Skocz do zawartości

Aleo he Polis! [Z][Violence][Tragedy][Wojenny]


Dolar84

Recommended Posts

Na dobry początek powiem, że wolę Progressio :ajawesome: Lubię zestawiać ze sobą dzieła tego samego autora, a w tym konkretnym przypadku porównanie wypada zdecydowanie na korzyść poprzedniego, wciąż niedokończonego Dolarowego fika. Nie wynika to jednak z różnego poziomu wykonania, lecz samych założeń - Aleo to mimo wszystko kronika i czyta się ją jak kronikę. Naprawdę ładną kronikę, trzeba zaznaczyć, ozdobioną bogatym językiem, nieodmiennie świetnymi dialogami i fenomenalnymi opisami bitew. Osobiste refleksje kronikarza przeplatają się z fragmentami bardziej wypełnionymi akcją, dając w efekcie lekturę przyjemną, choć poprowadzoną nieco zbyt szybko. Tak czy inaczej za styl należą się dwa punkty.

 

Świat w Aleo wykreowany jest... nierównomiernie. Z jednej strony mamy genialne bitwy - od strony "technicznej" nie mają sobie równych, a i sama warstwa opisowa nie pozostawia wiele do życzenia (chociaż miejscami widać, że autor musiał nieźle się nagimnastykować, żeby uniknąć nalepki [gore]). Z drugiej - pod wieloma względami świat wydaje się być nieco pusty. Zbyt wiele jest związanych z wojną kwestii, które zostają jedynie napomknięte, zbyt wiele scen poza-bitewnych, które mogłyby być bardziej rozwinięte. Również bohaterowie pozostawiają lekki niedosyt - wykreowani są dobrze i widać zróżnicowanie ich charakterów, ale jednak poświęca się im zbyt mało czasu, by można było naprawdę poczuć przywiązanie i "wejść" w ich skórę. Ostatecznie jednak trzeba przyznać, że pomimo tego niewykorzystanego potencjału klimat rebelii i nieuchronnej klęski udało się autorowi oddać. Dwa punkty.

 

Fabuła. Tutaj ciężko o sprawiedliwy osąd, bo niewątpliwie wielki wpływ na ocenę będą mieć kolejne rozdziały i oczywiście zakończenie. Tak - teoretycznie wiemy, że starania obrońców są skazane na niepowodzenie, jednak pozostaje kilka pytań budzących zainteresowanie czytelnika, z “skąd się wzięło tyle tego tatałajstwa?” na czele. To właśnie te kwestie podsycają stałe zainteresowanie dalszym losem wojny i kronikarza. Nawiasem mówiąc, ujawnienie tożsamości tego ostatniego było już lekkim zaskoczeniem :D Tak więc za fabułę póki co mogę dać kolejne dwa punkty - jednak jeśli zakończenie uznam za naprawdę satysfakcjonujące, należeć się będzie kolejny punkcik.

 

Kwestie gramatyczno - techniczne Decadedowo - Decadedowe, jak zawsze w opowiadaniach Dolara, załatwione są na najwyższym poziomie i nic nie psuje przyjemności wypływającej z czytania ciekawego, czasami wręcz porywającego (bitwa morska <3) fanfika. Trzy punkty - i, prawdę mówiąc, nie spodziewam się, by kiedykolwiek Dolarowe fiki spadły poniżej tej normy.

 

Słowem podsumowania - suche “dziewięć punktów” składa się tutaj na naprawdę udane dzieło, gdzie pierwsze skrzypce grają doskonałe bitwy i ciężka, wojenna atmosfera. Podziw budzi dbałość o szczegóły i pomysłowość autora w kwestiach taktyki, również “podwójna” narracja jest mocną stroną fika. Ogólnym mankamentem Aleo jest jednak to, że nie wykorzystuje on całego swojego potencjału, zamiast wznieść się na wyżyny epickości, skupia się jedynie na samym centrum tejże. Widziałbym to najchętniej jako długaśną, rozpisaną na dwadzieścia rozdziałów sagę o powolnej degradacji każdego aspektu życia pod wpływem nieustającego - i narastającego - zagrożenia. A tak pozostaje nam świetna, choć ciut monotematyczna opowieść, której treść można podsumować jednym, prostym słowem: “wojna”.

Edytowano przez Świąteczny Kapitan Scyfer
  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Cóż, zacznę banalnie. To. Jest. Świetne.

 

Nie, mówię poważnie. Aż chyba wpadnę w kompleks Ylthin po przeczytaniu tego fica. Mało. Chciałbym zobaczyć książkową wersję. Wciąż mało. Chciałbym zobaczyć pełnometrażową animację z tego. Po prsotu ciężko mi przy palecie dostępnych dla mojej osoby emocji opisać, jak bardzo przyjemnie czytało mi się "Aleo he Polis!". Nie wiem, czy kiedykolwiek jakiś fanfic przyciągnie mnie do siebie tak bardzo i czy z taką ciekawością, mimo znajomości losów prześwietnego Krystallina Autokratorias, czekał na następne rozdziały. Bo wciąż czuję się nienasycony. Zalet zachwalać po prostu nie muszę, nie ma potrzeby opisywać ich któryś raz z rzędu po tylu konstruktywnych komentarzach, lecz jest coś, co rzuciło mi się w oczy i mnie interesuje.

 

Wojna wojną, prawda, że fic skupia się głównie na rebelii, lecz brakuje mi bogatszych opisów życia codziennego obywateli. Lubuję się w takich rzeczach i było mi szkoda, że nie były poruszone na tyle, bym czuł się w pełni usatysfakcjonowany. Szczegółowy pis ceremoniału dworskiego na ten przykład. Choć rozumiem, że po pierwsze kronika wojenna, po drugie zapewne dla większości czytelników takowe fragmenty byłyby zwyczajnie nudne. Jednak niedosyt pozostaje.

 

tl;dr: Świetny fic, czekam na więcej. Nie umiem w dobre komentarze.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Hmmm... szukałem jakiego opowiadanka  wojennego i takowe znalazłem, no ale do meritum.

Całość w miarę ciekawa, jednak ogólnie fabuła nie specjalnie mnie porwała, ot zły który wszczyna rebelie i przejmuję władzę w państwie...słodko. Same opisy starć bardzo dobre(przynajmniej w moim odczuciu) najciekawiej wypadła bitwa na Limni i powiem szczerze że był to chyba najlepszy moment opowiadania, co nie zmienia faktu że reszta scena batalistycznych jest dobrze napisana, no może z wyjątkiem ostatniej bitwy po której pozostał mi spory niedosyt szczerze liczyłem na manewr z pod maratonu lub kann. Zabrakło mi trochę aspektów strategicznych i taktycznych a dokładniej głębszego zanurzenia się w ich istotę, ale nie jest źle. Ujawnienie tożsamości kronikarza... no nie powiem tu miałem zonk. Dowódcy taaak...połowę z nich skrócił bym o głowę, niedocenianie przez nich przeciwnika było dość denerwujące ale dało się przeżyć. Tak czy siak czy siak czytało się miło i przyjemnie a momentami nawet z zapartym tchem. Moja ocena... jedna  trzy kontosy na  jedno powstanie spartakusa.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

No proszę, wreszcie udało mi się przeczytać sławne „Aleo he Polis!”. Trochę żałuję, że opowiadanie nie jest jeszcze ukończone, ale myślę, że prędzej czy później Dolar sprawi czytelnikom niespodziankę i zabierze się za kolejne rozdziały. (Znając jego zamiłowanie do mnożenia projektów i inicjatyw, w których bierze udział oraz generalnie do dodawania sobie pracy, z pewnością trochę czasu upłynie, ale ponieważ jak zawsze dostaniemy doskonałej jakości rozdział, nie ma powodów do narzekań.)

 

Może zacznę od ogólnych wrażeń z lektury.

 

Przede wszystkim trzeba uczciwie zaznaczyć, że nie jest to opowiadanie lekkie, łatwe i przyjemne. Mamy do czynienia z historią opisującą rebelię, próbę tłumienia buntu, cierpienia i dramaty wojskowych i cywili, a to wszystko oparte na głównym wątku, jakim jest upadek Kryształowego Królestwa. Jak teraz się nad tym zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że ta lokalizacja zafascynowała Bronich, odkąd pojawiła się w serialu. Osobiście jestem tylko prostą istotą myślącą na przemian o jedzeniu i spaniu, więc niespecjalnie interesowała mnie osoba Sombry (chociaż muszę przyznać, że ma zajebisty projekt graficzny i – co tu dużo mówić – jest po prostu nieziemskim ciachem. Jak na konia, oczywiście), nie mówiąc o tym, w jaki sposób doszedł do władzy. Gros osób podjęło się wyzwania wytłumaczenia tego fenomenu, o Sombrze powstały dziesiątki fików, a „Aleo…” jest w pewnością jednym z najlepszych i mówię to z pełną odpowiedzialnością, chociaż przeczytanie wszystkich „kryształowych” FF-ów jest rzecz jasna niemożliwe.

 

Przechodząc do rzeczy: nie boję się użyć przymiotnika „ambitny” dla określenia tego dzieła. Czytelnik musi się skupić, by nie uciekły mu żadne szczegóły, których występuje wprost zatrzęsienie. Dodatkowo mamy formę, którą w przeważającej części jest kronika. Gatunek potwornie trudny i dla piszącego, i dla czytelnika, ponieważ niejako wymusza ogromną wiarygodność tekstu, zagęszczenie faktów, styl encyklopedyczny i ogólnie rzecz ujmując – „suchość”. Nawet jeżeli „Aleo…” nie jest typową kroniką, to spełnia wszystkie powyższe warunki. I teraz pytanie: Czy coś takiego jak kronika może zainteresować kogokolwiek poza fanatykami? Ano, może. Powiem tak: Dolarze, gdyby w szkole uczono mnie historii w taki sposób, w jaki ty opisujesz upadek fikcyjnego Cesarstwa, prawdopodobnie byłby to jeden z moich ulubionych przedmiotów. Nie wiem, jak to zrobiłeś, że ten tekst jest długi, trudny, ale arcyciekawy. Nie wiem, jak to zrobiłeś, że o kolejnych manewrach wojskowych czyta się z wypiekami na twarzy. Bester miał rację – ty naprawdę jesteś cholerną wiedźmą.

 

(Tak zupełnie na marginesie – słowa kronikarza pod koniec trzeciego rozdziału, że „do wiernego oddania tamtych wydarzeń potrzebne byłoby znacznie lepsze pióro” skojarzyły mi się z twoją odpowiedzią na bodajże Albericha komentarz pod „Eternal Father”, w której napisałeś mniej więcej, że początkowo miałeś w planach opisać sztorm, ale uznałeś, że nie byłbyś w stanie zrobić tego odpowiednio dobrze, bo masz „za mało zdolności”.

Chciałabym, żeby wszyscy na tym forum mieli tak „mało” zdolności jak ty.)

 

Skoro już napomknęłam o tych manewrach… Ja nie znam się na wojnach. Naprawdę. Pod twoim opowiadaniem mogę jednak napisać to samo, co pod wojennymi opowieściami Spidiego – coś, o czym nie mam zielonego pojęcia, nagle staje się zrozumiałe, a wręcz… oczywiste. Kolejne starcia, potyczki na lądzie i na wodzie, pułapki zastawione po obu stronach, opisy star i wyposażenia, formacji i liczebności oddziałów… Tyle szczegółów, które powinny być nudne, a nie są. Już sama nie wiem, czy to jest normalne.

 

Dalej mamy bohaterów (oczywiście – kimże bym była, gdybym nie zwróciła na nich uwagi? Na pewno nie Madzią). Na pierwszy plan wysuwają się oczywiście Xiphos, Kechrimpári z rodu Elektron oraz, rzecz jasna, Sombra. Wszyscy trzech inni, wszyscy perfekcyjnie odrysowani. Pierwszy – oddany patriota, genialny strateg, honorowy dowódca poświęcający życie za Ojczyznę. Drugi – polityk ukrywający swe uczucia, piekielnie inteligentny, wykształcony, charyzmatyczny i budzący sympatię, a jednocześnie ostry, kiedy trzeba, zaś w głębi serca wrażliwy i niezamierzający dopuścić, by pamięć o tragicznych wydarzeniach zginęła na zawsze. (Nie dziwię się, że ta postać dostała kilka nominacji do Oskarów. Naprawdę się nie dziwię). Wreszcie – Sombra. Sprytny, mądry, żądny władzy, niesamowicie potężny, ciągnący za sobą tłumy. Tak powinien wyglądać antagonista – mroczny, groźny, genialny. Takiego Sombry się boję. Takiego Sombrę podziwiam. Takiego Sombrę uwielbiam.

 

Podoba mi się twoja wersja wypadków i pomysł na inspirację prawdziwymi wydarzeniami, które idealnie wpisały się w konwencję. Co do samego wykonania mam w sumie jeszcze jedną uwagę – pokochałam osobę kronikarza (nie będę zdradzać, kto nim jest, żeby nie było spoilera, ale i tak wszyscy wiedzą, a jeśli nie wiedzą, to szybko się domyślą) za bogate słownictwo, jakim się posługuje. Kwiecisty styl wypowiedzi naprawdę do niego pasuje, zważywszy na publiczną funkcję, jaką pełni (no dobra, to jednak można uznać za spoiler). Przypomniał mi się zarzut Ylthin pod „Albumem” – brak zachowania zasady decorum. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że „Aleo…” to fantastyczny przykład, jak tę zasadę stosować i jak robić to dobrze.

 

Na koniec pozwól, że skłonię głowę przed twoim talentem pisarskim, kronikarskim i faktograficznym. Na tym forum jesteś jedną z nielicznych osób, których historię czytam wyłącznie dla przyjemności… i zawsze ją dostaję.

 

Pozdrawiam ciepło,

Madeleine

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż mogę powiedzieć... nie spodziewałam się. Dawno nie przeżyłem takiego zaskoczenia jak dzisiaj po zobaczeniu tej "laurki", którą zostawiłaś pod "Aleo he Polis!".

Jestem niezmiernie uradowany, że opowiadanie tak się spodobało i od razu pragnę zawiadomić, iż ten komentarz dostarczył mi niesamowitej motywacji. Z rodzaju tych, iż przestałem się zastnawiać co teraz, po opublikowaniu IV rozdziału Background Pony, mam pisać lub tłumaczyć, lecz natychmiast otworzyłem 4 rozdział Aleo i już dopisałem kilka akapitów. Nie mogę obiecać, że następny rozdział dostarczę piorunem (choć się postaram), ani że dorówna pozostałym trzem (jest zdecydowanie mocniej kronikarski), ale pojawi się na pewno.

Jednocześnie jednak muszę przyznać, że się zdziwiłem takim odbiorem wykreowanych, a raczej zarysowanych w opowiadaniu bohaterów. Oni są właśnie tym - obrysem postaci, bez dodanej głębi. Ich przeznaczeniem jest nie zaskakiwać czytelnika mocną komplikacją swoich przemyśleń, lub konstrukcją charakterów, a... ginąć, wcześniej dostarczywszy autorowi możliwości wykreowania dzięki nim pewnych dialogów (o co w "czystej" kronice byłoby trudno).

Niemniej jednak jestem niezmiernie wdzięczny za tak pozytywny komentarz, który naprawde zadziałał z siłą parowego kopa motywującego.

 

PS: Ja nadal jestem zszokowany tym, że Kerchimpari dostał swoje nominacje :D

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednocześnie jednak muszę przyznać, że się zdziwiłem takim odbiorem wykreowanych, a raczej zarysowanych w opowiadaniu bohaterów. Oni są właśnie tym - obrysem postaci, bez dodanej głębi. Ich przeznaczeniem jest nie zaskakiwać czytelnika mocną komplikacją swoich przemyśleń, lub konstrukcją charakterów, a... ginąć, wcześniej dostarczywszy autorowi możliwości wykreowania dzięki nim pewnych dialogów (o co w "czystej" kronice byłoby trudno).

 

No proszę, już miałem wejść w polemikę z Madeleine, a tu sam autor wyłożył kawę na ławę :v Nic dodać, nic ująć - chociaż nadal uważam, że takie założenie nieco krzywdzi fanfik, nie ma na co przesadnie sarkać. Dołączam się do grona wyczekujących następnego rozdziału.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Nic dodać, nic ująć - chociaż nadal uważam, że takie założenie nieco krzywdzi fanfik, nie ma na co przesadnie sarkać.

 

Również z tą wypowiedzią mogę się zgodzić, ale to akurat wynika z przyjętych założeń. Dokładnie takich, iż na samym początku ustaliłem sobie ilość rozdziałów i to, że ma to być opowiadania wojenne. Powiedziałbym, że dążę do stworzenia swego rodzaju ordere de bataille rozszerzonego na całą kampanię. Jeżeli chciałbym dorzucić do tego głębokie, solidnie wykreowane charaktery bohaterów, to ilość rozdziałów mogłaby się podwoić, a to godziłoby w podstawy realizowanego planu. Dlatego właśnie tutaj bohaterów można tak naprawdę traktować jako tło lub epizody - taka ich rola, którą ten zły, niewdzięczny autor im przeznaczył.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Również z tą wypowiedzią mogę się zgodzić, ale to akurat wynika z przyjętych założeń. Dokładnie takich, iż na samym początku ustaliłem sobie ilość rozdziałów i to, że ma to być opowiadania wojenne. Powiedziałbym, że dążę do stworzenia swego rodzaju ordere de bataille rozszerzonego na całą kampanię. Jeżeli chciałbym dorzucić do tego głębokie, solidnie wykreowane charaktery bohaterów, to ilość rozdziałów mogłaby się podwoić, a to godziłoby w podstawy realizowanego planu. Dlatego właśnie tutaj bohaterów można tak naprawdę traktować jako tło lub epizody - taka ich rola, którą ten zły, niewdzięczny autor im przeznaczył.

 

Co też było jego świętym i nienaruszalnym prawem. Autor to nie budowlaniec remontujący dom pod dyktando właściciela, lecz artysta podlegający jedynie ograniczeniom własnego gustu. Jeśli więc takie było założenie - czuję się z tym nawet lepiej, bowiem widzę opowieść kreowaną z precyzyjnym, "wyrachowanym" podejściem i zdaję sobie sprawę, że wszystko idzie po Dolarowej myśli. No, może oprócz wymagań czytelników (tzn. przynajmniej moich :v ), bowiem o ile wysoko sobie cenię i Aleo, i skrupulatne planowanie, o tyle wciąż uważam, że z pomysłu na fanfik dałoby się - kosztem wspomnianych założeń - wycisnąć sporo więcej. Cóż, nie dogodzi się każdemu, zresztą nie ma dzieła, w którym nie znalazłbym chociaż kapki zmarnowanego potencjału.

 

W każdym razie wola autora pozostaje święta.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o tyle wciąż uważam, że z pomysłu na fanfik dałoby się - kosztem wspomnianych założeń - wycisnąć sporo więcej.

 

Pozwolę sobie jeszcze na zdradzenie, iż już myślę o dziejącym się kilkadziesiąt lat wcześniej spin-offie/prequelu, który ma mocno rozwinąć wątki, które zostaną przedstawione w rozdziale czwartym. Rzeczony projekt ma już być bardziej... typowy, czyli z rozbudowaną kreacją bohaterów etc. Jednak na razie jest to jedynie możliwość, gdyż nie chcę nawet go zaczynać nie ukończywszy pierwej (nie mogłem się powstrzymać :D) solidnego fundamentu jakim ma w założeniu stać się "Aleo he Polis!".

Edytowano przez Dolar84
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No proszę, już miałem wejść w polemikę z Madeleine

 

 

Ależ proszę bardzo, chętnie wejdę z tobą w polemikę :D.

 

To może ja się wytłumaczę. To nie jest tak, że ja nie dostrzegam roli, którą Dolar powierzył swoim postaciom. Wiem, że one nie są najważniejsze w kronice opisującej wydarzenia. Ciągle jednak uważam, że są na tyle dobrze wykreowane, by dało się dostrzec różnice dzielące ich charaktery oraz po prostu je polubić i trzymać za nie kciuki. Wiesz, Scyfer, jest jeszcze kwestia, że tak powiem, płci - jako baba roszczę sobie prawo do nadinterpretacji pojedynczych słów i gestów czynionych przez bohaterów fików :P. (A poza tym, czasem jest tak, że coś robione na szybko albo bez zbytniej głębi wychodzi o niebo lepiej niż coś, co jest przemyślane i zaplanowane. Np. Razor Drillem w pierwszej części Dolarowego cyklu się nie zachwycałam, bo nie odpowiadał mi kontekst, w jakim się pojawił, zaś Irwin podobno do tej pory nie ma pojęcia, dlaczego ludzie tak lubią jego pisaną spontanicznie "Górę".)

 

 

 

Autor to nie budowlaniec remontujący dom pod dyktando właściciela, lecz artysta podlegający jedynie ograniczeniom własnego gustu.

 

 

 

Pewnie, że nie budowlaniec, ale plan pomaga w pisaniu i skoro autor założył, że historia będzie o tym i zmieści się w X rozdziałach, to niech tak będzie. Człowiek to stworzenie dość ułomne i jak coś idzie nie po jego myśli, nawet, jeśli to, co stworzył, jest świetne, czuje, że coś poszło nie tak :P. (Ale to już jest raczej temat na dyskusję w Stowarzyszeniu Żyjących Piszących.)

 

 

 

wciąż uważam, że z pomysłu na fanfik dałoby się - kosztem wspomnianych założeń - wycisnąć sporo więcej

 

 

Zawsze da się lepiej ;). Jednak nie można przeginać - kronika to jednak kronika. Trzymajmy się konwencji, którą ustaliliśmy na początku, bo potem będzie ni pies, ni wydra.

 

A skoro już piszę, to zdradzę, w jaki sposób dość szybko zgadłam, kim jest kronikarz (mimo że opowiadanie było prowadzone tak, by mnie, jako czytelnika, zmylić). A więc (nie zaczyna się zdania od "a więc"): miałam fik, w którym postaci były dość słabo zarysowane. Jednocześnie wiedziałam, że jedna z tych postaci dostała nominacje do Oskarów. Pomyślałam sobie: "Skoro wszystkie czytelnik zna tak słabo, to dlaczego tylko jedna dostała to wyróżnienie?". Następna myśl: "Może tylko z pozoru wszystkie znamy tak słabo?". Kolejna: "Skoro Kechrimpari dostał nominację, a kronikarz pisze tak, jakby w czasie wojny był w centrum wydarzeń...". I już ^^. Madzi czasem zdarza się myśleć. (Ale nie martw się - bardzo rzadko.)

 

To ty tam sobie twórz na spokojnie, czekamy na kolejne starcia.

 

Madeleine

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czekałem na to całe życie... :spike: A teraz jaram się jak flota Stannisa. Dolar w najlepszej formie. Tu nie ma zbędnych zdań. Nie ma lania wody. Jest za to skondensowana epickość, bogactwo opisów i wyrafinowane słownictwo.

Jestem taki ucieszony pojawieniem się nowego rozdziału, że nie wiem, co dalej pisać. :spike: Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać znowu rok na kolejny rozdział...

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja natomiast muszę powiedzieć, iż NIE PODOBA MI SIĘ ten rozdział.

Dlaczego? Wiele niejasności, wiele nielogicznych zachowań które po prostu mnie bolą. Przykładowo zachowanie Sombry, który nagle staje się idiotą. Wszystko wypunktowane w Google Docs.

Oczywiście są też i dobre strony, jednak są one w mniejszości.

Słabo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przykładowo zachowanie Sombry, który nagle staje się idiotą. Wszystko wypunktowane w Google Docs.

 

Co do zachowania Sombry w momencie o którym mówiłeś to

wspominałem przecież wyraźnie, iż jedną z jego wad jest nadmierna pewność siebie. Dodawszy do tego skłonności do brutalności...

Poza tym miał w swoim mniemaniu realną szasnę wygrać wojnę jednym uderzeniem. Śmierc bazyleusa pozbawiłaby miasto najpotężniejszej obrony, a raczej możliwości ukierunkowanego jej użycia. Podjął ryzyko mając nadzieję na błyskawiczne zwycięstwo i niewiele brakowało by udało mu się to osiągnać. Wmieszał się zwyczajny pech - to je wojna, panie! Nikt nie ma monopolu na szczęście. A błędy popełnia każdy. I najczęściej są one głupie. Sombra jak wyszkolony i zdolny by nie był nie jest pod tym względem wyjątkiem. Złe decyzja przez którą odniósł ranę mogła równie dobrze stac się idealną która zapewniłaby mu zwycięstwo. Zadecydował pech (i wredny autor :crazytwi: )

 

Do pozostałych rzeczy odniosłem się w google docsach.

Edytowano przez Dolar84
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SPOILERY.

 

Czwarty rozdział „Aleo…”! YAY!

 

(Mały offtop: Z ciekawości zajrzałam do tematu z „Progressio…”, które tak sobie odkładałam i odkładałam i kiedy zobaczyłam w pierwszym komentarzu stwierdzenie, że niektórym może się to kojarzyć z „Lalką”, prawie dostałam ślinotoku z ekscytacji. Jeżeli wstrzeliłeś się w moje gusta tak, jak na to wygląda, to chyba padnę ze szczęścia… Cóż. Przynajmniej umrę zadowolona :D.)

 

Wracając do „Aleo…”.

 

To był zdecydowanie najciekawszy rozdział. Czytało się to z wypiekami na twarzy, a końcowe wydarzenia, czyli szturm rebeliantów na mury Crystalopolis – po prostu coś pięknego. Świetna akcja, fenomenalna lektura, odpowiednio wyważona i dynamiczna.

 

Z drugiej strony, tym razem zdecydowanie najbardziej podobały mi się fragmenty stricte kronikarskie. Geneza rebelii – cudo. Idealny przykład na to, do czego mogą doprowadzić liczne przekupstwa, kłamliwa propaganda oraz… metoda małych kroków.

 

Krążyły pogłoski, iż niektórzy ze zwerbowanych pod wpływem takiego czy innego impulsu czuli nawrót patriotyzmu i chcieli o wszystkim zawiadomić władze. Kto by jednak słuchał zwykłych chłopów i rzemieślników? Ich obowiązkiem było pracować dla dobra Krystallina Autokratorias, a nie wymyślać niestworzone historie.

 

No właśnie…

 

Ci, którym zależało na buncie, naprawdę nie są w ciemię bici. Tyle lat przygotowań, tyle środków „zainwestowanych” w milczenie urzędników… Opłaciło się. A to wszystko w imię chęci zysku. (Cóż, różne pobudki ludem kierują.) Świetny, świetny opis. Aż mi było przykro, kiedy już się skończył. No i wyszło nad wyraz wiarygodnie.

 

Kolejna rzecz: część pisana z perspektywy Sombry – taaak! I co, że niby te postaci nie są jakoś super skonstruowane? A właśnie, że są – widać jak na dłoni ambicję dowódcy buntowników, jego pragnienie władzy, pewność siebie (zdecydowanie zbyt dużą), spryt, umiejętność przewidywania, no i też dwulicowość. W ogóle fajnie wyszły te rebelianckie szeregi – z jednej strony kupcy, którzy chcą „uciszyć” Sombrę, kiedy ten nie będzie im już potrzebny, z drugiej strony sam (przyszły) król, który nie jest idiotą i już szykuje sobie gniazdko na niedalekie panowanie. Z jednej strony – zakłamani włodarze Cesarstwa, którzy własny zysk cenią ponad dobro kraju, z drugiej – sami rebelianci skuszeni wizją tego samego.

 

A, zanim zapomnę:

 

Kechrimpári poparł go, przypominając, iż do chwili obecnej Sombra nie pozostawiał nic przypadkowi – z pewnością więc wziął pod uwagę, iż magiczna ochrona Crystalopolis z pewnością stanie mu na drodze.

 

Powtórzone „z pewnością”.

 

Co oczywiste, to, że jednorożec nie spodziewał się takiego przebiegu wypadków w niczym nie zmniejszyło jego wściekłości i rozczarowania.

 

To, że jednorożec spodziewał się.

 

Wybacz, że nie zaznaczyłam tych pierdół w dokumencie, ale coś mi się Google Docs przywiesił i nie chciało mi wstawiać komentarzy.

 

Najlepszy fragment:

 

Oczywiście ich oponenci zaczęli natychmiast przekrzykiwać się na temat ich nowo zyskanego doświadczenia w uprawie roli, skoro z takim zapałem siali defetyzm. W odpowiedzi obaj protestujący wraz z niewielką grupą popierających ich wojskowych uprzejmie zasugerowali szanownym doradcom wizytę u któregoś z wielu znakomitych znachorów specjalizujących się w leczeniu chorób kopyt, gdyż na ratowanie głów i umysłów, które podobno w nich się znajdowały, było w ich wypadku już zdecydowanie za późno.

 

Hie, hie.

 

Ciągle jestem pod wrażeniem języka, jakim piszesz ten tekst. Jest tak bogaty, że można by na tym opowiadaniu uczyć dzieci w szkole, zamiast wciskać im słowniki. Smaczku dodają wyrazy stare albo zaczerpnięte z innego języka: spyża, wraży, dictum. Niby nic, a radocha.

 

W kwestii dotarcia do murów, zgadzam się z Cygnusem: tak naprawdę musiały być stosy trupów, strzelali do nich non stop, a te ich zbite na poczekaniu tarcze nie chroniły ich tak dobrze, jakby tego chcieli… W ogóle straszna fuszerka z tego wyszła. Wściekłość wściekłością, ale czy byli tak zaślepieni, że nie widzieli, że ich starania z kilofami nie przyniosą spektakularnych skutków?

 

Sam opis nacierania rebeliantów na mury przypomniał mi scenę ze „Starej baśni”, kiedy Kmiecie szturmują na gród Popiela i zostają zamknięci między dwiema kratami, a potem jest rzeź z użyciem strzał i wrzącej smoły. W sumie wyszło dość podobnie – nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Na górze obrońcy ostrzeliwujący z murów tłum, który nijak nie może przebić się przez zasłonę strzał. Sytuacja wybitnie nieciekawa. Ich ogromna przewaga może i była pomocna, ale z drugiej strony, przy dłuższej akcji straciliby ją raz-dwa.

 

Na szczęście dla nich, wyznaczeni wcześniej do tego zadania cywile znosili poszkodowanych do licznych punktów opatrunkowych, gdzie słynący ze swoich zdolności medycy mieli kopyta pełne roboty.

 

Hmm, jakby się nad tym głębiej zastanowić, to cywili można by dopuścić na te mury zdecydowanie więcej. Obrońcy miasta i tak byli w o niebo lepszym położeniu, a więcej par kopyt, nawet niezawodowych żołnierzy, oznaczałoby lepszy atak. Skoro pod murami było takie kłębowisko, szanse nie-trafienia były dość nieznaczne.

 

Sombra nie zdążył nic zrobić, siłując się z jednym z Waregów, gdy dzierżone w kopycie zwykłego mieszkańca ostrze krótkiego miecza znalazło szczelinę w zbroi i rozpłatało mu gardło.

 

W tym momencie aż przetarłam oczy ze zdumienia i otworzyłam szeroko usta, mówiąc bezgłośnie: „COOO?”. Do tej pory wydawał się wręcz nieśmiertelny. Niezłe posunięcie, Dolar. Niezłe posunięcie.

 

Przykładowo zachowanie Sombry, który nagle staje się idiotą.

 

Po części się z tym zgadzam. Jego zachowanie było WYBITNIE nieprofesjonalne… i dość durne. Wiadomo, że zabicie bazyleusa oznaczałoby dla niego absolutny sukces… ale bez przesady. Czyniąc to, co uczynił, sam się prosił o taki przebieg wydarzeń. Stracił tylko autorytet, bo dał się ponieść emocjom…

 

No nic. Czekam na ostatni rozdział „Aleo…” z ogromną niecierpliwością. Że tak to kolokwialnie ujmę – ten narobił mi nieziemskiego smaka.

 

(A tak w ogóle – wyobraziłam sobie kucyka wspinającego się po drabinie :rainderp:.)

 

Pozdrawiam ciepło,

Madeleine

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


W kwestii dotarcia do murów, zgadzam się z Cygnusem: tak naprawdę musiały być stosy trupów, strzelali do nich non stop, a te ich zbite na poczekaniu tarcze nie chroniły ich tak dobrze, jakby tego chcieli… W ogóle straszna fuszerka z tego wyszła. Wściekłość wściekłością, ale czy byli tak zaślepieni, że nie widzieli, że ich starania z kilofami nie przyniosą spektakularnych skutków?
 
Sam opis nacierania rebeliantów na mury przypomniał mi scenę ze „Starej baśni”, kiedy Kmiecie szturmują na gród Popiela i zostają zamknięci między dwiema kratami, a potem jest rzeź z użyciem strzał i wrzącej smoły. W sumie wyszło dość podobnie – nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Na górze obrońcy ostrzeliwujący z murów tłum, który nijak nie może przebić się przez zasłonę strzał. Sytuacja wybitnie nieciekawa. Ich ogromna przewaga może i była pomocna, ale z drugiej strony, przy dłuższej akcji straciliby ją raz-dwa.

 

Pod samymi murami byliby stosunkowo bezpieczni przed częścią ostrzału, a smoła, wrzątek i kamienie... coż... są skuteczniejsze w opisach i grach niż w rzeczywistości. Tak więc aż takiego zwału trupów tam się spodziewać nie należy. Poza tym jak ktoś chce dojść do celu, to odruchowo usuwa to co mu przeszkadza - w tym momencie leżące na ziemi truchło. Nie odnosi na tyły, tylko traktuje z kopa, przesuwa gdzieś dalej a sam zaczyna rąbać :D.

 

Co do braku spektakularnych efektów - to był pierwszy szturm tłumu, który rozpasł się serią błyskawicznych zwycięstw. No i miał niezłomną wiarę w swojego przywódcę, nic więc dziwnego, że atakowali z dzikim entuzjazmem. Ale jak to tłum - kiedy zaczęło iść źle, jeszcze szybciej zwiewali. Takie życie.

 

 


Hmm, jakby się nad tym głębiej zastanowić, to cywili można by dopuścić na te mury zdecydowanie więcej. Obrońcy miasta i tak byli w o niebo lepszym położeniu, a więcej par kopyt, nawet niezawodowych żołnierzy, oznaczałoby lepszy atak. Skoro pod murami było takie kłębowisko, szanse nie-trafienia były dość nieznaczne.

 

Tutaj chciałbym zauważyć, iż opisywane wydarzenia działy się na jednym odcinku murów, ponieważ jeszcze nie ujawniłem czytelnikom jak dokładnie wyglądało rozstawienie obrońców. Tak więc cywili na murach można się spodziewać i spokojnie zakładać, że tam są :D

 

 


Po części się z tym zgadzam. Jego zachowanie było WYBITNIE nieprofesjonalne… i dość durne. Wiadomo, że zabicie bazyleusa oznaczałoby dla niego absolutny sukces… ale bez przesady. Czyniąc to, co uczynił, sam się prosił o taki przebieg wydarzeń. Stracił tylko autorytet, bo dał się ponieść emocjom…

 

A i owszem było durne. I jak najbardziej nieprofesjonalne. I odrzucało jego pragmatyzm i planowanie na rzecz niepewnej szansy odniesienia natychmiastowego zwycięstwa. To wszystko prawda, jak również to, iż sam się prosił o taki lub podobny przebieg wydarzeń. I o to właśnie mi chodziło - Sombra zaczął być zbyt idealny. Za bardzo mu wszystko wychodziło i ogólnie taki był "ach und och!". Uznałem, że skoro i tak mam zamiar go odbrązowić, to należy to zrobić solidnie i pokazać, że nawet najlepsi popełniają iście kretyńskie i potencjalnie tragiczne w skutkach pomyłki. No a poza tym ta scena była mi potrzebna. Do czego? Można się już domyślić, ale wyraźnie powiedziane będzie to w kolejnym rozdziale.

 

Oprócz tego, w tym opisie szturmu można znaleźć kilka niepokojących wątków, na przykład szybkie uszkodzenie części murów - wszystkie te rzeczy zostaną wyjaśnione w ostatnim rozdziale. Choć czasami trudno w to uwierzyć, zły, wredny autor ma plan i się go trzyma :D Cieszą mnie komentarze zarówno pochwały jak i konstruktywna krytyka i moge obiecać, że na finał nie będziecie musieli czekać tak długo :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...

Przeczytane.

 

Czytam to, czytam i tak sobie myślę "to jest zajedwabiste". Te strategie, ten piękny język, ten styl... I to czyste kucze sam wiesz co :rdblink: Biję pokłony. Forma kroniki się udała, bohaterom daję okejkę. Sombra nie jest może najinteligentniejszy (akcja na murach), ale to w sumie nawet dobrze. W końcu kto jest idealny i zawsze działa rozważnie?

 

Opisy są po prostu piękne. Poczułam te bitwy jakbym tam była i mogła oddać się radosnemu nabijaniu expa. Szczególnie + za bitwy na jeziorze oraz Bitwę Strzaskanego Kryształu. Są super, po prostu są super.

 

Historia upadku? Ekstra. Wiadomo jak to się skończy, ale sam wątek pozostawił spore pole do popisu, a Ty wykorzystałeś je doskonale. Te intrygi i manipulacje. Coś co uwielbiam. Składam pokłon. Ucz mnie.

 

Z postaci wybijają się Kempchimari rodu Elektron (czy jak mu tam) oraz Xiphos. Niby robią za tło, ale przyjemne tło i można ich mimo wszystko polubić.

A teraz czas na właściwą część tego posta, czyli na jad w czystej postaci. Niestety ostatnio wyszłam z wprawy, a i spać mi się strasznie chce, ale nie mogę tego tak zostawić. Należą się srogie baty :badass:.

 

Co z tym fikiem jest nie tak? Wiele, wiele rzeczy. Zacznijmy od najmniej karygodnego błędu - tłum, który jest bardziej debilny niż być powinien pod murami miasta. Takie nieco bez sensu. Hurrr durrr! Na kryształy kopytami i kilofami! Olał że nie ma sensu.

 

Ale to powyższe to najmniejszy mankament. A ja się pytam? Czemu oni się nigdy nie potykają o ciała, którymi powinna usłana być ziemia. Magicznie znikają jak w grze komputerowej?

 

Następne - kiedyś walczono z mieczami w pyskach... Serio? <tu wstaw złowrogą ciszę>

 

A teraz największy zarzut. Coś czego Ci nigdy, przenigdy nie wybaczę! 5 rozdziałów + epilog? Gdzie do cholery jest 5 rozdział i epilog? Gdzie?! Od tak dawna nie było aktualizacji, Herr Dolar. Wstyd, hańba i sromota! CAHAN WANTS!

  • +1 5
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Przeczytałem, więc dobry zwyczaj nakazuje skomentować.

Mogę podpisać się pod tym, o czym pisali pozostali komentujący: świetne opisy bitew, barwny styl, bogate słownictwo i dbałość o odtworzenie realiów historycznych. To wszystko robi wrażenie.

Początkowo sceptycznie podchodziłem do formy kroniki, lecz z kolejnymi rozdziałami zacząłem doceniać rytm, jaki dzięki temu uzyskała opowieść. Osobiste wstawki kronikarza są miłymi przerywnikami pomiędzy kolejnymi scenami wypełnionymi akcją. Świetna, konsekwenta psychologicznie postać sombry - szturm na mury był czymś, czego można się było po nim spodziewać (oraz piękny sposób na pozbycie się nadmiaru wojsk, ostatni raz taką taktykę stosowałem na LANie w AoE 2, ale to były pikselowe ludki, a tu mamy żywe kuce!). Pozostali bohaterowie również dają radę, znalazłeś dobry kompromis między ich barwnoscią a koniecznością zachowania kronikarskiej zwięzłości.

Dziwi mnie liczebność rebelianckich wojsk. W relacji do całości populacji są liczniejsi, niż armia Korei Północnej. Czyżby Sombra miał faktycznie na nich telepatyczny wpływ? No i cliffhanger w czwartym rozdziale, tego nie robi się czytelnikowi!

 

 

 

 

 

 

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokonawszy rzeczy, która zdarz mi się nieczęsto, a mianowicie przeczytawszy polski fanfik pod postacią "Aleo he Polis!", uznałem, że warto byłoby zostawić choćby krótki komentarz.

 

Mówiąc krótko - opowiadanie jest świetne. Po pierwsze, styl i zastosowany język są najwyższych lotów. Bogate słownictwo oraz użyta ze znawstwem terminologia w starożytnych językach są istną ucztą dla czytelnika. Fabuła, choć mogłaby zawierać nieco szerszy opis świata oraz szeroko pojętego tła wydarzeń, jest ciekawa, powiedziałbym wręcz, że bardzo wciągająca, i to pomimo tego, że zakończenie jest znane od samego początku. Postacie towarzyszące nam podczas opisu wydarzeń spełniają swoje zadanie znakomicie, choć nieco brakuje im głębi; należy jednak zapewne winić za to przyjętą formę kroniki-pamiętnika, która w samej swojej istocie wymusza dosyć skrótowe traktowanie pewnych tematów.

 

Opisy militarne to majstersztyk, zwłaszcza bitwa morska w drugim rozdziale. Widać, że autor wykonał mrówczą pracę, zbierając źródła odnośnie dawnego uzbrojenia oraz taktyk wojennych. Jedynym, do czego można się przyczepić, to kuce strzelające z łuków i dzierżące miecze w zębach, jest to jednak dosyć powszechny zabieg w wielu fanfikach (czasem nawet opisujących kucyki trzymające w szczękach broń palną, hue hue), więc nie traktuję tego jako rażącą wadę.

 

Podsumowując, polecam to opowiadanie każdemu czytelnikowi kucnej fanfikcji. Dolar wykonał świetną pracę i widać to na każdej stronie opowiadania. Dolcze, dawaj rozdział piąty i epilog!

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest nadzieja. Wystarczy, że porwiecie Dolara, skrępujecie i oddacie go mnie. Po miesiącu spędzonym na słuchaniu lektorskiej wersji Polacy Są Wszędzie, od razu nabierze mocy do pisania.

 

Dolcze, pisz. 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

26 minuty temu Airlick napisał:

Obawiam się, że niezwykłe i okrutne kary są zakazane prawem nie tylko polskim. Chociaż to w sumie nie kara, tylko motywator, więc może można. :derp6: 

 

Po pierwsze (primo): Jak już mówiłem brak mi mocy do pisania, ale ten problem da się obejść, ponieważ otrzymałem polecenie dokończenia Aleo od władzy zwierzchniej, a w takich okolicznościach "brak mocy" nie ma prawa bytu.

Po drugie (również primo): Ciesz się, że nie stosuję szantażu domagając się w zamian za dokończenie Aleo wznowienia tłumaczenia Lotu Alikorna. Chociaż mógłbyś to zrobić - jestem szalenie ciekaw jak poradziłbyś sobie z późniejszymi wydarzeniami i rymami pewnej bohaterki (tak, kończę go czytać).

 

No to by było (póki co) na tyle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...