Skocz do zawartości

Stowarzyszenie Żyjących Piszących - dyskusje ogólne o pisaniu/tłumaczeniu.


Dolar84

Recommended Posts

Aż w TAKĄ anatomię się nie zagłębiam, jednak muszę się zgodzić. Dorabianie piersi do pastelowego kucyka, to aż nóż się otwiera, a pistolet odbezpiecza :flutterage:

A co do ogona... Przedłużenie kręgosłupa? Hm... Może dlatego mamy "kość ogonową"... :D Wniosek: tak, macie rację!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie mają właśnie ogon zredukowany do kości ogonowej - konie czy koty mają go w wersji pełnej :P

A clopy? Dwa sformułowania: "miłosne soki" i "muszelka".

Ludzie piszący takowe to z reguły "piwniczne dziewice" czerpiące wiedzę o seksie i anatomii z RedTube, a do tego pozbawione umiejętności pisarskich. Efekt jest: a) tragiczny warsztatowo, b) komicznie pruderyjny, c) doprowadzi do rozpaczy kogokolwiek z minimalną znajomością anatomii (ludzkiej i końskiej) i fizjologicznej strony seksu.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście używam alicorn, a nie pegazorożec. :I Jeśli chodzi o sposób pisania jednorożka, to różnie bywa. Dolar coś tam gadał, oj nei muszę mówić bo go znacie i ma poniekąd racje. Ale każdy ma swoje racje, a reszta ma kręćka. Ja piszę non stop i niezłego mam, bo już sam nie wiem co jest lepsze. Jednorożka, czy klacz jednorożca.

 

Jeśli chodzi o moje tłumaczenia, to tłumacze tak by było dobrze, i to tak jakbym sam to pisał. Chociaż to zależne od fika. Co fik, to tradycja. :D Pewne rzeczy naprawdę ciężko przełożyć na polski. Sposób mówienia AJ? Czy niespotykane i niemożliwe słownictwo Pinkie. xD Przynajmniej mi sietak wydaje. Mało mam jeszcze doświadczenia w tłumaczeniu, bo wolę pisać swoje którego i tak mam sporo. :I

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spotkałam się kiedyś z przekładem gwary AJ na "śluńsko godkę", tłumaczoną tym, że Teksas dla USA to jak Śląsk dla Polski.

Sama mam z tym duży problem, bo nie posługuję się regionalizmami w zbyt dużym stopniu (nie słyszę ich zanadto w domu, do tego nieliczne podłapane w SP wyrugowały mi się w gimnazjum i teraz tylko zmagam się z lekkimi problemami z wymową i podejrzanymi brakami w słownictwie). A tak się choćby składa, że przydałoby się czasem wtrącić to kujawsko-pomorskie "jo"* w dialogach... Niech by to.

*) Wiem, że "jo" mówią Ślązacy, ale ja to wyrażenie kojarzę z Grudziądzem, Toruniem i Ziemią Chełmińską. Tak samo jak ten cudny, "śpiewny" akcent przywodzi mi na myśl bardziej Augustów i okolice niźli Lwów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem, powoli popadamy w paranoję i szukamy dziury w całym. Ponieważ swego czasu stosowałem słówko „pegazica”, to może zacznę właśnie od tej kwestii. Otóż - trochę żałuję, że (z powodu presji?) przestałem to stosować, bo w mojej głowie słówko to wcale nie brzmi źle, a wręcz przeciwnie. Wypełnia wiele luk i sprawia, że końcowy twór pokrywa się z pierwotną wizją w większym stopniu. Nie widzę wyraźnego powodu, dla którego każdy, bezwarunkowo miałby się go wystrzegać, pomimo faktu, że w języku polskim jako takie nie występuje. Na pytanie „kto je stosuje w swojej twórczości?”, odpowiadam – kto chce. Twórca to twórca, to on coś tworzy i naturalnie, chce, by efekt końcowy był maksymalnie zbliżony do pierwotnego planu, który ukształtował się gdzieś w jego głowie. Tak więc, jeżeli twórca uprze się i napisze „pegazica” lub „jednorożka” (swoją drogą, brzmi podobnie jak „psycholożka”, czy też „socjolożka”), to znaczy, że w jego głowie brzmi to dobrze i nic nam do tego, jako czytelnikom. Wydając swoją opinię możemy wyrazić swoją aprobatę, lub dezaprobatę, ale nigdy nie wolno nam przekreślać całego dzieła z powodu pojedynczych słówek. Wówczas nie będziemy w niczym lepsi od pseudo-recenzentów, którzy oceniają grę po pierwszym poziomie, lub film po pierwszych 10 minutach.

 

Idąc dalej, strasznie nie podoba mi się debatowanie o wyższości „sierści” nad „futrem”, czy też „pyszczka” nad „twarzą”. Znów – pozwólmy innym stworzyć coś po swojemu i nie doszukujmy się błędów tam, gdzie tak na dobrą sprawę ich nie ma. Co człowiek, to opinia, jednym pewne określenia się podobają, innym nie, ale większość, tak naprawdę, ma to w czterech literach. Przypominam, że istnieje liczna, ogromna wręcz grupa osób,  która czytuje fanfiction i nie zwraca uwagi na szczegóły, ale też nie wypowiada się na forach. Z tego, co wiele razy miałem okazję zaobserwować, ludzie nawet nie zauważają różnicy między futrem a sierścią, włosami a grzywą, czy też twarzą a pyszczkiem. Zauważają natomiast „rzeżucha” napisane przez dwa „ż”, „żołnierz” napisane przez „sz”, albo „ósemka” przez „u”. Słowem, widzą błędy ortograficzne i interpunkcyjne, a więc elementarne sprawy, jeśli chodzi o pisanie i to właśnie to najbardziej ich razi. Ale się tym nie podzielą, bo po prostu się nie udzielają (w sensie, w Internecie).

 

I myślę, że to tutaj tkwi podstawowy problem, na który powinni być uczulani pisarze. Ortografia, a także inne, równie elementarne kwestie, takie jak akapity, czy zapis dialogów. Sam miałem z tym kiedyś problem i uważam, z perspektywy czasu, że to o wiele ważniejsze, niż to, czy ktoś napisał „pegazica”, czy też „twarz” zamiast „pysk”.

 

Kolejna sprawa – nie zapominajmy, że fanfiction o kucykach opiera się na świecie przedstawionym w kreskówce, gdzie postacie, choć są kucykami, zostały w pewnym stopniu spersonifikowane. Nabrały one cech ludzkich, by można się było łatwiej z nimi identyfikować i postrzegać, właśnie jako ludzi, zamkniętych w ciałach kolorowych koników. Dlatego właśnie kucyki mówią jak ludzie, chwytają kopytami przedmioty jak ludzie, zachowują się jak ludzie i robią inne rzeczy, jak ludzie. To kreskówkowa rzeczywistość i logika, której tworząc fanfiction możemy się trzymać, bądź nie.

 

Odnośnie stosowania słowa „alikorn” – do dziś nie udało mi się do niego przekonać kolegi, który konsekwentnie twierdzi, że to od zawsze była nazwa rogu jednorożca, a nie odrębnego gatunku i że to w serialu został popełniony błąd. Dla niego określenia takie jak „skrzydlaty jednorożec”, czy też, co prawda w ostateczności, ale jednak, „pegazorożec” są poprawne. A przynajmniej bardziej poprawne niż określanie mianem „alikorna” istoty posiadającej zarówno róg jak i skrzydła. I on także czytuje fanowskie historie. Dla niego futro, sierść i umaszczenie, grzywa i włosy, twarz, pysk i pyszczek, to, cytując: „jeden %$#@, przecież wiem o co chodzi”.

 

Osobiście, gdy sięgam po fanowskie opowiadania, oczekuję przede wszystkim ciekawej fabuły, postaci, z którymi będę się mógł zidentyfikować, historii, którą będę mógł w jakimś stopniu „przeżyć”, a także klimatu. Słowem, oczekuję czegoś, co sprawi, że następnego dnia zawalę egzamin albo oleję zajęcia. Jeśli chcę się czegoś dowiedzieć o anatomii konia to sięgam po encyklopedię, a nie po opowiadanie o gadających kucykach.

 

Kończąc, uważam, że w pewnych kwestiach powinno się zostawić twórcom wolną rękę. Neologizmy, czy też specyficzne zabiegi językowe, to wszystko brożka pisarzy. Jeśli ktoś, chcąc zaakcentować płeć danej postaci napisze „pegazica” – nie ma sprawy. Jeśli ktoś uważa, że klacze malują swoje twarze, a nie pyszczki – spoko. Mnie może to się podobać lub nie, ale nie mogę zmuszać kogoś, by pisał pod moje dyktando. Natomiast poprawności ortograficznej, czy też poprawnego zapisu – owszem, jest to coś, czego mogę wymagać. To jest coś, co każdy twórca powinien mieć na względzie, jeśli chce stworzyć dzieło, które ma być traktowane z powagą i czytane ze zrozumieniem (pomijając przypadki, gdy takowe błędy zostają popełnione celowo i nie są efektem niewiedzy, czy też ignorancji). Ja na przykład, gdy widzę, że ort na orcie, otrem pogania, natychmiast tracę zapał do dalszego czytania i zwyczajnie, wolę spróbować czegoś innego. Albo gdy moim oczom ukazuje się ściana tekstu… Albo gdy dialogi zlewają się w akapitami do tego stopnia, że nie potrafię rozróżnić co jest czym… Po prostu nie mogę, nie mogę takiego tworu potraktować poważnie i poświęcić mu wystarczająco dużo czasu. Po poprawkach – owszem.

 

A niech tam! Ja też będę kontrowersyjny – uważam, że takie „klacz z pegazów”, czy też „klacz z jednorożców” to wyjątkowo nietrafione propozycje, które szpecą treść. Dla mnie to po prostu nie brzmi dobrze i w takiej sytuacji, o wiele bardziej wolałbym zaaprobowaną przeze mnie „pegazicę”, czy też praktycznie niestosowaną przeze mnie „klacz pegaza”. Osobiście, „klacz z pegazów” kojarzy mi się z „Ekipą z Warszawy”, albo z „Maćkiem z Klanu”. Geez, „klacz z jednorożca”… :/

 

X z Y... Aż mi się wykłady z matmy przypominają...

 

Sami widzicie, wszystko jest kwestią umowy i osobistych preferencji pisarza/ czytelnika. I nie ma co na siłę ustalać jakichś norm. Uważam, że opowiadania należy pisać przede wszystkim dla siebie, na zasadzie „mam świetny pomysł/ mam w głowie historię, muszę to napisać”,  a nie ”muszę wszystko pozmieniać, bo mnie pojadą”. Dlatego też, cenię sobie odwagę twórców w kreowaniu własnego klimatu, czy też tworzeniu i stosowaniu neologizmów, czy też różnorakich zabiegów, by coś sponyfikować i jednocześnie uczynić zrozumiałym po polsku. Twórca tworzy po swojemu, jeśli chce, dzieli się tym z innymi, a końcowy twór może mi się to podobać lub nie – i tyle. Na nikogo nie będę naciskał, bo „to czy tamto jest złe, za to będę strzelał”.

 

Gdyby ktoś nie zauważył – wszystkie powyższe słowa to tylko i wyłącznie moje zdanie, z którym możecie się zgodzić lub nie, a nie prawda objawiona. Pamiętajcie o tym.

 

Pozdrawiam!

Edytowano przez Hoffman
  • +1 9
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Umm... a co w tym złego?

 

 

Chodzi o to, że raczej kuc nie usiądzie jak człowiek (No chyba, że jest Lyrą).

No, chyba, że tak:

best_pony_vector_3_by_dmtactical-d6pcus0

A klęczenie... no...

Tylne nogi kuce się nie zginają(na zasadzie, że nie jak przednie i nie jak kolana) i ciężko mi wyobrazić coś... takiego:

,,Twilight uklękła obok...''

 

Z tymi jednorożkami i pegaziczkami to dajcie spokój bo zamienników jest trylion:

- Klacz Jednorożca

- Klacz Pegaza

- Ona

- Twilight (po prostu imię)

- Klacz

Więc w czym problem? Wątpię by ktoś miał taki kłopot, że z powodu powtórzeń, nie będzie miał co wstawić

 

Piersi u klaczy... Yhh, dajcie spokój

Jeśli już się trzymamy kanonu, to nie wiem jak wy, ale ja tu piersi nie widzę, może jestem ślepa:

my_little_pony_vector___happy_twilight_s

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale ja tu piersi nie widzę, może jestem ślepa:

 

Tutaj raczej już chodzi o rysunki suggestive i r34. To też już całkiem odrębna dyskusja, który rodzaj cycków jest lepszy :rainderp: Ale nie przytoczę, bo Dolcze da mi bana.

 

 

 

A niech tam! Ja też będę kontrowersyjny – uważam, że takie „klacz z pegazów”, czy też „klacz z jednorożców” to wyjątkowo nietrafione propozycje, które szpecą treść.

 

No a ja tak samo uważam o słowach "pegazica", "jednorożka", mimo że niejako są stworzone według zasad tworzenia wyrazów w języku polskim :P

 

Pełno różnych zdań tutaj się pojawia i z pewnością, gdyby ktoś próbował ustalić jednolite normy, poległby z kretesem :P

 

A klęczenie... no...

Tylne nogi kuce się nie zginają(na zasadzie, że nie jak przednie i nie jak kolana) i ciężko mi wyobrazić coś... takiego:

,,Twilight uklękła obok...''

 

Ale może siedzieć tak:

twilight_vector_by_pheebadohdoh-d5m4afj.

 

Przednie nogi może przyklęknąć, więc niejako nie jest to aż tak błędne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam taki problem, że zwykle po dwóch, trzech rozdziałach tracę ochotę na pisanie, przez co jakieś 90% moich prac nigdy nie ujrzało światła dziennego ;__;.

Mam podobnie, wtedy siadam piszę sobie na kartce wykres rozdziałów i od razu robi mi się lepiej, bo wiem ile tego będzie, a nie, że pisze jedną wielką niewiadomą :D.

 

A co mylicie o tym: grzbiet/plecy. Ja tam zawsze używam grzbiet i sądzę, że plecy są niekucykowe. 

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście grzbiet, kucyki pleców nie mają. Chyba że "pojawił mu się za plecami" - to można wybaczyć, bo jest to powszechnie używany w naszym języku zwrot.

Co do klęczenia u kucyków to chodzi tu, jak Miglas napisał, o przygięcie przednich nóg, jak np. kuce robią przed Celestyną i Luną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Spotkałam się kiedyś z przekładem gwary AJ na "śluńsko godkę", tłumaczoną tym, że Teksas dla USA to jak Śląsk dla Polski.

W sumie to jedno i drugie jest na południu ;) Czy mogłabyś przytoczyć ten fanfik?

W EqueTripie tytułem eksperymentu dałem Applejack swego rodzaju gwarę wiejską, wzorowaną na tej z dziewiętnastowiecznych książek. Odbiór był mocno mieszany; w Polsce ta gwara kojarzy się z tępotą i prostactwem. Chętnie zobaczyłbym inne podobne eksperymenty językowe.


A tak się choćby składa, że przydałoby się czasem wtrącić to kujawsko-pomorskie "jo"* w dialogach... Niech by to.

*) Wiem, że "jo" mówią Ślązacy, ale ja to wyrażenie kojarzę z Grudziądzem, Toruniem i Ziemią Chełmińską.

Mnie przede wszystkim z Grudziądzem ;) I pomyśleć, że tam umieściłem akcję, a do tej pory tego nie wykorzystałem... No to mam kolejny motyw do następnego fanfika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Wydając swoją opinię możemy wyrazić swoją aprobatę, lub dezaprobatę, ale nigdy nie wolno nam przekreślać całego dzieła z powodu pojedynczych słówek. Wówczas nie będziemy w niczym lepsi od pseudo-recenzentów, którzy oceniają grę po pierwszym poziomie, lub film po pierwszych 10 minutach.

 

Masz wiele racji, ale spójrz też na drugą stronę sytuacji. Załóżmy sytuację (i to że mamy otwieracz) - czytasz opowiadanie, które bardzo Ci się podoba, akcja rozwija się doskonale, opisy zapierają pierść w dechach i w ogóle mamy cud, miód i orzeszki. A tu nagle jak diabeł z pudełka wyskakuje jakieś określenie, którę jest dla Ciebie odpychające. W tym momencie następuje zgrzyt, i znaczna część przyjemności z lektury idzie się giwzdać (że tak to kolokwialnie ujmę). I teraz jest dylemat - czy czytać dalej, mając pewność, że napotkasz na kolejne słowa, które będą powodować zgrzyt Twoich zębów, czy zrezygnować z lektury (która ma być w końcu przyjemnością)? Obawiam się, że na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi - naturalnie nie można po czymś takim twierdzić, że opowiadanie jest słabe, a co najwyżej, że jest przekreślone dla osoby akurat je czytającej. Oczywiście pod warunkiem, że niechętna dowolnem określeniu osoba nie uzna, że tekst jest na tyle dobry, że można mu wybaczyć uszkodzenia szkliwa powstające podczas zgrzytania zębami przy lekturze :crazytwi: i podejmie decyzję o jej kontynuowaniu.

 

W takim przypadku naprawdę pomogłoby ustalenie odgórnych norm których wszyscy musieliby się trzymać. Czy jednak ma to sens? Twierdzę, że nie, gdyż jednolitość przynajmniej w pewnym (o ile nie w znaczącym) stopniu zabiłaby kreatywność i wszystkie teksty stałyby się podobne. Sztywne normy najlepiej zostawić pismom urzędowym - tam się sprawdzają, a od opowiadań im wara.

 


A niech tam! Ja też będę kontrowersyjny – uważam, że takie „klacz z pegazów”, czy też „klacz z jednorożców” to wyjątkowo nietrafione propozycje, które szpecą treść. Dla mnie to po prostu nie brzmi dobrze i w takiej sytuacji, o wiele bardziej wolałbym zaaprobowaną przeze mnie „pegazicę”, czy też praktycznie niestosowaną przeze mnie „klacz pegaza”. Osobiście, „klacz z pegazów” kojarzy mi się z „Ekipą z Warszawy”, albo z „Maćkiem z Klanu”. Geez, „klacz z jednorożca”… :/

 

Akurat ta forma jest specyficzna i z całą pewnością nie będzie się każdemu podobać jednak ma swoje zastosowania. Brzmi wręcz doskonale jeżeli użyjemy jej w rozmowach nadętych arystokratów, ale już dla zwykłej komedii jest zbyt... górnolotna. Poza tym nigdy nie można stosować tego w liczbie pojedyńczej - "klacz z jednorożca" zdecydowanie brzmi równie przyjemniej jak tarty o siebie styropian.

 

 


Twórca tworzy po swojemu, jeśli chce, dzieli się tym z innymi, a końcowy twór może mi się to podobać lub nie – i tyle. Na nikogo nie będę naciskał, bo „to czy tamto jest złe, za to będę strzelał”.

 

Tutaj zgadzam się z tym, że ostateczna decyzja należy do autora tekstu - tak właśnie powinno być. Natomiast nie widzę nic złego w ewentualnej próbie przekonania rzeczonego autora do innej formy. Może się z tym zgodzić lub nie - i tak w końcu będzie tak jak zdecyduje. Naturalnie to przekonywanie też nie może być zanaddto upierdliwe czy wręcz być zmuszaniem. Raczej coś na zasadzie wymiany poglądów uciętej w chwili, gdy autor zdecyduje się na wersje ostateczną.

 

 


Pewne rzeczy naprawdę ciężko przełożyć na polski. Sposób mówienia AJ? Czy niespotykane i niemożliwe słownictwo Pinkie.

 

Sposób mówienia AJ jest niestety praktycznie nieprzekładalny. Można oczywiście spróbować użyć gwary wiejskiej, ale jak to napisał psoras, u nas kojarzy się ona zdecydowanie negatywnie. Osobiście polecam pisanie normalnie (no chyba że trafi się jakiś rarytas godny wykorzystania) i doprecyzowywanie akcentu w opisach towarzyszącym dialogom.

 

Przekład słownictwa Pinkie jest zdecydowanie prostszy, ponieważ sporo jej wypowiedzi to neologizmy, czy poprzekręcane słowa, które dają tłumaczowi sporą swobodę w działaniu. Oczywiście nie należy z nią przesadzać.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sposób mówienia AJ jest niestety praktycznie nieprzekładalny. Można oczywiście spróbować użyć gwary wiejskiej, ale jak to napisał psoras, u nas kojarzy się ona zdecydowanie negatywnie. Osobiście polecam pisanie normalnie (no chyba że trafi się jakiś rarytas godny wykorzystania) i doprecyzowywanie akcentu w opisach towarzyszącym dialogom.

 

W 100% się zgadzam. AJ to chyba najgorsza postać do przełożenia (gorsze mogą być jedynie jakieś cudaczne wyrażenia Pinkie, typu "I don't feel peachy. I feel cupcakey!" I weź tu klawiatury nie rozwal...). Osobiście stosuję konstrukcje z "żem" (które podpatrzyłem u tłumaczy Fallout'a, przyznaję bez bicia), typu "widziała żem". Ale też staram się z tym nie przesadzać, bo przy trzech zdaniach pod rząd z takimi wyrażeniami także wychodzi "wieśniacka" mowa.

 

Co do "klaczy z pegazów" to faktycznie, jakbym osobiście miał użyć takie określenia, to jedynie podczas rozmowy dystyngowanych arystokratów.

Edytowano przez aTOM
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do mowy Applejack- preferuję naszą pomarańczową klacz posługującą się zwykłą, potoczną mową. Kiedy czytam takie konstrukcje z "żem", jak np. w "CRISIS: Equestria", to mam wrażenie, że farmerka jest jakaś niedorozwinięta i nie umie sklecić zdania. Po prostu nie lubię, jak ktoś przesadzi z tym "wiejskim" językiem.

 

Za to rzeczą, która mnie bardzo irytuje są zwroty typu "20 % cooler", stosowane w fanfikach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy czytam takie konstrukcje z "żem", jak np. w "CRISIS: Equestria", to mam wrażenie, że farmerka jest jakaś niedorozwinięta i nie umie sklecić zdania.

Tu się trochę usprawiedliwię - AJ gadała całkiem normalnie, ale pewne wydarzenia fabularne wywołały niejako konieczność "mocniejszego" podkreślenia jej gadki.

 

 

 

Za to rzeczą, która mnie bardzo irytuje są zwroty typu "20 % cooler", stosowane w fanfikach.

Fakt, takie hasełko wtrącone w połowie zdania po polsku brzmi fatalnie.

Edytowano przez aTOM
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli miałbym się wypowiedzieć w kwestii "jednorożki", "klaczy pegaza" czy "pegazicy", to akurat nie widzę problemu, aby rozwiązać ten dylemat w bardziej naturalny sposób. W serialu występuje zazwyczaj jeden "typ" kucyka z perspektywy wykonywanego zawodu czy też czynności. Osobiście używam najbliższych porównań oraz określeń, które samoistnie potrafią skojarzyć się z daną postacią. Oczywiście należy też pamiętać o odpowiednim wprowadzeniu nowego określenia do kontekstu, aby ułatwić zrozumienie przekazywanej treści. W ten sposób udało mi się uniknąć większości przepychanek, kiedy to musiałem unikać powtórzeń oraz zgrzytliwych epitetów. Dajmy na to kilka przykładów:

 

Twilight - czarodziejka, bibliotekarka

Applejack - kowbojka, farmerka, przyzwoitka*

Rarity - krawcowa, projektantka, zołza*, choleryczka*

Pinkie Pie - zmora*, imprezowiczka, wesoła klacz

Rainbow Dash - tęczowogrzywa, atletka

Fluttershy - maślana klacz

Spike - służący, pomocnik, pomagier, safanduła*

Trixie - iluzjonistka, mizantropka*

 

(* podane zostały przypadki ekstremalne, które wymagają nieco więcej niż jednego zdania wyjaśnienia)

 

Nalezy jednak pamiętać, że zawsze powstanie kwestia sporna. Lepiej jednak nie sprawdzać znajomości języka polskiego u czytelnika czy jego zdolności translacyjnych. O wiele bezpieczniejszym zabiegiem jest doprowadzenie do sytuacji, gdzie sprawdzamy zdolność czytania ze zrozumieniem. Wtedy mamy zarówno szersze pole do popisu, jak i bardziej racjonalne argumenty do obrony zastosowanych określeń.

_____________

 

Kiedy przychodzi mi walczyć z językiem Applejack, wychodzę z założenia, że skoro pochodzi ona z "ludu ziemi", to jej wypowiedzi będą posiadały takowe konotacje (Uderz w pień, a jabłka same polecą zamiast Uderz w stół, a nożyce się odezwą), a także używanie paralel, które barwnie zdołają oddać jej charakter. Oczywiście nie zawsze, ale dajmy na ten przykład postać Omiego z Shaolin: Pojedynek Mistrzów - jest to młody, wyalienowany mnich, który w pewnym momencie próbuje się zasymilować z przyjaciółmi z różnych krańców świata (Brazylia, Teksas i Japonia). Rozumem nie grzeszy, tak więc przy pierwszych lepszych okazjach przeinacza każde możliwe porzekadło (jestem na stopie, dam sobie włosy uciąć, gadka ścierka). Jeśli ktoś potrafi przystosować u Applejack podobny mechanizm, to już ma sposób na oddanie swojskiego charakteru postaci (chociażby zastosowane w CRISISIE nosz kosztela!).

 

Pozdrawiam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż, gdy pisałem tu pierwszy raz nie miałem okazji się porządnie przywitać. Tak więc jam Verlax, ponury pisarz anglistyczny wyspecjalizowany w pisaniu smutnych i tragicznych opowiadań. Szczególnie jeśli są mroczne, dotykające natury wszechrzeczy oraz głębokich tematów dotyczących sensu naszej egzystencji. 

 

Nie powiem, jestem nastroju co najmniej ponurego, jeśli nie gorzej. Przy pisaniu opieram się na sentencji  vanitas, mam więc dość niepokojącą tendencję do przesady i nadmiernego patosu gdy przychodzę do opisów szaleństwa oraz powoli degenerującego się umysłu bohaterów i bohaterek. Nie powiem, brakuje mi trochę jak patrzę na polską sceną fanfiction takich właśnie prawdziwych tragedii, tyczących się upadku kucykowego umysłu w obliczu straszliwych konfliktów wartości oraz straszliwego greckiego fatum. Dlatego też nadal uważam że Dolar nie ma racji mówiąc że opowiadania wojenne same w sobie stanowią tragedię. Tematu tego jednak podnosić nie będę nad wyraz gdyż się podjęliśmy już ostrą polemikę prywatnie.

 

Ludzie robią różne błędy przy konstrukcji opowiadania oraz strukturze opisów. W pisarstwie angielskim jednym z podstawowych błędów jest straszliwy LUS ( Lavender Unicorn Syndrome ), który polega na nadmiernym zamienianiu imion na jakieś dziwne, cholera wie jakie opisowe określenia jak "cyan pegasus" albo właśnie "lavender unicorn". Ten błąd nadal jest dosyć popularny i nie powiem, jest bolesny dla czytelnika. Jak jednak widzę i porównuje fanfiki angielskie i polskie, zagraniczna strona fandomu jest znacznie bardziej uczulona na ten błąd.

 

Pojawił się gdzieś w dyskusji motyw popularności oraz reakcji czytelników na kolejne rozdziały. Powiem tak, rzeczywiście robi mi się smutno gdy myślę o pewnych dziełach które ośmieliły się być nieco głębsze niż "huhu, shipping między Twilight a Rainbow!" albo "huhu, zła Celestia wprowadza tyranię". Dobija mnie to tym i bardziej że czasem ci pisarze później przerywają swoją działalność, kompletnie zdemotywowani brakiem reakcji. Swego czasu miałem taki kryzys twórczy (właściwie to ciągle mam, ale to szczegół) z 2986 Steps który co rozdział otrzymuje równe zero komentarzy oraz wiecznie gnije na niemalże tym samym ratingu oraz czytelności. Właśnie jednak tutaj, przynajmniej ja czerpię siłę z tej tragicznego braku popularności. Nie powiem, nigdy mi się lepiej nie pisało rozdziału mrocznego fanfika gdy byłem ponury jak rozwalony cmentarz w lesie o północy. Próbowałem swego czasu również dwa razy opublikować opowiadanie na Equestria Daily, przy czym obydwa nie zostały przyjęte. Ale ja osobiście uważam że popularność nie jest wszystkim, a ja przynajmniej swą pustelnię w swym masochiźmie uważam za coś naprawdę szczytnego.

 

Wracając jednak do "błędów". Jednym z innych mankamentów w sztuce jest tzw. "Błąd Raportu Pogodowego". To jest, dobry pisarz nigdy nie zacznie opowiadania od opisu pogody, chyba że ma to jakieś konkretne, i to konkretne znaczenie dla fabuły. "Raport Pogodowy" na samym początku opowiadania świadczy jedynie o tym że autor sam nie wie co chce pisać i musi koniecznie zacząć od takiego niepotrzebnego dodatku. Przynajmniej na FimFiction, czytelnicy są na to bardzo wyczuleni.

 

Przy okazji właśnie tłumaczeń i angielskiego pisania, zaproponowałem właśnie event/pracę grupową w TPWS, zainteresowanych kieruję do grupy na FimFiction.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Natomiast ja osobiście uważam, jak to określiłeś "Raport pogodowy" za zwykły wstęp. Autor musi czytelnikowi dać jakieś wyobrażenie o przedstawionym świecie, tak, żeby w jego wyobraźni wyglądał niemal jak zamysł pisarza. Jeśli określimy na początku, że akcja dzieje się w lesie, pośród starych drzew etc, nadal nie będzie to pełny obraz.

Uważam, że zaczęcie od opisu pogody nie jest niczym złym. W końcu zaczyna się od szerokich szczegółów (jak pogoda), przechodząc do tych ważniejszych (np. stary budynek), a kończąc na drobiazgowych (choćby wybite okno w owym budynku). Takie stopniowe "zwężanie" wydaje mi się być dobrym zabiegiem na wstęp.

Naturalnie, to tylko moje zdanie :crazytwi:

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie nazwałbym rozpoczęcia fica od opisu pogody błędem. Wszystko zależy od tego, jak to jest poprowadzone. Jeśli ktoś napisze "świeciło słońce, a na niebie było parę chmurek", to faktycznie, bez sensu jest o tym wspominać. Ale dzięki opisowi pogody można bardzo dobrze wprowadzić odpowiedni nastrój, nie mówiąc już o sytuacji, w której pogoda ma realny wpływ na wydarzenia w ficu.

Więc to, że "ludzie się czepiają", nie jest żadnym wyznacznikiem tego, co jest błędem, a co nie, bo gdyby wierzyło się we wszystkie głupoty, które różni ludzie mówią...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kwestia ''klęczenia'' to jakieś czepialstwo wobec nieistotnych elementów, które i tak są naginane w samym serialu. A czy konie mogą ziać ogniem po zjedzeniu potrawy z ostrym sosem? A czy konie potrafią mówić?

 

[...]ja tu piersi nie widzę[...]

 

A ja owszem. Wymysł autora clopperskiego arta/opowiadania, który dodał kucykowi części ludzkiego ciała, a zwykły element budowy ciała konia czy obiektu animowanego to dwie odmienne sprawy. Rozkopię także parę wcześniejszych tematów:

 

[...]Śmierć męczeńska bohatera w walce o wartości szczytne nie jest tragiczna w żaden sposób. Śmierć męczennika który dopiero gdy odchodzi zdaje sobie ze sprawę jakie zło uczynił i że to o co walczył, to nie jest dobro.[...]

 

''Zdać sobie sprawę'' z czegoś można w każdej chwili, pod wpływem różnych czynników oddziałujących na poglądy. Chyba, że w danym fiku autor przedstawia postacie jako kretynów. :P Poza tym, o tragizmie nie świadczy sama śmierć czy męki ją poprzedzające, a motywy fabularne, jakie za sobą niesie. I kluczowe pytanie - na jakiej zasadzie poświęcenie nie wiąże się z tragizmem? Bo umierający nie prowadzi długiego monologu na temat podłogi?

 

[...]Nie, wojna sama w sobie nie ma nic z tragedii.[...]

 

To już jest kompletna bzdura.

 

 [...]O pisaniu mógłbym się rozpisywać długo i szeroko, ale czasem mnie dobijają mnie opowiadania z tagiem [slice of Life]. Osobiście uważam że każde opowiadanie winno mieć nieco utylitarności i dysponować jakimś materiałem który choć trochę mógłby nakierować myśli czytelnika na jakiś nowy punkt widzenia. Dlatego gdy widzę Slice of Life w którym nie ma absolutnie niczego innowacyjnego, żadnej nowej myśli to mam ochotę dokonać egzekucji, bo takie opowiadania są po prostu kompletnie puste.[...]

 

Opowiadania z tagiem Slice of Life już z definicji mają prezentować zwyczajne życie kucyków, więc nie doszukiwałbym się tam wielostronicowych imitacji filozofii. I lepiej byłoby wstrzymać się z ''egzekucją'', bo to byłoby jak pretensje do mórz i oceanów za to, że pływają w nich ryby.

 

 Wracając jednak do "błędów". Jednym z innych mankamentów w sztuce jest tzw. "Błąd Raportu Pogodowego". To jest, dobry pisarz nigdy nie zacznie opowiadania od opisu pogody, chyba że ma to jakieś konkretne, i to konkretne znaczenie dla fabuły. "Raport Pogodowy" na samym początku opowiadania świadczy jedynie o tym że autor sam nie wie co chce pisać i musi koniecznie zacząć od takiego niepotrzebnego dodatku. Przynajmniej na FimFiction, czytelnicy są na to bardzo wyczuleni.

 

To FimFiction będzie wyznaczać nowe standardy i zasady bycia ''dobrym pisarzem''? Ciekawe.  :twistare:

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...