Skocz do zawartości

[Pojedynek] [C] PiekielneCiastko vs Sakitta


Hoffman

Recommended Posts

Mój pochłaniacz pobiera zbyt dużo energii, natrafiono na trudny materiał - krzyknął impulsowo układ odpowiedzialny za dostarczanie mocy do jednej z dziur. - Tworzy się wyrwa.
Po mikroskopijnym ułamku sekundy odezwały się kolejne.
Schować pochłaniacze! - Sakitta szarpnął nerwami. - Wysunąć tarcze pola siłowego i pokryć bańkę śluzem ochronnym.
Ogromna strata mocy na podtrzymanie pochłaniaczy. - Układy skupiły się na dziurach.
Mieliście je schować. - Księcia zirytował brak wykonania polecenia.
Impulsy doładowujące przepaliły linie napięciowe - wyjaśnił pewien układ. - Obecny status mocy pochłaniaczy szacuję na 20%. Utworzenie nowych wiązań potrzebnych do przesłania rozkazu będzie dłuższe niż czas, przez który mogą się bronić.
Tworzyć nerwy i wycofać pochłaniacze. Przejmujecie tymczasowe przywództwo. Utworzycie pola oraz śluz, gdy tylko powrócę do bańki. Niech włoski ciągną fale uderzeniowe, ta moc nie będzie mogła tam pozostać.
Żyłki Sakitta schowały się z powrotem do ciała ducha. Zaczął napierać na wewnętrzną błonę a ponieważ był traktowany jak jej część pomału przez nią przenikał. Jego poświata zawisła kilka metrów pod sufitem rozciągając szeroko ramiona. Łączył go z kloszem jeden, cienki przewód pozwalający na powrót w dowolnym momencie.
Fala i antyfala. Pamiętajcie, że wszystko posiada swoje przeciwieństwo. Nakładając dwie fale, w tym jedną dodatnią a jedną ujemną o tych samych atrybutach otrzymujemy falę zerową. - Przypomniał sobie swój wykład w szkole dla magów. - Teoretycznie utworzenie tych fal pochłania tyle samo mocy, lecz w praktyce więcej energii wymaga tworzenie fal ujemnych, gdyż większość wymiarów jest zbudowanych z fal dodatnich. To tak jakby dysponować ogniem pod wodą albo wodą pod wodą. Tworząc anihilującą się siłę ze środowiskiem musimy poświęcić więcej energii, dlatego gdy widzicie jak wróg rzuca w was antymaterią wystawcie materię. Stracicie mniej mocy niż przeciwnik a obie jednostki się po prostu nałożą wyzwalając energię rozchodzącą się w obie strony.
Był zdeterminowany przyjąć na siebie wszystkie antyładunki przeciwnika. Zaczął je wciągać do siebie odciążając pochłaniacze. Jeżeli układy odbudują przepalone połączenie na czas wszystko schowa się z powrotem do środka, natomiast jeżeli nie zdążą bańka się rozleci tworząc nową istotę według instrukcji zawartych w jednym z ośrodków.
Antypociski uderzały w Sakitte wyzwalając kolejne eksplozje. Mając drogę odwrotu, dużą moc magazynowaną przez dłuższy czas oraz energię powracającą do niego przez włoski był zdecydowany przetrwać wszystkie uderzenia. W małym świecie jaki ograniczała bańka fale uderzeniowe nie mogły uciec na zewnątrz, więc uderzały w równym stopniu o Księcia jak o Ciastko dopóki ktoś ich nie wyłapał.
Mogę jeszcze ostatecznie przerzucić bańkę na rzekę wiatrów - pomyślał Sakitta. - Tam będziemy całkowicie odcięci. Gdyby bańka rozpadła się tam przeżyłby tylko ten co potrafi radzić sobie bez fizycznej powłoki... ciekawe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Działa! To działa! A, widzę, że mam szprytnego przeciwnika. Ciastko zasłonił się najprostszą tarczą. Nie kosztowała go prawie nic, a skutecznie chroniła go przed falami uderzeniowymi. I tak naprawdę to nie była jedna tarcza, tylko kilkadziesiąt samoregenerujących się barier mających stopniowo rozpraszać energię ataku. A wierzchnie warstwy idealnie blokowały impulsy antymagiczne.

Z zachwytem patrzył, jak twór przeciwnika traci "blask" zmagazynowanej wewnątrz magii. Podczas tego tylko raz został trafiony prawie co całkowicie rozproszonym uderzeniem. Fala była tak słaba, że była jak lekki powiew.  Przez cały czas trwania bombardowania, którego ostatecznie jednak nie zdołał zsynchronizować, Ale co tam , starał się zachować jak najpewniejszą siebie minę.

Dla punktów zjadłby nawet brokuły . Podsumował w jednym z rdzeniów SI IBM, widząc, jak maga korci, by coś zrobić.

Ledwo co zdołał spokojnie stać. "Łam bariery, gdy są w najgorszym stanie. I pamiętaj, że  magia w takich tworach nie jest nieskończenie szybka. W wolnej przestrzeni prawda, ale nie w czarze. I zawsze, ale to zawsze najwięcej mocy znajduje się w miejscu ostatniego uderzenia. Znajdź ten moment i zaatakuj inne miejsce. Albo naraz zaatakuj kilkadziesiąt miejsc, jak wolisz, choć to zmniejsza siłę, z jaką atakujesz jeden punkt. Ale nigdy nie atakuj miejsca, gdzie koncentracja mocy jest duża. To po prostu idiotyzm. " Przypomniał sobie wywód jednego z magów, który go uczył. Dzięki, mistrzu. Szkoda, że ten troll jednak musiał złamać tą twoją barierę. Choć wybuch go zabił, więc chyba wygrałeś. Szkoda, że ci niedowiarkowie nie zdążyli cię odratować. Zasalutował na jego wspomnienie.

Od razu gdy wybuchy ucichły ponownie skupił się na walce. Wchłonął moc tarczy i zmusił pierścień do zaprojektowania wyrzutni rakiet. Na ziemi przed nim stanął sześcian podzielony na kilkadziesiąt segmentów. Każdy z pocisków był załadowany silnym rdzeniem z antymaterii. Jednocześnie wszystkie wystrzeliły, celując w boki areny. Ale nie w szczyt. Ciastko stworzył silną barierę wzmacniającą ciało, a obok siebie utworzył teleport, którego wyjście utworzył pod sobą. Przygotował się do wyskoku i zaczął składać czary.  Bariery tuż przed śmiercią tego człowieka nie zdążyłem pokonać jakością, to teraz tą zniszczę ilością!

Wszystkie pociski jednocześnie uderzyły w barierę. Wybuchy rozeszły się po całym terenie. Ciastko jednocześnie aktywował czar. Jego nogi z niewiarygodną siłą wyrzuciły go do góry, jednocześnie robiąc wklęsłość na podłożu. Energia wybuchów nieznacznie zwiększyła siłę wyskoku. Jego pięść, wystawiona do góry na spotkanie z częścią klosza chroniącą pomarańczowego Sakittę, aż błyszczała od ogromu najczystszej magii zniszczenia. Mag nie zostawił sobie drogi powrotnej. Magii zostało mu tylko tyle, by przez kilkanaście sekund utrzymać barierę zdolną wytrzymać bardzo silną magię. Zawsze zostawiał sobie takie minimum. I nie raz okazywało się ono przydatne.

Uderzył w barierę, jednocześnie aktywując czar w pięści. Tylko kilka razy widział bariery zdolne zatrzymać taką energię... tylko, że nigdy nie były one tworami jednego maga. TYM RAZEM MNIE POSŁUCHASZ!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nagromadzenie energii osiągnęło poziom krytyczny - przekazał jeden z ośrodków wykonując impulsy świetlne. - Możemy starać się to utrzymać, ale wynik będzie negatywny. Włoski są przepalane a magazyny przepełnione. Jeśli...

Postępuj według instrukcji w rdzeniu - krótko odpowiedział Sakitta błyskiem ledwo przebijającym się przez wnętrze bańki.

Przysięgam, że będę ci służyć mym życiem aż po kres czasów - recytował niepewnie nieznane mu wcześniej zdanie - a teraz transformacja kloszu...

Księcia wessało z powrotem do sufitu. Otoczył się strukturami znajdującymi się w pobliżu i zawisł między ściankami błon. Mały obszar dookoła odciął się przewodami od reszty, próbując jednocześnie się zagęszczać.

Po wszystkich nerwach kloszu poleciały wyraźne impulsy wysłane jednocześnie przez wszystkie układy myślowe. Sięgały one do spodu naczynia. Powstały tam klamry mocno ściskające ściankę. Po chwili otworzyły się wypuszczając całą energię na zewnątrz, na zmarnowanie. Moc poleciała ku górze areny wypalając dziurę w suficie. Tak, byli wtedy do góry nogami, choć pod niezauważalnym ukosem.

Klosz szybko wyrzuciło na bok formując go w bezwładną, fioletową biomasę ze świecącymi na pomarańczowo układami. Sam Sakitta lewitował w idealnie okrągłej, czarnej z żółtymi pnączami kuli.

Gdybym znał takie zaklęcia podczas wojen konfederacji... Może wygralibyśmy bitwę, którą wcześniej nazywaliśmy bojem ostatniej szansy.

Biomasa zaczęła bulgotać i rozciągać swe struktury. Po chwili wyrosło z niego jakieś ciało o zauważalnych konturach. Całe pokryło się ciemno-fioletowym ciałem mając jedynie błyszczącą na niebiesko gwiazdę na środku głowy. Trzy długie nogi po obu stronach tułowia stanęły w rozkroku a ogon z paszczą rosiczki sprężył się jak wąż gotowy do ataku. Stwór zasłonił się szczypcami i wydał cichy turkot gotując się do walki.

Jego gwiazda na głowie pokryła się różnokolorowymi światełkami przekazując nową informację:

-Mica Larva gotowy na rozkazy.

-Atakuj tego maga - odpowiedział światłami wydobywającymi się z pnączy. - Jesteś resztą tego co zostało z kloszu. Masz dość mocy by przetrwać, ale zbędnie nie ryzykuj. Jako iż jesteś jednocześnie arcymagiem jak i istotą silną fizycznie dobierz odpowiednią strategię według własnego uznania.

Szczypce Mica Larvy pokryły się półprzezroczystą osłoną zasłaniającą ciało a ogon zawisł nad głową celując w Ciastko, jednak odwlekając atak na dogodny moment. Sakitta pozostał w bańce podlatując do swojego stwora. W obrębie nowego naczynia zaczęły pojawiać się organiczne części.

Teoretycznie umarłem kilkukrotnie podczas tej bitwy. - Zaśmiał się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jego sytuacja nie była najlepsza. W jego stronę mierzyła swym ogonem jakaś skorpionopodobna istota, a on sam był prawie

bez mocy. Co prawda powinien wytrzymać conajmniej kilkanaście uderzeń... ale twór nie wyglądał na zbyt zaawansowany technologicznie, a magia miała to do siebie, że jej twory ŻYŁY. I, co najważniejsze, nie wiedział, czy stworzenie było zaprogramowane, by zabić. A te szczypce najpewniej nie były oznaką pokojowych zamiarów.

Palnąłby się w czoło, gdyby był sam. JUŻ NIE BYŁ BLOKOWANY PRZEZ BARIERĘ! IBM, daj mi trochę mocy. To nie podziała. W tworze jest jej sporo, ale Sakitta to już kilkanaście lig dalej. I nie wiemy jakie czary ma twór. Żeby być bezpiecznym potrzebujesz dwukrotności mocy Sakitty. To odpada. Skoro już poznałem jego poziom mocy i magię, to ma być uczciwie. Pomogę ci. Nie, przecież mówiłem, że to jest tylko mój pojedynek. Ale on też stworzył coś, co może samodzielnie walczyć. Po raz któryś, zresztą. Nie możesz być gorszy od niego. Co pomyślą widzowie? IBM doskonale wiedział, że to zdanie podziała. I się nie zdziwił. Jakby się na to spojrzeć z tej strony... Ale zajmiesz się tylko tym stworkiem i znikasz, gdy go pokonasz, OK? Zgoda. Ciastko poczuł, jak tuż pod nim otwiera się portal do jego absolutu, a zaraz po tym spod ziemi obok jego nogi wystrzeliła długa ręka, która złapała ogon tworu Sakitty. Po chwili pojawiła się druga, choć ona posłużyła tylko, by wyciągnąć resztę metalowego, świecącego śnieżnobiałego humanoidalnego ciała z wymalowanymi gdzieniegdzie ciasteczkami. A gdy IBM w jednym z swoich ciał stał już stabilnie na obu nogach, to podał rękę Ciastku. Mag odwzajemnił przyjacielski uścisk towarzysza. Gdy ich dłonie się styknęły mag poczuł, jak wielka moc regeneruje jego wewnętrzny zbiornik na magię. Jednocześnie robot przestał świecić i stał się szarobiały. Równiusieńko tyle, co ma Sakitta i ta jego bańka. Pogrzało cię z .... Tak, a co? Przecież to cię mogło spalić? Heh, ludzie. Czy nie widziałeś, że to nowy model? Idealnie ukrywa promieniowanie magii i jest jeszcze odporniejszy. A przy obecnej mocy nie nie może się stać. Idiota, nawet ja się boję świecić od mocy.

Ciastko odciął swój umysł od pomysłów IBM'a. Co by tu zrobić, by sędziowie.... CZAS!

-Sakitto, sekundkę - powiedział spokojnie mag do swojego adwersarza, po czym odwrócił się do miejsca, gdzie według jego domysłów są sędziowie. - Proszę panów, ile nam czasu zostało?  - wykrzyczał, wymownie stukając palcem o nadgarstek.

Znał moc organizatorów. Już raz mógł posmakować nagłego zakończenia pojedynku. Czary, które za to były odpowiedzialne były potężne.... ale przez dłuższy czas jego świadomość nie czuła smaku żadnych potraw. Przez miesiąc się leczył, ale wyzdrowiał dopiero po kilku dobach na nogach. To było najgorsze sześć dób w jego życiu. Nie czuć smaku ulubionych potraw.... do dziś wzdrygał się na samą myśl, choć od tego czasu przeżył już kilkaset lat względem siebie, a kilka tygodni względem tego świata.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sakitta uśmiechnął się, lecz i tak nic nie było widać poza zarysem jego sylwetki. Przypomniało sobie, jak walczyli w konfederacji przeciwko Cyklonowi. Przez pierwsze dwa miesiące armada okrętów kosmicznych próbowała zrobić wyłom w jego szyku, by ostatecznie wykonać wyłom dla dwudziestu tysięcy magów i dwóch milionów elitarnych żołnierzy z różnych wymiarów. Dronów, przywołańców, chowańców czy zwykłych bojowników już nikt nawet nie liczył. Przez trzy lata walczyli bez przerwy - nie śpiąc, nie jedząc oraz nie oddychając. Jedyne czym się karmili, było magią dostarczaną z odległych planet. Tych kilkunastu co przeżyło wróciło do jeszcze niezajętych światów, by szukać ratunku. Był w czteroosobowej grupie, która odnalazła Hegemona w wyizolowanym wymiarze oraz przekonała go do objęcia dowództwa nad tym, co pozostało z wszechświata. Po piędziesięciu sześciu latach wygrali wojnę trwającą od trzech tysięcy lat.
Czas, mamy go aż za wiele.
-Nie przejmuj się sędziami - powiedział głosem zmodulowanym przez swoją osłonę. - Stać nas na dokończenie pojedynku gdzieś w odległym świecie. Poza tym jaką oni mają władzę? Pradawne prawa mówią, że wygrywa ten, kto dłużej stoi na nogach, choć nie tyczyło się to walk istot ich pozbawionych. Poza tym naprawdę się ich boisz. Patrząc na nich wyglądasz, jakbyś czegoś się obawiał. Nie wiem, jak ty jesteś zabezpieczony, ale mnie praktycznie nie da się zabić. Póki istnieją zakonni szamani dusz niemal zawsze można mnie wskrzesić. Jeżeli sprawiają ból albo inne negatywne uczucie pamiętaj, że to tylko głupia reakcja nerwowa w mózgu fizycznym.
Machnął ręką w stronę potwora i wyemitował fale świetlne:
Pamiętasz o jedynej truciźnie, jakiej używa się od czasu nieudanego zamachu na Hegemona?
Stwór nawet nie odpowiedział, tylko błyskawicznie wyrwał się ze ścisku i uderzył szczypcem o humanoidalną istotę. Ostrze odbiło się, ale stało się coś jeszcze. Odpadło do chwilowo powstałego portalu. Spostrzegawczy zauważyli, że przed atakiem zaczęło się topić i zapadać samo w siebie. Na maszynie rozlała się czarna ciecz trawiąca oraz zamieniająca cudze struktury w swoją podobiznę. Efekt auto replikacji. Jej czątki, by powielać siebie, pobierają wszystko z zewnątrz.
Jak dotąd nie znaleziono lekarstwa poza zabraniem tego, co jeszcze zostało. Może będziesz pierwszy, wtedy przestaniemy wyrzucać zainfekowane szczątki do wymiaru ,,śmietnik".
Po kilku skurczach szczypce skorpiona odrosły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytając w myślach magicznych wojowników, a także widząc ich determinację oraz ogromną moc, skład sędziowski postanawia znieść pierwotne ograniczenia i umożliwić dalszą walkę. Jak to mówią, "do końca". Pamiętajcie o zasadach sekcji!

 

Zatem na co czekacie? Arena Wam stygnie!

 

PS. Hoffamn, osobiście Ci dziękuję, bowime czytam to z radością i już się bałem że to koniec @_@ ~Zegarmistrz

Zegar, dwie literówki, Ty chyba pijany byłeś jak to pisałes ~Tric 

To ze szczęścia ^ ^'''` ~Zegarmistrz

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mamy nieograniczony czas? I dobrze. Ale mięliśmy walczyć, a nie rozmawiać. Czyżby Sakitta grał na czas? A może... Ciastko, to jakaś magiczna trucizna zmieniająca wszystko w siebie! Tak, wiem. Nie przeszkadzaj, jestem zamyślony. Dobra! Zmaterializuję całą moją magię i zmienię się w czarną dziurę. Pasuje? Jak nie.... Jak ty coś wymyślisz, to szkoda gadać... To cię topi? Jak nanoboty zmienia moje struktury w siebie. Jak na razie przemienił 20% materii. Magii nie zniszczyło, ale ją przeniosłem do nóg. Dobra. Więc wiem, co zrobić. Przemień trochę materii w magię i zamknij to coś w próżni. I czekaj na sygnał.

Jak rozkazał, tak się stało. Ta nieznana Ciastku trucizna zniknęła w środku IBM'a, który z tego powodu nie zaczął wyglądać gorzej. Skoro mam nieograniczony czas.... Nie, kolejne doładowania z Piekła nie wchodzą w grę. Sakitta nie posuwa się do tego. Co prawda zrobił tą barierę, ale pewnie już nie użyje ponownie czegoś takiego. Co takiego epickiego znam? W myślach machnął ręką. A czort z tym. Czas zdobyć trochę punktów.

­-Sakitto, nie rozumiesz mnie. A tak między nami ja nie rozumiem ciebie - dodał ciszej, po czym rozłożył szeroko ręce i podniósł wzrok na widownię. - Ja tu jestem, by każdy z nich obejrzał sobie trochę dobrej magii! - Końcówkę zdania już wykrzyczał odpowiednim tonem, obracając się dookoła podczas tych słów. - Jeśli chodzi o walkę, to na nudę nie zalegam. Ale jest jeszcze jedna ważna sprawa - Momentalnie spoważniał. - Dlaczego walczą za nas nasze twory? - powiedział trochę ostrzejszym tonem, wskazując dłonią na stojących naprzeciw siebie twór Sakitty i IBM'a. Pokryj to coś, tą zarazą do środka.

IBM nagle, bez niczego wskazującego na to, co ma zamiar zrobić, wystrzelił w stronę "swojego przeciwnika", zmieniając się w plamę srebrnej cieczy z żyłami czerni.

Gdy IBM tak "majestatycznie" leciał do krabopodobnego tworu mag poczuł, jak jakaś nieznana mu magia zatrzymuje czas. Zdumiała go absolutność tego zjawiska - on co najwyżej potrafił spowolnić czas, co dawało odrobinę gorszy efekt.

IBM? Zapytał się niezadowolony w myślach. Sam kazałeś wcześniej skupić wszystkie sensory znad tego obszaru na sobie. Dobra, wybaczam ci. A teraz pomyśl, że choć znam nie wiem ile magii, to ciągle spotykam jakieś mi nieznane. Ciekawe ukazanie nieskończoności tego świata, czyż nie? Ty nie filozofuj tylko powiedz to, co chcesz powiedzieć Sakiccie.

-Sakitto, mój towarzysz właśnie unieruchamia twojego. Mogą za nas walczyć, ale mam propozycję, która... - Cholera, zapomniałem. Pomyślał zaskoczony i lekko przestraszony swoim brakiem pomyślunku przesłał komputerowi w Piekle polecenia, co miał opracować. Jednocześnie zaczął kasłać, by ukryć swoje zamyślenie. Gdy upewnił się, że komputer opracuje mu to, co chce, przestał używać swoich umiejętności aktorskich. Nikt nie powinien się na nich odgadnąć - za dużo ćwiczył udając w innych wymiarach inne osoby, często całkowicie różne od niego, że tak prozaiczna rzecz jak kaszel nawet nie była dla niego zabawą. Po prostu była niczym. -... trochę przyśpieszy naszą walkę. Widzowie z pewnością się niecierpliwią.

Początkowo chciał zaproponować, by walczyli tylko przeciwko sobie,  nie robiąc nic mogącego samodzielne działać, ale w ostatniej chwili kaszlu uderzyła go myśl, że wiele magii opiera się na samodzielnych tworach albo ściąganiu pomocy z zewnątrz. A on nie chciał ograniczać Sakiccie pola do popisu.

IBM, ociupinkę ciebie poproszę na rękę. Wystawił w stronę unieruchomionych tworów rękę. Zgodnie z poleceniem odrobinka metalicznej cieczy, już bez czarnych żył, pokryła jego rękę. Na mojej magii zrób z tego jakąś fajną zbroję. Jaką? Nowoczesna wariacja na temat płytowej. Akceleratory uderzeniowe, silniki manewrowe i antygrawitacyjne. Jakaś linka i kółka. Wbudowana broń energetyczna do walki na dystans i w zwarciu. A może frytki do tego? Ach, no i butelkę mineralnej na pokładzie. Na trzy.

Pomyślał trzy, gdy ręka była już uniesiona w górę. Inteligentny materiał IBM'a zaczął powielać się, jako budulec wykorzystując magię, którą dostarczył mu Ciastko. Po chwili pokrywała go warstwa falującego jak ciecz metalu, który uformował się w zbroję podobną do płytowej, z tą różnicą, że ta Ciastka świeciła w kilku miejscach, była całkowicie szczelna oraz widać było, że nie blokuje mu możliwości ruchów. Przynajmniej większości. Do diabła, trochę za wiele jak na jeden ruch. IBM, zostaw temu czemuś ten materiał i powrót do formy.

-Twój ruch - powiedział mag, gdy IBM rozpłynął się do plamy pod tworem Sakitty. Na jego powierzchni została tylko odrobina metalicznego poblasku, który szybko przemienił się w czerń. W tym czasie plama odpłynęła kilka kroków w bok i powróciła do formy humanoidalnej. On cię znienawidzi. Próbujesz zniszczyć mu twór, zakładasz zbroję, a co najgorsze robisz mu czarny PR. Wiem. Odpowiedział trochę zdenerwowany. Bał się, co pomyślą widzowie na jego temat. 

Zegarmistrz, ty już wiesz jaki mag wyczarował to zatrzymanie czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twory i jeszcze raz twory... Ile to ja ich natworzyłem, zresztą byli i tacy co infekowali całe galaktyki wirusami zdolnymi zamieniać wrogie struktury we własne. Podczas konfederacji większość planet uległa zniszczeniu, pozostawiając za sobą nieprzemierzoną sieć czerwonych pnączy. A ja znowu o przeszłości.

-Nasze ,,twory" mogą przestać walczyć - powiedział Sakitta przybliżając twarz do ściany bańki, by wydobywał się z niej mniej zniekształcony głos - ale w zamian za coś. Ja przestanę korzystać z pomocy moich przywołańców tylko wtedy, gdy przestaniesz nadawać z kimś siedzącym, gdzieś daleko. Pozostaje tylko to co masz zaraz przy sobie, np. komputer pokładowy w zbroi. Nie wiem, gdzie ten ktoś jest, ani czym. Pewnie jakiś komputer, jakby żywy mózg był czymś gorszym... Wiem, że cię wspomaga. Wychwyciłem jego fale podczas walki w kloszu. Nadal czuję zaburzenia, więc dalej z nim korespondujesz. Odetnij się od niego, a obiecuję, że już niczego nie przywołam, oczywiście niczego co działa samemu. Tradycyjne zaklęcia dalej pozostają w arsenale. W przeciwnym razie mój Mica Larva pokaże twojemu robotowi kilka sztuczek, włączając te najbardziej brutalne. Mogę ci zagwarantować, że te potwory walczyły już z większymi istotami. Poza tym samemu też mogę użyć arsenału z zewnątrz, tylko będzie to coś więcej niż robot. I jeszcze poza tym zaklęcia kontroli czasu są ślepym zaułkiem w dziedzinie magii. Proszę, nie korzystajcie z nich, gdyż na nikim nie robią wrażenia, a potwierdzają jedynie, że nie znacie narzędzi zdolnych do niwelowania ich skutków.

Kulka, w której pływał Sakitta, błyskawicznie ścisnęła się do rozmiarów arbuza. Książę wyszedł z niej w cielesnej powłoce ubrany w cienką, gładką, idealnie pasującą do jego ciała substancję (jedynie w miejscach intymnych nie zastosowano napiętości). Na twarzy miał maskę z kilkudziesięcioma przegrodami na czerwone plastry, przypominające te pszczele. W czarnej powłoce z kilkoma ciemnofioletowymi liniami stanął w lekkim rozkroku, trzymając w lewej dłoni wyciągniętą halabardę z ociekającymi kroplami ciemnej substancji. Na drugim końcu drzewca był zamontowany cienki szpikulec, którego nikt z widowni nawet nie zauważył.

Jego zbroja była doskonale szczelna oraz jednolita. Nie krępowała, żadnych, nawet najmniejszych ruchów. Mimo małej warstwy wydawała się trwalsza niż jakikolwiek stop metalu, a do tego posiadała ,,duszę zbroi". Dusza zbroi dawała możliwości, jakich nie mieli samotni magowie. Jej dużą zaletę stanowiły klątwy nałożone na zniewolone istnienia. Tak kończyli najgorsi zbrodniarze świata, tracili własne dusze na rzecz zakonu. Nie mógł liczyć na przebłyski inteligencji tej istoty, ani na dobre rady, ale miał coś lepszego: gniew na wszystko żywe i chęć niszczenia, nawet swego Pana. Wystarczyło czasem popuścić łańcuch by dusza rzuciła się nawet na swoich dawnych towarzyszy, by choć na chwilę zaspokoić wieczny ból i głód.

Nie chciałbyś kiedyś Ciastku być przez nas ścigany za masowe mordy na trzech rasach, tak jak on.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czy twój arsenał zakłada roboty bojowe wielkości uniwersów, dla których galaktyki są jak małe talerzyki? Prawie mu się to wymsknęło. Nie, nie mogę być aż taki arogancki. Stracę na tym za dużo punktów.

-Zgadzam się - powiedział krótko i odwrócił się do IBM'a. - Zmykaj mi stąd.

-A co z ciałem?

-A olać cia.... - prawie machnął ręką. - Dawaj je tu. Przyda się  - i nie psuj struktur SI.

Humanoidalny twór podszedł do niego i położył swą dłoń na jego piersi. Zaczął się rozpływać, a materiał płynął w większości przecząc grawitacji. Ciastko poczuł, jak kolejna odrobina magii zasila go.

Na serio mam się rozłączyć? Tak. Ale nie blokuj wysłania TEGO. Jakiego TEG.... Ciebie chyba całkowicie pogrzało! Przecież to cię zabije! Nie kracz, bo wykraczesz. Będzie działać. Może. Dobra, ufam ci. Ale jak będziesz miał zginąć przez to przenoszę cię do Piekła. Nieważne, czy właśnie będzie się rozstrzygał pojedynek. A tak swoją  drogą... wiesz, że to podziała maksymalnie kilkanaście sekund? Są błędy. Dobra, skoro już o tym wiesz, to zoptymalizuj to. Ile mam czasu? Wyślij to gdy będę miał na serio przerąbane. Rozłączamy się.

Eduardo, tak od teraz się nazywasz. Pomyślał do zbroi, a czujniki w hełmie wykryły te słowa. Co? Nic, chciałem wiedzieć, że mam do kogo gębę otworzyć. Masz Sakittę. Wiesz... to trochę nie stosowne zajmować pierdołami przeciwnika. Taaaa. Nie będziesz mu przeszkadzał walczyć. Jak my się dobrze rozumiemy....

-Rozumiesz, nie lubię marnotrawstwa - powiedział do Sakitty. - A co do arsenału.... masz w nim jakieś epickie, wielkie roboty? Bo kolekcjonuję takie. Może się po pojedynku powymieniamy?

Czekając na odpowiedź skupił się na czymś całkowicie innym, a dokładniej na jego wyposażeniu.

Kurde, co dostanie więcej punktów? Coś obcisłego, czy wielka zbroja? Sakitta, ty cwany lisie. Ty nie musisz wymyślać efektów dla twojej zbroi. Eduardo, zmieścisz jakąś dodatkową broń, jakieś działka i jeszcze wyrzutnie rakiet w tym wyglądzie zbroi? Jednocześnie? Chyba cię pogrzało! Nie, nie jednocześnie. A będziesz umiał w locie ją zmieniać? Poradzę sobie. Dobra, to teraz przygotuj jakiś silny generator tarczy. Sądzę, że ta substancja na końcu tej jego halabardy to coś podobnego do tej żrącej trucizny. Skąd u ciebie takie przypuszczenia? Jakież cięte riposty... Dużo ruchów blokujesz? Trochę tak. Jeśli sobie życzysz, to będę na okrągło pilnował, by dokonywać zmian pozytywnie rzutujących na twoją mobilność. Że co? Trochę, ale będę się zmieniał w zależności do sytuacji. Dobra, zrozumiałem za pierwszym razem. Po prostu się droczę.

Czekał na odpowiedź Sakitty z niecierpliwością.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Roboty? - Sakitta wybałuszył oczy, co objawiło się przejściem błękitnej fali przez jego maskę. - Zakon nie stosował ich nigdy. Opieramy się jedynie na już gotowych czempionach. Nie wytwarzamy armii, a zwiedzamy kolejne wymiary, szukając najbardziej unikalnych istot i oferując im pomoc w dowolnej kwestii w zamian za przyłączenie się do nas. Niektórzy proszą o lek na chorobę dręczącą ich rasę, nie ma sprawy, inni o bogactwo, proszę, mamy praktycznie nieograniczone środki. Byli i tacy co chcieli wskrzesić swoich bliskich. Jeśli ich dusze nie zostały całkowicie zniszczone nie będzie problemów. Hegemon ma dobrą znajomą w postaci bogini śmierci, którą zresztą sam awansował po zabiciu jej poprzednika, sukinsyna lubiącego mordować. Cóż, teraz bogowie są bogami tylko z nazwy, większość nie dycha, a pozostali odeszli w zapomnienie. Zakon opiera się na dobrowolnych rekrutach z potencjałem. Jeżeli chciałbyś robota, raczej poszukaj u imperialnych. Akurat mamy tego samego wodza co oni. Właściwie stworzono ich dla uzupełnienia nas regularnymi wojskami, byśmy nie musieli stawać do otwartych wojen w niewielkich grupkach, ale to inna historia. Zresztą oni najbardziej lubią wytarzać w zbiornikach żywe tkanki golemów, robali czy humanoidów, a następnie dawać im mechaniczne zabawki. Dzięki temu uzupełnia się magia i technologia, życie i maszyny. Samych robotów niestety nie posiadamy. Zbyt łatwo można by je zniszczyć, a do tego dochodzi przewidywalna inteligencja oczywiście, jeśli wie się gdzie szukać, oraz brak duszy, co skazuje na je niemożność egzystencji po otrzymaniu krytycznych obrażeń. - Zamyślił się, po czym podniósł rogi ust do góry. - Prawo życzenia. Możemy narobić robotów, jeśli się do nas dołączysz, by czyścić wszechświat z chaosu oraz złych istot. Tylko musiałbyś dać nam jakieś wytyczne, bo imperialni nawet okręty kosmiczne robią z pół-organicznymi komponętami.
Mica Larva rozpłynął się w czarnej chmurze i szybko wessał się do środka przez przezroczysty portal.
Księcia przeszedł skurcz, odginając jego plecy do tyłu w zgięciu tak nagłym i szybkim, że można by go posądzić o połamanie sobie kręgosłupa. Ukląkł na jedno kolano, kierując halabardę w stronę przeciwnika, jednak nie zamierzał atakować. Jego zbroja na chwilę zaświeciła się i wróciła do normy.
Jeszcze nieokiełznana bestia. Takie są najniebezpieczniejsze, zarówno dla otoczenia, jak i pana.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Masz coś do robotów? - krzyknął IBM z widowni, powodując niewielkie zamieszanie na widowni, ale dość szybko został uciszony przez WI zaprogramowaną na pilnowanie go przez Ciastko. Aż dziw bierze, jakie te sztuczne inteligencje nie inteligentne.

Ale zaczęło się coś dziwnego. Ciastko w pierwszej chwili chciał podbiec i jakoś z mniejszego dystansu pomóc swojemu przeciwnikowi, ale odpuścił sobie ten pomysł. Cholera, to tylko udawana walka.

Ta myśl odnosiła się do dwóch rzeczy, które przyszły mu na myśl praktycznie jednocześnie : Sakitta użył czaru groźnego dla niego oraz to był jakiś fortel. W pierwszym przypadku Sakitta zrobił ciut głupio - Ciastko nie planował korzystać z magii bardziej złożonej niż Sakitta. W drugim przypadku oznaczało by, że jego przeciwnik za poważnie podszedł do tego pojedynku i nie chciał zbytnio wygranej, skoro zachował się tak niehonorowo.

Ciastko powoli i delikatnie upchnął powietrze przed sobą, co w języku znanych mu gestów znaczyło "daj na luz". Ale podejść się nie odważył.

-Sakitta, tu nie musisz używać niczego groźnego. To walka tylko dla frajdy - zaczął go zapewniać.- Ja też tak do tego podchodzę. 

Edytowano przez PiekielneCiastko
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Książę tłumił duszę zbroi. Niematerialny stwór wił się i szarpał, próbując przezwyciężyć swego obecnego pana, lecz nadaremnie. Znano sposoby walki z nieposłusznymi zniewolonymi duszami. Duch szybko uspokoił się, a właściwie został ściśnięty zbyt bardzo, by móc dalej atakować. Obezwładnioną duszę można było nawet wyrzucić poza zbroję, prosto na przeciwnika, jednocześnie trzymając ją na smyczy i wciągnąć z powrotem do siebie. Taki był jeden z podstawowych atutów tych zbroi. Jednak póki co Sakitta wolał wykorzystywać jego kinetyczne możliwości.
-Czy w walce nie chodzi o to by walczyć? - zapytał, gdy był już w pełni ustabilizowany. - Jeżeli chcesz cię jedynie bawić i czerpać frajdę to... - Z podłogi wybiło się kilka brązowych skał z usypanym między nimi piaskiem. Całość przypominała najzwyklejszą piaskownicę.
Co to za ludzie? Podczas ćwiczeń niejednokrotnie zabijałem swoich uczniów, by potem ich wskrzeszać i tłumaczyć, gdzie popełnili błąd. Nikt wtedy nie mówił, żebym przesadzał. Kilkoro zrezygnowało po kilku próbach, ale byli i tacy co mi dołożyli. Póki nie zamierzamy się na dobre pozabijać, to chyba nie ma niczego groźnego?
-Dobra, masz tam alternatywę, możemy też porobić jakieś pokazy sztuczek magicznych, albo pośpiewać piosenki. Akurat uczę się gry na flecie. Wybieraj, w końcu mamy czas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ściągnij do czasu walki hełm i czytaj z widma na kręgosłupie.

-Flet, mówisz? - "zapytał" się zainteresowany. - Ciesz się, że nie masz kumpli podobnych do moich - pokiwał lekko głową. - Oni by już lepiej znali twoją orientację seksualną - zamyślił się. Zrób mi najzwyklejszą gitarę elektryczną a w sobie piecyk. Złapał w powietrzu za materializujący się instrument. - Choć i tak uważam, że jedynymi męskimi instrumentami są te od rocka i muzyki klasycznej. Ale ja teraz uczę się gitary.

Zagrał skróconą przez siebie wersję solówki z "Armii Boga" Hunter'a. Jak kończył aż mu się łezka w oku zakręciła.

-To jest muzyka, a nie jakieś " Wlazł kotek na płotek " - wbił wzrok w gitarę. Udawaj widmo jakiegoś czaru wzmacniającego. Po co? Zaraz się przekonasz. - Mówiłeś, że chcesz walki? - zadał pytanie retoryczne.

Wybił się w górę, biorąc instrumentem zamach znad głowy.

-Będziesz dla mnie tym, czym jest scena dla większości rockmanów! - wykrzyczał, po czym hełm na krótką chwilę zasłonił mu pole widzenia. Była to ilość czasu, jaką potrzebował Eduardo na załączenie systemów wizji. Miał nadzieję, że wszyscy zrozumieją aluzję do tego, że ma zamiar zniszczyć gitarę na głowie swojego przeciwnika.

Poczuł, jak gitara roztrzaskuje się, trafiając w coś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sakitta zamyślił się nad słowami Władcy Piekła.
Orientacje seksualne? Po co coś takiego? Nie lepiej kochać ideę oraz wiedzę? A co on ma do fletów? Przecież to piękny starożytny instrument pochodzący jeszcze z...
Zaważył pędzący w jego kierunku instrument. Nie zastanawiając się, uznał to za atak, niesklasyfikowaną dokładnie bronią. Przeciwnik zbliżył się wystarczająco blisko, by wykonać atak. Maska księcia pokryła się absolutną czernią. Wyskoczyły z niej oślizgłe macki z tysiącami cienkich i falujących włosów. Pośrodku stworzenia były fioletowe światełka ułożone w trójkąt. Potwór bez trudu roztrzaskały gitarę i kierowały się dalej.
Dusza, której odebrało się własne wnętrze, pragnie tylko jednego: ukoić pustkę. Łatwo można było się domyślić, co chciała pożreć i że będzie całkowicie zdeterminowana, by to zrobić, dopóki Sakitta nie przywoła jej do porządku.

Wysunęła swoje długie macki ku ciele przeciwnika i zaświeciła oczkami. Czuć było od niej osłabiającą aurę, a w jej głębi można było spotkać krzyk zbrodniarza. Jeżeli czegoś na tym świecie można było się przerazić, to były tym bez wątpienia powykręcane i spaczone zwłoki, ciągle wijące się w cierpieniu i pałające rządzą mordu, były tym zwłoki duszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciastko poczuł, jak "traci grunt pod stopami", gdy okazało się, że gitara została zniszczona przez jakieś macki z światełkami. Silniki! Silniki! Nie mamy silników. Odpowiedział spokojnie Eduardo. Pompuj adrenalinę! Macki jakby spowolniły. Jak to nie ma silników? A gdzie miałem zmieścić? Przy tych armatach kinetycznych w rękach? Czy może rakietach strącających na plecach? Ciastko patrzył, jak macki wciąż się zbliżają, jakby płynęły przez smołę, a nie przez powietrze. W armatach ciąg wsteczny. Kilka rakiet wybuchowe, reszta wypełniona magią absolutu ukrytą w szczelnym subwymiarze. Wystrzel, gdzie nie będę mógł się ruszać. Nie mów, że chcesz.....

Nie usłyszał dokończenia. Takie połączenia miały tą zaletę, że mógł je do woli włączać i wyłączać. Zagrożeniem było to, że Eduardo się obrazi, ale było ono nikłe. To była nowa SI. Dopiero doświadczone się buntują. Więc, Sakitto, czy jesteś czuły na jakiś żywioł? Wystawił dłonie przed siebie. Przypomniał sobie poszukiwane czary. W jednej chwili wystrzelił z dział kinetycznych i wykonał czary. W stronę Sakitty poleciały dwa pociski. Jednym była Lodowa Błyskawica Cienia. Drugim było połączenie światła i ognia. Dopiero gdy oglądał powtórkę pomyślał, że mógłby nazwać ten czar błyskiem ognia.

Ale to było wiele czasu później. Obecnie kręcił się w powietrzu, a jego plecy wypluwały kolejne rakiety. Usłyszał kilka wybuchów.

Ale wiedział, że nie zdoła ustabilizować lotu. Pozwolił na kontakt z Eduardo. Sztywna rama! Wykrzyczał w myślach na moment przed dotknięciem ziemi.

Eduardo zdążył. A, że dotknął ziemi dłońmi, odbił się. Dopiero trzy powtórzenia później leżał na ziemi. Szybkim ruchem wstał. Zaczął składać jak najbardziej zoptymalizowane zaklęcie. To, co chciał zrobić musiało trwać krócej, niż czas Plancka. Tak krótko, że nie było istoty zdolnej zareagować, nawet jeśli działała z prędkością światła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Duszę wessało z powrotem do zbroi. Mógł ją wykorzystać jeszcze później. Poza tym miała teraz inne zadanie.
Sakitta nawet nie miał zamiaru odbijać rakiet czy wykonywać wymijających piruetów. Jego zbroja skurczyła się do rozmiaru cieniutkiej nitki. Pociski miały problem, by trafić w coś tak małego, a nawet jeśli były na kursie kolizyjnym, nitka odginała się w innym kierunku.
Poczekam, aż skończy mu się amunicja. Trzeba go nauczyć, że wojny wygrywa nie ten, kto zabierze lepsze strzały, tylko ten, kto posiada więcej kamieni.
Postanowił popatrzeć na wybuchy przez zmysły, jakie mógł utrzymać w takiej ciasnocie na wysokim stadium świadomości.
W międzyczasie czekał na odpowiedni moment, by wyemitować impuls EMP. Był ciekawy czy układy przeciwnika się spalą, pozostawiając dymiącą maszynę, czy też wytrzymają napięcie. Wtedy należałoby poatakować innymi sposobami, ale wszystko w swoim czasie.
Eh. Wtedy mógłbym się do niego ,,przytulić" - pomyślał o czarach kontaktowych.

Jedno było pewne. Gdyby na dłużej doszło do zbliżenia, mógłby w pełni wykorzystać niszczące właściwości duszy zbroi, a do tego nawet samemu okryć ich wspólnym cienistym workiem. W tym celu zaczął przygotowywać metalowe haki wystające z kilku powstałych grudek pancerzu oraz jeden większy w lewej ręce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co mam zrobić z tymi rakietami? Nic, zmiana planów. Ale ja nie znam żadnych planów. Nie?      Tak czy siak zmieniam plany. Dorób kilka rąk i każda niech trzyma linę? Jaką? Jakaś w miarę mocna. I przygotuj coś do wystrzelenia ich końców na ściany.

Stało się, jak polecił. Jego własne ręce w krótką chwilę zrobiły z lin lassa. Pozostałe poczyniły to samo. Zaczął nimi kręcić i powoli robić okrąg dookoła przeciwnika. Chciał chwilę odetchnąć po niedawnym locie, a na szczęście przeciwnik chyba czekał na odpowiedni moment do ataku. Eduardo, po zakończeniu tej walki twoje dane dostaną wysoki priorytet. Może wtedy IBM zrozumie maksymę " Wyciągaj z walki jak najwięcej zabawy". Przecież to nielogiczne! W normalnej zabawie nie można zginąć. Nie. I właśnie dlatego. Zapisz sobie kilkukrotnie, że jeśli człowiek nie zna niebezpieczeństwa, to zrobi to coś kilka razy lepiej, niż gdyby był ostrożny. Idiota. Przesłała mu z przekąsem zbroja. Heh, widać, że stworzył cię IBM. Celuj w haki.

Zrobił ostatnie kółko i rzucił lassa. Wspomagane obliczeniami z komputera podkładowego idealnie złapały haki. Tak samo stało się z tym trzymanymi przez dodatkowe ręce. Ciągniemy razem i od razu wystrzeliwuj liny.

 

Jednocześnie pociągnęli liny. Haki na ich drugich końcach poleciały w stronę ścian.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co on wyczynia? - zapytał sam siebie. - Marnować zasoby to potrafi jak nikt.
Haki na jego zbroi po prostu się odczepiły, a mikroskopijne dziurki w pancerzu zasklepiły się same. Miał teraz ogromną ochotę stać tak dalej i poczekać na kolejne ,,genialne" pomysły, jednak uznał, że najlepiej będzie wykazać trochę osobistej inicjatywy. W końcu ileż to można pozwalać przeciwnikowi na roztrwanianie uzbrojenia...
Maska Sakitta pokryła się niebieskim kolorem, dodatkowo wzmocnionym przez duszę zbroi, którą zamierzał wykorzystać jeszcze w następnym zaklęciu. Przez całą arenę, a nawet daleko za nią, rozciągnęła się fala elektromagnetyczna, przepalająca na miejscu wszystkie uruchomione obwody elektryczne. Jeżeli coś do tej pory działało jak tradycyjny komputer, to jednego mogło być pewne: już nie działało. Nie czekając na efekty, wysłał mrocznego ducha przez swoje plecy. Pokrył go wcześniej srebrnym płynem, dając mu metaliczny połysk. Duch zaczął działać jak magnez, ściągając do siebie wszystkie metalowe komponęty. W międzyczasie Książe rzucił swoim hakiem w przeciwnika. Trafienie nie powinno być trudne ze względu na już zaistniałe osłabienia.
Zaraz się uściśniemy, a wtedy wygra ten, kto będzie mieć lepszą broń na twarzy.
Maska jeszcze raz zaświeciła się, tym razem na czerwono, wytwarzając na brzuchu Sakitty trzydziestocentymetrowe igły, upodabniając go do jeża.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mag poczuł, że coś go przyciąga. Nie widział co - w ogóle niczego nie widział. Systemy ponownie się uruchamiały. Zauważył błysk w dolnym rogu hełmu oznaczający, że kontakt został przywrócony. Zaparł się, by zbroi uzyskać jeszcze trochę czasu. Wolał nie ryzykować użycia magii bez rozeznania się w sytuacji.

Straty? Nikłe. Większa część moich obwodów była tłumiona. A co z moim drętwym karkiem i wyprostowanymi jak u gangstera środkowymi palcami u dłoni? Mówiłem, straty nikłe. Nie sądziłem, że trafi w szyję. A właśnie te palce jako pierwsze zostały trafione. Ciesz się, że możesz ruszać resztą dłoni. Ledwo co zdążyłem je odizolować. Co zrobić mocą na powłoce? Przecież umiesz zmieniać tak elementarne formy energii w magię. Umiem.

System odpowiedzialny za wzrok się załączył. Pierwsze co ujrzał mag to lecący hak. Zagrożenie - wysokie. Mogą pojawić się te macki. Wzmocnij powłokę górnej połowy zbroi i nie zaszkodzi zrobić jakiejś bariery energetycznej. I magicznej. Zrób obie. Dla pewności. A co z hakiem? Uniknąć? Wykonałem jakiś ruch? Prócz twardszego stanięcia na ziemi nie. Jak oceniasz ten ruch? Szybki, ale widoczny był opór ciężaru zbroi. Ospale. Świetnie. Przypilnuj tylko, by niczego nie zepsuł przy okazji. NIE UNIKASZ? Dokładnie. Dyskretnie przygotuj ostrza. I jakieś silniki antygrawitacyjne, do diabła!

Patrzył, jak hak leci w jego stronę. I coś mu nie pasowało. Przestań pompować mi adrenalinę!

Momentalnie wszystko przyspieszyło. Liczył na pewność siebie przeciwnika. Dlatego prócz poprawienia ustawienia się na ziemi nie wykonał żadnego ruchu. Nagłe zwroty akcji zawsze były popularne i z pewnością jeden da mu trochę punktów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hak zaczepił się o zbroję ciastka. Linka łącząca rękaw Księcia z przeciwnikiem naprężyła się i zagrała niczym struna liry. Powstałym kablem poleciał kolejny impuls EMP.
Teraz będę cię nimi męczył, dopóki będą spełniać swoją funkcję - zaśmiał się. - Duchu wracaj, będziesz jeszcze przyciągać ze mnie.
W błyskawicznym przeskoku wyrównał ich pozycję i dał długiego susa wzdłuż liny. W locie wystrzelił z tułowia kolce, by nieco rozproszyć przeciwnika, ewentualnie przerobić na ser szwajcarski. Przechylił się na bok i stworzył pod swoimi nogami wybuchającą kulę, która odepchnęła go na flankę. Wykorzystując pęd, zaczął slalomem okrążać przeciwnika i zawijać w sieć, stworzoną z cienkiej i ostrej nici. Z całego jego ciała zaczęły wyłaniać się owłosione, czarne macki. Uniósł halabardę w górę, kierując możliwie jak najszybciej na Ciastko ostre zakończenie drzewca. Zaraz przed zbliżeniem chciał dźgnąć po raz ostatni. Po lince co chwila przechodziły impulsy, a maska Księcia błyskała oślepiająco białym światłem. W takich warunkach ciężko było cokolwiek widzieć, nie wspominając już o słyszeniu. Dusza zbroi darłaby się na całe gardło, gdyby je miała. Wrzask był wystarczający, by pękały kieliszki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Różne znaczki niczym na choince błyskały raz za razem. Ciastka zirytował ten widok. Wiem, że trzepie mnie prądem. Wzmocnij tarczę anty-magiczną i anty-fizyczną. Przełącz na nadfiolet. W podczerwieni może się ukryć. A co zrobić z tymi impulsami?  Nie wiem. Sprzedaj elektrowni. Albo oddaj. To wygląda, jakby podłączył mnie do gniazda. Najwyżej odda mu się je zaraz. Na przykład zaraz przed tym, jak mnie dźgnie. Wizualizować miejsce następnego pojawienia się? Nie. Sam zgadnę. Gdy będę chciał wykonać gwałtowny ruch plecami podłącz do tego punktu mackę. I stwórz wtedy też inne ręki, a moje zablokuj. Wiesz, że ból będzie niewyobrażalny? Nie odkryłeś niczego, co cię nie otępi. Dopompuj adrenaliny, kretynie. I tak będzie bolało. Ale będę mógł walczyć.

Wszystko stało się tak, jak oczekiwał. Kolce odbiły się od zaokrąglonej bariery. Linka została przepuszczona przez barierę, która była wcześniej nie została wykryta przez bariery stworzone na większe przedmioty, ale to nawet pasowało magowi. A na plecach koło łopatki był wzgórek, którego linka nie obejmowała.

W końcu koniec halabardy znalazł się w zasięgu jego dłoni. Wyobraził sobie jak rusza macką, którą utworzył w tamtym punkcie. Srebrna kończyna gładka niczym płynne srebro i równie lustrzana wystrzeliła w stronę Sakitty i owinęła się jego halabardzie. Pociągnął tak, by w żadnym przypadku go nie trafiła. Podgrzej wierzch jak diabli!

Jeśli przeciwnik zostawi swą broń, to on będzie miał próbkę jego magii. Będzie mógł ją skopiować i kto wie?, może nawet używać jej. Jeśli będzie ją trzymał, to od razu obejmie go rękoma, gotując go i wysyłając zebraną moc elektryczną. A kto wie co Eduardo krył tam? A jeszcze mógł samemu wykorzystać jakąś zaawansowaną magię, której nie przekazał IBM'owi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sakitta puścił halabardę. Miała zapewnić dodatkowy atak, ale nie wypaliła i nie było sensu tracić na nią czasu. Zaraz jak zerwała kontakt ze swym właścicielem, znikła. Pojawił się jedynie cienki błysk i wleciała do zbrojowni Księcia, z której pobierał potrzebne mu uzbrojenie. Macki działały równie chaotycznie jak dusza zbroi. Drgały i trzęsły się w konwulsjach, jakby były odcięte jakiejkolwiek zwierzchności zarówno Sakitty jak i złej duszy.
Książe skoczył poziomo, lądując zaraz przy Ciastku. Objął go licznymi mackami. Złapał jego ręce, nogi. Kilka przyczepiło się do jego pleców i przysunęło do siebie. Maska wydała się, być zbudowana z cieczy, która rozpłynęła się na boki, robiąc miejsce na ponowne wyjście potwora. Ten dotknął hełmu przeciwnika pierwszymi włoskami i zaświecił jasno swymi światełkami ułożonymi w trójkąt. Cała postura Sakitty pokryła się błyskawicami, o wiele potężniejszymi niż energia impulsów EMP, czyniąc z nich co najwyżej łaskotki, jednak te, zamiast zaatakować od razu, trzymały się sztywno swego właściciela. Po chwili nagrzały się, tworząc czerwone smugi.
Całą zbroję Księcia objęła mroczna aura. Czarna mgła zaczynała unosić się w powietrzu i obejmować ich obydwoje.
Teraz tak łatwo mi się nie wyrwiesz - pomyślał Sakitta. Mimo, iż była to jedynie myśl, jego przeciwnik ją zrozumiał. Wydawało się, że byli teraz czymś połączeni. Nie można było wykluczyć, że oboje nie mogą się tak podsłuchiwać. Wszystko zależało od tego, jak Ciastko rozwinął wiedzę o tego typu zjawiskach.
Książe wyobraził sobie najgorszy ból, na jaki mógł sobie pozwolić doświadczony arcymag. Zakładał, że poczują go oboje. Nie znał wrogiej odporności na uczucia, ale wiedział, że jego to co najwyżej jeszcze bardziej zmotywuje. Czym były fizyczne odczucia dla kogoś, kto już podczas szkoleń zabijał w rekrutach wszystkie podatności na bodźce? Zakon miał walczyć o bezpieczeństwo wszystkich sojuszników. Nauczyli się być niezależni od fizycznej powłoki i właśnie to Sakitta chciał teraz udowodnić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Aaaaaaaaaaaaaaaaa! - krzyknął mag przepełniony bólem. Nie masz szans. Poddaj pojedynek. Poradził mu Eduardo. Ciastko zacisnął zęby, co widział tylko on. I może Sakitta, który jakimś sposobem zdołał się z nim połączyć. -Aaaaaaaaaaaaaaaa! - krzyczał dalej.

Umysł miał pusty. Widział, że Eduardo powoli przestaje sobie radzić. Kolejne ikonki na hud'zie świeciły coraz bardziej. Najbardziej świeciła ta o silnych przepięciach. Bateryjka na granicy widoczności wskazywała, że powłoka zbroi nie utrzyma jeszcze zbyt wiele mocy. Inna ikonka wskazywała, że ochrona termiczna nie będzie mogła dalej chronić go przed ciepłem bijącym od zbroi Sakitty. A ten miał jeszcze silne ładunki na swojej zbroi.

I właśnie to ciepło go uratowało.

-Chyba nie wiesz, co robi człowiek w naprawdę złej sytuacji - powiedział słabo. - A w szczególności jego ciało.

Wiedział, co się stało. Nie dla zabawy uczył się o reakcjach organizmu. W określonych sytuacjach ludzkie ciało mogło wytrzymać wielki ból. Większy, niż teraz do niego docierał. Wywal te swoje obliczenia do kosza. Co wiesz na temat magii Absolutu? To absolutna moc kontroli swojego własnego absolutu. Bardzo modalna. To teraz poznasz jej prawdziwą epickość. Oddaj ładunek. Cała moc z powierzchni została wysłana w ziemię. Powłoka diamentowa. Cała zbroja pokryła się cienkim diamentem. A teraz kompresja i podziwiaj.

 

Pod diamentem można było zauważyć jak zbroja znika, zostawiając Ciastka w samych majtkach. A chwilę później mag znikł. W silnym rozbłysku jedna z rakiet, które wcześniej wbiły się w ziemię eksplodowała, rozrzucając po całej arenie ciasteczka, a samej stając w jasnym dymie. Chwilę później dym się rozwiał, pokazując rozkaszlanego i rozmachującego dym maga. Od razu złapał wdech czystego powietrza. Ulga na jego twarzy była doskonale widoczna. Odgarnął włosy wpadające w jego oczy i wyskoczył w stronę przeciwnika. W locie jego ciało pokryła srebrna struktura, która uformowała się w zbroję.

 

Ostrza z magii boskiego ostrza. Nie znam takiej.Cholera. Odkryj przedramiona. Zbroja spłynęła z dłoni i przedramion, pozostawiając gołą skórę. Chwilę skupienia; dwa metry lotu później całe ręce Ciastka były białe, a z nadgarstków wyrastały długie na stopę ostrza. A teraz szybka teleportacja. Ja wybiorę punkt docelowy. 

Znikli. Chwilę później pojawili się dokładnie przed Sakittą, w obrębie jego macek. Dwa cięcia i kilka z nich zostało odciętych. Jego ręce poruszały się z niewiarygodną szybkością. Gdy znalazł się dostatecznie blisko wbił oba ostrza w Sakittę.

-Nie wyrwę się?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odcięte macki zamieniły się w ciemne chmury i wróciły do swego pana przez plecy.
Książę pochylił głowę na dół, widząc ostrza w swej piersi. Potem powoli podniósł ją do góry, przechodząc wzrokiem po całym Ciastku.
-Ty na prawdę znowu chcesz powtórkę? - spytał, lekko otwierając zaschłe, jednak przez maskę nie było niczego widać.
Z Sakitty pociekła krew, ale rany szybko zasklepiły się przy pomocy magii. Zbroja także się zrosła. Była w końcu wykonana z bardziej żywego, niż mechanicznego materiału, co umożliwiało szybką i inteligentną metamorfozę. Na ostrza zaczęły stępować czarne nici, mocno je łącząc z ciałem zakonnika. Pojawiła się obawa, że pójdą dalej, aż na Ciastko. Wyszło na to, że jego przeciwnik miałby teraz problem z ich wyjęciem. Dodatkowo powstałe nitki wydawały się mieć także właściwości defensywne, uniemożliwiając słanie impulsów między Ciastkiem a Sakittą.
Książę w błyskawicznym ruchu wyciągnął krótki sztylet i z całej siły uderzył oponenta w obojczyk. Wbił mu go aż po rękojeść, po czym przybliżył się i szepnął na ucho:
-Ciiiiii. Zaśnij.
Wydające głuche odgłosy, macki znowu zaczęły szarpać się w nagłych skurczach, stopniowo oblepiając obydwu magów i przywracając poprzednią sytuację. Stwór znowu wyszedł z twarzy i zwrócił się do, teraz już słabszego celu.
Spowijając Księcia wyładowania nawet na moment nie ustały. Miejsce bólu zastąpiło skrajne zmęczenie oraz senność, na które jednak umysł Księcia był odporny. Wyemitował je z taką siłą, że człowiek zasnąłby w pełnym biegu i przy porywającej debacie politycznej, będąc najbardziej awanturującą się stroną. Trzymając jedną rękę na sztylecie, a drugą obejmując na łopatkach Ciastka, Sakitta był pewien co do swoich dotychczasowych efektów. W jego zbroi zaczęły się pojawiać zalążki na nowe kolce, które miały z niego wystrzelić, dziurawiąc wszystko w pobliżu. Zakonnik wydawał się kołysać na boki w rytm dziecięcych kołysanek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciastko czuł, jak słabnie. Spoliczkowałby się, gdyby istniała taka możliwość. Ale nie mógł - jego członki drętwiały. Tak samo jak jego umysł. Nie umiał skupić się dość, by cokolwiek pomyśleć. Cały wiotczał.

W hełmie rozbrzmiała muzyka. Serce Ciastka zapłonęło uczuciem żądzy walki. Senność mogła tylko zrobić odwrót. Ciastko aż kipiał energią. I glukozą.  Fairy Tail soundrack 3. Utwór 29. Doskonale wiedziałeś, co zrobić. Pochwalił mag swój struj. Czy jesteś bardziej rozwinięty niż minutę temu? Parafraza słów Simona z Lagan-hen. Tak, jestem. No to pokażmy mu do czego jest zdolna SI i mężna dusza.

-Wyspałem się przed pojedynkiem - powiedział powoli, a Eduardo zaczynał bieleć. - Jeszcze przez kilka godzin mogę powalczyć. A teraz  będzie się działo! 

Z pleców zbroi błysnęły promienie świetlne o dokładnej mierze metra. Mag szybkim górnej, wciąż białej, lecz teraz jakby większej, kończyny wyrwał się uścisku przeciwnika i odepchnął go od siebie silnym kopnięciem.

-Nie miło, że we mnie nie wierzysz - Wystawił do przodu dłoń, nad którą wisiała bańka wypełniona czarną mgłą. - A tych nawet nie oczekuj. I od razu mówię, że nie znam tej magii - Nie będzie mu przecież zabierał indywidualizmu. Nie byłoby to fair gdyby widzowie sądzili, że on tylko dla zabawy używa magii innej niż Sakitta. Chciał punktów od sędziów dla siebie, ale na siłę ich nie będzie odbierał. - Ale moje ostrza pocięły je na pojedyncze cząsteczki.

Sakitta sam pomógł mu tym, że chciał go uśpić. Z pewnością nie wiedział, że jak zwykle Ciastko zacznie się zastanawiać na tysiąc i jeszcze tysiąc tematów. A myśl, że może wykorzystać magię boskich ostrzy do pokonania tych macek była jedną z nich.  A ich wielką zaletą było to, że mogły mieć dowolny rozmiar.

-A teraz walczmy dalej - powiedział, unosząc rękę. Gdy zaczął poruszać nią w ramieniu jęknął cicho. Spojrzał się w dół. Ostrze nadal sterczało z jego ciała. - Cholera - powiedział cicho i wyciągnął broń, co jeszcze wzmocniło broń. - Sztylet? Tylko na tyle mnie oceniasz? Ja bym dla pewności wbił w ciebie cały miecz. To nie fajne, że przeciwnik cię nie docenia. Oddaję! - krzyknął, jednocześnie rzucając bronią w Sakittę. Wraz z sztyletem poleciało kilka czerwonych, niczym stworzonych z ognia ostrzy.

Początkowo od razu chciał rzucić tymi ostrzami, ale po ujrzeniu sztyletu musiał dobudować kilka rzeczy w swoim planie. Po pierwsze skarcił Eduarda, że pominął tak ważną rzecz. Po drugie potrzebował czasu, by zaawansowana aparatura medyczna, jaką mógł być Eduardo, naprawił takie uszkodzenie. A tylko takie słowa wpadły mu do głowy.

Edytowano przez PiekielneCiastko
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...