Skocz do zawartości

Stowarzyszenie Żyjących Piszących - dyskusje ogólne o pisaniu/tłumaczeniu.


Dolar84

Recommended Posts

Naturalnie, że nie ma głupich pytań, bywają jedynie głupie odpowiedzi :D

 

A tak na bardziej poważnie:

 

1. Kółko wzajemnej adoracji

2. Tak, zostały opublikowane w temacie

3. Wtedy kiedy go przetłumaczę, jednak w tej chwili mam na rozkładzie rozdział Life and Times of Winning Pony.

4. Link do niego możesz go znaleźć w temacie "Ważne, wcześniej przypięte temat". Jego nazwa to "Spis prereaderów, korektorów i lektorów".

5. Zasadniczo Offtop to miejsce, gdzie możesz rozmawiać na dowolne tematy, które nie są ujęte w innych działach forum.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dark Feather

1. Dolcze podał nieco bardziej ugrzecznioną wersję, ja od siebie dodam tylko tyle, że dosłowne tłumaczenie tego zwrotu jest cokolwiek... dosadne, acz w obu przypadkach sens zostaje zachowany.

5. Offtop oznacza również pisanie "nie na temat" w jakimś wątku - np. pisanie o robótkach ręcznych w temacie o fanfikach czy pytanie o podzespoły do komputera w dziale "Zagadki i zabawy".

Żeby zostać w temacie pisania: co myślicie o crossoverach?

Edytowano przez Ylthin
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Irwu, nie siedzimy z nosem we własnej dwunastnicy i nie klepiemy się wzajemnie po wiadomych narządach - więc nie jesteśmy kółkiem adoracji.

Za to atencji - jak najbardziej. Jak zresztą każde kółko dyskusyjne, złożone z grupki ludzi myślących: "mam nadzieję, że senpaje mnie zauważą i podejmą dyskusję... ヘ(・_|".

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm czytamy nawzajem swoje opowiadania (pośród innych), nie szczędzimy złośliwości, krzyczymy (na wszystkich) gdy widzimy fatalne błędy i chwalimy, kiedy znajdujemy coś co się nam podoba. Czyli zwracamy uwagę zarówno na swoje rzeczy i na te spoza najbliższego kręgu dyskutantów. Do pewnego stopnia spełniamy warunki bycia takim kółkiem atencyjnej dyskusji - w jak najbardziej pozytywnym sensie.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kółko atencyjnej dyskusji - wspaniały eufemizm, nie powiem.

Jak dla mnie to bardziej ciekawy byłbym odpowiedzi osoby spoza rzeczonego kółka. Czy uważa WAS za kółko wzajemnej atencji adoracji czy jak tam to sobie jeszcze nazwiecie.

Dla mnie oczywisty jest fakt, iż ktoś "z wnętrza" nie będzie dostrzegał (albo nie będzie chciał dostrzegać) negatywnych stron sytuacji, może mu brakować obiektywizmu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A w tym kółku to tak dokładnie według ciebie kto jest, Nicz? :3

Sprytne pytanie.

Równie dobrze możemy zadać je każdej osobie, która napisała swój post po poście Irwina (włączając w to niego samego).

 

Z racji jednak, że zadano je mnie, odpowiem tak: uważam, że jeszcze dotychczas nie wypowiedziała się tutaj osoba, którą bym uznał za będącą spoza. Oczywiście swoje obserwacje opieram głównie na mym dość krótkim pobycie na forum i odrobinie lurkowania (tj przegladania tematów bez udzielania się w nich).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kółko atencyjnej dyskusji - wspaniały eufemizm, nie powiem.

Jak dla mnie to bardziej ciekawy byłbym odpowiedzi osoby spoza rzeczonego kółka. Czy uważa WAS za kółko wzajemnej atencji adoracji czy jak tam to sobie jeszcze nazwiecie.

Dla mnie oczywisty jest fakt, iż ktoś "z wnętrza" nie będzie dostrzegał (albo nie będzie chciał dostrzegać) negatywnych stron sytuacji, może mu brakować obiektywizmu.

 

 

Najzabawniejsze jest to, iż osoby będące w tym "kółku" nigdy się tak nie nazwały - naturalnie mówię tutaj wyłącznie o tym, w którym, przyjmijmy to, uczestniczę (jury oskarowe + kilka-kilkanaście często-gęsto piszących/komentujących w dziale osób). Zresztą byłbym bardzo zdziwiony, gdyby tego typu podgrup nie było sporo więcej.

 

Dla dobra dyskusji załóżmy, iż wypowiem się jako uczestnik takowego "kółka" z silnym wskazaniem stricte na jury oskarowe, jako najłatwiejsze do zidentyfikowania. Kiedy rozmawiamy na temat poszczególnych opowiadań (a robimy to nieustannie), to często się ze sobą zgadzamy, ale równie często dochodzi do sporów - w końcu każdemu podoba się co innego, ma odmienny charakter, zwraca głównie uwagę na inne aspekty opowiadania. To bardzo zdrowy objaw, bez tego byłoby to wszystko jedynym wielkim nieporozumieniem.

 

Czy w takich dyskusjach usiłujemy przekonać pozostałych dyskutantów do własnych opinii? Jak najbardziej! Inaczej gdzie byłby sens całego przedsięwzięcia? :D Jednak nie dochodzi do sytuacji pod tytułem "Uważam, że ten fanfik w tej kategorii jest najlepszy i macie wszyscy myśleć tak samo!". Wbrew temu, co mogą sądzić pewne osoby, nie działamy tam pod dyktando jednego czytelnika - potakiwaczy w jury póki co nie stwierdzono i wątpię, by miało się to zmienić.

 

Naturalnie reszta składu sędziowskiego może widzieć to inaczej i nie wątpię, że zechcą mnie wypatroszyć, jeżeli w ich mniemaniu gadam głupstwa :D

 

Przejdźmy teraz do szerszego aspektu, czyli wszyscy wymienieni na początku - wiele jest osób, które, metaforycznie rzecz ujmując, gotowe są czcić ziemię po której ich ulubieni piszący stąpają. Wielu z nas ma swoich idoli, czasami będących częścią tego teoretycznego "kółka", czasami nie będących w nim z różnych powodów. Stąd wiele pochlebnych komentarzy, czy wręcz czasami laurek, pod fanfikami tych osób. Jednak wystarczy się w nie wczytać, by zauważyć, iż tam gdzie jest coś do skrytykowania, to powszechnie pojawia się właśnie takowa krytyka i wytykanie błędów (z zasady konstruktywne). Ma to miejsce nawet, a może w szczególności w komentarzach pod opowiadaniami tych, których pisanie cenimy najbardziej.

 

By uniknąć ogólników wezmę dla przykładu siebie. Po moich komentarzach w fanfikach łatwo się domyślić, iż na przykład jestem fanem tekstów Albericha i Madeleine. Moje wpisy pod ich opowiadaniami najczęściej są właśnie laurkami, w których wyśpiewuję pochwalne hymny i peany, chwalę, słodzę, czasami szafuję przesadą i uwypuklam jak mogę najlepsze strony ich tekstów. Jednocześnie z dziką radością nakłaniam ludzi, żeby je czytali.

 

Dlaczego to robię? Bo, jak myślą pewne osoby, są one w tym samym co ja "kółku wzajemnej atencji"? Ujmując rzecz prosto i nieco wulgarnie - gówno prawda! Robię to dlatego, iż cenię ich pracę, a kiedy znajduję doskonałego fanfika to staram się rozreklamować go tak szeroko jak się da, żeby i inni mieli możliwość zapoznania się z nim. Jeżeli uda mi się nakłonić kilka osób by je przeczytali i jeszcze zostawili komentarze pod tekstem, to wiem, że ucieszy to autorów i być może zdopinguje ich do dalszego pisania, dzięki któremu będę miał okazję czytać kolejne ich teksty - tak, to zdecydowanie egoistyczny motyw i nie mam najmniejszego zamiaru tego ukrywać :D.

 

Naturalnie, jeżeli osoby mówiące o "kółku" w znaczeniu jednoznacznie negatywnym miałyby rację, to w moich komentarzach nigdy nie pojawiłaby się nawet najmniejsza krytyka, lub pomimo zauważonych błędów, sztucznie zawyżałbym ocenę, byle taką osobę wypromować. Takich praktyk nie stosuję - twierdzę, że wymieniona dwójka, oraz wielu innych autorów, których tu nie przywołałem jest w stanie bez trudu obronić się jakością swoich tekstów.

 

Weźmy kolejny przykład - sporo osób, które lubię i cenię ich pisanie bierze udział w organizowanych przeze mnie konkursach literackich. Jeżeli byłoby to takie "kółko wzajemnej atencji", to przecież zajmowałyby stale miejsca na podium, a żaden debiutant w życiu by się nie przebił. Tym, którzy twierdzą, że tak jest radzę rzucić okiem na wyniki konkursów - wszystkie są dostępne w archiwum fanfików (swoją drogą zrobię kiedyś podsumowanie tychże ocen). Fakt - wielokrotnie zdarzały się sytuacje, iż te same osoby zajmowały miejsca na podium, lub wręcz dominowały przez kilka edycji konkursu (pozdrowienia Hoffman!), ale wyłącznie dlatego, iż tak dobrze napisały. Raz jeszcze odwołam się do wymienionej dwójki autorów - Alberich brał udział (z tego co pamiętam) raz i zajął drugie miejsce. Czy jego opowiadanie na nie zasługiwało? Jak najbardziej, ale tylko na nie, a nie na zwycięstwo - tak bywa. Madeleine raz konkurs bezapelacyjnie wygrała (jedyna edycja z czwórką jurorów, w tym znanym z bezlitosnego podejścia Decadedem, dla którego przy sprawdzaniu poprawności nie istnieją tak abstrakcyjne pojęcia jak przyjaźń czy choćby znajomość z autorem :crazytwi:) natomiast w drugiej, mimo, że przedstawiła po raz kolejny opowiadanie na standardowym dla siebie wysokim poziomie, znalazła się poza podium. Walka była bardzo wyrównana, jedynym jurorem byłem ja (edycja specjalna), więc jakim problemem byłoby umieszczenie jej na pierwszym miejscu? Tak, macie rację - żadnym. Jednak jak pisałem - nie stosuję takich praktyk. Wygrywa najlepszy - proste i jasne.

 

Do tych, którzy stwierdzą, że powyższe przykłady są mało obiektywne bo pochodzą wyłącznie z mojego punktu widzenia mam pytanie - a skąd mam niby wiedzieć co dokładnie myślą inni? Wbrew usilnym próbom, wszechwiedzy jeszcze nie udało mi się dodać, do kolekcji moich rozlicznych wad :crazytwi: Dlatego też opisałem to ze swojej perspektywy, bo tu przynajmniej wiem co mówię... chyba.

 

Znając ludzką naturę jestem przekonany, iż pewne osoby po przeczytaniu tego, w zamyśle krótkiego, posta, co to zmienił się w rodzaj rozważań zgryźliwego tetryka stwierdzą, iż wszystko to i tak nie może być prawdą, bo przecież jestem w "kółku wzajemnej atencji" i nie można mi wierzyć. Jestem tylko ciekaw, czy zdecydują się na podjęcie otwartej dyskusji i przedstawienie kontrargumentów, czy może będą wolały działać z cienia i sączyć różnego rodzaju jady. Nawet by mnie to nie zdziwiło - w końcu to wybitnie skuteczna taktyka :D

 

Nicz - wiem, że chciałeś wypowiedzi kogoś spoza "kółka", ale niestety nie zdołałem nikogo na szybko znaleźć i przekupić by napisał to samo, tylko ładniej :D

 

PS: Swoją drogą ciekawostką jest, iż szmat czasu temu razem z Alberichem i Decadedem założylismy sobie takie teoretyczne kółko dyskusyjne (lub jak pewnie stwierdzą niektórzy "kółko wzajemnej atencji"). Dlaczego o tym wspomniałem? Otóż, właśnie jego nazwę zastosowałem przy zakładaniu tego tematu. I niech mi ktoś teraz powie, że takie kółka do niczego się nie przydają :D

 

PPS: Jeżeli ktoś się zastanawia jak się dostać do takiego "kółka", to odpowiedź jest prosta. Wystarczy pisać, komentować lub dyskutować na tematy okołofanfikowe tu w dziale czy na FGE i już się jest jego członkiem :D (No może oprócz jury oskarowego, ale uwierzcie - w to nie chcecie się mieszać :derp2:)

  • +1 8
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak przy okazji podpytam (Irwin ukradł mi temat - czas na rewanż): czy prawdą jest, że Twórca = Dzieło?

Czy osoba autora jest nierozerwalnie związana z jego twórczością i krytykowanie napisanych przez kogoś opowiadań jest równoznaczne z krytyką niego samego?

Choć wytworzenie odporności na jakąkolwiek formę krytyki jest trudne, jako publikujący musimy pogodzić się z faktem, że jako ludzie jesteśmy ułomni z natury, a wadliwość i odstępstwo od ideału są niejako wpisane w definicję człowieczeństwa. Równocześnie pogodzić się z tym muszą nasze wygórowane ambicje, nakazujące stworzyć "zapierające dech w piersiach arcydzieło" - przecież nie od razu Rzym zbudowano i nie od razu Kartagina spłonęła.

W ramach tego swoistego uodparniania musimy rozgraniczyć siebie jako Autora i nasze Dzieło. Należy wyznaczyć granicę między nami i naszym literackim dzieckiem, nieodmiennie mającym w sobie pewną cząstkę naszego Ja - w przeciwnym wypadku uzyskamy stworka-potworka, którego określa się mianem "Autorskiego Pupilka" ("Creator's Pet"). Zgrabnie ujął to Ben "Yahtzee" Croshaw w swojej recenzji Too Human (gry, która powstawała trzy generacje konsol tylko po to, by okazać się średniakiem i komercyjną porażką, która pogrążyła bądź co bądź dobre studio Silicon Knights) - parafrazując: twórca prędzej sam zrobi sobie krzywdę, niż odważy się wyciąć ze swojego opowiadania niepotrzebne sceny czy zmienić nieprzemyślane koncepcje.

Samą recenzję polecam znaleźć na YouTube (achtung, brak napisów, zabójcze tempo, "akcent biegający wzdłuż i wszerz wysp Brytyjskich" i cokolwiek specyficzne poczucie humoru).

Ale, ale, ale. Wracając do tematu po długiej i całkowicie zbędnej dygresji.

Autor, pisząc, odwołuje się do własnych doświadczeń - przeżytych sytuacji, poczynionych obserwacji, przeczytanych lektur. Gdy poddany zostaje krytyce, musi nie tylko odciąć się od tej małej cząstki siebie, którą przekazał spłodzonemu przez siebie w bólach opowiadaniu, nie tylko znieść cały lany na niego jad i surowość osądu - ale i wyciągnąć z tego wnioski. Przyjąć i zaakceptować krytykę, nawet bolesną i brutalną... ale skierowaną wyłącznie w Dzieło.

Nie w Autora jako osobę, która żyje i ma swoją tożsamość - ale w Dzieło, które rzeczony Autor napisał.

Gdy sarkam na to, że "Pielgrzym i Pani" to płytka, mętna parabolka i przerost (ubogiej i nijakiej) treści nad formą, nie mówię przecież: "Malvagio jest płytki, mętny i nijaki" - opisuję tu utwór, a nie zupełnie sobie nieznanego twórcę, który mi ani trochę nie zawinił. Gdy wytykam Jarwinowi chaos wkradający się do jego fików wraz z rozwojem fabuły i momentami szalejący jak wściekły blokers po osiedlu język, nie mówię, że pan J. jest osobą chaotyczną i szaloną (chociaż im dłużej go znam, tym bardziej się przekonuję, że taką właśnie osobą jest).

Gdy tych kilka dobrych dusz zjechało (i dobrze, że zjechało) "Bez przyszłości", nie jechali bezpośrednio po mnie, znerwicowanej histeryczce znanej pod dziwną ksywką zerżniętą z "tych Hirołsów, które chciały być trójką (ale im nie wyszło)". Jechali po nieprzemyślanym, kiepskawym fanfiku, którym się zachłysnęłam i nie dostrzegłam oczywistych błędów.

ts;dr - Twórca to nie Dzieło, jak nie umiesz przyjąć krytyki - po cholerę piszesz?

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ładna dygresja. Z rozwiązaniem postawionej we wstępie tezy o krytykowaniu zgadzam się całkowicie, ale pewien jej fragment jest dla mnie zastanawiający. Mianowicie:

"W ramach tego swoistego uodparniania musimy rozgraniczyć siebie jako autora i nasze dzieło".

Choć uodparnianie się na destrukcyjny rodzaj krytyki jest umiejętnością wręcz niezbędną w małym twórczym światku, uderzyło mnie, czy i jak bardzo autor musi być... transcendentny wobec własnego utworu. Przecież jeśli stworzę cokolwiek, to ten twór zawsze będzie coś o mnie świadczył - choćby to, jak daleko mogę się posunąć w w wymyślaniu różnych głupot.

Gdzie więc przebiega granica dobrego "rozgraniczenia się" autora ze swoim dziełem? Czy jest ono różne dla poszczególnych opowiadań i autorów? Nie wiem też, czy to pojęcie nie jest podobne do "zachowywania dystansu" ewentualnie "patrzenia z przymrużeniem oka" na twór swojego autorstwa.

W końcu, jak ktoś napisze wreszcie coś dobrego, chce być ściśle utożsamiany ze swą pracą, prawda?

Edytowano przez Dark Feather
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dolar

Całkiem długa wypowiedź, muszę przyznać, myślę że przekona (a jeśli nie to zasieje ziarno wahania) do obiektywności waszych działań. Ja jednak, jakkolwiek nie nacechowane były me wypowiedzi, nigdy nie uważałem, że "kółko wzajemnej adoracji" faktycznie tylko i wyłącznie siebie adoruje. Byłbym ślepym głupcem gdybym głosił takie opinie.

 

Jedynym problemem, który mogę wypomnieć i wypominam (nie hejcić plox) to fakt, iż owi rozmówcy o wiele częściej sięgają do dzieł innych współdyskutantów. Nie chodzi nawet o to, że czynią wazeliniarstwo, bo często robią coś wręcz przeciwnego. Zwyczajnie, mogliby np. przeczytać w tym czasie kilka zupełnie nie znanych nikomu ff, których autorzy nieczęsto sami zapominają, iż coś takie w ogóle stworzyli, no bo odzew był niemalże zerowy.

 

I żeby nie było, nie jest tak, że ktokolwiek ma prawo decydować o tym, co ja/ty/ktoś ma czytać tylko dlatego, że jest udzielającym się użytkownikiem forum. Zdaję sobie z tego sprawę, ale powiem szczerze, czasami czuję nieco zgryzoty, gdy widzę iż jakiś pan X wystawia dwumetrowy komentarz panu Y (nie ma znaczenia czy pochlebny czy nie) podczas gdy ten sam pan Y ma już u siebie komentarze od A, B, C, którzy notabene tez są aktywnymi komentatorami, tak samo jak pan Y. To dla mnie jest circle jerking, nawet, jeśli sobie nikt nie "jerkuje" mówiąc kolokwialnie wzorem pana Sikorskiego.

 

Oczywiście, można mówić, iż pan Y sobie na to zasłużył i będzie to jak najbardziej prawdą, jednak nie każdy ma czas i cierpliwość by regularnie czytać prace innych (na tyle, by wyrobić sobie jakąś renomę).

Poza tym, każdy ma prawo lubić co chce i czytać i komentować swojego ulubionego autora (sam sobie wystawiam kontrargumenty, no ładnie) jednak linia pomiędzy takim kolesiarstwem ja tobie ty mi jest bardzo cienka i czasami trudna do odnalezienia.

 

Na koniec jeszcze odnośnie Oskarów - są przedsięwzięciem tytanicznym i naprawdę zasługującym na uznanie. Nic tylko gratulować, tym, co są w komisji. W życiu bym ich nie posądził o kółkowanie, szczególnie, że - o ile dobrze pamiętam - jurorzy nie mogli zgłaszać swoich propozycji (a może mogli, pardon, ale to i tak niewiele zmienia).

 

@Ylthin

Bywa jednak tak, iż autor wkłada swą duszę, czy co tam jeszcze ma w dzieło. Przywiązuje się do niego, jest ono dla niego niemal jak dziecko.

Jak zareagujesz gdy ktoś "jeździ" po twoim dziecku? No możesz się troche wkurzyć i, sądzę, jest to zrozumiałe. Konia z rzędem dla kogoś kto ma do siebie dystans i przyjmuje krytykę na klatę. Nie jest jedna zbrodnią, lecz rzeczą ludzką odczuwanie drobnej urazy, bo ktoś, podczas gdy ty włożyłeś tyle pracy i serca w swoje dzieło, krytykuje je (w twoim mniemaniu) niesłusznie. Ważne jest, by złość nie zagłuszyła głosu rozsądku i dała motywację do dalszej pracy. Takie moje kilka centów.

Edytowano przez Nicz
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


czasami czuję nieco zgryzoty, gdy widzę iż jakiś pan X wystawia dwumetrowy komentarz panu Y (nie ma znaczenia czy pochlebny czy nie) podczas gdy ten sam pan Y ma już u siebie komentarze od A, B, C, którzy notabene tez są aktywnymi komentatorami, tak samo jak pan Y. To dla mnie jest circle jerking, nawet, jeśli sobie nikt nie "jerkuje" mówiąc kolokwialnie wzorem pana Sikorskiego.

 

No dobra Nicz, z tym to ja się w życiu nie zgodzę.

 

Z mojej perspektywy to wygląda tak:

1. Widzę opowiadanie autora, którego opowiadania już czytałam i mi się podobały - czytam, komentuję.

2. Widzę opowiadanie, pod którym są komentarze osób, o których wiem, że podobają im się podobne dzieła co mi - czytam, komentuję.

3. Widzę opowiadanie, pod którym są komentarze osób "udzielających się na forum" - zaglądam, obczajam.

4. Widzę opowiadanie osoby, którą znam i lubię - może przeczytam, może nie.

5. Widzę opowiadanie osoby, której nie znam, nic o niej nie wiem, nie zamieniłam z nią ani słowa - może przeczytam, może nie.

6. Widzę opowiadanie osoby, która skomentowała kiedyś mój tekst - może przeczytam, może nie (taaa, nie czuję przymusu "wymieniania się komentarzami" i też parę razy powtarzałam, że fakt, iż zostawiłam u kogoś komentarz, absolutnie NIE OBLIGUJE go do tego samego u mnie).

7. Widzę opowiadanie, pod którym nie ma wcale merytorycznych komentarzy albo są w b. ograniczonych ilościach - dopisuję sobie do listy "skomentować" i zazwyczaj to robię.

 

A tak poza tym:

Jeśli widzę opowiadanie Albericha, u którego zazwyczaj gromadzi się wielu komentujących "znanych", to mam nie komentować tylko dlatego że dostał już dużo komentarzy od "tych tam ważnych z góry"? Na Boga, Nicz, ja uwielbiam twórczość Alba i nie widzę powodu, żebym nie skomentowała jego pracy tylko dlatego że zrobiło to przede mną pięciuset innych użytkowników. Mam sobie ustalać granicę, że tematy do 50 odpowiedzi mogę komentować, a powyżej już "nie wypada", bo inni czekają w kolejce? Kiedy właśnie mnie ten popularny tekst zainteresował i chcę go skomentować, tak samo jak czasem mnie zainteresuje tekst całkowicie niepopularny, no!

 

Podoba mi się, czytam, nie podoba się, nie czytam, mam ochotę, komentuję, nie mam ochoty, nie komentuję, to jest naprawdę proste, nie doszukujmy się w tym jakichś podtekstów, podteksty to są w erotyku, a nie w komentowaniu.

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Ja jednak, jakkolwiek nie nacechowane były me wypowiedzi, nigdy nie uważałem, że "kółko wzajemnej adoracji" faktycznie tylko i wyłącznie siebie adoruje. Byłbym ślepym głupcem gdybym głosił takie opinie.

 

Widzę, że wkradło się nieporozumienie i to z mojej winy - pisząc u siebie wstawki o "pewnych osobach" absolutnie nie miałem na myśli Ciebie - powinienem był to doprecyzować. Kajam się oficjalnie.

 


Zdaję sobie z tego sprawę, ale powiem szczerze, czasami czuję nieco zgryzoty, gdy widzę iż jakiś pan X wystawia dwumetrowy komentarz panu Y (nie ma znaczenia czy pochlebny czy nie) podczas gdy ten sam pan Y ma już u siebie komentarze od A, B, C, którzy notabene tez są aktywnymi komentatorami, tak samo jak pan Y. To dla mnie jest circle jerking, nawet, jeśli sobie nikt nie "jerkuje" mówiąc kolokwialnie wzorem pana Sikorskiego.

 

Tutaj bardzo ładnie wypunktowała Madeleine podstawowe opcje. Od siebie dodam, iż staram się skomentować każde opowiadanie które czytam (tak, tak, pamiętam, że wiszę Ci jeszcze komentarz jeden :D). A akurat taki circle jerking, o mi zupełnie nie przeszkadza. Tym bardziej, że osoby które nawet zaczynają komentowanie od opowiadań tylko jednego lub kilku autorów, zwykle przyzwyczajają się do tej czynności i w swoim czasie ich przemyślenia widać również u innych.

 


W życiu bym ich nie posądził o kółkowanie, szczególnie, że - o ile dobrze pamiętam - jurorzy nie mogli zgłaszać swoich propozycji (a może mogli, pardon, ale to i tak niewiele zmienia).

 

Mogliśmy, mogliśmy. Ograniczenie dotyczy jedynie oceniania - członek jury nie bierze udziału w ocenianiu swojego opowiadania, jeżeli takie trafiło na listę nominowanych.

 


Twórca to nie Dzieło, jak nie umiesz przyjąć krytyki - po cholerę piszesz?

 


Gdzie więc przebiega granica dobrego "rozgraniczenia się" autora ze swoim dziełem? Czy jest ono różne dla poszczególnych opowiadań i autorów? Nie wiem też, czy to pojęcie nie jest podobne do "zachowywania dystansu" ewentualnie "patrzenia z przymrużeniem oka" na twór swojego autorstwa.

W końcu, jak ktoś napisze wreszcie coś dobrego, chce być ściśle utożsamiany ze swą pracą, prawda?

 


Bywa jednak tak, iż autor wkłada swą duszę, czy co tam jeszcze ma w dzieło. Przywiązuje się do niego, jest ono dla niego niemal jak dziecko.
Jak zareagujesz gdy ktoś "jeździ" po twoim dziecku? No możesz się troche wkurzyć i, sądzę, jest to zrozumiałe. Konia z rzędem dla kogoś kto ma do siebie dystans i przyjmuje krytykę na klatę. Nie jest jedna zbrodnią, lecz rzeczą ludzką odczuwanie drobnej urazy, bo ktoś, podczas gdy ty włożyłeś tyle pracy i serca w swoje dzieło, krytykuje je (w twoim mniemaniu) niesłusznie. Ważne jest, by złość nie zagłuszyła głosu rozsądku i dała motywację do dalszej pracy. Takie moje kilka centów.

 

Ogólnie zgadzam się z Tobą, Ylthin, iż twórca to nie dzieło. Poza tym... to jedynie fanfiki. Pewnie, pisząc staramy się by były jak najlepsze i jesteśmy dumni, że się podobają, ale nie można z tym przesadzać. Branie do siebie każdej, najmniejszej nawet krytyki, czy nazbyt poważne traktowanie tekstów też nie jest najzdrowszym objawem.

 

Dark Feather - granica jest u każdego indywidualna, jednak zdarzają się przypadki przeginania zarówno w jedną jak w drugą stronę - można starać się nieco temperować autorów, jednak to nie zawsze działa - wszystko zależy od człowieka.

 

Nicz - Pewnie, że należy się nieco wkurzyć jeżeli Cię atakują, tym bardziej jeżeli robią to bezpodstawnie. Jednak sam pisałeś, że należy stosować w takiej sytuacji filtr zdrowego rozsądku - widziałem sytuację, gdzie komentarz stawał się kamieniem obrazy, ponieważ autor nie umie przyjąć krytyki. Dosłownie - nie potrafi. Takie sytuacje są wyjątkowo niemiłe i rodzą wiele kwasów. A najgorsze jest to, iż takie podejście jest niewiarygodnie trudne do wytępienia. Oczywiście zdarzają się też przegięcia w drugą stronę, gdzie autor ma problemy z tym, że ktoś chwali jego opowiadania. Ta sytuacja występuje rzadziej, ale też jest obecna.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

To ja zadam inne pytanie:

Jak rozplanować opowiadanie?

 

Na prelekcji Dolara na VII Wrocławskim padło pytanie, czy lepiej jest pisać spontanicznie, czy też z planem. Dość jednogłośnie stwierdzono, że, mimo oczywiście zalet spontaniczności, najlepiej jest tekst zaplanować, choć, jak dobrze zauważył Kredke, warto zostawić sobie również miejsce na pójście na żywioł. Wydawało się więc, że dość szybko wyczerpaliśmy temat. 

Już przed spotkaniem miałem w planach napisanie pewnego fika (lel, może tym razem się uda), a sam meet mnie w tej chęci utwierdził. Stosując więc do porad i wskazówek poznanych na meecie, przystąpiłem do planowania.

Po pięciu minutach dokument nadal był pusty.

Mówiąc szczerze, miałem już jedno podejście do planowania fika. Wyszło mi jedynie kiepskie streszczenie.

 

Tak więc, czy posiadacie jakieś własne sposoby na zaplanowanie akcji w opowiadaniu niż po prostu napisanie streszczenia?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, ja osobiście praktykuję planowanie "myślowe" - tworzę sobie niemal zawsze jakiś plan, ale nigdy go nie zapisuję (bowiem, uwaga, nie lubię pisać  :rarity4: !)
Czasem sobie na wykładzie czy w innym miejscu publicznym z nudów wyskrobię jakieś zapiski na wyrwanej z zeszytu kartce w kratkę, ale to raczej kwestie niedotyczące fabuły lecz świata - mapę, drzewo genealogiczne, rozpiskę postaci, wojsk. Kiedyś spisałem plan rozdziału w punktach ale zanim przystąpiłem do realizacji gdzieś zgubiłem.
Za to bardzo dużo myślę - w mieście, autobusie, na basenie, nartach, rowerze, zasypiając - tworzę wtedy schematy rozdziałów, zarysy scen, postaci, wydarzeń, czasem konkretne dialogi. Toteż gdy siadam do rozdziału zazwyczaj mam już jakiś jego szkielet, spontanicznie wymyślam tylko wypełnienia łączące punkty węzłowe.

Edytowano przez Marquise Fancypants di Coroni
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja zadam inne pytanie:

Jak rozplanować opowiadanie?

Chociaż pani od polskiego powie, że plan wydarzeń to bardzo dobry pomysł, dużo profesjonalnych pisarzy woli metodę, gdzie mają jedynie lekki zarys w głowie, a sami nie wiedzą jak dokładnie potoczy się historia. Niektórzy, nawet twierdzą, że gdyby od początku mieli wszystko rozrysowane, podczas pisania umarliby z nudów. Tak więc ja bym ci radził sprawdzić obie techniki i zobaczyć, która twoim zdaniem jest lepsza. (Chodź pisanie, tak sobie mi wychodzi i jeszcze nie opublikowałem światu, żadnego z moich "dzieł", powiem ci, że dla mnie metoda spontaniczna jest wygodniejsza.)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj, gdzieś tak koło pierwszej postawiłem taką, zdaje się, solidną tezę w jednym z moich komentarzy (nie daję linka, find it duh) mówiącą o tym, że fanfik (a ogólniej dzieło literatury) to dialog, pewien rodzaj rozmowy czytelnika z autorem. Chcę się tutaj obecnych szczerze zapytać: jak wy to rozumiecie? Jakie cechy mają fanfiki, w których piszący rozmawia z czytającym, kiedy piszący to robi? Jakie fiki można podpasować, podpiąć pod taki dialog?

Trochę uogólniam, ale mam nadzieję, że to nie offtop. Czekam na wasze opinie na ten temat.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszę spontanicznie od dwóch lat i skończyłem tylko jedno dzieło - krótkiego oneshota, którego napisałem w wieczór.

Każdy ma swój styl. Jeśli lepiej napiszesznie znając dokładnie fabuły, proszę bardzo. Inni wolą mieć wszystko rozpisane. Próbuj, która technika jest dla ciebie wygodniejsza.

W końcu, nie ma idealnego przepisu na dobre opowiadanie/fanfik.

 

Fanfik (a ogólniej dzieło literatury) to dialog, pewien rodzaj rozmowy czytelnika z autorem.

Nie zawsze tak jest. Niektórzy piszą całkowicie dal siebie i w nosie mają. czy ktokolwiek to przeczyta. Jednak, jeśli ktoś zamierza opublikować swoje dzieło, zazwyczaj ma zamiar swojemu czytelnikowi coś przekazać. Może jest to jakieś uczucie np. przejęcie, albo niepewność. Innym razem, najważniejszym co chce powiedzieć pisarz jest ukryty morał. W większości ludzie chcą, by podczas czytania ich opowiadać, ktoś po prostu się dobrze bawił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@planowanie

Jak mówili przedmówcy: ogólny plan wydarzeń to podstawa. Powinieneś wymyślić, kto jest bohaterem, jakie jest miejsce i czas akcji, jaki jest z grubsza zarys sytuacji... i pisać, tyle roboty.

Bardzo często - na przykład przed zaśnięciem, w drodze do szkoły czy pod prysznicem wyobrażam sobie niektóre sceny z fika. Czy to jako swoisty "filmik" w wyobraźni, czy jako fragment tekstu z opisem, czy jako sam dialog - konstruuję całość w głowie, a luki wypełniam w trakcie pisania. Jedynym większym problemem bywa dobór słów - jak oddać coś, co tak wyraźnie widzę oczami wyobraźni...?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...