Skocz do zawartości

Stowarzyszenie Żyjących Piszących - dyskusje ogólne o pisaniu/tłumaczeniu.


Dolar84

Recommended Posts


(Uderz w pień, a jabłka same polecą zamiast Uderz w stół, a nożyce się odezwą)

 

IMO: Uderz w pień, a jabłka same zeń polecą - w końcu przydałoby się zachować śpiewność tego przysłowia, co nie? xd

 


W pisarstwie angielskim jednym z podstawowych błędów jest straszliwy LUS ( Lavender Unicorn Syndrome ), który polega na nadmiernym zamienianiu imion na jakieś dziwne, cholera wie jakie opisowe określenia jak "cyan pegasus" albo właśnie "lavender unicorn". Ten błąd nadal jest dosyć popularny i nie powiem, jest bolesny dla czytelnika. Jak jednak widzę i porównuje fanfiki angielskie i polskie, zagraniczna strona fandomu jest znacznie bardziej uczulona na ten błąd.

 

A u nas z kolei jeśli tego nie zrobisz, masz multum powtórzeń (słynne Twilight i filly z Past Sins, co to nie wyglądało dobrze w tłumaczeniu pierwotnym :P), co powoduje, że zgrzytasz zębami o styropian :P

 


Więc to, że "ludzie się czepiają", nie jest żadnym wyznacznikiem tego, co jest błędem, a co nie, bo gdyby wierzyło się we wszystkie głupoty, które różni ludzie mówią...

 

Akurat to żaden wyznacznik, bo zobacz sobie na przykład na dyskusje tutaj: ja i Dolar niejako uważamy za błąd pegazicę i jednorożkę, a inni - wręcz przeciwnie i odparowują, że to nasze myślenie jest złe :P Zresztą, FIMFiction ma kilka tysięcy aktywnych ekspertów, więc co się przejmować czy ktoś zaczyna od pogody, która - jak wspomniał Airlock - może być dobrym otwarciem fika.

 


To FimFiction będzie wyznaczać nowe standardy i zasady bycia ''dobrym pisarzem''? Ciekawe. 

 

Jak już wspomniałem, tysiące aktywnych "ekspertów". :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cieszę się, Niklas, że załapałeś aluzję ^^

 

Irwin, obawiam się, że nie zrozumiałem tego, o co chciałeś się zapytać. Mimo to spróbuję odpowiedzieć.

 

Jak zawsze chodzi o to, aby zminimalizować ilość powtórzeń oraz słówek na tyle kontrowersyjnych, aby uniknąć konfliktu typu "kto wpadł na stworzenie tak karygodnego neologizmu?". Człowiek zazwyczaj jest konsekwentny w swoich osądach, tak więc osobę, która nie potrafi ułożyć poprawnie gramatycznego zdania w języku polskim, potraktuje na równi z taką, co ma problemy używaniem w prawidłowy sposób tego, co już posiada. Stąd też może wynikać wstręt do tworów typu "pegazica", "jednorożątko" itd. Akcję z kolei można prowadzić w ten sposób, że bohaterowie mający na nią wpływ są tylko sznureczkami, o których wspominamy w jednym zdaniu, a przez kolejne pięć, dziesięć tworzymy zdania, gdzie głównym podmiotem staje się efekt działań tychże bohaterów. Zamiast personalizować zawsze można generalizować lub szufladkować, wszystko w zależności od narracji i sposobu jej prowadzenia.

 

Podejrzewam, że wprawny piszarz dałby radę stworzyć opowiadanie, gdzie użyłby wiele kontrowersyjnych określeń. Wiele zależy od zaprezentowania produktu i sposobu sprzedaży, że tak to ujmę marketingowo.

 

Pozdrawiam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Cieszę się, Niklas, że załapałeś aluzję ^^

 

Chociaż chyba powinienem tam napisać same zeń zlecą, ale to już do obgadania :P Bo w sumie, uderzasz w pień, a jabłka z niego /pnia/ spadają? :notsure:

 

Also, można by też czasami zamieniać ą na o, np. Oni się nie znajo. Chociaż to trzeba by było z tym uważać, by nie wyszło uwłaczająco :drurrp:

 

Also, Dolar to takie duże, słodkie jednorożątko :rariderp:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Natomiast ja osobiście uważam, jak to określiłeś "Raport pogodowy" za zwykły wstęp. Autor musi czytelnikowi dać jakieś wyobrażenie o przedstawionym świecie, tak, żeby w jego wyobraźni wyglądał niemal jak zamysł pisarza. Jeśli określimy na początku, że akcja dzieje się w lesie, pośród starych drzew etc, nadal nie będzie to pełny obraz.

Uważam, że zaczęcie od opisu pogody nie jest niczym złym. W końcu zaczyna się od szerokich szczegółów (jak pogoda), przechodząc do tych ważniejszych (np. stary budynek), a kończąc na drobiazgowych (choćby wybite okno w owym budynku). Takie stopniowe "zwężanie" wydaje mi się być dobrym zabiegiem na wstęp.

Naturalnie, to tylko moje zdanie :crazytwi:

 

Źle mnie waćpan zrozumiał. Co innego jest gdy raport pogodowy ma określić klimat opowiadania, a co innego jest gdy opis pogody tam jest tylko po to... by był. Ja po prostu nie czuję opowiadania które zaczyna się opisem jakże pięknego słonecznego dnia z lekkim zachmurzeniem po to by nagle akcja zeszła do piwnicy...

 

 

 

To już jest kompletna bzdura.

 

To jest oczywista prawda. Jeśli jednak nie, to czy Wyprawa Pierwsza, czyli pułapka Gargancjana jest opowiadaniem wojennym i tragicznym? Bo na pewno jest wojenny. Według twojego rozumowania jest to opowiadanie tragiczne tylko dlatego że pojawia się tam motyw wojny między państwami, a to że metodą Gargancjana batalion inżynierów doszedł do takiego nihilizmu że uznał że nic poza nim nie istnieje to już nie ma znaczenia.

 

Jeśli ktoś daje znak równości między wojną a tragedią tylko dlatego że ktoś występuje tam motyw wojny, jest co tu dużo mówić, delikatnie pomylony. Dopiero odpowiednie motywy i opisy literackie czynią z opowiadania wojennego tragedię. Sama w sobie nigdy tragedii nie stanowi. Tak samo męczęństwo też nie jest tragiczne, dopiero odpowiednia dawka emocji oraz rozważne kontrolowanie napięcia i dylematów w umyśle bohatera czyni z męczęństwa akt tragiczny. 

 

Jeśli wg. tego rozumowania opowiadania wojenne są tragediami, to jest to największa obraza w kierunku prawdziwych tragedii jak Król Edyp, Kordian czy Makbet jaką kiedykolwiek słyszałem. Jeśli widzę opowiadanie z tagiem Tragedy oczekuję tragedii, a nie jakiegoś tandetnego fanfika wojennego.

 

 

 

Opowiadania z tagiem Slice of Life już z definicji mają prezentować zwyczajne życie kucyków, więc nie doszukiwałbym się tam wielostronicowych imitacji filozofii. I lepiej byłoby wstrzymać się z ''egzekucją'', bo to byłoby jak pretensje do mórz i oceanów za to, że pływają w nich ryby.

 

Serio? Poważnie? Toż to czysta herezja. I kto powiedział że Slice of Life z definicji ma prezentować zwyczajne życie kucyków? Jeśli używasz definicji z tagów na tej stronie, to jest to kompletna pomyłka. Znacznie i to znacznie lepsza definicja Slice of Life jest prezentowana w fandomie zagranicznym :

 

 

A Slice of Life story is a simple, few-characters-affected story. It can be a minor adventure, like a trip to Canterlot, or an encounter with a changeling, or even a simple quest but again, its objective is to highlight a moment in life for a character or group of characters; it is not intended for world-altering events.

 

It is usually more character-centric and might involve a deeper look into a character's motives, their achievements and what makes them change for better or worse.

 

Ergo, żadne normalne życie kucyków. Może być to opowiadanie o parzeniu kawy, albo o walce ze smokiem, ale na wszystkie świętości, właśnie najważniejsze jest skupienie się na bohaterach, na ich motywach, przeżyciach, zmianie charakteru. Dobija mnie to gdy ludziom się wydaję że wystarczy opisać transakcję w sklepie by dać tag Slice of Life. Tym bardziej jest to dobijające że znam dziesiątki opowiadań które nie mają tagu Slice of Life, są wręcz czystymi opowiadaniami Adventure jak na przykład : The Rainbow Typhoon, a przedstawiają prawdy życiowe, moralne dyskursy oraz motywy bohaterów w sposób znacznie bardziej ambitny i bogaty niż taki "ho ho" Slice of Life na temat zbijania jabłek z drzew. 

Edytowano przez Verlax
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro ktoś opisuje wojnę jako zwykłą napierdalankę, tragizmu faktycznie w tym nie ma ;p

 

To ja już Verlax nie wiem co ty sądzisz o tagu Slice of Life - to w końcu tag, który nic nie wnosi, czy jednak zawiera w sobie pewne "innowacje"? Definicja nijak ima się do tego co powiedziałeś wcześniej xd

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważam po prostu że ludzie ten tag błędnie interpretują. Ja przynajmniej jestem zwolennikiem tego by każde opowiadanie, nawet nie posiadającego tagu Slice of Life niosły ze sobą pewną utylitarność. Dlatego też gdy widzę ten właśnie tag po prostu oczekuję czegoś znacznie bardziej ambitniejszego i głębokiego.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacznijmy od tego, że z postu na post zmieniasz obiekt swoich opisów.

 

[...]Nie, wojna sama w sobie nie ma nic z tragedii[...]

 

Najpierw  ''Wojna SAMA w SOBIE''.

 

[...]motyw wojny[...]

 

Teraz sam ''MOTYW wojny''. ''Pomyleni'' są raczej ludzie, którzy wprowadzają kogoś w błąd, żeby potem się napuszyć i - opcjonalnie - wyzwać kogoś, kto się z nim nie zgadza.

 

Serio? Poważnie? Toż to czysta herezja.

 

Tak, poważnie, i nie obchodzą mnie jakieś formułki dyktowane przez wielkie FimFiction. A teraz po kolei:

 

Definicja ze spisu tagów (dość skrótowa, ale zawierająca wystarczająco dużo informacji oraz przykład opowiadania):

 

 

Czyli fiki skupiające się bardziej na zwyczajnym i codziennym życiu kucyków (patrz: Blast).

 

Definicja fandomu zagranicznego:

 

A Slice of Life story is a simple, few-characters-affected story. It can be a minor adventure, like a trip to Canterlot, or an encounter with a changeling, or even a simple quest but again, its objective is to highlight a moment in life for a character or group of characters; it is not intended for world-altering events.

 

It is usually more character-centric and might involve a deeper look into a character's motives, their achievements and what makes them change for better or worse.

 

Definicja (niestety z anglojęzycznej wersji) Wikipedii, odnosząca się ogólnie do tego stylu w literaturze:

 

The literary term refers to a storytelling technique that presents a seemingly arbitrary sample of a character's life, which often lacks a coherent plot, conflict, or ending. The story may have little plot progress and little character development, and often has no exposition, conflict, or dénouement, with an open ending.

 

Różnica między nimi jest niewielka - pierwsza jest skrótowa, następne są trochę bardziej szczegółowe, ale nie zmienia to faktu, że wszystkie przedstawiają to samo, więc definicja od zagranicznego fandomu (który na dobrą sprawę mnie nie obchodzi) nie odkrywa niczego nowego. I wedle ich treści, zwyczajne życie bez wielkich ubarwień jest filarem Slice of Life. Określiłbym to w taki sposób, że opowiadania spod tego tagu mają bardziej zwyczajny, ''serialowy'' charakter. Zbijanie jabłek z drzewa? Proszę bardzo, na podstawie tego prostego motywu można napisać całkiem ciekawego fika. Przykładowo mogą to być jakieś doroczne zawody rodziny Apple, w którym może brać udział Applejack ze swoim rodzeństwem. Zostałby tam ukazany motyw pracy zespołowej, czystej rywalizacji bądź próby uczciwości. Można także rozwinąć resztę motywów z dopiskiem ''hu hu'', więc tak do końca nie są banałami. Na takiej samej zasadzie, na której Ty sprowadzasz niektóre fiki do banału i czarnej owcy gatunku, ktoś inny może zrobić z takiego ''The Rainbow Typhoon'' banał nie warty uwagi, spłycając jego fabułę w sposób pseudo - krytyczny, więc nie rób ze swoich słów jedynej, nietykalnej prawdy. Chciałbym zobaczyć te wszystkie opowiadania, w których jest tylko rzekomo sama czynność wykonywana przez kucyka i tag Slice of Life. Definicja z tagów pomyłką nie jest, bo mówi wystarczająco dużo, żeby napisać dobre opowiadanie. Bohaterom zawsze poświęca się ich znaczącą część, niezależnie od tego, jaką definicję się przeczytało.

 

 I kto powiedział że Slice of Life z definicji ma prezentować zwyczajne życie kucyków?

 

Życie zwyczajne jest tego filarem, bo bez niego nie byłoby tych ''motywów'' i ''przeżyć''. Wszystko zależy od autora, to on wybierze, czy napisze luźne opowiadanie Slice of life czy fika przepakowanego filozofią. I po co ludzie mają ograniczać się do tej drugiej opcji? Żeby pozować na kogoś wielkiego?

 

UD: Pisząc ''zwyczajne'' mam właśnie na myśli takie codzienne wydarzenia, które mieszczą się w realiach.

Edytowano przez Tric
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Slice of Life według mnie powinien przedstawiać zwyczajną "przygodę dnia codziennego", czyli coś, co po prostu może zdarzyć się każdemu jak wyjdzie z domu. No i powinno trochę zalatywać "obyczajówką", żeby pokazywał co to się w ogóle w tym mieście (jeśli akcja się tam toczy) dzieje.

Sięgając po ten tag raczej nie spodziewam się walki bohaterów ze smokiem czy wyruszenia w podróż po kryształową czaszkę :D tylko raczej strącanie jabłek z drzew czy wyjście do sklepu po zakupy.

A kto powiedział, że Slice of Life ma z definicji prezentować zwyczajne życie kucyków? Hm... Slice... Of Life... Czyli kawałek życia... Nie, no tajemnica nie do rozwikłania :twilight6:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim, zezwolę sobie wpierw odpowiedzieć na waćpana krytykę ad personam. Przyznaję, zadziwiające dla mnie jest że choć mówię wciąż o tym samym to i tak jesteś w stanie czepiać się faktu iż zamieniam pojęcia. Otóż mości Tric, robię taką elementarną i bardzo prostą rzecz, to jest nie stosuję powtórzeń. Mówię cały czas o tym samym co widać swoją drogą z kontekstu mojej wypowiedzi. Doprawdy, tonący brzytwy się chwyta. Nie powiem, zdaję mi się że jako na pewno dobry dyskutant masz tonę lepszych argumentów i możliwości akcji które mógłbyś zastosować w dyskusji, dziw doprawdy że tak słabą metodę wybrałeś.

 

Co gorsza, podejrzewam że imć po raz kolejny zupełnie nie rozumie treści i przesłania mej wypowiedzi. Mnie naprawdę Nie Obchodzi w jakiej scenerii pisane jest Slice of Life. Bo to czy mamy opis parzenia kawy (zezwolę sobie powtórzyć to porównanie), czy mamy walkę ze smokiem, czy mamy jakieś szaleńcze nie-wiadomo-co, czy mamy opowiadanie podszyte patosem i opisami przyrody i przeżyć wewnętrznych na dwie strony, czy mamy krótkie, luźne opowiadanie to nie ma wielkiego znaczenia. Liczy się jednak jaką treść, jakie podprogowe wartości są zawarte w tym dziele. Natomiast imć waćpan sugeruje, ba!, stwierdza że uważam się za guru i według mych słów opowiadania "rasowo przedstawiające codzienne życie" są niegodne tagu. Uważam waćpana za krytykę krzywdzącą, poniżającą, niehonorową i absolutnie niegodną. 

 

Z opowiadań, które nigdy i w żadnym wypadku nie można byłoby zaliczyć jako "codzienne życie", są opowiadania Terry'ego Pratchetta. Świat fantazy podlany toną absurdu oraz naprawdę dobrego humoru ocieka wręcz pięknymi, podprogowymi i dających do myślenia elementami "Slice of Life". Chociażby pierwszy dialog Śmierci z Ipsolden Rudym w "Czarodzicielstwie" to czysty kunszt. Doskonały humor, ale również sporo rzeczy do zastanowienia, sporo elementów dających do myślenia.

 

Ja nie protestuję przeciwko fanfikom Slice of Life które są "proste". Protestuję przeciwko fanfikom które nie niosą ŻADNYCH wartości. Podejrzewam, ba!, jestem pewny że jakbym się postarał to napisałbym długie jak stąd do Lizbony opowiadanie pełne jakże ambitnego słownictwa podsyte językiem poetyckim które absolutnie nie niesie żadnych wartości. Protestuję przeciwko spłycaniu Slice of Life. Uważam że jeśli ktoś wziął ten tag do swego opowiadania to winien się postarać i naprawdę spowodować żeby czytelnik się zastanowił nad pewnymi aspektami życia. W czasie całej swej pisarskiej kariery tylko raz dałem tag Slice of Life do opowiadania, a i tak podejrzewam że niesłusznie. Jeśli po opowiadaniu Slice of Life nie przychodzi mi jakakolwiek refleksja, to osobiście uważam że naprawdę coś z tym nie gra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Foley, może też zdarzyć się tak, że pośród tych codziennych zdarzeń wyniknie jakaś niecodzienność, w końcu tag Slice Of Life nie zawsze występuje samotnie ^^

 

"waćpan" - TAK, NA TO CZEKAŁAM xD

Kontynuujcie, robi się ciekawie.

Edytowano przez PolicjaWHjustąHaló
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz wiele racji, ale spójrz też na drugą stronę sytuacji. Załóżmy sytuację (i to że mamy otwieracz) - czytasz opowiadanie, które bardzo Ci się podoba, akcja rozwija się doskonale, opisy zapierają pierść w dechach i w ogóle mamy cud, miód i orzeszki. A tu nagle jak diabeł z pudełka wyskakuje jakieś określenie, którę jest dla Ciebie odpychające.

 

I właśnie w tym momencie dochodzimy do kwestii „co człowiek to opinia”. Jeśli miałbym odpowiadać za siebie, sporadyczne (albo nawet nieco częstsze) występowanie jakichś określeń, które były by dla mnie, jak to ująłeś, „odpychające” nie wpłynęło by w znaczący sposób na odbiór dzieła, ponieważ na rzecz odkrywania interesującej fabuły, poznania ciekawych postaci z którymi mogę się utożsamiać, czy też im kibicować w miarę rozwoju wydarzeń, jestem w stanie znieść wiele, nie tylko jakieś określenia, które mnie osobiście nie pasują, ale też sporadyczne błędy ortograficzne. Nie jestem nawet w 100% pewien, czy wydając swoją opinię na temat dzieła jako całości w ogóle bym wspomniał o tychże zgrzytach. Zwyczajnie, wolałbym pisać o tym jak urzekła mnie fabuła i co na miejscu poszczególnych postaci zrobiłbym ja sam. Tak więc, to zależy i ciężko tutaj wyznaczyć granicę. Oczywiście, sprawy wyglądają inaczej, w zależności od długości opowiadania, czy jest to krótka historyjka, czy też może powieść pisana w rozdziałach, a może nawet i cała saga.

 

Jednakże wiem, że każdy posiada inną, że tak to nazwę, „wrażliwość” na te sprawy i owszem, w zależności od człowieka, przytoczony przez Ciebie dylemat może wystąpić i w jego konsekwencji ktoś może sobie darować lekturę. Ktoś może do tego podchodzić tak jak ja, ktoś inny może poczuć delikatny niesmak podczas czytania, jeszcze ktoś może po prostu zamknąć przeglądarkę. Dlatego też, słusznie prawisz, że na pewne pytania nie ma odpowiedzi. Po prostu wszystko zależy od człowieka i jak podchodzi od do wszelakich „kontrowersyjnych” określeń – z dystansem, lub na serio.

 

W tym miejscu pozwolę sobie na napisanie o czymś, o czym zapomniałem ostatnim razem – poza rażącymi i występującymi nagminnie błędami ortograficznymi, bardzo nie podobają mi się braki polskich znaków w zdaniach. To także zabija przyjemność z czytania i zmusza do powrócenia do danego dziełka dopiero po poprawkach.

 

Wciąż, uważam że przekreślanie całości na podstawie kilku słów, czy też po przeczytaniu jedynie początku, bądź też kilku fragmentów, na wyrywki, nie jest w porządku. Można oceniać coś „w częściach”, a można się z opiniami cząstkowymi wstrzymać, do czasu aż autor skończy publikować całość. Naturalnie, wydając finalną opinię i na temat danego dzieła dyskutując, możemy wspominać o tych szczegółach i zgrzytach, ale nie wolno z ich powodu dyskredytować całości, a czasem i autora. Wszak te słowa mogły brzmieć dobrze w jego głowie i komponować się z resztą, tworząc zgrabną całość, taką, jaką sobie zamierzył.

 

 

 

 

W takim przypadku naprawdę pomogłoby ustalenie odgórnych norm których wszyscy musieliby się trzymać. Czy jednak ma to sens? Twierdzę, że nie, gdyż jednolitość przynajmniej w pewnym (o ile nie w znaczącym) stopniu zabiłaby kreatywność i wszystkie teksty stałyby się podobne.

 

Dokładnie. Od siebie dodam tylko tyle, że faktyczne wprowadzenie czegoś takiego niewiele by pomogło, bo wciąż, znaleźli by się tacy, którzy by to ignorowali, tłumacząc, że niby o niczym nie wiedzieli albo zwyczajnie, nie zgadzali się z tym i „buntowali się wobec sztuki”.

 

 

 

 

Tutaj zgadzam się z tym, że ostateczna decyzja należy do autora tekstu - tak właśnie powinno być. Natomiast nie widzę nic złego w ewentualnej próbie przekonania rzeczonego autora do innej formy. Może się z tym zgodzić lub nie - i tak w końcu będzie tak jak zdecyduje. Naturalnie to przekonywanie też nie może być zanaddto upierdliwe czy wręcz być zmuszaniem. Raczej coś na zasadzie wymiany poglądów uciętej w chwili, gdy autor zdecyduje się na wersje ostateczną.

 

Oczywiście! Próby przekonania, zwrócenie uwagi na to i owo, sugestie, dyskusje, jak najbardziej, ale nigdy zmuszanie i wywieranie presji, pod groźbą „bo nie będę dalej czytał”, czy też w ekstremalnych przypadkach wyzywanie i poniżanie z powodu rzekomej niewiedzy. To z kolei w żaden sposób nie pomoże komuś w pisaniu i tworzeniu co raz to lepszych dzieł, a wręcz zniechęci.

 

 

 

 

Nie powiem, brakuje mi trochę jak patrzę na polską sceną fanfiction takich właśnie prawdziwych tragedii, tyczących się upadku kucykowego umysłu w obliczu straszliwych konfliktów wartości oraz straszliwego greckiego fatum.

 

Konflikt wartości i wszelakie wewnętrzne walki dobra rzecz, o ile nie brakuje fabularnej otoczki. Osobiście, nie przepadam za opowiadaniami, które koncentrują się wyłącznie na rozbudowanych przeżyciach wewnętrznych danej postaci (w sensie, od początku do końca). Wolę, gdy jest to przerywnik, lub też gdy stanowi finał, punkt kulminacyjny dzieła. Lubię także, gdy w historię zamieszane są inne postacie, które faktycznie wpływają swymi czynami na dalszy rozwój fabuły i w jakimś stopniu zmieniają głównych bohaterów. Bardzo ciekawym motywem jest także motyw długiej przemiany wewnętrznej, poprzedzonej ważnymi wydarzeniami o których czytamy i podczas których obserwujemy poczynania postaci. Miłym dodatkiem jest też ukazywanie poszczególnych wydarzeń z różnych perspektyw, ale znów, potrzeba tutaj dobrego planu, fabuły i oczywiście czasu. To raczej tematy na dłuższe historie, podzielone na rozdziały.

 

 

 

 

"huhu, zła Celestia wprowadza tyranię"

 

To jest akurat bardzo ciekawy motyw, na podstawie którego można stworzyć naprawdę świetną historię. Nie tylko wartka akcja, wątki polityczne czy też intrygi, ale także i psychika postaci, przemiany wewnętrzne, wspomniane przez Ciebie konflikty wartości, czy też  szeroko pojęty tragizm. No i wcale nie musi to mieć jednoznacznego zakończenia. Powiem szczerze, że kilka razy myślałem o próbie napisania czegoś takiego, ale na razie to zawiesiłem, gdyż sądzę, że jeszcze brakuje mi doświadczenia i odpowiednich umiejętności.

 

 

 

 

Pojawił się gdzieś w dyskusji motyw popularności oraz reakcji czytelników na kolejne rozdziały. (...) Dobija mnie to tym i bardziej że czasem ci pisarze później przerywają swoją działalność, kompletnie zdemotywowani brakiem reakcji. Swego czasu miałem taki kryzys twórczy (właściwie to ciągle mam, ale to szczegół) z 2986 Steps który co rozdział otrzymuje równe zero komentarzy oraz wiecznie gnije na niemalże tym samym ratingu oraz czytelności.

 

Kontynuacja „Ponybiusa”, tak jak i część innych moich fanfików cierpi na podobny los, jednakże ja nie piszę dla komentarzy, tylko dla siebie i jak uznam, że chciałbym coś opublikować, to to robię. Kto chce, niech sobie przeczyta i tyle. Oczywiście, ja także ubolewam nad brakami komentarzy, gdyż bez nich trudno jest mi wyciągać wnioski na przyszłość, nie wiem też na co zwracać uwagę przy okazji przyszłego pisania, ale nie mogę nikogo do niczego zmuszać. Zwłaszcza, że sam nie jestem lepszy – czytuję fanowskie opowiadania dość często, ale komentarze zostawiam sporadycznie.

 

Poza tym, jak już pisałem ostatnio, istnieje ogromna grupa osób, które czytają fanfiction, ale nie wypowiadają się na forach. Mała ilość komentarzy, lub też ich całkowity brak nie jest jednoznaczny z tym, że nikt tego nie czyta. Po prostu trzeba być dobrej myśli, pisać i nie załamywać się, bo potem wpada się w szał i pluje jadem na bardziej znane dzieła i ich autorów, zupełnie bezpodstawnie.

 

 

 

 

Jednym z innych mankamentów w sztuce jest tzw. "Błąd Raportu Pogodowego". To jest, dobry pisarz nigdy nie zacznie opowiadania od opisu pogody, chyba że ma to jakieś konkretne, i to konkretne znaczenie dla fabuły. "Raport Pogodowy" na samym początku opowiadania świadczy jedynie o tym że autor sam nie wie co chce pisać i musi koniecznie zacząć od takiego niepotrzebnego dodatku.

 

Nie zgadzam się. Według mnie, w żadnym przypadku nie jest błąd, wręcz przeciwnie, to może być znakomity wstęp do opowiadania, jeśli zostanie dobrze zrealizowany. Przytoczę tutaj wypowiedź Foleya, z którą zgadzam się w 100%...

 

 

 

Natomiast ja osobiście uważam, jak to określiłeś "Raport pogodowy" za zwykły wstęp. Autor musi czytelnikowi dać jakieś wyobrażenie o przedstawionym świecie, tak, żeby w jego wyobraźni wyglądał niemal jak zamysł pisarza. Jeśli określimy na początku, że akcja dzieje się w lesie, pośród starych drzew etc, nadal nie będzie to pełny obraz. (...) W końcu zaczyna się od szerokich szczegółów (jak pogoda), przechodząc do tych ważniejszych (np. stary budynek), a kończąc na drobiazgowych (choćby wybite okno w owym budynku).

 

…dodając od siebie, że gdy ja decyduję się na rozpoczęcie od opisu pogody, to robię to po to, by wprowadzić w odpowiedni nastrój, o czym wspominał już Airlick Miłościwy. Często też wyobrażam sobie, jakby to wyglądało w formie filmu. Na przykład: obraz się rozjaśnia, kamera koncentruje się na panoramie jakiegoś miasta. Kolejne ujęcia pod różnymi kątami ukazują uliczki miasta, skupiając się na ulewie (przykładowo), raz po raz obraz rozjaśniają grzmoty. Po jakimś czasie przechodzimy do domku głównego bohatera, po których szybach spływają krople deszczu…

 

Nie wiem czemu, ale mnie to czasami pomaga. Uważam też, że płynne przejścia z opisu pogody, do panujących realiów, potem do nastroi kucyków, na poczynaniach głównego bohatera kończąc, stanowi bardzo dobry wstęp. Głównym problemem jest tutaj właściwe wykonanie czegoś takiego. Aczkolwiek, nawet, jeśli to by się nie udało, nie uznałbym tego za pełnoprawny błąd, raczej za element wpływający negatywnie na pierwsze wrażenie.

 

 

 

 

Jeśli ktoś daje znak równości między wojną a tragedią tylko dlatego że ktoś występuje tam motyw wojny, jest co tu dużo mówić, delikatnie pomylony. Dopiero odpowiednie motywy i opisy literackie czynią z opowiadania wojennego tragedię. Sama w sobie nigdy tragedii nie stanowi. Tak samo męczęństwo też nie jest tragiczne, dopiero odpowiednia dawka emocji oraz rozważne kontrolowanie napięcia i dylematów w umyśle bohatera czyni z męczęństwa akt tragiczny.

 

Nie zgadzam się. Uważam, że jeśli tylko ktoś tak czuje, jak najbardziej może postawić sobie znak równości między wojną a tragedią, jeśli tylko podchodzi do tej tematyki wystarczająco emocjonalnie. Prawdziwa wojna, sama w sobie, zawsze była i zawsze będzie tragedią, zaś opowiadania wojenne – niekoniecznie, to fakt, jednakże znów, wszystko zależy od człowieka. Niektórzy nie potrzebują rozbudowanych opisów i długich rozterek wewnętrznych, by poczuć tragizm postaci, czy sytuacji, niektórym wystarczy sam motyw wojny, nawet, jeśli w zamierzeniu autora miała być ona przede wszystkim pretekstem do naszpikowania dzieła wartką akcją. Wszystko zależy od osobistej interpretacji.

 

To, czy samo męczeństwo jest tragedią czy nie, to też kwestia osobistych sądów i interpretacji. Poza tym, ja bym nie trzymał się tutaj aż tak kurczowo ścieżki wytyczonej przez chociażby przytoczonego przez Ciebie „Króla Edypa”. Pojęcie tragedii, tragiczności, nieszczęścia, to także kwestia umowna i może być przedstawiana na wiele sposobów, a także interpretowana na wiele sposobów. Moim zdaniem trzymanie się „jedynej słusznej drogi” zabija różnorodność i, nazwijmy to, „wielowymiarowość” ukończonych, czy też powstających dzieł. Jak na ironię, najwięcej tragizmu znajduję nie w opowiadaniach z tym tagiem, ale w tych z tagiem [sad], ponieważ wchodząc w skórę postaci i umieszczając siebie na ich miejscu, sam sobie wyobrażam co muszą czuć i dokonuję interpretacji, zastanawiam się nad nimi. I to właśnie sprawia mi więcej satysfakcji z czytania takiego opowiadania, niż jakby wszystko miało zostać podane na srebrnej tacy, maksymalnie wydłużone i rozbudowane. Co za dużo, to niezdrowo.

 

Aczkolwiek…

 

 

 

Skoro ktoś opisuje wojnę jako zwykłą napierdalankę, tragizmu faktycznie w tym nie ma ;p

 

Trudno się z tym nie zgodzić. Wówczas faktycznie, odnajdywanie motywów tragicznych i przeżywanie śmierci bohaterów będzie nadinterpretacją… Strasznie ciężko wytyczyć tutaj granice, po prostu wszystko zależy od człowieka i co siedzi w jego głowie.

 

 

 

 

Ergo, żadne normalne życie kucyków. Może być to opowiadanie o parzeniu kawy, albo o walce ze smokiem, ale na wszystkie świętości, właśnie najważniejsze jest skupienie się na bohaterach, na ich motywach, przeżyciach, zmianie charakteru. Dobija mnie to gdy ludziom się wydaję że wystarczy opisać transakcję w sklepie by dać tag Slice of Life.

 

[slice of Life] to JEST proste, zwyczajne, codzienne życie kucyków, a przyprawione o dodatkowe motywy i opisy przeżyć bohaterów tylko opcjonalnie, a nie z obowiązku. Zresztą, wszystko jest w przytoczonej przez Ciebie definicji, więc tak jakby, trochę sam sobie zaprzeczyłeś…

 

„Slice of Life story IS a simple, few-characters-affected story. It CAN be a minor adventure (…) its objective is to highlight a moment in life (…) It is USUALLY more character-centric and MIGHT involve a deeper look (…)”

 

Widzisz zatem, co to jest, i co tam może być, jako dodatek. Tak więc podstawą jest normalne, codzienne życie i czynności, a skupienie się na bohaterach, przeżyciach i motywach to dodatek a nie najważniejszy element (który wedle definicji występuje "zazwyczaj" a nie "zawsze, bezwarunkowo"). Tak nawiasem mówiąc, tag ten jest bardzo wdzięczny i może znacznie przybliżyć sprawy i problemy kucyków do ludzkich, sprawiając, że możemy się identyfikować z postaciami jeszcze bardziej. Dobry dodatek do dłuższych fików.

 

 

 

 

Uważam po prostu że ludzie ten tag błędnie interpretują. Ja przynajmniej jestem zwolennikiem tego by każde opowiadanie, nawet nie posiadającego tagu Slice of Life niosły ze sobą pewną utylitarność. Dlatego też gdy widzę ten właśnie tag po prostu oczekuję czegoś znacznie bardziej ambitniejszego i głębokiego.

 

Co człowiek, to opinia, powtarzam po raz kolejny. Każdy może sobie zinterpretować dany tag jak chce, zwłaszcza, gdy zamierza wprowadzić doń pewne innowacje i uczynić swoje dzieło odróżnialnym od reszty opowiadań o takich samych, lub podobnych tagach (byle tylko nie zapragnął iść za daleko, zmieniając całkowicie znaczenie tagu). Nie ma też odgórnego wymogu, że wszystko ze [slice of Life] musi być „bardziej ambitne i głębokie”, wówczas dzieła spod tego tagu stałyby się podobne i monotonne. To jest właśnie wspaniałe w fanowskiej twórczości, że każdy rozumie pewne kwestie po swojemu, każdy ma swoje pomysły i każdy powinien mieć swoją szansę na zrealizowanie swej koncepcji tak, jak chce. Dzięki temu, mamy wielką różnorodność i z czego wybierać.

 

Zatem, [slice of Life], jako „kawałek życia”, opowiada o codzienności, ale ta codzienność także może być rozumiana na różne sposoby. Wszak inaczej wygląda codzienność prostego chłopa ze wsi, inaczej szlachcica, inaczej koronowanej głowy. Opcjonalne dodatki i kwestiach zastosowania i realizacji to kolejny czynnik, który zwiększa różnorodność.

 

Czego oczekuję sięgając do twórczości fanowskiej pisałem już wcześniej. Jeżeli ty oczekujesz czegoś innego, nie ma sprawy.

 

 

 

 

Protestuję przeciwko fanfikom które nie niosą ŻADNYCH wartości.

 

A ja nie. Dlaczego każdy fanfik koniecznie musi pełnić jakieś funkcje dydaktyczne/ utylitarne/ nieść za sobą jakieś przesłanie? Przecież to także osłabiłoby różnorodność. Moim zdaniem liczy się też walor rozrywkowy, czasem po prostu nie mam ochoty na refleksje i przemyślenia, wolę sobie przeczytać coś od tak, żeby poprawić sobie humor, spędzić jakoś czas, odpocząć, „poprzebywać” z ulubionymi postaciami, lub też poznać nowe. A także, zobaczyć co coś naskrobał z czystej ciekawości. Po prostu.

 

Zaraz, zaraz, czy wówczas nie dochodzimy do wniosku, że takie dzieła spełniają funkcje utylitarną? Wszak są dla mnie pożyteczne… A jednak! Zatem każdy fanfik jest w pewnym stopniu utylitarny, jeśli tylko trafia do swego odbiorcy.

 

 

 

 

A ja owszem. Wymysł autora clopperskiego arta/opowiadania, który dodał kucykowi części ludzkiego ciała, a zwykły element budowy ciała konia czy obiektu animowanego to dwie odmienne sprawy.

 

Gdy w „Siewczyni niezgody” pisałem „Wypinając pierś i dumnie zadzierając nosa (..)”, miałem na myśli dokładnie to, czyli „ten kawałek z przodu”, a nie ludzkie piersi ;) Moim zdaniem to podobny problem, co dylemat „włosy” czy „grzywa”, czy też „twarz” albo „pyszczek”. Jedno brzmi zbyt „ludzko”, drugie zaś nie zawsze nam pasuje. I bądź tu mądry…

 

 

 

 

Definicja (niestety z anglojęzycznej wersji) Wikipedii, odnosząca się ogólnie do tego stylu w literaturze

 

Przytoczona przez Ciebie definicja z Wikipedii jest tylko dowodem na to, że ta sama rzecz, choć pojmowana przez różne środowiska podobnie, nigdy nie będzie interpretowana tak samo, co do joty. To się siłą rzeczy musi odbić między innymi na fanowskich tworach. Tak samo, jak ktoś powie, że czwarty „Piątek trzynastego” to ostre gore, ktoś inny może wtenczas pokręcić głową i odesłać swego rozmówcę do drugiego „Topora”. Dlaczego? Po pojmują pewien termin inaczej i mają co do niego inne oczekiwania. Tak jest, bo każdy człowiek jest inny i ma inną mentalność.

 

 

Generalnie, donoszę wrażenie, że wszystko rozbija się o problem interpretacji i pojmowania znaczeń danych motywów i kwestię trzymania się „domyślnych wytycznych” danych tagów. Cóż, moja myśl jest taka, by na rzecz zróżnicowania twórczości fanowskiej nie narzucać odgórnych wymagań i norm. W ten sposób wszyscy będziemy mieli z czego wybierać i każdy znajdzie coś dla siebie. A jeśli nie, to będzie mógł to stworzyć sam i podzielić się swym tworem z innymi, bez obaw o oskarżenia, jakoby „zgwałcił święte normy i nie potrafi pisać.” Dyskutować, sugerować, ale nie obrzucać siebie błotem.

 

Pozdrawiam i gratuluję tym, którzy przeczytali ten post do końca ;)

Edytowano przez Hoffman
  • +1 6
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hoffman, mistrz klawiatury :) Zarówno pod względem postów, jak i FF :twilight7:

Skoro już bąknięto o komentarzach... Mi by do głowy nie przyszło, żeby coś przeczytać i nie dać komentarza! Uważam to za rzecz wręcz oczywistą, ale to po prostu ja :crazytwi:

Na niedobór komentarzy cierpi chyba 90% autorów (a w każdym razie ja). I choć zazwyczaj "sobie piszę, a muzom", to jednak opinie i uwaga innych działają motywująco :)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie wierzyłem w pisanie "sobie a muzom". "Nikt nie pisze dla siebie, po co ta mistyfikacja? Wszystko, począwszy od obwieszczenia kredą na murku, że "Juzek jest głópi", a na "Józefie i jego braciach" skończywszy, powstało z przemożnej chęci narzucenia innym swoich myśli. "Dla siebie" spisujemy co najwyżej adresy w notesie, a jeśliśmy krzepkiego ducha, to jeszcze i zaciągnięte długi" - Szymborska, "Poczta literacka".

Ja mam szczęście nie być uzależnionym od komentarzy czytelników - piszę głównie dla grupy moich znajomych, z których jeden zaznajomił mnie z kucami, a dwóch poznałem dzięki moim poprzednim fanfikom.

Komentarze są potrzebne - bez nich autor, zwłaszcza amator (jak ja) albo taki, który lubi eksperymentować. na żywym organizmie fanfika (też jak ja), nie będzie wiedział, które z jego pomysłów rzeczywiście są poronione, a które tylko na takie wyglądają. Z drugiej strony autor musi zachować umiar w doprasza)niu się komentarzy, bo inaczej za bardzo kojarzy się - przynajmniej mnie - z aŁtoreczkami $ł1t blog45ków, które bez przerwy domagają się "komciuff" od czytelniczek swoich wypocin. Mała rzecz, a wnerwia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile są szczere. Pisząc swoje najdłuższe opowiadanie (Shylitude) otrzymałem wiele komentarzy typu: "fajne pisz dalej". Oceny bez żadnych argumentów nic dla mnie nie znaczą. Nic nie wnoszą. Fajne/słabe - dlaczego? A nie jedno krótkie zdanie, byle nabić post.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile są szczere. Pisząc swoje najdłuższe opowiadanie (Shylitude) otrzymałem wiele komentarzy typu: "fajne pisz dalej". Oceny bez żadnych argumentów nic dla mnie nie znaczą. Nic nie wnoszą. Fajne/słabe - dlaczego? A nie jedno krótkie zdanie, byle nabić post.

No fakt, trudno się nie zgodzić. Chociaż z dwojga złego lepiej dostać "No fajne, podobało mi się, pisz dalej" niż nic ;)

Tak mało trzeba, żeby uszczęśliwić autora :lol: Choćby "podobają mi się bohaterowie" albo "ciekawa fabuła, wciąga"...

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie- z jednej strony pisze się dla siebie, z drugiej strony nic tak nie motywuje niż komentarze. I lepiej by były jakiekolwiek, niż żadne. Osobiście bardzo cieszę się z konstruktywnej krytyki, która pomaga mi się rozwijać, a w efekcie pisać lepiej. Marzą mi się długie komentarze, niemal jak recenzje [Dzięki Hoffman :fluttershy4:].

 

Z drugiej strony sama się często lenię i tego nie robię. Czas się zmienić, o tak. W końcu należy traktować innych, tak jak chciałoby się samemu być traktowanym. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja osobiście lubię sobie mówić że piszę dla siebie, co oczywiście nie jest prawdą bo gdzieś mi głęboko w duszy i umyśle tyka że i popularnością bym nie pogardził. Chociaż będąc szczerym, lubię czasem po prostu nie dostać niczego, chociażby po to by wpaść w jakże ni wiele znaczącą depresję i pisać dalej. Nie powiem, że swego czasu wręcz lubowałem się przy pisaniu 2986 Steps otrzymać figę. Przynajmniej ja, w dużej mierze opieram swe pisarstwo na to jaki akurat mam humor i rzadko kiedy mam tak wielką chęć by pisać gdy jestem w depresji po tym gdy się okazuje że nikt mnie nie czyta.

 


Poza tym, jak już pisałem ostatnio, istnieje ogromna grupa osób, które czytają fanfiction, ale nie wypowiadają się na forach. Mała ilość komentarzy, lub też ich całkowity brak nie jest jednoznaczny z tym, że nikt tego nie czyta. Po prostu trzeba być dobrej myśli, pisać i nie załamywać się, bo potem wpada się w szał i pluje jadem na bardziej znane dzieła i ich autorów, zupełnie bezpodstawnie.

 

Muszę się nie zgodzić. Ja akurat wiem ile ludzi mnie czyta, bo interfejs FimFiction nalicz Views po "unikalnych czytelnikach", tak więc wiem że Prolog 2986 Steps czytały 472 osoby (optymistycznie), podczas gdy najnowszy rozdział czternasty, zaledwie 26 czytelników. Jak widać doskonale, mało osób "przetrwało" do końca moje dzieło. I nie, ja się właśnie lubię załamywać, wpadać w szał, w obłąkany i maniaczy sposób. Jak wspominałem, nigdy mi się nie piszę lepiej gdy jestem w takim mniej więcej stanie emocjonalnym. Zapala mi się lampka, że napiszę dzieło które będzie znane, oczywiście mi się nie udaję, wpadam w szał numer jeden, nabuzowany piszę kolejne dzieło, znów porażka, wpadam w szał numer dwa, następne dzieło które ma zrobić karierę... i tak w kółko. W sumie, zastanawia mnie co by było gdyby nagle któreś osiągnęło sukces. Chyba trafiłaby mnie niemoc pisarska. Dlatego ja się cieszę z tego stanu rzeczy, jeśli nawet jest to radość czysto masochistyczna.

 

(Huh, chyba jestem dziwnym człowiekiem...)

 

Z resztą stwierdzeń waćpana się zgadzam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zły człowiek (tj. Irwin) trafił w sedno. Co mi po "fajne, pisz dalej" na jednej stronie, skoro na drugiej łoją mi zad za nieciekawych bohaterów i nudnawą fabułę pełną błędów i głupotek? Skąd mam wiedzieć, czy rację ma moderator działu, chwaląc mnie za humor i klimat fanfika, czy może nieznany mi komentator z FGE wytykający absurd założeń i szczątkową fabułę?

Co uczyni moje fanfiki dziełami unikalnymi i niesztampowymi, które poruszą wielu i zaspokoją dzienną dawkę atencji?

Czy piszę dobrze, czy może jestem małą, grafomańską zołzą klepiącą swoje brednie dla sekundy czy dwóch sławy?

Komu ufać? Kto ma rację: ten, kto zjeżdża cię z góry na dół, czy ten, który chwali cię za drugoplanowe szczegóły?

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdy ma rację, jak długo komentarz nie brzmi "Ylthin, twój fic ssie, taki beznadziejny, moja babcia lepiej pisze!!111111".

 

Bo wszystko rozbija się o gust - anonimowi z FGE się nie spodobała budowa opowiadania i uznał je za absurdalne i niewarte uwagi, a inny ktoś, taki Dolar, uznał twoje dzieło za dobre i warte uwagi. 

 

Więc musisz na wszystkie komentarze patrzeć przez pryzmat własnych odczuć... Chociaż... nie wiem czy tak do końca powinnaś, bo zdecydowanie za bardzo chłoniesz te negatywne głosy :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niby tak, ale moim zdaniem "fajne" nic nie daje. Co jest "fajne"? Fabuła? Bohaterowie? Opisy? Znowu posłużę się swoim Shylitude. Na kilkanaście stron komentarzy pojawiło się kilka w miarę przydatnych i - uwaga - jeden w którym forumowicz napisał, co wypadałoby poprawić, co jest dobre, co jego zdaniem złe. Nie był to długi post. Serdecznie mu podziękowałem tak w wątku jak i przez PW. To był najbardziej motywujący komentarz. Między innymi dzięki niemu skończyłem tekst.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem polega na tym, że nie każdy pisarz/czytelnik to recenzent i vice versa. Nie można wymagać od czytelnika, aby po przeczytaniu tekstu napisał jakiś komentarz. Jeśli ktoś lubi i potrafi komentować, to zawsze coś napisze, o ile będzie miał czas. Komentowanie opowiadania to dość długi proces, a nieco dłuższe wypociny wiążą się z poświęceniem półtorej godziny. To dość trudna sztuka i nic dziwnego, że częściej trafia się komentarz "Fajne" niż "urzekła mnie przemiana relacji między bohaterkami oraz wpływie tego na ich najbliższe środowisko". Może zamiast rozwodzić się nad teoriami, podejdę do tematu na własnym przykładzie:

 

 

Z racji na doświadczenie* w tej dziedzinie i wielu obserwacji, doszedłem do wniosku, że o wiele bardziej bonifikowaną funkcję niesie ze sobą wytknięcie błędów stylistycznych oraz wskazanie metod przeciwdziałania. Wychodzę z założenia, że jeśli dana osoba ma problem z pisaniem w języku polskim, to wpierw musi się tego nauczyć, wyrobić własny styl, a dopiero później możemy się zastanawiać nad przekazywaną treścią. Nie każdy tekst musi mieć przesłanie, czasami kryterium oceny zależy od tego, czy tekst był czytelny i przystępny w odbiorze. Na przykład spójrzcie na Pinkie Pie - niby geniusz, a nikt nie potrafi się z nią dogadać, ponieważ różowa klacz nie operuje przystępnym dla ogółu językiem. Podobnie z pisarzem - choćbyś w swoich dziełach głosił niezbywalną prawdę życiową, a swoją osobą stanowił podwaliny nowej religii, która pociągnie za sobą miliony, nikt nie weźmie cię na poważnie, jeśli nie zdołasz przedstawić swoich idei w racjonalny sposób. Cóż, pisarz musi mieć pośladki ze stali, a mało kto potrafi znieść (słuszną bądź nie) krytykę. Gorzej, jeśli tak nastawiony komentator przegina w drugą stronę...

 

Pozdrawiam

_____________

* ponieważ nie wypowiadam się na tym forum za często, to większość osób i tak zignoruje teksty kilkupostowca. Mniejsza o dygresję - zajmuję się komentowaniem i recenzowaniem opowiadań. W swoich komentarzach skupiam się na stronie technicznej tekstu, unikając tego zagadnienia przy recenzjach.

Edytowano przez Mordecz
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...