Skocz do zawartości

RaferianTheWhite

Brony
  • Zawartość

    16
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Informacje profilowe

  • Płeć
    Ogier

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

RaferianTheWhite's Achievements

Źrebaczek

Źrebaczek (1/17)

16

Reputacja

  1. @Świeży rekrut -Ok. Nadal twierdzę, że to dosyć niecodzienny pomysł... Ale szanuję, że jednak kryje się za tym głębsza historia i większy zamysł artystyczny. -R.
  2. @Malvagio -Hah! To widać moja intuicja mnie nie zawiodła, gdy poczułem pismo nosem! Miałem w życiu szczęście poznać jedną osobę po teatrologii. To właśnie ta osoba podczas niezliczonych rozmów uczuliła mnie na wyczuwanie takiej podobnej estetyki i sposobu pisania tekstów, bo po takich studiach raz wykształcona optyka i estetyka, jak widać zostaje na dłużej. @Foley -Pax, pax. Rozumiem już twój punkt widzenia. -R.
  3. Dobrze, dobrze już złapałem, że ma to sens... Na otwartym stepie Ukrainy... Ale w warunkach wjazdu do niekontrolowanego miasta? ... Zostańmy przy tym, że nie jestem pegazem i chyba nie zrozumiem przewagi pięknego widoku do następnego skrzyżowania, wobec ryzyka odstrzelenia mi przez kogoś głowy jakie potencjalnie stwarza każde okno. Kiedyś już rozmawialiśmy o snajperach i tak samo jak ty bardzo oszczędnie używasz i w fabule, tak samo wiesz, że ja nie wierzę w brak ryzyka ich występowania na neutralnym/wrogim terenie zapewniającym potencjał dobrych kryjówek i przewagi wysokości. Zwłaszcza na froncie wschodnim... Ale to tylko moja opinia. I zostańmy przy tym. -R.
  4. Tak jeszcze rozkminiając motywy Ersi i wynikłe konsekwencje. Zwróć uwagę, że wszyscy w trójkę: Ja, Spidi i Dolar uznaliśmy postępowanie pancerniaczki za co najmniej budzące kontrowersje. No i patrząc z perspektywy rezultatów, owa 'doświadczona na południu dowódczyni', trafiła na Front Kryształowy i po pierwszej akcji można jej sformułować (nie przesądzam że słuszne) zarzut bycia odpowiedzialną za stratę trzech własnych maszyn i śmierć tuzina członków ich załóg. Ja rozumiem, że prawdziwi Niemcy też nie uciekali przed ryzykiem i szczerze doceniam twoje oczytanie w tym zakresie... I jestem w stanie kupić to, że dobry Pegaz ma -5 do zdrowego rozsądku i +5 do brawury... Nie mniej pomyśl, że gdyby jednak napisać tą historię nieco inaczej i jednak zapewnić jakiekolwiek wsparcie piechoty, (nawet chłopaczków z uzupełnień, którzy dostaliby kilka razy odłamkowym i wycofywaliby się aż by się za nimi kurzyło), to nikt by się nad tym nie pochyliły, czy to zgrzyt, czy nie zgrzyt i po prostu z przyjemnością czytałby dalej, nie odrywając się i nie wypadając z rytmu na takie rozkminy. Poza tym nie wiem, czy gdyby grupa Ersi, nie jechała 'na pałę' ufna w rozpoznanie, o którym wiemy, że nie jest aktualne, tylko podjęła środki ostrożności, zamknęła włazy etc., to mógłbyś jako autor zagrać jeszcze na poczuciu zagrożenia, podjąć zabawę z emocjami czytelnika, 'czy na nich coś wyjedzie, czy nie?', co potencjalnie mogłoby uczynić tekst gęstszym, (a przez to lepszym), jeszcze nim Ersi trafiła w kopytka chutliwego wroga. A tak mówię, powstał jakiś rozdźwięk między deklaracjami o wysokich skillach Ersi, a tym co z tego wyszło w konkretnej- obserwowanej przez nas sytuacji. Nie mówię, że twoje rozwiązania są w całości złe, tylko tak myślę na głos i na przyszłość podpowiadam co twoje i tak całkiem zgrabne pisarstwo, mogłoby uczynić jeszcze lepszym. Wiesz, poza wszystkim spoko postać, ta cała Ersi. Pegazi Pancerniak. Gdybyś jeszcze chciał do niej powrócić, czytałbym. -R.
  5. A więc, raz jeszcze: Moi Drodzy! Jak wrażenia po ogłoszeniu wyników? Może wyciągnąłbym do tablicy, przede wszystkim uczestników. Co o tym myślicie? Niczym Rainbow Dash sami przed sobą widzieliście, że wasze teksty wymiatały i z jakiś powodów nie zostały przez nas dogłaskane... czy też ze skromnością Flutterki, czuliście, że nadal wiele tekstom brakowało i jednak nasze oceny zaskoczyły in plus? Jakie są wasze odczucia na tle naszych ocen i prac innych współuczestników? Raferian jako Arbiter. Powiem wam na co kładłem jaki nacisk w trakcie oceny prac. Jako ktoś kto nie siedzi na forum po 100 godzin tygodniowo, byłem w tej komfortowej sytuacji, że mogłem oceniać teksty w oderwaniu od osób samych autorów, z którymi w większości nie zdążyłem jeszcze prywatnie wypić przysłowiowego bruderszaftu np na meecie. Tzw. Głos Człowieka Z Zewnątrz- to ja! Zaproszono mnie do Składu Sędziowskiego, jako członka Załogi Projektu KO, bym udzielił wsparcia jako ktoś, kto dość dobrze orientuje się w fabule i niuansach uniwersum powieści, a z drugiej strony umie spojrzeć na tekst z punktu widzenia emocji- a nie tylko taktyki, czy świata militariów. Jako, ktoś dla kogo ważne są Elementy Harmonii, zawsze staram się odszukiwać ich tam gdzie wydawałoby się ich blask nie rzuca się od razu w oczy. Dlatego najważniejszą kategorią oceny, jest to czy tekst wywarł na mnie jakiś wpływ jako na odbiorcy. Czy mną emocjonalnie wstrząsnął? Wzruszył? Rozbawił? A może skłonił do przemyśleń: nad samą fabułą, bądź głębszych: nad kondycją człowieczą, naturze dobra i zła, czy temu podobnych kwestii. Dlatego też wyżej oceniłem teksty, które miały poza samą akcją jakieś drugie dno. To prowadzi, też do stwierdzenia, że wyżej oceniłem teksty, które miały od początku jakiś pomysł- przesłanie- potrafiły mówić o rzeczach głębszych, stawiać odważne tezy i potrafiły ich bronić. Ogólnie przyjąłem zasadę, że poszukuję w każdym tekście jego mocnych stron. A co więcej uznałem, że nie mam zamiaru opiekać na wolnym ogniu ludzi, którzy jako Twórcy postanowili poświęcić swój czas i zawszeć cząstkę siebie w swoich dziełach, tylko po to abym (m.in.) ja mógł ich przeczytać w wolnej chwili. Z tego powodu: doceniając chęci, zapał, autentyczność, wkład, etc. postanowiłem być łagodnym sędzią. W sumie nie zeszedłem w swoich ocenach poniżej 5. Forma miała dla mnie znaczenie drugorzędne. Uważam że (wybacz mi herezję Dolarze!) od piłowania formy to są w tekstach nie tylko autorzy, ale i korektorzy, a skoro w regulaminie stało, że prace mają być samodzielne- bez korekty- na surowo- to i uznałem, że w będę w tym zakresie nieco bardziej elastyczny. Przewrotnie liczył się dla mnie tytuł. Wielu uznałoby to za pierdołę, nie mniej dla mnie tak mały element potrafił rzutować na ocenę. Dlaczego? Jeżeli ktoś chce mi 'sprzedać' swój utwór, najpierw powinien przykuć moją uwagę i mnie zaciekawić. Jednocześnie jak już go 'kupię', to chciałbym aby współgrał on z zawartością, a najlepiej jeszcze podkręcał wrażenia z czytania. W konkursie znalazły się opowiadania, które za ten element dostały punkty dodatnie i takie które mnie zawiodły, a które za to objechałem. W końcu, nieco na przekór konkursowi, nie potrafiłem wyjść z siebie jako kogoś, kto przesiedział nad KO godziny, dni, a może tygodnie i ciekawą kategorią badania opowiadania, była jego kanoniczność. Nie chcę powiedzieć, że obniżałem punkty za jej brak... ale zwracałem uwagę na to, czy i w jaki sposób dany autor wchodzi w polemikę z magnum opus naszego Spidiego. Mam tak, że mimochodem lubię, jak ktoś opowiada mi historię zgodną z uniwersum, które lubię i mam wrażenie że w miarę znam. Szanowałem przywiązanie do szczegółów zdradzających to, czy ktoś jest dobrze zżyty z realiami powieści matki, czy też pisze idąc na żywioł. Jeżeli ktoś szedł w polemikę z kanonem KO, to patrzyłem na czym ona polega: czy jest przemyślana, czy też przypadkowa- np. jako lapsus który wpadł z napisania czegoś zgodnie z serialem, tam gdzie ten poróżnił się z kanonem KO... ...Ale bardziej nawet niż jakieś szczegóły tego, czy Kokarda Serdeczności jest 'w jedynym właściwym' miejscu munduru, zależało mi na 'Duchu Opowieści'. Brak jednoznacznie złych ocen ode mnie w konkursie, wynika z tego, że w zasadzie każdy z uczestników, potrafił (co więcej: każdy swoimi sposobami- a koloryt ten jest wręcz niesamowity) uchwycić 'To coś', jakąś taką moralną ambiwalencję jaka kładzie się na klimacie powieści matki. Każda z prac potrafiła zderzyć te pozornie sprzeczne elementy: kolorowość MLP z mrokiem, brudem, złem czasów wojny totalnej. Takie zestawienie jest nieoczywiste, nietuzinkowe, niebanalne... i cieszę się z tego, że teksty zgłoszone do konkursu zawarły (jedne nieźle, inne dobrze, jeszcze inne fantastycznie) te właśnie cechy. Podsumowując: Powiem krótko i uczciwie: Fajnie było was czytać. Konkurs zaskoczył różnorodnością. Tak na prawdę do pełnej puli tematów brakło mi chyba tylko opowiadania napisanego z perspektywy jednej z Mane6 i powiedzmy jakieś klasycznej marynistyki. Mieliśmy tematy błahe i podniosłe. Często obserwowaliśmy starcia ideii i to jak zjadają się one same od środka. Opowiadania takie, które skupiają się na jednostce i takie które operują tysiącami. Opowiadania o pochodzeniu konfliktu, o tym jak był toczony i o tym jak można było go zakończyć. Zajrzeliśmy za linię frontu, i to po obu stronach konfliktu. Prócz kucyków przewijały się przez fabuły opowieści różne inne rasy, czy gatunki. Mieliśmy w końcu opowiadania o życiu i śmierci oraz często o cienkiej granicy pomiędzy nimi... Wyszła nam tutaj całkiem niezła antologia. A ci którzy nie wzięli udziału niechaj inspirują się tym zbiorem opowiadań i niechaj sami dodadzą na forum do niego kolejny -tym razem własny- rozdział! Dziękując za to, że dane mi było czytać i recenzować te wszystkie wasze cuda, raz jeszcze chylę czoła i odmeldowuję się jako Arbiter. Kopytko i salut! -Wasz, Raferian The White Ps. Ave Luna! W ramach wyróżnień szczególnych, chciałem się w pełni podpisać pod słowami Dolara. Czekam na wersję reżyserską opowiadania nie skrępowaną już limitem 15 000 słów. Ze wszystkimi dialogami i scenami, które zdecydowałeś się wyciąć. Wersję po solidniej korekcie osoby trzeciej (tak by i Dolar się mniej czepiał i by każda inna osoba też mniej męczyła się w samym czytaniu). Za dodatkowy bonus odebrałbym wszelkie zbliżenie tekstu to kanonu powieści matki. Autentycznie widziałbym ten tekst, jako coś co należy znać w stopniu nie mniejszym niż samo "Kryształowe Oblężenie" Spidiego, skoro tak niesamowicie poszerza, uzupełnia, a może nawet konwaliduje część fabularnych bolączek I Tomu jego Opowieści. Po niezbędnych poprawkach uważam, że ten tekst powinien zaistnieć w świadomości w podobny sposób co (nie)sławny rozdział 20,5 'Fallout Equestrii', bo tak jak i tamten, mamy tutaj przed sobą niesamowitą orgię- orgię, wręcz dziki ogień, szalejących nieskrępowanych idei! ... ...I do tej pory nie wiem co mowa estońska, ma do karczmiennej bitki. Od tygodnia próbuję znaleźć to połączenie i nie potrafię zrozumieć. No staram się i nic. Świeży Rekrucie, skąd ten egzotyczny pomysł? -R.
  6. Moi Drodzy Kryształowi Ochotnicy! Dla tych którzy, chcieliby tak na szybko bez hiperanalizy ściany tekstu mieć ściągawkę z naszych ocen cząstkowych, zamieszczam to z czego powyższe wyniki końcowe wyszły: Darkboodpony: "Rekruter" R: 5 D: 2 S: 3 = 10 Sun: "Negocjacje" R: 7 D: 6 S: 8 = 21 Verlax: "Twarzą ku Słońcu" R: 9 D: 4 S: 4 = 17 Gandzia: "Instytut" R: 8 D: 9 S: 3 = 20 Foley: "Niech los zadecyduje" R: 7,5 D: 8 S: 5 = 20,5 Malvagio: "Oczy Imperatora" R: 8,5 D: 10 S: 9 = 27,5 Świeży Rekrut: "Kristallist tera" R: 5 D: 4 S: 5 =14 ...W imię przejrzystości prac Ciała Sędziowskiego! -R.
  7. -Jeżeli to próba zaciągnięcia mnie na haczyk bym ujawnił co siedzi w głowach Ciała Sędziowskiego, przed ogłoszeniem wyników konkursu, to słaba próba. Doceniam te emocje oczekiwania, ale w imieniu Współarbitrów uprzejmie proszę o jeszcze nieco cierpliwości! -R.
  8. -Moi Drodzy Kryształowi Ochotnicy! -Kolejne dobre wieści z frontu prac nad oceną Waszych Prac! Dzięki wzmożonej pracy naszych Arbitrów, nie ustających w słusznym dziele nawet, gdy ich własnych hardware ich zawodzi; robiących swoje tak w zdrowiu jak w chorobie, pasek postępu prac Ciała Sędziowskiego przekroczył 2/3! Bliski jest czas miecza i czas topora wobec prac, które za coś podpadły naszym Arbitrom! -Wasz oddany sprawie Trzeci Arbiter, Raferian The White
  9. -Moi Drodzy Kryształowi Ochotnicy! Mamy dla was dobre wieści! Całe nasze Ciało Sędziowskie konsekwentnie każdego dnia zmaga się z materią i ma już za sobą ponad 1/3 paska postępu jeżeli idzie o ocenę Waszych Prac. Od siebie, generalnie muszę powiedzieć, że jestem zadowolony z jakości materiału jaki do nas trafił. Szczerze polecam tak uczestnikom konkursu, jak i pozostałym osobom śledzącym temat, aby umiliły sobie czas oczekiwania na rezultat naszych prac, niczym innym jak właśnie lekturą nadesłanych tutaj opowiadań... oraz dzieleniem się na forum swoimi przemyśleniami na temat poszczególnych utworów. Zadziwilibyście się nieraz do jak różnych podejść do jednego wspólnego tematu Kryształowego Oblężenia, mogło dojść, gdy stanęło ramię, w ramię i kopytko w kopytko siedem różnych punktów widzenia, siedmiu różnych opowieściopisarzy. Ha! Przekonajcie się sami! -Wasz oddany sprawie Trzeci Arbiter, Raferian The White
  10. -No dobrze, Moi Mili Kryształowi Ochotnicy, jak dobrze was tu widzieć (zacieram rączki)! Pięciu Śmiałków stanęło już na starcie zawodów. Nadal czekamy na kolejnych łasych na zdobycie uznania tłumów i skarbów Kapitana Von Mardera (zgodnie z regulaminem, pojawienie się kolejnego uczestnika powinno zwiększyć pulę wygranych)! Ja zaś tymczasem, oznajmiam, że z radością zamierzam powoli ruszyć z czytaniem nadesłanego nam materiału, tak by ze swojej strony usprawnić w czasie cały proces oceny prac. A każdego Śmiałka już teraz lajkuję w kredycie zaufania! -R.
  11. Na stronie: http://crystalsiege.eu/Contents/Index/3 ...znajdziesz 1 rozdział Tomu III. Nie wiem jak bardzo mogę publicznie kłapać paszczą o tym co się dzieje za kulisami Tomu III, a więc ograniczę się do zdecydowanego potwierdzenia, że prace trwają i na prawdę wyczekiwałbym tego dnia gdy Spidi ujawni światu, co tam właśnie doszlifowuje. -R.
  12. BRAK SPOILERÓW: WSZYSCY CZYTAJCIE ŚMIAŁO. A więc, a więc, a więc. Myślę, Dolarze że już w miarę dokładnie poznaliśmy swoje stanowiska w stosunku do KO -zwłaszcza tomu II. Spotkaliśmy się nad tematem. Wymieniliśmy po trzy salwy. Rozpoznaliśmy sytuację bojem. I chyba już w miarę dokładnie rozwaliliśmy temat. Mamy punkty w których obaj dostrzegamy w tekście pewne kontrowersje- rzeczy które mogły tak czy w inny sposób z jakiegoś punktu widzenia mogą obniżać ogólną ocenę dzieła. Mamy też punkty, w których nasze odczucia są różne, najczęściej w związku z różnicami charakterologicznymi- czy innymi przekonaniami, po stronie nas: czytelników. Jest to pewnie wypadkowa starej prawdy, którą tutaj można odnieść do Magnum Opus Spidiego, że ilu ludzi tyle opinii. Ty- ze szkiełkiem w oku podchodzisz do tekstu, z punktu widzenia twardo stąpającego po ziemi militarysty. Ja- emerytowany romantyk- szukam w tekście głębi i w mroku wojennej rzeczywistości zbieram okruchy Elementów Harmonii. Według ciebie wady tekstu są na tyle dostrzegalne, że waga twojej szalki daje mu mniej niż 50% punktów. Według mnie przeważają jego zalety, tak że wydrukowane tomiszcza KO, godnie zajmują swoje miejsce wśród literatury piękniej na mojej półce (a nawet ze względu na ograniczony nakład są trochę jak białe kruki.) Ty twierdzisz że tekst w wielu miejscach cię nie porwał, przez co nie jest wśród tych które polecasz. Ja- że czytałem to z wypiekami na twarzy i że należy go możliwie szeroko propagować. Ty- że w twoim odczuciu opowieść powinna być jeszcze bardziej brutalna. Ja- że akurat brutalności jej już zupełnie nie brakuje, skoro i tak przekroczyła punkt, w którym można to polecić z czystym sercem każdemu bronemu i pegasis (na pewno bliżej temu do brutalnych i krwawych pustkowi Fallout Equestrii, niż do magicznych przewrotów pałacowych jakie dzieją się wokoło Nyx z Past Sins). Dopóki jednak obaj zgadzamy się, że KO to już legendarnie wielki kawałek czytadła (szacunek autorowi!), obok którego nie powinno się (ba ja twierdzę, że nie wolno!) przejść obojętnie i wobec którego najlepiej zawsze samemu wyrobić własne zdanie, to jest to jakaś płaszczyzna porozumienia, dzięki której wiem, że wspólne pochylenie się nad tematem konkursu literackiego ma sens. Odchodząc od samej powieści, należy chyba jednak na koniec zwrócić uwagę na pewien morał. Mianowicie należy już chyba oddzielić dwa pojęcia: "Powieść Kryształowe Oblężenie", od pojęcia:"Uniwersum Kryształowego Oblężenia". Wobec powieści obaj wylaliśmy już swoje żale: ty więcej, ja mniej. Ale obaj- i tutaj się nie wypieraj- w jakiś sposób -każdy po swojemu- uległ czarowi Uniwersum KO. Pomimo wszystkiego w czym punktowałeś samą Powieść, to jednak sam koncept i podstawowe założenia scenariusza jakie ukuł Spidi, w jakiś sposób wydały ci się na tyle nośne literacko, że sam -jak mówiłeś- postanowiłeś dorzucić do puli swoje trzy grosze. Może i w luźnym kanonie, ale jednak! Podobnie jak spora (i rosnąca) grupa osób, również czy to już, czy to obecnie, czy to w przyszłości dołożą do tego coś od siebie, czy to pisząc, czy to rysując, czy to w inny sposób poszerzając Uniwersum. Tak jak ja: nie tylko jestem harcownikiem, który blisko współpracuje ze Spidim pomagając mu jak mogę pchać ten wielki kamień prac na przód... ale również jako ilustrator (mimo starań zachowania hardkorowej 120% kanoniczności z tekstem źródłowym) zawsze jednak staram się przemycić kilka własnych szczegółów, które choć trochę rozwiną pierwotną wizję autora. Tak żeby jednak Uniwersum rosło. I ten właśnie fakt: że Kryształowe Oblężenie, mimo że jako powieść nadal nie jest jeszcze skończone, to już doczekało się odzewu, sprawia że jest to już Więcej Niż Tylko Powieść. Tak uważam. -R.
  13. SPOILERY SPOILERY SPOILERY PRZED WAMI! Określenie 'fanfik' jest ok. Tak jak wysunięta przeze mnie 'opowieść'. Akurat w ogóle kwestia doświadczenia (rzekomego) nie tylko Equestriańczyków (tych zwłaszcza) ale i Sombryjczyków to temat bardzo śliski i zagadkowy. Dla mnie podpadający nieco pod mój zarzut co do tygrysiego skoku jaki dokonały te społeczeństwa w czasie przedwojennej pięciolatki. Wielkie kompetencje Twilight charakterologiczne, tzn. co do jej umiejętności logicznego myślenia i usypywania w głowie wielkiego stosu wiedzy, to akurat dogmat z którym ciężko walczyć (...choć faktem jest że przypinanie kilku gwiazdek generalskich komuś koło 25 roku życia, to ze strony Celestii do prawdy wielka, WIELKA wiara w jej 'szczęśliwą gwiazdę'.) Jednakże dla mnie problemem bardziej nie byłoby to, że nie umiała dowodzić, a bardziej odpowiedzenie na pytanie kto miałby ją tego nauczyć i w jakim okresie. Jest to kwestia dosyć dziwnych decyzji scenariuszowych na etapie pisania I Tomu. Zostawiam ten wątek tak jak jest. Co do tego co dzieje się przez pierwszą połowę Tomu II. Ty bardziej na bieżąco będąc miałeś z tym problem jako czytelnik. Ja nie pamiętam by akurat ten aspekt mnie jak to czytałem uderzył, bo i tak wiele się w akcji przedstawionej działo. Jeżeli prowadziłaś taką statystykę starć i tak ci wyszło, to ok. Sugerujesz tym samym, że czytałeś to bardzo skrupulatnie i pewnie robiłeś notatki. (Jeżeli tak to szacunek.) Choć mówię, że nie każda osoba która przedziera się przez ten tekst zwróci na to uwagę. Po drugie jeżeli się nie mylę, większość akcji z pierwszej linii frontu obserwujemy z perspektywy Sierżant Applejack, przez co de facto jej sukcesy przekładają się na ogólnie pozytywny odbiór całej linii frontu, nawet jeżeli w tym czasie pewnie nie wszystkim drużynom idzie tak dobrze. Ale nawet oddział AJ, (znowu wracając do przykładu z szarżą pancerną Pinkie Pie, która nie nastąpiła), w pierwszych 2/3 Tomu II, nie uniknął strat. Tracił oficerów i jak sięgnę pamięcią kwestia jakości uzupełnień (podyktowanych stratami elementu żywego) wypływała kilka razy. Więc mówię: ja tamtej rzekomej jednostronności nie dostrzegłem na tyle by mi to w ogóle mogło zacząć przeszkadzać. Swoją drogę... 'uatrakcyjnić lekturę'? Chcesz mi powiedzieć, że przez pierwsze 2/3 II Tomu wynudziłeś się, bo Sombria nie cisnęła Rojalistów bardziej? Mało ci tam ...eee... krwi? Właśnie patrzę w puste, katatoniczne oczy bezskrzydłej Fluttershy i zastanawiam się jak mam jej powiedzieć że: "Hurra Dziewczyno! Wygrałaś tę wojnę!" Widzę z twoich wypowiedzi, że różnica naszych stanowisk, wynika z tego że musimy mieć zwyczajnie różną wrażliwość. (W sensie, że ja owszem ją dla odmiany posiadam ) Ja nie mówię, że z punktu widzenia gry strategicznej na mapie w war roomie, twój punkt widzenia nie jest poprawny. Ja tylko się zastanawiam, czy można go przenosić na realia było nie było opowieści o kolorowych konikach, których emocje winny pozostawać wydaje mi się osią każdej dobrej opowieści o nich właśnie. Wszak nie czytamy tutaj dokumentu o przebiegu historycznego konfliktu zbrojnego, tylko na litość Celestii beleterystykę i to z bardzo naciskiem na 'bele'. Półżartem, powiem że twój zero-jedynkowy klucz interpretacyjny jest tak ...sombryjski... Co więcej, odwołam się do głównego ideologa jednej ze stron konfliktu: Celestii. Mam wrażenie, że przynajmniej kilka razy padały w tekście postulaty, że wojna w której przyszło Equestrii stanąć jest nie tylko wojną sprawiedliwą... ale przede wszystkim wojną w obronie ideałów Harmonii. Serce Księżniczki literalnie krwawiło nad losem każdego z jej poddanych. A to łącznie narzuca bardzo jednostkowy wymiar, próbę ujmowania tej totalnej wojny. Do tej pory zastanawiam się, jak dalece Equestria stając do walki przy pomocy broni palnej, tak na prawdę już na starcie przegrała, bowiem przyjęła warunki prowadzenia konfliktu, które programowo stanowiły pogwałcenie wszelkich wyznawanych przez nią ideałów moralnych. Rozważam, to że nawet jeżeli Equestria wygra w polu i zepchnie Sombryjczyków do morza, to czy skoro odpowiedziała przemocą na przemoc i nienawiścią na nienawiść, to już nigdy nie będzie taka jak kiedyś... Przegra moralnie, pytanie tylko jak dalece. Przez analogię do Star Wars: Jak Jedi, którzy de facto moralnie zbankrutowali w chwili gdy dali się wmanewrować przez raptem jednego Sitha w Wojny Klonów. A skoro w 'w tej grze nie będzie zwycięzców', to i tego że wspomniana dla przykładu Fluttershy przeżyła nie można traktować jako tego że cokolwiek wygrała. Żeby nie było że rozmawiamy o moralności, a nie o rezultacie starcia zbrojnego, niech będzie, powiem po twojemu, w języku chłodniej kalkulacji: Fluttershy jest niezdolna do pełnienia służby, co więcej do opieki nad nią zwolniono ze służby (bardzo dobrego) żołnierza Bardzo Wielkiego Makintosza, czyli że przy okazji znowu umniejszono militarny potencjał Equestrii, o kolejną jednostkę. Jeżeli tak na to spojrzeć, jedynie zranienie, a nie zabicie jednej medyczki, pociągnęło za sobą lepszy rezultat dla Sombrii, bo kosztowało Equestrię utratę nie 1, a 2 żołnierzy. Dalej twierdzisz, że śmierć jednostki to najgorsza ze strat? Totalnie się wynudziłeś. I to by starczyło za cały komentarz, jeżeli idzie o różnice naszej wrażliwości emocjonalnej podczas lektury. Powiem ci tak. Generalnie to co piszesz, nie jest głupie. I zgadzam się, że logicznie rzecz biorąc pewnie należało tak zrobić. Nie mniej gdzieś w źródłach ('Artystycznym Świecie MLP' lub "Elementach Harmonii" już ktoś pokroju Lauren Faust (albo sama Lauren), wyraźnie wskazywali, że main setting realiów serialu powinien kończyć się na przełomie XIX i XX wieku, z tylko okazjonalnymi anachronizmami, często jako visual gag. To że tych XXwiecznych wynalazków z czasem się nawarstwiło, to nie zmienia faktu że praktycznie żaden z nich nie ma zastosowania stricte militarnego. Autor i tak kombinował w założeniach świata w fabularnym dniu zero dając Equestrii prowincje gdzie istniały jakieś tradycje wojskowe, a gdzie jak to się mówi -oficjalnie- klacze znane z fabuły serialu nigdy nie dotarły by kanonizować, bądź obalić istnienie w headkanonie takich Hestii, czy Pferdenstadt. Pytanie czy mógł zrobić więcej by nie zaburzyć 'serialowej' wizji Canterlotu, Ponyville? Cholera. Nie wiem. Nie potrafię tego rozsądzić. Dygresja: Od 7 sezonu MLP:FIM, istnienie Hestii stało się o wiele bardziej kanoniczne, gdy oficjalny świat potwierdził taki koncept jak PonyWikingowie... Już sezon 5 pokazał jak mało trzeba było by Equestria poznała utopijny komunizm... Bodajże sezonowi 4 zawdzięczamy coś takiego jak 'czołg imprezowy'... Zaś już sezon 2 dał pewnemu słodkiemu zwierzątku domowemu imię 'Tank' i jakoś nikt we wsi nie pytał co to imię znaczy, sugerując że o zgrozo o czołgach słyszeli wszyscy... Im dłużej człowiek myśli nad tym co mimo wszystko jest znane w miłującej pokój 'magicznej krainie Equestrii', tym bardziej wybucha mu głowa nad tym jak niewiele Spidi tam musiał dodać... A jednak nadal: skąd wiedza o czołgach, (wieżowych!!! a więc bardziej zaawansowaych niż pierwsze próby brytyjskie czy niemieckie), bez doświadczeń I Wojny Światowej? ...Temat rzeka... I to zanim zaczniemy rozkminiać jedną z możliwych bliskich przyszłości (sic!) jakie zgotowała swoimi arkanami Starlight Glimmer w końcówce sezonu 5, gdzie Sombra Powrócił na czele armii zakutej w kombinezony wspomagane, a Rainbow latała z protetycznym skrzydłem... Prawda? Próba dojścia do tego gdzie w rozwoju militariów leży serialowa Equestia (nasz punkt wyjścia), staje się istnym polem minowym. Auć! ...Powiem ci że rozczarowałeś mnie tak zdecydowanym tonem tej wypowiedzi. Dobrze dla równowagi, że w tym temacie zabrałem głos, ponieważ wychodzę z całkowicie przeciwnego stanowiska. Nie tylko szanując Spidiego jako autora (ba oferując mu swoje skromne talenta przy pomocy w jego Magnum Opus), ale także od pewnego momentu prywatnie ceniąc go sobie jako poznanego człowieka. Może dzięki temu potrafię (w swoim odczuciu) lepiej (czasem między wierszami, a czasem wprost) odczytywać jego intencje. Nie zrozum mnie źle. Nie mówię że mam jakiś nadprzyrodzony monopol do interpretowania prozy wspomnianego autora. Chodzi mi bardziej o to, że znając Spidiego prywatnie, wiem że obaj staramy się w jakiś sposób żyć wedle ideałów Harmonii. Każdy na swój sposób. I pewnie każdy na swój sposób błądząc od czasu do czasu. ('Because I am just a poni.') Dlatego wydaje mi się, że staram się odczytywać KO, w duchu tego jakim KO widział jego autor. Oznacza to poszukiwanie odpowiedzi na pytania w rodzaju: 'dlaczego autor podjął taką a nie inną decyzję literacką' nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy się z nią w danej chwili nie zgadzam. Powiem tak: Nikt nie odmówi ci tego, że jeżeli idzie o II WŚ masz odrobioną pracę domową, bo czyta się ciebie tak jakbyś faktycznie wiedział o czym mówisz. I zgodzę się, że nawodna gałąź Kriegsmarine, w porównaniu do sukcesów sił lądowych, czy powietrznych, tak podczas I WŚ i II WŚ, była de facto kosztownym workiem bez dna do którego wkładano miliony marek, dziesiątki ton stali i życia setek dzielnych Niemców i z tej inwestycji otrzymywano w zasadzie tyle co nic. Podczas dwóch kolejnych wojen marynarka nawodna miała de facto jedno główne zadanie strategiczne: posłać na dno Royal Navy. I dwa razy pod rząd to spaprano, choć jak dla mnie nie z winy załóg, a o wiele bardziej z błędnego w moim odczuciu założenia strategicznego, że z Royal Navy w ogóle da się wygrać w ramach gentelmeńskiego, rycerskiego pojedynku stalowych kolosów na udeptanym morzu. Łatwo nam dziś mówić po fakcie, ale gdyby Niemcy postanowiły odpuścić sobie wielkie i surowcochłonne okręty i zaspamować morza u-bootami, a zwłaszcza: powietrze samolotami, wynik wojny na morzu, a może całego frontu zachodniego, mógłby być inny. Ale wracając: Masz rację i jej nie masz jednocześnie. Prosta Ponifikacja Kriegsmarine, nie dałaby rady odnieść wiarygodnego zwycięstwa o Halfwater. Zgadzam się z tym. Nie mniej, czy nie dało ci do myślenia, że gdy Spidi rzuca w tekst uwagi o Equestriańskich lotniskowcach, a ktakże sponifikowaną wersję bitwy morskiej, która działa się na środku Pacyfiku (Midway! Hello?) to być może świadomie łagodzi kryteria swojego germanocentryzmu i jest to sugestia, że Maremarie, nie jest prostą kalką swej niemieckiej formacji siostrzanej? Specjalnie w tej sprawie skontaktowałem się ze Spidim. I ten twierdzi, że w Maremarine jest też dużo z marynarki Cesarstwa Japonii, "choć system uzycia lotniskowców i podział na lotniskowce eskortowe i inne" (cytat oryginalny) wziął od aliantów zachodnich. Tak samo inna geografia konfliktu (tutaj transkontynentalnego) pozwoliła teoretycznie rosyjskiej marynarce sombryjskiej, mieć cechy "głównie marynarki brytyjskiej, ale i trochę amerykańskiej". Spidi dalej twierdzi, że tak na prawdę na morzu bije się de facto miks wszystkiego z miksem wszystkiego. Nie wiem, jak masz zamiar ten fakt ocenić (bo pewnie masz), ale tak to wygląda w zamyśle autora, ale wiem że ta wiedza może ci się przydać (w tym o czym mi pisałeś na PW). Tyle na dziś z mojej strony. -R.
  14. No cóż, jako że przez lata tylko okazjonalnie zaglądałem na forum incognito, to jak już zostałem zaproszony do Konkursu Literackiego, to miałem coś jak obowiązek się tutaj pojawić w pełnej krasie. I nie zaniżać własnych standardów. -Dolarze. Ja nie mówię że nie zjadłeś więcej fanfików dzisiaj na śniadanie niż ja przez całe życie i że masz prawo mieć własne przyzwyczajenia. Moja stara polonistka pewnie powiedziałaby 'manieryzmy językowe'. Pewnie że kolokwialnie mówiąc wszystko nawet 'FE:Project Horizons' (to chyba aktualnie największe bydle, ale mogę mieć stare dane), da się nazwać 'opowiadaniem'. Tylko że musimy mieć świadomość, że (z tego co mnie uczono i się chyba powszechnie przyjęło w terminologii literackiej), istnieje gradacja tzw. epiki wedle jej kalibru: opowiadanie-nowela-minipowieść-powieść. I z tego co kojarzę to ten największy kaliber czyli 'powieść' zaczyna się od umownych stu stron. A to tylko jedno z kryteriów, bo jak pisałem KO spełnia także pozostałe, a więc wielowątkowości i mnogości bohaterów. Dlatego pozwolisz, że pozostanę przy poprawniejszej i nie umniejszającej dziełu formie. Ale jako kompromis, proponuję ci posługiwanie się w odniesieniu do KO, terminem 'Opowieść', który (znowu: jak ja go rozumiem) nie jest oficjalnym terminem teoretyczno literackim i (tak jak ty to pojmujesz) nie dotyka aspektu długości dzieła. Słodka Celestio, o czym my tutaj dyskutujemy? Ad rem! BEZKRESNE MORZA SPOILERÓW PRZED WAMI! (Także do Fallout Equestrii) Co do tego fragmentu twojej wypowiedzi. Tak myślę że Kryształowy Gród, jak przystało na miasto oblężone, nie ma luksusu przegrywania kolejnych starć. Ba! Jest chyba nawet w tekście wspomniane lub zasugerowane (bazuję na pamięci sprzed pół roku- może być zawodna), że nawet remisy są bardzo kosztowne i w funkcji czasu kosztują zbyt wiele i przybliżają widmo klęski (chyba bodajże Twili miała takie przemyślenia). Na pewno nie powiedziałbym, że w KO występuje tzw. 'efekt szturmowców' - w sensie im więcej wrogów ma protagonista, tym ci gorzej strzelają i tym są generalnie głupsi. Dysproporcja w saldzie złomowania maszyn (w sensie jedna eqestriańska za kilka sombryskich) na prawdę w moim przekonaniu może być wytłumaczalna przewagą (do czasu!) sprzętową i przewagą wyszkolenia i doświadczenia żołnierzy. Z resztą po iluś takich miesiącach kosztownych remisów obrona wykrwawia się i w momencie gdy wróg podbija z nowymi działami, zamyka pierścień okrążenia oraz w końcu udaje mu się zniszczyć lotnisko, zyskuje przewagę strategiczną na tyle, że wrota piekieł otwierają się szeroko i dni obrońców są policzone. Popatrz też na to tak: W powieści mamy zapis ilu... dwóch? trzech? miesięcy walk gdzie trwa kosztowny pat, a potem Sombria literalnie zwala się księżniczce Cadance do komnaty. Na pewno nie nazwałbym tego jednostronną narracją. W realu III Rzesza i ZSSR potrafiły na froncie wschodnim prowadzić oblężenia i bronić się w danym punkcie przez wiele miesięcy, a nawet lat (vide 900 dni Leningradu... czy -w ramach ciekawostki- dwa miesiące obrony w XV wiecznej -nie betonowej- archaicznej fortyfikacji Malborka). W realiach frontu wschodniego dwa oblężenia Kryształowego Grodu to pikuś, a jakoś nikt nie nazwa najdłuższych oblężeń frontu wschodniego jednostronnymi. Śmierć jednostki to tragedia, a miliona to statystka. Skupmy się na bohaterach. Piszesz, że Spidi z jednym wyjątkiem oszczędza główne serialowe postacie. Wiesz... to że one przeżyły, to po akcji ze Scootaloo wcale nie było takie pewne. I owszem trzymało w napięciu. Już nawet nie mówię, że takie postacie jak AJ, Rainbow, czy Pinkie mogły biorąc udział w akcjach bojowych zarobić kulkę codziennie. Przynajmniej raz każda z postaci głównych znalazła się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia... i na pewno nie powiesz że wyszła z tego obronną ręką. Wyliczmy na ponad tuzinie głównych postaci: mamy gwałt + traumę psychiczną... klaustrofobię po traumatycznych przeżyciach na morzu... uraz głowy pewnie z wylewem krwi do mózgu i zaburzeniami psychiki do reszty na tle somatycznym... głęboką depresję z próbami samobójczymi na tle magicznej klątwy... alkoholizm+ katastrofę lotniczą, z usmażeniem skrzydeł żywcem... utratę skrzydeł i katatonię... trwałą utratę wzroku na tle klątwy magicznej... kilka magicznych przeobrażeń... permanentny stan przedzawałowy ze stresu na tle arkanomagicznym... a w końcu (coś przy myślałem że rzucę książkę o ścianę i pójdę na dwór pobiegać, a potem zerwę z autorem wszelkie relacje na rok) niemal odstrzelenie głowy kulą snajpera... Technicznie rzecz biorąc chyba jedyną postacią (na próbie kilkunastu!) którą za jakiś umykających rozumowi powodów Spidi zachował w jednym kawałku, była Applebloom. Mów co chcesz, Dolarze, ale nie przekonasz mnie że to jest pieszczenie się z postaciami kanonicznymi. OK. Zgadzam się, że literalnych 'trupów' było w saldzie mniej niż u np. kKat, ale nie powiesz mi, że to co zaserwował Spidi, nie miało czytelnika wytrząsnąć z bezpiecznej pozycji. Wiesz, kiedy autor skasował bilet Digterowi, a więc z pewnego punktu widzenia zabił sam siebie, to już na prawdę powinno to dać czytelnikowi do myślenia, że autor ma w ręce kosę i jeżeli tylko tak wypadnie kostka, nie zawaha się jej użyć. Piszesz, że autor "rozczarował cię" bo np. Seetie Belle mógł zabić, a jednak tylko pozbawił ją wzroku. ...Wiesz... Eeee... Nie znamy się na tyle aby ci robić uwagi ad personam, że podejrzewam u ciebie skłonności sadystyczne... ...Nie mniej jak dla mnie brutalności dzieła nie można sądzić tylko po ostatecznym saldzie zejść śmiertelnych, ale po tym czy postacie są w sposób angażujący emocjonalnie czytelnika maltretowane... A u Spidiego są. I to jak cholera. I jak wykazałem powyżej najczęściej w taki sposób, że wychodzą z tego trwale zepsute na lata... ALE nawet przyjmując twoją (niepokojącą mnie) logikę, że 'bez trupa się nie liczy', to Spidi miał wiele takich sekwencji gdzie jego sadyzm nad gatunkiem końskim owszem był ze skutkiem śmiertelnym i to tak, że 'normalnego' czytelnika aż mroziło, jak choćby kilkunastostronicowy (sic! sic! SIC!) opis Pony Katynia. Zapytam niczym gladiator Maksimus widzów amfiteatru: "Czy tamta sekwencja była dla ciebie wystarczająco emocjonująca"? (Ten akapit był półżartem. Nie bierz do siebie.) Teraz do tego fragmentu. Ponieważ większość niemieckich konstrukcji była tak wydumana technologicznie, że faktycznie często była (w statsach) lepsza od sprzętu konkurencji? (Nie będę się spierał, że często to wydumanie nie szło z niezawodnością, co jak nauczyła historia miało się okazać czynnikiem decydującym o rezultacie kampanii.) A w warunkach obrony, gdy te wydumane konstrukcje można było zawlec do serwisu, a nie zostawić wysadzone w polu na straty jak w IIWŚ, to a i owszem mogło się sprawdzać nawet nieźle. Ale że coś w tych założeniach literackich autora było niehalo, to jestem w stanie się zgodzić, tylko ja problem widzę gdzieś indziej. Dawno, dawno temu kKat założyła że przeprowadzi literacką transformację sielanki realiów serialowych, w realia Ameryki lat 60. w konwencji retro-futuro na progu wybuchu wojny nuklearnej. Założyła wtedy w tekście, że ta przemiana potrwa 20 (ponad 20? nie pamiętam dokładnie) lat czasu przedstawionego. W konsekwencji np. Klacze Ministersw były w momencie rzucenia megaczarów dojrzałymi klaczami między 40. a 50. rokiem życia. Spidi u zarania swojej powieści przyjął założenia, że chce bawić się w tekście Mane6 w wieku absolwentek studiów wyższych -około 25 lat. W efekcie musiał podjąć karkołomną próbę przekonania czytelnika, że nieznająca wojny od 1000 lat państwowość Equestii, będzie potrafiła wykonać przeskok technologiczny od wiktoriańsko-edwardiańskiego serialu do poziomu naszego roku 1941, w bagatela pięć lat czasu przedstawionego i to zupełnie bez doświadczeń militarnych, które pozwoliłyby tą technologię wynaleźć tak jak w naszym świecie metodami prób, błędów i latami prób polowych w kolejnych konfliktach jak np. I WŚ. ...I jak dla mnie czytelnik ma na wstępie dwa podejścia: Albo 'zawiesić niewiarę' (jak nazywał to J.R.R.Tolkien) i przyjąć realia takie jakie są by dać się porwać akcji i pozwolić skupić się na tym co autor chciał nam w tej baśni opowiedzieć... Albo 'krzyknąć że to jeden wielki bulszit i wyjść'... Bo -choć boli mnie to bardzo- Pewnych rzeczy takich jak właśnie jak realistyczny postęp technologiczny po prostu przeprowadzić się nie da, w oparciu o takie warunki, a na pewno nie w pięć lat. Uważam że zawsze będzie to jeden z głównych zarzutów wobec całej konwencji Kryształowego Oblężenia, jako takiego. I mówię: To co ty Dolarze, podniosłeś, to tylko akurat jeden ze skutków przyjętej konwencji, wobec której zwyczajnie nie da się (niestety! i z tym się zgadzam!) prowadzić traktowanego na serio rozwoju technologicznego. Uważam, że im dłużej się nad tym myśli, tym mniej ma się frajdy z tekstu. Trzeba zasłonić na ten element oko, bo inaczej KO przestanie dawać jakąkolwiek przyjemność z czytania. A przynajmniej u mnie, przyjemność z czytania potrafiłem odnaleźć zwłaszcza w przytoczonej przez ciebie scenie... Ba nawet uważam ją za jedną za najśmieszniejszych w całej sadze... Gdy Ksieżniczka Luna wysłała czołg lekki PzKw I do kosza, widząc sam pierwszy projekt. Oczywiście takiej sekwencji nie można traktować serio i autor ją zamieszczając miał pełną świadomość, że jest ona zrobiona dla beki. Jak 'fantastyczną' konstrukcją PzKw I był (projektowany jako oficjalnie jako traktor rolniczy), wie każdy pasjonat militariów i chyba 90% z nich wspomina o nim tylko po to by ciągnąć sobie z tego łacha. Pozostałych 10% lubi masterować nim pierwszy poziom World of Tanks. Wracając do KO, myślę że taką sekwencją już w połowie I Tomu, autor dał nam czytelnikom dosyć jasno do zrozumienia, że w powieści są rzeczy dosyć umowne. A nawet nieco naciągane. Ale who cares! Ostatecznie beleterystyka jako taka, służy temu by dawać fun, a nie być podręcznikiem historii. Prócz tego, gdy tak czytasz KO i punktujesz dzieło Spidiego o cudowność kolejnych wunderwaffe, chyba nie dajesz mu żadnej taryfy ulgowej za jego przekonania. A chyba znasz człowieka dłużej niż ja i powinieneś wiedzieć, że Spidi jest bezwstydnym germanofilem (co ja mówię w Polsce, jest dosyć odważną postawą życiowo-literacką, zwłaszcza gdy schodzi na tematy historii, zwłaszcza II WŚ). I ja myślę że za taką odwagę głoszenia niepopularnych społecznie tez, należy mu dać pewną taryfę ulgową. No ale popatrzmy po większych od niego. Taka kKat. Napisała bezwstydny (łącznie z formą i rozdawaniem punktów doświadczenia) nawet często w warstwie fabularnej ripoff ze scenariusza pewnej gry komputerowej i chyba nikt nie polemizuje, że zrobiła to w natchnieniu geniuszu (w dodatku w raptem kilka miesięcy- cóż za tempo prac!). Tak samo tutaj. KO jest uniwersum napisanym w pewnej konwencji. Konwencją tą jest to, (w największym uproszczeniu!) że Niemcy są dobrzy, a Rosjanie źli. I choć wydaje się to na początku wywrotowa teza, to jednak warto IMHO ponad tym przejść do porządku dziennego i po prostu czytać dalej i patrzeć co z tego wyniknie dla fabuły. Poza tym jest to chyba jakiś głos próbujący przywrócić równowagę, po tych wszystkich zupełnie odlatujacych demonizacjach III Rzeszy jakie od 70 lat, w kulturze przynoszą cały czas takie kwiatki jak hordy nazistowskich nieumarłych z Wolfenstaina, czy Hellsinga. (Co nie znaczy, że Spidi nie bawił się literacko spuścizną po tamtych dwóch dziełach- patrz akcje z nietokucami- pisząc niczym metaforyczna Rainbow: "jeżeli coś jest awesome to my też to chcemy!") Warto też wspomnieć -jak już to rozbieramy na czynniki pierwsze- że sam autor w produkowaniu wunderwaffe nakładał na siebie pewne ograniczenia. I tutaj cytat z Celestii (z głowy) "Equestria nigdy nie będzie stosowała Broni Odwetowych" -także pamiętajmy o tym że Spidi miał w materiale źródłowym niemieckiego arsenału jeszcze wiele, wiele bardziej pokręconych i OP projektów ponad 'pierwszy myśliwiec odrzutowy' i na prawdę gdyby był pozbawionym wyczucia literackiego manczkinem (a nie jest!) na prawdę miałby czym Sombryjczyków spalić na popiół. Uważam że takie ograniczenie jest akurat przejawem dobrego wyczucia literackiego w kontekście rzekomego robienia wszystkiego co niemieckie zbyt OP. Przyznaję, że po pół roku od lektury nie pamiętałem tego detalu. Choć jak tak nad tym teraz myślę, to takie rozwiązanie literackie traktuję jako tzw. 'Prawa Grand Finale', gdzie wiele powieści przygodowych na koniec dodaje 20% do zajefajności. Dopóki nie przeskakuje to rekina jest to IMHO dopuszczalne. Mówię: Nawet kKat, gdy czuła taką potrzebę łamała prawa konwencji post-apo zajeżdżając w widza smokiem. Tutaj też autor po 1200 stron przypomniał sobie, że jego świat przedstawiony ma korzenie w magicznej krainie fantasy z serialu i postanowił że dla odmiany walka jednorożców nie będzie polegała na pruciu do siebie z lewitowanych nad głowami półałtomatycznych karabinów przeciwpancernych... (Czytałbym to! ) No tylko że wtedy wyszedłby z tego Hellsing... I znowu (dla ciebie) niedobrze. Ale czy można było tą scenę zrobić lepiej? Kurczę, pewnie tak, bo nawet gdyby zrobić z tego Pojedynek Na Pieśni Mocy, to mimo burzy z powodu skojarzeń z Rainbow Rocks, to pewnie mogłoby to być nawet ciekawsze. Jest jak jest. OK. Zgodzę się że Sombra w I i II Tomie KO, jest pisany trochę nie równo i zdarza mu się podejmować decyzje, których nie zawsze da się wytłumaczyć szaleństwem starego dyktatora. Pod tym kątem taka np. Fallout Equestria mając na koncie takie postacie jak Goddes, czy Red Eye ma tych złoli napisanych o wiele lepiej. Polemizowałbym, tylko czy Generalissmus Sombra jest zupełnie słabą kreacją. Nie szedłbym jednak w tej ocenie, aż tak daleko. Ale tak ponad Sombrą, czy Whitefire'em to zastanawiam się nad pewną koncepcją. Mianowicie, (wobec tego że Spidi pokonał ich w Tomie II, a akcja o dziwo na przekór logice literackiej się nie skończyła), zastanawiam się czy KO, nie jest powieścią z kluczem, bądź powieścią filozoficzną, gdzie głównym złem nie jest ten czy inny złoczyńca, ale sama jako taka Idea Wojny Totalnej, bądź Ida Ustrojów Totalitarnych. Zwróć uwagę, Dolarze, że dwóch głównych antagonistów wyrażało- personifikowało te dwie idee (tak jak Discord personifikuje Ideę Chaosu... na przykład)... I potrzeba jeszcze kilkuset stron (pewnie całego Tomu III) by uporać się z Burzą, którą te dwa kucyki rozpętały. SPOILERÓW TO JUŻ na razie KRES! Powiem ci, że właśnie że ja także szanowałem dzieło głównie za jego objętość. Ale potem poznawszy Spidiego, nauczyłem się spoglądać na tą powieść, nieco inaczej. Nie tylko za ilość trudu i godzin... ale też za ilość serca które w to przelano. Dziś wiem, że Spidi miał i nadal ma nam-czytelnikom wiele do powiedzenia. Zupełnie poza wszystkim dodatkowym bonusem jest to, że jest to Powieść Pomnik -a przynajmniej tak to odbieram- ponieważ autor powsadzał w tekst nie tylko OCki, ale wręcz Ponysony bardzo wielu realnie istniejących osób i broniaków, przez co uwiecznił ich- oddał świadectwo temu, że w jakiś sposób inspirowali go w jego życiu- podtrzymali na duchu historiami swoich nieraz bardzo realnych losów. Uroczym, ale to bardzo uroczym metapoziomem tej Powieści, jest świadomość, że wiele postaci literackich jakie brykają sobie po jej kartach, można jeżeli ktoś zada sobie odrobinę trudu- spotkać w realu -głównie w Gdańsku i Okolicach. Sam kiedyś robiłem Spidiemu zarzut, że jego postacie noszą często nieequestriańskie lub wprost zupełnie z czapy wzięte imiona które nie pasują do żadnej konwencji... A dopiero potem zrozumiałem i bardzo doceniłem uczciwość i zaangarzowanie autora, który nie boi się nazwać np. Ruhisa-Ruhisem, a Vitaja-Vitajem. Będę dlatego stanę na stanowisku, że KO, to poza wszystkim innym także Pomnik Wystawiony Fandomowi. A to sprawia, że jest to rzecz tym bardziej wartościowa i nobilitująca to Dzieło. Tak uważam. A idei konkursu literackiego jako środka do budowania Rozszerzonego Uniwersum, oczywiście przyklaskuję wszystkimi czterema kopytkami. Nic nie jest chyba lepszą laurką dla autora, jak danie początku Opowieści, która może żyć własnym życiem i rozrastać się tam gdzie on sam nie zdołał się literacko zapuścić. Tym bardziej że jest to bardzo otwarte uniwersum i chyba nie ma takiej opowieści wojennej, której by się nie dało tam jakoś sponifikować i przyszyć do całości. Także dobry pomysł z tym konkursem miałeś. Chwalę ideę! -R.
  15. Hmmm... A ja trochę przez przekorę, owszem polecam. <TOTALNE spoilery poniżej, aż do końca.> Od razu mówię, że Tom II, czytałem z pół roku temu, więc nie jestem w tym zakresie tak na świeżo jak $84, nie mniej z uniwersum KO mam regularną styczność, więc jestem w temacie. Przede wszystkim uwaga merytoryczna: Uważam że mówienie o KO jako o 'opowiadaniu' to duże umniejszenie. Tam każdy z tomów wyczerpuje definicję sklasyfikowania tego jako 'powieści' kilka razy, nawet jeżeli patrzeć tylko na ich objętość, a do tego dochodzi kwestia mnogości bohaterów i wątków. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem że Po pierwsze Equestria dostaje po tyłku regularnie już od Tomu I. Traci ziemię, miasta, całe stada i zasoby surowców, a co najgorsze z każdym miesiącem walk przegrywa tracąc swoją znaną z serialu niewinność. Akcja II Tomu trafia w ten moment kroniki konfliktu, gdzie obie strony zwarły się w klinczu, a szybki blitzkrieg stał się powolną i niszczącą psychikę obu stron wojną na wyniszczenie. Gdyby była OP, najeźdźcy zostaliby zepchnięci do morza. Tak się jednak nie dzieje. Trwa pat. Na północy widzimy sytuację gdzie Sombryjczycy próbują odzyskać inicjatywę strategiczną i koniec końców udaje im się to, choć ceną wyprowadzenia kosztownego w siły ciosu jest odsłonięcie się na Eqestriański kontratak. Ten przychodzi, lecz w momencie gdy większość poznanych przez nas bohaterów albo już straciła życie, albo w bardzo bolesny (także dla czytelnika) sposób została okaleczona tak fizycznie jak i psychicznie. Spidi jako autor nie oszczędza postaci kanonicznych, a OCki wręcz bym powiedział przepuszcza przez niszczarkę, tak że dosłownie czujemy jak obrońcy Kryształowego Grodu topnieją w oczach. Ja czytając powieść na pewno nie odniosłem wrażenia że Equestriańska broń pancerna jest niezniszczalna i dał nam to do zrozumienia epizod już z I Tomu i pierwszą załogą czołgu Digtera. Saldo II Tomu było takie, że z Kryształowego Grodu nie wyszła żadna wielka kontrofensywa z Pinkie szarżującą na czele z otwartym włazem, a koniec końców z tamtejszych formacji pancernych nie zostało dosłownie nic. Po drugie rzekoma gloryfikacja Equestriańskiego oręża i rzekome partactwo Sombryjczyków, do póki nie sprowadzą nowych modeli broni, jak dla mnie broni się jeżeli popatrzymy na realia IIWŚ na których oparł się autor. Wojna ta jest historią pisaną z jednej strony geniuszem lub błędami dowództwa, a z drugiej historią wyścigu zbrojeń i umiejętności zyskania dzięki posiadanemu uzbrojeniu przewagi w polu. Sombria jako państwo wzorowane na ZSRR powiela wszystkie słabości jakie w tamtych czasach wykazywał system oparty na partyjnym państwie policyjnym, którego czystki kadrowe i partyjniactwo doprowadziło na skraj przepaści, z tą różnicą że walcząc jako agresor nie ma przewagi własnego terenu i możliwości rozciągania linii zaopatrzeniowych wroga. Cały twist jaki podjął Spidi polega na tym, że radzieckie militaria na z których czerpie Sombria, nie wytworzyły tak spektakularnego sprzętu oblężniczego, jak choćby niemieckie działa kolejowe, a ich taktyka faktycznie polegała na 'spamowaniu' wroga dużą ilością prostszego inżyniersko, lecz relatywnie niezawodnego sprzętu. I to też zgodnie z tymi realiami, co do zasady obserwować możemy to w książce. Przy czym i tak uważam ten zarzut za powierzchowny o tyle, że co kilkaset stron Sombria wyciągnąć potrafi jednak z kapelusza atak z zaskoczenia 'Olbrzymami' bądź desant spadochronowy, więc na pewno nie tonie to w rutynie i potrafi jednak nie raz czytelnika zaskoczyć. Klimat II Tomu na pewno nie nazwałbym serialowym. Tak na prawdę cały (może i nawet przydługi) Tom I ma za zadanie rozprawić się z nim i dać do zrozumienia, że idą 'nowe mroczne czasy'. Tom II już na prawdę nie schodzi poniżej czegoś co nazwać by można 'starym wojskowym kinem przygodowym' gdzieś pomiędzy 'Czterema Pancernymi i Psem' a amerykańskim kinem lat 60, które to wojskowo-koszarowe przygody dominują przez może 2/3 tego tomu (co bynajmniej nie znaczy że brakuje już tam mocniejszych sekwencji, jak choćby ta ze Scootaloo). Lotnicza błyskotliwość lotników pokroju Bravewinga (motyw z samolotem w przelatującym przez pałac) jest właśnie nawiązaniem do konwencji przygodowej. Co czyta się z wypiekami na twarzy. Pozostała 1/3 Tomu to już skręt w mroki 'współczesnego' kina wojskowego, gdzie nie brakuje akcji rodem z 'Katynia', 'Wroga u Bram', 'Kompanii Braci', 'Pianisty' czy w końcu 'Upadku'. Lektura staje się wręcz depresyjnie ciężka i może przez to autor na koniec wprowadził na nowo nieco elementów fantastycznych, tak by przypomnieć czytelnikowi, że w tym świecie nadal jeszcze istnieją alikorny. Nie zgodziłbym się że były tam tanie zagrywki z anime, bo i nawet twórcy kalibru kKat, nie wstydzili się gdy kończyła się im amunicja zaskoczyć czytelnika smokiem. Zgodziłbym się jedynie że w końcówce autor zaskakująco się pospieszył nie pozwalając ujść antagonistom w objęcia Tomu III. Ten niby ma być o czym innym -i jest to świadoma decyzja literacka- nie mniej było to zagranie dosyć na przekór oczekiwaniom czytelników. Co do postaci: Nie zgodzę się że słabości Sombry są minusem wynikłym ze słabego warsztatu literackiego. Sombra by Spidi jest przede wszystkim zgorzkniały, stary i tak na prawdę słaby wewnętrznie, lecz to świadomy portret tej postaci w odniesieniu do dyktatorów świata realnego. W tej roli generalissimus wypada tak jak każdy zakłamany śmiertelny kuc, próbujący w pysze podnieść kopyto na boskie istoty alikornów i tak też kończy: jak podobnie do bohaterów mitologii klasycznej postawionych wobec podobnej dysproporcji ontologicznej. Zgodzę się częściowo z dosyć problematycznym nakreśleniem w Tomie II postaci Rainbow Dash. Presja miesięcy wojny zamieniła klacz dosłownie w potwora, kłębowisko samych negatywnych cech w stopniu który wręcz odrzuca czytelnika od tej postaci. Samo nakreślenie na tym etapie konfliktu charakteru Rainbow jako tzw. 'suki' mogłoby się jednak bronić o wiele więcej, gdybyśmy mogli jednak obserwować ten upadek w czasie pierwszych miesięcy oblężenia które jednak miały miejsce w nieopisanej luce między Tomami I i II. Cały czas mam nadzieję że autor któregoś dnia powróci w swej twórczości do tego etapu wojny i konwaliduje ten przeskok, ponieważ właśnie Rainbow traci na nim najwięcej. A mówię: historia jej upadku (czego doświadczyła chyba jako pierwsza z mane6), mogłaby być myślę turbociekawa. Póki co faktycznie jest to spory zgrzyt. Żeby nie było, że mówię o KO tylko dobrze, warto wskazać na pewien element, jakim jest inspiracja u Spidiego nie czym innym jak 'Grą o Tron'. Autor przyjął godną wręcz samego G.R.R.Martina zasadę, że jak postaci wypadnie zła kostka to ta postać po prostu ginie. Nie ważne czy okoliczności są chwalebne, czy zupełnie przypadkowe. Nie ważne czy ktoś jest akurat pogodzony z losem, czy będąc w trakcie romantycznych uniesień ma nadzieje na jutro. Zły rzut kostką i mamy trupa. Ktoś nazwałby to bardzo silnym realizmem i próbą oddania ślepej przypadkowości jaką toczą się wojny, zwłaszcza w dobie broni palnej. Ale z drugiej strony minusem dla wielu czytelników będzie gdy książka kopnie ich w krocze... kilka razy... i to tak by pojawiły się u nich łzy. Ciężko powiedzieć, czy to znamię dobrej, czy złej literatury. Na pewno jest to znamię literatury smutnej, a taka jest wymowa tego mającego całe setki stron dzieła. Inaczej od kKat, Spidi podjął decyzję artystyczną, że nadzieja pojawi się dopiero w Tomie III i co do zasady nie przeplatał tego że 'coś się u postaci zepsuło' po to by mogło być lepiej. Przez to teraz póki Tomu III nie mamy, lektura samego Tomu II zostawia czytelnika z bardzo, bardzo niekucykowym kacem moralnym. Tutaj jednak muszę powiedzieć, że obecny czytelnik jest w o tyle dobrej sytuacji, że na dniach Spidi ma opublikować kilka rozdziałów onego Tomu III, po których wiem, że faktycznie podjęły dzieło prostowania kaca po Tomie II i mam do niego zaufanie w tej kwestii, że i dalsze rozdziały będą się miały 'do dobrego.' <TUTAJ KOŃCZĄ SIĘ SPOILERY> W podsumowaniu chcę bronić stanowiska, że 'Kryształowe Oblężenie' kawałem dobrej literatury jest. Docenić należy autora, w tym że konsekwentnie podjął w naszym nadwiślańskim kraju, próbę napisania historii na nowo, w taki sposób, żeby to co niemieckie nie grało by ikonicznej już w polskiej literaturze roli szwarccharakterów. To odważne i nieoczywiste założenie literackie, które w dodatku zostało sponifikowane. Bardzo pokręcony i wyzuwający z bezpiecznej pozycji czytelnika projekt, którym od początku nic nie jest moralnie oczywiste. Jest to przykład literatury bardzo angażującej emocjonalnie czytelnika. Może być to rozpatrywane jako plus, albo jako coś co sprawia że jest to rzecz nieco hermetyczna. Na pewno jest to trudniejsze i nie do polecenia każdemu broniaczowi (jak o wiele bliżej temu do 'Fallout Equestrii' niż do 'Past Sins')... Powieść przez Tomy I i II wyszła bardzo daleko poza realia serialu MLP:FiM, jedynie na nich bazując, co też może być potraktowane tak na plus jak i na minus. Nie mniej ja osobiście widzę to jako lekturę obowiązkową, dla każdego kto nie ma zwolnienia od lekarza zabraniającego mu czytać rzeczy srogich. Nie jest to dzieło idealne. Opinie Dolara, którym starałem się oponować, nie wzięły się z powietrza i je szanuje, choć w większości się pod nimi nie podpisuję. Twierdzę, że w przypadku takiego Magnum Opus, nie wolno przejść obojętnie i należy po nie sięgnąć, choćby po to aby wyrobić sobie o tym własną opinię. Dla osób którym temat podejdzie, myślę że może być to spokojnie książka wielorazowego użytku (półżartem: o ile się nie rozlepi, choć ten problem wydawca ma podobno za sobą, a i kupę luźnych kartek czytać można!). Co więcej, jest to bilet na przejażdżkę do na prawdę ciekawego fanowskiego uniwersum. Dla fanów militariów bardzo łakomy kąsek. Kończąc. Pozostaje czekać na rozwój wypadków w Tomie III, który wielką mam nadzieję- dowiezie czytelnika (bezpiecznie złożonego na nowo do kupy) do końca opowieści o Wielkiej Wojnie Obronnej.
×
×
  • Utwórz nowe...