Skocz do zawartości

"Dziecię piasku" - Basel Fadi (Braeburn)


Komisarz Goblin

Recommended Posts

Jak mówiłem, jest podanie :>

Świat: Conan

Imię: Basel Fadi

Nazwisko: Nu'man

Pochodzenie: Nie jest mu znane, z wyjątkiem tego.

Miejsce akcji: Basel wędruje/wędrował (ahh who care's. Wiesz o co chodzi :>) przez wschodnią pustynię.

Ulubiona broń: Dwa krótkie miecze i długi miecz.

Wygląd: Człek mająca metr osiemdziesiąt wzrostu. Długie (do ramion) rude włosy, kręcące się w loki. Cera lekko ciemna, choć dalej należąca do rasy białej. Brązowe oczy. Sylwetka smukła i wyćwiczona.

Towarzysz: Brak.

Historia postaci: Wychowywany przez rodzinę najemników na idealnego wojownika. Basel nigdy nie pasował do familii w której żył. Wiecznie był popychadłem. Różność etniczna w rodzinie dawała mu w kość, więc zwyczajnie zarżnął swoją przybraną familię. Nie podobała mu się koncepcja wykorzystywania jego osoby. Postanowił ruszyć w podróż ze wschodniej pustyni, by odnaleźć swój ród i walczyć dla niego.

Cel postaci: Odnaleźć swój ród, z którego się wywodzi. Oraz walna bitwa dla tego rodu, na której mógłby przelewać krew do woli i ostatecznie w niej zginąć przechylając szalę zwycięstwa.

NIECH ROZPOCZNIE SIĘ RZEŹ! Znaczy się chciałem powiedzieć sesja...

Cholerne dzikusy.

Sami tego chcieli.

Nie twoja wina, że do nich nie pasowałeś, ale chcieli cię zatrzymać. Jeśli nie zrobiłbyś tego, co już zrobiłeś, gniłbyś przez całe życie z nimi. Chłonąc opowieści o potwornościach jakie można znaleźć w dżungli Khoraju. To nie jest życie dla ciebie.

Ale Turan...

Turan to jest coś. Prawdziwa cywilizacja, nie to co twoja pieprzona "ojczyzna", gdzie ludzie nawet nie budują porządnych wiosek. Za to na tej kamiennej pustyni można znaleźć wszystko. Od piratów, po wielkich kamiennych bogów strzegących miasta. Właśnie zmierzałeś do Aghrapuru, stolicy Turanu. Być może tam dowiesz się, czyjego rodu sygnet posiadasz. To jedyna rzecz, z jaką cię znaleziono jako małe dziecko. Tylko dlaczego akurat musieli to być ci głupcy, przez których zmarnowałeś tyle życia zbierając owoce i słuchając opowieści o strasznej puszczy z potworami.

Do tej pory czujesz niepokój, gdy widzisz skupisko drzew czy krzaków.

Gdy tak rozmyślałeś, w końcu dostrzegłeś mury miasta. Imponujące złociste iglice na pewno były pałacem. Mury za to były połączone z czterema wielkimi strażnicami, przez co gdyby popatrzeć na miasto z góry miałoby kształt prostokąta.

Od strony miasta ujrzałeś 3 jeźdźców. Mieli na sobie czarne powiewające w pełnym galopie płaszcze z charakterystycznym symbolem zielonej czaszki konia, który był znakiem rozpoznawczym najemniczej bandy sławnego generała-renegata ze Stygii, mrocznego państwa czarnoksiężników.

Coś tu jest nie tak...

Było ich trzech, każdy jechał na czarnym koniu. Po za płaszczem mieli kolczugi, szyszaki i włócznie.

- Kim jesteś i czego szukasz w granicach Agrhaparu włóczęgo?!

Zapytał jeden z nich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 131
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Świeżo przelana krew wciąż, krążyła po moim sumieniu. Robiłem to już, ale przyzwyczajenie do tych twarzy i te ich błagalne spojrzenia... A teraz na domiar złego pojawili się jeszcze oni... Trzech jeźdźców, lekka jazda. Nie będę walczył, tak długo jak to możliwe. - Jestem Basel Fadi Nu'man - odpowiedziałem, patrząc zuchwale w oczy pytającego. - Szukam swojej tożsamości, swojej kasty. Starając się, nie wzbudzić podejrzeń, przygotowałem się do dobycia moich krótkich mieczy. Przezorny zawsze ubezpieczony...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tożsamości? - Spytał zdziwiony najemnik. - Gadasz zagadkami jak jakiś prorok. Jeśli chcesz iść do miasta to wiedz, że miasto jest pod władaniem generała Kristosa. A my jesteśmy nowymi strażnikami. Bez zapłaty nie wejdziesz.

Wyciągnął w twoją stronę rękę oczekując zapłaty.

- No dalej, płać. Tylko 5 monet i możesz iść.

Jego dwóch towarzyszy krążyło powoli wokół was...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

~ No pięknie... Walka wciąż jest niekorzystna, a pieniędzmi szastać nie mogę ~ przemyślałem całą sytuację. - Huh? Prorok? Tylko zwykły człek... Ale - zacząłem niepewnie. - Ale czy istnieje inna forma zapłaty? Jakaś praca? - spytałem z nadzieją. ~ Od tej odpowiedzi zależy czy będę musiał walczyć... Dwóch krąży przygotowanych, jeden jest tuż przede mną. Ciężko będzie... Czy na tym świecie nie ma boga? - spytałem siebie w myślach i czekałem na dalszy rozwój sytuacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najemnik popatrzył na ciebie mrużąc oczy, jakby ważąc jakieś informację w myślach.

- w zasadzie, jeśli umiesz walczyć mógłbyś się zaciągnąć jako najemnik. Zawsze przyda się dodatkowa siła tym bardziej, że Kristos zamierza położyć łapy na Hyrkanii. Więc masz wybór, albo płacisz, albo się zaciągasz, albo robisz w tył zwrot.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odetchnąłem z ulgą. Postawa którą jeszcze przed chwilą utrzymywałem, się rozluźniła. - Najemnik? - spytałem sam siebie. - Zgoda, tylko... Tylko jaka jest stawka dla wybitnych najemników? - tym razem pytanie skierowałem do kawalerzysty. - Trenuję całe życie, walka jest dla mnie chlebem powszednim, więc chciałbym godnego wynagrodzenia za moje umiejętności... Dopiero po krótkiej chwili dotarły do mnie moje słowa. Były strasznie zuchwałe, jak na taką sytuację. Moje rozluźnienie mogło mnie zgubić. Od razu znów przygotowałem się do chwycenia broni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twój rozmówca zahihotał.

- Jesteś całkiem pewny siebie. Ale twoje umiejętności sprawdzi kto inny, więc nic się nie bój. Jeśli okażesz się bardzo przydatny to będziesz miał szanse na wysokie stanowisko. Chodź, odeskortujemy cię do miasta.

Po czym odwrócił się razem z koniem i czeka aż ruszysz za nim...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

~ Tak cholernie mało wiem ~ pomyślałem. ~ I teraz pewnie jeszcze pakuję się w jakieś gówno.

Ostrożnie wykonałem krok do przodu. Byłem niepewny tych trzech jeźdźców.

~ Wzmożona czujność czy totalny spokój. Musiałem coś wybrać. Z całą pewnością ufać im nie mogłem, tak jak nikomu na tym świecie. Teraz jestem sam, a mój ród mnie opuścił ~ walczyłem z myślami. ~ Skoro nawet ród mnie opuścił, to z nimi na pewno muszę uważać.

Postanowiłem być cały czas gotowy do walki. Ruszyłem za swoim rozmówcą. Niepewność była cholernie drażniąca, a słońce grzało niemiłosiernie przez co potęgowało moje rozdrażnienie...

- Eskorta dla mnie? - spytałem żartobliwie. - Przecież nie jestem nikim ważnym... - skończyłem żartować z błyskiem w oku i uśmiechem na ustach. - Swoją drogą, kto mnie sprawdzi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Sierżant Garoka. To uciekinier z Shemu. Należy do rasy niewolniczej ale był kapitanem gwardii. Lepszego woja jeszcze nie widzialem. Okazuj mu szacunek bo potrafi być wybuchowy.

I ruszyliście. Droga do miasta nie okazała się długa. Gdy dotarliście do bram powitał was zgiełk rozmów najemników oraz krzyk gwałconych i ganianych kobiet. Na wrotach, którymi wjeżdżaliście wisiało paru ludzi odzianych po mieszczańsku. Przeciskaliście się chwilę, by w końcu dostrzec czarnoskórego olbrzyma siedzącego po turecku przy ognisku. Mial on na sobie tylko przepaskę biodrową, przez co wszystkie jego żelazne mięśnie były całkowicie wyeksponowane. W ręku trzymał solidną włócznię.


Twój przewodnik zszedł z konia i przecisnął się w tłumie podchodząc do ciebie. Wskazał palcem na czarnego giganta po czym krzyknął ci do ucha abyś mógł go usłyszeć.

- To właśnie Garoka! Powiedz że chcesz dołączyć do wojsk Kristosa. I że przysłał cię Basil! Powodzenia!Uśmiechnął się a następnie klepnął cię mocno w plecy dodając ci otuchy i popychając cię lekko naprzód.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapomniałeś o kolorku :>. _____________________________________________ Po popchnięciu, zrobiłem parę kroków, jednak zatrzymałem się. Musiałem jeszcze raz spokojnie wszystkiemu się przyjrzeć przez krótką chwilę. Karmiłem moje oczy wszechobecnym brudem, bezprawiem i rozkładem. ~ Rozkład? Tak to chyba najlepsze określenie... Wróciłem myślami do tego po co tu przybyłem. Zmierzyłem Garoka wzrokiem. - Powodzenia? Może się przydać... Choć to nie umniejszy mi zabawy - pomyślałem na głos. Wreszcie znowu ruszyłem w stronę Garoka. Gdy byłem przed nim, powiedziałem kto mnie przysłał i w jakim celu. Czekałem, czekałem na reakcje olbrzyma. Liczyłem, że będę mógł wykorzystać w pełni swoje umiejętności. W pojedynkach jeden na jednego... nienawidziłem miernot...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zapomniałem. Po prostu na komórce byłem, więc czasem nie będe dawał rady pokolorować. :)

-------------------------------------------------------------------------------------

- Więc ty chcieć być wojownik?

Przemówił olbrzym głębokim basowym głosem. Mimo braku gramatyki w jego mowie, samo mówienie szło mu płynnie. Jego akcent zdradzał pochodzenie z południa. W jego ciemnych oczach od razu widać, że przeżył on niejedną bitwę.

- Dobrze. Ty pokazać na co stać. Ty mnie uderzyć drewniany miecz!

Jakiś niski żołnierz natychmiast przyniósł a następnie podał drewniane miecze tobie i sierżantowi. Wokół was zgromadziła się zgraja najemników, którzy zaczęli obstawiać kto wygra.

nie, chwila...

Oni obstawiają ile minut, dasz radę walczyć...

- Ty zdjąć zbroja! - Zakrzyknął twój oponent. - Prawdziwy wojownik nie potrzebować druga skóra!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A to spoko! ;) _________________________________ Uśmiechnąłem się. Podobał mi się ten obrót spraw. Powoli i ostrożnie zdjąłem z pleców najpierw długi miecz, potem odłożyłem dwa krótkie, następnie zdjąłem okrycie, wreszcie ściągnąłem z siebie kolczugę. Więcej nie miałem. Eksponowałem teraz swój tors, który wyglądał mizernie przy olbrzymie. - Tak, chcę być wojownikiem - odparłem z szacunkiem do olbrzyma. - Uważam jednak, że styl walki jest ważniejszy niż siła. Sprawdziłem wagę drewnianego miecza. ~ Będzie mi utrudniał walkę, jest nieco dłuższy niż moje "mieczyki". Jest też lżejszy ~ opisałem sobie w myślach sytuację. Wziąłem głęboki oddech i przyjąłem pozycję do uderzenia. Starałem się ignorować prześmiewczą gwarę naokoło. Wykonałem wreszcie skok z uderzeniem prosto w tors ciemnoskórego wojownika, licząc, że będzie zadowalający...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy olbrzym sparował atak z niesamowitą szybkością, aż się zdziwiłeś. Jak ktoś o takich rozmiarach może być tak szybki? Ma ponad dobre 2 metry!

Po udanym sparowaniu twój przeciwnik się odsunął i czeka na kolejny atak. Uśmiecha się. Lekceważy cię...

To dobrze, może jest szybszy ale ty sprytniejszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Był dobry, nie trafiłem na miernotę. Westchnąłem. Przyjąłem kolejną pozycję do ataku. Tym razem stałem lekko na palcach pochylony do przodu, a drewniany miecz obróciłem parę razy w dłoni. Ręka z "ostrzem była skierowana lekko do tyłu przedramienia. ~ Spróbujemy piruetu - pomyślałem. Plan był prosty, atak frontalny i natychmiastowy piruet. Jak coś się nie uda spróbuję kopniakiem i kolejny piruet. Zupełnie jak przystało na tancerza ostrzy... Tak jak uczył mnie przybrany brat... ~ Cholerna przeszłość... Ruszyłem, jak najszybciej na olbrzyma. Niski atak frontalny... Przeszłość napawała mnie gniewem. Chciałem to skończyć jak najszybciej. ~ Czy to do cholery się uda? ~ spytałem sam siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atak sparowany! Już się obracałeś do piruetu, gdy dostałeś potężnego kopniaka. Prawie się przewróciłeś, ale na szczęście udało ci się zachować równowagę. Wokół usłyszałeś śmiechy wszystkich zgromadzonych. Mimo różnic waszych stylów walki, klasycznymi metodami go nie pokonasz...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kopniak był mocny. Miałem szczęście, że nie pogruchotał mi żeber. Przeciągnąłem się próbując zignorować drwiący śmiech motłochu. ~ Ostatecznie, grad ciosów... To w czym jestem najlepszy... ~ pomyślałem. Zdawałem sobie sprawę, że z szermierką mało osób mnie przewyższało. To była moja szansa. ~ Ale z drugiej strony po co się ograniczać... Wielkolud prosi się o podstęp... Rozciągnąłem rękę z drewnianym mieczem. Zacząłem żałować, że nie przewróciłem się. Mógłbym wtedy spokojnie wziąć trochę piasku do dłoni. ~ Może to będzie głupio wyglądać, ale nie mam wyjścia... ~ powoli się odsunąłem i delikatnie zacząłem okrążać olbrzyma. ~ Seria odbić od ziemi, za pomocą rąk to moja szansa na pochwycenie garści piasku. Potem już tylko grad ciosów i ostateczność to ten piasek. Skwar zaczynał mi już doskwierać. Najwyższa pora to zakończyć. Nie lubię drwin. Nie lubię też przegrywać... Zresztą to może być moja pierwsza przegrana walka w pojedynku jeden na jeden, odkąd stałem się najlepszy...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy zacząłeś okrążać swego przeciwnika, uśmiech natychmiast znikł mu z twarzy. Nie był głupi. Ba! Musiał być bardzo doświadczony, że wyczuł zagrożenie. Gdy krążyłeś wokół niego, kręcił się w miejscu aby nie stracić cię z oczu. Rzadko zdarza się, że ktoś się z ciebie naśmiewa. Musiałeś wygrać tą walkę!

Miałeś wrażenie, że cały świat zwolnił. Okrzyki tłumu słyszałeś jakby przez wodę. Nie liczyli się w tym momencie.

Teraz, byłeś tylko ty i olbrzym...

Patrzeliście się sobie w oczy niczym dwa wygłodniałe wilki. Byłeś młodym silnym i szybkim szczenięciem, naprzeciw staremu doświadczonemu przywódcy stada. To już nie był sprawdzian twych umiejętności. Wojownik bowiem zobaczył w tobie determinacje i -być może- następce...

Ruszyłeś do ataku z prędkością błyskawicy! Zacząłeś okładać przeciwnika swym drewnianym mieczem. Osłaniał się ale był całkiem zdezorientowany. Może twoją wyraźną determinacją, może twoją szybkością? Nie wiesz tego. Jego obrona stała się zbyt regularna. To twój moment...

Wyprowadziłeś celny cios w skroń, następnie zanim mężczyzna upadł podciąłeś mu nogi pomagając mu w tym. Miałeś walkę we krwi, zawsze o tym wiedziałeś.

Nagle twoje zmysły powróciły do normy.

Tłum zaniemówił, a pokonany leży na ziemi masując skroń. Nieźle mu przywaliłeś, z jego prawego ucha pociekła strużka krwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przełożyłem drewniany miecz do lewej ręki. Zbliżyłem się do leżącego wojownika. Moja duma odetchnęła z ulgą. - Nigdy nie przegrywam - powiedziałem sobie cicho pod nosem. Wyciągnąłem rękę do olbrzyma, oferując mu pomóc, by się podniósł. - Twoje umiejętności są imponujące. Ale czy moje są godne bycia wojownikiem? - spytałem, choć znałem odpowiedź. Rzuciłem szybko wzrokiem po tłumie. Zdziwienie? Nie miałem pojęcia co wprawiło ich w taki szok. Czyżby reprezentowali tak niski poziom? Mimo tego, że trafiłem olbrzyma, nie mogłem opuścić gardy. Cały czas w lewej ręce kurczowo trzymałem drewniany miecz. Wróciłem wzrokiem do olbrzyma. On również był zdziwiony, albo zamyślony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy podałeś mu ręke, chwycił ją i wstał.

- Ty być silny wojownik. Takich nam trzeba. Ja udam się do Kristosa, aby opowiedzieć mu, że zostałem pokonany. Narazie rozejrzyj się po mieście jeśli chcesz. Możesz być pewien, że jesteś tu najlepszym wojownikiem oprócz samego Kristosa.

I odszedł, zmierzając gdzieś w strony pałacowe. Parę osób podeszło i zaczęło chwalić cię i klepać po plecach. Pokonując ich guru, zyskałeś szacunek. Tylko co z nim teraz zrobisz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Westchnąłem. Rozejrzałem się po małym tłumie wokół mnie. Widziałem, szok, zazdrość, podziw i wiele innych emocji. Nie pozostało mi nic innego jak się ubrać na nowo. Drewniany miecz odrzuciłem na ziemię, sam zaś wziąłem się za swoje rzeczy. Ciągle słyszałem wiwaty i okrzyki podziwu. Drażniło mnie to. Nie po to tu przybyłem. Spojrzałem na sygnet. Znów westchnąłem. Nie wiedziałem nawet gdzie mam zacząć szukać. Spojrzałem znów po tłumie. - Witajcie - zacząłem. - Jestem Basel Fadi Nu'man. Teraz jestem jednym z was - mój głos był pełen powagi, nie było w nim krzty dobroci. Wiedziałem czego chcę i oczekiwałem to dostać. - Czy ktoś z was kojarzy ten sygnet? - spytałem i uniosłem rękę ukazując wszystkim swoje dziedzictwo. - A może ktoś zna kogoś, kto będzie wiedział coś na ten temat? To jedyne czego od was oczekuję - nie miałem zamiaru prosić. Takie słowa muszą wystarczyć. ~ Cholerna banda miernot. Choć Garoka był dobrym wojownikiem, cała zgraja tutaj musi być słaba... I kim może być ten cały Kristos... Moje myśli i ciało żądały odpowiedzi. Cały czas eksponowałem sygnet tłumowi w nadziei, że to coś da...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widziałeś wśród tłumu zdziwione spojrzenia. Patrzyli na twój sygnet niczym jaskiniowcy, którzy znaleźli świecidełko. Nagle zobaczyłeś wśród tłumu przepychającą się osobę. Był to Basil, jakimś cudem udało mu się przebrnąć przez ciasny tłum. Zdyszany podszedł do ciebie. W rękach niósł sporą sakiewkę. Wcisnął ci ją w ręce i podekscytowany zaczął mówić.

- Całe szczęście przyjacielu udało mi się to dla ciebie odzyskać. Wszyscy postawili na Garoka, ale skoro to ty wygrałeś święte prawo pojedynku oddaje te pieniądze w twoje ręce! Niesamowita walka, od razu dostrzegłem w tobie świetnego wojownika!

Nagle ściszył głos i wysapał przez zęby.

- I radzę nie pokazywać na lewo i prawo tego pierścienia, synu nieroztropności. To że jesteś potężnym wojownikiem nie znaczy, że nie można cię zabić podczas snu.

I nagle krzyknął tak by wszyscy usłyszeli.

- Teraz z drogi! Wielki wojownik chcę napić się piwa i odpoczać. Zaprowadze cię przyjacielu, chodź za mną!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem na Basila. Posłusznie wziąłem od niego sakwę z monetami. ~ Gniazdo zdeprawowanych śmieci. Rozkład, brud, miernoty... Ścierwa społeczne. Wdepłem w sam środek gówna. Ruszyłem za Basilem. Cały czas bacznie obserwowałem wszystkich ludzi. Wszechobecne prawo siły, obrzydzało mnie. Nie tak powinna być zbudowana cywilizacja. Czyżby moje ideały i wartości były nieosiągalne? A co z marzeniami? Co z przeszłością..? - Czemu mi pomagasz? - spytałem spokojnie. - Jesteśmy w miejscu, gdzie każdy czycha na każdego. Słowo brat czy przyjaciel nie ma większego znaczenia...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Basil zaśmiał się głośno.

- Dlaczego ci pomagam? Ha! Głupie pytanie, bo taką mam ochotę. Po za tym potrzebujesz jakiegoś przewodnika prawda?

Przez resztę drogi uśmiech nie schodził z twarzy twego nowego "przyjaciela". Po chwili przepychania się wśród śmierdzącego i hałaśliwego tłumu dotarliście do gospody. Nawet nie zdążyłeś się jej przyjrzeć z zewnątrz. Basil powiedział coś do wykidajła blokującego wejście, po czym ten odstąpił i spokojnie weszliście do środka.

Całkiem elegancka knajpa. Mało ludzi, czysto, w miarę cicho...

Usiedliście w kącie pomieszczenia i po chwili podszedł do was karczmarz, który bez słowa podał wam po kuflu piwa. Basil pociągnął łyka i powiedział.

- No to o co chodzi z tym sygnetem. Jesteś szlachcicem przyjacielu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przewodnik? Człek miał rację, choć to było dziwne. Ot tak ktoś chce mi pomóc, w takim miejscu. Szuka protektora czy jak? Nie mam zielonego pojęcia... - Szlachcic? - powtórzyłem sobie pytanie przewodnika. - Nie wiem. Nie znam swojej kasty. Zostałem podrzucony rodzinie najemników - po tych słowach spojrzałem na kufel, to był pierwszy raz jak mogłem napić się alkoholu. Ciężko westchnąłem i już miałem się napić, gdy przeszło mnie pytanie "a co jeśli dodano tu trucizny?". Odstawiłem piwo. - Widzisz mój drogi... Świat jest na tyle dziwny, że podrzucono mnie z tym sygnetem tej rodzinie. Trenowali mnie na najlepszego wojownika, robili co mogli, ale nie przypuszczali, że traktowanie mnie jak psa może im zaszkodzić - z tymi słowami bawiłem się szkliwem. - Skończyło się na tym, że zakończyłem ich żywot i teraz szukam swojej prawdziwej rodziny, miejsca do którego pasuję i za które mógłbym walczyć z dumą. Mam dziwny cel w życiu... Jest to historia szaleńca... Berserkera. Skończyłem opowiadać i zaryzykowałem skosztowanie złocistego trunku. Z niemałym oporem przechyliłem kufel i pociągnąłem z niego kilka łyków. Gorycz... Zimna gorycz. Ciekawy smak, ale to chyba nie dla mnie. Przeszła mnie myśl, dlaczego otworzyłem się tak bardzo przed Basilem. Czyżbym miał wyrzuty sumienia po przybranej rodzinie? Westchnąłem i znów zatopiłem się w złocistym trunku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Basil zamyślił się przez chwilę. Popatrzył jakby gdzieś w dal, po czym rzekł.

- Jeśli ktoś ma wiedzieć do jakiego rodu należy ten sygnet, to na pewno będą to inni szlachcice. Czyli w tym mieście tylko Kristos. Inni albo nie żyją, albo uciekli w siną dal.

Tutaj przerwał i pociągnął solidny łyk, dokańczając swoje piwo. Zamówił następne...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...