Skocz do zawartości

Kresy [NZ] [Seria] [Slice of Life] [Violence] [Adventure] [Sad]


Hoffman

Recommended Posts

Na dobry początek przeczytałem "O szyby deszcz dzwoni", "Poznając nowy świat" oraz "Na głębokich wodach",  opowiadania te były dość długie, toteż stwierdziłem, że pora na komentarz.

 

Spoiler

Ogólnie jest tendencja wzrostowa, i to mocna. Pierwsze opowiadanie mocno mi nie pasowało przez te retrospekcję, osobiście wolałbym jak te "sceny z życia" leciały po kolei, bo dla mnie było to mocno konfundujące. Do tego dochodziły niezbyt udane figury retoryczne, które co prawda nie są błędem, ale mimo wszystko utrudniają odbiór tekstu. 

Niemniej opowiadanie broni się klimatem, mamy opis wypalonej, nieurodzajnej krainy, który dobrze tłumaczy zachowania postaci. Za jedyne potknięcie uważam fragment w którym jest wspomniane, że Albert nie pomagał Walterowi, bo społeczność Neigfordu nie znosiła nepotyzmu. A powinno być wręcz przeciwnie, że nepotyzm jest czymś naturalnym w społeczności w której nie ma silnej władzy centralnej. Jednak ten błąd nie jest duży, za wyjaśnienie całej sytuacji wystarczy fakt, że Albert gardził młodszym "naiwnym" bratem.  Podsumowując, przyjemne, choć pełne smutku i goryczy opowiadanie.

Drugie opowiadanie czyli "Poznając nowy świat" jest głównie skoncentrowane na Gleipnirze i jego niełatwej drodze ku edukacji. Jest dobre, bo pokazuje, że nawet w Equestrii, życie nie jest sielanką i też trzeba się tam borykać z różnymi problemami.  Jako fanatyk światotworzenia i doceniam "techniczne szczegóły magii" oraz wspomnienie o takich "centaurach", "beholderach" oraz "ptakach gromu". Dzięki lepiej skonstruowanej narracji czyta się o to wie lepiej niż poprzednie opowiadanie. 

"Na głębokich wodach" jest swoistym lustrzanym odbiciem "Poznając nowy świat". Też opowiada o "edukacji" tylko, że kogoś kto nie ma żadnego zaplecza w postaci rodziny. Paradoksalnie mimo dużo większej ilości przemocy i brutalności jest z początku lżejsze w odbiorze. Nawet jeśli Fenrirowi również z początku jest ciężko to szybko, dzięki pomocy "przyjaciółki" wychodzi na prostą. Przynajmniej tak jest ddo finału, w którym do bólu "sztampowy" atak bandytów, okazuje się być kolejną intrygą w brutalnym świecie gildii najemniczych , zaś głównym bohater przeżył nie dzięki szczęściu czy specjalnym zdolnościom tylko dzięki "znajomościom". Bardzo przyjemne zaskoczenie, brutalne i realistyczne. Z tego powodu trzecie opowiadanie oceniam najlepiej.

Podsumowując, bardzo dobre światotworzenie, nie ma tutaj idyllicznej Equestrii, w której nagle zjawia się prawadawne zło, tylko normalny świat ze swoimi problemami i niedoskonałościami z którymi bohaterowie muszą sobie radzić, i to kim byli ich rodzice znacząco wpływa a resztę ich życiorysu. 

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Po długim czasie, wreszcie udało mi się zabrać z powrotem za Kresy. Tym razem - opowiadanie "Nikt nie jest doskonały". Po tak długiej przerwie oraz (z tego co słyszałem) reworku opowiadania, ciekawiło mnie jak Kresy się prezentują obecnie. Jak wyszło? 

 

W skrócie - jestem bardzo zadowolony. Fabularnie opowiadanie jest dosyć istotne w kontekście serii bo jest to niejako zawiązanie wątków Greipnira oraz Fenrira, jest to spotkanie dwóch postaci po wielu latach i jest ono satysfakcjonujące. Generalnie, opowiadanie prezentuje dobry poziom, zarówno jeśli chodzi o technikalia, jak i ogólnie dialogi i opisy. Dłuższy dialog "przy zupie" Grepnira i Fenrira tutaj szczególnie zapada pamięć i podoba mi się, że "reunion" odbyło się z licznymi zgrzytami, które wynikły z zupełnie odmiennej drogi jakie te postacie obrały przy swoim rozwoju. Jeśli miałbym powiedzieć do czego mam wątpliwości - nie jest tego dużo. Z mniejszych rzeczy - żadna szkoła, która toleruje tak bezczelną i jawną grupę łobuzów raczej nie może być dobra (jak powiedział Greipnir). Zjawisko bullyingu raczej pojawia się w szkołach nie z powodu patologicznych uczniów tam przybywających, tylko braku autorytetu i zaprowadzania dyscypliny ze strony nauczycieli. 

Z większych rzeczy, zastanawia mnie trochę kontrast między Greipnirem i Fenrirem oraz ocena tych charakterów. Fenrira opinia o Greipnirze (przedstawiona w monologu) brzmi kompletnie niewiarygodnie i jest dziwnym wyskoczeniem do przodu z logiką. Przechwalenie się "komu było gorzej" w dialogu tych dwóch postaci było bardzo żenujące - i takie w sumie powinno być (to akurat jest naturalne i kupuję czemu obydwie postacie w to wchodzą ). W ogóle, w tym dialogu pełno było opinii o przeciwnej postaci, które były kompletnie pozbawione sensu i argumentacji ich podpierającej, ale te opinie miały sens z perspektywy ich charakteru i ubogiej wiedzy o postaci po drugiej stronie. W efekcie - ciężko mi to nawet uznawać za wadę, bo nie jestem pewien gdzie przebiega granica między "postać gada kompletne bzdury, więc jest to wada", czy "postać gada kompletne bzdury, bo robi to na podstawie tego co wie i taki ma charakter, więc jest to zaleta". Jestem nieco skonfliktowany. 

Osobną kwestią jest to, że u Greipnira o ile łatwo wyczuć przemianę charakteru, bo mamy względnie precyzyjnie określone jaki czas mijał między poszczególnymi opowiadaniami o Greipnierze, tak przy Fenrirze jestem trochę skołowany - bardzo, bardzo trudno mi powiedzieć ile realnie czasu minęło od Tajemnicy Złotego Bazyliszka a tym opowiadaniem, bo charakterem Fenrir zmienił się mocniej niż bym przepuszczał, a to opowieści Fenrira sugerują, że jeszcze miał sporo innych przygód (przy których nie wiadomo co się stało). Sprawia to, że postać Fenrira z mojej strony, oceniając charakter - prezentuje się dziwnie. Nie mówię, że źle, ale ten przeskok był trochę mocny. 

Ogólnie jednak, "Nikt nie jest doskonały" czytało się dobrze i ciekawi mnie co będzie dalej się działo z tymi postaciami. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Xelacient

Miło wiedzieć, że pierwsze trzy opowiadania z serii zaprezentowały według Ciebie tendencją wzrostową. Nie dziwi mnie zwrócenie uwagi na niezbyt udane figury stylistyczne, mam tego świadomość, że niekiedy miewam napady grafomanii, czy stosuję tzw. obscure references, a są to warunki, w których łatwo o stylistyczne babole. Jakoś od lat nie mogę się tego wyzbyć.

 

Dobrze też otrzymać informację, że mimo wszystko dane opowiadania bronią się klimatem. Momentami wydaje mi się, że wiem, jaką atmosferę stworzyć, tylko nie wiem jakimi słowami, bądź zabiegami. Muszę też przyznać, że zaskoczył mnie tak pozytywny odbiór „Na głębokich wodach”, ale może dlatego, iż swego czasu dotarły do mnie opinie, jakoby było ono zbyt brutalne, mroczne, zbyt kontrastujące z kanoniczną Equestrią i skalą czynionego tam zła (które pozostaje w kreskówkowych ramach). A tutaj proszę – początkowo opowiadanie całkiem lekkie w odbiorze :D

 

Ogółem, bardzo dziękuję za poświęcony na czytanie czas, komentarz oraz ocenę ;)

 

 

@Verlax

Również dziękuję za kolejny komentarz, no i – jak wyżej – czas poświęcony na przeczytanie opowiadania.

 

Hm, w sumie, jak tak teraz o tym myślę, rework to może nieco za duże określenie – opowiadanie przeszło parę modyfikacji, mających je dostosować/ związać lepiej z poprzednimi tekstami, poprzez umieszczenie w nim większej ilości nawiązań do poprzednich tytułów oraz ogólną aktualizację kilku wątków. Sprowadziło się to do drobnych rozszerzeń i/ lub zmian w dialogach oraz narracji. Stron opowiadania ani nie przybyło, ani nie ubyło.

Aby Ci to zobrazować – przed poprawkami z opowiadania prędzej wynikało to, że Gleipnir dopiero co poznał się z Wise Glance i w sumie do tej pory relacja między nimi była czysto koleżeńska, co przeczyło wydarzeniom z „Ołowianego Gleipnira” oraz temu kim się dla siebie stali pod jego koniec. Nie było żadnych odniesień do incydentu, który miał miejsce na laborkach z alchemii, przez co można było odnieść wrażenie, że „Ołowiany Gleipnir” nigdy się nie wydarzył.

Z kolei w przypadku Fenrira, z tekstu nie wynikało, że był Łowcą i tropił potwory, bo nigdzie o tym nie wspominał. Było tylko to, że od jakiegoś czasu jest „wolnym strzelcem” i że zajmuje się właściwie nie wiadomo czym. Znów – jakby pewne wydarzenia z poprzednich opowiadań nigdy nie miały miejsca.

 

Natomiast, dlaczego tak długo tych rzeczy brakowało w tekście – wylatywało mi z głowy, brakowało czasu, tudzież nie wydawało mi się wówczas, że powinienem takich poprawek dokonać. Czytanie „Kresów” na Bronies Corner zmotywowało mnie do generalnej rewizji niektórych opowiadań, z czego najwięcej czasu poświęciłem napisaniu od zera wersji 2020 opowiadania „Spełnienie życzeń”, gdyż ono najbardziej potrzebowało reworku z prawdziwego zdarzenia. Myślę, że gdy porównasz chociażby długość wersji rozszerzonej z wersją 2020 w liczbach, nabierzesz pojęcia jak wiele rzeczy musiałem poprawić i ile rzeczy wprowadzić, aby fabularnie i technologicznie opowiadanie nie odstawało od reszty.

 

W ogóle, myśl, że znaleźliśmy się na etapie remake' ów opowiadań konkursowych z 2013 roku, od których wszystko się zaczęło i które nawet po napisaniu od nowa, merytorycznie pozostały tym, czym były te 7 lat temu (ze wszystkimi dziwnymi rzeczami i drogami na skróty), pod które potem dopisałem historię, a jeszcze potem ciąg dalszy, jest trochę szalona. Jakoś średnio czuję upływ czasu. Ciekawi mnie tylko jak wiele czasu zajmie mi doprowadzenie fabuły do pełnego końca, o ile będę się czuł na siłach, by pisać dalej. Może wtedy dopiero dotrze do mnie jak długo w tym siedzę.

 

Jeszcze odnośnie Twojego komentarza.

 

Szkoła dobra bardziej pod kątem poziomu nauczania, z panowaniem nad co niektórymi uczniami to już troszeczkę gorzej, na co zresztą zwróciłeś uwagę ;) Ale Gleipnir tak powiedział, bo takie rzeczy chyba wypada mówić. W „Rocky Balboa” (2006) jest na początku taka scena, w której Rocky spotyka się z synem w jego pracy i mu ten syn mówi, że to dobra praca, chociaż minutę temu widzieliśmy jak go szef beształ, więc chyba tak świetnie wcale nie jest. Fakt, że szef stał obok bo chciał sobie fotkę z byłym mistrzem zrobić, ale przecież mógł tę kwestię milczeć.

 

Licytowanie się kto miał gorzej (wiele zależy od kontekstu, ale zgodzę się, że częściej jest to dosyć żenujące) wydaje mi się zaskakująco częste i charakterystyczne dla osób ze sobą spokrewnionych (tzn. zdarza się to często w rodzinach), niekoniecznie z tego samego pokolenia. Zaobserwowałem, że coraz częściej takie „przechwałki” stosują rodzice bądź dziadkowie, kiedy trzeba wykazać potomstwu, że jest młodsze (no ba, a jakie ma być w stosunku do rodziców?) i niedoświadczone, więc nie powinno się wypowiadać albo narzekać, bo „ja miałem/ miałam gorzej”. Warto zaznaczyć, że taka licytacja często odbywa się przy braku zrozumienia czyjegoś położenia/ stanowiska, zwłaszcza w kontekście czasów, na którego poziomie są mierzone dane zjawiska.

W tym przypadku (tzn. dwaj kuzyni), jak słusznie zauważyłeś, wszystko rozbija się o brak wiedzy o tym, przez co przeszła druga strona, przed jakimi wyborami została postawiona, czego jej brakowało i co odczuwała, jakie miała motywacje. Dodam, że w realnym życiu, czasami nieporozumienia i takie oto licytowanie się wynikają również z błędnego przeświadczenia, że się o danej osobie wie wszystko, mimo bycia obserwatorem wycinków z jej życia i że ocena postaw tejże osoby jest obiektywnie poprawna. A to chyba ta osoba powinna wiedzieć najlepiej, czy jest jej dobrze czy źle, czy czegoś jej brakuje itd. A gdy pojawiają się emocje, to trudniej o jakieś racjonalne argumenty, czy sens – chodzi już tylko o to, by za wszelką cenę wykazać, że ma się rację.

 

Zdecydowałem się wykorzystać taki oto motyw, gdyż od bardzo dawna obserwuję takie zachowania, polegające na przerzucaniu się tym, kto miał gorzej, dokonywaniu generalizacji oraz obrażaniu się, bo ktoś w swoim jedynym życiu okazał się kimś innym, niż jakiś krewny tego oczekiwał. Z przykrością przyznaję, że takie sytuacje mnie również się przytrafiały i byłem ich uczestnikiem. Faktycznie, oceniam to jako coś naturalnego, element relacji międzyludzkich.

 

Co jeszcze? Według chronologii, między akcją z Białym Bazyliszkiem, a „Nikt nie jest doskonały”, upłynęły niespełna dwa lata.

 

Zatem masz za sobą remake opowiadania konkursowego na Edycję Specjalną „4000”. Teraz czekają Cię napisane od nowa opowiadania na Edycję VII, oraz Specjalną „Święta, święta...”. A co potem? Ciąg dalszy i (jak mi się wydaje) spore zmiany. Chociaż ciężko mi określić jednoznacznie w jakiej materii. Ale ogólnie chodzi o to, że ma być więcej akcji, przygody i intryg. Będę próbować nowych rzeczy, znowu.

 

Jeszcze raz dziękuję za komentarz, ocenę opowiadania oraz podzielenie się spostrzeżeniami, wątpliwościami :D

 

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Dobry, z tego co patrzę mój ostatni komentarz był w sierpniu. Nieco katastrofa, bo obiecałem sobie przeczytać kolejne opowiadania z Kresów dużo szybciej. Ostatecznie cieszę się, że w końcu nadgoniłem i na zakończenie tego felernego i katastrofalnego 2020 coś w końcu mogę o Kresach napisać. Przeczytałem "Samotny pegaz na rozdrożu" i pokrótce podzielę się doświadczeniami z lektury.

(tak, będą tu spoilery)

Generalnie, wydaję mi się, że dobrym angle'm do oceny tego opowiadania jest bezpośrednie porównanie go z fanfikiem, który fabularnie spełnia właściwie tę samą rolę: Ołowiany Gleipnir. Obydwa są w końcu z perspektywy narracji o tym samym - męski protagonista ma romans. Pewne rzeczy się nie zmieniają - na przykład to, że forma zdaje się być bezbłędna i nie wychwyciłem żadnych błędów w tekście. Poświęcasz sporo miejsca na dobre, detaliczne opisy, które nadają odpowiedniego klimatu dla reszty tekstu - chciałbym móc być tak samo cierpliwy przy pieczołowitym pisaniu zwykłych prostych opisów obiektów życia codziennego jak i otoczenia. Różnic między dwoma tekstami trochę jest, bardzo dużo zmienia fakt innych bohaterów o zupełnie innych charakterach jako naszym głównym protagoniście. Powiedziałbym, że "Samotny pegaz na rozdrożu" spodobał mi się dużo bardziej.

Opowiadania typu "romans", zwłaszcza gdy pozbawione taga [Sad] mają tę nieprzyjemną wadę, że konkretnie ta kombinacja właściwie spoileruje nam od początku, że to opowiadanie będzie o romansie i na bank coś z tego będzie (związek, a nie po prostu, że będzie nieco randek a potem postacie dojdą do wniosku, że pal licho z tym). W tym kontekście, "Ołowiany Gleipnir" frustrował na dwa sposoby. Pierwszy taki, że "nasza para" ciągle się potykała o niezręczności co spowalniało progres romansu - co akurat jest zrozumiałe przy charakterach tej postaci i nawet mogę tego nie uznać za wadę. Natomiast cały fanfik jako taki był prawdopodobnie za długi i przez to męczył - bo wiesz od pierwszych stron, że romans będzie i będzie na bank z happy endem (brak tagu [Sad]), tylko niestety musisz przebić się przez X stron by do tego wreszcie się przebić. No i "Ołowiany Gleipnir" naprawdę się ciągnął. W tym kontekście "Samotny pegaz na rozdrożu" naprawdę był przeciągiem świeżego powietrza. Opowiadanie jest znacząco, znacząco krótsze, nie wprowadza żadnych wątków pobocznych (niespecjalnie są potrzebne) i chociaż w romansie są nadal potknięcia wynikające po prostu, well - z niezręczności, a może wręcz bardziej "jak szybko" ten romans postępuje, to ostatecznie progresja następuje znacząco, znacząco szybciej. Można by wysnuć krytykę, że wręcz za szybko - ale szczerze, romans w "Samotny pegaz..." wypadł moim zdaniem dalej naturalnie - jest normalne, że klacz po prostu się zakocha i że ostatecznie para się z tego zwiąże w mgnieniu oka. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że romans w "Samotny pegaz..." wypada wręcz bardziej naturalnie niż w "Ołowianym Gleipnirze" ponieważ w tym drugim było pełno różnych "warstwiących się przeszkód" do tego romansu i część z nich wypadała nieco sztucznie - zbyt steoretypowo dla innych dzieł kultury. Natomiast te dwie przeszkody dla romansu w "Samotny pegaz..." wypadają bardzo dobrze - są to świetne wybory: problem z pracą po udomowieniu się oraz zwyczajny brak pewności czy ten związek będzie rzeczywiście stały. Jeśli miałbym coś fabularnie do zarzucenia to fakt, że wątek pracy Fenrira po opuszczeniu pracy najemnika mógłby być rozszerzony nawet bardziej. Silkflake mogłaby rzucić propozycje czym właściwie Fenrir mógłby się zająć przykładowo.

Są jeszcze dwie małe wady, które nie odebrały mi raczej przyjemności z czytania. Pierwsza z nich jest bardziej charakterystyczna dla całej serii - jestem dosyć skonfudowany jaki właściwie jest poziom technologii w świecie Kresów. Bo owszem, są pociągi, są prysznice (których nowoczesne wydanie to końcówka XIX wieku), ale jednocześnie dalej używane przez najemników są... kusze? Muszę przyznać, że dawało mi to nieco do myślenia. Druga rzecz tyczy się tych ważek. Uwielbienie do serii Heroes of Might and Magic (szczególnie trójki jak przypuszczam?) bije dalej mocno. Ale jednocześnie - i tu mnie znowu naprawdę mi dało do myślenia - w jaki sposób właściwie miałby Fenrir zabić ważkę nie będąc jednorożcem? W logice gry HoMM III to ma sens, ale jak się podejdzie do tego hiperlogicznie, to trafienie ważki z broni białej wydaje się rzeczą niemożebnie trudną, podobnie jak trafienie z kuszy. Zastanawiam się czy to w jaki sposób zacząłeś opowiadanie (ważki już nie żyją, nie opisałeś właściwie "jak" ważki są zabijane) nie jest celowy, bo trochę głupio to zmieścić w opisie i wymyśleć logiczne wyjaśnienie. 

Ogólnie jednak, zacząłem porównaniem do Ołowianego Gleipnira i też na nim skończę - "Samotny pegaz na rozdrożu" był naprawdę przyjemną lekturą i dużo przyjemniejszą od poprzedniego opowiadania romansowego w Kresach. W ogóle, w serii czuję póki co ewidentną tendencję wzrostową i naprawdę czyta się to bardzo dobrze. W kontekście nowego roku, liczę że w 2021 uda mi się bez problemowo nadgonić pozostałe fanfiki w Kresach i je zrecenzować. Powodzenia w dalszym pisaniu i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Przeczytane "O szyby deszcz dzwoni".

 

Za "Kresy" miałem zamiar zabrać się już dawno temu, ale zawsze coś stanęło na przeszkodzie. Tym razem dostałem dwa pierwsze opowiadania jako przydział i czas wymówek się skończył.

 

Beware the spoilers! Albo i nie...

 

Jestem pod wielkim wrażeniem. Zacznijmy od tego, iż wyjątkowo spodobało mi się umieszczenie akcji poza Equestrią. Fakt, iż Neighford jest na dodatek totalną dziurą tylko dodaje temu smaku. Sam wstęp, czyli dojście do władzy (części) rodziny Crusto i ogólny przegląd sytuacyjny miejsca akcji wciągnął mnie natychmiast. Poznałem też głównych bohaterów tego opowiadania i muszę powiedzieć, iż kreacje rozciągają się między bardzo dobrymi a mistrzowskimi. Do tych pierwszych zaliczyłbym Waltera, Glegię, Gleipnira, Fenrira i Henriettę. Każda z tych postaci jest interesująca na swój niepowtarzalny sposób. Jednocześnie udało się uniknąć powtarzania charakterów, każdy jest indywidualną jednostką, a wszelkie podobieństwa można z pełną satysfakcją złożyć na karb powiązań rodzinnych. Przy okazji dodam też, iż imiona młodego pokolenia to dla mnie jeden z najjaśniejszych punktów tego fanfika. Przyznaję, iż zastanawiam się czy nawiązanie do mitologii nordyckiej będzie głębsze i czy na przykład Glegia i Gleipnir "zwiążą" Fenrira? Z pewnością będę śledził losy tegoż nawiązania w dalszych opowiadaniach z serii. Przejdźmy teraz do kreacji mistrzowskiej czyli Alberta. Perfekcyjnie wykreowana postać, którą kocha się nienawidzić - pierwszym skojarzeniem z nim jest naturalnie Scrooge z Opowieści Wigilijnej. Może dalekim, ale jednak. Chyba nie było sceny w opowiadaniu, gdzie jego pojawienie się nie wzbudziłoby we mnie natychmiastowej i głębokiej antypatii. Może sobie do woli pierniczyć o ciężkich warunkach, dbaniu o miasto i przyszłość i pełnym stresów życiu. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, iż za jego zachowanie najchętniej widziałbym go powieszonego na rzeźnickim haku. Obawa przed oskarżeniem o nepotyzm, my ass, na to jak traktuje brata, a później także bratanka nie ma najmniejszego wyjaśnienia czy usprawiedliwienia. A że jeszcze rozciąga takie zachowania na żonę i dzieci? Może sobie do woli bulgotać o "ważniejszych powodach", jak dla mnie mimo swoich osiągnięć jest absolutną zakałą rodu Crusto i nie wiem co musiałoby się stać w kolejnych opowiadaniach bym zmienił o nim zdanie i pozbył się jednoznacznie negatywnego nastawienia. Nie mówiłem, że jest mistrzowsko wykreowany? :D

 

Jeżeli chodzi o samą fabułę, to chociaż nie ma w niej przesadnych fajerwerków, to jest interesująca, przesiana retrospekcjami, zawiera w sobie jedną czy dwie tajemnice i daje mnóstwo nadziei na kontynuację i rozwinięcie masy wątków. Naprawdę solidna robota i to wykonana z pomysłem. Od razu przejdę też do światotworzenia, które również uważam za doskonałe. Opisy Neighford to coś wspaniałego - można bez trudu wyczuć wiszącą tam w powietrzu desperację i poczucie beznadziei. Do absolutnej perfekcji brakowało mi jedynie nieco szerszego wyjaśnienia tego czym na przykład zajmuje się Albert, pewnego uszczegółowienia i opisania jego interesów, może nawet większego zagłębienia się w proces tworzenia i działanie jego manufaktury - ale to już prywatna preferencja, od zawsze uwielbiam tego typu opisy (idealnym przykładem jest obsługa klientów sklepu Wokulskiego w "Lalce").

 

Podsumowując fanfik jest mniód-malina. Z przyjemnością przeczytam kolejne i dowiem się więcej o sadze rodu Crusto.

 

PS: Materiały dodatkowe, mapa i chronologia są na najwyższym poziomie, coś wspaniałego.

PPS: Mam też drugi fanfik z Kresów przydzielony, możliwe więc że będę edytował ten komentarz, by dodać wrażenia po nim, jeżeli nie upłyną 24 godziny :D

 

Edit: To jeszcze do pierwszego fanfika - sposób w jaki Henrietta toleruje wyskoki męża stoi mi marchwią w gardle i belką w oku. Z jednej strony można zrozumieć mocno niekonfrontacyjne podejście, jednak z drugiej nie wydaje się ono najlepszym wyjściem. Mam nadzieję, iż w końcu, w jakieś sprawie porządnie ustawi go dupą do wiatru.

 

Edit 2: No i nie wyszło przeczekanie 24 godzin, przeczytałem pierwszą część "Poznając nowy świat".

 

Beware the spoilers! Albo i nie... (ponownie)

 

Postanowiłem machnąć komentarz na gorąco, zaraz po skończeniu lektury. Tym razem dostałem sporo informacji o Gleipnirze i muszę powiedzieć, iż nie jest on moim faworytem do zostania ulubionym kucem serii. Oczywiście nie mam zastrzeżeń do samej kreacji postaci, to stoi nadal na bardzo wysokim poziomie, po prostu jakoś mi on nie leży. Nie zmienia to faktu iż z wielkim zaintersowaniem śledziłem najpierw jego próby pracy w kuźni, a następnie przemyślenia przed wyjazdem do Equestri i jestem bardzo ciekaw co z tego wyniknie. Mogę się założyć, iż jego wizja krainy mlekiem i miodem płynącej okaże się mrzonką i roztrzaska w interakcji z rzeczywistością. No, może nie cała, ale spore jej kawały z pewnością zostaną odłupane przez prozę życia. Zobaczmy.

 

Z równie dużym zainteresowaniem śledziłem zmianę zachowania głównego antagonisty (w mojej ocenie) czyli Alberta. Wszystko wskazuje na to, iż nie jest zupełnie pozbawionym uczuć skurwykucem, ale póki co musi się jeszcze napracować by pozbyć się mojej antypatii - ta nadal jest w rozkwicie. Natomiast z wielką radością powitałem opisy prac w jego manufakturze, a także więcej szczegółów dotyczących prowadzonych interesów - to jest to co Dolary lubią najbardziej! Pod tym względem jestem całkowicie kontent.

 

Henrietta tym razem nie wywarła na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia, chociaż trzeba przyznać, iż jej rola miała w fanfiku fundamentalne znaczenia - w końcu przekonała małżonka do wysłania syna do Equestrii. Jestem ciekaw jakich to rad udzieli mu w drugiej części opowiadania. Swoją drogą poruszę jeszcze jedną kwestię, jaką jest młody wiek Gleipnira. W pierwszej chwili uznałem, że są walnięci w czerep, żeby takiego smarkacza puszczać samopas, ale potem przyszło zastanowienie - w końcu na dobrą sprawę czasy wydają się przedindustrialne, o ile nie wręcz średniowieczne - przynajmniej w Cevalonii. Tak więc mamy tu do czynienia z typowym oddaniem dziecka do terminu - ba! W nawet dość zaawansowanym wieku jak na ucznia.

 

Nadal moją ulubioną postacią pozostaje Glegia, mimo iż prawie jej w opowiadaniu nie ma. Nie wiem czemu, ale złotowłosa wydaje się absolutnie najsympatyczniejsza, a poza tym uważam, iż to właśnie ona, z całej swojej rodzinki, najpewniej stąpa po ziemi i ma najmądrzejszy łeb na karku. Z zaintrygowaniem czekam na jej kolejne przygody.

 

To by było na tyle, zabieram się za drugą część i pewnie będzie kolejny edit :D

 

Edit 3: Przeczytana druga część "Poznając nowy świat"

 

Beware the spoilers!!! Albo i nie... (Papuga, ty już dobrze wiesz co...)

 

Nie było opcji odczekania, fanfik wciągnął mnie tak, że musiałem od razu przeczytać drugą część. I się nie zawiodłem, oj jak ja się bardzo nie zawiodłem. Już sama podróż była ciekawa, ale to absolutnie nic w porównaniu do wrażeń Gleipnira po przybyciu do Fillydelphi. Opisanie tego jak odkrywa kolejne różnice kulturowe było idealne. Bardzo mi się spodobało, iż dotyczyło to absolutnie prozaicznych spraw, jak choćby innego jedzenia, innych zasad, czy wreszcie zupełnie innego poziomu opieki. Trochę zdziwiło mnie iż ot tak mógł otrzymać equestriańskie obywatelstwo, no ale to w końcu przyjazna kraina, więc może ma to głębszy sens. Nieco więcej konsternacji wzbudziła we mnie technologia występująca w Equestrii. O ile Cevalonia jak pisałem wcześniej wydaje mi się państwem/zbiorem państw przedindustrialnym, gdzie nawet zegarek jest sensacją, to Equestrię początkowo zaklasyfikowałem jako epokę quasi-wiktoriańską. Musiałem nieco zrewidować ten pogląd kiedy do akcji wszedł aparat Röntgena i teraz oceniam, jako że urządzenie jest powszechne, na odpowiednik pierwszych dwóch dekad XX wieku.

 

Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, iż przemyślenia Gleipnira z pierwszego rozdziału nie zostały natychmiast brutalnie stłamszone. Equestria naprawdę okazała się krainą cudów. Przynajmniej na początku i w jego oczach. Nic więc dziwnego, iż z całych sił starał się wypaść we wszystkim jak najlepiej. Przyznam, iż obawiałem się, że będzie z niego jakiś geniusz co to testy wyśrubuje na maksymalny poziom i ogólnie uważany będzie za reinkarnację Merlina czy innego Starswirla. Tu na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione, a egzaminy zdecydowanie młodemu nie poszły. I tu z kolei pięknie wychodzi jego charakter. Jakby na to nie patrzeć, Gleipnir, póki co wydaje się kucykiem słabym. Nic dziwnego patrząc na jego wcześniejsze losy, ciekaw jestem jednak jak sobie z tym w dłuższej perspektywie poradzi, szczególnie iż już natrafił w internacie na niechęć, podbudowaną klasycznym rasizmem. To może być naprawdę ciekawy wątek. No, ale zapewne więcej o tym się dowiem z kolejnych opowiadań. A przy okazji - zaczynam zauważać (dzięki podpowiedzi Verlaxa) nawiązania do Heroes of Might&Magic 3. Za to należy się dodatkowy bonus :D

 

Podsumowując - póki co jest fenomenalnie i jeżeli seria utrzyma ten poziom, to widzę głos na [EPIC] w niedalekiej przyszłości.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Uff... Puff...

Czuję się troszkę jak "Lokomotywa" z wiersza Tuwima. Nie jestem przyzwyczajona do tak długiej lektury.

Tym bardziej: całość okazała się niesamowicie wciągająca, że przezwyciężyła moje słabości. Niemniej, ciągle mi głupio, że przeczytanie wszystkiego zajęło mi aż tak długo. Nie chciałam, żeby tak wyszło.

A to jeszcze nie koniec przygody! Ha! Ale teraz będę już na bieżąco ;)

 

Ujmując całościowo:

Przede wszystkim: myślę, że na przestrzeni całej serii KAŻDY znajdzie coś dla siebie. Jest obyczajówka, jest fantastyka, spokojne rozmowy, ale i walki. Trochę romansu, a trochę strategii. I to wszystko współgra ze sobą bardzo dobrze :D angażuje i nie pozwala ani na chwilę się znudzić.

 

Styl jest świetny, a całość napisana bardzo dobrze, profesjonalnie wręcz. Czyta się gładko, żadnych dłużyzn, opisy są rozbudowane i bardzo dobrze wplecione.

Spoiler

Zadrżałam na opis cytadeli z części drugiej "Wiosny Cevalonii". Żwir, piasek, dodatki, domieszki... Aż mi się pierwszy rok studiów przypomniał!

 

Bohaterowie są świetni i dobrze rozbudowani. Swoją drogą, nie wiem, w którym momencie - ale zdecydowanie zbyt późno - zorientowałam się, że każdy z głównych bohaterów jest innej rasy, to znaczy: kucyk ziemski, pegaz i jednorożec. To znaczy, nie to, żebym nie wiedziała, kto z bohaterów jest kim ( :D ) ale potencjał, jaki dała taka, a nie inna kreacja postaci odkryłam dopiero później. Aha - i bardzo interesuje mnie wątek Alberta.

 

Wciągnęłam się, emocjonalnie również. To znaczy, jest co przeżywać ;) Na pewien sposób, odpręża mnie to opowiadanie.

Życzę dużo weny autorowi :)

 

Polecam i oczekuję na następne części :D

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Wow, aż ciężko w to uwierzyć! "Kresy" doczekały się oficjalnego, aprobowanego (o dziękuje wielki i... khekhe) przez autora, audiobooka! Sam jestem wręcz zadziwiony. Jednakże! Nie mogłem powiedzieć nie. Sam się na to porwałem, więc z czasem można się spodziewać kolejnych rozdziałów z serii. 
 

Jak napisałem wcześniej, nie mogłem powiedzieć nie takiemu dziełu! Zabrałem swoje doświadczenie, ruszyłem plota i zacząłem nagrywać. Trochę to potrwało, bo wiele innych spraw, ale udało się! Było wiele błędów podczas nagrywek, bywa, ale wszystko technicznie jest wypoziomowane, czyste i tak dalej. Tak więc co mogę dodać... "Kresy" jak najbardziej zasłużyły na oficjalny głos, zdecydowanie wyzwanie, ale! Warte podjęcia się. Tak więc cóż, miłego słuchania! o tu, poniżej! VVV

Spoiler

 



Edytowano przez RedMad
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 11 months later...

Witajcie!

 

Poprzednim razem, po dosyć długim okresie bez aktualizacji serii, napisałem małe oświadczenie, przybliżające stan „Kresów” oraz plany na ich kontynuację, potwierdzając, iż projekt nie upadł, nie został porzucony, nic z tych rzeczy. Przekaz był taki, że wszystko kiedyś będzie, tak to można najkrócej przedstawić.

 

Na razie nie chcę mówić o tym, czym jest owe „wszystko”, ale skupić się na tym, co oznacza wspomniane „kiedyś”.

 

Jednakowoż zanim przejdę do rzeczy, pozwolę sobie podziękować za ostatnie komentarze i odnieść się do kilku kwestii. Czytelnicy są najważniejsi, stąd najmocniej przepraszam, że tyle to zajęło. Oczywiście, że były okazje, oczywiście, że był czas – po prostu do tego nie doszło. Ale pora to naprawić.

 

 

@Verlax

Po raz kolejny bardzo dziękuję za komentarz i cenne uwagi, a także słowa zarówno pochwały, jak i krytyki. Chociaż nie uważam, by mój styl pisania był jakoś szczególnie wyszukany, nie sądzę też, że zasób stosowanego słownictwa jest zbyt imponujący, rzeczywiście, staram się poświęcać dużo uwagi formie, w tym opisom różnych detali. Cieszę się, że aspekt ten został przez Ciebie oceniony wysoko, co oczywiście zachęca do dalszego pisania, ale jednocześnie wywiera presję – by po drodze niczego nie popsuć, nie przesadzić, nie stracić formy. Mam nadzieję, że kolejne odcinki serii utrzymają poziom.

 

Dnia 31.12.2020 o 00:07, Verlax napisał:

Opowiadania typu "romans", zwłaszcza gdy pozbawione taga [Sad] mają tę nieprzyjemną wadę, że konkretnie ta kombinacja właściwie spoileruje nam od początku, że to opowiadanie będzie o romansie i na bank coś z tego będzie (związek, a nie po prostu, że będzie nieco randek a potem postacie dojdą do wniosku, że pal licho z tym). W tym kontekście, "Ołowiany Gleipnir" frustrował na dwa sposoby. Pierwszy taki, że "nasza para" ciągle się potykała o niezręczności co spowalniało progres romansu - co akurat jest zrozumiałe przy charakterach tej postaci i nawet mogę tego nie uznać za wadę. Natomiast cały fanfik jako taki był prawdopodobnie za długi i przez to męczył - bo wiesz od pierwszych stron, że romans będzie i będzie na bank z happy endem (brak tagu [Sad]), tylko niestety musisz przebić się przez X stron by do tego wreszcie się przebić.

 

Ciekawe spostrzeżenia odnośnie opowiadań z tagiem [Romans]. W sumie, trudno się nie zgodzić, chociaż z uwagi na to, że jest to seria, to zawsze pozostaje otwarta ta furtka, że owszem, na przestrzeni danego opowiadania nic nie może nas zaskoczyć, ale na przestrzeni całej serii może wydarzyć się wszystko i niekoniecznie muszą to być szczęśliwe zakończenia poszczególnych wątków. Od razu wspomnę, że nie planuję czegoś podobnego dla znanych już par, lecz niewykluczone, że z czasem po prostu pojawią się kolejne bądź zupełnie nowe postacie, które będą się wiązać i u których rzeczy te nie będą się rozwijać tak różowo.

 

Obecnie nie czuję się na siłach, nie mam też takich chęci, by powracać do tagu [Romans], obojętnie, czy miałbym pisać „zwykłe” tego typu historie, tylko trochę lepiej (w założeniach) czy też wymyślać na nowo ów nurt. Jasne, relacje między postaciami, również te miłosne, będą się przez serie przewijać, ale nigdy nie na tyle, by skutkowało to nadaniem dodatkowego tagu. Czyli kierunek zdecydowanie SoL-owy.

Także w kontekście tego, o czym wspomniałem w poprzednim akapicie, wszystko będzie stonowane pod [Slice of Life]. Ale to tylko jedna z wielu możliwości. Niemniej to melodia przyszłości, nawet nie tej bliższej, ale dosyć dalekiej. Zobaczymy.

 

Dnia 31.12.2020 o 00:07, Verlax napisał:

W tym kontekście "Samotny pegaz na rozdrożu" naprawdę był przeciągiem świeżego powietrza. Opowiadanie jest znacząco, znacząco krótsze, nie wprowadza żadnych wątków pobocznych (niespecjalnie są potrzebne) i chociaż w romansie są nadal potknięcia wynikające po prostu, well - z niezręczności, a może wręcz bardziej "jak szybko" ten romans postępuje, to ostatecznie progresja następuje znacząco, znacząco szybciej. Można by wysnuć krytykę, że wręcz za szybko - ale szczerze, romans w "Samotny pegaz..." wypadł moim zdaniem dalej naturalnie - jest normalne, że klacz po prostu się zakocha i że ostatecznie para się z tego zwiąże w mgnieniu oka. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że romans w "Samotny pegaz..." wypada wręcz bardziej naturalnie niż w "Ołowianym Gleipnirze" ponieważ w tym drugim było pełno różnych "warstwiących się przeszkód" do tego romansu i część z nich wypadała nieco sztucznie - zbyt steoretypowo dla innych dzieł kultury.

 

Nie dziwi mnie ani trochę, że „Samotny pegaz” wypadł lepiej niż „Ołowiany Gleipnir”, właśnie ze względu na gabaryty obu opowiadań. Zresztą, chyba Ci o tym wspominałem – opowiadanie jest krótsze, toteż czytelnik krócej się męczy z popełnionym romansidłem :D Natomiast trochę mnie zaskakuje opinia, jakoby relacja Fenrira i Silkflake wypadała bardziej naturalnie. Całe opowiadanie to w gruncie rzeczy remake innego, bardzo starego fika, powstał on z okazji takiej, że postanowiłem sobie zmajstrować serię. Szczegóły znajdują się w pierwszym poście, w spoilerze. Wiele ich tam nie ma, ale zawsze coś.

Zmierzam do tego, że w owym czasie miałem tylko ogólny zarys i plan, lecz w praktyce wiele rzeczy powstawało w trakcie, stąd pomyślałem, że tak szybki rozwój relacji między Fenrirem a Silkflake zostanie odebrany za coś nienaturalnego. Dlatego też w tekście znalazł się „bezpiecznik” w postaci Bottomless Poucha:

 

Cytat

Rany, co niektórzy pół życia latają za babami i guzik z tego mają, a twoja lepsza połowa być może sama do ciebie przyszła.

 

Jedna z postaci sama to przyznaje ;) Zresztą, dlatego „Ołowiany Gleipnir” (który powstał po „Samotnym pegazie”) rozciągnął się na dwie części – to z kolei, dla równowagi, miał być (szkolny) romans rozwijający się wolniej, natrafiający na liczniejsze trudności i przez to – w mojej ocenie – naturalniejszy. Trochę w kontraście do krótkiego „Samotnego pegaza”, a również trochę w odpowiedzi do niego.

 

Dnia 31.12.2020 o 00:07, Verlax napisał:

Natomiast te dwie przeszkody dla romansu w "Samotny pegaz..." wypadają bardzo dobrze - są to świetne wybory: problem z pracą po udomowieniu się oraz zwyczajny brak pewności czy ten związek będzie rzeczywiście stały.

 

Dzięki, dobrze wiedzieć :D Poniekąd wynika to z tego, o czym wspominałem powyżej. Historia Gleipnira i Wise Glance rozegrała się w warunkach szkolnych, natomiast Fenrira i Silkflake w warunkach dorosłości (tak to nazwijmy). W sensie, ci pierwsi wciąż się uczą i w gruncie rzeczy nie mają jeszcze innych obowiązków, podczas gdy ci drudzy już prowadzą samodzielne życie, czymś się zajmują itd. Stąd możliwe wybory i przeszkody, na które natrafiają, mają innych charakter.

 

W każdym razie, wielkie dzięki jeszcze raz i szacunek za przebrnięcie przez obie te historie oraz poświęcenie czasu na ich analizę porównawczą ;)

 

Dnia 31.12.2020 o 00:07, Verlax napisał:

Są jeszcze dwie małe wady, (...). Pierwsza z nich jest bardziej charakterystyczna dla całej serii - jestem dosyć skonfudowany jaki właściwie jest poziom technologii w świecie Kresów. Bo owszem, są pociągi, są prysznice (których nowoczesne wydanie to końcówka XIX wieku), ale jednocześnie dalej używane przez najemników są... kusze? Muszę przyznać, że dawało mi to nieco do myślenia.

 

Jak słusznie zauważyłeś, jest to coś, co utrzymuje się przez całą serię i co zapewne będzie się utrzymywać nadal, gdy dojdzie do jej kontynuacji, a na co jednak nie mam twardego wytłumaczenia, poza tym, że... no, piszę wedle własnej intuicji, jak pasuje. A poza tym, bardzo długo nie zdawałem sobie sprawy z tego, jaka to nielogiczność i pewnie dzisiaj zastanowiłbym się nad tym dwa razy.

 

Na obronę swojego stanowiska mam to, że – przynajmniej jak na moje wyczucie – mimo tych nieścisłości, aspekt ten według mnie jest jeszcze utrzymywany w granicach zdrowego rozsądku, co objawia się tym, że w tekście brakuje elektroniki, automatów, specjalistycznego nagłośnienia czy oświetlenia scenicznego, a także wielu innych, współczesnych wynalazków, które przewijały się przez kreskówkę. Nie wydaje mnie się, bym zabrnął za daleko z tym miksowaniem różnych rozwiązań technologicznych. Owszem, z jednej strony wygląda to na „X jest na takim poziomie, jakim wymaga tego fabuła”, ale z drugiej... w sumie, nie wiadomo czy wspomniany w opowiadaniu prysznic występuje w swojej nowoczesnej wersji. Co nie zmienia faktu, że jest to naciągane i nie będę udawał, że jest inaczej.

 

W każdym razie, co do tej nieszczęsnej technologii, przy nadchodzących opowiadaniach za cel postawiłem sobie to, by wykorzystywać możliwe okazje i tłumaczyć (chociaż między wierszami) poszczególne rzeczy, co się skąd bierze, zostając przy tym w wyznaczonych sobie granicach, natomiast w razie pojawienia się czegoś nowego zapewnić w miarę wiarygodne wyjaśnienie. Co w praktyce może się rozciągać na kilka odcinków, ale zobaczymy.

 

Dnia 31.12.2020 o 00:07, Verlax napisał:

Druga rzecz tyczy się tych ważek. Uwielbienie do serii Heroes of Might and Magic (szczególnie trójki jak przypuszczam?) bije dalej mocno. Ale jednocześnie - i tu mnie znowu naprawdę mi dało do myślenia - w jaki sposób właściwie miałby Fenrir zabić ważkę nie będąc jednorożcem? W logice gry HoMM III to ma sens, ale jak się podejdzie do tego hiperlogicznie, to trafienie ważki z broni białej wydaje się rzeczą niemożebnie trudną, podobnie jak trafienie z kuszy. Zastanawiam się czy to w jaki sposób zacząłeś opowiadanie (ważki już nie żyją, nie opisałeś właściwie "jak" ważki są zabijane) nie jest celowy, bo trochę głupio to zmieścić w opisie i wymyśleć logiczne wyjaśnienie. 

 

No to od razu ustalę jedną rzecz – hiperlogika to nie jest moja mocna strona, a przy okazji nie wychodzę z założenia, że powinienem tłumaczyć absolutnie wszystko, wolę zamiast tego od czasu do czasu pozwolić podziałać wyobraźni czytelnika. Między innymi stąd zdecydowałem się rozpocząć opowiadanie w momencie, w którym zlecenie zostało już wykonanie. Poza tym, że opisywanie tego wydało mnie się zbędne skoro miało to być [Slice of Life] z wątkiem miłosnym. Technologia jest według mnie ważniejsza i jej rzeczywiście należą się pewne wytłumaczenia, ogólnie. Sposoby na ważki opisałbym w opowiadaniu... gdyby było to [Adventure] i gdyby miało to być opowiadanie o zabijaniu ważek wyłącznie :P Ale odnośnie walki z nimi, oto, co podpowiada mi moja głowa:

 

Przede wszystkim, nie sprecyzowałem jak duże w porównaniu z kucami są ważki. Jak zauważyłeś wcześniej, uwielbiam HoMM III i zdarza mnie się przemycać do „Kresów” różne nawiązania, ale akurat tutaj sugerowałem się inną serią, którą również uwielbiam i bez której „hirołsów” by nie było – Might and Magic. Konkretniej, miałem na myśli siódmą część oraz początek gry, czyli Szmaragdową Wyspę.

 

Cytat

Szmaragdowa Wyspa leży na południowym wschodzie Erathii, z dala od piratów i wszelakich bandytów.
Byłaby prawdziwym rajem, gdyby nie roje ogromnych ważek.

– zaczerpnięte z działu M&M7 w Jaskini Behemota

 

Grając z perspektywy pierwszej osoby, ważki wydały mnie się dość duże. Na tyle, że można by je chwycić dłonią, a nawet spróbować zacisnąć ją na ich wężowych... tych, no, segmentach? W sensie, jako istoty, są dosyć duże i grube. Przenosząc to do świata kucy, uznałem, że trafienie ich odpowiednią bronią białą jednak byłoby możliwe.

 

  • Jednym ze sposobów, którego mógłby spróbować Fenrir, jest użycie wabika (wonnej mieszanki odpowiednich składników) i ładunku zapalającego (czegoś podobnego do Petard z growego „Wiedźmina”). Najpierw mógłby zarzucić wabik i z bezpiecznej odległości poczekać, aż zbiorą się wokół niego ważki, a potem podrzucić ładunek zapalający. Ważki nie są aż tak płochliwe.
  • Łuk lub kusza też mogą się przydać. Do strzały można przymocować ładunek zapalający lub wybuchający, a następnie wystrzelić ją w kierunku dużych grup ważek. Byle szybko, coby strzelec sam nie oberwał własnym ładunkiem ;)
  • Myślę, że jeśli na wyposażeniu łowcy znajdują się odpowiednie mikstury, mógłby on ich użyć, może jako wabika, a może jako środka, który po uwolnieniu wytworzyłby opary, które utrudniłyby ruchy ważkom, przez co łatwiej by je było czymkolwiek trafić.
  • Gniazda można spalić zwyczajnie, myślę, że tutaj nie ma wątpliwości. Również można zastosować ładunek zapalający, a ocalałe ważki dobić.

 

Takie oto sposoby przychodzą mi do głowy. Skoro historia rozpoczyna się już po fakcie, należy przyjąć, że Fenrir, podobnie jak cała przybyła do Dodge City ekipa, był należycie wyposażony i skorzystał z czegoś podobnego. Albo z tego, co akurat Tobie podpowiedziała wyobraźnia ;)

 

Z ciekawostek, stwór z „Tajemnicy Białego Bazyliszka”, to oczywiście bazyliszek z HoMM III... tylko biały. I posiadający plot armor.

Co do bieli tegoż osobnika, to wbrew pozorom nie jest to nawiązanie do fejkowych questów z Might and Magic VI, czyli fletu i białego goblina ;P

 

 

Liczę, że zdołałem wytłumaczyć to i owo, i chociaż troszeczkę rozwiać Twoje wątpliwości. Bardzo dziękuję za komentarz i dyskusję :D

 

 

@Dolar84

Miło mi, że znalazłeś trochę czasu na „Kresy” i cieszę się, że otwarcie serii przypadło Ci do gustu :) Tym bardziej, że akurat te opowiadania mają już swoje lata. Jednocześnie bardzo dziękuję za komentarz, a raczej komentarze – aż trzy w cenie jednego! Nie ukrywam, w związku z taką ilością pochwał odczuwam presję, może nie tyle względem tego, co już jest, bardziej tego, co mam zamiar opublikować i napisać, niemniej mam nadzieję, że kolejne odcinki dadzą radę, a nawet jeżeli zdarzą się takie, które wypadną gorzej, to jednak będą mały w sobie cokolwiek, co zostanie uznane przez Ciebie za plus. Napisać słabsze opowiadanie, acz zawierające jakiekolwiek redeeming quality, to rzecz zwyczajna, normalna i taka, która zdarza się w trakcie pracy twórczej. Ale napisać lipne opowiadanie bez jakichkolwiek plusów, to dopiero wtopa ;)

 

Zwłaszcza, że – co przy różnych okazjach wielokrotnie zapowiadałem – w trakcie serii zamierzam żonglować różnymi tagami, próbować nowych rzeczy, dodawać nowe wątki, postacie, doprowadzając do eskalacji fabuły, co oczywiście będzie oznaczać sprawdzenie się na zupełnie nowych, chyba wręcz niezbadanych wcześniej polach i tak dalej, i tak dalej. Wiele ryzykuję, ale cóż, nie dowiem się jak mi idzie, póki nie spróbuję. Nie wspominając o tym, że w kontekście radosnego tworzenia jest to coś, czego potrzebuję.

 

Dnia 23.01.2021 o 03:00, Dolar84 napisał:

Zacznijmy od tego, iż wyjątkowo spodobało mi się umieszczenie akcji poza Equestrią.

 

Obawiam się, że akcja niebawem powróci do Equestrii. Choć na tym etapie na południe zajrzymy tylko raz, a Equestria pozostanie głównym miejscem akcji, po wkroczeniu w sagę rodziny Ashfall pojawią się nowe lokacje i będzie na odwrót, bowiem to do Equestrii będziemy raz po raz zaglądać, lecz większość czasu spędzimy poza jej granicami ;) Jest to zgodne z moją koncepcją, jakoby im dalej, tym więcej – postaci, wątków, lokacji. Z biegiem fabuły, czytelnik ma odkrywać świat przedstawiony, który ma być coraz większy i większy.

 

Dnia 23.01.2021 o 03:00, Dolar84 napisał:

Poznałem też głównych bohaterów tego opowiadania i muszę powiedzieć, iż kreacje rozciągają się między bardzo dobrymi a mistrzowskimi. (...) Przy okazji dodam też, iż imiona młodego pokolenia to dla mnie jeden z najjaśniejszych punktów tego fanfika. Przyznaję, iż zastanawiam się czy nawiązanie do mitologii nordyckiej będzie głębsze i czy na przykład Glegia i Gleipnir "zwiążą" Fenrira? Z pewnością będę śledził losy tegoż nawiązania w dalszych opowiadaniach z serii.

 

Bardzo się cieszę, gdyż „Kresy” to zdecydowanie historia postaciami napędzana, toteż jej bohaterom i bohaterkom poświęcam mnóstwo uwagi i czasu, włączając w to ich przemiany na przestrzeni kolejnych opowiadań, nabywanie jakichś nowych cech, sposób, w jaki reagują na to, co się wokół nich dzieje itd. Oczywiście najwyższy stopień istotności posiadają postacie najważniejsze dla fabuły, co nie oznacza, że pozostałe traktuję po macoszemu ;)

 

Co do głębszych nawiązań do mitologii nordyckiej tudzież „związania” jednego z bohaterów, no to powiem tyle, że kilka nawiązań zamierzam do cyklu wprowadzić (chyba dosyć późno, ale niewykluczone, że po drodze będę pozostawiać pewne poszlaki), ich znaczenie może nie będzie dosłowne, ale... symboliczne na pewno. Ewentualnie coś na zasadzie analogii. Zobaczy się. Myślę, że jeżeli będziesz to śledzić, no to zorientujesz się z czasem, o co mi chodzi.

 

Dnia 23.01.2021 o 03:00, Dolar84 napisał:

Przejdźmy teraz do kreacji mistrzowskiej czyli Alberta. Perfekcyjnie wykreowana postać, którą kocha się nienawidzić - pierwszym skojarzeniem z nim jest naturalnie Scrooge z Opowieści Wigilijnej. Może dalekim, ale jednak.

 

Ciekawe skojarzenie :D Co człowiek to opinia i przyznam, że zdarzyło mi się przeczytać opinię na temat moich bohaterów taką, że w „Kresach” tych negatywnych jest aż zatrzęsienie. OK, może nie do końca padły takie słowa, ale chodzi mi o to, że postaci, które będzie się kochać nienawidzić, powinno się przewinąć jeszcze trochę. Co najmniej.

 

Niemniej, dzięki za opinię, przyznam, że tak pozytywna ocena Alberta Crusto – bohatera, którego niezwykle trudno nazwać pozytywnym – była dla mnie zaskoczeniem. A co się z nim stanie, to już wyniknie z przyszłych opowiadań.

 

Dnia 23.01.2021 o 03:00, Dolar84 napisał:

Mogę się założyć, iż jego wizja krainy mlekiem i miodem płynącej okaże się mrzonką i roztrzaska w interakcji z rzeczywistością. No, może nie cała, ale spore jej kawały z pewnością zostaną odłupane przez prozę życia. Zobaczmy.

 

Generalnie już w następnym opowiadaniu okazuje się jakimi demonami trapiona jest Equestria. Z czasem na jaw powyłażą inne rzeczy, ale nie chcę spoilerować, bo to dosyć odległe punkty w fabule. Ale nie, Equestria w rzeczywistości daleka jest od ideału, czego oczywiście na pierwszy rzut oka aż tak nie widać.

 

Odnośnie technologii, to w tej sprawie odpisywałem już Verlaxowi i generalnie nie mam nic więcej do dodania, poza tym, że Cevalonia jest oczywiście w stosunku do Equestrii dosyć zacofana.

 

Co do Gleipnira, to fakt, jest na tym etapie smarkaczem, niemniej przypominam, że na południu – niestety – dzieci muszą dorastać szybciej i szybciej nabywają pewne obowiązki typowe dla dorosłych. Zresztą, przecież Gleipnir sam był nieźle zdziwiony, kiedy w Equestrii powiedziano mu, że nie będzie musiał pracować, żeby się utrzymać, tylko po lekcjach będzie mieć wolne.

Zaś co do jego umiejętności, no to tutaj postawiłem na realizm. Oczywiście, że te testy nie miały prawa pójść mu dobrze i oczywiście, że jest słaby. Przecież dopiero zaczyna. A jak się rozwinie, to już przybliżą kolejne odcinki, z jego osobą w roli głównej. Czy będzie z niego następny Starswirl? Przekonasz się, jeśli zechcesz czytać dalej ;)

 

Byłbym zapomniał.

 

Dnia 23.01.2021 o 03:00, Dolar84 napisał:

PS: Materiały dodatkowe, mapa i chronologia są na najwyższym poziomie, coś wspaniałego.

 

Dzięki, dzięki, dobrze wiedzieć :) Narzędzie, którego użyłem do stworzenia mapy, bardzo się od tamtych zamierzchłych czasów rozwinęło i kusi mnie perspektywa rewitalizacji tejże grafiki. I chyba w wolnej chwili to zrobię. Acz nie zrezygnuję ze starej wersji mapy, o nie :D Mam do niej zbyt duży sentyment.

 

 

Pragnę jeszcze raz gorąco podziękować za poświęcony czas oraz komentarze, wyrażając nadzieję, że następne opowiadania spełnią swoje zadanie i utrzymają poziom, że postacie dadzą radę, że nowe wątki okażą się ciekawe, no i ogólnie, że będzie o czym dyskutować. Zaznaczam jednak, że nie na wszystko będę mógł odpowiedzieć, a na pewno nie od razu. Powodem jest to, że byłyby to dosyć istotne spoilery – a zależy mi, by co niektóre rzeczy pozostały ukryte, najdłużej jak to możliwe, do czasu wyjawienia o co chodzi ;)

 

 

@Nika

Ciekawe, czy to przeczytasz.

 

Jeszcze raz za wszystko dziękuję, nie tylko za pozostawiony w niniejszym wątku komentarz, ale również za liczne rozmowy odnośnie poszczególnych opowiadań, całe idące za tym wsparcie, a także dobre słowo, po prostu. Cieszę się, że czytało Ci się gładko, bez dłużyzn, no i że pewne zróżnicowanie treści nie wpłynęło negatywnie na jej jakość. Jeżeli seria zadziałała odprężająco, no to bardzo mi z tego powodu miło, efekt ów był dla mnie nieco niespodziewany ;)

 

Dzięki jeszcze raz. Wena jest, pomysły również, jeszcze przydałaby się odrobina szczęścia i troszkę więcej wolnego czasu, ale jakoś dam radę. Oby kolejne odcinki okazały się co najmniej tak samo wciągające, co te, które mogłaś przeczytać. Doceniam.

 

 

@RedMad

Wiem, że pisałem o tym wiele razy, w różnych miejscach i przy różnych okazjach, lecz dla zasady napiszę i tutaj – niezmiernie doceniam inicjatywę i jestem za nią bardzo wdzięczny, rozpoczęty projekt audiobooka „Kresów” dopinguje mnie do dalszego pisania, toteż mam wielką nadzieję, że projekt z czasem będzie kontynuowany :D Zawartość do czytania jest. A będzie jej jeszcze więcej. Tak czy inaczej, bardzo, bardzo dziękuję, to jest niesamowite ^^

 

 

Mając za sobą podziękowania i odpowiedzi na nowe komentarze, chciałbym przejść do tego, czym jest wspomniane na początku posta „kiedyś”.

 

Otóż z niekrytą satysfakcją pragnę obwieścić, że „kiedyś” jest już w najbliższą sobotę, albowiem ta przytaczana przeze mnie tyle razy, enigmatyczna wręcz nadprodukcja nareszcie opuściła piekło deweloperskie, co oznacza, że okres przestoju dobiegł końca i „Kresy” w końcu doczekały się konkretnej daty premiery swojego ciągu dalszego!

Premiera odbędzie się 12 marca, w Kąciku Lektorskim Bronies Corner, oczywiście nowe opowiadania w końcu trafią tutaj, niemniej z racji tego, iż mają one być tymczasowymi exclusivami dla Kącika, jeśli chcecie poznać dalszą historię wcześniej, powinniście przybyć na czytanie, do czego zresztą gorąco zachęcam :)

 

Nowe opowiadania czekały dosyć długo, najstarsze z nich pochodzą jeszcze z 2019 roku i przyznam szczerze, że po tak długim czasie trzyma się mnie trema, aż najchętniej posprawdzałbym to i owo jeszcze raz, dla pewności, lecz w ten sposób te teksty nigdy nie doczekają się publikacji. Najwyższa pora pójść dalej i skonfrontować fabułę z Wami, czytelnikami.

 

Pragnę podziękować wszystkim, którzy przez ten czas mnie wspierali i którzy poświęcili swój czas na przeczytanie oraz skomentowanie tego, co „Kresy” mają już do zaoferowania, gorące podziękowania ślę również do @Foleya, który niezmiennie jest prereaderem i który nadal pomaga mi przy fanfikach :D

 

Liczby ujawnię w innym miejscu. Ale ostatecznie zamieszczę je i tutaj, acz dopiero po tym, jak zakończę sagę rodziny Ashfall. Zdradzę, że wiele do napisania już nie zostało. Zobaczymy, czy kolejne opowiadania zdołają wskoczyć jeszcze w trakcie premiery. A co potem? Czas pokaże.

 

 

Dzięki wielkie jeszcze raz i pozdrawiam! Mam nadzieję, że przybędziecie licznie na czytania. Albo dostatecznie licznie, coby nie trzeba było niczego przekładać :rdblink:

  • +1 2
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

 

Wreszcie wracam z powrotem do czytania Kresów i teraz zderzam się z “Spełnianiem życzeń” (najnowsza wersja). Ogólnie można by zaczać od tego, że Hoffman w pewnych aspektach się kompletnie nie zmienia - ma bezbłędny warsztat (dostrzegłem zero błędów, poza kilkoma nieprzyjętymi sugestiami, oj oj), świetne opisy i bardzo dobry klimat. Nie mam specjalnie porównania bo nie jestem generalnie wielkim miłośnikiem gatunku i dużo obyczajówek nie czytałem, ale zaryzykuję stwierdzenie, że Hoffman naprawdę jest mistrzem tego gatunku.

 

Będzie wyjątkowo nieco więcej spoilerów niż zwykle, bo opowiadanie, nie powiem, całkiem zaskoczyło.

 

Spoiler

 

O ile w poprzednich opowiadach z serii Kresów raczej śledziliśmy przygody z perspektywy pojedyńczego POV, to teraz mamy duże zaskoczenie fabularne. Pierwsza część fanfika sugeruje, że będzie on w całości o Fenrirze i jego zderzeniem z rodziną dziewczyny w której się zakochał, ale po tym “zderzeniu” mamy twist, to będzie opowiadanie o ponownym “reunion” Fenrira z Gleipnirem. A wtedy Hoffman wali młotem w czytelnika zaskoczenia w końcówce, to jest reunion *wszystkich* postaci w serii. I jest to zaskoczenie ekstremalnie pozytywne, fabularnie cieszy, że wreszcie wszystkie poprzednie opowiadania Kresów się zaczynają zazębiać.

 

Ale by nie było, ta ostatnia część, czyli fakt, że przybyła też rodzina z południa zaskoczył mnie tak bardzo, aż się sam zastanawiam czy ja o czymś nie zapomniałem z poprzednich opowiadań albo, że może zgubiłem jakiś ważny plot point w trakcie czytania - bo sam nie wiem skąd oni się tam wzięli, dlaczego. Ale czuję jakby to było trochę zamierzone i ogólnie, opowiadanie kończy się wyśmienitym cliffhangerem. Co z południem? O co chodzi z prośbą Henrietty i dziwnie “potulnym” zachowaniem Alberta? Jak teraz potoczy się dalej historia tej rodziny? 

 

To bardzo zachęca do kontynuowania czytania dalej. Czyżby czekały nas jeszcze większe niespodzianki dalej?

 

 

Ogólnie, fanfik (jak i całą serię) dalej gorąco polecam fanom wszelkiej obyczajówki i podejrzewam, że również nie-fanom obyczajówek ma szansę się spodobać. Mam nadzieję, że tym razem minie mniej czasu przed kolejnym moim komentarzem. Potwierdzam też stwierdzenie, że dalej Kresy prezentują tendencję wzrostową. Jak dobrze pójdzie, za kolejne opowiadania spróbuję się zabrać w nie tak długim czasie.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc nie zdziwcie się... Bo wracam do komentowania na "potęgę" i pisania z większą werwą!:pinkieawesome:
 

   Zacząłem bowiem nadrabiać kresy, gdyż, iż, aż, ponieważ na kąciku lektorskim mamy aktualnie premiery najnowszych, napisanych na zapas fików z serii "Kresy". To oznacza również tyle, że jako głos muszę czytać, a jestem niestety całe... Raz, dwa, trzy... Trzynaście opowiadań w plecy, nie licząc ich części. Jednak pomijając kwestia które nikogo nie obchodzą, przejdźmy do opowiadań.

   Pierwsze i otwierające Kresy opowiadanie jest... Niekomfortowe, a jednak miło się je czyta. Pozwólcie mi wyjaśnić. Znacie to uczucie, kiedy jakaś postać ma przerąbane i inne jej pomagają cały czas, a kiedy ona dostaje tą pomoc to wam się tak ciepło robi na serduszku, więc na przekór wszystkiemu (czyli człowieczeństwu i zdrowemu rozsądkowi) chcecie, aby bohater miał przerąbane jak najdłużej, by cały czas było wam ciepło na serduszku? Jeżeli nie to jesteście bardziej ludzcy niż ja, ale jeżeli tak, to tu macie coś takiego.

 

   Biedny Fenrir rodzi się na jakimś zadupiu co nikt o nim nie słyszał, jedzenia nie ma, ubrań też nie, a matka odchodzi za nim ją w ogóle zapamięta. Jednak miła ciocia i kuzynka z kuzynem jak to w każdej powieści familijnej i w ogóle przynoszą jeść, ubrań i nawet zabawkami się podzielą. Jest tylko jedno ale... Pojawia się na horyzoncie "zły" ojciec kuzynostwa i mąż ciotki, który nie chce mieć absolutnie żadnego doczynienia z bratem i jego synem. Mimo wszystko Gelgia i Gleipnir cały czas wspomagają swojego kuzyna, raz po raz będąc ruganymi przez ojca i ciąganymi za uszy. 

   Problem polega jednak nie na tym, że ojciec troszczy się o rodzinę i nie odda jedzenia bo sam nie ma. Jest on bowiem hersztem Neighfordu (miejsca akcji, czyli miasta na zadupiu) i mimo posiadanych funduszy nie ma zamiaru nawet myśleć o przygarnięciu brata z bratankiem. 

   Wracając jednak do tego co się dzieje w fiku. Opowieść jest raczej ciągnięta retrospekcjami, aniżeli jakąś z góry ustaloną akcją. Raz poznajemy wspomnienie Gleipnira, raz Gelgii, a raz dostajemy opis jakiś przełomowych dla bohaterów wydarzeń. Najważniejszą postacią jest oczywiście Fenrir. Mały pegaz który mimo bycia dzieckiem, chcącym wszystkim pomóc, został przez życie mocno skrzywdzony. Zresztą każde ze wspomnień dotyczy albo pomocy Fenrirowi, albo wspólnej zabawy, albo jakiegoś wylegiwania się razem. 

 

   Pomijając aspekt fabularny bardzo podoba mi się sposób prowadzenia narracji. Język jest bardziej złożony niż zazwyczaj, a jednak nadal lekki i zrozumiały jakby autor płynął, czy szybował po słowach tworząc zdania złożone, a jednak proste. Po prostu to jest to co czyni ten fik czytalnym, inaczej byłby to kolejny nic nie znaczący fik o jakimś ocku. Tutaj jednak w akapitach i dialogach czuć emocje, widać wręcz otoczenie i to uderza w czytelnika jak pociąg w GTA. Umm... Mógłbym się wymyśłić na lepsze porównanie. Ale mi się nie chce:pinkie3:. Zwyczajnie czuć klimat, czuć postacie i czuć świat. To jest przykład dobrego Sola i coś takiego powinniśmy przerabiać w szkole. Nie jakiegoś Kordiana z którego nikt nic nie rozumie. 



Czytać leniuchy to może zrozumiecie co nabazgroliłem w tym komentarzu! Kabalankala!:portalflank:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Następny dzień po świętach" przeczytane. W praktyce, chociaż jest to osobny fanfik w serii raczej czuję po nim jakby był rozwinięciem "Spełnienia życzeń" i tak raczej będę go oceniał. Klasycznie już - forma bezbłędna, naprawdę nie jestem w stanie dostrzec jakiś uchybień (najbliższe co dostrzegłem to pojedyńcze incydenty kiedy miałem wrażenie, że w dialogach było używane raczej zbyt współczesne słownictwo). Opowiadanie dla mnie jest przede wszystkim ważne z perspektywy fabuły i tego co się dzieje z naszą rodzinką co śledzimy przez całą serię. Już wspomniałem, że "Spełnienie życzeń" mnie bardzo zaskoczyło, teraz mamy nieco odpowiedzi...
 

Spoiler

 

Można było się domyśleć, Albert schrzanił sprawę. Kompletnie mnie to nie zdziwiło i ciekawi mnie co było głównym powodem bo sam Albert nie rozwija się specjalnie na ten temat. To, że to hersztowanie Alberta musiało w końcu spalić to mnie nie dziwi, ale sporo opisów mnie mocno zastanawia. Marebork i Trotheim zdają się być tutaj głównymi beneficjentami upadku Alberta i to one go "orżnęły", ale nie wiemy w sumie aż tak dużo na ich temat (możliwe, że coś przegapiłem wcześniej w poprzednich opowiadach, dawno si czytało, mogę nie pamiętać). Kim są główni liderzy, skąd nagle w Cevalonii ma być "tak dobrze", o co chodzi w tej "unifikacji z Equestrią"... sporo pytań world-buildowych. Archibald wydaję się być ekstremalnie pewny swojego planu. Delusion of grandeur, czy może coś o czym póki co nikt nie wie?

 

Pomijając te rewelacje, w tym rozdziale mieliśmy mnóstwo bardzo fajnych interakcji rodzinnych z postaciami - były bardzo słodkie i świetnie się je czytało, czy tu mowa o zabawie w śniegu, graniu w karty, czy rozmowie Fenrira z Silkflake, bardzo miodne opisy sprzątania po świętach i ogólnie, świetny klimat przez właściwie cały fanfik. To była bardzo dobra, wielka dawka slice of life bardzo wysokiej jakości.

 

Nie powiem też, trochę mi szkoda bohaterów w kontekście ostatniej sceny tego opowiadania. Fajnie byłoby pomyśleć, że przeszłość została za nimi i nasze postacie z mniejszymi bądź większymi trudami już na dobre osiądą, zadomowią się i zintegrują w Equestrii. W praktyce, Archibald jest na dwa sposoby irytujący, bo jedno, że jest natrętny "w tej konkretnej scenie, jako postać", to jeszcze denerwuje czytelnika faktem, że podejrzewam, w wyniku jego działań członkowie rodziny, ze szczególnym uwzględnieniem Fenrira zostaną znowu przeciągnięte przez błoto w kolejnych opowiadach, dodając tylko więcej bólu i smutku. To jest ciekawe, bo gdyby nie ta scena z Archibaldem, to to opowiadanie by niejako "perfekcyjnie" zamykało historię już w tym momencie. Ale ponieważ Archibald w ostatniej scenie się wcisnął, daje to ostry sygnał czytelnikowi, że niestety - po bardzo heartwarming opowiadaniu znowu trzeba będzie się przemęczyć. Jakoś się jednak zżyło z tymi postaciami i w tym sensie, opowiadanie to osiągnęło dziwaczny efekt - jednocześnie jestem ekstremalnie zainteresowany co dzieje się dalej, ale z drugiej strony, czy ja chcę to wiedzieć? Foreshadowing wskazuje jednak na powrót na południowe ziemie co niektórych postaci, który pewnie skończy się tylko bólem dla naszych bohaterów. W efekcie, ciężko mi powiedzieć kiedy wezmę się za Wiosnę Cevalonii, której sam tytuł już wskazuje, że ostatnia scena "Następnego dnia po świętach" to nie tylko "incydent". 

 

 

Przejrzałem swoje komentarze z wcześniej w tym wątku i doszedłem do wniosku, że nadszedł czas. Ba, in hindsight, zastanawiam się czy nie powinienem tego zrobić wcześniej. Komentarz po komentarzu mówiłem o bardzo dobrej formie, świetnych opisach oraz generalnie dobrym slice of life. Było widać ewidentną tendencje wzrostową im dalej w serii, postacie stały się bardziej interesujące, doszło więcej world-buildingu, pojawiły się ciekawe przemiany postaci czy całe fabularne twisty. Tak, definitywnie nadszedł czas. Przyznaję głos na Epic. "Kresy" jako seria całkowicie na niego zasłużyły. 

Jak wspomniałem w spoilerze, nie wiem kiedy wezmę się za dalsze opowiadania w serii, ale liczę, że nie będziesz musiał czekać tak długo. Życzę ci powodzenia w dalszym pisaniu i oby tak dalej!

Pozdrawiam

 

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacznijmy od tego, że nie do końca podoba mi się tytuł. Po pierwsze spodziewałem się, że wracamy do Fenrira, który znalazł się jakimś sposobem na oceanie, a tak oczywiście nie jest. Po drugie akcja w ogóle nie dzieje się na wodzie. No i po trzecie rozumiem, że miało to być te... No to takie... No że nie chodzi o dosłowne znaczenie, ale ukryte. Oczywiście możemy uznać, że Gleipnir znalazł się na głębokich wodach, jednak czuję, że można by to opisać lepiej, chociażby "Na głębokie wody" według mnie już trafniej opisuję akcję, ponieważ zanim nasz bohater zacznie naukę na serio zostajemy właściwie wyrzuceni z tej historii. To taka moja mała dygresja na początek.

Wracając do fanfika i zostawiając w spokoju biedny tytuł. Akcja dzieje się parę lat po opuszczeniu przez Fenrira Neighfordu. Gleipnir jak to było wspomniane już w poprzednim opowiadaniu praktycznie do niczego się nie nadaje, ale sam wolałby uczyć się magii, niż próbować udowodnić, że jednak się do czegoś nadaje. Jego mama wiedząc o tym aż za dobrze pociąga za parę sznurków i zapewnia swojemu synkowi miejsce w szkole magii. Tutaj wszystko wydaje się iść łatwiutko. Ojciec mówiący tylko, że Gleipnir lepiej by się handlu uczył, albo jakiś inny interes ogarnął się zgadza, a wszyscy inni dają mu poparcie (znaczy z rodziny, bo reszta miasta ma to gdzieś). Ostatecznie nasz ogier trafia do szkoły, ale nie jest to bynajmniej opowieść niczym z Hogwartu, a coś bardziej przyjemnego. Ośmielę się nawet powiedzieć, że nasze oczekiwania są zdeptane, pogniecione, zmielone przez psa i wydalone z jego drugiej strony. Spodziewajcie się raczej opowieści rodem z polskich, czy innych, ale nadal dających w kość szkół. 

Pomijając fabułę fanfik cały czas trzyma poziom. Czyta się przeprzyjemnie i nie ma powodu by się wściekać na tę parę błędów (których z jakiegoś powodu nie mogłem zaznaczyć, pewnie problem z czytaniem na fonie). Postacie i świat przechodzą ewolucje i są tak wiarygodne jak tylko się da, czyli w tej kwesti 10/9. 

A więc co? Tylko czytać? Właśnie tak! Zapraszam!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Verlax

Bardzo dziękuję za nowe komentarze, cieszę się, że "Następny dzień po świętach" nie musiał czekać zbyt długo, nim został przez Ciebie przeczytany i rozpracowany po tym, jak zapoznałeś się ze "Spełnieniem życzeń" ;) Jak zauważyłeś, były to zwykłe obyczajówki i chociaż od tego momentu im dalej w fabułę, tym bardziej będę się starać żonglować różnymi tagami, eksperymentować, poszerzać świat w fanfiku, dodawać nowe wątki, postacie, [Slice of Life] nadal będzie się trzymać dobrze, więc nawet kiedy dojdzie do eskalacji, seria zachowa swoje obyczajowe oblicze, z czym zresztą odnajduję się najlepiej. Chyba, tak mnie się zdaje, na dzień dzisiejszy :)

 

Ale prawdziwym zaskoczeniem okazał się dla mnie Twój głos na [Epic] :D Za który również z całego serca dziękuję, mam nadzieję, że w miarę odkrywania ciągu dalszego nie będziesz tego żałować... A nawet jeżeli zwątpisz, to już teraz namawiam, byś zaczekał do tych kluczowych zwrotów akcji, które oczywiście będą, ba, już teraz wymieniłeś twisty, które okazały się dla Ciebie zaskakujące, ze swojej strony mogę zapowiedzieć, że będzie tego więcej ;) Wbrew pozorom, pozostało jeszcze kilka niedokończonych wątków z sagi rodziny Crusto, do których już niebawem odniosą się poszczególne opowiadania. A skoro ma być także eskalacja, to i akcję będę przedstawiać z różnych perspektyw. Mam nadzieję, że seria to uciągnie. Myślę też, że z czasem zrozumiesz dlaczego jestem taki ciekawy Twojej perspektywy na te opowiadania. W każdym razie, na pewno będzie o czym dyskutować.

 

Kilka rzeczy, do których chciałbym się odnieść.

 

Dnia 19.03.2022 o 22:43, Verlax napisał:

(...) (dostrzegłem zero błędów, poza kilkoma nieprzyjętymi sugestiami, oj oj), (...)

 

Wiem, wiem, to niejedyny tekst, w którym pozostały nierozważone sugestie. Przyznaję, że to zaniedbałem, ale teraz, jak już uporałem się z nadprodukcją, tego typu kwestie powinny niebawem zostać rozwiązanie.

 

Mam nadzieję :rainderp:

 

Dnia 27.03.2022 o 14:19, Verlax napisał:

"Następny dzień po świętach" przeczytane. W praktyce, chociaż jest to osobny fanfik w serii raczej czuję po nim jakby był rozwinięciem "Spełnienia życzeń" i tak raczej będę go oceniał.

 

Tą wypowiedzią podsunąłeś mi pewną myśl, choć teraz trochę za późno, by ją wdrażać (na pewno w przypadku już opublikowanych bądź gotowych, oczekujących na publikację opowiadań, byłoby to bardziej naprawianie tego, co nie jest popsute), lecz co by było, gdyby opowiadania wieloczęściowe nie były opisywane jako kolejne części (pierwsza, druga, trzecia), tylko miały podtytuły? Wówczas poszczególne odcinki takiej "Wiosny Cevalonii" czy "Za nieustającą walkę" zamiast generycznych "numerków" miałyby coś innego. Merytorycznie nie miałoby to głębszego znaczenia, ale taka perspektywa wydaje mnie się kusząca - coś ciekawszego zamiast "typowego" rozwiązania. Muszę o tym pomyśleć na przyszłość :D

 

Spoiler

 

Dnia 27.03.2022 o 14:19, Verlax napisał:

Marebork i Trotheim zdają się być tutaj głównymi beneficjentami upadku Alberta i to one go "orżnęły", ale nie wiemy w sumie aż tak dużo na ich temat (możliwe, że coś przegapiłem wcześniej w poprzednich opowiadach, dawno si czytało, mogę nie pamiętać).

 

Obie lokacje zostały wspomniane w "Shhh! To sekret!" ;) O ile Henrietta i Gelgia podróżowały już do Trotheimu, eksploracja Mareborka będzie nowym wątkiem w ramach kolejnych opowiadań.

Poza tym, miejsca te są widoczne na mapce. Którą muszę kiedyś zrewitalizować :D

 

Dnia 27.03.2022 o 14:19, Verlax napisał:

Nie powiem też, trochę mi szkoda bohaterów w kontekście ostatniej sceny tego opowiadania. Fajnie byłoby pomyśleć, że przeszłość została za nimi i nasze postacie z mniejszymi bądź większymi trudami już na dobre osiądą, zadomowią się i zintegrują w Equestrii. (...) To jest ciekawe, bo gdyby nie ta scena z Archibaldem, to to opowiadanie by niejako "perfekcyjnie" zamykało historię już w tym momencie. (...) Jakoś się jednak zżyło z tymi postaciami i w tym sensie, opowiadanie to osiągnęło dziwaczny efekt - jednocześnie jestem ekstremalnie zainteresowany co dzieje się dalej, ale z drugiej strony, czy ja chcę to wiedzieć? Foreshadowing wskazuje jednak na powrót na południowe ziemie co niektórych postaci, który pewnie skończy się tylko bólem dla naszych bohaterów.

 

Rzeczywiście, "Następny dzień po świętach" zamyka, ale dopiero jedną sagę tejże historii. Jak wspominałem na Discordzie, wprawdzie przeskoku czasowego nie ma żadnego, ale "Wiosna Cevalonii" rozpoczyna sagę rodziny Ashfall, co zapewne już daje Ci jakąś podpowiedź, czego można się spodziewać... Ale mam nadzieję, że jeszcze niejeden raz uda mi się Ciebie czymś zaskoczyć. 

 

Natomiast Twoje spostrzeżenia i odczucia względem tego "zamknięcia" dają mi do zrozumienia, że... udało się osiągnąć zamierzony efekt. I w sumie nie mam nic więcej do dodania. Dobrze wiedzieć, dzięki.

 

 

Jeszcze raz wielkie dzięki za komentarze, słowa uznania względem formy oraz fabuły, a także podzielenie się swoimi odczuciami oraz prognozami. Mam nadzieję - o czym już wiele razy wspominałem - że przyszłe opowiadania nie zawiodą.

 

Hm... zdradzę mały sekret.

 

Spoiler

Matko, ile w starych opowiadaniach jest błędów... I przez "stare" mam na myśli te sprzed "Nikt nie jest doskonały" :wut: Plus błędna nazwa krainy na południowym wschodzie. Znaczy, ta poprzednia wersja. Dobrze, że teraz będę mieć trochę czasu, by i temu się przyjrzeć. Na końcu, zgaduję, że będę to mógł nazwać... "Definitywną edycją"? "Edycją zremasterowaną"? "Edycją kompletną"?

 

Pozdrawiam serdecznie i do napisania następnym razem, tutaj albo w wątku z "Kołem Historii" ;)

 

 

@KLGDiamond

Tobie również bardzo dziękuję za poświęcony na lekturę czas oraz komentarze :D Mam nadzieję, że seria zdoła zatrzymać Cię przy sobie jak najdłużej ;)

 

Miło, że narracja w "O szyby deszcz dzwoni" Tobie odpowiada, to chyba jedyne opowiadanie z cyklu, które prowadzone jest w ten sposób, tj. retrospekcjami. Może powinienem w przyszłości przemyśleć jakiś mały powrót do tej formuły. Zobaczymy, wszystko przed nami. Rzeczywiście, otwierając serię, starałem się kreować miejsce akcji i panujące w nim realia jako lokację, do której czytelnik raczej nie chciałby trafić. Na pewno taką, w której dobro/ empatia wypada na tle zła/ obojętności bardzo słabo. Ale czy na pewno? Wszakże zwróciłeś uwagę na postawy, które jednak stają w opozycji do tego niekomfortowego świata.

Analogicznie, sytuacja Fenrira była opisywana jako taka, w której czytelnik raczej nie chciałby się znaleźć. Heh, trochę nie mogę uwierzyć, ile lat ma już ten tekst :D

 

Co do Twojego drugiego komentarza, oczywiście dziękuję za rekomendację i tak dalej, ale... które właściwie opowiadanie miałeś na myśli? Z opisu fabuły wynika, że dwuczęściowe "Poznając nowy świat", które faktycznie jest o Gleipnirze i jego wesołej wojaży do Equestrii. "Na głębokich wodach", o ile rzeczywiście nie jest to żaden "Water World", o tyle w tym opowiadaniu jak najbardziej Fenrir występuje i jest to zarazem Spicy's first appearance :D A może to jakiś zmyślny foreshadowing z Twojej strony?

 

Dnia 28.03.2022 o 04:43, KLGDiamond napisał:

Ostatecznie nasz ogier trafia do szkoły, ale nie jest to bynajmniej opowieść niczym z Hogwartu, a coś bardziej przyjemnego. Ośmielę się nawet powiedzieć, że nasze oczekiwania są zdeptane, pogniecione, zmielone przez psa i wydalone z jego drugiej strony. Spodziewajcie się raczej opowieści rodem z polskich, czy innych, ale nadal dających w kość szkół. 

 

Ano, takie było założenie. Zresztą, postawiłem na pewien realizm. No bo nie oszukujmy się - jakie szanse na teście diagnostycznym miał mieć ktoś, kto nigdy wcześniej nie miał do czynienia z żadną nauką magii, ani jej nie trenował sam, w ogóle, poza paroma podstawowymi czynnościami, które przychodzą jednorożcom naturalnie, nie miał u kogo podpatrzyć bardziej złożonych zaklęć? To musiało się tak skończyć. Plus "fala" w szkole, tym bardziej, że Gleipnir przybył z daleka. To też wydało mnie się całkiem realistyczne. Abstrahując od tego, że mimo paru fragmentów, bynajmniej nie miałem zamiaru kreować Equestrii w "Kresach" na idealny kraj, gdzie wszyscy są dla siebie mili, nikt nie ma żadnych problemów i nic złego się tam nie dzieje. Co to to nie :D

 

Tak czy inaczej, wielkie dzięki, umieram z ciekawości jak ocenisz kolejne odcinki i na co zwrócisz uwagę ;)

 

Pozdrawiam!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, Hoffman napisał:

Co do Twojego drugiego komentarza, oczywiście dziękuję za rekomendację i tak dalej, ale... które właściwie opowiadanie miałeś na myśli? Z opisu fabuły wynika, że dwuczęściowe "Poznając nowy świat", które faktycznie jest o Gleipnirze i jego wesołej wojaży do Equestrii. "Na głębokich wodach", o ile rzeczywiście nie jest to żaden "Water World", o tyle w tym opowiadaniu jak najbardziej Fenrir występuje i jest to zarazem Spicy's first appearance :D A może to jakiś zmyślny foreshadowing z Twojej strony?

:pinkie4thwall::pun::pinkiep:

Kuźdebeczka! Pomyliłem tytuły! Faktycznie!:pinkie3: No nic.


A więc jednak nie mam zastrzeżeń do tytułu. Bo faktycznie Spicy rzuca Fenrira a głęboką wodę. Ale jak już jesteśmy w temacie to po kolei:

Na głęboką wodę to część historii w której poznajemy już świat Equestrii głębiej i to bynajmniej nie z tej lepszej strony. Kraj Celestii ma ogromne problemy z przestępczością, ale między innymi dlatego Fenrir jakkolwiek jest w stanie znaleźć sobie jakieś zajęcie. Powiedzmy sobie szczerze, że raczej z noszenia belek nie byłby zadowolony, a do pracy intelektualnej zbytnio się nie nadaje, więc praca najemnika wydaje się niczym spełnienie marzeń niestety im głębiej w las, a odwołując się do tytułu, im głębiej w wodę tym bardziej praca ta wydaje się najgorszym pomysłem wszechczasów.

Opiekun naszego bohatera bowiem ciągle tylko trenuje Fenrira i to w podstawach. Nie pokazuje mu żadnych fajnych taktyk, ani kombinacji których można użyć, aby zdominować przeciwnika. W tym momencie na "szczęście" naszego bohatera na sceną wkracza Spicy. Ta klacz której z jakiegoś powodu nikt nie lubi, a przecież każdy wie, że waśnie takie kobiety są najlepsze. Ekhem... Znaczy w fikcji. Wracając. Spicy pomaga Fenrirowi ucząc go właściwej walki i organizuje mu przeciwników, z którymi w przeciwieństwie do tych których sobie wybierał, autentycznie wygrywa. 

Okazuje się jednak, że nie wszystko jest kolorowe, na ringach nie walczą kucyki bez problemów, a Spicy nie jest do końca tym za kogo się podaje. 

To jednak musicie przeczytać sami. Ponieważ opisy, styl i dialogi są nie tyle zwyczajnie warte tego, a wręcz TRZEBA je przeczytać. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Tymczasem ja idę poczytać o kucu altruistce. Pocieszna klaczka.       Kapablanka!:pinkieawesome:





Ps: Dołączam Ps'a aby pogratulować sobie ponad stu postów na forum. Czasami przecież trza się nacieszyć z osiągnięć!:party:

Edytowano przez KLGDiamond
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Altruistka to tekst który gdy zaczynasz czytać wydaje ci się niepotrzebny. Chcesz wiedzieć co u Fenrira, Gleipnira, zapomnianej Gelgii, albo w ogóle u naszego kochanego ojczulka, który jak nam już po części uświadomił Gleipek wcale nie jest taki zły. Nagle jednak pojawia się nowa postać, bez absolutnie żadnych powiązań z poznaną przez nas dotychczas rodzinką. Na początku więc zupełnie obojętnie próbujesz przebrnąć przez te kilkanaście stron byle jak najszybciej wrócić do swoich ulubionych postaci. 

 

   Nagle jednak poznajesz nowe postacie, sytuację rodzinną naszej klaczy, staruszkę Harpstrings, przechodzisz przez kolejne spotkania, sytuacje, zwykłe rozmowy, poznajesz realia życia w Manehattanie. Nagle jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki w którymś momencie zapomina się o tym, że czyta się kresy. To już nie są kresy, to osobne opowiadanie specjalnie dla Silkflake i pani Harpstrings, które kradną niczym te wszystkie ekipy w filmach i serialach o napadach na bank, czy inny przybytek posiadający niezliczone dobra materialne. 

 

   W pewnym momencie widzisz tylko Silkflake chcącą wszystkim pomóc, chodzącą na zajęcia z szycia dla samorozwoju i miłą aż do przesady. Widząc jej matkę, której zachowanie zakraja o patologię chce się aż przywalić Vibrant i przytulić nasza bohaterkę tak mocno, aby już nigdy nie potrzebowała więcej przytulasów. Oczywiście takich "przytulasów" dostanie trochę od otoczenia. Wspomoże ją przyjaciółka zapraszając do siebie i pozwalając  się wygadać, nauczycielka nie wykonująca poleceń matki jak kolejny trybik w zegarku, a konsultująca wszystko z Silk, sama Pani Harpstrings oferująca ciastka i słodycze, a także rozmowę w zamian za proste zrobienie zakupów, nawet sam ojciec który z jakiegoś powodu w pewny momencie zmienia płytę i stara się nagrać nową.

   Teoretycznie wszystko kręci się wokół konfliktu z matką i pomaganiu staruszce z sąsiedztwa, ale całość rozciąga się na tyle stron przy tym nie rozlewając fabuły za nadto, że zamiast kolejnego fanfika, dostaje się doświadczenie, które trudno znaleźć. Aby to dokładnie przedstawić muszę jednak niestety zejść na teren spoilerów. Tych co nie czytali, nie zapraszam do rozwijania tego co jest poniżej. 

 

Spoiler

   Kulminacja historii następuje w pewnym momencie, gdy Silkflake postanawia, że uda się z siostrą i ojcem do Pani Harpstrings na Wigilię Serdeczności. A raczej parę dni przed z powodu zaborczej matki, która nie życzy sobie spotykania się, a co dopiero jedzenie przy jednym stole z jakąś "starą babą z osiedla". Tak więc usłyszawszy to nasza staruszka postanawia przygotować się na przybycie gości jak za dawnych czasów. Dwanaście potraw, ozdoby, ogółem miła atmosfera. To miał być prezent dla Silkflake, jej siostry i ojca z powodu tego, że nie za bardzo  miała jak cokolwiek kupić, nie mogąc wychodzić na zewnątrz w trakcie mrozów, ponieważ ryzykowała swoim nie tyle zdrowiem, co nawet życiem.

   Niestety Harpstrings się... przepracowuje? Można tak to ująć, chociaż to też nie jest dokładny powód jej śmierci. Tak. Śmierci. Pocieszna staruszka umiera parę godzin przed przybyciem gości, siedząc przy stole zastawionym potrawami i z drewnem gotowym aby być wrzuconym do kominka. Silkflake wchodzi do domu za pomocą zapasowych kluczy i próbuje dobudzić starszą klacz, ale niestety jak już powiedziałem ona wcale nie spała. Hoffman zrobił w tej scenie robotę nie tyle opisami uczuć postaci, chociaż one również były niemal idealnie wyważone, a opisem wszystkiego innego. To zimno które się czuje, gdy Silk otwiera drzwi. Te potrawy leżące na stole. Ta bezwładna pani Harpstrings.... Wszystko to składa się na odczucia, których trudno szukać w jakiejkolwiek literaturze. To po prostu trzeba przeczytać.

   Ostatecznie czujemy złość niemal na równi z Silkflake poznając potomstwo staruszki, a także ostateczne zachowanie jej matki po odczytaniu testamentu ( matki Silkfake, nie pani Harpstrings). Mimo że wszystko teoretycznie kończy się dobrze, czuć pewien niedosyt. Na szczęście kolejne części kresów już są i pewnie znajdę tam to czego mi brakuje.



   Podsumowując Altruistka to według mnie najlepsze dotąd kresy, a gdyby wydać tego Sola osobno absolutnie nic by to nie zmieniło. Jedyny powód dla którego nie mogę nadać temu fanfikowi tytułu Sola numer jeden (według mnie) jest "Sercem będę przy tobie" Midday Shine. Zresztą po samej lekturze atmosferę przyrównywałem między innymi do tego fanfika, chociaż według mnie nadal czegoś tutaj brakowało. W każdym razie jestem pewny, że kiedyś sobie to przeczytam raz jeszcze i raz jeszcze i raz jeszcze, aż nasyce się i będę mógł pójść spać pewnej bezsennnej nocy.

Amiligios i miłego dnia.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Z pewną obsuwą – co jednak nie powinno na tym etapie nikogo dziwić, takie życie – ale zgodnie z zapowiedziami, przybywam z aktualizacją wątku, z nowym – nareszcie – opowiadaniem, kontynuującym historię :D Wprawdzie technicznie nie jest to takie nowe opowiadanie, gdyż zostało ono napisane w roku 2019 i od tamtej pory było dopieszczane, ale kiedyś trzeba z tej elektronicznej szuflady wyjść ;) Jesteśmy już jakiś czas po premierze tekstu na Kąciku Lektorskim, więc pora na premierę forumową.

 

Ale wpierw chciałbym podziękować @KLGDiamond za najnowsze komentarze. Dzięki za lekturę, poprawki, no i poświęcony czas, również na podzielenie się wrażeniami :rdblink:

 

Dnia 31.03.2022 o 14:25, KLGDiamond napisał:

W tym momencie na "szczęście" naszego bohatera na sceną wkracza Spicy. Ta klacz której z jakiegoś powodu nikt nie lubi, a przecież każdy wie, że waśnie takie kobiety są najlepsze. Ekhem... Znaczy w fikcji. Wracając. Spicy pomaga Fenrirowi ucząc go właściwej walki i organizuje mu przeciwników, z którymi w przeciwieństwie do tych których sobie wybierał, autentycznie wygrywa. 

 

Nie do końca wiem jak tutaj podejść, gdyż użyczasz swój głos przy premierach kolejnych odcinków „Kresów” i w sumie wiesz, co się dzieje w nadprodukcji, lecz ostatni komentarz dotyczy „Altruistki”, stąd nie masz jeszcze pełnego kontekstu, ale ok, powiem tak – wątek Spicy jest jaki jest, mam jeszcze co do niej pewne plany, niemniej na swój przedziwny sposób, mimo wszystko, uratowała Fenrirowi życie. Naprawdę. A że losy tych postaci potoczyły się później tak, jak się potoczyły, cóż...

 

Aha - oczywiście wielkie dzięki za Twój głos na czytaniach, mam nadzieję, że dzisiaj także się usłyszymy ;)

 

Dnia 5.04.2022 o 17:45, KLGDiamond napisał:

Altruistka to tekst który gdy zaczynasz czytać wydaje ci się niepotrzebny. (...) Nagle jednak pojawia się nowa postać, bez absolutnie żadnych powiązań z poznaną przez nas dotychczas rodzinką.

 

Jak to :rainderp:

 

Przecież Silkflake jest na okładce, mizia się z Fenrirem, trzeba ją przedstawić. Ale miło, że poznane już postacie zdążyły tak Cię wciągnąć ;)

 

Dnia 5.04.2022 o 17:45, KLGDiamond napisał:

Chcesz wiedzieć co u Fenrira, Gleipnira, zapomnianej Gelgii, albo w ogóle u naszego kochanego ojczulka, który jak nam już po części uświadomił Gleipek wcale nie jest taki zły.

 

Zapraszam zatem do lektury kolejnych odcinków ;) Od historyjki z Gelgią dzieli Cię jeden dwuczęściowiec, ale będzie tam Fenrir i Spicy, więc nie ma lipy :determined:

 

Spoiler
Dnia 5.04.2022 o 17:45, KLGDiamond napisał:

Niestety Harpstrings się... przepracowuje? Można tak to ująć, chociaż to też nie jest dokładny powód jej śmierci.

 

Spoiler

Ona odeszła z przyczyn naturalnych, we śnie. Nie cierpiała. Dzięki Silkflake znów poczuła się potrzebna i kochana, także młoda naprawdę zrobiła coś wspaniałego. Świąteczna otoczka miała podnieść znaczenie akcji i nadać całości odpowiedniego nastroju, gdyż to jest czas, którego nikt nie powinien spędzać w samotności.

 

Bardzo dziękuję za szczegółowe opisanie swoich wrażeń z lektury, z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że... no, w sumie to opowiadanie jest dla mnie ważne. Cieszę się, że chociaż początkowo wydawało się Tobie nieistotne (w sumie, po podsumowaniu widzę, że chyba nadal tak uważasz), to jednak ostatecznie określiłeś je jako „najlepsze dotąd kresy”, doceniam to niezmiernie, no i to, o czym wspominałem na Discordzie – zestawienie „Altruistki” z „Sercem będę przy tobie” od Midday Shine traktuję jako wielkie wyróżnienie, gdyż uważam ten fanfik za towar z najwyższej półki, które każdy powinien sprawdzić, tak elegancko jest to napisane. Dzięki! :D

 

 

W porządku, przejdźmy zatem do aktualizacji. Kolejne opowiadanie – „Witajcie w Zebryce” – jest już w pierwszym poście i składa się z dwóch części. Tym samym rozpoczynamy ten, no... arc o odrodzeniu Zebryki ;) O czym to będzie? Generalnie otwarty zostaje wątek przygodowy, acz cokolwiek by się nie działo, nie zabraknie w tym domieszki [Slice of Life], czyli nurtu, w którym czuję się najpewniej. Ale tak, jak to wielokrotnie podkreślałem, chciałbym spróbować nowych rzeczy, rozszerzyć ten mój świat, no i popchnąć fabułę w nieco innym kierunku, a potem na tym coś zbudować. Wiecie jak to jest :rdblink:

 

Mam nadzieję, że pamiętacie mniej-więcej gdzie urwała się fabuła ostatnim razem. Coby za wiele nie zdradzać tym, którzy jeszcze nie czytali, Fenrir wpadł w niemałe tarapaty, przeszłość w końcu go dopadła, a teraz pora wziąć sprawy w swoje kopyta (i skrzydła), by zawalczyć o przyszłość. Pegaz wyrusza na wschód, do okupowanej Zebryki. Ściślej, odwiedzi Salamę oraz Mababu Moyo. Na miejscu czekają go nowe wyzwania, nowe przeciwności losu i nowi przeciwnicy... ale także nowe szanse.

 

Oczywiście oprócz nowych lokacji nie zabraknie nowych postaci, stworów, wątków oraz sekretów. Jak nietrudno się domyślić, od czasu do czasu trzeba będzie trochę powalczyć. Jest to zaledwie przedsmak nowości, które przewiną się przez kolejne odcinki, ale mam nadzieję, że nie poczujecie się z tego powodu zbytnio wyalienowani ;) Znane postacie nie zostały zapomniane i na pewno powrócą.

 

Czyli kolejne odcinki w drodze. Nie tylko te, które już były czytane na Kąciku, ale także te, które jeszcze piszę. Spróbuję porwać się na w miarę regularne aktualizacje.

 

 

Wygląda na to, że nie pozostało mi nic innego jak zaprosić do lektury, a także... do obecności na kącikowych premierach :D Historia wciąż trwa.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Hm, miały być comiesięczne aktualizacje... No nic. Przynajmniej następny materiał ukaże się szybciej w stosunku do tego, z którym przybywam dzisiaj, więc nie ma tego złego :rdblink:

 

Kontynuujemy wątek zebrykański, czyli przygoda z domieszką kawałków życia, okazyjnie przeplatana przemocą czy smutnymi motywami. Kolejny odcinek nosi tytuł Krzyk wolności i również wyszedł na dwie części. Możecie go znaleźć w pierwszym poście. Przenosimy się do Kilele i okolic, zawitamy także na wyspę Quagga, gdzie poznamy kolejne pasiaste postacie, spośród których jedna wyróżni się nadzwyczajną mocą. Może się ona okazać kluczem do wyzwolenia Zebryki, choć fakt, iż jest owiana mgłą tajemnicy, gęstą i nieprzeniknioną, obarcza ją pewnym... ryzykiem, tak to nazwijmy.

Cóż, w tak trudnych czasach, czasach próby, trzeba w coś wierzyć. Trzeba mieć nadzieję. Tylko czy legendy okażą się prawdziwe?

W międzyczasie poznamy inne wyjątkowe zebry, nie zabraknie też czasu na chwilę spokoju czy szczerą rozmowę.

 

Chyba o niczym nie zapomniałem. Prace nad Kresami trwają w najlepsze, tak jak maraton premierowy na Bronies Corner, na który oczywiście zapraszam :D Ale bądźcie ostrożni - masywne spoilery przed Wami, jeśli nie mieliście sposobności zapoznać się z dotychczasową zawartością bądź wpaść na poprzednie czytania ;)

 

 

Pozdrawiam!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Pochłonięty sprawami życia realnego byłem zmuszony opóźnić nieco to i owo... Chociaż to nie najlepsze określenie - po prostu nie miałem głowy, by zająć się swoją fanfikcją, tyle. Odnalazłszy wolną chwilę oraz nieco chęci, prezentuję dwa kolejne opowiadania, odpowiednio za sierpień i za wrzesień.

 

 

Po ostatnich zebrykańskich eskapadach, czas na Na południu bez zmian - to kolejny dwuczęściowiec, który przede wszystkim przybliży Wam sytuację w Ĉevalonii, zarówno z perspektywy equestriańskiej gwardii, jak i sił ĉevalońskich. Ci pierwsi prowadzeni będą przez znajomych dowódców, wśród których jednak nie zabraknie nowych twarzy. Na czele drugich z kolei, stanie znany z poprzednich opowiadań Hermes von Ashfall... którego niespodziewanie odwiedza ktoś bardzo dla niego ważny. Oprócz tego ogier otrzyma wsparcie od sojuszników, których również w tym tekście poznacie. Cóż więcej rzec, dwie strony konfliktu wkrótce zetrą się ze sobą... Jak wynik tej konfrontacji wpłynie na konflikt i sytuację na południu?

Pula nowych postaci nie obejmuje wyłącznie kucyków - dowiecie się kto jeszcze zamieszkuje Muzzleshore i okolice, a także kim są wspomniani sojusznicy Hermesa, którzy naturalnie są bardzo zainteresowani wynikiem wojny ĉevalońskiej.

Na moment zajrzymy do Fenrira i zebr, odkrywając co nieco o runach, używanych przez pasiaste kucyki.

 

 Okazja czyni królową” oferuje powrót do Equestrii. Na południu trwa wojna, a działający w podziemiu spiskowcy nie próżnują i wreszcie decydują się wykorzystać sytuację, wszczynając rewoltę, która w najgorszym momencie destabilizuje sytuację w pańskie Celestii. Czy to autentyczny bunt przeciwko Pani Dnia, a może zakrojona na szeroką skalę dywersja? Jeśli tak, kto za nią stoi? Jaką tajemniczą broń skrywają te kucyki i kim okaże się tytułowa królowa?

Tym samym zwiększam ilość akcji, zahaczając jednocześnie o motywy fantastyczne. Nie zabraknie powrotów starych znajomych, którym - a jakże - towarzyszyć będą nowe pyszczki.

 

 

Oba opowiadania są już dostępne w pierwszym poście niniejszego wątku. Zapraszam do czytania, komentowania oraz wskazywania co się udało, co się nie udało, a co wyszło dziwnie i tak dalej ;)

 

Jeszcze jedna informacja - saga Ashfallów została ukończona, aczkolwiek ostatnie dwa opowiadania muszą jeszcze zostać przebadane (jedno już z grubsza sprawdziłem). W każdym razie, podobnie jak cała nadprodukcja, zostaną premierowo przeczytane na Kąciku Lektorskim :D

 

 

To by było na tyle, pozdrawiam serdecznie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Nareszcie nadeszła pora, że zabrałem się za lekturę Kresów. Nie będę ukrywał, długo się przed tym wzbraniałem. Niesłusznie, jak widzę, bo Kresy to naprawdę dobry fik. 
Swój komentarz ograniczę do pierwszych czterech opowiadań, które dotychczas przeczytałem.  Na pozostałe przyjdzie pora później. 

 

Pierwsze co mnie urzekło w tym fiku i urzeka dalej, to wspaniale wykreowany świat, który żyje i ma swoje własne problemy, a które oczywiście bezpośrednio lub pośrednio dotykają bohaterów. Weźmy chociażby biedę i niestabilność Neighfordu. Dlatego Albert musi trzymać wszystkich twardo, by mieszkańcy mogli powoli poprawiać swój byt i budować lepsze państwo. Wpływa to też na to, jak traktuje własną rodzinę i jak wiele od niej wymaga. 
Z tego samego powodu Equestria jawi się bohaterom jako wspaniała kraina mlekiem i miodem płynąca. Ale z biegiem czasu i wydarzeń nasi bohaterowie odkrywają jak złożony i nie aż tak spokojny jest to świat.
Już na początku widać też, że kucyki mają uprzedzenia do innych ras, czy swoje własne poglądy na daną sytuację. Albert ma na przykład dość niskie mniemanie o pegazach (których tam nie ma zbyt wielu), podszyte może stereotypami, a może własnymi doświadczeniami. I to wpływa na to, jak traktuje Fenrira. Zaś w rozdziale poświęconym szkole Glejpnira czuć niechęć do niego, ze strony innych uczniów. 
To wszystko sprawia, że ten świat wydaje się być realistyczny i ma głębię, co tylko przydaje bohaterom. 

 

A skoro o bohaterach mowa, to w zasadzie pierwsze cztery rozdziały, to przedstawienie bohaterów, oraz ich umieszczenie na początku ich drogi. Pierwsze skrzypce gra tu raczej Fenrir. Na początku widzimy jak mu ciężko od samego początku, jak musi pracować od młodych lat i jak jego wujek go nie lubi. Nic dziwnego, że chłop zwiewa i postanawia szukać szczęścia w ,,mlekiem i miodem płynącej" Equestrii. I oczywiście trafia w tylko teoretycznie lepsze miejsce, czyli do najemników. 
Przyznaję, ma chłop kiepski start, ale to fajnie buduje tą postać, a poza tym, naprawdę wpływa na jeog decyzje i w sumie będzie się za nim ciągnąć. 
Jego kuzynostwo, czyli Gelgia i Gleipnir są w trochę lepszej sytuacji. Startują z wyższego miejsca i mają łatwiej. Choć też nie łatwo. Młody Glejpnir uzyskuje nawet szansę edukacji w dziedzinie magii, za granicą. Swoją drogą, całkiem fajny, klimatyczny rozdział o tym, jak ktoś z innego kraju może się czuć przyjeżdżając za granicę na studia. 
No i Silkflake. Początkowo zdaje się ona niezbyt pasować do historii o mieszkańcach Neighfordu, ale po jej relacjach z rodziną, marzeniach i zakończeniu jej historii można się domyślić jaka odegra rolę. Przyjemna postać marzycielki (zaradnej), którą od razu da się lubić. 
I jeszcze na koniec, poboczna postać, której też chcę poświecić kilka słów. Mianowicie Albert. To dobrze wykreowany wódz miejsca, którym przyszło mu zarządzać. Jest twardy i trochę despotyczny, ale jestem skłonny zrozumieć jego motywację, bazujacą na jego wiedzy i pragnieniach. Nawet jego stosunek do dzieci wynika z troski (źle wyrażonej) i własnej wiedzy o świecie. Można owszem się przyczepić, ze z pragmatycznego punktu widzenia źle rozegrał relacje z Fenrirem (niekoniecznie źle z własnym bratem), ale fakt, że uprzedzenia i poglądy Alberta biorą górę nad zimnymi kalkulacjami tym lepiej kształtują tą postać. Przyznam nawet, że ten despota ujął mnie na tyle, że chciałbym zobaczyć jego własny fik. Może taki, w którym widzimy jak zdobył władzę w Neighfordzie i jak założył rodzinę. 

 

Co do opisów, to są one moim zdaniem akuratne. Wystarczająco rozbudowane by zbudować klimat, oraz pozwolić by czytelnik sobie wyobraził co się dzieje wokół. Doskonale też współgrają z rytmem opowieści, zajmując jak dla mnie tyle miejsca ile powinny. Dało się poczuć zarówno klimat raczej surowego i niebogatego Neighfordu, jak i szkoły magii w Equestrii, czy rodzinnego domu Silkflake. Świetnie też oddawały emocje i atmosferę otoczenia. Podczas rozmowy Glejpnira z tym jego kolegą ze szkoły dało się wyczuć niechęć do przyjezdnego jednorożca, wynikającą  z jego pochodzenia i rodziców.  Kolejny plus jak dla mnie.

 

I na koniec dwa słowa o formie, bo to też wypadałoby skomentować. Tu również jest bardzo dobrze. Tekst czyta się przyjemnie, bez żadnych zgrzytów, błędów, czy literówek. Powiedziałbym wręcz, że się przez niego płynie. 


Gorąco polecam i czytam dalej. Bo to naprawdę dobry fik, który ma to, co trzeba. Świetny świat, i wspaniałych bohaterów.
 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Z planowanych comiesięcznych aktualizacji zrobiły się dwumiesięczne... Ale za to przynoszą ze sobą dwa opowiadania zamiast jednego, więc w sumie się zgadza :rdblink:

 

Jak się domyślacie, mam dla Was kolejne opowiadania, za październik i za listopad. Ale najpierw chciałbym podziękować @Sun za komentarz, jak widzę, pierwsze opowiadania z serii, te najstarsze, wciąż sobie radzą i się podobają, co mnie niezmiernie cieszy, podobnie jak zapowiedź dalszej lektury :D Jak to wielokrotnie podkreślałem przy różnych okazjach, jest to historia postaciami prowadzona, toteż miło mi, że pierwsze kawałki tekstu z sukcesem przedstawiły sylwetki co ważniejszych postaci, w ogóle, wielkie dzięki za analizę ich tła, a także ich startu w początkowych partiach fabuły. Co mnie zaskakuje (oczywiście pozytywnie), to fakt, iż Albert ponownie wzbudził duże zainteresowanie, z tego co widzę, na tyle, by nawet otrzymać... swój własny fik? Ciekawe, ciekawe. Tego się nie spodziewałem, dzięki! :D 

 

Cieszą mnie również ciepłe słowa odnośnie kreacji świata, ze szczególnym wskazaniem na realizm. Na głębię też, ale nie spodziewałem się, że już na starcie ta kreacja wyda się Tobie realistyczna. Na ówczesnym etapie nie przywiązywałem do tego zbyt wielkiej uwagi, większa dbałość o światotworzenie to u mnie stosunkowo nowy wynalazek ;)

 

Mam nadzieję, że kolejne części staną na wysokości zadania i godnie pociągną historię dalej. No i zżera mnie ciekawość odnośnie postaci Spicy, gdyż mam pewne przecieki, że będzie ona bohaterką hipotetycznego kolejnego komentarza od Ciebie, a postać tę, jako twórca, ostatnimi czasy bardzo polubiłem, stąd czekam w napięciu i na skraju krzesełka ;)

 

Liczę też, że w niedalekiej przyszłości zdołam się zrewanżować :NjdaT:

Dziękuję!

 

 

Pora na przedstawienie nowych opowiadań, które już możecie znaleźć w pierwszym poście. Zaznaczam jednak, że ich opisy będą dosyć skromne, gdyż nie chciałbym zawczasu spoilerować, tak mocno są one związane z historyjką o pewnej samozwańczej królowej.

 

Zdążyć przed przeznaczeniem rozciąga się na dwie części i opowiada o skutkach ataków na Manehattan oraz Vanhoover, za które odpowiedzialne są kucyki służące królowej znanej z poprzedniego opowiadania. Przyjrzymy się temu jak z zaistniałą sytuacją radzą sobie zwykli mieszkańcy, a także wojskowi, którzy stanęli do walki z nieprzyjaciółmi i odparli ich atak... ale za jaką cenę?

Losy tychże kucyków są istotne, gdyż znajdziemy wśród nich - a jakże - znajome pyszczki, zarówno po stronie cywilów, jak i rekrutów, nie wspominając o niespodziewanych sojusznikach gwardii królewskiej, których też powinniście kojarzyć z poprzednich opowiadań ;) Nie zabraknie przełomowych momentów dla pewnych postaci, które znalazły się w samym centrum tego chaosu, obojętnie czy mimowolnie, czy z delegacji. Napięcie rośnie gdy wojskowi trafiają na trop bazy, z której wyruszyli agresorzy, z czasem odkrywają także tożsamość samozwańczej królowej. Jak się okazuje, pewien kucyk, działający po stronie gwardzistów, doskonale ją zna.

W trakcie zabezpieczania obronionych miast oraz wyjaśniania sprawy, na scenę wkraczają nowe, tajemnicze postacie, które najwyraźniej nie stoją po niczyjej stronie. Co to oznacza dla Equestrii i jak się wiąże z konfliktem na południu?

 

W poszukiwaniu nadziei kończy arc o królowej, która w tym opowiadaniu nareszcie rusza na swój główny cel, z sukcesem odwróciwszy uwagę gwardzistów atakami na wybrane equestriańskie miasta. Ujawniona zostaje jej tajna broń, choć zważywszy na moc jej szczególnego... sojusznika, trudno powiedzieć czy to rzeczywiście największy, najbardziej liczący się atut renegatów. Jaką tajemnicę skrywa ów niezwykły kucyk?

Królowa czekała na taką okazję wiele lat... Po drodze znów nawiedzają ją jej demony, które ma nadzieję zgładzić wraz z księżniczką Celestią. Jednakże królewska gwardia nie pozwoli od tak obalić Pani Dnia przez jakąś samozwańczą królową.

Rzeczy komplikują się, gdy jedna z kluczowych sojuszniczek królowej postanawia wykorzystać szansę na osiągnięcie swojego własnego, prywatnego celu. Dlaczego? Okazuje się, że ktoś depcze jej po ogonie...

 

 

Zapraszam serdecznie do śledzenia dalszych losów bohaterów i bohaterek tejże historii, a także zostawiania tu swoich komentarzy :D

 

Jednocześnie napomknę, że premierowe "Kresy" powróciły na Kącik Lektorski i jeśli jesteście na bieżąco, to tam będziecie mieli możliwość poznania zakończenia sagi Ashfallów ;)

 

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Kolejny kawałek kresów za mną, to pora i na komentarz. Tym razem trochę inaczej, bo każdy z tych kilku fików doczeka się krótkiego komentarza. 

 

Piątek trzynastego
Niewiele poprzednim razem wspomniałem o Fenrirze najemniku, bo pisząc poprzedni komentarz już czytałem to dzieło i postanowiłem się wstrzymać. Tak czy inaczej, w Equestrii Fenrir trafił szczęśliwie. Jako kuc bez szkoły, zawodu, rodziny czy kasy, mógł skończyć na kilka sposobów. Adept najemników to na pewno lepsza opcja niż trup czy ogier negocjowalnego afektu. 
Trochę jednak szkoda, że tych scen z życia najemnika tak relatywnie niewiele. Rozumiem, że ideą było raczej pokazanie, że Fenrir nie realizuje się jako najemnik, bo ma mało zleceń i słabe, oraz degradującego wpływu Spicy. Swoją drogą, to dobrze napisana postać, służąca do bawienia czytelnika i irytowania głównego bohatera, choć jej finałowa motywacja faktycznie jest nieco dziwna. Fenrir  ma rację, że ona ma coś nie ten teges pod grzywą. Z drugiej strony, nie mogę powiedzieć by Spicy była źle napisana. Jest konsekwentna w swych poglądach, a jej motywacja nie kłóci się z zachowaniem. 
To faktycznie jest dobrą motywacją by zostawić najemników i szukać szczęścia gdzie indziej. Osobiście wolałbym jednak zobaczyć zdecydowanie więcej Fenrira jako najemnika. Jak zaczyna szkolenie, jak musi po raz pierwszy sprać dłużnika i jak się z tym czuje. Jak, dajmy na to, okrada gościa, którego wcześniej widział w rodzinnej sytuacji. 
Druga rzecz, co do której mam w tym fiku wątpliwości, to wielkie szczęście Fenrira. Pomijając już, że jako najemnik wychodzi cało z zasadzki (i chyba bez ran), to gdy tylko zaczyna myśleć o zmianie swojego zawodu, trafia się oddział łowców, a do tego w mieście pojawiają się pogromcy najemników, skłaniający go do podjęcia decyzji. Wprost idealna sytuacja dla pegaza. Z drugiej jednak strony, nie widzę powodu by nie dać mu trochę tego szczęścia. Wszak początek życia miał kiepski. 
To nie jest zły fik. Wprost przeciwnie, jest nawet dobry. Na solidnym, wysokim poziomie Kresów. Spodziewałem się jednak czegoś innego. Ale cóż, może jeszcze dostanę jakieś wspomnienia Fenrira z czasów jak był najemnikiem. Takiego Fenrira opowiadajacegosynkowi o swoim pierwszym dniu w pracy...

 

To tylko sekret.
Wreszcie Gelgia dostaje czas antenowy. Czekałem na to, bo od pierwszych rozdziałów zdawała się być klaczą inteligentną, która może co nieco zmienić, niekoniecznie będąc na pierwszej linii fabuły. I oczywiście nie zawiodła. Nie dość, że poznajemy ją bliżej i nieco więcej jej matkę, to jeszcze mamy w fajny sposób wprowadzone zebry i fragment ich kultury, oraz magii w postaci szkatuły. Fajny koncept i fajny artefakt. Nie szkoda mi jednak, że Gelgia nie potrafiła o niego zadbać. Bohaterowie nie zawsze muszą sobie dobrze radzić z tym, co rzuca im los. Zwłaszcza, że ta szkatułka dawała sporą władze temu, kto odpowiednio jej użyje, ale też wymagała pewnej odpowiedzialności. Ani na jedno, ani na drugie Gelgia zdaje się być nie gotowa. 
Same sekrety ze szkatułki były trochę niepokojące. Zwłaszcza ten drugi, bo pierwszy to świetna okazja by zademonstrować moc artefaktu i pokazać kawał świata zebr. 
Zastanawiam się też, gdzie się podziała szkatułka i co z tego wyniknie. I czy jeszcze się w ogóle pojawi.
Sam fik mi się podobał i czytało mi się go rpzyjemnie. 

 

Tajemnica Białego Bazyliszka
Przyznam, to był trochę dziwny fik. Nie zły, tylko po prostu trochę dziwny. A przynajmniej dziwna jest ta część, w której Fenrir musi się wydostać z jaskini. Wydaje mi się to kompletnie nie pasować ani do dotychczas czytanej fabuły, ani do świata. Zupełnie jakby to była część innego fika. Wędrówka po tej dziwnej jaskini (czy to fizyczna, czy duchowa) również jest jak dla mnie trochę zbyt chaotyczna i po prostu… no, nie czułem by była całością z resztą kresów. Scena końcowa, kiedy Fenrir przypadkiem spotyka kogoś, kto przeżył to samo też budzi moje wątpliwości. Głównie dlatego, że jest, moim zdaniem, za szybko. Gdyby była kilka rozdziałów później, przy okazji przypadkowej rozmowy i innego wątku a do tego gdyby ją kawałek pociągnąć, byłoby to lepiej. 
Za to fragmenty rozgrywające się poza jaskinią to świetne sceny z życia łowców. Rozmowy, dyskusje… i oczywiście wspaniałe przechwałki i docinki Bottomless Poucha. Muszę przyznać, że bawią mnie jego rozmowy z Fenrirem, co to on nie może i co to nie robił z klaczami. Pewnie część tego to nieprawda, ale co z tego. Wspaniały erotoman-gawędziarz. Trochę irytujący dla innych bohaterów, ale dobrze rozładowujący napięcie. W sumie nawet bym chciał żeby wrócił i podrażnił Fenrira, że se wreszcie kogoś znalazł, ale tylko jedną i skoczyłby w bok, albo namówił ją by zaprosiła koleżanki do domu…
Walkę opisano całkiem spoko. Z odpowiednią dynamiką i wyważeniem. Tu też dobrze było widać pewne wady magii jednorożców, pod postacią konieczności przygotowania zaklęcia. To fajnie równoważy trzy rasy. 
Ogólnie, to dobre. Aczkolwiek, moim zdaniem jedno ze słabszych, spośród tych, które dotychczas przeczytałem (winię wysoki poziom kresów ;) ). Wolałbym tu widzieć więcej tropienia, poszukiwania i może dyskusji o stworach (bo to co kupiec nazwał bodaj bazyliszkiem, wcale nie musiało nim być), a mniej tej jaskini. 


Ołowiany Gleipnir
Klasyczna (tak myślę) fabuła rozgrywająca się w liceum. On ciamajda, nie najlepiej się uczy, jest pośmiewiskiem. Podkochuje się oczywiście w jakiejś klaczy (nie jest to jednak samica alfa, albo beta aspirująca do alfy, lecz szara myszka z dołu hierarchii szkolnej), ale nie bardzo wie jak zagadać, jednak w końcu daje radę. I zapewne gdyby nie ten wypadek na lekcji alchemii, to byłby to całkiem zwykły fik o relacji dwóch kucy w szkole.
To, co wyróżnia ten fik spośród podobnych fabuł (poza tamtym wypadkiem), to ponadprzeciętna gamoniowatość Glejpnira. Momentami byłem nawet skłonny uznać ją za irytującą, ale z drugiej strony, nie jest ona pozbawiona sensu. W końcu to przybysz z obcego kraju który nie miał chyba żadnych znajomych i przyjaciół, żadnej miłostki, a jego edukacja też była raczej ograniczona. Zastanawiam się nawet, czy on się bawił z innymi dziećmi w Neighfordzie? Poza tym, ta gamoniowatość fajnie działa w jego rozmowach z bardziej ogarniętym kumplem i samą Wise Glance. 
Wyróżnia go też ten wypadek i jego efekty. Spodziewałem się, że Glejpnir nie będzie specjalnie chciał używać nowej zdolności, ale nie spodziewałem się, że tak zostanie do końca, ani, że ogier nie będzie nawet próbował powtórzyć wypadku, by mieć moc i móc ewentualnie w przyszłości bronić swojej ukochanej, czy jej zaimponować. Fajne rozwiązanie.
Postać Wise Glance też bardzo spoko. Dobrze napisana i całkiem przyjemnie się obserwuje jej losy.
Ogólnie, fik OK, trzyma poziom.


Nikt nie jest doskonały
Wreszcie jakieś spotkanie Fenrira z kimś z rodziny. W odpowiednim, zdaje mi się momencie. Widać jaka zmiana w nim zaszła i w sumie jaka zmiana zaszła w Glejpnirze. Zwłaszcza ten pierwszy wygląda jakby postarzał się dwa razy ponad wiek i niekoniecznie kroczy właściwą drogą. Przynajmniej według kuzyna.
Ogólnie, co tu dużo mówić, fajny przerywnik, konfrontujący dwóch pozytywnych bohaterów i splatający dwie idące równolegle linie fabuły. 

 

Samotny pegaz na rozdrożu
Z miejsca polubiłem w tym fiku Silkflake, za jej bezpośredniość, otwartość i kilka ciętych uwag. Dobrze dla Fenrira, że ona nie ma aparycji Doris z drugiej części Shreka. Z drugiej jednak strony, to co zrobiła było jednak bardzo nieodpowiedzialne. Zaprosiła obcego, śmierdzącego pegaza do własnego domu. Odnoszę wrażenie, że zrobiła to nie tylko dlatego, że jest altruistką, ale też dlatego, że zrobić na złość rodzicom (a w zasadzie samej matce). W końcu Fenrir jest przeciwieństwem tych wszystkich, których matka jej przysyłała. 
Ogólnie, ich relacje śledziło się całkiem przyjemnie. Chyba lepiej niż podchody Glejpnira do Wise Glance, choć tamta wersja pierwszego kontaktu wydaje mi się bardziej realistyczna. Tym niemniej, ta dwójka do siebie pasuje i tworzy okej relację.

 

W każdym z tych opowiadań dostałem to, czym Kresy mnie tak ujęły i zachęciły do siebie. Mianowicie dobrze stworzony, żyjący świat, dobrze napisane, kilkuwarstwowe postacie i przyjemną, całkiem logiczną fabułę, a nawet trochę zabawnych sytuacji. 
Wciąż polecam i czytam dalej. 
A czy na coś czekam? Tak, na wspomnienia Fenrira najemnika, może coś z przeszłości Alberta i więcej tego samego. I może aktualizacja pliku z chronologią ;)
 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Komentarzy do kresów ciąg dalszy. A w nim:

 

Spełnianie życzeń
Przyjemny, świąteczny wypełniacz, bez specjalnych rewelacji, czy zaskakujących zwrotów akcji (nawet spotkanie z rodziną Silkflake było jak najbardziej przewidywalne). Ale to nie jest niczym złym. Po prostu kolejne punkty zrealizowane (i to zrealizowane dobrze), tak by każdy z bohaterów miał odrobinę radości w święta, a czytelnik uroczy tekst, który siłą rzeczy i klimatu wywoła u niego uśmiech na twarzy, oraz da mu odrobinę odprężenia od intrygi. Fajny dodatek do Kresów, bardzo przyjemnie się czytało.

Następny dzień po świętach
Święta, święta i po świętach. Atmosfera mija i życie zaczyna powoli doganiać bohaterów. Choć może nie wszystkich, bo Gelgia może sobie pohasać w śniegu (co swoją drogą jest urocze i zabawne). Albert dalej coś ukrywa (naprawdę, coraz bardziej ciekawi mnie jego młodość i to, jak doszedł do tego, co stracił). I pojawia się Archibald, otwierając nowy wątek i nadając nowy kierunek akcji. Ale jakoś nie to mi zapadło najbardziej w pamięć, a scena w sypialni Silkflake i Fenrira. Pewnie nie powinienem, ale przez całą chichotałem, bo przed oczami stał mi obraz z pewnego polskiego serialu. Nie wiem czy to zamierzenie, czy też nie, ale tak podziałało. 
I ogólnie, kolejny przyjemny i odprężający fik. 


Wiosna Cevalonii
Mam mieszane uczucia co do tego dzieła. Pierwsza część to jeden z niewielu przypadków dobrego fika, który mi się nie podobał. A Wszystko jest jak najbardziej logiczne. To, że Fenrir się obraził po tym co usłyszał, że wszystkich odtrąca, że obraża się i psuje Silkflake spotkanie z siostrami… a także to, że Albert (który oczywiście o wszystkim wiedział) dolewa oliwy do ognia. Mówiąc krótko, to dobrze zrealizowany fik, a bohaterowie działają zgodnie z charakterem i w ogóle. Dalej jednak nie podoba mi się zachowanie Fenrira i to jak wszystkich potraktował. Moim zdaniem, powinien za to dostać solidnego, fabularnego kopa w plota. Co go może w sumie czekać. Plus za to za Alberta, który znowu wszystko wie i specjalnie nic go nie dziwi. Naprawde lubię gościa.
Druga część, czyli pierwsze kroki Fenrira w nowej Cevalonii były z kolei całkiem przyjemne. Fajne opisy miejsc, nieźle zbudowany klimacik niedużego, ale ambitnego miasteczka, oraz przyjemna, drobna dawka niepewności. Taka, że widzimy, że coś jest nie tak, ale bohater ma tylko takie przeczucie. Dobry wstęp do rozgrywek z Archibaldem i Equestrią, oraz poznawania swojej biologicznej rodziny. 
Jakbym miał więc oceniać ten rozdział, to musiałbym powiedzieć, że trzyma wysoki poziom Kresów i będzie stanowił przyjemność dla czytelnika, ale daleko mu do tego by został moim ulubionym. 

 

Za nieustającą walkę
Długie, długie opowiadanie kresowe, dające sporo ciekawych informacji o świecie i nie tylko. Skupię się tu na dwóch rzeczach. Pierwszą będzie ukryte w Equestrii Hollow Shades. Trochę dziwne, że Ceśka niewiele o tym wie i w sumie jakoś tego nieusankcjonowała. Bo albo to kryjówka bandytów, która należałoby spacyfikować, a nie olewać, albo normalne miasteczko, z którego czerpałaby podatki. Zwłaszcza, że istnieje już pewnie kilkadziesiąt lat. Ile to kasy jej przeszło koło nosa, nie mówiąc o jakiejś wymianie zebrzych eliksirów na pieczone bataty, czy coś. Z drugiej jednak strony, taka enklawa ukryta pod nosem Celestii, że niby wiadomo, że jest, ale w sumie nie wiadomo co,  też jest spoko pomysłem. poza tym, bardzo przyjemnie się czytało o podróży delegacji, spotkaniu tych dziwnych stworów i budowaniu relacji zebry z Equestriańczykiem. Niezły wątek, dający wytchnienie od tematu głównego i w odpowiednim momencie ten wątek się połączy z losami Fenrira. Jedynie mogłoby być więcej  Weissa w samej wiosce. Tego jak poznaje kim są mieszkańcy, jak żyją, jakie mają poglądy, czemu tak żyją, czego chcą i tak dalej. To by mogło fajnie rozbudować jego postać i dać czytelnikowi jeszcze jeden pogląd na Cevalonię.
Ważniejsza jednak jest część, w której Fenrir von Ashfall odkrywa swoją przeszłość i nawiązuje relacje z wujkiem oraz kuzynem. Ten drugi jest raczej cichym, niezbyt energicznym ogierem, który zdaje się chcieć tylko spokoju i szacunku Archibalda. Jednak po poznaniu planu Archibalda zacząłem odnosić wrażenie, że tak jak Fenrir, Hermes też może stanowić problem w tymże planie. Nie zdziwiłbym się, gdyby postanowił wypiąć się na jedną i drugą stronę i rządzić swoim skrawkiem ziemi, próbując być neutralny. Nawiazałby stosunki dyplomatyczne, rozwinął handel, przemysł i może poślubił jakąś damę z Equestrii. 
Sam Archibald jawi się jako burak i rozpustnik, który nie szanuje nikogo (nawet Hermesa) i chce być wielkim wodzem, który przyćmi jego przodków i tak dalej (i uczyni Cevalonię znów wielką). Przyznam, że gdyby nie ostatnia scena, w której rozmawia z jakąś kalczą, miałbym go za bufona, który rozpęta cyrk, który wymknie mu się spod kontroli. A tak, mam pewne wrażenie, że to tylko maska, pod którą kryje się wyrachowany i jednak pragmatyczny dyktator. 
Podoba mi się jak Fenrir manewruje między nim, kuzynem, dyplomatami z Equestrii i klaczami zachęcanymi przez Archibalda. Bardzo przyjemnie napisany fik. Chyba będzie jednym z moich ulubionych w kresach. 

 

Żegnajcie dawne dni
Glejpnir jedzie do wojska. To w zasadzie główna część tego fika. I tradycyjnie jest bardzo dobrze napisana (z jednym wyjątkiem, o którym później). Zarówno to jak się upija, jak i jego rozmowa z Primrose. To było tak żywe, tak realistyczne. Świetne opisy i oddanie emocji. Choć mam jedną uwagę odnośnie samej sceny wyjazdu do woja. Tam na stacji powinni być oddelegowani gwardziści. Dowódcy tych nowych, kilku szeregowych i tak dalej. Ktoś powinien pilnować rekrutów by nie spanikowali, nie uciekali, nie palili kart, czy się nie pobili w czasie podróży. Mogliby im też im wyjaśnić to i owo po drodze. Powinny być nawet podstawione specjalne wagony tylko dla wojskowych (chyba, że cały pociąg był dla nich). Tak myślę. 
Scena rozmowy Silkflake z siostrami też była bardzo ciekawie napisana. Myślę, że Hoffman dobrze oddał zakochanie (a raczej miłość) Silkflake do Fenrira. Sensowne wydaje mi się też zachowanie sióstr. Te dwie, którym matka znalazła mężów są w opozycji i też uważają wybór najmłodszej za zły, a ta siostra, która była przeciw matce choć trochę popierała najmłodszą z sióstr (o ile ich nie pomyliłem). Swoją drogą, mam nadzieję, że jeszcze dojdzie do spotkania całej czwórki po czasie i być może niektóre zrewidują swoje poglądy. 


To była kolejna partia dobrych rozdziałów. To też chyba odpowiedni moment by oddać głos na Epic. To naprawdę dobrze i ciekawie napisany SoL, z wielowymiarowymi, żywymi bohaterami, dobrze opisanymi, żyjącymi miejscami i przyjemnym klimatem alternatywnej Equestrii, oraz wspaniale wykreowanym światem. Świetnie się bawię przy lekturze i polecam każdemu. 
 

Edytowano przez Sun
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Już jakiś czas temu doczytałem opublikowaną część Kresów, więc pora się wreszcie zmobilizować i zostawić ostatni na chwilę obecną komentarz. Aczkolwiek pewnie krótszy niż ostatnio i nieco inny.

Ogólnie, całość mi się tradycyjnie podobała. To dalej bardzo przyjemny fik, który pochłania się z przyjemnością. Kolejne rozdziały co najmniej trzymają poziom poprzednich. 

 

Jeśli chodzi o wątek Fenrira, to klasycznie jest dobry klimacik. Nasz pegaz walczy dalej i dalej tęskni za ukochaną. Podobały mi się sceny walki z tym potworem co wyszedł z wody, rozmowa Fenrira o swej przyszłości jak już wojna się skończy, oraz jego budowanie relacji z zebrami. Wydaje mi się, że robił to nie tylko po to by ocieplić swoje nazwisko i swój wizerunek w ich oczach, ale też naprawdę zainteresował się ich kulturą i tak dalej. 
Szkoda tylko, ze po podbiciu jednego z miast zachował się tak paskudnie (i na pokaz) wobec mieszkańców. Rozumiem (częściowo) co chciał osiągnąć, ale wybrał kretyński sposób, który zadziałał odwrotnie. I troszkę szkoda, że to nie wróciło w jakiejś rozmowie. 
Druga rzecz, co do której mam wątpliwości, to tak szybki powrót Fenrira i Quoiry po walce z tym potworem i natychmiastowe wejście do kolejnej bitwy. Wiem, że to dało efekt epickosci i skróciło nieco wątek, ale uważam, że raz, byli trochę zbyt obici by tak od razu wkroczyć do bitwy i dwa, szkoda tu trochę takiej okazji, gdzie można by zbudować kawał świata, wymienić opowieści między Quoirą a Fenrirem i w ogóle. Zdaję sobie sprawę, że tam dałoby radę upchać tak z pół rozdziału, ale dalej, chyba wolałbym to widzieć inaczej niż tu wyszło. 

 

Walki są opisane całkiem klimatycznie i z pomysłem. Każda ze stron ma jakieś swoje pomysły i wybiegi, które urozmaicają sytuację. Jak chociażby atak pociągiem, czy sprytna obrona przed machinami kroczącymi w Zebryce. Wydaje mi się, że czuć odpowiedni rozmach i ciężar tych walk. Zastanawia mnie tylko trochę, jakim cudem bandyci nie rozpadli się przy takim stosunku Spicy i innych dowódców do siebie. Bo ta atmosfera dogryzania i docinania zdaje się być trochę przesadzona. Z drugiej strony, zestawiając to z poprzednim pojawieniem się Spicy (z czasów nauczania Fenrira), dochodzę do wniosku, że ona dałaby radę zrobić jakąś armię w tej atmosferze. Ale, jak słusznie, moim zdaniem, autor napisał, była to armia o niskiej wartości bojowej. 

 

Skoro już przy walkach jesteśmy, to podobało mi się to, jak Glejpnir szukał odpowiedzi na swoje rozterki. Cudownie się czytało jak trafił na Bottomless Poucha. Ja wiem, że to ogier jednego tematu, jednego żartu i to niewysokich lotów, ale dalej było to zabawne. Przynajmniej dla mnie. 
Poza tym, Glejpnir swoją pierwszą bitwę przeżył bardzo dobrze i miał swój szczęśliwy moment kiedy przybyła Wise. A i ponowne spotkanie z rodziną było bardzo przyjemnie i klimatycznie napisane. Te SoLowe, rodzinne momenty to chyba najmocniejszy element Kresów. 

 

I jeszcze kwestia zebr. A w zasadzie jednej zebry, do której chciałbym się odnieść. Tytan (uciekło mi jego imię). Początkowo jest on przedstawiany jako ktoś, kto otrzymał łaskę od przodków i w godzinie próby dokona wielkich rzeczy. Taki trochę wybraniec. Tylko doświadczony życiem i kompetentny. Fajny koncept. Okazało się jednak, że to nie wybraniec (jeśli dobrze zrozumialem), tylko… właśnie, co? To rodzi pytania. Bardzo interesujące pytania i interesujące rozważania. 
Zebry podające wojownikom eliksiry, tworząc mutantów (Zebminów)
Mam nadzieję, że ten wątek jeszcze powróci. 

 

No i na koniec Hermes i koziorożce. Czułem trochę, że to się rozwinie i mam. Wprawdzie nie wiadomo czy z hermesa zostanie trzecia (a może i czwarta) strona konfliktu, ale jest ku temu nadzieja. No i całkiem fajnie, że dostał kobitę. Może będzie na niego wpływać podczas negocjacji i robić mu za głos rozsądku. 

 

Oczywiście było tam wiele ciekawych rzeczy, ale nie będę się o wszystkim rozpisywać by nie spoilerować. Powiem tylko tyle, że dalej polecam kresy i dalej planuję to czytać (i dalej chciałbym więcej przeszłosci Archibalda :) ). A no i plus za podziemny system tuneli. Podoba mi się i też fajnie pasuje. 
 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Witam znów, przybywam - a jakże - z kolejną spóźnioną aktualizacją, a także odpowiedzią, jako że w międzyczasie @Sun był uprzejmy w trzech odcinkach podzielić się swoją opinią na temat poszczególnych kawałków serii, a także oddać głos na [Epic], za co bardzo, ale to bardzo dziękuję :rdblink:

 

Niedotrzymywanie terminów zostało spowodowane głównie moją specyfiką, nie ma co się obrażać na sprawy świata realnego, jako że co to za problem wstawić link do posta, kliknąć "edytuj" i "no elo, jest aktualizacja XD", jest jednak jeden dodatkowy powód dla których wyhamowanie z publikacją kolejnych fragmentów historii mogło okazać się korzystne. Ogółem chodzi o to, że z różnych przyczyn premiery na Kąciku Lektorskim nie zawsze się odbywały, co w końcu doprowadziło do tego, że premiery forumowe zrównałyby się z premierami kącikowymi, a jako że kolejne opowiadania miały być tymczasowymi exclusive'ami dla Kącika, takie oto przystopowanie z publikacjami wydało się jedynym sposobem by się wywiązać. Czyli... chyba wszystko ostatecznie wyszło ok.

Jednakże w zeszłą sobotę saga rodziny Ashfallów dobiegła końca, przeczytaliśmy całość nadprodukcji, co oczywiście oznacza dla mnie ostatnią szansę by chociaż pod koniec nadać tym aktualizacjom chociaż odrobiny regularności. Kalendarz podpowiada, że widocznie tak musiało być. Dlaczego? Przekonacie się za jakiś czas ;) Oczywiście pragnę podziękować za wszystkie zrealizowane premiery na Kąciku Lektorskim, jednakże na pełne podziękowania przyjdzie jeszcze czas, kiedy i ostatnie jak na razie opowiadanie pojawi się na forum :D

 

A teraz do rzeczy, nim rozpiszę się jeszcze bardziej.

 

 

Dnia 6.01.2023 o 11:49, Sun napisał:

Trochę jednak szkoda, że tych scen z życia najemnika tak relatywnie niewiele. Rozumiem, że ideą było raczej pokazanie, że Fenrir nie realizuje się jako najemnik, bo ma mało zleceń i słabe, oraz degradującego wpływu Spicy.

 

Dnia 6.01.2023 o 11:49, Sun napisał:

Osobiście wolałbym jednak zobaczyć zdecydowanie więcej Fenrira jako najemnika. Jak zaczyna szkolenie, jak musi po raz pierwszy sprać dłużnika i jak się z tym czuje. Jak, dajmy na to, okrada gościa, którego wcześniej widział w rodzinnej sytuacji. 

 

Dnia 6.01.2023 o 11:49, Sun napisał:

Ale cóż, może jeszcze dostanę jakieś wspomnienia Fenrira z czasów jak był najemnikiem. Takiego Fenrira opowiadajacegosynkowi o swoim pierwszym dniu w pracy...

 

Przyznam, że z perspektywy czasu mam wrażenie, że o ile Fenrir-najemnik został zrealizowany dostatecznie wyczerpująco, o tyle zdecydowanie za mało jest Fenrira-łowcy. Może w zestawieniu jednego i drugiego nie widać znaczącej różnicy, ale akcja z białym bazyliszkiem i wspomnienie o ważkach przy okazji spotkania Silkflake to trochę mało. Tym bardziej, że - jak wiesz - po drodze pojawiło się kilka nowych postaci, z których...

Spoiler

...Ivy Petalo była łowczynią i z pewnością znała się z Fenrirem, podobnie jak inni nowi łowcy z jednego z późniejszych opowiadań...

...toteż opisanie interakcji i wzajemnych relacji między tymi postaciami z czasów, kiedy wspólnie polowały na potwory, odczynniki i skarby wydaje się bardzo kuszące. Gdybym kiedyś zdecydował się na jakieś opowiadania uzupełniające/ dodatki/ spin-offy, to celowałbym właśnie w tę tematykę. Byłaby akcja, byłaby przygoda, może z domieszką [Fantasy] albo [Slice of Life], z jakimiś rozszerzeniami lore. Jedyny kłopot to to, że nie będę mógł zbytnio kombinować z tymi postaciami, żeby nie zaburzyć chronologii i fabuły. Bo ostatecznie...

Spoiler

...Fenrir musi wylądować w Dodge City i poznać Silkflake, a Ivy dołączyć do Spicy w jej rebelii.

 

Niemniej pomysł na podobne rozszerzenia, ale z czasów najemniczenia Fenrira, to też interesująca sprawa, po prostu na razie nie mam w głowie niczego konkretnego, acz niewykluczone, że to przyjdzie z czasem ;)

 

Dnia 6.01.2023 o 11:49, Sun napisał:

Druga rzecz, co do której mam w tym fiku wątpliwości, to wielkie szczęście Fenrira.

 

Owszem, gość ma więcej szczęścia niż rozumu. I plot armor :D Wystarczy rzucić okiem na to, co go spotyka w Zebryce i z jakich sytuacji wychodzi cało. To chyba jest dużo bardziej naciągane, ale czy do przesady? To pozostawiam do oceny czytelnikom.

 

Dnia 6.01.2023 o 11:49, Sun napisał:

Swoją drogą, to dobrze napisana postać, służąca do bawienia czytelnika i irytowania głównego bohatera, choć jej finałowa motywacja faktycznie jest nieco dziwna.

 

W późniejszych odcinkach odkryłem kilka kart co do jej przeszłości. Nie za dużo, gdyż zależy mi na tym, by poszczególne wątki jej historii pozostały tajemnicą jak najdłużej.

Przypominam, że nadal jestem skonfliktowany ile wyjawić, kiedy i w jaki sposób. Włącznie z jej prawdziwym imieniem. To wszystko jest... w toku. Wyjdzie podczas dalszego pisania.

 

Dnia 6.01.2023 o 11:49, Sun napisał:

Zastanawiam się też, gdzie się podziała szkatułka i co z tego wyniknie. I czy jeszcze się w ogóle pojawi.

 

O tę kwestię zahaczyliśmy nie tak dawno temu przy okazji kącikowej premiery ;) Jeżeli wątek sprostał oczekiwaniom, to bardzo się cieszę :D

 

Dnia 6.01.2023 o 11:49, Sun napisał:

Przyznam, to był trochę dziwny fik. Nie zły, tylko po prostu trochę dziwny. A przynajmniej dziwna jest ta część, w której Fenrir musi się wydostać z jaskini. Wydaje mi się to kompletnie nie pasować ani do dotychczas czytanej fabuły, ani do świata. Zupełnie jakby to była część innego fika. Wędrówka po tej dziwnej jaskini (czy to fizyczna, czy duchowa) również jest jak dla mnie trochę zbyt chaotyczna i po prostu… no, nie czułem by była całością z resztą kresów.

 

Akurat co do "Tajemnicy Białego Bazyliszka" to jest to chyba jeden z tych odcinków, przy których z perspektywy czasu czuję się najbardziej skonfliktowany w takim sensie, że przy premierze nie miałem problemu z tym jak ostatecznie wyszło mi to opowiadania, ale po czasie... chyba powinienem pójść po inny efekt. Sam nie wiem. Trudno mi to wytłumaczyć; nie jest to tak, że mnie się nie podoba ten odcinek, bo go lubię i  dobrze wspominam jego pisanie, aczkolwiek chciałem wypróbować się w bardziej tajemniczych klimatach, zakrawających o horror. Przy moim ówczesnym (i wciąż trwającym) uwielbieniu do creepypast, miałem dwa tytuły, którymi mogłem się zainspirować: "God's Mouth" i "Ted the Caver". Ostatecznie zaczerpnąłem z pierwszego tytułu, ale może faktycznie lepiej było podeprzeć się Tedem. Chociaż wtedy chyba nie byłem na to gotów warsztatowo.

 

Wygląda też na to, że skakanie między teraźniejszością (opowieść podróżnika w karczmie), a przeszłością (przygoda Fenrira) ostatecznie nie pomogło temu opowiadaniu. Może to stąd to wrażenie chaotyczności. Inna sprawa, że do samego motywu Czeluści MIAŁEM nawiązać później, ale z tego zrezygnowałem, przez co wątek ten wydaje się urwany. Co innego motyw białych zwierząt/ bestii.

 

Czy jest jakaś szansa na remake tego opowiadania? Coś a'la remake "Spełnienia życzeń" z 2020 roku? Sam nie wiem. Możliwe, że w tym przypadku wyszłoby z tego zupełnie inne opowiadanie. Podobne w paru aspektach, ale fabularnie inne i dłuższe. Myślę, że ta kwestia jest otwarta, ale przynajmniej na razie nie jest to mój priorytet. Moim zdaniem "Spełnienie życzeń" zasługiwało na remake najbardziej.

 

Dnia 6.01.2023 o 11:49, Sun napisał:

Za to fragmenty rozgrywające się poza jaskinią to świetne sceny z życia łowców. Rozmowy, dyskusje… i oczywiście wspaniałe przechwałki i docinki Bottomless Poucha. Muszę przyznać, że bawią mnie jego rozmowy z Fenrirem, co to on nie może i co to nie robił z klaczami. Pewnie część tego to nieprawda, ale co z tego. Wspaniały erotoman-gawędziarz. Trochę irytujący dla innych bohaterów, ale dobrze rozładowujący napięcie. W sumie nawet bym chciał żeby wrócił i podrażnił Fenrira, że se wreszcie kogoś znalazł, ale tylko jedną i skoczyłby w bok, albo namówił ją by zaprosiła koleżanki do domu…

 

Jest to dla mnie kolejny świetny argument za tym, by potencjalne dodatki oprzeć o czasy, w których Fenrir działał jako łowca i przeżywał różne przygody :D A że Pouch towarzyszył mu także za czasów najemniczenia, jest to też opcja na napisanie rzeczy, o których wspominałeś przy okazji komentarza do "Piątku trzynastego".

 

Spoiler

Fenrir: Weź się odczep, to moja klacz.

Pouch: No dobra, dobra. Ma jakieś koleżanki?

Fenrir: Ma trzy siostry.

Pouch: To może by mnie z nimi... troszkę zapoznała?

Fenrir: Są mężatkami.

Pouch: Spoko, mnie to nie przeszkadza XD

 

Chociaż zważywszy na obecne (I przyszłe?) stronnictwo Poucha, takie spotkanie jest mało prawdopodobne. Zobaczymy ;)

 

Dnia 6.01.2023 o 11:49, Sun napisał:

Zastanawiam się nawet, czy on się bawił z innymi dziećmi w Neighfordzie?

 

Jedną z różnic między Cevalonią, a Equestrią (została ona zaakcentowana w bodajże drugiej części "Poznając nowy świat") jest to, że na południu dzieci nierzadko też pracują. Gdy Gleipnir jechał do Equestrii, zapytał Primrose z czego będzie żyć, a ona mu na to, że w Equestrii źrebaki nie pracują, ale uczą się i bawią.

Chociaż rzeczywiście, w Neighfordzie najlepszymi przyjaciółmi Gleipnira była jego siostra, no i Fenrir. To z nimi się bawił, od czasu do czasu.

 

Dnia 10.01.2023 o 21:27, Sun napisał:

Mam mieszane uczucia co do tego dzieła. Pierwsza część to jeden z niewielu przypadków dobrego fika, który mi się nie podobał. A Wszystko jest jak najbardziej logiczne. To, że Fenrir się obraził po tym co usłyszał, że wszystkich odtrąca, że obraża się i psuje Silkflake spotkanie z siostrami… (...) Dalej jednak nie podoba mi się zachowanie Fenrira i to jak wszystkich potraktował. Moim zdaniem, powinien za to dostać solidnego, fabularnego kopa w plota.

 

Ano, zachowanie Fenrira na początku opowiadania, to jest coś, czym (tak odczuwam) zapewne narażam się niejednemu czytelnikowi i argument, że hej, Fenrir już raz zostawił bliskich i pojechał sobie w siną dal ("O szyby deszcz dzwoni"), nie jest tutaj wytłumaczeniem. To, że nie jest logicznym gościem, często kieruje się emocjami, najpierw robi, potem myśli, to już nieco prędzej. Wciąż myślę, że to i tak trochę naciągane, ale nie ma zmiłuj - musiałem go poróżnić z rodziną, musiałem go zabrać na południe, musiałem to popchnąć dalej. Wściekł się na rodzinne tajemnice, nieszczerość, a przy okazji nerwy podsyciła niezdrowa ciekawość i chęć uzyskania odpowiedzi, dzięki którym mógłby lepiej zrozumieć samego siebie. Uznałem to za dostateczną motywację, jako że sam miewałem w życiu podobne sytuacje, stąd też całkiem łatwo mi się to pisało. Nic wesołego.

 

Dnia 10.01.2023 o 21:27, Sun napisał:

Sam Archibald jawi się jako burak i rozpustnik, który nie szanuje nikogo (nawet Hermesa) i chce być wielkim wodzem, który przyćmi jego przodków i tak dalej (i uczyni Cevalonię znów wielką). Przyznam, że gdyby nie ostatnia scena, w której rozmawia z jakąś kalczą, miałbym go za bufona, który rozpęta cyrk, który wymknie mu się spod kontroli. A tak, mam pewne wrażenie, że to tylko maska, pod którą kryje się wyrachowany i jednak pragmatyczny dyktator. 

 

Postać Archibalda, pisanie jego to niemalże zawsze jest dla mnie niezły rollercoaster. Proces krystalizacji jego charakterystyki, roli i znaczenia w fabule to proces, który najwyraźniej nadal trwa w mojej głowie, jednakże zdecydowanie jest on bliżej końca, aniżeli początku. W każdym razie...

Spoiler

Tak, to jest maska. Jedna z wielu masek. Oczywiście, że nie jest do końca zdrowy, ale nieważne co by się nie działo, zawsze ma plan. I to, w połączeniu z jego zachowaniem, czyni go szalenie niebezpiecznym.

 

A jako smaczek zarzucę ciekawostką z bardzo wczesnych planów odnośnie tego kawałka serii:

 

Spoiler

Oryginalnie relacja między Archibaldem a Hermesem miała być mocno inspirowana konfliktem między Heihachim i Kazuyą z "Tekkena" w tym sensie, że syn nienawidzi ojca (z wzajemnością) i usiłuje go wykończyć. Dawno, dawno temu, fabuła miała się potoczyć inaczej, ale ostatecznie z tego zrezygnowałem i nie żałuję, bo pozwoliło mi to na zrealizowanie wielu wątków, z których jestem zadowolony i które wydają mnie się lepsze od tych z wczesnych planów odnośnie ciągu dalszego, a także zakończenia serii.

 

:rdblink:

 

Dnia 13.03.2023 o 20:51, Sun napisał:

Szkoda tylko, ze po podbiciu jednego z miast zachował się tak paskudnie (i na pokaz) wobec mieszkańców. Rozumiem (częściowo) co chciał osiągnąć, ale wybrał kretyński sposób, który zadziałał odwrotnie. I troszkę szkoda, że to nie wróciło w jakiejś rozmowie. 

 

No to był jeden z tych takich fenrirowych momentów, że: "Co ty sobie myślisz, co ty robisz, ty zdrowy jesteś?" ;)

Co się jak najbardziej mieści w jego charakterystyce :D

 

Dnia 13.03.2023 o 20:51, Sun napisał:

Druga rzecz, co do której mam wątpliwości, to tak szybki powrót Fenrira i Quoiry po walce z tym potworem i natychmiastowe wejście do kolejnej bitwy. Wiem, że to dało efekt epickosci i skróciło nieco wątek, ale uważam, że raz, byli trochę zbyt obici by tak od razu wkroczyć do bitwy i dwa, szkoda tu trochę takiej okazji, gdzie można by zbudować kawał świata, wymienić opowieści między Quoirą a Fenrirem i w ogóle. Zdaję sobie sprawę, że tam dałoby radę upchać tak z pół rozdziału, ale dalej, chyba wolałbym to widzieć inaczej niż tu wyszło.

 

I dopiero po tym jak mi to napisałeś, widzę jaka okazja przeszła mi koło nosa. Poważnie, sam z siebie na żadnym etapie pisania tego nie zauważyłem, nie zdawałem sobie sprawy z pełnych możliwości tegoż wątku. Typowy ja :twilight5:

Ale myślę, że nie wszystko stracone. Gra wciąż trwa, widziałbym sposoby na napisanie tego w przyszłości, jak nie retrospekcja, to może jakieś rozszerzenie czy coś podobnego. Ale to znakomity pomysł i niewykorzystany przeze mnie potencjał. Teraz to się wydaje takie oczywiste... Nie wiem co ja sobie myślałem.

 

Dnia 13.03.2023 o 20:51, Sun napisał:

Zastanawia mnie tylko trochę, jakim cudem bandyci nie rozpadli się przy takim stosunku Spicy i innych dowódców do siebie. Bo ta atmosfera dogryzania i docinania zdaje się być trochę przesadzona.

 

Możliwe, że napisałem to w zbyt... kreskówkowym/ komiksowym stylu. Za mało powagi, za dużo dziwnego "humoru". Nic innego mi nie przychodzi do głowy.

 

Dnia 13.03.2023 o 20:51, Sun napisał:

I jeszcze kwestia zebr. A w zasadzie jednej zebry, do której chciałbym się odnieść. Tytan (uciekło mi jego imię).

 

To jest coś podobnego do "Tajemnicy Białego Bazyliszka" - miałem w głowie "super pomysł", miałem koncept na klimat, liczyłem, że wyjdzie z tego coś więcej. Przyszło co do czego, minęło trochę czasu i dochodzę do wniosku, że to nie do końca to, co miało mi wyjść/ myślałem, że mi wyjdzie, czegoś mi brakuje.

Stąd odpowiedź na Twoje pytanie może być tylko jedna - tak, wątek powróci. Musi powrócić, bo za pierwszym razem nie wyszło mi tak, jak to sobie wyobrażałem, więc trzeba poprawić.

 

Dnia 13.03.2023 o 20:51, Sun napisał:

Powiem tylko tyle, że dalej polecam kresy i dalej planuję to czytać (i dalej chciałbym więcej przeszłosci Archibalda :) ). A no i plus za podziemny system tuneli.

 

A nie miał być to Albert? :aj5:

 

 

Ale, ale! Ktoś sobie pomyśli: "Jakie bitwy, jaki potwór co wyszedł z wody? Fenrir i Quoira poobijani? Gwardziści znaleźli sposób na golemy? Sun, o czym ty człowieku piszesz?" :wut:

No właśnie - w tym momencie wkraczam ja, z kolejną aktualizacją. W pierwszym poście już możecie znaleźć kolejne opowiadanie z serii i zarazem drugi trójczęściowy odcinek - "Diabelski Plan". Skojarzenia z "Heroes of Might and Magic III" są jak najbardziej na miejscu. W trakcie lektury zrozumiecie, że tytuł to nie jedyne nawiązanie ;) O czym jest samo opowiadanie? Akcja, akcja, więcej akcji. Bitwa, potem znowu bitwa i kolejna bitwa. Kluczowy moment wojny Cevalońskiej jest przed Wami - co wyniknie z najcięższych potyczek w tym konflikcie, kto przetrwa, co uda się utrzymać, a co trafi w cudze kopyta i gdzie w tym wszystkim odnajdą się bohaterowie? Zapraszam do lektury :D

 

Następne opowiadania powinny się ukazać niedługo. Mam pewien plan ;)

 

 

Ufff... To chyba wszystko. Dziękuję jeszcze raz Sunowi za pozostawione komentarze, sądzę, że odniosłem się do wszystkiego, co chodziło mi po głowie, jakby co, odezwę się przy najbliższej okazji. To jeszcze nie koniec podróży!

 

Pozdrawiam!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, Hoffman napisał:

A nie miał być to Albert? :aj5:

 

Tak, to miał być Albert. Choć przeszłość Archibalda też byłaby kusząca. 
 

I dzięki za tak rozbudowaną odpowiedź. Odpowiada ona na kilka moich wątpliwości i daje kilka informacji, które zmieniają ogląd na świat.

W zasadzie, wrócę  do kwestii ilosci Fenrira najemnika i Fenrira łowcy. Owszem, łowcy też mogłoby być więcej, ale należy pamiętać, że to w sumie najemnicy nauczyli go łamać prawo (bo raczej nie zrobił tego jego ojciec, chyba, że źle pamiętam), to najemnicy nauczyli go walczyć, to najemnicy nauczyli go myśleć w pewien określony sposób i pewnie zrobili dla niego coś jeszcze. Z drugiej strony, fakt, łowców było mało, ale łowców można łatwiej nadrobić, moim zdaniem. 

Spoiler

Zakładając, że Kresy będą pisane, a Fenrir zostanie tym łowcą na służbie księżniczek, to dlaczego by nie miał działać w towarzystwie starej ekipy, albo przynajmniej jej części? Wtedy można by zarówno pokazać łowców od strony nauki zwalczania bestii (po Archibaldzie mogły zostać hybrydy, które wymagają innego podejścia niż łowcy znają i łowcy musieliby się uczyć, eksperymentować ze skąłdnikami i tak dalej), jak i dać miejsce na wspominki z początków ich znajomości, oraz może jakieś historie sprzed czasów Fenrira. 

 

Jak skończę Diunę, to spróbuję znaleźć czas by we własnym zakresie poczytać kolejne fiki i obdarzyć je komentarzem na forum

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...