Skocz do zawartości

[Gra] Chromantis - wyprawa do wnętrza Świata.


Zegarmistrz

Recommended Posts

Chromantis. Jeden wielki mechanizm, wypełniający codzienność swoich mieszkańców szarą codziennością mitów i legend.

A jedna z nich była o wiele ciekawsza niż cała reszta.

Opowiadała o skarbie, umieszczonym przez twórców tego świata we wnętrzu samej planety. CI, lub ten, którzy dojdą do środka, zdobędą nie tylko bogactwo, ale i nieśmiertelną sławę.

I to, między innymi, przygnało was do lokalu "Pod Wahadłem". Obskurne miejsce, spelunka jakich wiele w tej części miasta. Jedyne czym się różniła od reszty to dwa fakty - duże i pojemne sale, zdolne pomieścić sporą liczbę najemników, oraz doświadczona obsługa, mogąca załatwić sprzęt, zarówno legalnie jak i przez czarny rynek.

Wasz przewodnik, Halek, powiedział że spotka się z wami tutaj za 30 standardowych Klików. Dlatego mieliście czas by uzupełnić zapasy i poznać się wzajemnie.

Zajęliście wspólnie jeden z większych stołów  w pomieszczeniu, patrząc na twarze tych, którym będziecie musieli w nadchodzących dniach zaufać.

Co jakiś czas podchodził do was kelner, serwując standardowe napitki, zwykłe jak i te trochę "inne".

Zza okna dochodził stukot warsztatów szykujących sprzęt dla innych podróżnych, umilając wam rozmowę miarowym stukotem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vrem

 

Chudy, patyczkowaty twór ledwo przypominający człowieka miał na sobie postrzępiony nieco kapelusz ze sporym rondem, na oczach parę okrągłych okularów przeciw słonecznych, a na ustach i nosie chustę. Na jego ramionach spoczywało ponczo ukrywając wszystko pod spodem. Rękawy czarnej bluzy miał zawinięte do łokci. Nogi były szczelnie owinięte zwykłymi spodniami, a na samym dole znajdowała się para butów. Wszystko poza bluzą było w kolorach piasku. Gdy tylko się poruszył kilka ziarenek krzemu spadło na stół. Zza czarnych szkieł przyglądnął się każdemu i czekał. Miał czas... Lubił mieć czas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eomeer


Wysoki, szczupły mężczyzna o szerokich barkach. Miał krótkie, czarne włosy zazwyczaj schowane pod wojskową czapką z daszkiem, która teraz spoczywała na stole. Ubrany był w wojskową bluzę i spodnie w kolorze moro, czarne, wysokie buty oraz zieloną chustę zawiązaną na szyi. Rozsiada się wygodnie na krześle. Powoli sączył swój trunek z niedużego kubka. Jego oczy przeskakiwały na kolejne osoby siedzące przy stole.  Swoją tarczę i miecz oparł o oparcie krzesła, na którym siedział. 

-Witam panowie. -Powiedział spokojnym głosem. - Chciałbym was poznać i wiedzieć z kim przyjdzie mi współpracować. Nazywam się Eomeer. Moim zadaniem będzie pomóc wam przeżyć w czasie naszej wyprawy. Mam nadzieje, że będzie nam się dobrze razem pracowało. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zolkistet

 

Siedział spokojnie. Przyglądał się wszystkim zza swoich żółtych okularów, nigdy nie skupiając na nikim wzroku na dłużej niż na kilka sekund. Nie był chudy, jak inny z poszukiwaczy przygód, który siedział naprzeciw niego, ale nie mógł się też pochwalić zbytnią masą. Oczy pod okularami były koloru niebieskiego i co ciekawe, świeciły delikatnie. Synchronizator był ubrany w szary płaszcz, sięgający do kostek, rękawiczki z wycięciami na palce, wysokie buty, pomiętą koszulę oraz spodnie. Wszystko było w tym samym, nijakim kolorze burzowego nieba. Twarzy nie osłaniał, pokazując swój delikatny zarost, który jakoś do niego nie pasował oraz nos, który kiedyś był długi, ale widać że czyjeś ostrze zmieniło ten stan rzeczy dość dawno i teraz w tym miejscy widać cienką, metalową płytkę.

Kiedy jeden z nich się odezwał, przeniósł na niego wzrok i przez chwilę uważnie obserwował mówcę. Wzniósł swój kubek, wypełniony zielonkawą substancją i wziął mały łyk, nie przerywając obserwacji.

- Oby nam wszystkim ta wyprawa się poszczęściła. Mów mi Zolkistet. - stwierdził krótko i wrócił do obserwacji siedzących.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mr Tux

 

Wysoki,masywny męzszyzna siedział przy rogu stołu.Miał na sobie czarny podkoszyulek,iniebiskie spodnie oraz brazowy płaszcz.Bacznie przyglądał się obecnym tu przyszłych jego kompanów.Na plecach miał tarcze zaś u boku Teleskopowe ostrze żaś nad nim wisiał sześcian gotowy bronić go w kążdym momencie.Po chwili konsternacji odezwał sie do zgromadzonych w sali:-Tak,aby wyprawa się udała-

Edytowano przez Atlantis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mr. Clockwork

 

Postać ta przykuwała sporo uwagi i ciekawskich wzroków. Cóż fakt faktem niecodziennie widzi się golema w tych czasach czyż nie? Ów golem miał na sobie elegancki frak, takowe też spodnie, mały czarny jak zresztą cały jego strój melonik, który nigdy nie poruszał się nawet o milimetr od metalowej czaszki Tika oraz monokl. Całość w wyglądzie dżentelmena psuły niejako sabatony, których zwykł używać. Jego najwierniejszy przyjaciel szperacz o wdzięcznej nazwie Tok latał nerwowo i chaotycznie nad stołem przyglądając się każdej z postaci z osobna i badając szczegółowo ich wygląd. Jakoś nigdy nie mogłem zapamiętać by wgrać mu program do ufania w opisy o wyglądzie. Cera Mr. Clockwork'a była brązowa, oczy jego były jak obiektywy w aparacie fotograficznym. Całość jego mechanicznej postaci dopełniały mechaniczne ruchy, które wykonywał by sięgnąć po filiżankę czarnego płynu, który raczej nie był kawą. Gdy odezwały się niektóre z towarzyszących mu ciepłe ciała, wypełnione krwią i innymi zbędnymi płynami, postukał palcami o blat stołu. Jak można się domyślić dźwięk był raczej metaliczny. W końcu gdy stwierdził, że jednak wypadałoby otworzyć gębę rzekł chłodno i trochę zgrzytająco:

- Nazywam się Mr. Clockwork i miło mi panów poznać. Moim celem jest dotarcie do serca tego przybytku i pokazanie, że golemy to tak jak ludzie tylko z metalu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Neftahar

 

W przeciwieństwie do niemal wszystkich w tym pomieszczeniu postać w ciszy zasiadająca za stołem nie rzucała się w oczy aparycją, a i strojem nazbyt nie odstawała od gości lokalu. Mężczyzna średniego wzrostu, okutany w aksamitnie czarny, sięgający ziemi płaszcz przypominający nieco ubiór kapłanów oraz niewielki zawój na głowie nie skusił się dotąd nażaden z serwowanych napojów. Siedział nieruchomo, acz wygodnie, z jedną dłonią ułożoną na stole. Słowa przelatywały obok niej miękko jak podmuchy wieczornego zefirka. Mimo braku jakiejkolwiek reakcji miało się jednak wrażenie, iż opisany jegomość z uwagą i skrupulatnością bada otoczenie, przyjmuje i zapamiętuje wszystko, co powiedziano. W istocie, niewidoczne pod prostą, szarą maską zasłaniającą twarz oczy przeczesywały spelunę, przewiercając wszystkich w zasięgu wzroku. Nie odpowiedział ani słowem, zamiast tego zastukał tylko rytmicznie palcami lewej dłoni po blacie stołu. Twardy dźwięk nie mógł pochodzić od żywej tkanki. Czarna, skórzana rękawiczka skrywająca ową dłoń stanowiła zatem barierę, chroniącą pewnie jakiś sekret posiadacza. Tak czy inaczej, mężczyzna dawał sobie czas na zapoznanie się z tymi, którzy dopomogą mu w zbadaniu tajemnic Chromantis, w wydarciu tej planecie jej najgłębszych sekretów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drzwi otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wpadł niemłody już mężczyzna. Cały zziajany, zamachnął dłonią kilka znaków po czym jeden z kelnerów podał mu jakiś brązowy płyn.

Gdy ten wychlał go duszkiem, siorbiąc przy tym niemiłosiernie, otarł usta i spojrzał na was.

- Przepraszam za spóźnienie, mieliśmy drobne kłopoty, ale widzę że macie już sprzęt i jesteście w miarę przygotowani. To dobrze. Oszczędzimy na tym trochę czasu.

Jego twarz zakrywała w większości metalowa płyta ciągnąca się od brody po lewe ucho, zasłaniając część nosa i oka.

- Plan jest taki panowie, zgodnie z umową jestem waszym pośrednikiem, wszelakie sprawy uzbrojenia, ekwipunku i medykamentów możecie załatwiać przez moją osobę. Proszę - rozdał wam po komunikatorze, małej mieszczącej się w dłoni skrzyneczce - dzięki temu będziecie mogli się ze mną skontaktować za każdym razem jak wrócicie. O ile. No, idziemy, winda pokaże się za jakieś 15 Klików, akurat dość czasu żeby dostać się na miejsce i życzyć wam powodzenia.

Co mówiąc znowu podszedł do drzwi którymi wcześniej wszedł i oczekującym wzrokiem przejechał po waszych twarzach. Lub tym co za nie uchodziło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Allungare

Drzwi spokojnie się otworzyły. Oczom gości ukazał się młody mężczyzna o ciemnych włosach i złotych oczach, o jasnej cerze. Jego strój wydawał się bardzo skomplikowany. Miał czarną koszulkę, na której widniała fioletowa rozpinana bluzka z wieloma małymi kieszonkami. Na plecach, widniał symbol koła zębatego. Spodnie wydawały się być wykonane z jedwiabiu i były przepasane paskiem, który wydawał się być jakimś użądzeniem. Na głowie mężczyzny, widniały natomiast dziwne gogle. Stanął w miejscu i wyciągnął zegarek, po czym go schował. Charakterystyczne tykanie trybików rozchodziło się po sali. Postać, w końcu zrozumiała swoje położenie.

- Najmocniej przepraszam za spóźnienie. Moje zachowanie jest niedopuszczalne, jednakowoż już jestem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Neftahar

 

Gdy drzwi rozwarły się z łoskotem, mężczyzna szybko zwrócił wzrok na przybyłego gościa. W milczeniu obserwował go, przyjmując do wiadomości informacje. Przestał postukiwać dłonią w rękawicy o blat stołu. Od chwili przybycia pierwszego ze spóźnialskich siedział w pozycji pozwalającej na błyskawiczne zerwanie się z miejsca. Wstał więc bez deliberacji, podniósł rękę w geście powitania, a potem, wciąż w ciszy, przyjął komunikator. Otrzymane urządzenie skrył w fałdach płaszcza. Postukując podkutymi, wysokimi butami podążył za wszystkimi. Jednak kolejny gość, takoż i niezbyt punktualny, skutecznie powstrzymał grupę. Chłodne spojrzenie skupiło się na nim, umysł na jego słowach. Jedyne, które miały znaczenie dotyczyły prędkiego wymarszu. Piętnaście Klików i Chromantis będzie musiał ujawnić choć część z wielu sekretów, jakie skrywa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vrem

 

Mimo, że część ludzi, z którymi współpracował zbierała się już do wyjścia on wciąż siedział. Po chwili delikatnie zza kołnierza wyłonił się niewielki pręt z zawiasami i zaczął drapać go po policzku. Mężczyzna nie reagował na to, więc niewielka maszyna postanowiła przedsięwziąć nieco mocniejsze środki i po prostu pacnęła go w głowę. Vrem drgnął lekko unosząc głowę zupełnie jakby się... obudził. Maszyna wskazała raz na komunikator leżący na stole przed nim i dwa razy na przewodnika. Ostrożnie wstał i schował komunikator pod okrycie i ruszył do wyjścia za przewodnikiem, podczas gdy "macka" zniknęła pod bluzą. Z każdym stawianym przez niego krokiem na ziemi lądowało kilka ziaren pisaku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zolkistet

 

Uśmiechnął się. Było to jednak takie szybkie, delikatnie podniesienie mięśni, że ciężko było to zauważyć.

Synchronizator chwycił swój komunikator i udał się za resztą. Zostawił niedopitego drinka na stoliku.

Nawet nie spojrzał na spóźnialskiego, tylko cały czas patrzył przed siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eomeer

 

Kiedy drzwi otworzyły się z trzaskiem ten natychmiast się podniósł gotowy chwycić za miecz i tarcze. Jednak powstrzymał się, z uwagą przysłuchując się przybyszowi. 
-Nareszcie. -uśmiechnął się. -Zaczynałem się nudzić. Cóż panowie, czas to pieniądz.- Dopił w pośpiechu swój trunek, wziął komunikator, który schował do kieszeni, odstawił kubek na stole po czym sięgnął po swoją tarczę i miecz. Tarczę wsunął w prowadnice założone na plecach a miecz do pokrowca umieszczonego przy pasie. Założył czapkę na głowę. W tym momencie wylądował na nich nieduży sześcian. Rozejrzał się, czy czegoś nie zapomniał po czym poszedł w ślad za innymi. 
-No Rikon.- Powiedział do sześcianu spoczywającego na jego czapce przechodząc przed drzwi.- Czas na przygodę.

Edytowano przez Bosman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Zegar - A moglibyśmy dostawać dwa posty dziennie, czy ciężko byłoby to wykonać? Bo mam wrażenie, że trochę się wlecze :/ ]

[Proszę o umieszczanie wszelakich wniosków, próśb i skarg w temacie zapisów, po to go mamy ;) Wydaje się na początku powoli, ale uwierzcie mi, na dole będzie tylko cytuję: "jedno tempo - moje" - Richard B. Riddick :D]

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy wyszliście z lokalu waszym oczom ukazał się gąsienicowy pojazd z dość sporą paką.

- Wskakujcie, jak mówiłem, mamy coraz mniej czasu, jeśli miniecie się z windą, następna będzie dopiero za 4 cykle.

Wasz przewodnik nie czekał specjalnie na was, wsiadł do maszyny i zaczął z miejsca grzebać przy tablicy kontrolnej. Na wasze pytające spojrzenie odpowiedział kciukiem wskazującym na pakę.

- Trzymajcie się mocno, bo będzie trzęsło. Z tyłu macie kilka parasoli, lepiej z nich skorzystajcie.

 

Opad to niecodzienne zjawisko w tej dzielnicy. Ciężkie, pełne chemicznych mieszanek chmury rzadko kiedy dawały z siebie cokolwiek, co można by było nazwać namiastką deszczu. Tym razem było podobnie, z nieba powoli zaczęła się sączyć chemiczna zupa, pełna różnych roztworów. Jedna mniej inne bardziej żrące. Widzieliście jak ludzie rozkładają parasole z połyskującego chrometalu, odpornego na takie mieszanki.

Kiedy tylko znaleźliście się na pace, Halek dał po garach, przez co łazik prawie że wyskoczył do przodu niczym mechaniczna bestia plująca spalinami. Wyrywał was z dzielnic mieszkalnych, kierując się na przedmieścia, w stronę szybu. W stronę windy. Minęło 5 klików a waszym oczom ukazał się gigantyczny cylinder, wykonany z nieznanego wam materiału.

Winda.

Mogliście zaobserwować jak jej wewnętrzna część wznosiła się coraz wyżej i wyżej. Aż w końcu zatrzymała się z łoskotem przypominającym ryk smoka. Starsi powiadali, że ryk ten to ziewnięcie wnętrza świata, chciwe kolejnych wariatów na tyle stukniętych, by zapuścić się w jego bebechy.

Halek nerwowo patrzył na jeden z zegarków przymocowanych do lusterka kierowcy.

- Ruchy, akurat się otwiera. Macie 3 kliki żeby wejść i spisać na tablicy koło wejścia wasze imiona, potem winda jedzie w dół. I niech ci bogowie, w których wierzycie mają was w opiece panowie.

Kiedy tylko skończył mówić, pojazd zatrzymał się z donośnym zgrzytem i gracją 3 tonowej primabaleriny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vrem

 

Vrem zeskoczył z paki i szybko pognał do budynku unikając deszczu tak bardzo jak to możliwe. Charakterystycznym było, że jego kroki były niemal bezdźwięczne. Szybko wpisał się na kartce i wszedł do windy. Domyślał się co się dzieje na dole, więc sięgnął za plecy i wyciągnął potężną igielnice, również zamaskowaną piaskowymi barwami. Po chwili spod ponczo wyleciał jego moduł, osiadł na ramieniu i zmienił się w naramiennik. Odbezpieczył broń i przeładował. Dawno nie czuł tej ekscytacji nieznanym i niebezpieczeństwem. Ale wiedział, że schodzi przede wszystkim po to by coś udowodnić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mr Tux

 

Tux wział parasol,zeskoczył na ziemie po czym rozłózył parasol i biegiem pobiegł do kartki,leciał za nim jego moduł.Wpisał sie jak najszybciej mógł i wpadł do windy jak szalon.Wraz z ostatnim krokiem uspokoił serce i wyprostował się,odłożył złożony paraol obok,a nastepnie zdjął tarczę,założył na rękę,żaś druga wyjął ostrze teleskopowie które ustawił w trybie lancy.Wiedział że na dole będzie sajgon i tylko dobre przygotowanie może go uratować.

Edytowano przez Atlantis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eomeer 

 

Po zatrzymaniu się pojazdu wyskakuje z niego i popędzi w stronę windy. Jego kroki w przeciwieństwie do jego poprzednika były ciężkie. Starał się jednak tak jak on omijać krople deszczu.

-Uff... kto by pomyślał, że tutaj można spodziewać się takiego deszczy.-Powiedział po dotarciu wpisując się na listę. Jego ręce drżały z ekscytacji więc podpis nie był aż tak wyraźny jakby sobie tego życzył. 

-Rikon sprawdź czy coś zostało uszkodzone.- Powiedział do sześcianu, który po chwili poleciał na plecy sprawdzając stan tarczy. Po skończeniu oględzin z powrotem wylądował na czapce i wydał jeden dźwięk ( taki jakbyś otwierał puszkę coli) 
-Dobra nie ma uszkodzeń.- Burknął po czym zdjął tarczę z pleców ( przerzucił ją przez głowę), założył na lewą rękę a prawą wyjął miecz, który oparł o ramie. 
-Rikon schowaj się. Na dole jest niebezpiecznie. - Powiedział spokojnym ale poważnym głosem. Sześcian posłusznie zleciał z czapki i schował się za tarczą. Eomeer wiedział, że na dole nie będzie łatwo. Jednak uśmiechnął się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mr. Clockwork

 

Spokojnie i z gracją zszedł z paki pojazdu i trzymając parasol elokwentnym krokiem doszedł do tablicy. Płynnym ruchem wpisał się na tablicę stawiając rząd równych i ładnych literek i stanął w windzie. Pstryknął jeszcze palcami by przywołać Tok'a, który przypatrywał się uważnie podpisom pozostałych. W windzie złożył parasol i oparł się o niego jak o laskę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Neftahar

 

W milczeniu godził się na wszystkie propozycje przewodnika, usadawiając się na pace pojazdu i biorąc w dłoń parasol. Rozmyślał, rozkładając jakby mimochodem przeciwdeszczową osłonę, kiedy tylko pierwsze krople bliżej nieokreślonych cieczy składających się na tutejsze opady rozprysnęło się na powierzchni pojazdu. Podziwiał roztaczające się wokół widoki, pragnąc zapamiętać jak najwięcej, by opowiedzieć o tym w swojej ojczyźnie, Alghaarii, gdzie nie widywało się nazbyt wielu osiągnięć tych czasów. Ich przewodnik miał rację, faktycznie trzęsło. Mężczyzna był zmuszony lekko balansować, by utrzymać równowagę. W pewnym momencie przechył spowodował, iż ciężko uderzył przedramieniem w maszynę. Ryk silnika zagłuszył jednak metaliczny dźwięk, jaki przedramię wydało. Kiedy dojechali na miejsce, z ulgą opuścił mechanicznego potwora. Zdecydowanie wolał podróżować na piechotę. Huk i spaliny nieco go denerwowały.

 

Winda. Znak ostrzegawczy, a jednocześnie zachęta i droga. Przejście, za którym otwierał się cud, jakim był ten świat. Neftahar nie byłby w stanie zmarnować takiej okazji. Nie biegł szaleńczo, jak część jego towarzyszy, ale i tak przyspieszył kroku. Maska nikomu nie pozwoliła odczytać uczuć towarzyszących teraz Alghaarowi, jeżeli jakieś były. Lecz oczy błyszczały. Doszedł do tablicy, o której mówił Halek. Bez słowa podpisał się krótko rzędem równych, przypominających robaczki literek, po czym przyłożył prawą dłoń do tablicy, czyniąc na niej sobie tylko znany znak. Wszedł do windy. Czekał.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...