Pietrow Spoglądając na oddalające się powoli trupy, mogłem jedynie poczuć ulgę i poczucie względnego bezpieczeństwa. Rozejrzałem się po miejscu, w którym było dane mi się schronić - magazyn, bez dwóch zdań. Wszędzie tylko skrzynie, skrzynie i skrzynie. Biorąc pod uwagę, że nie miałem aktualnie nic do roboty, a żywe trupy raczej nie przedostaną się do wnętrza mojego aktualnego schronienia, postanowiłem rozejrzeć się za dodatkowymi zapasami lub sprzętem. W tych skrzyniach musiało być coś przydatnego. Podszedłem do pierwszego pojemnika z brzegu - była to mała skrzynia, obok niej leżała urwana kłódka. Otworzyłem ją i zajrzałem do środka - pusto. Mogłem się tego spodziewać. Parę metrów dalej stała duża skrzynia, ta też miała urwany zamek. Uchyliłem drzwi i moim oczom ukazała się biała lodówka jakiejś koreańskiej firmy. -Meh -westchnąłem. "W tych skrzyniach musi być coś przydatnego!" Podszedłem do kolejnej skrzyni, a właściwie kufra. Takiego starego kufra, w których piraci, według pogłosek, trzymali swoje skarby. Tym razem trafiłem na zamek. Próbowałem go wyrwać ręcznie, ale mimo pokrywającej go rdzy, trzymał się mocno. Zdjąłem plecak z pleców i zajrzałem do niego. Po kilku sekundach grzebania znalazłem swój cel - szwajcarski scyzoryk, który dostałem od swojego wujka na 18 urodziny. Od zwykłego scyzoryka różnił się tym, że posiadał też wytrychy -nieoceniona pomoc w dzisiejszym świecie. Powoli i precyzyjnie, zabrałem się za otwieranie zamka. Po kilku minutach puścił, a ja mogłem zabrać zawartość skrzyni, którą był długi, czarny płaszcz, z parą zewnętrznych głębokich kieszeni i kilkoma wewnętrznymi. Włożyłem go - pasował jak ulał. Schowałem scyzoryk do kieszeni, zarzuciłem plecak na ramię i poszedłem korytarzem skrzyń i skrzynek w poszukiwaniu dalszych fantów.