Góry, lasy... swoboda, samotność. Odludzie.
Byłeś tu sam, siedząc przy swoim ognisku. Nie musiałeś przejmować się niczym, bo byłeś tu sam. Chociaż dla wielu był to powód do niepokoju... zawsze mogłeś zostać zaskoczony przez zwierzęta i bandytów. Ty jednak grzałeś się tu dalej, a blask ogniska rozświetlał nocny mrok, wokół łysego placka ziemi. Byłeś gdzieś w połowie drogi na szczyt gór, a wyprawa szła ci wyjątkowo powolnie. Zbyt mozolnie. Idąc na południowy ich kraniec, ciągle miałeś wrażenie, że twoje nogi grzęzną, potykają się, mimo, iż nic tak naprawdę ci nie przeszkadzało.
Wracając. Gdy tak sobie siedziałeś przy ognisku, coś strzeliło za tobą, jakby łamana gałązka...