Rethagos
Brony-
Zawartość
50 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Informacje profilowe
-
Płeć
Ogier
Ostatnio na profilu byli
Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.
Rethagos's Achievements
Mały kucyk (2/17)
0
Reputacja
-
Pierwsze wrażenie - jak ich zobaczyłem, to mi się nóż w kieszeni otwierał... Ale uznałem - nie oceniamy aparycji członków zespołu, tylko ich muzykę, co nie? Zatem przesłuchałem, i stwierdzam... kurde, to nie brzmi źle! Nawet powiedziałbym, to jest całkiem ciekawe! Instrumenty bez zarzutu, wokal też niczego sobie. Jak znajdę czas, to przesłucham ich inne kawałki. 8/10 Teraz tak z innej beczki. Spokojniutko.
-
Rzadko się zdarza, żeby cover piosenki podobał mi się bardziej niż oryginał. Tutaj się kolesiom prawie udało, bo, wiadomo. Cięższe brzmienia. Tylko ten wokal trochę mi do piosenki nie pasuje. 7,5/10. Dobra teraz coś ode mnie. Dat riff!
-
Całkiem spoko cover, chociaż wokal mi tu trochę nie pasuje do oprawy muzycznej. Dziwnie trochę się z wszystkim zgrywa. Nie wiem czemu, wolę oryginalną wersję. Ocenka - 8/10. If you're out there all alone And you don't know where to go to Come and take a trip with me...
-
Więcej w sensie, że co: -Więcej OC? - Na pewno. -Więcej historii Gwynneth? Może, ale nie w tym temacie. Mam dla niej (i kilku innych OC) mały plan, ale zajmę się nim dopiero, jak w końcu napiszę IV rozdział do mojego fanfika. Tylko muszę się w końcu do niego zabrać!
-
A ja przedstawię swoją OCtkę po swojemu. W formie opowiadania. Bo tak. - Psze pani... bo ja... Blinkspell odwróciła wzrok. Obok niej stała drobniuteńka klaczka o lśniącej sierści koloru głębokiej ultramaryny. Jej szara grzywa, przycięta niezbyt równo i dokładnie, częściowo zasłaniała jej ogromne, szare oczy. Klaczka uśmiechnęła się delikatnie, gdy zwróciła na siebie uwagę Blinkspell. Odetchnęła głęboko i mówiła dalej, tym razem już dużo pewniej: - Bo ja chcę dołączyć do Legionu. Blinkspell pokręciła głową z niedowierzaniem. Do tej pory udało się jej zwerbować czternastu kadetów, z około dwustu chętnych. W ciągu dwóch tygodni! Mają ambicje, te uczniaki z Collegium Arcanum, to akurat trzeba przyznać. - Jak cię zowią?- w końcu zapytała. - Gwynnethspark, psze pani - odpowiedziała studentka. - Gwynnethspark? - Blinkspell podniosła brew. - Ibeksyjskie imię, dobrze mi się zdaje? - Tak, psze pani. Oznacza... - ”Różę Pustyni”, wiem. Język mi ten przecież znany. Tylko mnie jedno zastanawia... Dlaczego uczysz się tak daleko od swojego kraju? Dlaczego Hoofington, a nie Pandiwon lub Foal Chi Minh? - Bo widzi pani... - podjęła Gwynnethspark, ale urwała, widząc podniesione kopyto Blinkspell. - Nie obrażę się, jak będziesz się do mnie zwracać imieniem. Jestem... - Blinkspell, główna szyfrantka i jeden z poddowódców Legionu Obrony Znanego Świata. I jak już mówiłam - kontynuowała, zanim Blinkspell zdążyła zareagować - Jak byłam mała, to musieliśmy opuścić Ibex. Ja z mamą i tatą. Statkiem. Takim, co po wodzie pływa. - Wiem przecież. A jak się nazywają... - Tata Envisgrat, a mama Lazulia. - Od kiedy się... - Sześć nauki w Collegium. Uczę się od dziesiątego roku życia. Specjalizacja - Magia Natury. - Gwynneth! - główna szyfrantka Legionu uderzyła kopytem o ziemię. - Tak, pani Blinkspell? - studentka przechyliła główkę i zatrzepotała rzęsami, rozbrajająco się przy tym uśmiechając. - Mogłabyś się tak nie spieszyć z odpowiedziami? Gwynnethspark opuściła wzrok. Niemrawo pokiwała głową. - Dużo lepiej - Blinkspell dopiero teraz się uśmiechnęła. - A zatem, dlaczego sądzisz, że jesteś dobrym kandydatem do Legionu? Wiedz, że to nie jest dla byle kogo. - Więc... - studentka odsłoniła szereg lśniących, drobniutkich ząbków. - więc przyjaciółki mówią mi, że mam ten, no... potencjał. Szybko się uczę i... no właśnie. Ale niech pani Blinkspell sobie nie myśli, że ja smarkata czy cokolwiek. Może i młoda jestem, i jeszcze dużo muszę się nauczyć, ale... - No dobrze, już dobrze - poddowódczyni Legionu machnęła kopytem. - A miałaś może jakąś praktykę? Zajęcia w otwartym terenie? Poza Collegium? - No właśnie miałam zamiar pani Blinkspell powiedzieć. Rok temu byłam w Stalliongradzie, co tam taka wielka susza była. - I co ty tam niby miałaś robić? - Przecież ktoś musiał się tym zająć. Ja i moje koleżanki z klasy. Magia Natury, pamięta pani? - Aha... czyli to wasza klasa tam była... - Trzeba było nieco się tam nagłówkować, wybadać przyczyny tej anomalii pogodowej, ale uwinęłyśmy się z tym całkiem sprawnie. - I wtedy, jak mniemam, dostałaś swój Uroczy Znaczek... - dopiero teraz Blinkspell zwróciła uwagę na znak, widniejący na udzie Gwynnethspark. Gdy skojarzyła kształty, oblał ją zimny pot. … Złote balerinki. … - Widzi pani Blinkspell, ja zawsze chciałam być tancerką - Gwynneth delikatnie się zarumieniła. - Tańczę, od kiedy pamiętam, a kilka lat temu zauważyłam, że to mój super super specjalny talent. Ale tato chciał, żebym została czarodziejką, więc jestem. - Celestio, dodaj mi cierpliwości... - Legionistka podniosła wzrok pod powałę. - Ale pani Blinkspell, w czarowaniu też jestem dobra - studentka popatrzyła na Blinkspell błagalnym wzrokiem. - Mogę nawet pani zademonstrować. Co chce pani zobaczyć? - Nie trzeba - odparła Blinkspell. - Wiedz dobrze, smarkulo, że u nas... - Nie jestem smarkulą! - ŻE U NAS - szyfrantka podniosła głos. - nie ma miejsca dla tancerek... Wiesz, czym nasz Legion się zajmuje? Nie? To ci powiem. Wszystkim, z czego jest jakikolwiek pożytek. Zwiadami, rekonesansami, śledztwami, zabójstwami i działaniami zbrojnymi, ale TAŃCEM... na pewno nie. - Wiem, pani Blinkspell. Ale przecież się wam przydam! Byłam wtedy w Stalliongradzie! - Możesz już przestać hałasować, Gwynnethspark. Rozpatrzę twoją propozycję. - Czyli... - Gwynneth podniosła głowę. - Czyli pani mnie przyjmie? - Może.
-
No i się zaczęło. A ja głupi myślałem, że nic się nie będzie działo. Dobrze, że chociaż miałem ładny punkt widokowy, i jako taką pewność, że mi nic się nie stanie. Kufel dwa razy przewędrował przez karczmę, by ostatecznie dokonać kresu swojego istnienia poprzez kolizję ze ścianą. Dwaj miotacze – mój kompan, Olo zwan Bonecrusherem, i dużo mniej znany mi kuc, wielkością i gabarytami dorównujący mitycznym herosom – stali naprzeciw siebie, wymieniając groźne spojrzenia. Giganta wprost roznosił gniew. W złości ciosy są może i silniejsze, ale dużo bardziej przewidywalne. Olo miał z tego powodu znaczną przewagę, ale i tak - był zbyt pewny siebie. Miał przeciwko sobie zaprawionego w karczemnych bijatykach „weterana”, a jego sytuacja mogła się wciąż bardzo szybko zmienić. W razie czego, powinienem mu jakoś pomóc. Jakby go tak obskoczyło kilku naraz lub nie wiem… Ale póki co, to pomocy on niezbyt potrzebował. Zdawał się panować nad sytuacją. Zdecydowałem się zatem poczekać na rozwój wydarzeń. Być może martwiłem się na wyrost. A może i nie… Kurde, żałowałem, że nie wziąłem ze sobą choćby drobnego zapasu ziół.
-
Odruchowo skinąłem głową, gapiąc się tępo na oddalającego się wciąż starca. Zbiórka będzie za tydzień? Cały tydzień? Co ja przez ten cały czas, na miłość Celestii, będę robił?! Ale dobra, niech mu będzie. Jak sam powiedział, przygotowania potrzebują czasu. Rozglądnąłem się niemrawo po oberży. Piana na moim kuflu zdążyła już wyschnąć. Nic wokół się nie działo. Było spokojnie. Zbyt spokojnie. Coś zaraz się zacznie. Zerknąłem na mojego kompana. Nie wyglądał mi na zbyt spokojnego. A i jego muskulatura nie mogła się wziąć znikąd. Coś się zaraz zacznie. - Nie radzę – bąknąłem do niego, niemal bezgłośnie. Szczerze wątpiłem, że moje słowa cokolwiek przyniosą...
-
A ten od razu od rzeczy musi gadać… bo alchemicy kurde są od pędzenia bimbru. Jakby nie było innych ważniejszych spraw, chociaż w sumie… Coś było w tym pytaniu. Sztuka pędzenia bimbru nie jest zbyt powszechna. Wymaga nieco doświadczenia i niemało funduszy, aby móc sporządzić dobry bimber. Gdyby to było proste, Beonar prawdopodobnie nigdy by nie powstał. Ale każdy alchemik zna przepisy na chociaż kilkanaście eliksirów lub medykamentów, które się sporządza na bazie alkoholu właśnie. Ten zaś trzeba skądś mieć. Dlatego też… - A umiem pędzić – odpowiedziałem krępemu kucykowi. - Ale nie mam sprzętu. Trudno go zdobyć. Jest drogi w cholerę. Można ten sprzęt wykombinować samemu, ale łatwo się potem takim bimbrem otruć. Pamiętam, jak w całej szkole alchemicznej, do której chodziłem, było tam kilka destylatorów. Cztery czy pięć… na chyba sześciuset uczniów. I wszyscy obchodzili się z tą całą aparaturą jak z jajkiem. -Ano tak, imię – przypomniałem sobie o poprzednim pytaniu Łamignata. – Skadun. Po prostu.
-
Beonar... kto o nim nie słyszał... Aż mi się przypomniały studia. Wtedy bywałem przecież w karczmach częściej nawet niż w szkole, a tam zawsze musiało się znaleźć takich kilku, co gadali nieustannie różne niestworzone historie o tym bukłaku, z którego, niczym z jakiejś fontanny, mógł wypływać trunek, o jakim się tylko nie pomyślało. I to w nieograniczonych ilościach. Widocznie to wcale nie były bajki. Staruszek ma mapę, i wie, gdzie może ten Beonar znaleźć. Gdzieś tam w Kryształowych Górach. No, całkiem daleko. Ale co mi tam. I tak nie mam po co wałęsać się po całej Equestrii. - Dobra - odparłem ze zdecydowaniem. - Ale lepiej żebym się nie zawiódł.
-
Wybacz, ale tak mi się skojarzyło. _________________________________________________ Świetnie. Po prostu świetnie. Staruszek organizuje ekspedycję, i szuka po karczmach wolontariuszy, którzy by mogli nadstawić karku za jego sprawę. Widocznie musi być świetnie przygotowany. Musi wiedzieć, gdzie jest cel jego wyprawy, i zdaje sobie sprawę ze wszelkich niebezpieczeństw, które może napotkać na swojej drodze. Zapowiada się nie najgorzej. Nawet mógłbym się skusić, mimo wszystko. Pieniądze nie rosną na drzewach, a żyć trzeba. Ale wiem za mało. Stanowczo za mało. Muszę wyciągnąć od niego więcej informacji. Dokończyłem swój miód, odszedłem od stołu. Zatrzymałem się przed jednym ze starców, zmierzyłem go wzrokiem, i dopiero po chwili podjąłem: - Mogliście o mnie nie słyszeć. Skadun jestem. Alchemik. Chcę wiedzieć więcej o tej waszej wyprawie. Zapowiada się całkiem… obiecująco.
-
Czy ktoś jej będzie pomagał?
-
Powolutku opróżniałem zawartość kufla. Póki co, pierwszego, i, wnioskując z mojego tempa, nie zanosiło się wcale na to, że zamówię kolejny. Starałem się ograniczyć picie, ale czasem po prostu trzeba sobie urozmaicić tą odrobinę wolnego czasu. A miód był całkiem niezły. To się nie zdarza często. Drzwi karczmy zachybotały niemrawo. Ku mojemu rozczarowaniu, jeszcze nikt się w nich nie zjawił. Żadnego gościa, już od dobrych paru chwil? No, to trudno. Rzuciłem okiem na obecnych klientów. Grupka staruszków od razu zwróciła moją uwagę tymi swoimi… bodajże… macrolepiotami procerami , które nosili na głowach niby kapelusze. Tylko skąd oni wzięli takie ogromne okazy? Mniejsza z tym. Ważne, że oni ciągle ze sobą rozprawiali, a właśnie przed chwilą ktoś do nich dołączył. Widocznie tematem ich rozmów nie było takie byle co. Może i ja skorzystam na tym, że się wsłucham w ich rozmowę? Kto wie, może poznam odpowiedzi na nurtujące ogół kucykowy od wieków pytania, albo też odkryję nowy sens życia? Nic nie stracę, mogę tylko zyskać. Zastrzygłem uszami, skupiłem się na ich rozmowie, ale nie odwracając głowy od stołu, i od mojego kufla. Dyskrecja przede wszystkim.
-
Aktualizacja: Nick: Iqelusid Lvl: 25 Ulubieni czempioni Czempioni: Jungle (Skarner, Shyvana), Solotop (Skarner, Garen z niezbyt typowym specem), mid i bot(AD Kayle) Z tym, że Skarnera nie kupowałem, bo jest za darmo w rotacji. Później, cóź... trudno. Będę musiał innych czempionów popróbować. Lub uskładać te 6300IP. Od biedy ugram innymi czempionami (Fiddle, Darius, Trynda, Kto mi się tam inny nawinie), ale z zasady to się dopasowuję do potrzeb drużyny.
-
Cadence... No oczywiście że: http://www.youtube.com/watch?v=eLUn-y67RLg
-
Iter Infinitum [NZ][Human][Fantasy][Violence][Adventure][X-over]
temat napisał nowy post w Archiwum fanfików
Updated! Rozdział III: Legion Mrozu Chyba podchodzi pod taki lekki grimdark