościele - afery; pedofile; o.Rydzyk; księża nie będący nimi z powołania, lecz dla kasy albo by nie pójść do wojska lub pracy. Ogólnie moje życie wtedy ssało i to bardzo  :rd11:

 

W końcu straciłem wiarę i przestałem wierzyć, że coś w ogóle jest. Bodajże określa się takie osoby agnostykami. Raz przez to o mało co nie zostałem wyrzucony z domu. 

 

Jakieś 3 lata później wyjechałem na studia. I coś mnie natchnęło, by znów pójść do kościoła. Nie pamiętam, co było wpierw - msza i spowiedź, czy spowiedź i msza. W każdym razie, co było dziwne, w trakcie spowiedzi - poszedłem na spowiedź w rodzaju rozmowy z księdzem w cztery oczy, nie do tradycyjnej - w pewnym momencie ksiądz położył na mojej głowie dłonie i poczułem jakąś oczyszczającą magię. A potem spokój, jakiego nie zaznałem chyba nigdy wcześniej.

 

Wiem, brzmi to debilnie, niewiarygodnie itd.  :youdontsay:

A jednak to prawda.  :twilight5:

 

Wtedy odzyskałem wiarę. Pamiętałem jednak o tych wadach kościoła. Plus nie podoba mi się fakt, że Kościół próbuje bawić się w politykę i momentami mam wrażenie, iż oni myślą, że rządzą państwem. Stąd jestem wierzącym chrześcijaninem, lecz nie praktykującym i nie uznającym instytucji Kościoła. Jedyne przypadki, gdy idę do kościoła to święta. Bo tradycja, bo rodzina, no i wiara jednak. 

 

Osobiście uważam się za deistę - Bóg jest, ale nie ingeruje w to, co się dzieje na świecie. Inaczej modlitwy byłyby wysłuchane - w wielu przypadkach modlitwa okazuje się być po prostu formą autosugestii, dlatego działa - i nie dochodziłoby do takich katastrof jak II Wojna Światowa, czy KL Auschwitz-Birkenau. Człowiek został przez Boga obdarzony rozumem i wolnością wyboru tego, jak przeżyje swoje życie. Na podstawie tego, co zrobi w życiu, będzie potem osądzony w niebie lub w piekle. 

 

 

 

 

Właśnie. Jakie macie wyobrażenie nieba i piekła o ile w nie wierzycie?

Edytowano przez Linds
Link do komentarza


Właśnie. Jakie macie wyobrażenie nieba i piekła o ile w nie wierzycie?

 

Przez długi czas wierzyłem że śmierć jest kresem naszej podróży, umierasz i to jest koniec, znikasz, zostajesz zapomniany. Jakiś czas temu czytając fanfikcję znalazłem naprawdę piękną wizję nieba. Wizja ta polega na tym że sami wybieramy jak nasze niebo ma wyglądać. Chcesz zostać królem jakiegoś państwa i rządzić wiecznie ? Nie ma problemu. Chcesz zostać super bohaterem w stworzonym przez siebie świecie ? Spoko. Chcesz być Bogiem ? Też da radę. Wydaje się to być słodkie i piękne prawda ? Tak, tylko musimy mieć na uwadze że raz wybrane "niebo" pozostanie takie na zawsze, nie możemy go zmienić. Dlatego też tak ważny jest mądry wybór aby nasz raj nie zamienił się w wieczne piekło. Podoba mi się ta wizja. Chciałbym aby była prawdziwa.

 


Jakieś 3 lata później wyjechałem na studia. I coś mnie natchnęło, by znów pójść do kościoła. Nie pamiętam, co było wpierw - msza i spowiedź, czy spowiedź i msza. W każdym razie, co było dziwne, w trakcie spowiedzi - poszedłem na spowiedź w rodzaju rozmowy z księdzem w cztery oczy, nie do tradycyjnej - w pewnym momencie ksiądz położył na mojej głowie dłonie i poczułem jakąś oczyszczającą magię. A potem spokój, jakiego nie zaznałem chyba nigdy wcześniej.



Wiem, brzmi to debilnie, niewiarygodnie itd. :youdontsay:

 

Nie, to nie brzmi debilnie. Czasem gdy człowiek ma problem i jest w nim sam lub po prostu sobie nie radzi to szuka pomocy we wszystkim co go otacza. Być może tego dnia po prostu potrzebowałeś tej rozmowy i zostałeś wysłuchany. Czasem nawet nie mając problemu jest nam potrzebna taka rozmowa.

 


W końcu straciłem wiarę i przestałem wierzyć, że coś w ogóle jest. Bodajże określa się takie osoby agnostykami. Raz przez to o mało co nie zostałem wyrzucony z domu.

 

Co prawda nie ma się tutaj czym chwalić ale miałem, mam oraz raczej będę mieć jeszcze wiele rozmów z moją rodziną na temat mojego podejścia do spraw religii. Oni niestety nie rozumieją mojego podejścia oraz podejrzewam że nie chcą go zrozumieć co skutkuje bardzo dużą nachalnością z ich strony oraz częstym ( często podświadomym ) obrażaniem mnie. Niestety w 90% takie rozmowy kończą się naprawdę potężną wojną ( nie żartuje wesoło nie jest ).

 


Przez to, że byłem bardzo wierzący plus naoglądałem się swojego ulubionego anime, starałem się czynić dobrze i walczyć o sprawiedliwość, zwłaszcza wobec mnie :hmpf:

W efekcie końcowym popadłem w kłopoty, które ciągnęły się potem latami. Do tego problemy m.in z samotnością, odkrycie że modlenie się nic nie daje.

 

Temat samotności, też go przerabiałem a właściwie wciąż go przerabiam. To fakt samotność oraz niewysłuchane modlitwy potrafią bardzo mocno podkopać naszą wiarę w cokolwiek.

Link do komentarza

Nie, to nie brzmi debilnie. Czasem gdy człowiek ma problem i jest w nim sam lub po prostu sobie nie radzi to szuka pomocy we wszystkim co go otacza. Być może tego dnia po prostu potrzebowałeś tej rozmowy i zostałeś wysłuchany. Czasem nawet nie mając problemu jest nam potrzebna taka rozmowa.

 

Nie, to nie tak. Potrzeba rozmowy to najmniejszy problem był, bo ja mam dobry kontakt z rodzicami. Plus wówczas, w porównaniu do teraz, miałem mniej znajomych, czy przyjaciół, ale miałem jednak paru. Tutaj to naprawdę czułem, jakby przez moje ciało przechodziło coś, co mnie wewnętrznie oczyszczało. 

 

Co zaś się tyczy twojej wizji nieba - u mnie taka wizja jest na serio. Co zaś się tyczy piekła to nie wiem. Najłatwiej jest mi wyobrazić sobie te kręgi piekielne i kary wieczne, ale kiedyś usłyszałem od proboszcza rodzinnej parafii (chyba od niego), że obecnie Kościół uważa, że piekło to po prostu wieczna samotność w ciemności, czyli rzekomo najgorsza ze wszystich kar podczas, gdy dobrzy ludzie albo są w swoich niebach, albo w "kościelnym" niebie siedzą, świętują i ucztują z Bogiem (niczym wikingowie w Valhalli). 

Link do komentarza


(niczym wikingowie w Valhalli)

 

Valhalla... o tak, to było by dość piękne :).

 

Co do samej wizji piekła. Mam też taką. Polega ona na tym że po naszej śmierci, przeżywamy najważniejsze chwile naszego życia raz jeszcze z tym że te chwile różnią się od tych które naprawdę przeżyliśmy. Różnica polega na tym że widzimy jak nasze życie mogło wyglądać gdybyśmy byli bardziej odważni, zdecydowani, dokonali dobrych wyborów w ważnych momentach naszego życia. Widzimy jak wiele dobrego mogło nas spotkać oraz jak szczęśliwi byśmy byli. Po czym wszystko znika... pustka... zostajemy sam na sam z tym co zobaczyliśmy na wieczność.

 


Nie, to nie tak. Potrzeba rozmowy to najmniejszy problem był, bo ja mam dobry kontakt z rodzicami. Plus wówczas, w porównaniu do teraz, miałem mniej znajomych, czy przyjaciół, ale miałem jednak paru. Tutaj to naprawdę czułem, jakby przez moje ciało przechodziło coś, co mnie wewnętrznie oczyszczało.

 

O dziwo znam to uczucie, rozumiem o co Tobie chodzi. Miałem podobnie, co prawda nie było to z udziałem duchownego ale było bardzo podobnie. To był chyba jedyny raz gdy z własnej woli udałem się do kościoła, w normalny dzień od tak po prostu, nie było nabożeństwa. W samym kościele były może ze trzy osoby.  Usiadłem się w ławce. Nie modliłem się, po prostu siedziałem. Dużo myślałem, miałem pewien problem. Siedziałem tak może pół godziny (?) po czym poczułem coś nie wiem co to było. Nie potrafię opisać tego uczucia, może to było szczęście, może coś w rodzaju takiego oczyszczenia jakiego Ty doznałeś, nie wiem, naprawdę nie wiem. To co się tam wydarzyło nic tak naprawdę nie zmieniło w moim życiu, sam musiałem rozwiązać mój problem, nie wzmocniło mojej wiary, nie spowodowało że chciałem wierzyć, ale z pewnością dało mi dużo do myślenia. Przede wszystkim po co udałem się do świątyni skoro i tak się nie modliłem i dlaczego doznałem tego uczucia. O ile na pierwsze pytanie chyba sobie odpowiedziałem ( szukałem pomocy ) o tyle na drugie do dziś nie znam odpowiedzi.

Link do komentarza

Dobrze. Temat, o ile zrozumiałem, ma służyć po prostu krótkiemu opisowi tego, czy oraz jak bardzo wierzysz. Jeśli nie zaczną tutaj latać "argumenty" na poparcie tej jedynie słusznej religii/jej braku, to nic nie powinno się stać.

 

Jestem wierzącym i praktykującym członkiem Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Lokalną świątynię odwiedzam co niedzielę, we wszystkie nakazane święta, czasem zawitam także na nabożeństwa okresowe (droga krzyżowa, nabożeństwa majowe i tak dalej) lub z okazji świąt nienakazanych. Uważam się za religijnego, modlę się rano i wieczorem jestem lektorem w swojej parafii. Mam zasady, których się trzymam. Księży szanuję, jeżeli oni szanują mnie oraz przykładają się do swoich obowiązków. Słucham kazań, przyjmuję sakramenty, uczestniczę, choć rzadko, w pielgrzymkach. Nie przepadam za tymi, którzy są obłudni, nieważne czy ksiądz, czy też nie. Widzę, że Kościół potrzebuje zmian. Ponadto skłaniam się stopniowo ku prawosławiu. Co do uczestnictwa w życiu lokalnej społeczności opisanego przeze mnie powyżej, wycofuję się z niego. Oprócz świąt wolę raczej samotność. To chyba tyle. Mam nadzieję, że nikogo nie obraziłem.

 

Po prostu Tomek , mnie również kiedyś interesowało prawosławie, nawet rozmawiałam z baciuszką odwiedzałam cerkwie. Ale swoje miejsce znalazłam w KK w karmelu, bo praktycznie ta duchowość w chodzi w prawosławie.

 

Zostałam ochrzczona w wierze katolickiej jak większość użytkowników buntowałam się wręcz nie wierzyłam w Boga, przestałam chodzić do kościoła, bo po co. Przeżyłam swoje nawrócenie, kiedy to zmagałam się z samym szatanem i kto tam wie jeszcze kogo miał przy sobie. Właśnie wtedy przyszedł do mnie Chrystus i powiedział mi dwa słowa "Kocham Cię". Uczestniczę a staram się uczestniczyć w życiu Kościoła na co dzień nie tylko w niedzielę, spowiedź i inne sakramenty są bardzo ważne. Teraz przeżywam czas formacji w zakonie świeckim, choć prawie już koniec. Być może kiedyś wejdę na pustynię jak sam Bóg chce.

Szanuję innych ludzi, tylko ich grzechów nie, po za tym Bóg kocha każdego taką samą miłością, tylko my Go odpychamy.

 

Pokój Wam!

Link do komentarza

Po prostu Tomek , mnie również kiedyś interesowało prawosławie, nawet rozmawiałam z baciuszką odwiedzałam cerkwie. Ale swoje miejsce znalazłam w KK w karmelu, bo praktycznie ta duchowość w chodzi w prawosławie.

 

Zostałam ochrzczona w wierze katolickiej jak większość użytkowników buntowałam się wręcz nie wierzyłam w Boga, przestałam chodzić do kościoła, bo po co. Przeżyłam swoje nawrócenie, kiedy to zmagałam się z samym szatanem i kto tam wie jeszcze kogo miał przy sobie. Właśnie wtedy przyszedł do mnie Chrystus i powiedział mi dwa słowa "Kocham Cię". Uczestniczę a staram się uczestniczyć w życiu Kościoła na co dzień nie tylko w niedzielę, spowiedź i inne sakramenty są bardzo ważne. Teraz przeżywam czas formacji w zakonie świeckim, choć prawie już koniec. Być może kiedyś wejdę na pustynię jak sam Bóg chce.

Szanuję innych ludzi, tylko ich grzechów nie, po za tym Bóg kocha każdego taką samą miłością, tylko my Go odpychamy.

 

Pokój Wam!

 

Choć podejście do religii mam jakie mam to mimo wszystko zawsze się cieszę że ktoś znalazł swoje miejsce i swoją drogę którą chce kroczyć. Ja tego miejsca jeszcze nie znalazłem a droga którą kroczę również nie jest tą którą chciałbym kroczyć przez całe życie. Prawda jest taka że jestem zagubiony w tym wszystkim a często gdy życie chce podać pomocną dłoń to ja ją z niewiadomych względów odpycham. Opieram się wierze, tak naprawdę nie do końca wiedząc dlaczego. To co napisałem o duchownych jest raczej dość głupim pretekstem do mojego oporu względem religii / wiary, w końcu w wierze chodzi o coś innego niż patrzenie na "ziemskich" przedstawicieli wyznania. Czasem mam ochotę w coś wierzyć, nie koniecznie musi to być kk, a gdy ktoś próbuje mnie przekonać do wiary to reaguje dość nerwowo. Czasami naprawdę sam nie do końca rozumiem swoje zachowanie. Jakim to ja muszę być głupim i nienormalnym człowiemiem...

Edytowano przez Eternal
Link do komentarza

Choć podejście do religii mam jakie mam to mimo wszystko zawsze się cieszę że ktoś znalazł swoje miejsce i swoją drogę którą chce kroczyć. Ja tego miejsca jeszcze nie znalazłem a droga którą kroczę również nie jest tą którą chciałbym kroczyć przez całe życie. Prawda jest taka że jestem zagubiony w tym wszystkim a często gdy życie chce podać pomocną dłoń to ja ją z niewiadomych względów odpycham. Opieram się wierze, tak naprawdę nie do końca wiedząc dlaczego. To co napisałem o duchownych jest raczej dość głupim pretekstem do mojego oporu względem religii / wiary, w końcu w wierze chodzi o coś innego niż patrzenie na "ziemskich" przedstawicieli wyznania. Czasem mam ochotę w coś wierzyć, nie koniecznie musi to być kk, a gdy ktoś próbuje mnie przekonać do wiary to reaguje dość nerwowo. Czasami naprawdę sam nie do końca rozumiem swoje zachowanie. Jakim to ja muszę być głupim i nienormalnym człowiemiem...

 

Wiara jest centrum człowiek, może raczej powinnam powiedzieć to Bóg jest centrum człowieka, a człowiek zawsze będzie poszukiwał tej prawdy, bo łaknie kontaktu z Bogiem.

Trudno jest nie mówić plotek i źle o kapłanach i innych osobach w kościele. Dlatego jest modlitwa, po za tym kościół to my, a my jesteśmy grzesznikami i sami nie damy rady.

 

Obyś odnalazł prawdę, bo jak pisała Edyta Stein " Kto szuka prawdy szuka Boga".

  • +1 1
Link do komentarza


Obyś odnalazł prawdę, bo jak pisała Edyta Stein " Kto szuka prawdy szuka Boga".

 

Dziękuję, naprawdę. Być może taki dzień kiedyś nadejdzie, jednak wątpię aby zdarzyło się to w najbliższej przyszłości, najpierw muszę zmienić moje podejście ( a to raczej będzie naprawdę trudne, odkąd tylko pamiętam to zawsze stawiałem naprawdę zaciekły opór względem religii ) a potem może coś się ruszy.

Link do komentarza

To teraz mam pytania, bo doczytałem parę postów. 

 

 

@ Po prostu Tomek - co ma w sobie prawosławie, czego nie ma chrześcijanizm, że skłaniasz się ku niemu coraz bardziej?

 

@ Anathiela - walczyłaś z Szatanem? Możesz to nieco rozwinąć? 

 

 

 

Wierzę, że Bóg mnie wysłuchuje, gdy jest mi źle. Albo że widzi najdrobniejszy chociaż dobry uczynek i potrafi go docenić. Z tą myślą nie czuję się samotny i bezsilny, nawet gdy brak jest ludzi wokół.

 

Jak to mawiał u mnie proboszcz podczas przygotowania do bierzmowania, albo też jak to zostało dobitnie pokazane w "Metro 2033" Glutchkovskiego - człowiek po prostu ma wewnętrzną potrzebę, by wierzyć. Nawet jeśli niczego nie ma i wierząc jest w błędzie, po prostu taką potrzebę ma. Człowiek nie czuje się samotny, ma nadzieję. W "Metrze 2033" to zostało ukazane na przykładzie ludu, który zapanował nad stacją Park Pobieda w moskiewskim metrze - Wyznawców Wielkiego Czerwia. Jednak jak się potem okazało, że ich przywódca - wykształcony filozof - wymyślił tylko tę religię, by ludzie w coś wierzyli i wierzyli w coś przystosowanego akurat do aktualnych warunków życia, wyznanie te usłyszał jeden z wyznawców. Na wieść, że Wielkiego Czerwia nie ma dosłownie ześwirował i krzyczał na cały głos, w końcu się zabił. Przykre, ale w sumie prawdziwe - w razie nie ma Boga, mało kto z ludzi jest w stanie znieść takie coś. 

 

A tak z innej beczki - podoba mi się teoria pewnych mnichów, że historia po prostu zatacza koło. Czyli właściwie wiecznie będziemy sobą, w każdym życiu będziemy tą samą osobą, czyli po prostu po raz enty piszę tego posta myśląc, że piszę go pierwszy raz. 

Tak samo podoba mi się w sumie teoria o reinkarnacji i się, aż zastanawiam czasem, czy reinkarnacja nie jest po prostu czyśćcem? 

Link do komentarza


Tak samo podoba mi się w sumie teoria o reinkarnacji i się, aż zastanawiam czasem, czy reinkarnacja nie jest po prostu czyśćcem?

 

Naprawdę dobre pytanie !

Jednak myślę że czyściec powinien być czymś w rodzaju kary (?), powinno to być miejsce które chcemy opuścić a nie w nim zostać ;  mi się nie zbyt śpieszy aby opuszczać ten świat.

 


Jak to mawiał u mnie proboszcz podczas przygotowania do bierzmowania, albo też jak to zostało dobitnie pokazane w "Metro 2033" Glutchkovskiego - człowiek po prostu ma wewnętrzną potrzebę, by wierzyć. Nawet jeśli niczego nie ma i wierząc jest w błędzie, po prostu taką potrzebę ma. Człowiek nie czuje się samotny, ma nadzieję. W "Metrze 2033" to zostało ukazane na przykładzie ludu, który zapanował nad stacją Park Pobieda w moskiewskim metrze - Wyznawców Wielkiego Czerwia. Jednak jak się potem okazało, że ich przywódca - wykształcony filozof - wymyślił tylko tę religię, by ludzie w coś wierzyli i wierzyli w coś przystosowanego akurat do aktualnych warunków życia, wyznanie te usłyszał jeden z wyznawców. Na wieść, że Wielkiego Czerwia nie ma dosłownie ześwirował i krzyczał na cały głos, w końcu się zabił. Przykre, ale w sumie prawdziwe - w razie nie ma Boga, mało kto z ludzi jest w stanie znieść takie coś.

 

Nawet gdybym chciał podważyć tą teorię to tak po prawdzie nie miałbym za bardzo jak. Myślę że jest to czysta prawda, człowiek potrzebuje czegoś lub kogoś nad sobą. Takiego swoistego anioła stróża, głosu sumienia lub po prostu nadziei. Po sobie wiem że niektórzy ludzie bronią się przed religią, nie chcą wierzyć ( już nie jest ważne w co ), starają się stawiać opór który czasami jest poparty naprawdę żałosnymi / śmiesznymi argumentami. Co prawda  nie chcę wybiegać za bardzo do przodu ale podejrzewam że nawet najbardziej zagorzali ateiści mieli chwile w których chcieli w coś wierzyć. Nie zawsze muszą to być sytuacje w których potrzebujemy pomocy. Jest to naprawdę dziwne że człowiek potrzebuje mieć  coś lub kogoś nad sobą nawet jeżeli pewność tego że ten twór istnieje jest naprawdę mała.

Link do komentarza


@ Anathiela - walczyłaś z Szatanem? Możesz to nieco rozwinąć?

 

Raczej go zaprosiłam do swojego życia, nie wiedząc do końca z kim mam do czynienia. To jest ten jeden przypadek, gdzie Szatan ujawnia swoją tożsamość w ezoteryce, zazwyczaj chowa się jak szczur, by nikt go nie poznał. To była łaska dla mnie od Boga, czy walczyłam, raczej prosiłam o pomoc Boga, a za mnie walczyły anioły, które wielokrotnie widziałam w tamtym czasie. Szatan robił na odwrót a one po prostu były obok mnie i robiły wszystko bym sobie lub, ktoś nie zrobił mi krzywdy. On wciąż walczy o duszę ludzi, a dlaczego, bo nas nienawidzi.

 


Tak samo podoba mi się w sumie teoria o reinkarnacji i się, aż zastanawiam czasem, czy reinkarnacja nie jest po prostu czyśćcem?

 

Reinkarnacją przeczy naszemu zmartwychwstaniu. Dlaczego? A no dlatego, że człowiek rodzi się kiedy jego uczynki nie są dobre i wiara w bóstwo umiera i wraca jako drzewo, robaczek, zwierzę człowiek to ostatnia opcja. A nam jest raz umrzeć a potem zmartwychwstanie, nie pytajcie w jaki sposób.

Co do czyśćca to tylko tym czasowe wyjście by się oczyścić skoro na ziemi tego czyśćca nie chcieliśmy przyjąć, choroba, lub inne dla nas ciężki doświadczenia no i sam kontakt z Bogiem, nawet jeżeli ktoś jest dobry a nie wierzący trafi do czyśćca, bo nie chodzi o dobre uczynki ale i czyste serce.

 

Czyściec jest podzielony na kilka poziomów, jest ten bliżej piekła, i ten najbliżej nieba, jest tam ogień czyśćcowy który niby pali, ale najbardziej dusza zna swoje grzechy i wie jak bardzo kocha ją Bóg, po prostu poznał prawdę jaka jest, nie może za siebie się modli za to za innych na ziemi o wszem. A my możemy za te dusze. Po za tym po tym mamy dobrą protekcję u Boga, one się odwdzięczają np. Pewna kobieta dwa razy do roku dawała ofiarę na Mszę za dusze cierpiące w czyśćcu, pewnego dnia straciła pracę, ksiądz nie chciał jej pieniędzy i to ostatnich jakie jej zostały na życie i za darmo by odprawił tą Mszę, tylko kobieta uparcie twierdziła, że nie umrze z głodu. Wychodząc z kościoła zaczepił ją młodzieniec  mówiąc gdzie pracę może znaleźć, poszła pod wskazany adres, do starszej kobiety, która potrzebowała opiekunki. I tam zauważyła zdjęcie tego młodzieńca, i właśnie po pytaniu tamtej kobiety kto ją przysłał, powiedziała młodzieniec ze zdjęcia, a to był zmarły syn tej starszej kobiety. A tak naprawdę była to dusza z czyśćca, która dzięki zamawianiu takich Mszy została uwolniona i mogła iść do nieba, bez długiego czekania nawet parę tysięcy lat, może taka dusza czekać aż się oczyści.

Poszukajcie w dzienniczku św. Faustyny o czyśćcu ona tam była, choć nie tylko ona.  I przeczytajcie: Czyściec

Link do komentarza

Jeden wielki temat rzeka.

Mam 15 lat przez 4 lata byłem ministrantem i byłem bardzo religijny jednak teraz uważam się za ateistę chociaż wole pojęcie racjonalista po raz pierwszy zwątpiłem kiedy dowiedziałem się że praktycznie Chrzescijaństwo to sekta Żydowska a potem poznawałem inne nurty filozoficzne(Deizm)inne religie i doszedłem do wniosku że osobowy nie istnieje a jesli istnieje to jest dziwny i nieludzki.Nie przepadam za Bogiem ze Starego Testamentu wole npAtene czy Odyna.Są bardziej ludzcy.

Nie lubię też jak osoby wierzące bez poznania innych wierzeń są np Są Isamistami bo tak powiedzieli im rodzice i są swięcie przekonani że w odpowiedniego Boga wieżą nie może Grecy mieli racje.

Dlatego prawdopodobieństwo wybrania odpowiedniego Boga jest nie możliwe(zakładające że wszystkie wierzenia mogą byc prawdziwe)

Nie nie jestem bierzmowany(nie jestem wobec siebie obłudny)

Nie zakazuję nikomu miec własnej wyobraźni ale jesli czyjes urojenia wchodzą do szkół to już nie jest dobrze(Hinduizm czy religie opierające się na starym testamencie nie ją dobrym wyborem na domniemany wybór własnej wiary)

Uważam że po zgonie nie ma nic kompletne zero.

Odnosnie samego ateizmu to polecam npDawkinsa Christophra Hitchensa Jacka Tabisza.Ci ponowie gadają naprawdę z sensem 

Edytowano przez Pookhi
Link do komentarza

Zostałam ochrzczona-Jestem chrześcijanką mimowolnie. :forgiveme:

 

Ateistką tak do końca bym się nie nazwała. Nie interesuje się sprawami kościoła, tak na prawdę to ich w ogóle nie lubię. Najbardziej to muszę podziękować mojej pani od religii. Od drugiej klasy podstawówki wbijała do głów młodych osób ze wszystko co nie jest powiązane z Bogiem jest dziełem szatana. Weźmy sobie Hello Kitty(taki japoński biały kotek), gdy koleżanka miała z nią zeszyt to pani od religii porwała zeszyt i wpisała naganę, krzyczała ze jest pomiotem szatana. Gdyby od słowa ,,Hello" zabrać ,,o" to wyjdzie nam ,,Hell Kitty". Pamiętam jak kiedyś miałam straszną fazę na Star Wars to pani zobaczyła jak rysuję niektóre scenki z filmu, mnie tez wyklęła od pomiotów i opętanych. Od tamtej pory coraz bardziej zaczęłam olewać religię. Gdy dorastałam zaczęłam interesować się sprawami nauki. W domu mam ogromną kolekcję gazet popularnonaukowych, świat wiedzy, Sekrety nauki, Wiedza i życie, czasami tez Focus się gdzieś znajdzie. Babcia widząc to kazała mi czytać Biblię. No cóż poradzić, wzięłam Biblię i zaczęłam czytać. Łeb mi pękał od tego co tam czytałam. Skoro Bóg stworzył Adama i Ewę, a oni mieli dwóch synów... To skąd się niby wzięła cała ludzkość? Ja jestem osobą która idzie w kierunku nauki a nie religii. W Boga chrześcijańskiego nie wierzę, ale nawet naukowcy twierdzą ze jest jakaś siła nadludzka. A chodzenie do kościoła? Ostatni raz byłam na Wielkanoc. Święta obchodzę, ale tak bez żadnych emocji. Rodzice twierdzą ze to tradycja, mnie to nie obchodzi. U mnie w rodzinie tylko tata wierzy dalej w Boga. Ja i mama już dawno przestałyśmy.

 

W kościele katolickim mnie potwornie irytuje to, ze księża sobie mogą robi co chcą. Naruszenie przepisów drogowych? Nic się nie stało... Księża-pedofile? Media milczą a ksiądz dostaje tylko małą grzywnę... Za to najbardziej nie lubię kościoła.

 

Proszę- hejtujcie mnie. Mi to obojętne.

Edytowano przez Maisha
Link do komentarza
×
×
  • Utwórz nowe...