Zasnąłem.
Kolejnego dnia, gdy się obudziłem, nie zaprzątałem sobie głowy projektami. Skupiłem się na teraźniejszości.
Usiadłem na łóżku, po czym rozejrzałem się po pokoju. Grivbena nie było. Na stole czekało na mnie śniadanie, a dokładniej niby-woda i niby-kanapki.
Ha! Myśli, że jestem aż taki naiwny? Hmm... Jakby się tego pozbyć. - Cicho mruknąłem pod nosem. - Wodą podleje jego rośliny, a kanapki wyrzucę do śmieci.
Tak jak powiedziałem, tak też uczyniłem. Gdy tylko woda dotknęła ziemi, zaczęła dziwnie bulgotać. Wiedziałem, że chciał mnie otruć. Chwyciłem szybkim ruchem kopyta wszystkie recepty i co się jeszcze dało wrzuciłem do torby, a ją schowałem w bezpiecznym miejscu. Spojrzałem na zegar, niestety nie działał. Przez wielkie okno widać było słońce pojawiające się dopiero na horyzoncie. Wywnioskowałem, że jest jeszcze dość wcześnie.
-Co za piękny widok, ale nie ma czasu na rozczulanie się! Trzeba działać!
Ostrożnie otworzyłem drzwi. Jakby nie było tak wcześnie, pomyślał bym, że wszystkie kucyki uciekły. Po paru chwilach dotarłem do parku, w którym Grivben przygotowywał swój podstęp. Nie zdziwiłem się, że wszystko zniknęło.
Po głowie chodziła mi jedna myśl - Gdzie on jest?! Może wyjechał z wyspy, żeby nikt go nie podejrzewał, ale przecież zostawił wszystkie bagaże! Pewnie znowu coś knuje...