Skocz do zawartości

Dwaggy

Brony
  • Zawartość

    39
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Dwaggy

  1. Może być prawa ręka naczelnika. Proszę tylko, aby umieszczać dość szerokie opisy słowne waszej postaci. Może być to nawet kucyk, ale musi mieć kształty humanoidalne. No i jeszcze imię dla tej postaci. Nie może to być nick, jeśli wygląda w stylu maciek09875. Ten, kto pierwszy opisze słownie swoją postać, nada jej wyjątkowe imię i wybierze rolę, ten ją dostaje. Ok?

  2.    Witam wszystkich serdecznie. W psychiatryku wpadłem na pewien pomysł i zacząłem pisać, bo cóż innego można tam robić. Jednak mniejsza o to. Pomyślałem, że napiszę taką "książkę" wraz z osobami chętnymi, które będą ją współtworzyć. Chodzi mi dokładnie o to, że będę pisał kawałkami opowiadania o niezwykłych przygodach, które przytrafią się każdej z konkretnych postaci. Wiele tych postaci będzie się ze sobą bezpośrednio spotykać i fabuła zazębiać. Nie chcę zdradzać wiele szczegółów i ujmę to trywialnie.

      Jest sobie pewna galaktyka, którą włada zły pan Naczelnik. Dąży on do zdobycia tajemniczego kryształu Rathnivar, który daje niewyobrażalną potęgę. Jest pewna frakcja, oraz bractwo, które się temu sprzeciwia i walczy z władzą Naczelnika. Jest też inne bractwo, które było odwiecznym rywalem tego pierwszego i zostało zapomniane. Wszystko się wyjaśni wraz z opowiadaniem. Od razu uprzedzam, że nie będzie to żadne arcydzieło, czy opowiadanie na poziomie profesjonalnym. Jestem kompletnym laikiem i chcę podszkolić ów kunszt pisania i przy okazji się nieźle z wami zabawić!Świat oczywiście 

    Science Fiction

     

    Potrzebuję następujących chętnych na postaci:

     

    -młody kosmita, adept bractwa(tego dobrego, mężczyzna);

    -żołnierz frakcji (tej dobrej, mężczyzna);

    -płatny morderca(mężczyzna);

    -tajny szpieg (kobieta);

    -oraz WASZE pomysły na postacie!

     

      Dodam, że możecie być dowolnym kosmitą. Wyglądać jak zechcecie, nawet jak kucyk, pegaz, gryf i inne magiczne stworzenia (z wyjątkiem smoków x3). Potrzebuję pilnie obsadzić te 5 ról. Jednak możecie wymyślić własne! Ostrzegam tylko, że nie wszystko będę w wstanie zaakceptować, bo jeśli napisze dużo osób i każda coś wymyśli to będę pisał w nieskończoność. Mam nadzieję, że pomysł się wam spodoba. Jeśli nie, to zwyczajnie napiszę opowiadanie z postaciami, które sam wymyślę. Proszę tylko nie o zdjęcie swojej postaci, ale o dokładny opis SŁOWNY. Postacie te muszą być w postaci antropomorficznej. Ja w poniedziałek wracam do wariatkowa, więc mnie nie będzie. Jak tylko wyjdę z niego, to zaglądnę tutaj i pocznę pisać. Pozdro.

     

    • +1 1
  3. Witam serdecznie, ale nie wszystkich. Właśnie piszę posta, bo jestem na przepustce. Zapytacie skąd? Z najgorszego szpitala psychiatrycznego w Polsce - w Straszęcinie. Ktoś mi wyciął niezły numer i zgłosił sprawę na policję. Rano tamtego feralnego dnia do mnie zawitała. Zabrało mnie pogotowie z powodu mych ran ciętych na szyi i nadgarstkach, oraz prawdopodobnym zatruciu środkami nasennymi. Tam mnie odtruli i trzymali na obserwacyjnej tydzień. Nie wolno mi było wychodzić z sali. Jedynie za potrzebą fizjologiczną. Niedawno przenieśli mnie na zwykłą salę. Jestem traktowany gorzej, jak więzień. Jedzenie koszmarne, trzymany za kratami. Jestem na jednej sali z kryminalistami, którzy są badani pod kątem poczytalności. Dzięki Bogu dostałem przepustkę na 2 dni i wracam w poniedziałek rano. Mam nadzieję tylko, że niedługo wyjdę. Ja już nie mam sił nikogo raportować, a byłoby kogo. Mam teraz własne zmartwienia na głowie. Chciałem tylko raz jeszcze podziękować temu, kto mi zgotował piekło.

  4. Wziąłem teraz 12 tabletek  nasennych. Nie znam nawet nazwy. Chcę szybko zasnąć i zapomnieć o wszystkim. Ojciec przed chwilą chwycił mnie za nadgarstek i otworzył rozległą ranę. Mam już tego dość. Jutro, jak wstanę to wam napiszę jaką minę miał ojciec.

  5. Nikt z was mnie nie zrozumie. Cięcie się to nie jest głupota. To jest raczej ekspiacja, którą świadomie przyjąłem za bycie w smoczym raju. Moi rodzicie wrócili, wczoraj wieczorem, ojciec się opił tak mocno, że zrobił awanturę, podskakiwał do mnie i do schorowanej mamy. W końcu oddał mocz, zalewając pieniądze, jakie miał w spodniach. Potłukł troszkę naczyń, zwymiotował i poszedł spać. To wszystko moja wina, ja już mam dość tego życia i się pociąłem. Nie uważam tego za akt głupoty, a ekspiacji. Z jednym się zgodzę, że natężenie bólu nie wystarcza i teraz naprawdę mocno muszę się pociąć, by poczuć ulgę. Jednak jest to jedyne wyjście, bo głupotą byłoby, jakbym dawał ujście emocjom, jak ojciec - pijąc alkohol, albo palił papierosy, brał narkotyki, czy tym podobne. Tym się od was różnię, że nie mam przyjaciół ani kolegów i nie mam zwyczajnie komu się wygadać, dlatego czynię to tutaj i jestem uciążliwy.  Moja mama mnie potrzebuje i muszę mieć trzeźwy umysł. Mówienie, że cięcie się jest głupotą świadczy o ignorancji i głupocie, oraz niewiedzy na temat depresji.

  6. Dzieci z zespołem Downa też mogą być geniuszami matematycznymi. Fachowo taki stan określa się mianem sawantyzmu i jest stosunkowo rzadki, ale tacy ludzie istnieją i mają się całkiem nieźle. 

    Wciąż i wciąż pozwalasz, by twoje otoczenie definiowało Ciebie i Twoje życie, by ludzie mówili Ci, kim jesteś. Ba, nawet nie ludzie, a TEST NA IQ, który głównie sprawdza to, jak sprawnie umiesz obracać figury geometryczne w wyobraźni. Nie jest ważne to, że nieźle piszesz, nawet Twoje posty na forum czyta się z przyjemnością. Trzy minuty przeglądania Twoich postów wystarczyły mi, żebym zorientował się, że jesteś obdarzony specyficznym, ciepłym poczuciem humoru smokiem. Ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że w teście na inteligencję wyszło Ci, że ocierasz się o imbecylizm.

    Mam wrażenie, że może i chciałbyś zmienić swoje życie, ale nie masz bladego pojęcia, od czego zacząć I głównie to jest powodem Twojej frustracji. Do tego dochodzi dojmujące poczucie zmarnowanego czasu, wszak według wieku profilowego (Twoje posty mówią co innego) jesteś już w średnim wieku. Wiesz, że musisz zrobić coś ze swoim życiem, ale dopadają Cię wątpliwości. My zaś usiłujemy pokazać Ci, że warto zacząć robić COKOLWIEK. Inaczej, zamiast dumnym i potężnym smokiem, na starość staniesz się zgorzkniałym, toksycznym człowiekiem.

    Nikt nie nada Twojemu życiu sensu za Ciebie.

    Nie chcesz marnować czasu na rzeczy, w których nigdy nie będziesz dobry? W takim wypadku nigdy nie będziesz dobry w niczym.

     

    Zgrabiała ręka? Klik!

    Leki Cię otępiają? Porozmawiaj ze swoim lekarzem, spróbujcie znaleźć takie leki, które nie będą miały tak negatywnego wpływu. Jeśli odpowie, że "tak już zostanie", może warto zastanowić się nad zmianą lekarza?

    Nie idzie Ci rysowanie w oparciu o poradniki w internecie? Może warto byłoby spróbować nauki u profesjonalisty?

    A swoją drogą... Skąd, u kopytka, u Ciebie pomysł, że żeby robić komiksy trzeba w ogóle umieć rysować?!

     

    Chcę się wyrazić jasno: zasada "10 000 godzin zrobi z Ciebie geniusza", która wyrosła na kanwie między innymi wymienionego przeze mnie artykułu, jest jest według mnie zwyczajną nadinterpretacją wyników tych badań. Chciałem  pokazać, że często wydaje się nam, że poświęciliśmy czemuś naprawdę dużo czasu - ćwiczyliśmy przez bite dwie godziny dziennie, okrąglutki miesiąc. I potem zastanawiamy się, dlaczego jeszcze nie osiągnęliśmy wielkiego sukcesu. W 60 czy 100 godzin nie nauczysz się dobrze robić czegoś, czego nigdy nie robiłeś. Nie mówiąc już o osiągnięciu naprawdę wysokiego poziomu, takiego, którym mógłbyś się dumnie pochwalić.

    My, dorośli, jesteśmy zwyczajnie przyzwyczajeni, że wszystko nam wychodzi. Dzieci są od tego wolne. Od wstydu też. Kiedy ostatnim razem wyciągnąłeś naczynia kuchenne, rozstawiłeś je po pokoju i próbowałeś zagrać na nich niczym na perkusji? Przypuszczam, że dawno, dawno temu. Czemu? Bo zrobiłbyś z siebie idiotę? Bo Twoja żona/dziewczyna uznałaby Cię za wariata? Bo to dziecinne, głupie?

    Czy spotkałeś kiedyś dorosłego, który nie chodzi dlatego, że się tego nie nauczył? Bo próbując wstać po raz trzysta pięćdziesiąty ósmy uznał, że to nie ma sensu? W końcu jego koledzy radzili sobie zdecydowanie lepiej, a on chyba się do tego nie nadaje, skoro nawet pani w żłobku jakoś krzywo na niego patrzyła, a w sumie to i tak nie warto próbować, przecież nigdy nie dorówna takiemu Korzeniowskiemu, który ewidentnie posiada talent, którego jemu brakuje?

     

    Ludzie wierzą w to, że taki Newton siedział sobie pod drzewkiem, wznosił swe oczęta ku niebiosom, chmurki obserwował, śpiewu ptaszków słuchał, aż tu nagle, jak go jabłko czerwone w czerep nie trzaśnie..! I tak oto mamy prawo powszechnego ciążenia.

    A wiesz, dlaczego tak łatwo wierzymy w takie naiwne historyjki? Bo tak jest po prostu wygodniej. Rozgrzeszamy się z własnej bierności. "Jakoś to będzie. Jak ja zazdroszczę tym, którzy potrafią pisać, śpiewać, rysować. W sumie to chciałbym być psem. Lizałbym własny tyłek, żreć bym dostawał, na spacery by mnie wyprowadzali..." Chyba nie na tym polega życie...

    "Twórcza aktywność dziecka to wielka wartość dana mu przez naturę.

    Można ją pielęgnować, rozwijać i uszlachetniać, ale można ją również hamować

    i wypaczać. Gdy się wskutek złych okoliczności zdegeneruje, stanie się martwa,

    a dana jednostka będzie ślepa i nieczuła na działanie form i barw".

                                                                                 Stanisław Popek                

  7. Po I... Rzecz dzieje się w W. Brytanii. To samo nie musi się u nas zdarzyć. Znając życie, spotkałoby się to ze sporym sprzeciwem.

    Po II... To jest gazeta, w której piszą tak, aby zrobić sensację i wywołać lawinę komentarzy, które zwiększają sprzedaż.

    Po III... Jesteśmy w Polsce i... Nigdy nie spotkałem się ze sprawą, mającą tutaj miejsce. Jak dla mnie to... po prostu śmieszne. ,,Odbieram ci dziecko, bo jesteś głupia". 

     

     

    Więc z tego taki morał... Nie bójcie się walczyć! Właśnie takie i podobne sytuacje kreują nasz obraz w oczach ludzi. Pamiętajcie!

    Mam nadzieję, że tylko mnie straszyła, bo już ją chyba męczy, że ciągle zawracam jej głowę o jedno i to samo.

  8. Dzieci z zespołem Downa też mogą być geniuszami matematycznymi. Fachowo taki stan określa się mianem sawantyzmu i jest stosunkowo rzadki, ale tacy ludzie istnieją i mają się całkiem nieźle. 

    Wciąż i wciąż pozwalasz, by twoje otoczenie definiowało Ciebie i Twoje życie, by ludzie mówili Ci, kim jesteś. Ba, nawet nie ludzie, a TEST NA IQ, który głównie sprawdza to, jak sprawnie umiesz obracać figury geometryczne w wyobraźni. Nie jest ważne to, że nieźle piszesz, nawet Twoje posty na forum czyta się z przyjemnością. Trzy minuty przeglądania Twoich postów wystarczyły mi, żebym zorientował się, że jesteś obdarzony specyficznym, ciepłym poczuciem humoru smokiem. Ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że w teście na inteligencję wyszło Ci, że ocierasz się o imbecylizm.

    Mam wrażenie, że może i chciałbyś zmienić swoje życie, ale nie masz bladego pojęcia, od czego zacząć I głównie to jest powodem Twojej frustracji. Do tego dochodzi dojmujące poczucie zmarnowanego czasu, wszak według wieku profilowego (Twoje posty mówią co innego) jesteś już w średnim wieku. Wiesz, że musisz zrobić coś ze swoim życiem, ale dopadają Cię wątpliwości. My zaś usiłujemy pokazać Ci, że warto zacząć robić COKOLWIEK. Inaczej, zamiast dumnym i potężnym smokiem, na starość staniesz się zgorzkniałym, toksycznym człowiekiem.

    Nikt nie nada Twojemu życiu sensu za Ciebie.

    Nie chcesz marnować czasu na rzeczy, w których nigdy nie będziesz dobry? W takim wypadku nigdy nie będziesz dobry w niczym.

     

    Zgrabiała ręka? Klik!

    Leki Cię otępiają? Porozmawiaj ze swoim lekarzem, spróbujcie znaleźć takie leki, które nie będą miały tak negatywnego wpływu. Jeśli odpowie, że "tak już zostanie", może warto zastanowić się nad zmianą lekarza?

    Nie idzie Ci rysowanie w oparciu o poradniki w internecie? Może warto byłoby spróbować nauki u profesjonalisty?

    A swoją drogą... Skąd, u kopytka, u Ciebie pomysł, że żeby robić komiksy trzeba w ogóle umieć rysować?!

     

    Chcę się wyrazić jasno: zasada "10 000 godzin zrobi z Ciebie geniusza", która wyrosła na kanwie między innymi wymienionego przeze mnie artykułu, jest jest według mnie zwyczajną nadinterpretacją wyników tych badań. Chciałem  pokazać, że często wydaje się nam, że poświęciliśmy czemuś naprawdę dużo czasu - ćwiczyliśmy przez bite dwie godziny dziennie, okrąglutki miesiąc. I potem zastanawiamy się, dlaczego jeszcze nie osiągnęliśmy wielkiego sukcesu. W 60 czy 100 godzin nie nauczysz się dobrze robić czegoś, czego nigdy nie robiłeś. Nie mówiąc już o osiągnięciu naprawdę wysokiego poziomu, takiego, którym mógłbyś się dumnie pochwalić.

    My, dorośli, jesteśmy zwyczajnie przyzwyczajeni, że wszystko nam wychodzi. Dzieci są od tego wolne. Od wstydu też. Kiedy ostatnim razem wyciągnąłeś naczynia kuchenne, rozstawiłeś je po pokoju i próbowałeś zagrać na nich niczym na perkusji? Przypuszczam, że dawno, dawno temu. Czemu? Bo zrobiłbyś z siebie idiotę? Bo Twoja żona/dziewczyna uznałaby Cię za wariata? Bo to dziecinne, głupie?

    Czy spotkałeś kiedyś dorosłego, który nie chodzi dlatego, że się tego nie nauczył? Bo próbując wstać po raz trzysta pięćdziesiąty ósmy uznał, że to nie ma sensu? W końcu jego koledzy radzili sobie zdecydowanie lepiej, a on chyba się do tego nie nadaje, skoro nawet pani w żłobku jakoś krzywo na niego patrzyła, a w sumie to i tak nie warto próbować, przecież nigdy nie dorówna takiemu Korzeniowskiemu, który ewidentnie posiada talent, którego jemu brakuje?

     

    Ludzie wierzą w to, że taki Newton siedział sobie pod drzewkiem, wznosił swe oczęta ku niebiosom, chmurki obserwował, śpiewu ptaszków słuchał, aż tu nagle, jak go jabłko czerwone w czerep nie trzaśnie..! I tak oto mamy prawo powszechnego ciążenia.

    A wiesz, dlaczego tak łatwo wierzymy w takie naiwne historyjki? Bo tak jest po prostu wygodniej. Rozgrzeszamy się z własnej bierności. "Jakoś to będzie. Jak ja zazdroszczę tym, którzy potrafią pisać, śpiewać, rysować. W sumie to chciałbym być psem. Lizałbym własny tyłek, żreć bym dostawał, na spacery by mnie wyprowadzali..." Chyba nie na tym polega życie...

       Jeśli chodzi o sawantyzm, to zwracam honor. Jednak mam już swoje lata i jeśli chciałbym osiągnąć jakiś tam przyzwoity poziom (by na widok mych rysunków nie dostawać zeza rozbieżnego) to nie starczyłoby mi już życia. Na dodatek mam całe dnie zajęte i niezbyt wiele czasu wolnego. Zakładając oczywiście, że ktoś taki jak ja jest w stanie się nauczyć rysować, w co szczerze wątpię. Dorzucę do tego, że to tak ładnie brzmi. Idź, ćwicz, praca, praca, praca i zostaniesz mistrzem! Tak, ale skąd brać motywacje do czegoś takiego? Skąd brać czas? Sam wiem ile kosztuje mnie wstanie z łóżka i rozpoczęcie kolejnego, beznadziejnego, zresztą jak zawsze dnia. Moja lekarka twierdzi, że to wina choroby, ale ja tutaj doszukuję się raczej winy w czymś innym.

     

       Jeśli chodzi o pana Zegarmistrza, to nie będę więcej z tym panem wdawał się w jakąkolwiek polemikę. Pan ten robi z siebie miłosiernego samarytanina, a zapomniał, jak to mnie prowokował i hejcił wraz, z wówczas istniejącym SH(co poniekąd przyczyniło się do jej rozwiązania). Będę zwyczajnie ignorował posty tego pana pod warunkiem, że nie będą jawnie mnie obrażać, o czym świadczy jedno, z zdań tego pana: "Nie wpadło ci do łba żeby zamiast naśladować pedofila, Hitlera czy innego idioty naśladować, bo ja wiem, kogoś wartościowego?". Pragnę jedynie przestrzec nowych użytkowników przed wątpliwą i tak zwaną pomocą, oraz poufnością, które oferuje ten pan.

  9. To znajdż sobie kogoś kto cię polubi na pewno jest ktoś taki w twojej okolicy.Jeśli można to dlaczego rodzina cię nienawidzi?

        Była wpadka i jest dzieciak, na którego utrzymanie trzeba łożyć. Na dodatek ten dzieciak jest tak wnerwiający, bo nie może znieść pijaństwa ojca. To wystarczający powód do abominacji i nienawiści dla mych rodziców.

  10. Z twojej wypowiedzi można by wywnioskować że stawiasz się w sytuacji człeka skończenie głupiego. A to nijak się ma do faktu że potrafisz określić coś masonerią lub wiesz że kawa może podnieść chwilowo umiejętności intelektualne. To już pokazuje że jesteś w stanie gromadzić i być może częściowo rozumieć dane które zbierasz. A do tego to jednak trzeba mieć IQ przynajmniej przeciętne.

     

     

       Przetwarzać informacje potrafią także dzieci z Zespołem Downa. Do gromadzenia informacji i rozumienia (też zależy jakich) nie potrzeba mieć IQ PRZYNAJMNIEJ przeciętne. Nawet zwierzęta potrafią przetwarzać informacje, czego przykładem jest szympans bonobo, którego genom powiela się w ponad 98% z ludzkim. Zwierzęta przetwarzają informacje z zewnątrz, choć to zależy i nie jest tak ogólnie, bo rodzajów mózgów jest mnóstwo. Jednak śmiało można powiedzieć, że sen jest naszym spadkiem po dinozaurach. Na dodatek zwierzęta szacują, oceniają, przewidują rozwój wydarzeń, zaś papuga potrafi ... liczyć. Idealnym przykładem świadomości zwierząt są słonie, które zdają sobie sprawę z zjawiska śmierci.

     

    Wolisz stwierdzić że czegoś nie da się zrobić bo zwyczajnie ci się nie chce - trudno.

       Jak widać kolega nie doczytał, że prób podejmowałem wiele, naprawdę mnóstwo.

     

    "Ale tu rodzi się pytanie - po co piszesz o tym tutaj? Jeśli się poddałeś, to sobie leż i nie przeszkadzaj innym. Tutaj możesz się wyżalić, możesz posłuchać dobrych rad. Ale jeśli leżąc uznasz, że zamiast się podnieść, wybierasz leżenie, a do tego chciałbyś żeby ktoś inny też leżał, to strzel sobie w łeb ciężkim przedmiotem"

     

     

     

       Sam sobie zaprzeczasz. Może mam problem z tym, że jestem na dnie i nie wiem, jak z niego wyjść? Jest to dostępny dla wszystkich zarejestrowanych użytkowników dział, gdzie można przelewać swoje bolączki, także te dotyczące tego, że się poddano i leży.

       Czy ja komuś zabraniam się radować? Twoje porady w stylu "strzel sobie w łeb ciężkim przedmiotem" nie są zbyt krzepiące, ośmielę się rzecz - wręcz zakrawają o animozję.

     

     

    "Czy choć przez chwilę pomyślałeś o kimś innym niż o sobie"?

     

     

       Non stop myślę o innych i to mnie właśnie dołuje. Pomocy nie odmówię nigdy, jeśli będzie to oczywiście w zasięgu moich możliwości. Wielu osobom też pomogłem, zarówno w świecie rzeczywistym, jak i wirtualnym.

     

    "Jest wiele osób które wyciągają dłoń, lecz nie po coś co należy do ciebie, a po to by pomóc ci wstać i iść. Ty zaś bez precedensu stwierdzasz iż większość, o ile nie wszyscy, są fałszywi i źli. Taką monetą płacisz za pomoc?".

     

       Zastanawiam się kto wyciąga do mnie dłoń i chce pomóc. Na forum raczej spotykam się z "hejtem", jak z komitywą.

     

     

    "Jeśli życie cię powali, podziękuj za to, że ustawiło cię w pozycji dobrej do robienia pompek".

     

       Nie mam zamiaru dziękować flagelantom za każdy otrzymany cios. Zdecydowanie nie jestem masochistą.

     

     

    "Każdy może wskazać ci drogę, każdy może wyciągnąć do ciebie dłoń i pomóc ci wstać".

     

       Każdy? Nawet człowiek, który ma tak wielkie problemy ze sobą, że nie chce żyć? Pedofil, czy morderca mogą mi wskazać drogę? Mam podążać za Hitlerem, Stalinem, czy Leninem?

     

    "Twoja wola. Ale jeśli kiedyś zechcesz wstać, to pamiętaj, że do tego wystarczy odrobina dobrej woli.

    Bo mi tak samo ktoś kiedyś pomógł wstać, więc wiem że to działa...".

     

       Jeśli Tobie to pomogło, to można tylko się cieszyć. Niestety jestem agnostykiem, zatem nijak nie przekładam jednego przypadku nad regułę. Gdyby faktycznie złotą receptą była odrobina chęci, to już dawno zdziałałbym cuda. 

  11. Warto zastanowić się uczciwie, ile konkretnie czasu poświęciłeś na naukę. I ile z tego czasu poświęciłeś na utwierdzanie się w przekonaniu, że nigdy się rysować nie nauczysz.

    W roku 1993, w czasopiśmie Psychological Review, miała miejsce publikacja badań zespołu, którego szefem był dr K. Anders Ericsson. Tematyką pracy była korelacja między talentem a czasem i intensywnością ćwiczeń.

    Poproszono więc kadrę naukową Barlińskiej Akademii Muzycznej, by ta podzieliła swoich studentów na trzy grupy - jednostki wybitne, uznawane za przyszłych wirtuozów, muzyków dobrych oraz tych, którzy kształcili się w kierunku typowo nauczycielskim.  Wyniki można podejrzeć tu, Poniżej zamieszczam króciutkie streszczenie pierwszej części pracy.

     

    Wszyscy studenci zaczęli grać na instrumencie w wieku 5 lat, pierwsze różnice w ilości czasu spędzanego samodzielnie przez muzyków można było zauważyć w wieku 8 lat.

    W wieku 13 lat muzycy zdobywający nagrody ćwiczyli samemu, w czasie wolnym, średnio 13,7 godzin tygodniowo (Kaminski 1984), 

    W tym samym wieku wybitni studenci ćwiczyli samemu średnio 12,2 godzin tygodniowo, dobrzy wiolonczeliści 8,8 godzin tygodniowo, przyszli nauczyciele -  6,6 godzin.

    Ponadto w grupie nie było ani jednej osoby, która ćwiczyłaby w takim samym bądź podobnym wymiarze godzin, a znajdowałaby się w grupie bardziej/mniej zdolnej. Innymi słowy - w grupie badanych nie było osoby, która w wieku 18 lat miałaby sumarycznie "przegranych" na wiolonczeli 8000 godzin i byłaby określana jako dobry wiolonczelista, ani takiej, która po graniu przez 5000 godzin byłaby określana jako wybitna.

     

    Oczywiście ci "wybitni" z jakiegoś powodu ćwiczyli więcej niż rówieśnicy - może kochali swoje instrumenty bardziej niż inni. A skoro kochali, na pewno inaczej postrzegali czas spędzony nad instrumentami niż ich koledzy. Badanie to jednak pokazuje bardzo ważną zależność - to ilość poświęconego czasu jest głównym motorem napędowym geniuszu.

    Chciałem pokazać też, o jakiej ilości czasu mówimy. Nie o dziesiątkach, nie o setkach, a o kilku tysiącach godzin wytężonej pracy.

    Dlatego moim zdaniem mówienie, że nie  ma się do czegoś talentu, jeśli ćwiczeniu tego poświęciliśmy czas liczony nawet nie w setkach, a dziesiątkach godzin jest, cóż, śmieszne. I odrobinę uwłaczające tym, którzy poświęcili swojej pasji kawał życia.

     

       Twoje argumenty mnie nie przekonują, a już na pewno nie uwierzę w badania "naukowców" finansowanych przez masonów w celach ich propagandy. Choćby nie wiem co powiedział najwybitniejszy człowiek świata, to nie uwierzę w to, że dziecko z Zespołem Downa (którym bardzo współczuję i nie uwłaczając tym dzieciom, gdyż to nie ich wina, że takie są) jest w stanie stać się geniuszem matematycznym. Nikt mi nie wmówi, że zgrabiałą ręką jestem w stanie wykonywać skomplikowane operacje manualne. Nikt mi też nie wmówi, że ktoś z IQ niemalże równym imbecylizmowi jest w stanie stać się kimś wybitnym. Owszem, można stosować noopept, nawet pić kawę(z kofeiną), która jak to udowodniono podnosi chwilowo IQ o kilka jednostek. Jednak mnie nie zbawi wypicie kawy, które cudownie z IQ 82 zrobi IQ 83 na 10 minut.

  12. Niestety testy IQ w moim  przypadku są trafne. Co do rysowania to "Z pustego i Salomon nie naleje". Tyle poradników już przewertowałem, tyle książek przeczytałem, tyle filmików na YT obejrzałem i co? I nic! Kompletne dno. "Jak ktoś urodził się zerem, to nim pozostanie", "Miejsce śmieci jest w śmietniku".

  13. Jeśli bym odstawił leki, jak radzisz, to pewnie dostałbym tak silny nawrót depresji i nerwicy, że przypłaciłbym to samobójstwem. Skoro lekarz mi ich nie odstawia, to znaczy, że tak trzeba. Pytałem się o to, czy da się nauczyć rysowania panią doktor. Powiedziała, że tylko w niewielkim stopniu. Na dodatek miałem testy IQ i mam 82/200, gdzie normą jest 100, zaś poniżej 70 określa się mianem imbecylizmu. To jest kolejny powód, przez który czuję się koszmarnie.

  14. Chciałem napisać, że wiele nocy przepłakałem z powodu prześladowań. Czynią to nadal. Poza tym nie mam żadnych talentów i to mnie dobija najbardziej. Bardzo chciałbym zrobić własny komiks, ale rysuję gorzej od przedszkolaka. Łykam tabletki od psychiatry, ale nic nie pomagają. Jestem po nich jakiś taki nieobecny i ospały.

  15. Tobie zaszkodziłem? Nie spróbowałeś...

    Nałóg a talent to dwie różne rzeczy... Jak już mylisz takie rzeczy, to rzeczywiście już z tobą źle.

    Podobno talent można mieć do wszystkiego, także do picia...

  16. Ciebie rozbawiły, innym mogą pomóc...

    Najlepiej jest śmiać się z tych, którzy znaleźli to, co lubią robić i starają się teraz pomóc innym. Najlepiej jest stanąć z boku i się przyglądać, komentując to wszystko.

    A potem tylko umartwiać się nad sobą,że nie potrafisz nic zrobić... Ciekawa droga!

    Ja już wszystkie możliwe drogi wypróbowałem. Takimi poradami raczej nie pomożesz, a zaszkodzisz. Dajmy przykład, że ktoś lubi pić alkohol. Zacznie spożywać go w nadmiarze i będzie twierdził, że ma żyłkę do tego.

  17. Uwierz mi... Rozejrzyj się. Popatrz w każdy kąt, popatrz na ludzi. Stąd czerp inspiracje, nie tylko z tego, co sam już wiesz. Człowiek uczy się przez całe życie, niewiadome są twoje drogi.

    Podążaj za tym, co dają ci marzenia... A marzenia często się zmieniają, ale w końcu trafisz na to, co naprawdę będziesz lubił. Po prostu się nie bój i nie przestawaj. Bo wiesz... Do końca życia wszystkiego nie spróbujesz ^^

    Domorosły filozofie, muszę Ci podziękować. Twoje porady mnie rozbawiły.

  18. Wszystkiego? Skoro nie znalazłeś ,,tego czegoś", to nie spróbowałeś wszystkiego. Kluczem jest właśnie to, że nie można stawać przy każdym błędzie.

    A jeśli poddajesz się po kilku potknięciach, to wiadomo,że nic ci nie wychodzi. Ja zanim znalazłem to, co lubię robić, długo błądziłem... I wiesz? Takie nabieranie doświadczenai było fajne... I zrobiło ze mnie optymistę :D

    Skoro moje słowa są puste, to dlaczego dzięki tym, co głoszą, udało mi się cokolwiek osiągnąć?

    No tak, trudno bym sprawdził się na przykład w strzelaniu z FGM-148 Javelin, czy jedzeniu bigosu na czas. Nie mam możliwości, albo mnie to nie kręci. Uwierz mi, ale próbowałem rysować, pisać, śpiewać, grać i wiele więcej. Wszystko zaraz uświadamiało mnie, jak marny i żałosny jestem.

×
×
  • Utwórz nowe...