Skocz do zawartości

EQUESTRIA WALCZY! - powieść z Waszymi OC


SPIDIvonMARDER

Recommended Posts


SS kucy Batkucy

137790unopt.png

 

 

Populacja Stado Batpony jest szacowane na zaledwie 2-4 tysiące, więc ich diaspora jest bardzo rozproszona. W wielkich miastach trochę ich jest, tak samo w wyjątkowych miejscach, na których swój odcisk zostawiła Luna. W wioskach typu Ponyville zazwyczaj nikt nigdy nie słyszał o takich stworzeniach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Imię: Vampeye

Nazwisko: Moon

Wiek: 18 lat urodziny 8 października

Gatunek: Batpony

Umiejętności: Skradanie się, łamanie bądź skręcanie kluczowych kończyn, nieograniczona brutalność względem przeciwnika, poker, maskowanie się, pełny fanatyzm osoby jej wysokości Księżniczki Luny

Wady: Nadpobudliwość (jeśli ktoś powiedział źle, lub nawet pomyślał źle o Księżniczce Lunie źle to się kończyło), próbuje grać na gitarze, ale wychodzi mu to pokracznie, czuje się nieswojo w większym towarzystwie.

Wygląd : Szara sierść, włosy lekko sterczące układające się w dwa pasma jedno czarne, drugie ciemno-bordowe,  Przez twarz przeciągające się od włosów przez oczy i szyję aż do skrzydeł czerwone wręcz czarne pasy ( szerokości mniej więcej oczu) Oczy żółte.

Rodzina: 

matka - nigdy nie poznał, ponoć nazywała się Ber Blue i bardzo go kochała, ma tylko jedno jej zdjęcie

ojciec - znienawidzony alkoholik i brutalny rodzic o imieniu Hollow

Cm: Czerwony księżyc

Historia:

  Urodziłem się w miasteczku nieopodal Foal Mountains, nasz dom położony był jednak dość daleko od innych domostw. Mieszkałem tylko i wyłącznie z ojcem, którego nienawidziłem. Mamy nie poznałem z powodu, iż zmarła niedługo po porodzie, ojciec popadł w nałóg. Ponoć bardzo mnie  kochała, nawet przez te kilka chwil, kiedy trzymała mnie swoimi ledwo ciepłymi kopytkami. Ojciec zawsze obwiniał mnie o jej śmierć, ale może być to prawdą. Dorastałem sam, ponieważ w pobliżu nie było szkoły ,do której mógłbym uczęszczać.Mimo sprzeciwów ojca pomagałem na farmie sąsiada, by zarobić na książki, z których mógłbym czerpać wiedzę, czasami wieczorami, gdy przychodzili do niego inne kucyki grali w pokera. Podglądałem jak to robią przez szparę w drzwiach, dziek czemu sam nauczyłem się grać, co dało mi okazję do zarobku. W wieku 10 lat nikt już nie chciał ze mną grać bo i tak wiedział, że przegra. Nie szło mi to może genialnie, ale w wieku 12 lat doszedłem do poziomu gimnazjum. Moje życie było jednak z dnia na dzień coraz gorsze. Brak środków do życia, co wiązało się też z brakiem alkoholu dla ojca. Rozgniewany z tego powodu pobił mnie gorzej niż zazwyczaj. Zresztą nie pobił mnie on chciał mnie zabić. Rzucił się na mnie po czym kopnął mnie w brzuch i połamał kilka żeber, następnie chwycił za nóż i wbił go przed szyją po czym zaczął ciągnąć, bolało niemiłosiernie, myślałem, że chce mnie chyba oskórować. Gdy doszedł do lini skrzydeł zebrałem się na wykop tylnimi kopytami i trafiłem go w szczękę wybijając kilka zębów. Leżalem płacząc i łkając z bólu. W końcu ojciec wstał i pomyślałem, że teraz mnie zabije, jednak on złapał mnie w pół, zaniósł na skarpę i zrzucił z niej wprost do lasu - nie mam zielonego pojęcia jaki miał w tym cel. Spadłem przy małym stawie i prawdopodobnie byłem nieprzytomny parę godzin, ponieważ już wschodziło słońce. Zdziwiłem, się, że w ogóle żyję, myślałem, że już więcej tego świata nie zobaczę. Spróbowałem się podnieść jednak ból był paraliżujący, nie mogłem wstać, ani latać  :yHRvV: , podczołgałem się ledwo co do stawu, gdyż byłem głodny i spragniony. Woda była świeża i zimna, najpierw napiłem się trochę po czym kopytkami przemyłem brudny pyszczek i ujrzałem czarne linie wzdłuż oczu, trochę się przestraszyłem, ale miałem wtedy ważniejsze problemy niż ten. Głód doskwierał mi coraz bardziej, po pewnym czasie przyszedł do mnie mały króliczek, nie mogąc się powstrzymać zjadłem go co dodało mi sił i poprawiło morale, które i tak  osiągnęły już zerowy poziom. Zastanawiałem się nad sensem swojego życia, czy ma ono w ogóle jakiś sens? Nawet jeśli to i tak zginę tu w samotności - myślałem. "Noc już nastała więc cóż pora się pożegnać"   a       Zasnąłem w gotowy na śmierć nie czułem nic, byłem zbyt wycieńczony.

  Spałem widziałem mojego ojca, matkę, ale coś zmąciło mój wieczny spokój,ale był to ciepły dotyk klaczego kopytka. Zbudziłem się i ujrzałem klacz, wszystko było rozmazane. Podniosła mnie swoim rogiem i położyla na grzbiet. Teraz straciłem przytomność, obudziłem się dopiero w Canterlocie i znów czułem ten ciepły dotyk tym razem na moim kopytku. Kiedy przejrzałem na oczy ujrzałem księżniczkę siedzącą obok mnie i trzymającą mnie za kopytko. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak mam za to podziękować, odpracować jej dobro. Nie mogłem z siebie nic wykrztusić, jednak kiedy wreszcie zebrałem się by jakoś podziękować ona powiedziała: Nic nie mów. Zaraz potem uśmiechnęła się do mnie i patrzyła mi w oczy. Byłem bliski płaczu, jednak uczucie to upłynęło ze mnie podczas tych wydarzeń. Mimo bólu nie mogłem powstrzymać wybuchu emocji. Jak pocisk wyskoczyłem z łóżka i ja uściskałem i wydaje mi się, że było to dla niej niemałe doświadczenie. Po szybkim otrząśnięciu ona także objęła mnie swymi kopytami. Pierwszy raz poczułem tak intensywne matczyne ciepło. Stała się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Kiedy ściskałem ją z całych sił zauważyłem, że wyskoczył mi znaczek. Kiedy już się trochę rozluźniłem rozmawiałem z nią całą noc.  Zajmowała się mną na swój królewski sposób, chwaliła, karciła, pomagała. Po zagojeniu się ran wysłała mnie do szkoły, gdzie nie zostałem zbyt ciepło przyjęty jednak uczyłem się dobrze. I tak doszedłem do 3 klasy liceum, gdzie nastąpił kolejny przełom w moim, życiu, szedłem przez korytarz i utłyszałem... Jeden ogier z mojego wieku obrażał księżniczkę, wyzywał ją bluzgał na nią, nie wytrzymałem... Podszedłem do tego skur***yna i odwróciłem ku sobie, ten z wyrzutem krzyknął; Co!. Rzuciłem nim o szafkę , wyłamałem deskę z ławki i wbiłem mu ją z przyjemnością w brzuch, po czym zacząłem wyrywać flaki z klatki piersiowej, ostatecznie przed śmiercią wbiłem kły w jego bluźniercze gardło by się napić. Podobało mi się. Parę minut później zjawiła się straż królewska, by mnie zabrać - nie stawiałem oporu. Następnego dnia postawiono mnie przed sądem, normalnie karą byłaby pewnie śmierć, ale księżniczka Luna mnie uratowała i skończyło się na pracach społecznych. Wiem, że zawiodła się więc mnie jednak poprzysięgłem sobie, iż był to pierwszy i ostatni raz. Po liceum poszedłem do Canterlockiej Akademii Wojskowej w kierunku desant/ wojska zmotoryzowane. Po jej ukończeniu, pożegnałem się z dworem i zaciągnąłem się do wojska ,w którym służyłem w jednostkach specjalnych, jednak mimo wszystko kiedy tylko mogłem odwiedzałem dom.

Charakter: Jestem mocno nadpobudliwy w kwestii mojej wychowanki, ale staram się nie rozkładać  normalnych kucyków na części pierwsze. Najlepiej dogaduję się ze swoim gatunkiem, jednak z inteligentnymi kucami też idzie, nie jest to oczywiście nasz poziom, ale cóż. Ogółem wyglądam na miłego i pomocnego, jednak wy którzy to czytacie zapamiętajcie te słowa... Każdy medal ma dwie strony...

 

Trochę heretyzmu pewnie jest ale chyba jest ok? :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W kilku miejscach popłynąłeś, ale jest to do przyjęcia :P Skoryguję kilka merytorycznych niezgodności:

-alkoholizm ojca. Rzecz dyskusyjna, bo prawdziwego alkholizmu w kucach nie widać. Mamy tylko pewne uzależnienie/fascynację u Rainbow Dash, ale nie jest to prawdziwy alkoholizm. Alkohole wysoko procentowe do Equestrii przywiozą dopiero Sombryjczycy, do tego czasu najgorsze, co mają kuce to 4,5 % cydr (który i tak je wali po łbach, bo to słaaaaabe głowy). Jednak to mało istotne, bo ojciec nie będzie miał żadnej roli w tym utworze.

 

-12 lat ma postać, gdy ma zatarg z ojcem. Luna już wtedy panuje. Zatem mija rok serialu, a potem do wojny kolejne 5 lat. Ok, starczy, aby nietokucyk zdążył dorosnąć.

-wizja, że OC jest przybranym dzieckiem Luny jest troszkę zbyt OP, ale może funkcjonować w jej społeczności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-wizja, że OC jest przybranym dzieckiem Luny jest troszkę zbyt OP, ale może funkcjonować w jej społeczności.

Może troszkę pojechałem, ale postawiłem na całkowity fanatyzm i troszkę familijnego klimatu :) .OP sama postać raczej nie jest, chodzi ci raczej o relację czy o co?

Z czasem pewnie uzupełnię lub poprawię pewne elementy, gdyż czas mnie gonił z pewnego powodu ( czytaj matka wpadająca do domu po zebraniu półrocznym  :rapidash2: )

Miał być psychol, ale i tak nie najgorzej wyszło :)

Edytowano przez Flippyn
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisane przed chwilą, więc jest pewnie pełno błędów. Flippyn był pierwszy, więc w nagrodę dostanie wysoki stopień (kapitan). 

 

 

Pełnia księżyca odbijała się w szkłach masek przeciwgazowych, które na czas akademii zawiesili sobie na piersiach. Przed księżniczką Luną mieli zakaz ukrywania własnego oblicza, czego zresztą nie pożądali. Niewypowiedzianym zaszczytem dla każdego była możliwość stanięcia naprzeciwko niej i spojrzenie w jej atramentowe oczy. Chociaż raz. Potem mogli już umrzeć i dać się poszatkować wrogowi.
Każdy nosił na sobie czarny kombinezon spadochroniarski z licznymi kieszeniami, uchwytami do ekwipunku, a także z dwiema wyciętymi dziurami na ich nietoperze skrzydła. Pod dużym hełmem bez typowej, equestriańskiej kryzy błyszczały oczy w ciemnych odcieniach bursztynu, purpury, szkarłatu, szmaragdu i ultramaryny. Cechą charakterystyczną były pionowe, ostre źrenice, które napawały strachem zarówno ich dziennych przyjaciół, jak i wszelkich wrogów. Nietokuce nie należały do stada, którego przedstawicieli można było spotkać na rynku pośledniego miasteczka. Tysiąc lat wygnania ich pani zepchnęły je na margines społeczny i absolutną alienację, przez co w niektórych krainach nie widziano nietoperzowych kucyków przez wieki, a podrasa podupadła, zmniejszając swoją liczebność do ledwie paru tysięcy. Jednak wydarzenia sprzed paru lat i spektakularny powrót księżniczki przy udziale powierniczek Elementów Harmonii pozwoliły im odzyskać splendor. Znowu poczuli się potrzebni, za co byli bezgranicznie, wręcz fanatycznie wdzięczni swej protektorce, która lubiła nazywać ich „swymi małymi dziećmi”. Tylko ona mogła tak ich określać. Jak ktoś inny spróbować, to ku własnemu przerażeniu widział jeżącą się sierść na granatowych lub burych grzbietach i widział długie kły, zdolne wbić się w szyję większego od siebie kucyka. Nietokuce nie były zbyt rosłe, a w przeciwieństwie do na przykład Hestów, szczupłe i smukłe, jak prawdziwe nietoperze. W pojedynku na kopyta pewnie nie miałyby czym zabłyszczeć, ale ich oczy niepospolicie radziły sobie w mroku. Dzięki starożytnym błogosławieństwom Pani Nocy, mogli czerpać z ułamka jej widzenia w ciemnościach, co czyniło z nich doskonałe wojska powietrznodesantowe, które spadają w nocy na wroga, korzystając z tego, że dobrze widzą.
Na hełmach mieli po dwie kalkomanie, tożsame z Luftmare. Żelazny Księżyc po prawej, a Kokardę Serdeczności po lewej. Pagony i wszelkie dystynkcje posiadali zgaszone, czyli wyszyte ciemnoszarą nicią, a nie białą, jak u innych rodzajów wojsk. To pozwalało zmniejszyć ryzyko dostrzeżenia ich w mroku. Na nogawkach posiadali dużą naszywkę z krwawiącym księżycem, będącym symbolem ich jednostki. Należeli do piątej dywizji powietrznodesantowej „Bloodmoon”, zwanej też po ferdyjsku „Blutmond”. Ta nazwa była w pełni dezinformująca, gdyż to dwieście kucyków nie miała prawa być dywizją, a po drugie taki oddział istniał jeden, a nie pięć. Jednak wszelkie rozterki zostawiano już wrogowi.
Każdy żołnierz miał na grzbiecie, przy plecaku i awaryjnym spadochronie, zawieszoną swoją „Szturmgiwerę”, czyli nowoczesny karabinek szturmowy „Sturmgewehr StG 44”. Posiadane przez nich egzemplarze to była absolutna nowinka techniczna Doktora. Ponieważ żołnierze narzekali, że Mausery słabo sprawują się w walkach na małym dystansie, a MP 40 na duże, stworzyli coś wyważonego. Nabój pośredni pozwalał prowadzić ogień na kilkaset metrów, a więc adekwatny do celów spadochroniarskich, kiedy atakuje się z pewnej ograniczonej wysokości i jest potem zmuszonym do obrony ciasnych przestrzeni. Dosłownie paru żołnierzom zostawiono Mausery z lunetkami, a każdy posiadał także u pasa kaburę z Waltherem P38.
Niektórych mogłaby zastanowić zasadność masek przeciwgazowych. Póki co żadna ze stron nie sprawiała wrażenia, że zamierza użyć jakkolwiek broni gazowej, ale licho nie śpi. W dodatku szeroka maska z poprzecznymi wyżłobieniami, dużymi okularami i rurą od pochłaniacza potrafiła przerazić do szpiku kości, szczególnie jak w środku świeciły się oczy z pionowymi źrenicami, za nimi trzepotały nietoperze skrzydła, a z ust wystawały kły. Efekt psychologiczny był czasem ważniejszy od broni palnej.
Stali w równych plutonach, dzierżąc flagi zamocowane na długich włóczniach z oksydowanej stali i czarnego drewna. Na granatowych proporcach widniało godło jednostki, czyli krwawiący rogal księżyca. Jeden z kucyków trzymał sztandar, będący kwadratem, na którym wyszyto ten sam księżyc, ale połączony czterema granatowo-białymi promieniami ze srebrnym obramowaniem. Widniało tu też hasło „IN NOMINE NOCTIS” oraz małe Zaćmienia w narożnikach. Księżniczka Luna stała naprzeciwko sztandaru i spojrzała na pełnię księżyca, która oświetlała wszystkich na placu canterlockiego zamku. Wolałaby przeprowadzić uroczystość złożenia przysięgi u siebie w pałacu, ale nocny dwór był tylko iluzją, którą stworzyły z siostrą jako prowizoryczne mieszkanie do czasu zbudowania czegoś bardziej konkretnego. Niewiele kucyków by się tam zmieściło.
-Czołem, kompania! – krzyknęła, wyprostowawszy się i spoglądając z góry na swych żołnierzy.
-CZOŁEM, KSIĘŻNICZKO! – huknęła szybka odpowiedź. Luna pokiwała głową z zadowoleniem.
-Czy słyszycie zew księżyca? Czy czujecie czar, którym was obdarza? Odpowiedzcie!
-TAK JEST!
-Zostaliście wybrani jako elitarna gwardia, która ma ochraniać noc. Będziecie tarczą dla gwieździstego nieba, mieczem, który ocali piękno snów. Dzięki wam noc dalej będzie nagrodą po pracowitym dniu, źródłem piękna i natchnienia, a nie przeistoczy się w zagrożenie, źródło strachów i domenę okrucieństwa. Ocalcie noc Equestrii przed splugawieniem!
-KU CHWALE EQUESTRII!
-Do hymnu! – odczekała chwilę i zaczęła zwrotkę, a już przy trzecim słowie męsko-damski chór nietokucy podjął za nią słowa, które były marszem piątej dywizji powietrznodesantowej:
 
Księżycowi ponad głową
Powierzam każdy sen
Służę mu całą mocą
Od dziś, aż po życia kres
 
Na mrocznych skrzydłach chwały 
Wniosę się do samych gwiazd
Noc oczekuje ode mnie ofiary
Dla Equestrii i wszystkich ras
 
Księżyc mnie wzywa cały czas
Gwiazdy dźwięczą jak śnieg
Oddając życie uchronię ich blask
I zawrócę dekadencji bieg
 
Na mrocznych skrzydłach chwały 
Wniosę się do samych gwiazd
Noc oczekuje ode mnie ofiary
Dla Equestrii i wszystkich ras
 
O zmierzchu, północy i brzasku
Nie ma rzeczy, co mnie strwoży
A nawet w ciepłym słońca blasku
Walczę w imię pięknej nocy!
 
Księżyc mnie wzywa cały czas
Gwiazdy dźwięczą jak śnieg
Oddając życie uchronię ich blask
I zawrócę upadku bieg
 
Woń ciemności to mój dom 
Pośród mroku jestem cieniem
Tak powstrzymam dolę złą
I nie zawiodę nocy w potrzebie
 
Księżyc mnie wzywa cały czas
Gwiazdy dźwięczą jak śnieg
Oddając życie uchronię ich blask
I zawrócę upadku bieg
 
Luna westchnęła ze wzruszenia. Miała ochotę uronić łzę, ale nie wypadało tego robić na oczach dwóch setek żołnierzy, którzy widzieli w niej czysty majestat. Teoretycznie w łzach nie było niczego złego, ale wolała się o tym przekonać przy mniej zobowiązującej okazji. Dlatego od razu przeszła do dalszej części ceremoniału.
-Poczet sztandarowy wystąp!
Wraz z kucykiem niosącym sztandar wystąpiły też dwa inne, które zrobiły trzy kroki defiladowe, a potem już normalnie podeszły do księżniczki. Żółtookim oficerem dzierżącym godło był ktoś nieprzypadkowy, czyli jeden z pierwszych nietokucy, którego znalazła Luna tuż po swoim powrocie do Equestrii. Nazywał się Vampeye Była wtedy jeszcze mocno osłabiona po transformacji z Księżycowej Czarownicy, miała fiołkową sierść, inną grzywę i nie odzyskała pełni wzrostu. Dużo czasu spędzała na przelotach wzdłuż kraju, próbując poznać okolice, które kiedyś opuściła. W trakcie jednej z takich podróży znalazła w lesie nieopodal Canterlotu umierającego nastolatka, z dwiema równoległymi ranami zadanymi nożem, ciągnącymi się od czoła przez oczy, twarz aż do samych skrzydeł. Nie mogła znieść widoku tak odrażającej tragedii i zabrała dzieciaka na dwór, aby go uratować. Po hospitalizacja chłopak został przyjęty gromadzącej się powoli małej społeczności nietokuców, która miała żyć u boku dworu nocy i służyć księżniczce, bronić jej i wspomagać radą. Potem poszedł do wojska, gdzie cierpliwie czekał na dzisiejszy dzień. Wyrósł na szarego, przystojnego pegaza, który miał włosy lekko sterczące układające się w dwa pasma jedno czarne, drugie ciemno-bordowe, a na znaczku widniał czerwony półksiężyc. Po reformie ustanawiającej Luftmare został podporucznikiem, a aktualnie dotarł do szczebla kapitana. W jego żółtym spojrzeniu czaiła się pewna szalona groza, która niepokoiła księżniczkę od dnia, kiedy na własnym grzbiecie przyniosła go do szpitala. Nie obawiała się, że ją zdradzi, był w końcu fanatykiem. Ale nie chciała, aby niewinni ucierpieli z powodu jego manii. 
Porzuciła rozmyślania i wróciła do ceremoniału.
-Do przysięgi!
Obie kompanie podniosły prawe kopyta do salutu. Oficer i dwójka szeregowców przy sztandarze popatrzyli w oczy księżniczce Lunie i zaczęli mówić pojedynczymi syczącymi zdaniami, a za nimi powtarzała reszta. Tekst przysięgi był prosty i bardzo treściwy:
-Ślubuję wiernie służyć ojczyźnie, bronić nocy, strzec jej tajemnic i nie dopuścić do jej profanacji. Będę tarczą i mieczem, siłą i głosem. Będę cieniem, gotowym oddać swe życie i wszystko co mi drogie, za noc, za sny i za ciemność, w której się zrodziłem i w której umrę.  Ślubuję bezwzględne posłuszeństwo księżniczce Lunie, Pani Nocy, Opiekunce Snów, Powierniczce Sekretów Mroku. Tak mi dopomóż księżycu i wszystkie gwiazdy nam mą głową!
Zasalutowali i tupnęli kopytami, aż zadrżały mury zamku. Księżniczka kiwnęła głową i powiedziała:
-Od teraz jesteście Gwardią Nocy, moimi obrońcami. Wasza służba zaprowadzi was w miejsca odległe i bliskie, gdzie napotkacie śmiertelnych wrogów. Nadchodzi Czerwony Cień, który zniszczy wszystkie inne cienie. Nie dopuśćcie do tego! Udzielę wam teraz trzech błogosławieństw, aby ułatwić to zadanie!
Klęknęła i pocałowała czule sztandar, jakby to była jej siostra. Na chwilę przywarła ustami do krwawiącego księżyca i kiedy się wyprostowała, na jej ustach została jedna, czerwona nitka, co wyglądało, jakby faktycznie miała rankę. Róg księżniczki rozbłysnął, a ze sztandaru wyleciało dwieście maleńkich cieni w kształcie księżyca. Każdy polewitował w stronę poszczególnych żołnierzy i zniknął w okolicach ich sierść. Popatrzyli na to nieco zdziwieni, ale potem uśmiechali się drapieżnie.
-Niech ten symbol nas jednoczy! Bo tylko walcząc wspólnie, lojalni i serdeczni wobec siebie mamy szansę! Pamiętajcie o księżycu w sercu i niech strzeże was od pokus zdrady i tchórzostwa! Baczność! Do nogi broń! Prezentuj broń!
Rozbrzmiały trzy huki. Pierwszy, kiedy sięgnęli po karabinki tupiąc. Drugi, jak stuknęli kolbami o ziemię. Trzeci, jak tupnęli przy wyciąganiu ich przed siebie. Luna sięgnęła do pochwy po swój miecz i za pomocą magii utrzymała go przed swoim nosem, gdzie wisiał sztywno w powietrzu. Uderzyła płazem o Sturmgewehry pocztu sztandarowego, a potem przeszła wzdłuż szeregów i pobłogosławiła z osobna każdy karabin. Mijani żołnierze spoglądali na nią z bezgranicznym uwielbieniem i uśmiechali się, napełniani mocą. Nie mogli nasycić oczu widokiem swej protektorki. 
Swej matki?
Czy to dobre określenie?
W końcu przyprowadziła ich z mroków zapomnienia i księżycowym światłem rozświetliła diasporę!
Ale czy mimo to „matka” to nie za duże słowo?
 
Luna wróciła na miejsce, schowała miecz i zakrzyknęła:
-Niech wasza broń chroni was, waszych braci i siostry, a także całą Equestrię. Róbcie z niej mądry użytek i nie rańcie wtedy, kiedy nie jest to konieczne. Niech dobrze wam służy! 
Zmieniła ton i rozkazała:
-Na ramię broń! W lewo zwrot! Prezentuj skrzydła!
Obrócili się i każdy rozpostarła swe błoniaste kończyny. Ponownie przeszła się wzdłuż szeregów, tym razem zahaczając nie mieczem, a swoimi skrzydłami i rogiem.
-Jesteście pegazami! – powiedziała, kiedy wróciła na miejsce. – Dumną rasą, nie lękającą się wyżyn, prędkości, podróży i przygód. Niech wasze skrzydła niosą was wiernie wszędzie tam, gdzie będziecie potrzebni, aby bronić Equestrii. Niech moje trzy czary dadzą wam zwycięstwo! Poczet sztandarowy wstąp!
Kiedy szereg został uzupełniony, każdy z żołnierzy aż trząsł się z niecierpliwości, aż dostanie okazję do sprawdzenia swoich umiejętności. O Sombryjczykach słyszeli pojedyncze bzdury, że niby piją krew i gwałcą klacze. To było ciężkie do uwierzenia, gdyż nie posiadali kłów, a gwałt był zbyt ohydnym uczynkiem, aby kolorowy kucyk będący dzieckiem dnia się na to zdobył. 
 
Ale oni...
...oni mieli kły.
Oni smakowali się w krwi i w mięsie.
Nie mogli już doczekać się spotkania z wrogiem, który za swój symbol wybrał właśnie kolor czerwony.
Luna też o tym wiedziała i ta świadomość była mocno niepokojąca. Mówiła o mądrości w walce, ale nie była gotowa założyć się o jakąkolwiek sumę, że te słowa interpretuje tak samo, jak dowolny z pionowoźrenicowych nietokucy.
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Imię: Nocturnal Eye

Rasa: Batpony

 

Wygląd: Czarna sierść, grzywa i ogon ciemnogranatowe. Od szyi do ogona biegnie na jego sierści jasnoszary pasek. Oczy żółtozielone.

CM: otwarta księga- symbolizuje jego talent do nauki oraz fascynację wiedzą, zwłaszcza tajemną.

 

Nocturnal pochodzi ze starego rodu nietoperzowych kucyków zamieszkującego Canterlot. W odległej przeszłości jego przodkowie służyli w gwardii księżniczki Luny, jednak po jej wygnaniu ród podupadł, podobnie jak reszta społeczności "pegazów nocy". Ojciec Nocturnala, Moon Watcher, prowadził handel wszelkiego rodzaju tajemnymi zwojami, księgami, artefaktami i tym podobnymi przedmiotami, zazwyczaj o mrocznej naturze. Przebywanie wśród nich i wertowanie starych ksiąg i zwojów spowodowały w Nocturnalu fascynację wszelkiego rodzaju wiedzą tajemną i okultystyczną, choć z racji tego że nie jest jednorożcem, nie może praktykować magii.

Powrót księżniczki Luny stał się dla nietoperzo-kucyków, w tym dla rodziny Nocturnala, szansą na ponowne zaistnienie w Equestrii. Moon Watcher postanowił ożywić starożytną rodzinną tradycję i wysłać syna do szkoły wojskowej. Nocturnal początkowo opierał się, chcąc poświęcić życie nauce. Ostatecznie jednak uległ. Okazało się, że akademia wojskowa nie była tak straszna- dzięki swojemu talentowi osiągnął świetne wyniki w nauce. Chciał też sprostać wymaganiom ojca, jak również rodzinnej tradycji. Nauka w uczelni wojskowej obudziła w nim talenty w dziedzinie planowania i taktyki. Interesowała go też historia, zwłaszcza dotycząca przybocznej gwardii księżniczki Luny.

 

Charakter: Jest raczej zamknięty w sobie, nieufny. Wierny Pani Nocy i swoim pobratymcom, odnosi się z rezerwą i niekiedy lekką pogardą do "zwykłych" kucyków. Mimo to potajemnie zazdrości jednorożcom ich zdolności magicznych. Jest ambitny, jednak zdarza mu się ponieść ambicji i dążyć do celu "po trupach". Jest też wymagający wobec innych. Nie lubi, gdy ktoś odnosi się do niego lekceważąco, ale gdy okazuje się mu szacunek stara się odwzajemnić tym samym mimo wspomnianej rezerwy i pewnej niechęci. Nie lubi powodować niepotrzebnych konfliktów. Nie jest specjalnie mściwy, ale potrafi odpłacić pięknym za nadobne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogółem fragmencik bardzo mi się podobał, dziwi mnie, że tak szybko mnie tam wkleiłeś. Tylko jedna kwestia, może to ja źle się wyraziłem, jest tylko jedna cięta rana - przez środek grzbietu, pasy są natomiast niewyjaśnioną sprawą, wygląda to mniej więcej tak, (tym się zainspirowałem) 

Episode_271_Hollow_Ichigo.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok. To ja mam propozycję na maje OC
samiec
imię i "nazwisko": Hilfreich Quer (tł. pomocny krzyż)
rasa: jednorożec
CM: (najprościej) czerwony krzyż
sanitariusz "marewachtu"
postać z akcentem z austriackim, tak dla klimatu :)(przykładowo zamiast wymówić słowo heissen ,,hejsen", mówią hoasn')
wygląd:... brązowa grzywa, jasno-szare umaszczenie i zielone oczy.
nie ma zamiaru zabijać z zimną krwią tego co odziwo stara się uniknąć ale raczej jest skłonny do pomagania innym, ale zaś żeby nie robić z niego cioty.
Zakichany antykomunista, nienawidzi brutalności , oddany krajowi.
Jak chcesz to możesz zmienić charakter albo coś w tym stylu, ja tylko dałem taką małą propozycję.
mundur: bluza sanitariusza wermachtu wzór M-40

P.S. Sory że tak chaotyczne, to nowiutkie OC.

Edytowano przez LukasNote
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra coś wykoncypowałem:

 

Imię: Starfall

Wiek: 23 (na ludzkie)

Płeć: Klacz

Rasa: Batpony

Wygląd: Granatowa sierść. Długa, falista, błękitna grzywa grzywa z fioletowymi pasemkami. Oczy różowe. Mały, drobny kucyk o niepozornym wyglądzie.

Rodzina: Niezna - wychowana w sierocińcu.

CM: Zamknięte oko z czarną łzą

Umiejętności: Jej łzy mają czarny kolor i są śmiertelną trucizną.

Zalety: (Pozostawiam autorowi ;) )

Wady: Cięty język, bezkompromisowa

Charakter: Każdy, kto ją poznał potwierdzi, że w poprzednim wcieleniu była kotem. Chadza własnymi ścieżkami, nie słucha nikogo, za co nie jednokrotnie siedziała w karcerze. Nienawidzi ogierów - wszystkich i bez wyjątków.

Historia: Od niemowlęcia spędzała czas w sierocińcu. Zawsze najmniejsza, najsłabsza, najgorsza... Często płakała w kącie ze swojej bezradności. W wieku 17 lat uciekła z tego koszmaru wraz z ogierem, w którym się zakochała. Już w sierocińcu coś do niego czuła. Ciężko było przetrwać życiem "na ulicy". Jej psychika uległa ostatecznemu zniszczeniu gdy ukochany ją zostawił, twierdząc, że nie jest mu już potrzebna. Po kilku przeleżanych dniach w ciemnej uliczce znalazła go z inną klaczą. Wystraszyła ją, a gdy uciekła powaliła na ziemię byłego kochanka. Nawet w tej sytuacji śmiał się z niej, że i tak nie będzie w stanie go zabić. Zaczęła płakać, a łzy skapnęły mu do ust. Gdy skończyła i przetarła oczy, zauważyła, że ogier nie żyje. Umarł z szeroko rozchylonymi oczami pełnymi strachu. Te oczy zapamiętała dokładnie i wstąpiła do wojska. Psycholog jasno określił jej problemy i wysłał do pracy, gdzie się nadawała. Z początku pomagała przy przesłuchaniach, lecz po dwóch latach sama stała się oprawcą. Po pierwszych dwóch stało się jasne, że nie można jej pozwalać samej przesłuchiwać jeńców płci męskiej. Pierwsi dwaj nieszczęśnicy umarli kilka minut po tym jak wyszła z pokoju przesłuchań. Otrzymała kategoryczny zakaz zbliżania się do męskiej części personelu niższej, bądź równej stopniem. Od tej pory rzadko wzywano ją do przesłuchań ogierów.

 

Inspiracja:

http://www.youtube.com/watch?v=_E0e_Q4i7Gs.html

Drowned_Ophelia.jpg

 

No i to tyle :) Stopień pozostawiam własnej woli autora ;)

Edytowano przez Parabellum Edge
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biorąc pod uwagę topografię Kryształowego Imperium  to ich ilość szacuję na 1500-2000 sztuk maksymalnie. W związku z tym początkowo nie miały walczyć, aby nie nie wygubić podrasy. Jednak Twilight nakazała sformowanie 100 osobowej honorowej Kryształowej Gwardii, czyli przybocznych dla księżniczki Cadance, ochraniający pałac. W efekcie zostaną zmuszeni do walki.

 

Geralt: będziesz porucznikiem, z-cą Vampeye'a. Intelektualistą, który jest swego rodzaju zafascynowany Twiloght i z nią znajdzie wspólny język. Będzie mu imponowała jej magiczna aparycja, także ta duchowa. Ona z kolei będzie chciała wybadać naturę batponych, np. jak to jest z tym wysysaniem krwi.

 

Parabellum: czekałem na tego OCeka :) Całość baaaaardzo mi się podoba. Usunąłbym tylko to, że zabiła dwóch jeńców. Po pierwsze, takie wypadki byłyby bardzo nie na miejscu, a po drugie batpony nie mogły wstępować do takich służb. One od początku były szeregowane przez Lunę w wojskach powietrznodesantowych, czyli liniowych.

 

Mam już wobec niej pomysł. Jako pierwsza przełamie zakaz księżniczki Luny i napije się wrogiej krwi, oczywiście ogierzej, co bardzo źle się skończy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parabellum: czekałem na tego OCeka :) Całość baaaaardzo mi się podoba. Usunąłbym tylko to, że zabiła dwóch jeńców. Po pierwsze, takie wypadki byłyby bardzo nie na miejscu, a po drugie batpony nie mogły wstępować do takich służb. One od początku były szeregowane przez Lunę w wojskach powietrznodesantowych, czyli liniowych.

 

Cieszę się, że Ci się spodobało :) Co do jeńców - tak myślałem, że to przesada, więc może skończmy na wersji, że powstrzymano ją w ostatniej chwili ;) Rekrutacja - To twoje opowiadanie, choć miałem ochotę napisać kawałek jej historii. Poza tym mało kto zna umysł chory lepiej niż ja... :crazy: Dlatego łatwo coś takiego napisać :laugh:

 

Mam już wobec niej pomysł. Jako pierwsza przełamie zakaz księżniczki Luny i napije się wrogiej krwi, oczywiście ogierzej, co bardzo źle się skończy.

 

Czyli, że co? :rainderp: Terapia "miłość i przyjaźń" u Cadance? :lol:

Edytowano przez Parabellum Edge
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Z tego co wiem nikt jeszcze nie zrobił snajpera ;) Wasylij Zajcew - :lol: Zabawny koleś... Poczytaj o kimś imieniem Simo Häyhä ;)

 

a tak czytałem nawet w książce to dopiero "chardkor" strzelać bez celownika optycznego i wsławić się jako jeden z najlepszych snajperów w dziejach. No ale też było by można stworzyć dwa OC inspiracji Zajcawa i Simona jako zawzięci wrogowie którzy stoczą epicki pojedynek snajperów !xd co ty na to?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Tylko czy to było by włączone w fabułę? Bo według mnie to trzeba by było zrobić oddzielny rozdział :P

 

Faktycznie rozdział albo zupełnie oddzielnie ale to tylko taka propozycja na przyszłość jakoś tak.

Ale pamiętajcie pomysł rodzi pomysł.

Edytowano przez LukasNote
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...