Skocz do zawartości

Młodość RD - Czyli to, co się działo na początku!


Aretra

Recommended Posts

Witajcie drodzy miłośnicy i anty-miłośnicy(O ile tacy istnieją.. Oj wstydźcie się.. No dobra, nie sprzeczam się z gustami) Tęczowej Klaczy!

 

b5923b5f82b972a1e06bcceef715b944.png

 

Początkowo, miała to być dyskusja, ale zabawa chyba jest lepszym rozwiązaniem.. A z resztą.. Do rzeczy!

 

Wiele z was się zastanawiało.. Jak naprawdę wyglądała ta jej młodość? No dobra.. Była na obozie lotniczym, na którym poznała żółtą klacz i zdobyła swój Cutie Mark i coś tam jeszcze. Seriously? That's it? -.- No właśnie, to nie może być wszystko! Zanim jednak ukażą to w serialu(o ile w ogóle to ukażą), to my, bronies, spróbujmy to jakoś sobie wyobrazić i razem wspólnie połączyć w ładną historię.

Tak więc jak wyglądają zasady? Nie są trudne.

 

W tej zabawię, będziecie opisywać, wszystko, co mogło się dziać przed premierą 1 sezonu. Szczegóły:

Podaję jakiś przypadek, np. "Akademia Lotnicza Źrebiąt" A waszym zadaniem, jest opisanie słowami RD(oczywiście, nie możecie używać kolorku, to zadanie opiekuna), co tam się działo, co tam robiła i jakie tam były kucyki(przyjaciele, wrogowie, nauczyciele), jej drobne wypadki, przeżycia z tamtych dni - Czyli najdokładniejszy opis z tego miejsca. Tak jakbyście opowiadali o swoich wspomnieniach z dzieciństwa, jednak tu macie określone miejsce. Właściciel najfajniejszego,  oryginalnego i najciekawszego opisu, zostanie pogłaskany po główce.

Dzięki temu, Rainbow Dash, będzie coraz starsza i starsza, aż dojdziemy do wydarzeń, już ukazanych w serialu.

A z tej okazji, na koniec powstanie mini pamiętniczek, z młodości, w którym będą zawieszone, wszystkie te najciekawsze opisy.

Skoro jest już wyjaśniony główny sens zabawy, czas przejść do regulaminu, który też jest bardzo ważny!

 

1. Zbyt krótkie opisy, będą zwyczajnie olewane. Mam nadzieję, ze napiszecie więcej niż 3-4 linijki.

2. Aby mieć chociaż minimalne szanse na wygranie, Twój opis powinien zawierać:

a). Zaciekawienie, wprowadzenie/wstęp i zakończenie podsumowujące całość.

b). Przynajmniej 5-6 linijek.

c). Poprawność pisma(gramatyka, ortografia, interpunkcja - PAMIĘTAJCIE!).

d). Sens zdania.

e). Ogólna całość tekstu(kolejność, porządek).

3. W postach, obowiązuje regulamin forum, jak również wewnętrzny regulamin działu.

Z zasad, to by było na tyle.

 

A teraz czeka was miejsce, w którym pobyt Rainbow Dash, przyjdzie wam opisać.  A tym miejscem jest..


PEGAZIE PRZEDSZKOLE!

Pegazie przedszkole.. Jest to miejsce, do którego na początek trafiają wszystkie młode pegazy, by nauczyć się podstaw latania. To pierwszy ich stopień szkolenia. Tu jeszcze nie starają się o swoją przyszłość.. Akurat do tego, jeszcze mi daleko.

 

No, a teraz wcielcie się w małą Rainbow Dash i jak najdokładniej i najciekawiej, opiszcie jej pobyt w Pegazim Przedszkolu!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pegazie przedszkole... To było tak dawno, a jeszcze dobrze je pamiętam. Nie chciałam do niego iść, ale zarówno mama jak i tata pracowali, więc nie mieli dużo czasu, żeby się mną zajmować. Za to codziennie mnie tam odprowadzali.

W miom planie lekcji znajdowało się wiele zajęć, takich jak pisanie, czytanie, liczenie, taniec (którego nienawidziłam z całego serca), oraz oczywiście latanie. Bardzo je lubiłam, oprócz tych dni, kiedy braliśmy teorię i historię latania, to było strasznie nudne. Jednak to na tych lekcjach poznałam historię Wonderbolts.

Opiekunką naszej grupy była pani Soft Air, najlepsza przedszkolanka w całej Equestrii. Uczyła nas czytania. Można było dostać szóstkę za przeczytanie tekstu z trudnymi zwrotami, takimi jak "w czasie suszy szosa sucha". Zawsze w przerwach między lekcjami piekła nam muffinki, pamiętam, że Derpy szczególnie je lubiła.

W przedszkolu poznałam kilka kucyków. Zaprzyjaźniłam się Ditzy Hooves, na którą wołaliśmy Derpy, ponieważ wszystko jej leciało z kopytek i zniszczyła chyba cztery razy salkę, w której mieliśmy zajęcia. Lubiłam ją, bo była bardzo miła, zawsze dzieliła się muffinkami, i zaprosiła mnie na swoje przyjęcie urodzinowe.

Było mi bardzo smutno, kiedy kończyłam przedszkole. Bałam się, że stracę moich przyjaciół. Na szczęście tak się nie stało. Czasem odwiedzam panią Soft Air, która zawsze pyta "Kiedy Wonderbolts Cię przyjmą?".

W sumie to w przedszkolu było fajnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pegazie przedszkole... ach... To miejsce o którym nigdy nie zapomnę... Pamiętam to wszystko jakby to było wczoraj...

Rankiem jak wstałam z łóżka poszłam do pokoju mamy i ją obudziłam.

-Dzisiaj pierwszy dzień w przedszkolu, Dzisiaj pierwszy dzień w przedszkolu- Krzyczałam na cały głos. Aż za oknem usłyszałam jak nasz sąsiad krzyczał

-Kto tak wrzasnął??? Te durne dzieciaki!!!- Lecz jednak nie zwróciłyśmy za bardzo z mamą na to uwagi.

Poszłyśmy do łazienki. Ja i mama myłyśmy zęby a potem mama mnie uczesała.

Tata wstał zaraz potem jak zadzwonił jego budzik i aż krzyknął z przerażenia. :lol:

Rodzice się przygotowali do pracy a ja do przedszkola, wyszliśmy z domu. Pobiegłam ciągnąc mamę za kopyto.

Gdy już doszłyśmy stanęłam na progu wejścia i wskoczyłam pomagając sobie skrzydełkami.

Dałam dla mamy buziaka i wbiegłam do mojej sali.

Byli tam już wszyscy. Usiedliśmy w kółku i pani powiedziała że teraz się zapoznamy.

Każdy mówił jak się nazywa i co lubi. Ja powiedziałam tak

-Nazywam się Rainbow Dash, bardzo lubię Wonderbolts i byłam na ich pokazie!!! (Bo znam ich już od dziecka :rd6: )

Bardzo lubiłam kucyka Derpy (Bo tak na nią mówiliśmy), dzieliła się wszystkim i była u mnie i ja u niej kilka razy.

Nasza pani uczyła nas latać. Byłam najlepsza z klasy. Wszyscy od razu mówili że jestem niesamowita i dzięki temu zdobyłam nowych przyjaciół.

Było również czytanie i pisanie. Dobrze mi nawet wychodziło. Derpy była zagubiona przy łamańcach  językowych.

I nigdy nie zapomnę kiedy te lata minęły i tak samo stojąc na progu przedszkola wyskoczyłam z niego, nigdy już nie wchodząc. :rainbowcry:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Nie sądzę

Pegazie przedszkole, ten okres nigdy nie zostanie przeze mnie zapomniany, była tam zawsze wspaniała zabawa. Pierwszego dnia poznałam mnóstwo pegazów i zawarłam nowe znajomości. Na mojej liście najlepszych przyjaciół znajdowały się  Derpy, Flowershine i Sassaflash. Codziennie świetnie się razem bawiłyśmy, śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy, plotłyśmy naszej wychowawczyni psikusy... Nie wiem jak wtedy z nami wytrzymała, codziennie na nasze żarty nabierało się minimum 5 kuców, a my ze śmiechu kładłyśmy się na podłogę, dlatego wychowawczyni nazywała nas śmieszkami. Osobiście nasz ''klub'' wolał nazwę NINOLOP, nadal pamiętam tłumaczenie tego skrótu - Niezwykłe i niesamowicie oryginalne lotniczki olśniewające pegazy. Razem uczyłyśmy się latać, szło nam to wspaniale, ponieważ szczerze się wspierałyśmy i pomagałyśmy sobie w trudnych chwilach. Gdy zaczęłyśmy się ścigać gra toczyła się o 2 miejsce, z oczywistego powodu - zawsze wygrywałam. Późniejsza kolejność zależała od formy moich przyjaciółek... Kiedyś zdarzyło się nawet kilka razy, że 2 miejsce było egzekwo dla nich wszystkich. W każdym razie zabawała była wspaniała. Gdy nie ścigałyśmy się, ani nie ćwiczyłyśmy latania bawiłyśmy się swoimi zabawkami. Ja z wielką dumą przedstawiałam moje figurki Wonderbolts i pewnie twierdziłam - i nadal twerdzę, że wkrótce przyjmą mnie do siebie, a dziewczyny bez słowa sprzeciwu mówiły, że trzymają za mnie kciuki. Podczas gdy nie bawiłyśmy się zabawkami, nie ścigałyśmy się i nie ćwiczyłyśmy latania szukałyśmy naszych znaczków. Gdy te zajęcie trwało nazwa NINOLOP zmieniała się na chwilę w DIOSZOP - dzielne i olśniewające szukające znaczków oryginalne pegazice. Ja zawsze byłam najlepsza w lataniu i wyścigach :rd6:, Sassaflash także była szybka, lecz gorzej wychodziły jej akrobacje. Zawsze mówiła, że w przyszłości będzie dbać o pogodę nad całą Equestrią. Flowershine dobrze latała, jednak wspaniale radziła sobie z kwiatami, a Derpy, a Derpy jak Derpy wcinała najszybciej muffinki, wszystko burzyła i robiła bałagan :facehoof: . Lubiłyśmy ją tak po prostu, nie dało się jej nie lubić, a co do jej zdolności radziła sobie z lataniem dobrze, ale jeszcze lepiej gdy miała dostarczyć jakąś wiadomość, codziennie powtarzałyśmy, że zostanie listonoszką. Kiedy  tylko inne kuce zobaczyły jaka z nas fajna grupa od razu rwały się, by do niej dołączyć, lecz nie każdy mógł dostąpić tego zaszczytu, a właściwie przynajmniej w czasach pegaziego przedszkola nikomu się to nie udało. O tych czasach nie da się źle wspomnieć, ponieważ były wręcz idealne, nasza grupa i świetna zabawa, psikusy i wychowawczyni, znaczki i więcej zabawy, to po prostu świat bez wad.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pegazie przedszkole... Pamiętam to jakby to było wczoraj... Z początku nie miałam dużej ilości przyjaciół. Pewnie dlatego, że latanie nie było moją mocną stroną. Do czasu...

Około drugiego dnia nastąpił czas pierwszego treningu. moim zadaniem było jak najszybsze dolecenie do mety oraz wymijanie przeszkód. Celem tego treningu było nauczenie młodych pegazów równowagi. Podeszłam do linii startu. Kopytka miałam jak z waty... Wtedy pomyślałam, że muszę wziąć się w garść. Wzięłam głęboki wdech, rozprostowałam skrzydła i poleciałam równo z innymi kucykami. Moje odczucia były niezapomniane. Wiatr w grzywie, trzepot piór w skrzydłach. Od razu się w tym zakochałam! Dosłownie na sekundę spojrzałam w tył i zobaczyłam inne kucyki daleko w tyle. Zwolniłam trochę, żeby się nie przemęczyć, aż w końcu doleciałam do mety. Inne pegazy strasznie mi zazdrościły i od razu chciałyby się ze mną zaprzyjaźnić, a Derpy Hooves została moją fanką! Od tamtej pory treningi były moim ulubionym zajęciem w przedszkolu. Wiadomo, czasami poszło się podenerwować nauczycieli w postaci robieniu im psikusów, ale latanie zawsze było moim celem pobytu. Co do przyjaciółek... Pamiętam ich wygląd, lecz bardzo się zmieniły. Nie jestem w stanie rozpoznać ich na ulicy. Z wyjątkiem Fluttershy, która została moją przyjaciółka do dziś. Ona jako jedyna mi nie gratulowała, zawsze była nieśmiała oraz miała duże problemy z lataniem. Od czasu do czasu pomagałam jej w nauce, lecz nie przynosiło to dużych efektów. Czułam, że byłam jej jedyna koleżanka w przedszkolu.

Te czasy wspominam bardzo dobrze. Uważam, że były to jedne z najlepszych lat w moim życiu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pegazie przedszkole było super. Spędziłam tam najlepsze 4 lata życia. Zawsze byłam wszędzie pierwsza i najfajniejsza. Pani wychowawczyni muwiła, że jestem nadpobudliwa, ale co mnie to. Miałam mnóstwo przyjaciół, ale najbardziej lubiłam takiego jesnego pegaza, nie pamiętam jak się nazywał. Też była szybki (ale oszymiście nie tak jak ja), ale bardzo często siedziała w areszcie (tak nazywaliśmy pudełko, w którym siedziały niegrzeczne kucyki). Była o wiele bardziej nadpobudliwa i śmiała. Pewnego dnia do naszego przedszkola brzybył pewiwen pegaz. Nosił niebieski strój, i pani powiedziała, że to wonderbolt. Opowiadał nam o różnych trikach, wyścigach, walkach. Gdy słuchałam jego opowiadania, pomyślałam, że też chce być wonderboltem. Właśnie wtedy zaczełam ćwiczyć bardzo szybkie latanie. Po pierwszym roku szary pegaz, moja najlepsza przyjaciółka, odeszła z przedszkola. Pani mówiła, że złamała skrzydła w bardzo niebezpiecznym wypadku. A! Teraz sobie przypominam! Tym pegazem byłą Derpy! Podem niewidziałam jej przez jakieś 10 lat, aż do czsu, gdy przeniosłam się do Ponyville, bo miałam tam prace. Okazało się, że po tym wypadku miała coś z oczami. Ale dość tego. Nie mówiłam jeszcze o najlepszym. Po 2 roku przedszkola przedszkole zorganizowało letni obóz lotniczy. I wtedu zdobyłam swój uroczy znaczek. A teraz sio, ćwicze. :determined:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Z domu miałam dobry widok na plac treningowy. Zawsze patrząc na ćwiczące pegazy zastanawiałam się czy też będę musiała tyle ćwiczyć, żeby nauczyć się dobrze latać? Miałam wprawdzie w domu książki o lataniu, ale nie umiałam jeszcze czytań, zawsze natomiast lubiłam oglądać obrazki. Były to chyba jedyne książki  do których miałam cierpliwość, przynajmniej do czasu kiedy Twilight podała mi przygody Daring Do. Niemniej jednak w tamtym czasie ja, mała, ruchliwa pegasis, potrafiłam spędzić pół dnia nad książkami. Nawet moich rodziców wprawiało to w osłupienie. Przydało się też później w przedszkolu. 

 

   No właśnie, początki przedszkola dla niektórych musiały być straszne. Nie chodzi o hałas, nauczycielki, czy resztę dzieciaków. Po prostu przedszkole zaczyna się od najważniejszej dla pegaza rzeczy w życiu. Od nauki latania. A ta oczywiście od teorii - nie będzie fikał fikańca, kto nie powie nazwy tańca ( :ajawesome: ). Absolutnie przemiłe panie przedszkolanki miały ciężką przeprawę z utrzymaniem ledwie pietnastki we względnym porządku i posłuchu. Nie chcę się przechwalać, ale byłam oczywiście jedyną w pełni uważającą i rozumiejącą co do niej mówią. Na szczęście dla reszty teoria stanowiła tylko chwilę w rozkładzie dnia, i oprócz treningu na bieżni, który w owym czasie wydawał nam się zemstą za... nawet nie pamiętam, główną rolę w planie zajęć stanowiła zabawa. Czasami bardziej bezpieczna, jak obrzucanie się chmurkami, czasem zaś mniej, jak gonitwa po szafkach, korytażach i innych dziwnych miejscach. W obawie przed wszechnastępującą demolką, co się zdarzało, szczególnie jak w zabawie uczestniczyłam ja, i jedna pegazica o imieniu Derpy, panie przedszkolanki sadzały nas do rysowania, a potem uczyły nas jak dbać o skrzydła, jak wyznaczyć i utrzymać prawidłową wagę, oraz różne tego typu istotne pierdółki, taki ukryty drugi blok teorii. A raz na jakiś czas wychodziłyśmy na basen. Tak tak, w cloudsdale też mamy basen, wkońcu pegazy też muszą umieć pływać. Chociaż wtedy dopiero się uczyliśmy.

 

 

   Pamiętam, że nauczyłam się latać jako pierwsza. Cóż, to oczywiste, bo najdłużej, a i zapewne najlepiej znałam i rozumiałam teorię. Ale stało się to raczej przez przypadek, i w zasadzie nawet nie w przedszkolu. Bawiliśmy się w okolicach tęczowej fontanny, kiedy któryś z chłopców wpadł na derpy... Albo na odwrót, nieważne, efekt był taki, że odbili się od siebie, i ona zaczęła balansować na krawędzi nad kolorową sadzawką. Wiedziałam, że przecież nie umie pływać, więc rzuciłam się pędęm na pomoc, pech chciał, że stałam zupełnie po drugiej stronie, więc rozpędziłam się i skoczyłam, licząc na to, że ją przeskoczę. Naturalnie z daleka fontanna wydawała się niewielka, ale w powietrzu zorientowałam się, że nawet duży kucyk nigdy nie pokonałby takiego dystansu bez skrzydeł. Wiedziałam, że skończę w kolorowej zupie, jeśli nie zderzę się z samą fontanną. Tak czy siak, znajdę się tam razem z derpy, co nie było świetlaną wizją, jeśli miałam jej pomóc, to zanim wpadnie. W wodzie stwarzała zagrożenie nie tylko dla siebie. Zamknęłam oczy i rozłożyłam skrzydła najszerzej jak tylko potrafiłam. Poczułam się lżejsza, czas jakby zwolnił... Lekki wietrzyk, który akurat wiał w moją stronę wypełnił mi skrzydła. Poczułam się jak na obrazku. I wtedu już wiedziałam co mam robić, złożyłam lewe skrzydło, aby wykonać obrót, obniżając lot, i oddalając się od fontanny, po czym zaczęłam machać skrzydłami. Na pewno nie był to idealny lot, jednak na tyle skuteczny, że zdążyłam dolecieć do Derpy, niestety akurat w momencie, w którym zsunęła się do fontanny. Spadła na mnie, i pewnie dzięki temu zdążyła się jakoś złapać. Ja miałam mniej szczęścia. Wybita uderzeniem w dół zderzyłam się z taflą kolorowej cieczy. Wprawdzie na basenie nauczyłam się pływać, jednak nadal oszołomiona sytuacją zakrztusiłam się, i momentalnie poszłam na dno. 

 

   Wiecie, że wtedy miałam jeszcze białe włosy? No co wy, chyba nikt nie wierzył że można się urodzić z tęczową grzywą czy ogonem :lol:  ... 
Nie pamiętam kto mnie wyciągnął, zresztą byłam nieprzytomna. Ale jak się ocknęłam, pierwsza rzuciła się na mnie derpy, dziękując za ratunek, a potem cała reszta, gratulując (część pewnie z zazdrości) pierwszego lotu. Nawet panie przedszkolanki mnie pochwaliły, naturalnie jak przestały się już dziwinie gapić na moją grzywę. 


   Wtedy też zrozumiałam, że choć obrazki na pewno są pomocne, to latanie trzeba przede wszystkim poczuć. Wkońcu pęd powietrza delikatnie oplatający pióra, lekkość, wolność, każda sekunda spędzona w powietrzu jest najcudowniejszą chwilą na świecie... :lazyrainbow:  
Niestety poczucie że wkońcu umiem latać okało się potem zgubne...

~~Dobra, a teraz OT. Czas pomarudzić. 

  @NNieznanyBrony, piszesz o przyjaźni RD z Fluttershy, kiedy możemy przyjąć, że poznały się one dopiero na obozie lotniczym (zgodnie z fabułą), który hipotetycznie następuje po przedszkolu, kiedy pegazy już umieją latać... Nie mam absolutnie nic przeciwko, ale to taka trochę niekonsekwencja logiczno-czasowa ;)

Poza tym tak w eter rzucę, że już widzę narzekania na błędy ort. i styl.  :1xkfz:  , ale nic czego nie dałoby się poprawić. A że ja nie jestem na nie szczególnie wrażliwy pozostawię całą zabawę ekipie smoków plutonowych korekty :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yay..

RESULTS! 

 

Tak więc, najfajniejszym opisem, był opis użytkowniczki Akira! CONGRATULATIONS! I ten opis będzie wywieszony w mini "pamiętniczku". Od razu mówię, że był dylemat i że tak naprawdę wszystkie prace były fajne. Nie przejmujcie się! Macie jeszcze wiele szans, a m.in macie ją teraz!

 

Waszym głównym błędem, było nie trzymanie się kanonu Rainbow Dash. Następnym razem, starajcie się nie wychodzić z tematu i pamiętajcie, że to w końcu Dashie, więc w opisie musi być ukazany jej specyficzny i dominujący charakter(m.in Co lubi, a co nie).

 

Pegazie przedszkole... To było tak dawno, a jeszcze dobrze je pamiętam. Nie chciałam do niego iść, ale zarówno mama jak i tata pracowali, więc nie mieli dużo czasu, żeby się mną zajmować. Za to codziennie mnie tam odprowadzali.
W miom planie lekcji znajdowało się wiele zajęć, takich jak pisanie, czytanie, liczenie, taniec (którego nienawidziłam z całego serca), oraz oczywiście latanie. Bardzo je lubiłam, oprócz tych dni, kiedy braliśmy teorię i historię latania, to było strasznie nudne. Jednak to na tych lekcjach poznałam historię Wonderbolts.
Opiekunką naszej grupy była pani Soft Air, najlepsza przedszkolanka w całej Equestrii. Uczyła nas czytania. Można było dostać szóstkę za przeczytanie tekstu z trudnymi zwrotami, takimi jak "w czasie suszy szosa sucha". Zawsze w przerwach między lekcjami piekła nam muffinki, pamiętam, że Derpy szczególnie je lubiła.
W przedszkolu poznałam kilka kucyków. Zaprzyjaźniłam się Ditzy Hooves, na którą wołaliśmy Derpy, ponieważ wszystko jej leciało z kopytek i zniszczyła chyba cztery razy salkę, w której mieliśmy zajęcia. Lubiłam ją, bo była bardzo miła, zawsze dzieliła się muffinkami, i zaprosiła mnie na swoje przyjęcie urodzinowe.
Było mi bardzo smutno, kiedy kończyłam przedszkole. Bałam się, że stracę moich przyjaciół. Na szczęście tak się nie stało. Czasem odwiedzam panią Soft Air, która zawsze pyta "Kiedy Wonderbolts Cię przyjmą?".
W sumie to w przedszkolu było fajnie.

 

NEXT

 

mlpfimclo_nsqhnxa.png


 

UCZELNIA PODSTAWOWA
DLA ŹREBIĄT

(U.P.D.Ź.)Jest to z kolei drugi, stopień nauki u młodych pegazów. Są tu wyposażane w podstawową wiedzę. Do ukończenia są trzy klasy i jedna zerówka. Do następnej klasy, możliwe jest przejście tylko wtedy, kiedy ma się wszystko wyuczone do końca(Co nie jest czymś trudnym, dlatego większość zdaje już za pierwszym razem) - tylko wtedy możesz awansować do kolejnej klasy. W szkółce, są wszystkie podstawowe przedmioty(obowiązkowe), w tym w-f i inne lekcje ogólnokształcące, a z zajęć nieobowiązkowych - Lekcja latania.

 

Jak myślicie? Jak mógł wyglądać pobyt małej, błękitnej klaczy w podstawówce? A jak by to opisała Rainbow Dash(właśnie, jedyna, niepowtarzalna Rainbow Dash.. Czaicie bazę?).

Tak, to już w waszych rękach.

 

Wykażcie się swoją kreatywnością i napiszcie najciekawszy i najoryginalniejszy.. i oczywiście najbardziej tęczowy opis wszech czasów!

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Nie sądzę

Uczelnia podstawowa dla źrebiąt była niezapomniana! Wtedy niestety zaczęły się te nudniejsze i bardziej wymagające lekcje, jednak nie zmienia to faktu jak niezwykła była. W podstawówce poznałam dużo nowych kucy, wszyscy od razu zauważyli jaka jestem fajna, trudno było tego nie zauważyć. Zawsze byłam najszybsza, a moje sztuczki u każdego kucyka budziły podziw, parę mówiło, że chce latać jak ja. Niestety nie wszyscy mogą posiąść takie zdolności. Na lekcje latania nie chodziłam, one są dla tych co chcą doskonalić swoje zdolności, a moich nie dało się już wtedy udoskonalić, tym bardziej przez te zwyczajne treningi, które się tam odbywały. Moje były o wiele skuteczniejsze, widzieli to wszyscy: nauczycielki i uczniowie, a nawet dyrektor. Często brałam wtedy udział w konkursach lotniczych, nauczyciele zawsze błagali mnie bym reprezentowała szkołę. Ja oczywiście i tak chciałam, jednak w jednym konkursie nie tylko chciałam, lecz wiedziałam, że muszę wziąć udział. Był to konkurs ''Młodego lotnika Equestrii''. Co było w nim takiego wyjątkowego? Młode pegazy oceniali wtedy sami Wonderbolts! Od razu gdy pojawiło się ogłoszenie, pędząc co sił w skrzydłach leciałam się zapisać. Zapisałam się pierwsza rzecz jasna. Wtedy właśnie, od momentu zapisu zaczęły się moje najcięższe przygotowania. Były tak ciężkie, że ja ledwo dawałam radę, pomyślcie co by było z resztą kucyków? Padliby po pierwszym okrążeniu, albo nawet w połowie! Przygotowałam swoje popisowe numery i czułam się pewna siebie jak nigdy, do momentu gdy nadeszła moja kolej... Wtedy moje skrzydła nagle zrobiły się miękkie, kopytka ciężkie, a sama nie mogłam wykrztusić słowa. Musiałam się jednak otrząsnąć, w czym pomógł mi głos Wonderbolts, gdyby nie on nie ruszyłabym się z miejsca. Powiedziałam sobie wtedy: to twoja wielka szansa! Nie zmarnuj jej  i pokaż z siebie wszystko! W czasie tego konkursu byłam dopiero w 1 klasie, a większość kucyków była ode mnie o rok lub 2 lata starsza, lecz wiedziałam, że nie mają szans z moimi olśniewającymi sztuczkami. Miałam rację! Poi wykonaniu moich najdoskonalszych i najtrudniejszych numerów zdobyłam 1 miejsce, a Wonderbolts powiedzieli mi, że w przyszłości z pewnością zostanę sławną lotniczką! Następnego dnia moje zwycięstwo ukazało się w szkolnej gazetce, a także w gazetce z Cloudsdale. W ten sposób stałam się szanowaną i lubianą klaczką przez całą podstawówkę. Rodzice byli ze mnie dumni, z resztą ja z siebie też. 

Edytowano przez Rainbow Dash ;)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejną szkołą, do której poszłam była Uczelnia Podstawowa dla Źrebiąt. Pierwszy rok polegał na powtórce materiału z przedszkola, później doszły jeszcze takie przedmioty jak historia Equestrii (najfajniejsze były lekcje o bitwach powietrznych) czy nauka o pogodzie (na którą mieliśmy skrót nop-e). Na szczęście wszystko było łatwe, i bez problemu przechodziłam z klasy do klasy.

Jednak moim ulubionym przedmiotem, oprócz wf-u, było latanie. Zajęcia odbywały się zazwyczaj na boisku przed szkołą. Nasz nauczyciel wyglądał na tak starego jak Księżniczki, ale to były pozory. Tak naprawdę był eks-trenerem najsławniejszych z Wonderbolts, w tym Spitfire. Zawsze dawał nam w kość na zajęciach, nie mieliśmy potem siły latać. Pamiętam, jak wykrzykiwał: "Wy nie jesteście białe chmurki na letnim niebie, latajcie szybciej!"

Po lekcjach spotykałam się ze znajomymi z klasy. Zazwyczaj graliśmy w pegazią piłkę, której zasady są okropnie skomplikowane, ale cel prosty - zdobądź jak najwięcej punktów dla drużyny. To nie jest zbyt brutalna gra, jeżeli przestrzegasz wszystkich 86 reguł. One nas nie bardzo obchodziły, i często jakieś 3/4 kucyków na boisku było poobijane. Nikt się tym nie przejmował, liczyła się tylko dobra zabawa.

Najbardziej stresującym wydarzeniem w ciągu tych czterech lat były dla mnie egzaminy końcowe. Wiadomo, niby nic ważnego, ale okropnie się przed nimi denerwowałam. Najgorzej było na teście z pogody, wtedy zapomniałam, jakie są rodzaje chmur! Za to napisałam odpowiedzi do innych pytań.

Czasem tęsknię za Uczelnią, to był w sumie fajny, radosny czas. Chyba najlepsza szkoła, w której byłam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoła podstawowa byłą beznadziejna. Nikt nie zauważył moich NIESAMOWITYCH zdolności. Nauczyciele wciąż powtażali, że mam być grzeczna i siedziec na miejscu. Ale ja chciałam ćwiczyć, żeby zostać wonderboltem. Na pogodzie i temperaturze tylko siedzieliśmy i patrzyliśmy na jakieś cyfry, które mnie wcale nieobchodziły. Na historii uczyiśmy się o księżniczkach, i o tym, że należy być miłym(bleeeeeeeeeeee). Jedyną słuszną lekcją był WF, ale mieliśmy go bardzo mało, przez jedną klacz, która słabo latała. Później okazała się nawet fajna. Nigdy później jej nie spotkałam. Bardzo nie lubiłam lekcji i szkoły, ale rodzice mnie zmuszali do tego nie-tęczowego zajęcia. W 4 wyżucili mnie ze szkoły, bo niby byłam za mało zdyscyplinowana.

Edytowano przez ryma2001
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym razem, chcę wyłonić dwa najfajniejsze opisy, a tymi opisami są(można się domyślić), opis Rainbow Dash ;) i opis Akiry!

ryma2001 - Twój opis był oryginalny i ciekawy, lecz za krótki i znalazło się kilka błędów.

 

Uwaga, uwaga! Czas lecieć dalej, do kolejnej szkoły, w której Rainbow spędziła aż 6 lat! Lecz jeszcze nie doczekała się swojego znaczka.

 

Cloudsdal_napxhrs.png

 

Akurat w Equestrii, pegazy nie potrzebują takiej wiedzy jak my, ludzie. W tym celu, ich zadaniem, jest ukończenie dwóch uczelni, w których uczą się praktycznie tego, co my. Lecz nieco streszczono ich program i podzielono na dwie uczelnie - podstawową i wyższą.

 

WYŻSZA UCZELNIA

MŁODZIKÓW

 

To już kolejny i ostatni stopień nauki u nastoletnich pegazów. Czeka ich, ostatnie 6 lat gapienia się w książkę, ponieważ po tej szkole, nadejdzie nowa era - Szkoła lotnicza(ale to później). Tu, jeszcze nikt nie doczekał się swojego Cutie marka, są jeszcze na to za młodzi. W tym miejscu, również wszystkie przedmioty mają miejsce, a większość doszło - oczywiście, wśród nich, znajdują się obowiązkowe lekcje latania. Skończyły się przelewki, natomiast w tym wieku, każdy szanujący się młody pegaz, ma obowiązek precyzyjnie latać, by w ogóle móc być nazywanym "pegazem". Te, które jednak nie radzą sobie z precyzją lotu(albo nawet nie potrafią się wznieść w powietrze), ostatni raz są przepuszczane dalej. Ale już niedługo..

 

Tak jak wcześniej, zasady się nie zmieniają. Macie za zadanie, opisać szczęśliwy(czy też pechowy, kto wie), lecz męczący 6-letni pobyt małej Rainbow Dash, na ostatniej już uczelni.

Do dzieła!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uhh, czy ktoś wspomniał Wyższą Szkołę Młodzików? To były chyba najgorsze lata w mojej edukacji. Na niewidzialną brodę Celestii, tak bardzo cieszę się, że są już za mną.

Mieliśmy strasznie dużo zajęć, niektóre były w fajne, np. latanie i wiedza o chmurach. Inne były tak nudne, że tylko nieliczni na nich nie usypiali - nauka o pogodzie, teoretyczna dynamika latania. Sprawdziany zazwyczaj były trudne, ok. 100 zadań na 1,5 godziny.

Zajęcia z latania były męczące, odbywały się cztery razy w tygodniu. Miałam z nich same piątki, bo po Uczelni Podstawowej bardzo dobrze latałam. Jednak niektóre pegazy nie potrafiły jeszcze wzbić się w powietrze, i dla nich były zorganizowane dodatkowe lekcje.

Kiedyś uwielbiałam pegazią piłkę, do czasu, gdy zostałam kapitanem drużyny. Spędzałam jeszcze więcej czasu w szkole, a w drużynie było parę kucyków, które nie umiały łapać piłki. Nie odnieśliśmy żadnych sukcesów w zawodach, co według trenera było moją winą.

Nie miałam zbyt dużego zapału do nauki, ale gdy myślałam o tym, że musiałabym powtarzać jakąkolwiek klasę... brr! Na szczęście dobrze zdałam egzaminy końcowe. Tak się cieszę, że skończyłam tą szkołę!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Nie sądzę

Wyższa szkoła młodzików była o wiele gorsza od innych, cierpiałam tam całe sześć lat! Prawie wszystkie zajęcia były niebywale trudne, a ja nie mogłam z nich nic zapamiętać. Poza tym prowadziłam wtedy szkolną grupą lotników i nie miałam czasu na naukę. Nauczyciele nie lubili mnie, cały czas zażucali mi lenistwo i niezdyscyplinowanie. Nie cierpiałam słuchać tych bzdur, które opowiadali. Czepiali się za wybite okno, przewróconą ławkę, nie dało się im nic wytłumaczyć. Często musiałam chodzić do dyrektorki, ponieważ na korytarzu nie można była szybko latać ani robić jakichkolwiek obrotów. Oczywiście nie mogłam wytrzymać takiego zmniejszenia wolności. Kiedyś dyrektorka o mało mnie nie wywaliła, ponieważ podczas ćwiczeń nad nową sztuczką wleciałam w ścianę. Ona widząc to zamiast dzwonić na pogotowie lub cokolwiek krzyknęła: ''Patrz co zrobiłaś dziecko!''. Od tamtej pory nienawidziłam jej, szczególnie dlatego, że doświadczyłam wtedy trzech złamań, a ona troszczyła się o ścianę, i jeszcze chciała mnie wyrzucić! Po każdym szkolnym dniu codziennie byłam wykończona i nie miałam siły na nic innego jak sen. Jedyną przyjemnością były lekcje latania i zajęcia w szkolnej grupie lotników. Najpierw musiałam rzecz jasna dać wszystkim pegazom trochę olśnienia, by mogli podziwiać i się uczyć, a dopiero potem zaczęliśmy zapisywać się na zawody. Niestety moi lotnicy nie byli tak świetni jak ja i miałam z nimi dużo pracy. Czasami byłoby o wiele lepiej gdybym startowała sama, ale no cóż, to były grupowe zawody. Raz udało nam się zdobyć pierwsze miejsce, ale to było po prostu hańbiące! Przez sześć lat jedno zwycięstwo! Cieszę się, że to mam już za sobą.

Edytowano przez Rainbow Dash ;)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uhhh, szkoła wyższa - to chyba najgorszy etap mojej nauki, codziennie jakaś praca domowa i dobijająco nudne zajęcia (ziewa...), od samego wspomnienia lekcji matematyki, czy też anatomii kucyka chcę mi się spać. Ale, lekcje naszego kucykowego w-f (To znaczy pegaziego) - latania - to dopiero coś! Ja z moją najlepszą przyjaciółką - Light Fly zawsze uwielbiałyśmy panią od latania. Oprócz latania lubiłyśmy też oglądać świetne pokazy jednorożców, czy grać w hoofball na szkolnym boisku. To było genialne! Jednak szkoła wyższa dla młodzików (Jak ja nie lubię tego słowa! Młodziki!?) miała jednak tak dużo wad - że nie dało się ich porównać z zaletami. A sprawdziany, z trudem utrzymywałam 4 - na pozycji luzera nie trzeba się uczyć, jednak Derpy była tak miła że dawała muffinki to jeszcze pozwalała ściągać. Chyba, nigdy się nie pytałam. Na meczach które były inspirujące i ciekawe zwykle wygrywaliśmy - chodź szkoła niedaleko nas tak dawała w kość że zdarzyło się przegrać - ale nie często. I - właściwie nie wiem co już napisać. Żegnam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ehh, uczelnia tak?
No cóż, dobra szkoła...
Pierwsze lata zajęły nam głównie lekcje historii pegazów, anatomii pegazów, historii pogody i jej kontroli, chmurologia ...
Nie można było tych zajęć opuszczać, bo zdanie egzaminów i tak było horrorem. A na zajęciach czułam jak mi się łeb wydłuża  :facehoof:.
Dobrze przynajmniej, że mieliśmy zgraną ekipę, współpracowaliśmy i na egzaminach i na boisku i wszędzie.
Szczególnie wspominam Moonshine Breeze, była mądra, wręcz jajogłowa, dzięki czemu często pisałyśmy razem sprawdziany najlepiej.
Ona uczyła się historii i anatomi, a ja pomagałam jej w chmurologii. I na prawdę nieźle latała. Naturalnie nie tak dobrze jak ja, ale nadążała za mną na boisku.

 

Lekcje latania... Z początku były fajne, ale potem zaczęły się nudne ćwiczenia wytrzymałościowe... No jakby to powiedzieć, przecież i tak byłam najlepsza, więc często odpuszczałam sobie zajęcia. Czasem zabierałam paru chłopaków i lecieliśmy grać w piłkę, czy obrzucać się chmurami.

 

Później dowiedziałam się jaki to był błąd. Gdyby ten nauczyciel umiał prowadzić te zajęcia na tyle dobrze żebym przychodziła...

Wstyd się przyznać. Po trzeciej klasie organizowany był wielki wyścig, jedna z większych imprez w całej szkole. 150 pętli po torze manewrowym.
Ponieważ, jak wspominałam, uważałam że byłam najlepsza, to nie musiałam się przygotowywać. Stanęłam na starcie pewna siebie, spoglądając na całą resztę uczestników.
Byłam pewna że niektóre mięczaki zostaną za mną ponad 20 okrążeń w tyle. Na starcie wyfrunęłam tak szybko, że mój ogon i grzywa, tęczowe po pamiętnej kąpieli w fontannie tworzyły za mną tęczowy ślad w powietrzu. Do 70tego okrążenia miałam przewagę dwóch kółek, stwierdziłam że i tak nie mają szans, a ciężej machało mi się skrzydłami, pewnie wiatr się wzmógł, więc odpuściłam trochę tempo. Jednak przy setnym część była już tylko jedno kółko za mną. Przy sto trzydziestym pierwszych parę pegazów się ze mną zrównało. Chciałam przyspieszyć, ale poczułam że nie mam dość siły. Uczepiłam się klucza, żeby trochę odpocząć, chciałam się wyrwać, wyprzedzić ich, ale skrzydła już mnie nie słuchały, mechanicznie poruszały się w miarowym rytmie. Wtedy po raz pierwszy w życiu poczułam, że mogę przegrać. To była porażka.
Powiedzmy tylko, że nie wygrałam.

Od tej pory nie opuściłam żadnego treningu, ani żadnej lekcji latania. Musiałam przecież pokazać że mogę, więc wstawałam jeszcze przed zajęciami i szłam na plac treningowy. Ten sam, przy którym zastanawiałam się kiedyś po co tak się męczą. Ale opłaciło się. Już na piątym roku robiłam więcej skrzydłopompek niż ktokolwiek inny w całej szkole.

Po trzecim roku doszły nam zajęcia praktyczne z formowania chmur, panowania nad chmurami (zazwyczaj nie były trudne, i jak się udało to można się było dobrze wyspać na chmurce :lol:), latania w trudnym wietrze. No ogólne akspekty pogodowej edukacji, które każdy pegaz musi opanować dla bezpieczeństwa własnego i innych. To było świetne.

Pamiętam świetnie ceremonię zakończenia szkoły. Mieli ją poprowadzić sami wonderbolts! Ich przybycie wywołało wielką furrorę, każdy chciał się do nich dopchnąć, zamienić kika słów, zapytać się o coś póki jeszcze był czas. Ścisk był na tyle wielki, że nawet JA nie dałam rady się dopchać.

Za to najwyraźniej udało się to tym, którzy byli odpowiedzialni za pogodę. No i oczywiście kiedy wszyscy już się ładnie ustawili słońce przysłoniła pierwsza chmurka. Niestety nie była jedyna. Kiedy spojżałam w górę, okazało się że od strony fabryki chmur nadciąga wielkie skupisko chmur deszczowych. Prawdopodobnie wszyscy zaczeli wtedy lekko panikować i poszukiwali miejsca w którym będzie sucho, ale trudno jest mi coś na ten temat powiedzieć. Byłam najlepsza w panowaniu nad chmurami, sam przedmiot skończyłam z wyróżnieniem, więc pomyślałam, że to może być szansa na pokazanie się przed Wonderbolts i udowodnienie, że jestem najlepsza. W 10 sekund niebo było czyste, ale bardziej pamiętam wzrok wszystkich w momencie gdy wylądowałam na środku placu, strzepując na bok mokrą grzywę. Sama chciała bym siebie zobaczyć w tym momencie. Spitfire powiedziała mi, że wprawdzie nie może przyjąć tak młodego pegaza na szkolenie do akademii, ale zaprosiła mnie na zwiedzanie. Miałam się skontaktować jak będę starsza.

Ukończyłam szkołę z wyróżnieniem. Nadal jestem z tego dumna. Rodzice też są dumni, widząc jak wyrosła ich wspaniała pegaz  :rd8: .

Edit: kodowanie :(

Edytowano przez Morning Crash
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czas na wyniki!

 

No dobra, chcę trochę zarzucić na wasze opisy(nie będę wytykać palcami). Co mi nie pasowało? Ściąganie RD.. Sądzę, że Dashie jest na tyle ambitna, że nie mogła by się zniżać do poziomu ściągania. Chociaż, mogły się zdarzyć takie sytuacje, że jednak się nie nauczyła. Tak, uczyła się na pewno, ponieważ wie, co może znaczyć "oblana" - porażkę i poniżenie. Wiedziała też, że jak swobodnie ukończy te 6 klas, będzie miała spokój. Były same sprawdziany? A odpowiedzi ustne? Tu już nie wkraczały ściągi, czy pomoc kolegów.. Żeby zdać, musiała wszystko wkuwać. RD nie mogła by też być uczennicą wzorową.. Prędzej dobrą.

 

Zadecydowałam, że dalej będę wybierać najlepszych, lecz dorzucę do każdego "ogólną" ocenę. Takie same wybranie najlepszego, jest moim zdaniem złym wyjściem, ponieważ jest za proste. Od razu mówię - nie ma negatywnych ocen(zapewne jakby tam pójść za szczegółami, to by było dużo oceniania i wytykania najmniejszych błędów.. Ale bądźmy szczerzy.. Specem to ja nie jestem).

 

Pierwsza, opublikowała swój opis Akira! Streszczono i ciekawie opisałaś pobyt. Trzymałaś się kanonu Dashie. Opisałaś krótko, lecz wszystkie ważne informacje zdołałaś tam wcisnąć.

Kto napisał następny? To była użytkowniczka Rainbow Dash ;)!

Co mam do Twojego opisu? Opis fajny, oraz ta nielubiana przez nauczycieli Rainbow Dash.. To mi nawet pasowało, lecz w tym pojęciu coś mi dalej nie gra..

A teraz we własnej osobie.. martosia2004!

To samo, co u Akiry. Podstawowe informacje udało Ci się w kilku linijkach zmieścić. Co do poprawności.. Twój tekst, zawiera zbędne myślniki(w zamian których, powinny być przecinki).

Morning Crash... Twój opis zawiera jak dotąd, najwięcej szczegółów, oraz po raz pierwszy, w połowie udało Ci się trzymać kanonu Rainbow, ale ogólnie było całkiem nieźle.

 

Hmm... A teraz pojawia się dylemat. Wyjawię dwie osoby.. Tak więc, najmniej szczegółowym, ale za to ciekawym, był opis Akiry.

Jednak, opis zawierający najwięcej szczegółów(i nawet był ciekawy) okazał się opis Morning Crasha. Ale w sumie..

Właścicielom najlepszych opisów i tym pozostałym, również gratuluję! Wszystkie były fajne, ale no cóż.. trzeba było wytypować wyróżnione prace..

 

NEXT

 

Kolejnym miejscem, jaki przyjdzie wam opisywać to..

 

filly_rainbow_dash_by_daviez20-d4e0gsb.p

 

Jednoroczna szkoła, przygotowująca do testu!

 

Ta szkoła, nie ma jednak oficjalnej nazwy. Pegazy, po ukończeniu Wyższej Uczelni, trafiają na rok do tej właśnie szkoły i pełną parą, cały rok przygotowują się do testu. Jeżdżą na obozy, rajdy i już niektóre zdobywają swoje znaczki. No ale, do jakiego testu? Lotniczego, rzecz jasna! Ale do czego właśnie jest ten test i czemu ma służyć? Decyduje, czy jest się czystej krwi, godnym pegazem, czy jednak nie! Od tego testu, zależy dalsza edukacja pegazów.. Zdanie testu, oznaczało przejście do specjalnej Akademii lotniczej, gdzie tylko i wyłącznie się lata. Niezdane pegazy trafiały na ziemię i tam kontynuowały swą edukację z resztą kucyków. Oczywiście, test był trudny, wymagał dobrego wyszkolenia.

 

W tej właśnie szkole, nasza Dashie na pewnym końcowym obozie zdobyła swój Cutie mark! Ale rzecz jasna, wasze zadanie nie polega na opisaniu jak go zdobyła. Macie podzielić się tu swoją wyobraźnią i napisać, jak mogły wyglądać te roczne przygotowania do testu, oraz przebieg jego samego.. i tylko. Nie opisujcie dalszych lat. No dobra, bez dłuższego paplania..

 

Zaczynamy!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie domyślacie się, jak podekscytowana byłam rozpoczęciem rocznej szkoły. Przecież tam wiele pegazów zdobywa swoje znaczki, a mój bok był jeszcze pusty. Muszę się przyznać, że nawet wyobrażałam sobie, jak czadowo wyglądał będzie mój CM.

Nasz plan zajęć był bardzo dziwny, bo oprócz typowych lekcji takich jak latanie, mieliśmy również śpiew, taniec oraz "spontaniczne planowanie występu artystycznego". Były również obowiązkowe zajęcia z chóru. Kiedy zapytaliśmy się, po co nam te przedmioty, wychowawczyni powiedziała, że potrzebujemy ich do "prawidłowego funkcjonowania w equestriańskiej społeczności". Wydawało się nam to bardzo śmieszne, ale szybko przekonaliśmy się, że to jest prawda.

Zajęcia z latania odbywały się codziennie, w blokach po trzy godziny. Często jeździliśmy też na obozy i rajdy. To było niezwykle męczące, ale wszyscy chcieliśmy już zdobyć swoje znaczki, więc trenowaliśmy tak dużo, ile mogliśmy. Chyba nigdy nie zapomnę panującej tam rutyny: 100 okrążeń, przerwa, 50 pompek, przerwa itd. Waśnie w tej szkole na jednym z obozów zdobyłam swój znaczek, ale to długa historia i opowiem wam ją innym razem.

Na rocznym kursie poznałam Fluttershy. Najmilszą i najbardziej życzliwą klacz, którą kiedykolwiek spotkałam. Bardzo słabo latała i dużo pegazów śmiało się z niej. Jednak nigdy nie chciała, abym dała jej jakieś rady lub wskazówki dotyczące latania. Zazwyczaj trzymałyśmy się razem, trochę się przyjaźniłyśmy. Do czasu, kiedy poznałam Gildę.

Bardzo bałam się egzaminu końcowego, bo od niego zależała moja przyszłość. Już na dwa miesiące przed nim wydłużyłam swój trening i wzięłam dodatkowe zajęcia z latania w szkole. Poszło mi całkiem nieźle. I tak byłam zawiedziona, bo miałam nadzieję na zrobienie Gromu Tęczowego, a zamiast tego wpadłam na jednego z członków komisji. Jednak dostałam wystarczająco dużo punktów, żeby dostać się do Akademii Lotniczej.

W sumie to podobało mi się w rocznej szkole. Przecież w czasie jej trwania zdobyłam swój znaczek. Pomimo tego cieszę się, że nie muszę do niej iść jeszcze raz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Nie sądzę

''Jednoroczna szkoła, przygotowująca do testu''... To właśnie tam było jak dotąd najtrudniej. Cały rok musieliśmy przygotowywać się do jednego z najważniejszych życiowych testów. Wtedy właśnie wzięłam się porządnie za naukę. Nie było mi łatwo, ale musiałam stanąć na wysokości zadania. Po za tym chęci do wszystkiego dodawało mi oczekiwanie na zbliżający się wielkimi krokami znaczek. W takim wieku znaczek to naprawdę ważna rzecz, jeden z głównych celów życia. Nie mogłam się go doczekać, oczywiście dostałam go pierwsza, nie mogło być inaczej. Był on lepszy niż te z największych marzeń... i rzecz jasna nadal jest. Wszystkie kuce zazdrościły mi go nie tylko z jego wspaniałości, ale także z szybkości pokazania się. Stało się to na jednym z wielu wówczas obozów... tam poznałam nieśmiałą i zagubioną Fluttershy. Nie zmieniało to jednak faktu, iż była i jest najmilszą osobą, którą poznałam. Obóz sam w sobie był ciekawy, najróżniejsze przeszkody, różne typy torów, najnowocześniejsze sprawdzania umiejętności! To po prostu raj dla pegaza, no może z wyjątkiem Flutterki. Obozów wtedy było dużo, jednak ten był największy. Uwielbiałam wszystkie, zawsze było z nich co wspominać... A teraz wracając do dręczącego testu... Miałam za mało czasu na przygotowanie się, a za dużo do opanowania, ale co najmniej dziwnym byłoby gdyby ktoś taki jak ja nie dał sobie rady. Musiałam dużo się uczyć, jednak opłacało się. Test zdałam ze świetnym wynikiem. Znowu duma rozpierała rodziców, a ja cieszyłam się, że mam to za sobą. Udowodniłam, że jestem prawdziwym i niesamowitym pegazem...oczywiście nikt w to nie wątpił :).

Edytowano przez Rainbow Dash ;)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed RD nowa szkoła! Nie mogę jej jeszcze jednak zaprezentować, do póki nie pojawią się min. 2 opisy! Liczę na waszą kreatywność. Ma ktoś jeszcze odwagę opisać pobyt słodziutkiej(?), malutkiej Dashie, na rocznym kursie przygotowawczym do testu lotniczego?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słodziutkiej :D
Mogę spróbować, ale dzisiaj po powrocie ze szkoły...
(tym samym robię OT, ale jak wrócę to zedytuję)

No Dybra. Jakoś działa, ale ze względu na pewne różnice w rysach charakteru może być mi trochę trudno pisać w pełni stylem Rainbow :/ .

Test. 12 miesięcy ciężkiej pracy, przy której jesteśmy rozliczani z każdej godziny w powietrzu, na ziemi i wszędzie pomiędzy.
Tu właśnie każdy upadek boli najbardziej, kiedy zmęczeni, głodni i niewyspani stawiamy czoła kolejnym etapom treningu.
Ale taki właśnie musi być pegaz, który ma dostać licencję. W powietrzu nie ma litości, twój błąd może kosztować znacznie więcej niż twoją osobę.

Mi oczywiście wypadnięcie z obrotu nie groziło, ale w trakcie przygotowań dzieleni jesteśmy na skrzydła, po 6 kucy na jedno. Każde skrzydło obiera przywódczynię lub przywódcę, którego zadaniem jest dbanie o swoich podopiecznych na ziemi, w powietrzu, przed przełożonymi i przed samym sobą. Tak, ten jednoroczny kurs zdecydowanie daje w kość, zwłaszcza jeśli skrzydło nie ma dobrego przywódcy, który potrafi wywalczyć chwilę spokoju. Na tym szkoleniu wyłapuje się nie tylko lotników, ale też liderów.
Ja zaliczyłam go w obu kategoriach.
Trafiłam nawet nie najgorzej, większość była jako tako przygotowana do testu. Poza Nią... No właśnie, Fluttershy poznałam wtedy, kiedy trafiła do mojego skrzydła. Stwierdzenie że nie była przygotowana do testu nie oddaje grozy sytuacji. Ona wręcz nei umiała latać, do tego stopnia że stawała się obiektem drwin.
Kiedyś na obozie, podczas ćwiczeń z huraganowym wiatrem wypadła z wiru prosto na inną ekipę, gdybym jej nie złapała w porę, zrobiłaby sobie krzywdę. Naturalnie ochrzaniłam ją że ma machać skrzydłami, i trzymać się szyku, a grupce gapiów kazałam zająć się własnym podwórkiem. Wieść jednak rozeszła się szybko, a że nie była to jednostkowa sytuacja, to biedna klacz stała się wkrótce głównym tematem rozmów na stołówce, ci idioci nawet nie raczyli udawać przy niej, że nie o nią chodzi. Za którymś razem po chwili wybiegła z płaczem z kantyny.

To była przesada, wśród pegazów drobne docinki, czy pokrzykiwania są codziennością. Ale nie zbiorowe maltretowanie pojedyńczych osobników. A zwłaszcza, moich osobników. Podeszłam do najgłośniej śmiejącej się grupki i powiedziałam

-W powietrzu też jesteście tacy mocni?
Poczułam na sobie zdziwione spojżenia kilkunastu par oczu.
-Nikt nie będzie się śmiał z mojej drużyny, a już na pewno nie takie nieloty jak wy.
Zbaranieli na tyle, żebym miała czas dokończyć swoją wypowiedź i wybiec w poszukiwaniu różowowłosej beksy zanim się ockną.
-A jak twierdzicie, że macie prawo do drwin, to zmierzmy się o to. Ja kontra wy wszyscy. Albo ci którym starczy odwagi.

Fluttershy znalazła się w jednym ze składzików, a pierwszym co od niej usłyszałam, było stwierdzenie że już nigdy nie rozłoży skrzydeł. Pocieszanie jej było jednym z najtrudniejszych wyczynów w moim życiu, tym trudniejszym, że i ja zaczynałam wątpić w jej możliwości.
Później tego dnia znowu przyłapałam tych łobuzów na naśmiewaniu się z niej, więc wyzwałam ich na wyścig, ale przecież tą historię z ponaddźwiękowym bum i moim znaczkiem wszyscy znają.

Żeby uświadomić wam poziom trudności, opiszę przykładowe zadanie szkoleniowe.
Po kilkunastu godzinach lotu dystansowego w deszczu czekało nas przebycie toru manewrowego wymagające pracy zespołowej, następnie należało w określonym czasie zebrać chmury opadowe i wywołać śnieżycę, która dzięki staraniom kadry trafiała zawsze w niewłaściwe miejsce, żeby kadeci mieli co sprzątać. Następnie we mgle należało przenawigować wśród wysokiego lasu, aby po krótkim patrolu móc powrócić do bazy szkoleniowej. Gdzie należało przygotować sobie posiłek, i po nim posprzątać. Wowczas skrzydło stawiało się na zbiórkę, i w zależności od aktualnych potrzeb kadetom albo wolno było iść spać, albo omawiany był dalszy ciąg zadania. Najczęściej wymagający technicznie. Po takich lotach nawet ja padałam bez życia.

Do testu wszystko szło dobrze, jednak na samym egzaminie większość zadań jest indywidualna i przedzielona punktami praktyczno - teoretycznymi, czasem nawet jakimś pytaniem. Fluttershy w którymś momencie nie dała rady, wystraszyła się burzy, czy coś i musieliśmy ją odeskortować na punkt kontrolny. Potem prawie całą noc spędziłam na przekonywaniu instruktorów, żeby umożliwili jej jeszcze jedno podejście, że ją poprowadzę, że na pewno da radę i tak dalej.
Zgodzili się wkońcu na ułatwioną moim wsparciem wersję testu, jednak postawili mi warunek. Nawet jeśli dostanie licencję, będzie musiała mieć lotnika opiekuna. Mnie. Oznaczało to, że gdziekolwiek zostanie przydzielona Flu, będę musiała tam być i ja.
Naturalnie oznaczało to że przynajmniej przez jakiś czas, dopóki żółta pegaz będzie kontynuować edukację lotniczą, lub wyruszać w loty przydziałowe, będę musiała jej toważyszyć. I na pewno nie będę mogła iść do akademii Wonderbolts, nawet jeśli ukończę z wyróżnieniem akademię lotniczą.
Fluttershy jednak i tak wybrała dalszą edukację na ziemi, i na ten czas zrezygnowała z lotów, dzięki czemu mogłam dokończyć edukację lotniczą.
Reszta drużyny zdała śpiewająco, a dzięki mojej trosce o wszystkich, zaangażowaniu w ich szkolenie i dobremu przywództwu burmistrz Ponyville wybrała później właśnie mnie jako przywódczynię ekipy pegazów na zimowe porządki.

[uff, lekki bałagan, wychodzenie poza ramy tematu itd. ale chyba jeszcze ujdzie ;) ]

Edytowano przez Morning Crash
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Nieźle poradziliście sobie z opisami. Od razu mówię, że bardziej wtajemniczona osoba dorzuciła by Wam więcej, ale ja, jako całkiem skromny, literacki amator, dorzucę co ja o tym myślę. Poradziliście sobie z trzymaniem się głównego kanonu RD, przez co byłam zaskoczona.. O wiele lepiej niż poprzednio. Tak czy inaczej, czas przejść do krótkich, zwięzłych ocen, by się zbędnie nie rozpisywać. Do następnych dodam więcej szczegółów, ponieważ nieco utrudnię Wam zadanie..

 

Akira - Nie zauważyłam bardziej znaczących błędów, miło się czytało i ogólnie było całkiem spoko.

RD ;) - Krótko, zwięźle, na temat - OK.

Morning Crash - Wow, rozpisałeś się, nawet na temat, dość szczegółowo.. Ehh.. Nie wiem, co jeszcze można zarzucić.

 

To ogólne oceny, następnym razem podam bardziej szczegółowe.

 

Następną szkołą, jaką będziecie musieli opisać.. jest..

 

*Znowu obrazek, by trzymać w napięciu*

 

Nie będzie obrazka.

 

Niższa Akademia Lotnicza

 

Teraz się spytacie.. Na czym polega małe utrudnienie zadania? Tak więc, daję Wam wolną wolę. Nie musicie stosować się do opisów, które dawałam wcześniej. Dlaczego? Bo ich nie będzie. Na czym polega ta Akademia? Co RD będzie tam robić? To już tylko należy do Was.

 

W związku z tym, że mych opisów już nie będzie, liczę na waszą KREATYWNOŚĆ i przede wszystkim ORYGINALNOŚĆ. A tego dotychczas brakowało..

Co do pamiętnika.. Nie będę publikować go teraz, lecz na koniec zabawy. A zresztą, zobaczycie sami!
 

Do dzieła!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Ponieważ nic się nie dzieje zrobię lekki ( :D ) ot, i powiem, że stworzę cóś, tylko chwilowo mam wyjątkowo mało czasu, więc może chwilka zejść. 

Tak się tylko chciałem przypomnieć.

[A jak zrobię po cichu bumpa to może ktoś jeszcze sobie o wątku przypomni {zanim dostanę za to warna :derp2: } ].

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

No to i ja włączam się do zabawy :)

Dziś zaczyna się nowy rok niższej akademii lotniczej. Ta szkoła nie jest obowiązkowa, ale ja jednak wolę ją zdać. W końcu Wonderbolts mogą patrzeć na punkty z egzaminów końcowych.

Ten czas pamiętam dość dobrze, choć mogę powiedzieć że był mniej wymagający niż za czasów wyższej akademii.

Zajęcia zaczynały się o 7:40 a kończyły 13:10 było wiele wycieczek oraz teorii lotu. Oczywiście mi nie sprawiało to kłopotu, jestem super. Praktyka była dwa razy w tygodniu! Tylko dwa! Tam byłam naj lepsza z całej klasy. Miałam wielu przyjaciół i nie odbyła się żadna impreza, spotkanie czy wypad na miasto jeżeli by mnie nie zaproszono.

Organizowano wiele zawodów w czasie których reprezętowałam naszą szkołę, również na igrzyskach.

Jednak na koniec akademii było najfajnej! Wonderbolts osobiście zaprosili mnie na swój wystemp! I to w loży W.I.P.

Tak ten czas na pewno był jednym z lepszych za czasów gdy chodziłam do szkoły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...