Skocz do zawartości

Stowarzyszenie Żyjących Piszących - dyskusje ogólne o pisaniu/tłumaczeniu.


Dolar84

Recommended Posts

Zastanawia mnie, czy twórcy tutaj zebrani piszą coś ponad fandom, czy trzymają się po prostu naszego kochanego uniwersum...

Cóż, próbowałam pisać "normalnie" i nie wypaliło, więc przerzuciłam się na kucykowe fanfiki. Uniwersum MLP jest na tyle szczegółowe, by mieć jako takie oparcie przy pisaniu (odchodzi konieczność tworzenia wszystkiego od zera), a zarazem na tyle luźne i szerokie, że mogę kreować własne postacie bez poczucia winy, że wpycham swoje "marysuizmy" tam, gdzie ich nie chcą. Tu raczej nikt nie przyczepi się do kotopodobnych demonów hasających po Stalliongradzie - przynajmniej tak długo, jak nie wciskam swojego [AltUniverse] do rzeczy serialowych i opisuję rzeczone stworki na jako takim poziomie (jeden warunek z dwóch, uhuhu...).

Z innych rzeczy... czasem próbuję pisać jakąś publicystykę (felietony, artykuły, recenzje). Głównie o grach, czasem szarpnę się (z miernym skutkiem) na coś społecznego, a czasem zrobię zwykłą dramę. Np. teraz siedzę i usiłuję wykrzesać z siebie recenzję Trine 2.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja pisałem fici quasi-historyczne na jednym forum, między innymi "Sztandar nadziei - biały orzeł w koronie". Do tego bodajże w marcu, przy dobrych wiatrach, jedno z moich opowiadań postapo zostanie wydane w antologii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, to zrobię większego posta i odpowiem na kilka pytań naraz.

Dlaczego lubię czytać książki? Bo to, do jasnej ciasnej, kupa frajdy i tyle! Nie wiem jak inni, ale ja bardzo lubię odkrywać kolejne fikcyjne światy i poznawać ciekawych bohaterów. A jeśli bohaterowie są do bólu sztampowi, to przynajmniej można porobić sobie jaja z wytartych klisz i przewidywalności :P

A dlaczego lubię czytać fanfiki? Bo to właściwie takie mniej profesjonalne, ale za to całkowicie darmowe książki. Przynajmniej takie jest moje podejście. A akurat fanfiki MLP oferują bardzo szeroki zakres możliwości - zajrzałem kiedyś do fandomów różnych animców, które oglądają moje siostry, i znalazłem tylko morza identycznych shipfików o fabule "(postać 1) zdecydował(a) się wreszcie wyznać (postać 2), co do niej/niego czuje". A tu mamy przygodowe, fantasy, komedie, parodie, crossovery, TCB (także w wersji nieortodoksyjnej, jak w Orle Białym), co kto lubi.

Zanim zacząłem pisać fanfiki, wymyślałem siostrom bajki na dobranoc. Były to jednak krótkie, parodystyczne formy, prawie bez dialogów i z całym mnóstwem randomu.

Raz tylko próbowałem napisać coś dłuższego. Miało to być opowiadanie o dziesięcioletnim chłopcu z Newport News, Virginia, USA, który przypadkiem (!) trafiłby do Wrocławia i wrócił do domu z pomocą swojej polskiej rówieśniczki. Pisałem to w roku 2010, zaraz po tym, jak sam wróciłem z wycieczki do USA i wciąż pod silnym wrażeniem tego kraju oraz sposobu funkcjonowania transportu lotniczego.

Nie będę jednak tego publikować. A to dlatego, bo niedawno odkopałem to na dysku, przeczytałem i stwierdziłem: "łomatkobosko, co za grafomania...". Nawet nie z powodu fabuły przekraczającej masę krytyczną dziwnych zbiegów okoliczności, ale z racji maksymalnie drętwych dialogów, od których aż zęby bolały. Swoją drogą, gdyby nie to, w życiu nie przyszłoby mi do głowy, ze przez trzy i pół roku warsztat mi się aż tak poprawił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze będzie, jeśli i ja się wypowiem na zadany przeze mnie temat, ale wpierw poruszę sprawę talentu wielce wymownym obrazkiem:

 

987b0958c2b87ec64ac3e8c9df2eff25_origina

 

A teraz przejdę do odpowiedzi...

 

Otóż czytam fici, ponieważ... ta forma spędzania wolnego czasu nie jest dla mnie ani atrakcyjna, ani zabawna. Od zawsze ziałem antypatią do książek, zwłaszcza do lektur, którymi faszerowano mnie w szkołach. Jak było do tej pory, tak i teraz książki mnie najzwyczajniej w świecie nudzą, zmuszają do wytężania wyobraźni oraz wertowania kolejnych stron... Mogę się niechlubnie pochwalić, że przez pierwsze dwadzieścia lat swojego życia przeczytałem trzy książki, z czego jedno było opowiadaniem detektywistycznym w języku angielskim, a drugie jakąś bajką po niemiecku.

 

Teraz pewnie rodzi się kolejne pytanie - po kiego się męczyć, skoro podchodzę do tego, jak do sposobu na marnotrawienie czasu (a z czystą hipokryzją gram bez namysłu kolejne partie w LoLa). Otóż odpowiedź jest jeszcze dziwniejsza - ponieważ sytuacja mnie do tego zmusiła. Jestem typem człowieka, który ma 2h drogi do pracy i na uczelnię w jedną stronę, co wychodzi jakieś stracone 28h życia tygodniowo w środkach komunikacji. Przeznaczając ten czas na gapienie się w przestrzeń za oknem, tylko sobie szkodziłem, natomiast krótkie drzemki nie spełniały swojego zadania, a wręcz przeciwnie - wychodząc z autobusu czułem się jeszcze gorzej, niż zanim do niego wsiadłem. W takich miejscach trudno szukać bardziej absorbującego i profitowego zajęcia niż czytanie książek.

 

Tak więc - dlaczego fici MLP? Doszedłem do wniosku, że jest ich wystarczająco dużo, aby mieć w czym wybierać. Ponadto średnia wiekowa fandomu, pisarzy oraz stopień naszej edukacji pozwala mi łatwo dojść do wniosku, że opowiadania cieszą się kiepską gramatyką, stylistyką, pomysłem, narracją i innymi czynnikami. Czytelnik musi się niekiedy porządnie wczytać w tekst, aby spośród błędów wszelakiej treści doszukać się sensu opowiadania, bowiem jak to mówi polskie powiedzenie - przecinek jest ważny jak ludzkie życie. To stało się bodźcem, dla którego zacząłem czytać fandomowe historie, dzielić się opiniami itd.

 

Czy w takim razie czytam książki? Tak, ale nastąpiło to nieco później niż w przypadku ficów. Po przekopaniu się przez blisko setkę krótkich i długich historii, wziąłem do rąk książkę profesjonalisty. Różnica była odczuwalna, a samo przejście między tworem amatorskim a wyćwiczonym latami stanowiło niewyobrażalną przyjemność. Oczywiście trafiło się kilka takich, gdzie nie mogłem przebrnąć przez pierwsze rozdziały, ale w rezultacie zacząłem częściej czytać i przestałem odbierać tę gałąź kultury aż tak negatywnie. To chyba również tłumaczy, że mogę chwycić dosłownie każdy gatunek z każdego okresu historycznego, ponieważ przedkładam pomysł na historię ponad sposobem jej opisania.

 

Żeby nie było, wciąż nie przepadam za czytaniem książek, ale każda kreatywna forma spędzania wolnego czasu jest lepsza od beczynności. :P

 

Pozdrawiam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W kwestii talentu:

Talent pisarski to wg mnie zbiór pewnych cech, które pomagają nam dobrze zacząć przygodę z pisaniem, a potem ułatwiają jej kontynuację. Można dobrze radzić sobie z dobieraniem słów, można uwielbiać opowiadanie historii, a do tego wszystkiego potrzebne jest samozaparcie, wytrwałość i cierpliwość. To tylko niektóre z czynników - najważniejsze jest po prostu czerpanie radości z tego, co się robi i ciągłe samodoskonalenie.

 

W kwestii czytania:

Książki czytam, bo pomagają mi się rozwijać. Mają wpływ na to, kim jestem i jak się zachowuję. Chyba mam to po mojej mamie, aczkolwiek ona aktualnie uważa, że powinnam czytać książki dla nastolatek, podczas gdy ja jestem fanką literatury o wyemancypowanych kobietach - jak choćby powieści sióstr Bronte. Podobno ma to zgubny wpływ na moją filozofię życiową ;P W każdym razie nie wyobrażam sobie życia bez książek.

Dlaczego fanfiki? Czasem po prostu mam ochotę przeczytać coś krótkiego, a fanfiki idealnie spełniają ten cel. Poza tym, dzięki tagom na fimfiction bardzo łatwo jest mi znaleźć coś, co akurat chciałabym poczytać - jak choćby coś smutnego bądź romans między konkretnymi postaciami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Ja osobiście mam syndrom krokodylego pożerania książek - który to syndrom właśnie wymyśliłem. Polega on na tym, że czytam książki sporadycznie, ale kiedy uznam jakąś za wyjątkowo ciekawą i wartościową, praktycznie ją pożeram w kilka godzin. (Krokodyle potrafią jeść raz na dłuższy czas. Mogłem jeszcze wybrać wężowy, ale brzmi gorzej :v)

Jeśli zaś chodzi o ficki... Nie czytam regularnie. Wręcz przeciwnie. Od czasu do czasu któryś z moich zaprzyjaźnionych/zakolegowanych pisarzy fandomowych mi coś podeśle, a ja akurat mam siły, to wtedy czytam. Ale mam nawyk oceniania opowiadań (słowo fanfick jakoś źle mi się mówi i wolę mówić o tych tworach jako o opowiadaniach) po kilku pierwszych zdaniach albo rozdziałach. I tak byłem głęboko zaczytany w takie fanficki jak Efekt Motyla, Fallout Equestria: Project Horizons czy inne. Natomiast nie przypadły mi do gustu takie ficki jak Trzy Strony Medalu (zbyt sztampowy na początku), Orzeł Biały (do tej pory nie rozumiem, czemu jest przez większość wręcz adorowany).

 

Coś się zaś tyczy talentu. Nie mnie oceniać, czy coś takiego faktycznie istnieje. Wierzę natomiast, że niektórym coś przychodzi łatwiej a innym nie. Wierzę, że, jeśli ktoś bardzo chce, może poprawić stylistykę, rozwinąć kreatywność czy wykuć regułki interpunkcyjne na pamięć. Nie wierzę natomiast, że ktoś napisze coś od ręki, na kolanie i będzie to od razu dzieło sztuki. Jak to stwierdziliśmy z moim kolegą, polonistą ,,Nie wierzymy w talent. Wierzymy w ciężką pracę."

 

I muszę znowu przyznać, Mordeczu, że udało ci się mnie zaskoczyć. Nigdy bym nie powiedział, że nie lubisz czytać, patrząc po tym, z jakim zamiłowaniem czytasz i oceniasz twory innych (choć ostatnio rzadziej).

 

A co do mojej twórczości fandomowej... Mogę się pochwalić kilkoma opowiadaniami i wierszami, przy czym stwierdzam, że pisanie wierszy nie sprawia mi takiej satysfakcji, jak pisanie tych pierwszych.

 

Ja z kolei zadam pytanie.

 

>Wolicie tzw. One-shoty czy ficki rozdziałowe?

 

Ja osobiście preferuję one-shoty. Nie bawi mnie wyczekiwanie na kolejny rozdział. To sprawia, że najczęściej przegapiam termin. A i przełączanie się między linkami nie jest dla mnie przyjemne. Wolę otworzyć jeden dokument i czytać, bez niepotrzebnych przerywników.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubię zaskakiwać... Mam swoją pokrętną logikę, ale najważniejsze, aby była skuteczna, nieprawdaż?

 

Osobiście nie widzę problemu z czytaniem i jednego, i drugiego rodzaju. Wiadomo, że prościej jest usiąść do one-shota, bo jest krótszy, przeczyta się go raz i można przejść dalej. Przy tym drugim zwykle się trzeba napracować, no i istnieje problem związany z nieszczęsnym brakiem chęci autora do skończenia opowiadania albo przerost materiału. Oba jednak są warte uwagi - to od umiejętności autora zależy, czy zainteresuje kontentem potencjalnych odbiorców czy nie. Wg mnie najważniejsze to czytać i pamiętać, a kiedy można, to wracać do wcześniej rozpoczętych przygód.

 

Pozdrawiam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Droga Cahan,

 

Przeczytałem napisany przez ciebie artykuł dotyczący "opiniodastwa" (ze Smoczych Łez zrezygnowałem - uznałem, że jeszcze trochę z tym poczekam. Kiedyś się przeczyta opowiadanie... kiedyś). Skoro zajęłaś się sztuką komentowania, to powinnaś otrzymać stosowny komentarz. Cieszy mnie, że ktoś podjął się odświeżenia tematu, który pojawiał się parę razy i zapewne w przyszłości powróci. Fakt, że moje doświadczenie w tej dziedzinie ogranicza się głównie do opowiadań, tak więc skupię się wyłącznie na tej części.

 

Wypunktowujesz najważniejsze rzeczy dotyczące składowych prawidłowego tworzenia komentarza. Być może prawidłowego, ale czy słusznego? Chodzi o to, żeby zarówno komentujący, jak i otrzymujący komentarz (nie musi to być autor, równie dobrze rozmowa może się tyczyć dwóch czytelników tego samego dzieła) mieli pozostawioną furtkę do dalszego prowadzenia dialogu, bo przecież opinia nie musi się ograniczać do jednostronnej wypowiedzi, dla przykładu - inna wymiana opinii tocząca się w tym temacie. W tym fandomie, podobnie zresztą jak w środowiskach amatorskich pisarzy, istotniejsza od komentarza wydaje się możliwość skonsultowania i zbratania z odbiorcą. Nie chodzi wyłącznie o wskazanie błędów, recepty, ale również szersze zainteresowanie się tematem. Wiem, że to w przypadku ficów nie jest proste, ale chociażby na przykładzie oszałamiającej reakcji na "Pszczoły" Madeleine, tego uwypuklania oraz egzaltowania własnej interpretacji, można wyciągnąć coś znacznie więcej niż wskazane przez ciebie podstawy.

 

W swojej wypowiedzi zapominasz o kilku dość istotnych sprawach. Nieszczęśliwie posługujesz się mieczem obosiecznym we fragmencie dotyczący tzw. hejterstwa. Nie w twoim interesie leży określanie ludzi ze względu na sposób formułowania wypowiedzi. Na swoim przykładzie - trafiałem na różne opinie pod swoją garstką dzieł. Też trafiały się komentarze typu "0/10, bo tak", "gniot", no i najpiękniejsze - "zrób pożytek dla świata i przestań pisać, bo ci to zwyczajnie nie wychodzi". Takich komentarzy nie unikniesz ani nikogo nie uchronisz przed nimi - każdy przez to przechodzi. W przypadku takich osób społeczeństwo wycenia wartość komentarza. Jeśli widzi delikwenta, który notorycznie próbuje uprzykrzać życie, pisząc same bzdury, po pewnym czasie go skreśla i ignoruje. Takie zachowania można zwyczajnie w świecie ignorować, ponieważ szkodliwość społeczna jest niewielka, natomiast kiepski komentator z czasem albo poprawia swój warsztat, albo dojrzewa i przestaje się interesować tą gałęzią sztuki. Oczywiście są przypadki i przypadki. Prostszym rozwiązaniem wydaje się zwrócenie uwagi autorowi na inne rzeczy - wyławianie właściwych komentarzy pośród całego bagna, pisanie bez względu na opinię publiczną (skoro coś pojawiło się na głównej FGE albo nie zostało skreślone przez Dolara, to musi być wystarczająco dobre i składne), tworzenie przede wszystkim dla siebie oraz znalezienie dobrych pre-readerów oraz korektorów, czyli osób, które interesują się opowiadaniami od strony technicznej. Takie osoby też mogą co nieco powiedzieć nt. napisanej historii.

 

Oczywiście masz rację w wielu kwestiach, ale moim głównym zarzutem, wobec napisanego przez ciebie artykułu, jest bijąca po oczach lakoniczność. Wiem również, że pisanie w celu wyczerpania tematu w 110% jest niepotrzebne, ponieważ tekst wtedy staje się zbyt długi i zniechęcający, zwłaszcza w przypadku beletrystyki. W mojej opinii najmądrzej postąpił Alberich ze swoim cyklem artykułów pt. "Tajemnice Wieży Zegarowej", gdzie co odsłonę prezentuje różne sztuczki dotyczące pisania. Komentowanie też potrafi być zajęciem długim, wartościowym, przykład praktyczny - wideorecenzenci, recenzenci, o ile oczywiście w ich wypowiedziach nie ma zbyt wielu wycieczek osobistych.

 

No i jeszcze jedna rzecz. Wspominasz o tym, abyśmy my, komentujący, starali się pod każdą wydaną opinią pisać stosowną zachętę do dalszego tworzenia. Brakuje mi wzmianki o dość istotnej cesze, jaką jest destruktywność opinii. Sam byłem autorem, czasem też spotykałem się z takimi opiniami. Nie były to krótkie, lakoniczne wypowiedzi, a długie, rozbudowane, można by rzec "konstruktywne". Dlaczego więc autor poddawał się po przeczytaniu takiej opinii, zaniechując dalszego publikowania? Ponieważ zarówno on nie potrafił odpowiednio zinterpretować napisanego tekstu, jak i komentujący nie zdołał odpowiednio wyważyć swojej wypowiedzi. I tego mi najbardziej brakuje w tym artykule - zaznaczenia, że po obu stronach monitora znajdują się ludzie, którzy pomimo swoich dobrych intencji, są skazani na popełnianie błędów i samodoskonalenie się. Bardzo negatywna, acz rozbudowana, opinia nie musi świadczyć o katastrofalnie niskim poziomie danego dzieła. Może to być złe dobranie słów przez samego komentującego. Należny jest dystans do wypowiedzi oraz wypowiadającego.

 

Co by tu rzec na podsumowanie... Jestem ci wdzięczny, droga autorko, za napisanie tego krótkiego artykułu. Dzięki niemu mogę zweryfikować swoje wyuczone doświadczeniami podejście w tej dziedzinie życia forumowego.

 

Pozdrawiam

 

PS. Ścianę tekstu zamieściłem w dwóch miejscach. Jeśli administracja bądź moderacja uważa to za off-topic albo spam, proszę o usunięcie jednego (ale nie obu  :D)

Edytowano przez Mordecz
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat wyszedł z anabiozy, to i ja coś skrobnę.

Mam do was, drodzy Żyjący-Piszący, pytanie o schematy i klisze w fanfikach, a konkretnie: co myślicie o fabułach opartych na znanych, wielokrotnie używanych motywach znanych np. z filmu czy literatury? Czy wykorzystanie schematu/kliszy przy tworzeniu fabuły czy postaci jest czymś dyskwalifikującym opowiadanie?

Pytanie z mojego punktu widzenia dość... osobiste - chyba każdy fanfik, który piszę, pisałam lub usiłuję zacząć pisać opiera się na mocno zużytych motywach. I tak "Bez przyszłości" operuje wątkiem miłości międzygatunkowej, "Beczka Cydru" to zderzenie "obieżyświatów" z małą, zamkniętą społecznością, dwa kolejne (pozbawione tytułów - roboczo nazywam je "Maski" oraz "Jak zdobyć dziewczynę") zawierają klisze "stare kontra nowe", "luzak szuka miłości" i wzięty rodem z "Pamięci Absolutnej" czy "Matriksa" schemat "twoje życie to kłamstwo".

Bohaterowie? Jeszcze mniej sacharozy w cukrze oryginalności w Oryginalnych Postaciach, aż nie będę tej sztampy opisywać.

I tu pojawia się problem, bo Ylciak ma ambicje pisać rzeczy wielkie, poruszające, refleksyjne, głębokie i NIESZTAMPOWE. Świeże pomysły lub zabawy konwencją, dekonstrukcja starych baśni, oryginalność, odkrywczość... ale nic z tego, bo jak już coś wymyślę, to nic z tego - motyw przerabiany do bólu na każdym kroku, nic ciekawego, carry on, soldier.

Czasem aż mam ochotę się załamać, bo dłubię i cuduję przy do bólu sztampowym ficzku, modląc się o choćby umiarkowany sukces... a tu bum! świeżutkie "Pszczoły" i 8 głosów na Epic w 2 dni.

I weź tu nie rzuć fanfikopisarstwa *ignoruje głosy czytelników, pre-readerów i Złego Człowieka Irwina*

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie sztuką jest wymyślić coś oryginalnego i niespotykanego. Sztuką jest przedstawić coś zakorzenionego, dobrze znanego w nowym świetle, najlepiej w sposób przejrzysty, trafiający do szerokiej publiki itp. O ile sama idea jest ważna, tak znacznie większą wartość zawiera realizacja zagadnienia. Sztampa generalnie nie jest zła, w końcu jest to powielony schemat, czasami przejaskrawiony i śmieszny. Zawsze operujemy na banałach oraz schematach, nie unikiemy tego przy historiach długich i złożonych. Prędzej czy później trafi się zdanie, wątek, kwestia tak wytarta i oklepana, że bije po oczach. Najważniejsze, aby skorzystać ze sztampy mądrze, aby czytelnik nie miał obiekcji co do zastosowanego sformułowania. Z czasem, po lekturze setek a nawet tysięcy pozycji, niewiele może cię zaskoczyć, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby pokazać coś w zupełnie nowym świetle.

 

Pozdrawiam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim nie zapominajmy, że ten czy tamten motyw stał się powszechnie używaną sztampą dlatego, że był na tyle dobry, spodobał się odbiorcom i pisarzom. A więc można go obracać, wykorzystywać na wszelkie sposoby jeszcze długo, bo wprawny twórca potrafi wycisnąć z niego wszystkie soki plus coś więcej. Wszyscy korzystamy z tych samych klocków - cała sztuka zależy od ich ułożenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam wręcz uwielbiałem w zmyślny sposób używać w fanfikach wstawek ze znanych filmów czy gier. Uważam, że naprawdę warto to stosować, niektórym dzięki temu łatwiej "odnaleźć" się w tekście. Dla przykładu: miałem w głowie wyobrażone miejsce, gdzie ma się dziać akcja, jednak jaką miałem pewność, że czytelnik wyobrazi sobie dokładnie to samo? Nie oszukujmy się, nikłe prawdopodobieństwo. Dlatego użyłem nawiązań do filmu, w którym akcja toczyła się niemal w takim samym miejscu, więc przynajmniej ta część czytelników, która ww. film oglądała, miała większe "szanse", żeby wyobrazić to sobie idealnie tak, jak ja :dunno:

 


Czasem aż mam ochotę się załamać, bo dłubię i cuduję przy do bólu sztampowym ficzku, modląc się o choćby umiarkowany sukces... a tu bum! świeżutkie "Pszczoły" i 8 głosów na Epic w 2 dni.

 

Wierz mi, że wiele osób wie, jak się czujesz :brohoof: Są dwa wyjścia: robić swoje albo się poddać. Drugiego nie polecam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ach, sztampa, klisze, schematy... Z jednej strony pole do nieskrępowanego szaleństwa i robienia sobie jaj, z drugiej - spory problem, bo wymyślając jakąś historię, niejako odruchowo wpada się w utarte koleiny i trzeba uważać, żeby nie zapędzić się za daleko...

Postaram się odpowiedzieć obszernie, bo i temat jest obszerny.

 

Zacznę od tego, że sztampa nie musi niczego automatycznie dyskwalifikować. Czy był ktoś na Lego Przygodzie? Ja to widziałem i muszę powiedzieć, że fabuła tego filmu jest tak oklepana, że chyba bardziej się nie da. Spróbujmy policzyć... Zły dyktator (1), prezes gigantycznej, produkującej wszystko megakorporacji (2) mającej siedzibę w złowrogo wyglądającym budynku (3), chce doprowadzić do końca świata (4) za pomocą odnalezionej przezeń starożytnej, legendarnej superbroni (5). Jednak mądry czarodziej (6) ogłasza proroctwo (7) o Wybrańcu (8), który odnajdzie tajemniczy artefakt, będący jedynym, co może powstrzymać superbroń (9). Artefakt znajduje zupełnie zwyczajny gość (10), przy okazji spotykając piękną, tajemniczą nieznajomą (11), która jednak już ma chłopaka, z którym lepiej nie zadzierać (12), ale w końcu i tak się zakochuje w Wybrańcu (13). Jest chwila zwątpienia, kiedy się okazuje, że nasz Wybraniec to nikt szczególny (14) i kiedy on traci wiarę w siebie (15), ale w końcu wszystko i tak kończy się dobrze (16)... A jestem praktycznie pewien, że jest po drodze parę dodatkowych klisz, których na szybko sobie nie przypomnę.

Gdybym wypijał kolejkę za każdym razem, kiedy napotkam coś totalnie oklepanego, od połowy filmu leżałbym na podłodze, wydając nieartykułowane dźwięki. Ale, co ciekawe, bawiłem się świetnie. Czemu?

Ano dlatego, że, po pierwsze, klockowy świat filmu po prostu fajnie się ogląda, a po drugie, twórcy ewidentnie podchodzą do swojego dzieła z dystansem. Niektóre klisze są sparodiowane poprzez doprowadzenie do przesady (jest np. scena, kiedy rozsyłają za bohaterem list gończy, ale okazuje się, że jest on tak przeciętny, że jego rysopis zgadza się z każdą osobą na całym świecie), a widz jest prawie nieustannie bombardowany dowcipami, czy to związanymi z faktem, że wszystko jest zbudowane z klocków, czy też parodiującymi same zabawki Lego (kosmonauta ma hełm pęknięty w tym samym miejscu, w którym pękł on mnie i chyba wszystkim innym, którzy mieli jego figurkę), czy też odnoszącymi się do popkultury (naprawdę nieźle sparodiowany Batman). Co zaś najważniejsze, fakt, że fabuła jest totalnie oklepana, ma swoje fabularne uzasadnienie, którego nie zdradzę, bo to byłby już megaspojler. Dlatego nie należy się przesadnie lękać utartych schematów, choć warto wiedzieć, kiedy się w nie wpada.

 

No dobra, ale co robić, żeby nasze dzieło było oryginalne? Cóż, nie wiem, jak inni sobie z tym radzą, ale powiem, co ja się staram robić - urozmaicać je mało znanymi szczegółami i drobnymi pierdółkami z życia codziennego.

Wokół takich rzeczy można nakręcić całkiem grubą sprawę. Mam w planach fanfik w klimacie niby-TCB, w którym dużą rolę gra wewnętrzna magia sieci kolejowej, związana z rozkładem jazdy i porządkowaniem przezeń czasoprzestrzeni, wielkopolskie miasteczko Ostrzeszów okazuje się być ludzkim Ponyville, a pomimo obecności Equestrii na Ziemi i związanymi z tym zawirowaniami w światowej polityce najważniejszą różnicą między światem naszym i przedstawionym będzie fakt, że w przedstawionym tramwaje Konstal 105Na i 805Na nie robią „pam-ta-ta-tam” przed ruszeniem :)

Weźmy też, przykładowo, rzecz tak banalną, jak dekle od studzienek kanalizacyjnych. W mojej okolicy, czyli na wrocławskim Ołbinie, w większości są to peerelowskie klapy z literami "K" lub "A" na środku, a czasem bez litery, ale za to z napisem 25TPN (25 ton Polskiej Normy). Są też zupełnie nowe klapy z oznaczeniem normy EN124. Ale na środku jednego ze skrzyżowań znajduje się stara, poniemiecka klapa z literą „S” na środku, z której wszelkie inne oznaczenia dawno się starły.

Wrocław to miasto o bogatej historii (czytaj: dużo się o nie naparzali), a wokół nazistowskich konstrukcji z czasu drugiej wojny światowej do dziś krążą legendy. Co więc szkodzi, żeby w naszym fikcyjnym świecie ta właśnie klapa okazała się wejściem do starego, poniemieckiego bunkra? Albo może kanalarze specjalnie zostawili tę klapę, bo oznacza coś dla nich bardzo ważnego? Kto wie, może w MPWiK krąży legenda o tym, że właśnie koło tej klapy jest ukryte sekretne przejście w kanałach, którego nikt jeszcze nie odnalazł... Może ma to jakiś związek, że na wszystkich sąsiednich ulicach zawory wody są wpuszczone w chodnik i przykryte owalnymi klapami „HYDRANT - WĘGIERSKA GÓRKA”, a koło tej klapy bezwstydnie sterczy z ziemi żeliwny hydrant opatrzony napisem „Vereinigte ARMATUREN-GES.M.B.H. Mannheim”?

Albo z innej beczki. Dajmy na to, że przy jakiejś ulicy stoi sobie nietypowy duet latarni (linka prowadzi do forum miłośników latarni). Wszystkie inne latarnie przy tej właśnie ulicy zostały już wymienione, a ta jedna nie. Dlaczego? I tu otwiera się pole popisu dla wyobraźni - możemy albo zrobić tę właśnie rzecz kluczem do rozwiązania jakiejś tajemnicy w fanfikowym świecie, albo też napompować tę bańkę tylko po to, żeby w odpowiednim momencie przekłuć ją stwierdzeniem, że, na przykład, latarnia została, bo skończyły się pieniądze.

Gdy zaś wchodzimy do Equestrii, albo do innych zmyślonych światów, możliwości stają się praktycznie nieograniczone. Tym bardziej, że w samej kreskówce właściwie nie mamy nic o funkcjonowaniu equestriańskiego państwa. Na górze Celestia i Luna, na dole kucyki... ale co jest pomiędzy? Jak wygląda administracja, urzędy, instytucje państwowe? Czy wodociągi i kanalizacja są państwowe, czy prywatne? Jak działa służba zdrowia? Jak wyglądają właśnie takie rzeczy, jak włazy do kanałów czy latarnie? Czy kostka brukowa na ulicach Stalliongradu jest bardziej niebieska od tej w Manehattanie czy Fillydelfii? Na te wszystkie pytania możemy odpowiedzieć sobie sami.

 

Ale to tylko świat przedstawiony. Co z bohaterami?

Gdzieś czytałem, po czym poznać trójwymiarową postać - po tym, że pomimo iż znamy ją dobrze, wciąż istnieją sytuacje, w których nie wiemy, jaką podjęłaby decyzję, oraz po tym, że pomimo to po wszystkim uznamy, że ta właśnie decyzja była dla tej postaci właściwą.

Osobiście natomiast lubię, jeśli postać mnie czymś zaskoczy. A to prosty chłop ze wsi błyśnie inteligencją, a to staruszek okaże się mistrzem komputera, a to największy roztrzepaniec w drużynie w chwili próby będzie jedyną racjonalnie myślącą osobą. Nie należy z tym oczywiście przesadzać i całkowicie zmieniać bohaterowi charakteru, ale tego rodzaju zabieg może dodać jego osobowości nowego wymiaru.

 

Dobra, pora przejść do fabuły. I od razu mówię - fakt, że główna oś fabularna jest oklepana, nie musi oznaczać, że całe opowiadanie takie jest. Można ją tak obudować różnymi dodatkami, że tego oklepania nie będzie spod nich widać. Można poczytać, jak jakiś wątek rozwiązują inni autorzy wpadający w podobne koleiny co my (dla przykładu ty, Ylthin, pisząc „Bez przyszłości”, mogłabyś sprawdzić, jak którąś z kwestii międzygatunkowej miłości do stworzenia z innego wymiaru rozwiązano w takim, powiedzmy, „My Little Twinkie”), a następnie zrobić dokładnie na odwrót. Albo tak pod kątem czterdziestu pięciu stopni do oryginału. Albo w ogóle poprowadzić to tam, gdzie nikt się tego w ogóle nie spodziewa.

Czasem jedna część składowa potrafi zamienić oklepane opowiadanie w coś oryginalnego. Już gdzieś o tym pisałem, ale się powtórzę: „Gwiezdne wojny: Nowa nadzieja”, gdyby nie działa się w kosmosie i w tych wszystkich fantastycznych światach z tymi niezwykłymi rasami, byłaby zupełnie banalną historyjką o księżniczce porwanej przez złego władcę i wybrańcu z sielskiej wioski na końcu świata, trenującym pod okiem emerytowanego mistrza. Oryginalny świat przedstawiony i robiąca do dziś wrażenie warstwa wizualna wystarczyły aż nadto do wielkiego sukcesu.

Edytowano przez psoras
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Codo sztampowości- zależy od wykonania. Niektóre motywy, choć sztampowe, to nie są złe.

 

Powiedzmy sobie szczerze- powieść o normalnym kucu, który wiedzie typowe życie i piecze pączki byłaby niemiłosiernie nudna.

Ja tam nawet lubię prastarą magię, wybrańców, artefakty, etc. Ważne, żeby nie przesadzić.

 

Co więcej sama piszę z pozoru sztampowego fanfika:

1.Bohaterka jest czarnym alikornem [spalić na stosie tą kiepską autorkę!]

2.Marzy o przejęciu władzy [ale wcześniej torturować]

3.Pod wpływem historii sprzed lat [Cahan, co ty zrobiłaś?!]

4.Ma kumpla smoka [CAHAN!]

5.A na domiar złego pochodzi z rodziny królewskiej [Mary Sue jak się patrzy]

 

Ale, jak się dobrze wczytać, to okaże się, że pozory mylą.

 

Jednym ze sztampowych motywów w fikach jest wojna z gryfami, która jest motywem naprawdę niezłym.

 

Oczywiście oryginalność też jest w cenie, ale... nigdy nie stworzymy czegoś w 100% oryginalnego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozdrawiam wszystkich żyjacych piszących i pragnę zadać swoje pytanie. Co myślicie o literaturze science-fiction? Moim zdaniem (czytaj zdaniem czlowieka zafascynowanego nauką) w polskim fandomie naukowe fiki są mało popularne co mnie smuci. Sam mam w planach napisać coś na kształt kucykowej wersji Kerbal Space Program o pierwszym kucyku w kosmosie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sci-Fi w fanfikach to baaardzo szerokie pojęcie. Dla przykładu, u mnie oznacza to zazwyczaj technologię XXI wieku, czyli zaawansowana broń palna, śmigłowce etc., a już u kogoś innego będą dajmy na to statki kosmiczne, laserowe dzidy i takie tam bajery :rainderp:

 

Nie uważam, żeby były aż tak mało popularne (czyt. nie zauważam ich "niedoboru"), chociaż wiadomo, że Slice of Life'y czy Shippingi liczebnością przewyższają je kilkunastokrotnie :D Akurat polski fandom tworzy chyba niemal każdy gatunek fanfików :rdblink:

 

Czy sam je lubię? Chyba tak, bo nie jest to tag, który mnie odstrasza, ale z kolei też nie jest czynnikiem decydującym o przeczytaniu :dunno:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SF? Jak każdy gatunek ma swoje plusy i minusy :) Osobiście wolę historyczne fantasy, ale SF też jest dobre.

 

A co do naukowości polskich fików, to chyba ogólnie jest mało prac stricto experckich, gdzie autor porusza się się po terytorium dobrze sobie znanym i pełnym detali. Przy SF to po prostu widać. Jednak napisanie dobrego, realistycznego fantasy jest równie trudne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fiki SF w polskim fandomie... jak tak teraz myślę, to faktycznie, mało tego. Właściwie jedyny typowy przedstawiciel, jaki mi się kojarzy na chwilę obecną to "Efekt Magii" Poulsena. Sam dość lubię ten gatunek (dawna fascynacja Gwiezdnymi Wojnami tu przemawia), choć mając do wyboru SF albo stare, dobre dark fantasy zwykle polecę na to drugie  :D

 

Choć jak powiedział Foley, ciężko ocenić, co tak naprawdę mieści się w pojęciu science-fiction, zwłaszcza w świecie kucyków. Przyjmując za punkt wyjścia kanon (co robi praktycznie każdy autor), jako rozwiniętą technologię można uznać choćby płaski telewizor czy samochód. A teraz dodajmy do tego jeszcze choćby komputer i już możemy wlepiać ten tag, bo generalnie będzie pasował, mimo braku teleporterów czy laserowych dzid (strasznie mi się ten przykład spodobał :D).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czemu mało jest fanfików sci-fi? Bo to trudniejsze niż po prostu shipnąć, dajmy na to, Rainbow Dash z Soarinem, Twilight, typowym-bronym-w-Equestrii, Krystyną z gazowni czy szczotką klozetową (zlew kuchenny już był). Trzeba zdobyć się na ten minimalny wysiłek i odpalić wikipedię, żeby poznać przynajmniej podstawy tego, o czym się pisze :P
A serio, to mam wrażenie, że w znacznej części wynika to z charakteru sci-fi, która wbrew powierzchownemu postrzeganiu jest czymś więcej niż bajeczkami o kosmitach i dzidach laserowych (masz rację, aTOM, ten przykład jest super) i ze specyfiki materiału wyjściowego. Pomińmy na chwilę np. fanfiki wojenne z bronią palną i helikopterami, skupmy się na „twardej” SF.
Science-fiction w założeniu miała już dziś dawać odpowiedzi na pytania, które pojawić się mogą dopiero jutro w związku z rozwojem nauki. Stąd też była literaturą z dość dużym ładunkiem filozofii, zwłaszcza w polskim wydaniu, np. u Zajdla i Lema. U Lema miewamy takiego rodzaju zamierzone niedorzeczności, jak np. czyszczenie protonów ściereczką, ale przyszłościowo-cybernetyczno-kosmiczna otoczka jest tu tylko pretekstem do rozważań na tematy takie, jak na przykład, czy dostatecznie dobrze odwzorowany model żywej istoty nie staje się czasem żywą istotą (jest opowiadanie, w którym wygnany na planetoidę tyran dostaje na pocieszenie od konstruktora Trurla model państwa, którym może sterować przy pomocy najróżniejszych parametrów, a kiedy po jakimś czasie konstruktor tam wraca, okazuje się, że tyran nie żyje, bo... model zrobił rewolucję). Zajdel natomiast nie tylko przeniósł w realia kosmitów i odległej przeszłości charakterystyczny dla peerelowskiego pisarza problem zniewolenia społeczeństwa przez zewnętrzną siłę (miał bardzo oryginalne pomysły na przebieg i skutki kosmicznej inwazji), ale także zastanawiał się nad tym, dokąd może zaprowadzić świat postępująca automatyzacja i globalizacja, a także jak państwowy aparat przymusu może wykorzystać powszechność elektronicznej waluty (w latach 70.!). Niewielu autorów fanfików zdaje się być zaniepokojonych o przyszłość Equestrii, która kanonicznie jawi się jako kraina może nie stuprocentowo idealna, ale rządzona przez wyjątkowo mądre, długowieczne władczynie - co poniekąd, jak kiedyś zauważyłem, jest dość typowe dla zabaw dziewcząt.
A o co chodzi ze specyfiką materiału wyjściowego? Otóż kanonicznie rzecz się dzieje w ręcznie (kopytnie/rożnie) sterowanym wszechświecie, gdzie znacznie większą rolę od fizyki czy chemii odgrywa magia, a położenie słońca i księżyca zależy od woli władczyń (kolejny typowo dziewczęcy motyw - chłopcy, choć często bawią się w superbohaterów, na ogół prawa rządzące światem zostawiają w stanie niezmienionym).
A to oznacza, że choć przy odpowiedniej interpretacji można napisać fanfik science-fiction, trzeba w swojej interpretacji dość daleko odejść od kanonicznej, na przykład, tak jak np. Zena92 w „Osobliwości”, uznając sterowanie ciałami niebieskimi przez Celestię i Lunę za państwową propagandę. Nie wspominając już o tym, że trzeba jakoś połączyć magię z fizyką oraz alchemię (eliksiry) z chemią i wymyślić jakieś zasady, na jakich będzie się to odbywało - a nie każdemu się chce.
 
Czy lubię science-fiction w fanfikach? Sama w sobie mi nie przeszkadza. A jeśli, jak w Crisis:Equestria, autorowi uda się dobrze połączyć magię z technologią, to zdecydowanie warto coś takiego przeczytać. Nie lubię natomiast motywu Tyranlestii.
I jeszcze taka uwaga odnośnie mojej tfu!rczości... „szaloną inżynierię” można podciągnąć pod sci-fi, choć nie w ścisłym sensie. Jej elementów używam tylko i wyłącznie w celach rozrywkowych i z pełną świadomością, że często są to rzeczy na poziomie wspomnianego już czyszczenia protonów ściereczką. Bliżej niezdefiniowane fale nazwane po dwóch specjalistach od transport miejskiego, wpinanie w rdzeń kręgowy opornika w celu zbocznikowania emocji, portal międzywymiarowy sterowany rozrusznikiem od tramwaju i stabilizatorem maszyny parowej czy też model ludzkiego mózgu zbudowany ze styczników elektropneumatycznych trudno traktować poważnie, ale one w zamierzeniu nie miały być traktowane poważnie ;)

Edytowano przez psoras
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sama za Sci-Fi generalnie nie przepadam, wolę dobre dark/epic/high fantasy. Z książek tylko Kir Bułyczow oraz Jeźdźcy Smoków z Pern, których można pod Sci-Fi podciągnąć.

 

Z fanfików- CRISIS, który mi się na początku niezbyt podobał, przez elementy science fiction właśnie.

 

Jakoś nigdy nie byłam fanką "dzid laserowych".

 

Za to w fandomie brakuje mi dobrego fantasy- są "Smocze Łzy", "Przymierze", "Czas i Harmonia", "Mroczna Strona", były fanfiki Bestera... Kredke się leni z "Wieczną Wojną".

Po prostu brak mi porządnego, długiego typowego fantasy. Jak coś jest, to zazwyczaj autor skończył na 2 rozdziałach swoją przygodę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, niezbyt wielu ma chęci pisania długich fantasy. Sam zwykle wymiękam po napisaniu dwóch, trzech rozdziałów niezależnie jakiego fica (i dlatego prawie nic tu nie publikowałem). Dlatego teraz piszę one-shota fantasy... ale kogo to obchodzi.

Rzecz w tym, że mało kto ma chęci do pisania długich ficów. Musisz szukać na angielskojęzycznych stronach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

One shot to nie to samo... Akurat fantasy to ten typ fika, który musi być dla mnie długi. Im dłuższy, tym lepiej.

Na anglojęzycznych powiadasz? Nie lubię czytać po angielsku. Zdarza mi się, owszem. Takie czytanie mnie jednak na dłuższą metę męczy i nie czerpię z niego przyjemności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pragnąłbym kiedyś stworzyć potężne uniwersum sci-fi tak jak to zrobił Asimov. Ale i tak nie umiem wymyślić świata w którym by się działo więcej niż dwa fiki oraz fika który byłby dłuższy niż 100 stron.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...